Chirurgia plastyczna
– Świetnie wyglądasz! – szczeknął Bobik, wskazując spodziewanemu gościowi najwygodniejszy fotel. – Nie wiem, jak ty to robisz, ale praktycznie w ogóle się nie zmieniasz!
– Niezmienianie się należy do moich obowiązków zawodowych – mruknęła Tradycja i zapadła się w wysiedzianego chesterfielda. – Choć prawdę mówiąc, nie zawsze jest mi z tym dobrze. Czasem sama na siebie w lustrze patrzeć nie mogę, czuję się za stara, nienadążająca i zaczynam o chirurgii plastycznej myśleć, albo przynajmniej o gabinecie kosmetycznym czy styliście. Ale gdzie tam, nie pozwolą.
– Niektórzy chyba by pozwolili – zasugerował nieśmiało Bobik. – Ja na przykład nie miałbym ci za złe, gdybyś zaczęła nosić dżinsy czy modną fryzurę. Przecież i tak dalej byłabyś wtedy sobą, a nie kim innym.
– Ty byś nie miał za złe, ale inni by mieli i mnie, i tobie – westchnęła Tradycja i znacząco wywróciła oczami. – Nie chcę lecieć po nazwiskach, ale chyba wiesz, jaki krzyk się zawsze podnosi, kiedy ktoś odkrywa, że nie zachwycasz się mną w stu procentach i pod każdym względem. Zaraz się to nazywa, że nie przejawiasz wobec mnie należytego szacunku. Naprawdę, wcale nie jest tak łatwo z tą chirurgią plastyczną, kiedy wokół tylu pilnowaczy.
– A gdybyś – zastanowił się szczeniak – po prostu przestała się przejmować tym, co ci niewymienieni z nazwisk pilnowacze mówią i zmieniała się tak, jak tobie jest wygodnie? Tak, żebyś się czuła w miarę dopasowana do świata, który w końcu też się zmienia?
Tradycja nagle roześmiała się łobuzersko, przymrużyła oko i szepnęła konfidencjonalnie:
– Przecież ja to robię, ale tak to rozkładam w czasie, że trudno złapać mnie za rękę. Tylko nie mów o tym nikomu, bo po co mi znowu jakieś awantury i to w Wielką Sobotę.
– Nikomu ani mru mru – solennie zapewnił Bobik. – Nawet wręcz ostentacyjnie potraktuję cię tak, jakby mi do głowy nie przyszło, że możesz choć na krok odstąpić od swej odwiecznej postaci. Smacznego jajka, Tradycjo. Wesołych Świąt!
Przepraszam WW, przerobiłam Cię na Zeena, ale zmachana dosyć mocno jestem, zatem nadzieję mam, że mi wybaczysz.
Z formalnego punktu widzenia stryjenka to siostra ojca.
Wybaczam. To jeszcze nie jest takie złe. 😛
Może jakiś znajomy archeolog mógłby rzucić okiem i sprzętem na ten ogródek? Oni teraz mają takie urządzenia, że przodka namierzają bez kopania. A najlepiej, jak z przodkiem leży jakaś biżuteria albo broń. Mało prawdopodobne, zwłaszcza ta biżuteria.
Nie wiem Wodzu, czy jego zbroja nie jest plastikowa lub drewniana czasem.
Wiesz, ja chciałam nie wzbudzać zainteresowania sąsiadów, ale chyba mi się to niezbyt udało, zwłaszcza,że w obliczu tej niecodziennej przecież sytuacji, od czasu do czasu dostaję napadu głupawki i turlam się ze śmiechu, zwłaszcza gdy sobie przypomnę stwierdzenie mojego młodego, że już wie dlaczego te truskawki i poziomki takie wyjątkowo dorodne są.
No wyszło na to, że lata całe wcinaliśmy przodka z bitą śmietaną i cukrem.
Z przodkami bywa kłopotliwie, ale nie ukrywajmy – z tyłkami też. 😎
Stryjenka vel stryjna:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Stryjenka
Jakaś taka kolęda była: chodźmy wszyscy do stryjenki… 😈
Wodzu
Faktem jest, że przodka w glebie można namierzyć bez dziabania chaotycznego. Ale to służy tylko ułatwieniu sobie pracy i oszczędzeniu zachodu przy nieuchronnym odkopaniu go po namierzeniu. Tyle że przyjemności z tego żadnej. Bo fajnie jest pokopać na świeżym powietrzu.
A i przodek na georadarze wygląda zdecydowanie mniej atrakcyjnie, niż pieczołowicie odkopany, odsłonięty i omieciony z wielką uwagą i starunkiem. Czego dowód, mam nadzieję dałem powyżej. W tej serii zdjęć są dwa pokazujące takiego odkopywacza w trakcie. Nie umieszczam go ze względu na to, że to w końcu wizerunek prywatny i nie pytałem go o zgode na upowszechnianie.
Co prawda, to prawda. Taki odkopany i przetarty szmatą przodek może leżeć w ładnej gablocie w salonie i wygląda dużo efektowniej, niż portret przodka zamówiony u studenta ASP. Zdjęcie z georadaru, choćby w gipsowej ramie z pozłotkiem, tego nie zapewnia.
Tyłki to osobny rozdział. Szczególnie portrety tyłków.
Przodek Zmory przypomniał mi jeden z poematołków A. Marianowicza:
„Ciocia Eliza wpadła do studni
i tam spoczywa chyba od stu dni…
Trzeba uważać więc, moi złoci
by się przypadkiem nie napić cioci!”
Wpadła stryjna raz na działkę
i się rozłożyła całkiem,
więc to nie jest utopijne,
że w truskawce zjadasz stryjnę. 😈
Utopijne ani ani,
oprócz stryjny trochę niani 🙂
u nas stryjenka to wyłącznie żona stryja, czyli brata ojca
czasem wśród znajomych mówimy do siebie „jak stryjenka uważa” w znaczeniu „rób jak chcesz”
Na dokładkę nieco dziadka,
to już całkiem spora gratka.
Widzę, że zrobiło się zaświatowo 😆
Bobiku, kontrastowo wysłałam Ci onetem żywinę, której nie umiem wrzucić na blog 😳
No bo światowi już jesteśmy wystarczająco i trzeba pozdobywać nowe tereny. 😎
Żywina doszła, Haneczko, ale też nie udało mi się jej znaleźć w takiej postaci, żeby wrzucić.
Rozumiem, że Kot i jego Stara są pod ochroną, ale czy doprawdy nie będzie nam wolno cieszyć się co lepszymi literówkami??? Ja protestuję. Za dużo tej poprawności polityczne.
Literówki to sól życia (czasami)!!!
…jjjjjjj…
Nisiu, w poniedziałek jedziemy na trzy dni do Żaby. Teoretycznie, bo diabli wiedzą co wyskoczy 🙄
Ja też jestem wielkim fanem literówek Mordechaja. Mnie takie za Chiny nie wychodzą. 😳 Jak mi się już jakaś literówka zdarzy, to zawsze jakiś banał, bez polotu czy dowcipu, nie mówiąc już o demoniczności. 🙁
Za wysmiewanie sie z literowek sa przewidziane odpowiednie sankcje.
https://m2.facebook.com/slawomir.popowski
Na Fejsie Slawka Popowskiego nalezy najechac na filmik z Ojcem Rydzem.
Leżał przodek leżał pod glebą ogródka
ballada o przodku będzie bardzo krótka
bo jak przodka wygrzebali
to od woni jego zwiali
a ballada choć w ogonie
też swój pokazała koniec
oj dana, dana, dana
dana, dana…
Jak łatwo zgadnąć, zdanie Babilasa i Jagody na temat wazeliniarstwa władz wobec Kościoła podzielam całkowicie. Tym bardziej na tym ponurym tle cieszą takie, nawet niewielkie, przebłyski:
– Z całym szacunkiem dla opinii Kościoła i episkopatu, polskie prawo tworzy demokratycznie wybrany parlament. To oni zdecydują, czy to prawo będzie obowiązujące – skomentowała Kopacz naciski Kościoła ws. ustawy o in vitro.>
Poszła stryjna do obórki
Po kartofle i ogórki
Hej
Brzydka była chociaż miła
Dotąd do dom nie wróciła
Hej
Stryjcia żony coraz młodsze,
A truskawki coraz słodsze
Hej.
Kopacz sie doskacze.
A propos kotów – dawno nic nie było o Pręgowanej.
Dlaczego właściwie stryjenka i stryjenka, a inne stopnie pokrewieństwa są dyskryminowane? 🙄
Wujenko, wujenko,
cóżeś ty za pani,
przyklapnięty przodek, przyklapnięty przodek,
lecz tyłek jak granit.
Tyłek niby granit,
a reszta do bani,
wujenko, wujenko, wujenko, wujenko,
cóżeś ty za pani? 😯
Pręgowana zajmowała się ostatnio głównie spaniem, a to nie jest dla psa takie interesujące. Ale jak znowu wytnie jakiś numer, obiecuję, że zaraz go opiszę. 😉
Tak odwagę pani Kopacz jak i chęć po(d)pisania się pióra pana Prezydenta inter bym pretował jako wyniki najświeższych badań instytutów meteorologii powiadamiających ich skąd ostatnio i dokąd wieją wiatry. W pewnej mierze było to już odczuwalne dnia dziesiątego, zaskakująco spokojnego jak na krajowy kwiecień.
Dzień dobry 🙂
kawa
Krajowy spokojny kwiecień jest potrzebny Dudzie dla zmylenia części wyborców
Wiecej tu
Dzień dobry 🙂
Uprasza się Szanowną Frekwencję o nie dworowania sobie ze stryjenki i innych wstępnych, zstępnych i pobocznych 😎
Respekt wobec stryjenki jest szczególnie pożądany, albowiem zamierzam tytuł ten nosić godnie, z podniesionym czołem i wypiętą piersią 😉
Andsolu, że władza wsłuchuje się i wpatruje pilnie w prognozy, to oczywista oczywistość 😉
Wolę, żeby pilniej wsłuchiwała się w wiatry wiejące od obywateli niż od episkopatu 😎 I chyba wreszcie zaczynamy mieć pierwsze jaskółki tego tryndu 😉
Przy okazji, pozwolę sobie poprosić Szanownego Autora o kolejny odcinek Teorii Liczbów 😆
„Ale o nas próżna trwoga,
Nas ominie kolej ta,
Bo stryjenka z łaski Boga,
O bratanków szczerze dba!”
(„Straszny dwór”)
Dzień dobry 🙂
Ja uważam za postęp już nawet to, że władza przy wwąchiwaniu się w wiatry Episkopatu nie odczuwa nabożnego zachwytu i uniesienia. 😎
Andsol oczywiście słusznie przypisuje humory władzy prognozom meteorologicznym, ale zauważmy, że dotąd przekonaniem o decydującej roli poparcia KK nawet meteorologia nie była w stanie zachwiać. Raz się zdarzyło emocjonalne zawołanie Tuska „nie będziemy klękać przed biskupami”, ale żadne realia za tym nie poszły. Więc takie przypomnienie na najwyższych szczeblach, że Kościół nie tylko nie stanowi w Polsce prawa, ale i jego opinia nie jest dla władz wiążąca, to jednak pewna jaskółka jest.
Zaraz, a kto będzie robił za bratanka/-ów? Paradox, czy też każdy, kto się zwróci do Jagody per stryjenko?
Ta druga opcja daje ciekawsze, genderowe możliwości. 😈
Są różne możliwości. Po uważaniu, drogą konkursu … i nie tylko 😉
Dzień dobry 🙂
Węgierków dwóch 😀
Dobre i małe kroczki. Najpierw ratyfikacja konwencji antyprzemocowej, teraz in vitro. Może, jeśli dojdzie do skutku, ci obojętni albo zdegustowani przekonają, się, że wpływy hierarchii nie są aż tak znaczące i spokojnie można je traktować z „pełną powagą i uważaniem”, ale tylko jako jeden z głosów docierających do uszu stanowiących prawo, i to niekoniecznie jako szczególnie ważący.
Pani premier wykazała się już konsekwencją przy okazji szczepionek antygrypowych, więc mam nadzieję, że i w tym przypadku wykaże podobną determinację. A hierarchom i ich pretorianom pozostanie tylko czcze gadanie.
Biedroń w Słupsku pokazał, że można zdjąć portret świętego ze ściany gabinetu i grom z jasnego nieba jakoś go nie poraził za to świętokradztwo. Co prawda czekam teraz na inicjatywę referendalną w sprawie odwołania go ze stanowiska. Ciekawe kto pierwszy ustawi się w kolejce.
Jagoda i jej stryjenkowość to jest sprawa dosyć odrębna. Szanowna Frekwencja może się w przyszłości spodziewać po mnie tego zwrotu bez uważania na płeć, wiek i zasługi. I wtedy dopiero stworzą się ciekawe możliwości. Bo ten mój zwyczaj może się rozlać lub rozpełznąć na cały Koszyczek, jak nie przymierzając gender w środowiskach bliskich kościołowi.
Mialam na studiach kolege, ktory do wszystkich mowil bracie albo stary, bez wzgledu na wiek i plec 🙂
Stryjenkowaniem się nie zarażę, gdyż zostałam byłam zarażona innym wirusem: mówię czasem do znajomych „dziubku” lub „rybko”. Kiedyś, za studenckich czasów, w jakimś biznesowym zamieszaniu zwróciłam się tak, przy gościach, do wiceprezesa firmy, w której pracowałam.
Pierwsza polska pielgrzymka antarktyczna 🙄
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,138764,17761364.html
Oj tam tam Ago. Ja też do swojego prezesa powiedziałem publicznie ” piesku” 😀
Wszystkim dopytującym się na privie o Berlińskiego Rysia udzielam – za jego zezwoleniem – odpowiedzi tutaj: Ryś nam ciężko zachorzał 🙁 , jest w szpitalu i jeszcze długo tam pobędzie. Ja się co jakiś czas postaram donosić, w jakim kierunku rozwija się sytuacja.
O trzymaniu kciuków, jako oczywistej oczywistości, chyba nawet nie muszę wspominać?
Nie odzywam się, bo przeżywam ciężkie chwile. Młodsi wyjechali, a ja z kotem, który ciężko zaniemógł z powodu kamicy. Wożę go w tę i we w tę do lecznicy, właśnie mam go za chwilę odebrać po dwóch dniach pobytu u nich w klatce.
Sama już jestem chora z tego wszystkiego, a kotu się nie poprawia.
Jadę po kociego.
To smutna wiadomość o Rysiu. 🙁
Czymanie, czymanie ….
Czymam za Rysia, mojego brata w lewactwie.
mt7
gdzie ten kot ma te kamienie?
Mój miał piasek w moczowodzie, co jest podobno typowe dla kocurów (i byków), podczas gdy kotki miewają kamienie w nerkach. Pomógł kateter i przepłukanie (2 dni w klinice) a potem niskobiałkowa dieta (puszki od lekarza) a następnie przymuszanie do picia wody przez podawanie wodnistych posiłków.
Atak więcej się nie powtórzył i kot przeżył 22 lata.
Przyczyną tego zatkania kanalizacji był podobno nadmiar białka z łapczywie pożeranej suchej karmy nie popijanej dostatecznie. Kocur był młody (1,5 roku) i wielki miłośnik „brekisów”.
Trzymanie, oczywiście. Dzięki za wieści, Bobiku.
No masz ci los! Posylam dobre fuidy Rysiowi aby go naprawili w szpitalu i powrocil brykac na lonie Terenow Zielonych..
Siodemeczko, jak Kotek wroci do domu, spobuj go namawiac aby czesto pil, co oznacza ustawienie w kilku dostepnych miejscach szerokich misek z woda, a jeszcze lepiej z esencinalnym bulionem z kury, w ktorym wygotowano bardzo duzo pietruszki (korzenia lub natki). Pietruszka jest moczopedna, a teraz wazne jest aby mial spora przepustowosc.
Nasz Pickwick mial tendencje do kamicy i jest to zawsze u Kotow powazna choroba. Niestety Ewolucja nie poradzila sobie jeszcze z kocia kanalizacja a nie zostala ona zapepjektowana na dlugowieznsc Kota.
Lajza z markotem.
Furkot też ma z tym kłopot. Je specjalną karmę weterynaryjną i jest ok.
Pewnie juz o tym pisalem, ale profilaktyka polega takze na latwym i szybkim dostepie do picia. Kotu czasami nie chce sie pojsc do wody, jesli jest ona ustwiona za daleko od niego lub jest „podejrzana”. Miski powinny byc w domu co najmniej dwie, szerokie, szersze niz rozpietosc wasow. Wasy sa tym organem, ktory sprawdza czy woda jest zdatna do picia. Dlatego Koty nieraz wola napic sie z brudnej kaluzy niz z wytwornej miseczki Wedgewooda wypelninej woda zrodlana.
Rys 🙁 niech nam się trzyma i zdrowieje jak najszybciej… no bo jak tu bez brykania?
Dziękuję, Bobiku.
Jagoda poradzila kiedys lekture przecudnie napisanej serii ksiazek o „Kocie,ktory…” amerykanskiej autorki dwojga nazwisk.
Nie moge sie od nich oderwac. Na szczescie jest ich okolo trzydziestu.
Kocie, są również takie Koty, które zamiast pić ze swojej szerokiej miski w domu, chłepczą deszczówkę zgromadzoną w wąskiej szczelinie między płytami chodnikowymi. Nie mieszkam w kocim umyśle, ale wygląda to trochę na chęć zaznania Życia Włóczęgi. Podejrzewam, że z tych samych powodów Kot kradnie jedzenie mewom i wyciąga ochłapy ze śmietnika.
Koty chyba ogólnie preferują deszczówkę, niezależnie od szerokości naczynia, mój na przykład wsadza łeb do konewki.
A niektórych nie powstrzymuje nawet wąskość słoja ze śmietaną czy mlekiem 😉
Rysiowi Berlińskiemu życzę wykaraskania się bez szkody z tej zdrowotnej zapaści, niech mu wiosna za szpitalnym oknem przyniesie siły i dobre myśli.
Rysiu, oboje z Jagodowym trzymamy kciuki i posyłamy dobre fluidy 🙂
Siódemeczko, trzymaj się 🙂
Biedny Ryś, trzymam wszystkie kciuki, łącznie z zapasowymi.
Czy można jakoś się przyczynić do dobrostanu Rysia?
Trzymam za Rysia, żeby jak najszybciej mógł wrócić do Katulek z Bzem.
Mogę coś Rysiowi podosyłać elektronicznie, jeżeli może i chce używać jakiegoś sprzętu w szpitalu.
Kot ma liczne struwity. Zakładają mu od poniedziałku cewniki i wypłukują złogi z pęcherza, z mizernym skutkiem. Dostał specjalne karmy, ale nie miał okazji ich zażyć, bo spędza czas głównie w klinice.
Najgorsze jest to, że ja nie jestem prawdziwym personelem, to dodatkowy stres.
Obawiam się też, że te karmy nie zostaną zaakceptowane.
Lekarz prowadzący umawia się, że zdzwoni o 8-9 rano, a o 12 w południe jeszcze nikt nie dzwonił i nikt nie odbiera telefonu.
Mamy dramatyczne doświadczenia z tą kliniką i drugim kotem, więc dla nas taka cisza, taki wielogodzinny brak wiadomości jest koszmarem.
Oni mają bardzo duże wzięcie, bo właściciel kliniki ma bardzo dobrą reputację, ale pozostały personel niekoniecznie sobie radzi.
Teraz jesteśmy w domu, kot oszołomiony, na razie nie załatwia się w tysiącu miejsc. Jutro rano znowu do kliniki. Wpakuj 10 kg kota do kontenera wbrew jego woli i patrz, jak się trzęsie.
mt7, bardzo Ci współczuję i mam nadzieję, że kotu się polepszy.
Siódemeczko
Spróbuj Cystone. Z naszej praktyki wynika, że często bywa skuteczny w przypadkach kamicy. Nasz pracownik, który jest miłośnikiem ziołolecznictwa i, niestety, homeopatii, zaleca ten preparat regularnie. Akurat to działa.
I, oczywiście, nie zaniedbuj tego, co zaleci Ci Twój wet.
Rysiu, czymam, bardzo!!!!
Dzień dobry.
No tak, jest tylko jeden problem. Jak namówić kota, żeby połknął tabletkę, jeśli nie ma na to ochoty. A w przypadku Cystone to połykanie będzie musiało potrwać czas jakiś.
Chyba że jest on z nielicznej grupy nie stwarzającej takich problemów.
Picie wody przez koty to jest dopiero zabawa. Moja, mimo że uprzedzałem domowników przed popełnieniem tego błędu, została nauczona picia wody z kranu. I teraz mamy zabawę, bo co jakiś czas trzeba jej odkręcać krany. Żeby przynajmniej napiła się z jednego. Żadne takie. Jak się napije w kuchni, to gna z awanturą do łazienki. I tak parę razy dziennie. Miska na wodę smętnie stoi w kącie. Poza tym chętnie wsadza pyszczydło do mojego kubka z wodą, próbuje dobierać się do wiaderka z wodą do mycia podłóg albo wyłazi na balkon po deszczu i spija wodę zgromadzoną w nieopatrznie pozostawionych tam naczyniach. Śmietnikowiec czystej wody.
Jeśli to struwity, to nie jest źle. One są rozpuszczalne. Gorsze są kamienie szczawianowe. Bądź dobrej myśli.
10 kilo, ho ho 😎
Mój kot, ten metuzalem, preferował wodę z kranu w wannie. Wskakiwał i czekał, aż mu ktoś odkręci, ale strumyczek ma być mały, kręcący się przy odpływie, bez zamaczania łap 😎 Personel zastępczy nie kapował na początku, o co chodzi.
U nas tabletki nie wchodzą w rachubę. Pomijam już własny komfort i cierpliwość, ale szkoda mi kota, bo dobrowolnie nie zje, a wpychanie mu czegokolwiek do pyska powoduje, że sierść mu ze strachu wychodzi garściami. Dostaje więc wszystkie lekarstwa w zastrzykach. Wet mi nabiera do strzykawek i podaję w domu. Trwa to sekundę. Kot się nie zdąży zorientować i już jest po krzyku.
Paradoksie, kot F. bardzo lubi próbować, co też mame pije. Jeśli głowa mu się nie mieści do szklanki z wodą, wkłada łapę, macza, zlizuje i w ten sposób zaspakaja ciekawość.
Vesper
Niestety, zdaję sobie sprawę, że koty generalnie są mało tabletkowe, stąd moja uwaga. Ale może kot Siódemki jest pod tym względem wyjątkowy, poza oczywistą wyjątkowością każdego kota z natury, i będzie tabletki przyswajał bez większych awantur i stresu.
Markocie. Tak tak, koty są bardzo cierpliwie, jeśli celem jest odpowiednie wychowanie człowieka.
Dość blisko mi do nich, więc próbuję zorganizować u pingwinów ciepłe (jak to u nich) przyjęcie dla polskich lekarzy. Wprawdzie nie bardzo rozumieją słowo „kwiat” ale cieszą się na wizytę kwiatu polskiej medycyny. Wyrażały tylko obawy czy aby na pewno ks. Oko ma dobry wzrok, bo już w przeszłości miały kłopotliwe przejścia.
Ja tam na miejscu podróżników spod znaku oka bym się poważnie zastanowił przed tą wyprawą. Bo może im cały świat wywrócić się dosłownie do góry nogami. Wszak na Antarktydzie, jeśli wierzyć wyznawcom okrągłości Ziemi, pingwiny chodzą do góry nogami, a wieloryby pływają – cholera, nie wiem jak to określić, bo przecież wieloryby nóg nie mają. Niech będzie, że stylem grzbietowym. Ale nie w tym upatruję zasadniczy problem. Chodzi mi o płeć kulturową, czyli mówiąc pospolicie – gender. Przecież tam samce pingwinów zachowują się jak kobitki. Wysiadują jaja. A żeby było śmieszniej, pingwin taki trzyma jajo na łapach i nawet nie śmie drgnąć. Ci pielgrzymi mogą przeżyć załamanie nerwowe spowodowane kontaktem z tak ewidentnym przejawem genderyzmu. A kto wie, ponieważ genderyzm jest mocno zaraźliwy, to i przesiąknąć nim mogą. Więc na ich miejscu unikałbym pingwinów jak zarazy, o co może być ciężko.
Dziękuję za wsparcie i porady. 🙂
Paradoxie, kupię te tabletki również dla siebie, bo od czasu świąt mam też istotne problemy w tym temacie.
Personel prawdziwy opanował sztukę podawania tabletek i nie ma z tym żadnych problemów.
z poradnika dla ks. Oko 😈
„ksiądz Oko miał problem ze wskazaniem miejsc kultu na Antarktydzie”
No co za pech! 😉
Jeżeli na Antarktydzie nie ma miejsc kultu, to ta wycieczka z Okiem nie będzie żadną pielgrzymką, tylko krucjatą, w celu nawrócenia niewiernych pingwinów. Uważam, że Oko powinno to wyraźnie zaznaczyć, żeby nie było nieporozumień i reklamacji. Głupio by w końcu było, gdyby potem zaczął latać taki katolicki lekarz po różnych Wyborczych i się skarżyć, że zapłacił za pielgrzymkę, a dostał krucjatę. Albo na odwrót. 🙄
Nie znacie się. Jesli jest ciało, co do którego można określić położenie w określonym czasie i tym ciałem jest Oko, to obiekt i miejsce kultu już jest. Do załatwienia pozostają wyznawcy, ale to podobno nie problem.
A Oko ciałem się stało i mieszkało z pingwinami? 😯
Amen
Najlepsze tabletki ludzkie w tym temacie sa tabletki zurawinowe. Ale musza byc brane regularnie. Wyprobowane z ogromnym powodzeniem na kilku znajomych i przyjaciolach.
Kocie
Żurawina jest dobra w stanach zapalnych pęcherza moczowego i dróg moczowych – bakteryjnych. Z kamicą radzi sobie kiepsko.
Ryś chory. Kot chory. Za Rysia trzymam, ale to twardy lewak, jeszcze pobryka. Gorzej z tym kotem. 🙁
Pingwiny też dadzą radę, chociaż pewnie wolą przewidywalną orkę czy rekina niż takie porąbane Oko.
Kocham Czechow. I chetnie zostalbym obywatelem nowego panstwa:
http://wyborcza.pl/1,75477,17767516,W_Europie_powstalo_samozwancze_panstwo__Zalozyciele.html
Na ogólne życzenie Jagody powiadamiam, że z rodziną Liczbów integracji idzie aż za dobrze, hulanki, bzdurki, swawola (czyli absurdalne hipotezy), ale ostatnio one chcą ze mną rozmawiać tylko w języku pari-gp i tak na przykład nasze gawędy wyglądają:
? g(n)= if(n==1,return(1),if(n==2,return(3),return(7*g(n-1)-g(n-2)-1)))
%178 = (n)->if(n==1,return(1),if(n==2,return(3),return(7*g(n-1)-g(n-2)-1)))
? k(n)= if(n==1,return(0),if(n==2,return(2),return(7*k(n-1)-k(n-2)-2)))
%179 = (n)->if(n==1,return(0),if(n==2,return(2),return(7*k(n-1)-k(n-2)-2)))
? m(n)= if(n==1,return(0),if(n==2,return(4),return(7*m(n-1)-m(n-2)+2)))
%180 = (n)->if(n==1,return(0),if(n==2,return(4),return(7*m(n-1)-m(n-2)+2)))
? s(n)=(g(n))^2-(k(n))*(m(n))
%181 = (n)->(g(n))^2-(k(n))*(m(n))
? forstep(n=1,10,1,print(n,” „,s(n)))
— i wychodzi mi ciąg jedynek, czyli wszysko w porządku.
Oni Ciebie pozdrawiają.
Aha, ale jeśli zapisać to jako macierze 2×2 to wcale nie jest takie straszne:
g(n) m(n)
k(n) g(n)
— tylko, że dużych nawiasów tu nie wpiszę.
Dzień dobry 🙂
kawa
No nie, Irku, od każdej kawy, a od tej w szczególności, oddalam się teraz. Dobranoc.
Andsolu,
z zamieszczonego tekstu wynika, że rodzina Liczbów odnosi się z należytym respektem do stryjenki 😎
Odpozdrawiam zacną Rodzinę i ich Znakomitego Kronikarza, któremu przyznaję Podwiązkę Stryjenki za Kultywowanie Wartości 😎
W nowym państwie już się zrobił straszny tłok 🙁 A tygrysy tłoku nie lubią 😉
Irek podał kawę, jak zwykle po linii i a propos 🙂
A co z lekturą do kawy 🙄 😯
Babilasie, nie rób mi tego! W roli uwiedzionej i porzuconej mi nie do twarzy 🙁 😉
Dzień dobry 🙂
To państwo Liczbowie nie są uczciwym małżeństwem ojca i macierzy, tylko poligamicznym, nienaturalnym związkiem czterech macierzy? 😯
Nie żadna zacna rodzina, tylko genderyzm w najohydniejszej postaci! 👿
Na szczęcie za oknem słońce, Jagodowy woła na śniadanie, da się pożyć, czego i Szanownej Frekwencji życzę 😆
Miłego dnia Koszyczku 🙂
Chcesz się załapać na krucjatę z okiem, Bobiku? 🙄 😉
Ja też wołam o Babilasową lekturę do kawy. 🙂 Może to i w miarę świeża świecka tradycja, ale mnie się natychmiast osadziła jakby istniała od zawsze. A na dodatek, jak lektury nie ma, to ze starego nawyku, odruchowo, idę przy kawie poczytać gazetę.pl, a potem się sam na siebie wściekam, że od jakichś cholernych tabloidów dzień zaczynam. 🙄
Słoneczny i rześki dzień dobry Szczęśliwcy
Zacząć dzień od kawy, zagłębić się w lekturze tabloidu, przywołać do porządku Babilasa opóźniającego się z dostarczeniem porannej prasówki, popastwić się nad pielgrzymami od Oka – pełnia szczęścia.
Tradycja ma swoje prawa, Paradoxie 😉
https://www.youtube.com/watch?v=PD0UT-KaLu0
Ach, tradycja… To jest przy porwaniach samolotów. Jak bandyta porywa samolot, to możemy go żądać z powrotem właśnie na zasadzie tej tradycji. To stara tradycja, jeszcze od początków lotnictwa, ekstradycja!
Excerpt from: Angelika Kuźniak , Ewelina Karpacz-Oboładze. “Czarny Anioł. O Ewie Demarczyk.” iBooks.
Chwileczkie, jak tradycja jest eks, czyli była, to znaczy, że już jej nie ma. Czy z tego wynika, że z powodu eks-tradycji teraz już zwrotu porwanego samolotu zażądać nie można? 😯
Widać nie można. O czym Rosjanie już wiedzą a my jeszcze nie 😉
Dawnych wspomnień czar:
https://www.youtube.com/watch?v=YdTtoioJW2U
I do pracy marsz 🙁
Ależ Irek z kawą pojechał! 😆
Rokendrole, rokendrole. A trochę prawdziwej kultury to nie łaska? 👿
https://www.youtube.com/watch?v=c6jd1ppJ7xM
Wesele się nada? 😉
https://www.youtube.com/watch?v=W5I2Vvxd2ec
Dzień dobry 🙂
Andsol pija takie kawy ciągle, ale ja pierwszy raz w życiu zostałam matematyczną kawoszką 😉
Babilasie, smaczne, ale na jeden kęs. Poproszę o solidne śniadanie 🙂
Przesłuchując Gajosa, znalazłam „Poniedzielskiego” który mnie do łez rozbawił. Np. to:
https://www.youtube.com/watch?v=dyET2jM0E6s
mam ochotę zacząć jak on: >>”Dzień dobry” i to, proszę Państwa, koniec dobrych wiadomości.<< Zimno i leje.
może u Was nie jest tak źle: czy gdzieś na zachód od Polski jest ciepło i nie leje? Jako że cyrkulację mamy zachodnią, może do nas przyjdzie.
Dzień dobry. Na północy bardzo ładna pogoda. Przynajmniej na razie. Innych dobrych wiadomości brak.
Słonecznie i zimno 😕
Wreszcie zakwitły sasanki 🙂
Ten Gajos jest BARDZO smieszny.
Czy ktos wie jak mozna powiekszyc strzaleczke (cursor) na ekranie laptoka? Korystam tu z samsunga chrome. Ta strzalka jest tak mala, ze przestalem ja widziec, zWlszcza jak nie jest na bialym tle, ale na szarawym lub kolorowym. Stale na nia poluje i nieraz polowanie trwa bardzo dlugo zanim zobacze albo sie domysle.. Jest to bardzo frustrujace.
To samo mam zreszta w domu na Macu. Brakuje mi Rysia, ktory zawsze rozwiazuje moje poblemy z kompem. A i Siodemeczka potrafi byc super.
Nie mam pojęcia, jak się tę strzałkę powiększa, ale kiedy mnie ona ginie, nawet nie próbuję jej szukać po całym ekranie, tylko skroluję na ślepo do samego dołu i tam ją dorywam. Nie jest to może metoda optymalna, ale jakoś tam skuteczna i mniej się przy niej traci nerwów, niż przy uganianiu się za złośliwym kursorem, który nawet „a kuku!” nie raczy zawołać.
Nie leje u mnie (a nawet wręcz by się przydało), ale ciepło już się zbyło. 🙁 Jeżeli poszło do Zwyczajnej, niech już będzie, nie pożałuję, ale jeśli się dowiem, że trafiło w niepowołane ręce, mogę zawarczeć. 👿
Sprobuje metoda Bobika, ale nie recze….
Poszukiwanie strzaleczki wywoluje we mnie automatycznie taki potok slow niecenzurlnych, ze nawet nie domyslilibyscie sie, ze ja takie znam. Znam i trzymam na specjalne okazje, ktore osttnio nie kaza na siebie czekac. 😳
Kocie
Jakiego systemu operacyjnego używasz?
W Windows 7 wygląda to tak:
Na pulpicie trzeba kliknąć prawym przyciskiem myszy. Następnie zakładka „Personalizuj”. Po czym z lewej strony okienka „Zmień wskaźniki myszy”.
W zakładce „Wskaźniki” masz do wyboru różne opcje wielkości kursora.
Lub inaczej.
W zakładce „Opcje wskaźnika” możesz zaznaczyć „Pokaż lokalizację wskaźnika po naciśnięciu klawisza „Ctrl”. I problemy z lokalizacją kursora znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Lub
Podejrzewam, że w dowolnym systemie Windowsa kliknięcie na pulpicie PPM otwiera możliwość ustawienia wielkości kursora. Trzeba tylko trochę pogrzebać.
A jak już kłopoty z kursorem będą opanowane ( cieszę się, że nie tylko ja tak mam, gdyż składałam je na karb mojego tumaństwa, a to widać bardziej powszechna przypadłosć sprzętowa tylko 😉 ) to się można pobawić grafiką Eurostatu :
Young Europeans – try our interactive infographic from #Eurostat #youthweek http://ec.europa.eu/eurostat/cache/infographs/youth/index_en.html …
Dziekuje! Bede probowal jak przyjdzie Audrey.
Jeśli chodzi o system Mac to tylko tak mogę pomóc. Z macu przyswajam jedynie makowce
https://support.apple.com/kb/PH7226?locale=en_US&viewlocale=pl_PL
W Macu idziesz do „System Preferences”, a tam do białego człowieczka na niebieskim tle podpisanego „Accesability”, gdzie ustawiasz suwakiem wielkość kursora.
Ludzie, czy jet coś, czego nie wiecie 😯
Zmiana kursora myszy:
https://www.youtube.com/watch?v=QqEaNsfXBDc
Markocie, dziękuję pięknie 🙂
Ale kot używa samsunga chrome, czyli systemu operacyjnego będącego odmianą Linuxa (albo Androida), zwanego Chrome.
Nie wiem jak się zmienia w tym kursor myszy, ale się pochwaliłem, że coś wiem 😆
A teraz doczytałem do Rysia. Ajajajaj. Jak ja trzymam.
Zmoro,
a proszę bardzo 🙂
W razie wątpliwości to tutaj
Zaletą Maca poza niezawieszaniem się i niskim zagrożeniem wirusami jest też, że daje się w dużym stopniu obsługiwać intuicyjnie. A jak nie, to zawsze się znajdzie pomoc w sieci.
W drodze do domu czułam się trochę nieswojo, ze względu na naciągnięty na uszy kaptur ciepłej kurtki. Ale dotarłszy na przystanek przyjrzałam się przyszłym współpasażerom: na osiem osób tylko dwie z gołą głową. Uspokojona sięgnęłam do torebki po rękawiczki. W pracy połowa zespołu jest przeziębiona, a kolejne 20% kicha z powodu alergii. Kwiecień! Taki piękny miesiąc. I nie mogę sobie przypomnieć, żebym zapraszała Antarktydę.
Takie warunki (można odnieść też do pogody) Douglas Adams nazwał
„inkly, winkly, stinkly and generally just huh”
Czyżby kosmiczna sprawiedliwość jednak istniała? 🙄
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,17772381,Mysliwy_zostal_stratowany_przez_slonia__ktorego_chcial.html#Prze
Czasem istnieje 🙄
Owocowe kwitną, a bzyki nie latają 🙁 Pani od miodu mówi, że o majowym mogę zapomnieć 🙁 To nie jest klimat, to skandal 👿
Ago, Antarktyda jest teraz w pakiecie z Okiem. Z pewnością nie zapraszałaś 😉
Ostatnio pisałem o roślinie, której nie miałem, nie mam i mieć nie będę, teraz napiszę o czymś, co mam i co co roku kosztuje mnie pół kłębka nerwów: wyjdzie – nie wyjdzie, urośnie – nie urośnie. Chodzi o obuwika, Cypripedium calcelous, krajowy gatunek storczyka. W odróżnieniu od innych tubylczych orchidei, które w najlepszym wypadku robią wrażenie en masse (np. Dactylorhiza), obuwiki mają spore i bardzo okazałe kwiaty, które – w zależności od stanowiska – pokazują się w maju – czerwcu.
Roślina chroniona, bardzo zagrożona wyginięciem, nie tyle nawet wskutek kurczenia się stanowisk, ile z powodu kłusownictwa florystycznego. Naturalnie związana z buczynami i dąbrowami, w uprawie radzi sobie na różnych stanowiskach (największy polski producent ma gęsty łan Cypripediów pod gruszą), preferuje stanowiska słoneczne (lub, w ostateczności, tak zwany pstrokaty cień). Gleby raczej wapienne, dlatego najwięcej nam zostało obuwików na Irkowszczyźnie i w Małopolsce. Coraz częściej nadleśnictwa utajniają dokładną lokalizację rezerwatów (stanowisk) obuwików.
Storczyki są czymś w rodzaju naczelnych wśród roślin, szczytowym ogniwem ewolucji swojego świata. Pierwszą strategią ewolucyjną roślin była wiatropylność (na przykład sosna), później ewolucja “wymyśliła”, aby do zapylania zamiast przypadkowego wiatru wykorzystywać nieprzypadkowe owady. Żeby owady zechciały odwiedzać kwiaty, rośliny musiały produkować substancje dla nich atrakcyjne (nektar, pyłek). Storczyki odkryły, że inwestycja w nektar nie jest potrzebna, o ile uda się oszukać owada. Oszustwo odbywa się na dwóch płaszczyznach, wzrokowej i węchowej. Kwiat (czy raczej jego fragment, tzw. warżka) często przypomina owadzią samicę, a wrażenie to jest dopełniane feromonami.
Zapylaczami obuwików są błonkówki z rodzaju Andrena (po polsku pszczolinka – podaję nazwę łacińską, bo poziom wiedzy entomologicznej na bobikowie zdumiewający). Tyle, że takie pszczolinki to wolą nad łan rzepaku polecieć, gdzie żółtej obfitości liczy się na hektary, aniżeli szukać polan w dąbrowach czy buczynach, a na tych polanach obuwików. Bo to nieprawda, że pszczółka to tak z kwiatka na kwiatek – jak już sobie wpisze w autopilota jeden rodzaj pożytku, to oprogramowania w główce nie zmienia. To powoduje, że ginące obuwiki mają coraz bardziej pod górkę (zwłaszcza, że samozapylenie nie jest możliwe anatomicznie).
Botanicy uważają obuwika za gatunek nomadyczny, to znaczy pojawiający się i zanikający na stanowiskach w miarę zmieniania się warunków siedliskowych (sukcesja ekologiczna). Kłopot w tym, że coraz trudniej o odpowiednie stanowiska. Obuwik w naturze ma wąski zakres tolerancji na warunki środowiska – ginie w cieniu, ale w warunkach większego prześwietlenia ulega konkurencji ze strony traw i krzewów. Nie lubi gleb kwaśnych, dlatego nie występuje w borach (opadłe igliwie zakwasza glebę) i rzadko w lasach mieszanych. Młode pędy bywają zjadane przez leśnych roślinożerców oraz ślimaki. Unika stanowisk nadmiernie żyznych (w ogrodzie źle reaguje na przenawożenie).
Przez długie lata pokutowało przeświadczenie, że obuwiki żyją w mikoryzie i dlatego jeśli już przesadzać dorosłe osobniki, to wyłącznie wraz z ziemią, w której rosną. Nie wykryto jednak w korzeniach czy na ich powierzchni żadnych grzybów, więc przyjmuje się obecnie, że dorosłe obuwiki nie wymagają do szczęścia symbiotycznych grzybów. Sprowadzałem zresztą kilka razy obuwiki z Niemiec z gołym korzeniem i zawsze przyjmowały się bez kłopotów.
Mikoryza jest jednak niezbędna do kiełkowania nasion, bo te są wyjątkowo drobne i nie zawierają żadnych substancji odżywczych. Mnie nigdy nic nie wykiełkowało. Siewki rosną wyjątkowo powolnie i często trzeba czekać 10 lat zanim zakwitną. W Niemczech istnieją firmy, które zajmują się usługowo kiełkowaniem storczyków in vitro: wysyła się im torebkę nasienną, za czas jakiś odsyłają roślinki w słoiczkach. Oczywiście w międzyczasie są jeszcze pieniądze do zapłacenia.
Innym pomysłem na rozmnażanie obuwików jest podział roślin. Kluczowe jest to, aby dzielić obuwiki tylko w okresie spoczynku, czyli między wrześniem a rozpoczęciem wegetacji (powiedzmy do połowy kwietnia – obuwiki późno “czują wiosnę”). Robimy to drżącą z emocji i nerwów ręką (przynajmniej pierwszych kilka razy), ale przy zachowaniu elementarnej ostrożności powinno nam się udać nie uszkodzić wierzchołków wzrostu. Dzielimy rośliny tylko z chytrości lub chęci podzielenia się nimi, bo obuwik jest rośliną długowieczną, a duże jego kępy wyglądają zjawiskowo.
Oprócz krajowego Cypripedium calceolus jest jeszcze kilkanaście gatunków obcych i kilkadziesiąt wyhodowanych przez człowieka odmian uprawnych. Oczywiście jako Polak “mam obowiązki polskie”, więc interesuje mnie głównie nasz tubylec.
Miły widok na wiosnę: kępka Cypripediów, trzy, może cztery kwiaty.
Sukces trójpodziału: wszystko żyje, a nawet będzie kwitło.
Chciałam, to mam. Dziękuję za wpędzający w kompleksy podkurek 😉
Dobranoc 🙂
Mam od lat Cypripedium w doniczce. Zakwita co dwa lata w grudniu i kwitnie przez jakieś 3 miesiące. Powinno co roku?
Moi znajomi mają takie dzikie w ogrodzie, na wysokości ponad 800 mnpm, gleba uboga, wapienna.
Dla tych co nie spia:
https://www.youtube.com/watch?v=AMgZ0SBEL5I
Dzien dobry 🙂
Wielkie dzieki Babilasie za poranne obuwiki 🙂 Fascynujaco piszesz, przypomnialy mi sie pogadanki Jana Zabinskiego, a o roslinach trudniej…
Czy pszczolinka da sie hodowac (cos w rodzaju ula)? Bo wtedy mozna by postawic ul obok stanowiska obuwikow.
Dzień dobry 🙂
Pi-Kawa z Nocnego Supersamu
W mojej torebce
ostatnie grosze…
– espresso –
mocne
proszę…
Kawa, kolejna kawa,
moja pikawa
nie daje mi żyć…
Stuka, stuka pikawa,
która to kawa?
Nie wiem…
Licz!
Akcja, akcja reakcja
mobi-lizacja…
Muszę kawę
pić…
W mojej torebce
ostatnie grosze…
– americano –
podwójne
proszę…
Wali, wali pikawa…
kolejna kawa…
Zawał
znicz…
Lekarz, kawę na ławę,
wyłącz pikawę…
jak tu żyć?
Rano, już prawie rano
czas na dobranoc
co tu…
pić…
Może…
kieliszek whisky?
Szklaneczka whisky…
Zapomnieć da
o wszystkim…
Przed jutrem…
Kiedy w pędzie
za te ostatnie grosze
espresso
poproszę…
Dzień dobry 🙂
kawa
Babilasie
W Twoje opowiadanie jakiś złośliwy chochlik się wdarł i spowodował literówkę w polskiej nazwie Andreny. Pszczolinka jeśli pozwolisz. Więc mój apel do Bobika, aby wyeksmitował chochlika z Babilasowego tekstu.
Paradoksie, dziękuję za korektę obywatelską. Aż pierś puchnie z dumy z powodu tak uważnych czytelników. Bobiku, eksmituj!
Lisku, widziałem domki dla pszczół samotnic (pszczolinki to właśnie takie owady niespołeczne), na przykład takie osiedle, ale pszczolinki chyba kopią sobie norki w ziemi. Spotkałem się z rekomendacją wpół wkopanych odwróconych doniczek ceramicznych (ale to raczej bardziej dla trzmieli).
Markocie, to bardzo ciekawe, co piszesz. Obuwiki dla wiązania pąków kwiatowych wymagają okresu chłodnego (kilka tygodni w co najwyżej +5C), być może to jest powodem nieregularnego (znaczy regularnego, ale w nietypowych interwałach) kwitnienia? Napisz proszę, jak często przesadzasz (zmieniasz doniczkę) i czy roślina ma tendencje rozwojowe (ilość kwiatów)?
Uważnych i merytorycznych, Babilasie 🙂
Podobnie jak Lisek, uważam, że piszesz fascynująco i czytam uważnie, ale literówki w nazwie pszczoły i tak nie zauważę 😉
Dzień dobry 🙂
Ja dla wykładu o obuwiku nawet kryminał odłożyłem. 😆
Na żywo i dziko, niestety, z obuwikiem się nigdy nie spotkałem, choć po małopolskich lasach i łąkach sporo się nabiegałem. No cóż, Brunner, nie zawsze się udaje. 🙄
Chochliki wyeksmitowałem hurtowo, ale pierwszego Paradoxalnego postu znikał nie będę, bo jak się już ktoś o komentarz zahaczy, to po ptokach, trzeba zostawić, żeby ciąg dalszy był zrozumiały. 😉
Dzień dobry.
Obuwik skojarzył mi się jedynie z cholewkarskimi marzeniami Heleny. 🙂
Bobiku
Niech i tak będzie. Mnie tylko chodziło o to, że w ostatecznej redakcji tekstu ingerencje korektorskie nie są uwidaczniane. Tego więc chciałem się trzymać. Wasze teksty, poza istotnym walorem poznawczym, mają dla mnie niezaprzeczalny wymiar estetyczny. Generalnie literówki zostawiam w spokoju, bo mają swój urok. Ale są takie miejsca, w których chochlikom mówię zdecydowanie „wypad”.
Następną razą postaram się czynić to bardziej dyskretnie.
Znam jedno miejsce obuwikowe w Roztoczańskim Parku Narodowym. Na ok. 0,5 ha rośnie ok. 200 egzemplarzy tej przepięknej rośliny. Widok niesamowity. Niestety nie mam zdjęć, ale nadrobię tę niedoskonałość 🙂
Tia. Wirus w dom, plany… do modyfikacji. Czy można być damą z wirusem? Można próbować. Ale lepiej nie pozwalać się w tym towarzystwie portretować. Objawy fizyczne – umiarkowane, skłonność do marudzenia – na wznoszącej, zalecenia: izolować, nawadniać, witaminizować. Rosół się ugotuje, jak się odpocznie po śniadaniu – czyli nieprędko.
Damą jest się zawsze. Nawet z wirusem. Zdrowiej Ago 🙂
Dla rozgrzewki parkoty. Dwóch gachów bije się o kocicę
https://scontent-cdg.xx.fbcdn.net/hphotos-xtp1/v/l/t1.0-9/1514943_766688213446187_9036870858076807941_n.jpg?oh=c3fb1743cc1bc5bca9d6d10588e12791&oe=55DBA231
Jak rozumiem Irkowszczyzna to okolice Lublina? 🙂
Dzień dobry 🙂
Tak, Lisku 🙂
Gradowo i zimno, można uświerknąć 🙁
Kapuśniak gotuję. Bardzo dobry na wirusy (czymam, Ago), na gradowość, na zimność i na w ogóle. Już za jakieś pół godziny możecie się częstować, tylko nie zawracajcie mi głowy pytaniami, czy można. 😎
Nie znałem słowa „parkoty”, więc poleciałem o nie spytać Sierżanta G., a on twierdzi, że to w pierwszym rzędzie lekarze z Rzeszowa. 😯 😆 Zdzisław Parkot, ginekolog i Katarzyna Parkot, stomatolog.
To parkowe koty, walczace o kocice 🙂
Znaczy, Katarzyna ze Zdzisławem o te kocice walczą? 😯 😀
Czego to się człowiek tu nie dowie 😯 Dla mnie to zawsze były zajęcze gody 😉 Najefektowniejsze dało się raz zaobserwować w maju na czeskich polach w okolicy Hradca Kr. Liczne pary bokserów wyskakiwały na metr nad zieloną oziminę i zderzały się w powietrzu kopiąc się i okładając wszystkimi kończynami.
Babilasie
oto mój Manolo
Doniczkę miał zmienioną raz przed paru laty, kiedy też został rozdzielony na dwie. Maksymalnie miał na raz dwa kwiaty.
Ogólnie jest zaniedbany i zapomniany, raz na tydzień lub dwa zanurzam go we wiaderku z deszczówką do momentu aż z doniczki przestają się wydobywać bąbelki powietrza. Czasem pod koniec roku napomykam głośno, że może by to i owo skompostować, bo za dużo tych doniczek… Wtedy on po paru dniach wysuwa coś małego, pręgowanego – pączek 😎
A wiesz, Markocie, to rzeczywiście dobra metoda.
W ubiegłym roku postawiłam ciemiernikowi ultimatum: albo wreszcie porządnie zakwitnie albo… Zakwitł, jakby walczył o życie, a ja go chciałam tylko przesadzić 😉
Haneczko, 😉
Można też wyjechać na wakacje i zostawić rośliny pod opieką przesadnie dbałej osoby. Po powrocie właściciela roślina (jeśli nie zgniła) stwierdza zakończenie pory deszczowej i zanim pogodzi się z nadchodzącą suszą – zakwita ze wszystkich sił 😎
Twój manolo, markocie, nie jest obuwikiem (Cypripedium), tylko przedstawicielem rodzaju Paphiopedilum. Po polsku sabotek, więc jakby w ogólnie rozumianej tematyce szewskiej się mieścimy. No i też storczyk, rzecz jasna.
Ech, faktycznie. Sklerozę mam jak stąd do Biłgoraja 🙄
A tak mi się zdawało, że coś z tą nazwą… 😳 Pantofelek Wenus to jest, ot co 🙄 Przynajmniej branża się zgadza 😉
Ale ten u znajomych w ogrodzie, to na pewno obuwik.
Po prostu azjatycki krewny, ten sabotek.
Ciekawe, to je tak po polsku ponazywał?
Saboty chyba bardziej do naszej strefy klimatycznej pasują, niż do ciepłej Azji południowo-wschodniej 🙄
Z tego wszystkiego zapomniałem zapytać: dlaczego manolo?
Dlaczego Manolo?
Tu by Ci chyba najlepiej Kot M. wytłumaczył 😉
Skojarzenie naprędce
Dla jednych narzędzia tortur dla innych gorący obiekt pożądania 😎
A ja jakoś nie przepadam za storczykami, chyba że nasze, małe i niewinne. Te egzotyczne wyglądają jakby za chwilę miały ugryźć w palec. Mnie.
Popatrzcie na tego: zaraz chlaśnie w palec:
http://www.fanpop.com/clubs/flowers/images/33162311/title/orchid-photo
Taki sabotek też żadne niewiniątko: capnie, odkąsi i wrzuci sobie do wora.
http://www.storczyki.pl/?pokaz=uprawa&dzial=10
Moja ma bardzo mile mordki
Dziekuje, za wszystkie porady w kwestii powiekszenia kursora. Beda wyprobowane jak tylko znajde chwile czasu.
Uprawa orchidej najlepiej wychodzi naszej Pani Doch. Jedyny warunek to aby Stara wyjechala na pare tygodni z domu. Siedza sobie miesiacami i latami takie dwa skrecone w dol listki i sie dasaja. Potem Stara wyjezdza, a po powrocie ma juz nie tylko nowe listki, ale ze dwie wysokie galazki, cale w pakach.
– To co pani robila z tymi kwiatkami, ze tak nagle zakwitly? – pyta podejrzliwie Stara.
– A nic nie robilam, pani Helenko – peszy sie Pani Dochodzaca.
– Well, it figures – mamrocze Stara pod nosem
Tutaj w lobby kondominium pelno jest donic z wiecznie kwitnacymi orchideami. MOze sluzy im klimatyzacja nastawiona na maksa, moze to magiczne rece Claya, naszego ogrodnika-extraordinair, ktory wyhodowal tu naokolo rajski ogrod. Musze go zapytac, ale zawsze jest zajety, zafraswany, bo stosunki z menadzerem budynku nie ukladaja sie najlepiej. Nikomu zreszta z calej sluzby nie ukladaja sie dobrze. Bo jest control freak i nieustannie wszystkich poucza i bardzo ostentacyjnie sprawdza. Ludzie nie lubia jak sie nie ma do nich zaufania i sie im to okazuje.
Jaszczurki juz zaczely wychodzic i nawet ja je widze. Duze tluste laduja w sloncu akumulatory. Wczoraj widzialem pierwsze cztery. Bardzo je lubie. Wygladaja jak miniaturowe dinozaury.
Niektóre naprawdę wyglądają, jakby miały zeżreć. 😯
https://www.abenteuer-regenwald.de/frontend-kids/content/wissen-orchideen-im-regenwald.jpg
A ten
A to orchidea zwana Drakular siergioi 🙂 Tych drakulowatych orchidei jest wiecej 🙂
Od capnąć są inni. Rosiczka, aldrowanda, pływacz, dzbanecznik, Lisek, Kot M., Bobik.
Ta drakulowata przynajmniej dla laryngologów wygodna, bo z marszu daje sobie do gardła zajrzeć. 😆
Ja jestem od capniecia? 😯 🙂
One są niezwykłe, ale jakieś takie wsobne 😕 Nie umiałabym z nimi porozmawiać 😉
Nie przejmuj się, Lisku. Liski capią, Koty capią, Bobik capie, a Paradox capie Was wszystkich unikając capnięć 😉
Paradoksie, nie wierz IM. Są strasznie podstępne.
Storczyki, znaczy.
Wynika z wszelkich ksiąg i map,
że nikt nie capie tak jak cap. 😎
Chyba capi… nomen omen.
Capieniu mówimy stanowcze nie 😉
Piękna jest nasz język, tyle capienia w capieniu 🙂
Tu można nabyć Obuwika pospolitego (wyhodowany laboratoryjnie)
https://sadzawka.pl/Cypripedium_calceolus-Obuwik_pospolity
Czy udałyby się w domu?
Obuwik z in vitro???
Siódemeczko, byś się wstydziła!
Dziś świętowaliśmy w Lublinie urodziny Jaszy Mazura. 18.04.1959 r. w nowojorskim ” Forwerts” ukazał się pierwszy odcinek I.B. Singera ” Sztukmistrza z Lublina”. Odczytano pierwsze strony w jidisz, po hebrajsku, węgiersku. Śpiewali Ormianie, Rosjanie, Żydzi, Polacy. Był też tort urodzinowy https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/18042015#slideshow/6139178944755189314
Tego, czy capi cap, czy capie,
nie wiedzą ponoć nawet w PAP-ie,
więc czemu milczy PAP o capach,
można dość łatwo się połapać. 🙄
Capnął rankiem cap capiankę:
Ach, wybierzmy się na randkę!
Jak się gracko ucapimy,
stadku capiąt przysporzymy…
No pięknie, od storczyków do capienia 😯 Bobikowo potrafi 😆
Nad wszystkim czuwa Oko Cadyka 😈
I tu zaprzeczyć nie da rady:
cadyk nie cap, a cap nie cadyk. 😎
A jeszcze spytać miałbym chrapkę:
czy czapkę nosi cap, czy capkę? 😯
Stary cap, znany zoofil
Capił wierny filozofii,
Że nie osioł on Porfirion
Żeby waniać miał wanilią
która notabene jest bardzo sympatycznym storczykiem 😎
Cap ten mottem takim się zasłaniał,
że wanilią winien waniać Wania. 🙄
Odpadam 😆 Dobranoc 🙂
Irku, to do sterty otwartych mam dołożyć jeszcze Sztukmistrza? Będę ofiarą przestertowania!
Stanowczo twierdzić bym się ośmielał,
że gdy cap śpiewa, to a cappella,
a jeśli przy tym trącić go łapą,
chytrze zaczyna znowu da capo. 😈
You are the best, Bobik. I miss you.
Dzień dobry 🙂
kawa
Kawa na lotnisku. Do kawy reportaż z życia pszczolinek.
Lokale kwaterunkowe dla owadów niespołecznych. Ribbeauville, Alzacja, listopad 2014.
Dzień dobry.
72. rocznica wybuchu powstania w getcie warszawskim:
http://wyborcza.pl/magazyn/1,144509,17772059,Bylam_tam.html
Dzień dobry 🙂
Nie wierzcie Babilasom! 😎
Podczas naszego ostatniego spotkania Babilas zaproponował zawieszenie eskalacji wyścigów kulinarnych 😉
Tymczasem wczoraj eskalowali na potęgę 😯
Najpierw była zupa „ni z gruszki ni z pietruszki”, czyli krem gruszkowo – pietruszkowy posypany płatkami migdałów.
Potem dania popisowe Gospodarza: krewetki w czosnku niedźwiedzim, grzyby shitake. Wspaniała sałatka z jarmużu, granatów, pomarańczy, grejpfruta w sosie żurawinowym, w wykonaniu Pani Domu. Do tego przednie wino czerwone. Na deser ciasto marchewkowe z orzechami, ananasem, przekładane wykwintnym serkiem. Kawa zielona 😯 Cukierki z owocu durian 🙄 Likier lapoński z żółtych malin 😆
Eskalowali ponad wszelkie ludzkie wyobrażenie 😉
Wyszliśmy objedzeni jak trutnie, z torbą czosnku niedźwiedziego do dalszej konsumpcji 😎
Mówię: ludzie nie wierzcie Babilasom! 😉
Kiełkujące obuwniki widzieliśmy własnoocznie 🙂
Dzień dobry 🙂
Wierzę i odpadam w przedbiegach 😯
A ja tam mam zaufanie do Babilasa 🙂
Dzień dobry 🙂
Mordechaj mnie ma za debeściaka? W dzisiejszych czasach, zwłaszcza w okolicach kwietnia, nie wiadomo, czy to komplement, czy wręcz przeciwnie. 😆
Jadłospisy eskalacyjne czytam z najwyższą przyjemnością, nawet kiedy na degustację nie mam szans. 🙂
Tylko te durianowe cukierki mogę oddać za friko potrzebującym. Nigdy mi się nie udało durianu polubić, w żadnej postaci. A naprawdę kilka razy się starałem. 🙄
Przychodzą ludzie z żonkilami 🙂 Pierwszy raz widzę.
Bobiku, czy wiesz co to jest?
http://www.sbup.com/audit/blog-bobika.eu/
Nadzialem sie przypadkowo. Oburzylo mnie stwierdzenie, ze „niczego podjerzanego na tym blogu nie ma”. Co to znaczy „nie ma”?!!!!!! Kto powiedzial? Co za chamstwo!!!
Co jest na sztandarach walczących o życie.
Bry!
Koteczku, tam wyraźnie napisano
Проверить еще раз…
😆
To jest ciekawe
уровень доверия ресурса 1.26/10
Nie wierzymy, nie wierzymy, nie wierzymy i już…
Chyba źle widzę. Najpierw moje oczy zobaczyły, że Jasza Mazur był obchodzony w 1959 roku. Później, że Jagoda i Babilas jedli krewetki w sosie shit-to-take…
Już nie czytam.
Ale jestem usprawiedliwiony. Czytam to na sposób wojskowy. Wojsko mnie wzywa! Na 5 dni od poniedziałku… jakieś wariactwo.
Odmeldowuje się ppor Tadeusz P.
PS Bohaterom z getta, niski pokłon. Bardzo niski.
Obywatelu Podporuczniku! Uwazaj zebys nie wdepnal w jakis granat albo mine. I uwazaj na torebke.
Zaufanie do Blogu Bobika ksztaltuje sie mniej wiecej tak jak mowia na miescie. Wszystko sie zgadza.
Dajcie spocznij!
ałyczowe lubliniana
Nie wiem co to jest alycz-alyczowe. A gugiel odsyla mnie do Alyce albo Alexandry Alycz.
Zdjecia drzew sliczne. I widze, ze przed Zamkiem sa teraz trawniki.Tak byc powinno. Za komuny byl beton otoczony niskim murkiem. Za murkiem na wprost Zamku – sklep papierniczy. Stara tamtedy chodzila do szkoly, znienawidzonych kanoniczek. Na Podwalu.
Na zdjecia lubelskie zawsze mnie mozna zlowic.
Kocie, ałycza lub jak kto woli mirabelka. Wiecej tu
… i na dobranoc 🙄
https://scontent-cdg.xx.fbcdn.net/hphotos-xpa1/v/t1.0-9/11173346_859537117442047_3151124135082871010_n.jpg?oh=c9575bc4f62625b0725cdbfe4bee98c7&oe=559AD391
…do porannej kawy 🙂
Aaaa, mirabelka!
To, że strony rankingowe niczego podejrzanego u Bobika nie znajdują, to tylko dowód, jak sprytnie potrafię się kamuflować. 😈
Okropnie śmieszny ten napis, Irku. 😆
Irku! Zaaplikowałam sobie Twój link na dobranoc… i chyba powtórzę przy porannej kawie 😉
U mnie też mirabelka kwitnie, ale jej nie sadziłam tylko została mi po wymarzniętej moreli. Z podkładki wyrosła. Dobre i to
Do niskiego pokłonu Tadeusza się dołączam.
A z tym wojskiem to naprawdę jakiś świr. 😯 Czegóż oni od podporucznika Tadeusza P. mogą chcieć? 😯 😯
Tadeuszu, jak wrócisz, zdradź nam koniecznie tę tajemnicę wojskową. 😎
Mamy żywopłot z ałyczy 🙂 Rżnięty tak pięknie nie kwitnie 🙁
Od Tadeusza chcą, żeby się stawiał 😉
Jak bys sie tak sprytnie kamuflowal, Bobik, to Twoj wskaznik zaufania wynosil by 9,75, a nie 1,23 na dziesiec punktow mozliwych.
Irku, wprowadzenie przez drzwi, ale na końcu ucho igielne 😉
Dobranoc 🙂
Jutro jedziemy na trochę do Błot. Do zobaczenia po 🙂
Mam pytanie do Liska:
Jakie napięcie prądu macie w sieci i jakiego rodzaju wtyczka do gniazda sieciowego obowiązuje w Izraelu?
Dzień dobry 🙂
kawa
Zanim Lisek odpowie, to ja podpowiem
Izrael – 230V
Wtyczki i gniazdka typu H Po lewej stary model z płaskimi bolcami, po prawej – nowy z okrągłymi.
Europejska płaska wtyczka dwubiegunowa jest kompatybilna z gniazdkiem H.
Taka Wtyczka europejska typ C pasuje, do innych potrzebny jest adapter.
Dzień dobry 🙂
Mogę do kawy, w zastępstwie Babilasa, wrzucić coś, co on też z dużym prawdopodobieństwem mógłby wrzucić. 😉 Wywiad z Janem Sową:
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,138262,17770615,Jan_Sowa__Polska_za_30_lat__80_proc__pracujacych_na.html#TRwknd
Wprawdzie niektóre problemy, o których on tam mówi, zdają mi się raczej globalne niż specyficznie polskie, ale generalnie zgadzam się zarówno z tym, że warto przyjrzeć się historycznym korzonkom różnych obecnych bolączek, jak i z tym, że różowookularowa polityka „fajno jest” (a taką już od dawna uprawia PO) jest w sensie przyszłościowym niebezpieczna i w tym sensie warta pisowskiej polityki klęski jak pałac Paca.
Dziękuję bardzo markocie 🙂
Bry!
Wyrzucili mnie 😯 z wojska. Wystarczyło, że zmierzyli mi ciśnienie. Pewnie coś miały na rzeczy spore ilości wina wypite wczoraj na uśmierzenie bólu egzystencjalnego 😆
Zdaje się, że to jakieś propagandowe zamierzenie, te ćwiczenia, bo dowódca chodził z ekipą telewizji.
Ale to wojsko nie tylko inaczej ubrane, nie tylko panie żołnierki są, ale i jacyś grzeczni tacy… To już nie nasze, ludowe. I całe szczęście.
No i teraz się nie mówi obywatelu X. Teraz są pany.
Na otarcie łez została mi książeczka dla żołnierzy rezerwy.
Na 5 dni miałem dostać dwie pary gaci i dwie pary skarpet. Hm. I dwa ręczniki. Może da się zrobić onuce z jednego? No i peleryna typu namiot… Jedna. Ale z omasztowaniem.
Chyba dobrze, że nie zostałem. Chociaż chytrze miałem zapas gaci własnych 😆
Tadeuszu, ale te własne to chyba nieregulaminowe 😈
Nieregulaminowe. Ale na każdy dzień czyste — i wygodne 😆
Pięć par gaci i buława w tornistrze, serce w plecaku, granaty w chlebaku, a dusza na ramieniu? 😉
Podstepne podniesienie sobie cisnienia, proby przemycenia wlasnych majtek i czego tam jeszcze… Za duzo Obywatel, tfu, Pan Podporucznik naczytal sie Szwejka. Niestety czasy sie zmienili i nie mozna juz dac po ryju za dywersje i wymigiwanie sie.
Bardzo mi przykro, ze sie udalo wykrecic. Tak liczylem na grypsy z wojska.
Taka dzis niestety mamy mlodziez…
Wysokie ciśnienie na dywersję zakrawa, indeed. Jedyne usprawiedliwienie to nadmiar uczuć patriotycznych, chyba 😎
U mnie się jeden policjant tak przejął obławą na gościa strzelającego w pobliżu pizzerii, że jeszcze przed akcją, ale już po założeniu kamizelki kuloodpornej wziął i zszedł na zawał 🙁
Policjant był gminny i normalnie to się troszczył o bezpieczne przejścia przez ulicę dla przedszkolaków i pierwszoklasistów, szczególnie na początku roku szkolnego.
Co za mazgaj! I tyle wstydu dla malzonki! Nic dziwnego, ze dzis do kazdego umundurowanego trza przystawc psychoterpeute, bo inaczej dostanie jakiegos syndromu albo padnie.
Wszystko przez kevlarowe kamizelki i hełmy. Dawniej zdążył na dnie z honorem lec, zanim dostał syndromu. Teraz przy okazji strzelanin, pociski stanowią najmniejsze niebezpieczeństwo 🙄
Jestem skrajnie rozczarowany zarówno postawą wojskowych, którzy już mieli delikwenta w łapach i tak po prostu wypuścili 👿 jak i Tadeusza, któren nie zrobił nic, żeby zostać i zebrać materiał na opowieści dla nas. 👿
I jak tu się dziwić, że wszystko idzie ku gorszemu, a gacie wymykają się regulaminowi. 👿
Tadeuszu, są artykuły o powoływaniu rezerwy na ćwiczenia, MON szykuje się przeciw. Silni i zwarci, a Ty o ciśnieniu.
Ciśnienie, też coś. Jak mundur ciśnie, to znaczy, że się rezerwista w cywilu zapuścił fizycznie i trochę porządnej musztry oraz przeczołgania jest mu wręcz niezbędne dla zdrowia! 👿
Pan Podporucznik sprawil, jak widze, nam spory zawod swa nieobywateleska postawa z cisnieniem.
Oczywoscie mozemy go przeczolgac i bez munduru. Zglaszam sie na ochotnika jakby potrzebna byla jakas jednostka cywina ds przeczolgowania.
na front A jak nie ma siły chodzić, to się go podwiezie
Dzień dobry.
Tadeusz, może niewłaściwą strategię negocjacyjną zastosowałeś? Z wojskiem trzeba delikatnie! 🙂
Dobry wzór tu:
https://www.youtube.com/watch?v=BwWexJ72MbI
A mnie, Markot, chodzil taki rysunek po lowiejak Pani Muellorowa, poslugaczka, wiezie w wozku Szwejka, wymachujacego kosturem i wolajacego: Na Belgrad! Na Belgrad!
Ale nie moge go znalezc w sieci. Bardzo odpowiedni.
Jak na tym slabo widocznym plakace teatralnym:
http://krakow.dlastudenta.pl/teatr/wydarzenie/Przygody_dzielnego_wojaka_Szwejka,72020.html
Najsampierw krwi upuśćmy i przystawmy pijawki, to ciśnienie spadnie. Potem możemy czołgać.
Eeee tam, zuch Tadeusz!
Żeby się wymigać od kamaszy trzeba było mieć dojścia i niezłą kasę. Nie chcę wpadać w gorzkie tony, więc powtórzę – bohater!!!
🙂
No a ja bez kasy po prostu się cisłem w sobie. Zawstydziłem się. Ale szwejkowe pomysły były. Justyna się zaofiarowała, że jako pani Muellerowa mnie będzie wiozła w wózku, a nawet będzie wznosiła okrzyki patriotyczne. Tylko nie wiadomo było przeciw komu je wznosić… i z lasek to mam tylko trekkingowe.
Swoją drogą ok. godz 14 miałem ciśnienie 117/72. Jak to spokój duszy pomaga 😆 No i chwilowe nie przyjmowanie wina.
Kocie, czy o te wyprawe na Belgrad chodzilo?
https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcTSb5naGQVNf8FGPM7GRRHGQAu8p2vrrF6iOWYpBy7cR1ZGiGctUA
Klara ma tylko jedno piskle. Mozna je w tej chwili obejrzec, bo mamy nie ma. Sliczne!
Sorry, piskleta byly jedno na drugim I chyba jest ich dwoje.
Sowi klebuszek sie rozdzielil na trzy czesci…
Tak, to o te wyprawe na Belgrad chodzilo.
KLara miala piecioro sowiat tydzien temu!
Pan Tadeusz
Wzywa ojczyzna droga gdy kac mnie telepie,
baba gary rzuciła i pacierze klepie,
bo w gazecie pisali, że możliwa wojna.
Jak szczęśliwa i dobra była noc upojna,
dzięki której straciłem, pijąc wino, mienie,
ale za to przed wojskiem broni mnie ciśnienie…
Cóż to jednak za wyjście: wieczny brak tężyzny,
jak my wszyscy w ten sposób, – kto broni ojczyzny?
Wrogów wokół bez liku, ale chodzi o to,
że największy wśród nas jest, nazwany głupotą.
I do walki z nim właśnie jestem powołany,
a najlepiej mi idzie, gdy trzymam się ściany…
😉
Pieknie, Zeenku! Wlasnie sie dziwilem, ze przygody Niedoszlego Wojaka Tadeusza nie zostly jeszcze uwiecznione jakims slowem wiazanym. Sam bym napisal, ale Bozia nie dala.
Już miał mężny Tadeusz, pomimo ciśnienia,
z gaci robić onuce i grochówkę wpieniać,
językowy swój poziom szlifować w koszarach,
czyli w skrócie, o czynną służbę się postarać,
aliści wśród zamiarów zbożnych, niespodzianie,
dość mu się zasadnicze pojawia pytanie
i wojskową karierę na łopatki kładzie:
co on, do hm hm nędzy, ma robić w Belgradzie? 😯 😈
Ha! Bobik nie zdzierzyl!!!!
Nawet dzierżyć nie próbował. 😆
Panatadeuszową frazą niemal zawsze można mnie sprowokować. 😈
Znacie Państwo zapewne z własnego doświadczenia sytuację, w której gość zasiedzi się ponad miarę i przyzwoitość? Takim właśnie gościem we florze Polski jest owa tajemnicza “żółta malina”, o której wspomniała Jagoda sprawozdając na bobikowie nasze życie towarzyskie. Chodzi o malinę moroszkę (Rubus chamaemorus), która przybyła do nas wraz z epoką lodowcową i nie całkiem wróciła skąd przyszła, gdy lodowiec się cofnął.
Moroszka jest niską (do 30cm) krzewinką, która żyje sobie wokół bieguna północnego (Skandynawia, północna Rosja, Kanada). W Polsce bardzo rzadka, głównie na Pomorzu i Mazurach, swego czasu sensacją botaniczną było odkrycie moroszki w Karpatach (najdalej na południe wysunięte stanowisko).
W odróżnieniu od większości innych malin, moroszka jest rośliną, jak mawiają botanicy, dwupienną – to znaczy że są kwiaty męskie i są kwiaty żeńskie, a co więcej, kwiaty te nie występują razem na jednej roślinie. Upraszczając: są panowie moroszkowie i panie moroszki. Tych drugich w przyrodzie – z niewiadomych przyczyn – znacznie mniej. Nie zawsze kwiaty żeńskie się zapylają, czasami kwitnienie trafia w zimny okres, w którym nie latają owady zapylające.
Lubi dużo wilgoci, glebę kwaśną albo i bardzo kwaśną oraz stanowiska słoneczne, dlatego najlepiej czuje się na torfowiskach. Ponieważ nasze torfowiska są eksploatowane i osuszane, moroszka w Polsce jest pod ścisłą ochroną gatunkową. Na północ od nas jest jednak rośliną użytkową (dżemy, likiery, nalewki), z racji niewielkiej dostępności raczej luksusową.
Z jednego hektara moroszki na stanowisku naturalnym można uzbierać kilkadziesiąt kilogramów malin (zbierają głównie Polacy, klnąc brzydko z powodu komarów i meszek); raczej skromnie – a potencjalny popyt jest o wiele większy – więc dwie dekady temu rozpoczęły się w Skandynawii prace nad technologią uprawy moroszki oraz wyhodowaniem odmian trochę bardziej wydajnych, a przede wszystkim nad uzyskaniem odmiany hermafrodytycznej. Postęp jakiś jest, ale wciąż długa droga przed nami.
W Polsce jedyną szkółką handlującą sadzonkami moroszki (w parach mieszanych!) jest firma pana Czerwińskiego pod Szczecinem. Ja nie będę próbować, ale może ktoś się odważy?
Moroszka 😯 Na takiego źwirza z całą pewnością jeszcze się nie natknąłem.
A w czym właściwie ta moroszka jest lepsza od zwykłej maliny, że warto wkładać tyle wysiłku w jej (przyszłą) uprawę?
Atrakcyjność moroszki polega głównie na tym, że tam, gdzie ona rośnie dobrowolnie i dziko, nie rosną żadne inne maliny. Znaczy się na dość dalekiej Północy.
Ja pamiętam jedzenie moroszki w dzikich okolicznościach norweskiej przyrody powyżej koła podbiegunowego, po dłuuugiej wędrówce w upale (ponad +30!) aby zobaczyć grotę z lodem w środku. Po dotarciu na miejsce gospodarz wyciągnął z plecaka czajnik, rozpalił ognisko i zaczął gotować wodą na kawę, a jego żona rozpakowała wiktuały, w tym (roz)mrożone moroszki i pojemnik śmietany do nich. Tylko łyżek żeśmy zapomnieli 🙄
Nic to. Wystrugało się na poczekaniu i uczta mogła się rozpocząć 😉
Zaraz będzie wrzątek
Dzień dobry 🙂
kawa
Ozez, kurka wodna! 😈
Dzień dobry 🙂
Tak całkiem z tą wyższością moroszki jednak nie zrozumiałem. Tam, gdzie zwykłe maliny nie chcą rosnąć okej, mogę przyjąć taką wersję. Ale po co lansować uprawę, skoro zwykła malina jest większa, bardziej wydajna, a może i smaczniejsza? Jakieś to dla mnie zagadkowe.
Ale nic to. Podobno naukowcy udowodnili, że powiedzenie „uśmiechnij się, a świat uśmiechnie się do ciebie” ma podstawy naukowe:
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/nauka/1616635,1,usmiech-zmienia-to-jak-patrzymy-na-swiat.read
No to lecę w teren, pouśmiechać się do świata i sprawdzić rzecz empirycznie. Do potem. 😀
To jest taki ludzki upór, żeby podejmować wyzwania, bo są 😉
Jak z uprawą orchidei 😉
Moroszka ma smak taki sobie, dosyć cierpka jest, bez porównania do naszej maliny, ale na Północy była ratunkiem przed szkorbutem. Teraz tam w sklepach pełno cytrusów i innych łatwych w uprawie i transporcie źródeł witaminy C, więc moroszka staje się produktem niszowym. Lapońskie dzieci przerosły już rodziców i dziadków, jeżdżą samochodami i skuterami śnieżnymi, i ani im w głowie zbieranie na kolanach pojedynczych malinek 🙄
Czepiliście się moroszki. Widać w naturze ludzkiej jest udowadniać, że się da. To i próbują. Miczurin nie takie sztuki wyczyniał.
Polecam nalewkę z rokitnika.
Dzień dobry 🙂
Przyznaję się bez bicia, że wczorajszy artykuł Sowy, na temat innej Polski, zlinkowany przez Bobika (11:34) przeczytałam pobieżnie.
Zniechęciło mnie naiwno – archaiczne, w moim przekonaniu, podejście do tematu.
Naiwne, skoro autor wierzy w moc sprawczą związków zawodowych, w kwestii polepszenia bytu Polaków in gremio. Związki zawodowe wyszarpują najwięcej, jak się da, dla „swoich”. Ale gdyby nawet ożył duch solidarności z sierpnia ’80, i tak niewiele dałoby się zrobić.
Świat jest zglobalizowany. Brytyjczycy ciągle łudzą się, że mają coś do powiedzenia w kwestii swojej przynależności do UE.
Tymczasem globalny świat już im pokazuje środkowy palec:
http://m.wyborcza.biz/biznes/1,106501,17780169,Banki_i_wielkie_koncerny_groza_opuszczeniem_Wielkiej.html
Archaiczne, bo pracy nigdy już nie będzie tyle ilu chętnych. Takie są konsekwencje postępu technologicznego. Pracą możemy się jedynie, własnym kosztem, podzielić. Bezsensowne jest też porównywanie się do tych, którzy mają dużo wyższy kapitał zakumulowany. Mają i nie dogonimy ich w tym względzie. Żadna lokalna władza nie znajdzie na to recepty, bo ona, w aktualnym modelu społeczno – polityczno – gospodarczym nie istnieje. Nie ma recepty na „dogonienie”, „wyrównanie”.
Nie tędy droga i nie tu należy szukać rozwiązań.
Trzeba ich szukać w ogólnoludzkiej solidarności i „lewackiej” wrażliwości. (Pozdrawiam, Rysiu 😆 ).
Brzmi to, jak utopia, ale innej drogi nie ma. To znaczy jest, ale oby się nie okazała naszą drogą.
Teoretycznie, ale tylko teoretycznie, propozycje TTIP idą w kierunku solidarności.
Społeczeństwa w wielu krajach, (dlaczego nie w Polsce?),protestują:
http://www.polskatimes.pl/artykul/3828265,globalne-protesty-przeciwko-ttip-umowa-lamie-prawa-czlowieka-jest-korzystna-tylko-dla-korporacji,id,t.html
Też bym protestowała. Nie wierzę w dobre intencje wpływowych grup przemysłowo – bankowych w USA. Światowy kryzys to ich dzieło. A oni najmniej odczuwają jego skutki.
Europa potrzebuje solidarności. Zapowiedź rajdu „nocnych wilków”, do Berlina przez Polskę, naprawdę wygląda na prowokację. I rozprzestrzenianie się wojny hybrydowej. Czujemy się w tej sytuacji mocno bezradni.
Świat potrzebuje solidarności. Na Morzu Śródziemnym toną setki uciekinierów z Afryki.
Południowa Europa nie poradzi sobie sama z tym problemem.
Rozwiązaniem nie jest zniesienie sankcji wobec putinowskiej Rosji. Co proponują niektóre kraje. Dobrze, że Tusk zwołuje na czwartek posiedzenie w tej sprawie.
Stary model wyczerpał swoje możliwości. Nowego jeszcze nie mamy.
Wybór jest taki, że albo, na drodze samoograniczania i solidarności, wypracujemy nowy, humanitarny model. Albo wcześniej czy później czeka nas coś bardzo złego.
I obym była złym prorokiem.
Jak zaznaczyłam we wstępie, artykuł przeczytałam pobieżnie. I chętnie dam się przekonać, tym którzy przeczytali i przemyśleli gruntownie, że nie mam racji 😉
Póki co, dziwna wiosna: słońce i polarny wiatr, barak opadów 😯
brak opadów 😉
Generalnie dobrze, że artykuł Sowy się ukazał, bo czas najwyższy, żeby zastanowić się nad przyszłością Polski, Europy, Świata 😎
Szkoda tylko, że to były, w moim odbiorze, starcze lamentacje wygłaszane ze swadą i temperamentem nastolatka 😉
Ago, jak Twoje zdrowie? Pozdrawiam ciepło i serdecznie 😆
W Polsce też są protesty przeciwko TTIP, ale (przynajmniej na razie) na mniejszą skalę
https://www.facebook.com/events/1798146950411235/1802045150021415/
można też podpisać się pod inicjatywą Stop TTIP
https://obywateledecyduja.pl/stop-ttip/
Dzięki, Adomi 🙂
Dziekuję, Jagodo. Szybko staję na nogi, najwolniej poprawia mi się humor, więc, w interesie bliźnich, kontynuuję kwarantannę i staram się trzymać buzię na kłódkę. 😉
Czytałam to, co pisał o TTIP Żakowski, w papierowej „Polityce” i na „Politycznym” blogu, gdzie zamiescił odpowiedź MSZ na swój artykuł http://zakowski.blog.polityka.pl/2015/04/06/243/ i doszłam do wniosku, do którego dochodzę coraz częściej, że poziom komplikacji mnie przerasta. 🙄
Właśnie naszej róży pnącej herbacianej Westerland:
http://www.oczarjk.pl/?act=32
dokwaterowaliśmy dwa błękitne anioły:
http://www.clematis.com.pl/pl/encyklopedia?view=plant&plantid=203
😆
Ago,
jestem przekonana, że na poprawę humoru potrzebna jest modlitwa do stosownego świętego.
Z książki „W łożu z Tudorami”, dowiedziałam się o szczególnych możliwościach i zatrudnieniach świętych.
Na przykład:
… święta Uncumber (znana również jako Frasobliwa lub Wigeforta)pomagała pozbyć się niechcianego męża w zamian za dar owsianki.
Rzuciłam się do Internetu w poszukiwaniu właściwego świętego i daru mu potrzebnego dla pozbycia się złego humoru. 😎
Chwilowo, wyniki średnie 😉
Panie, daj mi dobre trawienie i także coś do przetrawienia. Daj mi zdrowie ciała i pogodę ducha, bym mógł je zachować.
http://demotywatory.pl/4425938/Modlitwa-o-dobry-humor
Ale nie tracę nadziei 😆
Mam mieszane uczucia, jeśli chodzi o protesty przeciwkoTTIP. Wygląda na to, że tak naprawdę nikt się treścią dokumentów nie interesuje:
http://www.faz.net/aktuell/wirtschaft/ttip-und-freihandel/kaum-jemand-liest-die-ttip-dokumente-13542243.html
Zostały umieszczone w internecie przez EU na początku stycznia i przez ten czas zarejstrowano jedynie średnio 25 kliknięć dziennie.
Wygląda na to, że praktycznie nikogo to nie obchodzi, a protestować będzie wielu.
Nie lubię protestów opartych na ślepej wierze w dobre intencje organizatorów.
Jeżeli mam przeciwko czemuś protestować, to sama muszę uzyskać przekonanie, że protest jest słuszny i zadać sobie nieco trudu, aby zgłębić temat.
A stadne reakcje społeczeństwa niestety zabijają we mnie ochotę na studiowanie materiałów.
Jedna z największych postaci matematyki XX wieku, Julia Robinson, miała różne przeboje z administracją uniwersytecką (nawet w połowie zeszłego wieku kobieta musiała dowodzić, po latach od Marii Curie, od Emmy Noether, kobieta miała w nauce pod górkę, i to jak) i znana jest historyjka o tym jak
Robinson was required to submit a description of what she did each day to Berkeley’s personnel office. So she did: „Monday — tried to prove theorem, Tuesday — tried to prove theorem, Wednesday –tried to prove theorem, Thursday — tried to prove theorem; Friday — theorem false.”
Każdy matematyk wie o czym ona pisała. W tej chwili jestem we wtorku.
Jagodo, chyba naprawdę przeczytałaś pobieżnie. 😉 O związkach było u Sowy w takim sensie, że należy się organizować oddolnie i walczyć o swoje, m. in. poprzez uzwiązkowienie, ale bynajmniej nie podawał on tego uzwiązkowienia jako panaceum na wszystko, a wręcz wyrażał duże rozczarowanie niektórymi jego formami, jak obecna „Solidarność”.
A poza tym pisał wiele rzeczy zbliżonych do tego, co Ty napisałaś (np. bardzo wyraźnie o tym, że nie mamy co się porównywać do państw takich jak Niemcy czy USA, choć nam się czasem wydaje, że gramy w tej samej lidze). Z pełną świadomością, że świat się zmienia i stare rozwiązania nie będą się sprawdzać, ale to nie powód, żeby założyć ręce i nic nie robić. Pierwszy z brzegu fragment:
Poczekajmy na dekadę lat 20., to będzie sprawdzian: koniec funduszy unijnych, wyż demograficzny przejdzie na emerytury, większość będzie pracowała na umowach śmieciowych, jeśli z tym nic nie zrobimy, plus dołóżmy do tego starzenie się społeczeństwa i kres modelu rozwoju dzięki taniej sile roboczej. Przy naszej historycznie uwarunkowanej niechęci do nowoczesności frustrację za taki stan wykorzystają konserwatyści, ale oni też nie mają pomysłu na wybrnięcie z tej sytuacji, bo są zapatrzeni w przeszłość – a przecież już raz sarmaci pogrążyli nasz kraj, a I Rzeczpospolita była zupełnie innym państwem niż współczesna Polska. Nie brnijmy w to!
Nie jest tak, że ja się we wszystkim z Sową zgadzam i uważam go za jakiegoś guru. Pewnie, że się z nim różnych punktach można spierać. Ale on właśnie ma tę „lewacką wrażliwość”, o którą Ty się upominasz i ja oczywiście jak również, więc przynajmniej możemy mówić tym samym językiem. 😉
Zmoro, mnie wcale nie dziwi, że ludzie oryginalnych TTIPowych dokumentów nie czytają. Są za trudne, niezrozumiałe, a nie sposób się znać na wszystkim. W osobistej codzienności też stale stykamy się z różnymi papierami (prawniczymi, medycznymi, technicznymi, etc.), których nie rozumiemy i nawet tego zrobić nie próbujemy. Idziemy do fachowca (prawnika, medyka, inżyniera, etc.) i prosimy: panie, przetłumacz mi to pan na ludzki, żebym coś z tego wiedział.
W stosunku do TTIPu rolę tłumaczy na nasze w Niemczech przyjęły środki masowego przekazu, zwłaszcza radio i telewizja. Jak ktoś chce się czegoś o TTIPie dowiedzieć, z tych dwóch mediów dowie się z łatwością. W Polsce dotąd o TTIPie w mediach było mało, ale widzę, że to się teraz błyskawicznie zmienia.
Jasne, że dobrze znać oryginalne dokumenty, żeby sobie o nich wyrobić zdanie, ale nie uważam, żeby to było konieczne. Wszystkich produkowanych na świecie papierów i tak przeczytać nie zdołamy, więc z konieczności musimy korzystać ze streszczeń. 😉
Bobiku,
wobec tego przeczytam dokładniej, obiecuję 😎
Tylko jakoś trudno mi się wygramolić z łoża Tudorów 😉
Zmoro,
a co Ty sądzisz o TTIPie? 🙄
No tak, dar owsianki za pozbycie się niechcianego męża może zafascynować na dłuuugo. 😆
Tez bym uciekl gdzie pieprz rosnie gdyby mnie zona (tfu!) karmila owsianka.
Na sczescue nie musze myslec ani o przyszlosci POlski, ani Europy, ani Swiata. Od tego mam politykow, intelekualistow i miliony innych ludzi, ktorzy nigdy nie przestali o tym myslec. I zolnierzy ktorzy ochraniaja mnie przed niebezpieczenstwami.
TYmczasem nie moge nawet myslec o przyszlosci wlasnej, bom zajety mysleniem o terazniejszosci Bliskich. Mysle o nich nieustanie, nawet we snach, mysle z przerazeniem i glebokim smutkiem.
Nie wiem Jagodo, nie czytałam oryginalnych dokumentów, a do opinii publicystów nie mam zaufania, skoro niejednokrotnie stwierdzam, że na tematy na których się znam piszą wierutne bzdury.
To dlaczego mam im ufać w kwestiach, o których nie mam pojęcia?
Nauczyłam się w Polsce, że zanim zatrudnię fachowca, muszę doktoryzować się z jego dziedziny, chcąc uniknąć kosztownych napraw. W międzyczasie jestem całkiem sprawnym budowlańcem 😉 .
I dlatego wolę wpierw zgłębić sama temat, a na zgłębianie TTIP, jak już pisałam w obecnych okolicznościach nie mam ochoty.
Myślę, że wiele propozycji TTIP jest słusznych – ja jestem zawsze zwolennikiem arbitrażu, a nie sądu. Ale wszędzie zdarzają się wypaczenia.
Są tacy, co zyskają, będą tacy, którzy stracą. Jak zawsze zresztą. To niełatwe sprawy.
Polski przemysł meblarski, który dzięki dotacjom unijnym rozkwitł w ostatnich latach, doprowadził do upadku wiele bardzo starych i bardzo znanych firm meblarskich w Niemczech.
Rozumiem Niemców, że mają żal i czują się poszkodowani, rozumiem też polskich wytworców i cieszę się z ich sukcesów.
W takich sytuacjach bilans nigdy nie wychodzi na zero. I podobnie będzie w przypadku TTIP, jak sądzę.
Ach, wzruszyłem się! Tak być opianym !! Dziękuję !!!
No ale to był kawałek ustępu wstępnego, to teraz czekam na brakujące 12 ksiąg 👿
Zmoro!
Dokładnie moja opinia…
A propos matematyka-kobiety.
Na pewnym wykładzie z logiki wykładowca opowiada o osiągnięciach polskiej matematyki/logiki/filozofii.
Wykrzykuje:
Tarski — logik, filozof!
Ajdukiewicz — filozof, logik!!
Dąmbska — kobieta!!!
Taak… wyszliśmy od razu. A mściwie dodam, żeśmy go oceniali 👿
„Brak zaufania do publicystów” wydaje mi się strasznie generalizujący. Ja jednak całkiem inny stopień braku zaufania mam, powiedzmy, do Terlika niż do Bendyka. A może mi kto wytłumaczyć, dlaczego w sprawach muzycznych nie miałbym mieć sporego zaufania do Kierowniczki, a w medycznych do Pawła Walewskiego? Itede, itepe. Publicysta publicyście niejednaki, więc i moje zaufanie niejednakie.
Czy TTIP zmieni coś na lepsze, na gorsze, czy bilans wyjdzie na zero, w sensie finansowym można właściwie tylko intuicyjnie gdybać, bo zbyt dużo tu jest skrzydeł motyla, żeby cokolwiek można było wyliczyć na pewniaka. Toteż ja ani się nie podniecam, że 20 euro rocznie może przybyć, ani nie zmartwiłbym się nadmiernie tym, że 20 może ubyć. Poza wszystkim, tak czy owak pieniądz to niewielki. Dość natomiast pewne zdają mi się niekorzystne dla Europy zmiany, nazwijmy to, socjalno-kulturowe, bardzo np. prawdopodobne jest wzmocnienie władzy korporacji i ich wpływów na władzę państwową. Dziękuję, postoję. 🙄
Ciągle w łożu:
http://www.wydawnictwoastra.pl/w-lozu-z-tudorami.html
…bezdzietnym parom … zalecano, by kolejno oddali mocz na mieszankę pszenicy i otrąb – zwarzenie się mieszanki informowało o tym, które z nich jest winowajcą. Bezpłodnym kobietom obiecywano zdolności reprodukcyjne królika, jeśli wypiją miksturę zrobioną ze sproszkowanej macicy tego zwierzęcia…. Compendium Medicinae: … wyrwać trzy sadzonki żywokostu, najpierw większą, a w przeciągu trzech godzin – mniejszą, trzykrotnie zmówić Modlitwę Pańską, jednocześnie maszerując, a następnie zapisać ją sokiem wyciśniętym z zerwanej rośliny na kartoniku, który należy nosić na szyi podczas stosunku (by spłodzić dziewczynkę … powinna mieć na szyi kobieta, by urodził się chłopiec – mężczyzna.
… jeżeli nie dochodziło do skonsumowania małżeństwa, stosowano procedurę „sądu sypialnianego”… fizyczne zbadanie męskich genitaliów przez zespół matron, które obserwowały zachowanie pary w łożu przez kilka kolejnych nocy, by stwierdzić, czy „członek pozostaje bezużyteczny i bez życia”…
Kryminał? Horror? Pornografia? 🙄 😯
Bobiku,
ja się bardzo cieszę, że pojawił się ktoś taki jak Sowa. I niech on gardłuje jak najgłośniej, z młodzieńcza swadą. Za dużo już tego marazmu i koncentracji na własnym pępku 😎
Zmoro,
mnie robienie doktoratu ze wszystkich możliwych dziedzin nie grozi. Nie ten format intelektualny 🙁
Dlatego starannie dobieram publicystów, którym mogę zaufać – zaufanie = kapitał społeczny 😉
Arbitraż jak najbardziej. Rzecz w tym kto, jak, kiedy i w oparciu o co będzie miał decydujący głos.
Truizmem jest stwierdzenie, że ktoś traci, ktoś zyskuje. Pojawiają się pytania jak wyżej.
TTIP to coś więcej niż problemy polskich i niemieckich stolarzy. To przyjęcie pewnych standardów i procedur. Na przykład takich, jakie stosuje amerykański Amazon. Dla mnie, ale nie tylko dla mnie, są to procedury z piekła rodem. Kompletnie dehumanizujące pracę, dehumanizujące człowieka.
Na to nie wolno się zgodzić.
W poczekalni! Czy mam ochłonąć po łóżkowych doznaniach? 😉
W kwestii publicystów i TTIP łajza z Bobikiem.
Wrzuciłem nareszcie 😳 nowy wpis, pod który można się od razu przenieść, żeby nie zaczynać tutaj kolejnej strony. 😉