Szlagier eksportowy

śr., 30 kwietnia 2014, 14:36

– Znudziła mi się chwilowo polityka – zawiadomił niedbale Bobik, z niejaką ostentacją odsuwając na bok wszystkie gazety. – Postanowiłem zwrócić większą uwagę na gospodarkę, zgodnie ze znanym clintonowskim postulatem. I oczywiście od razu wpadłem na genialny pomysł, bo czego jak czego, ale pomysłów mi nie brakuje. Wymyśliłem mianowicie, jaki towar mógłby się stać polskim przebojem eksportowym.
Labradorka z wrażenia aż uniosła tylną łapę i podrapała się nią za uchem.
– A cóż by to mogło być takiego? – zapytała z przejęciem.
– Widły! – ujawnił z dumą Bobik. – Mamy wyjątkowo niski koszt ich uzysku, bo masowo wyrabiamy je z igieł. Weź na przykład taką banalną sytuację: ktoś komuś w tłoku nastąpił na odcisk. Jakiś tam Niemiec, Francuz czy Anglik mówi „przepraszam“, nadepnięty odpowiada „och, nic się nie stało“ i na tym sprawa się kończy. A u nas dopiero się zaczyna. Nadepnięty rodak nawet nie czeka na przeprosiny, tylko od razu warczy „nie widzisz, ślepa komendo, że tu ludzie stoją? Chamstwa się namnożyło, że strach z domu wychodzić!“. Na to ten, który nadepnął, zamiast „przepraszam“ rzuca wściekle „sam pan jesteś cham i w dodatku komuch!“, a potem już naprzemiennie, poprzez „bydlaka“, „słoika“ czy „niemytego kretyna“ gładko dochodzą do nieuchronnego „pan nie wie, kto ja jestem!“ oraz „nie daruję! do sądu podam!“ i widły gotowe. Już nie mówię o tym, co się dzieje w necie. Bractwo taśmowo wyrabia jedne widły za drugimi. A zauważ, że przy tej produkcji obchodzi się bez jakichkolwiek inwestycji, budowania fabryk, kupowania materiałów, załatwiania zezwoleń i tak dalej. O fachowców też nietrudno, cały kraj jest ich pełen i to chętnych do pracy za darmo. No, chyba sama przyznasz, że widły mogą się stać naszym najważniejszym eskortowym produktem.
– Jest jeden problem – zaoponowała Labradorka, która zawsze potrafiła znaleźć dziurę w całym. – Kto miałby kupować te masowo produkowane widły? Zagraniczne rolnictwo jest w dzisiejszych czasach tak zmechanizowane, że chyba mało kto jeszcze wideł używa.
Szczeniak spochmurniał, ale tylko na chwilę, bo zaraz przyszedł mu do głowy kolejny znakomity pomysł.
– Trzeci Świat! – oznajmił z miną eksperta. – W Trzecim Świecie na pewno widły się przydadzą.
– Ale to są zwykle dość odległe kraje – czepiła się znowu Labradorka. – Transport tyle by kosztował, że cała rzecz mogłaby się nie opłacić.
– Tu cię mam! – szczeknął radośnie Bobik. – Nie doceniasz mojego geniuszu ekonomicznego! Do Trzeciego Świata będziemy eksportować same igły, a przebywający tam na urlopach czy placówkach rodacy błyskawicznie i z widoczną przyjemnością przerobią je na widły. Wyobrażasz sobie, jakie z tego będą kokosy, a przy tym jaką sobie wyrobimy markę w dziedzinie widlarstwa?
– Wyobrażam sobie – mruknęła Labradorka z zaskakująco niewielkim entuzjazmem. – I dlatego mam nadzieję, że ta polityka nie znudziła ci się na zbyt długo.