Przepis

pon., 17 marca 2014, 21:21

– Były drożdże, czy nie było? – mamrotał Bobik pod nosem, a gdyby jego czoło nie kryło się pod bujnymi dredami, byłoby widać na nim ciężki wysiłek umysłowy.
Labradorka zerknęła na niego raz i drugi, zastanawiając się, czy jej interwencja jest wskazana, ale w końcu doszła do wniosku, że wysiłkowi umysłowemu należy się szacunek i bez słowa zwinęła się na kanapie. Bobik mamrotał dalej.
– Oliwa na pewno była, bo sama na wierzch wypływa, nic nie trzeba do tego robić. Owoce, o ile dobrze pamiętam, też były, po nich się tylko poznawało i tyle. Laury… nie, laurów nie było, one zawsze powodują komplikacje. Ale za to niewielką szczyptę pieprzu chyba zalecano. I kieliszek wina, czy nawet dwa. A przede wszystkim jaja. Dużo jaj. Choćby nie wiem jak było o nie trudno.
– O czym ty właściwie mówisz, Bobik? – nie wytrzymała jednak Labradorka.
– Usiłuję sobie przypomnieć przepis na równowagę ducha – wyjaśnił szczeniak. – Bo jakieś takie czasy przyszły, że ona z nieba nie spada. Trzeba ją sobie samemu wyrobić.