Szybkim truchtem
Pozazdrościwszy Komisariatowi 5555 jubileuszu staram się zmierzać jak najszybszym truchtem ku 55 jubileuszowi, stąd gwałtownie przyspieszona częstotliwość wpisów. Jeszcze odrobinę (no, naprawdę, niemal niezauważalną) mi do magicznej liczby brakuje, ale jestem pewien, że wspólnym wysiłkiem to w mig nadrobimy. Ptaki do piór, czy jak tam to było!
A tak bystro truchtając zauważyłem, że cokolwiek się na blogu dzieje, jest inspirujące. Nawet jak nie jest akurat wesołe. I może w tym rzecz, żeby nie domagać się zawsze przyjemności, tylko i z chwilowym brakiem pasztetówki umieć się dogadać?
Co poradzę, jakoś tak mam, że mi wszystko daje do myślenia. Wiem, że to choroba. Jak ktoś zna przeciw temu szczepionkę, to uprzejmie poproszę o namiary.
Gdy widzisz człeka… ach, co z tego,
nic nie jest to nadzwyczajnego,
o czym tu gadać, człek jak człek,
zwyczajny jak na setkę bieg.
Lecz gdy się przyjrzysz tak dokładnie
myśl może taka cię dopadnie,
że każdy z owych człeków przecież
we własnym się obraca świecie,
własne o wszystkim ma pojęcie
i w co innego wierzy święcie,
a jednak… Człek. Na niegoś wnerwion?
Najlepiej idź narąbać bierwion,
lub się rozładuj w inny sposób.
Za to do człeków, czyli osób,
nie stosuj najostrzejszej z taryf,
bo w końcu – gorsze są komary!
kaczuszki?
O, widze, ze mamy polski odpowiednik sagi rodziny Palinow. Albo rozwodow Newta Gingricha. 😉
a jeśli chodzi o dumę – to zapytajcie moją panią od francuskiego? chyba nie ma lekcji, żebym nie wtrąciła jakiejś uwagi o Polsce. Ona to cierpliwie znosi na razie. No tyle, że bedąc w Polsce jestem wielką orendowniczką Teksasu 🙂
***
Bardzo ciekawe były Wasze dzisiejsze poważne a nie takie jak moje żartobliwe wypowiedzi.
Do jednej chcę się odnieść, a mianowicie tego co napisała żona o braku wstydu za polskich antysemitów – ja jednak przy każdej takiej okazji się wstydzę, jest mi głupio, niemiło, jestem niemile zaskoczona.
No nic – dobranoc blogowi – muszę wyciągnąć pana małżonka od komputera na gimnastykę 🙂
Już wiem, co tupało. To przechodziło ludzkie pojęcie.
W ręcach miało 3 zaproszenia na Galę, dla całego Trójkąta. 🙄
Dawno nie bylo jakiejs dobrej obyczajowki w prasie. A tu od razu z szefem Swietej Inkwizycji w roli glownej ! Couldn’t be any better! No chyba, ze Jarka by przylpali gdzies w parku, wieczorowa pora…..
Jeszcze i tego sie doczekasz, Heleno. Twoja wizja moze byc prorocza. Pare lat temu zdarzylo sie cos bardzo podobnego w toalecie publicznej na lotnisku w Minnesocie, gdzie przylapano jednego nader konserwatywnego obyczajowo senatora z partii republikanskiej na bardzo irytujacych, wiecej niz jednoznacznych, propozycjach. Maz, ktory czesto lata, i na lotnisku w Saint Paul bywa, twierdzi, ze straznicy pokazuja teraz to miejsce „upadku senatora” zaciekawionym podroznym. 😀
Mysle, ze na Gali u Bobika bedziemy mieli absolutnie doborowe towarzystwo Odznaczonych . Lista sama sie uklada.
Serce nie sluga, Moniko. Ponadpartyjne, jak zawsze.
😆 Heleno
Na koniec jeszcze dodam, ze i ultrakonserwatywny ojciec 7 dzieci i glosiciel wartosci rodzinnych Mel Gibson, surprise, surprise, tylko sprawial takie pozory. Gibson przypominal mi z pogladow Janusz Korwina Mikke. Co sie z nim stalo? Czy zona sie w koncu nie rzucila na niego z nozem, albo cos w tym rodzaju? Mela byl kiedys znacznie przystojniejszy od Mikke. Jak wiele innych meskich aktorskich gwiazd Mel jest mojego wzrostu, dosc nikczemnego.
Johnny Depp natomiast… Kto by sie spodziewal, ze bedzie on wiernym mezem Vanessy Paradis i czulym ojcem dwoch coreczek, ktory wpycha nikomu wartosci religijnych sila do gardla?
errata
jest- wpycha
powinno byc- nie wpycha
zamykają coraz więcej szkół – całe Fort Worth school district zamknięte do 8 maja! doniesieniami z mniejszych miasteczek się nie bardzo przejęłam ale Fort Worth to duże miasto hmm.. mam nadzieję, że UT Austin (Basia) zdąży z egzaminami…toż to u nich prawie sesja.
Ja chyba muszę zacząć już przygotowania do tej gali , bo jak ja sobie poradzę ?? moze jakieś wykwintne menu powinnam zacząć już ukladać ,czekam na sugestie np .kaczka ala ………, kyrtyka w sosie wlasnym , ale póki co zapraszam dzis na normalne sniadanko .Dziś pierogi podsmazane na patelni , rozne z grzybami i kapustką , mieskiem , posypane skwareczkami .Myślę ,że Żona powinna dostać podwójną porcję , by miała siły do pracy , dla lasuchów buleczki drożdzowe posypane cukrem pudrem do tego maselko ,
Amigo musimy pobiec po Emi wszak truchta się w gronie przyjaciół najlepiej .Niestety u mnie dziś chmury deszczowe , moze powinnam je czymś rozpędzić :
http://www.youtube.com/watch?v=3wLbk2NoEys
Niuniu – czy Ty w ogóle sypiasz? Miłego dnia – u nas też deszcze a na północy, wzdłuż Red River nawet powodzie.
Tyle, że mieliśmy przedtem susze, teraz więc przed latem nasze jeziora, głowne źródło wody pitnej, mają szanse wyrównać straty.
Jeszcze słówko odnosnie Johna Deep Moja uwielbia z nim „Czekoladę ” a Mloda śmieje się do lez ogladając
http://www.youtube.com/watch?v=SPVwTbjwQFQ&feature=related
no bo jak tu się nie uśmiechnąć 😀
Wando
zdarza mi się od czasu do czasu 😉 u nas mino ,ze suszy nie było deszcz tez by się przydał , wtedy wszystko zazieleniło by się pięknie , ale jak patrzę na te maki to widzę jak Moja się usmiecha i to mi wystarcza
http://www.youtube.com/watch?v=2qhZLD1bjeQ
dobranoc Wando do zobaczenia pozniej
Dzień dobry!
Niuniu, Amigo już pobiegł w waszym kierunku. 🙂 My pierogi to każde w każdej ilosci tak wiec dzięki za pyszne sniadanko 😀
Króliku, ja z tą ujmą na honorze to tak żartem wszak każdemu zdażyło się wywinąć orła (choć nie koniecznie może w nawie głównej kościoła 😉 🙂 ). Prawdę mówiąc nie przejęłam się zbytnio żalem z powodu braku kamery, a z samego zajścia śmiałam się równie głośno jak reszta rodziny. Choć upadki innych nigdy mnie nie śmieszą i przez pierwszych kilka dni ciężko było chodzić.
Tez nie odczuwam wstydu za innych. raczej zakłopotanie. Co do antysemityzmu to chyba też trzeba brać proporcje- jedyny kraj, gdzie za pomoc groziła kara śmierci, najwieksza ilość sprawiedliwych wśród narodów świata. Jesli czułabym satysfakcje i radość z faktu tak licznej pomocy i jednocześnie – wstyd z przypadków jej braku to mogłabym się nabawić swoistego rozdwojenia jaźni. Podobnie jak Monika uważam , że o złych zachowaniach należy pamiętać i starać się robić wszystko by się nie powtórzyły. Z wstydem to jednak wiele nie ma wspólnego. Mt7 z Owczarkowego bloga ukradziono rower. Czy sie wstydzę za złodzieja? Nie. Jest mi przykro, smutno, jestem zła. Jesli chodzi o antysemityzm to chciałabym by oprócz podłości, które miały miejsce, równie dobrze pamietać piękne czyny. Często ogólnikowo wiesza się psy przysłowiowe na polskim kościele i księżach. Iluż z nich ukrywało Żydów? Marzyło by mi się by to było równie głosno mówione. Nie by przykryć zło tylko by pokoleniom pokazać, że dawniej też oprócz podłych rodzili się i porządni ludzie 😉
Uważam , że rabarbar z truskawkami to równie dobre połączenie co flaki z majerankiem. 😀 😀 😀
Wando, ja wczoraj w nocy sluchalam faceta z WHO (w BBC), ktory mowil, ze pandemie mamy jak w banku ( w odroznieniu od naszych oszczednosci) – jak nie dzis to jutro i ze nalezy sie dziwic jedynie, ze zadnej pandemii nie bylo od czterdziestu lat, ale sa to normalne koleje swiata.
Mowil tez, ze maski na twarz maja znikome znaczenie, bardziej pilnowanie higieny rak (choc rzad UK zamowil tego 35 milionow), ze oni nie wiedza jeszcze jak szybko ten wirus sie rozprzestrzenia, dlaczego najgorszy przebieg ma choroba wsrod osob mlodszych (dwudzuestoletnich), i na pytanie czy moze byc taka sytuacja, ze wladze epidemiologiczne zakaza wiekszych publicznych zgromadzen ( jak koncert Bruce,a Springsteina czy Glastonbury Festival) , odpowiedzual, ze tego nie wyklucza.
Ktos z ministerstwa mowil, ze jesli ktos ma objawy swinskiej grypy, to by nie przychodzil do poczekalni lekarza, tylko porozumial sie z osrodkiem zdrowia przez telefon i to lekarstwo antywiorusowe, ktore jest w tej chwili dostepne, bedzie mu przywiezione do domu. I zeby nikt z objawami grypowymi nie szedl do pracy.
Tu w UK wczoraj stwierdzono 5 pewnych przypadkow grypy, zas niepewnych – 80.
My tu gadu-gadu, a tymczasem w Polsce zapanowala „miekka dyktatura” . Przeczytalam wywiad z Jaroslawem Kaczynskim i zalamalam rece nad Polska. Jest jak sie okazuje na skraju przepasci, a w dodatku nikt jej w swiecie sie nie boi.
PiSuarze, wroc!
Nie mam dziś czasu, a tyle ciekawego. Chyba nareszcie zrozumiałem Bobika. Krążył według tego prostego wyjaśnienia, ale nie łapałem do końca. Tożsamość polska jedna z wielu. To i ja tak czuje w końcu. Prawidłowo też Bobik wyjaśnił Małgosi, o co chodzi z moimi zastrzeżeniami do dumy narodowej.
A dzisiaj jestem dumny z IPN i jego wyższości moralnej nad nami – zdrajcami i w ogóle ludźmi bez kręgosłuba. Couldn’t be any better, jak zauważyła Helena. Boję się, że się może nie spełnić, bo Jarek nie musi chyba łazić po parkach wieczorową porą. Ma od tego ludzi.
Musiałby ktoś odpowiednią osobę w odpowiednim miejscu podstawić, jak to robiła SB-cja w stosunku do księży, szczególnie biskupów. Stąd biskupi, którzy lubili chłopców, byli najczęściej TW. I nie piszcie, że jestem antyklerykalny, bo to nie prawda. Po prostu życie się toczy nie zważając na to, jak byśmy sobie chcieli świat wyobrażać.
Ale są inne powody do radości. Wygląda, że u heleny wszystko w porządku i nie bój się, Heleno, dodatkowych badań.
Heleno, Szymborska dostała Nobla, ale my wszyscy mamy w tym udział. Ty większy, bo miałaś widoczny udział w kształtowaniu naszej kultury, inny mniejszy, bo byli tylko maleńkimi trybikami w społeczeństwie, które współtworzyło Szymborską jako twórcę. Trudniej z Miłoszem w ten sposób uzasadnić, ale jakoś można ponaciągać. Dlatego Nobel z literatury ma prawo cieszyć wszystkich jako własny.
Coraz mniej jednak obchodzi mnie wynik reprezentacji narodowej w piłce nożnej. Cieszę się, jak wygramy, ale przegraną przyjmuję bez emocji, bo zdaję sobie sprawę, jakim bagnem jest w polsce piłka nożna (cytat z „Piłkarskiego pokera”: – Jestem uczciwym sędzią. Zapłacili za 3:0 i będzie 3:0). Dlatego sukcesy piłki tak budowanej są niemoralne.
Małgosia jest dumna z rodaków, którzy pomogli w kościele, ale tu komentarz heleny nasuwa się sam. Mnie rodzice nauczyli, że potrzebującym trzeba pomagać. Myślę, że w cywilizowanych krajach zdecydowana większość rodziców tego uczy. Na tym tle anegdotka z mojego życia. Coś, co mnie trochę ośmieszyło w oczach kolegów.
Byłem na drugim roku studiów z paru kolegami wieczorem w „kawiarni” Cafe Bałtyk w Gdyni – w budynku Polskich Linii Oceanicznych. Było tam stałe menu w cenie akceptowalnej dla studenckiej kieszeni. Był do tego dancing, którym nie byliśmy zainteresowani. Nas raczej wtedy i tam pociągało wino (czerwone, wytrawne, co wówczas zaliczano do dziwactw). W pewnym momencie na parkiecie zemdlała kobieta. Nie ulegało wątpliwości, że była tam służbowo w ramach najstarszego zawodu świata. Natychmiast wokół powstała pustka, poza tym nikt nie reagował. Wziąłem ją na ręce i przeniosłem na kanapę w hallu wejściowym. Ze dwa lata ciągnęła się za mną opinia „tego od k…” jakbym co najmniej był stałym klientem albo i alfonsem.
Dzień dobry 🙂 Wczoraj wieczorem mi się zaczęło. Kaszel okropny, smarkanie i takie te. Czemu się wobec tego na powitanie uśmiecham? A, bo na świńską grypę mi to nie wygląda. 🙂 Ani na żadną grypę, tylko na jakiegoś całkiem innej proweniencji wirusa. Ale do lekarza i tak nie pójdę, żeby czego jeszcze gorszego nie złapać.
W ramach positive thinking szukałem dobrych stron wirusów i okazało się, że przynajmniej mogę ukoić jedną z trosk pana prezesa. Polski się nikt nie boi, bo wszyscy w tej chwili boją się grypy. Ale jak pandemia przejdzie i szczęśliwym trafem pan prezes wróci do wadzy, to ho, ho! 🙄
Skrajem przepaści w ogóle nie ma się co przejmować. Już nieraz tam byliśmy, ale zawsze w końcu robiliśmy spory krok do przodu. 😉
Aaa, prawda, Stanisławie, że skłonność do pomocy jest często uzależniona od tego, w co jest ubrany poszkodowany i jakie sprawia wrażenie. Mojej mamie nieraz się zdarzyło, że jak pochylała się nad kimś leżącym, żeby sprawdzić, czy żyje i co trzeba zrobić, była pouczana przez przechodniów (najczęściej zresztą płci żeńskiej) – „zostaw pani, to tylko pijak”. Niedawne oburzenie internautów na myśl, że przestępczyni może mieć swoją godność, też pokazuje ten sposób myślenia: godność, człowieczeństwo, to jest w umysłach wielu ludzi związane z pozycją społeczną. Takie pojęcie jak przyrodzona godność osoby ludzkiej, mimo że niby stale obecne w nauczaniu Kościoła, w praktyce jakoś nie bardzo się przyjęło.
Stanisławie, ja wcale nie pisałam o dumie z tego, że mi pomogli w kosciele. Równie dobrze mogłam się przewrócić w każdym innym miejscu. Napisałam o swoim przypadku bo świeży i konkretny. Tam byli ci sami ludzie, którzy chodzą polskimi ulicami 😉 Ja tylko delikatnie zaprotestowałam czytając niektóre aluzje, że w Polsce to gorzej ze śpieszeniem z pomocą niz w Londynie. 🙂
No to bardzo proszę przykłady inne:
gdy dziecko moje miało rozcięta głowę, obca osoba zaproponowała podwiezienie do szpitala. Moja babcia nie raz i nie dwa była podnoszopna z ulicy i odprowadzana do domu (ma zawroty głowy ze względu na zaawansowana cukrzycę), ciocia moja miała przez pewien okres w swoim życiu kłopoty z błędnikiem. Poniewaz jest osobą samotną , wiele razy zetknęła sie z pomocą obcych ludzi itd
To tyle przychodzi mi do głowy na swieżo choć uwazam to za zbyteczne bo każdy myśle z Was mógłby podać swoje własne przykłady do kolekcji. Moja duma narodowa przejawia się w tym, że protestuję, gdy uważa się nas za kogoś gorszego od innych. Nie jesteśmy ani lepsi ani gorsi. Różni ludzie zdaają sie wszędzie. 🙂
Ja też nie wiążę samej skłonności do pomocy z przynależnością narodową czy państwową. Natomiast są różne kulturowe uwarunkowania skłaniające ludzi do takich czy innych zachowań. Np. w Polsce staruszce czy dziecku pomoże się chętnie, ale jak leży facet, zwłaszcza nieporządnie wyglądający, to leci automat – pijak, nie ruszać. W Niemczech prawie nie widuję, żeby w autobusie ktoś ustąpił miejsca starszej osobie – jakoś nie jest to powszechnie przyjęte. A w krajach muzułmańskich zapewne większość facetów nie podniosłaby leżącej kobiety, bo można zostać oskarżonym o zachowania nieprzystojne. Itd, itp.
Małgosiu, nie twierdzę, że w Polsce zjawisko pomagania innym w potrzebie nie występuje. Jednak w zachodniej części kontynentu jest ona znacznie bardziej rozpowszechnione. Tam można mieć pewność, że na innych można liczyć. Jeden z licznych przykładów, właśnie dlatego ten, że tutaj konieczności niesienia pomocy właściwie nie było.
Kilkanaście lat temu campingowaliśmy nad jeziorem Como w sąsiedztwie kilkunastoosobowego towarzystwa z Holandii. Parę osób w wieku około 50, zdecydowana przewaga 20-latków, w tym ładne dziewczyny topless. Pojechaliśmy z żoną i dziećmi do pizzerii w górach na imieninowy obiad. Była piękna pogoda, zostawiliśmy otwartą pokrywę dachową w przyczepie.
Po powrocie Holendrzy poinformowali, że tutaj była straszna ulewa. Udało im się czymś przykryć otwór w naszym dachu, ale w międzyczasie musiało dużo napadać, bo dostanie się do otworu było trudne (2,3 m) Robili to w strasznej ulewie zamiast się schować u siebie. Fotele mieliśmy z siedzisklami z materiału i z poduszkami – zupełnie mokrymi. Pożyczyli nam spontanicznie swoje, żebyśmy mogli spokojnie posiedzieć sucho przy herbacie. Po chwili zauważyliśmy, że kilkoro z nich je na stojąco.
Niby nic wielkiego, ale obrazuje stosunek do bliźniego. U nas też coś takiego mogłoby się zdarzyć, ale tam jest regułą.
Nawet w Anglii, gdzie ludzie udają, że w ogóle się bliźnimi nie interesują, bo to nie uchodzi (naprawdę widzą wszystko), w chwili potrzeby natychmiast spotyka się pomoc bez proszenia.
Tu chyba nie chodzi o to kto jest gorszy czy lepszy, tylko o takie spontaniczne spoleczne odruchy, jak to, ze sie zauwaza drugiego czlowieka, nie przechodzi sie kolo niego jak przez powietrze. Najsilniej odczuwam to zawsze po przyjezdzie do Ameryki, gdzie jestes jak gdyby nieustannie obserwowany, a raczej zauwazany przez innych. Grzebiesz w torebce przed automatem, bo nie mozesz znalezc drobnych, zaraz ktos do ciebie podchodzi i proponuje, ze ci rozmieni. rozgladasz sie na nieznajomej ulicy po numerach domow, ktos natychmiast zapyta jakiego numeru szukasz, nie tylko wskaze, ale najczesciej jeszcze zprowadzi pod drzwi.
Kiedy przylecialam pare tygodni temu do Miami, to az do samego domu w Palm Beach nie dotknelam walizki – ktos mi ja zdjal z pasow na lotnosku i ustawil na wozku, ktos wniosl do autobusu, jadacego do stacji kolejowej i ktos inny zniosl ze schodkow, ktos wciagnal do wagonu i ustawil na polce, ktos inny zniosl i doniosl do taksowki. A przeciez nie jestem niedolezna staruszka!
Po wyjezdzie z Ameryki zapominam o tym i odzwyczajam sie od takiej „kindness of strangers”, jak mowila Blanche Dubois z Tramwaju zwanego Pozadaniem, bo w Anglii jednak az tak nie jest – pewnie ze wzgledu glownie na obawy przed „narzucaniem sie” i naruszaniem czyjes prywatnosci. Ale w Ameryce spoleczenstwo jest wychowane do pomagania „slabszym” – nawet silnej zdrowej babie jak ja. 😆
Zamierzałem pisać o Romach, a zamiast tego napisałem o ładnych Holenderkach. Pewnie dlatego, że Depp brzmi troche z holenderska może.
Szlachetny dzikus brzmi dobrze w każdym języku. Po niemiecku to chyba będzie Winnetou. Ale The Man Who Cried to knot nie do oglądania. Przetrwałem do końca, ale z wielkim trudem. Scenariusz przeszedł najgorsze możliwe oczekiwania. Do tego chyba te same osoby śpiewały poszczególne kawałki głosami z nagrań różnych wykonawców. W Gazecie telewizyjnej 3 gwiazdki. Już dawno przestałem na te oznaczenia zwracać uwagę. Czy Polityka nie mogłaby zacząc wypuszczać swojego dodatku z programem? Bo to, co teraz serwuje GW, jest zupełnie do czego innego, żeby nie powiedzieć, że do tego, co papier toaletowy.
Rozminelam sie ze Stanislawem, ale pisalismy o tym samym.
W Anglii nie wypada się narzucać, ale wypada o pomoc prosić. Jednak w chwilach wyraźnej potrzeby oferują pomoc.
Znów anegdotka campingowa. W Londynie camping koło Crystal Palace. Usiłuję założyć do przyczepy przedsionek kupiony tuż przed wyjazdem. Na podstawie wcześniejszych doświadczeń usiłuję wsunąć brzeg przedsionka w leakszparę zamiast prawidłowo zarzucić wokół brzegu dachu i ściągnąć na dole. Brzeg w leakszparę nie wchodzi. Udaje się wcisnąć około 1,5 m i koniec. Po godzinie prób dałem za wygraną. Na właściwy sposób wpadłem następnego dnia. Od momentu dania za wygraną każdy, kto pierwszy raz od tego momentu przechodził obok, mówił: Ah, you have given up. If you need any help, tell me. Dokładnie tak samo chyba z 15 osób. A w czasie moich nieudolnych prób niby nikt nie patrzył.
Szlachetny dzikus po niemiecku jest der edle Wilde. Winnetou to tylko jego ksywka. 😆
Z tą pomocnością w Anglii to jest czasem nawet przesadne. Nie mogłem na ulicy spokojnie rozłożyć planu Londynu i się troszkę w niego powpatrywać, bo zaraz ktoś się zatrzymywał i chciał pomóc. W końcu musiałem się ukrywać. 😎
Ale pocieszyłem się po komentarzu Heleny, że w Ameryce byłoby jeszcze gorzej. 😀
Ooo, tak, Deptaliby Ci, Piesku, nieustannie po tylnych lapach!!!
Jeśli nie lubię być zaczepiana (nawet jeśli chodzi o pomoc) to jestem dziwolągiem? Nie mam problemu zapytać się o drogę i nigdy nikt mi nie odmówił pomocy. Sama też od razu nie lecę do ludzi , którzy się wpatrują w mapę czy sięgają po drobne. Natomiast odruchowo schylam się i podnoszę , jeśli coś komuś wypadło, pomagam przejść na skrzyżowaniu jeśli widzę osobę niedołężną czy niepełnosprawną, przytrzymuję drzwi osobom z wózkiem, ustępuję miejsca lub pokazuję, gdzie jest wolne osobom starszym czy z dziecmi na ręku itd
Na koniec historia sprzed roku. Niedługo po przeprowadzce na nowe miejsce, nikogo z sąsiadów nie znałam, ale chyba wszyscy wiedzieli , że wprowadziła sie taka jedna z córką. Któregoś dnia przyjechał tatuś Weroniki i wziął ją na lody. Sąsiadka z parteru widząc przez okno, że dziecko wsiada do samochodu z nieznajomym mężczyzną, wysłała jednego z synów szybko na dwór by sprawdził numery rejestr. i gdzie skręci samochód, a drugiego jakby nigdy nic- do mnie z pytaniem czy Weronika wyjdzie na podwórko. Odetchnęli z ulgą gdy powiedziałam, że Weronika pojechała ze swoim tatą na lody i zaraz wróci….. 🙂
Potwierdza się, Małgosiu, Twój patriotyzm i chwała Ci za to. Poza tym chyba masz szczęście do sąsiadów. Ale chwalenie własnego kraju to cecha nam obca raczej. Na ogół mówimy o nim jeszcze gorzej niż myślimy. A jesteśmy z niego dumni. To jest taka ciekawostka na ćwiczenia z logiki. Oczywiście pisząc w pierwszej osobie mam na myśli społeczeństwo, do którego należę, a nie osobiście siebie czy Małgosię, której akurat nie da się niczego zarzucić.
Komu w drogę, temu czas. Zbieram się powoli do Poznania i życzę Wszystkim pięknego weekendu. Mam nadzieję że Helena z Panią Kierowniczką wyciągną z Londka wszystko, co najlepsze do wyciągnięcia w tym czasie.
Szczęśliwej podróży Stanisławie i udanego weekendu! 🙂
Miłego łikendu 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=jWUrj22pRD0&feature=fvst
I ten Matt te wszystkie miejsca tylko w łykendy obleciał? 😯
vitajcie ! Tak sobie czytam po obiadku / obfitym , a jakże / co napisaliście o życzliwości i pomocy i zapytowywuję się w takim razie … skoro jest tak dobrze to dlaczego jest tak Żle? 🙂
ale cicho sza idzie wolne .. 🙂
W jeden łykend 😆
zeenie Masz niesamowitą inwencję twórczą , a może udało by Ci się znależć polskie słowo dla określenia wolnych dni Polaków? miłbyś plusik u mnie 🙂
miałbyś… bo widzisz ja po polsku słabo a co dopiero po jakiemus innemu … 🙁
może wolnica :))))))))))))))))
ide tyrać 🙂
Już wymyślono. Zapiątek. Polacy jednak wolą łikend 😉
A ja idę do dentysty….
No dobra a ja na Was wszystkich poczekam , aż wrócicie , tam gdzie poszliscie
Niunia, ja obecna tylko słabo pisata, bo nie czasata 🙁
Udanej trzydniówki wszystkim 😀
Witajcie.
Stanisław wspominając „Cafe Bałtyk „w Gdyni, przywołał moję wspomnienie,i to nienajlepsze.
Otóż jako studentka( wiadomo , jakiej „zdeprawowanej uczelni”, wiadomo,że na owe czasy ekscentrycznie ubrana, na co przytoczę rozmowę z milicjantem:
On- gdzie pani pracuje?
Ja:nigdzie .
MO do klegi:Pisz: ” niebieski ptak!”
MO- to co pani robi?
Ja- studiuję.
MO- A gdzie?
Ja: niech pan zgadnie!
MO:Poletechnika Gdańska!
Ja- pudło!
MO: Akademia Medyczna!
Ja: Pudlo!!
MO- To już nie wiem.
Ja:Wyższa szkoła Sztuk Plastycznych.
MO:-To widać!!( do kolegi: pisz!)
Teraz wracam do początku o „Cafe Bałtyk”.
Otóż zabłądziłam tam, wraz z moją paczką na potańcówkę, bo w lokalu , gdzie mieliśmy rezerwację nagle odwołano imprezę.
Poszłam poprawić makijaż do toalety i u wyjścia zostałam zaatakowana, przez koleżanki tej”upadłej pani”, którą Stanisław podnosił.
Ani chybi wzięły mnie za konkurencję. 😯
Zażądałam Milicji, która sobie nieźle dorabiała przy tych paniach.
Panie na to:wołaj, wołaj, zobaczymy kto tu rządzi!
Mój dzisiejszy komentarz:
Rzeczywiście. 😆
Od tego czasu nigdy nie byłam w tym lokalu, bo jak się okazuje, trzeba być profesjonalistą i znać swoje miejsce w szeregu. 😉
**
Niuniu, pytam po chińsku:czy już dzisiaj jadłaś?
Emi
powiedz babce nie po chinsku , że jadlam , a ona niech otworzy pocztę .Ja wracam do pilnowania Mojej
Uwaga:
„Poletechnika Gdańska” * tu nie ma literówki! 😉
*
Gdyby komuś z Was przyszło do głowy rozijać temat martyrologiczny to upraszam o zaniechanie.
Zostałam odstawiona ciupasem do domu przez MO i nie ono
zrobiło mi piekło, tylko Tata! 🙄
Ja już raz u takiego jednego miałem plusa, skończyło się zastrzykiem…
jarzębino,
prof. Hartman wymyślił zapiątek i miał odwagę go przedstawić, niestety, nie przyjęło się. Kilka chwil na zastanowienie poświęciłem i przyznam, że zadanie przerasta moje możliwości. Po za tym nie jestem ortodoksą i uważam, że nie wszystko trzeba tłumaczyć, np. tacy Francuzi mają manię tworzenia odpowiedników w swoim języku, ale jak pogadasz z nimi, to mówią „międzynarodowo”… i cały pogrzeb na nic…
No tak, ale bywają piękne pogrzeby 🙂
W zamierzchłych czasach jakiś Nieznany Wymyślacz wymyślił łykend, w nawiązaniu do tego, że przy sobocie, po robocie, Polak lubi sobie łyknąć. U mnie się przyjęło. 😆
Niuniu, Małgosiu, Moniko- wczoraj poczta wracała do mnie 2x
Monice wysłałam trzy rys. kostiumów do „Pinokia’, które projektowałam, jak i pisałam libretto dla mojej kuzynki z Wiednia,bo Ona napisała piękną muzykę doń , a ma własną orkiestrę.
Było z tym sporo ambarasu, bo śpiewała mi melodię przez telefon, oraz żądała natychmiastowego tekstu, a nie miałam wtedy internetu.
Posałam tekst i gnałam do kawiarenki internetowej.
Bobik zapewne lepiej by sobie z tym poradził. 😆
Przedweekendowo podesle Wam jeden z kostiumów.
Odpowiedni do tematu powyżej.
Miłego weekendu, a Bobikowi życzenia,żeby wylazł z wiosennej”nosówki”.Wszystko pyli! 👿
http://picasaweb.google.pl/terkon11/Pinokio?authkey=Gv1sRgCLuJ2t_i3Oy7Pg#5330468816847599890
Niebieskie ptaszki spisujące niebieskiego ptaka… To chyba jakaś konkurencja wewnątrzgatunkowa? 😆
Na to wyglądało Bobiku 😉
Pewnie znasz stary kawał z milicjantem i papugą?
Przyszedl wlepić mandat panu, który miał rupieciarnię w obejściu, a w domu byla mówiąca papuga.
I Papuga do pana milicjanta powiada:Ty!Niebieski!
MO:A co ?
Papuga: Ty ch…! 😳
MO:do gospodarza domu:Będzie jeszcze jeden mandat, jak znów przyjdę i papuga będzie mnie obrażać!
Po jakimś czasie powtórka:
Papuga: TY!Niebieski!
MO;A.. co, ptaszku?
Papuga:Ty już wiesz CO!! 🙂
**
Idę w las szukać czarnego pióra dla komisarza!! 😆
Hej, idę w las, piórko mi się migoce? 😯
Kawał znałem, no to posłuchałem 😀
I tak niczego aktualnego czytać mi się nie chce, bo wszędzie obowiązkowo o grypie. Nawet mi już przychodzi do głowy, że aby być na czasie, należało wpis zamiast „szybkim” zatytułować „świńskim truchtem”. 🙄
Ja tez juz nie moge o grypie… 🙄
Babko, ten obrazek do mnie jeszcze nie dotarl, mamy tylko Pinokia i Kota. Sliczne, dziekujemy! 🙂
A co do slow zapozyczonych, to walka o rodzime slowa czasem daje slowa, ktore sie przyjmuja, a czasem nie – i nie ma sie co tak przejmowac, zwlaszcza, gdy nowe slowo odzwierciedla nowe zjawisko, zamiast wypierac juz istniejace slowo. Ale i to sie zdarza, i zyjemy z konsekwencjami tego do dzis. Angielski uwazany jest za europejski jezyk o najbogatszym slownictwie, bo ma wiele slow podwojnych, ktore oznaczaja to samo, pochodzacych ze staro-angielskiego (grupa jezykow germanskich) i z francuskiego (po najezdzie Normanow na dworze mowiono przez ponad dwa wieki po francusku). W sumie jest wiekszy wybor, i nikt nie narzeka. Mozna spokojnie mowic „return”, mozna mowic „go/come back”, i dalej sie mowi po angielsku. A teraz Anglicy/Amerykanie robia Francuzom te sama przysluge. 😀
Heleno – ciekawe, o tej amerykańskiej pomocy – zawsze podkreślam, że jednak jestem w Teksasie – Teksańczycy są bardzo ciepli ale nadmiaru pomocy nie zauważyłam. No może kiedy jestem z jedną z córek – wówczas czy to w sklepie czy przy zepsutym samochodzie zawsze się „pomocnik” znajdzie 🙂
Nasza amerykańska rodzina, ta z emigracji wojennej, bardzo starała sie podtrzymywać polski język. No i przy pierwszej wizycie w Polsce jeżdżac samochodem zawsze zostawiali samochód na parkowisku. Teraz po latach wyjaśniłam wujkowi, że używamy parking a on dalej… a na parkowisku…
Wando, parkowisko sliczne. 🙂
A co do checi do pomocy, to tak wiele zalezy od miejsca isytuacji, bo przeciez Ameryka to ogromny kraj, i wszystko moze sie zdarzyc – i niesympatyczny malo pomocny przechodzien, i taki, co pomoze. Ale ogolnie, patrzac z pozycji osoby, ktora mieszkala i w Anglii, i w Polsce, i w Ameryce, mysle, ze ludzie zyczliwi wszedzie sie znajda. Anglicy umieja byc nienarzucajaco sie uprzejmi. Ale mozna na pewno znalezc sporo anegdotek, temu zaprzeczajacych, wystarczy pomyslec o wychodzacych z pubow noca tlumach ich gosci, albo o Anglikach w Costa del Sol, albo obejrzec taki serial jak One Foot in the Grave, gdzie nieszczesnego bohatera caly czas razi nieuprzejmosc i znieczulica u innych Anglikow. Podobnie latwiej szukac pomocy i uprzejmosci w Concord i Acton, albo w Bostonie, niz w podbostonskim Lynn (ktore slynie z powiedzonka „Lynn, Lynn, the city of sin” nie bez powodu). Z kolei przy moich wizytach w Polsce, zwlaszcza, gdy ide z moim mezem, duzo osob rzuca sie pomagac, tlumaczyc, i wdawac w ciekawe rozmowy w pociagach (co pewnie tez czesciowo wynika z osobowosci meza). Ale przy tych wszystkich przedwstepnych zastrzezeniach, zwykle mam tutaj wrazenie, ze ludzie sa jakos mniej skrepowani i bardziej otwarci, wiec jak chca pomagac, to sie tak nie wstydza wlasnej wyciagnietej do kogos pomocnej reki. I moga oczekiwac, ze zwykle, nawet jesli pomocy sie nie potrzebuje, zostanie sie jakos zauwazonym. Moim zdaniem wynika to z gleboko zakorzenionego ducha egalitaryzmu, i z tej samej otwartosci, ktora powoduje, ze przy pierwszym przypadkowym spotkaniu mozna sie sporo o drugiej osobie dowiedziec. Na przyklad wczoraj, przy czyszczeniu zebow dzieci dowiedzialam sie od pielegniarki, gdzie mieszka, jak dlugi ma dojazd do pracy, ze jej maz jest polskiego pochodzenia i ze na Wigilie jedza pierogi, choc ona jest z rodziny irlandzkiej. Ona sie dowiedziala, jak dlugo jechalam na wizyte, gdzie mieszkamy, ze dzieci ucza sie w domu, i ku jej zdziwieniu – ze jestem Polka (wtedy zaczela sie rozmowa o pierogach i kapuscie, bo to slowo akurat znala). Pol godziny w towarzystwie drugiej osoby w atmosferze ciekawosci i otwartosci, i tyle informacji… Zawsze mnie to fascynuje.
Moniko
i mnie też to fascynuje 😀
Wiadomo, Niuniu – fizycy! 😀
Moj tesc (fizyk, syn fizyka, ojciec fizyka, czy dziadek – zobaczymy) uwielbial, gdy nas odwiedzal w roznych krajach (w tym w Polsce), znajdowac sobie lawke w parku lub w centrum handlowym, albo stolik w kawiarni (z zastrzezeniem, zeby nie byla ekskluzywna, choc robil wyjatek dla Fortnum&Mason, ze wzgledu na herbate). I z pozycji tego anonimowego stolika, czy lawki, uwielbial podsluchiwac i podgladac zycie, i wdawac sie w rozmowy… Wolal to od muzeow i wielu innych atrakcji.
Właściwie to szybkim truchtem może nas wzywać do wiosennego truchtania wśród zieleni najlepiej – dziś na cnn otworzyłam link do testu sprawdzającego jak sprawni jesteśmy. Jeden z nich ( 4 testy) sprawdza jak szybko przechodzi się milę moi mili tylko nic nie mówi o truchtaniu.
Są też podane czasy: dla młodszych niż 40 średnia jest 16:01 to 18:30 a dla starszych 17:01 to 19:30 minut
Ciekawe czy truchtając do 55 wpisu mieścimy się w naszych odpowiednich średnich ? 🙂 A może jesteśmy ponadprzeciętni?
Z tym „parkowiskiem” wsrod starszych polskich emigrantow w Ameryce, to faktycznie cos bylo na rzeczy. Kiedy przyszlam pracowac do polskiej gazety w Nowym Jorku, to parkowisko czesto pojawialo sie w druku, podobnie jak slowa, ktore juz zupelnie wyszly w polszczyznie z codziennego uzycia. Smieszyly mnie „trzewiki na obcasach”, irytowaly kalki z angielskiego jak „na telewizji pokazali”. Musialam stapac ostroznie, bo „starzy” nie lubili, zeby „rezymowcy” (ja i Renata – dwie najmlodsze „redaktorki” w gazecie) ich poprawiali. Renata byla jednak nieustraszona 😆 i walila prosto z mostu. Ja cichutko skreslalam. Najbardziej jednak narazalam sie kiedy zamienialam „Sowiety” na ZSRR. To juz bylo uznawane za polityczna demonstracje. 😆
Moniko
to oczywiste z takiej laweczki najlepiej widać zachodzace reakcje …miedzyludzkie , a kiedy pije się kawe maczajac ciasteczko mozna obliczyć z jaką predkoscią spadaja okruszynki , muzeum czemu nie …ale rozmowa i podgladanie zycia to jest to co fizycy lubia najbardziej ?wieczny apetyt na zycie 😀
No, to chyba przesada, żeby podglądanie rezerwować dla fizyków. Inni też sobie lubią popodglądać. A już szczeniaki… 😆
Biedzę się właśnie nad przeliczaniem, ile truchtam na milę. Znacznie gorsze od bramki antyspamowej! 🙄
Bobiku, ja z cala pewnoscia nie jestem fizykiem, a tez lubie popodgladac chocby fizykow, gdy sie swiatu przygladaja… 😆
Truchtanie w zieleni ide wlasnie uprawiac, to moze mi wyjdzie, w ile robie mile, ale tam nie ma kategorii dla czterolatek, ktore zaczynaja truchtac do tylu, albo na boki i dla matek i starszych siostr, ktore je gonia. Podejrzewam, ze szczeniaki tez truchtaja niezdyscyplinowanie. 🙂
Bobiku ,może poproś Pania Kierowniczkę,żeby Ci przywiozła'”krokomierz” z Londynu, stamtąd mi takie urządzenie przywiózł kuzyn.
Do dzisiaj go nie użyłam,bo nie wyjaśnił czy się go używa do mierzenia kroków, czy i czego.. w kroku?:shock:
To zależy. Jak truchtają na smyczy przy rowerze, to zdyscyplinowanie jest wyższą koniecznością. 😉
Moze bym i pomyslala o smyczy dla Zosi (w Anglii to jest dosc czesto uzywane urzadzenie dla bardzo malych dzieci), ale Zosia z tych, co by sie nigdy do smyczy nie dala przyczepic. Tu jednak szczeniaki psie sa latwiejsze w obsludze od szczeniakow ludzkich. 🙂
Babko, tam powinna byc jakas instrukcja (im wieksza, tym bardziej zniechecajaca do jej czytania). 😉
My nie truchtamy przy rowerze, nie ma takiej potrzeby i nie ma roweru, a z dyscypliną to u mnie jest ok.gorzej z babką.
Ona się z niczym nie liczy, chyba,że z groszem.
A ten krokomierz to laserowy czy na korbkę?
Nie ma takiej potrzeby? 😯 Nie znam psa, który nie uwielbia truchtać przy rowerze.
Emi, brak roweru powinnaś właściwie zgłosić do TOZ-u! To jest fizyczne i psychiczne znęcanie się nad psem! 🙄
No, tak, Emi, Babka sie tu kiedys przyznala, ze czesto sie solidaryzuje z Zosia. Ale czy Ty czasem truchtasz, gdy Babka jedzie konno w niezdyscyplinowanym kierunku? 🙂
Hoko, jak z Londynu, to chyba oczywiste, że konny. 🙂
Koincydencja konnego krokomierza z jadącą konno Babką jest całkowicie przypadkowa i zawiniona wyłącznie przez Łajzę M. !
Dzień dobry wieczór!
Od samego rana same przyjemne niespodzianki!
Bobiku, Nietoperzyco oraz Babko z Gdyni dzięki , niezależnie „od tego, co z tego” wyniknie 😉
Widzisz Bobiku sam, jak to na odleglość wyglada.Emi się panicznie boi roweru, bo ja kiedyś jeden w lesie najechał pędząc z góry, akurat ten z tych co dzwonia uprzedzając ,ze jadą, czego inni nie robia.Nieszczęscie w tym,że Emi przywykla do powrotu na dwa gwizdki i w momencie, jak rowerzysta zadzwonił zleciała Mu ze skarpy wprost po rower.Wyglądało to strasznie.Nie wiedziałam co zbierać faceta,pogruchotany rower, czy szukać Emi w lesie.
**
Moniko wszystko co mi przywożą z Londynu zawsze jest bez instrukcji.Mają potem kłopot, bo ich dręcze na skypie o szczegóły.
http://picasaweb.google.pl/terkon11/MojeZeskanowaneObrazy?authkey=Gv1sRgCL7Qvs7Bzd2kXQ#5330573087694431954
Zamiast roweru stosujemy inne formy odprężenia, to się nazywa :jazda na „Fastrydze”Moniko.
Powiem szczerze,że nic mi tak dobrze nie robiło na kręgosłup i rozprężenie.
Nie wiem, jak będzie teraz, bo noga złamana była w łydce, a ta łydka to bardzo ważny element jazdy.
Nią się daje koniowi sygnały.
*
ps.Nie było sępów w lesie, nie znalazłam pióra dla Komisarza, może jutro „El condor passa”? 🙂
**
Kojaku, niewiele zdziałałam poza małymi namiarami- reszta w rękach Nietoperzycy, ale, jak Ją znam Ona na głowie stanie i wydobędzie co trzeba.:wink:
Chciałam powiedzieć: stanie na nogi, bo Jej naturalna poza to głową w dół. 🙂
Hoko, ten krokomierz to takie małe ustrojstwo, które się przypina do paska od spodni 😯
Do dzisiaj nie odkryłam, jak to funkcjonuje.
Oczywiście wolałbym na korbkę, ale wtedy trzeba mieć trzecią rękę, ktorej mi i tak na codzień brakuje:mad:
A jak zastosować krokomierz na psie? 😡
Moniko, Emi to od koni stroni,jak od roweru, ale Jej poprzedniczka „Punia” ta co wychowywała kocie sieroty, bardzo lubiła konie i jako małego szczeniaka woziłam ją za pazuchą po plazy i lesie.Niestety za szybko urosła i trudno było 8 kg. wtykać za pazuchę, rozumiesz, zaczynała się wiercić i koń natychmiast reagujący na nacisk lewa, prawa strona- w pewnym momencie ruszał przez morze do Szwecji , albo na Hel.Dość to bylo ryzykowne. 😆
A gdzie sie podzial Piesek? Czemu obejscia nie pilnuje?
A cos tam klaszcze za borEm.
Heleno, moze Piesek odpoczywa przy grypie?
Zas co przypadkowej jazdy do Szwecji, to mialam ostatnie takie doswiadczenie z Trojmiasta, gdy maz prowadzil pozyczony samochod, ja trzymalam Zosie na kolanach, usilujac udawac przepisowe krzeselko dla dziecka, a kuzynka dawala instrukcje po polsku, gdzie skrecic. W pewnym momencie moj maz spokojnie stwierdzil, ze chyba juz jedziemy do Helsinek (spojrzal na znak nad nami, podczas gdy kuzynka streszczala dzieje licznych siostrzencow, przeplatajac to wskazowkami drogowymi). Na szczescie posluchal sie ozywionych sygnalow kuzynki dawanych recznie, i w koncu wyladowalismy, tam gdzie chcielismy (nie w Helsinkach, a u kolejnej kuzynki w Gdyni). Nawet troche zalowalismy, ze do Helsinek nie dotarlismy, ale u kuzynki w Gdyni byla galantyna z kurczaka, i jakos sie pocieszylismy. 🙂
Moniko:! 🙂 🙂
Widze ,że z jazda po Gdyni jesteś zaznajomiona!
Od nas jeszcze można na Bornholm i , jak tylko zbiorę jakąś fajną paczkę, której pies nie będzie przeszkadzał postanowiłam,ze tam wunajmiemy domek na kilka dni, ale najpierw musze stanąć na nogi.
Pięknie tam sielsko- wiejsko i jest co zwiedzać.No i rejs promem.Uwielbiam być na morzu.
A tu dla HoKo- hodowla kotów ze smietnika.
Szary to „Lulek” dzisiaj ma 16 lat, widać, jaki rezolutny.
A czarnej kociczce znalezliśmy fajny dom z ogródkiem.
http://picasaweb.google.pl/terkon11/MojeZeskanowaneObrazy?authkey=Gv1sRgCL7Qvs7Bzd2kXQ#5330573087694431954
Bobiku, przepraszam miały być koty, wkleił się kon, wiec konia mozna juz wypuścic, niech sobie gdzies biega.Wybacz !
http://picasaweb.google.pl/terkon11/MojeZeskanowaneObrazy?authkey=Gv1sRgCL7Qvs7Bzd2kXQ#5330597925798829074
Z docieraniem do Helsinek rozne bywaja problemy. Moj przyjaciel z czasow nowojorskich, Litwin, obywatel radziecki Witas Szakalis postanowil po ktorejs wizycie KGB pojsc sobie na piechote do Finlandii i tam zamieszkac. Wyszedl tak jak stal, ale zaopatrzyl sie przezornie w mape, w dzien spal schowany w lesie, w nocy wedrowal, odzywiajac sie jagodami i korzonkami, az doszedl do duzych karelskich jezior, poniewaz jak sie okazalo mapy byly sfalszowane, zeby nikt nie mogl na piechote dotrzec do Finlandii. Witas nie dawal jednak za wygrana i szedl dalej wedrujac przez trzy tygodnie, obchodzac lukiem jeziora, bo byl przyslowiowo wrecz zawzietym Litwinem.
Az ktoregos dnia doszedl noca do jakiej wioski, obejrzal smietnik, znalazl w nim papierki po wyraznie finskich lodach, poczekal az sie rozwidni i oddal sie w rece wojta. Byl juz faktycznie w Finlandii, tuz przy granicy. Zawieziony zostal, jak opowiadal do slicznego malego hotelika, schludnego i zadbanego, dostal czyste lozko, czyste ubranko, nakarmiono go i napojono, traktowano serdeczxnie i cieplo. W tym hoteliku przemieszkal ze dwa tygodnie, odwiedzali go rozni urzednicy z tlumaczem, spisywali jego historie, az wreszcie oznajmili, ze jest wolnym czlowiekiem i jesli chce moze dostac bilet do Ameryki, byle nie zostawal w Finlandii. Hotelik okazal sie byc finskim wiezieniem.
Witas wyladowal wiec w Ameryce, gdzie go poznalam.
Raz mi pieknie wymalowal mieszkanie.
The rest is history.
Piekna historia, Heleno. A o tych upartych Litwinach to prawda (moge pisac, bo akurat w mojej mieszance genow sa takze litewskie). W rodzinie mojej Mamy ulubionym wierszem polskiego wieszcza bylo „Golono, strzyzono”, bo tak dobrze odzwierciedlalo cechy charakteru wystepujace u jednych mocniej, u innych slabiej – ale jednak.
O przejsciu Witasa na piechote do Finlandii pisala szeroko amerykanska prasa, ale bez podanych tu szczegolow, pewnie zeby nie wywolac nowej wojny radziecko-finskiej, jedynej do tego czasu jaka Zwiazek Radziecki przegral. 😆 😆 😆
Mnie sie najbardziej podoba orientowanie sie, gdzie byl po papierkach w smietniku. Brilliant. 😆
A u nas spikerka NPR czyta wlasnie doniesienia o grypie, i o tym, zeby w razie objawow grypowych zostac w domu – z wyraznie zatkanym nosem, choc czy od grypy, czy od kataru siennego – nie wiadomo.
A dla mnie Moniko to „czary” -Z ogrodowej altany, Wojewoda zdyszany itd
I” Trzech budrysów”;”Ponad wszystkie wybranki – milsze Laszki- Kochanki wesolutkie, jak młode koteczki.
Lice bielsze od mleka, z czarna rzęsą powieka.. .” :smile;
„Czaty”*
Karat sienny, jak amen w pacierzu.Wszystko teraz pyli!Potem się z rozpulchnionych śluzówek rozwija infekcja.
Ale jak żyć z zatkanym nosem? 😉
Posyłam [piccasą Moniczko jeszcze „Królika radosnego”( Bo jest jeszcze wersja” Królik pogrzebowy”) z „Pinokia” dla Matyldy i Arlekina dla Zosi.Dobranoc.
Dziekuje, Babko. 🙂 Wlasnie przeczytalam, zeby na katar (sienny lub nie) plukac lekko osolona woda (rozcienczenie, jak plyn fizjologiczny), przy pomocy neti pot, to wtedy nos nie puchnie. Moze nie brzmi to zachecajaco, ale juz ktoras osoba do tego mnie przekonuje, wiec chyba sprobuje, zwlaszcza, ze to sposob z Indii, wiec dodatkowo mnie zaciekawil (choc nikt w rodzinie meza jej nie stosuje).
ale dla mnie litewskie charaktery to rodzina meza po ojcu – Polacy ale charaktery z ziemi na ktorej wyrosli i nie przewalczysz wbrew woli – w niektorych wnuczkach tez to sie przejawia 🙂
A co robić, jak się nie ma neti pot?
Mój aktualny pomysł jest taki, że najlepiej się powiesić, ale jak ktoś ma lepszy, to kupię. 🙄
Tak, tak Wando. Ale w razie czego na piechote wyrwa sie i do Helsinek, chocby mieszkali w Zwiazku Radzieckim. Cos za cos. 🙂 No i takze interesujacy ekscentrycy, bo dla Polski Litwa byla czyms takim, jak dla Anglikow Szkocja – na obrzezach hodowano peryferyjne, ale czesto interesujace i zabawne zainteresowania. Choc ekscmetrykow u mnie w rodzinie sporo ze wszystkich stron, nie tylko z litewskiej – chyba sie jakos przyciagali, czy co. 🙄
Rany Boskie Bobiku co się dzieje?
Natychmiast do łóżka!
I niczym się nie przejmuj tylko swoim ciałem.Odpoczywaj.
Nie wieszaj sie, Bobiku – to juz bardzo radykalne rozwiazanie problemu kataru. I czy w ogole to katar najbardziej Cie dreczy?
Pewnie raczej metaforyczny, szeroko pojety.
To juz neti pot na to nie pomoze, wiec nie ma co sie martwic, ze sie go nie ma.
Wiersz napisac?
No, to ma jakies dzialanie terapeutyczne – ale na to trzeba choc minimum energii. Do wieszania zreszta tez.
Slusznie.Ile razy moglam sie powiesic, a nie chcialo mi sie pojsc po taboret. 🙁
Dokladnie tak. Albo zorganizowac sznur.
Bobiku – ja mam dwa te czajniczki – chcesz to oddam bez bolu 🙂 . Ja juz swoje dwie infekcje w tym roku przeszlam i dosc!
I hak. Chyba, ze sie ma taki wysoko podwieszony kaloryfer jak Majakowski w tym hotelu. Czy byl to Jesienin?
Wando, jeden zostaw, jeden poslij. A swoja droga, to ciekawe, ile osob juz moze te grype przeszlo, nic o tym nie wiedzac.
Chyba Jesienin, bo Majakowski sie zastrzelil – duzo sprzatania potem (choc nie jego zmartwienie).
Tak, Jesienin, w hotelu, na kaloryferze. Maryna tez, w Jelabudze.
Majakowski to zupelnie inna technologia.
Mozna jak Sylvia Plath, z tym, ze trzeba miec piecyk gazowy.
Nie mam. Elektryczny. Bobik ma z kolei koze na wegiel czy drzewo.
Można jeszcze Frontline do wewnątrz, zamiast na skórę 🙄
Ale grypy żadnej nie mam. Upieram się przy twierdzeniu, że to jakieś zupełnie inne świństwo.
Zanim neti poty od Wandy zdążą dojść,chyba jednak spróbuję tego Frontlinu.
No to piecyk odpada, bo instalowanie specjalnie w tym celu wymaga za duzo planowania (i sprzatania po wymianie calej kuchenki). Zostaja tabletki, czyli jej first attempt (nieudany) – ale to tez wymaga wysilku. I wynik niegwarantowany.
Pchel sie najadles?
IUnstalowanie piecykow wymaga sprowadzenia Declana.
Forget it.
No a co się z pchłami robi? Wyłapuje i zjada, każdy to przecież wie.
Ale wirusy jeszcze trudniej wyłapać od pcheł. Strasznie są szybkie. 🙄
I podrozuja samolotem.
Już wiem. Zrobię coś jeszcze okropniejszego niż powieszenie się. Pójdę spać.
Dobranoc. 🙁
Dobranoc, All.
Ale nawet wirus tej obecnej wersji grypy lekom antywirusowym sie poddaje (dwom z czterech, ale zawsze). Z tym, ze u nas w stanie bylo od wczoraj kilkadziesiat przypadkow, ale tylko dwa z nich grypy swinskiej (ona ma teraz znowu jakas nowa nazwe , ale jej nie pamietam) . Zwykla grypa tez ohydna, wiec idz Bobiku spac. 🙂
A Joe Biden dzisiaj sie strasznie narazil, bo tez powiedzial, ze wirusy lataja samolotem. Teraz mowia, ze nie, dlaczego, niekoniecznie…
Dobranoc.
Lataja, lataja, sukinkoty.
Dla Bobika
musi być jakiś super energetyzujący posilek , może zrobię mu lane kluseczki na rosolku posypię pietruszką , do tego białe mięsko , a na deserek zostaną kosteczki , dla wszystkich starczy
To go troszkę postawi na nogi i przestanie myśleć o Frontline i takich tam bzdurkach
Dla pozostałych croissanty i bułeczki do wyboru :maslane i drożdzowe , masełko , dzem , miód obok
Nie wiem czy ja dzisiaj nie powinnam mieć dnia wolnego 1 maja a ja pies pracujący 😉
Tak sobie myślę co by jeszcze Bobikowi pomogło , nakop tym pchłom czy jakims innym
http://www.youtube.com/watch?v=ttPqSeQdBxU&feature=related
Troszkę prywaty dla Mojej i grona fizyków , ktore tu jest
http://wiadomosci.onet.pl/1962663,16,item.html
Dzien dobry!
Pogoda Krolewska, dostarczona specjalnym kurierem na Piknik w Krolewskich Ogrodach Botanicznych. Jakby sie tu ubrac? Perly nie wchodza w gre. Moze rajery na kapeluszu?
Dzień dobry. 🙂 Jak Święto Pracy, to słuszne i logiczne byłoby uczcić pracę pracą, tak że Niunia, nie filozofuj, tylko dawaj to śniadanie. 😆
Fizykiem chyba nie mógłbym być, bo przyrodzony mi sposób myślenia znosi mnie zaraz na jakieś niewłaściwe tory. Kiedy czytam o tym, że w jakimś budynku wyciekły dwie tony helu, zaraz oczyma duszy widzę, jak ten budynek w charakterze balonu z gondolą unosi się pod chmurką, nawijając przy tym cienkim, śmiesznym głosem. No, nic nie poradzę, tak mi się hel kojarzy. 🙂
Heleno, na Piknik koniecznie mitenki. Żadna dama nie wystawi dłoni bez mitenek na wiosenne słońce. 😀
Mitenki tradycyjnie ( a kto chce walczyc z Tradycja) bylyby konieczne, zwlaszcza juz po posilku, kiedy panowie oddawali sie lapaniu motyli, panie mlodsze szly grac w pilke, zas starsze pilnowaly aby nikt koedukacyjnie nie chowal sie za krzakiem.
Niech zyje Anglia. God save the Queen.
Bobiku
jestes genialnym fizykiem , Twoj patent na latajace domy na pewno spodoba się wszystkim , ktorzy nie lubia podrózować samolotem , a w domu to super klasa lotnicza 😀
Heleno
Moja pyta czy mogłaby coś innego robic niż pilnować tych starszych koedukacyjnych 😉
Dzień dobry! 🙂
Widzę, ze tu wczoraj były wisielcze nastroje 🙂 Mam nadzieje, że odeszły i to bezpowrotnie.
Ja tam świetuję pracą. Cała juz jestem zapylona od szlifowania gruntu. Potem w ramach odmycia rak- szorowanie tego i owego w całym mieszkaniu.
Piesek sobie uciął drzemkę, ale chyba za chwilę pobiegnie za rowerem 😉 Weronika właśnie wstała….
Aha, jesli chodzi o inhalację to na 2 litry wrzącej wody łyżka soli kuchennej i łyżeczka sody oczyszczonej. I wdychać. Ustrojstwa nie potrzebne, a ulga gwarantowana. 🙂
Niuniu, mozna grac w wista albo rummy.
Po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że rajery na piknik też jakoś nie pasują. Raczej ozdobiłbym kapelusz sporej wielkości ogródkiem i dorzucił nieco wiktuałów w rodzaju truskawki, wiśnie i rajskie jabłuszka. Sukces towarzyski murowany! 😀
Niunia, Twoja może usiąść na uboczu i oddać się lekturze Heisenberga. Tylko niech unika wiszących skał ❗
Cholera, skąd ja 1 maja wezmę sody oczyszczonej? 😯
Gdybym znalazł jakąś brudną sodę też może być?
Bobik, gdybym tak ozdobila kapelusz, moglabym pasc ofiara ataku ze strony kaczek i labedzi .
Z drugiej strony rajery tez nie gwarantuja bezpieczenstwa ornitologicznego.
No właśnie! A poza tym, po to się przecież ozdabia kapelusz, żeby stać w centrum zainteresowania.
Zapewnienie sobie należytej uwagi ze strony obecnych na pikniku psów i kotów można osiągnąć przy pomocy umocowania na kapeluszu kanapki z wędliną i niewielkiej buteleczki waleriany.
Bobik
co Ty ona , by na pewno wolala Historię filozofii XX w prof .Gadacza , na razie nie kupuje , czeka ,ze może w prezencie dostanie 😉
Monika by od razu zgadla , który to fizyk czyta ksiązki o fizyce 🙂
O niewielkich buteleczkach pomysle…
Kwestia kanapek z wędliną została, jak widzę, kompletnie zlekceważona. 🙄
Witajcie.mam wrażenie,że wczoraj Bobik, jak ten Cygan, chciał się powiesić tylko dla towarzystwa. 😯
Mnie oczywiście niky nie słucha!
Nie szalejcie z tą uświnioną grypą!Wszystko pyli,u nas też.Ludzie smarkają i kichają.
Bobiku, ja Ci już raz pisałam,że Twoja Mama powinna mieć podstawowe leki w apteczce domowej, zwłaszcza jeśli jest daleko do miasta i apteki.
Jeśli nie masz sody, to może masz proszek do pieczenia, to prawie to samo!
A z wieszaniem to bym nie ryzykowała, bo jesli ma sie pecha, to i tak albo się sznur urwie, albo belka czy rura ułamie.
Napewno Jesienin!!Siergiej mu było. 😉
Na trawnikach Kew Gardens
prowiant leży w koszyczkach,
gdzieś tam siedzi Helena,
obok niej Kierowniczka.
Wtranżalają ser wespół,
popijają chablisa,
nie przejmując się, że psu
ogon smętnie coś zwisa.
Nie masz piersi indyczej,
ani kości baraniej,
dziś w Kew Gardens pikniczą
sami wegetarianie.
A pies co? Żer bezmięsny
wtrząchać ma? Wąchać kwiatki?
Więc na piknik, nieszczęsny,
pójdzie do taniej jatki. 😥 😥 😥
Mam kryzysa 🙁 Wyssał mi wszystkie banknoty 10 i 20 zł. Szanowni zwiedzający mają tylko duże nominały 🙁
Znaczy, ludziom żyje się dostatniej 😉
Bobik, ja w średnim Gierku siedzę 😉
spóźniona: o wieszaniu i perypetiach związanych z ratowaniem byl bardzo dobry film apr?s vous
jakby ktoś jeszcze miał nastroje 🙂
ale dziś pierwszy maj kwiaty i majowki – tyle ze nie tutaj, moze sami cos urzadzimy w ogrodku
Na trawnikach Kew Gardens
Siedzialysmy faktycznie,
Zarcie bylo wspaniale,
A wokolo przeslicznie.
Ale zielska nie bylo,
Losos byl i melony*,
I wineczko sie pilo
(Nie chablis – cote du rhone**)
____
*Melony – nie mylic z mielonym 😉
**Nie wiem, jak sie tu pisze circonfleksy.
Moje najdawniejsze wspomnienie z pochodu pierwszomajowego. Nikt nie zmuszał – babcia, przedwojenna lwowska harcerka, zabrała i to była dla przybyszek z prowincji duża atrakcja. Koło babci moja siostra a ja obok 🙂
http://picasaweb.google.com/WandaTX/1Maj?authkey=Gv1sRgCJbr6e7nnefVDA#5330864912422909058
Wando, na Marszalkowskiej idziecie, po tych torach tramwajowych?
Pamietam taka scene z filmu „The Unbearable Lightness of Being”, gdy bohaterowie z Europy Wchodniej maja zupelnie inne podejscie do pochodow, niz ci Zachodniej. Ksiazke tez czytalam, ale ta rozmowa utkwila mi w pamieci z filmu.
A co do wieszania sie, to ja przynajmniej wskazywalam, ze calosc nie warta jest wysilku w jaki w to trzeba wlozyc. 😉
I jeszcze wyczytałam na blogu francuskim a nie znałam (kopiuję)
Le premier mai est aussi la F?te du Muguet, et il est traditionnel d’offrir ? ses proches un brin de muguet, symbole du printemps et du porte-bonheur, surtout si le brin a 13 clochettes.
And florists are very lucky because on this day they have the right to sell lily of the valley tax-free.
Szczęśliwego dnia konwalii wobec tego 🙂
Pewnie to Marszałkowska, tak myślę.
Wando, bardzo lubie te francuska tradycje (raz bylam w Paryzu w ten wlasnie dzien). I bardzo lubie konwalie. 🙂
A tu znalazlam artykul, ktory mi przypomnial cos, co moja tesciowa zawsze zaznaczala – o tym, jak joga w wydaniu zachodnim, to tylko mala czastka tego, czym jest naprawde w Indiach, gdzie cwiczenia fizyczne (Hatha Yoga) sa tylko jednym z wielu jej aspektow. Pewnie tak juz musi byc, ze jak cos nowego poznajemy, to przy okazji to przerabiamy, a moze tez redukujemy, zeby w ogole moc to przyswoic. Nie jest to koniecznie zle, ale czasem po drodze jednak cos sie traci, co tez mogloby byc interesujace. Ostrzezenia Watykanu przed joga bardzo mnie rozbawily. 😉
http://www.huffingtonpost.com/ed-and-deb-shapiro/why-is-yoga-so-misunderst_b_191698.html
Kolorowych snow Bobiku,
wczoraj nasz Basil zostal zdiagnozowany na alergie w uszkach. Biedaczek, musi sie meczyc teraz na wiosne z uwagi na pylki. Dostaje z tego powodu expra parowke, a nawet specjalny salcesonik na pocieszenie.
Trzymaj sie cieplo,
Supertajny krolik.
Rzeczywiście, bardzo ciekawe o yodze; trudno powiedzieć, że przestroga kościelna mnie rozbawiła – nigdy nie przypuszczałabym, że można coś takiego powiedzieć.
W yodze jestem na początku wąchania tego małego kawałka tortu 🙂 i nie wiem czy potrzebuję więcej – traktuję yogę jako jedną z gimnastyk.
I tak tez jest dobrze, choc milo wiedziec, ze ten tort jest wiekszy. A tesciowa na przyklad zasmucalo, ze niektorzy robia z tego konkurs, kto lepiej sie wygina – bo to zaprzeczalo wlasnie duchowi calego tortu. 🙂
Moniko
Moja mówi ,że pieknie pachną , pieknie wyglądają http://jagusia79.blox.pl/resource/konwalie2.jpg
ale ona jednak kocha maki , są takie delikatne , tak krotkotrwałe , tak o nie trzeba dbać , wygladają przecudnie w zbozu wraz z chabrami , sam widok wystarcza , ten widok przypomina jej ludzi , rozni a jednak razem
Hermes wyleciał
dzis z gołabkami , ale jak niebawem będzie wloska młoda kapustka , to moja lubi zapiec wlasnie w niej mielone , pyszne , mówię Ci 😉
Ach, Niuniu, jak trudno wybierac miedzy konwaliami i makami, ale moze nie trzeba? I jedne, i drugie bardzo lubie (wrodzona cecha Puchatka). 🙂
A Hermesa wygladam i juz sie ciesze na te golabki. 🙂 Jak tylko dotrze posle go z powrotem, z piatkowym curry w sosie kokosowym i soczewica na ostro, z ryzem basmati. Moze trzeba tez cos podeslac Bobikowi, ktory walczy z wirusem i marzy o taniej jatce? Przesylki hermesowe sa jeszcze bardziej przystepne. Ale musi byc chyba wybitnie miesne, zeby go wzmocnic do tej walki. 😉
To rzeczywiście było niezwykle przyjemne w Paryżu, że konwalie były 1 maja wszechobecne i wcale nie trzeba było ich kupować, bo zawsze się gdzieś jakieś dostało. 😉 Ciekawe, czy jest tak dalej?
Nigdy by mi nie wpadło do głowy traktować jogę jako sztukę wygibasów. 😯 Jakoś mi się to zawsze w pierwszym rzędzie kojarzyło z rozwojem duchowym, a realizowanym poprzez ciało w ramach holistycznego widzenia człowieka. I dlatego mnie szczególnie nie zdziwiło, że Watykan tak na jogę nawarczał – po prostu zwalczanie konkurencji. Chociaż, trzeba przyznać, niezbyt uczciwymi metodami.
Moniko, najpierw sobie usiądź. Siedzisz? To powiedz Hermesowi, żeby całe to menu, jak leci – curry w kokosowym, soczewicę i basmati – pakował do torby i chyżo leciał w moim kierunku. Wszystko na tyle lubię, że nawet bezmięsność mi w tym przypadku ne wadi. 🙂
Soczewica żółta, brązowa, czerwona czy zielona?
A u nas konwalie leśne będą pewnie kwitly już za parę dni.Wtedy Wam podeślę.
Bardzo lubiłam pochody 1 majowe, sama się naganiałam na nie ,bo szłam z moim Klubem sportowym”Flota-Gdynia”, gdzie byłam jedną z czołowych pływaczek i w pięknym dressie z takimż napisem,a że pochód paradował naszą ulicą Rodzice bili nam brawo i rzucali kwiatki.Na ten dzien Mama miała z 15 osób na obiedzie, bo znajomi się zapowiadali na oglądanie.A potem szliśmy wszystkimi rodzinami , dorośli,dzieci, młodzież i psy na Polanę Redłowską na dolce far niente.
**Niuniu posylam Ci torcik bezowy w ilościach wymagających conajmniej dla 4 osób.I prosze zjedzcie!
***
Moniczko, (przepraszam wszystkich za szyfr):wink:
Było dzisiaj polowanie,
Na niezwykle znaną Hanię.
A ja cieszę się od rana,
Bo Hania upolowana. 🙂 🙂 🙂
I :
http://www.youtube.com/watch?v=2P4dlvDHnyE
Bobiku, usiadlam, wstalam, i od razu zapakowalam, w ilosciach zdolnych nakarmic wyglodzona rodzine czterosobowa. Soczewica czerwona tym razem. A odrobina imbiru w niej tez powinna Cie postawic choc troche na nogi. 😀
Babko, swiat jest nieduzy jednak. 🙂 A pozostalym nalezy sie jednak male wyjasnienie – opisana wczoraj przeze mnie wycieczka prawie do Helsinek odbywala sie wlasnie w obecnosci mojej kuzynki, ktora okazala sie starsza o pare lat absolwentka tej samej uczelni, co Babka, i przyjaciolka jej przyjaciolki. 😀
U nas w starym domu konwalii było od groma, nawet już się je tępiło, bo zaczynały się bezczelnie rozpychać i wypierać inne rośliny. A tutaj mama nie posadziła ich od razu i teraz z roku na rok na wiosnę ględzi „oj, w przyszłym roku muszę nie zapomnieć posadzić konwalii”. Ale do jesieni zapomina i znowu nie posadza. 👿
Za te smutne konwalie Bobiku, to jednak babce się chyba należą dwa słowa informacji pn.”Jak Ci tam”? 😡
Nie myśl sobie,że sie tutaj o Tobie nie myśli, choć strach mnie obleciał po wczorajszych zapowiedziach i nie bardzo wiedziałam , czy można ” w domu powieszonego mówić o powrózku”? 😉
Mi tam raz pod górkę, raz z górki. Bywają lepsze momenty,które staram się produktywnie wykorzystać i na blog wskoczyć 😉 ale większość dnia jednak plackiem.
Ale właściwie nie bardzo mi się o tym chce myśleć i gadać. Wolę o konwaliach albo o soczewicy. 🙂
Jak wiekszosc dnia plackiem, Bobiku, to nie znaczy, ze nie spedzasz czasu produktywnie. Wrecz przeciwnie, konkurencja zwalczana przez Watykan, bardzo sobie takie momenty w zyciu ceni. 😉
A co do soczewicy, to ktora najbardziej lubisz? (Chyba, ze lubisz wszystkie, co tez mozliwe.) 🙂
Chyba lubię wszystkie. Może jednak najbardziej brązową z jarzyną, cytryną i sezamem, ale innych nie dyskryminuję. 🙂 Dhal też czasem robię.
Momenty w życiu cenię, jak są dobrowolne, nie wymuszone. 😉
Ja tez wole te nie wymuszone, ale jak juz sa, to troche taka dobra mina do zlej gry, albo jak sie tu mowi; „if life gives you lemons, make lemonade”. 😉
A ja oprocz dhal (choc naprawde tych dhal jest sporo), bardzo lubie drobniutka soczewice ciemnozielona (du Puy), w roznego rodzaju srodziemnomorskich salatkach z dodatkiem warzyw, przyprawiona lekko balsamicznym winegretem. Jest to tez ulubione danie Zosi, i jak na male dziecko potrafi tego wchlonac ogromne ilosci.
Soczewicowe sałatki z winegretem też popieram. 🙂 Tylko lubię dość pikantnie, dużo czosnku i cebuli i w sosie koniecznie musztarda. Może to niekoniecznie Zosi kierunek. 😉
Dorzucę jeszcze zupę z soczewicy – to było moje pierwsze i udane z nią spotkanie. Połączenie soczewicy, pomidorów plus cebula czosnek a na koniec doprawione nieco oliwa i octem.
Bobiku – jeśli masz i lubisz zachęcam do tymiankowej herbatki z miodem.
Dodaję coraz częściej z błędami 🙂
Bobikowi zdjętemu boleścią posyłamy pikantną soczewicę
przygotowaną przez Monikę, oraz specjalną obsługę donosząca posiłki wprost do łóżka. 😉
http://picasaweb.google.pl/terkon11/MojeZeskanowaneObrazy?authkey=Gv1sRgCL7Qvs7Bzd2kXQ#5330942180029826066
Bobiku, moze Cie Zosia zaskoczy, ale ona tez nawet dosyc pikantnie lubi. A Matylda wrecz uwielbia. Ale ona jadaja ciekawie od zarania zycia, chocby to zaranie bylo nie tak dawno. 😉
Zupe ztez bardzo lubimy, taka codzienna jest z czerwonej soczewicy, z duza iloscia czosnku, oliwa, swieza bazylia i oregano – to Zosia nazwala (w wieku dwoch lat) 'zupa bulba’, i tak juz zostalo. 🙂
Obsługa podaje również potrawy z Texsasu, tylko się minęłim.
Pozdrowienia dla Wandy TX. 😉
Piekna obsluga, Babko. 🙂
Info. z ostatniej chwili:Dzisiaj w Gdyni odsłonięto rzeżbę chłopca dryfującego na fali w okolicach Oceanarium .Nie widziałam jeszcze, ale mamy kolejny pomnik.
**
Mam nadzieję,że tym razem da się lubić. Dobranoc Wszystkim, a Bobikowi życzę,żeby mu się śniła wspaniała kiełbasa, której woń przeniknie nawet przez zatkany nos.
Babko
chłopcu wybacza się wszystko nawet jak nie urodziwy , męzczyznie już nie 😉
Zup ci u nas dostatek, ale wszystkie z wdzięcznością przyjmiemy, wychodząc z założenia, że dobra zupa nie jest zła. 🙂
Herbaty z tymianku jakimś dziwnym trafem nie posiadam, ale mam w ogrodzie zarośla tymianku, które mogę obrabować jutro, jak się rozjaśni. 🙂
A w ogóle jutro, bez względu na stan zdrowia, obiecuję imprezę. Dość tego gnuśnienia! 😀
No cóż, człowiekiem jestem, więc należę do istot omylnych. Nie zrozumiałem dowcipu Heleny, za co Ją przepraszam i świadków mojej tępoty.
Ale ostrzegam: wszystkich Was mam na oku i pewnie jeszcze nie raz nadziejecie się na – Bogu dzięki – tępe ostrze mojej mądrości…
Nie gnusnienia, Bobiku, tylko chwilowego wycofania sie na z gory upatrzone pozycje. W koncu jestes na froncie walki z wirusami, wiec doniesienia musza miec jakas wartosc propagandowa. 😉 Co imprez nie wyklucza, wrecz przeciwnie. 😀
Zeen
choć ja jestem stokroć bardziej omylna jak to człowiek , ale stwierdzam ,że to ostrze nie jest tępe
Zeen, mylić się jest rzeczą ludzką, a nawet, wyznam niechętnie, psią, ale wręcz mam nadzieję, że jeszcze się nieraz nadziejemy. 😆
A jeżeli ktoś ma nastrój na imprezkę, to już się zaczęła,tuż obok. 😉
Na imprezke to na razie nie, bo sprzatam po eksperymencie wodnym, co mi zajmie jeszcze troche czasu (ale wyniki byly ciekawe, i warte lekkiego zalania lazienki) – ale zdjecia piekne, przypomnialy mi wiele milych chwil. 🙂
Zas co do mylenia sie – nie kazdy eksperyment jest udany, ale z kazdego mozna sie czegos ciekawego dowiedziec, gdy jest sie na to dowiadywanie otwartym. No i czasem trzeba po nich troche sprzatac, ale to tez zwykla rzecz, Zeenie. 🙂