Morfinowe sny
Bobik nie lubił morfinowych snów, do których został zmuszony w szpitalu. Były inne od snów zwyczajnych, nienapędzanych niczym poza czystą psią fizjologią. Nie to, żeby te morfinowe nie miały prezencji. Owszem, potrafiły się wystroić, ufryzować i w ogóle odpicować, że mucha nie siada. Umiały też świetnie dostosowywać się do potrzeb chwili. Bywały kolorowe i rozedrgane jak karnawał w Rio, rzeczowe niby program popularnonaukowy BBC, lub smętno-refleksyjne, ciągnące się na podobieństwo Festiwalu Poezji Ziewanej. Grzebały w zakamarkach szczenięctwa, wybiegały w przyszłość, albo formowały teraźniejszość w sposób nader pokrętny, ale w obrębie snu nieunikniony, a nawet jedyny możliwy. Co tu dużo gadać, w swoim fachu były wręcz lepsze od niefarmakologicznych szaraków.
I właśnie ta ich profesjonalna doskonałość była dla Bobika problemem. Morfinowy sen tylko z trudem dawał się odróżnić od rzeczywistości. Coś, co w nim wybuchało, wybuchało naprawdę. Coś, co raniło, pozostawiało blizny. Jawa nie płoszyła potworów, które w najlepsze dalej urzędowały pod łóżkiem, ale i sen niekoniecznie powodował definitywne rozstanie się z jawą oraz przynależącymi do niej okropieństwami. Rozdzielne porządki nie chciały się rozdzielać, nie bacząc na wysiłki śniącego i budzącego się.
Im bardziej Bobik sam tym wszystkim był zmęczony, tym bardziej współczuł ludziom, z których – jak mu się ostatnio zaczęło wydawać – co najmniej jedna trzecia, a może i połowa cały czas śniła morfinowo, nie odróżniając realiów od wytworów umysłu. Fakt, na własne życzenie i z niewątpliwym upodobaniem, ale dobre serce Bobika nawet w takich przypadkach potrafiło się zdobyć na miłosierne odruchy.
„Nie swędźcie, abyście nie byli swędzeni“ powtarzał sobie szczeniak przed zażyciem kolejnej tabletki, której zawsze, na upartego, mógł nie zażyć. W przeciwieństwie do jednej trzeciej, a może i połowy ludzkości, która w swych morfinowych snach zdawała się być uwięziona nieodwołalnie, chociaż całkiem beztabletkowo.
Orm: prosty człowiek po zobaczeniu filmu przed paru miesiącami powiedział: „to mi się podobało” ale po przeczytaniu tej wyrafinowanej recenzji człowiek się zawstydził braku ogłady, finezji, głębi i paru innych cech i widzi,że będzie musiał wszystko oglądać od początku z krytykiem, żeby mieć wszystko powyjaśniane. Do imentu.
Ale co tu gadać, człowiek nadal nie rozumie czemu ona wraca do klasztoru i całe szczęście, że aktorka też wyznała, że i ona nie rozumie.
Dzień dobry 🙂
kawa
Kawa jest złotem prostego człowieka i – jak każde złoto – obdarza wszystkich poczuciem luksusu i szlachetności.
Dzien dobry 🙂
Herbata
Ago
Dla uspokojenia
Moje pytania wynikły jedynie z tego, że chciałbym poznać ogólny obraz. Oczywiście nikt przytomny nie postawi rozpoznania i nie zaproponuje leczenia tylko na podstawie internetowej wymiany informacji. Do tego trzeba dużo więcej. A koty generalnie zawsze stanowią pewne wyzwanie.
Natomiast, jeśli mogę, jedna sugestia, może na wyrost. Niezależnie od tego, do kogo się udacie, zbierzcie wszystkie wyniki badań, jakie były przeprowadzane oraz dane dotyczące dotychczasowego leczenia. Leki, dawkowanie, jak długo były podawane. I zabierzcie je ze sobą. Bo nie sądzę, żeby te informacje były wpisywane do książeczki zdrowia.
Dzień dobry! Kawa, herbata, paracetamol, augmentin. Uprzejmie donoszę, że wróciłem z tropików (nawet się zdążyłem pokłonić Pani Kierowniczce na premierze Marii Stuardy), ale mnie zaraz dopadły krajowe mikroby z zamiarem szybkiej rekolonizacji. Następnym razem będę mądrzejszy i nie będę wracać tak szybko.
Zresztą, jakby to powiedzieć, powrót na bobikowo też był utrudniony, z jednej strony czułem się, jakbym w ogóle nie wyjeżdżał („Ida” wałkowana na cienko) z drugiej strony te zniechęcające do wszystkiego ekscesy (którym słusznie administracja postawiła tamę ostatnio).
W międzyczasie zmniejszyło nam się niestety pogłowie kotów, odeszła od nas seniorka Tośka. Z wiadomości dobrych: kwitną oczary, przebiśniegi, krokusy i ciemierniki – ale wawrzynek wilcze łyko jakoś nie. Jak się troszeczkę wyremontuję zdrowotnie, to pójdę siać te „rzeczy pierwsze” (groch, marchewka, pietruszka, skorzonera), no i pomału trzeba będzie bakłażany w ogrodzie zimowym wysiać do skrzyneczki, żeby na połowę maja były gotowe do gruntu.
Dorota mi wymyśliła miód manuka jako „pacaneum” przeziębieniowo-grypowe, czy ktoś ma własne, niegóglowe doświadczenia ze stosowaniem, albo i skutecznością?
Babilasie
Może wykażę się niejakim niedowiarstwem. Abstrahując od pożyteczności każdego miodu. Odnoszę wrażenie, że cudowność i skuteczność działania niektórych reklamowanych produktów (a w tym przypadku miodu manuka) wynika wprost z ich ceny. Im cudowniej tym drożej. Jeśli produkt kosztuje tak dużo, to nie ma siły, musi „działać” i to jak. Prawie jak oscillo, też niemało kosztujące. Inaczej człowiek mógłby odnieść wrażenie, że wyrzucił pieniądze w błoto. Efektu placebo nie można przecenić, tylko czy warto za nie aż tyle płacić?
Jakoś nie dowierzam, zwłaszcza że wszystkie informacje o nadzwyczajności akurat tego miodu mają dla mnie charakter natrętnego reklamiarstwa. Prawie jak garnki za 8000, które normalnie kosztują 300 zł.
No dobrze, częściowo mogę odszczekać. Ale jedynie częściowo. Ma działanie wspomagające przy leczeniu infekcji bakteryjnych, wspomaga skuteczność antybiotykoterapii. Tyle, że nie wiem, jak ten konkretny gatunek miodu ma się do innych. Badania ograniczono tylko do niego, a nie znalazłem takich, w których zestawiono by wyniki efektywności innych. Chyba będę musiał podsunąć ten pomysł kolegom zajmującym się badaniem pszczół. Może wymyślą jakiś grant. W końcu miodów ci u nas dostatek.
Miod manukowy ma dzialania bakteriobojcze. Tu strona medyczna:
http://www.webmd.com/a-to-z-guides/manuka-honey-medicinal-uses
Paradoksie, po prostu staram się (za bardzo) nie wykorzystywać zawodowo znajomych 🙂 – chyba, że stoję pod ścianą.
Babilasie, dostałam miód manuka w prezencie, skonsumowałam, wyższości nad miodem niemanuka nie zauważyłam, poza jednym przypadkiem: przy grypie żołądkowej woda z miodem manuka pomogła mi nie opaść całkiem z sił, podczas gdy „zwykły” miód podrażniał.
Dzień dobry 🙂
Andsolu, wraca do klasztoru, bo tam nie trzeba podejmować decyzji. Tam „potem nie będzie kłopotów”.
Babilasie, wybacz 😉
Haneczko, Tobie zawsze i wszystko – ale co konkretnie?
Przejrzałem trochę artykułów w Europaean Journal of Medical Research. Tam jest sporo wyników badań, z których działanie bakteriobójcze tego miodu wynika wprost. Jak też suplementacja i wspomaganie. Więc kłócił się nie będę, bo nie ma o co. Po prostu pisząc pierwszy post, nie sięgnąłem zbyt głęboko do informacji. Ot, pochopność.
A miody lubię i używam, jedne z większą inne z nieco mniejszą smakowitością.
Idowe nawroty, Babilasie 😉
Do niedzieli jeszcze ujdzie, ale potem będą „Idy” marcowe, Haneczko.
@andsol, czw, 26 Luty 2015, 02:37
Mam wrażenie iż owemu „prostemu człowiekowi” nie wystarczało, że film mu się podobał. Chciał wiedzieć: dla czego. I tu oczywiście to i jak napisane jest w recenzji mogło sporo namieszać. Proszę pozwolić na żartobliwość: to dla mnie troszkę tak, jak bym po przeczytaniu jakiejś recenzji na temat np. urody czy cech mojej nie tylko kochanej ale też bardzo lubianej żony zaczął się nad jej lubieniem zastanawiać.
Mam nadzieję iż po przeczytaniu tej recenzji film nie przestał się tej Osobie podobać. Wydaje mi się być ta osoba nie tyle prostym, a raczej niepewnym (swoich wrażeń, sądów, odbioru etc.) człowiekiem.
W poprzednim wpisie wspomniałem o hansenowskiej Formie Otwartej, konstrukcji w której każdy znajdzie „coś dla siebie” i się to będzie kupy trzymało. Ale bardzo wiele Osób czuje się lepiej mając co czynienia z tworem w kategorii formy zamkniętej, jednoznacznej, „stąd-dotąd”.
– czemu ona wraca do klasztoru ? myślę iż to może być delikatnie podany przyczynek do wiecznej dyskusji pomiędzy światopoglądami/systemami: idealistycznym a materialistycznym. W perspektywie tego ostatniego oczywiście
@haneczka, czw, 26 Luty 2015, 09:27
ma rację, acz stwierdzenie iż „tam nie trzeba podejmować decyzji” jest chyba zbyt wielkim uproszczeniem. Owszem, trzeba podejmować decyzje niemniej idealista będzie miał świadomość czasowości i niedoskonałości, czasem mylności rezultatów naszych tu i teraz decyzji. Długo żyjący, bardzo aktywni niezależnie od swego światopoglądu niekiedy się o tym samemu przekonali. I tak owo: „potem nie będzie kłopotów” może być bardzo pozytywnie odczytane przez niektórych, może jako etap w jakże ludzkim poszukiwaniu czegoś co jest constans.
Dzień dobry 🙂
Chlebem i miodem witamy powróconych na memłon (konkretnie to Orma i Babilasa), a i kawyherbaty nie pożałujemy. 😀
Z Idami może należało poczekać do marca, żeby było klasycznie, ale to w końcu nie myśmy wywołali to całe zamieszanie z Oscarem. 😎
Babilasie, współczucie z powodu odejścia Kociej Seniorki. 🙁
Mam nadzieję, że przynajmniej reszta pogłowia w dobrym zdrowiu, tzn. daje Ci przykład, do którego masz równać. 😉
Czy mogę, meldując się na Memłonie, poprosić Bobikowo o dobre mysli i masę energii dla naszego przyjaciela, Qni z Ryczących Dwudziestek, który padł w czasie wykonu i leży w Krakowie z potężnym udarem? Czołowy amant polskiej szanty, znakomity śpiewak, higienista i sportowiec, lekarz i dobry, kochany, zawsze gotów do pomocy człowiek – całkiem bez sensu.
Trudno się pozbierać.
Nisiu, od wczoraj ślę jedno i drugie.
Natychmiast, Nisiu. Dla dobrego człowieka własny ogon bym dał, a co dopiero kciuki, myśli i wszelkie pożyteczne fluidy. Od zaraz trzymam za Qnię, żeby się z tego wygrzebał z jak najmniejszymi skutkami.
Nisiu
Takie wypadki nigdy nie mają najmniejszego sensu. Nawet gdy dotykają ludzi mniej aktywnych. Ale nadzieję na wyjście i pozytywny efekt leczenia zawsze trzeba mieć i pielęgnować.
Ciężko jest nie móc niczego zrobić poza słaniem myśli. Ale chociaż tyle.
https://www.facebook.com/RyczaceDwudziestki
Ormie, oczywiście, że uprościłam myśląc o klasztornych ramach. O „kłopotach” trafnie mówił saksofonista.
Drażni mnie ta liżąca świat przez szybkę Ida. A film za mną chodzi, ostatnio pod rękę z Birdmanem 😎
Dzień dobry.
Nisiu, trzymam kciuki!!!
Dzięki, Haneczko, za respons. I znów z pozycji Formy Otwartej: ramy klasztorne mogą mieć różne znaczenia. Jacek Kleyff pisał/ś[piewał o „klasztorze trzeźwych myśli” a dzialalność czy to średniowiecznych Benedyktynów czy Cystersów oraz współczesne nam Laski pod Warszawą wykazują iż „klasztor” jako coś oderwanego od świata jest tylko jedną z możliwych opcji.
Bardzo trafne jest moim zdaniem Twe określenie Idy „liżącej świat przez szybkę”. Jakoś mi się przypomniał Platon w swoim opisie możności/sytuacji poznawczej człowieka.
A najbardziej trafia mi do przekonania powitalny wpis naszego Gospodarza:
@Bobik czw, 26 Luty 2015, 10:59
z Idami poczekajmy do marca 🙂
Żeby było klasycznie, to trzeba brutusić 😕
Nisiu, bądź dobrej myśli, przyjaciel ma dużą szansę na powrót, tylko to wymaga czasu.
Też trzymam.
Nisiu
Jeszcze raz. Mam nadzieję, że Twój przyjaciel szybko odzyska pełnię zdrowia, i będziecie mieli okazję do wysączenia jeszcze nie jednej kropli rumu albo i margerity.
Nisiu, trzymam by z tego wyszedl z jak najmniejszym szwankiem.
Dobra (dosc dluga) rehabilitacja, cierpliwosc i poparcie przyjaciol moga dac bardzo dobre wyniki.
Miodu (nie wiem czy akurat tego) uzywa sie jako oklady na zainfekowane/ciezko gojace sie rany.
Niech beda Idy i Włelty 🙂
Dzięki za dobre słowa. Qnia jest przyjacielem całego świata, nie tylko moim.
Zebrało mi się na czytanie starych humoresek Potemkowskiego. Jedną się podzielę, ku pokrzepieniu serc.
Obecna cena stoi koło $60, ale
At Bloomberg View, columnist A. Gary Shilling has even suggested that the price of crude could ultimately simply collapse under the weight of all that production and a global economic slowdown, settling in at $10-$20 a barrel (a level last seen in the 1990s).
Ciekawe, że tym razem rosyjska ekonomia może mieć zapaść nie z powodu (udanych) knowań kapitalistów ale dlatego, że gigantyczna chińska ekonomia straciła rozpęd. Co dotknie też i Brazylię, bo przez wiele lat popychał ją eksport minerałów do Chin.
Jelen na kolorowo 🙂
http://pontu.eenet.ee/player/hirv.html
Ja tez trzymam, Nisiu.
Wsparcie przyjaciol bezcenne.
Ach, baronowa Sołowiejczyk!
Stare dzieje. 😀
Michale, to bardziej pytanie niż uwaga (co do miodu manuka): naturalny czy human-made, ale antybiotyk to antybiotyk, z wszystkimi jego plusami i minusami – i o aptecznych lekarze (chyba) wiedzą jak i ile podawać, a z miodem to jak? Przecież pszczoły nie piszą instrukcji…
AndSolu, przy wszystkich problemach zdrowotnych bobikowców i ich przyjaciół moja infekcja dróg oddechowych jest generalnie nieistotna. Natomiast wielce męcząca dla samego zainteresowanego (i osoby dzielącej z nim łóżko).
Medycyna konwencjonalna przecież w pierwszej instancji. Manuka wspomagająco. Na szczęście smaczna.
Pan mąż, na zmianę, miód rzepakowy i spadziowy. Herbatę też nimi słodzi 🙄
Ja namiętnie fasolowy 🙂
Chorób ci u nas dostatek 🙁
no cóż, czyma się, leczy i …. do przodu
To miałem pecha za młodu. Nikt mi nie podawał manuki, za to nie oszczędzano mi tranu. I jeszcze nikt nie powiedział, że był smaczny.
Próbowałam małym Młodym dawać tran. Do dzisiaj mi pamiętają 😕
Na dobranoc „Sztuczne fiołki”
https://www.facebook.com/SztuczneFiolki/photos/a.483789074973669.115138.483774998308410/932996433386262/?type=1&theater
Irku, spodobał mi się komentarz „Jest tak dobrze, że aż źle”.
Jeśli jutro znajdę chwilkę, opiszę coś związanego z leczeniem miodem i propolisem. Powieje grozą.
Pan mąż miodzi, bo lubi, ale czekam na zgroźnie wianie 😉
Dobranoc bez i w zgroźnym 😉
Zawsze na przyjazd do Polski zakladam ciemne, rozowe okulary – I widze Polske taka jaka chcialbym widziec. Dzisiaj przeczytalem co napisal Profesor
http://hartman.blog.polityka.pl/2015/02/26/ty-chamie-polski-chamie/?nocheck=1
Zdejmuje okulary, schodze na ziemie!
Dobranoc 🙂
W latach mojego dzicinstwa, w biednej powojennej Rosji i na UKranie, srodki low tech byly zapisywane przez lekarzy bez chwili namyslu. W kazdej domowej apteczce byla zawsze woda utleniona, nadmanganian potasu (morgancowka!), rumianek do zaparzania, banki na zapalenie pluc.
Gdy mialam szesc lat nagle jezyk pokryl mi sie caly bolesnymi ropnymi pryszczami. Nazajutrz mama zaprowadzila mnie do pediatrki, ktora kazala trzy razy dziennie przemywac te wykwity wacikiem z woda uteniona, a nastepnie smarowac cale usta lyzka miodu.
Zakazenie, cokolwiek to bylo minelo po 24 godzinach i nigdy juz sie nie odnowilo.
I pamietam tez, zw sasiadowi, ktory mial na nogach jakies ropne czyraki, tez kazano w szpitalu smarowac miodem.
Orm, witac powitac! I babilasowie na lonie. I Nisi przyjaciel w potrzebie, niech mu sie darzy i ulge przyniesie leczenie i rehabilitacja.
Bardzo polecam rosyjski film Lewiatan9 Lewiafan-po rosyjsku). Trudno uwierzyc, ze Ministerstwo Kultury Rosji dorzucilo do kosztow produkcji… Tyle tam o korupcji i kopaniu underdoga, zeby przezyc przy poparciu tych co maja dostep do wladzy. Kanadyjska publicznosc w kinie wybuchala smiechem przy ciaglym piciu wodki szklankami w kazdej stresujacej sytuacji przez wszystkich bohaterow: mezczyzn, kobiety, mlodych chlopcow, kolegoww, zony,przyjaciol, funkcjonariuszy panstwowych, i cerkiewnych. W ilosciach znacznie przekraczajacych zdrowy rozsadek! Ale ja nie sadze ze to byla satyra, tylko naprawde tam sie tyle pije, szczegolnie meszczyzni w malych osadach!I ta korupcja, prawie jawna! Okolicznosci przyrody przy Morzu Barentsa bardzo piekne i smutne zarazem. Aktorstwo swietne. Wladza z gory cisnie. Ty cisniesz tego co pod toba, a podlizujesz sie temu co nad toba. Rewizor Gogola jako zywy. Trudne zycie, ale nie bylo ono nigdy tam latwe! W Rewizorze narrator mowi: „W calym miescie jedyny porzadny czlowiek to Prokurator, a i ten prawde mowiac tez swinia„.
Mam nadzieje, ze i Pies, oblegany przez okolicznosci,doczeka sie ulgi… Bo tylko dzieki temu Psu tutaj jestesmy… I nie ma lepszego wierszoklety nad naszego Psa!
The sun will rise tomorrow, Piesu! Love you muchly!
Dzień dobry 🙂
kawa
Smutna wiadomość – Bohdan Tomaszewski nie żyje 🙁
R.I.P.
Dzien dobry 🙂
Herbata
Dzień dobry
Dziś bez herbaty, więc może być niezbornie. Ale słowo się rzekło, kobyłka za płotem.
Kilkanaście lat temu trafił do nas pacjent. Śliczny samojed. To znaczy mia być śliczny z założenia i bialutki jak śnieżny puch. A był fioletowy od stóp do głów. O tym za chwilę.
Zaczęło się najprawdopodobniej od niewielkiej rany na grzbiecie. Może ukłucie, może zadrapanie. Nie bardzo mogliśmy ustalić. W każdym razie właścicielka nie zauważyła na tyle wcześnie, żeby można było bez specjalnych konsekwencji sobie z tym poradzić. Rana zaczęła się jątrzyć i pies wylądował u lokalnego weterynarza. Ten, jako miłośnik zastosowań miodu i propolisu wszelakich zalecił smarować ją tymi właśnie produktami. Jakiś czas to trwało, a stan psa się nie poprawiał. Wręcz przeciwnie. W końcu zdesperowany wet zalecił wysmarowanie zwierza fioletem goryczki. I taki trafił w końcu do nas. Z wysoką gorączką, calutki fioletowy, niepozwalający dotknąć się w trakcie badania. I śmierdzący.
Zaczęliśmy od tego, że dostał leki zmniejszające gorączkę, ogólne znieczulenie i kąpiel. Fioletowa piana w kąpieli może być atrakcyjna, ale nie dla nas i nie wtedy. Potem całego ostrzygliśmy do gołej skóry. Wyobraźcie sobie reakcję właścicielki. A potem naszą, jak zobaczyliśmy co narobiło się zwierzęciu. Obrzęk całego tułowia, skóra gorąca i podziurawiona jak sito. Niewielka początkowo, ropiejąca rana przyciągnęła muchy, które zaczęły składać jaja na skórze. Miód i propolis doskonale się sprawdziły jako materiał przyciągający brud i pożywka dla bakterii. A larwy dopełniły zniszczeń. Kilka ładnych godzin wojowaliśmy, żeby z każdego otworu wypłukać przy pomocy chlorheksydyny larwy much. A potem zaczęło się leczenie, już klasycznie, zgodnie z zasadami sztuki. Antybiotyki i nawadnianie. Rokowanie było pół na pół. Pies był prawie na granicy wstrząsu. Ale to był twardy facet. I zdesperowana dziewczyna, która siedziała przy nim dzień i noc przez kilka dni prawie bez snu, dopóki nie nastąpiła ewidentna poprawa.
Po roku był u nas na szczepieniu. Znowu śliczny, bialutki, kudłaty. I „uśmiechnięty”.
Więc u mnie miód tak, do herbaty, na kanapkę, łyżką ze słoika albo w formie pitnej. Ale tylko wewnętrznie.
Herbata po jest równie dobra jak herbata przed
Miod bywa stosowany na zewnetrzne rany, szczegolnie gdy jest obrzek i infekcja. Czesto jako dodatek do antybiotyku doustnego. Przez lekarza znajacego sie na leczeniu ran i wiedzacego czego i kiedy uzyc. Przypadkowo uslyszalam o tym niedawno i widzialam w uzyciu w przychodni ran chronicznych kilka dni temu. Jako system domowy nie mialabym odwagi tego uzyc bo nie mam z tym doswiadczenia. Znajoma pielegniarka opowiadala jak na chirurgii plastycznej smarowano miodem rany pooperacyjne (po operacjach otwartego serca).
To ze preparat zostal uzyty glupio i niestosownie, jak w wypadku samojeda, swiadczy w tym wypadku bardziej o aplikujacym niz o preparacie.
Lisku
W tym przypadku zadziałał też trochę inny mechanizm. Właściciele rasowych psów, które uczestniczą w pokazach i wystawach często jak ognia starają się unikać wszelkich zabiegów, w trakcie których należy wystrzyc choćby kawałek sierści. A w tamtym przypadku aż się o to prosiło. Należało od razu wystrzyc sierść wokół rany i prawdopodobnie problem zostałby rozwiązany bez takich konsekwencji. Zabrakło zdecydowanego podejścia weterynarza, który paprał sierść tylko pogarszając stan. Zapewne w wyniku oporu właścicielki przed usunięciem sierści na kawałku skóry. Bo to mogłoby oszpecić pupila, być może szykowanego na wystawę.
Historia Paradoxa to prawie „będąc młodą lekarką wszedł raz do mej przychodni pacjent„. Proszę o więcej! A ja się zrewanżuję proroczym tekstem Anatola Potemkowskiego (pomieszczonym w „Szpilkach” z 9 stycznia 1962):
Babilasie
Nie mieliśmy w owym czasie odpowiedniego parapetu. Teraz to się zmieni radykalnie. Parapetów będzie ci u nas dostatek.
Babilasie, czy te teksty Potemkowskiego (nie znalam) wyszly w jakims zbiorze?
Tekst Potemkowskiego absolutnie proroczy….
Dzień dobry 🙂
Od iluż to już lat Potemkowski nawet na obrzeżach myśli mi się nie pojawił. Gdyby nie Babilas, jego proroczość kompletnie by mi umknęła. 😉
To w ogóle bardzo dobre teksty, skoro po takim czasie jeszcze bawią i nie wydają się ani trochę zramolałe.
Chyba nie, lisku.
😆 😆 😆 Dzień dobry 😆 😆 😆
Ba. Jest tylko jeden szkopuł. Była wprawdzie ostatnio nadzieja, że p. Kaczyński udał się na Stare Miasto, bo jakoś tak zniknął. Tyle że płonna. Bo albo zawrócił, albo z sił opadł szybciej niż myślał. Za to formę w stosowaniu języka zachował. Jego „zniknęłem” było mistrzowskie i miało nieodparty urok. Szczęście, że siedziałem mocno zaparty na kanapie. Dochodzę ostatnio do wniosku, że przykład Bobika z opanowywaniem kanapy wart jest jak najczęstszego stosowania i upowszechniania.
A czy ktoś z Was widział panią Doktor Ogórek tak naprawdę, na żywo? Bo jaką możemy mieć pewność co do jej wyglądu jedynie na podstawie pomieszczanych tu i ówdzie fotografii? Na pozór ładna, smukła blondynka. I inteligentna, o czym zaświadcza sam Leszek.
Samthn’ wrong with me? 😳
Bo mnie sie wydaja wybitnie zramolale. Co gorsza, wydawaly mi sie zramolale od czasu powstania. Wiecej jakies takie przedwojenne.
Rany boskie! Zaraz się jeszcze okaże, że ja też nie jestem kudłatym brunetem, tylko smukłą blondynką! 😯 😯
Zgroza z tymi fotografiami. 👿
Heleno, nie od dziś wiadomo, że każden ma swoich znajomych. 😉 Dla mnie ani dawniej (bardzo dawniej) nie było zramolałe, ani teraz nie jest, ale to jasne, że dla czegoś takiego nie ma obiektywnej miarki.
Owszem, jest tu pewna stylizacja na przedwojenność („dobre towarzystwo”), ale to przecież też element zabawy, jak u Starszych Panów.
Dzień dobry 🙂
Jakie tam zramolałe! Świeżynki 😆
Wspomnień czar, jeśli już przy tym jesteśmy. I o pojmowaniu inteligencji. W dawniejszych czasach, kiedy jeszcze na porządku dziennym było ustępowanie w komunikacji miejskiej miejsca siedzącego osobom starszym przez osoby zdecydowanie młodsze, zdarzało się usłyszeć tekst: Jakaż pani/pan inteligentny.
Muszę stwierdzić, że unikam poruszania się komunikacją miejską z różnych powodów. Nie najbłahszym jest ten, że pewnie nie miałbym zbyt wielu powodów do orzekania o czyjejś inteligencji. Albo mógłbym poczuć się urażony, gdyby taki fakt się zdarzył. Bo niby czemu ktoś miałby mi ustępować miejsca? Aż taki dziad jeszcze nie jestem.
Autentyczny tekst ze sklepu GS-u ca 40 lat temu, w dzień targowy:
– Panii! Niech pani bedzie tak inteligentna i poda mi bez kolejki!!!
Mnie się tu zaraz przypomina pewna pani, która usprawiedliwiająco mawiała o swojej latorośli „ona jest bardzo inteligiętna (korekta, zostawić, tak było mówione!), tylko okropnie głupia”. 😎
Pewnie, ze nie ma obiektywnych miarek.
Mnie duzo starszy Woodhouse (Jeeves i Bertie) wciaz bardzo smiesza, a ten Paganowski zupelnie nie.
Czy ktos ma doswiadczenie z ksiegarnia internetowa Selkar?
Nie, Lisku, ale kupię u nich B.Engelking, jeśli inaczej się nie da.
Nie Paganowski, tylko Potemkowski.
Z tym Kaczynskim to wszyscy mieli jakies przeczucia. Starsi Panowie tez. Wyguglajcie na tubie: „Kaczynski jestem” 🙂
No i czyż nie należy im się pomnik? Taki w dwójnasób. Żeby uhonorować raz jeden z lewej a raz z drugi z lewej. A najlepiej w czworokąt, żeby z każdej strony świata byli eksponowani.
Mówisz o Starszych Panach, Paradoksie? Im się należą po prostu pomnicy dwaj. 🙂
Bobiku
Oczywiście. Jestem daleki od tego, żeby stawiać pomniki panom K. Jeszcze czego.
No to jeszcze ostatni Potemkowski na pożegnanie wątku:
Jedliśmy kolację w „Kokosie”, kiedy nagle baronowa Sołowiejczyk drgnęła i wbiła oczy w talerz.
– Nie patrzcie w stronę bufetu – powiedziała dłubiąc widelcem sałatkę w majonezie.
– Bo co? – spytał Bezpalczyk.
Bezpalczyk siedział tyłem do bufetu i miał dobrą sytuację. Tylko nie wiedział co się dzieje.
– Fijałkowski stoi koło bufetu i rozgląda się – wyjaśniła baronowa Sołowiejczyk.
– Trzeba zachować spokój – powiedział poeta Koszon – Najważniejsze, żeby się nie mógł ukłonić. Jedno spojrzenie w tamtą stronę i już się przyczepi.
– I tak się przyczepi – powiedział Bezpalczyk – Nie ma sposobu, żeby się nie przyczepił.
– Nie znam pana Fijałkowskiego – rzekł pan Fączynowicz.
Poeta Koszon zaśmiał się cicho. Zabrzmiało to nieprzyjemnie.
– Zaraz go poznasz – powiedział – Pan Fijałkowski jest człowiekiem potwornie towarzyskim. Opowie ci co słychać w mieście.
– Wiem co słychać w mieście – rzekł pan Faczynowicz.
– Na tym to właśnie polega, że on ci jeszcze raz opowie – powiedział Bezpalczyk – Kto z kim, co w teatrach, kto u kogo…
– Nie można mu przerwać delikatnie? – spytał pan Fączynowicz.
Poeta Koszon roześmiał się gorzko.
– Sam zobaczysz – powiedział.
Baronowa Sołowiejczyk zerknęła w stronę bufetu i rozjaśniła się.
– Złapał prezesa Szczawnicę!
– Jesteśmy uratowani – rzekł Bezpalczyk – Jak się do kogoś przyczepi, to już go nie wypuści z rąk.
– Fijałkowski ma ambicję, że jest towarzysko wprowadzony i stara się każdego o tym przekonać – powiedziała baronowa Sołowiejczyk panu Fączynowiczowi – W praktyce to jest dość trudne do zniesienia.
Pan Fączynowicz skinął głową.
– Kochani – rzekł Bezpalczyk – czy koniecznie musimy mówić o zaletach pana Fijałkowskiego?! Przecież prócz zalet ma i wady.
Zaraz się rozmowa ożywiła.
Ja mam, Lisku.
Pewnie z każdą, bo sporo kupowałam, ale niczego szczególnego nie pamiętam.
Często mają tanie książki, ale jak się doliczy koszty wysyłki, to już nie jest tanio.
Wodehouse wciaz bardzo smieszny. Chyba sobie go dzisiaj sciagne do podniesienia nastroju.
Zdecydowalam wziac dzien wolny od pracy. Mrozno, slonecznie i pieknie. Dobry dzien na doroczna wizyte w Ikei po domowe duperelki.
Na wszelki wypadek, lisku: z okresu kupowania w papierze uzbierało się dużo dobrych doświadczeń z http://inbook.pl .
Kończę pracowity luty.
Dla dobrego nastroju prezydent Słupska w oczach dzieci 😀
https://www.facebook.com/RobertBiedron/photos/a.258584244178932.55438.223507664353257/863440657026618/?type=1&theater
Dzięki za Potemkowskiego, Babilasie 🙂
Ty chorujesz po podróży a ja przed. Ciekawe co lepsze/gorsze 😉
Znam, dzięki Nisi, Andrzeja Grzelę vel Qnia z Ryczących Dwudziestek. To jest naprawdę wyjątkowy człowiek. O kimś podobnym nasza córka, kiedy miała pięć lat, powiedziała: „przyszedł mi do serca”. I Qnio taki właśnie jest. Przychodzi natychmiast do serca. Bardzo mnie zmartwiła wiadomość o tym, co go spotkało. Bardzo 🙁
Zajrzyjcie szybko na jelenia polanke
lisku, chodzi Ci o ten stos marchewki? Ale nie zdążymy, zeżrą wszystko zanim dojedziemy.
Nawiasem, dziwne stwory przemykały we tle – czy to wilki czy lelenie ale z konkurencji?
Leniny. Ogladalysmy z Audrey.
Andsolu, to byly lelenie 🙂 🙂 A wlasciwie trzy piekne łanie, brazowe i blyszczace.
Lenin to był, czy leleń? – wciąż ta sama śpiewka,
podczas kiedy w tom dieło, że znika marchewka! 😯 😎
Marchewki nie znikam, za mało kaloryczna. Potrzebuję pasztetówki w ilościach przemysłowych. Mam trzydniówkę z jajami 🙄
Dobry wieczór.
Aktualnie marchew okupują dziki.
Znaczy – sport to zdrowie, Haneczko? 🙂
Jakieś źle wychowane, chrząkają, mlaszczą i inne takie nieprzystojne…
Te jakieś mniejsze, wcześniej były dwa duże, a dopiero po oddaleniu się starszyny młódź się rzuciła.
Mar-Jo, jeżeli zdrowie może być nerwowe i pokrzykujące 😉
Tylko zremisowali 🙁 Marnie było 🙁 Rezerwy grały, bo jutro nacje. Z politowania nawet nie zachrypłam 🙄
Oglądanie bez zachrypnięcia to strata czasu i gra niewarta świeczki. Miałem rację, że nawet nie próbowałem oglądać i ograniczyłem się tylko do konsumpcji pasztetówki. 😈
😀 Ech Wy!!!
O moj Boze, moj Boze. Teraz zamordowano Borysa Niemcowa…
Dzien dobry 🙂
Kawa
i herbata
Dzień dobry 🙂
Słucham właśnie o Niemcowie 🙁
Za oknem przedwiosennie
dp kawy i herbaty
Do herbaty/kawy ” zostałem symbolem głupoty, wracam do pracy naukowej” 😈
http://wyborcza.pl/1,75968,17496744,Ogorek_na_weekend__Nauczki_z_nauki.html
Biedna „nauka”!
Dzień dobry.
Niektóre rosyjskie media już wszystko wiedzą w sprawie zabójstwa Borysa Niemcowa:
„…Есть, думаю, по меньшей мере, четыре темных силы, которые могли «заказать» Немцова, – ублюдки из верхушки так называемой оппозиции, киевская хунта, наши доморощенные или украинские олигархи, а также и спецслужбы США…”
Dzień dobry 🙂
Są jednak jakieś punkty stałe, o które można oprzeć skołatane nerwy. Prawo Kopernika – Greshama chociażby. I zaraz lżej i nerwom i „nauce” 😉 👿
Dzień dobry 🙂
Ja tam jestem zadowolony, że Hofman „wraca do nauki”, bo tam, jak się dobrze usadowi (np. w jakiejś rydzykoakademii), może latami nie być z niego żadnego pożytku, ale i żadnych poważnych szkód. Znacznie bardziej bym się niepokoił, gdyby zaczął montować ludziom rury, albo jeździć karetką. To by się mogło naprawdę źle skończyć, nie tylko dla Hofmana. 🙄
Zamordowanie Niemcowa jest straszne, ale w ogóle nie dziwi. I ten brak zdziwienia wystarczająco dużo mówi o reżimie Putina.
Dzień dobry.
Dziwię się, że dopiero teraz.
A kto powiedział, ze zrezygnował z polityki. Tak mówił zaraz, jak go wyrzucili.
Teraz prezes oswiadczył, że Hofman zasługuje na nową szansę i jest potrzebny w PiS, a zainteresowany o niczym innym nie marzy.
Przecież to są takie gierki, wyrzucimy (bośmy prawi), przyjmiemy (bośmy miłosierni, ha, ha, ha).
O Niemcowie, Putinie,Ukrainie… nie będę więcej pisać.
Mnie zamordowanie Niemcowa nie tylko wstrzasnelo, ale takze zdziwilo. Bo to jednak jest eskalacja w stosunku do poprzednich aresztowan i sfingowanych procesow, tu juz niczego sie nie udaje.
Co prawda byla juz Anna Politkowska
Zamordowanie może mieć też rolę sygnału wysłanego w świat: „a w naszych sprawach tu nam skoczcie”.
No, nie. Politkowska nie byla jedyna. Przed nia byla tez moja kolezanka, Halina Starowojtowa, z ktora czesto nagrywalam rozmowy przez telefon ( na dlugo przed upadkiem ZSRR) i poznalam osobiscie w Londynie na krotko przed jej zamordowaniem.
http://en.wikipedia.org/wiki/Galina_Starovoytova
Nie dziwi, bo wpisuje się w znany już sprzed ca. 80 lat ciąg zdarzeń. Kolejnym etapem może być nowa „Noc Długich Noży”…
Jak czytam w GW, ze „ponad 80% Rosjan popiera Putina”, to troche mnie dziwi jak krotka pamiec ma ten nowy garnitur dziennikarzy.Jaki proent Polakow popieral Gierka czy przed nim Gomnulke? Uczciwych badan wowczas nie oglaszano, ale gotowa jestem dac glowe ze tez ponad 80 procent. Przestawali ich „popierac” gdy ceny cukru czy miesa szly w gore, a nie dlatego, ze nie bylo wolnej prasy.
Ozywoscie, ze zdecydowana wiekszosc Rosjan popiera Putina bo widzi w nim zbawce, ktory postawil kraj na nogi: znaczaco zmniejszyl korupcje i zlodziejstwo na srednim i nizszym szczeblu (za co Ukraina nawet sie nie zabrala), ludzie znow dostaja wyplaty co miesiac, nie ma glodu i polki w sklepach sa pelne.
A i sprawa „naszosci” Krymu nie jest tak jednoznaczna, jak sie czyta w polskiej prasie.
Wiec „wspieraja”. Przestana wspierac gdy sie okaze ze cena wspierania jest za wysoka. Tak dokladnie jak bylo z popieraniem Gierka.
Bezpośrednie przekładanie materialnego stanu ludności na jej postawy polityczne wydaje się wariantem sloganu mówiącego, że „baza determinuje nadbudowę”. I choć bez wątpienia coś w tym jest (głównie ładunek wishful thinking), czytanie historii o historii przypomina o różnych rozwiązaniach tego samego problemu gnijącego imperium. Czasami, jak Rosja carska, przepoczwarza się w coś o wiele straszniejszego. Czasami zastyga na setki lat w formie lepianek z gliny. A skłonność do zastygania w jakiejś postaci jest niesłychanie wzmacniana mieszanką ideologii mistyczno-religijnych.
I tych właśnie w Rosji nie brakowało przedtem — i mają się nader dobrze dzisiaj.
Halina Starowojtowa zostala zamordowana za prezydentury Jelcina.
Oprócz Politkowskiej były jeszcze tajemnicze śmierci innych dziennikarzy, z których ja pamiętam Jurija Szczekoczichina i i Pawła Chlebnikowa. Oczywiście sprawców nie znaleziono, niczego nie udowodniono i sprawy się rozmyły. A kiedy tajemniczo zginie ktoś szerzej nieznany, to już w ogóle kamień w wodę… 🙄
http://en.wikipedia.org/wiki/List_of_journalists_killed_in_Russia
No właśnie, lista jest długa, co wskazuje, że taki sposób rozprawiania się z przeciwnikami nie jest w Rosji niczym wyjątkowym. Dlatego się nie zdziwiłem kolejnemu politycznemu morderstwu.
Nie chcialabym wartosciowac morderstw, ale morderstwo glowy opozycji ma moze mocniejszy wyraz. Lub moze moje zaskoczenie wynikalo z blednego wrazenia ze przynajmniej przez pewien okres niektore rzeczy byly w Rosji mniej mozliwe.
Podobnie jak Lisek, trochę się jednak zdziwiłam. Sądziłam, że reżim Putina przed samymi Rosjanami jeszcze próbuje zachowywać pozory.
Ależ próbuje. Samym Rosjanom od samego rana się wciska, że to prowokacja wrogich Putinowi sił. 🙄
Nie no, jasne. Tylko tym razem kupi to jeszcze mniej ludzi.
Proste i smutne.
Ja się zresztą nie upieram, że Putin osobiście wydał rozkaz zastrzelenia Niemcowa. Może to był ktoś inny. Ale to Putin stoi na czele państwa o charakterze mafijnym, gdzie cały system oparty jest na kryszach, lojalności i zastraszeniu. On ten system podtrzymuje, rozwija, symbolizuje i jest „kryszą krysz”, więc ponosi odpowiedzialność za całokształt.
A ja nie mam watpliwosci, ze likwidacja Niemowa byla decyzja podjeta na Kremlu.
Lisku, ocywiscie, ze pewne rzeczy sa dzis w Rosji niemozliwe, to nie jest ani Rosja Stalina ani Brezniewa, nie ma juz systemu rozbudowanych lagrow i istnieja wolne, niezawisle gazety i internet.
Ale nie istnieje taki system politycny, ktory zapobiega zamachom politycznym.
Nie wykluczam, ze wcorajszy zamach mial cos bezposrednio wspolnego z planowana na jutro demonstrcja. Moze w chorej glowie satrapy zrodzil sie pomysl, ze taki akt wywola wsrod potencjalnych uczetnikow poczucie zagrozenia, moze jakies inne czynniki wchodzily w gre.
Ja sama w czasie wszystkich demonstracji w Moskwietrzese sie ze strachu aby czegos nie zrobiono innej mojej dobrej znajomej, jesczze z Nowego Jorku, Ludzie Aleksejewej, ktora ma 87 lat i stale wszedzie sie pcha, odkad wrocila do kraju. I jest absolutnie znienawidzona przez aparat przemocy. BO jest kompletnie nieustraszona.
Co to znaczy „osobiście wydał rozkaz”, Bobiku? Obaj mamy niewielki wgląd w mózgi dyktatorów, ale obaj czytywaliśmy to i owo i wiemy, że po stworzeniu w ich otoczeniu pewnego mindset papiery i ślady nie są potrzebne, wystarczy wśród zaufanych mruknąć „a problem tego Niemcowa dobrze by było wreszcie rozwiązać”.
Tu jest Luda:
http://en.wikipedia.org/wiki/Lyudmila_Alexeyeva
Miałem na myśli, Andsolu, że mogło nie być nawet takiego mruknięcia, tylko np. własna inicjatywa jakiegoś nadgorliwca, który chciał się zasłużyć naczalstwu, a może i przy okazji załatwić jakiś swój własny interes. Niemniej jednak tacy nadgorliwcy nie wyrywają się, jeżeli nie mają całkowitej pewności, że ich wyrywność będzie przez naczalstwo kryta, a w stosownym czasie nagrodzona.
Nadgorliwca wykluczam. Nie tego kalibru zamach.
Moze niekoniecznie o samym zamachu, chociaz mam nadzieje, ze to sie wyjasni… Chciaz… trucie polonem w samym sercu Londynu wyjasniono, przynajmniej kto i kiedy, ale nie na czyje zlecenie. Morderca (jeden z, Andrey Lugovoy) jest dzisiaj poslem w Dumie.
http://www.themoscowtimes.com/opinion/article/kremlin-glorifies-military-ignores-social-decay/516599.html
Sprawa „naszosci„ ziem jest nie wyryta w kamieniu w wielu krajach: Siedmiogrod jest dzisiaj w Rumunii, Irlandia Polnocna w GB, Alzacja i Lotaryngia we Francji, Ziemie Zachodnie w Polsce, Kosowo w Kosowie… Rozwiazanie problemu naszosci nie polega na wjechaniu czolgami nieoznaczonej armii i voila! po miesiacu, juz jest po referendum i zanim ktokolwiek zdazyl okiem mrugnac sprawa naszosci jest zalatwiona. Szczegolnie, ze Rosja byla sygnatariuszem ukladu budapesztanskiego, gwarantujacego terytorium min Ukrainy.
Moskwiczanie masowo odwiedzaja miejsce zamachu, co chyba swiadczy, ze nie popieraja tak masowo ani Cyryla ani jego metod jak to wykazuja badania opinii.
Oczywiscie, ze nikt tu nie postuluje, nie ja w kazdym razie, wjezdzanie czolgami.
Chodzi mi jedynie o uczciwe naswietlanie problemu Krymu w polskich mediach.
Jakos tak naprzyklad jak pisze Washington Post:
http://www.washingtonpost.com/blogs/worldviews/wp/2014/02/27/to-understand-crimea-take-a-look-back-at-its-complicated-history/
Odnioslam fantastyczne zwyciestwo nad firma Virgin Active! Po furiackiej wymianie telefonow, listow i pogrozek, zwroca mi skradzione od wrzesnia z konta 480 funtow szterlingow. Pani, z kora mialam do czynienia nazywa sie… Charlotte Crook! Nie powstrzymalam sie przed powiedzeniem jej 😳 ze to chyba nie nazwisko, ale job description. Zagrozilam przekazaniem sprawy do Trade Ombudsmana i do sadu i poprosznie sadu o substancial punitive damages, zeby nie okradali innych.
Gdy w poniedzialek przyjdzie Audrey, powinna byc ze mnie bardzo dumna. Jej szkola!
Teraz wartaloby zastanowic sie na co te odzyskane piniadze wydac.
Na przyjemności, Heleno 🙂 Wyłącznie na przyjemności 🙂
No pewnie, ze nie na prenumerate Economista.
Tylko przyjemnosci wchodza w rachube. Dziesiev dni sie wsciekalam, odkad E. powiadomila mnie, ze moj basen, z ktorym podpisalam kontrakt na jeden miesiac na przelomie lipca i sierpnia, wciaz sobie czerpie forse z mojego banku.
Mysle wiec teraz w kategoriach bizuterii mej ukochanej projektantki Moniki Vinader. Ona ma taki jeden ladny naszyjniczek, ktory za mna od wielu miesiecy chodzi.
Ten, z akwamarynem:
http://www.liberty.co.uk/fcp/product/Liberty//Rose-Gold-Vermeil-Aquamarine-Capri-Necklace/113754
I jeszcze na cos zostanie.
480 funtów to już można na jakąś całkiem przyjemną wycieczkę przeliczyć, co dla mnie byłoby atrakcyjniejsze od naszyjnika. Ale tu zaraz muszę znowu sięgnąć do ludowej mądrości o tym, że każden ma swoich znajomych. 😉
O wycieczkch nie moge nawet teraz myslec….
Ja też. Ale pomyślenie o wycieczce w przyszłości to również spora przyjemność. 😉
Naszyjniki wymagają hieratycznej postawy. Przy byle pochyleniu dyndają, Mnie to bardzo rozprasza. Bransoletki się przemieszczają, a pierścionki haczą. Podziwiam, ale nie używam 🙄
Zainwestowanie reszty w przyszłą wycieczkę to bardzo dobry pomysł 🙂
Haneczko, bizuteria fantastycznie odwraca uwage od zmarszczek. Widac to zwlaszcza tu, na Florydzie.
Do bransoletek nigdy nie przywykłam, jak bardzo przeszkadzają mi pierścionki dowiedziałam się, kiedy przestałam je nosić, ale do naszyjników mam niejaką słabość – to zdecydowanie moja ulubiona biżuteria.
Zmarszczki mam po mojej Babci. To najcenniejsza biżuteria 😉
Ago, Monica ma pierscionki, ktore nie przeszkadzaja.
Taki dostalam na urodziny od mamy
http://www.monicavinader.com/us/siren-wide-band/rose-gold-siren-wide-band-ring-white-topaz?search=%2Fshop%2Frings
plus jeszcze jeden, noszony wspolnie, na tym samym palcu, pod nazwa Siren, z zielonym oczkiem.
U Moniki kupilabym wszystko.
Możliwe, że jestem beznadziejnie tępa, ale dla mnie to liczenie diabłów na czubku szpilki http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,127763,17489854,Dr_Justyna_Melonowska_o_Janie_Pawle_II__Swiety_nie.html
A ten drugi jest taki:
http://www.monicavinader.com/us/siren-stacking-ring/gold-siren-stacking-ring-green-onyx?search=%2Fshop%2Frings
Mnie, Haneczko, zemdliło na następującym fragmencie:
I już dalej nie czytałem, bo jak kto uważa, że Wojtyła miał wpływ na kogokolwiek jako filozof to znaczy, że ów jest oderwany od rzeczywistości w sposób rażący.
Kremowki ludowi z pewnoscia nie zaszkodzily, chyba, zw lud cierpi na cukrzyce.
Kremowki juz do konca zycia beda sie kojarzyc z tym filozofem, jak jablko z Newtonem, czy magdalenki z Proustem.
Dlatego ja kremowki nazywam tak jak zawsze w moim domu, napoleonkami.
MNie bardziej interesuje jaka kretynka obojga pci, doradza Komorowskiemu w kampanii. Kto go wpuscil w ten idiotyczny „plagiat”? Czy powazny czlowiek, prezydent panstwa wydaje takie oswiadczenia?
Babilasie, na tym kawałku zatchnęło, osobno, pana męża i mnie, ale doczytaliśmy dalej.
Ja bym raczej wybrała labradoryt – nigdy nie widziałam takiego kamyka. I proszę, okazuje się, że rzeczony kamyk dodaje energii, pomaga przy bólach stawów i jest wskazany dla osób o niskim ciśnieniu. 😆 Aż dziwne, że nikt mi dotąd nie wystawił na niego recepty. 👿 http://pasion.com.pl/pl/kamienie/9-labradoryt
Ago, byłabym ostrożna. Energii Ci nie brakuje. To niebezpieczne, dodawać dodane do dodanego 😉
Dobranoc 🙂 Dzisiaj/jutro tyram 🙄
Nie jest troche ponury, Ago?
Jakby trafić bardziej niebieski, niż szary, jak ten na mojej lince, to chyba nie. Ten na pierścionku rzeczywiście lekko depresyjny, ale jednocześnie mistyczny i tajemniczy. 😎
Okej, labradoryt dla Labradorów, ale nie mogę znaleźć kamienia o nazwie kundlit, a tylko taki by mi się nadał. 🙄
Jak się nie zrazić i przeczytać ten tekst o Wojtyle do końca, to w nim jest kilka całkiem sensownych uwag. Wynika z nich, że pisma Wojtyły są w wielu miejscach pod względem teologicznym niespójne, źle uzasadnione i wymagające porządnego zjechnia, na które nikt się nie odważa, z przyczyn w oczywisty sposób pozanaukowych.
Mnie to tylko potwierdza fatalne przekonanie żywione o tych pismach już od lat wielu (choć muszę przyznać, że to przekonanie wyrobiłem sobie na podstawie niewielkiego wycinka, bo na więcej nie starczyło mi masochizmu), ale ja jestem pies, mnie wolno szczekać na kogokolwiek. 😎 Naukowczyni, operującej w rejonach filozoficzno-teologicznych, powiedzieć złe słowo na „Naszego Papieża” znacznie trudniej, więc uznanie za odwagę jej się należy.
Bobik, nie ma kundlitu, ale ustnieja bardzo wytworne dodatki do stroju:
http://www.zazzle.com/liver_jpg_bag-149365273259421715
A ja jestem bardzo dzielny i w owym tekście doleciałem aż do frazy: „po 2014 latach istnienia chrześcijaństwa…” O, szybko się chrześcijaństwo zaczęło. Ale jak ktoś jest zanurzony w sprzeczności, to skąd by miał głowę dla liczb…
Dzien dobry 🙂
Herbata
i kawa
Kawy nieualo mi sie otwozryc, ale ten perscionek cajniczkowy – zdumiewajacy! Troche mi przypomina zarty surrealistow, wymyslajcych rozne bezuzyteczne przemioty.
Dzień dobry 🙂
Liskowa kawa i dla mnie niedostępna 🙄
może ta z brylantów się otworzy
http://t2.ftcdn.net/jpg/00/58/03/51/160_F_58035159_FDs5QxB4RgEQSOUoprQ0fOfL81bY3479.jpg
Dziś plan prosty, najpierw wykłady dla zaocznych, a potem wycieczkowo 🙂
Wiosennie już
dereniówka już w blokach startowych 🙂
Liskowa kawe chyba ktos w miedzyczasie wypil, bo przestala byc dostepna takze i dla mnie 😯
W takim razie druga kawa 🙂
Niniejszym zawiadamiam o zrzeczeniu sie roli herbatokawopodawcy, bezwstydnie zrzucajac ja na Irka 😀
[Nie jestem pewna czy „zawiadamiam … zrzucajac” jest gramatycznie poprawne, ale chyba tak?]
Dzień dobry, a do kawy koniecznie napoleonka, zwana w Krakowie kremówką. Ja zaś jestem z kultury eklektycznej, odróżniającej jedno od drugiego: kremówka ma nadzienie budyniowe, a napoleonka – śmietanowe. I napoleonka, jak się doczytałem, nie ma nic wspólnego z Napoleonem, a wiele z Neapolem (zniekształcone napolitain).
Okazuje sie ze tez jestem z kultury eklektycznej 😆
Dzień dobry.
Dla Heleny:
http://slon.ru/tvrain/?url=/articles/_eto_ochen_bolshaja_poterja_dlja_vseh_nas_ljudmila_alekseeva_o_gibeli_borisa_nemtsova-383120/
Okudżawa chodzi za mną i śpiewa do ucha, cichutko.
Nie wiem, co jest gdzie i jak nazywane, w Warszawie napoleonka to ciasto francuskie przełożone masą budyniową
http://www.cukierniamocca.pl/gfx/oferta/ciastka/napoleonka.jpg
Ze śmietaną są ptysie, mniam.
A co jadał papież nie wiem, nie byłam w Wadowicach, ale to nie są napoleonki, sądząc po zdjęciach.
Bry!
Justyna, jak przystało na wrocławską lwowiankę, mówi, że na Mazowszu to się nie znają na ciastkach. Ach, te rosyjskie tradycje! Nie masz to jak ciastka galicyjskie! Gdy patrzę, jak Justyna je ciastko, myślę sobie, że się zna.
Mój dzbanuszek, mój dzbanuszek u Liska! Tylko że w moim od czapeczki odleciał ten piprztyk do trzymania i Rumik go spożył. Ale jak żywy!
Lisku, on jest gdzieś do nabycia, ten dzbanuszek? Nie potrafię dobrać sie do opisu Twojego zdjęcia.
Eklektyzm jest fajny, bo z natury róznorodny. Nie trzeba się ograniczać np. do wzoru cebulowego, można lecieć w różne strony dodatkowo. I to jest najlepsze. Niechaj kwitnie tysiąc kwiatów!
Nisiu, tu cóś jest, tylko każą się zarejestrować :/
https://www.pinterest.com/pin/167125836144706920/
Fajne! 🙂
https://www.pinterest.com/haydenmckone/unique-jewelry/
Jest imbryk i filiżana.
Dzień dobry 🙂
Koniecznie muszę sobie sprawić taką torbę, jaką mi Mordka pokazał. W ogóle nie rozumiem, jak mogłem dotąd żyć bez niej. 😆
Nie rozumiem problemu z odróżnianiem kremówki i napoleonki. Napoleonka jest różowa i kremista, a kremówka żółtawa i budyniowa. To równie oczywiste jak to, że borówki to nie żadne jagody. 😈
Nisiu, to Meissen.
Napoleonka jest biala – ciasto francuskie, smietana, cukier puder do posypania
Lisku, czy ja dobrze zrozumiałem, że Ty w ogóle chcesz się wycofać z herbatokawopodawania, nie tylko dzisiaj?
No, kurczę, nie róbże mi tego. Blog się zapłacze i będę musiał codziennie od rana ze ścierką latać, żeby się litery nie rozpuszczały. 🙁
Jak Ci codzienne podawanie zbyt obciążające, to podaj nieregularnie i w miarę możliwości, ale nie tak, żeby wcale… 😥
Biała napoleonka! To chyba trzeba być z Warszawy, żeby takie herezje wygadywać! 😈
Nisiu:
http://www.meissen.com/en/tableware-deco/patterns/onion-pattern?filters=tid%3A359
Dokladniejszy link
http://www.meissen.com/en/products/coffeepot-shape-neuer-ausschnitt-blue-onion-white-rim-v-120-l
Dzień dobry 🙂
Różowa 😯 Coś takiego jak różowa napoleonka nie istnieje 😯
Kremista owszem, ale od zawsze żółtawa ❗
Dobre południe
Na razie zatrzymałem się w lekturze na labradorycie. Ładnie wygląda. Glinokrzemian sodu jest podstawowym związkiem używanym w profesjonalnych odświeżaczach powietrza. Doskonale maskuje zapachy. Taki bloker.
Oddaję się pozostałej lekturze.
Różowa napoleonka? Też mi pomysł. Na Mazowszu nigdy tak nie było. Zawsze była budyniowa i żółta. I pychota. A ze śmietanką ptysie i rurki z kremem. I wuzetka. W Warszawie to nie wiem, bo w Warszawie nigdy ciastek nie kupowałem. A jak cukiernikowi zostawały resztki to lepił bajaderki.
W Warszawie napoleonka ma całe życie żółte nadzienie.
Nie ma innych możliwosci.
Zawsze tak było i jest. Powiedziałam.
A to nie chodziło o dzbanek na palec. 🙁
Rozowa napoleonka z blobem kremowym na powierzchni!!! Swiat sie konczy. Moja Mama robila napoleonke na swieta, budyniowa,ale tez migdalowa, posypana cukrem pudrem lub okruchami samego ciasta, mille- feuille (tysiac listkow) czyli rosyjska napoleonka. Kremowka to zupelnie co innego, ale Nasz Papiez to lubil. Napoleonka ma wiecej pokladow francuskiego ciasta.
Papiez lubil co po niemiecku finezyjnie nazywa sie Cremeschnitte i nie jest napoleonka.
http://en.wikipedia.org/wiki/Cremeschnitte
I to ciasto francuskie nazwyczajnej kruchości sypiące się podczas jedzenia, a nadzienie to nie zaden budyń – pisałam tak w uproszczeniu – tylko ubita na parze masa z jaj, podobna na koniec do budyniu, ale kudy mu tam do tego.
Co kraj to obyczaj, co chałupa to zwyczaj. Ja toczę w domu uporczywą i dramatyczną walkę o pyzowatość pyzy (moją, poznańską pyzę Dorota nazywa – nie wiedzieć czemu – pampuchem, za to zwyczajną kluskę usiłuję podnieść do rangi pyzy, ale tak podobno wszyscy warszawiacy mają).
Śmieszy mnie za to bardzo, że Krakus, gdy wyjdzie na Rynek Główny, to twierdzi, że jest „na polu”. Warszawiak, też śmiesznie, będzie „na dworzu”. I jeszcze się obrazi, gdy go poprawić, bo parsknie, że „na dworze” to najwyżej królewskim.
Nikt się tu nie zna na ciastkach! 👿 Zaledwie jeden PA, zapytany o kolor napoleonki, bezbłędnie odpowiedział, że różowy.
Chyba jeszcze tylko na Tetryka mogę liczyć. 🙄
Przepraszam z góry, wrzucam link do marszu w Moskwie:
http://www.radiosvoboda.org/content/feature/26875687.html
PA sie naobiadal jagod, tfu… borowek i zarozowilo mu sie przed oczami!
Na dworzE. Nie krolewskim. (Ex)warszawianka 😉
Dzięki, Mar-jo.
Dużo ludzi, dobrze.
Kremowki przyszly pewnie do Krakowa ze Wiednia razem z Najasniejszym Panem Franciszkiem Jozefem, jako Cremeschnitte. Napoleonki zas przyszly do Warszawy z samego Paryza, moze przez Moskwe, albo jej wbrew, bo kto by w Moskwie cenil sobie Napoleona. Mowia tez na miescie, ze napoleonka pochodzi od Neapolu a nie od Napoleona, ale ja nie sadze. W kazdym razie jest to wdzieczne pole do dalszych badan z historii cukiernictwa.
Babilasie
Nie wiem jaki Warszawiak. Zawsze było na dworze. I chodziliśmy w kapciach, a nie jak Krakusy w ciapach.
A jeden kolega z Warszawy, gdy omawiał szczegóły garderoby na jakąś bardziej wystawną okazję, stwierdził, że przyjdzie w pantoflach. Pomyślałem sobie: „Babilas, coraz bardziej odstajesz od stołecznego sznytu”, ale na wszelki wypadek ubrałem się bardziej konserwatywnie. I bardzo słusznie, bo okazało się, że pantofle (wbrew włoskiej i francuskiej etymologii) to po warszawsku eleganckie półbuty.
Moze w Warszawie juz nie ma warszawiakow? Pantofle to pantofle domowe, polbuty to polbuty.
Pantofelek to moze jeszcze byc delikatny bucik kobiecy.
Aha, i napoleonka ma jeszcze w srodku dodatkowa warstwe ciasta, w sumie 3 🙂
Moja warszawskowsc jest podszyta kieleczczyzna, skad pochodza moi rodzicie, wiec sie nie upieram, ale kupowalam pantofle, w sensie krytych butow jesienno-wiosennych. Nie zdajac sobie sprawy, ze jestem w mylnym bledzie!
Znowu muszę mieć zdanie odrębne. 🙄 Pantofelek to jest Bardzo Malutka Istotka (bez mikroskopu do niej nie podchodź), która nie ma nic wspólnego z nogami, tylko raczej z twarzą, bo cały czas trzepocze rzęskami. 😎
Tak, Lisku, bo Kopciszek zgubil przeciez pantofelek bardzo finezyjny, ktory na pewno nie byl kapciem.
Duzo czytam w porannej prasie na temat Niemcowa. Juz znaleziona jest bron z ktorej go zabito oraz jest film (ze stacji pogody) z momentu zamachu.
I za te odrebnosc cie bardzo, Piesku, kochamy!
Wzuwam trzewiki 😉
Ale dzisiaj niedziela, haneczko… na sume w trzewikach…
Pracująca, Króliku 😉 Grzeszę 🙄
Podobno w Kielcach, króliku, używa(ło?) się słowa taksówka na wszystkie samochody osobowe, stąd wymyślono tam taryfę dla nazwania taksówek sensu largo (co przyjęło się ogólnopolsko, przynajmniej w niektórych idiolektach). Takoż w kieleckim (relato refero) każdy autobus to pekaes.
Rozowe napoleonki? Az ciarki przexhodza po ciele.
Najwierniejszy opis zameiscil Krolik. Tak tez i w moim domu odkad siebie oamietam piezony byl tort Napoleon. Najpierw kilka warastw ciasta. Potem krem custardowo-waniliowy,potem asamblaz calosci,na koncu okladany jedn rizdrowniona warstwa ciasta francuskiego. Zawsze okragly.
Najlepszy nazajuttrz.
W innyh domach podobnie.
Mar-jo, dzieki za linke do bezposredniej transmisji z Moskwy. Cieszy mnie obfitosc flag, odebranych nacjonalistom. Wracam do transmisji Marszu Zalobnego.
Są w przyrodzie ptaki, które trzewiki wdziewają na twarz, zamiast na nogi
Trzewiki są bardzo twarzowe, ale nie można ich wdziać. Wdziewa się kapotę 😎
Pantofelki hodowalam, latami. Wystarczylo przyniesc sloik wody zaczerpniety z jakiegos stawu albo innej stojacej wody. Hodowalam takze dafnie, ale te mozna bylo zawsze kupic w sklepie juz ususzone.
Co do trzewikow, to mielismy przed wielu laty pana w redakcji, mocno starszego, ktoremu z jagos powodu powierzono prowadzenie lekcji jezyka angielskiego, takie 5-minutowki na podstawie centralnie przygotowaych i nagranych po angoelsku skryptow. I on zawsze na buty mowil trzewiki, co nas wtedy okropnie smieszylo. Podobnie jak legendarna lekcja z otwieraniem ciezkich drzwi garazu. Byla nie gorsza niz slynna scena w „When Harry meets Sally”. Ilekroc ta lekcja byla powtarzana, zaden prowadzacy audycje nie mogl juz czytac na koniec skrotu wiadomosci. Zaplakiwalismy sie przy niej ze smiechu. Az w koncu zostala wycofana z obiegu.
Babilasie, ja wakacje dziecinstwa spedzalam na jedrzejowszczyznie, na peryferiach kielecczyzny, wiec nie chce sie wypowiadac za caly region. Tym bardziej, ze za mojego dziecinstwa nie bylo we wsi zadnych taksowek, tylko fury lub powozy. A jedyne autobusy to byly wlasnie jezdzace z rzadka PKS-y, wiec skad biedny kielecczanin miogl wiedziec, ze sa jeszcze inne rodzaje… Chodzilo sie wszedzie piechota, i to bynajmniej nie w pantoflach!
Dobrze, Haneczko, wzuwają.
Paradoksie, to mój mazowiecki Dziadek wdziewał kapotę. Reszta świata może wdziewać i wzuwać co tylko zechce 😉
Kapota była płaszczem albo wyjściową kurtką 🙂
Byly jeszcze cizemki 😉
Marsz w Moskwie zostal przez wladze ograniczony do 50,000 osob.
Poniewaz mam wiare w PA to sprawdzilam te rozowe kremowki w necie. I sa! Sa belgijskie tompouce, ktore maja rozowa polewe:
http://en.wikipedia.org/wiki/Tompouce
Ciżemki to raczej w średniowieczu 😀
Bobiku, sa tez napoleonki dla Ciebie, nadziewane szpinakiem lub pesto 🙂
http://en.wikipedia.org/wiki/Mille-feuille
Pantofle, trzewiki, wdziewać, wzuwać – tak! I jeszcze, i więcej poproszę! Jak nudno ciągle ubierać buty i zakładać kurtkę! 🙄
Po ponad roku przerwy wróciłam do lektury „Kobyły” Karola Modzelewskiego. Rok temu nie mogłam się od niej oderwać, ze szkodą dla innych zajęć, bardzo niechętnie odłożyłam więc książkę na półkę i… tak została. Ale tym razem ją skończę – bo też jakie ja mam inne zajęcia, których szkodą powinnam się przejmować? Świetnie się czyta. Zjeść można czasem „na mieście”, sprzątać można rzadziej, do pracy można się spóźnić. Im wcześniej przychodzi się do pracy, tym później się z niej wychodzi, im częściej się sprząta, tym szybciej się brudzi, a „na mieście” gotują lepiej, niż w domu.
Muszę cię zmartwić, Bobiku, ale teraz to ja mało ciastkowy jestem, a w czasach kiedy każda góra każdego kremu mnie wabiła nieodparcie plątałem się po obrzeżach Małopolski z dala od Krakowa i nie przywiązywałem wagi do nazw…
A z nazw firmowych przypomniałbym firmę Rover, która wyparła z polszczyzny bicykl i welocyped…
Ago (15:22) „sprzątać można rzadziej” – my sentiments exactly!
Oryginalna Miśnia kapkę drogo wychodzi, ale są różne fabryczki, które dokładnie taką samą Misnię robią za mniejsze pieniądze. Mam resztki dawnego Książa, dziś nieistniejącego – wypisz, wymaluj. I cieniutkie, sliczne. Dzbanki potrzebne mi są JEDNOOSOBOWE, NIECAŁY LITEREK, najlepiej z takim małym dzióbkiem, jak Liskowy – to były dzbanki do kawy, zwanej mokka. Ja z nich piję, ale też je tłukę. Niestety.
Ostatnio przeszłam na stal szlachetną.
http://www.stylowazastawa.pl/produkt/3669/dzbanek_08_l_z_sitem_do_zaparzania_ambition_jojo.html?gclid=CN23m8uvh8QCFWUGcwodtyYAtw
To „jojo” jest idealne, nie kapie wcale, nie parzy. Ale nie ma niebieskich wzorków.
Niczego nie wdziewam, nie wzuwam, leżę jak zwierzę. W Krakowie działały wirusy. Kaszlę jak Waryński w Szliselburgu. Niech to licho.
I śląskie koło, Tetryku (15:25), zresztą uproszczoną kalkę z niemieckiego (Fahrrad).
Swoją drogą jeszcze trzydzieści, czterdzieści lat temu słyszało się w Poznaniu starsze pokolenie używające różnych zwrotów, które można było zrozumieć tylko poprzez reverse engineering z niemieckiego, na przykład:
– „Oni są bardzo pojedynczy ludzie” (einfache Leute)
– „Zbychu mieszka na pierwszym kiju” (erste Stock)
– „Zosia gra na skrzydle” (Flügel)
Taa, a przyrząd do odkurzania to był elektroluks. Kiedyś…
Ago
Zaraz zakładać. Przecież można się przyodziać. Ewentualnie zamiast zakładać kurtkę, włożyć przyodziewek. Lub założyć, jeśli komuś tak wygodniej.
Dzbanki do kawy zupelnie dzis wychodza z uzycia, choc ten metalowy od Nisi jest wybitnie przystojny.
Inaczej przyrzadzamy dzis kawe. Do dzbankow kawowych z niebieskim wzorkiem mam szczegolny sentyment.
Mamy taki jeden tu, na Florydzie, ale nie prawdziwy tylko na kolorowej litografii, ktora uwielbiam. Jest ona bardzo matisse’owska i przedstawia na pierwszm planie bukiet bardzo rozklwitlych, „zmeczonych” juz tulipanow, ktore lada moment zaczna tracic platki. Tulipany stoja w bialo–niebeiskim kawowym dzbanku fajansowym, ktory pewnie wczesniej utracil juz przykrywke i zostal odelegwoany do innych zadan – do trzymania w nim kwiatow wlasnie. Dzbanek stoi na stoliku, obok stolika typowe provincjonalne francuskie krzeslo z wyplatanym siedzeniem – takie byly popularne w koncu XIX wieku. Na drugim planie widac malowana szafe, tez z tego okresu, zas wnetrze ma gleboko osadzone w grubym murze okno.
Zawsze mialam problem z ustaleniem autora, podpisanego C HARON. Nie wieziala czy chodzi o jakiegos (jakas) „C” Harona czy o Charona.
Litografie zakupili za moja namowa przed wielu laty rodzice i bylam w niej zakochana od pierwszego dnia.
Po upywie lat jest ona troche wyplowiala w poludniowym sloncu, nie tak jaskrawa jak przedtem, ale lekkie wygaszenie barw wcale jej nie zaszkodilo. Nie poprawilo, ale tez i nie zaszkodzilo zbytnio. Obraz wciaz wywoluje u mnie usmiech. I ten dzbanek kawowy bardzo mi sie podoba. I to wnetrze, i te tulipany, ktore jak to tulipany, troszke przerosly naczynie, w ktorym stoja.
Pare tygodni temu rozmawialysmy z Audrey o tym obrazku. I wtedy poiwedzialam, ze bardzo chcialabym wiedziec, kto to jest ten/ta C HARON.
Takie mimochodem rzucone slowa, sa zawsze wyzwaniem dla Audrey. I po kwadransie szperania w swoim smartfonie, wygrzyknela: OMG! Mam! Ten sam dzbanek kawowy i ten sam pokoj na innej litografii! Autor nazywa sie Guy Charon i wciaz zyje!
A pare minut pozniej odnalazla te moja litografie z tulipanami:
http://www.place-des-arts.com/en/detail_art.asp?pag=2&numart=12944&n=CHARON&p=Guy&i=Charon/12944.jpg
Chyba powinnam napisac do malarza i powiesziec od ilu lat mi ta litografia z dzbankiem i tulipanami przynosi radosc.
Przeciez polbuty to meszty! Bobik z Krakowa to powinien sie z tym zgodzic? Moj ojciec zawsze wzuwal meszty.
Hmm… meszty mi się jakoś o uszy nie zahaczyły. Widocznie mieszkałem w innej dzielnicy Krakowa. 😉
Dzięki, Loto, po pół wieku zrozumiałem wreszcie Brzechwę:
Poszukuje towarzystwa do poczekalni 😀
A można w pantoflach? 😉
Nawet w szlafmycy 😆
Dobry wieczór 🙂
W mesztach chodziła moja babcia na podkarpaciu. Meszty, czyli półbuty 😉
Ja po domu zawsze boso, ale jak już muszę, to w laczkach (z niem. latschen).
U nas w Breslau, w sakrystii św. Marii Magdaleny, jest sklep, który ma mnóstwo naszej, niemieckiej porcelany z lekko drugiej ręki. W całkiem dobrych, chyba,cenach. Filiżanka ok 30, dzbanek ok. 50. Zł. Aż się zdziwiłem jak tam wszedłem. Wydaje mi się to tanie. Jak sądzicie? Różne tam miśnie, rozentalery i jakaś taka firma na f, o której pani mówiła, że lepsza niż rozentaler. A jak wziąłem ładny dzbanek do ręki to mi wyrwała, żeby pokazać, że to to na f.
To dobre ceny?
No tak, Nisiu, ale ja wydedukowany, że herbata nie lubi stykać się z metalem… A do kawy… a do kawy mnie wszystko jedno!
wydedukowany… hihi. Indukcyjnie chyba!
Znam też dom, w którym chodzi się w papciach (papuciach?), co jakoby ma etymologię znad Dunaju (węg. papucs).
A w ogóle, przeskakując od języka do obyczajów, unikam bycia gościem w domach, w których gospodarze wywierają na gości presję w kierunku zdejmowania butów. Jak już kogoś zapraszam, to przecież po nim posprzątam. Jak gość się chce sam z siebie rozkuć czy rozebrać, proszę bardzo.
Papcie, papucie, kapcie. To wszystko się nosiło u nas. Ale skąd wpływy…. okolice Stanisławowo. Okolice Żmerynki. Okolice Jasła. Tarnopol. Hrubieszów…. Wszystko możliwe.
Dwa lata temu byłem zresztą wreszcie i w Tarnopolu i w Hrubieszowie. Przedtem w Stanisławowie i Żmerynce.
Wiecie, najbardziej podoba mi się mój schlesische Heimat… Pewnie dlatego, że dla mojej Mamy to prawdziwy dom.
W Izraelu wyrazenia lub formy gramatyczne zrozumiale przez reverse engineering slyszy sie czesto, z tym ze trzeba jeszcze zgadywac z jakiego jezyka 😆 Czesto zreszta jako kalki zostaja wchloniete przez jezyk. Przewaznie z amerykanskiego, czego akurat nie znosze, np „to tylko naturalne ze” (it’s only natural that).
Tadeuszu, ale ona całkiem dobra jest z tego metalu. Może teraz szlachetniejsze stale robio?
To na f to jajka Faberge?
Lubię naszą starą ceramikę z miemieckich wytwórni. No i łatwiej dostępna niż angielska. W Gdańsku można dostać na pęczki.
” To tylko naturalne” mnie kompletnie nie razi. Naturalne to zgodne z natura – czlowieka lub otaczajacego go swiata. Nie rozumiem dlaczego mialaby to byc kalka z „amerykanaksiego” i dlaczego kalki z amerykanskiego sa gorsze niz z laciny, francuskiego, niemieckiego czy rosyjskiego. Najczescij nawet o tym nie wiemy. Uzywamy w zwiazkach frazeolgicznych czy w porzekadlach.
Mowimy „tu lezy pies pogrzebany”, nie zastanawiajac sie, ze jest to kalka z niemieckiej fraszki.
Lotrzysko znow szaleje.
Tadeuszu, a samowar jak najbardziej styka sie herbata z metalem,
http://en.wikipedia.org/wiki/Samovar
Z ta porcelana to moze jest taki niedeschlesien przesad… zeby zbyc te cala porcelane naprodukowana w XIX wieku.
Nie ma nic bardziej zalosnego niz gosc ubrany wieczorowo, w pieknym garniturze lub sukni i w papuciach, chocby wegierskich!
Ja mam naokolicznosc nadzwyczajnie cennych podlog u gospodarzy wieczorowe kapcie, chcialoby sie rzec pantofle, z czarnego aksamitu.
Nie. W samowarze herbata sie nie styka z metalem.
Samowar sklada sie z trzech lb cztrerech czesci: zbiornika na wode (wrzatek), gorna czesc w ktorej umieszcza sie rozrzazone wegle, podstawka, na ktorej sie umieszcza porcelanowy czajnik, aby sie nie stykal z wegielkami.
Niektore maja szeroka rure miedzy pojemnikjiem na wegiel i obrozka ( z przykrywka) na czajnik, w ktorm umieszcza sie suche liscie herbaty. Wrzatek nalewa sie z kraniku w tej czesci na wode.
Moj samowar jest elektryczny, wiec sklada sie tylko z dwoch czesci: zbiornika na wode i pierscienia na ustaweonie czajniczka.
Z czajniczkiem byl poczatkowo klopot, bo wspolczwsne maja za szeokie dno, aby je ustawic na samowarze. Na szczescie udalo mi sie kupic przesliczny czajniczek, recznie malowany, z rosyjskiej starej manufaktury Lomonosowa. I on wchodzi wrecz idealnie, nie przechyla sie, nie chwieje. No i doskonale miesci sie pod kranikiem
Tetryk56: z tym Roverem nie skończyło się jeszcze najgorzej, bo Opatrzność uchroniła nas od kołopęda oraz kołopędnika.
Właśnie czytam o niedobrym człowieku, który został nożownikiem i zabił kołopędnika. Wnoszę stąd, że ruch prostoliniowy w Walce Zła z Dobrem był sprawniejszy niż cyrkularny.
Tak to wyglada jak na obrazku po prawej stronie:
http://www.tristarmedia.com/bestofrussia/samovar.html
Aaa, i jeszcze. W samowarze wody sie nie gotuje, tylko wlewa wrzatek i temperature podtrzymuja te wegielki. Dlatego mozna siedziec przy samowarze pare godzin.
I see. A tu jest turecki samowar, miedziany.
http://en.wikipedia.org/wiki/Samovar#mediaviewer/File:Turkish_samovar_2-1.jpg
A moj jest dokladnie taki jak ten:
http://en.wikipedia.org/wiki/Samovar#mediaviewer/File:Samovar.silver.jpg
Byla z nim ciekawa przygoda. Moja mama miala sasiadow Chinczykow i zobaczyla, ze wyrzucaja na smietnik ten elektryczny samowar, wraz ze sznurem. Sawowar byl pokryty gruba warstwa skamienialego tluszczu z woku.
POczekala, az sasiedzi odejda (bo sie wstydzila) i natychmuast samowar zabrala do domu. Szorowala go kilka dni, a kiedy wreszczie byl odczyszczony, okazalo sie, ze jest, a raczej byl posrebrzany. Wiec go zaniosla do zlotnika i kazala pokryc nowa warstwa srebra. Samowar wyszedl przepieknie.
Wtedy przywiozla mi go w prezencie do Londynu. Uzywam rzadko, ale owszem, uzywam w czasie przyjec popoludniowo-herbatkowych.
Dostałam od dziecka piękny prezent. Można podejrzeć tu:
„https://dybuk.wordpress.com/2014/08/11/maly-slownik-wyrazow-kocich-i-kociojezycznych/”.
Cytat z prezentu:
MASKOTKA – w języku egipskich Syjamów „miękka materia”, coś niezwykle łatwo poddającego się obróbce ciała i woli;
homo sapiens
Pozdrowienia i kciukotrzymania.
Piekny samowar, Heleno.
My kilka lat temu zaczelismy od nowa zapijac sie herbata. Parzona, lisciasta. Taki samowar bylby niezwykle malowniczy!
Fajnego psa znalazłam:
http://media.tumblr.com/c10315ea48c67bc82b6df40f77460db2/tumblr_inline_nkjjrsA5Pv1t1uko1.jpg
Dobranoc. 🙂
Jak można coś takiego zrobić psu 👿
Ja myślę, Heleno, że liskowi w zwrocie „to tylko naturalne” chodziło nie o słowo „natural”, tylko o zestawienie z „tylko”, które po polsku zdecydowanie jest nienaturalne (ale też nigdy nie słyszałam), a po hebrajsku zapewne też 🙂
Nie używam mojego samowara, bo śniedzieje wewnątrz, więc chyba nie jest całkiem zdrowy ten ewentualny wrzątek.
Jest dosyć dekoracyjny, owszem.
Oczywiście, że Liskowi o to chodziło, Doro.
Mówi się, że coś jest naturalne, czy czyjeś zachowania, odruchy są nauralne, a nie mówi się, że są tylko naturalne.
Są kalki i kalki. Jedne na tyle zgrabne czy dowcipne, że nie tylko nie przeszkadzają, ale wręcz bywają dla języka wzbogaceniem (i czasem pozostają w nim na stałe). Ale są i niezgrabne, irytujące, niezgodne z duchem języka, po prostu mowopsuje. Nieproszeni goście, których wpuszczać ani hołubić nie ma po co. 🙄
Nawiasem mówiąc, przy „pojedynczych ludziach”, nadanych przez Babilasa, obaliłem się ze śmiechu. 😆 😈
W „Magazynie Świątecznym” jest felieton Miodka mówiący tym razem o strasznym słowie „destynacja”. On sam nie spodziewał się, że to się aż tak rozpowszechni. Mnie też zdarzało się go użyć, ale wyłącznie parodystycznie; niestety chyba już coraz mniej ludzi odbiera taką parodię.
Mowiac o jezyku, czy odnotowaliscie jakas taka chorobe lingwistyczna, polegajaca na tym, ze nawet w srodku zwiazku frazelogicznego piszaca wstawia bez sensu cudzyslowy?
Wczoraj czytalam w Na Temat jakas pania Wisniewska, ktora w tym celuje. Wiec pisze : Beata Szydlo nie pozostawila na Komorowskim „suchej nitki”… Niektorzy komentatorzy uznali, ze to nie „fair”. Etc.
I tak caly czas.
Casus pani Wisniewskiej nie jest pierwszy, z jakim sie zetknelam. Znalam innych piszacych, ktorzy w kazdym niemal zdaniu uzywali cudzyslowow, nawet jeszcze czesciej niz owa Wisniewska. Ale z notki o sobie owejze Wisniewskiej dowiaduje sie, ze ona jest teraz czlonkiem redakcji portalu, ktory kompletnie „zszedl na psy”, ze uzyje jej metody.
Poszłam sprawdzić destynację, bo jakoś mnie ominęła. Co się z nią robi?
Szczygieł znęcał się niedawno nad dedykowaniem. To okropieństwo spotykam 👿
Owszem, stosuje się wg mnie cudzysłów wtedy, kiedy przesadza się z określeniem, kiedy niezupełnie odpowiada ono prawdzie.
To jest zabieg stosowany i czy jest do przyjęcia zależy od kontekstu.
Może też być rodzajem asekuracji – nie chciałem obrazić, przecież umieściłem w cudzysłowie.
Mnie dedykowanie zupelnie nie razi. Jak w zdaniu „Wiersz Slon Trabalski dedykowal Tuwim Elzuni Wittlinownie”. Uzyciee slowa „poswiecil” mogloby znaczyc, ze wiersz jest o corce Jozefa Wittlina, a nie jest. Albo „Bobik zadedykowal tomik wierszy Kotu Mordechajowi”. To znaczy, ze napisal dedykacje.
Przyjaciel zabawiał się cudzysłowami jeszcze za późnego Gierka. W zwykłym tekście na przypadek lub na łupu-cupu wybiera się tak z pięć słów lub zwrotów i wsadza się je do aresztu cudzysłowów. Prawie zawsze kogoś się obrazi.
Heleno, tu chodzi raczej (nie wiem, bo Szczygła nie czytałam, ale słyszę, co i jak się mówi) o kremy dedykowane zmarszczkom, sosy dedykowane specjalnie do wołowiny i inne rzeczy dedykowane innym rzeczom, a nie wiersze dedykowane komuś.
Tu, Heleno http://wyborcza.pl/duzyformat/1,136809,15569871,Felieton_dedykowany.html
Ale predestynowany chyba bylo od zawsze, z laciskiego, wiec sama destynacja mnie tak nie razi.Destynacja, pewnie tlumaczenie z angielskiego ze stronach travels.
Zadedykowac tez mi sie wydaje stare, bo wpisywalam sie do pamietnikow z roznymi dedykacjami i laurkami na okolicznosci.
Cudzyslowy tez widze w angielskojezycznej prasie, to jakas moda.Przejdzie jak grypa, miejmy nadzieje.
Potworek językowy, który u mnie ostatnio powoduje zgrzytanie zębów to adresowanie – taki to a taki problem w ogóle nie został zaadresowany 👿 No cóż, szkoda, że nie został. Dobrze by było, żeby jeszcze go ktoś wysłał, im dalej, tym lepiej.
Krem dedykoany zmarszczkom – calkiem zabawny. 😆
A Mariusz Szczygiel zrobi naprawde zbozne dzielo jesli zwroci uwage na wlasne podworko i przekona kolegow z wlasnej redakcji aby przestali uzywac chociaz w tytulach niewykropkowanych wulgaryzmow. I wykrzyknikow. Mnie one znacznie bardziej wsciekaja niz jezyk reklamy.
Predestynowanie nie ma nic wspólnego z destynacją. To ostatnie słowo zostało wylansowane przez biura podróży.
Jak wybieraliśmy się w tradycyjną zimową rodzinną wycieczkę do Włoch i siostra rzuciła, żebyśmy może pojechali do Apulii, powiedziałam: to może być fajna destynacja. Oczywiście żartem 🙂 Ale w takim znaczeniu się je stosuje…
Nadużywanie cudzysłowów zostało w mojej redakcji doszczętnie wytępione. Korekta tak się przyzwyczaiła wykreślać wszelkie cudzysłowy, że czasem je wykreśla nawet tam, gdzie ich użycie miało uzasadnienie 😈
„Adresowany” to chyba z tej samej serii, co „dedykowany” 👿 Czyli bezmyślnych anglicyzmów.
Dedykowane kremy to dla mnie wstrząsająca nowość. 😯
A destynacja może w sensie kierunku? 😯 No, to z predestynacją zbyt wiele wspólnego by nie miało.
Takie kalki, poza tym, że potworkowate, do niczego nie są potrzebne, bo istnieją polskie słowa wyrażające dokładnie to samo. Kalka nie wnosi tu żadnego nowego odcienia znaczeniowego i w ogóle nie służy niczemu poza wypindrzeniem się. 👿
Cudzysłów odbieram często jako przejaw niepewności w posługiwaniu się językiem. Autor nie jest pewien, czy zwrot pasuje, czy może go użyć w określonym kontekście, czy może lepiej nie, to pakuje tenże zwrot w cudzysłów i ma problem z głowy. Znaczy, zaadresowany 🙄
Widzę, że te koszmarne anglicyzmy nie rażą tych z nas, co używają na co dzień angielskiego 😈 To da się zrozumieć 😆
Bo kropki ostatnio też są modne. Zwłaszcza w tekstach mówionych przez rozmaitych dziennikarzy telewizyjnych. I mamy teraz różne „kropki nad i”, „tu postawimy kropkę”. Ciągle ta kropka. A przecież mamy takie bogactwo znaków interpunkcyjnych. Aż czasem chciałoby się użyć …. (tu muszę wykropkować), nawiasu, przecinka, niechby średnika albo wręcz wykrzyknika.
Tak, Bobiczku, właśnie o to chodzi.
Cudzysłowów tak całkiem wytępić to ja bym nie chciał. Przydają się do zaznaczenia, że coś nie jest tak na sto procent dosłownie lub serio, ale jeszcze nie na tyle, żeby sprawę ujednoznacznić emotką. Więc jeśli pozwolicie, ja dalej będę cudzysłowów używał, choć nie muszę nimi siać w co drugim zdaniu. 😉
Ja probowalam wlasnie przypomniec sobie kiedy ostatni raz w angielskiej prasie mainstreamowej (sorry!) natknelam sie na jakis tekst, ktorego autor pouczalby czytelnikow jak powinni mowic i jakich zwrotow nie uzywac. I nie moge sobie takiego przypadku przypomniec, poza jakimis specjalnymi rubryczkami, a i te sa rzadkie. Bierze sie to zapewne z glebokiego brytyjskiego holdowania zasadzie „zyj i daj zyc innym”.
Ale pamietam awanture sprzed bodaj 30 lat, kiedy klienci zywnosciowego dzialu Marksa i Spencera zmusili sklep do zmiany tabliczek przy kasach ekspresowych z „Five items or less” na „Five items or fewer”. Less dotyczy miar niepoliczalnych, fewer policzalnych, choc w jezyku mowionym pewnie wiekszosc ludzi powiedzialaby „less than five”.
Korpojęzyk jest pełen takich językowych potworków. Poza adresowaniem problemów, zauważyłam jeszcze jeden nowy trend. Dobrze jest rozpocząć wypowiedź od „to jest historia o…” Jeśli w żaden sposób się nie da, to można wpleść gdzieś dalej, na przykład jako uzasadnienie „bo to jest historia o…”
Heleno, żargon korporacyjny bywa czasem obśmiewany, również w brytyjskiej prasie:
http://www.theguardian.com/books/2013/apr/25/top-10-worst-management-speak
OK. Brdzo dobrze jest zaczac wypowiedz od slow „to jest historia o…” bo pozwala to mowiacemu zasygnalizowac jakim tematem sie zajmie i czego sluhacze moga oczekiwac. Jesli tego wlasnie ucza na kursach korporacyjnych, to nie mam z tym problemu, najmniejszego.
Na dobranoc dla wszystkich leczących się medycyną konwencjonalną i niekonwencjonalną:
Zmarło się starszemu małżeństwu, jednego dnia, tak się złożyło.
Trafili do raju, tam ich święty Piotr wita, prowadzi do pięknego domku wśród starego parku. Dom obrośnięty bluszczem, z werandą, w salonie kominek, przed domem trawnik, basen. No cudo.
– I to wszystko dla nas? – upewnia się dziadek.
– No dla was – potwierdza święty Piotr.
– A jacyś sąsiedzi?
– O, tam, za tymi drzewami, tą alejką, ze dwa pacierze będzie.
– Widzisz, Elu – mówi dziadek do małżonki – gdyby nie ten twój czosnek, to wszystko to mielibyśmy z dziesięć lat temu!
Ja ciągle nie mogę się pogodzić z degradacją kolejnych słów i zwrotów, ze spychaniem ich z wyżyn ducha w pospolitość – te limitowane edycje papieru toaletowego, galerie wędlin i paznokci, kobiety warte kremu… To, oczywiście, idzie w parze z degradacją rzeczy i zjawisk, z którymi, jeszcze do niedawna, związane były te słowa. Okropieństwo. 👿
To powiem, że prawdziwa cholera mnie dopada, kiedy wszyscy komentatorzy sportowi mówią, co chwila dobrze czytał, przedczytał, czyta, kiedy chcą powiedzieć, że ktoś wyczuł, rozpoznał czyjeś zamiary, czy intencje.
Teraz w rzadkich chwilach, kiedy włączę telewizornię słyszę, że już wszyscy czytają wszystkich.
Co tym ludziom robi się w głowach?
„To jest historia o…” jest koszmarne i napuszone.
Te wszystkie słówka i zwroty, o których tu mówimy, są pindrzeniem się, jak słusznie mówi Bobik. I to pindrzeniem się ponad miarę. Dodawaniem sobie sztucznej ważności. Najbardziej wkurzające jest to, o czym również Bobik wspomniał: że na te wszystkie wypindrzone słówka są dobre odpowiedniki w języku polskim. Ale używając adekwatnych wyrażeń nie wypindrzysz się.
Rany boskie, o czytaniu kogoś, a zwłaszcza o przedczytaniu nigdy w życiu nie słyszałam 😯
Ale może to dlatego, że sport mnie nie interesuje.
Jest tez cala ksiazka Lynne Truss: Eats Shoots and Leaves, sprzedana w ogromnym nakladzie (ja tez ja mam) o roznych powszechnych gramatycznych i ortograficznych uchybieniach. Louis Menand z The New Yorker ochrzanil zdrowo autorke, ze pîsarstwo musi brzmiec autentycznie, a pisarz/autor powinien zaufac wlasnej intuicji and czytelnik dac sie porwac pisarzowi. Dlatego czytamy swietnie napisane teksty, nawel jesli zawieraja jakies bledy czy uczybienia. A poemat o pasztetowce autorstwa Psa moze brzmiec lirycznie czy satyrycznie, jak sie Psu zachce.
http://www.newyorker.com/magazine/2004/06/28/bad-comma