Migawka z podróży

czw., 29 sierpnia 2013, 16:23

Pojechał pies do Londka, się znaczy w obce strony,
bo był podróżnik z niego niezwykle zapalony
i od szczeniaka zwiedzać uwielbiał wprost bez miary
te różne Szanselizy i inne Trafalgary.
Samolot wylondkował, pies wysiadł, uchem zastrzygł,
„lokalnych kolorytów coś tu za mały zastrzyk”,
więc żeby miejscowego załapać trochę soundu,
ostrygę szybko kupił i wsiadł do undergroundu,
na ławce jak na własnej rozłożył się kanapie,
nadstawił organ uszny i proszę – zaraz łapie:
…ty, k…a, byłem w tesku i rzuca mie, kapujesz?
Podniosły cenę piwa te zaj..ane ch..e,
na puszce dwa pensiaki, a by ich kolka sparła,
już wiem, że moja stara znów będzie mordę darła…
… zrobili takie g…o, że, k…a, ja pie..olę,
zasiłku nie chcą więcej mi płacić te Angole,
że niby do roboty… a co ja, na mózg chora?
Zabulić i tak muszą, jak zrobię se bachora…
…mój szef to taki k..as, że chyba, proszę ciebie,
ja tego nie wytrzymię i w końcu mu przyj…ę…

Wsłuchuje się pies, myśli: coś tu jest nie w porządku,
czy pilot się pomylił i mnie wysadził w Lądku?
Czym za ojczystą mową miał duszę tak stęsknioną,
że cudem coś przeniosło mnie na odnośne łono?
Tu huknie głos wewnętrzny: zastanów się, jełopie,
wyleźliśmy z zaścianka, jesteśmy już w Europie,
i tak partnerskie, ścisłe są z nią Polaków więzy,
że wreszcie bez kompleksów jej pokazują język.