Wędlinobranie
Wędlin było w bród. Wyżły biorą plastry boskiej,
tyle w pies-śniach sławionej kiełbasy krakowskiej,
co smakoszy latarnią jest w Europie całej
i nawet Niemiec przyzna: nie masz jak Krakauer!
Ratlerki za pieczonym raczej gonią schabem,
który psie powonienie olśniewa powabem
niezrównanym i takim emanuje czarem,
że ulegnie mu i sam dostojny Owczarek.
Tu szynka gotowana – dybią na nią śmiele
maltańczyki, spaniele, tudzież Jack Russelle,
tam baleron się wdzięczy do pieskiej publiki,
żyłkowany jak marmur, ówdzie równe szyki
kabanosów, a dalej płaty bladolice,
po których bez ochyby poznasz polędwicę.
Już konsumpcję zaczynać gotowa brać wszystka,
lecz Owczarek najpierwsze brał miejsce przy miskach,
już z postawy mu samej ta godność należy,
kto by temu zaprzeczył, ten mógłby nie przeżyć,
więc każdy powstrzymywał swój niewczesny zapęd,
a Owczarek przemówił w górę wznosząc łapę:
nie chcę, droga Psubraci, nastroju popsować,
ale zda się historię przypomnieć w dwóch słowach
nie tak dawną, młodzieży być może nieznaną.
Otóż jeść nam nie zawsze tak dobrze dawano,
kaszą człowiek nas żywił, z rzadka jakąś kostką,
a dla psa nie jest rzeczą łatwą ni błahostką,
kiedy wędlin ni dudu. Przyznać trzeba jednak,
że i Ludzkość bywała w owym czasie biedna,
stała nieraz w kolejkach przez calutkie noce
i na obiad musztardę miała albo ocet…
Tutaj przerwał wymowy swojej potok wartki
i wykrztusił z przejęciem straszne słowo – kartki.
Skowyt przeszedł żałosny przez grupę seniorów,
co z doświadczenia znała rynek niedoborów,
pyski wspomnień ponurych zasnuły się cieniem,
patrzyli na to młodzi z niemałym zdumieniem,
aż się wreszcie ten i ów łapą skrobnął w głowę,
myśląc: „może nie takie złe te czasy nowe?”
Owczarek, gdy już szeptów ucichły ostatki,
dał znak psom białym, czarnym, szarym, rudym, w łatki
i całe towarzystwo za jego przewodem
ruszyło w stronę misek barwnym korowodem.
Bobik, dość utrudzony po porannym biegu,
bynajmniej do pierwszego nie pchał się szeregu,
polędwice i szynki minął dużym łukiem,
nie przystanął przed boczkiem ani przed kindziukiem,
jeno węszył powoli, ze spuszczoną głową,
za tą, co wędlin była bezsprzeczną królową.
Nareszcie stanął, szczeknął: „no, jak pragnę zdrówka,
to ona, mego życia radość – pasztetówka!”,
zaczem powściągliwości rzucił wszelki pozór
i z rozkoszą w niebiańską maź zanurzył ozór.
No to wszelkie na niebiosach znaki
Że Bobik powraca wykształcony doimentalnie
Och, Piesku! Widac jak dalece wiezienna strawa rozbudzila czar wspomnien! „Z rozkoszą w niebiańską maź zanurzył ozór” – jedno zdanie, a jakze palstyczny obraz udreczonego Szczeniaka.
Dobrze, ze chociaz na tworcza wene ta strawa nie zaszkodzila, i Pies wciaz w znakomitej formie poetyckiej.
My tez tu bardzo za Bobikim tesknimy i doczekac sie nie mozemy kiedy powroci na lono rodzimego blogu. Bo nikt nam tak nie dogodzi, jak Pies. Zeby nam nawet pasztetowka po brodzie splywala, to bez towrzystwa Gospodarza, nie jest to to samo. 😈
Co za piekny pean! Natychmiast pobieglam do lodowki po szyki kabanosow (a liczbie dwa) i maz pasztetowki z gesia watrokba, ktora to robi nasz zaprzyjazniony niemiecki rzeznik-zreszta Serb. Do tego chrupiaca pszenna bulka. Zaraz lece zrobic sobie slodzonej herbaty i zanurze sie w smaku dziecinstwa.
Bobiku, dzieki za grypsy wszelakie. Czekamy, a w miedzyczasie jak zwykle rozplatujemy zawiklane i zaplatujemy proste sprawy Swiata i Wszechswiata, na chwale Psiego blogu.
A bientot!
O matko, muszę coś zjeść!
I rzeczywiscie Bobiku nie ma to jak krakowska dobrze obsuszona. Krolowa wedlin!
Musze chyba wypic.
Bobiku, wracaj, Piesku!!!!!
Przepraszam, piwo popite gruszkówką ścięło mnie na godzinkę z nóg.
Sok z winogron w związku z powyższym będzie produkowany jutro. Dzisiaj dwie blachy drożdżowego ciasta mam upiec. Młodsza jutro wyjeżdża, tradycyjnie z jedną blachą.
PS.Siedzisko można zaszczycać siedząc lub klęcząc.
Mniam, cieple drozdzowe ciasto ze szklanka zimnego mleka! Kolejne wspomnienie z dziecinstwa. Niestety moja Mama za daleko, zeby mi upiekla blache takiego ciasta. Szczesciara ta Mlodsza Mar-Jo.
Moja Mama potrafi tez siedziec godzinami, a nawet sie zdrzemnac, na zydelku czyli drewnianym stolku kuchennym. Zawsze to bylo jej ulubione miejsce do siedzenia. Nie wiem jak ona to robi. Ja lubie siedziec jak francuski piesek, w fotelach, na kanapach, szezlongach; na krzeslach tylko jesli sa miekko wyscielane i maja podparcia do rak.
Ach Bobiku, smaki dzieciństwa
http://www.youtube.com/watch?v=EzUrvj81FnY&feature=related
Teraz, nad pełną miską, mogę czytać dalej. 🙂
Rozpostarłszy wygodnie moją obfitość, najedzona w każdej połaci mej istotności muszę stwierdzić, że pora powołać fundację Psobla, która będzie przyznawała nagrody na najlepsze (jej zdaniem) osiągnięcia psiego rodu.
Ani przez chwilę nie wątpię, że Bobik będzie pierwszym laureatem i da się w ten sposób poznać całemu światu i zajmie należne miejsce na Parnasie.
(to powiedziałam, ja, Siódemeczka, Bobiku 😆 )
Zagrabiłam ten widoczek
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/0/04/Great_Meadows_National_Wildlife_Refuge_2008-09-29.jpg
Uwielbiam kolory jesieni. 😉
Kolory jesieni. Byłem wczoraj na perehodzie. Tu są
smaki jesieni
Nie z tej ziemi. A mnie sie nie udalo wstawic takiej tapety, bo zapomnialem jak sie to robi na macu. 👿
A Rysia wstydze sie zapytac, bp znow wychodze na jakiegos ciezkiego frajera komputerowego 👿
Sh…!
Ozez, Irku!
Irku, zazdroszczę!!!! 🙂
Systematycznie penetrujemy lasy wokół Szczecina i przygraniczne niemieckie. Nie ma grzybów.
W przyszłym tygodniu jadę w teren (Drawsko Pomorskie, Połczyn Zdrój), tam może coś znajdę.
Kocie, nie stresuj się. Ja też jestem frajer komputerowy, co Andsol może poświadczyć
A jak przyrzadziles te piekne grzybki, Irku?
Tylko mi jedzenie w glowie po tym nowym wpisie.
Kocie, musisz zapisać na swoim dysku w jakimś miejscu, żebyś mógł znaleźć.
Tam, gdzie ustalasz aktualną tapetę, masz miejsce wyboru, wskazujesz to miejsce na dysku gdzie masz zapisany obrazek i masz tapetę.
Chyba wszędzie tak samo się wybiera.
Króliku,
kanie jak schabowe. Moczone w mleku, jajko, bułka tarta, masło
pozostałe, głównie maślaki. Część przysmażona krótko na maśle / oczywiście nadbużańskim 😉 /.
Pozostała tradycyjny pamiętany sos z dzieciństwa – cebulka, liść laurowy, ziele ang. ….itp + śmietana
Jakie można przyrządzić danie z grzybów w tygodniu, np. w środę, żeby mogło postać do niedzieli i nie stracić walorów.
Mt7, muszę Cię zmartwić. Danie grzybowe z środy na niedzielę nie tylko straci walory, ale może grozić….. Mam lepszy pomysł i sprawdzony. W sobotę wieczorem moczysz suszone grzyby. W niedzielę rano drobno je siekasz, podsmażasz ok. 15 min na dobrym tłuszczu, wbijasz jajka, solisz, pieprzysz, na wierzch świeży koper.
P.S. W środę możesz kupić perliczkę lub bażanta. Po marynacie upiec w sobotę z grzybami. Podawać w niedzielę 😉
Ale ja chcę kupić świeże grzyby.
Będę miała gości w niedzielę, ale mało czasu w drugiej części tygodnia.
Helenko, tu jest taki filmik dla Maca:
http://www.youtube.com/watch?v=0b3eaW0nGAI
Chyba takie maslaki Irka z cebulka i smietana. A potem je podac z utluczonymi ziemniakami. Boze, jakie to dobre!
Ja bym takie maslaki jadla codziennie od srody do niedzieli.
A smazona kanie zamiast hamburgera, z bulka i lisciem salaty.
Mt7,
pomysł b. ryzykowny. Jedyne wyjście bezpieczne dla gości to blanszujesz świeże grzyby, wrzucasz je do zamrażalnika i w niedzielę wrzucasz do garnka i dalej tak jak każdy sos .Czas przygotowania potrawy ok. 1 godz., bo zmrożone wrzucasz do garnka. Tylko trzeba co chwilę mieszać 👿
Króliku,
ale w niedzielę to już perliczki.
Ach ten Bobik kochany. Musi być na dobrej diecie, że wrzucił nam taki kąsek. Zwłaszcza krakowska jest 😎
Bobiuku…(echo). Bobiku… (echo)…
Po tym Twoim wpisie najnowszym, to się wszyscy z radością rzucili na żarcie.
Rozżarli się, jak nic.
Bażant, perliczka, marynata, grzyby, kanie jak schabowe, SOS Z DZIECIŃSTWA ;-), ciepłe ciasto drożdżowe ze szklanką zimnego mleka… zupa dyniowa od rana kontrapunkty znaczy.
Pasztetówka z gęsiej wątróbki ( z tej okazji nikt nie protestował przeciwko gęsiemu losowi).
To ja też Bobiku uczczą nowy wpis, choć nie wiem, czy wypada ze względu na Twe katusze – zjem kromkę chleba ze „szmalcem”, tak to się mówiło ongiś.
Szmalczyk domowy z jabłuszkiem, czosnyczkiem i cebulką.
Dzieki serdeczne, Siodemeczko. Znalazlem!
Media mówią:
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/najnowszy-sondaz-prawo-i-sprawiedliwosc-znow-na-cz,1,5276811,wiadomosc.html
Jakto nikt nie zaprotestowal, klakierze? A ty? Chyba ty nie jestes nikt?
Nota bene, klakierze: tylko fois gras jest rodzajem gesiej watrobki, ktorej produkcja powoduje wspolczucie gesiemu losowi. Raczej nie dodaje sie fois gras do pasztetowej, non?
Króliku, ja to tylko tak nieśmiało protestowałem, aby Bobikowi nie stwarzać pokus, bo znów nie będzie chciał skorzystać z windy.
Klakierze, jak juz przedtem sie zdzrzalo; protestujesz tak, ze to wyglada albo nie wyglada na protest, w zaleznosci jak to pozniej sam ziterpretujesz.
Mam nadzieje, ze kromka chleba ze szmalcem cie zadowolila.
Chyba jestem śpiący. Co ma fois gras do windy 🙄
Dobranoc
😆 😆 😆
Dzięki, Irku i Króliczku, coś bedę musiała zamrozić, rozważę sprawę.
Nie wiedziałam, że Mastroianni, kawał przystojniaka wreszcie, był taki niewysoki.
Obejrzałam kawałek filmu Pret-a-Porter i zdziwiłam się, chyba że na starość się sfilcował.
Króliku, kromka ze smalcem (jak by tu powiedzieć, aby nie powiedzieć 😉 ) zjedzona z myślami o rychłym powrocie Bobika.
Co ma fois gras do windy?
No pewnie sam bym „wyrywał” po schodach nie czekając na windę, na samą myśl o tym.
Dobrej Nocy wszystkim.
Sfilcowal! 😆 😆 😆
Dobrej nocy, klakierze, dobrych snow.
Siodemeczko, ten zawod (aktor) wybieraja z jakiegos powodu czesto bardzo niscy mezczyzni. Prawda jest taka, ze wielu gwiazdorow ma ok 160 – 167 cm wzrostu. Sylvester Stallone, Tom Cruise, Brad Pitt, Richard Gere, Kurt Russell, Woody Alle, Dustin Hoffman, Robert de Niro, Gene Kelly, Al Pacino… Nie jest to wazne, ale jakos tak to jest w tym zawodzie. Inaczej niz np w koszykowce.
Dzisiaj na dobranoc (ale to jeszcze nie teraz!), przeczytam sobie rozdzial o obzarstwie Balouna przy swiniobiciu z Dobrego Wojaka Szwejka. Hasek poswiecil duzo uwagi produkcji pasztetowki!
O tym samym myślę, Króliku.
(Mojego „Szwejka” tłumaczył Antoni Kroh).
Dobranoc. 🙂
A tymczasem w Koszyczku głodni blogowicze
też głód zaspokajają. Już jedzą sandwicze
ze smalczykiem wybornym z chrupkimi skwarkami,
grzyby w garnku się duszą – maślaki z kaniami…
Nie, kanie jednak poszły na patelnię, w panier –
będzie do schabowego podobne – mniam! – danie.
A na deser na wszystkich blogowiczów czeka
drożdżowego kawałek wraz ze szklanką mleka.
– Co? – ze zdegustowaniem mruczy Kierowniczka –
wędliny? Smalec? Skwarki? Nie zjem ni kusztyczka!
Najwyżej parę grzybków mogę skubnąć w przejściu,
ale wędlin nie zniosę ni grama w obejściu.
U mnie ma być pomidor, dymka i sałata,
dynia w zupę zmieniona, fasola dropiata,
chleb też pełnoziarnisty, herbata ziołowa –
niech się przede mną, proszę, wszelkie mięso schowa.
Ciasto może też przyjmę, nie popiję mleka,
mleko od krowy nie jest piciem dla człowieka.
Ale po cichuteńku wina przyjmę łyka.
A mięso? Pasztetówka? Tylko dla Bobika! 😉
Ja przepraszam, ale owo obżarstwo cnego Balouna nader nieapetycznie się skończyło… 😈
Ja też już powiem dobranoc, tylko jeszcze zagadam do Królika.
Niby to wszystko wiem, a nawet pociągali mnie niewysocy mężczyźni, ale się zdziwiłam.
Stoi obok Sofii L., a ona w wielkim kapeluszu jak ciocia Eiffla przy króliku, później jest scena pogrzebu, idzie długi kondukt a na końcu on, malutki mężczyzna.
To mnie tak zdziwiło.
Co to znaczy umiejętne fotografowanie.
Tak samo w mediach, w zależności, jak chcą przedstawić bohatera/ofiarę i wywołać odpowiednie emocje u odbiorców.
Np. Fotyga, która jest dosyć powszechnie nie lubiana zawsze jest przedstawiona z wykrzywionym obliczem i dziwnymi minami, niczym jakiś raróg.
A to jest zupełnie normalna kobieta, nieźle ubrana.
Widziałam ją kiedyś w Kielcach, reprezentowała prezydenta Kaczyńskiego.
Nie odpowiadają mi jej poglądy, ale to jest insza inszość.
Och, widzę, że Kierownictwo dało się porwać wenie. 😆
Dobranoc 🙂
Na noc takie wierszyki! Głodna się zrobiłam 🙁
Przypomniałam sobie o Ginczance. Więc Koszyczkowi na dobranoc fragment „Twierdzenia o niebieskich migdałach”:
Czyściły wieczory lakierki
gwiazdami błyszczącą pastą;
wołały mnie na lenistwo,
wołały mnie na próżniactwo –
szłam z nimi nakraść czeremchy
łażącej z sadu na parkan,
gryzłam słodkawe i wonne
niebieskie migdały jak ziarka –
szłyśmy z bezsensem za pan brat,
z bezmyślą za pani siostra
– a czas się chował za nami
i sunął szlakiem jak postrach,
a czas wyłaził z zegarów,
z krążących wkółdrzewnie cieni
i z schnącej szarawo trawy,
co była grobem zieleni –
– aż zbawił nas nagły podstęp,
kiedy ucieczka obrzydła
czas przekupiliśmy chytrze,
niebieski dając mu migdał
i odtąd już nie ucieka,
a cicho, cierpliwie czeka
i odtąd strajkiem sprężynek
staje zegar – aptekarz,
czyszczą wieczory lakierki
gwiazdami błyszczącą pastą;
wołają mnie na lenistwo,
wołają mnie na próżniactwo –
– idziemy sobie swobodne
ucztować na misach jezior,
strugamy nierzeczywistość
z rosnących nad wodą brzezin —
Ano, bo takiej wenie to sama przyjemność dać się porwać 😀
Dobranoc.
Wspanialy poemat. Nawet mialem lekkie ugryzienie zazdrosci, ze PK jakos tak bardzo zdrowotnie i cnotliwie sie odzywia. Nie zebym sie zaraz rzucal na zupe z dyni, ale wszystkie te chlebki, dymki, pomidorki… ech!
Fotyga na samym poczatku kariery politycznej wygladala dosc okropnie, ale potrem wziela sie za siebie, zaczela uzywac szminki i podkladu, poszla do fryzjera.
Jest to bardzo malo feministyczny poglad, ale z lapa na sercu przyznaje, ze kobieta troche zaniedbana w polityce robi gorsze wrazenie niz chlop z obrzekami na gebie i w rozchelstanej koszuli.
Zreszta nie tylko w polityce. W telewizji tez. Pamietam jak BBC wystartowala z 24- gopdzinnym serwisem newsowym i chcac podlizac sie mlodszemu audytorium, chcac byc cool, posadzilo przed kamerami prezentera bez krwatau, w rozpietej koszuli koloru czarnego i z jakims gelem na wlosach i z cieniem zarostu na twarzy. A obok niego calkiem ladnie zadbana , ubrana i uczesana laleczka. Zadzwonilem wtedy i nawrzucalem, ze nie zycze sobie w swoim living roomie faceta, ktory wyglada jak niedomyty chulgan. I ze kobiecie nigdy nie pozwolono by tak wygladac.
Musialo byc tych telefonow wiecej, bo 3-4 dni pozniej mial juz krawacik i puszyste wlosy, ladnie uczesane.
Kilka miesiecy pozniej zalowalem, ze zadzwonilem, bo ten prezenter nagle popelnil samobojstwo. Wiec przypomnialem sobie jak moja Stara miala depresje i tez chodzila jak czupiradlo, nawet do pracy. Az jej ktos zyczliwy powiedzial cieplo i serdecznie : wez sie za siebie, bo wygadasz jak strach na wroble.
Jak pieknie przemowila Flanka Wegeretarianska!
Ginczanke bardzo lubie, ale nie znam wszystkich jej zebranych wierszy, tylko takie rozsyoane po antologiach, nie zdazylam kupic tomiku, ktory ukazal sie dobrych pare lat temu. Jak zaczelam go szukac, to juz nie bylo.
Byla w pewnym momencie dziewczyna poety Jana Spiewaka ( ojca Pawla) , ktory po wojnie poslubil Anne Kamienska. I byla podobno bardzo ladna.
Mielismy tutaj kiedys w parlamencie super kobiete z Alberty. Zadnego makijazu, wlosy po mesku, gruba, walila prosto z mostu i byla wlascicielka swojego biznesu. Nie byla w depresji tylko miala taki, troche kowbojski, styl. Kiedys jakis minister nazwal ja publicznie „slab of bacon”, czego by nigly nie oberwal otyly posel w parlamancie, a jest tam takich ponad 50%. Troche sie troglodycja wciaz utrzymuje w sferach polityki. Z czym niedawno pieknie sie rozprawila premier Australii. Ale Australia, miedzy nami mowiac, slynie w kregach poza australijskich z mizogynizmu, jesli jest takie slowo po polsku. Mam na mysli misogyny.
Cameron powiedzial raz do poslanki w Parlamencie: calm down, dear! Byla o to POTWORNA awantura, a premier tlumaczyl sie, ze odruchowo powtorzyl slowa z bardzo znanej i natretnej reklamy w telewizji (owszem, jest taka) i ze bylo to z przymruzeniem oka.
Ale przeprosil natychmiast.
Wlasnie przyszedl kolejny gryps od Bobika, ktory poleca te bibule do przeczytania, bo mu sie spodobala. Mnie tez, czytalam wczesniej:
http://www.liiil.pl/1350116147,Bogdan-Mis-Dramat-angielskiego-geniusza.htm
„frajer komputerowy, co Andsol może poświadczyć” Nie mogę. Nie poświadczę. Z ludzi pamiętam tylko dobre (parę wpisów temu klakier powiedział coś wzruszająco mądrego, o!) a poza tym jestem na innej fali, myślę, że gdybym był Arabem i przeczytał co w życiu miał Abu Zubaydah z Amerykanami, to bym został Wojownikiem Wolności.
Rozejrzećj się za paroma nie zagospodarowanymi profesorami … mt7, rozkaszlałaś mnie na śmierć ze śmiechu.
Zainspirowana jednak raczej lakomym Balounem niz rezolutnie cnotliwa zdrowotnie Pania Kierowniczka wrabalam na kolacje spaghetti carbonara i popilam zurkiem Winiary Instant. Na deser mamy flamandzkie gruszki. Sa pyszne. Mozna je ugotowac obrane w czerwonym hiszpanskim (francuskiego szkoda) winie z gozdzikami. Ale mozna tez je po prostu zjesc, a czerwonym winem popic osobno, co wlasnie robimy…
Andsolu, ty pewnie jestes jakims anielskim stworem, ze pamietasz tylko dobre…
Dobranoc.
Dzień dobry,
wy sobie myślicie, że ja taka cnotliwa, a ja to po prostu strasznie lubię, te wszystkie zielska 🙂 I powiem wam w tajemnicy, że Bobiczek też czasem sobie tego nie odmawia, tyle że mięsko jest dla niego priorytetowe – i słusznie, bo co byłby z niego za pies, gdyby mięska nie jadł 😉
Dzień dobry.
„… Tymczasem Szwejk oglądał numer karabinu.
– 4268! Taki numer miała lokomotywa na szesnastym torze w Peckach. Mieli ją odstawić do depo w Lysej nad Łabą, ale to nie było takie proste,bo, panie sierżanci, ten maszynista, co powinien ja odstawić, miał bardzo złą pamięć do liczb….”
Się spłakałam.
🙂 🙂 🙂
krolik, jaki tam anielski. Wpuszczam do głowy tylko to, co nie wścieka, żeby szlaczek nie trafił.
A doświadczenia wykazują, że im spokojniej się zachowuję tym bardziej jestem irytujący. Czyli zjadam ciastko, a ono pozostaje dziewicą.
Heleno, Ginczanka rzeczywiście była piękna – tu jest pierwsza po lewej: https://fbcdn-sphotos-f-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash4/321552_210513799022426_904813174_n.jpg
A jej wiersze można znaleźć w internecie, są jednak niestety rozstrzelone. Jeszcze do tej pory natykam się od czasu do czasu na jakiś mi nieznany.
Oglądam właśnie reportaż Martyny Wojciechowskiej o nepalskich Kumari. Z naszego punktu widzenia te dziewczynki są bardzo biedne, ale one same mówią, że są szczęśliwe że to przeżyły.
Idę niedzielnie leniuchować.
Weekendowa symfonia smaków
Dynia w zupę zmieniona
Ach, kareta smaku
Pyszni się fasola – dropiata
Współgra pomidor, dymka i sałata
Feeria kolorów pasie oczy
Głaszcze brzuszek
Oj! Ciecze, ciecze ślinka
W zwieńczeniu łyczek wybornego winka
A po prawej stronie grubym głosem
Basują schabowe
I słychać głos tuby – golonki.
Nad tym wszystkim się unosi nostalgicznie
Eteryczna warstwa pasztetówki
Jutro poniedziałek
I powrót do pracowniczej stołówki.
Jeszcze pare dni nieobecnosci BVobika na Blogu i ja tez przemowie mowa wiazana! 👿 A wtedy zobaczycie, pozalujecie!
Dzien dobry. Mialem troche zarwana noc, wiec musialem odespac rano.
U mnie juz bulgocze na bardzo malym ogniu rosolek z kury, co jest bardzo dobre na jesienna dusze. Zydowski prozak, mozna powiedziec.
No, wszystko, wszystko – tylko nie kocia muzyka 😯
A na mnie zawsze niedzielny rosół działał depresyjnie. Może dlatego, że atmosfera domowa nie była bardzo przyjemna?
Zaraz pójdę sobie podgrzać rzeczoną zupę z dyni. Kareta smaku, no proszę 😆
I faktycznie, jutro powrót do pracowniczej stołówki. Ale my mamy w miarę nienajgorszą.
Rosolek depresyjny?!!! Przodkowie Pani Kierwniczki chyba sie w grobach przerwacaja!
Taki byl bl.p. Ojciec naszej E.
Krecil nosem na rosolek z kury i nawet cos tam pod nosem mruczal o jego szkodliwosci. Zawsze nas to ze Stara oburzalo do zywego.
Niedzielny rosół.
No tak, to był stały element niedzielnych domowych obiadów.
Z jakiś powodów, które nie były przedmiotem rozmów, pojawiał się niezmiennie przez lata.
Niedziela = rosół.
I równie depresyjnie go wspominam.
Nie wiem, jak czuje się nasz Bobik w tym więźniu, jak tam go tak marnie karmią, a my tu roztaczamy widoki i wonie.
Jedzenie w rodzinnym domu lubiłam, bo było smaczne i nie ja je gotowałam. 🙂
To jest jednak bardzo ważne mieć dobry, ciepły dom 🙁
Moja mama gotowała nawet smacznie, ale trochę bez fantazji. W ogóle wszystko, co spotkało ją w życiu, ogołociło ją z fantazji, której miała kiedyś wiele, jak również swoistej wewnętrznej elegancji, o zdolnościach nie mówiąc. Płakać mi się chce, jak sobie o niej myślę.
W moim domu rodzinnym niedzielny rosol byl przyjemna instytucja, a obok mnie i rodzicow najczescoiej byl ktos jeszcze przy stole, najczesciej Pani Ola Goncarzowa, dawna sasiadka, samotna, dziennikarka od spraw rolnych w Kurierze Lubelskim. I ona zawsze przy stole ladnie opowiadala o nowych ksiazkach, ktore przeczytala albo o jakiejs ekspedycji „w teren”, z ktorej wlasnie wrocila. I nie wypytywala zwyczakem innych doroslych „co tam slychac w szkole”.
Przestala przychodzic dopiero w 68-ym roku, bo sie bala, zwyczajnie sie bala kontaktow. Jakos w moim domu to rozumiano i pozniej zawsze o Pani Oli G. mowiono ze wspolczuciem.
Ona pracowala chyba w Sztandarze Ludu, a nie w Kurierze. Glowy bym nie dala.
A dyńkę przyrządziłam sobie trochę z tajska: z zielonym curry i mleczkiem kokosowym. Jakoś ostatnio mam melodię na takie kombinacje.
Pamiętam jeden zabawny epizod z wczesnego dzieciństwa (jeszcze w miarę szczęśliwego) związany z niedzielnym rosołem. Ojciec, jak zwykle, puścił do obiadu muzykę z magnetofonu. Tym razem był to Mozart, „Jowiszowa”. Musiałam być jeszcze malutka, bo spytałam: „Co to?” A że akurat brałam łyżkę z makaronem z rosołu do buzi, ojciec odparł: „Kluski” 🙂 Ten dialog stał się przysłowiowy w naszej rodzinie 😉
😆
Moja Mama gotowala rosol rano, bo obiad w niedziele jeedlismy wczesnie, juz o 1-szej. Mama chciala po obiedzie miec troche wytchnienia po tygodniu pracy. Rodzice chodzili do kosciola rzadko, ale nas wyganiali na msze o 10-tej rano.
Atmosfera w moim domu byla najczesciej powazna i smutna. Glownie dzieki Ojcu, ktory byl zawsze z nas niezadowolony. No, ale coz, atmosfera w jego wlasnym rodzinnym domu byla zawsze jeszcze gorsza, a w koncu Babcia z szesciorgiem dzieci mieszkala w jednej polowie domu, a dziadek sam w drugiej polowie. Babcia przezyla dziadka o 30 lat. Lezy pochowana gdzie indziej.
Taki chyba był kiedyś model rodziny, nie chwaliło się dzieci, a kobiety, obłożone dziećmi, na utrzymaniu głowy domu, pokornie znosiły wszelkie trudności życia i pożycia.
Moja Mama dzielnie zastępowała ojca, jeżeli dobrze wspominam dom, to z powodu mojego kochanego Dziadka, który z nami zamieszkał, robił zakupy, gotował, szykował przetwory, a nade wszystko był zawsze w domu i myślę, że mnie lubił. Dla dziecka to bardzo ważne, żeby było akceptowane i pochwalane.
Najgorsze jest to, że później przenosi się te wzorce na własne dzieci, nawet jak się wie, że są niedobre.
Tak, wspomnienia o jedzeniu zaraz przywodza na mysl rodzinny stol, a wraz z nim ludzi i atmosfere. Debra, o ktorej tu czesto pisze, a ktora jest madra, zaradna kobieta, specjalizuje sie w „cnotliwej” zywnosci, jak tu ja wczoraj ladnie okreslono. Z tym, ze to jest naprawde bardzo smaczna zywnosc, i za swoje gotowe potrawy, i ksiazki kucharskie dostaje przerozne nagrody, zas ludzie chca to wszystko kupowac (lacznie z nami, ale ja zawsze lubilam mnostwo warzyw, chleb pelnoziarnisty itp.). No i wlasnie Debra od „cnotliwej zywnosci” zawsze twierdzi, ze nawet najlepsze, najcnotliwsze jedzenie nie pomoze, o ile nie ma przy nim cieplej armosfery.
Jej mama, ktora od paru lat nie zyje, byla tez przemila, ciepla, i niezwykle dowcipna kobieta. Pamietam, jak mowila malej Matyldzie, ze ma koniecznie zostac prezydentem, a ona – Bea – na nia na pewno zaglosuje. A rodzina Debry pochodzi z Warszawy, tylko na szczescie wyjechali dobrze przed zlym czasem.
A „Wedlinobranie” przesliczne, Bobiku. 🙂 Moze nawet porwac kogos, kto w dziecinstwie chowal kawalki niechcianej kielbasy za kanapa (dopoki kochajacy rodzice tego nie odkryli, i nie dali kielbasie i mnie spokoju). 😀
Domy moich kolezanek byly podobne do mojego, choc w roznym stopniu. Zwykle smutne. Ale w liceum mialam kolezanke, na ktora wolalismy Bubu (mieszka dzisiaj w Niemczech) i jej mama i dziadkowie stworzyli bardzo wyjatkowy cieply i przyjazny dom dla Bubu, jej brata i ich przyjaciol. Jej ojciec natomiast byl nadetym i nieprzyjemnym pulkownikiem w wojsku. Nikt nie wiedzial czym sie zajmuje, ale w domu bywal rzadko. Bubu podobno zlamala mu kariere, bo wyszla za maz za Zachodniego Niemca. Slub odbyl sie po kryjomu i Bubu wyszla z domu pod pretekstem swiecenia swieconki wielkanocnej, a wrocila zamezna.
To historia jak z ksiazki albo z serialu, Kroliku. Ale wiadomo, ze zycie zawsze pisze bardziej zaskakujace historie niz wielu zawodowych opowiadaczy historii… 😉
Moje niedzielne obiady nie kojarza mi sie z jakims szczegolnym zestawem kulinarnym (kobiety w rodzinie z roznych powodow jakos nie byly wielkimi kucharkami, a czasem nawet wrecz przeciwnie), natomiast kojarza mi sie zawsze z anegdotami i historiami opowiadanymi przy stole – czesto bardzo smiesznymi, nawet kiedy material wyjsciowy byl nienajweselszy. Mialam takie cudowne ciotki, ktore, gdy juz staly w drzwiach, wiadomo bylo, ze zaraz cos ciekawego opowiedza. I oczekiwanie na ich historie juz samo w sobie bylo… delicious. 😉
Helena z Mordka musza byc tych moich ciotek astrologicznymi kuzynami… (W jednej z moich ulubionych basni wloskich jest mowa o dziewieciu sobowtorach, ktore kazdy jakoby ma na swiecie; to stwierdzenie sie zreszta tez przydaje przy ogladaniu obrazow w galeriach sztuki, jak do tego namawial Proust.) 🙂
Irku (i Wszyscy pozostali), doczytalam wlasnie, ze podobaly sie Wam zdjecia z concordzkich Wielkich Lak, wiec podrzucam jeszcze wiecej zdjec zrobionych przez nasza przewodniczke, a prywatnie – przyjaciolke naszej sasiadki (niestety zdjecia chyba nie na tapete, bo sa pod copyright, ale bardzo piekne). No a Bobik moze sobie choc troche wirtualnie pochodzi, poki siedzi zapudelkowany (chyba ze, znowu gdzies sie wyrwal nielegalnie) : 😉
http://sense-of-place-concord.blogspot.com/
Słuchajcie, ten puknięty zaraz będzie skakał ❗ Balon już w górze…
Sliczne! To z wazka b. mi sie podoba. Musiala miec chyba jakis specjalny obiektyw do tego zdjecia?
Wlasnie, Doro, tez siedze i obgryzam paznokcie!
Odmawiam ogladania.
U mnie rosół był z rzadka, w tych rzadkich momentach lub okresach kiedy stołowaliśmy się u babci od strony mamy. Najdłużej przez rok, kiedy Rodziciele wynieśli się do stolicy a ja dokańczałam gimnazjum w Kielcach i mieszkałam u dziadków właśnie. Lubiłam tamtejszą atmosferę, taką zwyczajnie prostą i domową.
U drugiej babci było smutniej i bardziej ponuro, bo jej konflikt z moją matką rzuca cień na wszelkie ich spotkania. Te trzy lata kiedy babcia mieszkała z nami prawie skończyły się rozwodem moich rodziców.
Za to rodzinne obiady u Rodzicieli to zawsze chaos i dużo śmiechu, bo moja Rodzicielka jest roztrzepana i postrzelona, a wszędzie kręcą się Woody z Kosteczką.
W moim mieszkaniu z Filozofem niedzielnych obiadów nie ma. Obojgu nam często zdarza się w weekendy pracować, zresztą w sumie nie przykładamy wagi do tradycji i rytuałów.
Tesciowe potrafia, Aiienor. Bo zadna kobieta nie bylaby tak dobra zona dla syna, jak sama mamusia.
Takie Tesciowe jak ta czesto wspominana z szacunkiem przez Monike, to na wage zlota.
Tak, Heleno, ma specjalny, profesjonalnie wygladajacy aparat, z poteznym obiektywem. Mnie sie tez szczegolnie spodobaly niekonwencjonalne, przekwitle lotosy w odcieniach sepii i czerni (nie tego sie mozna spodziewac po tytule). I tak to wlasnie w piatek wygladalo, ale obraz skoncentrowal dramatyzm ksztaltow i kolorow.
Tak, to byla tesciowa na wage zlota… Ale oni byli dosyc niesamowici oboje, ci moi tesciowie. I tez byli skarbnica historii, historyjek, i bardzo zabawnych anegdot. A wspolne rodzinne obiady byly jak w stolowce ONZ-u… 😉
Moja tesciowa tez jest bardzo fajna. Bardzo dobry czlowiek. Wyrozumiala dla ludzi. Bardzo mi szkoda ze dopadl ja teraz Alzheimer. Rozmawiam z nia co tydzien. Zaraz dzwonie.
Uff. 😀
Bo jak wiadomo, jodłowanie to austrackie gadanie.
(Kto z Was podrzucił niedawno „That’s my baby” tej malutkiej? Wielkie dzięki).
Wszystkie kobiety swiata winne sa wdziecznosc mojej Starej, ze nie zostala niczyja Tesciowa. 🙄
Juz ona by im dala do wiwatu. Widze to oczyma duszy. 🙄
Ja podrzuciłam, andsolu 🙂
Ładnie powiedziała kobitka w TVN24: „I tak wskakuje się do historii”. Też się nie spodziewałam, że będę oglądać, ale jak już włączyłam, nie mogłam się oderwać…
U nas dzisiaj goscie na obiedzie, wiec sie oddale. Drugi obiad Dziekczynieniowy: nadziewany indyk, sos borowkowy, puree z ziemniakow, puree z batatow z orzechami i brazowym cukrem a la mode z Poludniowych Stanow, zasmazana brukselka i salatka z rzodkiewki i szczypiorku.
Ufff, Felix juz na Ziemi, w jednym kawalku.
Niesamowita była ta ich współpraca z Kittingerem. Trudno uwierzyć, że tamten skoczył z prawie tej wysokości pół wieku temu. Dziarski 84-latek wydawał Feliksowi komendy. To było wzruszające. Felix już też nienajmłodszy, 43 lata.
I ci rodzice, wspaniała mamuśka zwłaszcza – wygląda na dużo młodszą niż zapewne jest.
Ciekawe, czy Felix dotrzyma słowa i przestanie skakać. Każdy ekspert, któremu dziś zadawano to pytanie, podejrzewał, że nie 🙂
Bataty ostatnio pokazały się w naszym Tesco. Trzeba będzie wypróbować.
Nigdy nie wiadomo, Kocie, moze Stara bylaby wspaniala Tesciowa. Zapewne w moim przypadku relacje tesciowa synowa nie mialy okazji do czestego testowania, bo od dawna mieszkamy na innych kontynentach.
Kocie Mordechaju,
przy okazji innej rozmowy na sąsiednim blogu (o biografiach było) mam do Cię pytanie – czy Twoja Stara już czytała biografię „Elki”?
Do mnie płynie, ale ktoś to czytał i polecał. Pewnie Twoja Stara się orientuje, że coś takiego wyszło niedawno, ale na wszelki wypadek daję Ci znać. Zrecenzuję jak przeczytam 🙂
Uwielbiam domowe wspomnienia stołowe. Nawet w czasach, kiedy bieda piszczała jak cholera, u nas było wesoło i rozmownie (chyba że wszyscy przy stole zgodnie czytali, wyrywając sobie cukierniczkę jako podstawkę pod książkę). Mama była genialną kucharką, więc jedzenie robiła pyszne, nawet jeśli gotowała tylko szare kluski ze skwarkami. W okresach dobrobytu moja mamunia potrafiłaby jedzeniowo wykończyć słonia – ale umarłby w rozkoszy.
A po rodzinnych kolacyjkach zdarzało się często, ze zostawaliśmy przy stole i graliśmy w inteligenta.Inwencja rodzinna w wymyślaniu określeń nie miała granic. To było lepsze od skrabla. A tamte kluchy od fuagrasów z wytwornej restauracji.
Alicjo, Stara wie, ze o Elce wyszla ksiazka, ale nie wie czy po nia siegnie. Bo ona ma Ja taka w pamieci jaka ma – z cala zlozonoscia i niejednoznacznoscia postaci, jasna i cemna, madra i glupia, serdeczna i nieznosna. Niech tak zostanie. 🙁 / 🙂
Wróciłam na koszyczkowe łono w sam raz, zeby powiedzieć dobranoc.
Skok w jednym kawałku widziałam.
Może być, byle nie za często.
Podobno amnestia coraz bliżej, więc z lżejszym sercem udam się do łożnicy.
Dobranoc! 🙂
Skok w jednym kawałku, a skoczek???
😎
No, nie! Musialem Wam to przyniesc w zebach, majac nadzieje, ze nie znacie!
http://www.youtube.com/watch?v=5DdWSVaRBmA
😈
Witam wszystkich. Przewijam i przewijam od kilku godzin do tyłu, zorientowałam się, że Bobika przeniesiono do innego szpitala, a wie ktoś, gdzie? Bo nie widzę tutaj jego wpisów z ostatnich dni. Długo mnie tutaj nie było, wędrowałam bez laptopa i w stresie, teraz nadrabiam różne zaległości.
Mam! Nareszcie po latach prosb mam Dowod na istnienie Pana Boga!
Usilujac wstawic garnek z rosolkiem do przepelnionej lodowki, znalazlem …butelke Stelli Artois! Spora butelczyne.
Poniewaz nikt z domownikow jej tam nie wrzucal, to wiem Czyja to sprawka!
Panie, for future reference – w zasadzie wole Heinekena. Ale padam na kolana i dziekuje z glebi trzewi. O tym wlasnie marzylem.
Panno Koto, wszystko w swoim czasie. I o ile mi wiadomo (od Bobika zreszta) to przebywa on w kiciu.
Ale mozesz Panno Koto skrobnac do mnie i ucisze Twoj niepokoj
kotmordechaj malpa yahoo kropka com.
Kocie Mordechaju, mam nadzieję, że z Bobikiem idzie ku lepszemu, bardzo, bardzo mnie to zmartwiło, tym bardziej, że siedzę tu parę kilometrów dalej i nie wiem co się z biedakiem dzieje. Też chyba muszę sięgnąć zaraz po jakieś procenty.
juz piszę
Nisiu, my tez gralismy w karciany Wyscig Pokoju jak bylysmy male, a potem w inteligenta i jeszcze taka gre planszowa Geografia. Dzieki tej ostatniej grze gra w inteligenta byla pozniej dla mnie latwa. A jak bylam zupelnie mala to Mama robila z nami taki teatrzyk do przedstawienia Ojcu po pracy. W soboty po kapieli (!!!) Ojciec opowiadal nam zmyslone bajki, a my trzy siostry pekalysmy ze smiechu z tych przygod, glownie zwierzat. No, ale ogolnie to dzieci rozumieja emocje i nie da sie ich zwiesc. Jak jest smutek to one to wiedza. Moja Mama tez swietnie gotowala i gotuje. Kuchnia to jest temat naszych prawie codziennych rozmow telefonicznych.
Panno Koto, milo ze zajrzalas.
Juz po obiedzie, goscie sie rozeszli. Jakos mi sie wszystko udalo, ale przebojem byl nadziewany indyk i to puree z batatow, zapiekanych pod pokrywa z orzechow wloskich wymieszanych z brazowym cukrem, maslem i odrobina maki. Chyba wlacze je do naszego swiatecznego jesiennego jadlospisu. A poniewaz zostalo mi puree z ziemniakow to planuje na jutro irlandzki colcannon:
http://allrecipes.com/recipe/colcannon/
Dzień dobry. Pozdrawiam z pracy. Mała autopromocja – ostatnio pisuję artykuły:
http://www.gikz.pl/artykuly/popkultura/kino/legendy-i-ikony-kina-5-ojciec-chrzestny#5-ojciec-chrzestny&Itemid=190
Alienor, ciekawy artykuł, dobrze się czyta. Jak się okazuje, zawsze jeszcze można dowiedzieć się czegoś więcej do tego, co się już wie. Mnie najbardziej podobała się I część, a scenę z koniem zapamiętałam na zawsze.
A tutaj, kto ma ochotę, też ciekawa strona i trochę autopromocji: http://www.gender.pl/readarticle.php?article_id=270
Dzień dobry 🙂
Za wielką wodą też nie odpuszczają 🙄
http://wyborcza.pl/1,75477,12669550,Antyaborcyjny_samosad_w_Argentynie.html
W następnych demonstracjach w Polsce burmistrz Macri pójdzie pod rękę z Rydzykiem – oczywiście na jego zaproszenie, a potem będzie przemawiał w parlamencie popierając polskich posłów pracujących nad zaostrzeniem ustawy aborcyjnej
Dzien ddobry.
A tymczasem posel John Godson znow pokazuje klase:
http://wyborcza.pl/1,75248,12671127,Posel_Platformy_juz_nie_chce_zaostrzac_ustawy_aborcyjnej.html
A ja zastanawiam się, dlaczego dobry i interesujący tekst nie jest podpisany nazwiskiem. Jak tak dalej pójdzie, staniemy się generacją anonimów. Obawy? Kompleksy? Alienor, powiedz starszej pani, proszę, o co tu chodzi???
Nisiu, po prostu w tej społeczności nikt mnie nie zna pod prawdziwym nazwiskiem. Zaczęło się od tego, że na stronę trafił Filozof pod swoim internetowym pseudonimem. Potem zaczął opowiadać osobom z tej strony o mnie jako o Najlepszej z Przyszłych Żon (cytat ze znanych felietonów małżeństwa Talków w telewizyjnym dodatku do Wyborczej). Kiedy strona zmieniła profil z gier na gry i popkulturę, Filozof spytał czy bym nie pisała o swoich konikach, tj. filmie i literaturze. Stwierdziłam, że to fajna opcja, a dowodzący stroną mnie przyjęli.
Mało kto pisze tam pod swoim nazwiskiem, to są ludzie oblatani z komputerami i wiedzący, że lepiej strzec swojej prawdziwej tożsamości w internecie.
Dzień dobry.
Alienor, Panno Kota – wyrazy uznania!!!!!
Alienor, tak jak zwyczajowo olewam plotki i historyjki z życia aktorów i reżyserów, tak tym razem przeczytałem z dużym zainteresowaniem i zaskoczeniem jak poplątane bywa życie z kinem…
Panna Kota: ufff… ależ to boli czytać, że książka ukazuje się w nakładzie 300 egzemplarzy. Co stało się z krajem, w którym podstawowy nakład miał 10 tys. sztuk… Shame on us.
Przy czytanio przypomniałem sobie pewną postać, Abel Barrantes mu na imię. Studiował we Wrocławiu, Peruwiańczyk, niewysoki, bardzo przystojny, oliwkowa cera. Zawsze bardzo elegancko ubrany, wedle starohiszpańskich kolonialnych kanonów. Mieszkał w akademiku na pl. Grunwaldzkim w paruosobowym pokoju. Jednym z jego towarzyszy był Ślązak. I Abel nauczył się nie tylko perfekcyjnie po polsku ale i tak samo świetnie po śląsku. Dawało zupełnie niesamowity efekt gdy niekiedy przy nim zagadali coś Ślązacy, a on wchodził gładko do rozmowy bez cienia akcentu; w porównaniu z jego rozmówcami żona Lota by była modelem gibkości…
Nadal nie rozumiem. DLACZEGO lepiej strzec tożsamości? Co może się stać?
Nisiu, na przykład w weekend ktoś podszył się pod moją koleżankę z pracy na facebooku – założył profil z jej zdjęciami, informacjami na temat szkół itd. Profil został skasowany, ale przerażające było ile ta osoba mogła znaleźć informacji o niej w internecie. Często takie fałszywe profile używane są do wyłudzania pieniędzy.
Może też dojść do stalkingu, wykorzystywania informacji na czyjś temat przez jakieś podejrzane osoby/instytucje.
Panno Kota, rozmowa ciekawa, chociaż bardzo krótka. Chętnie przeczytałabym więcej.
Alienor, ale dlaczego podejrzane osoby/instytucje miałyby to robić? Z drugiej strony: dlaczego dziennikarze ryzykuję podawaniem nazwisk w internecie i jakoś żyją? Oczywiście, kretynów nie brak i różni tacy piszą różne paskudztwa – ale przecież to chyba wszystko jedno, czy plują na kogoś z nazwiskiem, czy tylko na jego nick – pod nickiem chowa się przecież Osoba.
Nie mogę zrozumieć, dlaczego Młode Pokolenie rezygnuje z własnej tożsamości w imię jakichś nieokreślonych strachów. Rozumiem, choć z trudem, tajne blogi itd, ale przecież Ty napisałaś zwykły, normalny, dobry artykuł, który mogłabyś zamieścić w dowolnej gazecie. A w gazecie też ukryłabyś tożsamość?
A jeśli po tysiącu takich fajnych artykułów minister kultury zechce dać Ci medal, to ujawnisz się, czy nie?
Jejku jej, stajemy się społeczeństwem cieni. Kafka by się przydał, on umiałby to ładnie opisać.
Alienor, rozumiesz, oczywiście, że ja nie tyle Ciebie się czepiam personalnie, co zjawiska, które mnie zastanawia i niepokoi.
Idę gotować rosołek z anonimowego kurczaka.
Mam do niego (dziecko przywiozło mamuni) słynne kołduny z Dworku w Grabównie – ponoć najlepsze w Polsce. Zaprosić kogoś?
Wiedzma wypelnila ankiete przyslana przez Dobre ksiazki.pol.dotyczaca obslugi klienta.
Ogolna ocena wyszla jej „ponizej krytyki” – ich slowa, nie jej. 🙄
Nisia, rozumiem parę osób starannie ukrywających tożsamości pod ksywkami, bo nie chcą kojarzyć życia prywatnego z wpisami, stanowiącymi coś bardzo oddalonego od działań zawodowych – lub też z powodu dużej miary skromności czy nieśmiałości. Ale to są rzadkie przypadki.
Dla reszty z nas rozwiązaniem – jak sądzę – nie ujawniać publicznie nadmiaru szczegółów o życiu prywatnym i żadne zło nie dotrze do nas. Czasami zastanawia mnie jak wiele informacji dość intymnych rodzice wpychają do Sieci o swoich latoroślach, miejmy nadzieję, że zaniknie to tam i rozpuści się w kaszce mannie, ale nie wydaje mi się uczciwe traktowanie osób (co z tego, że młodych?) jako tematu anegdot.
Hej, Koszyczku! 😀
Dołączę do Nisi w zadziwieniu światem, choć z doświadczenia wiem, że przy dostatecznym uporze wiele można w sieci znaleźć danych o różnych osobach.
Człowiek bywa tu i tam i niekoniecznie chce, żeby wszyscy wiedzieli gdzie.
Z trzeciej strony ta anonimowość powoduje zalew niepohamowanego chamstwa i prymitywizmu, zniechęcając do wchodzenia w jakiekolwiek relacje w Internecie.
A artykuł bardzo ciekawy. 🙂
Książka Panny Koty i ona sama też. 🙂
Alienor, gratulacje! 🙂
A co do dyskusji o anonimowosci, to moze Ci podrzuce liste na pokrzepienie serca: Moliere, Mark Twain, George Elliot, H.D., caly krag poetow metafizycznych… Jest wiec solidna tradycja i tych co pisali pod wlasnym nazwiskiem, i tych – calkiem niezlych – co nie. I to jeszcze przed era internetu. 😉
Panno Koto, takze serdecznie gratuluje. 🙂
I znikam, bo swiat chwilowo wola. 😉
Siódemeczko – no właśnie, dochodzi jeszcze ta trzecia strona, o której nie mówiłam. Ale gnojków róznego formatu jest wielu i wiadomo, że zechcą wykorzystać parszywie każdą możliwość. Z gnojkami trzeba, tego, godnościom osobistom, i już. Natomiast ta lękliwość młodych mnie martwi. Któż jeśli nie Młodość powinna iść do przodu z dumnie odkrytym czołem?
Bredzę.
Idę do tyłu, kurczak na mnie czeka.
Moniko, nie musisz bronić Alienor, nikt tu na nią nie napada. Zastanawiam się nad zjawiskiem i miałam nadzieję, że Alienor mi je wytłumaczy.
Zjawiskiem, dodajmy, które ma dziś charakter masowy. I niekoniecznie dotyczy ludzi wybitnych jak mój ukochany Twain czy inne ukochane Anonimy.
A, Nisiu, z pewnoscia (o nienapadaniu na nikogo, a tylko poszukiwaniu tlumaczen). 🙂
A oprocz tych wybitnych, ktorych pamietamy po latach i wiekach, byli tez i ci mniej wybitni, obecnie zapomniani (no, moze pamietani przez historykow literatury). 😉
Ale ja juz niestety musze naprawde wychodzic, wiec z zainteresowaniem doczytam jak wroce, co uchwalilo szacowne grono. 🙂
Frakcje niemiecka uprasza sie bardzo uwazac na drogach i przejsciach, bo wariat z Polski grasuje:
http://auto.dziennik.pl/aktualnosci/artykuly/407519,kurski-szaleje-za-kierownica-w-brukseli-nie-wierza-ze-tak-mozna.html
Nisiu, najbardziej prozaiczną przyczyną jest fakt, że pracujemy z Filozofem w tym samym biurze i w pracy nie obnosimy się ze swoim związkiem – z różnych względów, w sumie mało interesujących. Gdybym się podpisywała swoim nazwiskiem, jakiś łepek z roboty po zgooglowaniu mnie mógłby odkryć że piszę dla tego portalu, że jestem z niejakim X, a tego mógłby szybko rozpoznać jako Filozofa.
Moje dane są znane redakcji, więc gdybym potrzebowała poświadczenia, że to moje teksty są moje, uzyskałabym je bez problemu.
Alienor, właśnie podałaś wszystkie informacje potrzebne do zidentyfikowania, nawet za dużo. Tu też jest internet, jakby kto pytał. 😆
I jeszcze wszystkim kibicującym dzielnemu skoczkowi (bez urazy) od starego cynika
http://imageshack.us/scaled/landing/854/funny180.jpg
WW, ale ja nigdzie tutaj swojego imienia i nazwiska nie podawałam. Można je tylko odgadnąć z maila, do którego wgląd ma Bobik i Administrator. A moi znajomi nie znają pseudonimu którego używam tutaj.
Rozumiem, że jednym z powodów anonimowości jest chęć opisywania w necie swoich spraw prywatnych, ale tak nie do końca, żeby w razie czego móc się wywinąć.
Chyba rzecz jest w towarzystwie. Miałam kiedyś na swojej, jak najbardziej jawnej stronie, coś w rodzaju forum, na które wchodzili różni anonimowi frustraci i dokładali mi ile wlezie. Zbrzydzili mnie i zlikwidowałam forum, po cholerę mi się denerwować jakimiś zjadliwymi osobnikami. Problem przestał istnieć.
Tu właściwie wszyscy wiedzą, kim jestem, bo się parę razy wesolutko ujawniałam, większość towarzystwa zna się nawzajem, jak najbardziej, i co? I nic, jak mniemam. Blog nie przyciąga agresorów. Tematyka nie ta? Poziom?
To wszystko zależy od blogowiczów.
Mój jubilejnyj przyjaciel, Jędruś Korycki śpiewa w jednej piosence własnego wyrobu: „nieważne, dokąd gnasz, najważniejsze w odpowiedniej być załodze”.
Muszę jeszcze porozmyślać na ten temat. To ciekawe, ta obawa przed pokazaniem twarzy. A nawet nie twarzy, nazwiska.
WW, Red Bull jest niesłychanie sprytny w swoich reklamach. A tym razem rzeczywiście pobili rekord świata. Ale zawsze mierzyli wysoko. Ja akurat nie powinnam narzekać na tę firmę, bo zabrała mnie kiedyś na podniebne widowisko do Salzburga, gdzie na lotnisku (im. Mozarta, natuerlich) pokazano Kwartet helikopterowy Stockhausena oraz paradę pięknych starych samolotów i tzw. balet podniebny (akrobaci zwisający z samolotów), który się nazywał… zgadnijcie jak? „Taurus Rubens” 😆
Ale napój, jak zresztą wszystkie tego typu, jest rzadkiej ohydy
Nisiu, nie wiem o co Ci chodzi. Może moja sytuacja jest skomplikowana na tyle, że nie jest dla Ciebie zrozumiała. Czasem tak bywa, że komuś powierzamy część informacji, której nie chcemy powierzyć komuś innemu. Tak jest też w internecie. Dla mojego pokolenia społeczność w której obracamy się w internecie nie różni się od społeczności w której obracamy się poza nim. Gdzieś czujemy się dobrze, wśród przyjaciół, więc mówimy w tym miejscu w większym stopniu o swoich prywatnych sprawach. Gdzie indziej takie informacje mogą być wykorzystane przeciwko nam.
Na tamtej stronie bardzo długo udzielał się sam Filozof, pod pseudonimem który ukrywał jego tożsamość i opowiadał od czasu do czasu anegdotki o mnie. Kiedy dołączyłam do tej społeczności, znano mnie już pod tym określeniem, wiedziano też już kim dla niego jestem, więc trzeba było zachować choć tyle dyskrecji żeby ukryć moją tożsamość.
W pracy mamy taką sytuację, że informacja o tym, że jesteśmy razem, mogłaby sprawić nam wiele problemów. Dlatego się tym nikomu nie chwalimy.
Kiedy zakładałam swojego bloga, chciałam żeby osoby które znam poza internetem o nim nie wiedziały – z różnych powodów, taki miałam moment w życiu że potrzebowałam miejsca w którym nikt mnie nie zna. Potem z tym pseudonimem trafiłam tutaj, ale czuję się z Wami na tyle dobrze, żeby dzielić się swoimi osobistymi przemyśleniami i przeżyciami. Fakt, że jakaś niepowołana osoba tego nie znajdzie sprawdzając mnie w internecie, po prostu zwiększa mój komfort. Moi znajomi ze studiów czy pracy nie muszą wiedzieć wszystkiego o mnie.
A kuku! 😀
Pogłoski o amnestii tym razem wyjątkowo okazały się prawdziwe. 😯
Bobiku, 😀
W pierwszych słowach mojej wolności muszę Wam powiedzieć, że jesteście Przekochaną Paczką. Niech sobie Kot prycha i pazurzy, a ja i tak obśliniam wszystkich i to obficie. 😆
Jak się siedzi w kiciu, to tyle serdeczności, ile doznałem od Blogowiska, dodaje skrzydeł sto razy bardziej niż Red Bull. I można przynajmniej duszą wylatywać ponad kiciowe poziomy.
Nie umiem na razie opisać adekwatnie tego, co moje psie serce czuje, więc po prostu – dziękuję Wam, Kochani.
A Spiskowcom osobno dziękuję Wiadomo Za Co. 😉
Bedac z natury ekstrowertyczna, jak moj Kot, nigdy nie widzialam potrzeby zbytniego kamuflowania wlasnej tozsamosci. Wiec wszystkie trzy i pol (ta polowka rzadko uzywana) nicki sa doskonale jawne, rzec by mozna.
Ale widze duzo zalet ukrywania sie pod nierozpoznawalnym nickiem.
Tyle, ze mnie to jakos nie wychodzi i kiedy raz usilowalam sie ukryc, czulam sie z tym na tyle niewygodnie i tak mnie wsciekala mysl, ze ja sie na dobra sprawe chowam przed konkretnymi X,Y,Z aby mnie znow nie napadali, ze dalam za wygrana i postanowilam stawiac czola.
Ale czasami przychodzi mi mysl: o, juz w TO miejsce napewno nie wroce.
Ale jakos wracam. Temperament. Przemozna chec komunikowania sie. Na moich warunkach.
O, niech mnie kule bija! Bobik Najdrozszy! 😆 😆 😆 😆 😆 😆
Witaj, Psino!!!
Wypuścili, bo mieli dosyć i zamienili na środek wolnościowy. Praca resocjalizacyjna przy wodziance i bez fajek nie może przynieść efektów, to każdy wie. 🙂
😈 😈 😈 😈 😈 😈 😈 😈 😈
No, fakt, WW znowu ma rację. Taka stuprocentowa wolność to to nie jest, bo dali mi kuratorów i warunki do wypełnienia. 🙁 Znaczy, coś w rodzaju zawieszki. 🙄
Alienor, nie przejmuj się moimi rozterkami. Ja trochę o czym innym i trochę bardziej ogólnie. Tak czy siak wychodzi mi z tego brak zaufania do ludzi i to mnie zasmuca. Smutkiem napełnia moje serduszko, jak powiedział nie pamiętam kto.
Bobik, no to sprawuj się! A przynajmniej dbaj, żeby Cię nie przyłapali.
Toast pasztetówką!
Zaprzyjaźniony doktorek popadł w wegetarianizm, dzięki czemu odziedziczyłam torbę domowych wędlin, w tym zacną pasztetówkę.
Twoje, Bobik!
Witaj Bobiku, jak to dobrze Twojego poszczekiwania tu posłuchać 🙂
Lepszy Bobik w „zawiasach”
Niż na takich „wywczasach”
🙂
Bobiku, jak się cieszę, że znów jesteś! 🙂 🙂 🙂
Wczoraj postanowilem sie ukryc pod nowym nickiem i napisalem do Bobika list, ze jest mi smutno i ciezko i podpisalem sie „Klapouchy”.
I dostalem zaraz wiersz, tak olsniewajacej urody i Bobikowej dobroci, ze przesiedzialem nad nim jeszcze pare nastepnych godzin, zalewajac sie zl.. lzami.
Moze sie uda namowic Psa aby ten wiersz umiescil? Niech inni tez zalewaja sie zl… lzami.
wpadam na chwilke (zmeczony brykaniem po Szczecinie), zeby
powiedziec grzecznie Dobry Wieczor 🙂 🙂 🙂
Bobiku 🙂 🙂 🙂
Mar-Jo, Irku, haneczko – WIELKIE pozdrowienia od Liska
buziaczki usmiechniete od nas dwojga 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂
teraz poczytam 🙂
Nisiu, no niestety, znam ludzi. Internet to taka sąsiadka plotkara – trzeba uważać co do niego dociera.
Bobiku, Simcha sie podzieli z Tobą przysmakami z tej radości. A ona jedzeniem się nie dzieli 😈
Nawet ja sie podziele!
Nisiu, ja rozumiem Alienor i nie dziwię się, że czasami chce pozostać w sieci anonimowa. Starsze pokolenie (bez obrazy 🙂 ) wydaje mi się, ma mniej powodów do zachowania anonimowści, często nie ma już nad sobą szefów, a jeżeli są, to i tak już niegroźni, grono znajomych sprawdzone, jednym słowem, możemy sobie pozwolić na różne „fopasy”, które nam niewiele zaszkodzą. Co innego z młodymi, gdy wiadomo, że często szefowie lub konkurencja szuka celowo w internecie rzeczy, którymi może zaszkodzić albo usadzić.
O, jakem tęsknił w kiciu, srogie cierpiąc męki,
za dniem, kiedy wyszczekam refren sercu bliski:
Panie, Panowie, Psowie, Chłopcy i Panienki,
no i rzecz jasna Koty – PASZTETÓWKA DLA WSZYSTKICH! 😀 😀 😀
Podam jeszcze przykład. Moja znajoma nauczycielka ateistka wypowiada się pod zmienionym nazwiskiem na portalu, bo pracuje w szkole, z której by ją w try miga wylali, gdyby ktokolwiek znał jej poglądy, a kobieta ma na utrzymaniu dziecko i męża, który wąaśnie stracił pracę.
Bobiku, dzięki! Pasztetówka pachnie cudownie 🙂
Oj Bobiku,kiedy wyjeżdżałam na wojaże w świat bezinternetowy zapowiadałeś dokształcanie eksternistyczne, a tu się okazało, że wylądowałwś w kiciu 🙁 . Tylko proszę ładnie – obiecaj, że nie zostaniesz recydywistą.
Na szczęście doczytując do końca ujrzałam Cię ponownie w Koszyczku. I tak trzymaj, obiecuję zrobić wszystko, czego sobie zażyczysz, aby wszelkie kicie nie były Ci już więcej po drodze.
Gotowa nawet jestem zjeść znienawidzony rosół z kury, bo rosół to jest z wołowiny 🙂 . Ten z kury to był dla chorych lekko, dla ciężej chorych był rosół z gołąbka ( jescze gorzej).
Okazuje sie, ze moge opublikowac ten wiersz od Bobika, bo byl to prezent dla mnie.
No, to tu jest:
Cóż widzę, ogon oklapł,
wyraz pyska sie zmienił,
pod ślepiami jakas smuga mokra…
Ach, Kłapouszku,
jak by cię wyrwac jesieni?
Bez trików i pociech złudnych,
od których boli grzywa,
bo przecież obaj wiemy:
świat wcale nie jest cudny,
najwyżej czasem bywa.
Może w kopyto podrapać?
Wredną muchę przegonić z sierści?
Wyrzucic zeschłe bukiety,
by przestały plotkować o smierci?
Albo na cichych łapach
podejść do parapetu,
gdzie siedzą myśli bure
i wygryźć je, a potem
twój ulubiony fotel
owinac w rosołu chmurę?
Lub postawic na straży przy łóżku
rozbrykane oko błękitu,
niech odpiera każdy smętny zamysł?
Wiem, sa chwile do kitu,
ale nie bój nic, Kłapouszku,
jakoś tę jesień przetrwamy.
Chlip. 👿
Do anonimowości w necie podchodzę na zasadzie jeden lubi rybki, a drugiemu się nogi pocą. 😉 Znaczy – nie wadzi mi (tak samo jak nieanonimowość), dopóki nie służy wrednym celom. Anonimowe opluwactwo, intryganctwo, trollostwo, itp. jest oczywiście obrzydliwe. Ale świetnie potrafię sobie wyobrazić, że dzięki możliwości nieujawniania swoich danych głos w necie zabiera np. wiele osób nieśmiałych, niepewnych siebie, z trudnościami w wysłowieniu się, etc. A przecież „oni też mają swoją opowieść” , która może często być bardzo ciekawa.
Druga rzecz, o której już pisała Alienor, to możliwość odsłonięcia się częściowego, tzn. tylko na tyle, na ile się chce w danym kręgu. W gruncie rzeczy wszyscy po troszę czynimy to w realu, więc może to w ogóle pewna ssacza skłonność, która dzięki sieci zyskała nowe perspektywy. 😉
A trzecia rzecz to możliwość kreowania w necie postaci literackich, ale w sposób interaktywny. Dzięki interaktywności taka wirtualna postać w jakiś sposób się urealnia, nie porzucając jednakowoż swojej wirtualności. Jest to wspaniała i fascynująca zabawa, ale za dużo na ten temat nie będę rozprawiał, bom sam pełen winy, choć wcale nie smutny. 😈
He, he. Każdy recydywista wychodząc z pudła przyrzeka, że już nigdy… 😈
Hej, Piesu, my też nie smutni 😀 😀 😀
Wariant C popieram.
zydelki od Moniki swietne, tylko ta cena nie na moja kieszen 🙂
a takiego jak Mar-Jo „bujaka” mam w pracy, wygodny bardzo 🙂
Heleno, jak masz ochote na tapete ze zdjecia jesiennego mt7 (lub
inne w przyszlosci) otworz linke w nowym okienku, zejdz
kursorem na zdjecie, klik prawym klawiszem myszki, w otwartym
okienku klik lewym klawiszem myszki na tekst(rzad) jako tapeta
na biurku instalowac
pytaj zawsze 🙂
Ja popieram nawet szerzej niz tylko C. Sa sytuacje, kiedy ujawnianie sie z prywatnymi pogladami, zachowaniami, postawami jest na forum publicznym kompletnie niedopuszczalne. I wtedy nalezy sie kamuflowac jak sie tylko da. Studentka, ktora sie czuje zmuszona, a nie jest to rzadkie, zarabiac na czesne prostytucja, nauczycielka, ktora na boku pisze innym prace magisterskie, lekarz, ktory w zgodzie z wlasnym sumieniem podaje umierajacemu w mekach pacjentowi wieksza dawke morfiny niz jest niezbedne dla utrzymania go przy zyciu – to sa oczywoscie skrajne przyklady, ktore sobie wymyslam, ale oczywoscie jest wiele uczynkow mniej drastycznych, ktore lepiej by nie wychodzily na swiatlo dzienne podpisame imieniem i nazwiskiem.
Pewnie na miejscu takiej studentki chcialbym o tym opowiedziec z czysto dziennikarskiego temperamentu, ale lepiej jednak chyba pod jakas dobrze kryjaca maska.
Rysiu, jestes nieoceniony. 😳
i dodam cos politycznego 🙄 szkoda mi Tuska
powinien olac ten balagan, zrezygnowac z posady i pojechac na
zawsze na narty
Heleno, dziekuje 🙂 🙂 🙂
i dodam cos osobistego – EMPIK to nie KSIRGARNIA 😛
z miesiaca na miesiac coraz mniej ksiazek a coraz wiecej
badziewia (moze tylko w Szczecinie?), idzie sie 100m przez
slodycze, olowki, notesy, siatki na zakupy, miniaturowe doniczki,
magnesy na lodwke i inne nie do zidentyfikowania imponderabilia
i jak ma sie szczescie trafia sie na kilka ksiazek 🙁
bywa 🙂
Nie tylko w Szczecinie, Rysiu 🙁
Co zaś do Tuska – kto w zamian?
Bobiku!!!!! 🙂 🙂 🙂
Ja EMPiK skreśliłam. Przyjęli moje zamówienie, po kilku dniach stwierdzili, że nie mają tej pozycji i miec jej nie będą.
Rysiu, za pozdrowienia od Liska bardzo dziękuję.
„Krzesełko” firmy STOKKE bardzo dobrze mi służy.
Jakieś 30 litrów soku z winogron czeka na mnie. Będę zaglądac!
Czy Mar-Jo pedzi bimber?
Jesli tak, to tylko pusc oko, ni zostawiajac zadnych sladow.
EMPiK też skreśliłam po tym jak przez parę tygodni się nie odzywali, uprzednio zaanonsowawszy jednakowoż, że zamówienie zostało przekazane do realizacji. Dobre doświadczenia mam z selkar.pl
A co do świeżych grzybów na niedzielę- mama mojej koleżanki smażyła świeże grzyby na maśle, po czym ładowala je do wecków, podgotowywala aby słoiki się zamknęły i odstawiała do spiżarni. I do następnego grzybobrania miała zawsze pod ręką zapas świeżych grzybów. Uratowały nas one od śmierci głodowej podczas słynnej zimy stulecia na przełomie 78/79 (chyba).
O, Pies przyszedł 🙂
Wreszcie wszyscy są na swoim miejscu 🙂
Heleno, pędzę sok, który jest niesamowicie smaczny.
Ale sokownik mam wielofunkcyjny. 🙂
Znaczy na upartego moglabys tez pedzic bimber?
Z EMPiKiem zauważyłam to samo, gdy byłam niedawno w Katowicach. Trochę książek, bałaganiarsko poukładane, nie wiadomo jak szukać, bo ani według autorów i alfabetu, ani tematycznie, reszta to rzeczywiście badziewie, nawet było stoisko z telefonami
Ja też pędzę! Zwykle przed siebie, ale czasem i za siebie, albo za własnym ogonem. Ale nie miałem pojęcia, że to jest nielegalne. 😯
Bo Ty Bobiku jestes – miedzy innymi – Dynamiczna Czasteczka Elementarna, bez ktorej ani rusz. 😆
Och, jak dobrze, ze znow jestes u siebie.
A wiersz dedykowany Klapouszkowi naprawde cudny – akurat na jesienne cienie. 🙂
Pani Kierowniczka pyta „Co zaś do Tuska – kto w zamian?”
no wlasnie kto? ale wala w niego z kazdej pozycji jak na jarmarku
do metalowych puszek, jak dlugo zamierza on to znosic?
Nacht, Bobikowo 🙂
Na blog wrócił pies
to okazja jest
blog szczęśliwy wykonał z radości podskoki
a ja wieszam na ścianę od dziś lepsze widoki!
🙂
Już jestem 🙂 Pędzę doczytać 🙂
Owszem, Heleno. 🙂
Ale dzieci nie wybaczyłyby mi takiego marnowania dobrego surowca.
Szanpanowie, Szanpanie,
ja nie wiem, czy Wy wiecie,
że jak świat szeroki
można lepsze widoki
mieć nie tylko na ścianie,
ale również w kompie, na tapecie. 🙂
Bo bez kompa ani rusz
I juszszsz… 😉
Hej, Bobiczku, piesku kochany, daj mordki, niech Cię też obślinię, a co?
Wróciłam niedawno z baaardzo przyjemnego jubileuszu, a tu, proszę, dalszy ciąg przyjemności. 🙂
Tak, tak, daj Bobik mordy Siodemeczce, zobaczysz jakie ja katusze musze przechodzic…
Bardzo wzruszajacy ten wiersz dla Klapouszka, bardzo.
Polityka to sport dla twardzieli i nie ma co sie obrazac tylko trzeba zakladac rekawice bokserskie, szczegolnie przed wyborami. A jak Tusk wybory przegra to wtedy zrezygnuje z szefowstwa partyjnego, ale nie moze oddac walkowerem wyborow! Rysiu, trzymaj sie!
Ja jak Alienor uprawiam netowa anonimowosc. Zdarza mi sie przeciez pisac nie tylko o sobie, ale o moich bliskich i przyjaciolach i chce, zeby ta wiedza nie byla latwo identyfikowalna. Nie zamieszczam tez niczyich podobizn (poza moimi psami), bo wydaje mi sie, ze powinnam miec pozwolenie na to. Informacja o nas jest tez wedle prawa nasza wlasnoscia, a to otwiera jeszcze inna can of worms.
Ale dzisiaj, hallelujah! nasz Pies jest z nami, niech sie wszysklo idzie bujac! Winko? Szampan? Gin & tonic?
Ja tam mam z Empikiem interesa…
Ale zapomnieć nie mogę jednej sytuacji sprzed wielu, wielu lat – już po przełomie albo zaraz przed. Chyba po, bo już były komputery, wprawdzie raczkujące… Weszłam do głównego wtedy w Szczecinie Empiku na Wojska i spytałam, czy mają nową Chmielewską. Dziewczę spojrzało na mnie oczkami bez wyrazu. Jaki tytuł – zapytało. No właśnie nie wiem, mówię, nie pamiętam, ale to jest najnowsza Chmielewska. Właśnie wyszła. Dziewczę ponownie zażądało tytułu. Dla wspomożenia zaproponowałam jej, żeby mi powiedziała, co mają Chmielewskiej, ja rozpoznam ten nowy tytuł. I tu się okazało, że jedyny wykaz alfabetyczny książek był w Empiku właśnie tytułowy. Nie znasz tytułu, możesz się wypchać. Spytałam panienkę złośliwie, jak rozpozna właściwą książkę, która będzie miała tytuł „Dzieła zebrane” albo „Wiersze”, przecież może mieć dziesięć książek rozmaitych autorów pod tytułem „Wiersze”… tylko wzruszyła ramionami. To już nie jej problem.
Kiedyś w handlówkach uczono towaroznawstwa…
Podobną ignorancję wykazują właściciele i redaktorzy muzycznych rozgłośni radiowych. Jest taki system komputerowy, który losuje muzyczkę do nadania. Nawet w kulturalnym RMF Classic go używają. No i ten system, co to losuje losowo, to on losuje po numerkach. Na płytach symfonicznych są, jak wiadomo, wieloczęściowe symfonie i koncerty, ale ten elektroniczny debil rozumie tylko numerki. Więc puści sobie jakieś rozlewne andante Mahlera, potem znienacka rypnie Marszem Radetzkiego i poprawi finałem Siódmej Beethovena. A co se będzie żałował. Tak ma zaprogramowane” płyta 1 nr 1, płyta 2 nr 4, płyta 3 nr 8 i tak dalej. Żeby się, cholera, nie znudziło, bo to tak jedną płytę męczyć cały czas…
„Lalka” leci w Jedynce. Stara, z Kamasem. Miło popatrzeć nawet przy herbacie.
Króliku, sorry, ale ciśnie mi się na ust korale pytanie: a ci bliscy i przyjaciele to chcą, żeby ich prywatne sprawy omawiać w sieci?…
Nie rozumiemy sie, Nisiu.
Może to, kurczę, konflikt pokoleń. Idzie jesień, czuję się staro.
Ale jeszcze jedno zdanko dołożę: rozumiem, że anonimowość jest nam potrzebna do ukrycia się, kiedy omawiamy czyjeś (swoje lub nieswoje) życie prywatne. Ale dlaczego nie podpisać nazwiskiem sensownego i absolutnie niewywrotowego artykułu, niosącego kawałek rzetelnej wiedzy??? Nie poglądów. Wiedzy. Informacji. Już się zamykam na dany temat.
Od tego są dyskusje, żeby nikt się nie zamykał, tylko powiedział, co ma do powiedzenia. A że po powiedzeniu stanowiska nadal mogą się różnić, to już insza inszość. 😉
A ja stwierdziłem, że po bardzo niskiej bodźcowości w pudle zmęczyłem się trochę wcześniej niż zwykle dostatkiem bodźców. 😉 Udaję się zatem w stronę legowiska, serdecznie dziękując Wszystkim za powitalną ucztę ze słów i uczuć na ciepło, oraz – oczywiście – pasztetówki. 😀
Wiekszosc sprzedawcow w ksiegarniach londynskich to sa jacys mlodzi ludzie, wygladajacy na studentow, mlodych inteligentow etc. I co wiecej, sa oni oczytani! Na polkach z nowosciami belletrystycznymi, przy kazdej niemal ksiazce jest przyklejona do polki niewielka kartka indeksowa z krotim od reki zapisanym tekstem – podpisane imieniem sprzedawcy, ktory to akurat przeczytal. To sa takie mini-recenzje. A tez bardzo czesto jak podchodzisz do kasy do placenia, to sprzedawca/sprzdawczyni mowi ci: o, wlasnie skonczylam to czytac i naprawde ci sie spodoba, bo…
Nawet w tych ogrmnych sieciach, jak Books etc. z tym sie spotykasz na kazdym kroku.
Wydaje sie, ze dyrekcja ksiegarni OCZEKUJE od swego personelu zainteresowania ksiazkami, ktore sprzedaja. Co jest fajne.
Doczytałam i padam. Jutro opowiem Wam o malinówce, która ma wszystkie malinówki pod sobą 😉
Dobranoc 🙂
Tak! Na poslanko, Piesku.
Dobrze, ze powrociles.
Spij i przyjemnie śnij, Bobiczku i cała reszto.
To podobno ważne.
Ja tez już idę chciałam skończyć korektę zdjęć, które poro biłam, ale nie dam już rady.
Mój sąsiad z dołu założył parę miesięcy temu chyba manufakturę i roboty młotkarsko – szlifierskie rozpoczyna miedzy 8 a 9, ryczy i wali z pół godziny, po czym przechodzi w postukiwanie bardziej monotonne przerywane bzyknięciami.
To jak ja się mogę wyspać? Dlatego padam na oblicze.
Dobranoc.
Zastanawiam się, jak to ukrócić.
Siódemeczko, zazwyczaj skuteczna jest wiązka handgranatów.
Dobranoc, Koszyczku z Bobiczkiem w środku.
Dzień dobry amnestionowany Bobiku 🙂
myślałam, że to Wały Jagielońskie tak smętnie łkają w tym więźniu. Ale okazało się, że za kratkami był Piesek. Aż zbladł cały, biedaczyna z tej tęskony
http://www.youtube.com/watch?v=I7_Cle0LWpk
jak to dobrze, że już jesteś na wolności 😆
Przysyłam salceson pełen uśmiechu i oplatajace go czule pęta pasztetówki 😉
Jagoda dawniej Jotka, nie mylić z E.Wedel 🙄
szeleszcze
wraca cieplo do B. w sobote do 20°, bedzie mozna jesiennie
brykac 🙂 🙂
herbata
brykam
o „wiedzy” przecietnego sprzedawcy ksiazek (przepraszam
powinno byc ksiegarza 8) ) mysle tak 👿
a programy do szukania maja od informatykow a nie od
wiedzacych o praktyce
brykam
brykam
fikam
Tereny. S-Bahn, pozycji przeglad
brykufiku
Nisiu, tłumaczyłam Ci to, w dwóch komentarzach: są względy z których nie powinnam i nie chcę występować na tym portalu pod swoim imieniem i nazwiskiem. Dlatego nie podpisuję nim także swoich artykułów.
Chyba powinnam pracować w księgarni… 🙄
Kawa dla wszystkich.
Dzień dobry Wszystkim (Jotka ! :).
Mam nadzieję, że Bobik miał dobre sny.
Kawa – zawsze!
Już druga, trochę mnie te wczorajsze przetwórstwa zmęczyły.
Soki stygną pod kocem. Pyszne!
Słońce, ogród czeka. Sekatory, piła, siekiera….
Dzień dobry 🙂
Jakie tam słońce? Ponury, uporczywy luj, czyli pogoda łóżkowa. 🙁
Ale ja mam dzisiaj formalne i moralne podstawy, żeby w ogóle z łóżka nie wyłazić, jak mi się nie będzie chciało. Resocjalizacja ma jednak pewne zalety. 😈
Zastanawiam się jeszcze nad wczorajszą różnicą zdań w kwestii anonimowości i tak mi się widzi, że to rzeczywiście ma coś wspólnego z upływem czasu tudzież przemijaniem postaci świata. 😉
W świecie przednetowym problemem było publikowanie, zwłaszcza w krajach bloku wschodniego, gdzie do pewnego momentu wszelkie media były zmonopolizowane przez państwo. Żeby bez trudu publikować, czyli docierać ze swoim przesłaniem do odbiorców, trzeba było sobie wypracowywać pozycję, nazwisko, etc. Anonimowość nie popłacała i nawet ci, którzy z powodów politycznych publikowali pod pseudonimem, często bokiem puszczali oczko, mówiące „ale chyba nie ma wątpliwości, że to byłem ja”. Pojawienie się samizdatu wprawdzie rozszerzyło możliwości, ale nie zmieniło zasady.
Po upowszechnieniu się netu publikacja jako taka przestała być jakąkolwiek sprawą – śpiewać każdy może. 😉 Problemem zaczęło być wywołanie jakiegokolwiek odzewu na to, co się publikuje. I okazało się, że ten odzew można wywoływać na różne sposoby. Jedni robią to bardziej tradycyjnie, poprzez budowanie jednolitej, wyrazistej osobowości autorskiej, pod własnym nazwiskiem lub jednym tylko, stale używanym pseudonimem. Inni swobodnie pływają w nurcie płynnej rzeczywistości, konstruując różne „próbne osobowości”, eksponując jedne aspekty, a wyciszając inne, zmieniając język czy obyczaje w zależności od grupy, z którą akurat się komunikują.
Netozaurom 😉 anonimowość w sensie nieużywania własnych danych personalnych kojarzy się głównie z próbą ukrycia czegoś (a to wiąże się zwykle z lękiem przed czymś, albo chęcią oszukania kogoś) i trudno im zrozumieć, po kiego grzyba ukrywać coś, co – według nich – należałoby właśnie podkreślić. Dla pokolenia, które net wyssało z mlekiem, wielość nicków, języków, twarzy, kręgów socjalnych i towarzyskich, jest naturalnym sposobem funkcjonowania. Ani z lękiem, ani z oszustwem nie ma to nic wspólnego. Już prędzej z grą, ale nie w sensie udawania, tylko zabawy, albo przynajmniej czegoś, czego nie traktuje się śmiertelnie poważnie, na zasadzie „co to ma za znaczenie, czy użyję tego nicka, czy innego, na losy świata i tak nie ma to żadnego wpływu”. 😉
Obraz świata i samego siebie, jak również sposób funkcjonowania, jest w płynnej rzeczywistości inny niż w stałej, co zresztą Bauman opisał znacznie bardziej wyczerpująco niż ja. 😉 Nic dziwnego, że „stalistom” z „płynnistami” czasem trudno się porozumieć. No striemitsia nada. 😈
Jakby gdzie zaczeto nadawac serie „Sex, Death and the Meaning of Life” prowadzona przewz prof. Richarda Dawkinsa, to bardzo, bardzo polecam.
Kompletnie fascynujaca.
A ponadto – Dzien doberek!
Doberek, doberek 😀
Bobik zrobił pierwszy wykład – ajlawju. 🙂
A ja hej ho, hej ho.
Ja cały czas robię wykład. Znaczy, wykładam się na kanapie łapami do góry i myślę sobie „jak to dobrze, że nie muszę wychodzić w ten deszcz”. 😈
Uś, ten Bobik mundry! Musi dobrze wypsany. 😈 😈 😈
Właśnie sobie uświadomiłem, że psy – jak już nieraz w historii – były pionierami. Od tysięcy lat używają psełdonimów. 😀
A o kotonimach, konionimach czy wielorybonimach słyszał kto kiedy, hę? 😎
Ba, ludzionimów tyż ni ma. 😈
Bo Kot to prostolinijne Zwierze. Przed nikim sie chowac nie musi.
Hehehehe, prostolinijne. Nikt mi nie wmówi, że Pręgowana łazi po drzewach w linii prostej. 🙄
Bobiku, masz, jak zwykle, świętą rację. 🙂
Ostatnio mój promotor powiedział też ważną rzecz – moje pokolenie o wiele bardziej jest świadome swojego wizerunku, jak go kreować i utrzymywać. Jest też on dla nas o wiele ważniejszy – to jak jesteśmy postrzegani np. na portalach społecznościowych, jest dla nas w jakiś sposób ważne.
Zawsze człowiek ma kilka twarzy, i to się przekłada na internetowe społeczności. W pracy wystarczy że wiedzą, że mam pamięć do nazwisk i numerów telefonów, że nie lubię takich czy innych zachowań współpracowników, że oczekuję po nich tego czy tamtego. Tyle. W Koszyczku nie zarzucam Was zjawiskami internetowymi, które mnie bawią przez 5 minut, od tego mam tumblra i ew. facebooka. Na facebooku z kolei nie piszę np. o przeciwnikach aborcji opinii które zdarza mi się wyrażać tutaj, bo różnych mam znajomych i nie chcę z nimi prowadzić niepotrzebnych wojen. Itd. itp.
Myslę, że Nisi chodziło trochę o coś innego, podam na przykładzie.
Pewna zdolna osoba umieszcza tu i tam w necie ciekawe opracowania, które spotykają się z zainteresowaniem i pod presją czytelników i znajomych zbiera wszystko i udaje się do wydawnictwa (redakcji).
Tu mówią jej, ze owszem rzeczy są ciekawe i świeże, tylko nikt tego nie kupi, bo zupełnie nie zna osoby. Umieszczała swoją twórczość pod różnymi nickami, a w tej branży waży nazwisko, lub znany szerzej pseudonim.
I ja się do tego przyłączyłam, bo Alienor zaprezentowała nam bardzo ciekawe opracowanie filmu, o którym wszyscy wiele wiedzą, a każdy z zainteresowaniem i przyjemnością przeczytał.
Odkrywszy iskrę bożą w autorce, Nisia zmartwiła się, że talent się zmarnuje w anonimowych publikacjach, zamiast zarabiać na nazwisko.
cd.
Bo to nie ważne, że wydawca będzie wiedział, że tu ja nazywałam się misiu, a tam to ja nazywałam się zdzisiu, potencjalny nabywca (odbiorca) nie będzie tego wiedział.
Myślę, że to zależy w głównej mierze od impulsu, który towarzyszył wejściu do takiej czy innej grupy. I wybrany nick częstokroć zabawowo odzwierciedla zajmowane stanowisko w dyskusji. Tak bywa w gronie nieznających się wzajemnie osób.
Aczkolwiek bywa to mylące, bo taki Pan Klakier np z założenia powinien przyklaskiwac wszystkiemu, a on całkiem przewrotnie zawsze jest w opozycji, często do samego siebie 😉 .
I tak jakby przejął rolę zmory, co mam mu chyba nieco za złe 🙂 .
Niektórzy z założenia posługujący się dwoma nickami są w komfortowej sytuacji, bo są i sobą i ukrytym pod nickiem alter ego. I jest fajnie 😉 . A i tak z biegiem czasu dowiadujemy się coraz więcej o sobie, bez ryzyka, że publiczność podglądająca od razu paluchem może wskazać każdego z nas.
Dokładnie tak samo jak Ty Siódemeczko odebralam intencje Nisi.
Każdy ma jakies skażenia zawodowe 😉 .
A wiesz, Nisiu, że ja też mam wszystkie Chmielewskie, aczkolwiek ostatnimi laty raczej z rozpędu i przyzwyczajenia. Bo już ją inaczej odbieram. Za komuny była szalenie odżywcza i dowcipna, teraz mi czegoś brakuje.
A może to moja wina, bo w jednej z autobiografii była scena, jak będąc w gościach przerobila gospodyni aranżację klombu i była ze swojego dzieła szalenie zadowolona. I ta apodyktyczność, niezauważalna w powieściach, zdecydowanie mnie zraziła do niej, jako do osoby.
Zapewne przez podobieństwo do mojej teściowej, która zawsze mojemu szwagrowi przewieszała obrazy na ścianach. A któregoś pięknego dnia, przed wielu laty, zamówiła im meble w Otto katalogu, „Altdeutsch”, za które oni oczywiscie musieli jeszcze zapłacić. I tak mieszkali ładnych pare lat( w obcym co do zasady mieszkaniu) godząc się na wybryki mamusi, bo nie chcieli jej sprawiać przykrości.
Tylko ze teraz mlodzi dziennikarze zaczynaja glownie w internecie, glownie pod nickami. Tak bylo z zalozycielam strony na ktorej teraz piszę – teraz są znani w swoim środowisku bardzo dobrze pod swoimi nazwiskami.
Dziennikarski światek opiera się na znajomościach, więc jeśli kiedyś zacznę na publikacjach zarabiać, to raczej dzięki poleceniu osób u których teraz piszę.
Mam powazne watpliwosci czy pisanie w internecie jest dobra szkola dla adeptow dziennikarstwa. Bardzo powazne. Mozna oczywsicie traktowac to jako cwiczenia, ale nie jako nauke zawodu – Bo internet zwalnia w duzej mierze z odpowiedzialnosci za slowo, mozna sie w nim wyrazac nieprecyzyjnie czy niechlujnie, mozna domysly czy srodowiskowe plotki podawac za fakty, bo nie masz nad soba redaktora, „drugiego oka”, ktory ci powie przed publikaca: hola, hola! Tu poszlas za daleko! Popraw! Uscislij! Wycofaj sie z tego zdania! Wykresl!
Bez tego nie masz nauki zawodu.
Dlatego wlasnbie jest bardzo niewiele magazynow interenetowych, ktore czytam tak regularnie jak prase papierowa. Wlasciwie poza Studiem Opinii (ktore ma zespol redaktorow i to widac) niczego stricte internetowego nie czytam, bo tak mi dziala na nerwy ta nieodpowiedzialnosc za slowo. I wcale nie wierze w oddawna zapowiadana smierc mediow takich jakie je znamy.
Siódemeczko, ale mnie się właśnie taki sposób budowania nazwiska czy pozycji wydaje trochę niedzisiejszy. Bo jedną z charakterystycznych cech netu (czy może w ogóle współczesnego świata?) jest jego niszowość. Zbyt wiele jest wszystkiego do ogarnięcia, więc koncentrujemy się na jakiejś niszy, bądź kilku niszach, a reszta nas po prostu nie obchodzi.
Dawniej jak ktoś był wielki, to był wielki i wszystkim (a przynajmniej wszystkim kulturnym) wypadało go znać. A teraz się nie musi i nie jest to żadna hańba. Ja się np. mogę przyznać bez bicia, że nic mi nie mówią nazwiska najznamienitszych nawet autorów fantasy, bo ta nisza nudzi mnie śmiertelnie i książek fantasy w ogóle do łap nie biorę. Miłośnicy Almodovara nie muszą mieć bladego pojęcia o o świetnych twórcach filmów dokumentalnych. Mamy ponoć w Polsce jakichś bardzo wybitnych heavymetalowców, ale założę się, że nawet Pani Kierowniczka nie byłaby ich w stanie wymienić. 😈 Itede, itepe.
Wydawcy, producenci płytowi czy filmowi, też coraz bardziej idą w niszowość. Wystarczy więc, kiedy się pozycję, nazwisko albo nick wyrobi w danej niszy. A ma też sens, zwłaszcza dla młodzieży, próbowanie w kilku niszach i kilku „wersjach samego siebie” równolegle, żeby zobaczyć, gdzie się ma najlepsze możliwości.
Zmoro, też mi się tak z Chmielewską porobiło, że po przeczytaniu jej autobiografii znielubiłem ją na ament i potem już żadnych jej nowych książek nie tknąłem.
By została przy kryminałach. 🙄
Dygresja półprywatna: być może w tej chwili trudno uwierzyć, że odpowiadam na maile, ale ja naprawdę to robię, tylko pooooowooooliiiiiii. 😳 Nawet jak nadawcy pisali szybko. 😉
Heleno, czy jesteś całkiem pewna, że np. w GW jest jakieś drugie oko? Bo ja często mam wrażenie, że w niektórych rzekomo profesjonalnych mediach netowych nawet pierwszego nie ma, tylko ślepcy głupców prowadzą. 🙄
Gdyby nie bylo drugiego oka, wygladaloby to jeszcze gorzej.
Oczywiscie, ze i redaktor odpowiedzialny moze cos sam przegapic i czesto przegapi, ale jednak sama swiadomosc, ze tekst trafi na biurko (ekran) redaktora, mobilizuje piszacego do lepszego przykladania sie i pilnowania sie.
Pewnie macie rację. 🙂
Znikuję.
Dzisiaj wspólnie cieszymy się Torą.
Taaaak? Myslalam, ze juz nacieszylismy sie w zeszlym tygodniu 😯
To mnie ucieszyłeś szalenie, Bobiku, bo już myślalam, że to mój paskudny charakter znowu dał o sobie znać i spowodował znielubienie Chmielewskiej.
Za to uwielbiam Małgorzatę Musierowicz – w księgarniach zawsze panie uważają, że kupuję ją dla wnuczki. Zupełnie nie rozumiem dlaczemu 😉 .
A Nisię chciałabym sobie kupić hurtem, żeby przeczytać a la longue i nigdzie nie znalazłam księgarni, która miałaby komplet 🙁 .
Tak, Dziewczęta.
Tak, tak, tak.
Mówię do Heleny, Siódemeczki i Zmory w sprawie WIADOMEJ.
Oczywiście, każdy ma takie zdanie, jak chce i to jest dobrze.
A niechby mi ktoś niepowołany próbował grzebać w moim klombie!!!
O, Zmoro, sękju!
Ale hurtem chyba nie dostaniesz, bo to z dwóch wydawnictw idzie. A może mieszkasz gdzieś blisko Krakowa? Będę na targach, dałabym Ci to co mamy u siebie.
O matko, czy kupowanie Nisi to nie jest przypadkiem handel żywym towarem? 😯
Jakby co, to ja się wszystkiego wyprę. Będę przysięgał, że chodziło tylko o książki Nisi. 😎
Dzień dobry 🙂
Chmielewskiej nie znielubiłam, choć nie lubię Autobiografii, bo to taka nachalna autokreacja (patrzcie i podziwiajcie, jaka ze mnie baba z jajami) pfuj!
Musierowicz kiedyś tak, potem gorzej i całkiem źle, gdy mama Borejko stała się Bebi. Przestałam czytać.
Mam „ciotkę”, która uporczywie próbuje słownie przestawiać mi pewną figurkę. Na swoje szczęście jej nie dotyka.
Heleno, drugim okiem są w sieci czytelnicy i ich komentarze. Bardzo sobie cenię papier, ale niezmiernie żałuję, że mówię do niego, a on nie odpowiada.
No tak, tylko uwagi czytelników rzadko są warsztatowe, a poza tym nie pozwalają naprawić błędów przed publikacją.
Ale niezależnie od tego ja też uwielbiam komunikację niejednostronną. 🙂
Tu i papier, i sieć (pooglądałam dokładniej) wspólnie odebrały mi głos http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1530969,1,domy-weselne-czyli-sluby-po-polsku.read
Pluję na twarz, patrzę na serce… Zapomniałam o warsztatowych 🙄
Fascynujace te sluby i domy weselne, Haneczko. A w miejscu, ktore te trendy wytworzyly, juz sa inne nowe trendy (no i wiele zalezy od srodowiska, regionu, itp.).
Bede wypatrywac Dawkinsa, Heleno, choc szczerze mowiac, bardziej cenie go jako biologa niz jako specjaliste od meaning of life (blizsze jest mi myslenie innego znanego biologa, przedwczesnie zmarlego Stephena Jay Goulda).
O gustach w literaturze popularnej nie bede sie wypowiadac, bo kazdy ma swoje ulubione, i niech tak zostanie. (Chmielewska, na przyklad, zawsze wydawala mi sie sie irytujaco „chummy”, i bardziej wole inne glosy autorskie – nie takie, ktore na lapia od razu za pole plaszcza, i twierdza, ze autor i ja to starzy znajomi/znajome. No i dlatego pewnie innych autorow czytuje. 😉 )
A tu, troche a propos Dawkingsa, konferencja na temat the meaning of the universe 😉
http://www.bbc.co.uk/news/world-europe-19870036
Zas o pisaniu w internecie i o jego relacji do tradycyjnego dzienniakrstwa mozna rozmawiac bardzo dlugo. Teraz przechodzenie z jednego typu pisania do drugiego jest na pewno bardziej plynne, jak juz to napisal nareszcie wyspany we wlasnym poslanku Bobik. 🙂 No i tradycyjne dziennikarstwo ostatnio w bardzo waznych sprawach zawiodlo, nie spelniajac przypisywanej sobie funkcji ostrzegawczej (tak np. bylo w kwestiach gospodarczych, ale nie tylko).
A co do roznic pokoleniowych w podejsciu do internetu, to monitorowanie wlasnego wizerunku ma swoje dobre strony, i jest ze wszech miar rozsadne, ale tez obciaza psychicznie, jak twierdza psycholodzy tym sie zajmujacy (zauwazaja tez nasilenie sie wystepowania osobowosci narcystycznych wraz z rozprzestrzenianiem sie serwisow spolecznosciowych). 😉
A teraz niestety musze znowu zniknac w niebyt z punktu widzenia sieci (formerly known as life). 😉
Nisiu, dziękuję ślicznie, ale w tym czasie będę w Monachium.
Widzę, że Empik Cię bojkotuje, Mięczaków nie ma na ich stronie, mimo że mają wyłaczność. Też ich będę bojkotować w takim razie.Wrrrr.
Największy problem jest z Klubem i Romansem. Ale ja jestem uparta i znajdę wszystkie. A co!
Moniko, a propos ślubów, mam do Ciebie ogromną prośbę.
Moje dziecko wybiera się do Mombaju na ślub kolegi ze studiów. Zostali zaproszeni całą paczką. Długo się wahali, bo on pokrywa ich koszt pobytu na miejscu, a to w sumie 5 dni, niemniej po rozważeniu za i przeciw, jednak postanowili polecieć sporą grupą.
Znana jest nam gościnność w Indiach, o ceremonii ślubnej też co nieco wiemy, natomiast nie wiemy nic o tym jak powinni zachować się goście, aby być w zgodzie z miejscowymi zwyczajami. Co z prezentami i jakimi? Wiemy, że malżeństwo nie należy do zaaranżowanych, że ojciec pana młodego jest podobno dobrze sytuowany( aczkolwiek wszystko jest chyba względne, bo chłopak się bardzo cieszył z tego, że tata kupił sobie nową Hondę Accord).
Czy mogłabyś nam nieco przybliżyć panujące zwyczaje? Będziemy ogromnie zobowiązani.
Zmoro,
przyjeżdżaj do mnie – nie mam tylko „Domu na klifie” Nisi, reszta jest 😉
Chwilowo wypożyczyłam kumie, ale za miesiąc będę miała z powrotem. Mąż kumy prosił, żeby przekazać Nisi, że „Matkę wszystkich lalek” przeczytał z prawdziwą przyjemnością.
Z prawdziwą przyjemnością przekazuję 🙂
Tę książkę pożyczyłam Eli na początek, Bogdan też się załapał i zapytali, czy nie mam więcej. Mam więcej!
Podobno ostatnia książka Chmielewskiej (do mnie aktualnie płynie) jest całkiem niezła, będąc w kraju zakupiłam, ale jeszcze nie miałam okazji przeczytać, dopiero jak się tu przepluska przez Ocean. Moja przyjaciółka czytała i powiada, że Chmielewska wreszcie wróciła do formy, niezbyt równej w ostatnich dwóch dekadach.
Tymczasem czekam na następną książkę Nisi, broń Boże nie popędzając! Twórca musi mieć czas na twórstwo.. 😉
A ja Chmielewską lubię i z żalem odnotowuję, że się spsuła. Ale rozumiem to, ileż można wymyślać historyjki. Natomiast – jak sądzę – to, co Monika bierze za zbytnią poufałość, to tylko taki sposób bycia. Swoboda, która wcale nie oznacza chęci „zakolegowania się”. Ja też nie uznaję konwenansów – jeśli nie ma takiej ewidentnej potrzeby – rozmawiam z nowopoznanymi ludźmi jak ze starymi znajomymi, co nie jest równoznaczne z żadnym puszczaniem oczka ani wchodzeniem w niepotrzebne związki. Oczywiście, można nie lubić takiego stylu bycia, to też rozumiem. Mnie on się przydawał w zawodzie reportera, gdzie bardzo szybko musiałam zdobywać zaufanie ludzi, żeby zechcieli ze mną gadać – często o trudnych sprawach.
Czasem się zastanawiałam, czy jako mocno dorosła osoba nie powinnam być bardziej zdystansowana, ale przeszło mi to po spotkaniu z wielkim artystą, starszym panem, Janem Krenzem. Spotkaliśmy się raz w życiu na kolacji i przegadaliśmy trzy godziny jak starzy znajomi. Doszłam wtedy do wniosku, że maestro wie, że szkoda czasu na konwenanse. Wzajemne podchody zabrałyby nam cenne minuty z tych trzech fascynujących godzin. Ośmielę się twierdzić, że fascynujacych dla obu stron, o czym świadczy dedykacja na płycie.
Autobiografii Chmielewskiej też nie odebrałam jako autokreacji. Skoro ona naprawdę ma jaja, to dlaczego miałaby się z tym ukrywać? Książka o babie z jajami jest ciekawsza niż o babie bez jaj.
Bobiku, gdybyś kupił (tanio sprzedam!) trochę kilogramów Nisi, byłabym Ci bardzo wdzięczna. Zmaleć choćby dwa-trzy numery…Nisi
Zmoro, to nie bojkot. Oni robią na mnie kasę, więc mam u nich nawet własne półki. Ale Mięczaki były jednorazowe, zostały pomyślane jako prezent dla klientów na Światowy Dzień Książki 2010. Rozdali, czy raczej sprzedali po groszu trzysta tysięcy i klamka zapadła, więcej nie będzie. Sorry. Allegro.
Poczytalam o tych domach weselnych i się mi przypomniało cosik.
Przed paroma laty organizowaliśmy całkiem spory zlot- jakieś trochę więcej niz tysiąc osób. Mielismy porezerwowane wszystkie hotele w okolicy i jeden główny na bazę zlotu, gdzie odbywała się głośna impreza finałowa i przez tydzień wszyscy się przez ten hotel przewijali plus jakies 400 samochodow do tego. Hotel był zarezerwowany na wyłaczność na cały tydzień. Teoretycznie, bo hucpa ludzka nie zna granic. Jako że to był maj, to w ciągu dnia właściciele urzadzili w obleganej przez nas restauracji jeszcze kilkanaście przyjęć komunijnych, co prawda na zasadzie trójpolówki, bo inaczej by się nie dało.
Szczytem wszystkiego był wieczór finałowy, kiedy to stwierdziliśmy, że oprócz nas są celebrowane cztery wesela i jeden pogrzeb!!!
Na zwróconą włascicielom uwagę, że przecież rezerwowaliśmy cały obiekt dla nas przed wieloma miesiącami, odrzekli oni, że w tym czasie pozostałe uroczystości też już mieli zarezerwowane.
Wierzę w to oczywiście bez zastrzeżeń 😉 . Zwłaszcza w tę z góry zarezerwowaną stypę 🙂 . ” Babciu, pospiesz się proszę, bo myśmy już zarezerwowli salę”.
Hucpa ludzka nie zna granic. Jakoś się zaaranżowaliśmy, ale myślę, że wszyscy czuli się niezręcznie bardzo.
O, Alicja! Ty to kotek jesteś puszysty. Dom mam, jak będziesz w Polsce, to Ci dam. Albo wyślę, o ile mnie skleroza nie zeżre do końca. Tego męża kumy uściskaj!
To się muszę przejść Nisiu i pogrzebać na półkach, bo na stronie nie ma nic papierowego. Może znajdę u nich Klub i Romans.
W przeciwnym razie skorzystam z zaproszenia Alicji 😉 . Ale to może potrwać nieco, bo się przestałam wybierać w tamte strony. Od śmierci ojca mieszkajacego w Montrealu jakoś już mi nie po drodze 🙁 .
Ad zmora
Zaszeregowanie ciężkiego zajęcia, jakim jest klaka, do tylko frenetycznych oklasków, jest nie wszechogarniające, co już nie raz dokumentowałem tym o to filmikiem:
http://www.youtube.com/watch?v=GQY_mwgisfo
😉
zasnelam! 😳 😳 😳 😳 😳
Moniko, w tym pierszym odcinku serii przygotowanej przez Czwarty Kanal teleizji komercyjnej, prof. Dawkind raczej sam na zadne pytania nie odpowiada, ale odwiedza bardzo ciekawych ludzi, szukajac odpowiedzi na pytania czym i jak zastepujemy sobie treadycyjna moralnosc nauczana przez rozliczne religie, w miare zeswiecczania sie spoleczenstw. Pytania zadaje zarowno ludziom glebokiej wiary, ktorzy calym swoim zzyciem pokazuja „jak zyc” – np czlowiek zajmujacy sie dziecmi z rozbitych domow w gettowej dzielmicy Londynu – tych samych dzieci, ktore w u. roku uczestniczyly w szabrowaniu i podpalaniu dpmow i mienia – jak i naukowcow zajmujacych sie procesami w mozgu.
Ach, jakiez w czasie tych rozmow ciekawe rzeczy wyplywaja, niemal en passant! Dla mnie fascynujaxe bylo np dowiedziec sie, ze w miare laicyzacji spoleczenstw gwaltownie spadaja staystrki [owaznych przestepstw. Np w ciagu ostatnich dwudziestu lat kiedy z roku na rok gwaltownie spadala obecnosc na nabozenstwach w kosciolach anglikanskich, jednoczesnie spadla o 80% liczba gwaltow i o tyle samo liczba molestowanych seksualnie dzieci – i to pomimo, ze jedno i druge przestepstwo dzis jest czesciej zglaszane na policje niz kiedys. I tak jest na calym swiecie. Im mnie spoleczenstwo religijne, tym lepiej sie zachowuje. Nie moze t byc przypadek.
A dotyczy takie zjawisko faktycznie tylko tych krajow gdzie tradycyna poboznosc, religijnosc oddala sie.
Ale tego sam Dawkins nie mowi. Mowia to naukowcy, ktorzy badaja prcocesy mozgu i procesy spoleczne, ale glownie biolodzy.
Wiec sie okazuje, ze nie kradne nie zabijam, nie wierze ma glebszy sens niz tylko propagandowy.
A do meaning of life jeszczesmy w tej serii nie doszli.
Nisiu,
w przyszłym roku melduję się w Helsinkach na wiadomym pokładzie – a schodzę w Szczecinie. Coś mi się wydaje, że zejdziemy z tego pokładu razem 😉
Bogdana i Elę uściskałam – dzisiaj lecą do Ojczyzny na 2 tygodnie.
Zmoro, gdzie pomieszkujesz (kraj wystarczy)? Bo u nas w Kanadzie księgarnia wysyłkowo-internetowa polska ma książek Nisi do zarąbania, że się tak nisiowo wyrażę.
http://thepolishbookstore.com/search?q=Monika+Szwaja
Księgarnia MATRAS sprowadziła zamówioną wczoraj książkę
„Hajer Blues i inne historie”.
Przyssało mnie! Czytam z zachwytem.
Panno Kota, gratuluję Obu Paniom. 🙂
Alicjo, pomieszkuję w Polsce i w Niemczech. Głównie ostatnimy laty w Polsce, ale tylko do emerytury męża. Po jaką cholerę brałam sobie młodszego 😉 , no i teraz jestem dalej od dziecka, które po tułaczce studenckiej wróciło do Niemiec.
Dziękuję za linkę, znalazłam tam Klub 🙂 .
Ja też zasnąłem. 😯 Musi jakaś kometa ogonem zamiotła albo co. 🙄
Z Chmielewską jest dla mnie ten problem, że ja jej wcale w Autobiografii nie odebrałem jako baby z jajami czy siostry-łaty. Zrobiła na mnie wrażenie chwilami sztuczne, chwilami minoderyjne, a ogólnie pańciowate i strasznie zakochane w sobie. Do tego różne poglądy rodem z magla (ja nie jestem antysemitką, ale…), niezachwiana pewność siebie, nawet przy opowiadaniu kompletnych głupot i skądsiś wzięte przekonanie, że każda – za przeproszeniem – bździna, która przytrafiła się autorce, jest niezwykle ważna dla potomności, czyli kompetny brak selekcji. No, przyznacie chyba, że jak się kogoś tak odbiera, to niekoniecznie ma się ochotę zostać jego najlepszym przyjacielem. 😉
W innych jej książkach może też pewne elementy tej pańciowatości były, ale jednak trzymane w cuglach „zmysłem autorskim” (bo talentu to ja JCH nie odmawiam). A tu ego poniosło… 🙄
W weselach bardzo mnie wzruszyły rdzennie polskie tuje, którymi obsadzono drogę do remizy. 🙂
Związek laicyzacji ze spadkiem przestępczości rzeczywiście fascynujący. Ciekawe, jak wyglądają statystyki w przypadku przestępstw nieseksualnej natury. Bo że religie na ogół wiążą się z represją seksualności, to dość oczywista oczywistość, ale już w przypadku nie kradnij czy nie zabijaj sprawa wcale nie jest jasna ani prosta.
Wspomniane bylo o tym z w ciagu ostatnich dwudziestu lat wskutek wojen i konfliktow zginelo ZNACZACO mniej ludzi niz w poprzewdnim dwudziestoleciu.
Pacyfizm przybiera znaczaco na sile wszedzie tam gdzie postepuje laicyzacja – o to tam chodzilo.
http://richarddawkins.net/announcements/2012/10/12/richard-dawkins-sex-death-and-the-meaning-of-life-channel-4-more4#.UH2b0o7FXJw
A tymczasem Nisia, cichutko i bez fanfar, promuje demoralizacje polskiej mlodziezy. Wiadomo jak sie t moze skonczyc:
http://www.liiil.pl/1349885292,Monika-Szwaja-Swiat-wielkich-zagli.htm
Dobry wieczór,
Zmoro,
polecam Księgarnię Warszawa, Niś sporo i chyba jest to, czego szukasz 🙂
http://www.ksiegarnie-warszawa.pl/szukaj/page/2/sort/title/sortDir/up?phrase=Monika+Szwaja&search_submit.x=30&search_submit.y=9
Serdeczności dla najukochańszego Satrapy 🙂
No wiesz, Nisiu? 😯 Nie spirytualizm oazowy? Nie odmienianie Narodu przez wszystkie przypadki? Nie dokopanie wszystkim, co nie nasi? Zamiast Najświętszych Wartości jakiś tam porządek, życzliwość, samodoskonalenie i temu podobne herezje? Jeszcze tylko kultury picia rumu brakuje! 👿
Co się stanie z Rzeczpospolitą, jak takie będzie młodzieży uczenie! 🙄
Miła moja Jedno Taka – niestety Klub i Romans sa niedostępne. Ale dziękuję Wam serdecznie. Już wiem, że Klub jest w Kanadzie. To jeszcze tylko Romans, a dla Mięczaków nawet narażę się na wszelkie niebezpieczeństwa czychające na mnie na Allegro, jeżeli je tam znajdę 😉 .
Dziękuję, Jedna Tako. 🙂 Ale muszę skorygować: Nisia jest jedyna i niepowtarzalna. Możemy się co najwyżej umówić, że ma dużo wypustek. 😆
o, dzieki Bobiku 🙂 .
Ale nie koryguj, proszę, niech wszyscy widzą mą porażkę 🙂 .
To się tak umawiamy. Że też ja zawsze palnę coś bez sensu 🙁
Też tak mam. Ileś razy na dzień palnę sobie jakiegoś dymka i zaraz wszyscy zaczynają na mnie wrzeszczeć, że bez sensu. 😆
Ad Bobik 16 październik 12, 20:08
Dobry Wieczór Bobiku na Wolności.
Miło Cię czytać tzn. widzieć biegającego wolnościowo i w dobrej formie.
„co się stanie?”
A biegnąc za Tobą w meandrach pomachiwania… no jak to co?
Na umrzyka skrzyni
Potwierdzam, Heleno (19:50).
Nisia demoralizuje nie tylko polską młodzież. Kanadyjską starszą całkiem, i bynajmniej nie młodzież też 😯
Ale z drugiej strony…jak tam się wlezie (na pokład i nie tylko), to nie chce sie zejść 😉
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/GrotNaDMLipiec2011#slideshow/5633890817547686450
(tu promuję siebie, a co!)
Tak wlasnie sadzilam. Guza szukac….
Heleno,
ale póki tego guza można szukać, to trza 😉
W tym roku nie szukałam, bo mi łokietki siadły, ale nie w przyszłym roku – kto wie 😉
Dobrą ilustracją do moich przemysleń na temat jest tekst Agnieszki Osieckiej:
http://www.youtube.com/watch?v=1kQwREgf3Z4
Tekst jest ladny jak to u Agnieszki Osieckiej, ale dlaczego ta Maryla tak ponuro zawodzi?
„trzeba mi wielkiej wody…”, to zawodzi 🙄
Wyobrażasz sobie hop-sasa- ho-ho przy takim tekście? Mnie to pasuje. I trzeba mi wielkiej wody 😉
Oraz wielkich wypraw pod Kraków, nocnych rozmów Polaków…
Helena to bywa sterylnie krytyczna. 😀
Z tego wszystkiego próbowałem tylko rumu. Naziemny jestem bardzo, żadnych wód pod kilem nie toleruję, lęk wysokości też mam, a w ogóle jakby bozia tak chciała, to by dała jakieś skrzela, czy coś. 😈
Nie, nie hop-sasa. Tylko przyzwoita muzyke i rozumne wykonanie. Maryla zawodzi jak dziad na odpuscie..
Inna rzecz, ze osobiscie nigdy ni moglam pojac dlaczego jest gwiazda.
hehehe – Helena ma czasem sądy, jak nożem uciął.
Dlaczego jest gwiazdą, bo doskonale się wpisuje w pogranicze odpustowości, piosenki biesiadnej i romantyki ludowej.
Ale czy my to lubimy, Klakierze? 😆
Na mój dusiu! Właśnie przecytołek i… muse pedzieć, ze dlo takiego psa pasterskiego jako jo nimo więksego honoru jak być bohaterem poematu zalicającego sie zarówno do literatury pięknej, jak i do literatury smacnej. Dzięki Bobicku!!! 😀
Ach, czekalem na Ciebie, Owczarku, ze wpadniesz i sie ucieszysz!
Nie było mnie, Mordechajecku, na blogowyk holak, bo jakiesi wirusy sie do mnie ostatnio poprzycepiały, więc nie fciołek nikogo zarazić. Ale teroz – bajuści, tak piknie sie uciesyłek, ze ta radość piknie pozabijała reśtki wirusów w moim organizmie. Niek zyje Bobickowo śmiechoterapia! 😀
Lechaim!
No wiesz Heleno – to jest sprawa złożona.
Z jednej strony, to jakieś signum temporis naszych młodych lat. No bo gdybyś mnie zapytała, czy ja lubię piosenkę „Srebrne wesele” ( http://www.youtube.com/watch?v=MzjWSnVKhgk ), to pewnie nie umiałbym obronić tej piosenki w żadnym wymiarze. Ale jak sobie wspomnę, że mój nauczyciel podczas obozu wędrownego z uporem jej słuchał (a może i „puszczał”) w czasie wędrowania w owym jubileuszowym roku 25- lecia PRL, to jest to „hit”.
Widzę Pana Profesora R., jak z potem na czole i tranzystorkiem na szyi dzielnie maszeruje po zielonej Ziemi Lubuskiej i brzmi – „rodzince minęło 25 lat”.
A w Zielonej Górze późno w noc pilnie śledziliśmy napisy na ekranie telewizora: „Przerwa na trasie łącz” z lądowania Apolla 11.
🙂
Zmoro, mysle, ze specjalnie nie musi sie Twoj syn i jego paczka przygotowywac, bo w przypadkach slubow jest to po prostu zwykle wielodniowe kontrolowane szalenstwo, a zwyczaje tez nie sa zupelnie jednorodne i wiele zalezy od miejsca, srodowiska, religii, i nawet konkretnej rodziny. Najlepiej poki czas zapytac sie gospodarza, czy ma jakies konkretne oczekiwania. Mowie tak, bo w rodzinie mego meza (wszystkie sluby byly niearanzowane, ale tez rodzina, acz pod wieloma wzgledami tradycyjna, ma bardzo dluga i piekna mocno liberalna tradycje) wystarczylo, ze ktos byl z innego regionu, by kuzynow meza mocno zaskoczyc (i przy okazji spowodowac zabawne nieporozumienia). Oczywiscie nalezy pomyslec o prezentach slubnych, a jesli bedzie sie w gosciach u kogos to i dla gospodarzy. Sa rodziny, ktore w naturalny sposob wola gotowke jako prezent dla mlodych, albo np. skladke na planowana wycieczke, albo maja juz liste prezentow wedlug tradycji zachodniej, na ktora mozna sie zapisac w danym domu towarowym/centrum handlowym. No i zwykle goscie tez moga sie spodziewac prezentow (tradycyjnie, kobiety sa np. obdarowywane na slubach sari). A reszta to juz zwykle porady turystyczne… 😉
Heleno, jak dojdzie Dawkins, to obejrze, ale tez biore go zawsze ze zdrowa szczypta sceptycyzmu, bo nie ma co ukrywac, ze to jest Czlowiek z Misja. 😉 (Nawet korelacja wzrost ateizmu-spadek przestepczosci moze byc podobna do tej, ktora kiedys staystycznie polaczyla wzmozone picie kawy z wieksza zapadalnoscia na raka: po dokladniejszym przyjrzeniu sie zjawisku okazalo sie, ze nie kawa wywolywala raka, a tylko, ze palacze wykorzystywali kazda przerwe na kawe na papierosa, i im wiecej pili kawy, tym wiecej wchlaniali rakotworczej nikotyny. Podobnie jesli stopien ateizmu jest najwyzszy w rozwinietych i zamoznych krajach, gdzie jednoczesnie wspolwystepuje najlepiej rozwiniety system prawny, wieksza rownosc plci, etc., to trzeba by sie dokladniej przyjrzec, czy wspolwystepowanie zjawiska jest istotnie dowodem na istnienie zwiazku przyczynowo-skutkowego. A i innym sprawom w rozumowaniu i argumentowaniu Dawkinsa mozna sie przyjrzec, co zreszta juz zrobili filozofowie (ateisci lub agnostycy zreszta) and came up short. Ale to dlugi temat, i pewnie jednak na inny blog.) 😉
Za to bezposredniosc, Nisiu, tez mi sie bardzo podoba, a wrecz nawet urzeka, a ze znalam i znam pare naprawde bardzo znanych i skromnych, oraz bezposrednich osob, to potwierdzam, to co napisalas – wlasciwie wszyscy byli bardzo przystepnymi ludzmi (choc byly tez nieliczne wyjatki). Natomiast styl Chmielewskiej to cos wiecej niz tylko bezposredniosc – przynajmniej w moim odczuciu (ja np. wyczuwam „paniusiowatosc”, ktora Bobik zauwazyl w autobiografii, wlasnie juz w stylu; autobiografii zreszta nie czytalam). Ale nie mam nic przeciwko temu, zeby ten styl cieszyl i bawil innych. A ze akurat Galkiewicza nie zachwyca to naprawde drobna i w sumie nieistotna sprawa… 😉
Kazdy ma pewnie „tajne” piosenki, ktore lubi, choc „nie powienien”.
I podspiewuje w lazience, albo jak nikogo w domu nie ma.
Ale ja mowie o fenomenie „gwiazdy”, ktora w zadnym chyba kraju nie zobilaby tak oszalamiajacej i tak dlugiej kariery jak Maryla Rodowicz. Glos – taki sobie, interpretacja -zadna, repertuar – taki sobie, Jedyne co miewa (choc nie zawsze) to „obecnosc sceniczna” dzieki strojom czy ruchowi.
Wiec nic z tego nie rozumiem. a jestem namietna konsumentka kultury popularnej i regularnie ogladam np. X Factora. 😳 😳 😳
Tu jedna z tegorocznej wylonionej trzynastki, naprawde pierwsza z brzegu 16-latka z duzej grupy utalentowanej mlodziezy, spiewajaca standard napisany mniej wiecej w tym samym czasie co Wielka woda.
http://www.youtube.com/watch?v=u1Q_Yu5XG5g&feature=g-logo-xit
Gotuje rosol (wolowo drobiowy), ktory dedykuje Bobikowi. Bobiku, tez dolaczam sie do grona wrzeszczacych w sprawie wysylania znakow dymnych.
Wydaje mi sie ze internet jest w dziennikarstwie czasem lepszy niz druga para oczu, bo tych oczu jest wiecej i niektorzy bardzo powaznie traktuja sprawdzanie np. zrodel czy zmyslanie faktow. Sa tez sieciowi msciciele (vigilante) i np ostatnio w Albercie 15 latka popenila samobojstwo z powodu cyber-bullingu. To bylo ok tydzien temu. Zanim sie policja zabrala do sprawy ci msciciele (no hackerzy po prostu) znalezli i opublikowali nazwisko i adres 32 latka z BC, ktory to uczynil swoim glownym zajeciem przesladowanie tego dziecka w sieci i w spolecznych mediach.
Chmielewska dawna czytalam i zasmiewalam sie do lez, a dzisiaj, nie wiem. Tak jak wymyslanie historyjek moze byc meczace to czasem i ich czytanie przestaje ekscytowac…
Ja czytak powiesci mniej od pewnego czasu. Nisia zaczela pisac jak juz mnie w Polsce ie bylo i troche wypadlam z obiegu, ale moze uda mi sie pozyczyc od Alicji, bo nie tylko mieszka o rzut beretem ode mnie (niecale 400 km) to jeszcze na dodatek bywa w Toronto dosc czesto.
Klakierze, zauważyłem i doceniłem Twoją dbałość o zachowanie profesjonalnych standardów klaki. 😀
Obejrzyj, obejrzyj, Moniko, jesli bedziesz miala mozliwosc, moze zmienisz zdanie. Jest to swietnie zrobiona seria i z pewnoscia wwola dyskusje, jak zawsze „wieksze” wystapienia RD. 🙂
Czworka (komercyjny kanal tv) robi coraz lepsze programy, choc zawsze byli dobrzy. Rozumiem ze Downton Abbey naszego Fellowsa ( tego od Goswell Parku. Zona – dama dworu JKM) bardzo sie podoba w Ameryce? Tak sie podoba, ze nawet Shirley MacLane zgodzila sie wystepowac?
Tak, te spraw Amandy Todd, 14-letniej Kanadyjki zasczutej przez internetowych bullies sterszczalam wlasnie bodaj wczoraj Bobikowi, bo obejrzalam ten filmik, ktory ona przed powieszeim sie opublikoala na YT. Wstrzasajaca historia.
Owczarku, poematy o Prawdziwej Wielkości pisać nietrudno. Tylko słowa trzeba zagonić w stadko, co my, psy, robimy instynktownie i na dodatek z ogromną przyjemnością. 🙂
Ja to bym mogl zaganiac az krowy wroca do obory. I tak bym nie zagonil. 👿
No ale ja jestem Kot, Doskonalosc Natury. 😈
Moniko, mam nadzieję, że temat Dawkinsa i okolic nie tak całkiem na inny blog. Bo mnie się ten temat bardzo ciekawy zdaje, nawet jeżeli nie musimy wierzyć w każde słowo Dawkinsa jak w objawienie. 😉
Króliku, dzięki, rosół już dotarł do mnie, choć tylko w połowie. Zajrzałem właśnie do garnka, w którym coś tam bulgocze i okazało się, że część drobiowa do niego trafiła. 🙂
A część wołową pewnie listonosz zachachmęcił. 👿 Ale prawdę mówiąc, ja na jego miejscu też bym to zrobił. 😳