Pojednanie
Drapiąc w drzwi Bernardyna Bobik nie czuł się całkiem pewnie. Jasne, przemawiały do niego hasła o konieczności dogadywania się skłóconych ras Psów, ale był też dosyć przywiązany do życia doczesnego i nie marzył o zbyt szybkim rozstaniu się z nim. A Bernardyn głosił wprawdzie ogólną świętość życia, ale niekoniecznie dotyczyło to konkretnego życia bobiczego.
Na szczęście tego dnia również Bernardyn był w pojednawczym nastroju. Wpuścił gościa z szerokim machnięciem ogona, które wydawało się zmiatać wszelkie dotychczasowe urazy i zawołał wesoło:
– Siemasz bydlaku! Przyszedłeś mi zamordować brata? Czy może nienarodzonego szczeniaczka? W porządku, nie mam pretensji, nawet ci zaraz naleję jakąś banię dla kurażu. Wypijemy na zgodę, wtedy i mordować będzie ci przyjemniej.
– Ależ… ja nie mam żadnych krwiożerczych zamiarów – wystraszył się Bobik. – Chciałem tylko uzdrowić atmosferę, siadając z tobą przy jednej misce.
– No, nie udawaj, nie udawaj – roześmiał się Bernardyn. – Znam waszą lewacką, pedalsko-żydowską paczkę i wiem, jakie stosujecie metody. Możemy o tym mówić otwarcie, bo przecież obydwaj wiemy, że tylko prawda nas wyzwoli. Ja tam na przykład nie ukrywam, że trenuję na strzelnicy, żeby razie czego móc sprawnie rozstrzelać twoich co bardziej wyszczekanych kumpli. Wnuczka też już nauczyłem, jak trzeba trakować czerwoną hołotę. I tak mnie to wyzwoliło, że gotów jestem nawet poczęstować cię kością. Masz, udław się na zdrowie.
– O, dziękuję – rozpromienił się Bobik. – Doceniam twój wspaniałomyślny gest. A jak już sobie tak miło i zgodnie rozmawiamy… Czy sprawiłoby ci to dużą trudność, gdybyś przestał nazywać mnie sługusem Rottweilera?
– Ale to też prawda! Najprawdziwsza! – warknął ostro Bernardyn, z wyrazem pyska zmienionym o 180 stopni.
– Kiedy ja tego Rottweilera nawet nie znam osobiście – zaczął się usprawiedliwiać Bobik, ale już było za późno. Bernardyn wszedł na wysokie obroty.
– Chcesz powiedzieć, że jestem kłamcą? – zawył z oburzeniem. – Ty, postkomunalne ścierwo, do mnie z takimi zarzutami? Przyszedłeś mnie obrażać w moim własnym domu? Won, pókim dobry i po gwintówkę nie sięgnąłem!
A kiedy przerażony Bobik wyskoczył przez najbliższe otwarte okno, Bernardyn wychylił się jeszcze za nim i szczeknął dobitnie:
– Na przyszły raz, jak przyjdziesz się ze mną jednać, oducz się tego swojego języka nienawiści!

To zapraszam, tu jest pełna relacja z 250. urodzin Mozarta w Salzburgu
http://www.youtube.com/watch?v=9_kAJyHdc48
Ależ Moniko,
nie trzeba mnie przekonywać do „wartości” Sherry Turkle i w tym, co napisałem, nie było krytykanctwa. Pisałem, że coś mnie nie przekonywało w tym, co mówiła. Nie umiem powiedzieć dokładnie co – stąd zacząłem się zastanawiać odnośnie samego siebie. Choć takie „wysmarkiwanie się” w wirtualny rękaw jest mi obmierzłe. Jak zresztą i „wysmarkiwanie się” w realu (tego słowa też nie lubię!)
Zgadzam się z Tobą absolutnie, że konstruowanie sobie wizerunku osoby na podstawie iluś tam wypowiedzi w internecie jest zupełnie błędne. Można wartościować opinie – te mnie interesują, tamte nie. Tu warto czytać, tam sobie można podarować (inne wypowiedzi może zainteresują struktury bezpieczeństwa danego kraju). Przekładanie wprost emocji na te wirtualne wpisy jest niczym nieuzasadnione. Choć praktyką codzienną jest, że ludzie reagują nie rzadko bardzo emocjonalnie, traktując internet jako świat realny i płaszczyznę rywalizacji. Tak jakby tylko żyli w sieci.
To jakiś absurd:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,13011994,Pielegniarka__ktora_zdradzila_dziennikarzom_informacje.html#BoxSlotII3img
Dlaczego absurd?
Bo to chyba nie może być prawda. Jeśli jest, to dziennikarzy należałoby powiesić za juwenalia i tak zostawić, a przecież tego nie chcemy?
Jak nie może być prawda?
http://www.bbc.co.uk/news/uk-20645838
To ja wiem, tylko że się nie mieści.
Chyba muszę poćwiczyć cynizm.
Absurdalne są, moim zdaniem, spekulacje prasy, ze popełniła samobójstwo z tego powodu, że połączyła rozmowę pielęgniarki księżnej z dziennikarzami.
Jakieś fatum zawisło nad dynastią.
mt7, może lepiej tego zbytnio nie analizować?
I co to za przestępstwo, że ujawniono, że księżna jest w ciąży?
Jak to wszystko nie jest absurdalne, to co może być bardziej?
Oj, Klakier, nie denerwuj mnie, bo jak już coś powiesz…
Taka już dola klakiera. Jak się obrało taki nick, to noblesse oblige 😀
http://www.youtube.com/watch?v=qoniugPYhks&playnext=1&list=PL9865541628E21BAB&feature=results_video
Przepraszam Cię, Klakierze, ale masz jakiś rzadki dar wyprowadzania z równowagi.
Ależ droga Pani Mario, proszę czasem traktować moje wypowiedzi z przymrużeniem oka i z łaskawością oraz wyrozumieniem dla mego niewdzięcznego zajęcia bycia klakierem. No nie narzekam, każde zajęcie, czy zawód ma swoje blaski i cienie. 😀
Bardzo dziękuję za dostawę barytonów! (-: Odebrałam dopiero teraz, bo w pracy tuba nie tubi.
Хворостовский to chyba był w ofercie wiązanej – dwie rolki papieru toaletowego + bombardziochy nr 98 🙄
Lubię posągi Komandora. Można tak i można siak. Ikebana i gęsty las. Czy tylko Twój, klakierze, gust, musi obowiązywać?
A co to są bombardziochy?
O, Pani Kierowniczko Doro, zazdraszczam bardzo porządnie.
mt7 @18:08
To nie ta gala, tylko lipcowa z festiwalu, i to w Felsenreitschule, z innymi solistami i pod inną dyrekcją.
Ja byłam w samym dniu urodzin. Niezapomniany to był dzień. Każdą niemal minutę z niego pamiętam, od porannego spaceru po Getreidegasse w mrozie i śniegu, kiedy akurat przed domem narodzin Mozarta szedł sobie dziarsko chłopak i gwizdał arię szampańską z „Don Giovanniego”, poprzez wizyty w przeróżnych salzburskich miejscach, łącznie z kulisami teatru marionetek (wszędzie grano cały dzień i wszędzie był wstęp wolny) po wieczorny widok z góry, gdzie knajpowaliśmy i ok. 23., w godzinę dokładnej rocznicy, rozdzwoniły się wszystkie salzburskie dzwony.
Szkoda, że wtedy nie prowadziłam jeszcze blogu ani nie robiłam zdjęć 🙁
Ten styczniowy koncert był transmitowany w TVP Kultura.
Musi gdzieś to być nagrane.
Może uda mi się znaleźć.
A ta zapodana przeze mnie też niezła. 🙂
Ad Nisia 7 grudzień 12, 22:53
Ależ Nisiu, ja nikomu nie narzucam swego gustu.
Nie mogę się jakoś przekonać do śpiewania tego pana – nic mu w zasadzie nie można zarzucić od strony wokalnej. Tylko, że dla mnie jest to jakieś puste. Dla mnie. I jego kreacje operowe i te dla kawioru. Piękny głos, muzycznie nie zgrzyta. Taki kolejny automat wokalny naszych czasów.
A co to są bombardziochy?
hehehe – w tej sprawie to się głównie opieram na opinii dawnej naszej sekretarki (nie będąc w tej sprawie ekspertem o wiedzy dogłębnej ) – ona tak to klasyfikowała.
To ciepłe reformy damskie – najczęściej w odcieniach ceglastych, w kierunku różu zszarzałego lub popielatości wpadających w szarość lub jakieś granaty.
Oj, chyba wiadomo, że o gusta nie będziemy się spierać. 😉 Jednemu się podoba i wrzuca albo pisze, że cudne, drugiemu się nie podoba i pisze, że do duszy – to jest nie tylko w normie, ale nieraz wręcz nie byłoby bez takich różnic upodobań o czym gadać. Ale na tym polu można wyłącznie wymienić uwagi „ja tak – a ja tak”, do sporu nie ma żadnych podstaw.
Co innego, jak są jakieś zarzuty merytoryczne, że np. śpiewak fałszuje, albo malarz kunia namalować nie potrafi. O, tu można argumentować aż do wyczerpania paliwa w czołgu. 😈
Zawsze można czołg okopać i prowadzić ogień z miejsca. 😎
Poddam się chyba, nigdzie nie ma.
Można czołg postawić na cokole i mieć pomnik. I ładować z pomnika 😈
To też ze styczniowego koncertu:
http://www.youtube.com/watch?v=_YbhO_iXCdA
Dyrygował, o ile dobrze pamiętam, Riccardo Muti.
Grała też Mitsuko Uchida, Kremer z Bashmetem (Koncertującą oczywiście) itp. A ta zielona kiecka Cecylii wbiła mi się w pamięć 🙂
Z kuńskim merytoryzmem to do Żaby. Ona żadnemu kuniowi nie przepuści 😉
Wodzu, czyżbyś prowadził na Kowno 😯
No, popacz, popacz Bobiku, jak tym czołgiem powyciągałeś zza monitora tak różne opinie.
Wielki Wódz to w oparciu o te doświadczenia ziemlankowe.
Dawaj zakurim pa adnoj.
A taki czołg na pomniku to się nie musi przypadkiem nazywać Rudy? 😈
Vesper , praktycznie, że i pomnikiem można przykryć ogniem.
Tak i Nisia pomnikiem przykryła mnie ogniem. Ale żem siem przeczołgał do innych okopów.
Znaczy się Bobiku – Aganiok?
Inne doświadczenie mi się przypomniało, jak byłem gówniarzem i tow. Moczar kazał ustawić w każdej gminie czołg w charakterze pomnika, i ten nasz stał parę tygodni koło bocznicy kolejowej, jak go kolejarze zostawili, więc wracałem ze szkoły okrężną drogą, bo oczywiście miałem surowy zakaz chodzenia okrężną drogą i włażenia na czołg. 🙂
Rudy, nie inaczej. Na tym czołgu było wymalowane Rudy 102. Nie dam sobie uciąć, ale chyba jak go ustawili na cokole, napisy zostały.
A nasza gmina nie miała czołgu 🙁 Taka gmina 🙁
Nie Musi, Bobiku, ale Powinien. Czołg przed Akademią Medyczną w Gdańsku był tego dowodem.
Myślę, że strzelanie z pomnika daje strzelającemu podwójną rację.
Jak to Haneczko nie miała?
http://www.youtube.com/watch?v=jEKcaC4Kd7Y
O, to jak zakaz chodzenia do fortu. Niedaleko nas był jeden taki, duży, solidny, jeszcze z austriackich czasów. Dość zapuszczony, więc przez siły rodzicielskie uważany za niebezpieczny. Ale ponieważ tam się zwykle łaziło zbiorowo i solidarnie, to zawsze miało się świadków, że było się zupełnie gdzie indziej. 😈
No dobra, bez kombatanctwa. Jak Klakier mówi o kurieniu, to się pochwalę. Dzisiaj kupiłem chiński papieros na baterię, nabiłem, zakuriłem i podoba mi się. Nie śmierdzi, dymi, trochę jakby perfumą z niego capi, może być. Czyli od dzisiaj jestem półniepalący. 😎
A wiecie, że współcześni też reagują na hasło Szarik?
Czołg przed Akademią, według przekazywanej ze studenckiego pokolenia na studenckie pokolenie legendy, miał wytrzelić, kiedy z budynku naszej Alma Mater wyjdzie dziewica. A czołg milczał… 😳
Wielki Wódz pali niby faję 😯
Bo to jest nowoczesny Wódz i pali e-faję
Naprawdę, Wodzu, to funkcjonuje? Bo ja też ostatnio dumam nad tym rozwiązaniem, tylko to capienie perfumą nie bardzo mi podchodziło. Ale mówisz, że idzie wytrzymać?
Czy Ty, Wielki Wodzu, przypadkiem się trujesz elektronicznym?
Bój się Boga, toż to jakaś straszna trucizna!
Jeszcze nowocześniejszy Wódz mówi „eee, faja…” 😎
A to wyczytałem w necie, ze niepalący już się zbierają w kupy, aby zakazać palić e-faje w miejscach publicznych.
Wiadomo, że tradycyjna smoła zdrowsza. Tak samo jak tradycyjne świniaki z trychinami. Ale gdzie jeszcze hoduje się fajki tradycyjnymi metodami, nie na wielkich fermach? 🙁
Ponoć efaji w tramwaju palić nie można
Mam, ale nie używam. Jakoś mi nie smakuje 😕
Perfumy nie czułam (ja mało czuję), ale tego nieokreślonego czegoś mi brakowało.
Mimo to, polecam Bobiku. Namiastka lepsza, niż brak 😉
W większości samolotów też nie wolno. A to już czysta szykana, skoro nic z tej efajki na zewnątrz nie wyłazi. 👿
Na podśmiechujki nie będę reagował, o. 😎
Funkcjonuje, też nie wierzyłem. Nie ma tego czarnego dymu ze smołą i całą resztą, inaczej to to wchodzi, ale jednak czuję, że coś wciągam. Perfuma to może nie dosłownie, tylko jest zdecydowana różnica w smaku. Jak się zastanowić, to brakuje właśnie tego świństwa, czyli spalonego papieru i gałęzi. Muszę zrobić eksperymenty z mocą, bo są różne. Urządzenie kosztuje tyle, co dwie paczki fajek, więc żadne ryzyko. Naboje do niego mam na miesiąc, potem zainwestuję w taki profesjonalny, za stówę. 🙂
Tym niepalącym to wszystko przeszkadza – u mnie w pracy palarnia jest belką w oku. Maja nowy pomysł, aby to zamienić na pomieszczenie ogólnego użytku.
Cholera, u nas nie te ceny. I fajek, i efajek. 👿
Wodzu, faja jest Twoja 😀
Popieram różne nieszkodliwe, tylko się nie stosuję 😉
A potem się poczyta wykłady o uzależnieniu od e-technologii.
Bobiku, jeżeli WW się zgodzi, to wykonamy eksperyment na ludziu, czyli WW, a potem wyślemy Ci bezcenny rezultat 🙂
No fakt, wyłączą prąd, nie naładuję baterii i nie będzie palenia. O tym nie pomyślałem. 🙁
Ja się zgadzam, przecież mówię. 🙂
Musiałbyś mieć efaję na baterie słoneczne, Wodzu. Byłbyś niezależny i ekologiczny 😎
A co do ekonomicznej strony, to na Allegro jest wszystko, najwyżej za paczkę więcej policzą.
Nie chcę być ekologiczny, zraziłem się kiedyś. 😛
Haneczko, wyślecie mi WW? 😯
Zawsze się zastanawiam nad tym, jak szkodliwe dla zdrowia jest kupowanie przetworzonej żwności.
Do Kierownictwa
Ja wszystko mam, jeżeli chodzi o wiedzę:
27.01.2006, Großes Festspielhaus, Salzburg
Festkonzert zur Feier des 250. Geburtstages von Wolfgang Amadeus Mozart
Wolfgang Amadeus Mozart: diverse Werke
Wolfgang Amadeus Mozart: Heil sei euch, Geweihten, Schlusschor aus „Die Zauberflöte” KV 620/21
Riccardo Muti, Dirigent
Cecilia Bartoli, Sopran, für Renée Fleming eingesprungen
Thomas Hampson, Bariton
Mitsuko Uchida, Klavier
Gidon Kremer, Violine
Yuri Bashmet, Bratsche
Singverein der Gesellschaft der Musikfreunde
Wiener Philharmoniker
Tylko nagrań nigdzie nie ma.
W Salzburgu do nabycia jest tylko ten koncert, który zapodałam na Tubie. 🙁
Ad Bobik 8 grudzień 12, 01:16
Pewnie WW już wtedy będzie się nadawał do wysłania – nawet przez internet.
Oglądam drugim okiem Wyborczą, piszą o tym, jak ukraiński rząd zrobił interes stulecia
http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,13005899,Ukraina_wreszcie_ustalila__z_kim_zawarla_megakontrakt.html
i znów przypomniało mi się kombatanctwo, jak 20 lat temu do Gdyni przybył biznesmen Dżordż Widoniak z Nju Jorku, poszedł do Cegielskiej i chciał wchodzić w spółki, jakieś domu budować czy coś. Jeden urzędnik miał wujka w Nju Jorku, wujek poszedł i sprawdził, pod adresem siedział duży pan Murzyn i oferował wynajęcie skrzynki pocztowej za przystępne pieniądze. Pogonilim dziada. To jest właśnie różnica cywilizacyjna między Gdynią i Kijowem. 🙂
Wizja otrzymania Wielkiego Wodza w paczce tak mi podziałała na wyobraźnię, że chyba szybko udam się na legowisko, żeby z tym niebiańskim obrazem pod powieką zasnąć. 😆
Jak coś nie pójdzie z tym eksperymentem, to mnie nigdzie nie wysyłajcie. Sam przyjdę i będę straszył. 😈
Dobranoc.
No ja rozumiem, Wodzu, uprzedzenia święta rzecz 😉 Ale to, że nie chcesz być ekologiczny, nie oznacza chyba, że chcesz być nieekologiczny. Bo nie być jakimś to jednak mniejsza fatyga, niż być niejakimś. Niejakość wymaga więcej pracy. Starania. Myślenia, żeby przypadkiem jakoś nie wypaść, lecz wypaść wręcz przeciwnie.
Bobiku, nie śmiałabym tak spostponować WW, ani kogokolwiek innego. WW kędy chce, sam się wysyła 😉
Wyślę Ci, ewentualnie i na życzenie, rezultat badań 😎
Dobrej Nocy Wszystkim.
WW, jakby co, to ja na wszelki wypadek postanowiłem obsadzić tę ziemlankę może wroga jakby brakuje, ale życie ziemlankowe warto zachować dla przyszłych pokoleń.
Matko, przecież ja jutro do pracy 😯
Pospieszne dobranoc 🙂
Radości powiatowego życia.
Dzień dobry.
W Salzburgu byłam latem, zdeptałam wszystkie ścieżki W.A.M.
Piękne miasto, cieszące oczy i uszy.
Zdjęcia: ponad 400. Żal, że to nie Pani Kierowniczka jest ich autorką, byłyby ładniejsze. 🙂
Prawdopodobnie w lutym będę w Salzburgu ponownie. (Z Monachium rzut beretem). Próbuję zapisać się na zwiedzanie Synagogi przy Pl. Św.Jakuba w Monachium. Czekam na odpowiedź.
Wesołej Chanuki!!!!! 🙂
Dzień dobry 🙂
Główną atrakcją dzisiejszego dnia jest puchowy śniegu tren. Wbrew moim pesymistycznym oczekiwaniom nie stopniał przez noc, tylko dalej zalega i robi ładnie. No, przynajmniej od strony ogrodów, gdzie chyba nikomu do łba nie wpadnie posypać go solą.
Pręgowana jest tak oburzona na to białe, że w ogóle odmówiła wychodzenia z domu. Ja wychodzę, a raczej wybiegam z dziką radością, tylko po krótkiej chwili wyglądam jak kretyn. Na łapach mi się robią takie pompony jak u cheerlaederek i nie da się tego cholerstwa strząsnąć. Jedynym wyjściem jest wzięcie mnie na ręce, przeniesienie do łazienki i rozpuszczenie pomponów w ciepłej wodzie. Niemiła operacja, ale szpas z latania po śniegu jest tego wart. 😀
Hej, Bobiczku, a jak się czujesz poza tarzaniem się w śniegu? 🙂
Długo będziesz się jeszcze biotykował anty?
U mnie też puszysty śniegu tren, ale bez przesady z puszystością, tak parę centymetrów.
Jest biało, niewinnie, zimowo.
W kulturach Wschodu biały jest kolorem żałoby, wolałabym taki kolor.
Dziendobry,
dzien mglisty i deszczowy, gradusow plusowych trzy; dobry dzien na czytanie. Czytam i oczom nie wierze: w moim miescie otworzyli scichapek nowy most na rzece! Polece sie przejechac! Zajelo to zaledwie dwa lata.
No, ale najpierw kawaherbata i sadzone jajko na grzance.
Dzień dobry,
dlaczego mosty wzbudzają zawsze takie zainteresowanie?
Ludzie jadą, idą – obejrzeć nowy most.
No bo mosty są widomym znakiem zwycięstwa demokracji. Dawniej były dla pana starosty, a teraz każden jeden może nie tylko obejrzeć, ale nawet jeździć takim mostem w te i wewte. 😀
Siódemeczko, ja sam nie wiem, jak długo jeszcze będę anty. Pogadam w poniedziałek ze zleceniodawcą, to się okaże. 😉
W nawiązaniu do dawniejszej super ciekawej dyskusji na blogu.
http://wiadomosci.onet.pl/nauka/autyzm-zwiazany-z-zanieczyszczeniem-powietrza,1,5315952,wiadomosc.html
Przyszła mi tu i taka myśl do głowy na kanwie dyskusji o e-technologii – może to i jest tak, że ludzie umiarkowanie autystyczni częściej sięgają po taką formę komunikacji z innymi.
No coś w tym, co piszesz Bobiczku, jest.
A co do anty, to czekam na optymistyczne pro. 😀
Mosty są piękne.
Jestem wielbicielką!
Kolejni zdrajcy na pasku Putina 👿
http://wiadomosci.onet.pl/temat/katastrofa-smolenska/bialy-dom-odpowiedzial-na-petycje-ws-katastrofy-sm,1,5326115,wiadomosc.html
Jak żyć? 🙁
Jak żyć? Trzeba jeść paprykę!
Najlepiej na moście z ładnym widokiem.
No jakoś mi się tak kojarzy most z życiem pod mostem. 🙄
Mosty sa nie tylko piekne, ale tez lacza dwa brzegi tej samej rzeki, przedtem oddzielone, teraz polaczone, wiec pewnie to musi nas jakos jakos ciekawic, wzruszac, sklaniac do obliczen, ile sie do tej pory nadrabialo drogi…
Happy Hanukkah! Na wschodniej polkuli juz blisko zachodu slonca, na mojej jeszcze troche. Chociaz zdaje sie, ze w hierarchii swiat nie jest ono najwazniejsze (wczoraj byly ciekawe glosy na ten temat m.in. w HuffPost Religion – wypowiadali sie znani amerykansko-zydowscy pisarze, mowiac co dla nich osobiscie znaczy to swieto), to na polkuli polnocnej swietliste swieta sa o tej porze roku szczegolnie potrzebne.
A ja zawsze o tej porze roku lubie sie, calkiem teoretycznie, poprzygladac blyszczacej wystawie jubilerow-artystow w centrum miasta. Maja tyle ciekawych nowych pomyslow na przerozne blyskotki zlote, srebrne, z przeroznych kamieni szlachetnych.
Hi, hi, Amerykańce też już prowadzają się na smyczy Putina? Znaczy, w razie czego prawdziwi Polacy nawet spieprzać nie mają gdzie?
Kurczę, jakoś mi nie żal, prawie jak temu góralowi. 😈
Sam, jako nieprawdziwy Polak, zasuwam jeść paprykę w Chanukę na moście z pięknymi widokami na przyszłość. 😀
Trochę zahaczając się o jubilerstwo: nasz ogrodowy stół wygląda jak weselny torcik. 🙂 Na całej powierzchni dobre 30 cm bitej śmietany, ozdobione po wierzchu misternym wzorkiem ptasiołapkowym.
Jeżeli papryka w leczo też się liczy, to znaczy, że wiedziałam wczoraj co robię 😉
Prorokini jakaś czy cóś 🙄
Chętnych zapraszam na leczo z procentami. Jakoś trzeba przeżyć tę zdradę 👿
most w pakiecie 😉
http://www.youtube.com/watch?v=Qk_yD-uAOsg
„Pokłosie” z mniej znanej strony, czyli o kłopotach nie reżysera czy aktorów, ale producenta:
http://www.polityka.pl/kraj/wywiady/1533155,1,kulisy-poklosia-od-miesiecy-jestesmy-w-ciezkiej-sytuacji-ekonomicznej.read
Nie, Bobiku, komisja Macierewicza odniosła przygniatające i przygnębiające zwycięstwo: „w swojej odpowiedzi Biały Dom nie ustosunkowuje się do kwestii powołania międzynarodowej komisji […] pozostawia ją otwartą […] zwrócono natomiast uwagę, iż władze polskie zgodziły się na badanie katastrofy na podstawie konwencji chicagowskiej […]
Co ważne Biały Dom prosi o ustosunkowanie się do ich stanowiska. Zespół parlamentarny odpowie na apel Waszyngtonu.”
A tak odpowie, że temu Waszyngtonowi jeszcze pójdzie w pięty.
Jak profesor Binienda zmajstruje rakietę i rozmieści ją na Kubie, to będą inaczej zeznawać. 😈
Ja tylko nie rozumiem dlaczego to nie my jestesmy Naczelnymi Organizotarami tych spiskow? Dlaczego?! Skoro jestesmy tacy madrzy i sprytni, ze potrafimy te spiski odkryc, to co nas powstrzymuje, zeby ich sami organizowac, tylko lepiej i trzymac caly ten glupi putinowski swiat w kieszeni?
Ide zjesc papryki, moze odpowiedz nasunie sie sama…
zeby JE, te spiski. Skolowacial mi jezyk. To z glodu.
JE się zwykle z głodu.
(no dobra, czasem) 🙂
Jestem, doczytuję, dorzucam
kolory zimy
A jak ONI JE to też z głodu? 😈
Irku, jaka ładna biżuteria. 😆
Chce mi sie plakac za grecka maslanka i kefirem. To co nam tu w Ontario sprzedaja to skandal!
Piekna zima Irku, ale zycze wam (bo Bibikowi tez), zeby sie to biale szybko roztopilo.
Dzisiaj wychodzimy na proszony obiad. Ide kupowac prezent.
Z tym roztopieniem to wolę poczekać, bo idzie Dziadek Mróz. Dziś na Kasprowym – 24 C było 😯
Zlewam agrestówkę. I to jest dobra wiadomość 🙂
Króliku, u mnie to białe tak rzadko leży dłużej niż pół godziny, że jak już mu się raz zdarzyło, to daj mu szansę. 😉
Klakierze, teorii o przyczynach autyzmu jest sporo. Właściwie co chwilę pojawia się jakaś, mniej lub bardziej egzotyczna, przeważnie oparta na związkach korelacyjnych, które niczego jeszcze nie dowodzą. Uważa się, że u podłoża autyzmu jest jakas komponenta genetyczna, jakaś środowiskowa i być może jakaś związana z uszkodzeniem układu nerwowego w okresie prenatalnym lub okołoporodowym. Zresztą, do „autystycznego worka” wrzucono zaburzenia o dość szerokim spektrum objawów i być może kiedyś się okaże, że owszem objawy mają trochę podobne, ale przyczyny całkiem różne i leczyć też należy różnie.
Ja bym pytanie Klakiera trochę przeformułował, bo wydaje mi się, że jakiś taki ono miało podtekst: czy są pewne typy ludzkie bardziej niż inne ciążące ku internetowej, wirtualnej formule kontaktów? I w tym kontekście raczej bym mówił np. o intro- i ekstrawertyzmie i to jako o dwóch krańcach kontinuum, nie o dwóch wyraźnie odgraniczonych grupach.
W pierwszym odruchu prawdopodobnie większość ludzi przypisałaby większą skłonność do wirtualności introwertykom. Ale studia prowadzone przeze mnie na niereprezentatywnej minigrupie, składajcej się z jednego osobnika o dużym stopniu introwertyzmu i dwóch osobników dość zdecydpwanie ekstrawertycznych wskazują, że wcale to nie jest takie proste. 😉 Owszem, introwertyk znacznie chętniej mailuje niż np. telefonuje czy gada twarzą w twarz, ale równocześnie nie próbuje nawiązywać żadnych nowych kontaktów wirtualną drogą. Obaj ekstrawertycy chętniej spotkają się albo zadzwonią niż napiszą, jeżeli jest taka możliwość, ale mają też wiele wirtualnych znajomości, często całkiem bez osobistych kontaktów i ten krąg znajomych wciąż im się rozszerza.
Nie będę wyciągać daleko idących wniosków, bo grupa, jako rzekłem, jest niereprezentatywna, ale jak ktoś zechce je wyciągnąć sam, nie stawiam przeszkód. 😀
Ja mam trochę większą grupę reprezentatywną. Reguł tu oczywiście nie ma. Ale np. interesujące było minidoświadczenie, które przeprowadziłam, kiedy rozdawałam bilety na „Oniegina” pod Gergievem w Operze Narodowej.
Poprosiłam o zgłaszanie się mailowe, kto pierwszy, ten lepszy – miałam do rozdania cztery bilety. I tak się złożyło, że dwie osoby ze zgłaszających się to byli czynni bywalcy dywanikowi, a dwie pozostałe – bierni.
Otóż ci czynni (w tym EmTeSiódemeczka 🙂 ) i w tym kontekście byli czynni, chętnie konwersowali ze mną i między sobą. Pozostała dwójka – młoda kobieta i młody mężczyzna – w realu również trzymali się na dystans, tylko grzecznie podziękowali za bilety.
Ale nie zawsze zachowanie w realu jest równie otwarte jak w necie. Mam na Dywaniku tajemniczego Dżejmsa (niektórzy zapewne domyślą się, o kogo chodzi), który kiedyś o sobie napisał, że jest „towarzyski wirtualnie, jak Glenn Gould”. I tak można.
Są bardziej i mniej nieśmiali. Jednak według moich doświadczeń w większości ci, którzy fajnie kontaktują w sieci, są tacy i na żywo.
Hm, po namyśle dodaję jedną poprawkę. Mój blog poświęcony jest określonej pasji, a kiedy ma się wspólną pasję, łatwiej się rozmawia.
wypowiedz Kierowniczki bardzo ciekawa, ktoś powie w 3 zdaniach a propos czego bo może bym wtrącić 3 grosze?
A któż by lepiej od Ciebie, Bobiku, zinterpretował klakierskie myślenie i powiązał w jeden węzeł – ciekawość innych ludzi z potrzebą zastanawiania się nad tym co, ci ludzie mówią. Posługiwanie się internetem, udział w wybranych dyskusjach, jak te na Twoim Blogu (podobnie jest i na Blogu Pani Kierowniczki), dają możliwość takiego zawęźlenia.
Sieć daje możliwość spowolnienia interakcji, nie ogranicza też czasowo.
No w pewien sposób jest przyjazna dla „myślących ciężko” 😉
W tym też kontekście wciąż się zastanawiam nad wykładem linkowanym przez Monikę, no może raczej nad swoim odbiorem, takim jakimś budzącym sprzeczności.
Chyba nie zgadzam się z takim wartościowaniem, że kontakt bezpośredni jest tą wyższą formą kontaktu. Nie odbierając mu niczego z jego zalet.
Gdzieś mi się i kołacze w myślach wirtualny (czyli wówczas listowy) kontakt Czajkowskiego i Nadieżdy von Meck.
Kiedy ma się wspólną pasję, łatwiej się też wspólnie milczy, 😛 bo jest jasne, że milczenie nie wynika z braku tematów, a z ochoty pomilczenia. Wspólnie. Bardzo lubię zręczne milczenie. Tak mnie jakoś poniosło na boczny tor. 😉
To prawda, Ago 🙂
Ale Pani Kierowniczka nie pisała o wspólnym milczeniu na zadany temat.
Odebrałem to inaczej – choć zaraz pomyślałem, że Pani Kierowniczka też może onieśmielać. 🙄
Kiedyś już się chyba podzieliłam swoją intuicja na temat przydatności ewolucyjnej pewnych cech autystycznych, w tym takich, które przejawiają się w kontaktach wirtualnych. Patrząc na Zosię i coraz liczniej otaczające mnie dzieci z wysokofunkcjonującym autyzmem (czyli takim, przy którym IQ jest w normie) lub ZA, dochodzę do wniosku, że to są ludzie przyszłości – wyposażeni w umiejętności komunikacji werbalnej bazującej na logice, nie na metaforach i różnych kulturowo uwarunkowanych schematach, komunikacji werbalnej funkcjonującej zresztą na ponadprzeciętnym poziomie (dzieci budujące pierwsze zdania przed 1 rokiem życiem, czytające w wieku 3 lay itp.), rozwijające ściśle wyspecjalizowane zainteresowania i poszukujące kontaktów społecznych w oparciu o te zaiteresowania, ale za to ślepe na mimikę i mowę gestów osób sobie nieznanych (co nie ma wielkiego znaczenia w gronie znajbliższych oraz kontaktach wirtualnych). Na dodatek słabo skoordynowane ruchowo w zakresie motoryki dużej, natomiast przeważnie świetnie w zakresie motoryki małej (tańczyć może nie będą, ale za to bardzo szybko pisać na komputerze). Niemal w kazdym przypadku obdarzone fenomenalną pamięcią.
Pojawiają się też w publikacjach naukowych coraz częstsze głosy, że autyzm i choroby psychiczne są ceną za możliwości naszych mózgów i że mogą one mieć pewne właściwości przystosowawcze, wnoszące dużą wartość do naszego sposobu postrzegania świata, przez co ewolucyjnie są one opłacalne dla całego gatunku.
E, ja – onieśmielać?
Chyba wprost przeciwnie. Zawsze tak było, że ludzie jak się mnie chcieli o coś zapytać na czy po koncertach, to podchodzili i pytali, bez jakiejś niepotrzebnej krępacji. Ja chętnie gadam z ludźmi i myślę, że oni to widzą.
Wiele też razy się zdarzało, że ludzie rozgadywując się do mnie przyznawali, że czytają mój blog, ale się na nim nie odzywają. Czyli w tym wypadku bardziej są nieśmiali w sieci niż w realu 😉
Bardzo sobie cenię, Vesper, Twoje wpisy. Są takim poszerzaniem myslenia. Od pewnego czasu, gdzieś me ścieżki, przecinają się ze ścieżkami dziecka autystycznego, choć to sporadyczne spotkania. Bardzo mi pomaga w zrozumieniu, to co piszesz.
Cieszę się, Klakierze 🙂
Na Dywaniku, to i Bobik się pojawia tak jakoś z „podkulonym” ogonem 😆
Myślę, że sprawy są bardziej skomplikowane.
Powiem na swoim przykładzie, zmieniam się krańcowo na przestrzeni życia, byłam towarzyską powsinogą, teraz jestem raczej typem samotnika.
Na to nakładają się określone sytuacje osobiste, czy kręgu bliskich.
Bardzo znaczącym doświadczeniem był dla mnie czas ostatnich lat życia mojej Mamy, kiedy internetowy kontakt z grupą ludzi z bloga Owczarka i kilku jego czytelnikami, pomógł mi przetrwać najtrudniejszy okres mojego życia, a wsparcie i podzielenie się podobnym doświadczeniem Zosi z Łodzi, takiej cichej czytelniczki blogów Polityki, uratował przez załamaniem psychicznym.
Nie znoszę rozmów telefonicznych, bo wcześniej przez wiele lat byłam molestowana nimi nieustannie przez dwie osoby cierpiące na brak równowagi, której jednym z objawów była potrzeba niekontrolowanego kontaktu telefonicznego z innymi osobami. To doświadczenie było tak traumatyczne, że telefon stał się moim osobistym wrogiem i na dźwięk dzwonka wpadam w panikę połączoną z agresją.
Poza tym zgadzam się z Sherry Turkle, że kontakt osobisty wymaga sporego wysiłku i pewnej ofiary z czasu, uwagi itd., kontakt w sieci daje poczucie bycia z innymi, ale bez tych „ofiar”, jestem, kiedy mam chęć i na tyle na ile chcę, zawsze mogę się wycofać i nie odpowiadać na zaczepki.
Ta łatwość może powodować ucieczkę od wirtualnej rzeczywistości, ale wszak w tej wirtualności spotykam konkretnych ludzi, którzy całkiem realnie wpływają na moje życie, materializując się w takiej, czy innej formie.
To wszystko jest dosyć skomplikowane i nie da się ująć w kategoriach introwertyk i ekstrawertyk.
Sorry, wpadłam, jak Piłat w Credo, bo wróciłam późno do dom i trochę się zdrzemnęłam, wiec jakby coś od rzeczy było to izwinitie. 🙂
Ale Bobik jest szanowanym klakierologiem i klakieroznawca na obu blogach.
Zgadzam sie z toba klakierze, ze kontakty osobiste niekoniecznie sa „najwyzsza” forma kontaktu miedzy ludzmi.
Eksperci zawsze troche oniesmielaja!
Bobik może się pojawia na Dywaniku czasem z podkulonym ogonem, ale częściej z merdającym.
Za to zawsze z merdającym w realu 😀
Ucieczkę do
Poza tym wie, że ode mnie zawsze będzie smyranko. 🙂
Ooo! O to chodzi! To nie Kierownictwo onieśmiela, tylko merytoryzm, który się Jej uczepił.
Ale ja jestem taką dłużniczką Kierownictwa, że zawsze się wzruszam, kiedy o tym myślę.
Otworzyła mnie na świat muzyki, w którym się czuję, jak kopciuszek na balu u księcia, ale bal jest tak fascynujący, że za nic z niego nie chcę zrezygnować.
Pani Kierowniczka na Dywaniku jest niczym Zeus. Może spalić piorunem lub podarować jabłko z hesperyjskiego sadu. 😐
Kierowniczka zapewne jedynie przeczuwa, a nie nie uświadamia sobie w pełni, jak wielka pracę u podstaw wykonuje, zamieszczając każdy swój wpis na blogu. Nie ma chyba w tej chwili nikogo w naszym kraju, kto edukowałby muzycznie niezwiązanych profesjonalnie z muzyką dorosłych tak, jak to robi Kierowniczka. I to też trochę onieśmiela 🙂
Do Vesper.
Napisz, proszę – na ile dzieci autystyczne oczekują od otoczenia rozmowy. Nie bardzo to wiem.
Z obserwacji wiem, że z jednej strony wchodzą w takie relacje, z drugiej to się z nimi nie gada.
No nie bardzo umiem to lepiej napisać.
Chodzi mi bardziej o to jakąś umiejętność kontaktu.
Ja to sobie czasem tak myślę, że nadchodzi taka pora, aby Pani Kierowniczka napisała książkę – „Jak słuchać muzyki – poradnik dla dorosłych i niedorosłych”
Nie ma reguły, Klakierze. Zależy od dziecka. Są takie, które boją się kontaktów z nieznanym otoczeniem, są też takie, które nie mają nic przeciwko temu, tylko nie przychodzi im do głowy, że same mogłyby zainicjować rozmowę. Jedną cechę mają wspólną – brak tzw. teorii umysłu, czyli instynktownego założenia, że inni ludzie coś myślą i czują, ale może to byc coś zupełnie innego, niż one same. Człowiek, zwłaszcza nienależący do najbliższego kręgu, jest dla autysty raczej przedmiotem niż osobą (dowiodły tego nawet badania neuroobrazowe), więc musisz być świadom pewnej rzeczy. Otórz inicjując rozmowę, w oczach autysty możesz jawić jak stół, który nagle przemówił, co jednak jest trochę nizwykłe i może przestraszyć. Oczywiście wiele zależy od stopnia zaburzenia u konkretnego dziecka, od dotychczasowej terapii i jej postępów itp., ale reakcja dziecka może być dla Ciebie dość trudna.
Nieco inaczej sprawy się mają z dziewczynkami. Dotychczas poznane przeze mnie wysokofunkcjonujące autystki i dziewczynki z ZA (w tym Zosia), nie uprzedmiatawiają ludzi, tylko uczłowieczają przedmioty i zwierzęta. W każdym razie one raczej się nie dziwią, że ktoś próbuje je wciągnąć w jakąś interakcję.
Dzięki Vesper, przemyślę to co napisałaś. Autystyk, którego znam to chłopiec. A ponieważ „wysyła” jakieś sygnały, to nie chciałbym, aby Go odtrącać. Jednocześnie nie mam w tej materii żadnego doświadczenia, a łatwo być słoniem w składzie porcelany.
Mt7, na szczęście na tym balu atmosfera jest przyjazna dla kopciuszków. 😀 Moją karetę już dawno ktoś przerobił na zupę, zgubiłam – bez matrymonialnych konsekwencji – oba pantofelki, a jednak nie odesłano mnie do przebierania grochu. 😆
Czy mi się wydaje, czy to Pani Kierowniczka jest fanem zupy dyniowej. No to by się jakoś zgadzało.
Moje wnioski też po cichu szły w tym kierunku, że nie ma jednoznacznych, pewnych reguł, kto będzie bardziej do wirtualnych kontaktów ciągnął i kto będzie w nich „skuteczniejszy”. Dość to może być różnie i pewnie trzeba by jakichś uczciwych badań, żeby coś konkretnego powiedzieć. Zgodziłbym się natomiast z tym, co napisała PK, że na ogół jeśli ma się z kimś dobry kontakt w sieci, to na real się to przenosi. 🙂
Introwertyzm/ekstrawertyzm jest oczywiście tylko jednym z możliwych kryteriów, ale dlatego sięgnąłem po te kategorie, że dotyczą praktycznie wszystkich, podczas gdy autyzm tylko małej części populacji. Oczywiście kwestia przydatności specjalnych umiejętności autystów w sieci jest bardzo ciekawa, ale trudno tu mówić o typowości.
To jest dobrze ujęte, że na Dywaniku onieśmiela nie Kierowniczka, tylko merytoryzm. 😀
Ale nie powiedziałbym, że mi się tam aż ogon podkula. 😉 To jest po prostu tak, że ja nie zawsze jestem szczeniakiem wyłącznie rozbrykanym. Potrafię również grzecznie siedzieć i słuchać, zwłaszcza kiedy mogę się czegoś nowego nauczyć. Więc jak merytoryzm rzondzi, to siedzę i słucham mądrzejszych, ale kiedy widzę, że on sobie troszeczkę przysnął, to wyskakuję i brykam, póki się nie ocknie. 😆
To chyba pora spać. 🙂
Dobrej, spokojnej, przyjemnej nocy.
No więc tak, Bobiku – pełna zgoda, że nie ma jednoznacznych, pewnych reguł.
Co do tego, że jeśli ma się z kimś dobry kontakt w sieci, to się to przenosi na real – to bym polemizował. To jednak od wielu rzeczy zależy, choćby od dnia spotkania, czy fizyczności osoby spotykanej. Spotkanie myślowe w internecie, moim zdaniem idealizuje osobę, również w tym wymiarze nieznanej fizyczności.
A teraz pora pora spać.
Że też najciekawsze dyskusje zaczynają się po 22ej.
Dobrej Nocy Wszystkim.
Klakierze, Sherry Turkle, zeby jej oddac sprawiedliwosc, chodzi jednak przeciez o to zeby za szybko nie wyrzucic czegos cennego za burte. I kontakt bezposredni jest jednak, moim zdaniem, czyms niezwykle cennym, podobnie jak zreszta, na inny sposob, kontakt listowny, o ktorym wspominasz, jako ekwiwalencie kontaktu sieciowego. Listy, o czym Turkle wspomina w swojej ksiazce, zwykle byly pisane, i dostarczane, z pewnym opoznieniem, z wieksza mozliwoscia zastanowienia sie nad sformulowaniem swych mysli. No i przede wszystkim, listy zwykle byly adresowane do jednego, konkretnego czytelnika, czasem paru, co tez dawalo piszacemu pojecie o tym, jak sie do danej osoby odzywac – jaki rejestr, jaki poziom zazylosci, jaka sytuacja zyciowa, a nawet jakie tematy.
Turkle poza tym opisuje wiele czestych sytuacji konfliktowych, ktore powstaja w spolecznosciach wirtualnych, przypisujac wine niekoniecznie wlasnie poszczegolnym osobom (roznym trollom i trollopodobnym osobnikom, choc oni takze istnieja, i nie ulatwiaja rozmowy), a samemu sposobowi komunikacji: mozliwosci bardzo szybkiej, emocjonalnej odpowiedzi na czyjes posty, wrazenia czesto falszywej bliskosci, ktora, skracajac dystans, czasem nagle te czy tamta osobe nagle niespodziewanie dotyka do zywego, wrazenie intymnej rozmowy, wywolujaca chec do zwierzen, ktore potem czasem spotykaja sie z reakcjami, zaskakujacymi, albo i raniacymi dla zwierzajacych sie osob. A takze go, ze gdy ktos cos napisze, czesto ma wrazenie, ze jest od razu poddawany szybkiej ocenie jako cala osoba, nawet, gdy nie jest to intencja pozostalych wspolpiszacych. Wlasciwie to zadna z tych rzeczy nie powinna nikogo tutaj dziwic, bo przeciez i tutaj, przy najlepszych checiach wszystkich zainteresowanych takie sytuacje sie zdarzaly, nie mowiac juz o innych internetowych forach.
No, ale trudno jest strescic cala, naprawde przenikliwa ksiazke, nad ktora ktos naprawde autorka dlugi pracowala, i gleboko przemyslala, i ktora nie jest wcale w kategoriach czarno-bialych. 😉
A nieodzywanie sie na blogach, ktore sie czytuje wcale nie musi byc objawem niczego innego, niz tylko takiego gospodarowania wlasnym czasem, na jakie kogos w danym momencie stac. Bo blogowanie jest jednak czesto dosc absorbujace czasowo, jesli sie chce jakos sledzic dyskusje i jeszcze w niej dosc przytomnie uczestniczyc. 😉
hehehe Bobiku, no z tym merytoryzmem to sama prawda.
A tak najlepiej, gdy Pani Kierowniczka odcięta od sieci, to wtedy pobrykać można.
I wtedy Pani Kierowniczka wraca i pisze: „No to pobrykaliście sobie” – nawet byłbym to w stanie odszukać w archiwum.
Ad Monika – przeczytałem – ale budzik mnie kopie.
Mnie tam najlepiej się bryka pod obecność Kierownictwa, zwłaszcza że ono też nieźle potrafi bryknąć. 😀
Czytając post Moniki coś jeszcze miałem ochotę dorzucić, ale teraz jakoś znienacka się okazało, że ktoś mi powieki klejem wysmarował, więc chyba już nic nie dopiszę, co najwyżej doszczeknę – dobranoc. 🙂
niedzielnie leniwie…… brykam 🙂
sypie
jest bialo
zimowo ladnie…. 🙂
spodobalo mi sie (mt7 23:53) „(…) jestem, kiedy mam chęć i na tyle na ile chcę, zawsze mogę się wycofać i nie odpowiadać na zaczepki. (…)”
proste
pstryk i po krzyku 8)
Aga tutaj „gwiazdkowo”:
http://www.vau-berlin.de/index/index/id/66
bardzo centralnie
tutaj wiarygodnie, cena warta jedzenia 🙂
bez znaczenia czy Das Kaffeehaus, czy Hamburger Bahnhof:
http://www.sarahwiener.de/en/
ciagle pada 🙂 🙂 🙂
brykam 😀
Dzień dobry 🙂
U mnie już topnieje. 🙁 Długom się tą bielą nie nacieszył, ale w tych stronach to normalka.
Idę poszukać czegoś wesołego, bo odwilżowa plucha psujnie mi na humor wpływa. 🙄
Bardzo dziękuję, Rysiu! 🙂 Stołowe rekomendacje są bezcenne. 😛
Ha! Środa ma być znowu śnieżysta. Ago, zabierz koniecznie czapkę z nausznikami, bo zmarznięte uszy gorzej słuchają! 😉
Kiedyś pisałam listy z daleką kuzynką. Niestety, jak się po latach okazało, Poczta Polska nie dostarczyła jednego mojego listu i korespondencja się urwała. Potem próbowałam pisać z innymi znajomymi poznanymi przez mojego ówczesnego bloga, ale też to się jakoś pokończyło. Teraz mam z nimi wszystkimi kontakt przez facebooka, no ale to kontakt o wiele mniej bliski.
To prawda, że introwertykowi lepiej poruszać się w sieci niż w realu. Sama jestem bardzo introwertyczna, może czasem aż za bardzo. Załatwianie spraw przez telefon budzi we mnie lęk. W rozmowie czuję się o wiele gorzej niż w kontakcie pisemnym – gdy piszę, o wiele lepiej wychodzi mi ubieranie myśli w słowa. Poza tym, możliwość zniknięcia i ukrycia się pod nickiem też jest ważnym ośmielającym i otwierającym bodźcem – moje blogi kończyły działalność w momencie, gdy odkrywał je w jakiś sposób ktoś mi znajomy w realu.
Nie wiem, czy dobry kontakt przez sieć ułatwia kontakt z tą osobą w realu. Zawsze miałam problem ze spotkaniem się z kimś po tym, jak wymieniliśmy między sobą sporą wirtualną korespondencję. Jeśli już to robiłam, pojawiała się blokada nie do przejścia, kontakt się urywał po jakimś czasie.
Dzień dobry
Monika 9 grudzień 12, 01:39
Dzięki Moniko za Twe napisanie krótkiego omówienia książki Sherry Turkle. Wszystko to czysta, żywa prawda.
I to skracanie dystansu, iluzoryczna bliskość i możliwość szybkiego komentarza czyjejś wypowiedzi wraz z ryzykiem, że ów komentarz kogoś zrani (choć piszący nie ma takiego zamiaru, a raczej tylko broni swojej wizji świata)
Co do konfliktów w sieci, to moim zdaniem nie jest to jakoś zbytnio oderwane od podobnych konfliktów w życiu codziennym. Ot, wystarczy na imieninach u cioci zanegować czyjeś zdanie (a zwłaszcza zdanie kogoś o uznanym autorytecie w kręgu imieninowych gości), aby burza się rozpętała, choć w zasadzie jest burzą w szklance herbaty. Wydaje mi się, że bardzo często ludzie są zbyt przywiązani do swego zdania i każdą opinię przeciwstawną do niego traktują, jako atak na siebie.
Fakt, że w internecie, korzystając z ukrycia, łatwiej jest to czyjeś zdanie zanegować. Ale też i internet daje taką możliwość „sprzeczania” się na różne tematy bez tego personalnego odniesienia, które ma miejsce w rzeczywistości (bo dochodzi tam również komunikacja niewerbalna – wystarczy się przyglądać komuś wypowiadającemu jakieś kwestie, aby zaczął się denerwować). Tak więc mam do czynienia z czyjąś opinią, a tylko pośrednio z osobą. Jeśli do tego dodać indywidualne umiejętności czytania i pisania. Dodać, a raczej uwzględnić, to wydaje mi się, że ta w zasadzie wciąż nowa forma komunikacji prowadzi do kształtowania się otwartości na innych.
Fascynujące są dla mnie te opowieści o tym, jak różnorodne – i krzyżujące się na różne sposoby – są „kontaktowe doświadczenia”. Mnie na przykład, tak jak Alienor, korespondencyjne (w sensie tradycyjnym) znajomości zwykle nie wychodziły. Może miało to coś wspólnego z odnajdywaniem „na pewno wrzuconych” listów po miesiącu albo i dwóch? 😳 Ale już moje kontakty mailowe, przy których można obejść się bez pośrednictwa poczty, mają tendencje do trwałości.
Nie mam w wirtualu szczególnej potrzeby ukrywania się. Nick jest dla mnie raczej pewną konwencją, zabawą, z której szybko mogę przeskoczyć na priva i być, że tak powiem, autorem nie postacią. 😉 Bardzo chętnie rozszerzam takie znajomości z blogosfery o telefony czy osobiste spotkania i tu mam zupełnie odmienne od Alienor doświadczenie – im lepiej kogoś znam z takich bardziej osobistych zetknięć, tym z reguły trwalsza i bliższa robi się znajomość.
Ale też mam różne swoje granice odsłaniania prywatności. Odmawiam np. używania webcam, bo nie lubię się pokazywać z zapluszczonymi ślepiami i nieufryzowanym ogonem. 😈
Prezes Jarosław Kaczyński mówi:
„Germanizujemy Polaków”
http://www.tvn24.pl/kaczynski-o-niemcach-w-polsce-powinni-miec-tyle-praw-ile-polacy-w-niemczech,293439,s.html
No, jakoś się tym zaniepokoiłem. 😉
Nareszcie ktoś się za mną ujął! Jako Polak jestem w Niemczech okropnie prześladowany. Pasztetówkę za darmo dostaję tylko raz w tygodniu, na targu i to wcale nie dlatego, że mam do tego prawo, tylko dzięki temu, że personel rzeźniczy mnie lubi. Powyżej iluś tam polskich szczeniąt w klasie jestem zmuszony do chodzenia na dodatkowe lekcje polskiego, a wiadomo, że to dla każdego szczeniaka jest torturą. Jak sobie zechcę założyć zespół tańczący krakowiaki z oberkami, to ja będę musiał tych wstrętnych Szkopów prosić o dotacje (w dodatku na piśmie i w ich szwargoczącym języku), a nie oni mnie, żebym raczył ich brudną forsę przyjąć. No, powiadam Wam, jako Polaka traktują mnie gorzej niż jako psa! 👿
I jeszcze ten brak dwujęzycznych tablic… Jak to może być, żeby Hamburg czy Berlin nie miały polskich nazw pod, tfu, nad niemieckimi? To jest ohydne, celowe zacieranie śladów prapolskości ziem, które Piastowie wykarmili własną piersią. Świństwo! 👿
A jaki problem się ufryzować, wytapetować czy co tam jeszcze psy robią? Zresztą jak się dymi z fajeczki w kamerę, to mało widać. 🙂
A już to widzę, jak Bobik ufryzowany, dymi z fajeczki w kamerę. Cały Świat by potępił to dymienie. 😈
Wodzu, czy możesz tak uczciwie, z ręką na sercu, powiedzieć, że zawsze Ci się chce fryzować ogon albo sprzątać okolice kompa dokładnie w tym momencie, kiedy masz ochotę z kimś pogadać? 😎
Zresztą Klakier ma rację, że bycie psem, za przeproszeniem, publicznym, zmusza do zachowania szczególnych środków ostrożności. 😈
Przypomniał mi się jeszcze jeden przejaw koszmarnej dyskryminacji Polaków przez teutońską nawałę. Kupowaliśmy z Agą bilety na PA osobno i dziś wpadło nam do głowy zapytać się wzajemnie, gdzież to właściwie mamy siedzieć. Jak niepomierne było nasze oburzenie, kiedy odkryliśmy, że sprzedano nam bilety w tym samym rzędzie, Adze miejsce 7, a mnie 8. Pozbawiono nas w ten sposób dodatkowej rozrywki, polegającej na poszukiwaniu kogoś, kto chciałby się miejscem zamienić, ewentualnie dogłębnym ponarzekaniu sobie w przypadku nieznalezienia takiego chętnego. 👿
Miejmy nadzieję, że i z tymi niecnymi praktykami Prezes się rozprawi. 🙄
A, Klakierze, teraz mnie czas goni. Ale tez mam wrazenie jakiegos mijania sie w rozmowie w ogole – Ty „bronisz” kontaktow sieciowych, a ja wlasciwie nie tyle je atakuje w calosci, co zauwazam – wcale nie jako jedyna – takze ich wady. W koncu, o ile sobie przypominam Twoje poprzednie wypowiedzi, zauwazanie drugiej strony medalu raczej Cie ciekawi. 😉
I nie – wielu psychologow odrebnie to zbadalo na sporych grupach uzytkownikow internetu – konflikty internetowe wyraznie sie roznia od konfliktow w zyciu codziennym, chocby ze wzgledu na to, ze wiekszosci z nas pomaga odczytywanie wyrazu twarzy, mowy ciala, ekspresji w glosie. (Gdy czytamy np.o postaciach fikcyjnych, co robimy czytajac literature, klopoty z odczytaniem nie maja tych samych konsekwencji, co przy kontakcie w obie strony. Troche jeszcze inaczej jest z kontaktami, gdy kontakt sieciowy „wspomaga tradycyjne kontakty.)
A dzisiaj przy sniadaniu sie znowu zastanawialam nad rola mediow, na przykladzie domniemanego samobojstwa pieleegniarki, ktora dala sie oszukac „zartownisiom” z australijskiego radia (a co szybko naglosnil internet). Ale zastanawialam sie, jednoczesnie napawajac sie zapachem kawy, i swiezo zrobionych wafli orzechowych, do tego otoczonych paskami dobrze wysmazonego bekonu (upojny jego zapach zadedykowalam Bobikowi). 😉
bardzo napadalo 🙂 🙂
snieg
snieg
snieg
lubicie? tak? nie?
mimo to posluchajcie 🙂 😀
http://www.youtube.com/watch?v=8UZokFgzKYc
pstryk
Jestem, tylko mnie nie ma 😉
Bobik słusznie szczeka! Dyskryminacja, inwigilacja i manipulacja! 👿 Oraz anty-koncepcja. 😆
Nie załamujcie się, może sprzedali te bilety jeszcze jakiemuś Niemcu i będzie trochę radości. 😈
Ad Monika 9 grudzień 12, 15:38
Z tym „bronieniem” przeze mnie, to nie do końca jest tak. Z jednej strony uznaję Twoje argumenty i się z nimi zgadzam (podobnie, jak z wykładem). Z drugiej jednak strony zastanawiam się, czy tradycyjny opis zachowań ludzkich z nadrzędną wartością kontaktów bezpośrednich (z czasów, gdy nie było takich możliwości technologicznych, jak dziś) nie jest mimo wszystko zawężony.
Bo stara się opisać człowieka poprzez ubiegłowieczne narzędzia tego opisu.
Zastrzegam się, że nie posiadam na ten temat potrzebnej wiedzy, a piszę tylko intuicyjnie. Raczej może stawiam pytania, niż coś twierdzę.
Czy może technologia wytworzyła „homo neticus” ? Równie dobrze funkcjonującego w obu światach, rzeczywistym i wirtualnym. Przy jednoczesnym wskazaniu na ten wirtualny i interaktywny. W życiu rzeczywistym funkcjonuje się w dość zamkniętym świecie i rzadko kiedy jest to świat na tyle różnorodny i dynamiczny, aby po jakimś czasie nie było wiadomo, co kto powie, jakie ma poglądy i zapatrywania. To prawie jak z atmosferą małego miasteczka, z którego wszyscy marzą, aby się wyrwać.
Dawniej czytanie książek otwierało okno na świat. Ale nie dawało interaktywności. Świat wirtualny daję taką możliwość, jeśli znajdzie się pośród miliardów śmietników takie miejsce, które jest właśnie różnorodne i dynamiczne. Stąd też trudno chyba się dziwić, że zamiast nudzić się na imieninach u cioci, lepiej sobie poprzebywać w sieci.
Nie wiem jak u Was, ale u nas zimno
Zimno, zasypało, zawiało.
Ja protestuję, to jakaś nawała jest.
Zimno i bezdomnie 🙁
http://www.gs24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20121205/SZCZECIN/121209780
Oj tam, Jagoda. A co ma powiedzieć Filharmonia Lubelska, która znalazła schronienie u Medyków. Ale może to ją uzdrowi 😉
http://lublin.gazeta.pl/lublin/51,48724,12844230.html?i=0
Prezes się nie rozprawi. Powtarza się 😈
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,9365374,Kaczynski__Twierdzenie__ze_istnieje_narod_slaski_.html
Zajmujcie swoje miejsca. Ale uwaga na WW. Ma dzidę 😉
Dzida jest dobra do zatykania głowy na dzidzie. 😎
Prezes byłby dzięki temu wyższy.
Czy to już jest język nienawiści? 🙂
To język krotochwili 🙂
O Mein Gott, spóźniłem się na 'Majkę w ogrodzie” WW nie zagaduj
No na pewno, Wielki Wodzu, nie jest to język miłości.
Już wiem, co chciałem wczoraj dorzucić w temacie wirtualu. Internet, którego różnorakich pułapek bynajmniej nie neguję, zasłużył jednakowoż na moją dozgonną wdzięczność za wydatne zwiększenie szansy znalezienia „bratnich dusz”. 😉 Bez netu miałem wprawdzie graniczące z pewnością podejrzenie, że gdzieś się te dusze muszą kręcić, ale trafiałem na nie stosunkowo rzadko, no bo w innych krajach były, na innych kontynentach… A w sieci miejsce fizycznego pobytu nie ma znaczenia. Ważne tylko, żeby tu i ówdzie były porozstawiane miski z miodem, do których możemy się dusznie zlatywać. 😆
Obok miski z miodem (sos miodowo-czosnkowo-jogurtowy do szpinaku z fetą – mniam!) stawiam butelkę koniaku. Jest okazja: po trzech dniach pakowania się, zaczęłam się wreszcie… pakować. 🙄
Wielki Wodzu, dziękuję za ten promyk nadziei w kwestii biletów. 😆
Bardzo ciekawie pisza Monika i klakier. Ja mam podobne do klakiera @18:19 przemyslenia. Choc dostrzegac i badac negatywne zjawiska na pewno trzeba.
Moj Siostrzeniec przeszedl przez wirtualne narzeczenstwo: jego zona mieszkala i studiowala w Gdansku, a on tutaj. Widywali sie na Gwiazdke i na wakacjach. A codziennie rozmawiali za pomoca skypea i webcam, i tak 5 lat!
Irek 😆
O, ja tez bardzo lubie internet, Bobiku i Kroliku – ale nie tak zupelnie niewinnie i bezkrytycznie, jak on sie czasem sam sobie przedstawia, jak sie sam w sobie przeglada, bo – nie tylko moim zdaniem, ale wielu calkiem madrych i doswiadczonych ludzi, ogolnie o zacieciu humanistycznym (do ktorego i ja sie przypisuje i z racji wyksztalcenia, i wrodzonych zainteresowan. I zajec) – jest jednak nad czym sie zastanawiac. Klakier, o 18:19 na przyklad sugeruje, ze opisy ubieglowieczne czlowieka juz jakos nie obowiazuja. Na pewno wiele myslacych osob spyta sie i jakie opisy, i dlaczego maja nie obowiazywac. Szekspir na przyklad „obowiazuje” do dzisiaj, jak sie ma jeszcze cierpliwosc poswiecic mu uwage (i w ogole np. wyjsciu do teatru, przeczytaniu dluzszej ksiazki)… 😉 No ale ja sie jakos uksztaltowalam na poprzedniej fali sceptycyzmu, jeszcze z „Nowego wspanialego swiata” (ubieglowieczny tytul zapozyczony z wiecej niz ubieglowiecznego Szekspira). 😉
A ogolniej, przeciez takie wymiany zdan, ktore zaciekawily na przyklad Krolika, zdarzaja sie tez w internecie, choc przyznajmy ze nie sa to najczestsze przypadki, delikatnie mowiac. Zas ja osobiscie nie pogardzam tez rozmowami „u cioci na imieninach”, bo i one maja swoje niepowtarzalne uroki. 😉
E, Moniko, my z Królikiem też nie tacy znowu w samych internetowych skowronkach. 😆 Też widzimy niebezpieczeństwa i negatywy. Ale ja na przykład tyle się od jakiegoś czasu o tych negatywach naczytałem, że w końcu zacząłem myśleć „zaraz, zaraz, jak taki ten internet okropny, to czemu mnie z nim tak dobrze?” 😈 I dzięki odpowiadaniu sobie na to pytanie zacząłem dochodzić do względnej równowagi pozytywowo-negatywowej. A przy okazji do wniosku, że w każdym indywidualnym przypadku bardziej użytkownik tworzy sobie internet, niż internet tworzy jego. 😉
Bardzo się cieszę, że żyję w czasach, kiedy mogę mieć obydwie rzeczy – imieniny u cioci oraz internet. Oryginalny pogląd prawda? 🙂
Równowaga pozytywowo- negatywowa.
Bobikoróżnorodność
Natura 2012 🙂
Cip, cip….
😆 😆 😆
Ależ się Irek rozbrykał. Czy to wpływ wirtualnego Rysia, czy naleweczek na imieninach u cioci…? 😆
A tak a propos bratnich dusz… Ja rozumiem, że Kotów nie należy pospieszać, nakłaniać, monitować, ani w ogóle w żaden sposób wywierać na nie nacisku, ale mógłby już ten Mordka sam zdecydować, że kończy urlop. 🙄
I ryzykować, że przez miesiąc będzie jadł karmę z puszki, zamiast bażanta? Kocia niezależność ma swoje granice, wytyczone przez pragmatyzm 🙄
A któż by tu dawał Mordce karmę z puszki? 😯 Chciałbym zobaczyć takiego odważnego. 😈
(szeptem) Tu nie, ale w domu. Za brak lojalności, rozumiesz…
(jeszcze cichszym szeptem) Ale Mordka nie wziął urlopu od domu, tylko od nas. 🙁
Tylko że to urlop solidarnościowy z bażantodawczynią, więc sam rozumiesz. Kot musi dbać o swoje interesy.
Wróć, Mordko. Proszę. Bardzo.
A, teraz rozumiem. Ale ja zawsze słyszałem, że ludzie to tylko personel Kotów i muszą robić to, czego Koty sobie zażyczą. 😎
Ale to ludzie, nie koty, kupują bażanty, przyrządzają i wkładają do kocich misek. Albo tego nie robią 😉
Naprawdę są tacy ludzie, którzy ośmielają się tego nie robić? 😯
Osobiście nie widziałam. Ale może w Londynie tacy są 🙄
Jest kilku. To twardziele. 😎
W Londynie? Tam ludzie nawet Psów z pubów nie ośmielają się wyprosić. Widziałem na własne ślepia. 😈
Ale co robią, kiedy nikt nie widzi, tego nie wiesz. A Mordka na spacerach pewnie się nasłuchał i woli nie ryzykować.
My mięczaki. Długo trwało, ale udało nam się przekonać Aurę, że ten mały szary nikogo i niczego jej nie zabierze. Syczy na niego, gdy się zapałęta nie wtedy i nie tam, gdzie trzeba albo gdy chce się z nią bawić 😯 , ale już się na nas nie boczy i nie obraża. Jakoś zrozumiała, że Junior też chce mieć dom, miskę i personel 😉 Trzymamy w tajemnicy. Młode zastaną w domu drugie wcielenie naszego Kotka Szarotka 🙂
Prezes wyższy miałby inny program, z góry lepiej widać.
Irek, a ja myślałam, ze to Majka do Ciebie dzwoni i konsultacje prosi.
Chyba że ogladasz w ramach konsultacji. 😀
No nie, przecież ja znam Starą Mordechaja. Ma niezwykle miętkie serce i nawet pół bażanta nie potrafi swojemu Kotkowi odmówić. 🙂
Też tęsknię i czekam.
Prezesa odstawiłam. Jemu już żadne tabletki nie pomogą. Rzadko bywam tak nielitościwa, ale i dobrze, że nie pomogą, zasłużył 👿
Ciocia już śpi, więc chcąc nie chcąc musiałem zapytać interneta, o co chodzi z tą Majką, bo sam z siebie ni cholery nie wiedziałem. 🙂
Prezesa na dzidę odstawiłaś, Haneczko? 😯
Ja lubię swoje ciotki i na imieninach i bez.
Dużo wiedzą, bo dużo przeżyły.
Nic nie zmyślam, bardzo je lubię i fantastycznie mi się z nimi rozmawia. Są świetne, z zasadami, ale i ogromnym dystansem do słabości ludzkich i różnych wydarzeń. Ciekawe, co słychać w rodzinie i wszystko wiedzące, ale w przyjemny, życzliwy sposób.
Bobik, nie pamiętasz, Irek zapodawał i zachwalał film z Majką, gdzie ona udzielała jakiś porad ogrodniczych.
Nie, Bobiku. Na dzidę nie odstawiłabym nikogo. Szurnęłam w kąt 😎
Ja do dzisiaj nie mogę uwierzyć, że Hel.., to znaczy Stara mogła serio pomyśleć, że ktoś Jej chciał dokuczyć, czy pouczyć, czy co tam.
Może to przez tę abstynencję jest trochę przewrażliwiona, bo przecież dobrze wie, że ją kochamy.
No wlasnie, ja tez bardzo lubie rozne imieninowe ciotki, a juz moje ciotki szczegolnie. Pewnie sa inne, niz ciotki Siodemeczki, ale tez je po prostu uwielbiam, chocby za cudowne poczucie humoru i niezrownane anegdoty. No i wyzerka u nich jednak lepsza od wirtualnej. 😉
E, Bobiku, pozy cwiczace rownowage to wlasciwie moje ulubione pozy w jodze, wiec nie trzeba mnie do rownowagi szczegolnie wzywac. 😆 Niemniej jednak cwiczenia w zauwazaniu drugiej strony to nie to samo, co czarnowidzenie – ktore trzeba od razu pocieszac, lzy mu ocierac, i w ogole mowic, ze swiat nie jest taki znowu zly. 😉 Tak mi sie w kazdym razie wydaje. 🙂
Może Mordka wrócił do tego http://blog-bobika.eu/?p=342#comment-58709
Czemu nikt mi nie przypomniał, że już dawno miałem iść spać, bo jak jutro przyjdę na party w charakterze czerwonookiej, słaniającej się na łapach wywłoki, to mnie znowu nie wpuszczą? 👿
Oj, idź, Bobiku, idź i śpij szybko, ale przyjemnie. 🙂
Dobranoc.
Szszszszszszsz… Spij Piesku…
Na sniadanie polecam grzanke z jajkiem w koszulce, ze szczypiorkiem, albo jak w wojsku- zupe…
Mleko jest za ciezko strawne na sniadanie…
Dzień dobry 🙂
Kciukotrzymanie za bobikowe party
Herbata mocna i grzanka z jajkiem…
zupa wojskowa grochówka z kawałkami tłustych skwarek 😯 nie przejdzie jednakowoż
Jajko w koszulce dobrze wychodzi w królikowym rosole.
Nalewam gorący do kokilki i wbijam jajko.
Jestem czy niejestem, oto jest pytanie.
Raczej niejestem, oto jest odpowiedź.
Przez pewien czas piszcie mało i krótko, jeśli mam nadrobić.
A życzeń bożonarodzeniowych i tak bym nie wysyłał, więc nikt tu nic nie traci.
Osprey /rybolow/ bardzo dobrze widoczne gniazdo.
http://www.chesapeakeconservancy.org/Osprey-Cam
Dwa jelenie w kolorach naturalnych (jeszcze swiatlo dzienne); rzucono im tak olbrzymi zwoj siana ze boja sie podejsc.. A czarny bocian wrocil do gniazda i jednak nadal jest nieparzysty
Loto, zmylilas mnie i za Toba wpisuje sie dwa lata do tylu, Bobiku, prosze przenies 😀 A druga pomylka, tym razem wylacznie moja, to to ze „orlik” jak rozumiem tak naprawde jest rybolowem… ? Walnie zreszta tego dowiodl…
Orliki maja byc tu
http://pontu.eenet.ee/player/konnakotkas.html