Grób Nieznanego Czytelnika

pon., 24 marca 2014, 17:15

Grób Nieznanego Czytelnika nie był zbyt licznie odwiedzany. Usytuowany na uboczu, przesłonięty nadmiarem codziennych i odświętnych spraw, tylko niewielu zachęcał do zatrzymania się i zamyślenia nad nietrwałością więzi łączącej tych, którzy piszą, z tymi, którzy czytają.
Bobik zachodził tu nieraz podczas wieczornych spacerów, jak do osobistej świątyni dumania. W jakiś sposób czuł się za to osamotnione i zaniedbane miejsce odpowiedzialny. Wiedział, że znanymi przejmują się prawie wszyscy, poświęcają im czas, atłas i miejsce na kolumnach, a nieznani, zwłaszcza już nieżyjący, odsuwani są w szarą strefę świadomości, na strych pamięci, gdzie uwaga i czułość zaglądają najwyżej przypadkiem. A przecież za nieatrakcyjny status tych nieznanych sam ponosił część winy i takie zepchnięcie ich na daleki, nieważny plan wydawało mu się jakieś nie fair.
Na temat momentu śmierci czytelników zdania były różne, ale Bobika najbardziej przekonywała opinia, że czytelnik definitywnie umiera dla autora wtedy, kiedy decyduje się już nigdy do niego nie wracać. Kiedy odchodzi od tekstu znudzony, zbrzydzony, zniechęcony, odstraszony i szuka sobie nowych terenów łowieckich. Wielu autorów próbowało za te odejścia obwiniać samych czytelników, twierdząc, że są za leniwi lub za głupi, żeby zmierzyć się z prawdziwą tytanicznością ducha, Bobik wyczuwał jednak, że to nie tak. Czytelnik, który na zawsze odchodził, czy to po pierwszym, czy po piętnastym spotkaniu, był czytelnikiem straconym przez niedostatek czegoś po stronie autora. Mniejsza już o to, czy był to niedostatek talentu albo pokory, czy brak orientacji, z kim będzie najbardziej po drodze, czy jeszcze coś innego. Ci, którzy śmiali się z głupich bądź leniwych czytelników, koniec końców zawsze śmiali się z samych siebie.
Zapadający wieczór zaczął lirycznie rozmywać kształty, a równocześnie przypominać o prozie kolacji. Bobik spojrzał jeszcze raz na zapuszczony nagrobek, zgarnął z niego przywiędłe teksty i położył świeży, dopiero co rozkwitły, myśląc przy tym o wszystkich nieznanych czytelnikach, których może jeszcze tym razem uda się zatrzymać wśród żywych.