O czym dumać
O czym tu dumać? No, znalazłoby się…
O lekach, euro, ACTA, o kryzysie,
o rządzie, sądzie i prokuraturze,
o ważnej kwestii czy przed-, czy zamurze,
o brzozach tudzież innym drzewostanie,
o tym, co z nami robią tanie dranie,
o telewizji trwaniu, o klimacie,
o szkole, w której miast etyki pacierz,
o pobielałych z oburzenia maskach,
o Ziemi, która niekoniecznie płaska,
i o tym panu, co to sami wiecie,
i co w gazecie, i co w internecie,
i czemu władza gnębi nas pieniądza…
A gdy tak dumać, trawić i rozsądzać,
pytanie przy tym nawet nie zaświta,
czy aby warto. A warto by spytać.
croissanty
szeleszcze 😀
brykam fikam
Bry! I bru!
dnawo się gapię i bezwodnie.
Uchchchchch
Tylko 52 stopnie roznicy miedzy Rysiem a mna 🙂 Z wrazenia polknelam pestke od czeresni.
Tak naprawdę Rysiu ma temperaturę 255,15 stopnia, o jakich minusach tu mowa 😆
Dzień dobry 🙂
Bujać to my, a nie nas. Przecież i tak wiem, że wszyscy macie temperaturę 36,6. 😈
A Tadeusz długo tak będzie na tym bezwodziu? Bo się boję, że w końcu wódki do mycia zębów możemy nie nastarczyć. 😯 No i trochę żal człowieka. 😎
Jak komuś za mało mrozu, może sobie przeczytać u Kierowniczki post Stanisława, o mechanizmach wadzy. Mnie przy czytaniu mróz kurcgalopkiem po plecach przecwałował, ponieważ wiem, że Stanisław sam jest urzędnikiem wysoko postawionym i wie, co pisze. 🙁
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2012/02/04/kampania-wyborcza/#comment-102285
Liczyłam, że jak przeczytam, krew mnie zaleje i zrobi mi sie cieplej. a tam nic nowego, powszechnie znane zjawiska :zblazowana kufa:
Tadeusz nadal na bezwodziu? Czyżby do roztopów?
Już miałam niczego na ten temat nie pisać, ale nie wytrzymam:
http://policyjni.gazeta.pl/Policyjni/1,91152,11093686,Rutkowski__Wystapie_o_nagrode__bo_mi_sie_nalezy.html
👿 👿 👿
Też zawarczałem, Vesper, jak przeczytałem 👿 , ale dla utrzymania pokoju w Europie postanowiłem nie komentować. 😎
Chyba powinienem się szybko doblazować, bo widzę, że wciąż jeszcze nawet przy powszechnie znanych zjawiskach krew mnie potrafi zalać. 😳 A doczyścić potem futro po takim zalaniu… No, wrogowi nie życzę. 🙄
Vesper, a może chociaż od tego Cię zaleje? Futra nie masz, możesz sobie pozwolić. 🙄
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103454,11087198,Leczyc_czy_karmic__Domy_pomocy_spolecznej_beda_ciac.html
Już czytałam. Zalała.
Dzień dobry 😕
Po dentyście nie mam czucia w dziobie. Pewnie błyskawicznie odzyskam, gdy doczytam linki.
Mnie się to wszystko jakoś wiąże. Te DPS-y i to, o czym pisał Stanisław… Cała para sprawowania władzy idzie w gwizdek piarowo-kolesiowsko-ważniacki, a dobro społeczne jest pojęciem co najwyżej dla takich frajerów jak ja. 👿
Sam już nie wiem, czy lepiej będzie, jak się doblazuję i przestanę na to zwracać uwagę, czy jak pozostanę frajerem i swojej własnej pary będę czasem upuszczał powarkując. 🙄
Odzyskasz, Haneczko, musowo. Ale nie daję Ci gwarancji, że nie pożałujesz. 🙄
Bobiku, to urzędniczość, o której pisał Stanisław, czyli biurwokracja. Ludzi w tym nie ma. Ludzie są peselami.
A Bobiku , paskudo! Antypodom chciesz zaszkodzic? A chala!
Antypody czytaje NIE i FAKTY I MITY i nie takie rzeczy widzialy.
Ostatnie NIE ma artykul „POusadzani”, gdzie nazwiskami operuje konkretnymi. A przeciez to juz trwa od 20 lat.
Dalej na bezwodziu… pan mondry przyszł i powiedział, że zamarzło. Ale ja już prawie doprowadzam powietrze w rurach do zagotowania i nic. Bo wody w nich nie ma…. Chyba cza innego mondrego, coby przyszl.
Tadeuszu, bezwodzie przy tych prognozach i mondrych brzmi złowieszczo. 🙁
Wódka ma tylko 60% wody i niestety trzeba odpowiednio dłużej myć zęby. 👿
Czymam
Koniec dumania.
Coś się znowu dzieje ze stroną Bobika. 🙁
To nie ze stroną się dzieje, tylko serwer coś dziś świruje. 👿
Może mu zimno? 😯
Powiem Wam, dlaczego mnie takie rzeczy jak post Stanisława potrafią przejąć, ale pod warunkiem, że się nie będziecie śmiać. 😳
Niby wiem, że mechanizmy władzy są, jakie są, że jakość klasy politycznej jest, jaka jest, itd. Ale gdzieś na dnie naiwnego, szczenięcego serca tli mi się często iskierka nadziei, że może to nie całkiem do końca tak. Że może opinia publiczna, zawsze skłonna do narzekactwa, trochę wyolbrzymia niedociągnięcia, nie zauważając, że tu i ówdzie jednak są ludzie kompetentni, sprawni i coś sensownego robiący. Ale kiedy ktoś obserwujący władzę od wewnątrz tak bez osłonek pisze, jak to wszystko biega, nie pozostawiając mi miejsca na żadne złudzenia, to…
Pssst! Iskierka zgasła… 🙁
W celu zapewnienia zawodowego, rzetelnego, bezstronnego i politycznie neutralnego wykonywania zadań państwa ustanawia się służbę cywilną oraz określa zasady dostępu do tej służby, zasady jej organizacji, funkcjonowania i rozwoju.
Tyle i aż tyle w art. 1 obowiązującej od 3 lat ustawy o służbie cywilnej. Niestety rzeczywistość jeszcze daleko odbiega od ducha i zapisów ustawy. Coraz trudniej namówić kompetentnych ludzi na kandydowanie w jakichkolwiek wyborach. Nabór na stanowiska urzędnicze w drodze konkursu jest w wielu przypadkach pozorny. Przykładów mogę wiele podać. Mam też jednak świadomość, że są osoby w strukturach urzędów, które próbują pogodzić swoją rzetelność i uczciwość z bieżącą polityką. I to jest iskierką 🙂
Dziękuję, Irku. Od kwadransa siedzę wiercący się na krześle i dumam, co by tu pozytywnego i niegłupiego napisać. No i nic wymyślić nie mogę, a przecież nie można zostawić Bobika sam na sam z gasnącą iskierką! Iskierko nie gaśnij! http://www.youtube.com/watch?v=3tOZvDO1iSk
Zapaliłem świeczkę, żeby Bobikową iskierkę podżegała 🙂 No bo co ja mogę powiedzieć oprócz zrzędliwego, this is the way the world goes round. Mogę jeszcze powiedzieć, że ani dudu wody i tu już mówię )_*)(&(*&^&^%%$$#$%^%&(*(*&^!@#$%^&*()(*&^%$#@$%^&*()_+_)(*&^%$#@
No….
A przy okazji jakoś przypadkiem wlazłem w miejsce, gdzie Gugiel pokazuje co o mnie wie. Ho ho jakie ciekawe rzeczy! Miasto bezbłędnie, płeć, prawie, fotografia owszem, fascynacja muzyką rokową ???????????????, wiek 34-44, hohohohohohoho!!
No, rzeczywiście, znowu poczułem jakąś iskierkę, choć nie wiem, na ile miały w tym udział zeżarte na kolację przepiórki. 😎
Zastanowiliście się już, co młodzieńczemu rock-Tadeuszowi płci prawie męskiej będziemy dziś serwować do mycia ząbków zamiast nieosiągalnej wody? Bo tak dzień po dniu wódka to może tego… przesada? 😈
oranżada? 🙄
Hej!
Jak podeslecie do mnie troche sniegu, to przerobie na wode, a tak to suszarki w dlon i po rurach 🙂
Swoja droga jakze szybko ludzie zapominaja, ze natura ma swoje wybryki. Pamietam z dziecinstwa przygotowania do zimy, zabezpieczanie okien, rur, drzwi i nawet w polnocno -wschodniej Polsce nie zamarzalo. Wystarczylo nieco cieplejszych zim et voila!
Dokladnie to samo w Australii – wszyscy podobno wiedza, ze powodzie i pozary sa naturalna czescia ekosfery. I buduja…
Skoro Bobik już iskrzy, 😉 to może teraz przesuńmy wszystkie świeczki w stronę tych zamarzniętych rur, które odmawiają Tadeuszowi wody i zróbmy jakąś abrakadabrę? Nie żeby mi przesada spędzała sen z powiek – zęby można wszak myć i ginem, i białym rumem, w ostateczności nawet wodą mineralną. Ale do czego to podobne, żeby jakaś rura rzucała człowiekowi kłody pod nogi! 😈 A i psy Tadeusza też przecież pić muszą. ❗
Psy to jest bardzo poważny argument, żeby wykonać abrakadabrę. Gdyby psom ktoś spróbował dać do picia oranżadę, pierwszy bym trzaskę spałkał na jego głowie. 👿
Od rana suszę te rury… już afro im się zrobiło, a na pewno Sahara, bo do oazy z wodą daleko…
Dla psów mam wodę mineralną z Czech, a dla siebie kublastą od sąsiadów 👿 I to mnie dosyć irytuję, że idę do nich, a oni otwierają kurek i…. leci…..
Myślę, że trochę lepiej wyposażeni technicznie jesteśmy, jakoś nikt zwitków waty nie wtyka w szczelne okna, ani gazet nie pcha. A wszystko to pamiętam, jak i takie taśmy do zaklejania….
Ale ciężko było przewidzieć, że szybem z rurami będzie wchodziło w takie duże mrozy tak zimne powietrze, a mieszkanie będzie tak niedogrzane, no bo teraz się oszczędza ekologicznie. I teraz ja ekologicznie od 10 godzin jadę na grzejniku 2000 W. O ekologio ty mojaż!
Z tym myciem ząbków to drzewiej bywało różnie. Kto przed kolacją niech nie czyta dalej 😈
Posiadanie pięknych białych zębów jest nie tylko znakiem naszych czasów. Wybielania już próbowali nasi przodkowie w starożytności. Imali się nieraz sposobów, które w dzisiejszych czasach mogą wywoływać lekki dreszczyk obrzydzenia. W starożytnym Rzymie eleganckie kobiety używały do wybielania zębów ludzkiego moczu, uważano że najlepszym był portugalski. W innych krajach stosowano mocz dziecięcy. Zwracano bardzo uwagę na źródło pochodzenia tego specyfiku, gdyż najlepsze właściwości miał mocz dzieci żyjących w krajach południowych. Na przestrzeni wieków, liczba sposobów na poprawienie koloru zębów bardzo rosła. Zęby czyszczono popiołem drzewnym, sproszkowanym rogiem jeleni, czy też solą. Gryziono twarde jabłka i gruszki, które usuwały osady powstające na zębach. Wcierano w zęby skórki z cytryny, czyszczono je kredą z dodatkiem olejków aromatycznych.
Zostańmy lepiej przy wódce 😎
To już wiadomo, co wykorzystał Portugalczyk. 😆
Irku,
ja od lat kilku stosuje Johnniego Walkera jako plynu do plukania, bo te rozne Listeryny mi nie podchodza. 🙂
Tadeusz – przy liczniku z ta suszarka sprobuj.
Zwierzaku, a próbowałaś Listerine on the rocks? 😎
Przyjemne z pożytecznym 🙂
A może by tym rurom jakiś romans poczytać, na rozgrzanie serc? 🙄
Albo wytłumaczyć, że globalne ocieplenie i tak je dopadnie…
Albo zarazić grypą, żeby miały wysoką temperaturę…
A w ogole to chcialam wam powiedziec, ze zdecydowalam sie – ide na wojne! Obronna.
Moje terytorium zmniejsza sie i zmniejsza kazdego dnia, juz nawet w lozku spokoju nie mam, bo prowadzi tamtedy moze nie autostrada, ale przynajmniej droga krajowa. Sprzymierzency tez rady nie daja, za duzo tego wroga sie narobilo 🙂
A jaki cwany – normalna mrowka capi cos tam i do mrowiska wlecze, a te cholery mrowisko ciagaja ze soba – podnosisz programator – a tam zlobek. Albo inna porodowka. I na dodatek gryza swolocze. 🙁
No to zdecydowalam – dosc panoszenia sie na moim terytorium – bede truc!
Bobiku,
fuj!
Albo podpalić Wrocław, co oprócz rozgrzania rur miałoby również skutek uboczny w postaci dowozu wody przez straż pożarną (tzw. sposób na Nerona)…
Zwierzaku, bój się Pana B.! Prowadzenie wojny przy użyciu broni biologicznej przez jakieś tam konwencje jest zabronione. Międzynarodową aferę wywołasz! 😯
Albo zagrozić, że jak natychmiast nie odpuszczą, to zostaną wymienione na nowe, jak tylko temperatura pozwoli.
Albo się z nimi wódki napić – to może się rozmrożą po znajomości. 😎
Bobiku, nie każ Wrocławia za jedną upartą rurę – toż on sobie rur nie wybierał, wziął, jakie dali.
Tadeuszu, ja tupie, do tego patrze groznie przez szkal okularow, i ponownie tupie…………. czasami pomaga 🙄 wyjatkowo czasami, ale rada z serca 8)
Mnie się kiedyś w ogrodzie zagnieździły jakieś wyjątkowo wredne osy-ryjówki. Znaczy, oprócz tego, że latały i gryzły, to jeszcze w szybkim tempie ryły podziemne korytarze i tam rozmnażały się do nieprzytomności (a przy okazji korzonki różnych roślin szlag trafiał). Nie było na to cholerstwo trutki, bo ona by przy okazji całą ogrodową niszę ekologiczną wytruła. Na dodatek znajomy, który miał już z takimi ryjówkami do czynienia, nastraszył nas, że do wytępienia ich trzeba wzywać jakąś specjalną, zamaskowaną ekipę, która do tych korytarzy wpuszcza dym i utrupia towarzystwo, kasując za to potworne pieniądze. No to uzbroiłem się w lotną myśl, cierpliwość, miskę miodu i chochelkę. Postawiłem tę miskę miodu przy osim gnieździe, siadłem przy niej i co parę minut kolejną porcję os wpychałem chochelką w głębsze partie mazi. Fakt, kilka godzin to trwało, ale było na tyle skuteczne, że zamaskowana ekipa ani centa na mnie nie zarobiła. 😛
w TV B. oglosili ze zima jak nigdy, lub prawie nigdy, snieg i mroz,
bo normalnie to slonce i plaza – takie to nastaly czasy (elektrownie atomowa „zakluczylismy” co za licho wiec?)
teraz tylko – 15°
Zwierzaku, ile brakuje do Twoich +°?
przed spaniem:
dla frakcji (wiem obiecalem – brak charakteru
http://www.sueddeutsche.de/digital/acta-proteste-und-das-urheberrecht-der-kleine-urheber-hat-doch-nichts-von-einer-verschaerfung-1.1274211
i to dla kazdego (mysle ze dobre 🙂 )
http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/patriotyczny-szantaz
pora 🙂 😀
poszeleszcze w poscieli
Rysiu – palcow mi zabraklo – 40! U mnie aktualnie +25, ale dopiero siodma rano.
o siodmej juz 25!!!!!!!! przynajmniej rury nie zamarzna 🙄
truj roztropnie 😉
znikam 🙂 😀
Bobiku,
po dobroci sie nie dalo 🙁 Moja ekipa specjalna, czyli gekkony i jaszczurki tez nie daje rady utrzymac ich pod kontrola. Musze zrobic bariere ochronna. I tak wlaza, ale bedzie ich mniej.
A jakie cwane! Wydaje sie, z enie ma ani jednej, ale wystarczy polozyc cos jadalnego na chwile i juz wylaza i opanuja jedzonko. Lapalam na miod, ale zrobilo sie ich jakby wiecej. Roztrabily, ze zrec daja?
A może rury Tadeusza powinny wyemigrować do Australii?
Samo wystawienie miodu nic nie daje, bo tylko nieliczne się przykleją, a reszta się obeżre i z trudem bo z trudem, ale wylezie i jeszcze innym żarcie zaniesie. Trzeba siedzieć i wpychać. 🙂
To chyba na dozywocie mnie skazujesz Bobiku 🙂
Rysiu, juz 27.
To nie lepiej Tadeusz? 🙂
No dobra, lece na te zaby.
Tadeusz może nie lubić takich wysokich temperatur. 😆
Ale mógłby się po prostu przeprowadzić do innego mieszkania. O ile oczywiście wcześniej nie zastosuje tego wistu z podpaleniem Wrocławia. 😉
Nic nie poradzę: najbardziej mi się podoba pomysł obsadzenia domu tymiankiem, miętą i lawendą. 🙄 http://www.swiatkwiatow.pl/poradnik-ogrodniczy/jak-zwalczac-mrowki-w-ogrodzie-id60.html
He, he. Ja mam obsadzone, a między krzaczkami tymianku czy lawendy mrówki walcują, szczerzą zęby i za brzuchy się trzymają ze śmiechu. 👿
Inny podany sposób też nie wydaje mi się zbyt pewny: polewamy mrowisko wrzącą wodą prosto z czajnika, co skutkuje jego znaczącym zniszczeniem. No, sorry – jeszcze nigdy nie udało mi się zniszczyć czajnika przez lanie z niego gorącej wody na mrowisko. 🙄
U Kierowniczki dają pigwówkę. Można złapać szczękę i polecieć ją umyć. 😈
a dom na palach na wodzie? 🙄
Fatalnie – miałam nadzieję na pachnące, pokojowe rozwiązanie. 🙁 A tu nawet pretekst do wymiany czajnika na nowy nie wypalił.
Na palach? Jako możliwość dotarcia do wody sposobem „na przewieszkę”, z pominięciem rur? To interesująca koncepcja, tylko na szczękę trzeba uważać. Jak w poniedziałek wtorkowa wpadnie do wody i zaginie, to z wtorku nici. 🙄
Dziś czytałam, że topnienie lodowców na Biegunie Północnym powoduje powstawanie antycyklonów, whatever they are, w Azji Srodkowej, a one przynoszą do Europy mróz. Widzę więc związek przyczynowo-skutkowy między globalnym ociepleniem a zamarzniętą wodą w rurach w domu Tadeusza. Jeśli teoria jest prawdziwa, włączanie grzejnika może być działeniem… jak to sie teraz ładnie mówi… kontrproduktywnym? Tak to jest to słowo. Czyli że bez sensu jest 🙄
Bobik, poważnie myślisz, że wystarczy wyrzucić szczękę, żeby wtorek był odwołany? Muszę spróbować w takim razie ze szczęką środową. Jakoś nie lubię śród. Dni. Bo do profesorek Śród w zasadzie nic nie mam. Chociaż ostatnio jakby mniej nic nie mam…
Aga, wymień czajnik bez pretekstu
Też bym najchętniej środową szczękę wyrzucił. Nie da się tego jakoś zrobić bez tych pali?
Wymienić czajnik bez pretekstu na czajnik z pretekstem? A czy to sie opłaca?
będzie potrzeba mniej energii na rozgrzanie
Chyba na odwrót. Rozgrzanie i czajnika, i pretekstu powinno być na zdrowy rozum bardziej energochłonne.
To znaczy, że Tadeusz co ma zrobić, żeby było proproduktywnie (o produkcję wody się tu, w szczególności rozchodzi)? Złapać motylka i poprosić, żeby skrzydłami zamachał gdzieś na drugiej półkuli? A może wystarczy, jeśli BasiaBe, nasz przyczółek w Chinach posłucha Papillons Schumanna? 🙄
Zaraz, zaraz, cofnijcie, proszę, to wylewanie środy razem ze szczęką – w środę wychodzi Polityka!
Nasza zima zła. W Niemczech zanotowano rekordowe -29 stopni. 😯
Poddaję się, czajnik zostaje.
Nie wyrzucajcie szczek! Potem napadaja ludzi na plazach.
No dobra, Ago, pójdziemy na kompromis. Kupisz Politykę najpóźniej do 9 rano, a potem my z Vesper definitywnie gubimy szczękę. Do 9 środa nam jeszcze tak bardzo nie namiesza.
Te szczęki, co napadają ludzi na plażach, to na pewno nie moje. Ja mam jednorzędówkę. 😆
Zwłaszcza, że o 9.00 przeważnie jeszcze śpimy 🙄
No dobrze. Do dziewiątej. Twarde warunki – zwykle wybiegam z domu 9.25, pan kioskarz widząc, że biegnę, już wyciąga w moim kierunku Politykę, ja mu rzucam 5 złotych i zanim je złapie, jestem już w autobusie.
No jakże miło czytać takie deklaracje 😀
Usłyszałem w wiadomościach, że w Szwajcarii ciekawy projekt pilotażowy ruszył. W 200 aptekach będzie można kupić leki, które dotychczas były na receptę, bez wizyty u lekarza. Aptekarz będzie mógł sam zdecydować, a w razie wątpliwości skonsultować się z dyżurnym lekarzem przez internet. Dzięki temu Szwajcarzy mają nadzieję rozładować kolejki w poczekalniach lekarskich, bo część pacjentów siedzi tam wcale nie w oczekiwaniu na diagnozę (zwłaszcza w przypadku chorób chronicznych albo banalnych), tylko na receptę.
U nas, niestety, są na razie przeszkody prawne, żeby coś takiego wprowadzić, a szkoda. Ileż razy sam się po głupią receptę wysiedziałem i w końcu dostawałem ją nawet nie wystawiając ozora i nie mówiąc a, tylko zawiadamiając lekarza, czego potrzebuję. 👿 A mógłbym prosto do apteki…
Czasem ktoś po mnie rano przyjeżdża i wtedy, bywa, robimy panu kioskarzowi zamieszanie. Mój tata, czekając, aż do niego zejdę, wszedł kiedyś do kiosku i poprosił o dwie Polityki, po czym wytłumaczył z kamienną twarzą, że podobno w tym tygodniu numer jest wyjątkowo ciekawy, chce mieć więc możliwość przeczytać go dwa razy. :kamienna twarz:
Vesper, pójdziemy Adze na rękę i wytrzymamy środę do 9.15?
No, wlazlam w dwuletni kontrakt na internet. Podobno 100 megabipsow na sekunde. Ciekawe z ktorej strony walna mnie w tylek?
Dobra, to ja moge te szczeki ze srody przyjac – mnie sroda sie podoba!
No proszę, przy odpowiednim marketingu każdy towar się upchnie. 😆
Cały czas miałem nadzieję, że mój przyjaciel Mordechaj pojawi się i domiauknie coś sprawie rur – jego dogłębna znajomość problemów hydraulicznych jest przecież powszechnie znana – ale na próżno. 🙁
Mordko, chyba się na nas nie obraziłeś? 😥
No wlasnie, ani Mordki, ani Heleny. Choc w blogowej dyskusji na temat det. R. Helena byla dosc osamotniona, to w sondarzu GW okazalo sie, ze najwiekszy procent mial wlasnie takie zdanie jak Helena.
Helena jest w roznych bojach zaprawiona i mam nadzieje, ze udzieli Tadeuszowi stosownych porad hydraulicznych, skoro moje Tadeuszowi wydaja sie nieekologiczne.
W miedzyczasie, niech ktos cos zrobi z tym europejskim mrozem, bo ja nie po to wyjezdzam w lutym z Kanady, gdzie mamy niespotykanie lagodna zime, do Londka, gdzie quelle horreur! temperatura spadla do -8C i trzeba bylo odwolac loty!
Zeby zima wyjezdzac z Kanady do Europy, z lagodnego klimatu w mrozy, to rzeczywiscie czesc jakiegos kosmicznego zartu. U mnie dzisiaj tez zartobliwe 10 stopni ciepla, zwykle tutaj nieznane o tej porze roku. Az z wrazenia, za przykladem Rysia, kupilam sobie do tego dosc blade, zimowe truskawki (meksykanskie, nie marokanskie w tym przypadku). 😉
A poza tym, jest przeciez osamotnienie w opinii na dany temat (w jakiejs grupie) i osamotnienie w ogole. To drugie tutaj chyba nigdy Mordce i Helenie nie grozi, a to pierwsze moze sie zdarzyc czasem kazdemu… A to z kolei mi przypomnialo, ze musze odszukac dla Heleny ladny fragment programu o Dickensie i jego zwiazkach z Nowa Anglia, ale to juz potem, bo chwilowo chyba znow cos mi sie przypala w kuchni. 😉
Ja jestem do osiagniec hydrauliczno/kanalizacyjnych, ktore w koncu dopiero nie tak dawno trafily pod strzechy, bardzo przywiazana. I jesli raj istnieje, to mam nadzieje, ze chociaz jest stary jak swiat, to jest skanalizowany.
Moniko, te kosmiczne zarty maja jeszcze troche potrwac, w zwiazku z tym pakuje getry, kurtke/ parke, nauszniki z jakiegos futra, chyba…. brrr…. z krolika, rekawiczki z jednym palcem, ze o cieplych rajtkach nie wspomne!
Tak wlasnie myslalam, Kroliku, choc wiem, ze lubisz podrozowac lekko. Ale tez i praktycznie sie pakowac.
Osiagniecia cywilizacji, w tym kanalizacyjno-wodociagowe tez bardzo lubie, zwlaszcza, ze odkad je mamy juz mniej sie boimy Czarnej Smierci i tym podobnych. Tym wieksze wyrazy wspolczucia dla cierpiacych ich – chocby chwilowy – brak.
A tu link z Dickensem w Lowell dla Heleny i Mordki w szczegolnosci, a w ogolnosci tez dla wszystkich, jesli to kogos wiecej zainteresuje (sama sie pewnie wybiore na te wystawe do Lowell, o ktorym zreszta swietne opowiadania pisze moja sasiadka przez plot.)
http://hereandnow.wbur.org/2012/02/03/charles-dickens-anniversary
Bry!
Ani nie drgło, za to jakby drgawki się u mnie pojawiły..
Gdzie tu najbliższy Portugalczyk, względnie Portugalka z dzieckiem?
W łazience już z upału nie można wytrzymać… saunę mam.
Miało być cieplej. Oj cieplej!!! Minus 13, a nie minus 15. Już nawet w kelwinach mi się nie chce.
Bobiku,
w kwestii recept na choroby przewlekłe, to w Szwajcarii dostaje się te recepty do powtarzania, na ogół ważne przez pół roku. Tzn. jak mi się kończy jakiś lek, idę po następną porcję do apteki. Jeśli kończy się ważność recepty, to aptekarz dzwoni do lekarza, a ten przesyła mu następną receptę mailem. Odbierając lekarstwo w aptece nic nie płacę, tylko co 2 miesiące dostaję rachunek, który wysyłam do kasy chorych po refundację. Za lekarstwa i wizyty u lekarzy płaci się 10 % (resztę – kasa chorych). Składki do kasy chorych (przynależność obowiązkowa) i lekarstwa są dość drogie, ale przynajmniej dobrze to działa. Do tego stopnia, że gdy kiedyś zapomniałam wziąć lekarstwo z apteki, co się okazało w niedzielę, posłałam syna do dyżurnej apteki na dworcu, a tam pani wydała mu lekarstwo na cukrzycę i nawet zapomniała spytać o nazwisko i adres. Przytomnie sam jej o tym powiedział. To samo się zdarzyło niedawno, kiedy mój mąż, jadąc na dwa tygodnie do Polski, zapomniał zabrać swoje lekarstwa pozawałowe. Było to w sobotę, ale podałam mu telefon komórkowy jego lekarza, który telefonicznie przekazał potrzebne dane do apteki na lotnisku w Zurychu i mąż mógł tam odebrać lekarstwa przed wylotem.
Ta Szwajcaria to jednak cywilizacja. U nas z receptami na choroby przewlekłe było do niedawna tak, że można byo zadzwonić do przychodni, zamówić i następnego dnia odebrać w recepcji, bez wizyty u lekarza. Nie było to tak wygodnie, jak odbiór leku bezpośrednio w aptece, ale i tak za bardzo ułatwiało życie pacjentom jak na enefzetowski gust. Teraz już nie można dostać repepty bez odstania swoje w kolejce do lekarza. W ten sposób, w ostatnim sezonie, ilość chorych na grypę powiększyła się o tych, którzy poszli do przychodni po leki na nadciśnienie 🙄
Dzień dobry 🙂
Tu, przy przewlekłych, zostawiam zapotrzebowanie paniom w rejestracji i następnego dnia odbieram receptę. Rejestracja informuje, kiedy lekarz chce zobaczyć człowieka na żywe oczy.
Vesper, nasz wielkopolski fyrtel jeszcze przytomnie doludny. Ciekawe, jak długo.
Pisze Bobik, że pisze Stanisław, co to „sam jest urzędnikiem wysoko postawionym i wie, co pisze” …
A stary Kot sobie myśli … i też pisze: a czego szuka, w godzinach pracy, na blogach „wysoko postawiony urzędnik” 👿 😯 🙄
Dostarcza materiału pani Oldze Lipińskiej? 🙄
A nas przy tym nigdy nie było
Rosły wkoło domy z czerwoniutkiej cegły
A murarz był biegły, a nawet przebiegły
Mieszały się role, plątały się klasy
W narodowej kadzi pełno ciemnej masy
Kaduceusz polski mieszał w niej zawzięcie
Rodziło się nowe wielkie przedsięwzięcie
A nas przy tym nigdy nie było
Wianki dziewicze na naszej skroni
To przecież tylko kilka osób robiło
To oni, oni, to oni
Mariensztacki rynek, zabawa ludowa
Na bluzce Leninek, pod nią Częstochowa
Rżnie ostro muzyka, w głowie się zmieszało
Ponoć duszy nie ma tylko samo ciało
A ciało być chciało, lecą skry spod powiek
Sekretarz zachęca, bo to ludzki człowiek
A nas przy tym nigdy nie było
Wianki dziewicze na naszej skroni
To przecież tylko kilka osób robiło
To oni, oni, to oni
Tak ulegli chłopcy, uległy panienki
I o nowej huci śpiewali piosenki
I w fallicznym kulcie wznosili sztandary
Na cześć apostołów nowej świeckiej wiary
Hulaj dusza, piekła nie ma, rach, ciach
A potem ich dzieci też traciły cnotę
W światłach na trybunach lub cichcem za złote
A nas przy tym nigdy nie było
Wianki dziewicze na naszej skroni
To przecież tylko kilka osób robiło
Jakie ich imię?
Jakie ich imię…? Miliony…
Rąk?
Tysiące rąk, a serce biło jedno!
’W godzinach pracy na blogach’ – kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci cegłę. 😳
Do lekarza, niestety (bo nie lubię) jednak czasem chodzę. Do diabetologa raz na 3-4 miesiące, do ogólnego (lub rodzinnego) raz na jakiś czas, co najmniej raz na rok, żeby się zaszczepić na grypę lub przy jakimś nieprzewidzianym przypadku. Ale faktycznie nigdy nie jedynie po receptę.
Mogę rzucić, bo tego nie robię … 😎
ale tego nie rzucę, przecież nikogo nie chcę okaleczyć … tylko jak już się na te różne tabu zamachujemy, to może … taką samą miarą siebie, jak tych nieszczęsnych Zdrojewskich & Co 🙄 … zamiast w koło Wojtek „to oni” 😉
bez „tego” 👿
drugiego „tego” 👿
Dzień dobry 🙂
Laurenty, miałam więcej niż przyjemność poznać Stanisława. Stanisław nie zaniedbuje 🙂
Dzień dobry 🙂
Uświadomiłem sobie, że trochę oczerniłem Germanię. 😳 Po receptę na przewlekłe tutaj też nie za każdym razem trzeba odsiadywać, tylko raz na jakiś czas lekarz żąda widzenia z delikwentem. Ale już na przykład przy chorobach powtarzających się komuś co jakiś czas i wymagających lekarstwa na receptę odsiedzieć trzeba. Nasz Młody we wczesnym dzeciństwie przez kilka lat miewał nawracające zapalenia ucha. Objawy były rodzinie już dobrze znane, wiadomo było, jaki trzeba dać antybiotyk i nie było sensu wlec grząśla do lekarza (który zawsze dawał dokładnie tenże antybiotyk). Aliści aptekarzowi nie wolno było wydać antybiotyku bez recepty, a lekarzowi nie wolno było wystawić recepty bez obejrzenia pacjenta, no więc się odsiadywało.
Sam mam kilka dolegliwości nie mających wprawdzie statusu choroby chronicznej, ale nawracających. Już na tyle jestem z nimi zaprzyjaźniony, że nie trzeba mi żadnych badań, żadnego pobierania krwi, żadnego gniecenia brzucha – po prostu wiem: o, znowu przyszło. I też nie mogę od razu pognać do apteki po lekarstwo, tylko najpierw muszę do kolejki w poczekalni. Na szczęście znalazłem rozsądnego lekarza, który ma do mnie zaufanie, akceptuje moją diagnozę i bez tracenia czasu na szczegółowe badania receptę wypisuje (nie każdy medyk się na to zgadza). Ale swoje w kolejce wcześniej odrobić muszę, nie ma zmiłuj się. 👿
No masz, za chwilę będziemy życzyć sobie przewlekłych chorób 😆
O łażeniu po blogach (i nie tylko) w czasie pracy.
Czytałem na ten temat wyniki różnych badań, ale ponieważ nie wiedziałem, że mi to będzie potrzebne, nie zapamiętałem autorów. Musicie mi więc uwierzyć na słowo, że opieram się nie tylko na swoim widzimisiu, ale i na wnioskach mądrzejszych ode mnie. 😉
Z grubsza sprawę moża zreferować tak: w zawodach umysłowych nie da się pracować przez 8 godzin z równą wydajnością, efektywnie i kreatywnie. Jeżeli ktoś twierdzi, że tak może, albo kłamie, albo jest kosmitą. 😎
Umysł jest na tyle cwany, że tak czy owak robi sobie przerwy, co najwyżej usiłując tego zanadto nie pokazywać. A właściciel umysłu też zawsze coś wykombinuje, żeby co jakiś czas uciekać w inne rejony – a to kawkę, a to siusiu, a to ważny telefon, a to przełożenie papierów z jednej sterty na drugą… I nie jest to objaw lenistwa, tylko odruch zdrowy: w czasie tych przerw część umysłu odpoczywa, a część dalej, na nieświadomym poziomie, zasuwa z robotą, wpadając nieraz na nieoczekiwane, twórcze rozwiązania. To trochę tak, jak malarz, który od czasu do czasu musi odejść od palety, żeby przyjrzeć się z dystansu temu, co dotąd namalował i skorygować albo całkiem przerobić.
Inną właściwością wielu ludzkich umysłów jest sprężanie się w obliczu jakiegoś nieprzekraczalnego terminu. Znaczy, pracuje sobie taki umysł na pół gwizdka i żadna siła go nie zmusi, żeby przyspieszył, ale jak termin się zbliża, to nagle z człapacza wyłazi sprinter i leeeeci… Objętne, czy mu na wykonanie zadania dać 5 godzin czy 5 dni, zawsze największą i najważniejszą jego część wykona w czasie wiele krótszym niż założony, a resztę przebumeluje (na pozór).
Rozsądni pracodawcy, którzy o tych właściwościach umysłów wiedzą, wcale wchodzenia na blogi i picia kawki nie zabraniają, tylko określają zadanie i termin, a resztę pozostawiają pracownikom do własnego uznania, rozliczając tylko z wykonania zadań. I dobrze na tym wychodzą, a pracownicy i robota również.
Inna rzecz, że przymus obecności w biurze przez tyle a tyle godzin, zamiast przejścia w ogóle na system zadaniowy, jest jeszcze przejawem „myślenia XX-wiecznego” 😉 Wszyscy chyba wiemy, jak dużą część różnych biurokratycznych robótek można by wykonać w domu, w piżamie i tylko efekty pracy wysłać mailem. No, ale szefowie zostaliby wtedy pozbawieni cudownego poczucia władzy i kontroli, co by im zapewne przyszło z ogromną trudnością. 😉
Bobik, zbierałam się właśnie do napisania o tym samym.
No, to nie pierwszy raz by była Łajza i nie ostatni. 😆
A jakie oszczędności na czynszach za przestrzenie biurowe by były, gdyby pozwolić pracownikom pracować w domu.
Zresztą, pilnowanie podziału czasu na pracowy i prywatny to miecz obosieczny. Kiedy jeszcze byłam korpoludkiem, mój szef zwrócił mi uwagę, że w pracy odbieram prywatny telefon. Po czym jeszcze tego samego tygodnia zadzwonił do mnie na służbowy po 19.00, by omówić szczegóły delegacji 😈
Moją mamę szef kiedyś dorwał telefonicznie po godzinach w sklepie z ciuchami, w przymierzalni i dziwił się chwilowym miniprzerwom w komunikacji, a przecież trudno rozmawiać wciągając akurat przez głowę sweter. 😈
jest jak piszesz Bobiku, kiedyś szefowa opieprzyła mnie za nadmiar blogowania, a nie za sam fakt wietrzenia umysłu. ale co do przychodzenia do pracy – uważam że trzeba rozgraniczać światy. kilka razy zafundowałem sobie telepracę i w życiu nie chcę powtórki. inna sprawa, jak ktoś 2 godziny jedzie w jedną stronę. wtedy można się zastanowić nad enklawą korporacji w swoich czterech śnianach.
W telewizorni nigdy się nie udawały tzw. próby zaprowadzenia porządku. W naszym ośrodku był kiedyś naczelny, który zarządził obowiązkowe przychodzenie na 9.00.Rano. Został gremialnie wyśmiany, a wymówki produkowane przez okropnych dziennikarzy były prześmieszne. Podobnie było w bazie filmowej z podpisywaniem listy obecności. Robiło się to hurtowo pod koniec miesiąca.Dużo było takich przykładów, ale najśmieszniej zrobiło się w stanie wojennym, na samym początku, kiedy w holu wadza postawiła chłopaków z giwerami. Taki chłopak z giwerą to wie, że jak on powie „tak i tak”, to jest „tak i tak”. A cholerni dziennikarze natychmiast wdawali się z nimi w światopoglądowe dyskusje i usiłowali im przetłumaczyć, że źle czynią. Po dwóch godzinach warty w telewizji taki żołnierzyna był totalnie skołowany. A potem odchodził i nie wracał. Podobno dlatego, że niektórych dziennikarze już prawie-prawie przeciągnęli na słuszną stronę.
I tyle o dyscyplinie.
A co do recept – w Szczecinie był moment, kiedy zaniechano wypisywania „przewlekłych” recept na telefony, ale po dwóch czy trzech miesiącach przywrócono ten zwyczaj. Znaczy można.
Syberia jest jakaś…
Przypomniał mi się, w związku z podziałem na prywatne i pracowe, przykład niebywałego idiotyzmu biuroratycznego. Zadzwoniłem kiedyś ze służbowej komórki w Sylwestra, żeby złożyć życzenia noworoczne moim klientom. Ktoś tam wyszukał, że było to poza czasem pracy i surowo nakazano mi zwrócić 23 centy za tę rozmowę. List z surowym nakazem kosztował firmę (niekorporacyjną zresztą) 60 centów. 😈
Rzeczywiście trudno. Aby popryzmierzać suknie ślubne, wzięłam urlop. Ale i tak dzwonili. Jakoś głupio było rozmawiać o służbowych sprawach, stojąc w samej halce i gorsecie, tłumacząc jednocześnie gestami uprzejmej pani w sklepie, żeby nie pakowała mi na głowę żadych firanek 😈
Nisiu, telewizornie, redakcje, teatry i inne takie mają pewien „wariacki” status i tam na pewno z niereglamentowanym czasem pracy jest łatwiej. Korporacje i biurokracje są do cyfrowego widzenia świata szalenie przywiązane, a do kontroli tyż. Ma być tyle a tyle godzin pod kontrolą i kuniec. 🙄
Z tym rozdzielaniem światów, o którym pisze foma, to chyba różnie, indywidualnie się odbiera. Mnie na przykład wykonywanie pracy w domu nigdy nie wadziło i kiedy tylko była okazja, starałem się w ten sposób ustawiać sobie życie. Ale rozumiem, że dla innych może to być uciążliwe (podejrzewam, że zwłaszcza z małymi dziećmi w domu jest trudno). Więc mógłby po prostu być do wyboru wariant taki i taki.
Nożeż wiem, Bobiku. I dlatego nigdy nie dałabym rady w korporacji. Już w szkole było ciężkawo z tym wstawaniem… Ale telewizornia była w sam raz. I teraz jako wyrobnica domowa sobie chwalę.
Czy ten Urzędnik to stara pelisa, żeby sie tak furt wietrzyć 😯
Szczeniak pokazał drogę do tej blogowej farmy, to się tam trochę pokręciłem. Urzędnik wietrzy się intensywnie.
Ale wierzę Haneczce. „Nie zaniedbuje”. Robote bierze do chaty 😆
Wczoraj robił za zastępczego wstydnika, bo „ktoś musi”. Tyż piknie 😉
O Helenę i Kota Mordechaja jestem spokojny. Rzeźbią figury, metodą ogórka i suchara, na spodziewany przyjazd gości 😉
Wietrzyć się nie będę, straszny mróz. Idę pospać na zapiecku 🙂
No prawdą to jest, że umysłowo nie da się na zawołanie wydusić z siebie niczego, a siedzenie jak wół na krześle w pustych okresach prowadzi tylko do frustracji. No bo kto widział woła na krześle…
Z drugiej strony, nie wiem jak Wy, ale mam wrażenie, że jednak umysł trzeba przygotować do przyciśnięcia. Na zawołanie to może nie, ale trzeba dłuższą chwilę intensywnie pomyśleć o zagadnieniu, wtedy szare komórki potrafią wątek pociągnąć.
Z trzeciej strony, często myślony i myślony tekst odbiorcy mają za błahy, a wykrzesany z siebie w rzucie rozpaczliwym mają za niezły. Ciekawe to to… więc połowa najlepiej niech będzie myślona, a połowa rzucająca się!
Ja mam za sobą pracę w domu wariatów pt. gazeta codzienna, czyli dyżury całodniowe raz w tygodniu i zadaniowość, ale szybka, bez określonych dupogodzin, potem pracę w domu wariatów pt. jeden z tygodników, gdzie chory naczelny zarządził dupogodziny i po 17. sprawdzał osobiście, kto już nawiał ze stanowiska. Obecnie pracuję w miejscu, gdzie można przychodzić, można nie przychodzić, byleby się robotę wykonało, a po 17. trudno zastać kogokolwiek w redakcji 😉 A ja właśnie tutaj sobie w cichuteńkim lokalu posiaduję czasem nawet do 19., bo można się skupić 🙂
Pisać za czasów gazetowych mogłam jakkolwiek i gdziekolwiek, na jednej nodze, wieczorem po imprezie, z hukiem nad głową. Teraz lubię spokojnie popisać w domu, ale to zresztą innego rodzaju teksty.
Z małymi dziećmi dobrze się czyta i pisze na klapie sracza, od zaśnięcia potworów do zaśnięcia czytelniko-pisarza 👿
Ja niestety muszę być odcięty od świata przy pisaniu. Zawsze podziwiałem przyjaciela, który słuchał referatu na konferencji, jednocześnie poprawiając teksty. Jestem zdecydowanie jednokanałowy. Nigdy w czytelni biblioteki nie umiałem pracować, wszystko mnie rozpraszało.
Kocie Laurenty, ja też miałam więcej niż przyjemność poznać Stanisława. Nie znam sumienniejszego, rozumniejszego i bardziej otwartego urzędnika; oby więcej takich, którzy wiedzą, co robią i dlaczego. Mimo iż osiągnął już wiek emerytalny, jego urząd wciąż chce go w pracy, co świadczy o tym, jakiej jakości jest to pracownik.
Kocie Laurenty, jest takie przysłowie: jak się chce psa uderzyć (wrrr!), to się kij znajdzie. Pytanie tylko, czy warto… 🙄
Bardziej produktywne wydawałoby mi się zapytanie o efekty pracy urzędnika, niż sprawdzanie, ile się wietrzy. Bo tu wcale nie musi być prostych zależności.
Za to odróżnienie, co urzędnik mówi na serio, a co żartem i to w odniesieniu do wcześniejszych żartów, może znacząco wpłynąć na motywację do poszukiwania kija. 😉
Podzial na czas prywatny i pracowy w pracy jest u nas dosc prosty czy sie pracuje dla korporacji czy dla malej firmy. Przy przyjeciu do pracy podpisuje sie rozne papiery, min, ze ze sie zobowiazuje przestrzegac pracowych procedur, w tym rowniez, ze narzedzia pracy, takie jak komputer, telefon, fax i te rzeczy ma sie uzywac na do celow wylacznie pracowych, chyba ze za zezwoleniem. Ten papier moze byc pozniej podstawa do wywalenia z pracy. Byloby bardzo niemile widziane, gdyby na komputerowym ekranie bylo co innego niz zwiazane z praca. Moge natomiast wyslac i odczytac email z mojego prywatnego IPhone robiac sobie przerwe w pracy. Wchodzenie przez pracowy internet i prywatne emaile, szczegolnie te z zalacznikami, „zabieraja” komputerowa pamiec, sa zrodlem roznych wirusow, z krtorymi sie musi zmagac pracowe IT, nie mowiac o tym, ze praca jest w pewnym sensie odpowiedzialna za to na jakie strony wchodza pracownicy.
Ale Kanada to jest kraj o tradycjach purytanskich, i takie jest tez podejscie do pracy.
Co napisawszy, zaczynam sie szykowac do pracy.
Dzięki Pani Dorocie i Bobikowi mogłam schować pazury, które zaczęły mi się niebezpiecznie wysuwać 😎
To wszystko, co piszecie o sposobie pracy, prowadzi do wniosku w sumie dość banalnego 😉 – jednym się lepiej pracuje tak, innym inaczej. A z tego nietrudno wyciągnąć kolejny wniosek, że wciskanie wszystkich w takie same ramy pracowe nie może się sprawdzać.
I nie sprawdza się. Też przeszedłem w życiu przez kilka systemów i wiem, jak w niektórych z nich byłem niewydajny, bo były zupełnie przeciwne mojemu osobistemu sposobowi „zorganizowania wewnętrznego”. A w innych funkcjonowałem świetnie i sam sobie z radosnym zaangażowaniem dokładałem roboty.
I tylko raz, niestety, udało mi się znaleźć szefa,który powiedział „rób sobie, Bobik, jak chcesz i w jakim chcesz czasie, byle było zrobione”. Darzę tego szefa płomiennym uczuciem i robię wszystko, żeby było zrobione, a nawet więcej. 🙂
Haneczka z pazurami? Co to sie porobilo! 🙂
Ja mam dyskomfort. Kot Laurenty krytykuje człowieka za plecami. Broniąc zainteresowanego, czy nie, uczestniczymy w towarzyskim przestępstwie. Może by tak Kot Laurenty zwrócił się ze swoimi zastrzeżeniami bezpośrednio do adresata?
No tak, ale nie bronić też by jakoś było głupio… Ja się szczególnie czuję zobowiązany, bo też wiem, że zaatakowany żadną miarą na atak nie zasłużył, a to przecież ja go poniekąd wywołałem zlinkowaniem postu. 😳 🙁
Mogę więc też tylko zaocznie przeprosić Stanisława za to, na co go naraziłem – bez najmniejszego podejrzenia, że narażę – i poprosić Laurentego, żeby istotnie kierował ewentualne dalsze niepochlebne uwagi wprost do adresata, albo kierować przestał.
A niezależnie od wszystkiego zwrócę uwagę, że można się przenieść do nowego wpisu, bo wcale się nie upieram przy pobiciu komentarzowego rekordu. 🙂
Vesper, miałabym znacznie większy dyskomfort nie otwierając twarzy.
W pracy mam internet otwarty bez ograniczeń, bo jestem także informacją. Prywaty nie kryję, kanadyjskich zobowiązań nie mam.
W pracy najważniejszy jest efekt , a mądry szef wie jak to osiągnąć. Im głupszy szef tym większa dyscyplina. To tak jak z budową komunizmu. W miarę rozwoju wzrasta walka klas i potrzeba zaostrzyć terror.
Problem relacji rozmowa prywatna/ służbowa jest u mnie prosto rozwiązany. Każdy do telefonu służbowego ma przypisaną niewielką ilość minut poza abonamentem. Każda nadwyżka jest potrącana przy najbliższej wypłacie. Podobnie z komputerami. W terenie to najwyżej mogę zaparzyć herbatę, skoczyć po croissanty dla Heleny i to przy pełnej świadomości,że admin. sieci w każdej chwili to może odczytać. Teraz piszę z prive, bo ta grypa co miała zarazić rury Tadeusza przyszła do mnie. 🙁