Chmury
Chmury płyną i to wszystko,
jak Pantarej mądrze mawiał.
Martwi często się ludzisko,
że tych chmurzysk taki nawał,
w szat popada rozdzieranie,
w przygnębienia wpada otchłań,
nie smakuje mu śniadanie,
chociaż z niejednego kotła,
nad przepaścią wciąż, na linie,
trwożnie patrzy, gdzie nadzieja…
Spoko! Wszystko to przepłynie,
posłuchajcie Pantareja!
tak, u Ciebie działa ale u mnie – nie…próbowałem z Notes, potem nawet ze Script Editorem, na końcu z Text Wranglerem. Nic. W końcu to jeden wpis, obyśmy tylko większych zmartwień nie mieli 🙂
Aha, czyli chodzi o jeden wpis, poza tym wszystko działa normalnie, tak? To może rzeczywiście coś siedzi w tym wpisie 😯 Ja umiem chyba tylko jeszcze raz ogniem zionąć
Wrrrrrrrr! Aaaaaaaaarrrch!! Hrrrrrrraaaaaaaachhhh!!!
Ale to chyba słabo działa na uparte teksty…
Tak, to chodzi o jeden jedyny wpis
A próbowałem kopiować go z:
TextEdit
Notes
Script Editor
Text Wrangler
w końcu przesłałem do mailem sam do siebie (mam jednego email klienta tak ustawionego zeby sie treść notowała w html) – i też nic.
Teraz tą notkę kopiuję z TextEdita.
– i działa 🙂
Rany, ludzie, to nie piszecie w okienku? A dlaczego właściwie? 😯 Nigdy w życiu nie przyszłoby mi do głowy, żeby to robić inaczej.
Panno Koto (01:04), co do skutecznych walk z chwastami, to pomysłów mądrych nie mam. Najlepiej oczywiście odchwaścić za młodu, zanim się nie rozsieją, ale to uwaga banalna i w początkach września wręcz szydercza. Posiłkuję się mulczowaniem (odchwaszczonej!) gleby korą, ale to zmienia trochę warunki środowiska i nie zawsze jest estetyczne. Znam też – ale nigdy nie praktykowałem – metodę typu raz-a-dobrze polegającą na wyłożeniu geowłókniny, wycięciu w niej otworów na rośliny i posadzeniu roślin. Ale geowłóknina wygląda gorzej niż kora, więc trzeba ją przykryć – najlepiej korą i znów jesteśmy w punkcie wyjścia.
Jedyne, co mógłbym z czystym sercem polecić, to minimalizacja problemu poprzez obserwację siedliska i dobór roślin, które będą w tych warunkach rosły szybciej niż chwasty. W skrócie – jeśli mamy słonecznie, sucho i piaszczyście, to (przykładowo) jeżówki (Echinacea), przegorzany(Echinops) i rozplenice (łacińska nazwa rodzajowa Pennisetum, ale tutaj są sami dorośli?); jeśli mamy wilgotno, żyźnie i cieniście, to (przykładowo) hosty, zawilce japońskie (Anemone hupehensis) i rodgersje. W skrócie – nie gwałćmy natury, tylko próbujmy wykorzystać jej siłę do własnych celów.
Doro: pisanie w okienku to pisanie tzw. webowe, aby nie wchodzić w szczegóły łatwiej wówczas mimowiednie utracić tekst, jego część, etc. No i tak pisząc musiałbym pisać tekst od początku do końca „za jednym zamachem”, nie mam jak zapisać aktualnego stanu tekstu aby go skończyć za jakiś czas. Bezpieczniej jest pisać w programie do pisania a po zakonczeniu wkopiować gotowy tekst tam, gdzie ma się ochotę, np. w okno przeglądarki jeśli tekst ma być zamieszczony na blogu, na jakimś forum, etc.
Podobnie do poczty elektronicznej używam zawsze programu do mailowania tzw. klienta email, w nim sobie konfiguruję swe konta na różnych serwerach – Gmail, WP, Onet, inne. Nie piszę webowo czyli w oknie odpowiednim na stronach rzeczonych Gmail, WP, Onet czy innych.
Mnie to zawsze wydawało się jakimś sięganiem prawą piętą do lewego ucha 🙂 Z mailem podobnie zresztą…
No, ale każdy ma prawo po swojemu. Mnie jako osobie piszącej na co dzień jest pewnie łatwiej.
Smoku, przyjemnie Cię widzieć.
Myślę o Tobie, jak Ci tam w tej ciasnej jamie smoczej, musisz dobrze zarządzać przestrzenią.
Ja mam też nieduże mieszkanie, więc wykorzystuję każdy kątek i jakoś tam daję radę. I chyba lubię je nie tylko za widoki z okien, ale i za kieszonkowy wymiar.
Najtrudniej jest się rozpakować, pakowanie jakoś szybko idzie. 🙂
Ormie, jeśli zechciałbyś przesłać mi ten tekst na maila (użytkownik jak tu na gmail dot com), to może udałoby mi się zidentyfikować problem 🙂
Andsol podał stronę z darmowymi książkami, w Polsce też już jest strona, gdzie można czytać dowolną ilość książek za jakąś miesięczną opłatą.
Ja szukałam kiedyś jakiejś książki i znalazłam taką stronę, działającą na podobnej zasadzie, może się komuś przyda:
https://pl.scribd.com/books
Dzięki, Tetryku, wlaśnie wyslalem email z tym nieszczęsnym tekstem i w zalaczniku w .rtf i wkopiowalem to w tresc maila.
Jesli nie dojdzie to takze znaczy ze cos jest nie tak z moim klientem email – Mail.app. Ech, to nowomodne Maki…
Siódemeczko 🙂 na razie mam sporo miejsca, ale planuję sobie trochę zapełnić przestrzeń, a potem będę zarządzał 🙂
Tetryku, napisz, jak coś znajdziesz, bo jestem ciekawy 🙂 Ale przeczytam dopiero jutro, lecę do jaskini, dobranoc!
Dobry wieczór 🙂
Nic nie rozumiem. Zawsze piszę w okienku. Zazwyczaj jestem parozdaniowa, ale zdarzają mi się rozbuchane wyskoki 🙄 Na wszelki wypadek kopiuję to, co napisałam. Jeżeli uciekło – wklejam. Z mailami tak samo. Mam siódemkę Windowsa, a kombinować potrafię tyle, co dwa koty napłakały 😳
Poleciał, a tak bym chciała uściskać Smoka…
Działa Mail.app – odpowiedź poszła 😉
Haneczko, skup się mocno, może się Smokowi przyśnisz, to będzie okazja uściskać! 😉
Hihi! Wkleiłem tekst Orma – i albo czeka w Lodovice, albo faktycznie zawiera jakieś wredne słowa usuwane przez blog, bo go nie widzę…
Oj! miało być „trefne” a nie „wredne” 😉
Użeram się właśnie z szeroko pojętym sprzętem, bo chcę wreszcie zainstalować aktualizację oprogramowania na moim Nikonie.
Przysłali już czwartą, a ja nie instalowałam, bo potrzebowałam czytnika kart, którego akurat na składzie nie miałam.
Teraz nabyłam pojedyńczy na USB i zaczynam.
Trzymajcie kciuki.
Tetryku, lepiej nie. Nie życzę Smokowi koszmarów. Teraz dym z dużą ilością rrr idzie mi uszami 👿
Dobry wieczór.
Korciło mnie na początku pisania w Koszyczku, a to pierwszy blog w którym się wypowiadam, żeby pisać w edytorze, BO EDYTOR POPRAWIA BŁĘDY a ja mam z tym problem. Ostatecznie liczę na Waszą wyrozumiałość, szkoda mi czasu na wszelkie kopio-manipulacje. Ale kilka wpisów niespodziewanie straciłam, więc rozumiem Orma, który pisze teksty starannie przemyślane. Ja czasem po prostu paplam, za co przepraszam szanowną Frekwencję.
Padam, padam… dobranoc.
https://www.youtube.com/watch?v=OjY9IDlhFUk
Chciałabym tak pięknie padać 😉
Łotr nie toleruje pewnych słów np oporny
O tu weszło 🙄 u Łasuchów idzie w kosmos.
Oporność zawsze miała się tu dobrze, pod warunkiem, że nie była podszyta chamstwem i kłamstwem.
– tak, Małgosiu, to jest pewno taki przypadek. Niestety nie mam pojęcia które ze słów użytych przez mnie okazało się być nie takie 🙁
Małgosiu, to bardzo brakowało mi Twojego uśmiechu na tegorocznym zjeździe.
A tak w ogóle, są takie uśmiechy, które zabijają w człowieku wszystko, co najgorsze. Kolekcjonuję 🙂
Haneczko 😀
Skutki braku uwagi i edytora 🙄 : „tak bardzo”
Małgosiu, tęsknię do na żywo 🙂
Haneczko, ja też, ale wracałam dzień po 🙁
Nadrobimy w następnym roku, oby 🙂
Andsolu, czytam i myślę, bo myślałam i nie myślałam od tej strony. Wysłałam Młodym. Jeszcze raz dziękuję.
Dobranoc 🙂
Dobry wieczór, bo przecież gdybym użył „dobranoc” albo „dobrej nocy” byłoby bez sensu na przywitanie się. A może ktoś wymyślił odpowiednią formę na opółnocne powitanie.
Dotarły mnie wieści, że kandydatem na ministra spraw zagranicznych w nowym rządzie (tym co to już przebiera nóżkami)ma być KM Ujazdowski.
Uff. Wgrałam 4 aktualizacje.
Teraz powinien sam robić zdjęcia. 🙂
Siódemeczko
To może być bardzo ryzykowne. Taka samodzielność przedmiotów. Na wszelki wypadek, jak go nie używasz, usuwaj baterie.
A co, Paradoxie, nie podoba Ci się, czy wręcz przeciwnie?
A inne kandydatury Tiebie nrawidsja?
Siódemeczko
Ogólnie rzecz ujmując, to do zagorzałych fanatyków całej tej opcji nie ośmieliłbym się zaliczyć. Do umiarkowanych zresztą też nie. A szczegółowo, Ujazdowski jako taki, zupełnie estetycznie mi nie leży.
Babilasie, dzięki za cenne wskazówki. Dla raczkujących ogrodników tym bardziej.
Siódemeczko, pytałaś o mamę – no, moja teściowa jest nie do zdarcia :). I całe szczęście.
Dobranoc wszystkim, spać, bo rano dalszy ciąg walki z chwastami.
Kurczę. Nocna walka z chwastami. A wąwóz, na który mam widok z okna, najpiękniej wyglądał wtedy, kiedy nikt z niczym nie walczył i pozwalano rosnąc wszystkiemu, co tylko miało w nim ochotę i możliwość wykiełkować. Przy samej ścieżce, którą wydeptali ludzie skracający sobie drogę, rosły ogromne łopiany. I jeszcze jedną zaletę miało to wszystko. Całe masy ptaków przez cały rok. I komu to przeszkadzało? Teraz byłoby pięknie i kolorowo.
Dzięki, Panno Kota, to znaczy że można puścić kciuki. 🙂
Święte Twoje słowa Paradoxie.
Zniknęły łąki pełne kwiatów.
ale zdarzają mi się rozbuchane wyskoki — tak, pamiętam, haneczko, to chyba były całe cztery zdania. Ale, ale, u Boga Ojca, za co Ty mi dziękujesz? Niedawno V. opowiadała, że ich pastor relacjonował z entuzjazmem czego się dowiedział ode mnie o plagach Australii, a ja przysięgam, że rozmawiałem z nim tylko o Polsce i o Ukrainie. Więc znowu nieswojo się poczułem.
Siódemeczko, pocieszę Cię: kwietne łąki wcale nie zniknęły. Są w całej Polsce i mają się nieźle (może ongiś miewały się lepiej, nie wiem). Miedzy innymi dlatego staramy się z kolegą wspólnikiem zawsze w maju lub czerwcu ruszać na jakieś dalekie trasy.
Paradoksie, w jakże gustowną bawełnę owinąłeś proste stwierdzenie, że pan U. jest koszmarnym typkiem!
Szapobasy.
Wracają mi myśli do tych narkotyków, dzięki którym pięknie wyglądająca armia mogła dniami i nocami maszerować aż na koniec świata. Czy te pastylki czy proszki mogły mieć wpływ na ośrodki w mózgu związane z emocjami? I co jest wiadomo wśród chemików i farmaceutów o długofalowym działaniu takich środków?
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry.
W jakich pięknych okolicznościach przyrody ta Irkowa kawa podana. 🙂
W wątku narkotyków, którymi faszerowano armię, która w mundurach od Hugo Bossa podbijała Europę bez przerw na spanie. Jak wiadomo, w PRL było wszystko odwrotnie i według uporczywej urban legend, żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego faszerowano „bromem” w celu obniżenia poziomu testosteronu (a co za tym idzie, popędu płciowego i agresji). Niestety, polska wikipedia, przyłącza się do tej akcji dezinformacyjnej i podaje nawet, że był to konkretnie bromek potasu.
Jako abiturient Szkoły Podchorążych Rezerwy o profilu kwatermistrzowskim w skądinąd znanym wojskowo Grudziądzu (być może zdradzam teraz jakieś tajemnice Układu Warszawskiego, ale niech tam, może się przedawniło już) oświadczam – na podstawie intensywnego researchu, który wówczas (z nudów, proszę wysokiego sądu, z nudów) prowadziłem – że jest to bzdura.
Na początku zresztą moja kariera wojskowa przybrała dość nieoczekiwany obrót. Otóż przy przepisywaniu na czysto przemówienia komendanta szkoły (które miał wygłosić na jakimś zebraniu, czy też konferencji, komendantów) machinalnie poprawiłem kilka zdań pod względem stylu i gramatyki. Okazało się, że przemówienie zebrało entuzjastyczne recenzje, a że te zebrania, czy też konferencje odbywały się w zasadzie nieustannie, została mi się ta fucha do końca szkolenia. Pułkownik dokarmiał mnie tylko takim kondensatem swoich aktualnych przemyśleń (co przypominało mi, z grubsza, poezje Białoszewskiego) oraz dostarczał mi informacji co do objętości („na trzy strony”, „na piętnaście minut”), ja zaś zajmowałem się resztą.
Cieszyłem się z tego względu szczególną protekcją, mogłem całymi dniami wysiadywać w kancelarii jawnej (była jeszcze, zabezpieczona plombami z plasteliny, kancelaria tajna, do której, na wszelki wypadek, nikt nie wchodził). Pułkownik nie troszczył się spamiętaniem moich personaliów, określał mnie terminem 'podchorąży humanista’, co było zresztą o wiele wyższą fuchą niż 'pisarz’ (bo taki 'pisarz kompanijny’ przepisywał papierki administracyjne, ja zaś miałem pracę kreatywną).
Wkrótce zresztą okazało się, że komendanci muszą jeszcze prowadzić coś w rodzaju dzienniczka (do okazywania przy okazji nieustannych kontroli), w którym należało zapisywać ważne wydarzenia z życia jednostki oraz swoje refleksje na kanwie aktualnych biuletynów Głównego Zarządu Politycznego LWP. Tutaj konkurencja była trochę inna, bo akcent kładziono na „kulturę sztabową”, znaczy miała być kaligrafia i marginesy, notatki zaś – aby ułatwić kontrolerom lekturę – miały być raczej krótkie. Nie można było przepisywać słowo w słowo z tych biuletynów (bo, cokolwiek by o nich nie powiedzieć, to krótkie one nie były), należało raczej je streścić i w miarę dokładnie omówić.
Oczywiście przy okazji jakiejś popijawy pułkowników, komendant pochwalił się moim istnieniem, więc zaistniała realna możliwość, że będę wypożyczany gdzieś po jakichś odległych garnizonach, ale na szczęście mój okres grudziądzki dobiegł końca i groźba ta się nigdy nie zmaterializowała. W ten sposób minąłem się być może z powołaniem i karierą ghost writera.
Potem trafiłem na kilka miesięcy do pułku lotniczego, gdzie zajmowałem się układaniem jadłospisów dla wojska (żeby się kasa i kasza zgadzała, a po łebkach i kalorie), co było rzeczą na tyle monotonną, że pozostawiało mi mnóstwo czasu na różne dociekania, w tym – między innymi – dotyczące obecności mitycznego „bromu” (który miał być podawany żołnierzom w kawie zbożowej). Oprócz tego, wyjaśniłem sobie wewnętrzny przepis wojskowy, który zakazywał podawania żołnierzom pieczywa młodszego niż tygodniowe. Różnie mi to próbowano objaśniać (na przykład tym, że świeży chleb powodować może jakieś dramatyczne sensacje żołądkowe, niepożądane w armii), ale w końcu znalazł się jakiś stary wiarus, który zapytany wprost w połowie drugiej butelki, załamał ręce nad moją głupotą i stwierdził, że przecież chleb musi być stary, bo świeżego by zjedli o wiele więcej.
Wydarzył mi się jeszcze jeden mocny akcent na sam koniec mojej kariery wojskowej. Otóż do mojej kanciapy przyszła wieść, że życzy się ze mną widzieć pułkownik Sz., zastępca dowódcy pułku do spraw politycznych. Zacząłem się obawiać, że nie tak łatwo będzie mi się odciąć od mojego grudziądzkiego epizodu, że może powrót do pióra jednak, ale nie do końca tak było. Pułkownik Sz. zaproponował mi pozostanie w służbie wojskowej, w pionie polityczno – wychowawczym. Stwierdził, że mnie obserwuje od dawna i jestem idealnym kandydatem, i nawet bym się nie musiał do partii zapisywać, przynajmniej na początku. No, ale gdybym się jednak zapisał, to on widzi „deszcz gwiazdek”, jakie na mnie w niebawem spadną. I jeszcze takim tanim komplementem mnie próbował podejść, że w wojsku potrzeba ludzi inteligentnych.
Podziękowałem, rzecz jasna, za propozycję, poprosiłem o czas do namysłu. Za dwa dni wydarzyły się wybory 4 czerwca 1989 i – podejrzewam – pułkownik Sz. miał zupełnie inne sprawy na głowie. A za dwa tygodnie zdałem sorty mundurowe i wróciłem do normalnego świata.
A z pułkownikiem Sz. spotkałem się kilka lat później, w przedziale kolejowym. Wciąż w mundurze, choć skronie trochę już przetarte siwizną. Ja go poznałem, on mnie nie, więc zainscenizowałem taką niby przypadkową rozmowę kolejową. Pułkownik nadal wychowywał żołnierzy, tym razem patriotycznie i w świetle nauczania najwybitniejszego Polaka. Z żarem w głosie opowiadał, jakim wielkim sukcesem organizacyjnym była ostatnia pielgrzymka do Częstochowy. Wiem, że to tania puenta, ale innej ta historia nie ma.
Dzień dobry. Pyszna historia Babilasa przywołuje wspomnienia, albowiem intelektualnie duszny i zamknięty świat pułkowników Ludowego Wojska Polskiego a następnie już nie Ludowego, miałam okazję obserwować z perspektywy rodzinnej. Puenta może i tania, ale jakże prawdziwa, a co więcej, uniwersalna. Takimi pułkownikami wojsko stało.
Dzień dobry 🙂
Babilasie, nie mogę pojąć, jak mógł nie poznać 😆
Andsolu, dziękowałam za Marksa.
herbata 🙂
Dzien Dobry Bardzo 😀
bryk
brykanko fikanko 🙂 🙂 🙂
niestety (?) nie mam wspomnien wojskowych, z moja kategoria „D” bylem skazany na zycie cywilne tylko i wylacznie, a jak zawieruszyly sie moje papiery w archiwum w Wojskowej Kwaterze Uzupelnien (tak to sie nazywalo?) to szybko na miejcu zrobiono”E” 🙂 😀
bryk
fik
Stary dowcip o kombatantach:
– Józek, pamiętasz, jak stacjonowaliśmy pod Przemyślem…
– Gdziee?
– Pod Przemyślem, w 1915.
– Kiedy?
– W tysiącdziewięćsetpiętnastym! Pamiętasz?
– Aha… w piętnastym… no i co?
– Wtedy nam do kawy dodawali bromu, żeby nam się bab nie chciało.
– Rumu? Co ty gadasz…
– Nie rumu, tylko bromu.
– A po co?
– Żeby nam się bab nie chciało.
– Pamiętam! Ale nie pomagało…
– Wiesz co? Wydaje mi się, że to właśnie zaczęło działać!
Dzięki (nad)zwyczajnej Marysi odkryłem dopiero dziś zdjęcia Kingi, które Wojtek przesłał niedawno. Aż się wzruszyłem. Wyjatkowo sympatyczne zdjęcia. Ale może by nawet te sympatyczne zdjęcia spalić. Rozdrapują rany. A z drugiej strony dobrze, że są. Ale strasznie rozdrapują rany. Mimo wszystko miłego dnia. Pozdrawiam, Jarek
Jarku, bardzo rozumiem. Może by po prostu – póki co – schować głęboko.
Pozdrawiam serdecznie, ślę dobre myśli.
wybieram sie do pszczol, pogoda sprzyja 🙂
Dla Bobikowa mam ciekawy esej do przeczytania:
http://www.theguardian.com/world/2015/sep/16/hitlers-world-may-not-be-so-far-away
pstryku bryku fiku
Dzień dobry 🙂
Przyleciałem i znalazłem czekające na mnie uściski od Haneczki 😀 Bardzo potrzebne, bo chyba zaczynam być trochę przeziębiony i jest mi źle 🙁 Snów nie pamiętam, jak zwykle zresztą. Tylko zaraz po przylocie z Tajwanu codziennie mi się śniło, że czegoś zapomniałem, nie zrobiłem itd., a potem budziłem się bardzo rano i nie od razu wiedziałem, co było naprawdę a co nie 🙁 Ale już mi przeszło.
Miłego dnia 🙂
Bry 🙂
Weź coś profilaktycznie Smoku.
U mnie też pogoda wreszcie sprzyja, to idę w świat dla przyjemności.
Co prawda z roku 1924, ale ku rozwadze dzisiejszym posłom 😈
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/t31.0-8/10862576_920918707960791_717292836099425313_o.jpg
Dzień dobry
Irku
Jak widać, obywali się bez alkomatu. Mnie tylko interesuje metodologiczna strona procesu. Mianowicie, w jaki sposób kalibrowali woźnego. I czy miał stosowny certyfikat.
– myślę że woźny – najpewniej pochodzący z tzw. „prostego ludu” – miał po prostu wdrukowane poczucie rudymentarnej przyzwoitości.
Niewykluczone, ale woźny i posłowie mogli posługiwać się różnymi systemami miar, czy też wartości.
W dodatku kieliszek kieliszkowi nierówny
– jasne że różnymi systemami miar – snać woźnemu obce były systemy post sarmackiego rozwydrzenia w sprawach publicznych. A i słusznie zwracasz uwagę na różne gabaryty kieliszka – od 12.5 gramowej „małpeczki” po ponad 200 gramową szklaneczkę 🙂
Małpeczka, Ormie, kojarzy mi się raczej z pojemnością butelek, a mianowicie:
0,1 litra – szczeniaczek
0,25 (po wejściu do Unii zredukowana do 0,2) – ćwiartka vel małpeczka
0,35 (były takie płaskie butelki, ale do akcesji tylko) – piersiówka
0,5 – wiadomo, połówka
0,7 (przedakcesyjnie 0,75) – tzw. duże pół litra
Tak ja to pamiętam, ale może bywały gdzie indziej inne określenia.
w rzeczy samej, nie po raz pierwszy widzimy stosowanie tych samych określeń na nazwanie różnych rzeczy. Fajnie mi się zapoznac z aktualnym znaczeniem „małpeczki” mnie znanej jako mini mini kieliszek.
Babilasie
Połóweczka to pieszczotliwa forma. Często funkcjonowała nazwa „pół basa”. Czyżby jakieś luźne związki z muzyką?
Jeszcze mnie uwiera ta pojemność 0,35. Piwo konfekcjonowali we flaszeczkach 0,33 l. Zastanawiam się, czy wódeczka też nie była w tych pojemnościach. Ale protestował nie będę, jeśli nie mam racji.
Dzień dobry z Zakopanego!
Odkryłam właśnie, że zostaliśmy nieładnie obgadani:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2015/09/14/strefa-wolna-od-nienawisci/#comment-546062
I to pod wpisem „Strefa wolna od nienawiści”.
Odpowiedź – kilka komentarzy dalej – bardzo mnie zasmuciła. To chyba już nie jest osoba, którą znałam przez ostatnich kilka lat… 🙁 Szkoda.
A a propos wzajemnej adoracji: pyszna historia babilasa! 🙂
Dora, cóż ludziom skupionym w sferze wolnej tylko życzyć spełnienia ich planów. Więcej komentarzy nie będzie, bo wielu z Was tam bywa i sferę lubi.
Piwo w pękatych 0,33 chadzało pod nazwą „bęgołka”…
Łotr nie wpuścił mi komentarza, a żadnych obsceniczny wyrażeń nie używałem. Cuda, Panie, cuda.
Blog kulinarny, a przystawka niesmaczna. Może przepieprzył?
Co chwilę łapię się na tym, że używam na codzień powiedzonek, które należały do stałego repertuaru Kingi. Przy ich pomocy komentowała otaczającą ją rzeczywistość. Ogłaszam niniejszym konkurs bez nagród. Kto dokończy powiedzenie używane często przez Bobika:”Co dla Pana jest bordo, dla mnie… „
Brywieczór.
Paradoksie, nie ma nic w poczekalni. Nie wiem skąd się bierze to przepadanie komentarzy
PA
Ja bym się tym nie przejmował. Widać system co jakiś czas musi się wybrykać nie wpuszczając komentarza. Ot, przypadłości sztucznej inteligencji.
Myślę – a nie ja to wymyśliłem – że przepadanie komentarzy bierze się z ich nieprzystawalności do jakichś reguł.
Jarczyk, nie znam tego powiedzenia Kingi. Ale optuję za kolorem szarym.
Obstawiałbym, Ormie, jakieś zakonspirowane słowa kluczowe. Kiedyś oglądałem taki odcinek 'Colombo’ (sprawdziłem: Season 7, Episode 4 – How to Dial a Murder), gdzie pieski były szkolone do ataku na dźwięk jakiegoś niewinnego słowa. Słowem tym było 'rosebud’ – co samo w sobie stanowiło nawiązanie do 'Citizen Kane’ Orsona Wellesa.
Apropos Citizen Kane, odkopałem w prehistorii internetu następujące cymelium.
Mar-Jo, kierunek rozumowania był słuszny. Kinga często w sytuacjach, gdy chciała podkreślić, że to oczywiste, iż ludzie różnie postrzegają tę samą sprawę, mówiła: „Co dla Pana jest bordo, to dla mnie jasne bordo.” Dziś odruchowo użyłem tego powiedzenia w rozmowie z jednym facetem i uświadomiłem sobie, że przejąłem je od Kingi. Pozdrawiam.
Ja też nie znam i pojęcia nie mam, nie wygram konkursu bez nagród.
Ciekawe, jaki kolor.
Albo całkowicie przeciwstawny, albo podobny tylko inaczej nazwany.
Nie odświeżyłam strony, a odpowiedź już była.
Komentarz zlinkowanych przez Dorę nie będę komentować.
Tak trzymać, Siódemeczko.
Brawo siódemeczko, kierunek rozumowania bardzo poprawny. Możesz się sama nagrodzić. Na przykład zjedz coś niezdrowego, co lubisz albo wypij coś niezdrowego, ale z umiarem. Dzięki za udział w konkursie.
Chyba się napiję. Z umiarem.
Dzięki.
Komentować też nie będę, ale nazwę, bo jak się jakieś zjawisko nazwie i przyporządkuje do określonej kategorii, to świat jest bardziej poukładany i przewidywalny. Terminów pewnie jest kilka, ale od tych dosadnych oraz prawniczych mamy Wielkiego Wodza. Ja zastosuję terminologię kliniczną – dewaluacja w służbie ego. O, i już lepiej 🙂
Postanowiłam dzisiaj sprawić sobie przyjemność i pojechałam do ZOO, miejsca, w którym spędziłam znaczną część dzieciństwa. Mieszkałam po drugiej stronie ulicy i wchodziłam przez dziurę w płocie.
To już oczywiście nie jest taki siermiężny ogród, jak niegdyś, ale mam do niego wielki sentyment.
Uwielbiam też ptaki i bardzo zazdroszczę Irkowi, ze ich tyle widzi.
Dlatego poszłam do ptaszarni i narobiłam trochę zdjęć, kto ma chęć może tu rzucić okiem:
https://picasaweb.google.com/maria.tajchman/16Wrzesnia2015
Wracam do zapodanych alkoholowych miar. Pamiętam z dzieciństwa, że były w sprzedaży butelki wódki o pojemności 1 L.Kiedyś ludzie mieli mocniejsze głowy?
Dobranoc Wszystkim.
Piękne zdjęcia z ZOO!!! 🙂
Cudne ptaszysko grubym dziobem. Co to???
Nisiu, nie pamiętam, tyle tych tabliczek.
Jak pojadę w piątek, to sprawdzę. Myślałam, że z rodziny tukanów, ale nie widzę takiego.
Jarczyk, w żadnych konkursach udziału nie biorę, bo zawsze wychodzę na kretyna, a wolę niektóre prawdy ukrywać przed internetem.
Nisiu, to jest Dzioborożec Trębacz.
Siódemeczko, nie gadaj! Imię jak z bajki.
Siodemeczko, bardzo lubie te rejony: zoo, Park Praski, Katedra Sw Floriana… Piekne ptaki o pieknych nazwach. Za kilka tygodni tez sie przejde po tych okolicach! Mialabym ochote na pyzy albo flaki, ale pelno tam teraz restauracji wszelkich egzotycznych narodow i pewnie latwiej o shawarme niz o pyzy!
Moze pyzy zrobie razem z siostra, zeby przejsc sie sciezka ongisiejszych smakow.Jesli cos sie fajnego dzieje w Warszawie w polowie pazdziernika to prosze bardzo o cynk: koncerty, spektakle, wystawy, spotkania, ale nie demonstracje, chyba ze pod Palacem Prezydenckim w mysl zasady jak Kuba Bogu tak Bog Kubie.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry!
Siódemko, czy było widać góralki, czy tylko ich tablicę? Mam do góralków spory sentyment, od czasu gdy je zobaczyłem po raz pierwszy pod Kapsztadem. Zwierzątko biblijne, ofiara tłumaczy, i tak (Prz 30:26):
Wujka (1599) – Zajączek, gmin nie duży, który czyni sobie w skałach łożysko swoje
Gdańska (1632)- Króliki, twór słaby, którzy jednak budują w skale dom swój
Warszawska (1975) – borsuki, ludek bez siły, a w skale buduje swoje mieszkania
Dopiero w późniejszych tłumaczeniach pojawia się to, o co chodziło autorom, i tak, na przykład:
Tysiąclecia: góraliki, lud wprawdzie niemocny, ale w skale mieszkania zakłada
Dzień dobry
Poza dzioborożcem Siódemeczka uwieczniła też tukana (to ten z z wielkim pomarańczowym dziobiskiem). Góralek jest na zdjęciu. Właściwie to chyba powinienem napisać góralka, bo to samiczka.
Paradox, Siódemka, przepraszam, nie dopatrzyłem się. A po czym poznajecie, że samiczka?
Ja tylko domyślnie po informacji pod zdjęciem. Ale skoro Siódemeczka napisała że samiczka, to musiała zweryfikować na miejscu.
– króliku, bliska mi jest „ścieżka niegdysiejszych smaków”. I tak przypominam sobie ostatnio różne receptury z moich czasów duńskich; w IKEI w sklepiku są takie jak je w Skandynawii poznałem i polubiłem śledzie; nie znalazlem bardzo ziołowego/wytrawnego bitter Gamel Dansk ale jakby co mam fajną recepturę od kogoś z mych dawnych przyjaciół. I oczywiście – gravad laks (marynowany losoś) który właściwie robi się sam 🙂
Andsolu (Andsolo?). Wypowiadając się na blogu też ryzykujemy, że ktoś uzna nasze wypowiedzi za kretyńskie. Ale będzie można dziś potrenować odwagę cywilną. Po południu dalsza część konkursu. Tym razem podam od razu rozwiązania, to będzie łatwiej.
Króliku-w Warszawie właściwie stale dzieje się coś ciekawego.
Tutaj możesz sobie sprawdzić dokładnie gdzie,co i kiedy (można wybrać
interesujący nas termin):
http://www.kulturalna.warszawa.pl/
A rejony ZOO,Parku Praskiego,katedry i cerkwi są też mi bardzo bliskie, bo chodziłam do liceum Władysława IV.Życzę Ci udanego pobytu w stolycy 🙂
A na pyzy,jak z Bazaru Różyckiego wpadnij tutaj,bo na Pradze chyba już nie do znalezienia:http://www.barwarszawa.pl/menu/bw-miodowa-2-przekaski/
Jednak są!Są pyzy na Targowej!
http://pyzyzrozyca.pl/
Sami prażanie na tym blogu 😯
Ja urodziłam się nawet w Szpitalu Przemienienia (podówczas po prostu Szpitalu Praskim), a przez wiele lat mieszkałam na Jagiellońskiej, dosłownie naprzeciwko Władysława IV. Ale ani ja, ani moja siostra tam nie chodziłyśmy.
Park Praski to park mojego dzieciństwa. Przed Florkiem dawny biskup praski Głódź był uprzejmy postawić koszmarnego ks. Skorupkę w wykonaniu swego przyjaciela Andrzeja Renesa
Połowa października w Warszawie? Hmmmm… dla mnie to końcówka Konkursu Chopinowskiego 😉
Doro-to pierwszy krzyk wydałyśmy w tym samym szpitalu 🙂
Przez pierwszych 19 lat mego żywota mieszkałam z rodzicami przy pl.Leńskiego (obecnie Hallera) i oczywiście na spacery chodziło się
do Parku Praskiego albo do ZOO,a w lecie na plażę nad Wisłę.
No i okaże się, że szansę dostania pracy w Europie dla Syryjczyka z dzieckiem będzie wynajęcie dziennikarki, która mu podłoży nogę. Z tej przyczyny wielu polskich wolontariuszy do podkładania nogi wycofuje się ze swoich już zadeklarowanych intencji. Na S24 trwają dyskusje jak wydajnie zaświniać życie w tej nowej sytuacji. Pierwszym krokiem ma być wstawianie słowa uchodźca w cudzysłów.
Jarczyk, „andsolo” da się znieść choć mało męsko to brzmi, jak jakiś kandydat do śpiewu falsetem. Ale tak naprawdę gryzę i kopię tylko za „jędrusia”.
Ambasada Szwecji odpowiada Kaczyńskiemu: „W Szwecji obowiązuje szwedzkie prawo”
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,18831742,ambasada-szwecji-odpowiada-kaczynskiemu-w-szwecji-obowiazuje.html#ixzz3lz2sUKRH
Dzień dobry 🙂
Skorupka to wyjątkowo błyskotliwe bezguście 🙄
Nie krzyczałam na Pradze 🙁
Duch szmalcownictwa w narodzie nie ginie.
Bry 🙂
Ja też się urodziłam w szpitalu praskim, a mieszkałam w budynku z czworokąta Stalingradzka, Plac Leńskiego, Skoczylasa, Brechta.
W moim było pogotowie i wielka biblioteka publiczna, obok na Skoczylasa były dwa kina Mewa i Albatros, po drugiej stronie Stalingradzkiej ogrodzenie ZOO z dziurą dla Marysi.
O plaży nad Wisłą i parku nie wspominając.
Dobre miejsce do życia.
Ciekawe dlaczego nie ma tam teraz takiej plaży, jak kiedyś.
i jeszcze, z wczorajszych smutnych lektur.
Babilas mnie ubiegł, ale stronka inna
http://www.prw.pl/articles/view/45273/Mieszkancy-zaalarmowali-ze-we-wsi-sa-uchodzcy-Okazalo-sie-ze-to-turysci-z-Malty
Psychoza sięga szczytów.
Lektura smutna dla mnie nie tylko ze względu na swój sens, ale i na takie np. sformułowanie: „Europa Środkowa ma więc głęboko wyjebane na znaczenia pojęć”.
Dlaczego???
I ktoś tu pisze o znaczeniu pojęć?
Andsolu, w epoce gender nie wiadomo, co męskie, co nie. Szczególnie na blogu, gdzie ludzie chowają się za nickami.
Cóż, to od pewnego czasu ogólny problem autorów (i redakcji) „Krytyki Politycznej” – zaczynają mieć z zasobie czynnym takie słowa, których niekiedy ich czytelnicy nie mają w biernym.
A ja młodość spędziłam na Grochowie, zmieniałam formacje wojskowe: Szaserów, Kirasjerów, Grenadierów …
Nisiu, to jest osoba przynależąca do pokolenia posługującego się innym językiem.
Znalazłam w sieci, co autorka pisze o sobie i niewiele zrozumiałam. To jest kod zrozumiały dla jej pokolenia.
Małgosiu W 😀
Siódemeczko, niechaj on se będzie inny, żeby tylko nie był tak beznadziejnie wulgarny…
Ja jestem ze starego chowu dziennikarskiego, kiedy to dawano nam za przykład BBC, od której to rozgłośni naród uczył się poprawnej angielszczyzny. A i u nas starano się mówić pięknie.
Dlatego „smutek w moim sercu mieszka i tak gryzie mnie jak weszka”.
z balkonu 🙂 Dzien Dobry Bardzo 😀
Siódemeczko-plaże są,a jakże i jeszcze w Europie je chwalą 🙂
http://warszawa.naszemiasto.pl/artykul/w-europie-zachwycaja-sie-plazami-z-warszawy-zdjecia,3440169,artgal,t,id,tm.html
A kina Albatros i Mewa wspominam z rozrzewnieniem,ech…
powiedziano: zadnego brykania 😥 wolno wolno, na razie przynajmniej 🙂 duzo szelescic i Tereny Zielone z rozmyslem przemierzac 😀
dziekuje za trzymanie przez te miesiace, za troske i wspomaganie Bobikowo Drogie, dziekuje, dziekuje, dziekuje
Danuśka, ale ja mam na myśli taką plażę, jaka była za moich czasów.
Tam był zagospodarowany teren, prysznice, można było coś zjeść, kupić napoje, wypożyczyć leżaki.
I piasek był jakiś czysty i jasny, a teraz jest bury.
Ja tam byłam dwa, czy trzy lata temu, teren zamknięty, albo opuszczony.
Może teraz się zmieniło, zobaczę.
O, Rysiu, jaka dobra wiadomość, radość w sercu.
Brykaj nam, brykaj pomału, to my Ci dziękujemy, że jesteś. 🙂
Piano, piano, rysiu! I objadaj sie pysznymi jesiennymi warzywami i owocami!
Rysiu, brykaj mentalnie!!!
Zapraszam na drugą część konkursu. Żeby było łatwiej, od razu podam rozwiązanie. Kinga mianowicie miała takie powiedzenie:”Chybaś nie po nauki tutaj przyszedł (ino po wpierdol)”. Oczywiście to co w nawiasie, było w domyśle i wtajemniczeni tylko wiedzieli, jaka jest dalsza część powiedzonka. Jest ono puentą dowcipu, który przez jakiś czas był popularny i bardzo podobał się Kindze. Mimo że staram się usilnie przypomnieć sobie ten dowcip, nie wychodzi mi. Pewnie z głową coś nie tak, jak już ktoś na tym blogu zauważył w stosunku do innej osoby. Może ktoś z Was zna ten dowcip i mógłby go przytoczyć. Wtedy kontekst, w którym Kinga wypowiadała to zdanie stanie się oczywisty.
Choć mór Cię przygina chwilowo,
choróbska nękają nachalnie,
Ty, Rysiu, pion trzymaj pionowo
i brykaj, i brykaj MENTALNIE!
Ty fikaj nam, Rysiu, porannie
i szeleść czym bądź na balkonie
i dla nas bądź zdrów nieustannie,
a troski niech piekło pochłonie!
Dzień dobry.
Rysiu, uważaj na siebie. I omijaj niektóre strony internetowe.
Paskudne komentarze znajduję też pod artykułami w niemieckich gazetach. Większość z nich (tzn.tych komentarzy) jest bardzo szybko usuwana.
– Powidźciez mi, baco, na cym jest ten świat ułozony?
– Wiis, Jasiek, on sie opiro na grzbietach czterech wielkich słoni…
– Aaaa… a powidźciez mi, te słonie – to na cym one stojo?
– Te słonie… one stojo na skorupie wielgiego zółwia!
– Aha… baco, a ten zółw?
– Ech, Jasiek, cosik mi się widzi, żeś ty nie po nauki psysed…
Albo może to z blogu Owcarka (niech mi Stara Żaba wybaczy, że cytuję bez jej zgody):
„Wlasnie przeczytalam u Passenta, jakie to sa klopoty z Ziemia, czy plaska, czy okragla i sobie przypomnialam jak taki maly Jozio przyszedl do bacy i pyta:
-Baco, a ta Ziemia to jest plaska, czy okragla?
-A jak ty myslisz Jozek, przeca widzisz, ze plaska.
-No, widza, ale ta plaska Ziemia to co, to tak w powietrzu wisi?
-No jak Jozku, jak w powietrzu wisi? Ona na takiej kolumnie stoi.
-To jak to baco? Ta plaska Ziemia na kolumnie a ta kolumna to jak, w powietrzu wisi?
-No, nie, Józuś, ta kolumna to na takim postumencie stoi.
– To, baco, tak: ta Ziemia na kolumnie, kolumna na postumencie, a ten postument to tak w powietrzu wisi?
-Widzis, Józek, ten postument to na takiej podmurowce stoi.
-To, znacy, ze ta plaska Ziemia na kolumnie, kolumna na postumencie, postument na podmurowce, a ta podmurowka to co, baco, w powietrzu wisi?
– Oj, Józuś, cos mi się widzi, ze ty nie po nauke psysedl a co by w morde dostac!”
Dzień dobry.
Jarczyku, widzi mi się, że bez „halby” dla Tetryka się nie obejdzie. 😆
Rysiu, słuchaj Nisi – brykaj (na razie) mentalnie.
Rysiu, szeleszczenie też jest brykaniem, Nisia to pięknie wyłożyła 🙂
Tetryku, 😆
Uff jak gorąco. Rysiu, tęsknić będę za Twoim brykaniem przez prawie dwa tygodnie, i za poranną kawą od Irka. Wyjeżdżam na urlop i nie wiem jak tam będzie z internetem, chociaż to nie Puszcza Notecka tym razem, ale stara cywilizacja. Z koleżankami z liceum lecimy na Sycylię – przygotowania trwały od lutego: wyszukiwanie tanich a miłych kwater, planowanie co chcemy zobaczyć. Plany mamy ambitne, ale to się okaże co ostatecznie będzie realne.
Siódemeczko piękne zdjęcia z zoo. Dzioborożec trochę pokiereszowany, może staruszek. Niedawno dowiedziałam się od moich dzieci, że w krakowskim zoo są młode żyrafy – trzeba zobaczyć! Takie miłe drobiazgi: chodziłam często z dziećmi do zoo, a teraz same chodzą dla relaksu, może wspominają dzieciństwo.
Okropny wypadek wczoraj się zdarzył w zoo wrocławskim, tygrys zagryzł pracownika, który sprzątał wybieg. Tygrys jakoś uwolnił się z klatki, w której był zamknięty na czas sprzątania. Znowu pewnie ktoś coś zaniedbał, albo nie zamknął, albo niedokładnie, albo zamknięcie wymagało naprawy, albo…zobaczymy.
Oooo! I dla Gutka? Ale będzie bal. 😆
https://www.youtube.com/watch?v=JfybzBcNhaU
Kocham Mroziewicza (od dawna):
http://studioopinii.pl/krzysztof-mroziewicz-dyplomacja-prezydenta-dudy/
szara myszo do łez się uśmiałam
Siódemko, Nisiu (12:27, 12:35), sprawa nie jest aż tak jednoznaczna. Rzeczona autorka jest też współautorką cyklu felietonów Szczerka z Gruzji (ostatni w najnowszej 'Polityce’), które czyta się miło i bez kłopotu ze zrozumieniem. Oprócz tego,w czasach studenckich metodologią i warsztatem naukowym napisała kilka publikacji, które przeczytałem z dużym zainteresowaniem (zwłaszcza te o obrazie Polski w kinie niemieckim i o orbanizacji kinematografii węgierskiej). I nic tam nie było na ku.. i chu.. I że ktoś ma na coś wy… też nie. Więc zakładam, że chcieć to móc.
To po co to wy…? Psuje.
Znaczy, Rzeczona Autorka dostosowuje swój język do tzw. „targetu”. Tu by tak nie pisała, wiedząc, że do nas w ten sposób nie trafi.
Będą halby dla obydwu. Przy najbliższej okazji. Niby konkurs był bez nagród ale bardzo mnie rozbawili, więc dostaną. Dziękuję za udział.
Jarczyk, ale mój nick nigdy nie służył do „chowania się”, bo podpis kieruje do mego blogu a w nim, na samym dole linek jest taka, co prowadzi do moich stron, a ściślej do tego, co różni ludzie zawierzyli mojej pieczy. I jednym dodatkowym kliknięciem dociera się do danych osobowych; to prawda, że cv wyrzuciłem stamtąd, bo o pracy słyszeć nie chcę, rozkoszuję się nagannym nieróbstwem, ale nawet mój numer buta można gdzieś tam odnaleźć.
Andsol, nie wykrącaj się. Jesteś tajemnicza rzęsa i już.
Babilasie, jaż jej niczego nie odbieram, pani Autorce. Ja tylko smęcę się z powodu kolejnego, niepotrzebnego spotkania z plugawym wyrażansem, którego nie znoszę.
I mniemam, iż target, który używa na co dzień tegoż plugawego języka, wcale pani owej nie będzie czytać.
A jak przeczyta, to i tak nie zrozumie.
A mnie chodziło o tę prezentację
http://www.ha.art.pl/korporacja/zespol/2752-kaja-puto
Po jej lekturze czuję się mało inteligentna, więc wolę uważać, że to szyfr innego pokolenia.
Autorka, jak autorka.
Podsumowanie wystąpienia Kaczyńskiego w Sejmie w Studiu Opinii: http://studioopinii.pl/urszula-glensk-jezyk-armii/
Nisia, tajemnicza rzęsa jest tak piękna jak dzioborożec trębacz, więc w wpisuję się do fauny. A jeśli chodzi o florę to pierwszy raz ujrzałem owoc cupuaçu, który znałem tylko jako miąższ w woreczkach i myślałem, że jest hodowany w zamrażalnikach.
Babilas, czy nie zauroczyło Cię, że dziwne typy z plecakami (i założę się, że i z komórkami, co strasznie wnerwia Polaka) mówiły niezrozumiałym językiem i pytały którędy na Zachód?
A do czego ma podobny smak cupuaçu?
Ano widzisz Andsolu miły. Ja o takich rzeczach nie wiem, bo jestem na bobikowym blogu częstszym bywalcem dopiero od niedawna. Jak Kinga żyła, kłóciłem się z nią stale o ten blog ale zaglądałem do niego rzadko. Kilka tygodni przed jej śmiercią zacząłem stale śledzić, co tu piszecie, ponieważ ujęła mnie atmosfera podtrzymywania na duchu Kingi w czasie jej choroby. To było coś wyjątkowego i stwierdziłem, że macie klasę, więc mimo, że nie lubię tego typu konwencji zacząłem z przyjemnością bywać wśród Was. Tak mi to zostało do teraz, bo czuję z Wami więź. Dla każdego z nas Kinga była ważna, choć dla każdego z nas z innych powodów. Dlatego wybaczcie, jeśli nie rozróżniam pewnych niuansów, które są dla Was oczywiste, bo się znacie od dawna. Pozdrawiam, Jarek
Jarku, każdy kiedyś był nowy na blogu.
Nie ma niczego do wybaczania, po prostu dostajesz nową porcję wiedzy o nas i to wszystko. 🙂
MT7 – dla pani Puto z mojej strony punkt za autoironię. Cóż – sama ryzykuje, że autoreferencja „zapchajdziury” będzie potraktowana poważnie!
Tetryku, ironię kumam.
Nie wiem, co to znaczy, że jest marynarką.
Może jest sekretarką w biurze Żeglugi Wislanej? Zgodnie z jej postawą, nie traktowałbym tych informacji zbyt poważnie!
Raczej myślę, że żegluje od portu do portu, nie ma stałej pracy, lub nie chce jej mieć.
Nie wiem i nie wiem, czy chcę wiedzieć.
Młodzi ludzie są bardzo radykalni, a ja już nie lubię radykalizmu.
Nażyłam się, jak odpowiedział pewien starszy ogrodnik na moje pytanie, dlaczego w jego szklarniach nic nie rośnie.
Odpowiedział, że nie chce mu się, nażył się.
Był chyba w moim obecnym wieku, a ja miałam ok. 58 lat i nie mogłam go zrozumieć.
To nie jest smutna konstatacja.
mt7, do rozpaczy mnie doprowadzisz. Muszę się zemścić: a do czego jest podobny smak marchewki?
Aha, myślę, że już sto razy opowiadałem, ale bardzo lubię tę historię, więc znowu opowiem: gdy robiono Park Indiański Xingu („szinGU”), wolny od białych, gdzie kilkanaście narodów indiańskich uczyło się żyć obok siebie bez mordowania się, antropolodzy i biolodzy uczyli ich wysiewania przeróżnych roślin, których uprzednio nie znali. Wśród nich cebuli. I pewien pan Indianin popatrzył na cebulę, wyciągnął z ziemi, oczyścił, ugryzł, splunął i oświadczył, że zawsze wiedział, że Biali są wariatami.
Proszę uprzejmie, smak marchewki jest podobny do soku z marchwi tylko bardziej mdły. 😉
Spojrzałam na tego jegomościa i wszystko mi wytłumaczył, Andsolu. 😀
https://www.youtube.com/watch?v=2OTci2EyJGg
Widzę tu podobieństwo do marakui, chodzi o zapach.
Dobry wieczór 🙂
Doczytałam hurtem do wczoraj.
Jarczyku, znam to powiedzenie Kingi, my zresztą też go używamy, w wersji ” przyszedłeś z wizytą czy po to drugie?”
MałgosiaW – 45 lat temu mieszkałam 2 miesiące na Grochowie, na Grenadierów, w szkole podstawowej – jako wychowawczyni na koloniach. W ramach praktyk studenckich. Od tego czasu mam uczulenie na żubrówkę 🙁 . Na powitanie kadry kierownik kolonii zakupił mnóstwo butelek żubrówki, tylko ta była dostępna w sklepie. Nie pamiętam już, kto opiekował się dziećmi na drugi dzień, ale kadra na pewno nie. A mnie do dzisiaj mdli na sam zapach tej wódki. Pamiętam jeszcze Park Skaryszewskiego, środkiem płynął jakiś potok, który okazał się być miejskimi ściekami – po kąpieli w nim całą kolonię trzeba było po powrocie wstawić pod prysznice – tak cuchnęli 🙂 Ale przeżyli 🙂
Odchwaszczanie ogrodu powoli posuwa się naprzód, przy okazji wykopujemy dziwne rzeczy : https://goo.gl/photos/bYoz6V7siFze6vDh6 Ktoś zgadnie co to? – następna zagadka na dzisiaj.
Nie wiem co to jest, ale nie wygląda apetycznie.
Panna Koto, ja do tej szkoły podstawowej w tym czasie chodziłam , też miała wojskowe koneksje bo była Pułków Piechoty Dzieci Warszawy, potem przerobiono ją chyba na fotograficzną.
Coś bardzo próbuje wyrosnąć na przekór okolicznościom, Panna Koto. Wygląda mi na podkładkę po usuniętym drzewie owocowym, ale może być wszystko.
Przeczytałem to i nie mogę zrozumieć, o co w tym chodzi i czy naprawdę trzeba. Przecież ten ksiądz o podwójnym nazwisku mówił, że to od razu widać, po bruzdach jakichś.
Babilasie, ciepło…ciepło…
To korzeń rokitnika, który wędruje przez ogródek, ten kawałek podniósł betonową płytę chodnika, nawet zdążył pod tą płytą wypuścić coś takiego na nowe gałązki.
Mar-Jo, rzeczywiście nieapetyczne, w dodatku kosztowało sporo siły, trzeba było podnosić wrośniętą już płytę chodnika i toto wycinać.
Małgosiu, jak to dziwnie się czasami drogi przecinają.
Też nie rozumiem. Co właściwie ma się zgłaszać? Chęć ewentualnego ojcostwa? A jak przeniesione do organizmu nie zechcą się zadomowić, to co? Papiery są, zarodka nie ma. Kryminał.
Babilasie
Jeśli nawet nie widać, to stosowne bruzdy się zrobi. Chirurgia plastyczna nie takie rzeczy potrafi. Zastanawiam się, czy tatuowania bruzd nie należałoby zacząć od tych, którzy to uchwalili.
Paradoksie, należałoby zacząć od poszukiwania bruzd w mózgu. Podejrzewam, że pod czaszką mają gładziutko, bez jednej zmarchy. Jajko na twardo, ot co.
mt7, Pan Podróżnik opowiada: …dopiero… przypadkiem, nie wiem, 15 lat temu… no i znowu ujawnia wyjątkowy talent do rzeczowego informowania. Przecież zerkając do pt.wiki widzimy linkę do artykułu o studiach nad tą roślinką z roku 1975, a że filmik jest z 2011 to na palcach można sprawdzić, że 2011-15 to nieco więcej niż 1975. Inne źródła mówią, że Indianie od wielu pokoleń zwykli byli jeść to i uważali, że to strawa pomocna przy trudnych porodach.
Ma sens jego powiązanie cupuaçu z owocami açai pewnego typu palmy, a dołączyłbym tu także przypadek „grzyba słońca” (agaricus blazei) — firmy japońskie zastrzegały sobie prawo do nazw swych produktów z tych brazylijskich roślin twierdząc, że one je zbadały i wyłowiły z nich to, co wartościowe. We wszystkich trzech przypadkach rzecz oparła się o arbitraż międzynarodowy (rząd brazylijski dał wsparcie prawne) i trzy razy „ichni” Japończycy musieli podwinąć kitę i wciskać kit komu innemu. Mówię „inni”, bo „nasi” Japończycy (nisei, sensei), a jest ich parę milionów, są fajni i patriotyczni i nawet poduszki sobie robią z brazylijskiej flagi.
Ciągle się uczę. Dowiedziałam się, że istnieje coś takiego jak ordo caritatis. Po mojemu, to takie eleganckie, świętobliwe „spieprzaj dziadu” 👿
Ansolu, ten człowiek to typ niezrównoważony, weźmy go w nawias.
Wyjaśnił, że chodzi o zapach i to mnie usatysfakcjonowało.
Resztę przeczytałam wcześniej u wujka G.
Słuchajcie, mnie się wydaje, że w krajach UE, a przynajmniej w niektórych istnieje prawo dziecka do wiedzy, kto jest jego ojcem, również jako dawca nasienia.
Siódemeczko, ale tu tatuś ma być podany jako invitrowy. Równie dobrze, znaczy niedobrze, można wpisywać „tatuś przypadkowy” albo „wypadek przy pracy”.
W każdym bądź razie są o to awantury. Niektóre dorosłe dzieci chcą wiedzieć i sądy są po ich stronie.
Prezydent Komorowski podpisał ustawę, ale miał jakieś wątpliwości, uważał, że coś może być niezgodne z konstytucją i skierował zapytanie do Trybunału Konstytucyjnego.
Poczekajmy, dobrze że ustawa jest, a poprawki na pewno będą, chyba że PiS zrealizuje obietnicę daną KK i anuluje ustawę, wtedy nie będzie żadnych problemow.
Hehe, Siódemeczko, nie ma to jak proste rozwiązania…
Proste dobranoc 🙂
Dzień dobry 🙂
po prostu kawa
Dzień dobry! Jeszcze nad tym próbowałem myśleć świeżą głową przy kawie, ale nic nie wymyśliłem ponad to, że ludzi nie należy stygmatyzować bez potrzeby. Czy nie wystarczyłoby nałożyć na ośrodki prowadzące programy in vitro obowiązek (choćby i ustawowy) trwałego przechowywania dokumentacji co do dawców i udostępniania jej na życzenie osobom zainteresowanym?
Dość paskudnym uzusem jest rosyjski zwyczaj tworzenia otczestwa od imienia matki, w przypadku gdy ojciec jest nieznany. To tak, jakby w Polsce nadawano takim dzieciom przymusowo na drugie Bękart. To też a propos stygmatyzacji.
Do kawy znalazłem materiał trochę porządkujący wiedzę o uchodźcach
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,18844519,uchodzcy-w-polsce.html#MT
herbata 🙂
szeleszcze 😀
bryk
fiku bryku 🙂 😀
Dzień dobry 🙂
Stygmatyzacja jest poza dyskusją.
Dzień dobry.
Polecam do przeczytania : http://wyborcza.pl/1,75968,18843997,glupota-moze-zabolec.html
Bardzo lubię prof. Majcherka. W moim przekonaniu nie dosyć, że trafia w punkt, to jeszcze prosto, zrozumiale dla takich szarych myszy. 😉
Miłego dnia Koszyczku.
Bry 🙂
Myślę, że ten zapis mógł być zgłoszony do Trybunału Konstytucyjnego.
W TOKFM Rafał Trzaskowski mówił wczoraj, że Polska w swoim czasie przyjęła 90 tys. Czeczenów i nikogo to nie obchodziło w Polsce, nikt nie dostawał fiksacji. Część tych ludzi wróciła do siebie po wygaszeniu wojny, część pojechała do innych krajów, a jakaś niezbyt duża liczba pozostała u nas.
Skąd więc teraz ten kociokwik?
Wówczas nie było kampanii wyborczej…
Sprawdziłam w Trybunale wątpliwości prezydenta dotyczyły pobrania komórek rozrodczych od kandydata na dawcę niezdolnego do świadomego wyrażenia zgody i zapisu o zabezpieczenie płodności na przyszłość.
Pewnie więcej wyjdzie spraw, które trzeba poprawić, ale jak napisałam raczej nie będzie szans, bo zniknie przedmiot troski.
Głowę dam, ze będzie to pierwsza praca sejmu na wniosek A. Dudy.
Ale Czeczeni to też muzułmanie i też terroryści i KK nie ogłaszał orędzi, że wiara zagrożona, meczety w każdej gminie.
Te osioły, szykujące się do objęcia rządu, nie znają się na gospodarce ani chyba na niczym, co jest ważne dla państwa. Lubią natomiast grzebać pod cudzymi spódnicami. Fuj.
Bo ten kociokwik nie ma służyć sprawie żadnej świętej wiary, tylko pisowi…
Dzień dobry. Nisiu, a pod czyją mają grzebać, jak nie pod cudzą. Grzebanie pod własną spódnicą to przecież grzech 🙄
Siódemeczko, Tetryk ma rację. To koniunkturalizm. Co wtedy było tematem zastępczym?
Vesper! Powaliłaś mnie tą żelazną logiką!!!
Że też sama na to nie wpadłam.
Wiecie, jakieś 40 lat temu z okładem jedna przyjaciółka mojej mamy zamierzała podać rząd do sądu za uporczywe nękanie. Twierdziła, że jak widzi te gęby w telewizji, to jej się zdrowie pogarsza. Teraz ją rozumiem, bo mnie też się pogarsza.
Szara Myszo, wniosek z artykułu jest tylko jeden, jesteśmy chyba poszkodowani na rozumie jako obywatele.
Stwierdziłam na podstawie wieloletnich obserwacji , że często staramy się różne dziwne zjawiska wytłumaczyć, zracjonalizować – tymczasem ich przyczyną jest ZWYKŁA GŁUPOTA.
W dodatku jest jej strasznie dużo, tej ZG.
Dostało się i Żakowskiemu.
dobry. przechodząc do spraw ważniejszych acz niepoważnych… czy szanowne towarzystwo już odkryło, że przegryzanie suszonych moreli, ziaren dyni, słonecznika i orzechów włoskich doskonale komponuje się w podwójnym espresso. oczywiście bez cukru i bez mleka 💡
O w tym fragmencie:
Czołowy publicysta neosocjalistyczny składa hołd („chapeau bas, Panie Prezesie!”) liderowi narodowo-katolickiej partii, której propagandyści oszkalowali go jako „resortowe dziecko” i nie kryją, co zamierzają zrobić z takimi jak on, gdy opanują instytucje do tego pomocne.
Foma, to świetna mieszanka dla towarzystwa ptaszkowego. 🙂
Ale będę miała wzięcie.
siódemeczko, to może jeszcze sezam warto dodać.
Do porannej kawy też 🙄
Chyba mało opierzony jestem – wolę morele od suszonych ziarenek! 😉
Foma, bardzo chętnie, ale osobno. Nie umiem niczego przegryzać do kawy 😉
@Nisia pt, 18 Wrzesień 2015, 14:13
Kiedyś to nazywaliśmy przypadkiem tzw.galimatiasu drugiego rodzaju, czyli: autor nie wie, o co chodzi, a publiczność wie, o co chodzi. Tak opisywano np. dorabianie ideologii do rzeczy skądinąd prostych.
co u Was? u nas slonce, slonce, slonce i juz 🙂 🙂 🙂
dla lubiacych lewactwo 🙂 😀
http://praca.gazetaprawna.pl/artykuly/892947,prof-oreziak-trzeba-miec-nadzieje-ze-tworcy-ofe-zostana-osadzeni-nie-tylko-przez-historie.html
wracam na balkon szelescic
pstryk 😆 😆
Przyjaciel (znany tu przez parę osób jako tzw. Bralek) podrzuca mi materiał, wprawdzie nie pierwszej świeżości, ale ciągle wywołujący łzy jak cebula.
Mieliśmy szczęście, że nie opisał polskich stanów zagrożenia.
Nisiu, wiara w ZG jest przeciwstawieniem wszelakich teorii konspiracyjnych. Więc po pierwsze nie sprzeda się dobrze, po drugie nie da tego poczucia wyższości „ja wiem a wy przygłupy nie” a po trzecie może w nieprzyjemny sposób palec wskazujący wygiąć ku sobie samemu. A jego naturalna rola to wskazywanie innych, a szczególnie Innych.
John Cleese jak zawsze niezawodny, Dzięki !
No właśnie, drogi Andsolu. Ja się do teorii konspiracyjnych nie nadaję, raczej tłumaczę sobie rzeczywistość po prostu. A ZG bije po oczach. Na dodatek im starsza jestem, tym trudniej ją znoszę.
I jeszcze nie mogę słuchać, jak politycy, zamiast odpowiedzieć prosto na proste pytania (czasem wystarczyłoby tak-nie), ględzą godzinami nie na temat. Dlaczego dziennikarze to znoszą?
Och, och, mój własny kraj robi mi takie rzeczy…
Ryś na balkonie szeleści lewacko.
U nas też słońce. Róże kwitną.
Żeby nasza lewica była chociaż odrobinę mądrzejsza! A w Szczecinie w ogóle nie ma na kogo głosować. Masakra jakaś.
I jeszcze Placforma wzięła do siebie tę sierotę Napieralskiego. Kolejna masakra.
Rysiu, a szeleściłeś Majcherkiem w GW? Bardzo przytomny. Choć mało budujący w sumie.
Wyjaśnienie w sprawie in vitro i rejestrów USC:
http://di.com.pl/informacyjny-slad-po-in-vitro-i-dziennikarska-przesada-czyli-dlaczego-trzeba-podawac-zrodla-53092
Nie, przyjęcie Napieralskiego to nie adopcja sieroty, a gol samobój. Jeden z serii zaliczonych ostatnio przez dzielną drużynę PO.
Te partyjne pajacyki naprawdę nie wierzą w istnienie społeczeństwa, lecz w fotoszopowanie list wyborczych.
Andsolu, Napieralskiego nie da się wyszopić. Jemu nawet ciemności nie pomogą.
Tetryku (18:52), dzięki za sprostowanie. Ledwo co wróciłem z ogrodu i nadganiam za światem.
Piątek!
„Prawdziwi Polacy” nie boją się o Polskę. Dobrze wiedzą, że tutejszej wrogości, a może i dzikiego kapitalizmu żadna arabska mniejszość nie zechce znosić. „Prawdziwi Polacy” boją się o polskie miejsca pracy na Zachodzie. Polscy migranci nie chcą konkurencji innych migrantów. To, co widzimy, to wielka wojna o londyński i berliński zmywak. Pod flagą biało-czerwoną.
Nie będzie Arab pluł nam w twarz
Wydzierał nam zmywaka
Polski jest zmywak, zmywak nasz
Ostoja to Polaka
Twierdzą nam będzie każdy zlew
Pustynny zadrży lew
Gdy ujrzy orła gniew
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75968,18849916,wielka-wojna-o-zmywak-londynski-pod-flaga-bialo-czerwona.html#ixzz3m7INJMhR
Widzę, że Bobik w czasie aktywności na blogu pana Adamczewskiego sporo pisał o gotowaniu.
Na przykład tu:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2008/04/18/pedzi-ludwik-pod-prad/#comment-58586
Wszędzie Go pełno, ech.
Jeszcze nie potrafię wracać do tych tekstów, Siódemeczko.
Piątka w swoim artykule Majcherek też trochę sponiewierał:
„Znany pisarz i felietonista, były heroinista, który dokonał konwersji na protestantyzm i został antyklerykałem, opisuje Polskę jako krainę nędzy, wyzysku i niesprawiedliwości, basując propagandzie („Polska w ruinie”) prących do władzy pod hasłami prawa i sprawiedliwości klerykałów, którzy konwertytów z katolicyzmu uważają za renegatów, narkomanów za degeneratów, a pisarzy mają swoich i ich będą promować.”
🙁
Też wróciłem z ogrodów. Zakończyłem jesienne nawożenie całości. Ufff… teraz tylko czekać wiosny. Jak ten czas szybko biegnie 😯 Za oknem luj. Będę czytał i szeleścił 🙂
Dobry wieczór z Palermo na Sycylii. Donoszę, że cywilizacja dotarła tutaj do tanich hosteli i mam internet!
andsol (16.08) fantastycznie ironiczne. Zastanawiłam się przez chwilę co bym napisała o naszym stanie gotowości w kontekście imigrantów, i doszłam do wniosku, że sytuacja jest na tyle zagmatwana, że nie mam jasności w temacie.
Przyjemnych, ba, ekscytujących wrażeń, Zwyczajna. 🙂
Trochę kłopotliwy ten nick w odmianie.
Dziękuję Siódemeczko! Wołacz trudno utworzyć? Fakt. Andsol pisze „Zwyczajno” i to tak trochę staromodnie, ale sympatycznie. Bez zmiany końcówki, chyba też dopuszczalne, szczególnie jeżeli chodzi o imię własne 🙂
Uroki Sycylii dopiero przede mną. Na razie razem z koleżankami przeżyłyśmy „hardkorowe” chwile przejeżdżając przez Palermo. Siedziałam na tylnym siedzeniu więc nie byłam na pierwszej linii frontu. Wszystko się udało jak trzeba z pomocą nawigatora. Zajmujemy kwaterę w starej kamienicy bardzo blisko centrum. Mamy sympatyczny taras do wyłącznego użytku, więc zjadłyśmy na nim polskie kanapki popijając sycylijskim winem. Słychać, że miasto budzi się do życia, dobiega z zaułków kakofonia różnych gatunków muzyki i wesołe okrzyki młodzieży. A ja z przyzwyczajenia słucham listy przebojów trójki. Koleżanki padły, ja chyba tez to zaraz zrobię.
Siódemko (21:04), zastanawiałem się, o kogo mogło chodzić, ale zapomniałem zapytać. Teraz już wiem, dzięki.
Irku (21:10), a czym nawoziłeś?
Zwyczajno (21:15), nie zapomnij pojechać do katakumb (klasztor Kapucynów)! Polecam też (nieskromnie) 'Zapiski z szoku chlorofilowego’.
Słucham książki Konwickiego „Wschody i zachody księżyca”
Znalazłam taki gorzki fragment, zapisałam z nasłuchu:
Polacy są świetnym pełnym wdzięku, inteligentnym narodem, ale narodem infantylnym, podrostkowatym, zatrzymanym w rozwoju w stadium dziecięctwa.
Wspaniali Polacy, tak dumni ze swego polactwa, są dziecinni, dlatego cierpią na silny kompleks ojca. Polacy marzą o normalnym, dorosłym, odpowiedzialnym mężczyźnie, który by wziął na siebie całą odpowiedzialność za ich dziecinne losy, Polacy tęsknią do ojca rosłego draba z wąsami, o szorstkich ale zdecydowanych ruchach, Polacy kochają tatusiów z pasem rzemiennym w ręku, tatusiów gniewnych, ale sprawiedliwych, którzy są szanowani przez wszystkich sąsiadów.
Miło jest, bawiąc się w piaskownicy, przypomnieć sobie czasem tatę, który kiedy wróci z pracy natrze uszu temu piegowatemu drągalowi z sąsiedniej ulicy, dlatego Polacy nie potrafią żyć bez ojców narodu, dlatego Polacy całym ogromnym wysiłkiem podświadomości usiłują w każdej mikro epoce urodzić złotego cielca w postaci atrapy ojca, dlatego każda menda w tym kraju drapuje się co rana w wytarte szaty ojca narodu, czyli ojca i rodziciela niedorosłych Polaków, ale może w gruncie rzeczy każdy naród cierpi na podobny kompleks, nie kompleks Edypa, ale Stasia, Wojtka, Zbysia.
Diagnoz mnóstwo, gorzej z leczeniem.
Zwyczajna, chłoń 🙂
Zwyczajna, patrz i przezywaj. Udanych wakacji ✈
Z diagnozą bym się zgodziła, dodając, że na tę chorobę cierpią także Węgrzy, Brytyjczycy, Francuzi, Grecy (ostatnie wybory), już i z Hiszpanii dochodzą pomruki. Nie wspomnę o reszcie krajów europejskich. Widocznie ludziska kochają proste recepty, bez względu na to, czy chciany lek im pomoże, czy zaszkodzi.
Haneczko, niestety leczenie będzie bardzo bolesne – jakby nie patrzeć historia się kręci w kółko.
Zwyczajna, ciesz się chwilą. 😆
Powoli zaczynam oswajać się z myślą, że choć pora jest dobra, to Kinga nie zadzwoni.
Ten tekst dlatego mnie uderzył, Haneczko, że ciągle zastanawiam się nad fenomenem Kaczyńskiego, tego kultu, który go otacza, bezkrytycznego uwielbienia znaczącej części społeczeństwa.
Mnie dopada falami, żyję sobie i nagle okropny żal, tęsknota.
Przywołałam tę stronę od łasuchów, ale też nie mogłam jej dalej czytać.
Strach sie bac! Moze takie doswiadczenie zyciowe jakie Polske prawdopodobnie czeka bedzie w sumie pozyteczne. Nie dzis, ale w kiedys przyszlosci. Wiec sadzmy przyjacielu roze… robmy swoje i trzymajmy kciuki. Ale jak Maciarewicz bedzie ministrem to zatykam uszy i zamykam oczy i nie budzcie mnie, zanim to nie minie.
Ciągle czekam. Przecież musi się odezwać.
Dobry wieczór.
Z serii „Polak potrafi”:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,18846238,na-slasku-oszust-sprzedal-na-zlom-wiadukt-kolejowy.html?lokale=local#BoxNewsLink
🙂
Dzieńdobry 🙂
Irku, kawa/herbata niepodana 🙁
Padłam i wszystkie Wasze pozdrowienia czytam dopiero rano. Dziękuję.
Chłonę chwilę. Na tarasie intensywny zapach świeżego pieczywa, musi tu być jakaś piekarenka w okolicy. Palermo śpi o tej porze, tylko koleżanki moje omawiją marszrutę na dziś i jutro. Katakumby w planach.
Miłego dnia, Koszyczku.
Katakumby wypadły z planu – za bardzo drastyczne dla nas przeżycie. Pozostaniemy przy ciepłych klimatach.
Dzień dobry 🙂
Myślałam i wyszło mi, że najbardziej trzeba się bać własnego strachu.
Słuszna myśl, Haneczko!
Czasem jednak swojej odwagi też się warto przestraszyć 😉 Lepiej nie dać się zdominować żadnej z tych emocji…
– a czy nie może być tak, że odwaga nie jest wyzbyciem się uczucia strachu, a nauczenie się kontrolowania strachu tak, aby był on niejako wskaźnikiem/sygnalizatorem zagrożenia, a nie uczuciem paraliżującym ?
Tetryku, hejhurry mi nie w głowie 😉 Chodzi o świadomość.
I tu się w pełni zgadzamy! 🙂
Dzień dobry.
Bezinternecie nas dopadło.
Doczytałam. Zazdroszczę trochę tej Sycylii.
Zaczynam się niepokoić coraz większym zaangażowaniem wojsk na Bałkanach.
Ogłoszenie. Nasza firma, „Wprost spod Wiednia” zatrudni na umowę czasową do dwudziestu luwaków.Pożądane dobre zdrowie, entuzjazm przy pracy i nieco doświadczenia w obróbce kawy. W firmie obowiązuje dyskrecja dotycząca technologii. Świetne warunki pracy, pomieszczenia indywidualne ze sterylnymi kuwetami i półgodzinną przerwą na czas emisji programów z National Geographic. Do cv prosimy dołączyć selfie mordy i ogona.