Morfinowe sny
Bobik nie lubił morfinowych snów, do których został zmuszony w szpitalu. Były inne od snów zwyczajnych, nienapędzanych niczym poza czystą psią fizjologią. Nie to, żeby te morfinowe nie miały prezencji. Owszem, potrafiły się wystroić, ufryzować i w ogóle odpicować, że mucha nie siada. Umiały też świetnie dostosowywać się do potrzeb chwili. Bywały kolorowe i rozedrgane jak karnawał w Rio, rzeczowe niby program popularnonaukowy BBC, lub smętno-refleksyjne, ciągnące się na podobieństwo Festiwalu Poezji Ziewanej. Grzebały w zakamarkach szczenięctwa, wybiegały w przyszłość, albo formowały teraźniejszość w sposób nader pokrętny, ale w obrębie snu nieunikniony, a nawet jedyny możliwy. Co tu dużo gadać, w swoim fachu były wręcz lepsze od niefarmakologicznych szaraków.
I właśnie ta ich profesjonalna doskonałość była dla Bobika problemem. Morfinowy sen tylko z trudem dawał się odróżnić od rzeczywistości. Coś, co w nim wybuchało, wybuchało naprawdę. Coś, co raniło, pozostawiało blizny. Jawa nie płoszyła potworów, które w najlepsze dalej urzędowały pod łóżkiem, ale i sen niekoniecznie powodował definitywne rozstanie się z jawą oraz przynależącymi do niej okropieństwami. Rozdzielne porządki nie chciały się rozdzielać, nie bacząc na wysiłki śniącego i budzącego się.
Im bardziej Bobik sam tym wszystkim był zmęczony, tym bardziej współczuł ludziom, z których – jak mu się ostatnio zaczęło wydawać – co najmniej jedna trzecia, a może i połowa cały czas śniła morfinowo, nie odróżniając realiów od wytworów umysłu. Fakt, na własne życzenie i z niewątpliwym upodobaniem, ale dobre serce Bobika nawet w takich przypadkach potrafiło się zdobyć na miłosierne odruchy.
„Nie swędźcie, abyście nie byli swędzeni“ powtarzał sobie szczeniak przed zażyciem kolejnej tabletki, której zawsze, na upartego, mógł nie zażyć. W przeciwieństwie do jednej trzeciej, a może i połowy ludzkości, która w swych morfinowych snach zdawała się być uwięziona nieodwołalnie, chociaż całkiem beztabletkowo.
Niech juz zrobia co maja do zrobienia i niechaj Psa wypuszcza do domu!
Kocie, też o tym marzę. Dodałabym do Twojego postulatu; niech już DOBRZE zrobią …..
Bobiku, czym się dzielnie.
Czy ktoś ma wieści od Bobika? Bardzo o nim myślę
A kto nie myśli?
Wszedłem na jeden z tych portali gdzie podgląda się niczego nie podejrzewające stworzenia i widziałem jak Ryś Wąsaty chodzi sobie tu i tam i w zasadzie jest z nim wszystko w porządku, jeśli nie liczyć tego czy tamtego. Ale szeleści jak zupełnie normalny Ryś.
Piesku, zyjesz tam?
Cierpliwości.
Dzień dobry wieczór 🙂
Żyję, żyję, tylko trochę, a może nawet mocno stłamszony. I śpiący, co akurat bardzo dobrze, bo jak drzemię, to nie pamiętam, że za wolność wybili. 😎
Dziękuję Wam, Kochani, za czymanie. Bardzo potrzebne było, bo to i piątek, i 13, więc bez środków nadzwyczajnych pewnie by się nie obeszło. 😉 A tak to szast-prast i nawet możliwe, że już jutro mnie do domu wykopią. 😀
Wracam do odsypiania, które dziś przeprowadzam z typową dla mnie starannością. 🙂
Uff, to trzymamy za jutrzejszy wykop.
Odsypiaj, odpoczywaj, Pieseczku kochany.
Należytą staranność popieramy i podziwiamy! 😉
Ufff, kamień z serca 🙂
Języka meandry, tym razem angielskiego.
Bobiku, odpoczywaj, odsypiaj, wracaj do sił, i do domu 🙂
Dla Frakcji: Jak po niemiecku elegancko powiedzieć, że nie czyta się książek?
Büchermäßig bin ich nicht so lesetechnisch unterwegs 😎
O popularności prawicowego ideolo wśród młodszego pokolenia. Nic odkrywczego, ale zgrabnie wyłożone.
No, bo już się martwiliśmy. Taki Prusak niby fachowiec, a potem woła na naprawę gwarancyjną. Wyśpij się, Piesu, zjedz grzecznie szpinak mit Kartoffeln i do domu. Żadnych awantur. My tu jeszcze poczymamy.
Jasne, że potrzymamy. 🙂 Druga półkulo, Twoja zmiana.
Ktoś tu Piesa nie lubi. Przecież od szpinaku można dostać Shreka na buzi. Postępowe Psy Jedzą Rukolę.
Toz my czuwamy przy Szczeniaczku na okraglo, dzien i noc. Sen ochraniamy i Zle Moce.
Chociaz jestem tu nowy, z najkrotszym stazem, ale przeciez zdazylem polubic Szczeniaka luboscia wielka. Trzymam i mysle bez przerwy. Jutro bedzie lepiej Bobiku. Musi byc lepiej!
Jaka druga półkula? Europejska nocna zmiana czuwa.
Aż niewiarygodne.
Dzień dobry 🙂
Azjatycka popołudniowa zmiana na posterunku 🙂
Dzień dobry 🙂
…. i poranna europejska też
kawa
Dzień dobry.
Glazovaná vepřová žebírka dla Bobika:
http://i.lidovky.cz/15/022/lnc460/APE596058_Zebirkaschillipaprickounebospazitkou.jpg
Czymam, Piesku, czymam!!!!
Czuwające dzień dobry 🙂
Ciiiii, Piesek przysnal….
Przecież jestem cicho, czytam Babilasa 😎
Dzień dobry 🙂
Prusak dotrzymał słowa i wypuścił na własny szpinak, własną rukolę i wieprzowe żeberka. Wprawdzie teraz opierunkiem też będę się musiał sam zająć, ale zawsze jest coś za coś. 😉
Pewnie będę dziś jeszcze dość dużo posypiał, ale ruch na blogu w ogóle mi w tym nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, znajome tło dźwiękowe zawsze mi polepszało jakość snu. A świadomość czymania dookoła świata też dobrze robi. 😀
To idę przetestować legowisko, zauważając przy okazji, że w niektórych okolicach Niemiec szopy też się zaczęły przemocą wdzierać w ekosystem i bywać poważnym kłopotem.
Psij wydajnie, Bobiku 🙂
Szopy „powaznym klopotem”? Szopy to nasza ulubiona zwierzyna! Szopy w ogrodzie wspominamy z rozczulenie, i to pomimo, ze lubily ponadgryzac pomidory na krzaku. Ale wolaly kawalki kurczaka przemyslowego. Szopy sa cute and cuddly.
Bobele! Jak sie ciesze, ze jestes juz na swoim!
Wybitny wynalazek kulinarny: sorbet Heineken.
Przeis: niewielka puszke Heinekena wlozyc do zamrazalnika na kilka minut. Zapomniec na 2-3 godziny.
Po wyjeciu wlozyc do duzej miski (bo produktu uzyskanego bedzie znacznie wiecej niz jest w stanie miescic sie w jednej niewielkiej puszce), odpstryknac uwazajac na manikiur i wytrzasnac zawartosc puszki do miski. Bedzie duuuuuuzo piany i wspanialej ubitej masy. Jesc lyzka stolowa.
Bobik w domu, deszcz na dworze – idę się powłóczyć. 🙂 Może w sklepach są już sandałki?
Na dworzu. Od slowa „dwórz”.
Glupi sa ci dziennikarze dywagujacy czy Putin czasem nie umarl. A to przeciez latwo zgadnac po muzyce w radiu. Jesli graja Chrennikowa czy Musorgskiego powazniejsze kawalki, to znaczy ze umarl.
Jesli „Szyroka strana moja rodnaja” – to znaczy ze byl przewrot palacowy.
Jesli graja „Lechko na serdce od piesni wesolej”, to znaczy ze jest na zasluzonym parodniowym urlopie i zaraz wroci.
Ta mlodziez dziennikarska!….
Na dworze sennie siąpi, a co się dzieje na dworzu, nie mam pojęcia…
W Niemczech? Szopy? 😯 Może w Norymberdze? Zaraz pójdę poszukać 😉
Szkoda, że to tak daleko od Bobiczka.
Bronek podpisał ustawę antyprzemocową! Hurrra!!!
Pies w domu, alles in ordnung 🙂
U mnie piekna pogoda, slonecznie, przejrzyscie i wietrznie, spacer w porcie i wzdluz plazy, kafejka, sandaly 🙂
Jednak podpisał bez Trybunału 😯 Cud 😯
Zaraz zrobiło mi się marzycielsko cieplej, Lisku 🙂
Zazdroszczę Pani Kierowniczce Bawarii.
Jedyny Land, za którym tęsknię.
Zaczynam poranne budzenie kawą, do której włączam
w niemieckiej tv panoramy alpejskie. Pokazują (poza Alpami) Monachium i Frauenkirche. A blisko Frauenkirche jest coś , co ma związek z Kloster Andechs. 🙂
Kochany Koszyczku ale jeszcze nie ratyfikował. Podpisał jedynie ustawę o ZGODZIE na ratyfikację.
Ratyfikację podpisze (albo nie) dopiero po konsultacjach z prawnikami. Czy ja zawsze muszę wychodzić na marudę ? 🙁
http://wyborcza.pl/1,75478,17569387,Prezydent_Komorowski_podpisal_ustawe_o_przeciwdzialaniu.html
Prezydent nie ma prawa niczego ratyfikowac. Ratyfikuje zawsze parlament.
To znaczy tak jak ja rozumiem – to juz nie wraca do Sejmu, kory juz glosowal za ratfikacja.I ratyfikacja po wyrazeniu zgody KOmorowskiego, po zlozeniu podpisu zostaje uznana za dokonana.
Pani Bielikowa wysiaduje
http://pontu.eenet.ee/player/juras-erglis.html
Alez na ladna!
I ma niezly widok.
Hihi, Mar-Jo, to ja sobie do tych panoram alpejskich (które są jednocześnie prognozą pogody) robię gimnastykę poranną – tyrolska muzyczka w sam raz pasuje 🙂
Kocie, u nas (niestety) dopóki Prezydent nie podpisze samej ratyfikacji, to ona „wisi” i czeka na cud. 🙁
http://www.gazetaprawna.pl/artykuly/859105,chmaj-prezydent-powinien-szybko-podjac-decyzje-dot-ratyfikacji-konwencji.html
Te szczecińskie krokusy to nie fotomontaż:
http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,365823,20130415,na-jasnych-bloniach-krokusy-prezentuja-sie-wysmienicie.jpg
Kolorowych snów Wszystkim.
Tak wyglada tez nasza dzielnica w zachodnim Londynie. Ale krokusy kwitna wczesniej,w lutym. Potem na ich zmiane przychodza zonkile, a w maju tulipany.
Wspaniałe te szczecińskie krokusy 🙂
Piękne, Mar-Jo! 🙂
Ja też, ja też jestem dumna z NASZYCH krokusów!
A jak zakwitną magnolie, to ho, ho…
Dla nocnych markow:
Bardzo ciekawa historia ewolucji pup w przyrodzie:
http://www.bbc.com/earth/story/20150313-the-origin-of-the-anus
Czy wiecie, ze istnieja w Naturze zwierzeta, ktorym odbyt sluzy takze do oddychania? Np morski ogorek.
BBC jest jednak niezrownane….
Jasne Błonia… ech. Nic tam, przypomniałem sobie.
🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry 🙂
Właśnie wykonałam gimnastykę poranną z akompaniamentem muzyczki tyrolskiej z panoram alpejskich. Ale nie z Bayerisches Rundfunk, tylko z 3sat. Tam pokazują też Wiedeń i Genewę…
A zaraz idę jeszcze pofikać i pobrykać. Szopów nie spotkałam.
To tak leci:
https://www.youtube.com/watch?v=hg7sd2qn11Y
🙂
I jeszcze dla Mar-Jo 😉
https://picasaweb.google.com/PaniDorotecka/CoDlaSmakoszy#5227832599791662098
Co prawda zmieniło się przez te kilka lat, już i gdzie indziej można to piwko wypić, już nie tylko w Monachium (jest nawet takie miejsce w Berlinie na Friedrichstrasse).
Tu mi się nie udało piwa niestety, bo po spektaklu był jubel i wino (ale dobre).
Lektura do kawy.
A jakby się nam wydawało czasami, w chwilach nieuzasadnionego optymizmu, że Polska jest krajem normalnym, to – niestety – zaraz przychodzi otrzeźwienie.
Dzień dobry 🙂
Pani Kierowniczka jest nie do zdarcia 😯 Poranne brykanie tyrolskie, o matko 😯 Brykam dopiero wieczorem, ale nie w takim tempie 😳
Z wyrazami szacunku, Snuja Poranna 🙄
Dzień dobry.
Pani Kierowniczce można pozazdrościć kondycji!
To berlińskie źródło „andechsowe” mam opanowane –
odkryłam je kiedyś przypadkiem (przy Friedrichstr. 90 kupowałam Starszej nuty).
Nie powiem, kim jest pan rzecznik Kolei Śląskich, bo nie będę się wyrażać. Nie rozumiem, dlaczego nie ksero i dlaczego, przy widocznej niepełnosprawności, trzeba cokolwiek okazywać.
Coś o kupie kamieni samo ciśnie się na usta…
Mar-Jo, przepisy bywają durne, ale czciciele bumażności nawet z sensownych zrobią idiotyzm.
Tak, Haneczko. Ale ktoś tego czciciela zatrudnił.
Zupełnie jestem nieodporna na…
(Tak na marginesie: auto stuknięto nam w grudniu 2014. Od 12 dni stoi w warsztacie. Mamy auto zastępcze (180 zł/doba; płaci ubezpieczyciel sprawcy). Nie ma jeszcze decyzji czy będzie naprawiane, czy pójdzie do kasacji. Ktoś tych ludzi zatrudnił, przeszkolił (?)…
Tak, ktoś zatrudnił 🙁
Dzień dobry 🙂
W ramach dobudzania się i wracania do rzeczywistości trafiłem na wypowiedź Ojca Derechtora, który z oburzeniem zauważył, że prezydent Komorowski nie słucha nawet głosu Episkopatu! I od razu nie miałem wątpliwości, że to jawa nie sen. 😎
Oj cisnie sie, cisnie, Mar-Jo, ale ja przy niedzieli, przed suma, nie bede takich slow wypowiadac.
Morski ogorek jest fascynujacy! Bylam kiedys na wykladzie o morskich zyjatkach na plazy w Quebec. Nurek-marynista wylawial rozne zyjatka a pani biolog o nich kolejno opowiadala. Do dzis to wszyscy (Mlodsza Siostra byla z moja rodzina) wspominamy, jak ten morski ogorek siusial. Bedny ogorek jest chinskim przysmakiem (wlasciwie orientalnym).
Ja dzisiaj bede gotowac rosol, do tego kluski udon. Rosol dedykuje w calosci naszemu Psu, zeby mu sie poprawilo po prusackich mekach, ktore zniosl, jak to nasz Pies, z sila i godnoscia osobista.
Mysle, ze Ojciec Dyrektor sie myli. Slucha, ale musi byc bardziej dyskretny niz kiedys.
Takie czasy nastali.
Morski ogorek, Kroliku, siusial oddychajac tym samym otworem. Niektore wieksze zyjatka ladowe potrafia mowic wydzielajac tym samym otworem kupke. W nagrode wybierani sa do Sejmu albo PE, co jest jeszcze bardziej oplacalne, bp nie musza nic robic ani nawet mowic. Wystarczy, ze pobieraja pensje z licznymi dodatkmi.
Stara powiedziala „Enough” i poszukuje teraz jakiegos staroswieckiego kryminalu, bez drastycznych opisow kanibalizmu, przemocy seksualnej, przeklenstw i za daleko posunietych rozwazan z prpsektprium.
Skonczyla wlasnie czwarta powiesc Szkota Stuarta McBride’a, Flesh House. Jest tam nawet dosc aktualny watek polski: trzech POlakow pracujacych w rzezni, z dyploami wyzszyh uzelni i odpowiednim wokabularzem – porozumiewaja sie doskonale z pomoca paru soczystych polskich slow: k.., je.., pier-lic, ch… – wszystko bardzo starannie odnotowane, z zachowaniem znakow diakrytycznych. Polacy spiewaja Sto lat i chleja na umor. Kradna takze w biurze rzezni papier, dlugopisy, notesiki i co sie jeszcze da wyniesc do domu. Jeden w pijanym widzie ginie pod kolami samochodu policyjnego uciekajac po pijaku. Autor nie kryje dla nich podziwu, ze tak ciezko pracuja fizycznie, choc co najmniej jeden z nich ma dyplom lekarza. Zaden z nich nie jest kanibalem czy innym zbrodiarzem..
Teraz Stara bedzie szukac jakiegos Grishama, bo chce aby zbrodnie byly antyseptyczne, zas narracja skupia sie na dochodzeniu do prawdy, a nie na opisach zbrodni.
A.Fielding, Kocie.
Dzieki, Ago. Zaraz obejrze co jest na skladzie.
I jeśli nie przeczytałeś „Elizabeth is missing’ Emmy Healey (Lisek polecała), to zdecydowanie warto. Powiem więcej: grzech przeoczyć. Tylko uprzedzam: to nie jest ucieczka we wciągającą, ale nieangażującą emocjonalnie fikcję.
Dzieki. Widze, ze A. Fielding to jest to co Stara potrzebuje – pisane w latach 20-tych i 30-tych XX wieku, zanim nadeszla moda na sadystyczne opisy.
Do porannej kawy, Szekspir w Teheranie:
http://www.nybooks.com/articles/archives/2015/apr/02/shakespeare-in-tehran/
Mam to samo, co Helena. Siedzę w kryminale i krwawię 😕
Jakze piekny jest ten S.Greenblatt „Szekspir w Teheranie”. Dzieki, Kroliku.
Dobrze, ze ktos jeszcze czyta „powazne” lektury i moze podrzucic od czasu do czasu.
Byle nie za duzo, bo mozg ostatnio nie chce sie skupiac zanadto.
Tak mi sie ten Greenblatt fajnie nawinal przy porannym surfowaniu przez prase z tygodnia…
Dalej czytam Hena. Bardzo grubasna ta ksiazka. Hen na mnie wrazenie robi podobne do Greenblatta. Wiele obserwacji bardzo szczerych. O doroslych juz dzieciach pisze jednym zdaniem, ktoregos dnia, bez zadnego wyjasnienia: Moje dzieci- bezbronne ptaki w tym zlym, drapieznym swiecie. Ale w sumie jest zadziwiajaco nie zgorzknialy i uczuciowy jako ojciec, maz, pisarz i czlowiek stary.
A potem biore gleboki oddech i zabieram sie za Komsomolska Prawde, w ramach cwiczen z czytania po rosyjsku oraz poznawania nowych horyzontow…
O rany, Króliku, naprawdę czytasz Komsomolską Prawdę? Co Cię, jak dotąd, najbardziej zdziwiło?
Najbardziej slownictwo!Np loser i lider w cyrylicy. Jak ubieraja sie liderzy a jak loserzy (to artykul o modzie Leny Leniny). Balon powietrzny(wozdusznyj szar- wlasnie byl wypadek). Ciagle im sie tez psuje serwer, za co przepraszaja. Sklonnosc do bardzo skomplikowanych spiskowych teorii, Czeczen zabil Niemcowa, Czeczenem kierowal sprytny Ukrainiec, ktory mierzyl w Putina! Wszystko sie to jakos wiaze, jeszcze tylko brakuje, ze Ukraincem kierowal Mosad. Gdybym byla Czeczencem, to bym sie obrazila, ze nia stac Czeczenow na samodzielny spisek, chocby wymierzony w Putina, a zawsze sa marionetka w cudzych rekach.
Greenblattowi zdarzyła się podobna rzecz jak mnie. Planowaliśmy kiedyś z PA wyprawę motocyklową przez Iran, Afganistan, itd. – może aż do Indii. Trasa była już poniekąd przetarta przez jednego z naszych znajomych, który ją na enerdowskim motocyklu pokonał i zobowiązał się służyć radą tudzież pomocą. Paszporty może byśmy dostali, bo nie chcieliśmy wcale pchać się na zgniły Zachód. Sponsoring wystarczyłby rodzinny, jako że w tamtych czasach te okolice były tanie jak barszcz. Tylko właśnie, w tamtych czasach… Zaczęliśmy planować tę wyprawę w 1979 roku. I kiedy historia bryknęła, pełni młodzieńczego optymizmu powiedzieliśmy sobie „no to innym razem, jak ta heca się skończy”. Hmm… 🙄
Wiele lat później do Iranu jednak trafiłem, ale już „normalnie”, samolotem, więc mam podstawy podejrzewać, że przez czerwonoarmistów o wiele przygód jestem uboższy. 👿
Króliku, obecnie Czeczeni są w Rosji jak piosenka – dobrzy na wszystko. Gdzie diabeł nie może, tam Czeczena pośle. Nie wiem, czy taki Czeczen nie jest nawet poręczniejszy od Żyda, ale głowy dawał nie będę, bo być może dla tzw. określonych, wielkoruskich sił wart pałac Paca. 🙄
Chyba poszukam tego artykułu o modzie. Rosyjscy biznesmeni, których spotkałam, ubierali się – na ważne biznesowe spotkania – wyjątkowo nieformalnie. Wyglądali surrealistycznie siedząc, w dżinsach nie-od-Armaniego, naprzeciw mojego sztywno ugarniturowanego niemieckiego szefa.
Z innej beczki. Rozmawialiśmy tu niedawno o miodzie manuka. Ponoć kupuje się go … kilkukrotnie więcej, niż produkuje. Warto uważać przy zakupach. Inna ciekawostka: rośnie mu konkurent w Inverness. http://www.independent.co.uk/life-style/food-and-drink/features/the-manuka-honey-scandal-9577344.html
Tu sa te odziezowe przykazania, Ago:
http://www.kp.ru/daily/26325/3210292/
Dzięki, Króliku, też właśnie wyszukałam. 🙂 Widzę że dresy są passé. 😉
Mam nadzieję, Ago, że Twój niemiecki szef był ugarniturowany wprawdzie sztywno, ale na czerwono, co pozwalało od razu rozpoznać w nim lidera według wskazań Leniny. 😈
A Ukraincy to byli kiedys nieodlaczni Bracia, najlepsi Bracia, ale teraz to co nie robia to robia zle, maja bardzo podejrzane charaktery, bardzo zle zycza tej swojej Ukrainie i tylko patrza jakby jej tu nie sprzedac:
http://svpressa.ru/politic/article/115234/?from=sm24
Ago, dresy sa passe, ale nie we wszystkich biznesach. Sa takie dziedziny, wktorych odpowiedni dres wyraza sile charakteru, wiedze i pewnosc przekonan!
Państwo się ostatnio tematami wydzielniczymi fascynowaliście i jednocześnie tęskniliście za poważnymi lekturami: http://www.theguardian.com/uk-news/2015/mar/15/uk-first-poo-bio-bus-bristol-regular-service
Zdecydowanie nie na czerwono. Wreszcie wiem, dlaczego nie wszyscy traktowali nas poważnie. 🙄 Tyle dobrego, że żadne z nas nie było ubrane na szaro i nie machało metkami. 😉
A nieco poważniej: Rosjanie też nie byli ubrani na czerwono. Dominował przekaz: „Jestem ubrany byle jak, bo mogę sobie na to pozwolić. Nie zdobywam rynku kolorem marynarki i nie zarządzam ludźmi przy pomocy metki. A dowodem mojego szacunku dla was jest to, że tu jestem (pomimo moskiewskich korków – punktualnie) i traktuję poważnie wasze pytania, a nie cena moich skarpetek.”
Na marginesie rozważań o szlacheckich bądź chłopskich korzeniach: 😆
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1610929,1,z-zycia-sfer.read
Ja tam za powazna lektura bynajmniej nie tesknie. Jak bede chciala to sobie cos wynajde. Ale lubie jak Krolik cos podsuwa, wiedzac, ze moge sie tym zainteresowac.
Mniej, a dobrze!
Te porady tej pani z Komsomolki sa naprawde dobre. Szczeglnie wlasnie jesli chodzi o dodanie koloru do stroju, meskiego czy damskiego. Zawsze podziwialam starego dziennikarza BBC Robina Daya ( juz chyba nie zyje) za jego apaszki,krawaty, chusteczki w kieszonxe marynarki. To by b. powazny gosc, prowadzil Question Time, program panelowy o current affairs, w czwartki. Bardzo elegani pan. Nie lubie dziennikarzy zbytnio rozchelstanych, ale tez nie lubie jak traktuja siebie ze smiertelna powaga i ubieraja sie jak na pogrzeb.
Co dobor krawatu mowi o tobie, wg BBC:
http://www.bbc.com/capital/story/20140827-the-psychology-of-tie-colours
Bobiku, w głównym nurcie i u źródła tych rozważań jest wspominana przez Jakuba Majmurka (całego eseju nie linkuję, do odnalezienia w sieci) dychotomia Brzozowski – Mochnacki (i tutaj cytat z Majmurka):
Poplakalam ie ze smiechu, Bobik czytajac o tej substancji w jadrze….
Kroliku, lektura o Iranie przypomniała mi szok biorący się z jednego zdania z książki „Wśród wiernych” Naipaula. Przewodnik przełożył mu napis widniejący na rewolucyjnym (rok 1979) plakacie: „Dwunasty imamie, oczekujemy ciebie” No niezłe, oczywistość powrotu kogoś, kto zanikł przed ponad tysiącleciem.
Potem trochę się z tą myślą oswoiłem, bo sobie przypomniałem nierzadkich ludzi z naszego kręgu cywilizacyjnego, którzy czekają na powrót kogoś zmarłego, ale odrodzonego, przed prawie dwoma tysiącami lat. I myślę, że we wszystkich tych nadziejach na Nadejście (i przy okazji na koniec świata) jest niechęć do radzenia sobie z rzeczywistością niezbyt zrozumiałą. Więc niech to wszystko się rozpieprzy.
Mam nadzieję, że to nie wygląda na zachętę do poważnych lektur, bo nie chcę być obrugany, ale z drugiej strony nawet jak Michał zasugeruje lekką lekturę to mu to nic nie pomoże. Brzydko się nazywa.
Alez babilas to piekna nazwa, andsolu!
Artykul od Bobika o niewdziecznym schlopialym spoleczenstwie wspolczesnym bardzo fajny. Przypominam, ze juz Rej z Naglowic w Krotkiej rozmowie miedzy panem, wojtem i plebanem narrzekal na niewdziecznych kmieci, ale to raczej byla satyra! Pozniej zreszta kmieciom bylo znacznie gorzej, mogli tylko ze lza w oku wspominac czasy dziesieciny gdy nastaly czasy panszczyzny. Ale widac i tak bylo im za dobrze, a teraz sa jeszcze gorsi! Gdybyz to mozna bylo walczyc o sam Kraj, bez jego wrednych obywateli!
Dziś w Lublinie świętowano 112 rocznicę urodzin Józefa Czechowicza. Było przyjęcie urodzinowe zorganizowane przez Teatr NN
https://fbcdn-sphotos-b-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xpf1/v/t1.0-9/10422406_750315691750106_6188630808346652090_n.jpg?oh=5728f6346986c4b03d33992ce1980488&oe=5575A08F&__gda__=1434396133_d0b9bd5a541117b131a8181e7ae9405c
C.d. wieści kulturalnych. Ukazał się pierwszy numer lubelskiej gazety teatralnej ” Proscenium”.
https://scontent-fra.xx.fbcdn.net/hphotos-xfp1/v/t1.0-9/11012108_750317591749916_4236441858851446178_n.jpg?oh=5667d5f16e57df917e85253225c043a1&oe=5586489E
W sporze racji między Mochnackim i Brzozowskim byłbym zdecydowanie po stronie tego ostatniego, co – mimo zaszłej w międzyczasie rewolucji z zewnątrz – na pewno rzutuje na mój stosunek do tzw. kultury szlacheckiej. Tzn. ani tych wszystkich dworków nie próbuję adoptować, ani palić, tylko raczej omijać, bo one mi do nowoczesnej polskości nie są niezbędnie potrzebne. I oczywiście w takim układzie nie mam szans na dogadanie się z przekonanymi, że polskość dworkiem nadal stoi.
To jest fundamentalna rozbieżność już na poziomie języka. Kiedy ktoś pisze o „krztynie mesjanizmu podlanego sienkiewiczowskim sosem” jako szansie dla Polski, to ja muszę sobie długo tłumaczyć, że to nie jest na jaja. Albowiem osobiście sienkiewiczowski sos odbieram albo jako kpinę, albo obelgę, a mesjanizm często podobnie.
Oczywiście nie będę twierdził, że polską kulturę przez wieki tworzyli głównie chłopi w sojuszu z robotnikami. Ale to, co wcześniej stworzone, to już są zaszłości, z których każdy ma takie samo prawo czerpać. I może wybierać, co chce czerpać – np. uniwersalia, czy zaściankowość – a co odrzucać. Co więcej, w dzisiejszych czasach można, o zgrozo, pełnymi garściami czerpać spoza polskości, jak komuś taka fantazja do łba przyjdzie. Czyli naprawdę można ten cały problem pańskości/chłopskości po prostu ominąć. Ale zaznaczam, że ja tu tylko sygnalizuję możliwość takiego ominięcia, a nie twierdzę, że to się w dużej skali społecznej już dokonało.
Cos mi tak chodzi po lbie:
Mochnacki jak trup blady siadl pezt klawikordzie
I poczal Brzozowskiego okladac po mordzie…”
I cos o meblach w stylu biedermeier.
I cos o bazancie, ktory pachnie w tej sali.
Nie powiem zebym za dobrze pamietal…
No i wreszcie przyszli po mnie 🙁 Panstwo nie ma ze mnie zdanego pozytku:
http://natemat.pl/136633,w-rzepie-uderzenie-w-singli-z-nimi-jak-z-gejami-pozytku-nie-ma-a-domagaja-sie-by-ich-uznac-za-dobro
Heleno, pozostaje Ci tylko związać się pożytecznie z prezesem 😉
Slusznie myslisz, Haneczko. MOglabym tez zwiazac sie z Pawlowicz.
Zapachniało samozagładą 😕
Nie mam wątpliwości, że ten artykuł o singlach to jest bezprzykładny, obrzydliwy atak na Kościół, ale że akurat z Rzepy strony, to mnie trochę zdziwiło. 😯
I pomyśleć, że to kiedyś była poważna gazeta…
unarodowienie polskiego ludu może się dokonać tylko za sprawą „przyjęcia go do szlachectwa” Tym bylo chyba nadanie wszystkim obywatelom tytulu 'pan’ (pan kowalski)?
Z tych dwoch poparlabym jak najbardziej Mochnackiego. Nasladowanie tz elit (w sposobie mowy, ubiorze itp) jest czestym zjawiskiem i dlatego mogloby zajsc naturalnie. Nowe z tego tak sila rzeczy i tak by wyszlo.
Sa badania na temat przynaleznosci narodowej (jakiejkolwiek) wsrod polskich chlopow i o ile pamietam, to zaczelo sie krystalizowac dopiero w XX w., w odroznieniu od „narodu Sarmatow”.
Dzień dobry 🙂
kawa
Rzucanie ziarn nienawiści w lud i na skutki nie trzeba długo czekać 👿
http://kielce.gazeta.pl/kielce/1,47262,17573977,Bronkobus_ostrzelany_z_paintballa_w_Kielcach__Zatrzymano.html#Czolka3Img
I jeszcze o konwencji
http://wyborcza.pl/1,75478,17573874,Konwencja_moze_pomoc_w_uzdrowieniu_rodziny.html#BoxGWImg
Lisku (06:32) tak, ale… Gdy, nie wiedząc o kogo chodzi, słyszę w rozmowie „przyjdzie Małgosia” lub „przyjdzie pani Małgosia„, w pierwszym przypadku domniemywam przyjaciółkę, krewną, znajomą; druga forma wskazuje dość jednoznacznie na osobę o niższym statusie społecznym. Słyszałem kiedyś o kimś dzwoniącym do swojej „pomocy domowej” i przedstawiającym się „dzień dobry pani, mówi pani pani„.
A w ogóle to dzień dobry.
Babilasie, moze to dziala w ten sposob gdy tytul dodaje sie do imienia zamiast do nazwiska?
Wydaje mi sie ze w sposobie uzycia ktory zacytowales „pan/pani” oznacza po prostu dystans.
Tyle rzeczy mi przez dni teoretycznie wolne od pracy umknęło.
Żeby jednakowoż udowodnić, że nieobce są mi sprawy „folwarczności”, pozwolę sobie umieścić swój wpis z kotabehemotha
paradox-57
2015/03/06 15:52:17
Chciałbym zaprotestować.
Lubię Politykę i lubię czytać to co pisze S. Mizerski. Lubię dlatego, że sam nie muszę się toksykować czytaniem różnych wSieci, Nie do rzeczy itp. Pan Sławomir robi to za mnie. Tak też uczynił ostatnio. Przytoczył publicystę jednego ze wzmiankowanych, który „wyraża wątpliwość, czy okres sowietyzacji i upodlenia pozostawił naszą substancję nietkniętą w jej jądrze”. Stąd mój sprzeciw. Nie zgadzam się, żeby byle kto robił zamach i tykał substancję w moim jądrze. Moje to moje i ja będę o tym decydował. Niech się zajmie swoją. Mimo, że ponad połowę swego życia spędziłem w upodleniu sowietyzacji.
Swoją drogą zawsze zadziwiał mnie znacząco duży udział „szlachetnie” urodzonych w naszym społeczeństwie. Można by odnieść wrażenie, że składaliśmy się głównie ze szlachty, inkrustowanej często gęsto arystokracją. I ta moda na drzewa genealogiczne wywodzące każdego od Aleksandra Macedońskiego. Wychodziłoby na to, że biedak poświęcał się głównie podbojom i prokreacji. Że też znajdował czas i siłę.
Wyskoczył też wątek nieortodoksyjnego sposobu oddychania, jak też mówienia. Po co szukać tak głęboko i egzotycznie. Ogórek morski? Mamy wokół licznie reprezentowane muchy plujki, które robią dokładnie to samo. A konkretnie ich larwy.
Jamochłony też są bardzo rozprzestrzenione w przyrodzie. Z nimi jest ten problem, że nie tylko mówią i wydalają przez ten sam otwór. One jeszcze dodatkowo nim jedzą. Mieliśmy kiedyś przykład pokazany w telewizorze.
Prezes ostatnio chwalił Dudę w Radiu Maryja. Ciekawe jak długo musiał czekać na wpuszczenie go na antenę.
Zapewne racja, Lisku. Nota bene, z moim najlepszym przyjacielem jesteśmy po nazwisku (bez żadnych fioritur, po prostu Babilas), zapewne na tej samej zasadzie, na jakiej panowie z Baker Street zwracali się do siebie Watson i Holmes, Swoją drogą, kto bez gugla wie, jak miał na imię doktor Watson?
Piesku, czy to ty?
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/1612257,1,partia-pies-z-dwoma-ogonami-obieca-wegrom-wszystko.read
Dzień dobry 🙂
Wróciłam z Niemiec, szopów nie spotkałam, spotkałam smoka:
https://www.flickr.com/photos/71879015@N00/7226831324/
Lubię Szczerka 🙂
Nie był on Jamesem???
Ooo, pudło. Teraz Wy sobie przypominajcie.
George..?
Blisko 🙂
Dzień dobry 🙂
Nie będę sobie przypisywał zasług węgierskiego kumpla, choć ostatnio faktycznie zaposiadłem drugi ogon i to piętnastometrowy. Ja to nie tamten Pies, ale obiecać też mogę wszystko, a nawet jeszcze więcej. 😀
Ten smok Stwosza zdumiewająco orientalny. Ciekawe, na jakich wzorach WS się oparł. Tak bez szperania nic mi nie wpada, bo – jak sobie uświadomiłem – bardzo po łebkach znam historię smoków. 😳
Dlaczego opcja Mochnackiego do mnie nie przemawia? Bo nie wydaje mi się, żeby była równoznaczna z „normalnym” równaniem do elit, który to proces zachodzi tak czy owak. Uszlachcenie całego narodu oznaczałoby raczej przejęcie przez wszystkich jednego, określonego wzorca kulturowego, właśnie szlacheckiego, dworkowego z wierzchniej strony, folwarcznego od podszewki. Uznanie za swoje tych wszystkich pamiątek Soplicy, Maryń Połanieckich, ryngrafów, Grottgerów i świętego przekonania o swojej wrodzonej lepszości. Zaliczenie do cnót zaściankowości, ksenofobii, klerykalizmu, kultu swojszczyzny przy równoczesnej pogardzie dla obczyzny… Jakaś strasznie pisowska ta opcja mi się zdaje, dlatego ja wolałbym się nie uszlachcać z dobodziejstwem inwentarza, tylko sam sobie wybrać, które kawałki spuścizny mi spasują. Bo czasem chłopski rozum czy mieszczańska zapobiegliwość przydają się wiele bardziej od szlacheckiego zadęcia. 😉
John?
Udało się 🙂
Bo Wy, kolego Bobik, jesteście ukąszeni konstruktywizmem 😈
To co, teraz zgadujemy kapitana Hastingsa? 😉
Nie jestem mocna z Christie. Oddaję walkowerem.
Vesper, ale ja to miejsce po ukąszeniu smaruję maścią antyhistaminową, żeby za bardzo nie swędziało. 😈
I może Cię nie swędzi, ale ponowoczesna trucizna krąży w Twoim ciele 😈
Wy tak na serio o tej substancji w jadrze? Crickey! 😯
Ciekawy wyrok ETPC
http://www.lex.pl/czytaj/-/artykul/strasburg-pisarz-moze-odpowiadac-za-zniewage-popelniona-na-kartach-swej-powiesci
No nie, o substancji w jądrze serio się nie da. Ale już o tożsamości się da, a nawet może to być bardzo ciekawe. 😉
Hastings, Agatha chyba imię zapożyczyła od Conan Doyla. Znaczy Artur?
A Doktor Dolittle? 😉
@Bobik, pon, 16 Marzec 2015, 11:48
Dziękuję, Bobiku za wskazanie iż ten „niefajny” wzorzec kulturowy nazywany „szlacheckim” odbierany jest jako taki z jego „wierzchniej strony”. Zastanawiam się, czy dalsze wyliczanie nie jest jednak nie zawsze uprawnioną do końca generalizacją, brzmi gromko, a zastanawiam się czy to w ogóle jest OK, gdyż ludzie czy ich wnuki wywodzący się z kultury szlacheckiej (niekoniecznie dworkowej – z dworków wyszli jakoś około Powstania Listopadowego po odbyciu „wycieczki” na Daleki Północny Wschód) najczęściej dziś nie żyją. natomiast działalność zawodowa, intelektualna, publiczna ich wnuków czy prawnuków nie stanowi powodu do wstydu, a oni o tym najczęściej nie mówią w myśl zasady: im więcej wolno, tym mniej wypada.
Te wstrętne cechy o których mówisz tak się mają w moim doświadczeniu do kultury szlacheckiej jak za przeproszeniem burdele paryskie do całokształtu wizerunku kultury francuskiej. Owszem, były, pamiętamy Toulouse Lautreca nawet, ale w sumie przypomina mi się fraza z Radia Erewan:…no my ewo cenim nie tol’ko za eto”.
P.S. Nie, nie znam statystyk, wyników badań socjologicznych, ale w długim życiu znalem bardziej czy mniej blisko dobre kilkaset osób z takich właśnie kręgów post szlacheckich. Nie pamiętam takich pasujących do podanego opisu; o jakichkolwiek zadęciach mowy w ogóle nie było, o to dbano wychowaniem od wczesnego dzieciństwa.
Owszem jakoś początkiem lat ’90 a więc dla mnie nie aż tak dawno poznałem pana który zasadnie w sensie faktograficznym wywalił sobie …drzewo genealogiczne w wykończonym drewnem przedpokoju swego domu. Reakcją był wierszyk o takim jednym co sobie drzewo genealogiczne przerobił na boazerię.
No i jasne że sobie wybieramy to co najfajniejsze z całego szerokiego bukietu różnych kultur. Pisał o tym swoim językiem jeszcze Melchior Wańkowicz, a w roku 2000 przy okazji Kongresu Kultury Polskiej prof. Lech Witkowski to bodaj miał na myśli wprowadzając pojęcie „kultury transmisji”.
Bardzo trafnie, Orm.
Zgadzam się z Ormem – wzorce i w tej warstwie są różne, nie tylko dworkowo-soplicowe.
Czytałam niedawno wspomnienia Róży Woźniakowskiej-Thun, osoby przecież mocno siedzącej we współczesności, pracowitej mrówki europejskiej. Zupełnie to się rozbiegało z naszym wyobrażeniem osób o arystokratycznych korzeniach. Skromność i etos, przyjmowanie zrządzeń losu, ale też wysiłek w kierunku jego kształtowania – to było w tym najbardziej uderzające.
Pokuszę się o tezę, że im większe zadęcie, tym szlacheckość bardziej domalowana 🙄
Heleno, Doro
Z całego serca dziękuję.
Wspomniana jest Róża Woźniakowska – Thun. Bardzo proszę o przyjęcie choć na moment pomysłu iż poza tym, iż jest ona konkretną osobą jest także uosobieniem/sygnałem istnienia wielu takich ludzi. Ci, którzy już odeszli pozostawili niekiedy pamiętniki – np. Ojciec niedawno zmarłego prof. Regulskiego – stary pan Regulski – „Blaski i cienie długiego życia” a i wielu innych. Ich dzieci i wnuki żyją i pracują według zasad które tak trafnie przypomniała Dora.
Raz jeszcze dziękuję !
Ormie, bez trudu przyznam się do pewnej polemicznej przesady (wiadomo, że łatwiej jasno zaprezentować swoje zdanie jakieś cechy czy zjawiska uwypuklając), ale… W końcu np. takiego Sienkiewicza, który jest dla mnie wcieleniem kultury szlacheckiej, ja sobie nie wymyśliłem. 😉 On był naprawdę, a na dodatek był, niestety, cholernie utalentowanym pisarzem, przez co całkiem sporej części Polaków łatwo się było z jego sposobem postrzegania świata utożsamić. I przecież nadal ta spora część poza sienkiewiczowskie horyzonty nie wychodzi.
Okej, ja wiem, że sienkiewiczyzm, że tak zbiorczo ten sposób myślenia i ekspresji nazwę, to nie jest cała kultura szlachecka, że były w niej i inne nurty, do których Ty się chętniej odwołujesz. Tylko że te nurty chyba w mniejszym stopniu zapłodniły zbiorową wyobraźnię, takie przynajmniej ja mam wrażenie. Kiedy padnie hasło „kultura dworkowa” większość Polaków raczej przywoła sobie obraz p. hożej panny, ułana i konika grzebiącego nóżką, niż pracy u podstaw, choć ten i ów bardzo pilnie u tych podstaw pracował.
Ale ja oczywiście piszę o pewnych szerokich zjawiskach czy procesach, a nie oceniam personalnie, indywidualnie ludzi wywodzących się z takiej czy innej warstwy i nie uważam, żeby pochodzenie determinowało ich poglądy czy charaktery, bom przecież na ogon nie upadł. 😉
Zawsze się znajdzie jakiś przykład skromności i etosu w którejkolwiek warstwie społecznej. A na przykłady domagania się w imię „świętej własności” zwrotu odbudowanych przez państwo pałaców lepiej przymknijmy oczy 😉
Mentalność feudalna, która tak dobrze się w Polsce trzyma (ukłony i umizgi do tych na górze, kuksańce i pogarda wobec słabszych) to też jakieś dziedzictwo kulturalne i pokłosie stuleci pańszczyzny…
Hastings był Mon Ami…
Doktor Dolittle był John. To pamietam uczciwie.
Bobiku: w bliskich mi kręgach kultury post szlacheckiej Sienkiewicz z całą tromtadracją był już „niemodny” i nieobwiązujący od początków niepodległości w roku 1918. Dygresja: kampania roku 1920 była w wielu aspektach mistrzostwem logistyki; (niedawno przekazano do jednego z Muzeów kolejną kopię/drukowaną księgę zawierającą raport/bilans owej kampanii). Owszem, opisy czasów minionych były traktowane jako barwne minione obrazy przez post szlachecką inteligencję pracującą od prawie stu lat – wyobraźmy sobie bliskich mówiąc hasłowo Melchiora Wańkowicza, czy elektryfikujących Polskę ludzi ze spółki „Siła i światło” (oboczne przedsięwzięcie to Leśna Podkowa – miasto-ogród adresowany do pracowników oraz dojazd – kolejka WKD).
Zbiorowa wyobraźnia jest chyba taka, jaką jest dana zbiorowość a aktualnym etapie swego bardziej czy mniej oświeconego istnienia. Jakoś mi się tu przypomina niedawno przypomniany na blogu tekst prof. Hartmana z „Polityki”. Jeśli w danej zbiorowej wyobraźni USA jest krajem w którym dolary leżą na ulicach pełnych chętnych blondynek z wielkim biustem to nie miał bym pretensji do USA a do owej zbiorowości dysponującej taką wyobraźnią. Jeśli w innej zbiorowej wyobraźni Rosjanin jest tępym kacapem z przysłowiowym knutem czy nowomodnym kałachem w łapie to znaczy iż dana zbiorowość nie ma o Rosjanach pojęcia a sama sobie wystawia świadectwo typu i głębi swej wyobraźni; tutaj przypominają mi się ongiś liczni a dobrze mi znani ludzie którzy na skutek Rewolucji Październikowej znaleźli się na terytorium Polski i o ile nie lubili tzw. „bolszewika” o tyle byli zakochani w kulturze rosyjskiej, literaturze czytanej w oryginale oraz utrzymywali serdeczne przyjaźnie z wieloma Rosjanami. A jeśli komuś kultura „dworkowa” czyli szlachecka kojarzy się z panną i ułanem to świadczy o poziomie wiedzy i siatce punktów odniesienia tegoż kojarzącego…jeśli już ma być kawaleria historyczna, to czemu nie np. 10 brygada kawalerii pancernej pod Generałem Stanisławem Maczkiem, a jeśli panna, to czemu nie w mundurze WAAF ? (służyły tam i Polki – (PLSK-WAAF); jeśli zawadiaka typu Kmicic, to czemu nie ktoś z „chłopaków” od Generała Stanisława Sosabowskiego ?…
Rozumiem swadę polemiczną, ale też pamiętam jak w skądinąd słusznej walce z zacofaniem przedwrześniowym takie dzieła jak np. „Lotna” wręcz „przyprawiły gębę” zdrowemu rozsądkowi niektórych polskich działań w tym akcji militarnych i dopiero płk. LWP Zbigniew Załuski w wydanej w roku 1962 książce „Siedem polskich grzechów głównych” przywracał cześć i wiarę ludziom i działaniom powszechnie w pewnym okresie ośmieszanym epitetem „bohaterszczyzny”. Myślę iż gwoli zachowania równowagi polska kultura post szlachecka doczeka się kiedyś swego Zbigniewa Załuskiego.
Markocie: owo domaganie się zwrotów w tym tego co zostało wyremontowane (najpewniej bez konsultacji i oczywiście zgody wywłaszczonych ex właścicieli) ze środków państwowych/publicznych jest wynikiem m.inn. braku jednoznacznych regulacji po 1989. Oczywiście czytam o tym w mediach; w kręgach znanych mi osobiście pałaców nie było; przepraszam, niedawno zmarł ktoś z mych serdecznych Przyjaciół – jego dalsza rodzina w większym domu na Pomorzu który na pałacyk mógł wyglądać stworzyła i prowadziła bodaj pierwsze w tej części Polski muzeum udostępniane za darmo publiczność; mowa o sytuacji do 1939. Natomiast „mentalność feudalna” od dawna nie jest moim zdaniem typowa dla potomków feudałów, może to być jakieś przejęcie przez inne grupy czegoś co dawno minione i odreagowywanie wiekowych kompleksów bez tzw. zrozumienia ? …król Jagiełło bił krzyżaki i Pan Krupa chciał być taki…
Rozumiem, że potomkowie polskiej szlachty jeno sami szlachetni i etyczni, na niwie kultury pracujący i kaganek oświaty w lud niosący, a polskie pospólstwo po chłopskich przodkach raczej takie pazerne, nieufne, na drogach i w obejściu międzyludzkim niekulturalne itd.
Szkoda, że tej szlachty tak mało się uchowało 🙁
Na Pomorzu była jakaś polska szlachta? Nieliczna chyba i raczej zagranicznej proweniencji i poloru. Co im oczywiście w żaden sposób nie uwłacza.
ojej Markocie…tożto jakieś dziewiętnastowieczne echa daje się słyszeć, to przeciwstawianie sobie szlachty i chłopstwa ciemnego niekulturalnego.
No i rozumiem iż wiele czasu musi minąć aby polska szlachta kojarzyła się raczej z takimi osobami jak niedawno wspomniana p. Róża Thun niż postaci z „ogrodów wyobraźni”.
Omie, w czasie swojego długiego życia miałam okazję poznać wielu przedstawicieli tzw. plebsu i wielu z nich wychowało swoje dzieci na pracowitych, żądnych nauki, kulturalnych, rzetelnie pracujących dla Kraju, dlatego uważam, że dzielenie ludzi na „szlachetnie” urodzonych i resztę jest nieuczciwym dzieleniem. Ludzie (bez względu na pochodzenie) dzielą się na mądrych i głupich, pracowitych i leni, dobrych i złych, solidnych i niesolidnych, a tzw. pochodzenie nie ma nic do tego.
@szara mysz pon, 16 Marzec 2015, 19:09
ależ oczywiście, nie wyobrażam sobie aby ktokolwiek się z tym nie zgadzał. Po raz kolejny widzę iż w niepojęty dla mnie sposób funkcjonują nadal pojęcia „plebsu” i „szlachetnie urodzonych”. Na konkretnym przykładzie już przytaczanym: cenimy p. Róże Thun NIE za jej pochodzenie a za to jak i co robi.
No, właśnie. Szara mysz nazwała to, co i ja mam na myśli.
O perfekcyjnym wychowaniu (bez zadęcia) szlachetnie urodzonych to Ty, Ormie, wspominasz z takim naciskiem, jakby to dotyczyło faktycznie jedynych szlachetnych ludzi na tym padole.
Zaraz się znowu wykręcisz i zasugerujesz mi XIX-wieczne myślenie, więc dodam tylko, że i ja miewam do czynienia z ludźmi różnego pochodzenia klasowego (?)a stopień „jaśniepaństwa” występuje niezależnie od korzeni i zasobności kiesy.
W mojej rodzinie często żartowano sobie z jednego wuja, którego jedynym atutem wyciąganym przy byle okazji, był jego herb 😉
Wydaje mi sie ze rozmowa schodzi na podzialy, a w moim rozumieniu nie o to chodzilo. Chodzilo o opisy etosu pewnej grupy spolecznej (i oczywiscie sa to uogolnienia, w tym stopniu w jakim w ogole mozna mowic o kulturach narodow lub grup. Do pewnego stopnia mozna). Bobik pisal o pewnym stereotypie, ktoremu sprzeciwili sie Orm, Helena, Dora i Vesper na podstawie osobistych doswiadczen. I jesli sie twierdzi ze robienie czegos (praca zawodowa/robienie czegos dla panstwa czy kultury) do tego etosu („co szlachcic powinien”) nalezy, zupelnie nie znaczy to ze jest to wylaczna cecha tej grupy, tz nie mowi zupelnie nic o innych.
Mili moi, zarzucacie Ormowi coś, czego on nigdy nie powiedział.
Stawiam koniak i dzbanek melisy dla uspokojenia emocji.
Przykro mi bardzo Ormie, nie bierz sobie tego do serca.
Zatem proszę przyjąć moje przeprosiny za nieporozumienie. Nie przyszło mi do głowy iż moje wspomnienie o nacisku na wychowanie może sugerować iżbym mówił tylko o „jedynych szlachetnych ludziach na tym padole”. (czytam – pochodzenia post szlacheckiego; mam na myśli raczej grupę kulturową, nie legitymację genetyczną). Mówiłem o tym w sensie nie dopuszczania wychowaniem do takich jak tu licznie wspominane niefajnych postaw, dla mnie nie mających z kulturą post szlachecką wiele wspólnego.
Od dłuższego czasu noszenie pierścionka z wyrytym herbem nie było dobrze widziane, tego co ongiś sygnet sygnalizował dowodziło się tym, co i jak się robiło czy mówiło.
Ormie, oczywiscie ze nie mowiles. Z jakiegos powodu wlaczyl sie automat dychotomicznej opozycji, ze niby jesli szlachcic tak, to nie-szlachcic koniecznie odwrotnie 😉
Zmoro, dziękuję serdecznie. Ani przez moment jakiekolwiek niedobre intencje naszych blogowych Przyjaciół nie przyszły mi do głowy, te szczere wypowiedzi dowodzą dla mnie, iż wiele czasu upłynie zanim sytuacje się wyklarują, emocje opadną i historia zamknie kolejny swój rozdział. I tak wziąłem sobie do serca tylko serdeczną a szczerą troskę o prawdziwy obraz tego co było i jest bo z tego się daj Boże weźmie to, co będzie dla naszych dzieci i wnuków.
– ależ oczywiście, Lisku, można by w nieskończoność mnożyć przykłady podłych zachowań ludzi „herbowych” i wspaniałych zachowań i dokonań ludzi herbami się nie legitymujących począwszy od czasów przysłowiowego Piasta Kołodzieja; jak przed chwilą napisaem, przyjacielska „opozycja” dowodzi dla mnie iż sprawa jest nadal aktualna i z tym większą uwagą warto się nią zajmować.
Do koniaku i melisy dokładam świeżo i zupełnie bez zadęcia upieczoną przekąskę o szlachetnych korzeniach (Szafir+Rubin) 😉
Dobry wieczór 🙂
Coś musi być w powietrzu 😉 Pan mąż doczytał dzisiaj Różę Thun. Czytał żywo, rozmawiając z książką, a potem mieliśmy długą dyskusję o etosie właśnie 🙂
Do koniaku, melisy i sernika pozwolę sobie dorzucić lekturę. Może już spotkana i zaczytana, a może dla kogoś będzie czymś nowym. Czytelnikowskie wydanie z 2005 roku. Mieczysław Jałowiecki. Coś w rodzaju trylogii: „Na skraju imperium”, „Wolne miasto” i „Requiem dla ziemiaństwa”. Skoro zeszło na etos ziemiański. Ocenę, rzecz jasna, pozostawiam Czytelnikom.
O ile dobrze pamiętam, w punkcie wyjścia dyskusji o to właśnie chodziło, że obecnie przyznawanie się do kultury postszlacheckiej bądź jakiejś innej wcale nie idzie po linii pochodzeniowej. Najgorętszymi orędownikami postszlachetczyzny mogą być chłopi i proletariusze, spadkobiercy szlachty mogą reprezentować etos dość powszechnie uznawany za mieszczański, itd. Dlatego mnie się zdaje, że ta rozmowa, wchodząc w kategorie genealogiczne i personalne, odchodzi od tzw. wysokiego poziomu abstrakcji 😉 i zbacza na tor, którego ja np. w ogóle nie miałem na myśli. Dla mnie pytanie nie brzmiało „czy kulturę szlachecką należy w całości potępić?”, tylko „czy kulturę szlachecką należy uznać za „jedyną reprezentantkę polskości” i w całości oraz powszechnie przyjąć (tzn. „uszlachcić całe społeczeństwo”). Takiego masowego przyjęcia postszlacheckiego wzorca bym się bał, bo widzę w nim takie tendencje, które dawałyby niemal pewną gwarancję błędów i wypaczeń. 😉
Tak czy owak przejście do koniaku i przekąsek zawsze wydaje mi się pomysłem słusznym. 😀
Dzień cały biegałem za mamoną, więc dopiero teraz, dorwawszy się do klawiatury, mogę sprostować. Orm rzucił się Rejtanem w obronie kultury postszlacheckiej PRAWDZIWEJ szlachty czy arystokracji, zaraz też pokładli się inni dyskutanci, podczas gdy prawdziwe okopy znajdują się zupełnie gdzie indziej. Skądinąd w obronie przed generalizacjami Orm nie cofa się przed uogólnieniami, ale to już problem, z którym zostanie sam, bo – jako się rzekło – ziarna dyskusji gdzie indziej zasiane
Najpierw więc twarde fakty historyczne, później spekulatywne rozważania socjologiczne. W latach 1939-45 obydwaj okupanci przeprowadzili masową i skuteczną eksterminację polskich elit. Po roku 1945 nastąpił równie masowy awans społeczny, przeprowadzany nie metodą ewolucyjnej kooptacji czy asymilacji wzorców (o których pisał rano Bobik) tylko gwałtownego wypełnienia powstałej w wyniku dekapitacji próżni. Pytanie, które zadają Sowa, Leder, Majmurek i inni brzmi: czy i co przyspieszona migracja z czworaków, suteren, czynszówek i familoków na pozycje inżynierów w fabrykach, lekarzy w ośródkach zdrowia, nauczycieli w tysiąclatkach czy urzędników różnego szczebla pozostawiła w głowach, mentalności i psychice migrantów. Dlaczego wszyscy nagle zapomnieli skąd się wzięli – czy dlatego, że był to proces tak masowy, czy dlatego, że powodem był mord na dotychczasowych elitach, czy może dlatego, że (w odróżnieniu od Zachodniej Europy) polska wieś pozostawała w feudalizmie i okrutnym zacofaniu aż do czasów, które ogarnia się jednostkową pamięcią?
Oczywiście możemy wszyscy udawać, że jesteśmy z dworków, które pozostały na Ziemiach Utraconych lub spaliły się w Powstaniu Warszawskim – ale przecież sami wiemy, że to nie może być prawda. Szlachty, według szacunków profesora Kuli, było w I Rzeczpospolitej maksymalnie 8% (tyle co, za przeproszeniem, obecnie gejów). Wiemy też dobrze, że bycie prostym chłopem czy robotnikiem znacznie poprawiało szanse przeżycia podczas wojny i okupacji. Każdej, nie tylko tej ostatniej. Nerwowa niechęć wobec podejmowania dyskusji o nienobliwych korzeniach większości współczesnych Polaków jest objawem mechanizmu wyparcia i – pośrednio – ciekawym zjawiskiem socjologicznym.
Pól obserwacji jest wiele, od stylu architektury jednorodzinnej w ostatnim dwudziestoleciu poprzez stosunek do przestrzeni wspólnej w kontekstach urbanistycznych aż do obserwacji dotyczących relacji międzyludzkich poczynionych przez zachodnie korporacje, które pootwierały oddziały w Polsce i zatrudniły miejscowych. I bardzo się zdziwiły tym, co się w tych polskich oddziałach socjologicznie dzieje. Ciekawy był kiedyś felieton w GazWyb o Polakach pracujących w Zjednoczonym Królestwie: największym nieszczęściem dla pochodzących z Polski pracowników jest to, gdy na stanowisku kierowniczym, nawet najniższym, zasiądzie rodak; służalczy wobec zwierzchników, despotyczny tyran wobec podwładnych.
I dlatego właśnie Orm strzela na oślep, bo w dyskusji zainicjowanej przez środowisko Krytyki Politycznej chodzi o etos i kulturę uzurpatorów, a nie o niedobitki prawdziwków.
Ormie,(16 Marzec 2015, 19:55), przepraszam, że Cię źle zrozumiałam, może gdybyś napisał po prostu; „szlachetni ludzie”, nie było by nieporozumienia. Jeszcze raz przepraszam.
No i dlatego, wydaje mi się, trzeba przypominać o tym etosie prawdziwym, a kto ma to robić lepiej niż te niedobitki prawdziwków. Dlatego właśnie z takim zainteresowaniem przeczytałam książkę Pani Róży, którą zresztą bardzo powierzchownie znam (jak również jej córkę Marynię – bardzo ciekawą i też bardzo „etosową” osobę).
Przypomnijmy też, z jakiej warstwy wywodzą się np. omawiani tu niedawno Gombrowicz i Witkacy…
Bobiku, jestem pod wielkim bardzo pozytywnym wrażeniem tego, coś napisał: …obecnie przyznawanie się do kultury post-szlacheckiej bądź jakiejś innej wcale nie idzie po linii pochodzeniowej… zgadzam się z tym w zupełności poza jednym: czemu obecnie, a nie: od dawien dawna ?
A oczywiście masz rację sugerując przejście do koniaków i przekąsek. A czy mogę zaprosić na whisky ?
Babilasie: rozumiem iż „rzucanie się Rejtanem” to figura retoryczna, ale jakoś mi się rejtanienie nie kojarzy zbyt pozytywnie. I już nieważne iż wrzucanie do jednego worka szlachty i arystokracji w Polsce jest często zbyt wielkim a i mylącym uproszczeniem. Skoro moje wypowiedzi kojarzą się z Rejtanem, to przepraszam za brak komunikatywności z mojej strony.
Przepraszam też za uogólnienia, jak widać nie udało mi się ich uniknąć. Widzę iż pojęcie „dworku” nadal funkcjonuje, choć już wiele lat temu inteligencja pracująca ze szlachty się wywodząca mieszkała dosłownie i w przenośni we własnych czy wynajmowanych mieszkaniach w miastach.
A rzeczywiście – niedobitki. Ale może tylko w sensie liczebności/arytmetyki statystycznej ? może te niedobitki nadal wywierają pewien wpływ pozytywny ?
Przepraszam, nie znam środowiska Krytyki Politycznej, z zasady nie piszę w polskim internecie, jednym z wyjątków jest ten blog z racji osobowości Gospodarza i wielu Wspaniałych Użytkowników.
Myszo, nie przepraszaj, proszę, piszesz z najlepszymi i dla mnie jasnymi intencjami i to jest najważniejsze.
Doro: w polskich realiach znaczna liczba „prawdziwków” wywodziła się oryginalnie z warstw zupełnie nieszlacheckich; szlacheckość – tzw. indygenat przyznawano za zasługi dla kraju (było to też pole dla przestępstwa przekupstwa) i tak i chłopi i cudzoziemcy – Tatarzy, Litwini, Kozacy, Ormianie, także Szkoci Niemcy czy Holendrzy zostali uszlachceni niekiedy kilka stuleci temu. Indygenat przyznawał sejm; było to jakby przyznanie wyższej kategorii obywatelstwa, dawał on prawo wybierania samorządów lokalnych oraz wyboru króla którego władza jak pamiętamy była silnie ograniczona przez sejm.
Ormie, nie od dawien dawna, bo wcześniej jednak pochodzenie determinowało mnóstwo rzeczy w życiu, z poglądami włącznie. Ludzie poruszali się w granicach swoich warstw społecznych, kontaktowali głównie lub wyłącznie z podobnymi sobie, odbierali właściwą dla swej pozycji edukację, etc. Przez tę homogeniczność otoczenia nawet im nie wpadało do głowy, że można myśleć inaczej (a jak komuś jednak wpadło, to dostawał etykietę ekscentryka i był izolowany). Poza tym warstwy uprzywilejowane bardzo broniły się przed „zanieczyszczaniem szeregów” (stąd np. takie dzieła jak Liber chamorum). Dopiero zdemokratyzowanie obyczajów (w różnych krajach z różną prędkością przebiegające) te sztywne struktury naruszyło.
A ja, Ormie, jestem pod duzym wrazeniem Twej niepospolitej wiedzy. Wlasciwie to nigdy nie wierzylam we wkladana nam wszystjum do glow narracje o „wytrzebieniu polskich elit” w czasie drugiej wojny swiatowej.Jeszcze sporo jednak zostalo do rozmnozenia. 😆
I jeszcze mam takie wrazenie, ze Polska jest znacznie bardziej klasowym spoleczenstwem niz Wlk. Brytania. Dzis i zawsze. W zeszlym tygodniu w GW byl tak haniebnie pogardliwy artykul o klasie sredniej, ze glowa mala. Nie moglam wyjsc ze zdumienia, ze puszczono to do druku.
Po poludniu zrobiam duzy wpis, ale mi zjadlo i nie wyplulo.
A pislam o tym jak pracowita mialam poprzednia noc. Troche juz znuzona kanibalizmem i seryjnymi sadystami-mordercami moich lektur z ostatnich miesiecy, siegnelam dla psychicznej higieny po kolejnego McCall-Smitha z jego botswanskiej serii o Pierwszorzednej Agencji Detektywistycznej Pan (wiem, ze polski tytul brzmial jakos inaczej, ale tlumacz/ka nie zna jezyka anielskiego). Powiesc, ktorej dotad nie czytalam, nazywa sie The Minor Adjustment Beauty Salon. Zatesknlam za niespieszna narracja tego szkockiego autora, za delikatna kreska jaka tworzy swoje postacie, za jego cieplym i dobrym poczuciem humoru, za genteelity jezyka jakim przemawiaja do siebie bohaterowie.
McCall mnie oczywiscie nie zawiodl i smialam sie na glos czytajac jak Rra J.L.B Matekoni zapisal sie na uniwersytecki kurs „Jak byc lepszym mezem”.
I w pewnym momencie postanowilam cos sprawdzic w internecie, bo juz dawno to chcialam zrobic, ale jakos wciaz zapominalam. Otoz we wszystkich tych botswanskich powiesciach McCall Smitha pojawia sie watek pierwszego po uzyskaniu niepodleglosci prezydenta tego brytyjskiego protektoraru, Seretse Khamy. Mma Ramotswe, podobnie jak inne postacie z powiesci, wspomina go czesto, mowiac jakiez wielie szczescie miala Botswana majac takiego prezydenta.
Wiec postanowilam sobie o nim troche poczytac, posluhac na YouTubie troche wywiadow, zobaczyc co pisza o nim inni. I jak juz weszlam, to nie moglam sie oderwac, bo odkrylam dla siebie postac tak niezwykla, jak inni z mego prywatnego panteonu postaci swietlanych XX wieku- jak Mandela i pan prof. Karski, Jak Havel i Sacharow.
Krolewskiego rodu, ozeniony z biala kasjerka z londynskiej firmy ubezpiezeniowej, wywolal miedzynarodowy skandal dyplomatyczny, bo sie nie zgodzil na uniewaznienie swego malzenstwa, po paroletnim wygnaniu doprowadzil do niepodleglosci swego kraju, zostal najpierw jego premierem, a potem prezydentem, odnoszac lawinowe zwyciestwo wyborcze. Juz w pierwszym roku swej prezydentury podjal najambtniejszy program reform w tym najbietniejszym afrykanskim panstwie, reformujac wszystko: sluzbe zdrowia, oswiate, system podatkowy. On jeden wlasnorecznie zdolal pokonac nagminna w postkolonialnej Afryce korupcje, wprowadzajac bardzo niskie podatki, co spowodowalo, ze okradanie panstwa przestalo sie oplacac, a ludzie nie wyprowadzali tez swych dochodow do bankow w Szwajcarii. No i zaprowadzil demokracje w Botswanie.
W jednym z wywiadow po lawinowym zwyciestwie w wyborach, jakis dziennikarz BBC (jest na YouTubie) zapyatal go: czy nie obawia sie pan, ze tak lawinowe zwyciestwo zalozonej przez pana Demokratycznej Partii Botswany moze na tyle oslabic opozycje, ze Botswana z czasem stanie sie panstwem jednopartyjnym?
– Owszem – odpowedzial Seretse Khama – w demokracji opozycja musi byc silna, bo kto inny bedzie patrzyl na rece rzadzacym? To byloby bardzo niezdrowe, gdyby byla slaba.
No wiec ja chyba tez, jak mma Ramotswe powiesze sobie na scianie portret Khamy.
http://en.wikipedia.org/wiki/Seretse_Khama
Dzien dobry 🙂
a. 8% to bardzo duzo – prawie co dziesiaty obywatel szlachcicem, to chyba o wiele wiecej niz w innych krajach posiadajacych taka klase?
b. byly chyba znaczne roznice miedzy arystokracja a tz zasciankiem jesli chodzi o wyksztalcenie, etos (np poczucice obowiazku)?
c. gdzie w tej dyskusji podzialo sie mieszczanstwo??? Czy kazdy powojenny inzynier koniecznie byl ze wsi?
(co do b., kojarzy mi sie to z dwoma roznymi stereotypami, nie wiem czy slusznie)
Dzień dobry 🙂
kawa
Irku
To jest kawa z mlekiem
Heleno (23:42), są również ludzie, którzy nie wierzą we “wkładaną nam wszystkim do głów narrację” o istnieniu wirusów, kulistości ziemi, ewolucji czy braku tlenu w stratosferze, ale niewiara ta, obojętnie jak mocno deklarowana, nie ma żadnego wpływu na stan faktyczny.
Ormie (22:27), inicjatorom tej debaty chodziło o współczesne zjawisko socjologiczne i jego ewentualne uwarunkowania historyczne, a nie o wyciąganie z szuflady starych fotografii i jeszcze starszych sentymentów. Twój wykład jest bardzo ciekawy, ale zupełnie obok mojego zainteresowania tematem. Sprowadzenie tej szeroko rozlewającej się rzeki do jej pierwotnego koryta nie wydaje się mi możliwe, więc wycofam się z audytorium kłaniając się nisko. Dyskusja wynika z chęci mówienia, rozmowa z chęci słuchania (czy jakoś tak).
Lisku,
Twoje pytanie o mieszczaństwo w Polsce jest jak najbardziej słuszne, bo w dyskusjach zupełnie jest ono pomijane.
Nie było wcale różowo, na marginesie: pospólstwo i plebs są współcześnie powszechnie używane w złym znaczeniu, dotyczą one bowiem podziału na warstwy społeczne mieszczan, a nie środowiska ziemiańskiego .
Nie umiem bezpośrednio zlinkować, ale jak wrzucisz w google :
Monika Mirońska – Galińska
CHARAKTERYSTYKA STANU MIESZCZAŃSKIEGO w POLSCE XVI i XVII wieku
to znajdziesz bardzo ciekawe opracowanie, poruszające również problem kupowania tytułów szlacheckich zasygnalizowany przez Orma.
Nie wiem tylko, skąd autorka wzięła omawiając elitę intelektualną : „Do tej grupy zaliczali się pisarze radzieccy” 🙂
A już wiem:
Urząd radziecki zajmował się zapisami zobowiązań dłużniczych, rękojemstwa, sprzedaży i kupna domów i kamienic (domy z kamienia czyli murowane), sprawami opiekuńczemi, przyjmuje zeznania o prawnych następstwach.
Ze mną to tak, jak w tym kawale o skojarzeniach 😉
Babilasie, szkoda ze sie wycofujesz. Mozna postawic pytanie: dlaczego w dzisiejszej Polsce wiele osob woli nie zaznaczac swojego chlopskiego pochodzenia (czy dobrze zrozumialam)? Tym bardziej ze za komuny np takie pochodzenie chyba dawalo korzysci (np na wyzszych studiach). Mam na ten temat swoje podejrzenia, ale wolalabym poczytac co mysla inni.
Jako ilustracje do Twojego pytania opisze pewna scenke ktorej bylam swiadkiem w 1989(7?) roku, gdy pierwszy raz jako dorosla przyjechalam z wizyta do Polski. Zrobilismy dosc duza wycieczke, m.i. pojechalismy obejrzec palac w Lancucie. Zwiedzalo sie grupami. Lokalna przewodniczka oprowadzajaca nas po palacu przypominala emerytowana baletnice, z mocna sciagnietymi wlosami i wydepilowanymi brwiami, zaznaczonymi czarnymi kreskami olowka. Z namaszczeniem i duma wskazywala na obrazy rodziny Potockich, a o ostatnim z nich (przebywajacym chyba wtedy juz od wielu lat w USA lub Kanadzie) mowila wyniosle per „nasz Pan” (uzyla tego parokrotnie). Bylo to dla mnie zdumiewajace.
Dzieki Zmoro 🙂
Prosze o kciukotrzymanie za nasze dzisiejsze wybory (choc podaz ciut marna). Nalezy trzymac za wygrana Hertzoga i nieznikniecie Merecu 🙂
(Hmm, czy taka prosba nie jest koszyczkowym ekwiwalentem zamawiania mszy na jakas intencje…? 😆 )
trzymam, trzymam, lisku!
Czymam, Lisku, za wygraną i za niezniknięcie!!! 😉
Dzień dobry.
Miała być taka mordka: 🙂
Już od wczoraj trzymam, Lisku 🙂
Dzień dobry 🙂
Ja też 🙂
Lisku
Za pochodzenie (robotnicze lub chłopskie) dostawało się punkty przy kwalifikacji na studia. Ale to nijak się miało do pochodzenia z dziada pradziada i błękitnej krwi. Trzeba było tylko było mieć udokumentowane, że rodzice „prowadzą” gospodarstwo rolne lub są zatrudnieni „na fabryce”. Więc równie dobrze herbowy mający 5-hektarowe gospodarstwo rolne czy zasuwający „na taśmie” spełniał ten warunek. W celu wyrównywania szans i ułatwiania dostępu. Ten mechanizm zresztą jest pewnie znany i z innych krajów, tylko warunki do spełnienia były nieco inne.
Babilasie, nie wiem czy zauwazyles, ale ja unikam raczej polemik z Toba. I bede wdzieczna za wzajemnosc. Zwlaszcza, ze nie sa to polemiki – w moim rozumienu terminu.
Dzień dobry 🙂
Tak mi dziś pilnie było do koktajli, że nawet rano nie merdnąłem, tylko od razu na nie poleciałem. A teraz będę odsypiał party, ale przynajmniej przez sen potrzymam kciuki za Liskowe wybory, żeby choć tyle było ze mnie blogopożytku. 😉
Oczywiscie, Paradoksie
http://en.wikipedia.org/wiki/Affirmative_action
Bardzo ciekawe jest to haslo z Wiki. Dobrze jest czasami miec tak wszystko zebrane do kupy z calego swiata.
Co do Łańcuta, lisku, ostatni Potocki, czyli Alfred, rzeczywiście jest tam źle wspominany, i to nie bez powodu. Podczas wojny na zamku mieściła się siedziba sztabu Wehrmachtu, a w 1944 r. ordynat nawiał na Zachód, wywożąc w 11 wagonach, w kilkuset skrzyniach ogromną ilość bezcennych dzieł sztuki. Które następnie za granicą przeputał na hulaszczy tryb życia.
Tez bym wywiozl swoje dziela sztuki i je przeputal.
Heleno (14:21), skoro przyznałaś sobie prawo do głoszenia poglądów, które (w moim rozumieniu) odklejają się od rzeczywistości, przyzwoitości i zdrowego rozsądku, dlaczego oczekujesz abym zrzekł się możliwości ich komentowania?
Na swoim własnym blogu będziesz mogła swobodnie dysponować doborem komentatorów i treściami komentarzy; póki co na bobikowie obydwoje cieszymy się tym samym statusem – gościa.
Do moich wymienionycg zalet duszy i umyslu, dorzucilabym jeszcze niezdolnosc do prdukowania testosteronu w przemyslowych ilosciach.
„Komentuj” zatem na zdrowie.
Doro, ale wlasnie bylo na odwrot – byl tam przez lokalna przewodniczke wrecz celebrowany w sposob calkowicie poddanczy.
Chcialabym przypomniec ze Bobik naprawde nie jest teraz szczegolnie dziarski i ostatnia rzecza ktora mu jest potrzebna sa wasnie na blogu. Czy mozna by to uszanowac?
Najwyrazniej nie bardzo, Lisku. Na moja uprzejma prosbe aby sie pokojowo ignorowac nawzajem, Pan Testosteron uznal, ze zarzucenie mi skrajnej glupoty to za malo i wartaloby przywalic po gebie z cala moca. Wiec podzielil sie swymi refleksjami na temat mojej skromnej osoby, zarzucajac mi odklejenie od rzeczywistosci, brak przyzwoitosci oraz zdrowego rozsadku.
W nawiazaniu do niedawnej dyskusji o panach i chamach, zaczynam myslec, ze taki podzial bywa czasami calkiem poreczny i nie nalezy z niego przedwczesnie rezygnowac.
Jest mi oczywiscie ogromnie przykro, ze Gospodarz zostal narazony na te wymiane refleksji.
W pełni zgadzam się z poglądem wyrażonym przez Helenę w ostatnim zdaniu Jej wpisu. Bobiku Kochany, przyjmij, proszę moje najlepsze życzenia i myśli, trzymamy palce za Twoje samopoczucie.
Uszanowanie tej prosby raczej nie powinno byc na zasadzie „to on/a zacza/el/a” ani „to niech on/a pierwszy/a przestanie”. Mozna po prostu, i naprawde, przestac.
Mozna. I tego wlasnie dotyczyl moj pierwszy post do Babilasa.
Kto mieczem wojuje ten od miecza ginie. Przypomina mi się Kurski i jego „dziadki z Wehrmachtu” i cały radiomaryjny antysemityzm
http://wyborcza.pl/1,75968,17581245,Skad_w_PiS_nerwowosc_na_wiesc_o_tesciu_Dudy__Dla_jego.html
Dla dobrego nastroju z ” Kompendium niewiedzy – Starsi Panowie Dwaj”
Hortensja: Drugie skrzypce potrzebne od zaraz do zagłuszania rur kanalizacyjnych. Te rury grają tak nieznośnie smutno.
StPan: Ale dlaczego – drugie skrzypce?
Hortensja: Na pierwsze nas nie stać.
Oj, słusznie prawi Lisek, żem obecnie niezbyt dziarski, więc zrobię jak te słynne małpki – nc nie widzę, nic nie słyszę, nic nie szczekam. 😉
Chociaż nie, jednak szczeknę, że 8% (niektóre źródła podają nawet 10%) szlachty to istotnie na tle średniej europejskiej było bardzo dużo. W związku z tym duże było też rozwarstwienie tej szlachty, również kulturowe.
A z kolei mieszczaństwa było relatywnie mało i to był jeden z powodów, dlaczego kultura mieszczańska w kształtowaniu zbiorowej wyobraźni, etosu, itd., większej roli nie odegrała (chłopska też odegrała zbyt małą w proporcji do liczebności warstwy, ale tu z kolei przyczyną była chyba jej niewielka literackość – ta kultura wyrażała się raczej w muzyce, rzeźbie, designie, etc.). Szkoda, bo mieszczańska perspektywa to nie tylko dulszczyzna. Ja się w Niemczech mieszczańskie cnoty nauczyłem bardzo wysoko cenić. 🙂
Dla rozluźnienia atmosfery
http://joemonster.org/art/31517/Popsute_drzwi_ktorymi_zyly_cale_Niemcy._Gdyby_nie_zdjecia_nie_uwierzylbys_w_to_co_sie_dzialo
🙂 🙂
😆
Irku (20:50), w tzw. aproposie historia autentyczna tym razem, nie mogę za dużo szczegółów podać. Miasto wojewódzkie w Polsce, premiera „Rosenkavalierva” Straussa, po premierze bankiet. Marszałek województwa (czyli główne źródło finansowania i najważniejszy oficjel na bankiecie) pyta poruszony dyrektora opery, czy tenorzy mają jakoś szczególnie wysokie stawki, czy drogo jest pozyskać takiego tenora do teatru i ile w zasadzie taki tenor by kosztował, na jeden spektakl czy też na stałe. Dyrektor odpowiada, że nie, niekoniecznie, no może taki Beczała czy inny Kaufmann to drogo, ale pozostali to wcale nie, ale czemu pan marszałek łaskaw jest wyrażać zainteresowanie? Pan marszałek oświadczył, że skoro rolę Oktawiana musiała śpiewać kobieta, to on jednak spowoduje, że jakaś dotacja celowa będzie, bo to tak nie może być, żeby opery nie było stać na tenora na premierę. Dalej to już niech tam i kobieta śpiewa, ale na premierę musi być tenor.
😆 😆 😆
To lepsze niż ” umówcie mnie z tym Czapskim” 😀
Irku
Tylko proszę bez nazwiska umawiającego. Były minister lubi pozywać za to do sądu
Przy okazji. Na początku lat 90., jak przeprowadziłem się do obecnego miejsca zamieszkania, złożyłem natychmiast podanie o zainstalowanie telefonu. I, o dziwo dosyć szybko, bo już po dwóch miesiącach zjawił się przedstawiciel TP-sy z umową i zaraz potem monter. Mniejsza o montera, chociaż był nawalony. Tamten numer telefoniczny musiał być jakoś podobny do numeru telefonicznego kumpla posła Zdzisława P. Skąd wiem? Bo kilka razy zdarzyło się, że dzwoniła do mnie sekretarka (nazwijmy ją może asystentką)pana posła z informacją, że pan poseł chciałby ze mną rozmawiać. W końcu chyba zaczęła uważniej wybierać cyferki na tarczy, albo asystentka się zmieniła, bo jakoś po 1996 telefony ustały. Ku mojemu wielkiemu żalowi i rozczarowaniu. Nie zdążyłem się zakumplować.
Więc mógłbym, parafrazując Nikodema Dyzmę twierdzić, że miałem okoliczność z panem posłem – za pośrednictwem podwójnym: telefonu i asystentki. Na szczęście nie skonsumowaną.
O ethosie rycerskim i mieszczanskim oraz ogolnie o socjologii moralnosci pisala ciekawie prof. Maria Ossowska. Nie mialam jej ksizek w reku od studenckich lat, ale jej pisarstwo bardzo wdziecznie wspominam.
Niestety, moje kciukotrzymanie w wyborach u liska chyba nie bylo efektywne… Sorry, lisku…
Spokojnie, Kroliku, jeszcze nic pewnego….
Do marszałka dorzucę biskupa.
Na inaugurację któregoś z festiwali chórów w Międzyzdrojach Jan Szyrocki z Chórem Politechniki, solistami i zespołem perkusistów naszej filharmonii przygotowali Carmina Burana. Bardzo im to żywiołowo wyszło. W pierwszym rzędzie siedział biskup. Był zachwycony, długo gratulował Janowi i w pewnej chwili zapytał: Janie, dlaczego nie zrobisz tego w katedrze? Szyrocki się zapłonił, bo z natury był człowiekiem i skromnym, i religijnym, więc perspektywa wystawienia tego dzieła o ciupcianiu w katedrze trochę go spłoszyła. A biskup pozostał przy swoim zachwycie i braku znajomości łaciny.
Nb, wspominam tegoż biskupa ze zgrozą, miał on bowiem straszny zwyczaj rujnowania nastroju po wielkich koncertach, które Szyrocki w tej katedrze robił. Chór zawsze był genialny, więc niektóre wykony sprawiały, że lud unosił się dziesięć centymetrów nad ziemią. I kiedy tak wszyscy stali w ławkach, ze łzami w oczach bijąc brawo, ksiądz biskup wstawał z fotela, podchodził do Jana, gratulował mu szczerze i proponował, żebyśmy teraz wszyscy zaśpiewali np. Apel Jasnogórski. Efekt osiągnięty przez Jana szlag trafiał, niestety, a biskup trwał w zachwycie, zachęcał do śpiewów i opowiadał kościelne dykteryjki.
No, meloman był, niestety, i nie opuszczał tych koncertów.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry. A do kawy – lektura.
😡
Och, Lisku 🙁 Dlaczego? 🙁
Nie jestem pewna, Haneczko. Partia „rosyjska” Libermana spadla z okolo 15 mandatow na 6 z powodu glebokiej i szerokiej afery korupcyjnej w jej szeregach, i mysle ze caly ten elektorat, lubiacy tz mocnych facetow, przeszedl do Bibiego.
Bedzie koalicja politycznie ostroprawicowa, ekonomicznie dwutorowa (z jednej strony bogaci kolesie, z drugiej nagonka na tych ktorzy maja ale nie na tyle by do kolesiow nalezec), z dodatkiem religijno-nacjonalistycznych osadnikow oraz religijno-ostro-zabobonnych sefaradytow, z niedobitkami partii rosyjskiej na okrase.
Brzmi wybuchowo 🙁
Zjednoczona partia Arabow izraelskich dostala az 14 mandatow i jest trzecia co do wielkosci partia, ale nie wiem co uda jej sie utargowac z fotela opozycji.
Ankiety przewidywaly 20 mandatow dla Bibiego, a dostal 30. Pewnie dlatego ze byly po hebrajsku…
Merec (pro-pokojowa) ledwo ale przeskoczyla poprzeczke minimum (4 mandaty), partia centrum jest druga co do wielkosci, 24.
Gdyby centrolewicy zlecono utworzenie koalicji, to razem z partia arabska oraz dwiema mniejszymi ponoc reprezentujacymi mlodych pracujacych i warstwe srednia, moglaby smialo stworzyc waska ale wiekszosciowa koalicje. Ale zleca sie przewaznie tej ktora dostala najwiecej, wiec nieuchronnie bedzie Bibi i opcja pierwsza.
A czy koalicja rządząca musi mieć minimum 61 miejsc, czy niekoniecznie?
A nmie się marzy 120-osobowy Sejm i 72 % frekwencja wyborcza 😉
Oczywiscie ze musi, z tym ze 61 tez nie daje dostatecznie mocnej bazy do dzialania, wiec przypuszczam ze religijni aszkenazyjczycy tez zostana zaproszeni.
Dla dokladnosci: prawnie koalicja rzadzaca nie musi miec 61, ale poniewaz rzad musi byc zatwierdzony przez Knesset, rzad mniejszosciowy jest mozliwy tylko wtedy gdy partia nie wchodzaca do koalicji zgodzi sie poprzec ja z zewnatrz (zdarza sie ale rzadko).
Zmoro, Izrael jest znaczaco mniejszy od wojewodztwa lubelskiego. O 4 tysiace kilometrow kwadratowych To naprawde malutki (i dzielny) kraj.
Wiec i parlament nie musi byc wiekszy.
Dzień dobry 🙂
Przykro mi, Lisku, że blogowe kciuki tym razem okazały się jakby mało skuteczne. 🙁
A mnie się dzień zaczął od niespodziewanej wizyty pewnej dawno niewidzianej Czeczenki. Rozmowa m. in. o tym, któremu ze wspólnych znajomych odwaliło i przystał do salafitów czy innych dżihadystów, albo zaczął nawracać na własną rękę. Nieuchronne skojarzenia z polskimi znajomymi, których znienacka odnajduję gdzieś na skrajnej prawicy. Nihil novi sub sole. 🙄
Jakbym policzyla wszystkich o i przyjaciol, ktorzy byli normalni i nagle im odbilo, to by sie uzbieral calkiem pokazny oddzial dzihadystow, Bobiku. Nie przestaje myslec, ze to jest jakis rodzaj wczesnej demencji i interesuje mnie bardzo czy byly jakies powazne badania robione na zachodzace w mozgu zmiany, ktore do tego prowadza. Bo nie wyglada to na naturalna ewolucje pogladow, ktora wszyscy przeciez przechodza z wiekiem.
A w prasie ani słowa o wyborach w Izraelu 😯
Chyba że coś przegapiłem
Wyniki byly podliczone w nocy.
Na portalach jest od rana.
Heleno, jeśli chodzi o tych salafitów, niekoniecznie musiałaby to być wczesna demencja, bo przecież do dżihadu przystępują ludzie młodzi. Zmiany w mózgu – może, ale raczej jakieś zalewanie hormonami…
Nie. Ja nie mowie o mlodych poddawanych indoktrynacji, tylko o tych co do polowy zycia i d;uzej byli calkiem normalni, i raptem zaczeli bredzic od rzeczy.
No i dlatego trudno łączyć naszych swojskich moherów z salafitami.
Czytam Donosy B. Engelking. Ponad 90% jest napisane z błędami, okropne kalectwo językowe. Zastanawiam się, czy to nasza specyfika spowodowana zacofaniem edukacyjnym. Jak to wyglądało w innych krajach, bo donoszono wszędzie.
haneczko, z „Lwów mojego podwórka” (Jarosław Abramow-Newerly, zresztą tak on jak i jego ojciec pięknie pisali) pamiętam scenę gdy nie wyglądająca na Żydówkę jego matka idzie do Gestapo, by starać się uwolnić jej uwięzionego męża – i przy kolejnej wizycie słyszy od oficera, że nic nie może zrobić, bo były na niego donosy i gdyby Polacy nie donosili tyle jedni na drugich…
U salafitów czy wahabitów klientela jest wiekowo różna. Ci starsi raczej nie wychodzą na uliczne ustawki, tam widać głównie młodych, ale to nie znaczy, że starsi na inne sposoby nie popierają.
I myśmy z tą Czeczenką rzeczywiście, jak Helena pisała, gadali o tych, którzy do pewnego czasu wydawali się całkowicie normalni, wręcz zahaczali o zgniły leberalizm, a potem złapał ich jakiś nagły i niewytłumaczalny odpał. Jako żywo przypomina to znane mi skądinąd „konwersje na moheryzm”.
Wczoraj napisałem o kilka zdań za dużo, za co chciałbym Cię, Heleno, serdecznie przeprosić.
O ile nie mogę się zrzec prawa do reakcji na czyjekolwiek wypowiedzi na tym blogu, o tyle proszę zauważyć, że moja reakcja, bez względu na to jak kaustyczna, dotyczy zawsze poglądów i opinii, a nie ma wymiaru niechęci osobistej.
Andsolu, donosili nie tylko Polacy, to było powszechne. Pani Engelking zresztą o tym wspomina powołując się na badania francuskie. Zastanawiam się czy tam też donoszono tak niegramatycznie, bo to coś mówi o poziomie wykształcenia społeczeństwa.
Ja jestem raptem trzecim, piszącym i czytającym, pokoleniem w rodzinie. Moje dwie Babcie skończyły edukację na czterech klasach. Babcia mazowiecka pisała znacznie lepiej od Babci galicyjskiej, bo dziedziczka bardzo się angażowała w nauczanie dzieci z czworaków. Oczywiście obie robiły rozmaite błędy, ale przecież nie tak koszmarne, jak w owych donosach. Może dlatego tak to mnie zaciekawiło.
Strasznie smutna sprawa z tym Tunisem. Byłam w Tunezji trzy razy i wydawało się zawsze, że to najbardziej europejski z krajów arabskich. Tunis ma miejscami wręcz francuski klimacik. Muzeum Bardo jest przepiękne, są tam wspaniałe starożytne mozaiki.
Bardzo ciekawy i piękny w ogóle kraj. Ale nigdy już tam nie pojadę…
Córasek miała lecieć do Emiratów. Nie poleci.
Wszyscy teraz będą się bali jeździć do Tunezji, a przecież to kraj głównie turystyką stojący. Obawiam się, że ten zamach będzie miał dalekosiężne, ciężkie gospodarczo skutki. 🙁
Terrorystm o to wlasnie chodzi. O wywolanie psychozy, o zmuszenie ludzi do zmiany stylu zycia.
Bardzo, bardzo nie podobalo mi sie, gdy premier Kopacz natychmiast oglosila po paryskim zamachu, ze „Poslka jest bezpieczna”. Takich rzezczy ne nalezy mowic, nawet w celach uspokojenia opinii publicznej. Bylo to jakies… bez serca.
Sama wierze gleboko w zasade , ktorej nas ucza londynscy politycy po kazdym zamachu terrorystycznym: business as usual. Zlapiemy, ukarzemy, ale nie ugniemy sie przed terrorem, nie damy sie zastraszyc.
cd.
„Polska jest bezpeczna”. Tego nie powiedzialby prawdziwy maz stanu – ani Havel, ani Mandela. Powiedzialby raczej cos o solidarnosci w obliczu tych diablow. A nie zeby sie nie martwic, bo nic nam nie grozi.
Heleno, z diabłami byłoby łatwiej. To są ludzie. Nie wolno odczłowieczać.
Właśnie w TVN24 wypowiada się dobrą polszczyzną Tunezyjczyk, który kiedyś studiował w Polsce, a był świadkiem wydarzenia (siedział w kawiarni naprzeciwko muzeum). Mówi pocieszające rzeczy: na Avenue Bourghiba odbywa się właśnie spontaniczna manifestacja protestacyjna mieszkańców przeciwko terroryzmowi. Facet wypowiada się o terrorystach bardzo ostro: tchórzliwy atak, szczury, trzeba uchronić młodzież, żeby nie zaraziła się tym świństwem. Uważa, że teraz nastąpi konsolidacja walki z terroryzmem. Oby miał rację.
Oni sie sami odczlowieczyli. Sa diablami.
Dobry wieczór na memłonie 🙂
Emiraty polecam. Super miła obsługa. Sympatyczni ludzie, ciekawy kraj 😎
Największe przykrości spotkały nas, w ostatniej podróży, ze strony młodych, leniwych, aroganckich pograniczników izraelskich. Chamstwo na miarę pograniczników z najciemniejszych czasów NRD i ZSRR. Napisałam w tej sprawie do ambasady Izraela w PRL. Jako grupa zapłaciliśmy za nieprzyjemność przekroczenia granicy, każdorazowo, około 1000$ USA. W zamian za to nie raczono uruchomić więcej niż jedno okienko. Staliśmy w niekończącej się kolejce. Na mój monit, dotyczący otwarcia kolejnego okienka, usłyszałam pytanie: „a skąd jesteście?” Kiedy powiedziałam, że złożę skargę w ambasadzie, raczono otworzyć drugie okienko. Sporo po czasie.
Byliśmy w Jordanii, Egipcie i w Izraelu. Ale tylko w Izraelu potraktowano nas w tak chamski sposób 👿
Oczywiście, to nie to samo co zamach. Ale w Tunezji zamachu dokonało kilku szaleńców. Chamstwo i arogancja izraelskich pograniczników wygląda na działanie systemowe. Już dawno nikt mnie tak nie upokorzył 🙁
Czekam na odpowiedź ambasady izraelskiej.
„Le Figaro” już wspomina o tej manifestacji: http://www.lefigaro.fr/flash-actu/2015/03/18/97001-20150318FILWWW00433-tunis-manifestation-pour-denoncer-l-attaque.php
„Gdy Bóg stworzył człowieka, diabeł stał się niepotrzebny”. Bunsch.
Jagodo, trzy lata temu to samo mnie spotkało na Izraelskiej granicy. Przestałam tam na przejściu nocą ponad 5 godzin, kolegę przesłuchiwano przed wycelowanym w niego karabinem, a wszystkich nas potraktowano jak potencjalnych terrorystów.
Małgosiu,
my siedem lat temu mieliśmy też paskudne doświadczenia. Z karabinami, krzykiem, etc.. Ale wtedy naszym celem był pobyt w Izraelu. I jakoś to próbowaliśmy usprawiedliwiać. Tym razem przejeżdżałyśmy jedynie przez około 20 minut (x 2) przez Izrael. Płacąc za to, jako grupa, w obie strony, około 2000 USA $. Doświadczenia były koszmarne. Przy pierwszym wjeździe do Izraela zatrzymano paszport Jagodowego. Paszport leżał sobie na kontuarze, czas płynął, nic się nie działo. Próbowałam rozmawiać z pogranicznikami. Prosiłam o nie stresowanie Jagodowego, bo jest diabetykiem. Niestety, groch o ścianę.
Komunistyczne Chiny i komunistyczna Kuba to czysta przyjemność w porównaniu z Izraelem. Rozumiem specyficzną sytuację Izraela. Ale po tym jak widziałam szykanowanie i znęcanie się młodych ludzi, na przejściach między Izraelem a Palestyną, nad wiekowymi Palestyńczykami, nie potrafię usprawiedliwić zachowania izraelskich pograniczników.
W powrotnej drodze, poza tym, o czym pisałam, moja torebka nagle znikła mi z oczu. Musiałam stanowczo zażądać przeszukiwania jej na moich oczach. Ludziom z grupy poniszczono pamiątki kupione w Jordanii i nie przeproszono ich ani słowem.
Niezwykle przygnębiające jest to, że robią to młodzi ludzie.
Tym razem postanowiłam nie odpuszczać i napisałam do ambasady.
Jagodo, Malgosiu, to przejscie graniczne jest niestety znane z tego rodzaju problemow i bardzo sie ciesze Jagodo ze zlozylas skarge. Z tym ze wiazanie tego z zaplata jest chybione, bo to nie usluga, w rodzaju „place wiec zadam”.
Spać nie mogę, więc rysuję takie kawki dla Wszystkich…
http://zabawnefoty.blogspot.com/p/coffee-art-niezwyke-zdjecia.html
Dzień dobry! Witaj, Jagodo, na łonie. Ja mam z przekraczania granic Izraela (w różnych miejscach, w obie strony) wrażenia miłe lub bardzo miłe. (Raz nawet wjechaliśmy do Izraela przypadkiem i niechcący, ale to zupełnie inna historia). Najczęściej są pytania i dziwne zdziwienia (na przykład: „dlaczego sami?” i „skąd wiemy/wiedzieliśmy, dokąd mamy jechać?”), ale obsługa zawsze bardzo profesjonalna, szybka i grzeczna.
Emirates kojarzą mi się (i znów: bardzo dobrze kojarzą) z linią lotniczą; od czasu otwarcia połączenia z Polską (2012?) używamy ich do wszystkich podróży dalekowschodnich. Z przodu (lub na górze, w przypadku piętrusów) samolotu lata się zawsze bardzo miło, ale i tak Emirates proponują standard obsługi wyższy niż inne, znane mi linie. W Dubaju byłem kilka razy, ale tylko na lotnisku (skądinąd bardzo wygodne do przesiadek). Z klimatów arabskich polecam Sułtanat Omanu, na razie nietknięty (a przynajmniej mało tknięty) stopą masowego turysty.
Tunezja należy do tych miejsc na świecie, gdzie nie byliśmy, bo uważaliśmy, że zawsze zdążymy i pojedziemy tam na starość. (Lista ta obejmuje też, między innymi Krym). Cóż, nie młodniejemy, ale do Tunezji chyba się już nie wybierzemy. I wielkie szczęście, że zdążyliśmy być w Egipcie za czasów Mubaraka.
Dzień dobry 🙂
kawa
Niestety kawki Nisi się nie otwierają 🙁
Ale może to sprawka terenowego PA. Sprawdzę wieczorem
Czy ktoś ma wieści o Rysiu? Może sam da znać po tym wpisie
Irku, u mnie się otwierają.
Jeszcze slowko o przejsciu granicznym miedzy Izraelem a Jordania – jest to punk wyjsciowy/wejsciowy na swiat Palestynczykow z Autonomii, jest to takze miejsce (Jordania) otwarte na wiekszosc swiata arabskiego, a takze dajace schronienie duzej liczbie uchdzcow, obecnie z krajow w ktorych toczy sie walka z ISIS). W odroznieniu od lotniska, gdzie osoby wchodzace do kraju przeszly juz jedno badanie, tu wchodzacy przechodza pierwsze badanie.
Zdaje się Lisku, że próbujesz tłumaczyć tych niegrzecznych chłopaków z przejścia, niepotrzebnie, są chamami i nic na to nie poradzisz. Kwestie bezpieczeństwa są w wielu miejscach na świecie postawione na pierwszym miejscu i spełnianie ich wymogów wiąże się z uciążliwościami, ale zachowanie kontrolerów może być różne, w przypadku opisanym przez Jagodę – zwyczajnie chamskie.
I jeszcze jedno: nie zauważyłem, by Jagoda wiązała sprawę opłaty z jakością odprawy, to zresztą ciekawe: czy przejazd przez terytorium Izraela jest płatny?
Zeenie, zaraz się pewno zdubluję z liskiem, ale tym niemniej: płatny jest formalnie wyjazd z Izraela (departure tax, bodaj 30$ od osoby). Na lotnisku Ben Guriona ta opłata jest niewidoczna, bo „schowana” w cenie biletu, ale na przejściach lądowych jak najbardziej egzekwowana. Wyobrażam sobie, że zebrane środki finansują funkcjonowanie infrastruktury granicznej (podobnie jak opłaty za rozpatrywanie amerykańskich wniosków wizowych finansują ambasadę USA w Warszawie).
Zresztą podróż z Egiptu do Jordanii i z powrotem generuje szereg kosztów niezwiązanych z Izraelem jako takim. Łapę po pieniądze turystów wyciągają bowiem solidarnie i Jordania i Egipt.
Zeenie, zle Ci sie zdaje.
Dzień dobry 🙂
Ponieważ na temat w/w przejść granicznych nie wiem nic a nic, nawet nie próbowałem o nich kłapać, tylko zająłem się wrzuceniem nowego wpisu, żeby przynajmniej na krótki czas zapomnieć o wyrzutach sumienia spowodowanych niewrzucaniem nowego wpisu. 😈
O przejściach granicznych z prawie ostatniej chwili, bo sprzed tygodnia. Byliśmy w Kraju Kwitnącej Wiśni, gdzie ludzie mają grzeczność i uprzejmość we krwi, a uśmiech na twarzy zawsze chyba, to moje dwutygodniowe (niestety, tylko!) obserwacje. Lecieliśmy jakieś straszliwe godziny z przystankiem w Chicago. Akurat przyleciało kilka samolotów i całe towarzystwo rzuciło się do kilku otwartych „granicznych okienek”, gdzie to trzeba paszporty okazać i ewentualnie odpowiedzieć na kilka pytań. Mimo kilku zażywnych jejmości porządkowych był tak zwany bałagan, ktoś stanął w jednej kolejce, a potem zmieszał się z drugą, bo nie wiadomo było, gdzie początek, a gdzie koniec. Na niewiele z tego nieporządku rozumiejącego Japończyka pani wrzasnęła, że ma stanąć tu i tu. Widać było, że pan się skurczył w sobie, przerażony, że ktoś na niego krzyczy. W Kraju Kwitnącej Wiśni nikt na nikogo nie krzyczy, a już mowy nie ma, żeby jakiś urzednik albo taki pomagier lotniskowy.
Japończycy potrafią ogarnąć tłumy, na przykład na stacji kolejowej (a koleje japońskie – marzenie!) czy stacji metra. wszystko wzdłuż torów na peronie jest ogrodzone i pociąg zatrzymuje się dokładnie w miejscu, gdzie w ogrodzeniu jest wyznaczone miejsce na drzwi. Ludzie wysiadają, a tu już kolejka karnie w rządku stoi i nikt nikomu nie wchodzi na głowę. Nawet w tych metro-miejskich wagonach. Prawdą jest, że te właśnie w porach szczytu (do i z pracy)są straszliwie zapchane, ale pan „zawiadowca” kolejowy w mundurze i białych rękawiczkach upchnie każdego. Doświadczyłam tego na sobie, Jerzor już w środku wagonu, a ja ostatnia na peronie, szpilki się nie wepchnie. Ale pan „zawiadowca” zapewnił mnie, że nie ma sprawy – i jakoś mnie tam wcisnął 😯