Zdeklarowany zawód
Stary Kumpel miał minę zaciętą i zasadniczą. Bobikowi nie było to szczególnie w smak, bo taka mina zwykle wróżyła jakieś nieprzyjemności, ale uznał, że stare kumpelstwo zobowiązuje i przyjaznym gestem ogona wskazał gościowi wygodne miejsce na kanapie.
Kumpel zignorował ten gest i z marszu przeszedł do sedna.
– Musisz się zdeklarować, Bobik. Dosyć już tych mięczakowatych rozterek, że może trochę słuszności tu, a trochę tam, a w ogóle to można próbować się dogadać. Polska nie potrzebuje dziś myślenia, tylko deklaracji. Podpisuj!
– Ale właściwie dlaczego muszę? – jeszcze nie do końca zrozumiał szczeniak.
– Wszyscy muszą! – warknął Kumpel. – Taki moment dziejowy. Lekarze zrobili dobry początek, teraz do deklaracji przymierzają się nauczyciele, za nimi pójdzie lud pracujący miast i wsi, dekarze, tokarze, brakarze… No, po prostu chodzi o to, żeby nie pozostało ani jedno niepodpisane pod stosownym dokumentem sumienie.
– Czy to deklarowanie się kiedyś skończy? – zaniepokoił się Bobik, który znacznie chętniej pilnował własnego ogona niż cudzych sumień.
– Skończy się, jak wszyscy już będą zdeklarowani, od kołyski aż po grób – wyjaśnił zirytowany nieco tępotą Bobika Kumpel. – Bo chyba nie przypuszczasz, że grabarze nie mają sumienia i miło jest im grzebać wszystkich, jak leci. Oni też muszą mieć prawo do postawienia na swoim światopoglądzie.
– Aaa… powiedzmy, że moje sumienie mówiłoby coś zupełnie innego niż sumienie grabarza – wpadł w swoje notoryczne rozszczepianie włosa szczeniak, ale Kumpel natychmiast przerwał mu tonem nieznoszącym sprzeciwu:
– Nie ma takiej opcji! Po to właśnie są deklaracje, żeby skończyły się te wieczne spory i roztrząsania a co, a jak, a dlaczego, a może… To tylko dzieli Polaków. Zrozumże wreszcie: kiedy wszyscy podpiszą, podziały się skończą, bo cały kraj będzie po jednej stronie. Biskupiej, oczywiście, bo 95% Polaków to biskupicy. I wtedy każde sumienie będzie mówić to samo. Znaczy, to samo, co biskupi.
– No to ja nie podpiszę – szczeknął Bobik, trochę się w głębi ducha dziwiąc, że tym razem jego deklaracja wypadła całkiem jednoznacznie.
– Chyba zgłupiałeś – żachnął się Kumpel. – Ty widać nie wiesz, w jakim świecie żyjesz. Zastanów się: jeśli podpiszą przedstawiciele wszystkich grup zawodowych, a ty nie, to zostaniesz praktycznie bez zawodu.
– O, to mi nie grozi! – z przekonaniem wykrzyknął Bobik. – Czego jak czego, ale zawodu mi na pewno nie zabraknie. Liczyłem na to, że dla mojego sumienia też jest w świeckim państwie miejsce, ale się zawiodłem i wszystko wskazuje na to, że jeszcze długo będę się zawodził.
Dzień dobry 🙂
Czy wszyscy już się zaopatrzyli w powstańcze gadżety, czyli powdżety? Chyba nie wypada się dziś pojawić na ulicy bez powdżeta. 😎
I żeby mi nie było, że znowu szargam. To nie ja te powdżety wymyślam. 👿
Andsol nie ma racji, że te homofony naszemu pięknemu krajowi nie zagrażają. Też zagrażają, tylko się ukrywają – mało przemyślnie zresztą – pod nazwą homonimów. I bynajmniej to nie oznacza, że u nas homo ni ma. A choćby te wszystkie auta po homologacji? 👿
72 godz. przerwy humanitarnej.
Haneczko, nie bardzo wiem czym zasluzylam, ale bardzo dziekuje 🙂 🙂
Kroliku (00:16), w sprawie 48-tego, a przynajmniej troche wczesniej, a takze do powstawania nowych panstw, masz zupelna racje. Co do przyszlych propozycji izraelskich, jak juz pisalam, moim zdaniem na ten rzad nie ma co liczyc. W tej koalicji Bibi jest najbardziej umiarkowany.
Homofonia po polsku oznacza coś zupełnie innego 😉
http://pl.wikipedia.org/wiki/Homofonia_%28muzyka%29
Bobik, przegladnij poczekalnie prosze 🙂 zawieruszylem sie 😀
ostatnia (z rana 🙄 ) linka, dla frakcji o Amazon:
http://www.zeit.de/2014/30/buchhandel-amazon-autoren
Rysiu, już przeglądałem, ale musiałeś zabradiażyć gdzie indziej, nie w poczekalni. 😉 Tam Cię na pewno nie ma.
? ? ? szukam wiec na balkonie 🙂
E, Kierowniczka też jakieś nieprawdziwe informacje podaje. Wiadomo, że po polsku homofonia jest wtedy, jak się tych homo nie lubi. Ale to tylko jakieś feministki i elgiebety homofonią straszą, a u wszystkich innych to się nazywa naturalna reakcja. 🙄
Homofonie da sie leczyc.
Jesteś pewien, Mordko, że to, co się da leczyć, to nie jest homostaza? 😯
Nie , homostaza to jak robia to publicznie w parku albo w poblizu kosciola albo tam gdzie bl. Jan Pawel msze odprawial. . Wtedy trzeba wzywac policje.
A ja myślałem, że publicznie to homopatia i z niej się wyleczyć za Chiny nie da, bo takie skłonności są homogeniczne, znaczy, w genach się je ma. 😳
To z homoroidow nie mozna sie wyleczyc.
Z hemoroidów da się wyleczyć 😎
Jeden z krewnych do końca życia błogosławił mnie za maść, którą mu, we wczesnych latach 90., przywiozłam z Anglii 😉
Nie pomnę nazwy. Wiem, że wyleczyła go z trwałym skutkiem ❗
To z zadyszki się nie da, bo homo jest sapiens.
Hemoroidy, Jagodo, pewnie leczyć można, ale homoroidy to insza inszość. 🙄
Ale ja właściwie nie w tej sprawie. Przewińcie sobie tę linkę w dół, do 10.06 i poczytajcie w górę:
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,128015,16411103,Akademia_Sztuk_Przepieknych__Dzis_ks__Lemanski__Budka,,.html?entry=1111654#BoxSlotI3img
Ks. Lemański chyba doszedł do wniosku, że nie ma już nic do stracenia i może lecieć całkiem otwartym tekstem. Czyli poniekąd Hoser podarował mu wolność, jaką wśród duchownych rzadko kto miewa. 😉
Zadyszka to przynajmniej jakaś przyzwoita choroba, ale takiego homo, za przeproszeniem, erectusa, to aż leczyć wstyd. 👿
Mimo wysiłków nie udaje mi się linki o Lemańskim wrzucić tak, żeby działała. No to wejdźcie na http://www.gazeta.pl i sami sobie poszukajcie. 😈
On w gruncie rzeczy nie mowi niczego, czego nie mowil przedtem. Ks. Lemanski ma bardzo zwarty system wartosci i czerpie z niego na kazda okazje. Bo jak sie wie, ze cierpienie bynajmniej nie uszlachetnia, albo uszlachetnia tylko nielicznych, to sie juz wie cala reszte.
Jakiz to swietny facet, ksiadz Wojtek. Moj szacunek do niego rosnie z miesiaca na niesiac.
Mam wrażenie, że nawet mówiąc to samo, przedtem trochę bardziej owijał w bawełnę, a teraz już nie widzi powodu. I bardzo dobrze, najwyższy czas, żeby odczarować język, którym mówi się o sprawach Kościoła.
Nigdy nie byl „ostrozny”. On jakby najadl sie jakichs ziol prawdomownosci i nieowijalstwa bawelnianego.
czy wystarczającą formą uczczenia powstania warszawskiego może być bliższe zapoznanie się z powstaniami, które się trochę bardziej udały? 🙄 🙄 🙄 🙄 śląskie ewentualnie poznańskie
W sprawie sytuacji w Izraelu przytoczę wpis Haliny z FB, umieszczony wsród wzajemnych podziękowań.
Halina Birenbaum
11 minut(y) temu
Piszemy sobie o pięknych, szczęśliwych godzinach, a u nas sytuacja ponura co raz bardziej, pogrzeby, płacz, krew jak woda. Dziś rano porwali naszego oficera, co jest gorsze jeszcze niż śmierć. Ofiary po obu stronach, jednak my nie mamy dokąd uciekać, jak Arabowie do wszystkich krajów wokół naszego maleńkiego Izraela. Dla nas przegrać, znaczy ostateczna zagłada. Piszę to, bo nie ma równości losów ani celów w tych wojnach tutaj, nie można równoważyć stron w tej sytuacji, a kto tak to okresla, bardzo się myli i krzywdzi podświadomie i świadomie.
Ciekawie o geopolityce Timothy Garton Ash:
http://www.theglobeandmail.com/globe-debate/the-dirty-little-wars-of-2014-go-back-100-years/article19885160/
Rozumny Tim, coraz rozumniejszy z wiekiem.
Zapoznawanie się z udanymi powstaniami podejrzanie pachnie zdradą Narodu. 👿 Prawdziwie narodowe powstanie powinno wyglądać tak, jak tego żądał Okulicki:
Nie trzeba nam ani planów, ani przygotowań. Potrzebny jest tylko rozkaz, a milion warszawiaków rzuci się na Niemców z karabinem, butelką, kijem… Trzeba tylko, żebyśmy mieli odwagę ten rozkaz wydać.
Debeściaki… 🙄
w porządnej korporacji wyleciałby taki po drugiej rozmowie rocznej. gorzej, gdyby powstanie miał w planach na rok pierwszy 🙄 🙄 🙄 🙄 🙄 🙄
Gdyby potrafił to nieco inaczej ująć i byłby menadżerem, to by nie wyleciał 🙄
taaaaa… a nawat jakaś pochwała za utrzymywanie wysokiej motywacji w zespole mogłaby się pojawić 🙄 🙄
Ja się na biznesie nie znam, ale od Narodu jestem specjalistą i wiem, że u niego się model korporacyjny nie przyjmie. Naród potrzebuje Wielkich Słów, a nie zadowalających wyników.
Widzieliście kiedykolwiek, żeby Naród czcił rocznicę Powstania Strefy Wolnego Handlu, albo Zarobienia Pierwszego Melona, nie mówiąc już o rocznicy Stworzenia Dobrze Funkcjonującego Systemu? Nie widzieliście i nie zobaczycie. Bo takie rzeczy nic nie mają wspólnego z Czysto Narodowymi Wartościami. 👿
A z innej beczki: czy ktoś robił osobiście vitello tonnato? Bo się przymierzam do zrobienia, ale jeszcze z pewną taką nieśmiałością i nie miałbym nic przeciw duchowemu wsparciu. 🙂
Bobiku, a może jakiś naród-z-małej świętuje coś podobnego? 🙄 🙄 🙄 🙄 🙄
Może i świętuje, ale to na pewno nie są Polacy. Polacy są Wielkim Narodem, o czym wie każda pani od polskiego i każdy pan od historii.
Ja nie wiem, z każdym rokiem większa histeria. 🙁
Nie chce mi się o tym gadać.
Angole sa jacys inni…
Wczoraj nie wylaczylem programu, ktorego wcale nie chcialo mi sie sluchac, ale mnie wciagnelo i sluchalem against my better judgement, jak sie to mowi.
I to byly jakies wspominki wojenne, w wiekszosci mocno juz starsze panie, ktore wspominaly II wojne. Pierwsze co bylo nieprzyjemne, to ze mowily jakos tak normalnie i bez cierpietnictwa, matteroffactly. . To nie bylo naturalne, nic na to nie poradze. Jedna opowiadala jak wszyscy sie cieszyliu jak ich rzad o cos poprosil zeby zrobili dla „war effort”. Owszem zdarzalo mi sie sluchac przedtem opowiesci, ze nawet w palacu krolewskim wewnatrz wanny namalowana byla farba czarna kreska na wysokosci 10 cm od dna, bo rzad prosil aby oszczedzac wode, wiec nikt nie nalewal powyzej kreski. Ale ta pani opowiadala, ze w jakims momencie rzad poprosil o znoszenie zlomu z aluminium. I na ulicach ustawialy sie bardzo dlugie kolejki ludzi, ktorzy znosili nie tylko to czego sami nie potrzebowali, ale wszystkie aluminiowe garnki i patelnie z domu – bardzo z siebie zadowoleni, ze cos moga zrobic.
A inna pani opowiadala o niemal codziennych nalotach na Londyn i powiada, wyobrazcie wy sobie: Rok czy dwa po rozpoczeciu wojny mielismy w Londynie bardzo wiele kobiet zajmujacych sie prostytucja (:shock: 😯 😯 – przeciez sie tego nie opowiada!!!!). To i te panie prostytutki bardzo czesto jak widzialy kogos na ulicy kto nie zdazyl do domu lub do schronu w czasie nalotu, ofiarowaly dach nad glowa, nie zadajac zadnej zaplaty i uspokajajac, ze zaproszona osoba nie bedzie im przeszkadzac w pracy. „Niejeden mieszkaniec Londynu – mowila ta pani – zawdzieczal swe zycie i bezpieczenstwo kobietom trudniacym sie prostytucja. Na prostytutki zawsze mozna bylo liczyc”.
W tym momecie o malo nie spadlem z fotela. Bo usilowalem uslyszec w jej glosie choc jedna nutke potepienia dla upadlych mieszkanek Londynu i… nic! Ani cienia!
Sila rzeczy zaczalem sie zastanawiac czy wojna w Polsce tez spowodowala, ze wiele kobiet zajelo sie prostytucja nie majac lepszych metod zarabiania na zyce, na rodzine. Ale natychmiast odrzucilem te mysl! Nie, nie i jeszcze raz nie!!!! Zaloze sie, ze nasze przedwojenne prostytutki nawrocily sie na powstanki. Nasz kobiety byly porzadne!
Swoja droga postanowilem, ze nigdty juz nie bede wysmiewal sie z Ducha Dunkierki.
Siodemeczka pokazala kilka filmow z pobytu Haliny Birenbaum w Polsce:
https://www.youtube.com/watch?v=geMF7ywqlSQ&feature=em-upload_owner
https://www.youtube.com/watch?v=Y-h9HWGMFLA&feature=em-upload_owner
https://www.youtube.com/watch?v=EKXPZrRq1S0
Królik szturchnął rysberlina w bok. – Ty jesteś prawdziwym lewicowcem, rysiu, prawdziwym komuchem. Śmiech, zgięcie wpół, ręce na kolanach. Gdy sie wyprostował, królik dostrzegł w rysberlina oczach łzy. -A jestem! Pewnie nieraz zastanawiałaś sie: o czym on nawija? Jakaś propaganda! O co mu chodzi? Twarz rysberlina rozjaśniła sie i przybrała tęskny wyraz. -Ale widzisz, króliku, ja wierze w ludzi. Ja w nich wierze. Nie żebym dobrze na tym wychodził, ale wierze. Naprawdę. 😎 😎 😎 🙂
film obcy ale tez ze spotkania:
https://www.youtube.com/watch?v=ZUHZQWBt28A
dziekuje Bobiku 🙂 🙂
Dużo tam różności: cielęcina, tuńczyk, anchois…
i jeszcze na koniec komentarz Pani Haliny z dzisiaj:
KOCHANI MOI PRZYJACIELE
Chciałoby się tak dużo powiedzieć każdemu jednemu z Was i wszystkim razem, znów uściskać, ucałować ze wszystkich sił, popatrzeć sobie w oczy w tym kraju i mieście mojego urodzenia, chodzić z Wami jeszcze i jeszcze po warszawskich ulicach pod polskim niebem i słońcem, jak wczoraj, jak kiedyś z moimi najbliższymi, o których pamięć odkryłam po tylu latach niespodziewanie w Waszych sercach, modlitwach,wspominaniach, pieśniach i łzach. Taka moc uczuć i najwspanialszych doznań przepełnia mnie całą, że wprost trudno pisać, a tak wiele ciśnie się na ustach.
Moim wielkim marzeniem było stanąć z Wami i z niezwykłym, wspaniałym księdzem Wojtkiem Lemańskim na Umschlagplatzu – przedsionku miejsca stracenia mojego ojca, rodziny, przyjaciół, sąsiadów i setek tysięcy Zydów z getta warszawskiego. Ja miałam zginąć z nimi, ale los był dla mnie łaskawszy, zostałam, mogę opowiadać i dożyłam Waszej nadzwyczajnej Przyjaźni Zrozumienia, mogę nieskromnie powiedzieć – Waszej najprawdziwszej miłości. To, czego doznałam dzięki Wam w tej podróży, w naszych spotkaniach przerosło moje marzenia i wyobrażenia, okazało się wspaniałym snem na jawie, z którego dotąd nie obudziłam się i jestem pewna, że na zawsze z nim pozostanę już. Dawno nie odczułam takiego uczucia szczęścia ludzkiej, serdecznej bliskości, oddania, troski, jak tym razem w Warszawie, jak z Wiernymi ks. Lemańskiego w Jasienicy, w Treblince, z moimi wieloletnimi przyjaciółmi w Muzeum Pamięci Oświęcimiu, do których dzięki Wam mogłam dotrzeć. Wspaniale było przyjechać, bardzo bardzo żal było odjeżać. W duszy zostało bogactwo wielkie, pełnia. Tęsknię za Wami i myślę, że gdybyśmy tak zostali przyjęcie, albo nawet tylko trochę podobnie po wyzwoleniu z piekieł obozów niemieckich… Ale w końcu odnaleźliśmy się i jestem razem nową rodziną wszelkich narodowości. Stokrotne dzięki!!!!!!!!!!!!!!! Wasza Halina Grynsztejn-Birenbaum polska-żydowska-izraelska.
Zamiast anchois będzie szczypiorek. Jak już i tak zamiast cielęciny mam kurczaka… 😈
Nożyce już się odezwały: 🙄
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,16413544,Ks__Lemanski_na_Woodstocku__Abp_Hoser_spotka_sie_z.html
No tak, będzie wojny ciąg dalszy.
Po dlugim namysle i dlugich odmowach Starej, zdecydowalem sie zlinkowac programik, ktory sie zachowal w internecie. Jego realizatorka jest swietna pani z Radia Lublin, Majka Brzezinska, ktora w czasie pobytu w Izraelu przywiozla kopie rekopisu z tamtejszych archiwow -opowiesc polskiej Zydowki Zysli Kup[erszmit przechowywanej w czasie wojny, az do Powstania w domu polskiej kobiety Janiny Skowronek. Zysla w Izraelu wystapila o medal dla niej i stad ta opowiesc. Pani Skowronkowa medal dostala w roku bodaj 1962.
Majka B zaprosila moja Stara z Londynu zeby zagrala glowna role, Zysli.
Stara dostala ten tekst na 20 minut przed poczatkiem nagrania (o co prosi abym wspomnial) wiec nie byl on duzo „rezyserowany”.
Program (nagrodzony przez Telewizje Neipokalanow) istnieje w dwoch wersjach. Pierwsza bardzo skromna z minimalna oprawa dzwiekowa i ta tutaj, bardziej barkowa. Stara woli pierwsza, bo woli radio „ubozsze”, skromniejsze w srodkach wyrazu. No trudno.
Tu jest program „Przyjaciolki z Zelaznej Ulicy”. Istnieje tez ksiazkowe wydanie z towarzyszeniem kasetki z nagraniem.
Nacisnac nalezy na guzil „Play all”.
http://grooveshark.com/#!/search/song?q=Eugeniusz+Rudnik+Przyjaciółki+z+Żelaznej+ulicy
Acha, i nie ma zadnego obowiazkui wysluchania.
Dzięki, Kocie.
Chciałem wysłuchać nie z obowiązku, ale maszyna mi wyjaśniła, że grooveshark z powodów finansowych nie nadaje aus Deutschland. 😥
Pójdę się pocieszyć zupą jarzynową, bo żadnego befsztyka nie mam na podorędziu. 👿
Dziekuje pieknie 🙁
Ja ci, Bobiku, serdecznie vitello tonnato odradzam.Wszyskie skladniki osobno bardzo lubie, ale razem, na zimnym duszonym godzinami miesie to juz niekoniecznie. Piemoncki wynalazek.
I wogole to powiem, ze jak kocham wloska kuchnie to za wyjatkiem miesa. Moze jakas salsicia, kawalek kurczaka czy szybko usmazony cienki plaster cieleciny, ale cala reszta jest meczona w obrobce godzinami. Najgorsze jest niedzielne ragu: wszelkie mieso razem duszone w sosie pomidorowym od rana do obiadu (ktory naszczescie jest wczesnie).
Cielecina to takie delikatne mieso. Pod takim ciezkim sosem juz przestaje smakowac jak cielecina. Moze to byc rownie dobrze krolik, swinka morska czy aligator.
Króliku, mnie się właśnie nie chciało męczyć godzinami cielęciny, więc tak naprawdę zrobiłem pollo tonnato, czyli kurzy biuścik ugotowany w rosole i przykryty pastą tuńczykowo-majonezową. Podobno musi się to 24 godziny przegryzać w lodówce, zatem jeszcze nie próbowałem jak smakuje, ale już mogę powiedzieć, że robota żadna: biuścik upichcił się „przy okazji”, a pastę robi się w minutę. No i wydatek też na tyle niewielki, że jak będzie niedobre, oddam bez żalu Pręgowanej. 😉
O słabej stronie kuchni włoskiej mam dokładnie takie samo zdanie – najmniej atrakcyjne są tam mięsa. Chociaż nie powiem, iżbym długo obrabiane mięsiwo w ogóle z jadłospisu wykluczał – dobrą pieczeń czy dobry gulasz (z odmianami w rodzaju bourgignon) zawsze z przyjemnością pochłonę. 🙂
Kocie, bardzo dziękuję za udostępnienie nagrania. Od kilku lat szukałam możliwości wysłuchania „Przyjaciółek z Żelaznej ulicy”.
Dziękuję. Twoja Stara ma piękny głos. I bezbłędną dykcję.
PS. Ciężki medialnie dzień (Izrael, Ukraina, Powstanie Warszawskie, prawdopodobne powiązania generalnego wykonawcy gazoportu w Świnoujściu (Włosi) z Gazpromem…).
Syreny w Szczecinie w 70 Rocznicę PW zawyły o godz. 17.30!
Ooo, dzieki Mar-Jo. Juz sie balem, ze nikt nie pochwali i Stara sie zaplacze… 😈
A ja się już dziś boję lodówkę otworzyć, żeby i stamtąd jakaś ciężka wiadomość nie wyskoczyła.
Mówię Wam – nic, tylko plamy na słońcu. 🙄
W moim lakonicznym „dzięki, Kocie” też jest zawarty podziw dla kunsztu starej i dla całokształtu.
Aaach… 😈
Kocie,
nie komentowalam doskonalej dykcji, bo wiem ze Twoja Stara to profesjonalistka, ale skad u niej ten piekny mlody glos! A mowi, ze papierosy pali…. 😉
Nawet gdyby to nagranie mialo ze 20 lat?
Papierosy bardzo dobrze robia na glos. Bobik potwierdzi.
Potwierdzam. 😈
Ale mogę zdradzić, że ja też byłem zaskoczony przy pierwszym zetknięciu z głosem Starej, bo na chłopski rozum powinien być bardziej przepalony, a nie jest. 🙂
Jaki tam przepalony, to jest glos mlodej dziewczyny.
No Kocie, musisz Twojej Pani zmienic ksywke.
Kocie (15:46)
W Polsce też można było usłyszeć jakimi dobrymi kobietami okazały się w czasie wojny prostytutki. Ja w każdym razie słuchałam o tym od dzieciństwa. Kiedy rozpoczęła się wojna moja matka miała 15 lat, mieszkała z rodzicami w Warszawie. Dziadka bardzo szybko wywieziono na roboty do Niemiec (potem znalazł się w Dachau, ale to już inna historia). Matka została z babką, ciężko chorą, miesiącami prawie nie wstającą z łóżka. Mieszkały w dzielnicy w której Niemcy utworzyli Getto, musiały się więc wyprowadzić. Matka znalazła mieszkanie w suterenie jakiejś „szemranej” kamienicy, mieszkało tam kilka prostytutek. I właśnie te prostytutki wzięły je pod swoje skrzydła. Matki całe dnie nie było w domu, chodziła do jakiejś szkoły zawodowej (żeby uniknąć wywiezienia), uczyła się na kompletach i dawała korepetycje, z których utrzymywała siebie i babkę. Kiedy jej nie było te kobiety doglądały babki, przynosiły jej jedzenie, jakąś zupę czy co tam miały, pomagały w higienie, w czym tylko mogły. Matka zawsze i wszystkim mówiła, że gdyby nie prostytutki, one by nie przetrwały.
Tak wlasnie zapewne bylo, Klaro. Ale uslyszec o tym w programie telewizyjnym! Podejrzewam, ze wywolaloby to sporo protestow.
Ksywki Starej nie zmienie, bo jak mam na nia wolac? Mloda? Mialaby we lbie przewrocone w dwa dni.
Jeżeli nie traktować prostytucji w kategoriach grzechu, to nie ma właściwie powodów, dla których prostytutki nie mogłyby być porządnymi osobami. Może im być tylko trudniej ze względu na to, że często obracają się w kryminogennym środowisku, ale sama ich profesja jako taka jeszcze nie przesądza o „profilu moralnym”.
Wiem, z tą opinią trudno byłoby mi wystąpić w telewizji. 🙁
Hehe.
Kocie, dzięki za linkę do nagrania.
A mon plaisir, 😈
Ja moge zaswiadczyc, ze Bobik ma bardzo seksowny glos, jak Monica Vitti.
Prostytucja do sfrera uslug, na ktore wciaz jest zapotrzebowanie.
Kocie, moze jeszcze troche pomysl nad inna ksywka dla Starej, jestes juz doroslym kotem (chyba, nie chce nikomu zagladac w metryke), moze nawet starszawym kotem… jesli zas jestes mlodym kocieciem, to prawie kazdy bylby stary dla ciebie…. i wtedy rozumiem… rozumiem, ale nie pochwalam…
A tu Monica Vitti w najstarszym zawodzie swiata, jako prostytutka, ktora udaje matke chlopca w jego szkole, zeby mu pomoc sie wydostac z tarapatow.
Boze jakie te filmy kiedys byly glupie. Robione przez starych satyrow dla starych satyrow. Ale Monica jest swietna. I piekna.
https://www.youtube.com/watch?v=XQYkTVlfCQs
http://www.spectator.co.uk/cartoons/9276971/
Przy słuchaniu Starej Z Młodym Głosem myślałem sobie, że wyczyny Old Shatterhanda, żeby parę godzin cicho siedzieć i nawet patyczka nie nadepnąć to było zupełnie nic, jak porównać z tym, że trzeba tkwić całymi dniami w bezruchu i nie można ani chrząknąć, ani puścić gazów, ani zakaszleć, ani zmienić pozycji, bo wszystko to może przełożyć się na szybką śmierć dla wielu osób… Myślę, że takich rzeczy nigdy się nie zapomina.
Dzień dobry,
Kocie M – czy możesz coś zrobić dla mnie? Jeśli tak, to ucałuj Starą ode mnie za to nagranie. Dzięki wielkie!
Ty to miałeś szczęście spotkać taką Starą!
Ja też chciałbym być „kochanym przyjacielem” pani Haliny Grynsztejn – Birenbaum, chociaż mieszkam daleko, ale przecież na takie okazje zawsze ślę tam moje myśli i pragnienia czynnego udziału. Może wkrótce…
Jestem Polakiem kochającym świat i Ludzi… Wszystkich Ludzi!
Dzień dobry,
U nas żniwa bazyliowe i domorosła produkcja pesto. Swoją drogą, nie zdajecie sobie Państwo sprawy ile z poletka typu metr na metr można zebrać tej zielenizny. A jeszcze zostało na 'drugi pokos’ gdzieś w początkach września. Zaraz potem, to już robota na siedząco na tarasie, jest obrywanie listków. A potem, tu Dorota zgrzyta zębami, a czasem i grubym słowem sypnie, jest miksowanie tego z oliwą, czosnkiem i zastępującym ziarna pini słonecznikiem (na oryginalnej pini ogłosilibyśmy szybkie bankructwo). A na sam koniec – i tu już tylko grube słowo, a niekiedy i cyrylicą – mycie mikserów i kuchni wypacianej zieloną paciają.
Ach, Babilasie, jeżeli tylko kuchnia jest wypaciana paciają, to doprawdy nie jest źle 😉 .
Kocie, dzięki wielkie, odsłuchałam dwa razy i jestem pod wielkim wrażeniem kunsztu Twojej Starej.
Przeszkadzało mi bardzo reżyserskie dźwiękowe rozpasanie, bo wytrącało z klimatu stworzonego przez Starą. Jakoś mi nie współgrały zupełnie minimalizm aktorski i barokowość dźwiękowa. Szkoda, ale mimo to poruszające bardzo.
Myślę, że poprzednia, wspomniana przez Ciebie wersja, wywierała na słuchaczach jeszcze większe wrażenie.
No i ten, moim zdaniem, nadmierny patetyzm kolegi w końcówce, też mi nieco wadził 🙁 .
Absolutna racja z ta barokowoscia. Wiersz na koncu sluchowiska przeczytal nader patetycznie Z. Zapasiewicz, to jest jest polska szkola czytania wierszy, bardzo PWST i przeznaczona na scene, muzyka do programu zostala napisana specjalnie przerz kogos bardzo cenionego w branzy – pana Prudnika, ktory podobno tak bardzo sie zachwycil aktorstwem Starej, ze postanowil ja przebic 😈 , co mu sie skutecznie udalo.
Orygonalnie program mial bardzo malutko oprawy dzwiekowej, trwal pol godziny i trzeba bylo bardzo duzo z tej narracji Zysli wycinac, aby sie wszystko zamknelo w 30 minutach. Wycinanie nie zawsze wyszlo na dobre i pare momentow jest kompletnie nie zrozumialych, naszym zdaniem – sama Stara miala klopoty z przypopmnieniem sobie o jakie mieszkanie chdozilo (tam gdzie sie przeprowadzaja), o jakie fotografie chodzilo – Skowronkow czy Kuperszmitow itd.
W wydaniu ksiazkowym jest troche lepiej. Relacja Zysli jest w calosci, wraz z bledami gramatycznymi, zas kasetki sa bodaj dwie – jedna barkowa i jedna wyciszona. Tak, wolelibysmy ze Stara wersje ubozsza w ozdobniki muzyczno-dzwiekowe. Stara cztyta to ze swiadomoscia intymnego kontaktu ze wspomnieniami, do kameralnego sluchania, bo radio jest bardzo kameralnym medium: jestes sam na sam ze sluchaczem, to nie akademia ku czci.
Nowy, niechetnie, ale ucaluje Stara skoro prosisz. Troche ja niebezpiecznie calowac, bo rzuca sie na Kota i zaczyna obsliniac, za czym Koty nie przepadaja. No trudno. Raz moge.
Dziekuje.
Dlatego też odsłuchałam dwa razy, bo się pogubiłam 😉 . Kolega mnie mocno rozczarował, nie wiem czemu byłam przekonana, że ma lepszy słuch sceniczny.
Nawet, jeżeli radio, to zupełnie inny środek wyrazu niż teatr, powinien był jednak tę przepaść wysłyszeć 🙁 .
To wyszło tak, jakby Skowronkowie zajęli mieszkanie na parterze po Kuperszmitach 🙁 .
Musiałabym trzeci raz odsłuchać, żeby mi się rozjaśniło w głowie. No, ale ja tępa dosyć jestem 😉 .
Kocie (15:46), niestety nie mogę podać dokładniejszych namiarów, ale pośród emitowanych w TVP wspomnień uczestników i świadków powstania warszawskiego była wypowiedź pani, która dowodziła kobiecym batalionem. Wspominała, że podczas walk na Starym Mieście(?) przyłączyły się tamtejsze prostytutki. Wspominała ich odwagę i zaangażowanie – „niczego się nie bały”. Przyznaję, że byłam zaskoczona tą wypowiedzią, nie treścią wspomnień ale tym że w naszej telewizji słucham o bohaterstwie prostytutek.
Dzień dobry 🙂
Miałem właśnie ostrzec Nowego, że kierowanie do Mordechaja propozycji całowania Starej jest dość ryzykowne, ale Morda już sam wyjaśnił, w cziom dieło. 🙂
Dobrze, że Nowy dał znak życia, bo już się bałem, że gdzieś przepadł na ament. 😉
Podobnie zresztą zachodzę w głowę, co się stało z Sową Adelą, która od bardzo dawna się nie pokazywała.
Nie znikajcie mi tak bez słowa, bo w końcu będę musiał uciec się do psy-chotropów, albo wyląduję w psy-chiatryku. Wyczytałem, że psy mają bardzo wrażliwą psy-chikę: 😎
http://wyborcza.pl/piatekekstra/1,139621,16408511,Zwierzeta_cierpia_na_choroby_psychiczne__A_rynek_lekow.html
Ja na razie nie dałam rady odsłuchać Młodej-Starej, jestem poza domem i z mojego maluszka jakoś mi nie chce to wejść. Postaram się, jak za parę dni wrócę.
Natomiast chciałam powiedzieć, że głos bobiczy z głosem Moniki Vitti mi się nie kojarzy, ale w istocie ma dużo uroku. Pamiętam, jak pierwszy raz usłyszałam naszego Pieska przez telefon i pomyślałam: to taki głos do opowiadania bajek 🙂
Babilasie, pesto jest też bardzo dobre z migdałami. Wychodzi drożej niż słonecznik, ale taniej niż pinie, więc można zrobić kilka migdałowych słoików dla odmiany.
Dziękuję za komplementy, z których wynika, że papierosy są istotnie bardzo dobre na głos. 😆
A jak już sobie trochę plotkujemy, to Wam zdradzę, kto jeszcze był dla mnie ogromnym zaskoczeniem od strony audio. Piękny, głęboki, zupełnie radiowy głos ma Zmora. Tak daleki od jakiejkolwiek zmorowatości, że w pierwszym telefonicznym momencie, podobnie jak przy Starej Mordechaja, musiałem mocno walczyć z dysonansem poznawczym. 😀
To czego sama nie umialam wyrazic, cos co bylo jedynie nie do konca uksztaltowana swiadomoscia, intuicja, ze cos nie jest tak wczoraj, gdy sledzilam obchody Powstania Warszawskiego, tu znalzlo Slowo:
http://wyborcza.pl/magazyn/1,139949,16416280,Igraszki_z_tandeta__O_70__rocznicy_powstania_warszawskiego.html
Jest to bardzo ciekawy tekst, ktory polecam Wszystkim. Z pewnoscia wywola sporo odruchowego odrzucenia. Ale warto jest chyba o tym rozmawiac i przygladac sie wlasnym reakcjom.Byc moze tandeta wcale nie jest zla. Wlasnie nie wiem.
Papieroski, Bobiku, papieroski 🙂
Dzień dobry.
Mnie telefoniczny głos pewnego Psa , usłyszany po raz pierwszy, przypominał głos Anny Polony.
…zafałszowują charakter 😉
Bobiku (10:50) – w imieniu kuchni dziękuję za sugestię migdałową, wrześniowy batch pójdzie eksperymentalnie na różnych zamiennikach (migdały, pekany, cokolwiek innego wpadnie do głowy).
Zaczyna się też sezon dyńkowy. Oprócz nieśmiertelnego przeboju od wielu lat („Hokkaido”), w tym roku mamy po raz pierwszy „Marina di Chioggia”, która może i jest mało wyględna, ale w smaku rewelacyjna.
Obiecywałem sobie (a zwłaszcza Dorocie), że nie będzie już ekspansji różanej, ale jak zwykle pokusy są od tego, aby im ulegać. Więc teraz dyskretnie kręcę się z łopatką po ogródku. Byle tylko posadzić, bo potem już zawsze można udawać, że przecież była tutaj od dawna.
Heleno, w tekście o powstaniu nie odrzuca mnie kompletnie nic. To w moim głębokim przekonaniu bardzo słuszne uwagi. Tylko że takie głosy od kilku lat pojawiają zawsze w okolicach 1 sierpnia i nic. Festiwal trwa, śmiem twierdzić, że z roku na rok bardziej huczny i bardziej odpustowy. Trafiłam kiedyś na tekst profesora Tazbira, który podzielił się swoimi wrażeniami z wizyty w Muzeum Powstania Warszawskiego, dokąd wybrał się z zagranicznymi gośćmi. Otóż zagraniczni goście po obejrzeniu całej ekspozycji, wyszli przekonani, że powstanie zostało przez Polaków wygrane. Jeszcze kilka lat tej propagandy, pokolenie walczących odejdzie z przyczyn naturalnych i nikt nie będzie pamiętał, jak było naprawdę 🙁
No tak.
W końcówce tego tekstu pada bardzo ciekawe pytanie, czy przypadkiem ta cała okołopowstaniowa tandeta nie jest skuteczną odtrutką na martyrologię a la Grottger, która dotąd w narodowych narracjach dominowała. Może i jest, ale mnie się jednak odruchowo na takie wahnięcie w drugą stronę warkot z piersi wyrywa. Czy nie dałoby się jakoś pośrodku, bez Grottgera i bez odpustu? W sposób w miarę wyważony, z oddaniem sprawiedliwości, ale i wskazaniem błędów czy nieodpowiedzialności, niechby i z naciśnięciem na emocjonalne guziki, ale nie tak zmitologizowane albo sprymitywizowane, bez związku z rzeczywistością?
Ale to mi się wydaje problemem szerszym, naszą ogólną skłonnością do czarnobializmu, a w sferze stylistycznej do popadania albo w grottgeryzm, albo w discopolo. Nawet bym poszedł jeszcze dalej i zaczął kombinować z narracją „pańską” i „chamską” przy dość poważnym braku wersji mieszczańskiej, ale jak się w takie rozważania wdam, to mi Turek zamknie sklepik i nie będę miał co spożywać. 😉
W pierwszym rzezdie co bym zrobila, to odebrala organizacje takich obchodpw jak rocznica Powstania Panstwu i oddalabym w rece mlodych zdolnych rezyserow.
Bo Panstwo ma nieprzeparta chec zafasowania ciemnym masom kiczu i tandety, najchetniej z „rekonstrukcja historyzcna”, jakims staruszkiem wasatym wjezdzajacym na Kasztance i innymi wierzbami placzacymi, orkiestra wojskowa i przemowieniami, ktore Panstwo sobie samo napisalo wedle itsniejacego szablonu – to bylo kiedys ladnie opisane w Niezwyklym zyciu Iwana Czonkina, tam chodzilo o wstepniaki do prowincjonalnej gazetki.
Panstwo ma dac pieniadze na obchody, ale nie wymyslac ich scenariusza.
Nie ma oczywosciue gwarancji, ze mlodzi zdolni rezyserzy wymysla znaczaco lepsze obchody rocznicy, ale w prztypadku Panstwa ma sie gwarancje ze bedzie to kit.
To tylko patos i tandeta są alternatywą?
Młodzi zdolni, Heleno, już organizują, budżet tylko rozlicza faktury. Rożnie z tym jest, o ile wspólne śpiewanie piosenek może być nawet sympatyczne, jeśli ktoś lubi spędy, to zabawy małych harcerzyków wyglądają i smutno, i straszno. Od wczoraj łazi tu po dzielnicy mnóstwo dzieciaków w mundurkach, zwieziono je z całej okolicy, cierpią od upału, jedzą kanapki, zbierają się jakichś miejscach z jakichś powodów, jeśli jest jakiś scenariusz, to nic z niego nie rozumieją i jest fajnie. Chciałem się podłączyć do rekonstrukcji w roli złego hitlerowca, żeby autentyczniej było, ale mi wyperswadowano. 😈
Dla odtrucia czytamy sobie pamiętnik Mirona. Podobno wczoraj Janda w swoim teatrze wystawiła oratorium na motywach tego pamiętnika, o treściach pobożno-patriotycznych. Jak ona te treści odczytała, to nie wiem, ale ja nie jestem Janda, a ona jest zdolna, zwłaszcza gdy dostanie dotację celową. 😈
Poza tym było jeszcze jedno powstanie w Warszawie w czasie wojny.
Dalej nie powiem.
Obawiam się, Siódemeczko, że w naszej sytuacji, wstępnie scharakteryzowanej przez Bobika, gdzie rozwinięciu myśli przeszkodził zły Turek, odpowiedź brzmi: tak. 😎
Wielki Wodzu, a może nagła seria nad głowami (z czegoś niegroźnego, nie jestem krwiożercza) a na mundurki parę kubełków z kanałową zawartością? Taki powiew autentyzmu mi się marzy…
WW nie tylko po Warszawie łazi mnóstwo harcerzyków.
Siódemeczko, myślę iż to dobrze, że to drugie, a właściwie pierwsze, powstanie nie jest tak hucznie obchodzone.
Bo ta jarmarczność uraziłaby uczucia wielu.
Nie chodzi mi, Zmoro, o różnice w huczności, tylko o świadomość i pamięć.
O powody wybuchu.
Ostatnio na FB przeczytałam, że to w Izraelu wymyślono powstanie w getcie. Całości nie przeczytałam, więc nie wiem, jakie były motywacje.
Siódemeczko,
w sierpniu wspominamy powstanie warszawskie, w kwietniu to drugie (pierwsze w kolejności wybuchu).
Dalej nie powiem.
Uczcic pamiec ofiar tej tragedii jaka stalo sie Powstanie Warszawskie trzeba powaga i smutkiem, bo jest to kleska swiza wciaz i dotknela kazdego Warszawiaka. Nie wiem czy powstanczy stadionowy singalong jest najlepszy do tego. Nie spiewa sie piosenek napisanych w getcie czy w obozie koncentracyjnym na uroczystostach z okazji tamtych wydarzen: wybuchu powstaniia czy wyzwolenia. Chyba ze jako kontrapunkt, bo te dzwieczne, melodyjne i bunczuczne piosenki brzmialy inaczej przed a inaczej tuz po Powstaniu.
Wciaganie w te celebracje harcerzy, dzieci, jest niodpowiednie, ale nie jest ich wina tylko ich liderow. Liderzy juz kiedys nie zawahali sie uzyc minimalnie uzbrojonych harcerzy/dzieci w walce z regularna armia.
Nie chcialam wczoraj o tym pisac, bo jednak to byl wazny dzien, ale dzisiaj jest juz po pogrzebie. I pewna jestem ze powstancza debata choc juz sie zaczela dawno to dluga jeszcze droga do jej zakonczenia i uformowania opinii spolecznych na jej temat.
Warszawiakow, ktorzy byli swiadkami tamtych wydarzen nie ma juz od dawna. W 1938 r. liczba ludnoci wynosia 1 295 tys.PO wojennym zniszczeniu w styczniu 1945 r. na terenie Warszawy amieszkiwalo zaledwie 162 tys. osób, a wedlug spisu ludnosci Warszawy w dniu 15 maja 1945 r. liczba ta zwiekszyla sie do 378 tys. Do Warszawy przybywala ludnosc z calej Polski i poza do pracy. Tak znalazl sie w Warszawie moj ojciec. Przyjechal do pracy w Mennicy Panstwowej (dostal wlasciwie skierowanie do odbycia sluzby wojskowej w kopelni w Zabrzu, ale jakos mu los i przypadek pozwolil sie od tego wykrecic), ktora byla wtedy jeszcze na Pradze i pracownicy musieli ja dopiero odbudowac. Patrzymy sie dzisiaj na Powstanie Warszawskie nie oczami mieszkancow tego miasta i uczestnikow, ale jest to w sumie jakis politycznay kapital do zbicia.
Ja mieszkajac w Warszawie do 31 lat znalam tylko bardzo nielicznych Warszawiakow z dziada pradziada, wiekszosc obrocila sie a proch (jak jej zydowskich 300 000 mieszkancow), ale pamietam niektore ich opowiesci. I byly one nie do spiewu.
Pracuję tuż obok Muzeum Powstania Warszawskiego. Nigdy w nim nie byłam i raczej się nie wybiorę. Jakoś … nie. Natomiast chciałabym się wybrać na wędrówkę po mieście powstańczymi śladami. Kiepsko znam Warszawę, chodzę po niej „w sprawach” i ani Pamiętnika Białoszewskiego, ani monografii batalionu Parasol Stachiewicza (to dla mnie, obok wierszy, najważniejsze „powstańcze” lektury) nie przenosiłam w trakcie czytania w przestrzeń – miejsca i zdarzenia wciąż funkcjonują w mojej głowie osobno. Zawstydzające.
Pierwszy raz od kilku tygodni jestem w weekend na nogach i korzystam z tego biegając („w sprawach”) do upadu. Jak dobrze móc pobiegać!
Czy ktoś z Was mógłby mi podpowiedzieć, jak się teraz przeszukuje blog? W starej wersji było okienko, a teraz go nie widzę.
Padłem ofiarą wilczych praw kapitalizmu. 🙁 Na stoisku rybnym po południu proponowali wszelką świeżyznę w cenie 99 centów za 100 gramów, więc choć już miałem przygotowany obfity zestaw kolacyjny (pollo tonnato, bruschetta z pomidorami i bobem, sałata, biszkopt z malinami, mango tzw. lotnicze, czyli zrywane w stanie dojrzałym i transportowane samolotem), musiałem, no po prostu musiałem jeszcze dokupić norweskiego łososia i trochę jakubków. Jak ja to wszystko zeżrę, nawet z pomocą rodziny, nie mam pojęcia. 😯
Jak usłyszycie na blogu wielkie bum!, nie myślcie, że to rekonstrukcja powstańcza. To tylko ja będę pękał. 🙄
Ago, kolejne aktualizacje unicestwiły blogową wyszukiwarkę, bo okazała się z nimi niekompatybilna. Jak teraz czegoś szukam, to przez Gugla, wrzucając blog bobika i stosowne słowo czy frazę. Raz się udaje, a raz nie. 😉
Nie jestem przeciwna wciaganiu dzieci w obchody waznej okraglej rocznicy, wrecz przeciwnie – jestem za tym by uczestniczyly, skladaly wience i nawet zaspiewaly przy jakims pomniku.
Ale szukalabym jakichs nowpczesnioejmszych form historycznej refleksji i wyrazenie wdziecznosci za ofiare zycia – w tym momencie liczy sie wylacznie gotowosc wowczas ponoszenia ofiary, a nie jej cel.
Nie wiem jakie to moglyby byc formy uczczenia. Wiem tylko, ze czulam wczoraj spora psychiczna niewygode czytajac o tych singalongach.
Co roku na tydzien czy dwa przed 11 listopada zaczyna sie to. Na ulicach, w budkach z gazetami, w sklepach pojawiaja sie papierowe czerwone maczki na sprzedaz, przypinane na jedna krawiecka szpilke. Wszyscy te maczki natychmiast gubimy i kupujemy nastepne. Zaden prezenter tv, zaden polityk czy inna osoba publiczna nie pojawi sie bez maczka w klapie. Te maczki sa produkowane caly rok przez jakies spoldzielnie inwalidow, zas caly dochod z ich sprzedazy idzie na pomoc weteranom wszystkich wojen. Maczki nieustannie nam o tym przypominaje przez te dwa tygodnie poprzedzajace Armstice Day. W dzien samego swieta sa skladane wience z papierowych makow pod Cenotafem, pomnikiem poleglym zolnierzy, na ktorym nie ma ani jednego religijnego symbolu, bo musialoby ich byc wiele, a przeciez nawet nie wszyscy zolnierze byli religijni..
Mnie sie ta forma pamieci bardzo podoba, bo jest nienatretna, wyciszona, godna, nie rozbudzajaca namietnosci politycznych, a w dodatku przynoszaca zyski przekazywane potrzebujacym.
Pekaj z hukiem i piesnia na ustach, Bobiku! Ktos powiedzial, ze powinna byc wyprodukowana moneta 99 centow, ulatwiloby to placenie tych wszyskich koncowek. U nas wyszly z obiegu jednocentowki, wiec taka moneta by sie przydala szczegolnie.
Ago, ja sladami Powstania w Getcie przeszlam dopiero z Siodemeczka, a nawet nigdy przedtem w zyciu w tej czesci Warszawy nie bylam.
Króliku, ale Ty tu nie mieszkasz. 😳 Dzięki, Bobiku, spróbuję, jak wrócę, bo teraz odkryłam, że jeszcze mam trochę siły i idę ją zużyć. 🙂
A dzis w nocy mija tez 70 rocznica ostatecznej likwidacji Cyganskiego Obozu Rodzinnego w Auschwitz. Niemcy probowali go zlikwidowac jeszcze w lipcu, ale napotkali na taki opor (bylo powstanie o ktorym niewiele kto wie), ze akcje przelozono o kilka dni.
Wiec zachecona powodzeniem zlinkowanego wczoraj programu z Radia Lublin, zalaczam jeszcze moj inny program, robiony dla centralnego Programu Sewisu Swiatowego , o Taborze Pamieci Zaglady Romow. To byl bardzo kolorowy dzwiekowo program, ale zostala z niego tylko tylko spisana narracja. No i jest znacznie krotszy 🙄
http://www.bbc.co.uk/worldservice/europe/neweurope/ne0034.shtml
To nie jest takie proste, Króliku.
Żyje jeszcze trochę powstańców, żyją rodziny poległych młodych ludzi.
I nie ma w obecnej chwili złotego środka. Jeżeli nagle jednym głosem zacznie się mówić, że to powstanie było bez sensu i winne jest tragedii mieszkańców Warszawy, to przekażemy i uczestnikom i rodzinom poległych poczucie współwiny za zagładę mieszkańcow Warszawy.
Odrzemy ich z godności.
A przecież to nie oni, ci młodzi wówczas ludzie, byli winni.
Wielu moich poległo, reszta, która przeżyła przeszła przez Pruszków i już nigdy do Warszawy nie wróciła. Bo sama myśl o Warszawie była zbyt bolesna.
Przeżyli wojny, rewolucję, a największym koszmarem dla nich było powstanie.
Dzieci, które poległy są dla rodzin bohaterami. Nie można tego rodzinom zabierać. Uświadamiać, że ich śmierć była bezsensowna i do tego obciążać bagażem winy. Bo ten bagaż jest nieunikniony.
Ja uważam, że uroczystości trzeba stopniowo wyciszać. Potrzeba czasu i spokoju, a historycy powinni na chłodno dokonać podsumowania.
Jedno należy zrobić – zdecydowanie trzeba położyć kres jarmarcznemu tańczeniu na grobach – bo ja tak odbieram rocznicowe obchody.
Dzieki, zmoro, bardzo mi zapadl w serce twoj wpis.
Nieprecyzyjnie sie wyrazalam o tych dzieciach; jasne, ze one byly bohaterami a ich cele bardzo szlachetne. To byla ogromna tragedia, ale decyzje o powstaniu zapadly w gabinetach doroslych przywodcow, czesto wojskowych.Oni chyba tez nie przewidzieli takiej kleski i zniszczenia (ciekawe, bo przeciez zaledwie rok wczesniej w tym samym miescie byli swiadkami ruiny i zniszczenia w Getcie przez te sama armie), ale my dzisiaj mozemy te decyzje ocenic, a to nie byly dobre decyzje,ich polityczne cele nie zostaly osiagniete.
To zniszczenie miasta bylo prawie totalne. W statystykach podaja, ze z tych 160 000 mieszkancow Warszawy w styczniu 1945 az 140 000 mieszkalo na prawym brzegu, w lewobrzeznej bylo tylko 22000, glownie na obrzezach Ochoty.Warszawa wygladala jak cmentarzysko (ktorym zreszta byla) jeszcze dobre kilka lat po wojnie. Pozniejsi przybysze i ogolnokrajowi celebranci chyba nie pojmowali rozmiarow tej tragedii.
Tu można oglądać rożne kombinacje map i zdjęć lotniczych. Bardzo dobrze zrobione.
Młodym patriotom przydałoby się porównanie widoku z 1935 i z 1945 (nacisnąć „zdjęcia” w prawym górnym rogu i wybrać rok z menu, dla fachowców pod 1936 jest bardzo czytelna własnościówka).
http://www.mapa.um.warszawa.pl/mapaApp1/mapa?service=mapa_historyczna
Imiona poległych dzieciaków nadawane były przez rodziny następnemu pokoleniu. Ono je niosło przez całe swoje życie, do dzisiaj.
Uczstnicy powstania nie mieli innego wyjścia, musieli utrwalać się ciągle w przekonaniu, że walczyli o słuszną sprawę. Przeszli przez piekło, widzieli niewybrażalne zło i cierpienia. Gdyby uznali swoją i dowódców winę, nie mogliby życ i funkcjonować normalnie.
Zaryzykuję wymądrzanie się, jak mi urwą głowę to w najgorszym razie nowa odrośnie. Otóż najlepiej rozegrać wyszukiwanie hasła (powiedzmy: „pesto”) w witrynie w ten sposób:
site:blog-bobika.eu pesto
Rzecz w tym, że brak wskazówki „site:” sprawia, że wśród wyników poszukiwania pojawią się także takie dokumenty, w których ktoś wspomniał zarówno blog Bobika jak i pesto.
W poprzednią niedzielę obejrzałam film dokumentalny Ewy Ewart „Zdobyć miasto”.
Ten film zmienił moją ocenę Powstania Warszawskiego. Nie byłam do tej pory świadoma obietnic, jakie polskiemu rządowi w Londynie złożyły Stany Zjednoczone i Wielka Brytania. Do jakiego stopnia zachęcały do podjęcia walki. Nie tylko nie dotrzymano obietnic, ale cynicznie kłamano w sprawie powojennych polskich granic. O chwycenie za broń apelowało również do Warszawiaków sowieckie radio. Można mówić o polskiej naiwności albo o ufności, która zderzyła się z bezwzględnym cynizmem i wyrachowaniem.
Ten film można też zobaczyć jutro.
http://www.tvn24.pl/kultura-styl,8/niezwykly-film-ewy-ewart-o-powstaniu-warszawskim-zdobyc-miasto-w-tvn24-biznes-i-swiat,450216.html
Dobrze, ze winni sie odnalezli! 🙂
Dziękuję za podpowiedzi, wyszukałam. 🙂
Ten film jest dostępny na różnych stronach, jest też na chomiku.
Tu jest jedna ze stron z filmem:
http://video.anyfiles.pl/Zdoby%C4%87+Miasto./Polityka+i+wydarzenia/video/112855
Mnie się wydaje, że tyle już powiedziano, napisano na ten temat, że trudno o jakieś zaskoczenia.
Boli mnie, kiedy mówi się z pogardą o moim mieście, jest moim rodzinnym miastem, jest istotną częścią mojego życia i kiedy patrzę na inne, podziwiam wspaniałą architekturę, zabytki, to, z jednej strony cieszą mnie, a z drugiej myślę z żalem, że nie miało ono takiej szansy.
Poza tym nie wiedziałam kiedyś, że ja je kocham.
Ja ten film odebrałam inaczej. Zdenerwowała mnie natrętna spychologia. Nie wystarczy wierzyć, trzeba wiedzieć. Wiedza na temat cynizmu i wyrachowania była dostępna, przećwiczono to przed i podczas wojny. Nieświadome baranki prowadzone na rzeź przez zewnętrzne siły to ucieczka od odpowiedzialności.
Nie spotkalem sie nigdy czytajac rozne wypowiedzi o Powstaniu aby ktos sie wyrazal z pogarda o Warszawie czy jej mieszkancach.
Ja pierwszy raz bardzo krytyczna wypowiedz o decyzji rozpoczecia powstania slyszalem z ust sw.p. Jana Karskiego, ktory w Maison Lafitte rozmawial z Nowakiem – byla to dluga, ciuekawa rozmowa i Pan Karski byl w swietnej formie. . Byl to dla mnie szok, ale bylo to juz wiele lat temu. Potem zaczeto o tym mowic coraz wiecej. Ale w tym roku pomyslalem juz ze JESZCZE RAZ uslysze z okazji kolejnej rocznicy kolejny rozliczenuiowy glos w tej sprawie, to rzuce sie z pazurami. Enough! Wiemy juz wszyscy, ze zdaniem wspolczesnych i licznych owczesnych, nie nalezalo rozpoczynac powstania, ile mozna tio walkowac? Oceny latwo jest wydawac pozno urodzonym, ale juz mozna byloby sie skupic na oddaniu czci walecznym ludziom i pochylic sie nad ofiara z wlasnego zycia, jaka zlozyli. Zwlaszcza, ze mam powazne watpliwosci jakbym sie sam zachowal w ich sytuacji. Zwyczajnie nie wiem i mam nadzieje, ze sie nigdy nie dowiem.
To jesli o mnie chodzi.
Zgoda, Haneczko. Ja to przerabialem juz wiele lat i mam ograniczona wole sluchania.
Mnie nie chodzi o pogardliwec wypowiedzi o powstaniu, tylko o mieście, ktore zrównano z ziemią, że takie, że śmakie, że brzydkie, że…
Warszawa nie jest brzydka, choc oczywoscie jak kazde miejsce na swiecie moze miec brzydkie zakatki.
Ja Warszawe bardzo lubie, bo rozne szczesliwe chwile w niej przezylem i zawsze chetnie powracam.
Jak zwykle masz rację, Haneczko. Niestety 🙁 .
Groupie PA! Stara sie zapytowuje czy ma Ci juz zamawiac bilety w Londynie na 15 sierpnia?
15 sierpnia to on gra w Edynburgu 😛
Oj, czekaj. Niechaj sprawdze.
Siódemeczko, linka od WW pokazuje, że ktoś po tamtej wojnie posprzątał. Jak umiał, albo i nie umiał, ale posprzątał. Nawet najślepsza komenda powinna to zauważyć i docenić. Jeżeli nie zauważa i nie docenia to trudno. Na niektóre kalectwa nie ma lekarstwa.
Zmoro, ja mam tylko obsesję na punkcie odpowiedzialności.
Czy to znaczy ze Polski Instytut sie pomylil, bo u mnie jest matinee:
CONCERT: Piotr Anderszewski solo performance at the Edinburgh International Festival
Friday, 15 August, 11am
The Queen’s Hall, London
Moze chodzilo im o Queens Hall w Edynburgu? Dzizaz.
Co zaś do powstania i muzeum. Gdy powstawało, cieszyłam się, bo długo na nie czekano. Natomiast czuję najwyższy niesmak do tego, co zaczęło wyprawiać. Po pierwsze, wzięło się za to parę sprytnych osób, co do których mam wrażenie, że gdyby stanęli na czele jakiegokolwiek innego muzeum, to tak samo by je sprzedawali. Bo Powstanie Warszawskie to dla nich towar do sprzedania, choćby mówili inaczej.
Po drugie, wkurza mnie straszliwie, że oni zachowują się także, jakby byli po prostu Muzeum Warszawy, zawłaszczają sobie miasto w ogóle, organizują gry miejskie, odnoszą się do rzeczywistości powojennej i przedwojennej. A przecież to uzurpacja.
Jakieś obrzydliwe to dla mnie.
A a propos tego, co Bobik pisał o Grottgerze, skojarzyło mi się natychmiast: więcej Osmańczyka, mniej Grottgera, a wszystko będzie cacy. No właśnie…
Kocie, pewnie, że się popierniczyli. On gra na festiwalu. Queen’s Hall w Edynburgu także istnieje, mieści się w sympatycznym starym kościele, w którym co prawda jest duszno, ale za to jest niezła akustyka. Co prawda samego fortepianu tam nie słyszałam, tylko ze skrzypcami, ale powinno brzmieć nieźle.
To by tlumaczylo dlaczego nie moge wlasnie wejsc na book on-line. Pewnie zablokowali zamiast przyslac errate.
Bobik musi cichutko pękł, bo nic nie słyszałam. To ja też cichutko mówię dobranoc.
Jutro u nas 35. Poproszę o trzydniowego luja, bo zaczynamy skwierczeć 🙁
Bardzo mnie dziwi, wersja Ewy Ewart, że Zachód zachęcał do Powstania. Z różnych historycznych relacji i dokumentów, które ja czytałem, wynika, że wręcz przeciwnie. zachodnim państwom to było nie na rękę (przynajmniej w tym momencie), bo zupełnie nie pasowało do ich wojennych planów. Owszem, zachęcano ogólnie „do walki”, ale nie do tej konkretnej – bardzo poważnej – operacji militarnej, toteż liczenie na pomoc dla PW było czystym wishful thinking. Dowódcy Powstania byli o tym zresztą uprzedzani, Nowak Jeziorański im mówił bez ogródek, żeby się żadnej pomocy nie spodziewali. Tu fragment jego relacji:
Nie miałem odwagi, żeby im powiedzieć: „Nie róbcie powstania”. Jedną rzecz wiedziałem na pewno: że Anglosasi nie pospieszą z pomocą. I na tym się skoncentrowałem. Byłem bardziej pesymistyczny, aniżeli przyszłość okazała. Może zrzuty miały charakter symboliczny, nie mogły przeważyć sytuacji, ale jednak były.
Powiedziałem im [dowódcom AK]: „Nie liczcie na nic, tam [na Zachodzie] jest w ogóle od ośmiu do dziesięciu maszyn, które są zdolne docierać do Polski i wracać, i jeszcze mniej załóg. Nie widzę możliwości jakiejkolwiek masowej operacji zrzutu broni i amunicji”. Chciałem za wszelką cenę rozwiać złudzenia.
Dlaczego to nie odniosło skutku? [Dowódca AK] Bór-Komorowski powiedział [potem]: „Pan przed nami stanął w chwili, kiedy już wszystkie decyzje były nie tylko podjęte, ale już w toku realizacji.”
Jeżeli chodzi o pękanie, wciąż jeszcze jestem w trakcie. A pękam tak długo, bo jadłem też długo. 😈
Frazą więcej Osmańczyka, mniej Grottgera kieruję się, odkąd tylko ją poznałem (i natychmiast pokochałem), a było to w szczenięctwie tak zamierzchłym, że czasem nie jestem pewien, czy nie jest tylko wymysłem starych górali. 😉
Heleno, dziękuję za czujność. 🙂 Tym razem to rzeczywiście Edynburg. Byłam na koncercie w tamtejszym Queen’s Hall w maju tego roku. Za wnętrzem nie przepadam, ale lubię tamtą publiczność. 🙂 W Londynie Maestro zagra 19 października – ale ja będę na koncercie w Katowicach, który jest dzień wcześniej. Sir Antonio Pappano dyryguje London Symphony Orchestra w Barbican Centre. Maestro zagra z nimi tylko jeden utwór, koncert Schumanna – gra go obłędnie! W każdym razie z SCO zagrał go obłędnie. Ech, to był koncert… :rozmarzona emotka: A tymczasem jeszcze jedna zasłona do powieszenia i chyba zarządzę fajrant.
😈 Bo juz mialem Ci, Groupie, chate proponowac. Z wyzerka.
O kurczę…
Haneczka 23:20; bardzo sie zgadzam. Cokolwiek sie dzieje, kiedy ja dowodze, on my watch, jestem za to odpowiedzialna. rowniez za jakosc informacji uzytej do podjecia decyzji.
To jednak sie nie odnosi do samych walczacych ani mieszkancow.
To chyba oczywiste, że kwestia odpowiedzialności może się odnosić tylko do dowódców i polityków. Żołnierze im ufali, a mieszkańcy zostali postawieni przed faktami dokonanymi. Obciążanie ich odpowiedzialnością byłoby jakimś absurdem.
No i tak. Popatrzyli my, wzruszyli się, to chyba trzeba iść spać.
Nigdy nie zrozumiem, jak ktokolwiek mógł serio liczyć na pomoc Rosjan, przeciwko którym tak naprawdę podjęto decyzję o powstaniu.
Jest problem.
Kot Mordechaj pisze:
sob, 2 Sierpień 2014, 23:27
w pierwszym odruchu chciałem przyklasnąć, ale okazało się, że odruchy inne biorą górę.
Otóż jak chodzi o wałkowactwo przesiąknięte panegiryzmem i straceńczą odwagą to oczywiście zbiera się na womit, ale…
Jak chodzi o wałkowactwo bijące w brak wyobraźni decydentów PW to póki wygrywa wciąż to pierwsze a do równowagi sporo brakuje, to ja jestem w kłopocie nie mniejszym od Starej Mordechaja, bo z tego co wiem, to wiele stanowisk uzgadniają.
Tymczasem przerywam te rozważania na korzyść współczesnych problemów, z których jeden ciągle jest mało dostrzegany…
https://www.youtube.com/watch?v=xSdFjpVBAFk
Dzień dobry,
Bardzo krytycznie oceniana jest tutaj decyzja dowództwa o rozpętaniu Powstania. Oczywiście słusznie, patrząc z perspektywy 70 lat, ale czy wtedy łatwo było podjąć inną? Nie wiem, nie jestem historykiem. Wydaje mi się, że każda decyzja byłaby wówczas zła.
Wiem natomiast, że z procesu w Moskwie nie powrócił już Stanisław Jankowski i Okulicki. Oni swoją cenę zapłacili, a ze swoich decyzji nigdy wytłumaczyć się nie mogli, nie dano im takiej szansy.
Gdzieś już kiedyś wspominałem, że miałem zaszczyt znać Panią Helenę Jankowską, żone Stanisława i Jej dwie siostry – Zofię i Stanisławę. Jako mały chłopak bywałem u nich w mieszkaniu bardzo często, niemal codziennie. Wiem w jakich warunkach przyszło im żyć. Pani Stanisława nie miała nic. Pamiętam, że czasami dawała mi po kryjomu kilka groszy z prośbą, bym pobiegł do kiosku i kupił jej dwa lub trzy Sporty. Nigdy nie miała na całą paczkę (10 sztuk). Była nałogową palaczką.
Pani Helena żyła z jakiś groszy, utrzymując jeszcze swoją starszą siostrę. Nigdy, ani jednym słowem nie wspomniała o mężu. Żadna z jej sióstr również. Takie były czasy!
Jednego, czego im komuna zabrać nie mogła, to klasy. Dzisiaj takich ludzi już się nie spotyka.
Ciekawe jakby reagowały na dzisiejsze obchody wybuchu Powstania i całą tę szopkę.
To tak tylko na marginesie Waszych wnikliwych historycznych analiz.
Dobranoc 🙂
http://followjezus.blog.pl/2014/08/co-powiedzial-ks-lemanski/
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że odpowiedzialność za PW ponoszą ci, którzy wydali rozkaz. To nie podlega żadnej dyskusji. Równocześnie analizowanie motywów i przesłanek, w oparciu o które podejmowali decyzje, jest jak najbardziej uprawnione. Analizy okoliczności, w jakiej została podjęta decyzja, w żadnym wypadku nie należy utożsamiać ze „spycholoią” czy zwalnianiem z odpowiedzialności. Zbrodniarze hitlerowscy mieli prawo do uczciwego procesu i karano ich jedynie za udowodnione, osobiście popełnione zbrodnie. Dlaczego polskiemu rządowi w Londynie miałyby przysługiwać mniejsze prawa przy ustalaniu stopnia winy i odpowiedzialności?
Napisałam wczoraj, że film Ewy Ewart zmienił mój pogląd na PW. Pogląd, nie ocenę. Znałam o te pory opinię, że rząd polski był uprzedzany, że pomocy nie będzie. Jeżeli E. Ewart twierdzi coś innego, to należy co najmniej potraktować to twierdzenie jako konrttezę i ją sprawdzić a nie z góry odrzucać.
Druga informacja, która mną osobiście wstrząsnęła, to informacja o tym, że zarówno Churchill, jak i Roosevelt ukryli przed Mikołajczykiem fakt porozumienia ze Stalinem, w sprawie przyszłych granic Polski. Mało tego Mikołajczyk otrzymał zapewnienie, że Polska będzie współdecydować o przyszłym kształcie kraju. Powstanie było walką o przyszły kształt Polski. Sojusznicy świadomie i celowo kłamali. W polityce nic nie dzieje się bez powodu, wszystko ma swój cel. Jaki cel miało to kłamstwo? W tym czasie, kiedy Churchill okłamywał Mikołajczyka, polscy żołnierze oddawali życie za Anglię. Jaki jest moralny współudział kłamiących w podjęciu te koszmarnej decyzji?
Na takie pytania należy odpowiadać, takie analizy należy przeprowadzać, nie w celu uprawiania „spychologii” czy zwalniania z odpowiedzialności tych, na których ta odpowiedzialność ciąży. Należy to robić po to, żeby pokazywać i zrozumieć mechanizmy rządzące polityką. Nie chodzi o mazgajstwo, ale o wyciąganie wniosków na przyszłość.
Na szczęście premier Mazowiecki odrobił dobrze lekcje z historii. Kiedy w roku 1990, 45 lat po zakończeniu wojny, kanclerz Kohl nie chciał podpisać traktatu granicznego akceptującego granicę polsko – niemiecką, dyplomacja polska „nie odpuściła”. Jednym z warunków na udzielenia zgody na zjednoczenie Niemiec było podpisanie tego traktatu.
Zamazując rolę kłamstwa sojuszników w procesie podejmowania decyzji o wybuchu powstania, nie chcąc jej przyjąć do wiadomości, wykazujemy się brakiem intelektualnej rzetelności. Który to brak, i słusznie, zarzucamy rządowi polskiemu w Londynie.
Dzień dobry 🙂
Mogę dziś ogłosić konkurs: będzie lać, czy nie będzie. 😈 Bo cosik mnie do lasu ciągnie, ale nie chciałbym, żeby w jego środku luj mnie zaskoczył.
Prawdopodobieństwo wygrania jest 50-procentowe, czyli znacznie lepiej wziąć udział w tym konkursie niż zagrać w totka. Nagrodą będzie, w zależności od stanu faktycznego, gorący lub mokry Uścisk Łapy Satrapy. 😎
Uwaga: mętniackie odpowiedzi w rodzaju „jak na świętego Prota jest pogoda albo słota, to na świętego Hieronima jest dysc albo i go ni ma” nie będą brane pod uwagę!
Śmiało, Bobiku, chyba deszczyk Cię nie wystraszy. 🙂
Jagodo, ja nie odrzucałem żadnej tezy ani kontrtezy z góry, tylko zastanowiłem się, komu bardziej wierzę, Nowakowi Jeziorańskiemu czy Ewie Ewart i wyciągnąłem wnioski. 😉
Obszerna i dogłębna analiza PW (a tym bardziej pojedyncze, osobiste osądzanie dowódców) nie była zresztą moim zamiarem, bo do tego trzeba by cytować kilometry dokumentów, a to w sposób dość oczywisty ramy blogowe przekracza. Zakładam, że każdy coś tam już zdążył o PW przeczytać, wyrobić sobie własny pogląd i tutaj tylko wymieniamy opinie, a nie prowadzimy Wielkiej Historycznej Dyskusji.
Zatem i do Twojego postu dorzucę tylko w dużym skrócie: że w polityce stale się kłamie i oszukuje, to nic nowego. Historia jest właściwie jednym wielkim ciągiem rozbieżności między deklaracjami a czynami. Nie mówię, że to ładne i słuszne, tylko że takie są realia i polityk powinien je brać pod uwagę przy podejmowaniu wszelkich decyzji, tzn. zastanowić się i nad taką ewentualnością: a jeśli sojusznicy zawiodą, to co wtedy. Damy radę sami, czy wpakujemy się w katastrofę? (W tym miejscu pochwalę pochwałę dalekowzroczności Mazowieckiego) Tym bardziej taka myśl jest wskazana, kiedy przyjeżdża specjalny wysłannik i mówi, że pomocy z całą pewnością nie można się spodziewać (o liczeniu na pomoc ze strony Stalina już nawet nie piszę, bo to po prostu śmich i chyba nikt nie mógł się jej spodziewać na serio). To tyle jak chodzi o mechanizmy, a w szczegóły dalej wchodził nie będę, bo las wydaje mi się dziś znacznie bardziej pociągającą opcją. 🙂
Siódemeczko, to jest właśnie taka odpowiedź, jakiej nie chcę przyjąć do wiadomości. 😆
W lince od Marka pewien fragment zwrócił moją szczególną uwagę:
Ks. Lemański popłynął w swojej krytyce Kościoła na wzburzone wody. Wielu słów, które padły podczas wczorajszego spotkania w Akademii Sztuk Przepięknych, mógł nie wypowiadać. Gdyby nie fakt, że był w sutannie i mówił składnie, można było się pomylić i uznać, że tezy przez niego głoszone wypowiada wprawiony w boju krytyk Kościoła.
Tu się ujawnia – prawdopodobnie bez świadomości autora – bardzo charakterystyczne podejście: nie można krytykować Kościoła od wewnątrz, dlatego, że krytykującemu zależy na tym, żeby jego Kościół był lepszy. Jeżeli ktoś krytykuje, to znaczy, że jest wobec Kościoła nieprzyjazny i ustawia się wobec niego na zewnątrz. Siedząc w kraju, gdzie działają takie osoby jak Uta Ranke-Heinemann czy Jürgen Drewermann trudno coś takiego pojąć, ale widzę, że w Polsce jest to postawa dość powszechna, nawet wśród osób, które same na pewno nie określiłyby się jako proklerykalne.
Uwielbiam zapach letniego deszczu.
Luja nie lubię.
O co chodziło autorowi bloga nie wiem.
Może o zachęcanie do buntu.
Ktoś musi przecierać ścieżki do otwartej debaty.
Krytykow wewnatrzpartyjnych zawsze traktowano w Polsce jak zdrajcow, odszczepiencow, renegatow i dla nich rezerwowano najostrzejsze oceny. I to, moim zdaniem, ma wiele wspolnego z Kosciolem katolickim, gdzie debata nie jest dopuszczalna, spor, nawet bardzo akademicki, jest niepozadany. Swiat jest zly lub dobry, dobry jest po naszej strinie, zly nalezy zwalczac az sie zwalczy i odniesie ostateczne zwyciestwo.Nic posrodku, zadnych odcieni szarosci, jestes za lub jestes przeciw i tertium non datur.
Msci sie do dzis stlumienie Reformacji. Wszelkie nieszczescia sa z tego, wszystkie wypaczenia publicznego dyskursu, wszelka obecna w zyciu nietolerancja i neinawisc. Z tegio, ze nie bylo Reformacji.
Nikt się nie odważył? 😉 Zgaduję, że u Bobika będzie dziś padało. Ale i tak warto wyjść. 🙂
Nie będzie, nie będzie padało. 😀
Wychodzę (parasol na wszelki wypadek biorąc), w konkursie można brać udział dalej, a jak wrócę, to zobaczymy, kto wygrał. 😀
A przed wyjściem jeszcze wyrażę, całkiem na poważnie, prośbę do Szanownej Frekwencji. Wybrałbym się we wrześniu na urlop, ale jakoś nie mogę się zdecydować, dokąd. Nie chce mi się kolejny raz do Maryni di Pisy, ale chciałbym powtórzyć ten sam model wypoczynkowy: niewielki hotelik w niewielkiej miejscowości nad ciepłym morzem, ale w takim miejscu, żeby wygodnie było robić ciekawe wycieczki. Ważny dobry dolot, ceny nie wyższe niż górna strefa stanów średnich. Chętnie Włochy, ale niekoniecznie. Jeżeli ktoś ma jakiś dobry namiar na takie miejsce, byłbym bardzo wdzięczny za podrzucenie mi go. 🙂
Pa, do potem. 🙂
Bobiku, ja też do tej pory żyłam w przekonaniu, że nie było ze strony sojuszników obietnicy pomocy. Tymczasem tezę E. Ewart uprawdopodabniają lotnicy angielscy. Nie wierzę, że nagle Churchill zmienił zdanie, bo się wzruszył losem powstańców i wysłał im, znikomą, pomoc. Bardziej prawdopodobne wydaje mi się to, że jednak była to, symboliczna, próba wywiązania się ze wcześniej podjętych zobowiązań.
Z odpowiedzialności za naiwność polityczną nie można zwolnić rządu londyńskiego. Nie powinni ufać sojusznikom. Co więcej, powinni byli ich szpiegować. Wtedy wiedzieliby o ich umowie ze Stalinem.
Czym innym, kiedy mówimy o winie i odpowiedzialności, było wydanie rozkazu o wybuchu powstania w sytuacji, kiedy, na skutek kłamstwa, walczono o przyszły kształt Polski. A czym innym byłoby wydanie tego samego rozkazu ze względu na „honor”. Popełniono grzech naiwności, ufając sojusznikom, a nie grzech pychy i niefrasobliwości. Dotychczas przypisywałam dowództwu grzech pychy. Teraz widzę to inaczej i na tym polega zmiana mojego poglądu.
Rząd Londyński znalazł się w sytuacji analogicznej do tej, w jakiej znalazłby się ciężko chory pacjent, przed którym nieetyczny lekarz zataił diagnozę i w związku z tym pacjent zdecydował się na kurację, która go zabiła.
Po prostu mam inne zdanie w tej sprawie, Jagodo, niekoniecznie z powodu nierzetelnosci intelektualnej. Niechaj kazdy zostanie przy swoim.
Dzień dobry.
Zastanowiłam się komu bardziej wierzę – Nowakowi-Jeziorańskiemu, czy Ewie Ewart. Chyba Ewie Ewart. Bo jej spojrzenie, jako kogoś, kto nie był świadkiem i uczestnikiem wydarzeń, nie podlega przeróżnym poznawczym zniekształceniom – wglądowi wstecznemu na przykład, ani przecenianiu własnego udziału.
W życiu nie przyszłoby mi do głowy, Króliku, zarzucanie komukolwiek nierzetelności intelektualnej z powodu odmiennego zdania.
Kwestię rzetelności intelektualnej odnoszę do sposobu analizowania motywów i okoliczności podejmowania tej fatalnej decyzji.
Wnioski można wysnuwać różne. Ale rozważyć trzeba wszystkie możliwe motywy i okoliczności, jeżeli chce się kogokolwiek osądzać.
Ja wysnuwam, przy tych danych, takie wnioski. Ty masz prawo wysnuwać inne.
Vesper, nie można wykluczyć, że Mikołajczak i Nowak – Jeziorański dostali sprzeczne informacje. Jeżeli można było kłamać w kwestii porozumienia ze Stalinem, to dlaczego nie można by było kłamać w innych sprawach?
Dzień dobry 🙂
Bobik słusznie zwrócił uwagę, że nie było planu B, a to już trudno czymkolwiek usprawiedliwić.
Skala się skończyła. Dobiło do 51 w słońcu. Błogosławię klimatyzację i wiatrak 😎
Bobiku, Andaluzja zla nie jest, tylko trzeba tam bardzop, bardzo uwazac na torebke, a zwlaszcza nie zostawiac samochodu w nocy na ruchliwej ulicy. W strzezonym platnym garazu tez zreszta nie. 🙄
Wakacyjnie, we wrzesniu, mam dla ciebie Bobioku nastepujace propozycje: odpusc poludnie, bo jest o tej porze wypalone sloncem na brazowy skwarek, a lokalni mieszkancy wymeczeni hordami turystow.Zamiast tego ci polecam pod rozwage:
-Sylt, fryzyjska wyspa o rzut beretem od ciebie;
-Dania i Bornholm;
-wyspa Faro, Szwecja, nic tam nie ma ale jest pieknie i mieszkal tam Bergman;
-do wod: Karlove Vary, Marianske Lazne i Frantiskovy Lazne beda piekne we wrzesniu, Goethe i Havel tam wypoczywali.
-do pieknego Dresna.
Planowanie to polowa przyjemnosci z wakacji.
milej zabawy!
Bedzie narzekal na deszcz, jak nic.
Albo w druga manke! Moja turynska kolezanka jezdzi do podobno przpieknej Alzacji. Moze Normandia i Bretania, pocelebrowac 100 lecie zakonczenia Pierwszej Swiatowej, pojadajac malze, popijajac calvados w miasteczku Calvados; mozna wstapic do Giverny obejrzec ogrody Moneta…
Do Konstanzy przez Freiburg…
Powitanka! 🙂 🙂 🙂
Czy juz widzieliscie?
http://wyborcza.pl/1,75478,16420712,Ksiadz_Lemanski_bedzie_zawieszony__Kuria__Jego_postepowanie.html
Bobiku, czy to musi być ciepłe morze? A może ciepłe jezioro też wchodzi w grę? Rozważyłabym któreś z mniejszych jezior w północnych Włoszech. Nie Maggiore, Como, Iseo i Garda, bo tam są tłumy, ale np. Lago d’Orta. W zeszłym roku było tam pustawo nawet w samym szczycie sezonu, w sierpniu. Zdjęcia 50-65. https://plus.google.com/u/0/photos/118060386314817127123/albums/5912421204350609089/5918637645808361602?authkey=CJjcuM2My_2NIQ&pid=5918637645808361602&oid=118060386314817127123 A typy Kota Mordechaja i Królika wrzuciłam sobie do notatnika.
Pieknie tam.
Posłuchałam „Przyjaciółek z Żelaznej ulicy”. Świetnie przeczytane, Heleno. 🙂
😳 😳 😳 Dzieki, Ago.
Bardzo, bardzo pieknie, Ago, pamietam te zdjecia jak je umiescilas po powrocie w wakacji. Jest na nich cos co wyglada jak wedrowny szlak. Kiedys, moze, ach….
Można było uniknąć kłopotów z Wojciechem Lemańskim gdyby w Seminariach Duchownych na wejściu wszczepiano Właściwy Chip, zgodny z prawem naturalnym. A teraz biedna Kuria musi płacić za to niedopatrzenie… chciałem powiedzieć: niedoszczepienie.
Uścisk Łapy Satrapy otrzymują zarówo Mt7, jak i Aga 😀 bo w lesie wprawdzie nie padało, ale teraz lunęło jak z cerbera i leje dalej.
Pożywię się, a potem zobaczę, o czym dziś było kłapane. 😉
Chwilowo bez luja. Ostatni tydzień przedurlopowy w terenie 🙂
W ogrodzie pora kwitnienia liliowców
Jak Kuba Bogu tak Bog Kubie. Pojade sprawdzic pod koniec wrzesnia. Zainspirowana bobicza chetka do podrozy wybieram sie do Havany. Co prawda mowilam ze przeczekam Fidela, ale on chyba bedzie zyl wiecznie, jak Lenin, wiec sie poddaje.
W Gazie nie ma konca. Lisek pewnie nie ma glowy do kawyherbaty w takich warunkach.
Ładne i pewnie pięknie pachną, Irku.
Też z troską myślę o Lisku. Lisku, Uścisk Łapy Satrapy położę tak, żebyś mogła sięgnąć przez ekran – dodaje otuchy (uścisk, nie ekran). Spać. Weekend był znowu za krótki.
Meki, wszystko wiemy, oprócz tego, co zrobi Viali z Kigali
Jutro nagli goście, w dwóch rzutach. Zero czasu na zakupy. Porannie drobiazg, gorzej obiadowo. Chciałabym trochę wytworniej, a nie bardzo mam z czego. Czy pieczone piersi kurczacze zagrają z kaparami w sosie śmietanowym?
Szkoda Ago, ze nie moge sie podzielic swoim week-endem, bo mam jeszcze jutro wolne, z okazji Civic Holiday.
Lelije piekne u Irka. Mam takie same w ogrodzie i nawet nie wiedzialam, ze to liliowce! U nas to sa daylilies; rosna i mnoza sie beztrosko przy kazdej pogodzie.
Mysle, ze beda swietne, Haneczko, pokrojone w skosne plastry, sos moze tez z dodatkiem koperku lub taragonu.
Obawiam się, że przedobrzę i sknocę. Gdy mi bardzo zależy, zazwyczaj knocę 🙁
Bedzie OK, Haneczko. Jesli sie boisz to usmaz te piersi ma masle (jesli sa bez kosci), bo w pieczeniu moga wyjs za suche. Mozna troche pobic tluczkiem, smazyc oproszone ulubiona przyprawa nie wiecej niz 5 minut na strone; wyjac z patelni, przykryc folia. Do patelni dolac smietanke i chlup bialego wina. Zredukowac, wrzucic kapary i koperek. Voila!
Myślę o Lisku nieustannie. Ech!
U nas spontanicznosc w odwiedzaniu jest bardzo rzadka. Zapomnialam juz, ze moga byc nagli goscie! Zaprasza sie do domu na pare tygodni do przodu. Ja juz jestem umowiona na obiad z dwoma przyjaciolkami na 20-go wrzesnia! I to na miescie, wiec nawet nie trzeba gotowac. Mam wrazenie, ze nagly gosc bedzie zachwycony kurczakiem w kaparowym sosie. Je bym sie slaniala z zachwytu.
W niskich temperaturach nie wychodzą suche.
Postaram się wrzucić na luz.
Króliku, Ty możesz być dowolnie nagła i ręce będą mi się trzęsły wyłącznie ze szczęścia. Kocham nagłych, upragnionych gości 🙂
Dobranoc 🙂
Dziękuję za wszystkie podpowiedzi podróżowe, ale… 😉
Północ w celach urlopowych dla mnie nie wchodzi w grę. Mają być palmy i juszsz. 😉 Torebki cały czas pilnować mi się nie chce. Jeziora rzecz przyjemna, ale to jednak nie morze.
W związku z czym, gnany podróżniczym szałem, wziąłem i z głupia frant zarezerowałem miejsce na wybrzeżu adriatyckim, między Bolonią a Wenecją, ale raczej bliżej Wenecji, w której jeszcze nie byłem. Przyszło potwierdzenie rezerwacji, czyli już zaklepane i z głowy. 🙂
Tylko niech mnie nikt nie straszy, że tam też będę musiał pilnować torebki. 🙄
Liliowce Irka cudne. Ja mam tylko dwie odmiany, więc na widok Irkowej różnorodności rozdziawiłem szeroko pysk. 🙂
Przy okazji spraw ogrodniczych specjalna prośba do Babilasa z blogowego, ale nieujawniającego się komentatorsko zaplecza: czy mógłbyś, drogi Babilasie, podać szczegóły fabrykowania pesto z bazylii, tzn. jak robisz, jak (i jak długo) przechowujesz, etc.? Zaplecze będzie Ci wdzięczne za informacje. 🙂
Kurczak z sosem kaparowym i np. jakimiś kluchami mnie też się wydaje atrakcyjny, choć gwoli uczciwości muszę zauważyć, że nie wszyscy kochają kapary. Na wszelki wypadek wrzuciłbym je do sosu dopiero po upewnieniu się, jaki goście mają do nich stosunek. W razie czego można je zastąpić zielonym pieprzem, kurkami albo czymś tam jeszcze. No i zapewne dodałbym do sosu białego wina, a prawdopodobnie i czosnku, bo nie wyobrażam sobie drobiu bez czosnku. Ale co ja sobie w ogóle wyobrażam bez czosnku? Gdybym trudnił się wyrobem lodów waniliowych, kto wie, może też bym je czosnkiem wzbogacił. 😉
Teraz zobaczyłem, że Królik też by dodał białego wina, czyli w tym punkcie pełna zgodność. 🙂
A jak już przy kulinariach jestem, to zapodam również protokół rozbieżności z Królikiem: pollo tonnato, które zrobiłem wbrew Króliczej radzie, było znakomite. Nawet zacząłem podejrzewać, że może zostać jedną z moich ulubionych przekąsek. 😉
Haneczko,
do tego sosu można też dorzucić pokrojone w plasterki oliwki i ew. drobne krewetki.
Bobiku, widac jestes w sercu i duszy bardziej wloski niz ja. Protokol rozbieznosci przyjety do wiadomosci. Moze sie jeszcze skusze na pollo tonnato dla testu(really… kurczak i tunczyk i anchovis!!! i majonez!!!).
Haneczko, strasznie dziekuje za zaproszenie!!! Koniecznie daj znac jak ci sie ten kurczak z kaparami dla naglego goscia udal!
Bobiku, nie widzialam miejsca cudniejszego niz Wenecja (i Manhattan)! Milego pobytu!
Kolo Wenecji tez bym tprebki pilnowal. 👿
Pilnowanie torebki jakos tak naturalnie laczy sie z przesuwaniem sie w kierunku poludniowym. Im bardziej zmierzasz na poludnie tym wiekszego pilnowania wymaga torebka. Im bardziej na polnoc, tym wiecej mozna sie zrelaksowac, az sie dojezdza tak daleko na Polnoc, ze zaczynaja sie opowiesci o zostawionej w lazience w barze kolii brylantowej, ktora czekala spokojnie na wlasciciela az do anstepnego dnia (albo i tygodnia). Tam juz bym nie jezdzil na pewno , bo wiadomo, ze tam po ulicy biale niedzwiedzoe lataja i jest Brrrrr. .
herbata 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Alfred Andersch „Nominalizm”
pewnego ranka wiosną
roku 1100
zakończył swoją pracę
przy dzbanie
z białej gliny
który zamierzał wypalić, ale
nie pokrywać glazurą
lecz nie wsunął go
do pieca
nie położył także nowego kawałka gliny
na tarczę garncarską
lecz zabrał suchy prowiant
do torby
opuścił saint césaire
i wędrował
dwadzieścia dni
przez lasy
kryjąc się przed rycerzami
tylko niekiedy zatrzymując się w jakiejś pustelni
lub w zagubionym klasztorze
albowiem usłyszał
że w paryżu człowiek nazwiskiem
roscelin
nauczał
iż pojęcia nie są niczym innym jak
flatum vocis
głosowym tchnieniem
i w rzeczywistości
istnieją tylko
pojedyncze przedmioty
rzeczy
to wydawało mu się
usprawiedliwieniem
jego egzystencji
kiedy rozmyślał
że po nim
nie pozostanie nic
poza kilkoma garnkami
z gliny
Przeł. Tomasz Gabiś.
Wenecja, świetny pomysł. Ale na torebki trzeba uważać
super Dzien Dobry Irku 🙂 🙂 🙂
szeleszcze
😀
brykam
Ja tez, ja tez:
Biale niedzwiedzie
torebek nie kradna.
Chodza spokojnie ulicami
rozgladajac sie co by tu zjesc.
Albo kogo.
Kiedy znajduja w kiblu
publicznym brylantowa
kolie
nie przychodzi im do glowy
ze mozna byloby ja zwinac
i zaniesc do lombardu.
Biale niedziewiedzie
czasami zjadaja turyste
przekonane ze to wlasnie on
odpowioada za globalne ocieplenie
powodujace
topienie sie kry
przez ktora niedziewdz musi czasem
skakac.
Z narazeniem zycia.
Turusci przelatujacy swymi
brudnymi samolotami wydzielajacymi
spaliny CO2
Niechaj by sobie
Turysci
siedzieli we wlasnym ogrodku
i nie pchali sie tam
gdzie biale niedziwiedzie
znajduja w kiblach
brylantowe kolie
ktorych nie zanosza do lombardu,
Tylko spokojnie czekaja
az wlasciciel kolii
po nia wroci.
W sumie lepsze sa kraje
Poludnia gdzie trzeba
nieustannie pilnowac torebki.
Haiku:
Torebki nie spuszczaj z oczu.
Mozesz sobie dokumentnie
popsuc wakacje.
Nie mow, ze nie uprzedzalem.
😆 Piękne!
😀 😀 😀
Pies bedzie pewnie bardzo zazdroscil mej poetyckiej erupcji 😳
Cudnie, Bobiku. 🙂 Jeśli chcesz, podeślę Ci swoją zeszłoroczną rozpiskę wakacyjną (co gdzie warto – program minimum, zostawiający czas na impulsywne szwendanie się), tylko muszę ją odnaleźć i ździebko uporządkować. Daj cynk, czy chcesz, bo może wolisz jasamić, albo już wszystko wiesz. 🙂 Ale jedno muszę napisać: Do Włoch koniecznie z Muratowem. http://www.empik.com/obrazy-wloch-wenecja-muratow-pawel,prod10610191,ksiazka-p Niestety, nie znalazłam wersji na kindle’a.
Dzień dobry 🙂
Zastanawiam się, czy nie złamać definitywnie klawiatury. 😆 Przy takim poetyckim olśnieniu, jakim okazał się Mordechaj, nie bardzo mam odwagę narzucać światu swoje marne i – przyznajmy – dosyć niedzisiejsze produkty. 😳
Na dodatek Mordka, w przeciwieństwie do mnie, na klasyczne pytanie czym jest poezja, która nie ocala narodów ani ludzi, może odpowiedzieć z dumą: moja ocala przynajmniej torebki! 😀
Mysle, ze watek ekologiczno-klimatyczny moglby niejednego przekonac aby przestal produkowac gazy cieplarniane.
Ago, ta rozpiska jest w sensie jakie miejscowości warto zwiedzić, czy co w tych miejscowościach? Bo my, po odliczeniu dnia przyjazdu i wyjazdu, będziemy na bieganie mieć raptem 6 dni. Z tego na pewno minimum 2 pójdą na Wenecję, 1 na Bolonię, 1 na Padwę, zostają 2 na swobodne odpały lub zwyczajne byczenie się nad morzem. Czyli kwestię „dokąd” mamy już właściwie załatwioną, ale rozpiska typu „co w Wenecji, co w Bolonii” bardzo by mi się przydała,bo już nie musiałbym jej robić sam. 🙂
Najwięcej gazów cieplarnianych podobno produkują befsztyki. 🙄
Aaa, to jeszcze zanim stana sie befsztykami…
ODE TO VENICE
Lord Byron (1788–1824)
O VENICE! Venice! when thy marble walls
Are level with the waters, there shall be
A cry of nations o’er thy sunken halls,
A loud lament along the sweeping sea!
If I, a northern wanderer, weep for thee, 5
What should thy sons do?—anything but weep?
And yet they only murmur in their sleep.
In contrast with their fathers, as the slime,
The dull green ooze of the receding deep,
Is with the dashing of the spring-tide foam,
That drives the sailor shipless to his home,
Are they to those that were; and thus they creep,
Crouching and crab-like, through their sapping streets.
O agony! that centuries should reap
No mellower harvest! Thirteen hundred years
Of wealth and glory turned to dust and tears;
And every monument the stranger meets,
Church, palace, pillar, as a mourner greets;
And even the Lion all subdued appears,
And the harsh sound of the barbarian drum,
With dull and daily dissonance, repeats
The echo of thy tyrant’s voice along
The soft waves, once all musical to song,
That heaved beneath the moonlight with the throng
Of gondolas,—and to the busy hum
Of cheerful creatures, whose most sinful deeds
Were but the overbeating of the heart,
And flow of too much happiness, which needs
The aid of age to turn its course apart
From the luxuriant and voluptuous flood
Of sweet sensations, battling with the blood.
But these are better than the gloomy errors,
The weeds of nations in their last decay,
When vice walks forth with her unsoftened terrors,
And mirth is madness, and but smiles to slay.
Króliku, ja ten przepis na pollo tonnato jak zwykle przerobiłem na swoje kopyto – po pierwsze dlatego, że jestem leniwy, a po drugie, sardele i tuńczyk w jednym sosie też mi się zdały nadmiarem (dwie ryby w barszcz? 😯 ). A konkretnie, to podczas gotowania rosołu kurzęcego wpuściłem do niego kurzy biuścik lewy (chyba że to jednak był prawy?) na jakieś pół godziny (ma to bardziej „naciągać” niż się gotować, więc rosół powinien być ledwo pyrkający), potem go wystudziłem, pociachałem w cienkie plastry i rozłożyłem na półmisku. W charakterze sosu zmiksowałem puszkę tuńczyka w oleju, następnie mieszałem go, już bez miksowania, z majonezem, aż uznałem, że smakuje jak trza, dokropiłem trochę cytryny, dorzuciłem pieprzu i – nieortodoksyjnie- szczypiorku, po czym wyłożyłem tę ciapciaję na kurczaka. Powyższe posypałem kaparami, zapakowałem w folię aluminiową i wstawiłem na dobę do lodówki. Ponieważ ta zagrycha nie jest zbyt atrakcyjna kolorystycznie, przy podawaniu jeszcze ją ożywiłem koktajlowymi pomidorkami i zieleniną po bokach.
Nic nie poradzę – jak się lubi tuńczyka, jest to naprawdę bardzo smaczne. 🙂
Sardele bardzo czesto wklada sie do lepszych sosow, zwlaszcza wloskich, ale nie sa one odczuwalne w smaku.
One sie rozpusczaja w sosie i daja jakas taka nute, ktora je fenomenalnie wzbogaca.
Stara czesto dodaje 2-4 sardele do sosow do spaghetti i innych klusek. Do pollo (lub vitello) tonnato z cala pewnoscia bardzo sie nadaja.
Z książkami „koniecznie do przeczytania przed podróżą” to ja mam jakoś tak, że najchętniej je czytam po podróży. 😈
A jeszcze dokładniej, to lubię zwiedzać po raz pierwszy jako tabula rasa, potem się naczytać, wrócić do zwiedzanego i zobaczyć jeszcze raz, już innymi ślepiami.
Oczywiście ta tabularna rasowość nigdy nie jest zupełna, bo zawsze coś się tam wcześniej zasłyszało i zaczytało, ale chodzi o to, żeby za pierwszym razem oglądać swoim okiem, nie cudzym. Bo jak od początku patrzę czyimś okiem, np. historycznosztucznym, to moje naiwne, szczenięce zobaczenie się płoszy i nie ma odwagi się odezwać. A ja właściwie lubię, jak ono coś gada. 🙂
wyluzowany przyjaznie kot:
https://www.youtube.com/watch?v=JMScDk3ZMgw
Kocie, tak jest z sardelami na ciepło – rzeczywiście ich smak po podgrzaniu się jakoś „roztapia”. Ale tonnato jest na zimno i w nim sardele by były bardzo wyczuwalne, a nawet dominujące. Jeśli ktoś tak lubi, to spoko, ale mnie akurat nie pasowało. 😉
Ten Kot, Rysiu, jest nieslychanie podobny do mego bl.p. Brata Pickwicka – i z buzi, i z gestosci futra i z przytulanstwa. On tak zawsze E. zachecal do przytulania sie i strasznie przy tym mruczal – jak traktor. Stara tez czasami zachecal, ale wolal E., ktora nie jest tak halasliwa jak Stara.
Wczoraj, wracając z lasu, zahaczyliśmy o znajomych, u których mieszka ogromnej piękności czarna Kotka z zielonymi ślepiami. Biedaczka jest chora neurologicznie, czego nie widać, kiedy siedzi, ale w ruchu bardzo – chodzi dziwnymi, podrygującymi zakosami, jakby była, za przeproszeniem, zalana w trupa.
Nie wiem, czy ma to jakiś związek z jej chorobą, czy nie ma, ale w życiu jeszcze nie widziałem Kota (a znam ich mnóstwo) tak całkowicie pozbawionego jakiejkolwiek, choćby żartobliwo-zabawowej agresji. Po prostu wcielona słodycz, miziu-miziu i do rany przyłóż. 🙂
Mordka by może uznał, że AŻ TAKA, bezwarunkowa przyjazność to zdrada gatunku, ale ja się z tą Kotką szalenie zakumplowałem. 🙂
Bobiku, w wielkim skrócie, bo w pracy sankcje: w Wenecji nie byłam, na pozostałe miasta mam rozpiskę (a w niej po 2-3 rzeczy na miejsce, nie 30) – znajdę i doślę. Mam je też na zdjęciach (na podanej wczoraj lince), ale zdjęcia w tej sytuacji, całkiem serio, odradzam. Muratow jest świetny do czytania „tuż przed’ albo w trakcie, nie ze względu na fakty, tylko dlatego, że cudownie wprowadza w dobry nastrój. Dobry – do zwiedzania. Taki ciepło-refleksyjno-otwartooczny. Na mnie, w każdym razie zadziałał rewelacyjnie. No i książeczki są cieniutkie. 😎
Bolonii jeszcze troszeczkę dla Piesa:
https://picasaweb.google.com/PaniDorotecka/Bolonia
Do Wenecji i mnie jeszcze nie zaniosło. Ani do Padwy.
F. ma podobny sposób dopominania się pieszczot – baran baran buc. Ale pogłaskana po twarzy to mame została tylko raz, kiedy F. nie był jeszcze F., tylko Nieznajomym Przybyszem i bardzo chciał zamieszkać u mame, ale bał się bardziej niż chciał. I kiedy przyjechała po niego pani z „Animalsów”, F. uciekł do ogródka sąsiadów, a potem przez płot głaskał mame po twarzy i tłumaczył, że bardzo potrzebuje domu, tylko w tym domu muszą być zawsze szeroko otwarte drzwi wejściowe. Ale mame na taki układ się nie zgodziła i zawiozła F. do schroniska. Wtedy on przemyślał sprawę i zgodził się, żeby drzwi były zamknięte, więc mame wzięła F. do siebie i została Personelem 😎
Ago, merci de la montagne. 🙂
Kierowniczko, gdzieś kiedyś przeczytałem, że krakusy od razu czują się w Bolonii swojsko. I się nie dziwię – sądząc po fotkach, gdzie stąpnąć, tam Collegium Maius. 😆
Mame to ma dobrze! (zazdrosna mordka)
A dlaczego piszecie w lipcu?
Może i dobrze, ale już jej Kot nie głaszcze 🙁
Piszą w lipcu, żeby mieć dłuższe wakacje
Mame jest jak koci Pan B.
Jak trwoga, jak źle to do Mame.
Nie da się Mame zastąpić.
„Jasieniccy parafianie, którzy nie tak dawno zorganizowali ks.Janowi kolejny kapłański jubileusz, poinformowali nas, że 29 lipca 2014r. abp Henryk Hoser skierował do ks.Jana list w którym zabronił odprawiać mszę świętą w domowej kaplicy ks.Jana.”
https://www.facebook.com/notes/o-prawo-do-g%C5%82osu-ks-lema%C5%84skiego/kolejna-zaskakuj%C4%85ca-decyzja-abpa-henryka-hosera/675671875846028
No faktycznie, Siodemeczko. Stary kretyn.
Rysiu, podeslij ten filmik specom, ktorzy twierdza, ze pieszczoty sa dla kota dopustem B. 😀
No cos okropnego z tym kolejnym zakazem.
Wiali z Kigali powinien chyba zbudowac jakies wlasne wiezienie i w nim zamykac nieblagonadioznych kaplanow, niechaj gnija.
Coz to za sukinkot, slow nie ma na tego szubrawca.
Podobno zanim sie ksiedza spali na stosie nalezy go pozbawic swiecen kaplanskich. 🙄 Biedny Hoser! Tyle jeszcze przed nim pracy 🙄
A jak tylko gdzies mowa o Lemanskim to gosci nam przybywa.
Przybylo:
16 821
16 822
Niekoniecznie zaproszeni
Sprzed niemal pol stulecia, ale wciaz… tego…
http://www.youtube.com/watch?v=aMQ6GyUs-fc
Mordo, Ty tego Aznavoura trzymaj od mnie z daleka! 👿 Ja prawdopodobnie przez niego jeszcze nigdy do Wenecji nie trafiłem, bo na myśl o takiej podróży zaraz mi się włączało que c´est triste Venise i łzy lały się ciurkiem z mych zasmęconych ócz.
Ale wreszcie, nadpieskim wysiłkiem woli, udało mi się przezwyciężyć ten okropny syndrom. Żadne tam tristessy, ja chcę mieć radosne wakacje quand on s´aime encore. 😈
Sorry, Bobik, masz racje.
Ja zreszta lkam za kazdym razem jak slysze cokolwiek Aznavoura. La Boheme najbardziej.
Dzis podliczylem, ze ma juz 90 lat, Boze miej go w opiece.
Speaking of which.
Ide rozpuszac i szczotkowac futro, bo dzis setne urodziny sasiadki Gladys, wiec sie tam wybieramy we trojke z nareczami prezentow – kartka urodzinowa zostala wrzucona juz z rana.
Opiekunka imieniem Comfort (tak!) powiedziala mi wlasnie, ze Gladys juz absolutnie nic nie slyszy. No nic, bedziemy na migi. No i musze zobaczyc ten telegram od Krolowej.
Wenecja i okolice
Na deszcz – Peggy Guggenheim Collection
Poza tym – spacer po Burano, Murano, Torcello, San Michele (wyspa cmentarna)
Na Torcello wejść na wieżę starego kościoła i poczekać na dzwony w południe.
Na placu św. Marka wdrapać się na szczyt campanile i popatrzeć z góry na miasto.
W bazylice Frari (Santa Maria Gloriosa dei Frari) obejrzeć Tycjana (Wniebowzięcie i Madonna Rodziny Pesaro) Belliniego i Paolo Veneziano
Pogłaskać konie z kwadrygi na Loggia dei Cavalli (Katedra św. Marka)
Komunikacja (vaporetti) publiczna (Canale Grande, wyspy, Lido, Punta Sabbioni)
20,00 € – 1 GIORNO
30,00 € – 2 GIORNI
40,00 € – 3 GIORNI
60,00 € – 7 GIORNI
Bilet skasować przed pierwszą jazdą. Od tego momentu jest ważny 24, 48, 72, 144 h.
partia Saakaszwilego Zjednoczony Ruch Narodowy została pokonana w wyborach w roku 2012 przez koalicję Gruzińskie Marzenie, którą utworzył miliarder Bidzina Iwaniszwili.
Miliarder Bidzina już sam w sobie zwala z łap, a jeszcze jako gruzińskie marzenie… 😯 😈
Dzięki, Markocie. Wszystkie praktyczne wskazówki przyjmuję z ukontentowaniem. 🙂
Jeszcze 5 tygodni mam do wyjazdu, to pewnie się wskazówek spory wór nazbiera. 😉
Przewlokłem pomyłkowe komentarze z lipca tutaj, a com się przy tym zmachał… Idę do ogrodu odpocząć. 😈
Kanadyjczycy to sie znaja na rzeczy 😀
http://sv.urbandictionary.com/define.php?term=hoser
hos·er
[hoh-zer] Show IPA
noun Canadian Slang.
a person who is considered unintelligent or uncouth, especially a beer-drinking man.
Zanioslem hosera do Sasiada, 😆
Aznavour śpiewał kilka tygodni temu w Warszawie. Ja nie byłam na tym koncercie, ale kto był, ten jest zachwycony żywotnością i formą. Tak, ma 90 lat, choć trudno ponoć uwierzyć.
Collegiumy Maiumy w Bolonii – mo, może i tak, ale z zasadniczą różnicą: wszystko różowe. W ogóle domy malowane na piękne, ciepłe kolory. I podcienia wszędzie, co zapewne latem jest szczególnie praktyczne 🙂
Bo on ma od dwoch lat „pozegnalna ture koncertowa”.
Stara jakby byla w Wwie, to by tez poszla.
Pierwszy recital na jakim byla w Nowym Jorku, dwa miesiace po przyjezdzie, to byl wlasnie Aznavoir na Broadwayu. I to bylo absolutnie niezpaomniane. Bo on w paru piosenkach sam siebie parodiowal i wszyscy spadali z krzsel ze smiechu, ale jak spiewal serio, to spiewal serio.
Jesli sie okaze nie daj Bog, ze jest on smiertelny, to Stara sie zaplacze z zalu.
Bo ona takimi lkaniami to tylko na dwoch reaguje – na Aznavoura i na Stinga. No i jeszcze zdarza sie jej na „Alfredooooo, Alfredoooo!”,
a zaczyna juz przy uwerturze i juz do samego konca, a zwlaszcza w scenie z ojcem i na balu. Tak jest.
Ciekawe czy nasza Groupie ma to samo z Wiadomo KIm.
OK, lece sie ubierac .
Zrób to sam bez przeklinania – odcinek 1: pesto
Liście bazylii – dużo
Czosnek – sporo (¾ główki na jeden mikser)
Pestki – w oryginale pinia, ale budżetowo słonecznik, albo niebanalnie migdały lub inne orzechy (garść na mikser)
Oliwa – nie musi być extra vergina, spory chlust żeby zrobiła się pasta w mikserze
Sól – łyżeczka na mikser
Można dodać parmezanu.
Miksować do uzyskania jednolitej konsystencji, Dorota robi najpierw na tryb siekania a potem na blender, ale w zależności od oprzyrządowania kuchennego może wystarczy jednoetapowo.
Bardzo dobrze się mrozi w plastikowych kubeczkach lub porcjowane w woreczkach foliowych.
Pesto Babilasów zamrożone w plastikowych kubeczkach jest pyszne 😎
Dozujemy je sobie oszczędnie, żeby na dłużej wystarczyło 😆
Moje pesto bardzo podobne, choc bez pestek za to z kropla cytryny. Migdaly wyprobuje 🙂
Czesto robie nie ze zwyklej bazylii, lecz z ziela pokrewnego zwanego tu bazylia perska lub lukrecjowa (chyba „Horapha”)
Gdyby ktoś chciał dokładniejsze proporcje na pesto:
Porcja na 4 osoby (jeśli danie główne) lub 8 (przystawka)
50 g liści bazylii
1 ząbek czosnku
1/2 łyżeczki soli
1 łyżka orzeszków piniowych, najlepiej przyprażonych (do lekkiego zrumienienia) na suchej patelni
1 łyżka tartego parmezanu
1 łyżka tartego pecorino (można zastąpić parmezanem)
5 łyżek oliwy
Bazylię, czosnek, sól i orzeszki utłuc w moździerzu lub zmiksować, dodać pozostałe składniki i krótko wymieszać lub zmiksować.
Przed zmieszaniem z makaronem (spaghetti, penne, paglia e fieno)
dodać łyżkę wody od gotowania makaronu, wymieszać
Wrocilam wlasnie z pogrzebu mlodego czlowieka. Peter zmarl w piatek rano, we snie. Mial 25 lat i chorowal na atrofie miesni od niemowlectwa. Byl wyjatkowo pogodna osoba (tak samo jak jego rodzice i brat). Na mszy w kosciele (KK) ksiadz mowil o tym, ze PB sobie Petera upodobal i teraz go do siebie wzial, a wszystko to wynika z niezmierzonej milosci.Nic o wspolczuciu, milosierdziu i dzielnosci mlodego czlowieka i jego rodziny w ich zmaganiu i smutku po stracie. A cala gloria dla PB. Bylo tez o grzechu mysla mowa i uczynkiem i ze dobry PB zapewne odpuscil Peterowi jego grzechy (Boze milosciwy, jakie grzechy, Peter byl na wozku inwalidzkim i nie mogl uzywac swojego ciala,ani potem juz mowic, no ale moze tam sobie grzesznego pomyslal!). Bylo to bardzo trudne do sluchania.
KK musi sie zreformowac!I nauczyc sie zyc z opozycja, jak cywilna wladza.
markocie (18:04), ale my bazylię przerabiamy kilogramami, kto by to wszystko przeważał wagami jubilerskimi. Poza tym, skoro pesto i tak ma trafić do makaronu, do którego trafia skądinąd parmezan, to po co ładować ser do pesto? Pinia, jako się już rzekło wiele wyżej, dobra detalicznie, ale w hurcie za droga. Last but not least, o ile dobrze zrozumiałem Bobika, chodziło o przepis na „działające pesto” a nie o wyguglanie przepisu na pesto z internetu.
T’was lovely. Duzo kwiatow (musialam przyniesc z domu dwa dodatkowe duze dzbanki), dziesiatki kartek urodzinowych, zamrozony szampan i specjalnie zamowiony tort z napisem Happy !00’th Birthday, Gladys ! Na marcepanowej liczbie 100 trzy swieczki, ktore Gladys zdmuchnela. Liczni sasiedzi, opiekunka Gladys oraz jej leciwy kuzyn Karl z Oxfordu.
Rozmawialismy wesolo o chorobach i lekarzach, dzielac sie doswiadczeniami. Potem Rosemary z trzeciego pietra robila nam zdjecia.
POtem wspominalismy pub Rose and Crown do ktorego Gladys chodzila co sobote ze swym boyfriendemn, ktory zmarl dopiero ze cztery lata temu.
Gladys, jak sie okazuje byla dosc zaawansowana tancerka tancow balowych i nawet wygrywala jakies konkursy. Jest troche glucha ale dlugo rozmawiala z E.
Wygladala naprtawde ladnie w zwiewnej sukience w groszki, dlugich zlotych kolczykach i koralach. Jest wciaz atrakcyjna kobieta, prawie bez zmarszczek.
Bylysmy z E. naprawde rozczarowane, ze nie bylo telegramu od Krolowej – Palac Buckingham przyslal jakis czas temu formularz do wyopelnienia aby JKM wiedziala co ma napisac, ale Gladys odmowila wypelnienia, gdyz jak oznajmila „Krolowa mnie nie znala , wiec nie musi posylac zyczen”.
Ja podejrzewam, ze odmowila dlatego, ze jest komunistka – inaczej dlaczego prenumerowalaby Morning Star? Ktora to upadajaca gazetka parokrotnie wyladowala na mojej wycieraczce w perzedpokoju, kiedy roznosiciel sie pomyli. Smiechu wtedy bylo co niemiara.
Bless her.
Babilasie
wypraszam sobie. Ja to pesto robię osobiście. Przepis pochodzi z włoskiej książki kucharskiej.
W ilościach „hurtowych”, gdy obrodzi bazylia w ogrodzie, robię w wiadrze i używam mieszadła malarskiego do mieszania farby, ale proporcje zachowuję. Również w „hurcie” można dbać o jakość 😉
Jak się robi klasyczne pesto
Najlepsze wychodzi w moździerzu, ale i miksowane nie będzie najgorsze,jeśli przed przystąpieniem do produkcji zadba się o dobre schłodzenie naczynia, w którym miksujemy, a sam mikser włącza na krótko i z przerwami, aby sos bazyliowy się nie rozgrzał.
Moje pesto
O rany, jakiez piekne! Ty tak pieknie fotografujesz swoje potrawy. To sie nadaje do ksiazek kucharskich – wszystko co widzialam dotad, wyglada bosko.
Wróciłem, a tu piękny widok na pesto 🙂
Zdjęcie, markocie (20:02) faktycznie pouczające, ale wyraźnie nie o ten sam produkt chodzi. Twoje pesto jest bardzo… crudo. Nasze jest o wiele bardziej rozdrobnione, takie crema di pesto.
Heleno, 😳 😉
dzięki za uznanie, ale moje zdjęcia to tylko dowody, że nie zmyślam 😉 Gdzie im tam do książek kucharskich 🙄
Mnie sie podoba bo to nie jest kompletnie jednorodna masa jak kupne.
Nigdy sama nie robilam pesto, ale jadlam domowe u Kumy, pyszne.
Ja najbardziej lubie pesto w sosie do malz. Dodaje sie w ostatniej chwili po wyjeciu muli z garnca, miesza sie z pokrojonymi wloskimi pomidorami z puszki, w ktorych malze sie otwieraly. I tym sie polewa malze juz w misce. Moules marinieres nie umywaja sie do tych w sosie z pesto i pomidorow (tez tam jest zasmazona w garnku cebulka).
Rewelacja . Przepis z mojego supermarketu Waitrose, gdzue sezon na malze jest caly rok. Szkockie o niebo lepsze od zielonych z Nowej Zelandii.
Uuuuu, jak zglodnialam rozmarzywszy sie.
Babilasie, jeśli Twoją crema zmieszasz z parmezanem i pecorino, to też będzie „crudo”albo nawet „grossolano” 😉
Generalnie, odnosze od dluzszego czasu wrazenie, Markocie, ze jestes znakomitym kucharzem. Twoje wypieki sa genialne – tak przynajmniej wygladaja na zdjeciach.. To nie jest dobre domowe gotowanie. To jest wyzsza szkola jazdy, nie da sie ukryc.
Generalnie, to odnoszę wrażenie, że chcesz mi sprawić przyjemność 😀 Dziękuję bardzo.
Poza tym to ja mam po prostu spore doświadczenie. No i tych nieudanych potraw czy wypieków na ogół nie pokazuję 😀
Nie ma się co spierać o pesto, bo – jak to często bywa – można różnie. 😉 I nawet bardzo dobrze, jak są różne wersje, bo co dwie głowy to nie jedna. 😈
Przyznaję, że mnie osobiście bliższe są przepisy na oko, bo z wyjątkiem wypieków i tak się prawie nigdy żadnych podanych miar nie trzymam, ale znam osoby, które bez dokładnych danych w ogóle nie wezmą się do gotowania. Więc dzięki i za takie wskazówki, i za takie, bo jedne i drugie komuś mogą się przydać. 🙂
Freakish!
Bobiku,
tego Bidzinę widziałem kiedyś (przed wyborami) w niemieckim telewizorze. Dom ma jak tower na lotnisku, wraz z terminalem 😉
Dorobił się na komputerach i imporcie telefonów z guzikami zamiast tarczy. Gruzin potrafi 😉
Oczywiście, co do pesto, to masz rację, Bobiku. Każda rodzina włoska ma własny tajemny przepis. Mnie chodziło o informacje dla niepewnych, co to pierwszy raz… albo nie mają pojęcia, ile to jest „sporo bazylii” itp. Jak się raz wypróbuje na mniejszej ilości, to potem można już samemu wymyślać warianty.
Dobrze, że ten wąż ma takie krótkie szyje. Strach pomyśleć, gdyby zechciał się zjeść 🙄
Jak się je, to i wydalać trzeba. Gdyby się Wam przydarzyła taka potrzeba na dworcu kolejowym w Tarnowie to należy przygotować się na kalejdoskop doznań. Najciekawszy jest komentator, który pisze, że przecież to normalne, bo taki automat i w Rzeszowie stoi i w ogóle „prawie wszędzie” jest tak samo. Ech ta Galicja…
Jak to pysznie wygląda, Markocie 🙂 .
Mam drobne pytanie – czy nie zechciałbyś sie ze mną ożenić?
A lubisz prasować?
Toalety na dworcach nie powinny byc platne. A zwlaszcza nie powinny placic osoby z niepelnosprawnoscia i osoby starsze.
Jak Zmora lubi prasować, to będę się musiał z Markotem o nią pojedynkować, bo sam zawsze marzyłem o tym, żeby się ożenić z kobietą prasującą. 😈
A propos toalet dworcowych, opowiadałem to już (i to zapewne nie raz), ale chyba nie tutaj:
W Tarnopolu, na stacji kolejowej, w oczekiwaniu na spóźniający się pociąg do Lwowa udałem się do toalety dworcowej celem wysiusiania się. Cel swój spełniłem, jakkolwiek ujszczyłem się nie uiściwszy, albowiem pisuardessa — wnosząc z odgłosów — zajęta była udrażnianiem kanalizacji w jednej z kabin. Nie znalazłem stosownego talerzyka, wysokie stężenie smrodu zachęcało do wyjścia bez zbędnej zwłoki, a i megafony zaczęły charczeć, że tym razem już niezawodnie pociąg wjedzie na peron, więc udałem się tamże. Na peron jednak, jeszcze przed pociągiem, wbiegła pisuardessa. Do dziś nie wiem, czy rozpoznała mnie na podstawie jakiegoś monitoringu, doniesień usłużnych współpodróżnych, a może tylko po wyrazie ulgi malującym się na mojej twarzy, dość, że doskoczyła do mnie i natarczywie domagała się należnej jednej hrywny za opróżnienie pęcherza. Użyła, między innymi, wielokrotnie powtarzanego argumentu: Prokuror budiet’ was sudit’! Moja żona zareagowała tak, jak zwykle reagują żony, znaczy przybrała znękany, acz obojętny wyraz twarzy i wygłosiła kwestię: Babilas, oddal tę kobietę. Mimo więc, że miałem ochotę na dyskusję o subtelnościach współczesnego ukraińskiego systemu prawnego tak długą, aby mieć pewność, że niejeden się nieodpłatnie wyszcza w trakcie jej trwania, wysupłałem ową hrywnę (i, dla załagodzenia sytuacji, jeszcze kolejne cztery) i wręczyłem Horpynie.
A pociąg, pociąg to już zupełnie inna historia…
A co miały powiedzieć niewiasty w czasach krochmalonego wszystkiego, z mężowskimi koszulami na czele.
Z prasowaniem nie należy przesadzać, bo i tak zaraz się pogniecie, a tego, co się nie gniecie nie trzeba prasować.
Dzisiaj sie nosi pogniecione, Bobiku. Taki szyk. Najwazniejsze zeby paznokcie bylu na czarno albo zielono. 🙄
Lajza poniekad z mt7. Ciekawe czy ma czarno pomalowane paznokcie.
Biedne sierściuchy – futro się nie gniecie i jak tu być modnym. Można się jedynie w czymś wytarzać 🙄
Do kogo ta mowa? Jak chodzi o noszenie pogniecionego, już od lat jestem trendsetterem. 😎
Czarno-zielone pazury też miewam, zwłaszcza kiedy, mimo wielokrotnie dawanych sobie obietnic, znowu do prac ogrodowych nie założę rękawic. 🙄
Babilasie, chyba nie masz pretensji do kobiety, która usiłowała przykładnie wypełniać zawodowe obowiązki, albo przynajmniej to, co jest ich sednem? 😎
No to mam przechlapane, nie jestem kobietą prasujacą;-) Prasuję, bo muszę, ale nie lubię.
Ależ Bobiku, nie mam pretensji, podziwiam determinację. I jeszcze drobna asocjacja.
😆
Ja lubię prasować, a co! Relaks taki mam dziwny. (Uwaga: nie prasuję majtek, dżinsów i ręczników! A znam takich, co jak najbardziej.)
Aha, jestem zajęta. Przez jednego takiego, co sam się prasuje.
Są różne zbączenia, nie przejmuj się Jedna taka(o)
Idę pospać. PA!
Lemanski powiedzial, ze zamkniecie kosciola w Jasienicy bylo bezprawne. Jesli cokolwiek rozumiem z praw obowiazujacych duchownych katolickich, to kazdy, kto otrzymal swiecenia, moze odprawiac nabozenstwa i nikt nie moze mu tego zabronic.
Czy ktos wie co prawo kanoniczne mowi na ten temat? Czy Hoser znowu robi zupelnie bezprawne swinstwa, ktore jak zawsze ujda mu na sucho?
Siodemeczo, wiesz cos na temat?
Księdzu Lemańskiemu nikt nie zakazał odprawiania mszy, Meki.
Ks. Janowi też nie zakazano odprawiania mszy, zakazano publicznego jej sprawowania w domu.
Idę już spać, Meki, bo padam na nos.
Ks. Wojtek wyprowadza się już od jakiegoś czasu od ks. Jana.
Kochani,
juz od 23:33 umieram ze zdechu!
Uwielbiam Twoj blog Bobiku!
Markocie,Twoj przepis wlozylam w zakladke, bo teraz musze zajac sie swoim…. u nas pora obiadowa,ale czuje ze to jest cos!
Bobilasa popieram, bo tez robie roznosci troche „na oko”. Przeciez nie bede liczyla litkow bazylii.
Errata:
ze zdechu to ja umieram juz od 19:08 !
No to dla kogo ks.Jan mialby te msze sprawowac we wlasnym domu? Dla siebie?
O tym zakazie dla wiernych czytalam.
Loto, póki nie umrzesz na ament, wszystko jest w porządku. 😀
I pamiętaj o właściwym rytmie: zdech i wydech, zdech i wydech… 😎
Ojoj, myślałam że jest odwrotnie – wydech i zdech, wydech i zdech. Ale ja się nie znam.
Mnie się chwilami kolejnych posunięć Hosera już nawet nie chce komentować. Są tak pełne małostkowej wredności, że szkoda słów. Mam tylko cichą nadzieję, że coraz więcej ludzi będzie tę wredność dostrzegać. 👿
Nie, nie, Vesper, tak, jak Ty piszesz, to nigdy by nie było wiadomo, czy naament nie jest właśnie w natarciu. A jak po zdechu następuje wydech, to można być spokojnym, że do naamentu jeszcze nie doszło. 😎
To ma sens
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry 🙂
W Gazie coś jakby drgnęło. Rozejm trzydniowy, który ma pewną szansę dotrzymania (od razu odpukuję, żeby nie zapeszyć), bo tunele są już zniszczone i izraelskie wojska lądowe się wycofują:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,16428992,Izraelska_armia_zakonczyla_niszczenie_tuneli_w_Strefie.html
Może teraz pójdzie w trochę lepszym niż dotychczas kierunku? Oby.
Kawa od Irka coś się nie chce dać wypić, więc donoszę własną – od razu z rogalikiem i gazetą. 😀
http://farm8.staticflickr.com/7169/6445515873_a23e2a8110_b.jpg
Czy ja moge optowac za wersja „zdech i wdech”? Bo wydech jest pasywny a wdech aktywny, wiec jesli nastepuje po zdechu, jest szansa ze ten ostatni nie jest ostatni, znaczy definitywny.
Przedrukowuje w calosci wczorajszy artykul Michaela Sfarda (prawnik, juz go tu wspominalam), z wczorajszej Haaretz:
Israelis are surprised. Did I say surprised? Downright shocked. Even before the dust from the fighting has settled, even before this “most just of all wars” has ended, even as the most moral army in the world is still mired in Gaza – there is already talk of war crimes and an international investigation.
We, who didn’t carpet-bomb even though we could have, who dropped fliers and made phone calls and knocked on the roof; we, who agreed to the humanitarian cease-fire that Hamas violated; we, who took more precautions than any other nation would have done – we are once again being accused of war crimes. Once again, the same old song is being sung: decisions about opening an international investigation, talk of the International Criminal Court, fear of arrests in Europe. And we don’t understand why we deserve all this.
It is possible to console ourselves by accepting the explanation that the television journalists keep repeating to us: that the world is anti-Semitic and two-faced and supports Hamas. But this would constitute a regrettable evasion of the tough questions. It would constitute an effort to flee the pointed discussion Israeli society ought to be holding about the way we have waged armed conflicts with our enemies over the last decade.
Since the Second Lebanon War of 2006, the Israel Defense Forces has adopted an extremely problematic combat doctrine for conflicts that take place in urban areas with dense civilian populations, and in which the enemy is seen as an illegitimate terrorist entity (Hezbollah in Lebanon and Hamas in Gaza). This combat doctrine is supported by a legal theory developed by the IDF’s international legal division, which interprets the laws of war in a manner that is shockingly different from their accepted interpretation by experts in the field worldwide. Its direct result is massive civilian casualties and the destruction of civilian neighborhoods.
This combat doctrine consists of two elements, each of which is a declaration of war against the fundamental principles of the laws of armed combat. The first element redefines what constitutes a legitimate target for attack, such that it now includes not only classic military targets (bases, combatants, weapons stockpiles and so forth), but also facilities and objects whose connection to the enemy organization is nonmilitary in nature. Under this innovative definition, the IDF’s target bank has expanded to include “symbols of the Hamas government” (offices, policemen, the parliament building), which were targeted during Operation Cast Lead in early 2009, and houses belonging to Hamas commanders and operatives, which have been targeted during the current Operation Protective Edge. Dozens and perhaps hundreds of civilians have been killed in assaults on such structures.
The second element is even more far-reaching: It holds that when fighting in urban areas, we are entitled to treat the entire area as a legitimate target and bombard it via air strikes or artillery shelling – as long as we first warn all the residents of our intention to do so and give them time to leave. The IDF first used this method in Beirut’s Dahiya neighborhood during the Second Lebanon War. Before bombing, the army dropped fliers telling the residents to leave. Then the bombs were dropped, and most of Dahiya’s houses were destroyed.
This doctrine was applied, to varying degrees, in Operations Cast Lead and Protective Edge as well, primarily in Gaza City’s Shujaiyeh neighborhood. It does not take into consideration the question of whether the prior warning given the population is effective – i.e., whether the population can in fact leave, whether solutions have been found for the elderly, the ill and the children. Nor is it accompanied by the creation of a safe corridor through which people can flee to someplace that won’t be fired on, and where civilians have what they need to survive.
The terrifying result of this combat doctrine, in both Cast Lead and Protective Edge, was piles of bodies of women, children and men who weren’t involved in the fighting. During Protective Edge, the IDF itself, via its spokespeople, claimed that Hamas was preventing the population, both by force and by threats, from fleeing the areas slated to be bombed. Yet even this fact didn’t abort the bombings.
The IDF’s lawyers, who provide legal support for this combat doctrine, are conducting a „targeted assassination” of the principles of international law: the principle of distinction, which requires differentiation between military targets (which are legitimate) and civilian targets (which aren’t); the principle of proportionality, which forbids attacking even a legitimate target if the anticipated harm to civilians is excessive in comparison to the military benefit from the target’s destruction; and the need to take effective, rather than merely symbolic, precautions.
Even so, none of this would lead to international investigations if there were at least an Israeli mechanism for conducting inquiries that met international standards, as international law gives priority to investigations and trials by the state in question. But, as the reports of countless Israeli human rights organizations have shown, the IDF’s in-house system of investigations and prosecutions has been a failure: Parts of it are neither independent nor professional; it’s horrendously slow; and it’s incapable of dealing with questions related to policies set and decisions made by senior officers.
The Turkel Commission – appointed by the previous government to examine whether Israel complies with international requirements for investigating suspicions relating to possible violations of the laws of war – adopted the recommendations of Israeli human rights organizations and, about a year and a half ago, issued 18 recommendations for major changes in the IDF’s investigative policies. But these recommendations were buried by means of the well-known method of setting up an “implementation committee.”
In this situation, the army’s past and present legal advisors are not only legalizing an immoral form of combat; they are pushing Israel into international investigations and perhaps even indictments.
So there’s no reason to be surprised. Preventing harm to civilians has always been the purpose and the raison d’etre of the laws of war. Therefore, Hamas’ firing of missiles at civilians is undoubtedly a war crime. But for the same reason, the bombing of Hamas operatives’ private homes (“so that when they emerge from their bunkers, they’ll see what a price they have paid”), and the use of artillery and aerial strikes aimed at densely populated civilian areas raises suspicions that the laws of war were violated. And these suspicions must be investigated.