O cieszeniu się

czw., 22 kwietnia 2010, 23:24

Bobik odstawił torbę z takim rozmachem, że aż jęknęły kilogramy ciasno upchniętego w niej kabanosa. Odczepił z ogona kawałek cumulonimbusa, strząsnął z futra resztki islandzkiego pyłu i szczeknął – jestem!
Przebiegająca wzdłuż listwy podłogowej mysz zatrzymała się koło komody, popatrzyła na Bobika z miernym zainteresowaniem i pobiegła dalej. A komoda nie raczyła obdarzyć szczeniaka nawet przelotnym spojrzeniem.
– Nie to nie! – mruknął Bobik pod nosem. – Wcale nie mam zamiaru wygłaszać pompatycznych przemówień o obojętności świata. Jak ktoś się nie cieszy z mojego powrotu, to jego problem. Zupełnie mi wystarczy, że ja się BARDZO cieszę.

O smuceniu się

śr., 14 kwietnia 2010, 16:28

Bobik nie bardzo wiedział, co i jak napisać, żeby było dobrze. Sytuacja w żadnym wypadku nie pasowała do szcenięcych podskoków, a powaga na pewno nie była specjalnościa jego zakładu. Ale i opcja całkowitego milczenia nie wydawała mu się odpowiednia.

Z tego wszystkiego Bobik siadł i napisał coś bardzo krótkiego, liczac na to, że być może właśnie tak będzie dobrze.

Na początku było nam wszystkim chyba jednakowo smutno. A teraz dla jednych żałoba narodowa już się zakończyła, podczas gdy inni może jeszcze długo nie potrafią się z niej otrząsnąć. Ale źle by było, gdyby ci drudzy nie mogli swojego smutku przeżyć do końca. Gdyby mieli poczucie, że smutek już przestał być ważny, że wyparły go inne, doraźne sprawy i kolejne newsy.Więc ze względu na tych, którzy zginęli i na tych, którzy jeszcze się smucą, nie pozwólmy, żeby całą żałobę zdominowały irytacje z powodu czyichś niedobrych decyzji, niemądrych wypowiedzi i zbijania kapitału politycznego na trumnach.

Tak, mnie też to trudno znieść. Ale jeszcze zdążę na ten temat powarczeć – za jakiś czas, kiedy nie będzie to warczenie nad niezasypanymi jeszcze grobami. A na razie nie chciałbym zachowywać się dokładnie tak jak ci, którym mam za złe. Dlatego postanowiłem wziąć głęboki oddech i na razie dalej myśleć o tragedii ofiar katastrofy i ich rodzin, albo o tym, jak się brzozy zielenią, a nie tylko o…

W tym momencie Bobikowi rzeczywiście zrobiło się bardzo smutno i postanowił na tym zakończyć, chociaż nadal nie miał najmniejszej pewności, czy tak będzie dobrze. 

Starym zwyczajem…

sob., 3 kwietnia 2010, 01:57

Pani się posunie! – burknął z niechęcią Barszcz i łypnął nieprzyjaznym, tłustym okiem w stronę Baby. – Pełno na tym stole, że widelec trudno wetknąć, a pani się rozpycha jak królowa jakaś.
– Królowa? – oburzyła się Baba – Gdybym była królową, miałabym przynajmniej coś do gadania, nie mówiąc już o służbie i biżuterii. A co ja tak naprawdę mam z życia? Gniotą mnie, wpychają w sztywną formę, ograniczają, starając się na dodatek pokryć to wszystko lukrem. Gdybym się nie rozpychała, nikt by mnie nawet nie zauważał.
– Koleżance to nigdy nie można dogodzić! – sapnął Pasztet. – Ja też poniekąd należę do wypieków i z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że ogólnie wcale nie jest tak źle, jak się różnym malkontentom wydaje. Konsumpcja rośnie, a to przecież dla nas sprawa główna. Nie bardzo wiem, czego koleżanka chce.
– Żądam parytetu i wyrównania szans! – krzyknęła Baba, spoglądając znacząco w stronę Sernika. – Dlaczego wypieki męskie mają wśród konsumentów znacznie wyższe notowania? Ja wiele dłużej wyrastałam, a jak co do czego, to zawsze jestem pomijana. Wszyscy tylko mlaskają i prawią komplementy, że niby beze mnie Świąt sobie nie można wyobrazić, a potem ukradkiem nakładają na talerz któregoś z kolegów!
– Parytety! – prychnął z lekceważeniem Marynowany Grzybek. – Emancypantka się znalazła! Co to za bzdura i obraza boska! Naturalną rolą Baby jest ładne wyglądanie i pożywność. Wszelkie inne pomysły są zagrożeniem dla całego stołu.
– Nie stwarzajmy sztucznych problemów – spróbował załagodzić sprawę Sernik. – W końcu kiedy leżymy na paterze z pokrywą, wszyscy mamy nad sobą szklany sufit, bez względu na płeć.
– Nieprawda! Nie wszyscy mają po równo! – zaperzył się Przekładaniec. – Proszę sobie tylko przypomnieć, jak hołubiony jest pan Mazurek. Nie ma dnia, żeby ktoś o nim nie mówił z uwielbieniem.
– Spokojnie, kolego, spokojnie – zmitygowała go Kiełbasa. – To tylko dlatego, że jest Rok Chopinowski. Jak się skończy, to o mazurkach znowu będzie cicho.
Baba, której złość już zaczęła opadać, zirytowała się od nowa.
– Koleżanka Kiełbasa jest rodzaju żeńskiego, ale kształt ma zdecydowanie falliczny, co nasuwa podejrzenie, że leży tu na dwa fronty – oświadczyła. – Nie bez przyczyny zresztą w trawie piszczy, że Kiełbasa ma dwa końce i jak uderza do psa, to on się zaraz znajdzie.
– Chwileczkę, chwileczkę – Schab wziął Kiełbasę w obronę. – Magister Baba powtarza niesprawdzone pogłoski, dyskredytując dobre imię wędlin, a przecież wiadomo, że właśnie z wędlin nasz stół jest znany w świecie. Co sobie pomyśli Europa czy Ameryka, kiedy usłyszą, że nasza Kiełbasa jest pod psem?
– Temu Schabowi niech pani nie ufa – szepnął konfidencjonalnie Baleron do Baby. – Wszyscy tak wychwalają jego dobroć, a ja go znam od surowości, ba, chowaliśmy się razem i mogę pani zaręczyć, że to zwykła świnia.
– Ha! Od początku tak podejrzewałem! Baleron spiskuje z Babą – syknął schowany za gałązką bukszpanu Mazurek. – Nic dziwnego, obydwoje na B. Kto wie, czy nawet Baranka nie wciągnęli.
– No coś ty? – zaprotestował Przekładaniec. – Baleron to by raczej spiskował z Sosem Tatarskim. On jest wprawdzie obcy literowo i genetycznie, ale spryciarz nie z tej ziemi. Każdemu potrafi pójść w smak.
– Do chrzanu te wasze teorie – westchnęła smętnie Szynka. – Aż się płakać chce. Sama nie rozumiem, co ja robię w takim towarzystwie.
– Uwaga! – wrzasnął nagle Marynowany Grzybek. – Gospodarz Pisanki niesie! Zaraz się okaże, że wszyscy jesteśmy nieważni, bo one jak zwykle zgarną dla siebie całą symbolikę.
– To oburzające! – zaszemrał cały stół. – Kto je tu prosił? To już lepsze byłyby zajączki w głowach. Przynajmniej nie rzucałyby się w oczy.
– A państwo czego się spodziewali? – zachichotał Chrzan. – To jest tradycyjna polska Wielkanoc i z góry było wiadomo, że bez jaj się nie obejdzie.

* * *

Kochani, nie dajcie się wiktuałom! Wesołych Świąt! 🙂

Dziwne Stworzenie

pt., 26 marca 2010, 19:35

Dziwne Stworzenie siedziało na płocie i bardzo szybko wypuszczało z dzioba krótkie serie dźwięków, które brzmiały mniej więcej tak:

Bla, bla, tirliti,
zjadłem bułkę z margaryną.
Bla, bla, tirliti,
ale premier dziś popłynął!

Bla, bla, tirliti,
spędzam urlop pod namiotem.
Bla, bla, tirliti,
kto mnie wybrać ma ochotę?

Bla, bla, tirliti,
rzucił, więc przeżywam dramat.
Bla, bla, tirliti,
znowu ćwierkał coś Obama.

Bla, bla, tirliti,
Zośki już nie warto czytać.
Bla, bla, tirliti,
dusza moja nieumyta…

Bla, bla, tirliti,
Paris Hilton dała czadu!
Bla, bla, tirliti,
wracam teraz do obiadu.

Ostatnia zapowiedź była najwyraźniej chwytem czysto retorycznym, bo po niej Dziwne Stworzenie zaczynało natychmiast śpiewkę taką samą, albo tak podobną, że na pierwszy rzut ucha trudno było je odróżnić. Bobik właśnie usiłował uciąć sobie popołudniową drzemkę i to uparte świergolenie wcale mu do tego zamiaru nie pasowało. Poprawił raz i drugi położenie uszu, podwinął je, tak żeby stworzyły chociaż trochę dźwiękoszczelną warstwę, ale nic to nie pomogło. Usiadł w końcu, drapiąc się markotnie i usiłując przypasować Stworzenie do któregokolwiek ze znanych sobie gatunków. Bez efektu. Dziwne Stworzenie wymykało się wszelkim szczeniaczym klasyfikacjom.
Nieopanowana żądza wiedzy zmusiła Bobika do porzucenia marzeń o drzemce i wykonania zdecydowanego ruchu. Przeczołgał się pod płotem do sąsiedniego ogrodu i bezceremonialnie zaczął tarmosić wystawiającą pysk do słońca Labradorkę:
– Słuchaj, co to jest to, co tam siedzi i świergoli? Wygląda dziwnie, gada dziwnie i w ogóle jakieś mi się wydaje podejrzane.
Labradorka z pewnym zaniepokojeniem zerknęła we wskazanym kierunku i roześmiała się z ulgą.
– Nie przejmuj się! – powiedziała z lekceważącym machnięciem łapy. – To jest tylko Ćwiter.
– Ćwiter? – powtórzył niepewnie Bobik – Nie wiedziałem, że coś takiego istnieje w przyrodzie.
– Noo, mogłeś się z nim jeszcze nie spotkać – przyznała Labradorka – bo to jest dość nowy gatunek. Skrzyżowanie mysikrólika z papugą. Z mysikrólika wzięto rozmiary, a z papugi skłonność do nieopanowanego paplania i powtarzania czegokolwiek, co tylko zasłyszy.
– I to się przyjęło? -zdumiał się Bobik.
– Jeszcze jak się przyjęło! Kolejki się zaczęły ustawiać, żeby jak najprędzej złożyć Ćwiterowi wyrazy uszanowania. Krótkie zresztą, bo on długich nie uznaje.
Bobik przyjrzał się dokładniej Ćwiterowi. Nie wzbudzał jego zaufania, nie mówiąc już o tym, że najchętniej wlepiłby mu mandat za zakłócanie spokoju. Warknął na niego niezobowiązująco, a potem przypomniało mu się, że jeszcze o coś chciał Labradorkę zapytać.
– Jednego nie rozumiem – zagaił z wahaniem. – Wiesz, że jestem biegły w zoologii i byle kitu sobie nie dam wcisnąć. I coś mi się u tego nowego gatunku nie zgadza. Mówiłaś, że to jego gadulstwo to z papuzich genów. Ale papugi to są przecież bardzo inteligentne ptaki!
– No widzisz? – dydaktycznie podsumowała Labradorka – To znaczy, że postęp nie zna granic! Dzięki współczesnej technice nawet bardzo inteligentnego ptaka przy pomocy kilku prostych zabiegów da się przerobić na Ćwitera.