Trudna robota

czw., 19 marca 2015, 14:00

– Bobik! Do Samego Szefa! – krzyknął któryś z kolegów, a ton tego okrzyku pozwalał sądzić, że rozmowa nie będzie dotyczyła awansu ani niespodziewanej gratyfikacji finansowej. I rzeczywiście, to podejrzenie potwierdziło się natychmiast po otwarciu drzwi do gabinetu.
– Przykro mi, Bobik, ale będziemy musieli się pożegnać – oświadczył Sam Szef bez żadnych grzecznościowych wstępów. – Nie dość, że nie przynosisz firmie spodziewanych zysków, to jeszcze powodujesz wymierne straty. My naprawdę nie możemy sobie na to pozwolić.
– Ale ja się starałem… – szepnął Bobik, żałośnie zwieszając łeb.
– Wierzę, wierzę – machnął ręką Sam Szef. – Tylko że oprócz dobrych chęci trzeba mieć jeszcze kwalifikacje i pewien talent, dryg, czy jak to tam nazwać. Hodowla ortodoksji to nie jest zajęcie dla każdego. Ortodoksje mają swoje specyficzne potrzeby i jak się nie umie o nie zadbać, lepiej się w ogóle do rzeczy nie zabierać. Podłoże musi być odpowiednie. Temperatura. Wilgotność. Nawożenie. Odchuchanie. A przypomnij sobie, jak to u ciebie wyglądało: przynosiłeś rozsadę, wtykałeś gdziekolwiek, nawet nie patrząc, czy gleba jest skwaszona, czy zasadnicza. Stale zapominałeś, że ortodoksje giną, kiedy je traktować zbyt chłodno i sucho. O nawożeniu to już nawet szkoda gadać; żadnego egzemparza nie udało ci się należycie odżywić. Kiedy porównam to z osiągnięciami innych…
– Może gdybym dostał pod opiekę właściwy gatunek, byłoby inaczej? – zasugerował z nieśmiałą nadzieją szczeniak.
– Nieee – roześmiał się Sam Szef – bez złudzeń, Bobik. Przydzielaliśmy ci już ortodoksje prawackie, lewackie, religijne, ateistyczne i diabli wiedzą jakie jeszcze, ale z żadnymi sobie nie poradziłeś. Zawsze w końcu rozdziamdziałeś, rozwodniłeś, powsadzałeś jakieś ale, jakieś znaki zapytania, jakieś wątpliwości. Nawet nie wiem, skąd ty to wszystko wytrzasnąłeś. Firma takich rzeczy na składzie nie trzyma.
– Ja to z rękawa potrafię wytrzepać, Szefie – wyjaśnił usłużnie Bobik.
– Nieważne, już nieważne – rzucił niecierpliwie Sam Szef. – Sedno w tym, że nie jesteś, Bobik, takim pracownikiem, jakiego potrzebujemy, a odpowiednich kandydatów na twoje miejsce jest zatrzęsienie. Ostatnio hodowanie ortodoksji znowu zrobiło się modne. Chętni w kolejce stoją.
Wymownym gestem wskazał szczeniakowi drzwi, wręczył wypowiedzenie i przypomniał o zdaniu obuwia ochronnego w magazynie.
– Kto by pomyślał! – mruknął Bobik, opuszczając firmę. – Byłem przekonany, że ortodoksje niemal same na kamieniu rosną i nie ma łatwiejszego zajęcia od rozmnażania ich, a to w rzeczywistości taka trudna robota. Ciekawe, kiedy się wreszcie nauczę, że nie wszystko jest takie, na jakie wygląda.