Nowy asortyment
Labradorka weszła do sklepiku Bobika i szeroko otwarła zdumione ślepia. Zniknęły regały na książki i same książki, a zamiast nich wszędzie piętrzyły się porozstawiane bez ładu i składu sterty pudeł, butelek, buteleczek i różnych dziwnych przedmiotów o niewyjaśnionym przeznaczeniu.
– Co tu się stało? – jęknęła z przerażeniem, zapominając nawet machnąć ogonem na powitanie.
– Asortyment zmieniam i rozszerzam – zawiadomił radośnie Bobik. – Przedbobony będę teraz sprzedawał. Ten towar ostatnio schodzi lepiej niż świeża pasztetówka.
– Chyba chciałeś powiedzieć zabobony – jak zwykle nie oparła się belferskiej pokusie Labradorka.
– E, tam. Zabobony to są Polakowi potrzebne jak umarłemu kadzidło. Tylko wychodzi na to, że znowu mądry po szkodzie. Dawniej, wskutek niedostatków rynkowych, może tak i było, ale czasy się zmieniły, teraz Polak potrafi być mądry przed szkodą, bo szeroko i powszechnie stosuje przedbobony.
– A co konkretnie masz na myśli? – ostrożnie zapytała Labradorka, najwyraźniej nieobeznana z tematem.
– No, na przykład modlitwa o deszcz to jest przedbobon. Przewiduje się szkodę, którą przyniesie susza i stara się jej zapobiec. Albo uzdrowiciele. Idziesz na stadion do uzdrowiciela zanim się przekręcisz, czyli przed ostateczną szkodą. Albo jak spluwasz trzy razy przez lewe ramię, żeby odwrócić nieszczęście, które dopiero mogłoby się stać, to przedbobonisz, a nie zabobonisz.
– Już zrozumiałam, zrozumiałam – szczeknęła szybko sąsiadka, obawiając się, że Bobik może tę wyliczankę ciągnąć do wieczora. – Ale co jest wobec tego z egzorcyzmami? Przecież one są potrzebne dopiero wtedy, kiedy Zły już kogoś opęta, nie profilaktycznie.
Szczeniak wcale nie stracił handlowego kontenansu.
– Egzorcyzmy zaliczamy do śródbobonów – wyjaśnił profesjonalnym tonem, starając się uniknąć nuty lekkiego pobłażania. – Są trochę po szkodzie, ale zapobiegają szkodzie jeszcze większej. Nie mam ich na składzie, bo są na specjalne zamówienie, ale zapotrzebowanie jest spore, więc na pewno będę zamawiał często. Już mnie nawet kilku kumpli o to prosiło, bo odkąd ich ludzie powiesili na furtkach tabliczki „Uwaga, zły pies!“, czują się jakoś nieswojo i mają nadzieję, że egzorcyzmy by na to pomogły.
– Mnie się właściwie dosyć podobało, kiedy handlowałeś racjonalnością – westchnęła Labradorka i z pewnym żalem spojrzała na bezładnie zastawione pudłami wnętrze.
– Racjonalność! – prychnął Bobik. – Sama wiesz, że mi prawie w ogóle nie schodziła, co najwyżej ktoś ze znajomych czasem kupił, żeby mnie wspomóc. W końcu tuż przed upływem daty ważności sam ją musiałem zużywać, żeby się całkiem nie zmarnowała. Gdybym dalej chciał sprzedawać racjonalność, musiałbym szybko sklepik zamknąć. Popytu nie ma. Klient chce czegoś ekstra, nie z tej ziemi, a klient nasz pan i nasza niewidzialna ręka, która trzyma twarde reguły rynku. Widzisz, jak się obcykałem z ekonomii?
– Fakt – zgodziła się Labradorka. – I zapał, jak widzę, masz naprawdę nieziemski. Cóż, wypada ci życzyć, żeby ci się biznes rozwinął.
– Odpukaj bo zapeszysz! – wrzasnął Bobik. – O, tu masz takie pudełko… Trzy puknięcia w opakowaniu plus kawałek niemalowanego drewna gratis, wszystko razem za jedyne 5 złotych. Radziłbym ci wziąć od razu kilka sztuk, bo czasy niepewne i dobry przedbobon w każdej chwili może się przydać.
Nawiasem mówiąc, policjantem w Niemczech może zostać tylko ktoś, kto się tu urodził. Jakiś taki starożytny przepis jeszcze obowiązuje (a w każdym razie obowiązywał do czasu, kiedy to rozmawiałem na ten temat z moim ulubionym Dzielnicowym). Więc gdyby nawet jakiś geniusz kryminalistyczny z całkowicie legalnymi papierami tu przyimigrował, roboty w swoim zawodzie i tak nie dostanie, dopóki się przepisy nie zmienią.
OK, zanim Maria przyjdzie tutaj na gore, to pokrotce. Nie, nie z nedzy i nie z braku pracy. Przed przyjazdem do Londynu pracowala jako przewodnik po Palazzo Vecchio we Florencji i w Ogrodach Boboli. Co uwielboala robic o jak mowi miala z tego wieksza frajde niz tyrysci, ktoruch oprowadzala po Lorenzettich.
Pokrotce – przyjechala tu aby nauczyc sie porzadnie angielskiego, procz pracy sprzataczej jest wolontariuszka w jakims muzeum, gdzie sie uczy wspolczesnego muzealnictwa. Interesuja ja takie prace muzealne jak wymyslanie i organizowanie zajec edukacyjnych dla dzieci i mlodziezy i w tym kierunku chcialaby isc. To sie nazywa organizacja muzeow. Ale potrzebuje naprawde sprawnego angielskiego.
Uwielbia Murilla. Rozmawialismy o Lorenzettich z Palazzo Vecchio i o hiszpanskim baroku o o hiszpanskiej sztuce sakralnej, malo znanej w swiecie. Matka nauczycielka, bardzo jej zadzrosci mozliwosci jezdzenia po swiecie i poznawania. W Hiszpanii pracy w jej dziedzinie dosc malo, ale we Wloszech nie ma zadnego problemu. Juz dosc niezle mowi po wlosku.
W tej chwili myje lodowke. Nasza Pani dochodzaca tez czasami myje lodowke jak jest w dobrym humorze. Czasami nawet z wlasnej woli.
Ulżyło mi, że przynajmniej Maria nie z musu. 😀 Co oczywiście w żaden sposób nie narusza mojej lewackiej empatii wobec tych, którzy z musu. 😎
POprawka – ta dziedzina nazywa sie nie organizacja muzeow tylko otganizacja sztuki.
No, z tą policją to jest tak w większości krajów, ale nie każdy musi być zaraz Derrickiem. Dla zwyczajnych glin są w Niemczech możliwości od 20 lat.
Bo Wy, Lewacy to naprawde lubicie myslec formulkami. A my prawacy zadajemy pytania zanim rozdamy swe wspolczucie na prawo i na lewo. 🙄
😯
Organizacja sztuki brzmi jakoś niezgrabnie i niezbyt adekwatnie. To już wolę niemieckie określenie pedagogika sztuki.
Maria jednak z musu, moim zdaniem. Chce podnieść swoje kwalifikacje, ale nikt jej tego nie sponsoruje. Z wolontariatu się nie utrzyma, a przecież wolontariat to też jest PRACA, z której ktoś korzysta.
Cóż po zadawaniu przez prawaków pytań, kiedy nie umieją na nie udzielić sensownych odpowiedzi. 🙄
A gdybym ja myślał formułkami, to musiałbym już dawno wszystkich prawaków stąd zbanować, żeby mi nie przeszkadzali w robieniu światowej rewolucji. 😈
My tutaj do wolontariatu mamy troche inny stosunek. To ma pewnie cos wspolnego z wiekiem XIX, ktory byl wiekiem wolontariatu klas srednich i wyzszych.
Rzeczywiście, Markocie, unijni zwykłym gliną mogą zostać, ale inni dalej nie.
Ja z Dzielnicowym rozmawiałem konkretnie o jednym chłopaku z Iraku, który tu siedział od lat 14, a przyjechał jako dwuletnie pacholę. Chłopak sobie wymyślił, że chciałby zostać psem, co oczywiście żywiołowo poparłem 😎 , ale po sprawdzeniu okoliczności musiał ze swoich marzeń zrezygnować.
Kiedy ja w okreslonych rodzimych kregach biegam za lewaka i zydokomune.
Wiec naprawde nie mialbym juz gdzie isc.
I nie wszystkie pytania wymagaja natychmiastowej odpowiedzi pytajacego. Czasami wystarczy odpowiedz pytanego.
Hiszpanska sztuka sakralna malo znana na swiecie?
Wyżej też mogą dojść po spełnieniu odpowiednich warunków
„Gemäß den Richtlinien für die „Auswahl von Bewerberinnen und Bewerbern zur Einstellung in den gehobenen Polizeivollzugsdienst“ müssen sie zusätzlich mindestens 5 Jahre in der Bundesrepublik Deutschland gelebt haben, im Besitz einer gültigen Niederlassungserlaubnis sein und die Heimatsprache in Wort beherrschen (ist durch einen Sprachtest nachzuweisen).”
Jak ten Irakijczyk zdobędzie obywatelstwo niemieckie, to (przynajmniej w Hesji) ma takie same szanse na zostanie policjantem jak Niemcy.
Wolontariat w ostatnich czasach zaczął zmieniać oblicze. Częściowo nadal jest ujściem dla szlachetnych porywów, ale po części zaczął być, jak Markot zauważył, ordynarnym wykorzystywaniem darmowej siły roboczej. Tak samo jak praktyki zawodowe i inne takie.
A, to jednak się te przepisy policyjne musiały zmienić, bo wtedy, kiedy sprawa Irakijczyka była na tapecie, takich możliwości jeszcze nie było. Mea culpa, kłapnąłem nie sprawdziwszy, jaki jest stan aktualny. 😳
Chyba że w NRW jest inaczej, ale nie chce mi się szukać, bo chłopak w międzyczasie postanowił zostać ratownikiem medycznym, a to też pożyteczny zawód. 🙂
Bardzo źle było gdy śmiano się z Waczków (wielkich afrykańskich czarowników), bo to był rasizm. Ale jeszcze gorzej jest gdy traktuje się ich poważnie, bo to jest debilizm. Więc ja już nie wiem.
Dlatego najlepiej śmiać się ze wszystkich czarowników, bo wtedy przynajmniej oskarżenia o rasizm łatwiej odpierać. 🙂
Lisku, chodzi o dziela sztuki stanowiace integralna czesc wystroju obiektow sakralnych. One rzadko sa z kosciolow wyjmowane, bo tez w przyopadku Hiszpanow sa one bardzo kruche i podatne na zniszczenie – uzywaja czesto prawdziwych czesci wyjetych z nieboszczykow – jak prawdziwe wlosy, kosci, czaszki etc. Nawet krwi. Albo prawdziwuch tkanin umoczonych w gipsie kilkaset lat temu. Ten gips sie sypie. Mielismy kilka lat temu taka wystawe w Londynie i byla ona dla wielu z nas, odwiedzajacych istna rewelacja – nie ze wzglegu na wysoka jakosc pokazywanycg dziel, ale wlasnie z tego powodu. . Troche morbid if you ask me. Najbardziej pamietam zakrwawione prawdziwe wlosy na odcietej glowie na tacy. Po stronie przeciwnej od wlosow ta glowa tez nie wygladala budujaco.
To o te wystawe chodzi:
http://www.nationalgallery.org.uk/whats-on/exhibitions/the-sacred-made-real
Bobiku,
Twój dzielnicowy jest kiepsko poinformowany albo rasista 🙁
In Nordrhein-Westfalen sind nach Angaben des Innenministeriums von den 45 000 Polizeibeamten etwa 60 Ausländer aus Staaten außerhalb der EU. Seit 1996 besteht die gesetzliche Möglichkeit auch für Nicht-EU-Ausländer, in den NRW-Polizeidienst aufgenommen zu werden
Przyjmują głównie Turków, ale Irakijczyk też by miał szanse
Hiszpanska sztuka sakralna to troche szeroki termin, obejmujacy m.i. Murilla, El Greco czy Zurbarana, ktorych obrazy takze wisza w kosciolach, architekture katedr itd., wiec nie bardzo rozumialam o co chodzi.
Ratowanie życia i zdrowia uważam jednak za co najmniej tak samo pożyteczne jak uganianie się za przestępcami.
Ja też, ja też, dlatego wcale nie usiłowałem delikwenta od tego ratownictwa odwodzić. 😉
U Dzielnicowego rasizm, na podstawie wieloletniej znajomości, wykluczam, ale nie wykluczyłbym, że np. on też nie sprawdził na bieżąco, tylko oparł się na znajomości takich przepisów, jakie obowiązywały, kiedy on zaczynał służbę. Nie miał też pewnie impulsu, który skłoniłby go do dokładniejszego sprawdzenia, bo w otoczeniu żadnego cudzoziemskiego policjanta nie zoczył – 60 takich na cały land to bardzo niewiele i nic dziwnego, że nie w każdej miejscowości się trafiają.
Założyłem, że on się zna lepiej i zapomniałem o zasadzie „dowieriaj, no prowieriaj”. Szkoda, ale teraz i tak już po ptokach, a w sumie może nawet i na dobre wyszło.
Kocie, to co opisujesz jest rzeczywiscie morbid, natknelam sie na takie rzeczy raz czy dwa w grobowcach w kosciolach, nie wiedzialam ze to bylo czeste.
Przy okazji spytaj Marie o chorriqueresque, to hiszpanski wariant baroku, zupelnie zwariowany 🙂
Bardzo ciekawe: przewodniczacy palestynskiej grupy (z Zachodniego Brzegu) do rozmow w Kairze oswiadczyl ze juz kilka dni temu mozna bylo dojsc do porozumienia w sprawie Gazy ale ktos specjalnie maci, i jesli nie przestanie, to on ujawni publicznie kto to jest 😈 Wiec wydaje sie ze rozejm jest bliski 🙂
Zapytałem Sierżanta i rzeczywiście dość odjechane obrazki pokazał. 🙂 Tylko twierdził, że to się pisze przez u, churrigueresque. 😉
A co, tylko pianofilowi wolno?
Czy przewodniczący nie mógłby tak czy owak ujawnić, kto mąci? Ot, tak, żeby było wiadomo, komu urywać narządy. 👿
Wolno wszystkim, choć nie wszystko wolno. 😈
Chciałem najpierw tę literówkę cichcem poprawić, ale potem sobie pomyślałem „a jak np. w jakiejś lokalnej odmianie hiszpańskiego jest właśnie tak i wyjdę na besserwiserskiego głuptaka?”, no i zostawiłem, żeby się upewnić co i jak. 🙂
Aha. No dobrze, Bobiku, jesli zaczynasz mi z przekasem (” 😉 „) wytykac literowki, bede sie musiala pilnowac.
E tam, przekąs to ja sobie zostawiam na przyjemniejsze okazje. Uwielbiam kilka razy dziennie coś przekąsić. 😀
Lisku, ja sie domyslam ze wyrazenie „hiszpanska sztuka sakralna” ma dosc szerokie zastosowanie, ale mnie chodzilo o taka sztuke sakralna, ktpra jest malo znana w swiecie.
O churriqueresque zapytam jak bede wiedzial jak sie to wymawia. Przy okazji od dzis wiem, ze Murillo wymawia sie murijo, co mi nigdy do lba nie przyszlo.
To zdjecie, co je Bobik dal, to mi przypomina znienawidzonego Gaudiego i jego kiczowata Sagrade Famiglie czy jak jej tam. Mozna dostac bolu czaszki.
Musze wyjsc.
Złapałem się na ciekawym przypadku zaćmienia umysłowego, niepozbawionego jednakowoż pewnej iberologiki: czytam u Mordki „Murillo wymawia się murijo” i myślę sobie „dlaczego miałoby się wymawiać muriho, skoro ja wiem, że się wymawia murijo?” 😆
A wszystko bez ten poliglotyzm 🙄
Jak już pytać Marię, to o Churrigueresco czyli Churrigueryzm (czurigueresko)
Kocie,
po hiszpańsku podwójne „ll” wymawia się jak „j”.
Markocie, Ty chyba jesteś Kotem O Bardzo Młodych Oczach, jeśli uważasz, że w drobnym druczku możliwe jest odróżnienie q od g. 😆
Jakim drobnym druczku? 😯 😉
Ja znam ludzi, którzy co roku latają na MaLorkę 😀
No bo pewnie są kulturalni i wiedzą, że jest taka hiszpańska poeta, co się czyta Lorka. A gdyby się czytała Jorka, to by nie była hiszpańska, tylko pieska, ale wtedy pisałaby się Yorka. 😈
… albo by się pisała Jorka i czytała Machorka 😉
A w Buenos Aires muriżjo… Jak już człowiek wie, to radzi sobie, ale za pierwszym razem to jest szok.
Yorka mogłaby też być New, ale wtedy by była bardzo daleko, za kałużą.
Po francuskiemu „ill” też się czyta „j”, więc Hiszpanie nie są w tych udziwnieniach oryginalni 🙄
La Jolla czyli la Hoja…
I znowu mi się przypomina stary dowcip o pobycie w Kalifornii 🙄
Tylko czekać, aż co bardziej uzdolnieni językowo kibole zaczną wyrażać swą nieprzychylność per „ty jullu!”. 😎
To jest pomysł, żeby tak to zapisywać i w ten sposób obejść nieprzyzwoitość 😉
Jako znana żydomasoneria wręcz powinniśmy mieć jakieś tajne kody. 😈
Kiedy ja NIBY wiem, ze ll po hiszpansku czyta sie jak j , ale przyzwyczailem sie od kociectwa wymawiac muril-lo o tak juz mi zostalo. Wiec sie dzis zdziwilem. POdobnie od kociectwa za Kydrynskim nauczylem sie wymawiac Ella FITZgerald i stale mnie ktos poprawia, ze to jednak FitzGERald.
O jeszcze jest takich pare nazwisk.
Mialem kolege, ktory kategorycznie odmawial poprawnego wymawiania popularnego nazwiska Lllewellyn, ktore sie wymawia Hluelin, z akcentem na e. On go wymawial jako LeweLYN i nie chcaal inaczej.
Najgorzej jednak bylo z nazwiskiem tworcy skautingu lordem Baden-Powellem. Otoz nazwisko to wbrew pozorom wymawia sie bejdn-pol. I jak Stara zrobila kiedys piekny program o nim , to wszyscy koledzy sie wsciekli, ze nikt w Bejdn-Polu nie rozpozna Baden Powella i ze nie ma z pewnoscia racji. Na szczescie miala nagrany jakis klip z jego potomkiem i potomek wymawial wyraznie Bajdn-Pol.
Szedlem teraz przez park i napotkalem Bazanta. Bazanta nieoskubanego piszemy i wymawiamy z duzej litery.
Piekny ptaszek, nie powiem.
Jak to było, Bobiku? Podobno w Piwnicy pod Baranami na przybycie jakiegoś partyjnego bonzy (Jaroszewicza?) wywieszono transparent: „Happy birthday, who you”.
😆
Nie znałem tego numeru, ale w Piwnicy jak najbardziej mógł się zdarzyć. 🙂
Ja to znam w innej wersji. (Dawna) przyjaciolka Starej , Irenka, probowala swoim zwyczajem – psim swedem wjechac do Polski za komuny. Odwiedzala wiec rozliczne konsulaty w roznych stolicach i wymyslala dlaczego musi natychmiast udac sie do Polski, raczej nie zdradzajac sie ze swej znajomosci jezyka polskiego. Kiedys w czasiue pobyru w Londynie wpadla bardzo zaaferowana do konsulatu PRL na Portland Street i lamiacym sie z emocji glosem powiedziala, ze jej narzeczony ulegl w Polsce wypadkowi, lezy w szpitalu, o tu, prosze jest telegram z Polski od Johna, wiec czy moze natychmiast dostac wize.
Urzednik konsulatu obejrzal telegram sformulowany po polsku i postanowil zbadac stopien pokrewienstwa Amerykanki Irene z Johnem, pytajac „Who you, who John?”.
W tym momencie Irenka ledwo wytrzymala by nie wybuchnac smiechem, pokazac na pierscionek z brylancikiem i wytlumaczyc na migi, ze to narzeczony. Wize dostala.
Tyz pikne, ale to akurat już znałem. 😀
Chętna zgoda na tajne kody ale po pierwsze proszę mnie nauczyć a po drugie ja nie z żydomasonerii, a z żydocyklistów. A pierwszy raz usłyszałem polskim uchem imię kolegi (a kolega ma imię Ruy) gdy przyjaciel Polak spytał z niedowierzaniem: „jak on ma na imię?!”
Ale nie tylko początkowe r tak tu się czyta. Podwójne rr w środku, też. Więc żelazo, ferro, to feho, ale, proszę, żadne tam „fecho”.
Rowery trudniej ukryć niż kody. Nie wiem, Andsolu, czy się na tajność załapiesz. 🙄
Gustaw, Ludwik i Hubert wybierają się do Francji
– Ja jestem Gustaw, to we Francji będą na mnie mówić Gui
– Ja jestem Ludwik, to we Francji będą mówić na mnie Lui
Na to Hubert:
– A ja nigdzie nie jadę!
Mój Dziadek ten kawał z upodobaniem opowiadał. 🙂
Rysiu, podobno nowego burmistrza będziecie mieć. Cieszycie się?
Ale porządnego lotniska to Wam chyba nawet sam Salomon nie naleje. 😉
Wracając do Murillo…
W muzeum w Sevilli znajduje się obraz Madonny na serwetce namalowany na prośbę kucharza w klasztorze kapucynów, gdzie Murillo jadał swoje posiłki i zaprzyjaźnił się z owym kucharzem. Na koniec pobytu malarza w Sevilli kucharz poprosił o jakąś pamiątkę. Murillo odparł, że skończyło mu się płótno…
Tu, wbrew pozorom, też Murillo, na sporym obrusie: 😈
http://www.saatchigallery.com/artists/artpages/oscar_murillo_untitled_hanging.htm
Po co nam tajne kody, skoro mamy jawne koty? 😯 Jako też Rytuały, Opowieści, Białą Magię (kciuków) i Transy (poetyckie). (Bardzo proszę, tylko nie tajne kody! Głowa mi pęka od kodów i haseł: do kont, serwisów, systemów w pracy, domofonów, telefonu… auuuu!)
Ago, a gdyby te nasze tajne kody zrymować, żeby je było łatwiej zapamiętać? 🙂
No może… Jeśli to będą takie proste, żołnierskie rymy jak u Boya… 😉
Nowy obiekt kultu: Tecza na Zbawiciela:
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,16535777,Pod_tecza_beda_sie_modlic_codziennie_przez_3_godziny.html#LokWawTxt
Melduję, że blog mi migocze. Po odświeżeniu pokazuje się a to pusta strona, a to niesformatowane komentarze. A nawet kiedy wszystko jest w zasadzie w porządku, nie widzę niektórych ikonek w komentarzach, czy zdjęcia psa czekającego przy misce. Na innych stronach nie zauważyłam problemów.
Ne mam pojęcia, Ago, co się dzieje. U mnie jest wszystko w porządku. Spróbuj może zamknąć okienko z przeglądarką i otworzyć wszystko jeszcze raz.
Czy jeszcze komuś migocze?
Ja tam jestem wzorem tolerancji religijnej. W ogóle mi nie przeszkadza, że ktoś modli się do tęczy albo do gendera. 😎
Ten dowcip znam jako śląski, zamiast Gustaw mówiło się Gustlik 😉
Nie chcę Cię martwić, Doro, ale utrafiłaś w komentarzem numer 666. Będę się modlił za Ciebie a może nawet poproszę o pomoc tego pana od seryjnych zmartwychwstań.
puk, puk
kawa i herbata
Dzień dobry 🙂
Nareszcie ktoś wpadł na słuszny pomysł, że kawę i herbatę można podać jednocześnie, żeby nie musieć wrzucać dwóch linków. 🙂
Przyda się i jedno, i drugie. Znowu jakiś taki dzień, że dobudzanie się nie następuje automatycznie, trzeba popracować. 🙄
O matko, ja już wcześniej coś na liście miałem poprawić, ale najpierw serwer świrował, a potem zwyczajnie zapomniałem. 😳
No, mówię przecież: trzeba popracować nad sobą. 😎
Z modłów do tęczy możemy się śmiać, ale to już śmieszne nie jest:
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1590101,1,kontrowersje-wokol-hostelu-lgbt.read
Moje osobiste wrażenie też jest takie, że agresja wobec osób LGBT w ostatnim czasie niepomiernie wzrosła. Może ma to związek z wychodzeniem z szafy; z tym, że te tematy w ogóle pojawiły się otwarcie w przestrzeni publicznej, może z czymś jeszcze innym, w każdym razie ja aż tak skondensowanej nienawiści do „tego całego pedalstwa” nie pamiętam. I kiedy próbuję sobie wyobrazić, jak to jest, być w dzisiejszej Polsce gejem czy trans, dość mi się okropnie robi.
Bobiczku, różnie, zależy od środowiska. Ja siłą rzeczy spotykam w moim środowisku niemało gejów, a z jedną parą, mieszkającą ze sobą od kilku lat, jesteśmy z rodziną serdecznie zaprzyjaźnieni. Ja myślę, że kiedyś było inaczej, ponieważ geje się po prostu ukrywali, środowisko wiedziało, ale nie komentowało. Dziś wszystko jest na wierzchu, a internet ogólnie podniósł poziom agresji. A przeciętny człowiek chamieje – przecież nie tylko w Polsce się to dzieje, choć Polska jest w niechlubnej czołówce z powodu tradycji patriarchalnego modelu życia. A w czasie takim jak ten, gdzie poczucie bezpieczeństwa ulega erozji, agresja się potęguje i jej obiektem jest najczęściej to, co się w tradycji (czytaj: poczuciu bezpieczeństwa) się nie mieści.
Chyba jeszcze jestem śpiąca (obudziłam się całkiem niedawno 🙂 ), bo tyle błędów językowych 😳
Dzień dobry. Co słychać? Zboże z pól zwiezione do stodoły?
Wczoraj, pomimo przelogowywania, już mi się nie udało wejść na blog. Ale jako że nikt inny nie melduje o problemach, zakładam, że są moje prywatne, a nie blogowe. Co i dobrze. 🙂 Teraz zaglądam z pracy. I z kolei wrzuciło mnie do piwnicy na Dywanie. 😈 Personą wszak jestem, nie gratem, żeby mną rzucać. 🙄
Nie zdolalem przeczytac calego artykulu Podgorskiej, a nie mam jeszcze papierowej Polityki, ktora ostatnimi czasy mozna wyluskac spostod wszystkich „Od Rzeczy” i „Wrozek” kolo mnie u Mleczki – po kilkakrotnych pytaniach menadzera „Dlaczego sprowadza pan do sklepu same smiecie,a ja nie moge dostac Polityki” i rozbrajajacych odpowiedziach, ze „Bo ludzie wola kupowac smiecie, a ja mam malo miejsca na polce z prasa”.
Otoz srodowiska gdzie geje nie byli jawnie upokarzani, zawsze w POlsce byly, takze za komuny. I zawsze byly to srodowiska bardzo male i elitarne, glownie artystyczne.
Nie wiem czy one az tak bardzi sie rozszerzyly w Polsce wolnej i demokratycznej pod wieloma wzgledami.
Moim zdaniem kompletnie zludne jest przekonanie, ze gdyby geje „tak sie nie afiszowali” , nie „prowokowali” swym wygladem i roszczeniami, to by mieli lepiej i srodowiska katolicko-patriotyczne by sie od nich odczepily.
Pamietajmy, ze srodowiskom patriotyczno- katiolickim znacznie bardziej przed wojna przeszkadzal taki wrosniety w polskosc Tuwim czy Slonimski niz ktos chodzacy w jarmulce i chalacie. Sporo o tym pisala chocby Autorka Ogrodow pamieci.
To ze agresja skupoa sie dzis tak bardzo na LGBT jest wina polskiego panstwa, polskiego systemu edukacyjnego, polskiej opinii publcznej. I w duzej, za duzej mierze polskich tworcow i intelektualistow, polskicg politykow wreszcie. Oni to wlasnie pokazuja, ze demokracja im potrzebna po to jedynie, zeby nie miec utrudnionego dostepu do dobr w jakie obfituje ustroj demokartyczny, ale nie przeszkadzaja im gdy na ich oczach deptana jest ludzka godnosc jakiejs grupy Polakow.
Foma,
młócim na gumnie 😉
O Boże! Niezżęte zboże! 😳
Zaraz wysiłek włożę i plony ochędożę. 😎
Tylko czy na mym ugorze w ogóle rośnie zboże? 🙄
Mnie też się , jak Mordechajowi, wydaje, że istnieniem izolowanych – na ogół inteligenckich – enklaw tolerancji nie należy się zanadto sampocieszać. To wręcz może prowadzić do złudnego poczucia „nie ma o co robić rabanu, bo wszystko jest okej”. A że nie jest, gołym okiem widać. Jedyna formuła, w jakiej obecnie tzw. szerokie rzesze są skłonne do względnej akceptacji LGBT jest taka: niech siedzą cicho, nie domagają się żadnych praw, maskują się i nie lezą nam w oczy, a przede wszystkim niech się pokornie godzą z pozycją pariasów, bo przecież ona im się należy.
Również standardy traktowania LGBT, jakie przyjęły się w polityce i niektórych mediach, są po prostu haniebne. Ta ryba śmierdzi i od głowy, i od ogona, a w takiej sytuacji niewiele daje, że gdzieś tam na środku jest nieśmierdzący kawałek.
Strasznie mi przykro, Ago, że Łotr Cię traktuje jak grata, ale źródło problemu chyba rzeczywiście jest w Twoim kompie. 🙁 Znikąd nie miałem innych meldunków o jakichkolwiek problemach technicznych.
Pole podorze
Ziarno w komorze
Jabłka przetworze
Nic się nie trwoże
A na ugorze… 🙄
Pustki w oborze
Dziura w buciorze
Bobiku, gorze!
Zaściel choć łoże 🙄
Dopiki nie wbije sie w glowy spoleczenstwa zasady, ze choc demokracja ma wiecej wolnosci obywatelskich niz inne ustrioe, ale ma takze powazne ograniczenia – nie mozna bezkarnie ograniczac wolnosci innych do samorealizacji, zas przestrzen publiczna nie jest miejscem na wygadywanie absolutnie wszystkiego co slina na jezyk przyniesie i ze swoboda wypowiedzi nie moze podburzac do znecania sie nad innymi, nie bedzie dobrze i demokracja moze sie szybko przerodzic w anarchie i mordobicie. Co juz w duzej mierze sie w Polsce dzieje. Ale malo komu zapalaja sie jakies sygnaly ostrzegawcze.
A od upadku komuny narodzily sie juz dwa nowe pokolenia.
chyba żeby w tym roku nie zbierać z pól, bo i tak nie ma co z tym zrobić 🙄 🙄 🙄 🙄 z drugiej strony więcej dzieci się rodzi, to będzie komu zjeść 🙄 🙄 🙄 🙄 🙄 🙄
Co ma niebożę
zaścielać łoże,
jeżeli może
pływać w jeziorze,
zakupić orzech
i kota w worze,
lub teatralną
wypełniać lożę,
tam, gdzie w czadorze
dziewoje hoże,
wołać „złóż noże
torreadorze!“…
Gdy w tym ferworze
oleje łoże,
to się założę –
nie będzie gorzej. 😎
Najgorsze, że ci, którzy latają ze znakami „zakaz pedałowania” czy zieją nienawiścią w internecie, w ogóle nie mają poczucia znęcania się nad kimkolwiek. To jest właśnie to przekonanie, że „pedały dostają tylko to, co im się słusznie należy”. Myślę, że większość z tych obrońców moralności bardzo by się zdziwiła zarzutem okrucieństwa. Jakie znowu okrucieństwo, przecież „z nimi tak właśnie trzeba i my som w prawie”. 🙄
Bobiku, nie przykruj się. 🙂
Kierownictwo wyciągneło mnie z Dywanowej piwnicy, otrzepałam się i może nawet jeszcze zdążę na dzisiejszy recital na Zamku. 🙂
prawiedliwe my som, znaczy się 🙄 🙄 😐
Tych prawiedliwych można by zbierać zamiast zboża, bo oni latoś obrodzili. 🙄
A potem edukacyjnie wymłócić. 😎
Zboże będą chędożyć, a prawiedliwych młócić na gumnie. Dżęder, albo co gorszego. 👿
łojcowizna, łot co
Dzień dobry 🙂
Zbieramy i przetwarzamy. Wczoraj mirabelki, dzisiaj uleny. Nalewki tyrają 🙄
Obrońcy moralności bardzo się dziwią, kiedy dostają tylko to, co im się słusznie należy. Nie łapią paraleli.
A w Polityce ciekawy, bo przekrojowy, artykuł „Porządek ras”.
o, już mam gorsze:
Gdy dżęder oddalał się po gumnie, naszła mię refleksja, że gumno po deszczu błotniste, nogawki sobie dżęder uwali. Ale z drugiej strony, widział dżęder gdzie lezie. A z trzeciej, że gumno pasowałoby kostką wyłożyć, żeby takie badziej europejskie było. Tfu, żeby się błotem nie uwalić.
Podmokłe gumno? To nie jest dobrze. Memu mężu się pomyliło i zamiast cukinii, dwa kilogramy ogórków sałatkowych przywiózł. Jak na gumno wyrzucę, zrobi się jeszcze bardziej grząsko. Hmmm, co robić?
Mnie tam błoto nie straszne. Gumniaki se wdzieje, przejde się po gumnie, pod studnio obtokne i glanc pomada, mucha nie siada. A jak Unia chce, żeby na moim gumnie była Europa, to niech mnie da dotacje w piniędzach na te kostkie bauma, o!
Sałakę, vesper, sałatkę robić. I się zachwycać 🙂
vesper, a może mężu się nie pomyliło, tylk na ogórki miał ochotę, nie na cukinię 🙄 i ciekawe, że zamiast jednej cukinii wziął dwa kilkogramy ogórków. zastosowanie tak wymyślnego przelicznika nie mogło być ot tak, bezmyslne.
Dla mnie ogórek, jak brokuł dla Królika, dobry jako akcent, ale nie danie główne. No nic, dziś wszystko będzie z dodatkiem ogromnych porcji tzatziki. Chyba że koszykowi mistrzowie patelni coś poradzą.
Ilościowo wszystko gra. Jakościowo tylko coś się pomerdało. Ale może rzeczywiście miał ochotę na ogórki, tak podświadomie. To wspaniale. Już wiem, kto te wszystkie ogórki zje 🙂
A z mojego gumna Unia niech lepiej ucieka ze swojom kostkom.
Nasze gumno kamieniami polnymi zarasta. Całe jeszcze nie zarosło więc gumniaki czasem wzuwamy 🙄
pola kamieniste i rodzą? 😯 święta ziemia, święta ziemia jak nic
W sprawie ogórków nic poza sałatkami nie doradzę, bo ogórki w każdej postaci niekiszonej i niesałatkowej są po prostu ohydne. Raz mnie w szpitalu usiłowali nakarmić duszonymi ogórkami i szybko pożałowali. 😎
Ale za to sałatek z udziałem ogórków jest taki dostatek, że można codziennie robić inną i rodzina się nie kapnie, że jej się cały czas tę samą pomyłkę zakupową wciska. 😉
jesien ma sie 🙂 liscie spadaja i glowy politykow, tak Bobiku, on odejdzie lotnisko zostanie – rozbabrane
ale Wowi byl calkowicie porzadnym czlowiekiem, wykreowal nowego berlinczyka, tolerancja, luz, bardzo szkoda ze odchodzi w „nielubie cie Wowi” czasie.
jesien ma sie, slonce swieci i bedzie tak jeszcze kilka dni i to swietnie tak 😀
nie ma juz u Pani Kierowniczki tego slynnego przeliterowania, a ja mysle czy zalogowac sie tu:
https://fbcdn-sphotos-d-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xpf1/v/t1.0-9/10628273_763810763661017_4203280884896859122_n.jpg?oh=9c21a06e7c5ed651fba332c44a3d87c5&oe=5462C5DB&__gda__=1415592881_b0a8b387f43b1460fb2c2eacf6cfdd1a
🙄
bywa
😆 😆 😆
Moniki nie ma od dawna, a fajna ksiazka ( Brynjolfsson,McAfee: „The Second Machine Age: Work, Progres and Prosperity in Time of Brilliant Technologies”) wyszla i Moniki opinia bezcenna…..
pstryk
Ja wiem, Rysiu, że Wowi miał swoje zalety, a poza tym ja go zwyczajnie lubię, tak bez uzasadnień. 🙂 Ale każda władza się wcześniej czy później zużywa lub osiąga swój próg kompetencji (albo jedno i drugie), a wtedy najlepiej odejść, nie trzymając się stołka pazurami.
Sierżant Gugiel wraz z osobiście mi nieznanym kapralem Plusem napisali do mnie mail po szwedzku. 😯 Czy oni całkiem zgłupieli? Nigdy nawet nie udawałem, że znam szwedzki. 🙄
Zapewne próbują Cię przekonać, żebyś się zapisał na kurs szwedzkiego. Nie malkontenć, tylko się zapisuj, ciesząc się, że nie przysłali Ci maila po japońsku. 😆
Ale gdyby mi przysłali śledzia po japońsku, to bym się ucieszył, natomiast śledź po szwedzku, na słodko – brrr!!! 😛
Tego dnia, kiedy wyjmę z skrzynki mailowej śledzia – nieważne, jak przyrządzonego – potulnie stanę w kolejce do psychiatry. Do takiego psychiatry, do którego kolejka będzie najdłuższa. Jestem (będę) tego warta. 😎
Ago, to raczej psychiatra klęknie w kolejce do Ciebie 😆
Przysięgam, że jakiś czas temu wyjąłem Śledzia z tradycyjnej skrzynki pocztowej (a maczali w tym palce Mt7 i Orm). Czy w takim przypadku też jest konieczny psychiatra? 😆
Niewykluczone, że nie tyle psychiatra, co psycholog – listonoszowi. Pożegnanie ze śledziem zapewne nie było dla niego łatwe… Może zresztą niekoniecznie psy-, może wystarczyłby jeden pies – do pogłaskania. Pies-terapia po lizaniu oczami koperty ze śledziem. 😉
Na gumnie kanie hoduję sobie
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/Kanie#slideshow/6052335418108237746
Listonosz był Niemiec, więc nie sądzę, żeby był szczególnie tym moim Śledziem zainteresowany, bo i tak by nic z niego nie zrozumiał. 🙂
Tu troszeczkę o tym Śledziu, którego dostałem pocztą, można sobie poczytać:
http://kwartalnikwyspa.pl/piotr-wojciechowski-cztery-glosy-meskie
A dla tych, którym się całości czytać nie będzie chciało, wyłowiłem cytat ze Śledzia – z 1971 roku, a równie dobrze mógłby być z dziś: 🙄
Rosjanie to serdeczni, bezpośredni i niezwykle gościnni ludzie, wspaniali kompani do szklanki i do wspólnego śpiewu – lepszych po prostu nie ma. Ale ich nieszczęściem jest głęboko wpojona bierność oraz uległość wobec władzy. Byle łachudra, jeśli dostanie do ręki pieczątkę lub na głowę włoży służbową czapkę z daszkiem, uważa się za półboga, a pozostali to akceptują i pozwalają sobą pomiatać. Wydają się też być mało odporni na zarazki zbiorowego obłędu.[…] Rosja to ogromnie bogaty, ale fatalnie zarządzany kraj bardzo ubogich ludzi, którym za całą rekompensatę wystarczyć musi świadomość, że są postrachem świata.
Irku!!! 😯 NATYCHMIAST zeznaj, jak Ty te kanie hodujesz. Z grzybni, czy wykopujesz już podrośnięte i przesadzasz do szkła?
Delikatnie wyjmuję z podłoża takie niewyrośnięte i jak najszybciej do wody. Po dwóch dniach jak znalazł na patelnię 🙂
No tak, najpierw trzeba mieć skąd wyjąć. 🙁
A ile razy w roku kwitnie kania?
Alez Fomo, zniwa o tej porze!!! Bierz sie do roboty. Zboze winno byc zebrane do 15 sierpnia. Tu zniwa w 1607 roku:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Abel_Grimmer#mediaviewer/Plik:Abel_Grimmer_002.jpg
Duzo ludzi trzeba bylo do tych zniw. Dzisiaj jeden kombajn Case obrobi 500 hektarow w jedno popoludnie
To Foma potrafi aż tak się wziąć do roboty, żeby jeszcze skończyć żniwa przed 15 sierpnia? 😯
Z braku lepszego zajecia opowiem dowcip opowiedziany przed chwila w tv przez jakiegos ksiedza ( z cyklu Ksieza opowiadaja dowcipy. A przedtem byla seria Starzy Zydzi opowiadaja dowcipy):
Umarlo trzech facetow i poszlo do nieba. Spotyka ich u bram sw. Piotr i mowi: Rozgoscie sie panowie. Mozecie robic co chcecie, cieszyc sie wiecznoscia, ale jest jedna bardzo ostra zasada: nie wolno wam nadepnac na zadna kaczuszke, bo konsekwenche beda powazne.
I faktycznie pod nogami strasznie sie duzo uwija kaczuszek, kwa-kwa, kwa kwa slychac zewszad.
Zanim sie obejrzeli pierwszy facet nadepnal na kaczuszke. Natychmiast zjawil sie sw. Piotr, ciagnac na lancuchu jakas babe, szkaradma jak noc, bezzebna i kulejaca. _Uprzedzalem – powiada sw. Piotr. – Bedziesz z ta pania zwiazany lancuchem na wiecznosc. I go przywiazal.
Za chwile drugi facet zanim sie obejrzal, nadepnal na kaczuszke. Jak z procy zjawia sie sw. Piotr ciagnac szkardna babe na lancuchu. Nie tylko szkaradna, ale jeszcze nader gderliwa. – Bedziecie polaczeni na wiecznosc lancuchem, bo uprzedzalem, aby nie nadepnac na kaczuszke. I go przywoazuje.
Trzeci facet postanawia zatem, ze usiadze sobie pod drzewem i nie bedzie chodzil po niebie aby nie nadepnac na kaczuszke.
Usiadl i faktycznie, dobrze mu jest, kaczuszki bezpieczne. Po jakims czasie zjawia sie sw, Piotr cignac na lancuchu przepiekna kobiete, o twarzy aniola, z glosem melodyjnym jak anielskie chory. – Bedziesz z nia zwiazny tym lancuchem na wiecznosc mowi sw. Piotr. – Dzieki ci, Piotrze! – zakrzyknal trzeci facet. – Czym sobie zasluzylem na takie szczescie?
– Niczym – odpowiada sw, Piotr, – Ona nadepnela na kaczuszke.
Andsolu, raz, ale długo 🙂
Dobiję Bobika. Kanie to można teraz u nas kosą 😎
Mordko 😆
Też się chciałem pośmiać z dowcipu Mordki, ale okazało się, że za bardzo jestem przez Haneczkę dobity. 😕
Sowich snów 🙂 Dobranoc 🙂
Bobiku, nich Foma chociaz skonczy do niedzieli przed suma, bo beda go we wsi palcami wytykali.
Ogorki kocham, ale tylko mlode, bez tych wielkich nasion w srodku w galaretowatej nasiennej mazi. Ale tylko jako mizerie lub do kanapek. Niektorzy jedza z miodem. Ogorka nie da sie ulepszyc szlachetnymi dodatkami. Ogorek jaki jest kazdy widzi. Za przeszlego ustroju, nie moglam sie doczekac pierwszych szlarniowych ogorkow. Kupowalam jeden dla calej rodziny, wlasnie do kanapek.Najwczesniejsze szklarniowe ogorki byly drogie jak trufle.Z ogorkow pozniejszech, tanich, robilam sobie maseczke na cere.
A my kochamy malosolne. W kazdej ilosci. Na szczescie nie musimy teraz tego kisic i zajmowac cala lodowke, bo w Kujawiaczjku na miejscu kisza i codziennie sa swieze.
Ale kochamy w kazdej postaci. Solone. W mizerii. Skromnie posypane sola. W kanapce z wedzinym lososiem albo z gravlaxem. W salacie pomidorowo-ogorkowej lub w greckiej. Ze skorka lub bez.
Ogorki sa waznym skladnikiem naszej diety.
Bez ogorkow swiat bylby smutny i jeszcze bardziej niedoskonaly. Ogorki Panu Bogu sie udaly. W odroznieniu od calej reszty z wyjatkiem Toskanii. Toskania tez wyszla niczego sobie.
O nie, tylko nie ogórki.
Nie lubię i chyba jestem na nie uczulona, bo mi szkodzą na wątpia.
Dyżurne warzywo we wszystkich stołówkach dla dzieci i młodzieży, na koloniach i w szpitalu. FUJ!!!!
Toskania jest w porzo. I wiele innych miejsc też.
Zapomnialem o tzatziki.
i ayran, tez pyszny z ogorkami…mieta i czosnkiem…
Malosolne robie sama, raz w sezonie. Mam nawet gliniany do nich garnek. Ale w tym roku zapomnialam o malosolnych.No nic. Spoznie sie troche z tymi malosolnymi w tym roku. Jak Foma ze zniwami.
Ajran tak, tez. Stara go nieustannie nazywa ajrakiem.
My tez mamy duze gliniane naczynie do malosolnych, w rzeczywistosci rumtopf, ale swietnie sie nadaje.
Tez mlode male ogorki (mam nadzieje ze to takie ma Vesper) pokrojone w kostke, do tego sol pieprz, czerwona cebula i tahini (sezamkowa pasta) wymieszne z jogurtem, mieta i szczypiorek. jedlismy te salatke z chlebkiem pita, lavash czy nan i kurczkiem z grilla cale lato. Ale skonczylo sie tahini i voila! kulinarne wiazania mozgowe nawracaja na kapusniaki, sznycle, pierogi i rosol.
Biedna Siodemeczka, skatowana kolonijno-szkolna trauma ogorkowa. Z tego niesposob sie wyciagnac! Niektorzy maja nieszczescie miec to samo ze szpinakiem.
Ha! Jako absolwent przedszkola w czasach minionych (w których mrożona szpinakowa paciaja hortexu była powszechną i jedyną formą kontaktu z tym warzywem) rozwinąłem następującą przedszkolną strategię ewolucyjną. Bo należy tu jeszcze dodać, że nikomu nie dozwolone było wstać od stołu zanim talerz nie został pusty a przedszkolna intendentka wykazywała zdumiewającą predylekcję do umieszczania szpinaku w menu (nie wiem, czy dlatego, że był tani, czy dostępny, a może jedno i drugie).
Otóż moja strategia polegała na szybkim zjedzeniu szpinaku z talerza (metodą uświadomionej konieczności, na szczękościsku, z pohamowywaniem odruchu wymiotnego), aby potem, już na spokojnie móc delektować się tym, co tam jeszcze na talerzu było (najczęściej ziemniaki pure oraz kotlet mielony). I udawało się tak pół przedszkola, zanim wydarzyło się coś, co pamiętam jako największą traumę swojego życia.
Pewnego razu pani kucharka (takie archetypowe babsko z olbrzymim aluminiowym garem i takąż chochlą) wypatrzyła mnie w trakcie realizacji strategii, krzyknęła głosem stentorowym „Patrzcie dzieci! Babilas tak lubi szpinak, że pierwszy zjada!” i łupnęła mi następną chochlę zielonej mazi na talerz. I w ten sposób nie dość, że musiałem zjeść drugą porcję ohydztwa, to jeszcze pozostałe przedszkolaki traktowały mnie z wrogą podejrzliwością, a nawet z podejrzliwą wrogością.
Wszystko można przewalczyć. Już w wieku dorosłym, gdy zacząłem sam uprawiać szpinak i zorientowałem się, że jest to warzywo liściaste, a nie maziste wrócił mi apetyt na szpinak, który polubiłem całym sercem i całym żołądkiem. Do tego stopnia, że na letnie miesiące bezszpinakowe (bo szpinak latem nie chce rosnąć, to ma coś współnego z długością dnia) wymyśliłem alternatywę pod tytułem szpinak nowozelandzki (trętwian). Mniam!
To dlatego taki wyrosłeś…
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry 🙂
Traum stołówkowych całkowicie pozbawieni są chyba tylko ci, którzy nigdy nie jadali w stołówkach. 😉
Ja szpinak kocham do tego stopnia, że nie zdołały mi go obrzydzić kolejne placówki zbiorowego żywienia, ani nawet kumple, którzy wymownie pukali się w czółka, kiedy proponowałem, że zjem oprócz swojej jeszcze czyjąś porcję. Ale już np. kalafiora straumatyzowano mi doszczętnie, a kapustę prawie doszczętnie i musiałem, jak Babilas, dopiero w erze postołówkowej, na własną łapę odkrywać ich uroki.
Trętwianu (trętwiana?) smakowo nie odkryłem do dzisiaj, bo też niełatwo się z nim spotkać oko w oko, czy raczej ozór w liść. Ale zachwyciła mnie już sama nazwa, zwłaszcza jak jeszcze wyczaiłem, że ten trętwian pochodzi z rodziny pryszczyrnicowatych. 😆
A mnie się kiedyś przyśniła sałatka z ogórka, którą oczywiście w dzień wypróbowałam. Młode ogóreczki w plasterki, ślwki węgierki w ćwiarteczki albo i mniejsze kawałki, ziarna anyżu (!) i jogurtu trochę na to. Jak dla mnie, było mniam 🙂
Najpyszniejsze małosolne jadłam na Ukrainie. Kiedy pojechaliśmy rodzinną czwórką do rodzinnego miasteczka naszych mam, chodząc po nim spotkaliśmy sympatyczną Panią Zosię, Polkę z pochodzenia (chyba już jedyną tam), która nas ściągnęła pod swój dach i nakarmiła. Trochę nam było głupio, ale tłumaczyła nam, że wcale jej nie objadamy, bo oni w ogóle mają tam zwyczaj gotować więcej – zawsze ktoś z przyjaciół czy sąsiadów może wpaść w odwiedziny. Po czym jeszcze wsadziła nam do samochodu wielki słój właśnie z małosolnymi. Martwiliśmy się, że nie przeżremy tego nawet we czwórkę, ale spoko – dwa wieczory w hotelu, pod pyszne piwko Obołoń, i śladu po ogóraskach nie było. Świeżych też nie jadłam w życiu lepszych niż tam.
A szpinak polubiłam dopiero jako dorosła osoba. 🙂
No właśnie, ogórek ogórkowi nierówny. Te najczęściej obecnie uprawiane długaśne olbrzymy smaku mają zwykle niewiele. Ale w jednym tureckim sklepiku odkryłem sprowadzane z Turcji ogórki wężowe, najtańsze i traktowane dość pogardliwie, bo są różnej wielkości, mają skazy na skórce i są czasem tak pokręcone, że trudno je obrać. Trzeba jednak plwać na tę skorupę i zstąpić do głębi, a wtedy mówię Wam, co za ogórki! 😀
Dzień dobry. Niechcący spowodowałam jednodniowy sezon ogórkowy w Koszyku 🙂
Tzatziki wyszły takie sobie. Stwierdziłam, że jak usunę tę pestkową galaretę ze środka, to mi zostanie sama skórka. I nie usunęłam. I to był błąd.
Zostały mi jeszcze cztery ogórki i zastanawiam się, czy od razu dać je na kompost, czy zmarnować inne składniki i dopiero potem wszystko razem wyrzucić 🙄
Też sobie pomyślałem, że nam się nagle zrobił sezon ogórkowy. 🙂
Tych czterech oczywiście nie wyrzucać. Można im dać zatrudnienie w sałatce greckiej, którą dość trudno spieprzyć. 😉
Vesper,
ogórki po obraniu ze skóry skrawać płatami wzdłuż, do warstwy galaretowatej, tę skompostować. Płaty drobno pokroić, posolić i po chwili odcisnąć z soku. Dopiero z tego robić tzatziki.
Z ogórków (oprócz małosolnych, które robię przez całe lato co tydzień świeże) polecam jeszcze pikle. Właśnie wyniosłam do piwnicy 22 słoiki 🙂
Najlepiej nadają się na pikle takie duże, przerośnięte ogórki. Obiera się je, po przekrojeniu usuwa łyżką nasiona, resztę kroi się na paski lub słupki, soli (tak na oko, garścią) i przykrywa. Po kilku godzinach zlewa się solankę, a ogórki do słoików, do których wrzuca się też chrzan, czosnek, gorczycę, ang. ziele, listek, nasiona kopru.
Potem zalać zalewą. Ja robię ją w proporcjach: na 1 l wody 1 szkl cukru, 1 szkl octu 10% i zagotować (te proporcje nie są obowiązkowe, zależy jak ostro lubi się jeść, widziałam z przewagą zarówno w stronę słodką jak i w kwaśną). Ta ilość zalewy wystarczy na ok. 15 słoików „dżemowych”. Potem pasteryzować ok. 15 min.
Mniam, mniam.
A ja zupelnie nie rozumiem tego problemu z gniazdami nasiennymi, bo od dekad nie napotkalam ogorka, ktory by mial je jakies przeropsniete.
Markot ma oczywoscie racje, ze jak w ogorku jest za duzo wody do jakiegos dania, to wystarczy grubo posolic i po paru minutach odcisnac.
Tu gdzie jestem ogorkow jest wiele, roznego rodzaju – krotkie, dlugie, srednie, z brodawkami i gladkie. Zdarzaly sie nieudane te srednie gladkie, z gruba twarda skora.
Ogory wezowate zostaly jakos w ostatnivh latach zmodyfikowane i sa bardzio dobre, prawie nie maja pestek.
Jedyne problemy jakie miewam z ogorkami, to z tymi z Polski, ktore sa bardzo dobre jak sie je przynosi ze sklepu, ale bardzo czesto zaczynaja niemal natychmiast gnic – widac, ze ktos sypal bez zadnego umiaru sztuczne nawozy. Ale juz wiem gdzie nie kupowac, a gdzie mozna zaufac, ze nie zamienia sie po dwoch dniach w smierdzace bajorko.
Przypomniala mi sie jeszcze jedna bardzo lubiana (choc dawnio nie robiona) wersja mizerii po wegierski: uborka szalata. Po osoleniu i odsaczeniu z soku plasterkow, dodaje sie lyzke lodowatej wody, aby znow stwardnialy, odrobine bialego octu i szczypte cukru. Ja zawsze dodaje duzo kopru jak mam pod lapa – posiekanego z zamrazalnika.
Najlepsze ogorki marynowane robi pryjaciolka mojej Babci – Peggy Phillips, byla Miss Tennessee i czempionka stanowa w plywaniu i specjalistka od Szekspira – to wszystko w dodatku do tych talentow ogorkowych. No istny Michelangelo w obcislym Speedo. . Dzis ma 80+ lat. Ona mi zawsze przynosi dwulitrowy sloik takich ogorkow, pokrojonych w karbowane plasterki. Niestety jak sie do nich przystawie, to zawsze skoncze w w rekordowym tempie.
A ja odkryłam (niesamodzielnie, gdyż to ekspedientka w sklepie rzekła: co pani będzie u nas kupować małosolne, jak se pani zrobi sama i zaprowadziła mnie do odpowiedniej półki) mieszankę do ogórków kwaszonych Appetita.
I miała rację. Robię sobie kilka sztuk, po 24 godz są pyszne małosolne. Wytrzymują jako malosolne jakieś trzy dni, zatem nie można ich robić zbyt dużo.
Ogórki kocham podobnie jak Mordka 🙂 z wyjątkiem tych w occie. Te niekoniecznie.
Warzywne pogawędki można gładko kontynuować w nowym wpisie, który wyszedł jak najbardziej w temacie. 🙂
A Babilas okazał się Muzem, który mnie natchnął. 😆
Coraz więcej policjantów w Niemczech pochodzenia pozaniemieckiego pracuje w policji. Ten przepis o którym wspominasz bardzo nieaktualny. Spotkania z drogówką, to już norma, iż nawet wielu przybyszy z Polski. A w kryminalnych i bardziej tajnych służbach całkiem sporo takich, co to wmieszać się mogą w środowiska imigranckie i nie podpadną, jak ten amerykański szpieg – murzyn w Moskwie (Negrów u nas niet).
Tak, ja już przyznałem, że moje informacje były nieaktualne. Czasem, niestety, zapominam, jak szybko czas płynie i jak często to, co się niby wie, trzeba weryfikować. 😉