Prawdziwa Psiość

wt., 4 maja 2010, 13:09

– Mam coraz poważniejsze podejrzenia, że nie jestem Prawdziwym Psem – poskarżył się żałośnie Bobik, zlizując z futra resztki nieprzyjemnie pachnącej mazi i kawałki skorupek. Jajka, którymi obrzucono go na przedwyborczym wiecu, nie były pierwszej świeżości.
Labradorka spróbowała nie udać się tropem rozkołysanych szczenięcych emocji i podejść do sprawy zdroworozsądkowo.
– To kim ty niby masz być? – zapytała. – Na orła nie wyglądasz w żadnym wypadku. Wół roboczy z ciebie żaden, fiu bździu we łbie, gdyby ci pozwolić, tylko byś po całej Europie za kotami ganiał. Świnie by cię w swój poczet nie przyjęły, na pewno pamiętają, ilu ich pobratymców skonsumowałeś. Osioł? Hmmm… Nad tym się czasem zastanawiałam, ale zbyt wielu szczegółów anatomicznych ci brakuje. No, trudno mój drogi – twoi rodzice byli psami, wyglądasz jak pies, szczekasz jak pies, myślisz jak pies… Obawiam się, że nawet kilkaset kop jaj nie potrafi przesłonić twojej pieskiej natury.
– Kiedy właśnie coraz częściej słyszę, że nie myślę jak Prawdziwy Pies! – jęknął Bobik. – Podobno w Milanówku pod Warszawą przechowywany jest wzorzec Prawdziwej Psiości, z irytacji i patyny, bardzo dokładny i tylko on pokazuje, kto jest prawdziwy, a kto nie. No i jak się mnie do tego wzorca przyłoży, to nijak nie pasuję.
– To może zrezygnuj z kandydowania? – podsunęła Labradorka. – Wtedy nikt nie będzie cię przykładał i będziesz mógł spokojnie uprawiać swój ogródek.
– Kiedy nie potrafię. – przyznał Bobik. – Jakaś siła fatalna zawsze mnie pcha w środek awantur, każe wciąż wyszczekiwać nie takie hasła i sięgać do nietrafnej symboliki. A wtedy zaraz zjawia się ktoś z tym wzorcem i – jak przyłoży…!
– Faktycznie, niezłego guza masz nad lewym okiem – zauważyła Labradorka. – Ale wiesz, możesz go potraktować jako ranę odniesioną w bitwie o wartości i z dumą pokazywać na wiecach. To cię chociaż trochę przybliży do wzorca. Tylko przypadkiem nie bądź taki głupi, żeby powiedzieć głośno, o jakie wartości się biłeś. Większości Prawdziwych Psów nie chodzi w końcu o treść, tylko o umiejętne wymachiwanie ogonem i sloganem.