O roku ów…
O roku ów, kto ciebie widział w blogosferze,
nie pomyślał zapewne, że już wkrótce zwierzę
blog założy niewielkie, tak mikrego wzrostu,
że z lupą trzeba było szukać jego postów.
Prawda, był blog Owczarka wcześniej, ale przyzna
każdy, komu blogowe życie nie pierwszyzna,
że Owczarek psem nader jest słusznej postury,
a nie psim liliputem… W dzień słotny i bury,
gdy październik ostatnie wychylał już piwo,
Bobik gości zaprosił. I przyszli, o dziwo!
Nieśli dary bogate: swój czas oraz chęci,
więc się ich pasztetówką opłacało nęcić,
a żeby w klawiaturach nie zaschło im łacno,
wykombinować czasem i nalewkę zacną.
Wkrótce blog dzięki gościom zyskał spory napęd,
szczeniak więc do koszyka dostawił kanapę,
po czym, oszołomiony tak liczną frekwencją,
szybko przestał się swoją przejmować prezencją,
tylko jął wokół potraw i napitków chodzić,
żeby nos swój ucieszyć i wszystkim dogodzić.
Nie zawsze mu to wyszło – cóż, głupi i młody,
ze starymi wygami gdzież mu iść w zawody,
ale starał się pilnie, na rzęsach wprost stawał –
tu ogonem pomerdał, tu łapę podawał,
tu linki aportował, tu drinki popijał,
zaś w przerwach notorycznie ze śmiechu się zwijał,
a kiedy miał wrażenie, że ktoś kogoś kopnie,
warczał i psa udawał groźnego okropnie
(nadgorliwie być może, lecz daruj, publiko –
ten szczeniak jakiś dziwny ma uraz na przykop).
Owszem, bywały chwile groźne i ponure,
jakby nad blogiem czarną ktoś zawiesił chmurę,
lecz przeszły, jak to zwykle z burzami się dzieje
(i że prędko nie wrócą można mieć nadzieję,
bo przyniosły naukę: by zachować więzy,
trzeba czasem spasować lub ugryźć się w język),
a potem znowu, z niezłym na ogół wynikiem,
pojawiało się słońce nad całym koszykiem.
Bobik rozpogodzony ku gościom łeb skłaniał,
nadstawiając za uchem miejsce do drapania,
błogość zwykle miał w oku, czasem łezkę rzewną,
no a gdyby był kotem, mruczałby na pewno,
bo tym psina ta różni się od wilka z Gubbio,
że sprawia jej przyjemność, gdy się ludzie lubią.
Tak rok minął, trudnościom wszelakim na przekór.
Szczeniak został szczeniakiem, a blog w sile wieku –
jubileuszu laury dziś nawet go wieńczą,
chociaż wciąż jeszcze brykać potrafi młodzieńczo.
Że roczny blog nieletni nie jest w świetle prawa,
wolno mu wyskokowe napoje podawać,
toteż bar już otwarto i pełno w bufecie
(można szkło tłuc na szczęście, wszak jutro się zmiecie)
a gdzieś z boku Bobika roześmiana morda
do toastów namawia: hej tam! Sursum corda!
Ja lubię jeszcze undercover, pod warunkiem, że szefowie i śledzeni nie traktują mnie jak underdoga.
Well, well, I am not one for understatment, would you believe….
A bo to juz specjalnosc dzisiejszych czasow – mieszane kody kulturowe (plus wrodzone cechy osobowosci).
A z tych under, to ja jeszcze lubie underground, ale nie underworld (choc zdarza sie czasem, ze sie zbiegaja). A Bobik pewnie lubi mieso underdone (w jak najwiekszym stopniu). :lol
No i jeszcze underwear. W brytyjskim wydaniu całkiem dobrej jakości
A to chyba lepiej francuskie? Podobnie jak wino.
Właśnie nie koniecznie. Kiedyś też tak myślałam, dopóki nie spróbowałam
Z Underdonem jesteśmy w bardzo dobrych stosunkach. Stary przyjaciel domu. Zawsze niezwykle się cieszę z jego wizyty.

Ale z tym Underwearem jeszcze nie miałem przyjemności.
Tak myslalam, Bobiku, ze Underdona znasz osobiscie i holubisz jak mozesz.
Miales, Bobik, miales.
Czyżby teraz miało się zacząć wyciąganie na jaw intymnych szczegółów z mojego życia? Jakieś majteczki w kropeczki albo co?

Żaden normalny pies nie przyzna się, że dał sobie włożyć jakieś fintifluszki.
A czy ja cos mowilem, cos wyciagalem czy wciagalem?
baaaaaaaarrrrrdzo zimnoooooooooo
zima ?
brykam
zimno, brrr
Dzień dobry.
Co Wy mówicie, że zimno? Zimno to było do wczoraj, bo ogrzewanie nie działało. Pompa się nie chciała włączać. Gdyby nie Koza, prezentowałbym się dziś na blogu w charakterze wiecznej zmarzliny. Ale wczoraj przyszedł dawno zamówiony Pan Fachowiec od grzania, wetknął jakiś kabelek przy termostacie, który się był obluzował, pobrał całe jedyne 20 eur, poszedł i zostawił w chałupie błogie ciepełko. 
Chyba zrozumiałe, że nastawiło mnie to pozytywnie do świata, ludzi, a nawet (do pewnego stopnia) tego siekniętego Jacka Russella spod trójki, który nie jest w stanie przejść koło mojej posesji, żeby nie urządzić całego spektaklu ze szczekaniem, warczeniem, obsikiwaniem, odbieganiem, powracaniem, szczekaniem i tak wkoło Russellu.
Na temat wielokrotnie tu poruszany, ale tak rozległy, że zawsze można go poruszyć jeszcze raz, od jakiejś innej strony:
http://www.polityka.pl/nowa-przyzwoitosc/Lead30,933,305048,18/
Dzien dobry!
Jeszcze pare dni i komplertnie przestawie sie na czas brytyjski – powroty zawsze sa ciezkie i wciaz budze sie o swojej amerykanskiej siodmej rano czyli piec ( a w tej chwili po przestawieniu na czas jesienny cztery) godziny pozniej.
Zlinkowany Adam Szostkiewicz jest jak zawsze bardzo dobry. Ja go naprawde uwielbiam – sorry Zono!
Zadumalam sie nad dziwnym paradoksem, ze tu w Anglii, kraju bardezo zlaicyzowanym, to w gruncie rzeczy znacznie wiecej mowi sie i debatuje o sprawach etyki niz w Polsce, etyki na codzien. Radio, telewizja, prasa ma mnostwo stalych programow poswieconych rozwazaniu rozlicznych etycznych dylematow, jakich nam zycie nie szczedzi, ale nawet w programach informacyjno-publicystycznych dywagacje na tematy etyczne sa stalym elementem publicznego dyskursu. W ostatnich miesiacach byl tego wrecz zalew, kiedy okazalo sie np. ze poslowie wykorzystuja swe oczywiste prawo do roznych swiadczen zwiazanych z wykonywaniem poselskich obowiazkow niezbyt etycznie, choc najczesciej nie lamiac obowiazujacego prawa.
Jestesmy tu przyzwuczajeni do dyskursu na tematy etyczne bez koniecznosci wciagania w te sprawy reliogijnych przekonan i swiatopogldow, choc i one oczywoscie sa nieraz obecne w tym dyskursie.
Codzienna poranna dwuminutowka w Radio 4 (BBC) pod tytulem Thought for the Day nadawana od kilkudziesieciu lat (nie pamietam od ilu, ale co najmniej od czterdziestu) pomyslana byla chyba u zarania jako pojedyncze glosy na tematy etyczne wyznawcow roznych religii, ale dawno sie juz zmienila i jest teraz codzienna refleksja ludzi nie koniecznie relogijnych, a czesto radykalnie areligijnych na tematy wszelkie, czasami nawet takie o jakichg nie myslimy ze w tle jest jakis problem etyczny. Dopiero glos kogos dopuszczonego do mikrofonu na dwie – dwie i pol minuty nam to uswiadamia i kaze spojrzec na problem nowymi oczami.
Jak na przyklad ten glos z dzisiejszej Thaught for the Day, w ktorym autor opowiada o ruchu „uzdrawiajacej sprawiedliwosci” – eksperymencie polegajacym na „uzdrowieniu” stosunkow miedzy sprawca przestepstwa a jego ofiara.
W linku nalezy nacisnac guzik „Sluchaj” albo „czytaj” po prawej stronie:
http://www.bbc.co.uk/religion/programmes/thought/
Dzien dobry Heleno!
Ja tez ten esej zdazylam juz przeczytac – z duza przyjemnoscia, i podobnymi myslami, ktore wlasnie wyrazilas. „Thought for the Day” jest swietna, podobnie jak swietny jest w NPR, nieco podobny krotki segment (nie pojawia sie zupelnie regularnie) pt. „This I Believe”, i czasem tu przeze mnie linkowane „Speaking of Faith”, gdzie patrzy sie na wszystko nie tylko z punktu widzenia wielu religii, ale wlasnie tez czesto z punktu widzenia etyki nie zwiazanej z zadnym wyznaniem.
Zreszta Sasiad w samym eseju tez wlasnie zauwaza jak trudno przestawic myslenie w kraju, gdzie w mediach na tematy etyczne wypowiada sie zwykle jedynie ksiadz katolicki – juz samo to, i brak przedstawicieli innych religii, i ludzi niereligijnych lecz etyka sie zajmujacych, ksztaltuje jednak dosc skrzywiony obraz swiata. Tym bardziej skrzywiony, ze przeciez i tak w duzej mierze nawet wypracowanej etyki katolickiej (ktora na przyklad dotyczy, wbrew ogolnemu wrazeniu, wlasnie z mediow, ale i z kazan niedzielnych, nie ogranicza sie tylko i wylacznie etyki seksualnej, ale np. dotyczy spraw spolecznych, ale o tym zwykle cicho, bo to akurat nieco mniej wygodne) i tak wiekszosc polskich katolikow nie slucha, a tylko kontynuuje ogolna kulturowa tradycje. Ciekawa jestem, czy gdyby bylo wiecej programow typu „Thought for the Day” (bardzo dobry w radio 4 jest tez „Beyond Belief”), „This I Believe” i „Speaking of Faith”, to czy ich sluchanoby takze raczej nieuwaznie? Moze nie – moze chociaz nowosc wplatania innych pomyslow, innego punktu widzenia jednak zadzialaby ozywczo na sluchaczy.
(A na marginesie, dziwie sie, ze Mordechaj pozwolil Helenie dac ten link, bo tam znowu pojawili sie nielubiani przez niego buddysci.
)
Zlinkowany Adam Szostkiewicz – tak, byle nie zlinczowany, co niestety niektóre osoby, zwłaszcza w sieci, próbują czasem przeprowadzić.

Ja się notorycznie w Polsce dziwuję nawet nie tyle próbom związania etyki z religią jako taką, bo to w końcu już starożytni… itd., ale z konkretną religią katolicką. Tu jest punkt jakiejś straszliwej zaściankowości myślenia, kompletnie bez świadomości, że za własnymi opłotkami też istnieje jakieś życie. A jeżeli już istnieje, to na pewno wrogie i niesłuszne. Tymczasem, o czym mowa też w artykule, jak się wyeliminuje ekstremizmy i fanatyzmy, to w centrum wielkich religii zbyt wielu sprzeczności w kwestii etyki nie ma. A w kontaktach np. z moimi niefanatycznymi muzułmańskimi klientami bardzo dobrze wychodzi to, że ludzie instynktownie wyczuwają, co jest po prostu sprawą obyczajowości i tradycji, a co uniwersalną etyczną bazą. I na tej bazie dogadujemy się mimo wszystkich różnic kulturowych i religijnych.
W Niemczech zresztą debata etyczna nie jest, według mnie, szczególnie intensywna. Owszem, tu i ówdzie coś się zdarzy, ale to raczej w enklawach, a na szerszych wodach dominują tematy polityczne czy społeczne, bez prób zobaczenia ich w etycznym kontekście. Czyli raczej czysty pragmatyzm (pomijam wielką debatę o wartościach niemieckich, bo z natury rzeczy była narodowa, nie uniwersalna i bardziej kulturowa, niż etyczna). Natomiast w Polsce intensywna jest pseudodebata, bo jak się dobrze przyjrzeć, to nie dyskutuje się tak naprawdę o etycznych wartościach, tylko o wyższości katolików nad bezbożnikami. Albo, znacznie rzadziej, na odwrót.
Myśl mi się kontynuuje, więc jeszcze dopiszę. KK w Polsce w tej chwili stoi na stanowisku, że to jego etyka jest uniwersalna i wystarczy wszystkich o tym przekonać, a jak się nie da, to sięgnąć do środków nacisku lub przymusu. Krótkofalowo przynosi to nawet korzyści, ale długofalowo można się na tym bardzo przejechać. Znacznie sensowniejsze byłoby poszukiwanie, która część etyki katolickiej to uniwersalne jądro istotnie posiada i może się ostać jeszcze za 100, 200, 500 i więcej lat, nie odstraszając ludzi, którzy nos poza opłotki jednak zdecydowali się wystawić. Przekonanie, że skoro wieki konserwatyzmu i chronienia się za murami dotąd się opłacały, to będą opłacać się nadal, w którymś momencie może okazać się złudne. Nie będzie to wprawdzie mój problem
ale to, czy dzisiaj jakakolwiek sensowna dyskusja jest możliwa, czy też jest od razu ucinana przez rozdętych poczuciem swojej ważności „obrońców wartości” jest moim problemem.
Etyka lege artis http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,7198317,Prokurator_powoluje_sie_na_siodme_przykazanie.html
Moze to jakas specjalnosc anglosaska, bo w Stanach tematy etyczne sa niezwykle wazne, i caly czas wlasnie idzie tu (przynajmniej w powazniejszych mediach) zastanawianie sie nad etyka dotyczaca juz tej lub tamtej konkretnej dziedziny zycia (etyka dziennikarska, na przyklad, i nawet blogowa sa szeroko omawiane, podobnie jak etyka lekarzy albo nauczycieli akademickich, albo ostatnio – choc jednak w dosc zawezonym jak dla mnie zakresie – etyka w miejscu pracy, na przyklad dotyczaca wyrozniania pracownikow, z ktorymi szef ma romans – to w zwiazku ze skandalem dotyczacym jednej z popularnych postaci telewizyjnych). Oczywiscie, jest i jak najbardziej wersja ludowa, reprezentowana dzielnie przez oboz evangelical Christians, gdzie bezboznictwem tez sie rzuca na prawo i lewo. Ale nawet tu sa juz pewne zmiany, bo na przyklad czesc ich pastorow tez rozszerzyla swoj zakres na myslenie o etycznym uzytkowaniu srodowiska naturalnego… No a przyznac, ze istnieje jednak pewne podstawowe jadro etyczne, pod ktorymi nie-ekstremisci z wszystkich religii mogliby sie podpisac, jest jednak dla tej wersji ludowej niebezpieczne, bo to podcinanie galezi, na ktorej dosc wygodnie sie siedzi…
A co do Polski, to pamietam moje lekcje religii, w zaprzeszlych juz czasach, gdy bardzo posoborowo i prosoborowo nastawione Urszulanki warszawskie zapraszaly polskiego imama na wspolne lekcje, i przedstawicieli srodowisk ewangelickich. Nie trzeba bylo nawet miec paszportu, zeby rozszerzac granice myslenia o tych sprawach… Choc i w tamtych czasach byl to jednak wyjatek. Sadze, ze i dzisiaj mozna by to robic, tylko klimat sie zmienil, i nie ta opcja okazala sie dominujaca. Zdominowal wyobraznie katolicyzm tradycjonalistyczno-masowy… I myslacy w paradygmacie „my-oni”.
Ja już wczoraj wrzuciłem ten link, co Haneczka dzisiaj, bo też mi to włos zjeżyło. A mogę dołożyć jeszcze jeden, gdzie wprawdzie religia nie została wmieszana bezpośrednio, ale też widać bardzo wyraźnie długą rękę Kościoła
http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,95190,7197956,Dyrektor_szkoly__zadnych_gejow_ani_lesbijek.html
Dyrekcja szkoły ma za złe uczniom, że usiłują myśleć i coś organizować na własną rękę, bez konsultacji! Ech, bez komentarzy…
Nawiasem mówiąc, cały spór o lekcje etyki czy religii w szkołach jest całkowicie absurdalny i spowodowany wyłącznie złym (a wymuszonym przez Kościół) prawem. W Niemczech (i zapewne w wielu krajach) jest rozwiązanie bardzo proste i skuteczne – są szkoły wyznaniowe, gdzie religia jest z natury rzeczy, i są państwowe, gdzie jej nie ma, a w obu etyka może być, ale nie musi. Każdy rodzic może wybrać, do jakiej szkoły chce posłać swoje dziecko. Pewnie już zresztą o tym pisałem, ale mi się uaktualniło, bo przecież polskie rozwiązanie wręcz narzuca już u podstaw takie antynomiczne myślenie: religia dla wierzących, etyka dla niedowiarków, albo – albo. A skoro świecka etyka jest wrogiem religii, to wszelkie powoływanie się na nią jest z natury rzeczy podejrzane. Gdzie tu może być mowa o jakiejś rozsądnej debacie?
Byc moze to rzeczywioscie jakas specjalnosc anglosaska, a moze wrecz presbiterianska
dopuszczajaca, w odroznieniu od katolickiej w jej szczegolnym polskim wydaniu, samodzielnosc myslenia, watpliwosci, akademicka uczciwosc. Np. zarowno londynski Times, jak i NYTimes prowadza stala rubryke porad etykow i jakiez to sa fajne miejsca do zagladania. Jedno pytanie czytelnika z NYTimesa szczegolnie zapadlo mi w pamiec, choc przyznaje, ze nie pamietam nawet odpowiedzi na nie – pozostal jedynie nieppokoj hm… moralny… Pisal w ub. r. menadzer jakiegos duzego bloku mieszkalnego: czy w tych czasach kryzysu i rosnacego bezrobocia jest OK zwolnic stala zatrudniona przez spoldzielnie ekipe sprztaczy i naprawiaczy i zatrudniac robotnikow zewnetrznej firmy, poniewaz wypada to taniej dla mieszkancow bloku, ktorzy przeciez tez ponosza straty w zwioazku z kryzysem i traca prace. Na zdrowy rozum – owszem, ale…
Nie pamietam wlasnie jaka padla odpowiedz. Wydaje mi sie, ze etyk doradzil ponownie przenegocjowac stawki z dotychczasowa ekipa stalych pracownikow i byc moze beda oni woleli przyjac mniejsze zarobki.
Ale sam fakt, ze medazer zmagal sie z decyzja i szukal najlepszego rozwiazania, jest naprawde up my street…
Specjalnosc anglosaska, i takze radiowa, Heleno.
W sobotnim segmencie popoludniowych wiadomosci tez sa porady etyka, z podobnymi problemami. Wplyw i prezbiterianow, ale tez kwakrow, i uniwersalistycznych unitarianow, a pewnie i ciekawych pytan etycznych w judaizmie, zwlaszcza reformowanym, ktory tu dominuje, i przede wszystkim jednak – oficjalnego, konstytucjonalnie gwarantowanego oddzielenia kosciola od panstwa.
A tradycja uczenia z sympatia i otwartoscia o innych systemach religijnych, i wlaczania ich do wlasnej duchowosci jest szczegolnie zywa w concordzkiej First Parish, ktora jest czlonkiem kosciola uniwersalistyczno-unitarianskiego (w tej parafii, istniejacej mniej wiecej od polowy XVII wieku, pastorem byl zreszta m.in. dziadek Emersona, a on sam – czlonkiem; Thoreau jednak i z tego kosciola sie wypisal, bo byl mimo wszystko za waski i za instytucjonalny dla duchowosci, jaka on reprezentowal).
A tu o unitarian universalists, bo ich bardzo lubie.
http://en.wikipedia.org/wiki/Unitarian_Universalism
I jeszcze jedna mysl mi sie nasunela, tak na marginesie calej dyskusji. Otoz, gdy sie rozmawia, z wieloma osobami, nawet niekoniecznie gleboko sie identyfikujacymi z polskim kosciolem, czesto przy takich dyskusjach wlacza sie mniej wiecej taki mechanizm „ja sam/a mam krytyczny poglad na dzialania kosciola/biskupow/papieza, ale nie bede go w zaden publiczny sposob krytykowac za jakies konkretne dzialania, i odbieram jako obrazliwa kazda taka jego krytyke, bo jest w jakis sposob skierowana przeciwko bliskiej mi tradycji, wiec obraza i mnie”. No i wtedy bardzo trudno rozmawiac z obrazonymi. Co nie znaczy, ze prywatnie takie osoby jakos nie narzekaja, ale kazde slowo krytyczne w druku, w mediach, czy na internecie je drazni. Przy tym mozna to oczywiscie dobrze wykorzystywac na korzysc status quo, powolujac sie na syndrom oblezonej twierdzy (kosciol krytykuja z definicji tylko wrogowie kosciola, wiec przeciwko nim nalezy sie mobilizowac i go bronic, a na zastanawianie sie, czy konkretna krytyka jest sluszna juz raczej nie ma miejsca).
Fajna religia tych unitarnych uniwersalistow. Zwlaszcza podobaja mi sie ich Zasady i Cele. Dziwie sie, ze nie podbijaja swioata
A swoja droga jestem ciekawa czy Adam Sz. ma racje piszac, ze nowe pokolenie Polakow jest juz jednak inne. Czasami sama tak mysle, kiedy spotykam sie i rozmawiam z dziecmi przyjaciol (no, ale sa to szczegolne domy), ale czasami jak czytam wpisy na forach ewidentnie mlodych autorow albo slucham opowiescxi Renaty o jej studentach, to mysle: ee, tam, jest gorzej niz bylo za moich czasow.
To zjawisko oblężonej twierdzy występuje niekoniecznie podczas dyskusji o religii czy Kościele (chyba że przyjmiemy utożsamienie Polska=KK), w ogóle jak ktoś w jakikolwiek sposób „z zewnątrz” powie, że w Polsce coś jest źle, to się raban podnosi. Ten lęk przed krytyką, uraźliwe na nią reakcje i dopatrywanie się wszędzie jakichś wredno-osobistych pobudek, to też chyba jest nasza specialite de la maison. Jak często się zdarza, żeby np. polityk na krytykę zareagował z poczuciem humoru, albo po prostu przyznał rację i powiedział, że postara się coś zmienić? O hierarchach kościelnych już nawet nie mówię. Balony są tak nadęte, że najlżejsze dotknięcie szpileczką powoduje wielkie bum! Co mnie o tyle dziwi, że przecież ironia i autoironia polskiej kulturze, literaturze wcale nie są obce. Ale pewnie w związku z chwilowym zwycięstwem nurtu tradycjonalistyczno-konserwatywnego wszelkie nieprzystające do niego zjawiska zostały zepchnięte do kulturowego podziemia.
Z tym młodym pokoleniem to chyba jest trochę tak, a trochę tak i bardzo trudno określić proporcje, ile czego, a to przecież jest sprawa zasadnicza. Bo przecież z tego, że w jakiejś populacji jest 5 czy nawet 20% ludzi inaczej myślących, nie wynika jeszcze, że na pewno nastąpi jakiś przełom w myśleniu. Oczywiście liczy się też tendencja, na ile odsetek tak czy inaczej myślących zwiększa się z czasem, ale w sumie trudno to wszystko dookreślić, zwłaszcza że młodzież ma jeszcze prawo mieć w głowach nieco namieszane i w jednej sprawie mieć pogląd skrajnie konserwatywny, a w drugiej skrajnie liberalny.
W każdym razie bardzo mi na rękę, że posady proroka nikt mi nie proponował.
Jak to? W Ksiedze Prorokow stoi jak byk: i Pies Bobik.
Oblezona twierdza forever! Wczoraj przeczytalam w GW doniesienie, ze Desmond Tutu skrytykowal rzad Tuska za wzbranianie sie przed wkladaniem do skarbonki europejskiej jakichkolwiek pieniedzy dla krajow rozwijajacych sie oraz sie przed placeniem za emisje CO2.
No, a potem zajrzalam do wypowiedzi czytelnikow doniesienia. Wlos sie jezy na glowie.
A dzis w naglowkach wszyscy pisza, ze Polska odniesie byc moze „zwyciestwo” na szczycie, to znaczy wylga sie z jakichkolwiek platnosci. I ze jest to „obrona polskich interesow” i racji stanu. Ciekawa jestem czy w szkolach na lekcjach wychowania obywatelskiego poswieci sie temu zagadnieniu chocby pare minut?
Przeczytałam Sasiadowi blogowa dyskusję o jego tekście o nowej przyzwoitosci i Sasiad jest really impressed!
jako uzupełnienie watku „proroczego” o tendencjach w mysleniu młodych Polaków poprosił o wstawienia linka do jego innego tekstu , co niniejszym czynię http://archiwum.polityka.pl/art/geje-nie-eutanazja-czemu-nie,425526.html
Witaj Heleno, miło że już jesteś po tej stronie wielkiej wody
Tusk nie wzbrania się przed płaceniem „jakichkolwiek pieniędzy”. Tusk zabiega o to aby nie postępowano w UE według starej komunistycznej definicji sprawiefliwości: sprawiedliwie znaczy po równo. Tyle i tylko tyle.
Umiejętność przekonania partnerów z UE co do rezygnacji z tak rozumianej „sprawiedliwości” na rzecz solidarności, która per saldo, w dłuższej perspektywie, jest korzystna dla wszystkich, stanowi niewątpliwy sukces polskiej dyplomacji, w tym sukces samego Tuska.
Zono, jak milo.
To byl rzeczywiscie bardzo interesujacy artykul. A tu podaje link do ciekawej dyskusji w NPR na temat tendencji dotyczacych religijnosci wsrod mlodych Amerykanow (z naszej stacji bostonskiej – bardzo swiezutki link, bo sprzed paru dni). W dyskusji zauwazono trend wielo-religijny i wielo-kulturowy napomkniety w polskim artykule, ale i to, ze wyraznie rosnie liczba mlodych osob nie utozsamiajacych sie z zadnym wyznaniem (wahadlo nieco sie zaczyna wychylac w druga strone, w reakcji na lata dominacji wartosci konserwatywnych w przestrzeni publicznej, zapoczatkowanej jeszcze za Reagana).
http://www.onpointradio.org/2009/10/religion-morality-and-youth
Z tego wszystkiego zapomnialam napisać ze b. sie cieszę z powrotu Heleny i Mordki na blog! Dobrze że jesteście.
Zaimpresjonować Sąsiada, no, to dopiero!

Ja wcale zresztą nie mam poczucia, że temat jest wyczerpany, ale w tej chwili za bardzo jestem obżarty, żeby zajmować się myśleniem. Co najwyżej powygłupiać się trochę mogę.
Sorry, jotko, byc moze zawarty deal jest sucesem polskiej dyplomacji ale nie jest ani solidarnym ani sprawiedliwy. Polska jest w europejskiej czolowce zabrudzaczy atmosfery i robi bardzio niewiele aby ten stan rzeczy zmienic – np ani mysli o zamykaniu starych, dawno wyeksploatowanych, nierentownych, bardzo niebezpiecznych dla zycia gornikow kopalni, natomiast jest w pierwszym szeregu wykrecajacych sie z ponoszenia finansowych konskwencji tchorzostwa swej klasy politycznej. Polska najchetniej nie ponosilaby zadnych kosztow nalezenia do europejskiej wspolnoty panstw, a wylacznie wyjadala konfitury. To nie jest fair. Gdyby jeszcze cos robila. Ale nie robi i dlugo robic nie zamierza.
Ze zdumieniem np. czytalam zgorszone glosy w prasie, kiedy Tusk udal sie do bodaj Wilna normalnym rejsowym samolotem . Nie padlo ani slowo ile tysiecy metrow kwadratowych wypuszczonego do atmosfery CO2 zaoszczedzil w ten sposob, bo nikt w Polsce emisja gazow sie nie przejmuje . Bo i po co? Wystarczy „dyplomatyczny sukces” jakiegos kolejnego rzadu.
Ja tez nie lubie kiedy jestem zmuszona np do kupowania drogich kondensacyjnych bojlerow, zamiast przyjaznych uzytkownikowi i tanich bojlerow wydzielajacych spora ilosc CO2, ale wiem, ze nie mam wyboru, bo „moj” rzad zgodzil sie na drastyczne zmniejszenie trucizn w atmosferze i sam tego bez mojego udzialu nie zrobi. Ale oczekuje, ze inni w Europie tez jakies koszty poniosa – sama tego ciezaru nie udzwigne. I nie udzwigna tego ciezaru panstwa rozwijajace sie. Musimy im pomoc, jesli ten swiat ma przetrwac dla przyszlych pokolen.
Zawarty na szczycie deal budzi tu jedynie zlosc i ostra krytyke ekologow.
vitajcie! wreszcie naprawiono mój komputer i będę mogła zanudzać Was dalej
Zono, rozmawialam przed chwila z Renata, ktora unprompted polecila mi przeczytanie tego artykulu Adama, o ktorym tu rozmawialismy. Cytuje: Jest znakomity ten Szostkiewicz!
Bobiku sto całusów i kiełbasek z okazji Jubileuszu . Az trudno uwierzyć że to już rok… A ty dalej piękny i młody
Tylko się wczoraj upomniałem o zaginioną Jarzębinę i już się znalazła.

Nie wiem, czy nie postaram się o posadę zastępcy św. Antoniego. Zamiast tego proroka.
Dziękuję, Jarzębino. Młody mam zamiar pozostać dalej. A z urodą to jeszcze się okaże.
mnie wprawił w zadumę artykuł red . Grońskiego o telefonie . Nawet się wzruszyłam. Pomyślałam sobie o tych wszystkich ludziach którzy w obecnych czasach nieustannie są stawiani pod ścianą z powodu kłopotów wynikających z pazerności innych , czy maja taki telefon..?. Ostatni Tygodnik Powszechny poświęcił dużo uwagi t.zw. doradcom itp którzy za przyzwoleniem… wyprowadzili młodych a często i starych pod most
ależ Bobiku, barwo barwo / klaszcze z uciechy bo myślałam że dawno już mnie nie pamiętasz
/
Heleno,
Wystarczyło na dywanik Warszawa-Wilno?
to ile tych metrów kwadratowych CO2 zaoszczędził w końcu polski premier?
Sorry, szesciennych. Nie czepiaj sie.

ostatnio pięknie opisał ekologiczny temat red. Bendyk. Tym razem zrozumiałam wszystko, chociaż temat fruwających seriali itd. w telewizji pozostaje.
rodzina już rwie z głowy włosy bo postanowiłam uprawiać ekologiczne warzywa i hodować ze trzy kury aby znosiły codziennie ekologiczne jajka.
myślałam tez o kozie ale one mogły by zjeść wszystko w ogrodzie
jak na razie zrobiło się zimno a do wiosny daleko . Mam jednak ambitne plany
Bobiczku rośnij duży okrąglutki… . Na nowej drodze/ 2-gi rok/ . Ja muszę iść spać. Dobrej nocki Wszystkim
Ja mam grzeczną kozę. Zjada tylko papier i drewno.
A ja od dawna marze o tym by miec koze. Uwazam je za bardzo madre i mile zwierzeta. Kiedys zaprzyjaznilam sie z koza w tej okropnej Grecji. Byla codziennie uwiazana na sznurku pod drzewem naprzeciwkjo domu, ktory wynajmowalysmy. Codziennie nosilysmy jej wode, bulki i brzoskwinie. Grecy pukali sie w glowe i uwazali nas za dwie ekscetryczne staropanienskie Angielki.
Koza byla urocza, bardzo delikatna z nami, kladla E. glowe na kolanach i witala nas codziennie radosnym beczeniem.
Wtedy postanowilysmy, ze jak bedziemy dorosle to kupimy sobie koze i bedziemy ja rozpieszczac.
brykam przez Blog szybo i blyskawicznie pozdrawiajac kazdego
(serwilizm moj ulubiony
)
Takie postanowienia źle się kończą.
Moi znajomi wprowadzili je kiedyś w życie. Koza biegała luzem po obejściu i po właśnie budowanym domu, zżerając wszystko poza ogrodem, który jeszcze nie był założony, pchając się na stół i wszystkie pozostałe meble i traktując wszystkich poza gospodarzami nader obcesowo. Sprytna była niemożebnie, więc wszelkie utrudnienia potrafiła obejść, bariery przeskoczyć, a i z zamkami sobie jakoś, skubana, radziła. Rozpieszczanie skończyło się w momencie, kiedy zeżarła w ciągu jednego dnia ulubioną lnianą suknię pani domu, młodego klonika, który miał być pierwszym triumfalnie posadzonym na parceli drzewem i forsę przygotowaną na opłacenie pracowników wraz z kopertą. 
Helena 17:11
„,to mysle:ee,tam,jest gorzej niz bylo za moich czasow.”
bardzo mocno duzo gorzej Heleno!!!
jade postawic swieczki
do kiedy bede tu ponownie
Kto przez blog przebiegł? To serwilista,
z oczek mu patrzy służalczość czysta,
nigdy pytanie go to nie znuży:
komu by jeszcze tu się przysłużyć?
Komu by jeszcze trochę powłazić,
a w każdym razie się nie narazić?
Komu się skłonić pomimo mgły,
kogo pozdrowić… Rysiu, to Ty?
A jak się kończą przedstanowienia?
Bobiku,draniu 8)
wpadne ponownie wtorek/sroda
Ojej, świeczki. Zaraz się popłaczę. Nie wiem od ilu już lat nie byłem w Krakowie na Wszystkich Świętych.
To taki termin, że właściwie nigdy się nie udaje pojechać, bo wcześniej byliśmy w wakacje, a jak zostało jeszcze trochę urlopu, to trzeba go zachować na Boże Narodzenie.
Przedstanowienia kończą się w przedbiegach.
No, dobra, Rysiu, dajemy Ci czas maksimum do środy. Tylko bez żadnej samowolki, przedłużania na własną rękę, a potem podsuwania lewych zwolnień. Środa i ani dnia dłużej!
jarzebino: to tak bedzie u Ciebie wygladac? Tylko to kacze i nie wiem czy mozna je zabrac – najwyrazniej nikt nie wie, bo tak sobie leza i leza…..
http://picasaweb.google.com/WandaTX/DlaJarzebinki?authkey=Gv1sRgCMag7O7wtPD-HQ#slideshow/5398527826892188146
Powiem Ci, ze tu w okolicy Dallas tez kury coraz popularniejsze; w Plano nie wolno
Gospodarka Planowa nie uznaje kur?
Szczytem elegancji wypowiedź Dody może i nie była, ale ciąganie kogoś po sądach za naprutych winem apostołów to jednak przegięcie.
A jak już mowa o jajach, to znalazłem takie jak berety. Kto by pomyślał, że poczuję się kiedyś moralnie zobowiązany do stanięcia po stronie Dody? A jednak. Życie jest pełne wstrząsających niespodzianek.
http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/polska/doda-jednak-odpowie-za-naprutych-winem-apostolow,48069,1
Heleno, zaadoptuj kiedys koze, albo chociaz spokojnie dalej marz, ze ja dostaniesz, jak dorosniesz. Nie wszystkie sa takie, jak ta nieznosna, ktora mieli znajomi Bobika. Tesc opowiadal mi jak mial w dziecinstwie oswojona koze – lagodna, wszystko od dzieci znoszaca, niezwykle cierpilwa i zgodna. Zawsze ja mile wspominal. Moze sporo zalezy jednak od koziej osobowosci – tak jak u ludzi?
Please, Moniko, please, tylko nie koza. Pamietasz jak sie skonczylo z koza i Zydem?
Moze takie male kolorowe papuzki? Albo chomiki? Biale myszki? Byle nie w klatce, bo to niekocie, niefelitarne.
W każdym razie inteligencji kozom nie odmawiam, nawet i tym nieznośnym. A może nawet szczególnie tym nieznośnym.
Tylko że wspólne życie z nimi potrafi być… hmm… uciążliwe.
Z kozą i z Żydem skończyło się tak, że u nas w domu każda rzecz zawadzająca, przeszkadzająca, nadmiernie się panosząca i w ogóle taka, której właściwie chętnie by się pozbyło, a nie robi się tego głównie przez bezwład, nazywana jest kozą.
Heleno, przemyślałam to co napisałaś, „przespałam”. Poniżej wyniki moich przemysleń.
Piszesz:
1.”zawarty deal jest sucesem polskiej dyplomacji ale nie jest ani solidarny ani sprawiedliwy”
Czyim zdaniem i według kogo? Kto i jakim tytułem ma prawo do tak arbitralnych ocen? Jakimi kryteriami kieruje się oceniający? Jak definiuje pojęcia „solidarny”, „sprawiedliwy”?
Jak już wspominałam nie jest prawdą, że rząd polski nie chce płacić „żadnych pieniędzy”. Chce i rozumie, że tak należy robić. Rząd polski i POZOSTALI „NOWI” CZŁONKOWIE unii postulują aby kwoty opłat uzależnione były od mozliwości płatnika czyli od bogactwa danego kraju.
Sytuacja gospodarcza Łotwy jest w tej chwili dramatyczna, ten kraj stoi na granicy bankructwa. Niewyobrażalnie trudna jest też sytuacja, od wieków zacofanej Rumunii.
Co jest takiego złego w tym, że bogatsze państwa zapłacą więcej od biednych? Dlaczego to ma być takie oburzające? Jeżeli jest to niedopuszczalne, to na czym polega „solidarność”?
Poruszane są jeszcze dwie kwestie związane z problemem opłat. Pierwsza dotyczy potencjału gospodarek kilku państw formalnie należących do benificjentów przyszłych dopłat. Chodzi o dynamicznie rozwijające się Chiny, Indie, Brazylie. Podnoszony jest argument sprawiedliwości dopłat do tych gospodarek przez gospodarki w stanie zapaści, takie jak przywoływane Łotwa i Rumunia.
Kwestia druga dotyczy przepływu przyszłych dopłat. Kraje wspomagane będą kupowały nowe technologie. Od kogo będą je kupowały? Ano właśnie od krajów bogatych. Pieniądze wrócą tam skąd przyszły. Czy jest zatem rzeczą sprawiedliwą aby biedne kraje opodatkowały się ponad ich mozliwości po to żeby w dalszej perspektywie pracować na polepszenie koniunktury w krajach dużo bogatszych? Czym jest wobec tego sprawiedliwość i solidarność?
2.” Polska jest w europejskiej czolowce zabrudzaczy
atmosfery”
Zależy z jakiej perspektywy i w jakim kontekście to ujmować. Lasy w Karkonoszach giną z powodu kwaśnych deszczów spowodowanych przez zanieczyszczenia napływające do Polski aż z zagłębia Ruhry. W kręgach ludzi zawodowo związanych z ochroną środowiska znany jest fakt budowy w Anglii dostatecznie wysokich i odpowiednio usytuowanych, w stosunku do kierunku wiatrów, kominów dzięki którym zanieczyszczenia nie opadają na Anglie tylko na kontynent. Mozna mnożyć przykłady.
Owszem polska gospodarka należy do zacofanych. Są to zacofania wielowiekowe. Nie powstałe z winy dzisiejszego podatnika. Potrzebuje środków na modernizacje. Czy to takie dziwne, że razem z innymi państwami biedniejszymi rozpoczyna dyskusje na temat sposobu rozłożenia obciążeń?
3. „i robi bardzio niewiele aby ten stan rzeczy zmienic ”
I tu się mylisz Heleno, robi się naprawdę dużo. Może przyjedź na dłużej i pobądź troche nie tylko w Warszawie. Poobserwuj inwestycje. Nie ma porównania z tym co było jeszcze dwadzieścia lat temu. Czy to jest wystarczające w stosunku do potrzeb? Naturalnie, że to ciągle mało, ale nie „nic”. Proporcjonalnie do stanu zacofania, możliwości finansowych, kształtujacej się przez lata mentalności to naprawdę dużo.
4. „- np ani mysli o zamykaniu starych, dawno wyeksploatowanych, nierentownych, bardzo niebezpiecznych dla zycia gornikow kopalni, ”
Owszem myśli i to bardzo dużo. Spróbuj jednak zaproponować zamykanie kopalń samym górnikom, poczytaj, jak wyglada sytuacja byłych górników, którzy dostali duże odprawy na „przebranżowienie”. Nie jest mozliwa zmiana w przemyśle górniczym bez zmian mentalnościowych a te zachodzą wolno, bardzo wolno.
5. „natomiast jest w pierwszym szeregu wykrecajacych sie z ponoszenia finansowych konskwencji tchorzostwa swej klasy politycznej. Polska najchetniej nie ponosilaby zadnych kosztow nalezenia do europejskiej wspolnoty panstw, a wylacznie wyjadala konfitury. To nie jest fair. Gdyby jeszcze cos robila. Ale nie robi i dlugo robic nie zamierza.”
„Polska” to nie jest pojęcie abstrakcyjne. To blisko czterdzieści milionów ludzi. Różnych ludzi, o róznej mentalności i etyce. „Wrzucenie” ich wszystkich do jednego worka nosi nazwę „szufladkowania”, które to szufladkowanie jest jedną z technik dehumanizacji a sama dehumanizacja jest formą przemocy. Dokonując tak uproszczonej diagnozy, pisząc to co zacytowałam wrzucasz i mnie i setki tysięcy mi podobnych ludzi do tego strasznego worka z napisem: „grający nie fair wykręcacze, wyjadacze konfitur”.
Jakim prawem nas tak obrażasz?
6. „Musimy im pomoc, jesli ten swiat ma przetrwac dla przyszlych pokolen.”
A dlaczego tak bardzo oburza Cię ewentualna pomoc dla Łotwy czy Rumunii?
7. „Zawarty na szczycie deal budzi tu jedynie zlosc i ostra krytyke ekologow.”
No i co z tego?
Jesteś pewna, że w ogóle rozumieją w czym problem? Jak mają rozumieć skoro Ty, tak mocno związana z Polską, dysponująca błyskotliwą inteligencją, wykształceniem, obyciem w świecie, wydajesz się nie rozumieć złożoności sytuacji? Bo jak inaczej wytłumaczyć stawianie aż tak uproszczonych diagnoz?
Najbardziej ostre emocje budzą się tam gdzie brak dostateczne wiedzy oraz postawy etycznej pozwalajacej spojrzeć na sprawę z perspektywy tego z którym się nie zgadzam
świeci, trochę niebieskiego nieba tu i tam
Dzień dobry.
Wyjątkowo tym razem mogę zgodzić się z fomą w sprawie pogody.
Rzeczywiście jest trochę niebieskiego, ale noc była tak zimna, że pelargonie musiałem wnieść do domu, bo strasznie jęczały, że zamarzną.
Przecieram ślepia, smaruję grzanki i idę popatrzeć na to niebieskie, póki sobie nie pójdzie.
Nie wypowiadałem się wczoraj na temat podatku środowiskowego, bo dobrze sobie zdawałem sprawę, że mam za mało danych, żeby ocenić sytuację z sensem i jakim takim poczuciem odpowiedzialności za to, co piszę. Dziś też nie będę się silił na całościową ocenę, tu tylko kilka uwag do pewnych szczegółów.

– Z tego, co pisze Jotka, można wywnioskować, że sprawa jest istotnie bardziej skomplikowana, niż na to wygląda w doniesieniach prasowych po jednej czy drugiej stronie. To znaczy, po jednej się ją upraszcza pokazując jako sukces polskiej dyplomacji, zamiast zwrócić uwagę na to, że nie chodzi tu tylko o własną koszulę, a po drugiej podłączając się pod kliszę Polski jako nieprzyjaznego środowisku mąciciela. Wiadomo, że mediom często bardziej zależy na sensacji, niż na wyważonym przedstawieniu sytuacji, ale akurat blog jest takim medium, gdzie możemy sobie brakujące informacje dorzucać i układać z nich puzzle trochę wierniej do rzeczywistości przystający.
– Niestety, trzeba przyznać, że na ten nienajlepszy obraz w zachodnich mediach Polska (jako państwo, a nie poszczególni jego obywatele) przez jakiś czas pracowała. Trochę idiotycznych, niesolidarnościowych decyzji, nieumiejętny PR, „profesjonalizm”, czy może profesjonalys dyplomacji, nadymanie się i kaczyńskie potrząsanie szabelką… To robi imydż, który potem długo się trzyma i cierpią na tym kolejne ekipy. M.in. dlatego uważam dużą część polskich polityków za absolutnych antypaństwowców, rządzących na zasadzie „po nas choćby potop”.
– Dość istotne wydaje mi się rozróżnienie między Polską jako państwem, organizmem politycznym, reprezentowanym na arenie międzynarodowej w ten czy inny sposób przez podejmujących pewne decyzje polityków, a Polską jako krajem, ze wszystkimi jej obywatelami i całym dobrodziejstwem inwentarza. Wiadomo, że nie da się w każdym zdaniu podkreślać tej różnicy i mówi się po prostu Polska, ale prawie zawsze jest to jakiegoś rodzaju skrót myślowy. Kiedy Helena pisze „Polska w tej sprawie nic nie robi i jeszcze długo nic nie zrobi”, to dla mnie jest dość oczywiste, że ma na myśli to pierwsze znaczenie – Polskę jako podmiot polityki międzynarodowej, a nie Polskę jako tzw. całokształt zjawisk. Dlatego myślę, że ludzie czy środowiska dobrej woli nie mają w takim przypadku powodów do czucia się obrażonymi. Tu nie chodzi o ich zlekceważenie i pominięcie ich wysiłków, tylko o to, w jaki sposób państwo się prezentuje w międzynarodowych gremiach, na tle innych państw.
A że bezpieczniejsze, nawet przy wyrażaniu wyłącznie swojego osobistego przekonania, byłoby twierdzenie „Polska za mało robi”, nie nic, to insza inszość, ale wszyscy przecież znamy Heleny temperament polemiczny i nieuchronnie mu towarzyszącą skłonność do wyostrzeń stylistycznych.
– Dwie rzeczy mi się w jeden punkt zbiegły. Jak chodzi o zamykanie kopalni, to absolutnie się zgdzam, że to nie jest taka prosta sprawa, hop-siup, podpiszemy, zamkniemy i z głowy. Tu jest potrzebna długofalowa restrukturyzacja regionu i to z głową, żeby nie spowodować katastrofy górniczej w sensie społecznym. I w tym miejscu mi wchodzą kwaśne deszcze znad Zagłębia Ruhry. Może i wcześniej tak było, że to one niszczyły karkonoskie lasy, ale w ostatnich latach właśnie w Zagłębiu Ruhry dokonano modelowej restrukturyzacji. Pozamykano kopalnie, w dużej mierze zlikwidowano zatruwający przemysł, a jego pozostałości zmuszono do bardzo restrykcyjnego przestrzegania wysokich standardów ochrony środowiska. Dzisiaj w tym regionie można przechodzić cały dzień w sandałach i śnieżnobiałych skarpetkach, a Zagłębie Ruhry usiłuje się międzynarodowo wyprofilować jako Zagłębie Kultury. Czyli – da się, ale też nie ukrywajmy, że to straszliwie kosztuje i czy Polskę w tej chwili na taką akcję stać, wcale nie jestem pewien.
A tu jeszcze komentarz Marka Ostrowskiego z „Polityki”, z którego wynika, że środowiska przejmujące się ekologią nie są raczej w Polsce w większości i to nie one nadają ton. To na pewno też wpływa na obraz Polski w zagranicznych mediach i w przypadkach spornych skłania do interpretacji po linii egoizmu czy obojętności na ekologię .
http://www.polityka.pl/nie-ma-sie-z-czego-cieszyc/Lead121,1336,306117,18/
Marek Ostrowski będzie się cieszył, jak Polska pobuduje elektrownie jądrowe. Ja nie. Ale ucieszę się, jak w Polsce ekolodzy przestaną być wrzucani do jednego worka z innymi szkodnikami: feministkami, gejami i cyklistami rzucającymi kłody pod nogi „zdrowej” części narodu
Ja to bym się raczej cieszył, gdyby w ogóle zlikwidowano ten worek. Bo dopóki on jest, to i tak się będzie wrzucać do niego „po uważaniu”.
To właśnie mam na myśli. Ten worek. Lepiej mieć dwa pod oczami z niewyspania niż ciągnąć za sobą jeden z obiektami nienawiści. Życie bez wroga jest trudne, bo kto będzie wszystkiemu winien, ale możliwe
Bobiku Drogi, piszesz:
„Dlatego myślę, że ludzie czy środowiska dobrej woli nie mają w takim przypadku powodów do czucia się obrażonymi”.
Na początek małe rozróżnienie natury lingwistycznej: „czuć się obrażonym” i „uważać, że jest się obrażanym”.
Ja nie napisałam, że „czuję się obrażona”.
Sądzę, że rozważanie kwestii „mienia” lub „nie mienia” powodów do czucia się obrażonym/obrażanym to bardzo karkołomne zadanie. Można znaleźć, jak w każdym innym przypadku, tysiące argumentów, tak „za”, jak i „przeciw”. Tylko po co?
Na tożsamość człowieka składa się również coś takiego jak identyfikacja narodowa, religijna, zawodowa, etc.. Są to obszary wrażliwe. „Pójście na skróty”, uleganie „temperamentowi polemicznemu”, „stosowanie wyostrzeń stylistycznych” łatwo może prowadzić, nie mówię że w sposób zamierzony, do obrazy czyichś uczuć. Nie bez powodu prawodawcy traktują tę sferę jako obszar dóbr osobistych podlegających specjalnej ochronie.
Jeżeli uważam, że dla mnie, w tym wypadku jako dla Polki, pewne określenia i sądy mają charakter obraźliwy to o tym mówię. Zwłaszcza, że często rozważamy na blogu kwestie natury etycznej. Nie zamierzam sobie narzucać autocenzury. Bo niby po co?
Nie chodzi o to żeby nie krytykować Polaków, Polski. Należy to robić. Chodzi jednak o proporcje i rzetelność w przedstawianiu faktów.
Kwestia nie mniej ważna. W moim przekonaniu dorosłe osoby powinny się porozumiewać same. Właśnie dlatego, że są dorosłe. Jeżeli potrafią się dogadać, to dobrze. Jeżeli nie potrafią, to trudno.
Ponad piętnaście lat temu miałam okazję oglądać, w okolicach Kolonii, pokopalniane tereny zrekultywowane i w trakcie rekultywacji. Już wtedy wygladało to niezwykle imponująco.
Jeżeli w Polsce doczekaliśmy się, tak kiedyś niewyobrażalnych, przemian to mam nadzieję, że i te problemy będą rozwiązywane. Wymaga to jednak czasu, zmian w mentalności i ogromnych pieniędzy.
Może też odpowiedniego wyboru lub zmiany priorytetów przy rozdziale pieniędzy stojących do dyspozycji?
Jotko, to jest normalne, że na blogu wszyscy się we wszystko wtrącają. Takoj charaktier tego forum.
A ja jako gospodarz czuję się wręcz zobowiązany do wtrącania. 
A oprócz tego była w Twoim poście rzecz, z którą osobiście też często mam problem, więc tym bardziej zobaczyłem powód do wtrącenia się. Krytyka polskiej polityki, władz, instytucji, nawet mentalności, nie jest przecież krytyką całego dokładnie narodu, do ostatniego jego przedstawiciela. Wiadomo chyba, że jak napiszę „nie podoba mi się polska religijność”, to nie uważam (bo taki głupi to ja już nie jestem), że w Polsce nie istnieją osoby religijne w bardzo głęboki i refleksyjny sposób, tylko że za dużo jest tych religijnych w sposób płytki i zaściankowy. To są pewne uogólnienia, w dyskusji niezbędne, bo po prostu nie dałoby się rozmawiać objaśniając każde użyte słowo w pięciu zdaniach.
A poza tym, co może jeszcze ważniejsze (i kiedyś już o tym pisałem, ale powtórzę), ja nigy nie mam poczucia, że krytykuję Polskę z zewnątrz, jako „obcy element”, tylko jako ktoś będący jej częścią. To jest jak narzekanie na własną rodzinę – kocha się ją, ale czasem do szału potrafi doprowadzić i człowiek musi się wywnętrzyć, żeby para uszła. Myślę, że dotyczy to niemal wszystkich piszących na blogach osób z zagranicy. I zawsze mi się robi jakoś tak łyso, kiedy pojawia się ton „wy tam” nie macie prawa mówić tego czy owego o „nas tu”. Zapewne wprowadzanie takiego podziału nie było Twoim z kolei zamiarem, ale ja to tak odebrałem i przez moment przykro mi się zrobiło.
Cubalibre istotną rzecz tu poruszyła, bo oczywiście jakiekolwiek zmiany w przyszłości są zależne od priorytetów, jakie władze sobie stawiają, ale to jest temat-rzeka i nie czuję się na siłach dziś go udźwignąć, bo wieczorem chciałbym jeszcze trochę postraszyć.
Bobiku,
jak ustalasz płeć bywalców tego blogu? Tak jak swoją? I innych szczeniaków?
Bobiku, czy ja kiedykolwiek zasugerowałam, że „wy tam” coś …? Jezeli tak, jeżeli jesteś przekonany, że tak zrobiłam, to należy mi się solidny kopniak w cztery litery i daję słowo skauta, że jak będzie trzeba, to je wypnę i stosowną karę z godnością przyjmę.
Ja też „taka głupia nie jestem”. Rozmawiamy „przez ogródki” o sprawach „co to ty wiesz a ja rozumię albo odwrotnie”. Lepiej dać sobie spokój. Co kto miał do powiedzenia to powiedział i chwatit.
Na spacer, kogo dochtory nie spacyfikowały, pozachwycać się okolicznościami przyrody. Wieczorem postraszyć, czemu nie? Całkiem pozytywny program na ten ostatni dzień października.
U nas przepiękny dzień jesienny. W złocie, czerwieniach, brązachm, błękitach i szarościach. A do tego soczysta i przeczysta zieleń świeżo wzeszłej oziminy. I tylko szkoda, że mogę to podziwiać jedynie zza szyby okiennej.
Serdeczności, dużej frajdy ze straszenia
Cubalibre, le style c’est l’homme. Ou la femme.
No właśnie, ja dotychczas myslałam, że Cubalibre to Blogowicz płci męskiej! To jak to jest?
Jotko, tak jak napisałem, przez moment mi się przykro zrobiło, ale mi to zaraz przeszło, bo w drugim momencie zastanowiłem się nad Twoimi prawdopodobnymi intencjami i szybko doszedłem do wniosku, że chodziło Ci tylko o wyartykułowanie swojej przykrości, a nie dołożenie komukolwiek. Ale na wszelki wypadek ja z kolei wyartykułowałem, w którym miejscu mam dość wrażliwy punkt, bo wcale nie szkodzi, jak inni takie rzeczy wiedzą.
Też myślę, że sprawa jest niniejszym do zamknięcia i idę straszyć w nowym wpisie, a jak ktoś chce się przyłączyć, to zapraszam. 
Ale jak przetłumaczę, to gra słów się zgubi.

W każdym razie chodzi o to, że styl to człowiek.
Jotko,
jestem co najmniej tak samo męski jak Bobik
A, skoro tak, to przepraszam za gramatyczne nadużycie. Od dziś rozmawiamy jak mężczyzna z mężczyzną.
Cubalibre,
cieszę się, że mnie intuicja nie zawiodła, serdeczności