Trudna robota
– Bobik! Do Samego Szefa! – krzyknął któryś z kolegów, a ton tego okrzyku pozwalał sądzić, że rozmowa nie będzie dotyczyła awansu ani niespodziewanej gratyfikacji finansowej. I rzeczywiście, to podejrzenie potwierdziło się natychmiast po otwarciu drzwi do gabinetu.
– Przykro mi, Bobik, ale będziemy musieli się pożegnać – oświadczył Sam Szef bez żadnych grzecznościowych wstępów. – Nie dość, że nie przynosisz firmie spodziewanych zysków, to jeszcze powodujesz wymierne straty. My naprawdę nie możemy sobie na to pozwolić.
– Ale ja się starałem… – szepnął Bobik, żałośnie zwieszając łeb.
– Wierzę, wierzę – machnął ręką Sam Szef. – Tylko że oprócz dobrych chęci trzeba mieć jeszcze kwalifikacje i pewien talent, dryg, czy jak to tam nazwać. Hodowla ortodoksji to nie jest zajęcie dla każdego. Ortodoksje mają swoje specyficzne potrzeby i jak się nie umie o nie zadbać, lepiej się w ogóle do rzeczy nie zabierać. Podłoże musi być odpowiednie. Temperatura. Wilgotność. Nawożenie. Odchuchanie. A przypomnij sobie, jak to u ciebie wyglądało: przynosiłeś rozsadę, wtykałeś gdziekolwiek, nawet nie patrząc, czy gleba jest skwaszona, czy zasadnicza. Stale zapominałeś, że ortodoksje giną, kiedy je traktować zbyt chłodno i sucho. O nawożeniu to już nawet szkoda gadać; żadnego egzemparza nie udało ci się należycie odżywić. Kiedy porównam to z osiągnięciami innych…
– Może gdybym dostał pod opiekę właściwy gatunek, byłoby inaczej? – zasugerował z nieśmiałą nadzieją szczeniak.
– Nieee – roześmiał się Sam Szef – bez złudzeń, Bobik. Przydzielaliśmy ci już ortodoksje prawackie, lewackie, religijne, ateistyczne i diabli wiedzą jakie jeszcze, ale z żadnymi sobie nie poradziłeś. Zawsze w końcu rozdziamdziałeś, rozwodniłeś, powsadzałeś jakieś ale, jakieś znaki zapytania, jakieś wątpliwości. Nawet nie wiem, skąd ty to wszystko wytrzasnąłeś. Firma takich rzeczy na składzie nie trzyma.
– Ja to z rękawa potrafię wytrzepać, Szefie – wyjaśnił usłużnie Bobik.
– Nieważne, już nieważne – rzucił niecierpliwie Sam Szef. – Sedno w tym, że nie jesteś, Bobik, takim pracownikiem, jakiego potrzebujemy, a odpowiednich kandydatów na twoje miejsce jest zatrzęsienie. Ostatnio hodowanie ortodoksji znowu zrobiło się modne. Chętni w kolejce stoją.
Wymownym gestem wskazał szczeniakowi drzwi, wręczył wypowiedzenie i przypomniał o zdaniu obuwia ochronnego w magazynie.
– Kto by pomyślał! – mruknął Bobik, opuszczając firmę. – Byłem przekonany, że ortodoksje niemal same na kamieniu rosną i nie ma łatwiejszego zajęcia od rozmnażania ich, a to w rzeczywistości taka trudna robota. Ciekawe, kiedy się wreszcie nauczę, że nie wszystko jest takie, na jakie wygląda.
Dzień dobry 🙂
Paradoksie, baby, od zawsze, miały moce, a chłopy tylko tępą siłę 😎
Nic zgoła nie bruździło, a popaduje 😉
„Fantomowe ciało króla” bardzo długo już czeka na swoją kolej. Andsol, pamiętam, też się szykował do lektury. Andsolu, przeczytałeś? Na razie skończyłam „Kobyłę” Modzelewskiego i nieustająco ją polecam.
Mar-Jo 😆
Babilasie, ździebko z rana pokropiło, ale ciągle mało 🙁
Przy naszym oczku wodnym żaby już koncertują na całego. Wywabiło to, na całą noc, Szamana, który generalnie woli noce spędzać w domu, ale uwielbia bawi się z żabami. Musiał się bardzo za nimi stęsknić 😉
Dla tych, którzy nadal interesują się „Idą”.
Jedyny wywiad udzielony po otrzymaniu Oscara. Interesujący również poprzez to, że rozmówczyni, Kalina Błażejewska, zdecydowanie nie należy do fanów filmu:
https://www.tygodnikpowszechny.pl/strzal-w-ciemno-26943
Ago, „Kobyłę” właśnie skończyłam czytać, zwróciłam wczoraj do Książnicy.Polecam bardzo!!! Ograniczam zakupy książek – brak miejsca. A do wersji niepapierowych serca nie mam jakoś za grosz.
Ja ciagle, z braku czasu, nie mogę przebrnąć przez Księgi Jakubowe. W kolekce czeka, równie grubaśne:
http://www.ravelo.pl/wszystko-co-lsni-eleanor-catton,p100233407.html
Ale „Fantomowe…” wpisują na listę lektur obowiązkowych. Dzięki, Babilasie 🙂
Zaraz sprawdzę, czy nasza biblioteka ma tę pozycję.
Dzień dobry 🙂
Wbrew przypuszczeniom Królika wczoraj zajmowałem się nie poezją, tylko najprozaitszą (?) prozą. Postanowiłem mianowicie zacząć przepuszczać część dochodów na Panią Dochodzącą, która była umówiona na dziś po raz pierwszy. A co trzeba zrobić przed przyjściem Pani Doch., zwłaszcza inauguracyjnym? Oczywiście, trzeba posprzątać i to uczciwie. 😎 No więc tym się wczoraj zajmowałem przez cały dzień, a wieczorem byłem już tak padnięty, że nawet pyska nie miałem siły otworzyć.
I za Chiny nie rozumiem, jak to jest, że ja się wczoraj tyle nasprzątałem, a dziś Pani Doch. dalej ma co sprzątać. 👿
A Nisi ogród to jest z gumy i na blogu są na to dowody, o! 😎
Nie ma siły, żeby w normalnym, niegumowym ogrodzie tyle sadzić i wciąż jeszcze mieć miejsce na nowe rośliny. 😯
Właśnie to chciałam powiedzieć: mój ogród się rozciąga, bo ma tylko czterysta kilkadziesiąt metrów kwadratowych.
Będę zdjęcia robic i pokazywać w miarę zmian.
Luuuudzieńki, jaka to jest przyjemna szajba. A jak strasznie wciąga. Jak się czeka na pojawienie starych znajomych (zawsze cieszy mnie kokoryczka wyłażąca spod ziemi i stopniowo przemieniająca się w zwyrodniale duża konwalię… czy cuś takiego). Jak się cieszy, kiedy nowe pokażą, że się przyjęły. A jesienia będę miała księgę dżungli.
Irku, Siurawa siura, jak najbardziej. Zapraszam, kto by chciał sie wyłozyć nad bardzo umownym źródełkiem.
Jest tylko jedno pytanie: gdzie się podział Narcissus poeticus, ten stary, skromny, porcelanowo biały i obłędnie pachnący???
http://en.wikipedia.org/wiki/File:Narcissus_poeticus.jpg
Ogród Nisi podejrzewam o etażowość 😉
Varga maltretuje http://wyborcza.pl/duzyformat/1,144024,17651148,Inkwizycja_byla_gites__czyli_rozmowki_katolickie__VARGA_.html
Ogród Nisi jest po prostu zaczarowanym ogrodem 😎 Byłam, widziałam. To, co w innym ogrodzie byłoby nieznośnym bałaganem, w Nisinym ogrodzie jest poezją 😆
Te biale pachnace narcyzy, Nisiu, zostaly wyplenione i starte z powierzchni ziemi. NIgdy juz nie powroca. Stara usilowala natrafic na nie przez wiele lat, bez skutku. Wszystko co kupowala jako narcuzy obledne pachnace, bylo podrobka.
Podpbnie rzecz sie miewa z nicotiana, pachnacym tytoniem, rokwitajacym i pachnacym jedynie noca, a za dnia wygladajacym jak zwiedly smiec. Nie ma. Ludzkosc odniosla zwyciestwo nad tym badziewiem.
Poeticusy jeszcze u mnie kwitną 🙂
Irku, a co u Ciebie nie kwitnie 😯
Czy te też będą nędzną podróbką?
http://www.mojsklepogrodniczy.pl/index.php?/Narcyz-poeticus/Narcyz-poeticus-Actaea-10-cebul-kwiatowych#.VRPw64stGAI
Oczywiscie, ze podrobka, co widac golym okiem. Z cebulki narcyza oblednie pachnacego wyrasta tylko JEDEN kwaitek, a nie peczek.
Wprawdzie nie poeticus, ale prawdziwie dziki i pachący opisywany przez Hemingwaya. Całe łąki w okolicach Vevey.
O matko 🙁 http://wyborcza.pl/duzyformat/1,144024,17654906,Egzorcyzmy_po_polsku__Nie_otwierajcie__Idzie_zly_.html
Haneczko@12:06
„Katolicki pomocnik towarzyski” 😆 😯
Oglądałem sobie kiedyś konferencję chrześcijańskich apologetów, padło pytanie z sali: “Proszę pomóc mi odpowiedzieć na zarzuty ateistów, że skoro Pan B. pozwala cierpieć niewinnym ludziom, nie może być dobry. Tylko żeby ta odpowiedź nie zajmowała więcej niż niż minutę, bo nikt mnie dłużej nie chce słuchać!“
Bobik, z calego serca gratuluje dorobienia sie Pani Dochodzacej. To jeden z najlepszych wynaazkow Rodzaju Ludzkiego, pomijajac nawet obrydliwosc kiedy rzuca sie do caowania Zwierzyny Domowej – bardzo nieszczery gest, obliczony na lizusostwo wobec Pracodawzyni.
Jesli chozi o sprzatnie PRZED Pania Doch, to pamietaj, ze to tylko na ppoczatku. Potem juz jest ganzpomada, wie co ma robic i niechaj robi.
Mam tez nadzieje, ze Twoja Pani Doch jest Prawdziwa Niemka wychowana na Ordnung muss sein. I ze jest raczej malomowna.
Moja sister, kiedy przychodzi Pani Luba (czy Lida, już straciłam rachubę), zawsze wcześniej sprząta 😉
Nie wiem, Kocie, czy Panie Dochodzące podzielają Twoją opinię.
Co macie na myśli pisząc o sprzątaniu przed przyjściem pani dochodzącej?
Poza odkładaniem rzeczy, głównie ubrań, do szafy, czy uprzątnięciem biurka, żeby łatwiej było je wypucować, nigdy nie sprzątam 😎
Ostatnio mocno się zestresowałam w związku z paniami dochodzącymi. Po sześciu latach i odchowaniu dzieci, pani dochodząca, co zrozumiałe, postanowiła pójść do pracy na pełen etat. Nowa pani okazała się nieco droższa, ale bardzo kulturalna, szybka, dokładna. Jednym słowem pełne szczęście. Rzecz w tym, że jest ona właścicielką firmy sprzątającej. Firma się rozrasta, przybywa pracy biurowej. I ona sama ma coraz mniej czasu na sprzątanie. Zaczęła przychodzić z drugą panią do pomocy. Najpierw była to pani o umysłowości dziecka i ruchach zgrzybiałej staruszki. Pani właściwa zostawiła ją po trzech godzinach samą – gruntowne porządki wiosenne – i wystawiła tym samym moje nerwy na ciężką próbę. Zadzwoniłam i zaprotestowałam. Wczoraj pojawiła się z kolejną pomocą, uwędzoną w papierosowym dymie i zwracającą się do mnie per „słoneczko”. Co natychmiast zostało zduszone w zarodku ;)Ale pracującą dobrze. Za tydzień przyjdzie sama. I wtedy ustalimy zasady od nowa. Nie podoba mi się to, że do mojego domu przychodzą osoby, na zatrudnienie których nie mam żadnego wpływu 🙁 👿 Równocześnie nie chciałabym stracić M., bo naprawdę jest świetna. Jednak nie ma róży bez kolców 🙁 😉
Pani Doch. okazała się całkiem okej, choć dużomówna. 😉 Wypucowała kilka zapyziałych kątów, które mi leżały na wątpiach ciężkim brzemieniem i zaraz mi się od tego poprawił humor, spaprany dzisiaj obrzydłą pogodą. Na zwierzynę domową rzucała się w zakresie ograniczonym, czyli w sam raz. Wszystko jej się podobało i ze wszystkiego była zadowolona. Myślę, że nasz związek może mieć przed sobą przyszłość. 😆
Smieszne jest to Szczenie i niewinne jak dziecie w lesie! ONE WSZYSTKIE STARAJA SIE PIERWSZEGo DNIA.
Duzomonosc ukroc w zarodku. POtem sie juz nie da, Pani Doch sie rozbisurmani i jest koniec.
Szczerze Ci tego życzę, Bobiku. To znaczy dobrego związku z Panią Doch. 🙂
Ależ jest, Jagodo (16:11), Zéphirine Drouhin, na przykład.
W sprawie „Fantomowego ciała króla” – sprawdź pocztę.
Babilasie 😆 😆 😆
Aga, (09:22), nie, bo jestem w innego typu lekturach, które wymagają sprawdzenia wszystkiego na papierze a potem zapełniania kosza do śmieci. I ten typ lektur jest bardzo zaborczy. Ech, taka hydra to miała sobie trzy głowy…
P.S. Nawet do flądry nie zaglądam, czyli nie mam czasu nawet na żarty. A TT tak wysoko ostatnio lata…
Chyba muszę się włączyć do przepychanki w sprawie P.D. „Moja” Ania jest skarbem. Ogromnie ją lubię i traktuję z przyjaźnią. Jest nie tylko staranna i myśląca, to jeszcze łączy nas serce do zwierząt. Przychodzi raz w tygodniu, w ogóle nie patrzy na zegarek, choć ma stawkę godzinową. Często pracuje dłużej, a ja się jej odwdzięczam wymyślnym obiadem w dni jej dyżurów. Jest samotną matką wychowującą dwóch chłopaków, starszy na studiach na AWF, specjalizacja fizykoterapia, młodszy w liceum, ale ona sama wygląda jak dziewczynka, trochę za gruba. Obaj synowie mają czarne pasy w judo, do tego młodszy uczy się japońskiego, oczywiście prywatnie, bo inaczej się nie da. Już zdał w Warszawie pierwszy stopień egzaminów państwowych. Starszego podciągałam z angielskiego przed maturą. Udało się. Piątki nie dostaliśmy, ale solidną czwórkę. Myślę, że bardzo się lubimy z Anią. Podziwiam ją, jak ciężko pracuje na rodzinę i sądzę, że dobrze wychowuje chłopaków. Piszę tę laurkę, żeby oddać jej sprawiedliwość.
Ja tez sie wtrace o Pani Doch. z laurka dla naszej niedzalowanej Pani Nadii P. z Zolkwi na Ukrainie (kolo Lwowa). Mieszkala w Kanadzie nielegalnie. Przyjeciala tu, przeszmuglowana na jakichs lewych papierach, oplaciwszy grube pieniadze przemytnikom ludzi. Przychodzila do nas latami i nagle z dnia na dzien zniknela, juz ponad 8 lat temu. Jak kamien w wode. Zglaszalam na policje, bez skutku.Poniewaz Pani Nadia bala sie deportacji duzo rzeczy ukrywala przed nami. Po jej zniknieciu okazalo sie jak malo o niej wiemy. Obawiam sie, ze kryje sie za jej zniknieciem jakas tragedia.
W kazdym razie Pani Nadia przychodzila do nas dwa razy w tygodniu na pol dnia. Robila co uwazala, ze powinno byc zrobione. Wziela tez na siebie prasowanie, ktorego nie cierpialam i pielenie w ogrodzie (tez nie lubie). Czasem po naszym powrocie z pracy juz jej nie bylo, ale na kuchni stal garnek goracej pysznej zupy albo pielmienie ze smazona cebulka i chyba z octem! Bardzo duzo chodzila do ukrainskiego kosciola, ale i tam jej nikt potem nie widzial. Ani w polskim sklepie, w ktorym lubila robic zakupy. Ech!
My swoja Pania Doch trzymamy na krotliej smyczy i nie pozwalamy sie spoufalac, a zwlaszcza pchac z pyskiem do calowania. Bijemy w kazdy drugi czwartek miesiaca – profilaktycznie. Kazemy zwracac pieniadze za wszystkie wyrzadzone szkody materialne. Ktore sa liczne. Czasam nawet zmuszamy aby umyla pod zlewem, pod iadrem na smiecie. Je nam z lapy.
W ten sposob przychodzu do nas juz od ponad 30 lat.
Jagodo, w sprawie róży bez kolców: Rosa alpina, tak czule opisana przez Zofię Urbanowską w powieści „Róża bez kolców”…
W sprawie P. Doch. Przez ładnych kilka lat dbałam o to, żeby moja pani nie poczuła się czasem dyskryminowana, dawałam jej zaliczki i pożyczki, które potem umarzałam, obrzucałam ją butami i ciuchami, które na mnie okazywały się niewygodne (butów mnóstwo, bo jestem zwyrodniała i wszystkie właściwie robią mi krzywdę), i tak dalej – z czystej życzliwości zresztą i doceniając jakość jej sprzątania oraz jej bezcenną dyspozycyjność – zwłaszcza kiedy płynęłam w rejs. Znosiłam jej niepohamowane gadulstwo, latanie jak z propelerem (nie umie chodzić normalnie, chyba musi zademonstrować, że się spieszy, Rumik od tego wpada w nerwowość), ohydne podlizywanie się, którego nie cierpię, rózne smiesznostki, niemożność nauczenia się pewnych domowych rzeczy, pakowanie się np. ze starymi fakturami albo czymkolwiek w połowę mojej rozmowy z zaprzyjaźnionymi ogrodnikami, przerywanie mi oglądania filmu, bo ona musi właśnie wtedy mi powiedzieć, że jutro też przyjdzie (wiem, cholera) etc. Tuz przed moim wyjazdem do Krakowa zrobiła mi awanturę z wrzaskiem (to nie przenosnia), bo kazałam jej zaczekać, aż obejrzę coś w TV (i tak musiała czekać na mojego syna, a oglądalismy razem).
Przeczekałam jakieś dziesięć dni i zrobiłam jej taki wykład, że aż mnie samą zbrzydziło. Wykazałam jak bardzo nie docenia tego że ma u mnie nie tylko robotę, ale i ZUS („Przecież pani mnie zatrudnia”! No właśnie…), wymieniłam braki, to (wciąż) niepohamowane gadulstwo, przeszkadzanie mi i cholerną obłudę („Jaaa? Obłudna???”). Pokazałam, jak łatwo znaleźć kogoś na jej miejsce w internecie i jak prosto będzie wywalić ją z roboty. Teraz wytykam jej wszystkie niedoróbki, wszystko, na co dotąd patrzyłam przez palce (bo kto się przejmuje drobiazgami), lodowatym głosem pytam, kiedy się nauczy, która pokrywka do którego garnka… Choć generalnie jestem normalna, ale czasem walę ją batem po giczołach.
Chodzi jak śwancarski zegarek.
Trochę mnie to brzydzi, ale skoro inaczej nie wyszło…
Paulo Lipnizky, Argentyńczyk, żyjący obecnie w Kolumbii: Wszyscy mówią o pokoju, ale nie ma wychowania prowadzącego do niego. Uczy się ludzi, by rywalizowali, a rywalizacja to początek wojny.
Nooo, Nisiu, mam nadzieje, ze Stara sobie przec zyta i wezmie do serca. Zwlaszzca to o podlizywaiu sie… Znaczy sie kto do kogo…
Witajcie 🙂 Jak miło poczytać, że ktoś jeszcze dostaje wiosennej szajby grzebania się w ziemi. To chyba wspomnienie piaskownicy dzieciństwa – przynajmniej u mnie. W moim ogrodzie najlepiej przyjmuje się to, czego myszy nie jedzą. Nawet młode drzewka w sadzie potrafią mi obgryźć i co roku mam puste stanowiska do nasadzenia. Jutro mają być pierwsze wiosenne burze u nas – czekam z utęsknieniem, bo sucho. Bobiku, panie Doch. są super. Zamiast dla niej sprzątać, wręcz jej kartkę z tymi miejscami, na których szczególnie Ci zależy i wyjdź na parę godzin z domu. Do zrealizowania, gdy nabierzesz do niej zaufania. Potem wracasz, lustrujesz chłodnym okiem i adekwatnie do sytuacji prosisz o poprawki i/lub chwalisz. Słuchanie niepohamowanego gadulstwa nigdy się nie opłaca. Nisiu,trzymam z Tobą – nie rób sobie wyrzutów.
Dzień dobry,
Codziennie czytam blogowe nowości i wieści, sam zajęty po uszy próbami zorganizowania swojego życia na stare lata, bo juz czas najwyższy.
Nie mam wielkiego doświadczenia z Paniami Doch. Kiedyś, przed laty mielismy w Polsce Ukrainki, ale one u nas mieszkały, zajmowały się domem i dzieckiem, nigdy nie były trzymane na „krótkiej smyczy” bo obydwoje z A. się do tego kompletnie nie nadawaliśmy i nie nadajemy. I nie żałujemy. Cieszę się, że Bobikowi Pani ułatwi codzienność.
Poczytałem dzisiejsze wpisy o wiośnie, ogrodach i kwiatkach – tutaj do niej jeszcze wciąż daleko, w sobotę ma spaść kolejny śnieg. Chcąc zobaczyć jak wygląda musiałem sięgnąć do archiwum.
https://picasaweb.google.com/takrzy/JestCudnieWiosna2013#slideshow/5870954983974342690
Haneczko 13:42, też zaniemówiłem, ale miałem ochotę krzyczeć jakby mnie zły opętał. 🙂
Dobranoc 🙂
Chetnie przyjme kierownicze stanowisko w ogrodzie z Myszamy.
Doswiadczony.
A może być w piwnicznej izbie? Mrusia nie daje rady, a na dworze jeszcze śnieg i myszy nie chcą się wynieść 🙄
Dzień dobry 🙂
kawa
Panie Doch, to wdzięczny temat opowieści. Na początku (jeszcze w poprzednim habitacie), był niekończący się korowód pań studentek, które kończyły studia, polecały jakieś następne, które (wcześniej czy później) znów kończyły studia i polecały kolejne, które… I tak dalej. Sprzątały różnie, jedna lepiej, druga gorzej, pełna loteria. W końcu trafiła się nam jedna – ideał. Sprzątała czysto i szybko, prasowała nawet majtki. No, ale przyszedł ten moment, kiedy zakomunikowała nam, że już koniec, obroniła się, więcej nie będzie przychodzić. My na to w płacz i na kolana, że przecież jako wybitna sprzątaczka zarobi znacznie więcej niż jako nauczycielka i żeby została przy pierwszym zawodzie. Ona na to, że nie, nie może, że nie po to studiowała pięć lat, żeby przy mopie i odkurzaczu. Fair enough, to się chyba nazywa powołanie?
Potem, jak się zrobiły Ukrainki modne, kolega mówi, że do jego rodziców przychodzi pani Luba i mógłby nas zaprotegować, żeby i nas wzięła. No dobrze, dzwonię do pani Luby, przedstawiam się, mówię, że z polecenia i suplikuję. Pani Luba mówi, że się zastanowi i oddzwoni. Po dwóch tygodniach, gdy już mi się znudziło czekać, dzwonię. Pani Luba mówi, że no ewentualnie mogłaby się zdecydować, ale musiałbym ją przywozić i odwozić, bo to dla niej za daleko. No to jednak się jednak nie poznakomiliśmy.
Teraz mamy od lat panią Kazię. Z panią Kazią jest taki problem, że muszę wyjść z domu, zanim ona wejdzie, bo inaczej zagada na śmierć. No, ale wszystkim życzyć tylko takich problemów.
A jako lektura do kawy – fragment książki „Polskie złudzenia narodowe. Księgi wtóre” Ludwika Stommy (z 2007 roku).
Zabawy radnych 😯
http://www.dziennikwschodni.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20150326/LUBLIN/150329692
Dzień dobry.
Mam bardzo małomówną Panią Doch. Sama do siebie nie mówię.Jestem dwa w jednym. 🙂
Czytam o Waszych PD z wielkim zainteresowaniem.
Dzień dobry 🙂
Mówię sama do siebie, treściwie i rozkazująco: „Weź się wreszcie do roboty” 🙄
Haneczko, może ustaw sobie takie hasło w komputerze? Sugeruję to pod wpływem tekstu o hasłach komputerowych z poprzedniej „Polityki”. Zafrapował mnie pomysł, żeby wymuszone przez firmę zmiany hasła (co miesiąc!) potraktować nie jak dopust korporacyjny, a jak okazję do motywacyjnej rozgrywki z samym sobą. Chyba spróbuję.
O nie! Maszyna nie będzie mi rozkazywać!
Człowiek podarował 4,5 tysiąca dzieł sztuki Polsce.
Części jednak nie przekazał, nie zabezpieczając się przy tym aneksem do umowy darowizny, zatem została na niego nasłana prokuratura polska i brytyjska.
Treść i forma tego artykułu wprawiły mnie w osłupienie, a zamieszczona poniżej ankieta dopełniła reszty. 🙁
Czy naprawdę nie można było tego załatwić inaczej?
http://polska.newsweek.pl/spiaca-nimfa-z-zamku-krolewskiego-zniknela-bezcenna-rzezba-newsweek-pl,artykuly,359843,1.html
Babilas dał czadu 😎
Zwyczajno, dzięki za wsparcie!
Uczciwie muszę stwierdzić, że choć szajba wiosenna na mnie działa jak nie wiem co, to jednak grzebanie odwalają ogrodnicy…
Alicjo, za odpowiednim godziwym wynagrodzeniem mozemy sie dogadac.
Dzień dobry 🙂
O Paniach Dochodzących mogłabym pewnie napisać książkę, gdybym umiała 😉
Zaczęło się fatalnie. W czasach kiedy rządziła klasa robotnicza, nie znano bezrobocia a tak zwana inteligencja pracująca była ledwie tolerowana. Uprosiłam zaprzyjaźnioną z rodziną panią profesor o uproszenie swojej PD. Po długich pertraktacjach PD przyszła. Po dokładnym opowiedzeniu mi swojego życiorysu zabrała się za wychowywanie naszych dzieci przechadzając się leniwie ze ścierką i referując dokładnie aktualny stan (fatalny) zdrowia. Zacisnęłam zęby i próbowałam przeczekać. Do momentu, w którym nie zobaczyłam, jak PD wychodzi ze ścierką z ubikacji, po umyciu sedesu, i chce nią wycierać stół przy którym jadaliśmy 👿
Zaprotestowałam stanowczo. Wytłumaczyłam czym i jak należy wyczyścić stół. I na tym się nasza współpraca zakończyła.
Potem była, podobnie jak u Babilasa, procesja studentek, z których byłam naprawdę zadowolona. Kiedy kolejna studentka skończyła studia i wyjechała, moja studentka poleciła mi swoją bratową, mieszkającą w domu obok. I to był prawdziwy Dar Niebios 😎 Poleciłam ją jeszcze kilku swoim koleżankom i w ten sposób pani Dorota przeszła na zawodowstwo. Zrezygnowała z pracy ekspedientki. Obie płakałyśmy, kiedy wyprowadzaliśmy się na wieś. Dokładnie spakowała wszystkie nasze rzeczy. A potem rozpakowała w nowym domu. Nie wyobrażam sobie przeprowadzki bez jej pomocy. Niestety nie prowadziła samochodu. A dowożenie jej w drugiego końca miasta nie zdało egzaminu. Potem prowadziła dom rodzinie z dwójką dzieci. Teraz zdarza się jej zrobić większe świąteczne porządki moim koleżankom, ale powoli zbiera się do emerytury.
Na wsi znowu mieliśmy najpierw studentkę, potem panią na dłuuuugim urlopie wychowawczym – w sumie pracowała u nas sześć lat. Pierwsza studiowała ogrodnictwo i z pasja zajmowała się naszym ogrodem, kwiatami doniczkowymi. Stroikami świątecznymi. Po skończeniu studiów założyła swoją firmę i nie była już zainteresowana dorabianiem sprzątaniem. Druga pani uwielbiała prasować, piec i szyć. Kochała nasze zwierzęta, które mogliśmy zostawiać pod jej opieką nawet na całe miesiące. Nasza Sunia odeszła na jej rękach i to ona zadbała o jej ciało po śmierci. My byliśmy wtedy na wyjeździe. Ale jej dzieci podrosły i PD poszła pracować w pełnym wymiarze godzin.
Obecna PD jest znakomita. Byle tylko nie przychodziła z pomocnicami. Przede mną negocjacje w tej sprawie. Mam nadzieję, że owocne 😉
Kolejny dzień słucham informacji na temat katastrofy samolotu Germanwings 🙁
Szokiem była dla mnie informacja, że piloci nie muszą przechodzić okresowych badań psychologiczno – psychiatrycznych. Przecież są narażeni na tak ogromny stres. A i „normalne” życie jest coraz bardziej stresujące. Dla wszystkich.
Sadziłam, nie wiem na jakiej podstawie, że są otoczeni szczególną troską psychologiczną. Badania okresowe raz na pięć lat, to po prostu absurd. Powinni mieć specjalne wsparcie, żeby nie musieli się bać utraty pracy w przypadku, okresowego, załamania kondycji psychicznej, tak żeby byli gotowi do korzystania z pomocy.
Bardzo to wszystko smutne. Samobójstwa rozszerzone zdążają się, ale rozszerzone na 150 osób, to niewyobrażalna tragedia. A przecież medycyna dysponuje teraz tak znakomitymi lekami antydepresyjnymi.
Nie potrafię przestać o tym myśleć. Usłyszałam w radiu, że grupa gimnazjalistów, która zginęła, brała też udział w wymianie międzyszkolnej z polskimi gimnazjalistami, którzy mieli do nich jechać za jakiś czas. Kontaktowali się mailowo w czasie pobytu w Hiszpanii.
Chyba, jako ludzie, za bardzo uwierzyliśmy w swoją niezawodność i doskonałość. Sporo jest tu do przemyślenia 🙁
I jak tu teraz pocieszać się w samolocie, że pilot to przecież nie samobójca?
MalgosiuW, w Stanach od pamietnego 11 wrzesna jest zarzadzenie ze jednemu pilotowi nie wolno zostac samemu w kabinie. Gdy jeden z dwoch chce udac sie do toalety, do kabiny nusi wejsc inny drugi, np steward. Nie do konca jasne czy w Europie to sie przyjelo. CHodzilo co prawda glownie o obrone kabiny przed nieproszonymi intruzami, ale takze w wypadku zachwiania psychicznego sie przydaje. Mam nadzieje ze teraz to zarzadzenie bedzie przestrzegane wszedzie.
Dzień dobry 🙂
W Europie taki przepis nie tylko się nie przyjął, ale – ku mojemu zdumieniu – nawet teraz niektóre linie lotnicze upierają się, że wcale nie jest potrzebny. 😯 Czy koniecznie jest potrzebna kolejna katastrofa, żeby do władców korporacji coś dotarło? 👿
Panią Dochodzącą wyobrażam sobie wyłącznie na zasadzie przyjaciela rodziny. To jest w końcu ktoś, kto ma dostęp do całej mojej intymności, do zakamarków szaf, skandalicznych fotografii, woniejących skarpetek. Nie umiałbym wpuścić do tego całego kramu osoby z założenia obcej, obojętnej czy wręcz niechętnej. Jeśli miałbym bić batem i pouczać, to wolę od razu zrezygnować z usług.
Pod tym kątem zresztą szukałem PD – rozpuszczając wici, że pierwszym i najważniejszym kryterium jest dla mnie fajność osoby, a dopiero potem zaczyna się rozmowa o jakości sprzątania. 😉
Nowy, czy te czarne, wielkie ptaszydła to są kormorany, czy jakieś inne?
Bardzo imponująco wyglądają. 🙂
Wczoraj widzialam bociany 🙂 Zrobily maly przystoj i wzbijaly sie w gore korkociagiem. Ale wydawaly sie dosc male.
Dzień dobry.
Cała ta rozmowa o Paniach Dochodzących jest jakaś… nie umiem znaleźć słowa… Przepraszam, może jestem przewrażliwiona, ale rozmowa ta wydaje mi się naruszeniem granic intymności między pracodawcą a pracownikiem. A to akurat, w moim odczuciu, bardzo szczególny rodzaj relacji pracodawca-pracownik. Szczególnie tony przebijające z wypowiedzi Nisi… Wpadłam dzisiaj na blog po krótkiej nieobecności, zasiadłam z herbatą przed komputerem, żeby spędzić godzinkę, ale chyba oddalę się do innych obowiązków. Wpadnę, jak nastąpi zmiana tematu.
po krótkiej nieobecności… PB
Uhu, Vesper.
Wlasnie by nie naruszac granic zaufania bardziej niz intymnosci, nigdy naszej Pani Doch nie wymienilam z imienia. I tez nie uwazam za stosowne narzekanie na sluzbe*.
Zauwaz jednak, ze zazwyczaj wypowiadamy sie o naszych Paniach Dochodzacych z szacunkiem i przywiazaniem, choc czasami zartujemy. Takze z siebie samych. Post Nisi mnie tez zdziwil.
——————–
*sluzba – kiedys uzylam tego slowa w kuchni mojej Kumy z Gdyni, w dosc zartobliwej rozmowie. Obecna przy tym kolezanka, zachnela sie, ze uzywam takiego niepoprawnego poltycznie slowa, kolezanka, ktora nie przepuscila jeszcze okazji by podkreslic, ze jej mama byla „bardzo blekitnej krwi”, co mnie zawsze raczej smieszylo. Wiec zapytalam jak w jej domie mowiono o „sluzbie”. Zamyslila sie na chwile i oznajmila: Mowilo sie „ludzie, ktorzy dla nas pracuja”… Well, well….
Vesper
służba niewybatożona nie będzie szanowała jaśniepaństwa 😎
„Mein Name ist Justyna. Ich komme aus Polen. Ich bin Putzfrau. Ich sehe, wie es wirklich aussieht im Leben der Leute. Und was mir da manchmal begegnet, hätte ich nicht für möglich gehalten …«
Täglich macht Justyna Bekanntschaft mit den »schmutzigen Geheimnissen« ihrer Kunden. Sie weiß genau, wer ein teures Auto vor der Tür hat, aber nicht genug im Kühlschrank, um satt zu werden. Wer auf coolen Macho macht, daheim aber in Bärchenwäsche schläft. Oder wer der eigenen Frau den liebevollen Ehemann vorspielt, vor der Putzfrau aber schon mal die Hosen runterlässt. Lange hat Justyna höflich geschwiegen, doch jetzt packt sie aus …
„Unter den deutschen Betten” – tak zatytułowała swoją książkę polska Pani Doch. w Niemczech.
Szanujcie swoje dochodzące, bo was opiszą.
I nie zostawiajcie samych w domu, bo będą przymierzać waszą garderobę, wylegiwać w waszych wannach i myszkować po waszych tajnych zakamarkach, a potem też opiszą, jak Milena Moser w swojej „Putzfraueninsel” 😆
To PB udal sie na zasluzony, ale krotki wypoczynek?
Doskakalismy sie.
Nasza PD myszkuje po zakamarkach tylko i wylacznie na usilna prosbe Starej. Mozna ja zostawoc w domu z pelna komora soboli i diamentow.
Wlasnie o tym, o czym pisze Lisek opowiadala mi wczoraj Audrey. Jesli jeden z pilotow musi sie udac na siusiu, drzwi do kokpitu pozostac musza otwarte i po obu stronach framugi ustawiaja sie dwie osoby z obslugi samolotu. Ale w USA do bezpiezenstwa lotow zawsze, nawet przed 9/11, przykladano wieksza wage niz w niefrasobliwej Europie. Na amerykanskich lotnoskach mojej E. zawsze np sprawdzano wozek i laske czy nie ukrywa semteksu w rurkach konstrukcji. Bardzo to jerest uciazliwe i irytujace, ale niezbedne. Co mi przypomna natychmiast dwa poslkie incydenty: utrate pracy przez celnika na lotnisku w Gdyni, gdy poprosil prymasa Glempa o przejscie przez bramke bezpieczestwa oraz o dyplomatyzna awanture gdy brytyjska obsluga w bramie dla VIPow nie tylko kazala pokazac Lechowi Walesie jego podreczny bagaz, ale takze zakwestionowala cztery butelki -magnum szampana, ktore usilowal wwiezc do Polski
I wsrod pasazerow amerykanskich linii lotniczych zawsze znajduje sie ubrany po cywilnemu co najmniej jeden uzbrojony „marszal”.
Nie wiem czy pilotow nalezy czesciej poddawac badaniom psyhologocznym. Wiem natomiast, ze jesli koledzy pilota zauwaza jakies odchyly, w tym takze objawy depresji, to powinni to zglaszac. Latwiej jest zauwazyc klopoty psychiczne/psychiaryczne w toku codziennej pracy, niz w czasie rutynowych badan.
„…Der Co-Pilot der abgestürzten Germanwings-Maschine hat nach Erkenntnissen der Ermittler eine Erkrankung gegenüber dem Arbeitgeber und in seinem beruflichen Umfeld verheimlicht. Die Staatsanwaltschaft Düsseldorf hat eine zerrissene Krankschreibung für den Absturztag in seiner Wohnung gefunden…”
Dzieki FB odnalzalam wlasnie po latach jedna z najbatdzoej ulubionych kolezanek z BBC – Zuzke Bluhova ( z Umlautem). Spotkalam ja wkrotce po rozpoczeciu pracy, byla freelancerka w Sekcji Czchoslowackiej znajdujacej sie na tym samym pietrze co nasza redakcja. Nigdy chyba nie byla na etacie, rzekomo dlatego, ze mowila po czesku z lekkim akcentem slowackim. Mam jednak wrazenie, ze przyczyny byly zupelnie inne.
Zuzka, mowiaca swietnie po polsku, angazowala sie bardzo w prace konspiracyjna, jezdzila czesto do Polski, miala przyjaciol w ruchu demokratycznym, wozila bibule i sprzet, utrzymywala kontakty opozycujne zarowno w Czechoslowacji jak i w Polsce.
Przypominala mi pod wieloma wzgledami moja Irenke – fizycznie, glosowo, nawet z mowy ciala.
W jakims momemcie szefowa Czechow i Slowakow zostala pewna pani, ktora robila karere na swej daleko posunietej ostroznssci wzgledem wladz CSRS. Miala w Czechoslowacji rodzine i chciala „jezdzic”.
Dla Zuzy nastaly ciezkie czasy. Pametam gdy w 1984 r. literackiego Nobla otrzymal czeski poeta Jaroslav Seifert (o ktorym nie mialam zielonego pojecia), dawny komunista, sygnatariusz opozycyjnego manifestu Karta 77, Zuza Bluhova musiala skradac sie w tajemnicy do naszej redakcji, aby uniknac spotkania z szefowa Czechow, i udzielic mi wywiadu, opowiedziec o Seifercie i nawet przniesc pare jego wierszy w tlumaczeniu na polski. W tym czasie szefowa Czechow i Slowakow umierala ze strachu jak poinfprmowac o tym wysoce problematycznym Noblu swych rodakow. Prasa w CSRS miala ten sam problem, wiec o Noblu dla „renegata” Seiferta poinfprmowala polgebkiem, jakby bardzo sie tego wstydzac.
PO tym wywadzie Zuzki dla nas, nigdy juz jej w budynku BBC nie spotkalam.
Ale spotkalam przypadkowo, na ulicy. Bylo to juz po rozpadzie CSRS, Zuza pracowala w ambasadzie, bodaj slowackiej. I natychmiast zgodzia sie rozmawiac ze mna na temat sytuacji slowackich Romow – tam dzialy sie straszne rzeczy wowczas. Rozmawiac uczciwie i bez owijana w bawelne. Teog wlasnie po niej sie spodziewam i nie zawiodlam. Zuzka jest prawdziwa demokratka, z krwi i kosci.
Potem znow zniknela mi z oczu. Az odnalzalam ja dzis rano na Fejsie i natycmiast wyslalam entuzjastyczna notke powitalna. Odpowiedziala minute pozniej, ze tez bardzo sie cieszy.
i poprosila o adres mailowy. Rozumiem, ze pracuje obecnie w telewizji i filmie, znalazlam tez film zrobiony przez Zuze o swojej (chyba) mamie, wybitnej fotografce Irenie Bluhovej.
Tak mni to ucieszylo! Ze sie odnalazla! FB ma jednak swoje zalety.
Dokładnie tak, Bobiku, dla mnie PD musi być kimś „kto zna Józefa”. Tego samego, którego ja znam 😉 Reszta jest do dogadania, do dotarcia w praktyce. Bez tego wstępnego warunku w ogóle nie ma sensu zaczynać współpracy 😎
Mnie sie wydawalo ze podczas lotu drzwi do kokpitu musza zawsze byc zamkniete.
Poprawka: ja spotkalam Zuze nie na ulicy, lecz na schodach budynku amabasady, gdy odbywal sie tam protest londynskich Romow w sprawie sytuacji spolecznosc rozmskiej w Slowacji. To Zuza wyszla z nimi rozmawiac! I tam ja wlasnie zobaczylam, pierwszy raz od czasu wywoadu o Seifercie.
Po 9.11 (Anne Will powiedziała wczoraj w TV – po dziewiątym listopada) wszystkie linie lotnicze dokonały opancerzenia drzwi kokpitów i wbudowały zamki z kodem, aby udaremnić próby wdarcia się do kokpitu z zewnątrz. Nawet wybuch granatu powinny przetrzymać…
Co wykrywają skanery na amerykańskich lotniskach
Komentarze polskich pilotów, szkoleniowców i tym podobnych specjalistów są bardzo sceptyczne jeżeli chodzi o wymóg obecności drugiej osoby w kokpicie. Nie wiem na ile mają rację, ale argumentują to w ten sposób, że załoga pokładowa nie ma żadnej „władzy” nad pilotami.
Oczywiście, że w zwykłej rozmowie można dużo zauważyć. Ale najwyraźniej kapitan nie zauważył niczego. Specjalista to specjalista. Dla bezpieczeństwa pasażerów badania powinny być znacznie częstsze. Dla dobra samych pilotów powinien działać system zorganizowanego wsparcia psychologicznego. Pozwalający na bieżąco rozwiązywać ich problemy emocjonalne.
Rozszerzonego samobójstwa nie dokonuje się pod wpływem nagłego impulsu. „Dojrzewa” się do niego przez dłuższy czas. Najwyraźniej nikt nie zauważył co się dzieje z chorym pilotem. Nie wierzę żeby w tym wypadku wejście szefowej załogi pokładowej coś zmieniło. Pilot był zbyt zdeterminowany.
No, musze przyznac, ze mnie bynajmniej nie zalezalo gdy przyjmowalam do pracy PD, na pozyskaniu „czlonka rodziny”. Szukalam kogos uczciwego, kto moze zostac sam na sam z moim dobytkiem oraz kto dobrze posprzata. Przedtem mialam bardzo starenka Pania T., ktora wynajdywala mi narzeczonych i bardzo sie dziwila, ze nie chce sie zakrecic kolo mocno starszego kolegi (u ktorego tez sprtala), choc i ona i ja wiedzialysmy, ze jest jak to elegancko ujmowalo sie w tamtych latach w brytyjskich mekrologach prasowych „zarzysieglym kawalerem” czyli ze jest malo zainteresowany kobietami. Pani T. zachowywala sie jak rodzina – trzeba bylo jej po przyjsciu poswiecic co najmniej godzine czasu na rozmowy, robic kawe, podgrzewac croissanty, omawiac stan zarybienia w akwarium (ktore przecierala pasta do mebli), opowiadac przy stole co slychac, wysluchowac szczegolowych opowiesci o jej zdrowiu i rodzinie w Polsce. Zanim zabrala sie do pastowania szyb w akwarium i szorowania moim najlepszym sabatierem metalowego zlewu, bo w Swiecianach szorowano zlewy nozem.. I jak to z rodzina, chcialam za wszelka cene uniknac zranienia uczuc Pani T., niech jej ziemia lekka bedzie.
Wiec gdy w koncu udalo mi sie zrezygnowac z tej rodziny, chcialam miec wreszcie kogos do sprztania.
Ze z czasem dalam sie wrobic w kolejnego „czlonka rodziny”, to juz tylko moja wina i skrajne frajerstwo. Obecna PD zostala nim wbrew mojej woli i intencjom, podstepnie opiekujac sie mna w chorobie, przynoszac kwiatki po mojej dluzszej neobecnosci w domu i takie tam inne jejne sztuczki. Obecnie jest tak rodzinnie zadomowiona, ze umieram ze strachu, ze kiedys mnie opusci co my z E. bez niej zrobimy? Drugiej juz takiej nie znajde.
„argumentują to w ten sposób, że załoga pokładowa nie ma żadnej „władzy” nad pilotami”.
W razie watpliwosci wladze nad pilotami przejmuje Pierwszy Pasazer i mowi kiedy i gdzie maja ladowac.
Mniej hierarrchii wladzy, a wiecej rozumu, I say.
Nie lubię latać. Podczas każdego lotu przewijają mi się w głowie różne nieprzyjemne scenariusze, chociaż staram się uspokoić wyobraźnię winem, którego niestety, zbyt ochoczo nie podają. Pocieszająco mówię sobie, że piloci to nie samobójcy przeca…
Kamikadze niestety, są 🙁
Lisku (11:50), po 11 września podjęto wszelkie możliwe środki dla ochrony pilotów przed pasażerami, teraz trzeba się zastanowić, jak chronić pasażerów przed pilotami.
Latam zazwyczaj z przodu samolotu, więc obserwuję, że z dostępem do kabiny pilotów podczas lotu wygląda bardzo różnie w różnych liniach, chyba nie było dotąd jednolitych procedur.
Heleno,
nie sadzę, żeby wypowiadający się specjaliści byli idiotami. A ja mam zasadę: jeżeli się na czymś osobiście nie znam, to polegam na zdaniu mądrzejszych od siebie. I say 😉
Alicjo,
bardzo lubię latać. Mimo to każde szczęśliwe lądowanie traktuję jak Dar Losu 🙂
Niekonsekwentne? Może. Ale tak właśnie mam 😉
Obawiam sie, Jagodo, ze tylko skrajny idiota moze stawiac hierarchie sluzbowa ponad sprawami bezpieczenstwa i procedurami.
Każdy wtedy wzdycha z ulgą, nie widziałam pasażera, który by powiedział – już, tak szybko??? Ale jak trzeba lecieć, to trza.
Vesper, mogły Ci się nie podobać różne moje tony (swoją drogą czułabym się pewniej, gdybyś napisała, co Ci nie pasuje, a nie pozostawiała zbrzydzonego wielokropka) – proszę Cię, zauważ jednak, o czym pisałam przed użyciem niepoważnego, choć niesłusznego zapewne określenia o giczołach – które zresztą (Nemo, doskonale to wiesz!) było z kolei nawiązaniem do sformułowania Kota o krótkiej smyczy.
Przez siedem lat moja pani (nigdy nie mówię, że służba, pani u mnie po prostu pracuje, jeśli już to gosposia):
– cieszyła się zatrudnieniem na pół etatu ze wszystkimi świadczeniami, co mnie kosztowało masę forsy, ale chciałam ją zabezpieczyć (siebie też przed jej ew. chorobą) i dołożyć jej się do emerytury,
– była dyspozycyjna, na co umawiałysmy się od początku, ale kiedy sama chciała wolne – zawsze je dostawała,
– stale siedziała u mnie w długach, pamiętam jakieś półtora tysiąca i mniejsze kwoty umarzane regularnie na święta – mało tego, traktowała mnie jako podręczną skarbonke i wyrażała niezadowolenie jeśli akurat nie miałam dla niej niezapowiedzianej pożyczki czy zaliczki
– wyposażyła sobie mieszkanie otrzymanymi ode mnie w prezencie sprzętami, dywanami, zasłonami, ceramiką, etc.
– dostała kilkanaście par butów i niezliczoną ilość całkiem nowych ciuchów (w pewnym okresie cierpiałam na zakupoholizm, a co mi mniej pasowało, oddawałam pani D.)
– kupowałam jej też w prezencie ciuchy z katalogów, kiedy robiłam zakupy dla siebie.
– o płaceniu jak za zboże za wszystkie nadgodziny nie mówię, bo to oczywiste, ale zawsze kiedy zostawała do wieczora (np. kiedy jechałam do Gorzowa do Filharmonii), dostawała na taksówkę (50-65 zł), żeby nie musiała tłuc się po nocy komunikacją miejską, dawałam jej też dodatkowe pieniądze na sieciówkę,
– wysłuchiwałam ciągnących się jak włos z rosołu opowieści i ploteczek z miejsca zamieszkania
– znosiłam wprowadzaną do domu nerwowość i nieoczekiwane okrzyki o częstotliwości kosmicznej
Nie chce mi się dalej wyliczać.
Kładłam na szali korzyści z pani D. i uważałam, że układ jest do przyjęcia.
Mało tego, sławiłam jej umiejętności wśród znajomych.
Cierpliwośc straciłam dopiero wtedy, kiedy p.D. uznała (nie po raz pierwszy, ale wtedy mi się przelało), że skoro ona chce mi właśnie teraz coś powiedzieć, to ja mam zastopować program, który nagrałam specjalnie dla syna i który właśnie z nim przeglądam. Zaznaczam: czekała na syna, który miał ją podwieźć do domu, więc spokojnie mogła poczekać, a komunikat był taki, że przyjdzie rano, na co byłysmy dawno umówione. Coś tam jej raczej ostro powiedziałam na ten temat, a pani D. zaczęła w tym momencie wrzeszczeć. Darła się bardzo porządnie, tak że mnie zatkało. Wykrzyczała mi, jak to ją źle traktuję, bo raz zapytałam wieczorem, czy ma czym wracać, czy dać jej na taksówkę – dostała, oczywiście, bez gadania. Poza tym pracy jej szukam! No faktycznie, moja przyjaciółka chciała ją zatrudnić na doskok, a ja jej to zaproponowałam, żeby sobie dorobiła (jestem jej jedynym źródłem utrzymania) – strasznie ją to ubodło jak sie okazuje.
Vesper, rozumiem, że w Twoim pojeciu jest w porządku to, że w moim własnym domu pani, którą zatrudniam, stoi nade mną i na mnie wrzeszczy.
Wrzask działa na mnie źle. Moge rozmawiać godzinami, ale kiedy ktoś krzyczy bardzo głośno, tracę się.
Dlatego, choć subtelność uczuć skłania Vesper do brzydzenia się moimi tonami – nigdy więcej nie dopuszczę, żeby ktoś wrzeszczał na mnie w moim własnym domu.
I jeśli moje postepowanie w ciągu siedmiu lat doprowadziło do takiej sytuacji, jaka miała miejsce, to ja postępowanie zmieniam. W obronie własnej.
http://news.aviation-safety.net/2015/03/26/list-of-aircraft-accidents-and-incidents-deliberately-caused-by-pilots/
Pewnie nie nalezy zatrudniac nokogo, kto nalogoo pozycza od ciebie pieniadze.
Z drugiej strony nie zatrudnilabym sie nigdy u kogos kto oczekuje dyspozycyjnosci. Dyspozycyjny moze byc dziennikarz, a nie sluzba. Praca powinna byc w stalych godzinach i dniach miesiaca. Co nie oznacza, ze w wyjatkowych wypadkach losowych nie mozna poprosic PD o jakies ekstra godziny czy domowe procedury. Ja czasami prosze, ale wowczas place wiecej – za narazenie na rezygnacje z wlasnych planow PD czy pojscie mi na reke.
I czywoscie nie pamietam abym w caiagu tych ponad 30 lat sluzby kiedykolwiek podniosla glos na PD. Owszem, przeszkadza mi czesto rozpoczynaniem konwersacji nie w pore, ale wowczas wystarczy podniesc glowe znad np. Blogu Bobika czy Judge Judy (nadawanej dokladnie w godzinach przychodzenia PD), wystarzy zazwyczaj podniesc glowe i powiedziec: Jestem TROCHE zajeta, za chwile skoncze. Understatement, stupid!
Najczesciej jednak trzeba sie z tym pogodzic, co jest lepsze dla obu stron kontraktu. Ktos kto u nas pracuje nie nie jest mimo wszystko rodzina, od ktorej mozna oczekiwac wybaczenia naszego zlego humoru czy frustracji..
Heleno,
nie chodzi o hierarchię służbową w dosłownym tego słowa znaczeniu. Stąd słowo „władza” w cudzysłowie. Chodzi o możliwość wywarcia skutecznego wpływu na zachowanie pilota przez stewardesę. Zwłaszcza w sytuacji jego skrajnej determinacji. Stąd powątpiewanie specjalistów w skuteczność takiego rozwiązania w przypadku zaburzeń psychicznych pilota. Takie było ich stanowisko i ja go nie lekceważę. Nie są idiotami.
Osobiście dopuszczam możliwość chwilowego „wybicia” z toku myślenia o samobójstwie przez sam fakt pojawienia się innej osoby w kokpicie. Ale równie prawdopodobne jest to, że pilot mógłby zaatakować osobę, która mu „przeszkadza”.
Głównym motywem zachowań samobójczych jest, nie dająca się powstrzymać, potrzeba ucieczki przed przygniatającym cierpieniem. Samobójca nie tyle chce się pozbyć samego życia, co koszmarnego cierpienia. Stąd możliwość zachowania agresywnego wobec kogoś, kto „zmusza” go do dalszego cierpienia.
Jesli stewardessa nie jest w stanie wywrzec wplywu na pilota wtedy gdy chce on np zaryglowac sie w kokpicie pod neobecnosc kolegi, to wskazuje to na jak najbardziej hierarchiczne traktowanie procedur bezpieczenstwa.
Gdy na amerykanskim samolocie jeden pilot musi opuscoc kabine, drzwi musza pozostac do kokpitu otwarte, zas przy nich dwie stewardessy broniace wlasnymi cialami framugi.
Znow w poczekalni.
A tera musimy wyjsc na chwile, wiec nie bede odpowiadac.
Dzień dobry, czy mogę na inny temat ? Ta sprawa rozgrzała mnie do czerwoności. 👿
http://audycje.tokfm.pl/audycja/11
Chodzi o audycję z godz. 18:20
Dobrze, myszo, ale co Cię konkretnie tak rozgrzało? Wiadomo nie od dziś, że kler się najbardziej zna na rozmnażaniu, czy w ogóle na rodzinie.
Pamiętacie dyskusje na temat kremówek?
W książce „Cukiernia Lidla” Pawła Małeckiego jest przepis na kremówki. Spód i góra z ciasta francuskiego. Krem budyniowy z odrobina spirytusu, na kremie odrobina bitej śmietany. Górna warstwa ciasta posmarowana masą kajmakową.
Przypuszczam, że Myszę rozgrzało zachowanie MEN. Bo też należałoby pani minister popędzić kota 👿
Jeżeli to prawda, co sugeruje SZ to nasuwa się pytanie o granice tajemnicy lekarskiej, przynajmniej w przypadku zawodów, w których chory jest odpowiedzialny za życie osób postronnych.
Czy psychiatra ma prawo przemilczeć wobec pracodawcy pilota depresję pacjenta?
Wygląda na to, że pilot świadomie jako swojego lekarza prowadzącego wybrał psychiatrę, który jednocześnie miał specjalizację z neurologii. Po to, aby wobec pracodawcy móc twierdzić, że np dokuczają mu korzonki a nie psyche.
Lekarz też był świadom, gdzie pacjent pracuje, bo podobnie jak w Polsce jedna strona zwolnienia kierowana jest do pracodawcy. Niekoniecznie musiał wiedzieć, że młody człowiek jest pilotem, ale uzasadnionych podejrzeń nabrać powinien.
Wydaje mi się, że poniższe informacje są prawdopodobne bardzo, gdyż świadomość, że diagnoza prowadzi bezpośrednio do utraty licencji, mogła być czynnikiem, który wywołał podjęcie tej nieszczęsnej decyzji.
Przemawia za tym fakt, że zwolnienie miał wystawione przed paroma dniami, a mimo to chodził do pracy, wiedząc przecież, że sprawa niewykorzystanego zwolnienia na jaw niebawem wyjść musi. I czekał, aż nadarzy się odpowiednia okazja.
http://www.sueddeutsche.de/panorama/germanwings-absturz-in-frankreich-copilot-war-wegen-psychischer-probleme-krankgeschrieben-1.2412826
Bardzo niemiłe jest doświadczenie, na własnej skórze, prawdziwości porzekadła każdy dobry uczynek zostanie przykładnie ukarany. 👿
Rozumiem emocjonalność i ironię opowieści Nisi na temat PD. Czasem tak się porobi. Im bardziej się staramy, tym mocniej obrywamy. A to boli 🙁
Człowiek to bardzo skomplikowane zwierzę 😉
Babilasie, mamy XXI wiek, jesteśmy w UE, mamy p.minister edukacji z partii (ponoć) liberalnej i akceptuje taaki podręcznik ???? Tym bardziej, że zajęcia z „Wychowania w rodzinie” nie są w gestii katechetów.
Z oddawaniem butów i ciuchów oraz innych przedmiotów to ja widzę sprawę tak, że oddający nie powinien oczekiwać wdzięczności (a już na pewno nie wypominać), tylko sam być wdzięczny, że znalazł się ktoś, kto akceptuje nasze nietrafione zakupy i pieniądze nie poszły tak całkiem na marne.
Znam całe mnóstwo przypadków, kiedy ludzie nie są w stanie wyrzucić różnych przedmiotów i szukają kogoś, kto je weźmie. Nie są dla nich przydatne, ale pamiętają, ile na nie wydali, a rzeczy te są w bardzo dobrym stanie lub wręcz zupełnie nowe.
Osoby przyjmujące czasem nie potrafią odmówić przyjęcia, zwłaszcza gdy rzecz niebacznie z uprzejmości pochwaliły i teraz są w kłopotliwej sytuacji.
Gdy kierują się empatią, wiedzą, jaka to dla darowującego ulga.
Zawsze można je dyskretnie dać dalej lub wyrzucić.
Czy tych przedmiotów pożądały rzeczywiście?
To widać, gdy je noszą lub stawiają czy kładą na poczesnym miejscu.
Babilasie (14:25), zauwazylam te roznice 🙂 Rozporzadzenie niepozostawania samemu w kokpicie dziala w obie strony. Zamykanie drzwi posrednio tez, poniewaz przewaznie jest polaczone z zakazem goszczenia w kokpicie pasazerow/ek 😉
Czy placenie skladki na ZUS dla stalych pracownikow domowych jest w Polsce czyms wyjatkowym?
Koszmar 👿
http://wiadomosci.onet.pl/prasa/sprawiedliwosc-bez-happy-endu/z8glz2
Ależ myszo (17:59), cała Polska jest w gestii katechetów i ich mocodawców, że też dorosłej myszy trzeba takie oczywistości tłumaczyć. Nie należy liczyć na jakiekolwiek zmiany na lepsze, jedyne, co można, to czekać na rewolucję.
Markot ma racje z tym oddawaniem.Ja tez nie widze tego jako extra-pensje czy przysluge.. Ani E., ktora tez oddaje od lat ubrania, buty, meble, bizuterie, naczynia stolowe i kuchenne. Bez namyslu i wdzieczna, ze sie komus moze przydac. Nasza Pani D nauczyla sie juz, ze jak nie chce to mowi bez obaw, ze jej sie to nie przyda. Wtedy wystawiamy w przedsionku wejscia do budynku. Znikaja zawsze w okamgnieniu.
Placenie ubezpieczenia za sluzbe nie jest norma. Ja tez nie place :oops:. Place tylko wiecej niz srednia rynkowa i oczekuje ze PD sama oplaci skladki. Lepiej jest oczwoscue wplacac bezposrednio, ale wtedy urzad podatkowy moze sobie o naszej PD przypomniec, czego ona sama sobie nie zyczy.
Brawo zatem dla Nisi, ze robi tak jak nalezy robic.
Babilasie i cóż mogę poradzić na to, że czasami miewam napady nadziei? Na ogól jestem realistką z odchyleniem optymistycznym. 😉
Fakt, brać jest znacznie trudniej niż dawać.
Tu zadne trudnosci przy dawaniu czy braniu w gre nie wchodza. Mowie: znajdzie Pani uzytek z tego fotela/ naczyn pyrexowych/ spodniczki/lampy/ wloskiego dzbanka w ksztalcie koguta?
A ona mowi: A znajde, znajde! Jest pani pewna?
Ja – Ano jestem.
On: to dziekuje.
Ja: to na zdrowie.
Albo mowi: Wlasnie szukalam czegos ladnego na kiermasz w kosciele. Jest pani pewna?
Ja: Ano jestem.
Ona: To dziekuje.
Ja: to na zdrowie.
Ona: Moze sobie zostawie, bo taki ladny ten kogut!
Ja: A jak sobie Pani zyczy!
I juz do tego nie wracamy.
Biskup Jan Wątroba, ordynariusz rzeszowski, zawarł w swojej enuncjacji myśl, że „dzieci rodzą się ludziom, którzy modlą się szczerze” (ktoś to chyba nawet linkował na bobikowie). Tomasz Piątek stosując metodę inwersji znajduje w wypowiedzi biskupa receptę antykoncepcyjną – wystarczy modlić się nieszczerze i dzieci nie będzie.
Niejedna szczera modlitwa indywidualna z wikarym zaowocowała szczęśliwym poczęciem 😉
Fakt. Modlitwa taniej wychodzi dla sluzby zdrowia niz in vitro.
A co z dziećmi, które się urodziły mimo, że rodzice się nie modlili?
Najwyrazniej zostali ukrani przez PB dziecmi, Alicjo.
I tu się PB pomylił, miałam bardzo dobre dziecko. Aż pojawiła się taka jedna i sprytnie go zgarnęła. Teraz mam dwoje dzieci, ale już cokolwiek podstarzałe, i daleko stąd. Nadal babciuję British Shorthair, czyli Fridzie i Nobie. Mrusia ich nie spotkała, paniusie zamieszkują w Portland (Oregon). Ode mnie tysiące km.
Wybieram się około czerwca, ale bez Mrusi, wiesz Kocie, jakie ceregiele robią linie lotnicze, a w zyciu nie chciałabym Mrusi przewozić w cargo!
A jak ktoś szczerze modlił się o deszcz i zamiast tego urodziło mu się dziecko? Czy to jest objaw nadzwyczajnej łaski, czy właśnie niełaski Pana B.? 🙄
Że też ci różni nie boją się spotkania z takim Bogiem, jakiego sobie wymyślili.
Ależ boją się, boją i dlatego tak strasznie próbują się zasłużyć. 🙄
Markot jak zwykle lepiej wie, co się działo w moim domu niż ja sama.
Heleno, nie wymawiam oddawania tego, co na mnie było za ciasne. Jednakowoż wiele razy dokładałam się do zakupów, płaszcza na zimę, zimowych butów, letnich portek czy bluzki w seksowną panterkę („Oo, jaka droga… a jaka ładna…”). Zresztą ja w ogóle nie wymawiam niczego, tylko rysuję pewną sytuację.
No właśnie, opisałam sytuacje, a teraz muszę się bronić.
Rozumiem, że wrzeszcząca p.D. jest ok a ja mam połozyć uszy po sobie, skoro już mi się zachciało zatrudniać gosposię.
–
Jak sądzę, Vesper nie chodziło o to, która strona ma tu rację, czy też „jest w prawie”, tylko o to, czy w ogóle w porządku jest publiczne opowiadanie o swoich stosunkach i problemach z Panią Doch. I przyznam, że mnie na to pytanie trudno odpowiedzieć, bo obyczaj internetowy nie jest tu jednoznaczny, a indywidualne poczucie granic intymności bądź zaufania, nie tylko w stosunku do Pań Doch., jeszcze mniej jednoznaczne. O ile wszyscy zapewne by się zgodzili, że podawanie nazwisk w internetowych opowieściach byłoby niewłaściwe, o tyle zanonimizowany opis sytuacji zapewne przez wiele osób zostanie uznany za całkowicie okej, choć dla innych może też być przekroczeniem granic. Mam podejrzenie, że do całkowitej jednomyślności w tym względzie możemy nie dojść nigdy, bo np. intro- i ekstrawertycy pewnikiem zawsze będą mieć inne poczucie, na ile można odsłaniać własną i cudzą osobistość.
Ale na pytanie, czy chciałbym, żeby Pani Doch. na mnie wrzeszczała, mogę odpowiedzieć bez trudności: nie chciałbym i nie zgodziłbym się na to, tzn. z wrzeszczącą panią szybko rozwiązałbym stosunek pracy. Stosunku przyjacielskiego w tym przypadku nie musiałbym rozwiązywać, skoro takowy się nie nawiązał.
Tak jakos to zrozumialam, Nisiu. Podobnie Vesper i Markot. Ale jesli zrozumialam Cie opacznie, to oczywoscie przepraszam, bez zadnych „ale”.
Jednak patrzac z boku, odnosze wrazenie, ze popelnilas podstawowe bledy ukladajac sobie stosuki z gosposia. Nie powinny byc one az tak rodzinne, ze pozyczasz jej pieniadze czy dokladasz sie do zakupow. Stosunki powinny byc ustawione na stopie biznesowej – tyle place za godzine, w tych lub innych godzinach, taki jest opis pracy. Zmiana tych warunkow moze nastapic za obopolna zgoda.
To nie oznacza wcale, ze w wyjatkowych wypadkch nie moze dojsc do pozyczenia pieniedzy czy tez zaplacenie ekstra. Takie wyjatkowe wypadki to smierc lub ciezka choroba w rodzinie albo chec wynagrodzenia pracy pozarutynowej.
My z nasza PD wymieniamy sie prezentami w swieta, wedle wlasnych mozliwosci finansowych. Zdarza sie nawet, ze PD dostaje prezent bez okazji, bo cos sie jej u mnie szczegolnie podobalo, a domyslam sie, ze jej nie stac na zakup lub ze nie znajdzie tego sama w sprzedazy (parowa maszyna do podlogi, trzepaczka na bateryjke do mleka do cappuccina, wybotnie udany srodek na mole w szafie). Ale sa to wyjatkowe i rzadkie okazje.
Nie oznacza to takze, ze nasze stosunki nie sa serdeczne czy odmawiamy jej pomocy, gdy np nie moze uporac sie z jakims urzedem, trzeba gdzies zadzwonic lub napisac list po angielsku, czego ona sama nie potrafi.
Ale nie sa to w zadnym wypadku stosunki w rodzinie – Cioci Helenki, ktora poratuje jak siostrzenicy zabraknie pieniedzy czy podoba sie jakas bluzeczka i trzeba sie dolozyc. No i nigdy przenigdy nie podnosi sie na pracownika glosu. Przypomina mi sie wpis kolezanki z sasiedniego blogu, ktora wyznala, ze szefowie „nieraz doprowadzili ja do placzu”, bo jak sie okazalo „zasluzyla sobie na to”. BYlam wstrzasnieta. Zaden szef nigdy nie pdoniosl na mnie glosu, nie doprowadzil do placzu i nie wyobrazam sobie abym na takie traktowanie „zasluzyla”. I tego samego wymgam od siebie w stosunkach z PD. Jesli przestanie mi odpowiadac, rozstane sie z nia. Ale z pewnoscia nie dopuszcze do ostrej sprzeczki. Sprzeczac sie moge z rodzina, bliska przyjaciolka, ale nie ze sluzba.
Może mnie Nisia łaskawie poinformować, w którym miejscu mojego komentarza daję do zrozumienia, że wiem lepiej, co się w jej domu działo niż ona sama?
Bo jak nie, to nie życzę sobie dalszych tego typu insynuacji pod moim adresem.
Jak się wylicza całą listę prezentów (ubrania, buty, dywany, zasłony, ceramika itd.) to się wypomina, jeśli nie bezpośrednio gosposi, to sobie dla podkreślenia własnej wspaniałomyślności.
Moja uwaga dotyczyła mojego poglądu na obdarowywanie innych ludzi przedmiotami, których sami nie potrzebujemy, a twoja
wypowiedź, Nisiu, dostarczyła tylko okazji do jego wyrażenia.
To jest mój pogląd, podzielany zresztą przez niektórych, i nie został wymyślony ad hoc, aby ci dokuczyć.
Naprawdę.
I nie ma potrzeby ekstrapolować tego poglądu na resztę problemów z wychowywaniem rozpuszczonej pomocy domowej.
Gdyby od początku otrzymywała właściwe sygnały, to może by i wzajemnego wrzasku nie było i tej całej awantury.
Ale porządne katharsis przydaje się czasem obu stronom 😉
Heleno, z relacji Nisi wynika, że tu pracownik podnosi głos na szefową. Na pewno jest to układ nie do przyjęcia, bez względu na to, jakie wcześniejsze zaszłości do niego doprowadziły. Ja bym tylko miał wątpliwości, czy to się da jeszcze wyprostować tak, żeby strony mogły nadal współpracować bez jawnej lub utajonej niechęci, czy jednak lepiej się rozstać, żeby uniknąć narastającej, obustronnej wrogości, która musi przecież być strasznie męcząca.
Cały dzień mnie tu nie było i ufff zastałam całą serię o PD i samolotach. I trochę o klerze, ale to pominę. Trochę mnie zaskoczyła dzisiejsza tematyka. Sprawy PD wzbudzają emocje i zajmują wszystkich, prawie każdy się wypowiedział. Chyba mamy kłopoty ze stawianiem wymagań osobom pracującym za nasze pieniądze (ja się uczę tego do dzisiaj) i stawianiem granic (tego się pewnie nigdy nie nauczę, chociaż próbuję). Zastanawiałam się nad tym i przynajmniej w moim przypadku źle się czuję z powodu tego, że mam więcej, że jestem zamożniejsza, że mnie stać na PD, a PD nie stać na nowe buty. Biorąc jednak pod uwagę, że na wszystko co mam zapracowałam, i to ciężko, to dlaczego tak źle się z tym czuję? Przychodzą mi do głowy dwa wyjaśnienia, z zupełnie niezależnych źródeł. Jedno chrześcijańskie: „Prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne, niż bogacz wejdzie do Królestwa Niebieskiego” (od jakiego poziomu zamożności jest się „bogaczem”?). Drugie komunistyczne: potępienie wszelkiej własności i właścicieli. Jedno i drugie sprowadza się do tego samego: „to bardzo nieładnie mieć więcej od innych”. Czy ktoś z Was też tak ma?
Piszecie o depresji pilota, czy to potwierdzone? Studiowałam różne źródła, i szpital potwierdził, że pilot się leczył, ale stanowczo zaprzeczył, że chodziło o depresję. Więc albo chodziło o znacznie poważniejsze zaburzenia psychiczne, albo o zupełnie inną chorobę, np. fizyczną, która pozbawiła go przytomności umysłu. Poczekajmy jeszcze aż sprawa się wyjaśni.
Osobiście wolała bym, żeby pilot nie zamykał się w kokpicie ze stuardesą pod nieobecność kolegi 😉
Ja od paru godzin myślę intensywnie o Rosji i Putinie. Był ciekawy program na TVN24 na temat ewentualnych zagrożeń ze strony Rosji oraz przyszłości aktualnych konfliktów. Opinie wyrażane przez zaproszonych dyskutantów były bardzo zróżnicowane.
http://www.tvn24.pl/debata/rosja-putina,2.html
http://www.tvn24.pl/michnik-o-rosji-putina-debata-faktow-rosja-putina,528371,s.html
Jak te sprawy wyglądają z zagranicy? Ja niestety mieszkam na „przedmurzu Europy” i czuję się nieswojo. Chociaż gdyby miał wybuchnąć poważny konflikt, to wszystko jedno gdzie kto mieszka.
Dzień dobry,
Przepraszam, że tak późno odpowiadam – Bobiku, na zdjęciu oczywiście kormorany, jest ich tutaj mnóstwo, bo mają się gdzie podziać – wodnych zakamarków, oprócz otwartego oceanu, znajdują bez liku.
Już wspomniałem, że o PD nie będę się wypowiadał, każdy ma swoje zdanie. Nie nazywałbym jednak PD służbą, jakoś źle mi to w dzisiejszych czasach brzmi, ale może się nie znam.
A teraz zupełnie z innej beczki – przez wiele lat codziennego obcowania z oceanem zdążyłem poznać ten niesamowity żywioł i polubić. Lubię go zwłaszcza wtedy, kiedy inni wyjeżdżają, uciekają – w czasie sztormu na przykład.
Dla rozładowania emocji wrzucam kilka fotek ze starego archiwum. Huk wody uspokaja.
https://picasaweb.google.com/takrzy/Ocean3#slideshow/5581485488716630866
Dobranoc 🙂
Zwyczajna, kazda albo niemal kazda pracodwaczyni nie nawykla aby ktos obcy sprzatal jej balagan i brudy, miala zapewne takie poczucie psychicznej niewygody na samym poczatku. Ja z pewnoscia wobec pamietnej z Nowego Jorku Pani Tereski, ktorej sie balam i ktora sie balam o cokolwiek poprosic.
To minelo gdy wytlumaczylam sobie, ze nie mam przeciez poczucia winy gdy najmuje kogos aby naprawil mi bojler, czy podcial mi wlosy, czy zawiozl mnie na lotnisko. Podobnie troche jak z Pania Tereska bylo pozniej w Londynie z Pania T, ktora w dodatku byla pod dziewiecdziesiatke i dlatego wydawalo mi sie, ze musze ja traktowac jak rodzona babcie.
I dopiero obecna Pani Dochodzaca jakos zdolala mnie przekonac, ze jest profesjonalistka, sprzata w wielu domach i jest to praca znacznie lepsza i lepiej platna niz jak pracowala w jakiejs spoldzielni pod Warszawa i pieniadze sie rozchodzily na alkohol dla meza. Obecna PD byla moja trzecia wlasna Dochodzaca i nie powtarzalam juz bledow mlodosci. I dlatego wspaniale stosunki ukladaja sie nam juz 32 lata, a ze wszystkich jej dawnych klientek pozostalysmy tylko my z E. Czaami sie na nia wsciekam i obiecuje sobie, ze jej „nagadam” albo przypomne, ze od 32 lat nigdy nie trzymalam i nie trzymam sloikow wyjetych ze zmywarki pod zlewem, ze do sloikow jest specjalny kat na polce, ale kiedy juz sie wywsciekam w duchu i zobacze jej zyczliwa i poczciwa twarz i przypomne sobie jak zawsze, ZAWSZE po moim jakims powrocie ze szpitala pytala czy moze pojsc dla mnie po zakupy, czy ugotowac mi rosolu, i jak przypomne sobie kwiatki na powitanie, to mysle: czy naprawde te sloiki pod zlewem sa takie wazne? Czy kazdemu nie moze sie zdarzyc roztrzaskac umywalke w lazience albo stluc ukochana filizanke? Warto sie tym przejmowac i robic jej przykrosc? Nie warto!
Tak, dziala mi czasami na nerwy, a nawet calkiem czesto, ale jest dobrym, uczciwym do bolu i przyzwoitym czlwiekiem, ceni sobie prace u mnie i zawsze moga ja poprosic o cos wiecej, choc staram sie nie naduzywac. I zlosc mi mija i mysle o niej z wdziecznoscia, ze wybawia, WYZWOLILA mnie z robot ktorych nienawidze, a odkurzacza nie bralam sama do reki od lat i nawer nie wiem gdzie sie wlacza. No i dobrze. Ze jest to grzeszne? Ej, tam. O jakim grzechu my mowimy? Grzeszne byloby gdybym ja eksploatowala albo zle traktowala. Ale staram sie byc odpowiedzialnym pracodawca.
Dzień dobry 🙂
kawa
Rzeczywiście, huk wody uspokaja 😀
Na dworze luj,
w planie wiosenne porządki bez PD, kiermasze z mazurkami 🙂
Mar-Jo,
Jagodowy właśnie wyruszył do Szczecina:
http://festival.szczecin.pl/festiwal-2015/program-2015/
Jego chór to Chór Męski Kompania Druha Stuligrosza.
Może Ty też się wybierzesz, Nisiu? 🙂
Irku,
gdzie się rodzą takie talenty? 😆
Dzień dobry!
Chciałem Was, Najmilejsi, zachęcić do lektury drugiego tomu rozmów Marii Janion z Kazimierą Szczuką (Prof. Misia) świeżo wydanego w cyklu Janion. Transe – traumy – transgresje. Jak zwykle zachęcam cytatem, wybranym z uwagi na to, że odnosi się do dwóch innych książek, które już wcześniej Waszej uwadze polecałem. Oczywiście, najwygodniej jest czytać tom drugi po tomie pierwszym (Niedobre dziecię), ale można i przed.
Zwyczajna,
mnie rozmowa na temat PD bardzo interesuje ze względów socjologiczno – psychologiczno – obyczajowych.
Zgadzam się z tym, co piszesz na temat problemów z odnajdywaniem się w sytuacji zatrudniania PD. Dodałabym jeszcze jeden powód, o charakterze religijnym. „Każdy ma swój krzyż”. Jakoś nie uchodzi, na poziomie podświadomych, dbać o swój komfort. Zacniej jest „nieść krzyż”. Trzeba czy nie.
Ponad dziesięć lat temu musiałam mocno „popracować” nad koleżanką/sąsiadką, żeby dała sobie prawo do zatrudnienia PD. Ona była wtedy po bardzo wyczerpującej operacji nowotworowej. Naprawdę dobrze sytuowana, nawet zamożna. Pani, którą jej poleciłam, naprawdę biedna i nie potrafiąca robić nic innego poza pracami domowymi. Robiła i robi to dobrze. Czysta, szybka i dokładna w pracy, dyskretna.
Idealny układ dla obu stron. A mimo to, moja koleżanka nie była w stanie, początkowo, nie pomagać PD w sprzątaniu. Na szczęście to się zmieniło. Teraz zostawia PD klucze od domu. Sama zajmuje się w tym czasie, i nie tylko wtedy, pożyteczną pracą społeczną. I już nie wyobraża sobie innego układu. Korzystnego dla obu stron 🙂
Ponad 30 lat temu PD miały często postawę „godnościową” a pracodawczynie „poczucie winy”. To się już bardzo mocno zmieniło i idzie w dobrym kierunku. Takie programy telewizyjne, jak „Perfekcyjna pani domu”, dowartościowują pracę PD. I bardzo dobrze.
My nie mieliśmy nigdy żadnych wewnętrznych problemów z zatrudnianiem PD. Dla Jagodowego była to sytuacja znana od wczesnego dzieciństwa. Służba, bo tak się wtedy mówiło, była zatrudniona w domu/majątku jego dziadków i w domu rodziców. Gosposia mieszkała z rodziną czy przy rodzinie.
W moim rodzinnym domu nie było służby. Ale chodziłam do szkół, były takie w PRL – prywatne, w których przygotowywano „panienki” do roli „pań domu”. Poza lekcjami manier przy stole, chodzeniem z książką na głowie, siedzeniem z kijem pod pachami, miałyśmy też pogadanki na temat bycia „dobrą panią dla służby” 😉
W ostatnim Tygodniku Powszechnym jest artykuł na temat współczesnego niewolnictwa (poradnik dla korpoświata), Sztuka bycia panem. Artykuł napisany na marginesie angielskiej książki M.S.Semp’a,J.Toner’a Wytresuj swoich niewolników, czyli starożytna sztuka zarządzania.
(oryginalny, angielski tytuł jest nieco bardziej neutralny, gdyż pojawia się w nim słowo „manage”, które oznacza „radzić sobie”, „gospodarować”, „zarządzać”
Mnie wychowano w dużo bardziej humanitarnym duchu, jeżeli chodzi o stosunek do „służby” 😎
Relacje w świecie pracy i własności zmieniły się w ostatnich dekadach w sposób dramatyczny. Mówienie o współczesnym niewolnictwie wydaje się być całkowicie uzasadnione. I wszystko wskazuje na to, że, jak na razie, idzie ku gorszemu 🙁
Dzięki za linki do Putina 🙂
Dzień dobry.
Jagodo, na pewno będę na którymś z koncertów Jagodowego. (Nisię z wielką radością bym spotkała).
Dzien dobry 🙂
Babilasie, cytat bardzo przekonywujacy, ale nie az tak jak Jagodowy opis szkolnictwa 😯
Lisku, mnie zwłaszcza wbiły w krzesło pogadanki na temat bycia „dobrą panią dla służby” organizowane w prywatnych szkołach w PRL.
Lisku,
nie szkolnictwa, ale konkretnej szkoły 😎
Babilasie,
wiem, że to brzmi, jak bajka o żelaznym wilku, ale tak właśnie było. A do szkoły uczęszczały również córki – szkoła żeńska – wysokich dygnitarzy partyjnych 😯 Ot, życie 😉
Babilasie, istnienie takich szkol to faktycznie swietny przyczynek do dyskusji na temat wygladu polskiej komuny 😉
„Humanitarne” podejscie do „sluzby” 😯
Jagodo, jesli w Twoim domu sluzbynie bylo, dlaczego wyslano Cie do takiej szkoly?
Dzień dobry 🙂
Każda praca zasługuje na szacunek, z wyjątkiem źle wykonywanej. Rodzaj pracy nie ma znaczenia.
Z PD nie mamy doświadczeń. Zlecamy czasem mycie okien, czyszczenie tapicerki czy cięcie krzewów i traktujemy to jak zwykłe usługi, podobne do tych, które wykonuje pan mąż.
Służba kojarzy mi się z podległością. Usługi to normalny stosunek pracy.
Dobre pytanie, Lisku. Do takich szkół, bo byłam w kilku – od przedszkola do matury – chodziła przedziwna mieszanka 😉
Dzieci arystokratów, ciągle czekających na Andersa na białym koniu. Pociotki biskupów, również tych rezydujących w Rzymie. Dzieci szykanowanych przez reżim AKowców. Niesforne dzieci wierchuszki partyjnej. Dzieci rodziców, których stać było na opłacanie prywatnych szkół, którzy nie należeli do poprzednich grup, ale podobało się im inwestowanie w wykształcenie dzieci.
Czyli możliwości jest kilka 🙄
„Służba domowa” była jedynie w domach córek wziętych adwokatów, zamożnych lekarzy i podupadłych arystokratów na posadach dyrektorów PGR 😎
Tak, uczono nas „humanitarnego traktowania służby domowej”, cokolwiek by to nie miało oznaczać. Może chodziło o to, żeby nie bić pokojówki różańcem? 🙄 😉
Im więcej o tym myślę, tym wyraźniej widzę, jak bardzo to było kuriozalne. Ale było 😆
Dokładnie tak, Haneczko, to są usługi. Obowiązują tu dokładnie takie same zasady, jak w korzystaniu z każdych innych usług.
Ale wokół tych narosło wiele niezdrowych mitów, stereotypów i uprzedzeń 🙁
Cieszę się bardzo, że sytuacja coraz bardziej normalnieje 🙂
Nasza obecna PD jest profesjonalną bizneswomen prowadzącą firmę sprzątającą 😎
Dzień dobry 🙂
Oczywiście, że sprzątanie domu to też są usługi, ale… Jednak nie takie, jak każde inne. Hydraulik czy szklarz przychodzi raz na ileś lat, do szaf nam nie zagląda i bielizny nie maca. Pani Dochodząca (nie chcę być seksistą, ale Pana Dochodzącego jako żywo jeszcze nigdy nie spotkałem) jest co najmniej raz w tygodniu, nieraz przez lat dziesiątki, ma głęboki wgląd w naszą prywatność i z natury rzeczy wchodzi z nami w znacznie ściślejszy związek niż inni usługodawcy. Zapewne zresztą dlatego temat Pań Doch. wzbudził tak żywe zainteresowanie.
Myślę, że przy takiej długoletniej, z musu bliskiej koegzystencji, obu stronom jest łatwiej i przyjemniej, kiedy wytworzy się między nimi stosunek przyjazny i pełen zaufania (podkreślam, że ja cały czas mówię o PD jako o przyjacielu rodziny, nie członku, bo to co innego), co wcale nie wyklucza profesjonalnego zachowania w kwestii pracy oraz płacy.
I jak mi Mordechaj teraz napisze, że u nich Pani Dochodząca nie funkcjonuje na zasadzie przyjaciela rodziny (co z tego, że uczciwie opłacanego za konkretne usługi), tylko w „czystym” układzie pracodawca/pracobiorca, to się obśmieję jak norka, bo byłem, widziałem. 😈
Service people to nie servants przeciez.
No, ale jest sobota, choc mrozna to sloneczna, to niepracujaca.
Obejrzalam wczoraj Imitation Game. Cumberbatch swietny , ale film taki schematyczny, ze mnie rozzloscil. Dla rownowagi dzisiaj wybiore sie na argentynski fim Relatos Salvajes (Wild Things, ktory sklada sie z szesciu opowiadan).
Dzieki, babilasie, za recomendacje rozmowy z Prof. Janion. Podczytywalam ja z przyjemnoscia.
W cytowanym fragmencie wypowiedzi Marii Janion mowa o bukolicznym, zacisznym i spokojnym wymiarze szlacheckiego fantazmatu, z kulminacyjnym okrzykiem „zgoda! zgoda!”. Ale warto pamiętać, że ten medal ma drugą, równie często oglądaną stronę – okrzyk „hajże na Soplicę!”, czyli stałą gotowość do nagłego, nieszczególnie nawet umotywowanego zwrócenia się przeciwko dotychczasowym „swoim” (motywacje zawsze można dorobić ex post, najlepiej takie z najwyższej półki, narodowo-religijne). Ta cała sielskość jest podszyta tłumioną agresją, realizującą się w niezbyt racjonalnych wybuchach, po których znowu na jakiś czas można powrócić do krainy rzekomej łagodności.
Toteż prezydent Komorowski jest zarówno figurą narodowej zgody, jak i narodowej niezgody (np. w wypowiedziach pisowskiej wierchuszki). Może tak samo dobrze grać w scenie „kochajmy się!”, jak „hajże na Soplicę!”. Jak widać, postsarmackie figury mają bardzo szeroki zakres użyteczności i może dlatego takie są żywotne. 🙄
Dzień dobry!
Dziękuję za wszystkie komentarze i rozwinięcia moich myśli. Każdy z Was ma swoje racje.
Dlatego chyba nie pomyślałam o zaprzyjaźnianiu się z moją PD, bo ona myje okna, podłogi, wyrzuca śmieci. Najbardziej intymnym jej zajęciem jest mycie łazienek. Nigdy w życiu nie wpuściłabym jej do swojej szafy, Bobiku. W takim przypadku konieczność nawiązania bardziej osobistego kontaktu byłaby nieuchronna i nie taka znowu przykra.
Ostatnie dwa lata dały mi zupełnie nowe doświadczenie: mam u siebie w domu na stałe opiekunkę mojej mamy, a raczej dwie na zmianę – po dwa tygodnie każda. Demencja mojej mamy uczyniła z niej duże, spokojne i coraz bardziej bezradne dziecko. Trzeba ją myć na łóżku, przewijać i przebierać, przesadzać na fotel inwalidzki. Sama jeszcze je, powolutku dziubiąc rozdrobnione jedzenie lub wiosłując łyżką w zupie. Uśmiecha się do mnie w odpowiedzi na mój uśmiech. Czasem próbuje coś powiedzieć, ale słowa jej się zupełnie pomieszały, więc trudno domyśleć się o co chodzi – czasem z kontekstu. Obie z opiekunką udajemy, że rozumiemy, podtrzymując rozmowę.
Proszę mi nie współczuć – to nie jest mój krzyż, życie z odpływającą powoli mamą odbieram jako dobre doświadczenie i pociechę po śmierci Ojca. Przez lata głównie kłóciłyśmy się, a teraz tak błahe wydają się wszystkie tematy dawnych sporów. Dobrze nabrać perspektywy, również do siebie. Ale ad rem…
Opiekunki są przyjaciółkami rodziny. Jestem im bardzo wdzięczna, bo w swoją pracę wkładają nie tylko doświadczenie, ale i serce. Dzięki nim mogę normalnie pracować, podróżować, normalnie żyć. A nie płacę im wcale wiele. Ich domy rodzinne są gdzieś pod Gorlicami – zagłębie małopolskiego bezrobocia. Nie mają wykształcenia ponad podstawówkę. Początkowo obawiałam się, że będzie mi z nimi trudno z powodu ich „prostoty”. Nic z tych rzeczy: pełne zrozumienie spraw życia i nazywanie rzeczy po imieniu, co różni je od wyszukanych wypowiedzi intelektualistek.
Jak już nasycę się ogrodem i życiem rodzinnym w schyłkowej fazie toczącym się na parterze mojego domu, wchodzę na swoje poddasze i jestem u siebie. Opiekunki są na tyle taktowne, że bez proszenia wchodzą najdalej na ostatni stopień schodów – szanując moją przestrzeń.
Zatrudniam jeszcze dochodzących: pomocnika do koszenia ogrodu (35 arów) i rąbania drzewa (ogrzewam dom głównie kominkiem z rozprowadzeniem ciepła rurami do pomieszczeń), oraz „złotą rączkę” do wszystkiego co się psuje. W tej chwili sobie pomyślałam, że gdybym miała mniejsze zasoby przepadłabym z kretesem. A może znalazłabym nowe siły i sposoby na życie?
Jak jest prawidłowo „zrobiła bym” czy „zrobiłabym”? Nigdy nie opanuję prawidłowej ortografii 🙂
A propos sprzątania – nieważne, mocą własną, czy PD – nie po raz pierwszy chodzę po mieszkaniu pomstując na sadyzm producentów sprzętów i wyposażenia. Najbardziej rozzłościła mnie, jak zwykle, szufladka na detergenty w pralce. Chyba nigdy nie udało mi się jej wyczyścić, nie poraniwszy sobie przy tym rąk. Co za paskudny plastikowy labirynt, z którym nie radzi sobie nawet szczoteczka do zębów. 👿 Czy zamiast latać na księżyc, nie moglibyśmy wyprodukować szufladki na detergenty z elastycznego materiału, którą co jakiś czas wrzucałoby się po prostu do pralki? Księżyc przecież i tak najlepiej wygląda oglądany z daleka, a najbardziej urokliwie – oglądany w towarzystwie nieodzianym w kosmiczny skafander.
Ago, nic, dosłownie nic nie kosztuje mnie tyle nerwów, co ta cholerna szufladka 👿
Odziedziczyłam kiedyś sokowirówkę, w sam raz dla skazanych na ciężkie roboty. Poszła won 👿
Ago, ja co jakiś czas wyjmuję tę szufladkę i wrzucam do zmywarki. Regularnie traktuję też w ten sposób podstawki pod doniczki i wiele innych rzeczy, które kiedyś dużym nakładem sił osobiście szorowałam.
Dzien dobry z frakcyjnego Miasta (zgadnij z jakiego – koteczku)
doczytalem do dzisiaj mam bowiem sprzet i siec, to XXIw 😀
brykam w Tereny Zielone Jasnych Blonii 🙂 😀
pstryk
ps lewaka na koniec, moj szacunek za placenie skladek na socjalne zabezpieczenie PaniDoch, Nisiu
kolejne pstryk
Na pralkę jest sposób.
Jeśli pranie jest jednorazowe (bez wstępnego) to porcję proszku wsypuję prosto do bębna na włożoną już bieliznę. Można wsypać w połowie napełniania bębna.
Płyn do płukania leję do dozownika w szufladce.
Nigdy nie zdarzyło mi się czyścić tej szufladki.
Adomi, umyć to drobiag, ale wyjąć
W zmywarce myję lodówkę i wszystko co się da i zmieści 🙂
W mojej pralce trzeba pod koniec wyciągania unieść lekko do góry (co oczywiście nie musi się sprawdzić w innych modelach). Ale przyznaję, że pokazał mi to gość, który przyszedł naprawiać pralkę. Wcześniej też walczyłam z tą szufladką bez jej wyjmowania.
Że też nigdy nie wpadłam na to, żeby włożyć szufladkę do zmywarki! 😳 Dziękuję, Adomi, następnym razem wypróbuję. Haneczka ma rację z tym wyciąganiem. U mnie trzeba pod koniec wyciągania mocno cisnąć w dół, a nie lekko unosić do góry. 😆 I za każdym razem czekam na „trzask”.
Zwyczajna, od ubieglego czwartku, mamy w domu Mamy, w bardzo podobnej sytuacji co Twoja, Prawdziwe Lozko Szpitalne, takie, ktpre ma opuszczane/podnoszone babrierki po obu stronach, mozna obnizac i podosic glowe, nogi, etc. Jest to Dar Niebios i ubezpieczenia panstwowego Blue Cross.
Bradzo sie dlugo wzbranialam przed „zainstalowaniem” takiego lozka, ob chcialam by Mama byla na swoim, matrymonialnym.
A gdy dalam sie wreszcie namowic, to nie wychodze z podziwu i nawet oczarowania, jak fenomenalnie uprosilo to wszystkie procedury przy mamie. WSzystko co trwalo przedtem pol gpdziny i wymagalo nadludzkiego wysilku, zajmuje obecnie piec minut. I juz nie boje sie pozostawac na weekend bez pieleniarki (i przyjaciolki) Audrey.
Mama tez jest znacznie szczesliwsza i o piatej ppol. mowi do niej: Audrey, disappear! I obie sie okropnie smieja. Ja tez sie smieje, zamiast wpadac w rozpacz.
Pare dni temu Mama powiedziala do mnie po sniadaniu: Teraz troche odpoczne, a potem wstane i ci pomoge…
-W czym mi pomozesz? – zdziwilam sie.
-No, jak to? W opiece nade mna! – odrzekla. 😆 😆 😆
To chyba przejdzie do klasyki powiedzen w tej rodzinie.
Wczoraj przynioslam ze sklepu doniczke z zonkilami i postawilam obok lozka. Mama natychmiast pamietala, ze te kwiatki nazywaja sie „daffodils”. Patrzy na nie i sie usmiecha do mnie, do Audrey i do kwiatkow.
Najbardziej przezywa, ze nie moze juz wstac do ubikacji. Pomimo naszych choralnych zapewnien, ze nie ma to wiekszego znaczenia i przewiniecie jest szybkie i bezbolesne, teraz, gdy mamy to szpitalne lozko. Audrey, ktora jest Regostred Nurse z ogromnym doswiadczeniem, pokazala mi rozne triki i moge zostac na caly weekend sama , nie bojac sie, ze Mama spadnie z lozka, czy ze nie dam rady czymstam, czymstam.
Szpitalne lozko postawilo mnie na nogi.
Heleno, ten tekst zasługuje na to, żeby zostać klasykiem tak w ogóle, a nie tylko w Twojej rodzinie. 😀
😆 😆 😆
Ponieważ z bymami mnóstwo osób ma trudności, zapodaję bobikową regułę: 🙂
Strasznie są czepialskie formy osobowe,
bymom czy też bysiom włażą wprost na głowę,
a że bym na odpór zwykle jest za słaby,
pisze się „zrobiłbym” albo „zrobiłabym”.
Zaś nieosobowe formy to odludki,
co się dystansować lubią na wyprzódki
i osobność wnoszą na ojczyzny łono,
pisząc się „warto by, by tę rzecz zrobiono”. 😀
Teraz zapamiętam 😀 Jeszcze nie razem i osobno 🙄
Och, gdybym wiedział, że Babcia Mordki jeszcze nie ma takiego łóżka… Zaraz wyłbym wielkim głosem, żeby Stara je skądś wytrzasnęła. Ja przy pierwszych oznakach niesprawności mojej Babci przymusiłem krakowską rodzinę do zainstalowania inteligentnego, sterowanego pilotem łóżka i też pamiętam, jak natychmiast zmieniło ono jakość życia tudzież opieki.
Nawet nie trzeba było tego wyrka kupować za straszliwe pieniądze. Okazało się, że w Polsce można je za bardzo umiarkowaną opłatą wypożyczyć, kupując co najwyżej własny materac (choć te w wypożyczalni były w świetnym stanie). Więc jakby co, ja też potwierdzam, że takie łóżko jest genialnym i koniecznym przy opiece wynalazkiem.
Helenko! Przypominam sobie te wszystkie niepokoje „czy dam sobie radę”. Damy radę!
Też mamy takie łóżko, już od 3 lat. Cudowna sprawa. Kiedy je zainstalowano, Mama dostała do ręki pilota i jeździła łóżkiem do góry i na dół, podnosiła sobie do góry nogi i głowę na zmianę, albo na raz i bawiła się tym jak dziecko. Teraz już nie ma takich pomysłów.
Kto widział film „Pokój Marwina” (Marvin’s room)z nadzwyczajną jak zwykle rolą Meryl Streep i młodym Leonardo di’Caprio?
Paskudna dzisiaj pogoda…
Widziałam. Znam rzeczywistość.
Niestety, Haneczko, reguły pisowni „nie” mają tyle zakrętasów i wyjątków, że trudno to wszystko krótko a zgrabnie zwierszykować. 🙁
Taak. Jest wiele różnych, czasami bardzo prostych, urządzeń, które rozwiązują bardzo poważne problemy. I wiedza o różnych sposobach przy pielęgnacji niepełnosprawnych osób też jest na wagę złota.
Wiedza, którą się nabywa w takich okolicznościach pochodzi z różnych źródeł i zadziwia mnie, że nie ma ogólnie dostępnego kompedium wiedzy na ten temat.
Z innej beczki, segreguję zdjęcia z Wenecji i mam troche innych pilnych robótek.
Udało mi się skończyć pierwszy album i dla chętnych zapodaję, uprzedzając, ze rzecz jest drobiazgowa dosyć, a zdjęcia w kościołach wykonywane w skrajnie niesprzyjających warunkach i pośpiechu. Upraszam więc o wyrozumiałość i cierpliwość.
Tu jest część pierwsza, ciąg dalszy nastąpi, oj nastąpi 😀
https://picasaweb.google.com/maria.tajchman/Wenecja1
Nie musialam nawet wytrzaskiwac tego lozka, Bobik.
Przyszla pielegniarka Brenda, ktora co miesiac robi Mamie zastrzyk z B12 (na wzmocnienie) i mnie obsobaczyla.
Balam sie tego lozka glownie dlatego, ze Mama czasami nie wie gdzie jest, nie ropoznaje wlasnej sypialni, i obawialam sie, ze nowe lozko, w nowym miejscu jeszcze bardziej zamaci jej w glowie.
Ale odsunelysmy z Audrey lozko matrymonialne i w to samo miejsce wstawilysmy szpitalne. I szafa gra, jak mowiono przed wojna.Albo moze po wojnie.
Bobik, wiersz jest genialny, comme d’habitude. Jakis tydzien temu w Polityce zamieszczono znakomicie opracowane wskazowki o 30 najczesciej popelnianych bledach ortograficznych i gramatycznych w polszczyznie. Mialam nawet zlinkowac, ale cos mi przeszkodzilo. Moze jeszcze jest. Bylo to opracowanie dostepne bez prenumeraty. Zbozne dzielo.
Alez piekny jest ten Twoj Album Wenecki, Siodemeczko.
Obejrzalem na „slideshow”, ale pewnie jeszcze wroce aby sie zatrzymac dluzej na niektorych. Nie sadzilem nawet, ze muzeum uzbrojenia moze byc tak ciekawe – sam bym pewnie sie nie wybral.
Stara ma w domu w Londynie na scianie dwie XVIII-wieczne litografie z widokami Wenecji, bardzo canaletto-podobne, pokolorowane.Bardzo je lubi. Pochodza z kolekcji rycin Dziadka naszej E.
Siódemeczko , dziękuję za Wenecję!!!
Chór Jagodowego wysłuchany!!!(Kilka fotek jest!) 🙂
Za chwilę pędzimy z panem mężem na inne zaprzyjaźnione chóry.
Słowo daję, że pomyślałam dziś przy kawie, że jeśli Mt7 lada moment nie wrzuci zdjęć z urlopu, to chyba zacznę się naprzykrzać. 🙂 Do Wenecji jeszcze nie dotarłam, tym chętniej oglądam. Do muzeum uzbrojenia jednak mnie nie ciągnie – wolę zewnętrza. Podobają mi się bardzo weneckie lwy na niebiańskim tle i wieloramienne latarnie.
W Wenecji ja też zdecydowanie zewnętrza. I z jakąż przyjemnością sobie u Siódemeczki po nich pobiegałem… 🙂
O matko! Nie do przejścia, a jak do przejścia, to nie do przepatrzenia 😯
Zwlszcza takie zewnetrza ze stolikami i jakims fritto misto i dzbanem wina. To sa moje ulubione zewnetrza. A wokol moze byc ladna architektura – nie mam nic przeciwko.
Oo, cos takiego moze?
https://www.walksofitaly.com/blog/food-and-wine/food-in-venice-veneto-verona-italy-travel-tips
Zalewane lagodnym okiem blekitu.
To czarne nie, jakieś takie uziemione 😕
To raczej umorzone niż uziemione. 😆
Czarne pochodzi z morza, bo to jest atrament sepiowy. A makaron albo risotto z tym atramentem należą do chyba najbardziej znanych dań kuchni weneckiej.
Bobiku, ja to wiem, tylko się droczę 😆
Inkambulem.
Mordko, masz na myśli inkaust, inkunabuł, inkuba czy jeszcze coś innego?
Dzięki Bobiku za wierszyk. Zabymbałam się ze śmiechu 🙂 Jest szansa, że zapamiętam.
Tomas Tranströmer
Samotność
I
Pewnego wieczoru w lutym byłem tutaj bliski śmierci
Samochód w poślizgu bocznym wypadł na
niewłaściwą lewą stronę drogi. Nadjeżdżające samochody –
ich światła – nagle pojawiły się bardzo blisko.
Moje nazwisko, dziewczyny, praca
oderwały się, zostając za mną w ciszy,
daleko, coraz dalej. Byłem anonimowy
jak chłopiec na szkolnym boisku otoczony przez nieprzyjaciół.
Nadjeżdżające pojazdy miały ogromne reflektory.
Świeciły na mnie kiedy kręciłem kierownicą i kręciłem
przezroczysty z przerażenia płynnego jak białko jajka.
Sekundy rosły – wypełniały coraz większą przestrzeń
stawały się wielkie jak szpitalne budynki.
Można było niemalże zatrzymać się
odetchnąć na moment
przed roztrzaskaniem.
Nagle zbawienne przyczepienie, pomocne ziarnka piachu
lub cudowne uderzenie wiatru. Samochód wyszedł z poślizgu
i przepełzał w poprzek drogi.
Słup wystrzelił i złamał się – ostry dźwięk – który
odleciał daleko, w ciemność.
Póki co było cicho. Pozostawałem w pasach
i widziałem jak ktoś szedł przez zawieję śnieżną
zobaczyć, co mi się stało.
II
Chodziłem długo wokół
po zamarzniętych gotlandzkich polach.
Jak okiem sięgnąć, nie było żadnego człowieka.
W innych częściach świata
są tacy, którzy rodzą się, żyją i umierają
w ustawicznym tłoku.
Aby zawsze być widocznym – żyć
w roju oczu –
trzeba przybrać szczególny wyraz twarzy.
Twarz pokrytą gliną.
Gwar podnosi się i opada
kiedy dzielą się między sobą
niebo, cienie, ziarnka piachu.
Muszę być sam
dziesięć minut rano
i dziesięć minut wieczorem .
– Bez programu.
Wszyscy stoją w kolejce do wszystkich.
Wielu.
Jeden.
z tomu „Klanger och spår”, 1966
tłum. ze szwedzkiego Ryszard Mierzejewski
Haneczko, niedoprzejsciowe można pomijać.
Najbardziej wzruszające są te wąziutkie, klaustrofobiczne uliczki, dzięki którym mieszkańcy przemieszczają się szybko, omijajac turystyczne szlaki i ciche kalki przecinane mostkami. Zaniedbane stare budynki przypominające stareńkie szlachetne podupadłe damy. Jest piękna w zmurszałych murach, obłażącym tynku, obrazach mistrzów wiszących niedbale w ciemnych kościołach, we wszystkim.
Serenissima. 🙂
Haneczko, nigdy w zyciu nie podjrzewalbym Cie o okrucienstwo. Jakze srodze sie zawiodlem!
Na mysli mialem inkaust, ktore jest bardzo ladnym slowem. Wiedzialem, ze cos chrzanie, ale nie wiedzialem co.
Shut up, Everybody!
Nasze bywałe przyjaciółki też zauroczone 🙂
Mordko, pytałam bardzo łagodnie głaszcząc pod włos 😉
Interpunkcja też leży i kwiczy 🙁
W każdym razie uważam, że inkaust jest znacznie przyjemniejszy niż inkaso. 😎
Inkasowania mamy pod dostatkiem i po dziurki.
Inkaust wspominam z rozczuleniem. Kałamarz, stalówki, obsadki. Kleks na pierwszej stronie zeszytu wydrapywany żyletką i Dziadka pędzącego po nowy zeszyt, żeby przepisać i żeby Mama nie miała za złe 🙂
Jest w chórach jakaś siła!!! 🙂
Pięknie było.
Muszę do spanka. Ten durny czas, a jutro pracka 🙄
Dobranoc 🙂
Dla podniesienia na Duchu:
http://studioopinii.pl/wp-content/uploads/2015/03/kapliczkanapis.jpeg
Dobrze, dla wytrwałych ciąg dlaszy:
https://picasaweb.google.com/maria.tajchman/Wenecja2
W następnym będą widoczki zewnętrzne.
Dziękuję, Mario 🙂
No, nareszcie troche torebek i zywnosci! Bo samymi swietymi obrazkami i architektura to sie Kot nie wyzywi.
Duze wrazenie zrobil na mnie ogromny worek vongole za jedne 8 euro! Toz to za darmo!
Piekny tryptyk Belliniego z Madonna. Bardzo lubimy.
Szybki przelot nad smutnymi w większości treściami (znowu Babilas podsuwa sugestie tekstów do długiego przewijania, choć wpadło mi do głowy, że zamiast przewijać można coś takiego przeczytać) uratowała mi markot (pt, 27 Marzec 2015, 13:50) dołączonym rozkosznym dowcipem, który mnie rozpogodził, bo ja już myślałem, że śmierć 150 osób to coś poważnego, ale na szczęście myliłem się.
Myliłem się także myśląc, że może vesper mieć rację i treść wraz z formą całej dyskusji JaśniePaństwa (tak, tego samego, o którym Babilas chce rozmawiać) zasługuje w najlepszym razie na „zbrzydzony wielokropek”, ale na szczęście przyszedł materiał w formie Aneksu 2 i bez wątpienia dowiódł, że wycieruchy są wycieruchami i z takimi nie ma życia.
Czyli wszystko jest wyprostowane i co prawda jest jeszcze problem tych wychowawców od seksu, którym do głowy nie przyjdzie, żeby wspomnieć, że „te miejsca” myć należy (a fiuta to nie tylko z góry napletka, ale i go odsuwając) — ale oni mają rację, bo od takiego myciowego dotykania tylko krok do masturbacji, która jest zgubą cywilizacji.
A skoro już tak sobie mówimy o seksie, to może warto zauważyć, że nie tylko w kwestii rozmnażania przedstawiciele KK mają dość egzotyczne poglądy, no ale ponieważ i na własnym blogu za krytykę dziwnych metafizyk się nie biorę (a czasami tylko antyklerykalne mam odskoki), to w gościnie tym bardziej za to się nie wezmę. Czyli wszystko jest w największym pokoju, który może nawet da się nazwać halą.
Albo salonem, jak kto woli.
Dzień dobry,
Dzięki Siódemko za Wenecję. Piękna, aż chciałoby się pochodzić po takich miejskich zakamarkach lub popływać gondolą. Trochę brakuje mi zdjęć ludzi – to ludzie są nieodłączną częścią klimatu takich miejsc jak Wenecja czy inne miasta, chociaż za publikowanie zdjęć ludzi zostałem tutaj nieźle zrugany. 🙂
W Polityce, w rubryce „warto przeczytać”. Warto.
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/1510938,1,30-lat-temu-odszedl-marc-chagall.read
Dobranoc 🙂
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry! Dzisiaj do kawy (bo, niestety, Janion połknięta jednym haustem) lektura klasyka. Z klasykami bywa różnie, czasami wietrzeją, czasami trącą myszką (i są już tylko dowodem historycznym na to, jak dawniej myślano i pisano), a niekiedy – i tak jest tym razem – tylko nieco archaiczny język zdradza, że rzecz napisano przed wiekiem, a nie wczoraj. Po tym przydługim wstępie: Panie i Panowie, Boy czyta Mickiewicza Balzakiem!
Dzień dobry 🙂
Irku, Babilasie 😆 😆 😆
Za oknem szaro, buro, ponuro, ale radość dla roślin, bo pada deszcz 😉
Dzień dobry. 🙂
Śniło mi się, że śpiewałam solową partię w chórze. Obudziłam się rozdygotana. Uczucie ulgi, że to był tylko sen!!! 🙂
Odbyłem dwie piękne wycieczki po Wenecji 😉
Dziękuję i proszę o więcej! 🙂
Dzień dobry 🙂
Jak nie matury, to chóry. Koszmarne sny zawsze coś tam wymyślą, żeby się samorealizować. 🙄
Boy od Babilasa sam siebie genialnie streścił w jednym zdaniu: żywiąc głęboki kult cnót rycerskich, poeta obojętniejszy był znacznie na kazuistykę cnót cywilnych. I to się, niestety przyjęło, nie tylko u poetów. Do dziś upominanie się o cnoty cywilne budzi wśród różnych zwolenników rycerskości niesmak, bo to przecież takie „sklepikarstwo”. Uchch… 👿
JasniePanstwo wlasnie sie zwloklo spod pierzyny i swoim Jasniepanskim zwyczajem nie czyta tekstow za dlugich, zwlaszcza jak maja za duzo trudnych slow, tylko przewija, bo musi miec troche czasu na znecanie sie nad wyciruchami.
Ubolewania godne jest, ze JasniePanstwo naraza osoby naprawde glebokie i gleboko moralne na przebywanie w swoim towarzystwie.
Dzień dobry 🙂
Hej, nie żołądkujcie się, to szkodzi na wątrobę!
Mamy tu dzisiaj, po sąsiedzku, imprezę religijną z okazji Niedzieli Palmowej. Wchodzą grupy młodzieży z rozmaitych miejscowości. Każda prowadzona przez księdza. Sporo już weszło defilując mi przed nosem. Jeszcze nikt nie powiedział dzień dobry albo coś koło tego. Jestem powietrzem. Widocznie rozmawiają tylko ze sobą i z Chrystusem 🙄
Ja tez, Haneczko jestem za oszczedzaniem watroby.I staram sie zazwyczaj nie chowac za innuendo, rzcanym w powietrze i niech ten, kto sie poczuwa, za nie lapie.
Staram sie takze nie dopisywac podlych intencji ludziom w gronie ktorch codziennie przebywam. Jesli sie z kims nie zgadzam, mowie to wprost. To ma nawet nazwe: cywilna odwaga, choc odwaga wcale nie jest. Moze bardziej przyzwoitosc niz odwaga.
Badań ciąg dalszy.
Stanęłam przy wejściu, w pełnym umundurowaniu, życzliwie patrząc na wchodzących. Też nic 😯
Well, Hanecko, „dzisiejsza mlodziez” etc.
Nie, Heleno. Z dzisiejszą młodzieżą mam do czynienia codziennie i nie obserwuję takich gremialnych zachowań, jest różnie. Zresztą księża i zakonnice zachowywali się tak samo olewająco.
Lata temu zwiedzalysmy z E. i nasza francuska kolezanka Nicole bardzo piekny palac niezbyt daleko od naszego domu -Osterley. Do palacu mozna bylo wejsc tylko szerokimi XVIII-wiecznymi schodami i zauwazylysmy, ze przed schdoami pojawilo sie ogloszenie, ze osoby w wozku inwalidzkim moga skorzystac ze specjalnej podnosni niedawno zainstalowanej. Zwrocilysmy sie zatem do sluzby palacowej o udostepnienie tej podnosni. Wymagala ona obslugi dwu osob. I wlasnie kiedy te dwe osoby z obslugi, jeszcze niezbyt dobrze radzace sobie z nowym sprzetem wciagaly wozek z E. na podnosnie, zatrzymala sie kolo nas jakas szkolna wycieczka z nauczycielka, wyraznie prywatna szkola, bo w pieknych mundurkach i dzieci w wieku 11-12 lat bardzo grzeczne. Nauczycielka zwrocila sie do klasy, zapraszajac ich glosno do ogladania procedury: jak to nieszczesna kaleka wciagana jest po schodach. Dzieci otoczyly E kolkiem i glosno wyrazaly swoj podziw. W oczcah E bylo upokorzenie i przerazenie.
We mnie wstapila wscieklosc tak ogromna, ze zatrzymalam obsluge z podnosnia i zaczelam ochrzaniac nauczycielke najgorszymi slowy. Dzieci zamilkly, nauczycielka miala zdumienie na twarzy i tylko jeden chlopczyk, przecisnal sie do przodu i powiedzial: I am SO sorry, so sorry… It was very insensitve of us.
Powiedzialam: Dziekuje. Wytlumacz to teraz swej nauczycielce.
Nauczycielka nie przeprosila.
Lubię świętoszków zaglądających tam, gdzie nie powinni, a potem zgorszonych tym, co tam ujrzeli.
Kto mnie już trochę zna (a bywają tacy, co znają mnie i moje intencje lepiej ode mnie) powinien spodziewać się najgorszego i w żadnym wypadku nie otwierać linków zamieszczanych w czwartym dniu po jakiejś katastrofie. Dlatego je też kamufluję, aby szczególni wrażliwcy nie doznali szkody i nie musieli publicznie wyrażać zniesmaczenia.
mt7
podziwiam wytrwałość i wczesne (jak przypuszczam) wstawanie. Mam nadzieję na dalsze wrażenia i obrazki z weneckich okoliczności (Murano, Burano etc?)
Jak długo tam byłaś?
Nie wiem czy juz wspominalam, ale tak jak widze, w Anglii malo kto obchodzi dzis Wielkanoc, chyba, ze sa dzieci w rodzinie i trzeba im urzadzac jakies treasure hunts w ogrodzie, gdzie sa pochowane czekoladowe zazwyczaj jajka i zajaczki.
Bardzo powaznie jest traktowany dzien UKrzyzowania – slenny Wielki Piatek. Jeszcze nie tak dawno byl to dzien wolny od pracy, sklepy wszystkie pozamykane, transport miejski nieczynny, zas taksowki doliczaly 90% do sumy na liczniku. Pamietam, ze w pierwszy Wielki Piatek spedzony w Londynie musialam dralowac na piechote 3 mile w poszukiwaniu otwartego sklepu z papierosami, a potem z powrotem. Prawdziwa Wielkopostna pokuta. Na szczescie zrobilismy sie krajem na tyle wielokulturowym i wielowyznaniowym, ze prawo zostalo zmienione.
Ale jedno co sie nie zmienilo to tradycja – poswiecania wielkanocnego weekendu na podstawowe wiosenne porzadki w ogrodzie.
I wlasnie moj supermarket Waitrose, zawsze bardzo cool, przyslal mi nie tylko wielkanocne oferty, ale takze trzy fajne wideuka z ukochanym Alanem Thichmarchem (ogrodnik i ekspert BBC) z roznymi wskazowkami, w tym takze jak z zabalaganionego sprzetem i malo atrakcyjnymi pojemnikami kata w ogrodzie uczynic cnote.
Posylam naszym licznym ogrodnikom blogpwym wszystkie trzy wideo:
http://www.waitrosegarden.com/waitrose-alans-tips-advice-videos/
Wielce Szanowna Frekwencjo – Podatkowa Frakcjo Polska,
dostałam dwie godziny temu maila od Ryczących Dwudziestek:
Mija kolejny tydzień, w którym Andrzej stara się powrócić do nas wszystkich… Naprawdę się stara, co przejawia wysyłaniem ze swej strony delikatnych sygnałów chęci kontaktu z najbliższym otoczeniem, czyli… jest bardzo dobrze! Emotikon smile Wiemy, że teraz już będzie potrzeba tylko dużo czasu na skuteczną rehabilitację w specjalistycznym ośrodku, a co za tym idzie, pewnie i niemałych środków pieniężnych. Dlatego informujemy, że Andrzej „Qńa” Grzela, jest podopiecznym Fundacji AVALON, poprzez którą na Jego potrzeby, zaczynamy gromadzić niezbędne w niedalekiej przyszłości, fundusze. Zacznijmy od 1% z rozliczeń podatkowych PIT za 2014r. – pozostał nam na to jeszcze cały kwiecień. JAK PRZEKAZAĆ 1% PODATKU? 1. Wypełniając zeznanie PIT, podatnik musi obliczyć podatek należny wobec Urzędu Skarbowego. 2. W rubryce WNIOSEK O PRZEKAZANIE 1% PODATKU NALEŻNEGO NA RZECZ ORGANIZACJI POŻYTKU PUBLICZNEGO (OPP) • Wpisać numer KRS: 0000270809 • Obliczyć kwotę 1% 3. W rubryce INFORMACJE UZUPEŁNIAJĄCE (bardzo ważne!) • Wpisać nazwisko oraz numer członkowski nadany przez Fundację – Grzela, 4394 Oczywiście, prócz powyższej formy pomocy, istnieje także możliwość bezpośredniej darowizny. O szczegóły można pytać pod adresem dwudziestki@ryczace20.pl oraz bezpośrednio w fundacji
Andrzej to ten w środku:
http://www.ryczace20.pl/
Jagodowy i ja oddamy swój 1% bez chwili wahania. Tacy ludzie, jak Andrzej „Qńa” Grzela, to Dar Niebios, dzięki któremu, wbrew wszelkim okropnościom, ciągle można wierzyć w CZŁOWIEKA.
Sorry za patos, ale tak to czuję. Dlatego bardzo proszę: pomóżcie Andrzejowi.
Ja tez wlasnie cos dostalem!
Pamietacie, ze Zeszyty Literackie zwrocily sie do Kumy z Gdyni o wklad do specjalnego numeru o Staszku
Baranczaku? No i Kuma napisala obficie cytujac z Bogu Bobika? Juz jest ten numer i jest jej Wspomnienie:
http://zeszytyliterackie.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=2187&Itemid=54
Juz dziękowałam Jagodzie u Łasuchów za wrzucenie wiadomości o tym, że rodzina Qni będzie potrzebowała pomocy.
https://www.facebook.com/MonikaSzwaja
Ja tez dołączam się do prośby o forsę – jeśli jest taka mozliwość, oczywiście. Zanosi się na cholernie długą rehabilitację, a to głównie Qnia przynosił do domu pieniądze. Mają trójkę dzieci z taką jedną fajną Danusią, są bardzo fajną rodziną.
Dzień dobry 🙂
kawa
Kocie, dzięki za wieści 0 129 nr ZL. Zaraz lecę do empiku
A do kawy esej z „Polskich złudzeń narodowych” Ludwika Stommy.
Dzięki za ten esej, babilas.
Medycyna ludowa – przerażająca 🙁
Przemoc domowa jako naturalne i zdrowe zjawisko, włącznie z „odnawianiem” skóry małżonkom i profilaktyką, bo „baba ma już taką naturę, że jak chłop nie weźmie nad nią góry, to ona nad nim zacznie panować”… A jak maltretowane dziecko wyzionie ducha w czas jakiś po pobiciu, to „Bóg tak chciał”, i nie ma co wytaczać procesu…
Otwieram GW i czytam naglowek: „Brytyjscy uczniowie terrryzuja nauczycieli”. Troche mnie to zdziwilo, bo dotad o takim zjawisku w brytyjskich szkolach nie slyszalam. Wiec ide sprawdzic na stronie bbc.co.uk/news.
I natychmiast znajduje odpowiedz. Nie, nie teroryzuja.
Ale nauczyciele wzywaja rzad aby zapewnil im wieksza anonimowosc, gdy toczy sie postepowianie w sprawie nagannego, zdaniem uczniow czy ich rodzicow postepowania pracownika oswiaty. Bowiem jesli zarzut okaze sie bezpodstawny „moze to (MOZE TO) podwazyc dobre imie (blight) nauczyciela”, zwlaszcza w malych miejsowosiach, gdzie sie wszyscy znaja, i w ten sposob, zdaniem zwiazku zawodowego nauczycieli, zaszkodzic ich dalszej karierze.
Jakiego slowa korespondent GW nie zrozumial w tym doniesieniu?
http://www.bbc.com/news/education-32078187
Wyslalam kolejny list -„na wies, Dziadziusiowi”.
Heleno,
to zjawisko znane i dawno opisane. Na przykład tutaj:
http://www.sfora.pl/swiat/Tu-nauczyciele-beda-mogli-uzyc-sily-wobec-uczniow-a34017
Jakiś czas temu Brytyjczycy i Duńczycy skierowali prośbę do polskiego MEN o pomoc w rekrutacji nauczycieli polskich, którzy chcieliby uczyć w ich szkołach. Jednym z powodów niedostatku nauczycieli w tych krajach był właśnie problem terroryzowania nauczycieli przez uczniów.
Mój kolega uczelniany był zaangażowany w proces rekrutacji.
Pamiętacie czasy, kiedy na dwutygodniowe wakacje musiały wystarczyć trzy 36-klatkowe filmy? Kiedy nie robiło się zdjęć w muzeach, kościołach i innych wnętrzach? I to nie tylko dlatego, że był zakaz fotografowania?
Od tego miejsca kilka migawek z Wenecji z kwietnia 2001.
Dzień dobry 🙂
Czy można by poprosić o wrzucenie na blog namiarów bankowych, pod które można by wysłać przekaz, ale nie odpis podatkowy dla Qni? Jagoda wprawdzie podała adres mailowy, pod którym można pytać, ale takie pytania sam nieraz odkładam, odkładam, aż zapominam. 😳 A jak namiary są pod łapą, to większe prawdopodobieństwo, że się z nich skorzysta.
Bobiku,
to działa automatycznie po wypełnieniu odpowiedniej rubryki w druku PIT:
W rubryce WNIOSEK O PRZEKAZANIE 1% PODATKU NALEŻNEGO NA RZECZ ORGANIZACJI POŻYTKU PUBLICZNEGO (OPP) • Wpisać numer KRS: 0000270809 • Obliczyć kwotę 1% 3. W rubryce INFORMACJE UZUPEŁNIAJĄCE (bardzo ważne!) • Wpisać nazwisko oraz numer członkowski nadany przez Fundację – Grzela, 4394
To Urząd Skarbowy przekazuje pieniądze na odpowiednie konto.
Jesli to przeczytasz uwaznie, Jagodo, to sie dowiesz z tej wiadomosci z 2011 roku, a zatem sprzed reformy szkolnictwa przeprowadzonej przez resort szkolnictwa pod kierunkiem Michaela Gove’a, ze to nauczyciele domagaja sie uprawnien zezwaajacych na zastosowanie fizycznej przemocy wobec agresywnych uczniow. WEdle obowiazujacyh regulaminow, ucznia nie mozna nawet zlapac za reke. Nie wiem jak wygada to w tej chwili.
W kazdej szkole moze sie znalezc pojednczy chuligan czy uczen dotniety jakims zaburzeniem psychicznym.
Od tego jest daleko do stwoerdzenia ze „brytyjsy uczniowie terroryzuja nauczycieli”, nie sadzisz? Bo sa to brednie siwej kobyly.
Nauczycieli w Anglii brakuje, podobnie jak pielegniarek. Wiele lat temu nasza redakcyjna kolezanka zrezygnowala po dwoch latath nauczania w szkole sredniej, bo byla wykonczona brakiem duscypliny, a placa byla minimalna. Dysyplina od tego czasu bardzo sie poprawila, zwlaszcza po tej reformie Gove’a, znienawidzonego przez zwiazki zawodowe nauczcieli, gdyz zmusil ich do rzetelnego nauczania.
Nigdzie jednak na swieie w szkolach panstwowych nauczuciele nie zarabiaja kroci. Stad ich zapewne brakuje.
Bry!
A wiecie, że Szczecin to naprawdę atrakcyjne miasto? Miałem jeden spacer i sporo wycieczek autem. Wszedłem do nowej filharmonii — aj, jakie to cudo, jakie to piękne. Gratuluję!
Heleno,
w definicja „terroru” zawiera również pojęcie przemocy:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Terror
Według ostatnich danych, liczba napaści na nauczycieli w Anglii ostatnio znacznie wzrosła. Tylko w 2010 roku 44 nauczycieli zostało odwiezionych do szpitala z poważnymi obrażeniami – informuje „The Telegraph.
„Poważnymi obrażeniami”. Czy to nie jest objaw terroryzowania nauczycieli przez uczniów?
Przemocy, która nie kończą się „poważnymi obrażeniami ciała” wymagającymi odwiezienia do szpitala jest grubo więcej.
brednie siwej kobyly. To nie jest argument merytoryczny. To jest bardzo niegrzeczna inwektywa pod moim adresem.
Jeżeli dysponujesz odpowiednim raportem, potwierdzających to, co piszesz, to go przytocz. Zamiast wyzwisk.
Z tego, co mówi mój kolega, sytuacja raczej się pogarsza. Wierzę jemu, bo to on jest specjalistą. I to on współpracuje z MEN i Brytyjczykami przy rekrutacji polskich nauczycieli.
Idę na siłownię odreagować brednie siwej kobyły 👿
Jagodo, ja czegoś takiego jak druk PIT jeszcze na oczęta błękitne nie widziałem i oglądać nie zamierzam. 😆
Chodzi mi o normalny numer konta, na który można przekazać jednorazowy datek.
Bobiku
tu jest informacja o koncie fundacji Avalon jeśli to miałeś na myśli.
Należy podać dane beneficjenta, w tym wypadku „Grzela, 4394”
Wpisanie nazwiska Andrzej G. na listę poszukiwanych podopiecznych Fundacji daje (na razie?) rezultat 0 (zero).
Mnie ten opis wsi polskiej u Stommy nie zaskoczył, bo już wcześniej nieraz stykałem się ze źródłami, które dawały pojęcie o prawdziwej, nie usielszczonej sytuacji, a poza tym „od zawsze” znałem z bliska wieś galicyjską, która mimo 2 połowy XX wieku, władzy ludowej i elektryfikacji, tak do końca wcale ze stanu ekonomicznego, moralnego i zdrowotnego zdeptania nie wyszła. Piszcząca bieda, zacofanie cywilizacyjne, nieufność, okrucieństwo wobec ludzi i zwierząt, chciwość, skrajny egoizm, itp. – to były rzeczy na porządku dziennym.
„Na porządku dziennym” to oczywiście nie znaczy, że w każdym gospodarstwie, nie mówiąc już o każdym człeku musiało to wszystko być i zawsze w takim samym natężeniu. Np. mój Pradziadek miał charakter niebywale łagodny i nawet sobie nie wyobrażałem, że mógłby kogokolwiek uderzyć, czy choćby głos podnieść. Ale już Prababci lepiej się pod rękę było nie nawijać, jak akurat zły humor miała. 🙄
Jasne, że znam i doceniam również chłopskie zalety, jak pracowitość, konsekwencja, trzeźwa praktyczność czy lojalność wobec swoich. Ale realistyczny obraz uzyskuje się nie z eksponowania samych zalet, tylko z uczciwego obejrzenia wszystkich stron.
Możliwe, Markocie, że to właśnie miałem na myśli. 😉 Dziękuję.
Jagodo, brednie siwej kobyly nie byly pod Twpim adresem (nie jestes kobyla i nie jeses siwa) tylko tego durnia, ktory jest z ramienia GW akredytowany na Wyspach. Jeszcze raz – powolujesz sie na informacje przestarzale.
Jesi zas chodzi o „powazne obrazenia”, to wszelka przmoc w szkole traktowana jest jako „powazna”, jesli jest zgloszona, z powodow prawno-administrayjnych. Na wypadek gdyby ktras strona zechciala wniesc sprawe do sadu.
Jak zareagpwalabyc gdyby w prasie brytyjskiej zobaczyla tytul „Polscy nauczyciele matematyki zmuszaja uczniow do modlitwy przed lekcja”. Albo „Polscy uczniowie podpalaja szkoly”. Albo: „Uczniowie w Polsce wkladaja nauczcycielom kosz na glowe, bo nie lubia angielskiego”.
W mojej okolicy nikt nauczycieli nie bije i nie terroryzuje, poza jednym przypadkiem zastrzelenia pedagoga przez rozwścieczonego ojca nastolatki, wobec której sam (ojciec) stosował przemoc domową i nie zgadzał się na udział córki w wycieczkach i obozach szkolnych. Rodzina pochodziła z Kosowa.
Niebijący Pradziadek pociąga za sobą autorytarną Prababkę?
U mnie w rodzinie też tak było 😉
Wszystko z zaniedbania odnowy skóry 🙄
Bobiku, czy ta praktycznosc napewno byla trzeźwa..?
Przepraszam 😳 🙂
Praktyczność mogła być wyłącznie trzeźwa. 😎 W stanie wskazującym na spożycie rządzić zaczynały siekiery i widły, a to się w efekcie okazywało bardzo niepraktyczne. 🙄
Heleno,
swoje opinie na temat aktualnej sytuacji w szkolnictwie brytyjskich, jak już pisałam, opieram na informacjach od uczelnianego kolegi, który jest profesorem wykładającym pedagogikę porównawczą i pedeutologię.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Pedagogika_por%C3%B3wnawcza
Pracuje od lat na uczelniach w USA i GB jako visiting profesor.
Współpracuje z Brytyjczykami przy projektach związanych z agresją w szkole.
Nie widzę powodów do kwestionowania tego co mówi.
Jeżeli znasz raporty mówiące co innego, bardzo proszę o linki.
Dane z roku 2011 przytaczałam dlatego, że pisałaś, że nic nie słyszałaś o problemie. Chciałam pokazać, że jest to problem stary i znany.
Och, Jagodo. Masz prawo do swych opinii i nie zamierzam Ci tego odbierac.
Ja mam swoje.
Opinie każdy może mieć, jakie chce, jakoś jednak bardziej do zaufania skłaniają takie, które oparte są na twardych danych, a nie na przekonaniu „bo tak jest i juszsz”.
Dane sprzed 4 lat w sprawach dotyczących procesów społecznyh nie są jeszcze dramatycznie przestarzałe. To nie kwestie komputerowe, gdzie nawet dane półroczne mogą czegoś szalenie ważnego nie uwzględnić. Jeżeli do tego jeszcze dochodzą informacje od fachowca, który na bieżąco się sprawą zajmuje, rzecz jest warta przynajmniej zastanowienia, bez względu na to, jak źle czy głupio przetłumaczono coś w GW.
Oczywiście jeszcze nowsze niż z 2011 dane mogą obrazować nagłą czy stopniową zmianę tendencji, ale wtedy warto je przytoczyć, żeby tego dowieść. Bo doniesienia prasowe, jak to nowy minister wszystko zmienił na lepsze, mają jednak słabszy walor dowodowy od statystyk.
Dane sa sprzed pieciu lat (2010). Zacytowano bodaj 40 „powaznyc” incydentow z przemoca. Ja swoich „obserwacj” nie bazuje na donosieniach dziennikarskich lecz na licznych wywiadach z rodzicami i nauczucielami i uczniami, ktorych w ciagu ostatnich lat pelne byly media, ktore zazwyczaj nie lubia „dobrych” wiadomosci i wola zle. Napisac „Brytyjscy uczniowie terroryzuja nauczycieli” moze tylko duren. Moga sie zdarzyc i zdarzaja jakies incydenty, ale apel zwiazku brytyjskich nauczycieli dotyczyl nie „terroru” w szkolach tylko zmiany przepisow pzwalajacych im zachowac pelna anonimowossc gdy szkola badz policja bada skarge.
Ja oczywoscir odnotowuje takze i fakt, ze Jagoda zawsze woli uwierzyc w gorsza wersje niz w lepsza, jesli dotyczy ona Wielkiej Brytanii o ktorej ma pojecie bardzo nikle. To jest jej prawo. Ma takze prawo powolywac sie na swoich wlasnych ekspertow i nawet slynny z rzetelnosci portal Onet czy jak mu tam.
Podejrzewam wszelakoz (i to jest tez moje prawo), ze przytacza ich wypowiedzi z ta sama akademicka rzetelnoscia co powtorzony wielokrotnie pseudo-cytat o „genetycznym” antysemityzmie Polakow. Ale wolno jej miec swoje sady. Ja pozostane przy swoich i nie potrzebuje moderatora.
Dane sa sprzed pieciu lat (2010). Zacytowano bodaj 40 „powaznyc” incydentow z przemoca. Ja swoich „obserwacj” nie bazuje na donosieniach dziennikarskich lecz na licznych wywiadach z rodzicami i nauczucielami i uczniami, ktorych w ciagu ostatnich lat pelne byly media, ktore zazwyczaj nie lubia „dobrych” wiadomosci i wola zle. Napisac „Brytyjscy uczniowie terroryzuja nauczycieli” moze tylko duren. Moga sie zdarzyc i zdarzaja jakies incydenty, ale apel zwiazku brytyjskich nauczycieli dotyczyl nie „terroru” w szkolach tylko zmiany przepisow pzwalajacych im zachowac pelna anonimowossc gdy szkola badz policja bada skarge.
Ja oczywoscir odnotowuje takze i fakt, ze Jagoda zawsze woli uwierzyc w gorsza wersje niz w lepsza, jesli dotyczy ona Wielkiej Brytanii o ktorej ma pojecie bardzo nikle. To jest jej prawo. Ma takze prawo powolywac sie na swoich wlasnych ekspertow i nawet slynny z rzetelnosci portal Onet czy jak mu tam.
Podejrzewam wszelakoz (i to jest tez moje prawo), ze przytacza ich wypowiedzi z ta sama akademicka rzetelnoscia co powtorzony wielokrotnie pseudo-cytat o „genetycznym” antysemityzmie Polakow. Ale wolno jej miec swoje sady. Ja pozostane przy swoich i nie potrzebuje moderatora.
Doznałam ataku dumy narodowej, ponieważ w programie tych brytyjskich ogrodników, którzy i u nas mają wielbicieli (należę!) jedna pani chwaliła się powojnikami i wymieniła odmianę Emilia Plater.
Ja bym jej podrzuciła jeszcze Matkę Urszulę Ledóchowską, białe, ogromne kwiaty, wspaniała odmiana. Ale z nazwą miałaby kłopoty.
Programy Alana Titchmarsha i inne ogrodnicze BBC oglądam namiętnie. Szalenie ich lubię, tych zwyczajnych, byle jak ubranych i nieumalowanych, upaćkanych ziemią, niezwykle sympatycznych ludzi. Z przyjemnością patrzyłam dzisiaj jak pani Carol Klein łazi na kolanach po zboczu i sadzi na nim barwinek oraz paprotki. Wyglądała jak czupiradło, w dodatku stare – sama to podkreśliła, śmiejąc się. Opowiadała, podkreślając narrację (modne słówko!) szerokimi gestami brudnych rąk. Cudowna pani, cudowni ludzie.
Cudowne prymulki miał też jeden pan z Irlandii – nie takie wściekle żarówiaste olbrzymy, jakich teraz najwięcej, tylko subtelne stare odmiany w przykurzonych barwach.
Festiwal trwa. Panie Administratorze, jak żyć?
Ta Emilka Platerto byla w tych wideukach od Waitrose’a? Musialam przegapic albo niedoslyszalam.
A [rogramy te ogrodnicze BBC uwielbal takze Neskon Mandela, choc na jego wlasnym podworku mozna bylo uprawiac jedynie kaktusy.
Jak zyc? Mozna sprobowac nie rozrabiac.
Nie od Waitrose’a. Kanał Domo+ pokazuje kilka cykli ogrodniczych BBC: „Wielkie odrodzenie brytyjskich ogrodów”, „”Pokochaj swój ogród”, „Gardeners world”.
O, w swojej roli Nowego PA sprawna jesteś, Heleno, ale że nie tej rady oczekiwałem, to coś tu muszę wyznać i wyjaśnić.
Więc prawdą jest, że poczucie humoru miewam łyse, a racji na ogół we mnie tyle co w bzdurach siwej kobyły — i charakterem nienajlepiej stoję, bo brak mi odwagi, cywilnej odwagi, przyzwoitości, a (jak twierdzą wtajemniczeni) mam nadmiar świętoszkowości, ale mam pewne zalety, na których ujawnienie przyszła pora.
Otóż zaprzyjaźnieni Hindusi dowiedli mi bez cienia wątpliwości, że poprzez minione reinkarnacje jestem blisko spokrewniony z dynastią Windsorów, co już czyni mnie niekopalnym i prawie niedotykalnym.
Ale prócz tego miałem i genetycznych przodków i po mieczu jestem Romem a po kądzieli Żydówką (i to feministką), i jako żydowski Rom a może romska Żydówka zasługuję na ochronę i poparcie, nawet gdybym tu i tam czasami zdemolował to i tamto, przy — bien sûr — rozrabianiu. I dlatego przy próbie podgryzania mnie pójdę na skargę do BBC, do Strasbourga oraz do bliskiej świątyni God’s Assembly, bowiem jako mąż i ojciec protestantów będę miał pełne prawo traktować poniżające mnie uwagi jako atak na kościoły ewangelickie. Nie mówiąc o ataku rasistowskim (znowu z powodu żony i dzieci).
I dlatego jestem przekonany, że się wreszcie świetnie rozumiemy, a że do każdej wypowiedzi nie ładuję tony literówek to naprawdę nie moja wina, ale tak mnie matuś uczyli. I dobranoc.
Dzień dobry 🙂
w oczekiwaniu na esej od Babilasa
kawa
No właśnie, Bobiku i Lisku, czy praktyczność zawsze trzeźwa: Stomma do kawy.
Rad starat’sja, Irku.
Dzień dobry.
Babilasowi wielkie dzięki. 🙂
dzień dobry. przylatuję jak wiatr nad zachodnią polską. czy zdarzyło się tu coś, o czym należy wiedzieć? 🙄
Dzień dobry 🙂
Babilas, w Wielkim Tygodniu, funduje nam Wielkie Rekolekcje Narodowe 😉 Dzięki Babilasie. Liczę, że nie przestaniesz i po Świętach Wielkiejnocy, o których wyższości przekonał nas skutecznie, nieodżałowanej pamięci, profesor mniemanologii stosowanej 🙂
Przy kawie/herbacie od Irka łatwiej robić Narodowy Rachunek Sumienia 😉
Dzień dobry 🙂
Ja nie wiem, o czym należy wiedzieć, bo już jestem na koktajle spóźniony, więc tylko merdnięcie i do potem. 😉
Uściski Bobiku 🙂
Dzień dobry 🙂
Dzięki mt7 i markotowi za zdjęcia z Wenecji. Ja też mam to jeszcze przed sobą. Także przy okazji chcę wybrać się na San Michele pokłonić się Strawińskiemu…
A teraz jestem w Krakowie i myślę ciepło o Bobiku. Zwłaszcza idąc św. Tomasza koło „Dymu” i „Camelota”, a i nawet koło głupiego „Ryja”, gdzie raz mieliśmy z Psem zabawną przygodę – zostaliśmy wciągnięci na wernisaż jakichś potwornych bohomazów i poczęstowani sikaczem… Takie to bywają krakowskie atrakcje 😉 Poza „smogiem wawelskim” i – w tym roku – paskudną dośc pogodą.
Uściski dla wszystkich! A dla Piesa szczególne.
U jeleni bajkowa scena
To nie jest słuszne, żeby tylko babilas tak ciężko pracował nad udostępnianiem cennych plików Ludowi Bobikowemu. Postanowiłem i ja dołożyć coś do tego zbiorku i w temacie naszej sławnej i wielkiej przeszłości — książkę poznałem przed dwoma laty przy okazji wizyty w Warszawie (tak, podróże kształcą) i szczególnie jeden rozdział z dwutomikowej Autobiografii Salomona Majmona mnie poruszył. Kto zaciekawi się całością, a u Midrasza nie upoluje tego wydania, znajdzie w Sieci kopię wydania z 1913 roku w przekładzie z niemieckiego z roku 1792, więc w polszczyźnie nieco archaicznie pisaney. A nowe wydanie jest pod redakcją pani Belli Szwarcman-Czarnoty i pana Piotra Pazińskiego. I rzeczony rozdział tu na zainteresowanych czeka.
A propos, widzialam dzis w rosyjskim sklepie polskie korniszony w sloikach. Ale nazwa producenta nie byla U Babuni, lecz Dworek 🙂
Znaczy się moda na szlacheckość dotarła 😈
Dla odpocznienia od pijaństwa, rui i poróbstwa Starsi Panowie
Pierwsze Skrzypce: Witamy Pana! Pozwoli Pan, że się przedstawimy. Jesteśmy Kwartet im. Czastuszkiewicza.
StPan: Kwartet? Nie -trio?
Pierwsze Skrzypce: A jeżeli Pan szanowny pozbawi stonogę jednej nogi, to czy okaleczone stworzenie, zdaniem Pana, będzie dziewięćdziesięciodziewięcionogą, czy nadal – stonogą bez jednej nogi?
StPan: No, mnie się zdaje, że to jednak będzie nadal stonoga.
Pierwsze Skrzypce:A widzi Pan. To samo z nami. Jesteśmy kwartetem bez jednego instrumentu. Kiedy byliśmy jeszcze w kwartecie, tworzyliśmy znakomity Kwartet Smyczkowy im. Czastuszkiewicza. Najszybszy kwartet świata. Na międzynarodowych wyścigach kwartetów w Bostonie zdobyliśmy pierwsze miejsce, wykonując Kwartet F-dur Beethovena w czasie 12’35”, po jednym zaledwie falstarcie. Normalnie kwartet ten trwa 18 do 19 minut. Publiczność waliła na nasze koncerty tłumnie. W krajach wysoko uprzemysłowionych ludzie nie mają dużo czasu, a na naszych koncertach zaoszczędzali go mnóstwo…
Hihi.
Kwartety Beethovena w tonacji F-dur są dwa – pierwszy i ostatni. Oba trwają circa about dwadzieścia siedem-osiem minut. Podwójne więc brawo dla Kwartetu Czastuszkiewicza 😉
Z rubryki „Ogłoszenia”:
Kwartet smyczkowy zatrudni: wiolonczelistę i dwóch skrzypków.
😉
Dzisiejsze Przepierki Narodowe przypomniały mi, że Čapek napisał powieść pt. „Fabryka absolutu”, która traktuje z grubsza o tym, że Czesi znaleźli sposób na wytwarzanie Absolutu i zaczęli produkować go na skalę przemysłową. A ten Absolut okazał się lizusem i każdemu narodowi objawiał się w takiej postaci, jaka go najbardziej rajcowała. I dla Polaków przybrał postać alkoholu. 🙄
Skończyło się to wszystko jakoś bardzo źle, bo okazało się, że nadmiaru Absolutu świat absolutnie nie jest w stanie strawić. Pewnie dlatego Czesi dzisiaj żadnego Absolutu nie produkują i ten dla Polaków muszą robić Szwedzi. 😎
Ze wspomnianego przez Kierowniczkę Ryja ten sikacz pamiętam, ale bohomazu żadnego, choćby mnie zarżnięto. Dzisiejsze szczeniaki doprawdy nie mają żadnego zrozumienia dla Sztuki. 👿
No jakoweś pejzaże to były 😆 I „ke-wiaty” – chyba…
Szukałam w zdjęciach, ale jest tylko wierzch Ryja…
https://picasaweb.google.com/PaniDorotecka/KrakowWielkanoc2009#5323832244506354226
Neil deGrasse Tysson ma absolutną rację, że to, co nazywamy optical illusions powinno się nazywać brain failures. Skąd się biorą tacy fantastyczni ludzie? To musi być jakiś Bardzo Inteligentny Projekt.
Dzień dobry 🙂
kawa
Troszeńkę, Kochani, nie wyrabiam, boć to trzeba czytać, skanować, OCRy skanów czyścić z literówek, słowa trudne zastępować łatwiejszymi, wieszać na sieci, a na końcu jeszcze na bobikowie anonsować linkiem. A wszystko to w trakcie – bardzo intensywnego ostatnio – życia. Więc jestem wdzięczny Irkowi i AndSolowi, że chcą mnie trochę zluzować. Zwłaszcza, że ze Stommą to pewien kłopot się pojawił. Po pierwsze, jak nazwać kogoś, kto w połowie roku 1981 wydaje książkę zatytułowaną “Słońce rodzi się 13 grudnia”? Prowokatorem? Terezjaszem? Może nie tylko Kukliński chciał ostrzec Solidarność? Po drugie, okazało się poniewczasie, że dość dyskusyjne (a może wręcz bezdyskusyjnie zmyślone?) są fragmenty doktoratu Stommy, i że jednak chłopi pod Hrubieszowem nie zajmowali się prowadzeniem zaawansowanych obserwacji astronomicznych. Zaraz, zaraz – a czy na bobikowie nie zachwycano się swego czasu innym doktorem, co to plemiona neolityczne w Amazonii współczesnej odkrywał i ich języki wymyślał? A może to na Filipinach było? No, w każdym razie, na kupce ze Stommą mam jeszcze Antropologię kultury wsi polskiej 19 wieku, z której zacytuję fragment pieśni dziadowskiej poświęconej opisowi Brazylii i jej mieszkańców:
Powyższy fragment pochodzi z pieśni o wiele obiecującym i jeszcze więcej wyjaśniającym tytule: „Obraz nędzy i rozpaczy dwóch sióstr, które zostały sprzedane do Ameryki Południowej na pastwę przez zbrodniczych handlarzy i wywiezione ze wsi i gminy Dolinka pod Łomżą”.
Dzień dobry,
dzięki Irku, dobra kawa mi pomoże!
http://wyborcza.pl/1,75478,17688822,Biskupi_napominaja_parlamentarzystow__Komunia_albo.html#BoxGWImg
To już wyraźna biskupia agresja. Patrzeć ino hasła ” Na stos z nimi”
Dzień dobry 🙂
Biedni biskupi 🙁 Wybrano Biedronia człowiekiem roku radia TOK FM 😯 I to w Wielkim Tygodniu 👿
Czy nadal żyjemy jeszcze w naszej Polszcze Kochanej? 🙄
ciężko być biskupem w Polsce 🙄
Babilasie, co znaczy ze dla bobikowa trzeba „słowa trudne zastępować łatwiejszymi” ? 😯
hmmm… to całkiem dobry początek na krótki wierszyk. choć czy tylko biskupem ciężko 🙄 każdemu ciężko.
ciężko w Polsce być biskupem
ekskomunik dawać kupę
ciężko w Polsce być rolnikiem
wstawać w mrozie przed budzikiem
czterowiersz pewnie byłby lepszy, ale wenę trzeba zostawić na na potrzeby korporacji
ciężko w Polsce korpoludkom
robią długo (a nie krótko)
Dobrze, że się ktoś ulitował nad ciężką dolą polskich biskupów 😉
Ciężko każdemu 😎 A mimo to lud nie zapomina, że dzisiaj prima aprilis 😆
http://wiadomosci.onet.pl/warszawa/pomnik-donalda-tuska-ma-stanac-w-warszawie/1k61fd
Mnie udało się nabrać Jagodowego, ledwie tylko otworzył oczy, skorzystałam z okazji, że się jeszcze dobrze nie obudził 😉
Dzień dobry 🙂
Ciężko w Polszcze być blogerem,
ciągle się zajmować klerem… 🙄
Niestety, obawiam się, że ten komunijny szantaż to nie prima aprilis. 👿
A tu drobny apropos:
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103087,17689151,Zakowski__Czeka_nas_religijne_przesilenie_i_epidemia.html
Narezcie mam dowod ze nie jestem lud 😀
Kurczę blade, Lisek też Jaśnie Państwo? 😯
Niedługo sam jeden pies się za luda ostanie. 😆
Bobiku,
robię tu czasem za czarnego luda, więc masz towarzystwo, ale jakbyś potrzebował wyraźnego tła, to mogę być ludem czerwonym 😉
Czy osoby zatrudniające PDoch. można w ogóle jeszcze nazywać „ludem”? A jak się na dodatek okaże, że PDoch. jest zbiedniałą szlachcianką?
Ale ja zatrudniam PD tylko raz w tygodniu… 😳
I bez żadnej grzesznej antykoncepcji. 😈
Bobiku, w tamtych czasach Zydzi byli oddzielna klasa, ani jednym ani drugim 🙂 A zatrudnianie pracownikow ludowosci nie odbiera, nic sie nie martw 🙂 Najwyzej zostaniesz uznany za polskiego kułaka.
Jeżeli juuuszzzz to chyba… kudłaka 🙄
… i to czarnego 😎
„Jak zostałem kudłakiem. Wspomnienia pisane na czarno” 😈
Ciężko w Polsce być ku(d)łakiem,
bo to podejrzane takie… 🙄
No i weź tu rozkudłacz takiego kudłaka 😈
Kudłak it is 😆
Stanowczo przeciwiam się powrotowi do słusznie potępionych i zarzuconych praktyk rozkudłaczania! Niech ktoś spróbuje tknąć moje kudły, to ipeena na niego napuszczę! 👿
A co na to fryzjer? 🙂
No dobra, pewne wyjątki mogę zrobić. Mnie strzygą rodzinnie, a przecież nie jestem Pawka Morozow, żeby na własnych starych donosić. 😉
Dobry Pies donosi dla swoich, gazetę, kawę, rogaliki, tylko pasztetówki nie doniesie, bo to by był już św. Pies a nie taki z ludu.
A na skajpie jak się napisze 1:3 to się pojawia kot.
Dzień dobry.
1. kwietnia nawet piętrowe wagony metra można spotkać:
https://pbs.twimg.com/media/CBfRmGpWwAA8W0P.jpg
Wiem, ze zanudzam
http://studioopinii.pl/stanislaw-obirek-czy-to-jest-chrzescijanska-milosc/
Ale to nie sa lektury obowiazkowe. 🙂
babilas, gdyby to była sprawa tylko Everetta czy Stommy, ale przecież są bardzo poważne zarzuty co do jakości obserwacji (i wyciąganych z nich wniosków) nawet w przypadku takich gwiazd jak Mead czy Malinowski (u A. Stille’a w „The Future of the Past” są znaczące i trudne do odepchnięcia uwagi o metodologii tego ostatniego). W jakim sensie jest to science jeśli jeden pan powiedział, że widział albo słyszał i tu się często kończy materiał dowodowy?
Ale nie będę wszczynał świętej wojny, bo ona już się toczy i istotna batalia rozegrała się przed 42 laty gdy socjolog Stanislav Andreski opublikował „Social Sciences as Sorcery” (co chętnie udostępnię w formacie djvu).
Mleczko do poduszki 😉
http://www.polityka.pl/galerie/rysunkisatyryczne/1614179,1,andrzej-mleczko.read
Dzień dobry 🙂
kawa
I coś do kawy:
http://i.lidovky.cz/13/033/lnc460/MC4a2bdd_shutterstock_34390774.jpg
Dzień dobry.
Do kawy, ze starych zapasów. (Od jutra już z bieżącej lektury.)
Zaaplikowałam sobie darmowy środek na podniesienie ciśnienia:
http://wyborcza.pl/1,75968,17694841,Wiecie__czego_wasze_dzieci_ucza_sie_w_rzekomo_swieckiej.html
Zmoro, to przecież nie od dziś się dzieje, ostatnio tylko się nasila. Tak kończy się oddanie państwa w zarząd kościołowi.
W porannej lekturze Wyborczej ja zauważyłem to: http://wyborcza.pl/magazyn/1,143555,17566612,Wacpan__co_jest_soba_zacpan.html – niestety temat zaczyna być wałkowany na cienko, co sprzyja uproszczeniom. No, ale prawidłowa diagnoza warunkiem skutecznej terapii.
I jeszcze nagłówek z Wyborczej. Komentarz znajomego: „Jaki kraj, taka Erika Steinbach”.