Przepis na tort Bobikowy
Składniki:
- 200g dobrego cholesterolu
- 100g złego cholesterolu
- 50g cholesterolu obojętnego moralnie
- 3 łyżki potrójnej omegi z alfą (w skrócie trzy po trzy)
- 2 przesiane trójglicerydy
- 1 szklanka cukru skomplikowanego
- szczypta … byle nie w ogon
Przyrządzanie:
Wymięszać.
Podanie:
Na papierze formatu A-4, z datą i podpisem.
Tylko dlaczego po angielsku?
Ja załapałam się na koniec przemówienia (w tv, nawet nie wiem, jakiej) Olbrychskiego i przypomnienie „Kwiatów polskich” Tuwima:
Lecz nade wszystko – słowom naszym,
Zmienionym chytrze przez krętaczy,
Jedyność przywróć i prawdziwość:
Niech prawo zawsze prawo znaczy,
A sprawiedliwość – sprawiedliwość.
Ścichapęku, po drugiej stronie jezdni, na przystanku stało znakomicie więcej i ochraniało starszego pana z jakimś napisem. Treści nie pamiętam.
Czapeczki z powyższym hasłem miała grupa szczecińskich uczestników.Piękne hasło!
Miałam jechać do Warszawy. Ale choroba trzyma mnie drugi dzień w łóżku. Głos straciłam zupełnie…
Hasło zapodane przez PK miałam na myśli.
Wyjadam porzeczki z zapomnianej nalewki, więc deszcze niespokojne zupełnie niestraszne (w przerwach pomiędzy sadzę dalie w nastroju prawie euforycznym). I tu krótka historyjka (trochę w nawiązaniu do 'ciotek rewolucji’). Od zeszłego roku mamy nowych sąsiadów. Ich najmłodsza progenitura, imieniem Tycjan (tak, tak: Brajany, Patryki i Sebastiany już niemodne), wieku na oko lat (niecałe) trzy, jak tylko zobaczy mnie na ogrodzie, biegnie do płotu z krzykiem „dziadziaaaa! dziadziaaa!”. Mnie to jakoś specjalnie nie przeszkadza (nawet czasami mamy jakąś niezbyt werbalną interakcję), ale którymś razem świadkiem tego afektu była matka Tycjana, która zaczęła się gęsto sumitować i mnie przepraszać. Ja tłumaczyłem, że nie zupełnie ma powodu, ale wskutek bardzo usilnych nalegań uzgodniliśmy formułę kompromisową: „pan dziadzia”. Doprawdy, najmilejsi, czasem lekarstwo gorsze od choroby.
Co do dalii: moje dwie ulubione odmiany to 'Tartarus’ i 'Eos’. Tartarus to odmiana o kwiatach pojedynczych ale sporych (12-15 cm średnicy); bardzo ciemna czerwień płatków żywo kontrastuje z żółtymi pręcikami. Wysoko rosnąca – do 2 metrów. Hodowla francuska (program hodowlany Géant). „Przyrodnią siostrą” Tartarusa jest Eos – czerwień jasna, dodatkowy okółek żółtych kwiatów języczkowych, również mocno rosnąca.
Ja to wszystko rozumiem, tylko nie rozumiem, dlaczego to hasło jest po angielsku? Przecież marsz odbył się w Warszawie, a nie w Londynie czy Nowym Jorku.
Jeszcze coś…tutejsza tv Polonia to tuba „ojca” Rydzyka 😯
Mało z krzesła nie spadłam…otóż pan Rydzyk żalił się, że „my nie mamy mediów, nie mamy!”. Jestem cokolwiek skonfundowana…bo to było w tv Trwam, która chyba jakoś się tu zagnieździła, zapamiętałam, że o wpół do 12-tej, dojdę do tego za tydzień, jak nie zapomnę.
Tycjan 🙂
Rzeczywiście wyjątkowe imię. Moje ma na imię Maciek i nauczył wszystkich, jak wymawiać jego imię. Ale nie obyło się bez problemów na początku, bo dla Anglosasów miękkie „ci” jest bardzo trudne do wymówienia, więc dzieci jak to dzieci, nadały mu ksywę „Presto” – od Prestigigitator, Magic.
Presto przyszedł ze szkoły któregoś dnia, rozryczał się i opierniczył nas, dlaczego, ach dlaczego daliśmy mu takie imię 😯
Nadając imię nie myślałam, że zarutko wyjadę. Na studiach w jego klasie (na roku właściwie) było aż pięciu Maćków. Anglosasom niektóre imiona są trudne do wymówienia, ale oni przykładają wagę do tego, jak się przedstawiasz i jak chcesz, żeby wymawiać twoje imię.
Na mnie nikt nie mówi „Alice”.
A propos,
widziałam też w onej tv ludzi na Placu Bankowym bodajże, i nie było to ze sto osób, cały plac był zapchany, ani szpilki wściubić.
Byłam z Wami duchem.
Na marginesie rozmowy poprzedniej o himalaistach: chciał wejść, ale zszedł.
I tutaj, ciekawy wywiad.
Siódemko, może tak mają w regulaminie, że im starszy, tym asysta większa; albo dziadziuś miał tam napisane coś WYJĄTKOWO nieprzyzwoitego (np. moher przez ch?) 🙂
Ten Tycjan i mnie rozwalił; naiwnie sądziłem, że po Alanach i Brajanach dalej już pójść nie można. Jak się ten bidny dzieciak będzie czuł, kiedy trochę podrośnie…
Babilasie, to był Marsz Wolności. I ja na niego poszłam z hasłem: „Swojej nie oddam. Twoją uszanuję. O naszą będę walczyć.” – możesz być pewien, że szanuję Twoje prawo do niemaszerowania. 😉
Kiedyś oglądałam w którymś z geograficzno-przyrodniczych programów u nas film pod tytułem „Everest, Everest…”, był to kilkuodcinkowy program, sprzed dobrych kilku lat (nie widzę go wsieci…).
Za odpowiednią sumę (oprócz niewyobrażalnie drogiego „biletu” za pozwolenie wejścia) tragarze mogą cię „wynieść” na szczyt…Na popularnej, najłatwiejszej drogi na Everest (chyba śladami Tenzinga i Hillary’ego, pewnosci nie mam) nie ma czegoś takiego jak samotność w górach, turystów jak mrówków. Najgorzej jest na mijankach wysoko już w górach – a są miejsca, gdzie tylko jedna osoba może przechodzić w jednym czasie. W tym dokumentalnym filmie było też o tym facecie, który miał jedną nogę amputowaną do kolana…
Ścichapęku,
możemy już przewidzieć, jak go będą w szkole przezywali…Tytek-Cycek…
Teraz czekam na Michała Anioła (Michelangelo brzmi lepiej) i tym podobne Ksantypy 🙂
Ziemowit wydaje kolejną książkę. Ten wywiad, jak rozumiem, ma ją promować.
Podobno Kaczyński w Szczecinie oświadczył, że to PIS stoi na straży wolności. Zapomniał dodać – własnej.
Alicjo, Tycusia (Ty-cóś) też bym nie wykluczał. Jedno jest pewne – rówieśne grono mu nie odpuści.
A lata temu młodą imigrantkę z Grecji o imieniu Ksantypa nazwano u nas Kasią, tak na wszelki wypadek 😉
@ścichapęk 21:37
Bali się o Sokratesa?
Ja też byłem – wydaje się, że te 90 tys. jest liczbą prawdopodobną (z Małopolski przyjechało 18 autobusów). Mam koncepcję co do liczby 9 tys. podawaną przez policję: może to była liczba zmobilizowanych policjantów?
Po drodze mijaliśmy małą grupkę oenerowców – grupa ochraniających ich policjantów była od nich liczniejsza 😉
@ Paradox-57
Nie wykluczałbym tego tropu 🙂
Tetryk56
Słusznie – skoro policja liczy nas, to i my liczmy ich. Uczciwie(j).
Alicjo, haslo po angielsku dlatego, ze to nawiazanie do Trumpowego „Make America great again” 🙂
A ja znalam kiedys artystke od szkla, ktora byla chyba Kasia, ale miala ksywe Ksantypa…
Dora,
moim zdaniem to nieudane hasło. Że niby co? Przecież można było wymyśleć dobre hasło po polsku, bez podrywania hasła od Trumpa, który notabene jest konserwatystą, nacjonalistą i tak dalej – wszystko, od czego przyzwoity człowiek chciałby się odciąć
Przy okazji, córka Tuska od paru lat prowadzi blog „make life easier”.
Zdumiałam się – dlaczego nie po polsku nazwa blogu? Jeśli już taka poliglotka, niech to będzie w polskim i angielskim.
Nie zwracajcie na mnie uwagi, według mojego syna jestem „policją językowa”. Pilnuję, żeby nie zaśmiecać języka 🙄
Alicjo, twórcze nawiązanie nie jest bynajmniej „podrywaniem”; przecież właśnie w zabawnym nawiązaniu tkwi siła tego hasła, a poglądy Trumpa akurat tutaj są zupełnie nieistotne. Zaśmiecanie zaś nie na tym raczej polega, że coś się napisze poprawną, prostą i zrozumiałą (przynajmniej dla adresatów przekazu) angielszczyzną – byłoby to stanowczo zbyt proste.
Tyle (spontanicznie) ode mnie – językowej policjantce 🙂
mt7, Twoja uwaga skierowana do Michała:
Wg. Twojej filozofii, Babilasie, nie warto się wysilać w żaden sposób, bo nic skutku nie odniesie
daje znać, że czujesz się dotknięta gdy pojawia się głos zwątpienia czy prowadzą do pożądanego (w tym gronie) celu metody protestu tu relacjonowane i popierane. I odbiór ten prowadzi do gorącej reakcji, która jest (niestety) atakiem. A że zupełnie nietrafnym, to inna sprawa. Ale z całą pewnością powiedzenie czegoś w stylu „wątpię czy używane bronie szkodzą wrogowi” nie jest wyrazem jakiekolwiek filozofii ani też sugestią, by poniechać wszelkich działań. Przywykłem do oglądania bardzo poskręcanych argumentów padających z „tamtej” strony, ale one mogły by uczulać nas, by w coś podobnego się nie wdawać, bo wtedy coraz trudniejsze robi się odróżnienie adwersarza od zwolennika.
Pytanie o wieloletnie dolce far niente partii PO ma pełen sens i nie mając wyraźnej odpowiedzi na pytanie „a co się u nich zmieniło” można – i chyba trzeba – mocno wątpić, że to szczere i głębokie przywiązanie do demokratycznych wartości czyni bliską ich sercom petycję nieznanego z nazwiska ludowi pana Arka G. Czy mogę przypomnieć, że przez długi czas na poważnie omawiano tzw. POPiS? Czyli nie było żadnych realnych różnic w ideologii, programach społecznych, godzinach pojawiania się na mszach i sposobach okazywania lekceważenia biednych i tzw. „wykluczonych”. Pięknie mówią teraz – prawie tak pięknie jak Roman Giertych, a chyba nie ma większych wątpliwości co by ten człowiek wyrabiał gdyby znowu został ministrem edukacji narodowej.
Sądzę, że Schetyna współdzieli z Kaczyńskim przekonanie, że trzeba zwalczać Tuska ale może odium tej pozycji w pełni pozostawiać PiSowi. Półtora roku „działania” PO w opozycji nie przyniosło cienia programu działania czy propozycji ideałów, które godne są tego narodu. Przypuszczam, że jest tam trochę większy odsetek ludzi uczciwych i kompetentnych niż w PiS, ale chyba nie należy przesadzać z wiarą w to.
Marsze i wyrazy oburzenia znaczą po prostu: „wolę to, co było przedtem”. Ale takie hasło chyba nie wystarczy, żeby wykurzyć różnych Misiewiczów i ich lalkarzy.
Co robić? No właśnie, czy w organizacjach wyprowadzających lud na ulicę (a nawet na dwie czy trzy ulice, ale rządowy dron z góry może tego nawet nie zauważyć) były rzeczywiste dyskusje o tym? Bo mam wrażenie, że nie tylko generałowie, ale i partyzanci rozgrywają wojny z przeszłości.
I niestety jest nie do odsunięcia na bok pytanie „i co parafianom i ks. Lemańskiemu dało podpisywanie list i wysyłanie listów po włosku do Watykanu?” To bardzo nieuprzejmie pytanie, ale z pewnością na miejscu.
Gdybym był 1. młodym 2. krajowym 3. katolikiem, zorganizowałbym pielgrzymkę na 5 tysięcy starannie wybranych młodych krajowych katolików (by uniknąć prowokacji i zamulenia) i byśmy szli setki kilometrów przez małe miasteczka modląc się po drodze do Pana Boga, by odmienił nienawistne serca i mózgi obecnych rządzących. Nie wiem czy taka pielgrzymka trafiłaby do BBC, ale może po drodze w małych miasteczkach parę tysięcy osób zaczęłoby się zastanawiać co tu się dzieje.
To tak na przykład. Żeby nie było, że tylko krytykuję.
Coś a propos puryzmu językowego. Zajrzałem na stronę łódzkiej Wyborczej zaintrygowany tytułem: „Na woonerfach zakwitły wiśnie Kanzan”. Znaczy gdzie?
Dzień dobry 🙂
kawa
W Łodzi „woonerfy”, a w księgarniach „Szekspir”. Jak to pogodzić?
Ciekawe co na ten temat powie Alicja-policja językowa?
A teraz ciekawostka botaniczno-zoologiczna. Jest wielka nieprzyjaźń między mną a winniczkami w moim ogrodzie. Chronię przed nimi storczyki, bo bardzo lubią młode pędy obuwików. Lubią też sałatę, wychodzące z ziemi pędy powojników, a także młode dalie (lista niekompletna, wymieniłem tylko to, co najbardziej uciążliwe).
W drugim, równoległym wątku – jestem ogrodnikiem etykietowcem: większość roślin w ogrodzie mam opisaną, z przyczyn mnogich: nie pamiętam nazw wszystkich odmian, zapominam, gdzie co wsadziłem, moi goście na 'self-guided walks’ mogą zaspokoić swoją ciekawość od ręki, itp. itd. Różne mam ku temu technologie, ostatnio opracowałem druk na nalepkach, które umieszczam na plastikowych tabliczkach wtykanych w ziemię.
Teraz pomału obie narracje zaczynają się zjeżdżać. Ponieważ te nalepki są papierowe (a druk laserowy) powstały we mnie pewne wątpliwości co do trwałości takiego rozwiązania, wykonałem kilka testów odporności (na wodę, bo to główny żywioł jaki wchodzi w grę). Pozytywnie: nie odlepia się. Pewno będzie blaknąć od słońca, w miarę upływu czasu – no ale pól roku (sezon) wytrzyma.
Więc zacząłem wymieniać dotychczasowe etykiety na te nowego systemu. Po kilku dniach okazało się, że z większości etykiet została tylko plastikowa tabliczka. Po następnych kilku dniach zobaczyłem ślimaka zjadającego z dużym apetytem papierową naklejkę. Nie wiem, nie byłem nigdy winniczkiem, może ten klej jest smaczny, a może papier.
@babilas
Dla odmiany mógłbyś się winniczkom zrewanżować tym samym. Tylko mam wątpliwość, czy skórka warta by była wyprawki.
PS
Przy okazji. Nalepki papierowe, druk laserowy. Nie pomyślałeś może o innym rozwiązaniu? System Dymo. Drukuje termicznie na papierowej bądź plastikowej tasiemce. Zdecydowanie trwalsze i może ślimak nie czepi się plastiku. Co prawda tasiemka niezbyt imponującej szerokości, ale zmusi gości do lekkiej gimnastyki.
Dla naprzykładu
http://drukarkidymo.com.pl/drukarki_dymo/labelmanager/drukarka_etykiet_dymo_labelmanager_160_promocja?gclid=CKeVzLy23dMCFYsbGAodn3QKmQ
Przepraszam, andsolu, ale to nie jest tak, jak piszesz: „Marsze i wyrazy oburzenia znaczą po prostu: „wolę to, co było przedtem””. Ja nie idę w marszu z tych powodów i myślę, że większość z nas nie szła z tych powodów. Poszliśmy, bo nie chcemy złej władzy, ale to bynajmniej nie implikuje, że chcemy poprzedniej.
PO w tej chwili odgrywa rolę lidera, ponieważ jest partią największą z opozycyjnych, mającą najlepiej zorganizowane struktury terenowe i najwięcej kasy. Ale sami już też wiedzą, że nie mogą być tacy, jak przedtem, bo znów przerżną. I wiedzą, że nie są po tej stronie jedyni.
Świetnie mówił wczoraj Marek Borowski. Zaproponował komitet porozumiewawczy opozycji, w którym partie przedyskutują ze sobą to, co trzeba, i określą te wartości, od których nie można odejść ani na krok. Jest wiele innych niezgodności między partiami opozycyjnymi – podkreślał – ale zgodności, te najważniejsze, są do ustalenia.
A na razie trzeba odsunąć PiS. Takie jest najbliższe zadanie, kiedykolwiek się je wykona.
Jeśli zaś idzie o pomysł wyłożony przez AndSola w (przed)ostatnim akapicie jego wypowiedzi (03:18), to on niezbyt mi się podoba. Skoro nie akceptuję kościelnych demonstracji wspierających PiS, dlaczego miałbym wykazywać entuzjazm wobec takich samych manifestacji, tyle że o przeciwnym wektorze?
W ogóle z religią to powinno być jak z seksem. Póki ludzie zajmują się tym we własnych czterech ścianach – wszystko w porządku. Dopuszczam istnienie i funkcjonowanie świątyń, tak długo, jak – znów: w pełnej analogii do seksu – są one miejscami całkowicie wydzielonymi, gromadzącymi dorosłych ludzi, którzy przyszli tam z własnej woli i w pełni świadomości po co.
Gdy jednak religia trafia do szerszego obiegu medialnego, na ulice i do Sejmu – źle się dzieje i budzi to mój absmak, równy temu, jaki wywoływali by we mnie ludzie publicznie kopulujący. Jeśli chodzi o szkoły – na podobnej zasadzie, na jakiej powinno się prowadzić tam edukację seksualną, należałoby zaprowadzić jakąś formę edukacji religijnej (w skrócie: jak z tego korzystać bez szkód dla zdrowia umysłowego i portfela). Bo religia w szkołach w obecnej formie to jak lekcje onanizmu: może i jakieś potrzeby to zaspokaja, ale na dłuższą metę niezdrowe i niepotrzebne.
Dzięki, Paradoxie za empatię i rady. Staram się zawsze szukać rozwiązań w obrębie posiadanej technologii, ale te zaproponowane przez Ciebie drukarki to koszt w sumie niewielki i warty rozważenia. Problem widziałbym gdzie indziej: w przypadku obuwików, cebulowych, itp. geofitów, etykieta na plastikowej tabliczce oznacza też miejsce gdzie „coś jest w ziemi” i jest to też komunikat dla mnie („nie wsadzaj tam niczego innego, nie kop, uważaj przy odchwaszczaniu”). Plastikową zawieszkę można zawiesić, gdy już jest na czym ją zawieszać.
Babilasie, plastikową tabliczkę można przykleić na tabliczce objedzonej przez winniczki z papieru…
@babilas
Niezbyt dokładnie napisałem. Plastikowa (lub papierowa) taśma ma z drugiej strony klej (podobnie jak etykiety, których używasz). A, jak piszesz, etykiety przyklejasz do tabliczki wbitej w ziemię.
To jest propozycja pod rozwagę, a nie dlatego, że się przy niej upieram. W pracy używamy drukarki Dymo mobilnej do oznaczania próbek. Taśmy, rzecz jasna, papierowe, bo trwałość ma mniejsze znaczenie. Cena też niższa. Ilość modeli jest spora (ceny też), a co za tym idzie, różne są też ich możliwości.
Masz rację, Andsolu, to nie było eleganckie.
Przepraszam, Babilasie, nie chciałam Cię atakować.
Jeszcze w sprawie motywacji i PO.
Jest sporo przeciwników PO, ale rzecz odbywa się na zasadzie, tak krawiec kraje, jak mu materii staje.
Inaczej, przywołując wypowiedzi wielu osób w KODzie, pójdziemy z samym diabłem, byle odsunąć PiS (a właściwie posła Kaczyńskiego) od władzy.
Andsolu, trzy słowa w pięciu punktach – trochę dziś jestem nie w formie, co na formę tekstu też się, niestety, wyleje, ale potrzeba pogadania jest większa, niż potrzeba trzymania formy.
Cenię wątpliwości. Sama chodzę po KODzie i zamęczam ludzi, domagając się refleksji nad sensem i skutecznością różnych działań. Miałam ogromny dylemat, czy iść na marsz firmowany przez PO i poszłam – pomimo. Też widzę sygnały wysyłane przez PO, o których pisała Dora, ale po pierwsze, nie do końca im wierzę, po drugie, tak czy inaczej, wolałabym, żeby po jedynowładztwie PiS nie nastąpiło jedynowładztwo PO. Sama nie mam wątpliwości, że tak w ogóle maszerować trzeba, ale rozumiem, że można je mieć, a nawet być przekonanym, że marsze są bez sensu. Natomiast na pytanie: „i co parafianom i ks. Lemańskiemu dało podpisywanie list i wysyłanie listów po włosku do Watykanu?” odpowiem innym pytaniem: Co oplutemu z tego, że ktoś podszedł i podał mu chusteczkę? Można zetrzeć ślinę, nie zetrze się oplucia. Jest ważne, żeby wokół niesłusznie oplutego człowieka, wokół bezczelnie łamanej konstytucji, nie było ciszy, obojętności i pustki. Żeby nie było przyzwolenia, odwracania się tyłem do przegranych – bo przyłączyć się do przegranego obozu nie jest łatwo, na przegranych patrzy się z niechęcią i pogardą. Nie mam siły, żeby obronić kogoś przed opluciem, ale mam jej dość, żeby stanąć przy nim. Wracamy do pytania, po co? Żeby poczuł się lepiej. Żebym ja poczuła się lepiej (tak, także dlatego). Bo może podejdą i inni, a na 15 osób trochę trudniej pluć, niż na jedną. Żeby pokazać patrzącym na to wszystko dzieciom, że są możliwe różne życiowe cele i postawy, że mają wybór i będą musiały go dokonać. Tak naprawdę, najważniejsze jest dla mnie, żeby dbać o stałą obecność wartości w przestrzeni publicznej. Nie liczę na szybkie i spektakularne efekty – z tego, co widzę, przed nami bardzo daleka droga do świadomego, obywatelskiego społeczeństwa; droga na pokolenia. Ulotka o rasistowskich atakach, przygotowana bodajże przez Amnesty International, mówi: reagować. Kiedy atakowana jest konstytucja robię to samo – reaguję.
Dora, wiem, że PO w tej chwili odgrywa rolę lidera i niezmiernie mnie niepokoi właśnie to, że staje się twarzą nowej nadziei (najlepiej zorganizowane struktury terenowe i najwięcej kasy) bez leczenia brzydkich plamek na swojej powierzchni. Nie było publicznej refleksji, pokuty i katharsis, był tylko ból obitego zadka i narzekanie na wyborcę, że niedojrzały i łatwo się dał oszukać. I co dalej? Ale sami już też wiedzą, że nie mogą być tacy, jak przedtem, bo znów przerżną. Właśnie, wybrali gościa do organizowania, który bynajmniej nie zasłynął jako ideolog czy drogowskaz etyczny. Ot, biurokrata od polityki. I to ma być nadzieja na zmianę, nowa twarz ugrupowania, które ma naprawiać to, co w dużej mierze samo napsuło? Wiem, że wyłonienie nowych ruchów, opartych na nieco świeższych ideach, może potrwać, ale w skali przekraczającej natychmiastowe zniecierpliwienie może warto popracować nad tym? Czyli rozmowy i spotkania z „ludem”, przemyśliwanie czym ma być ta Polska, a nie marznięcie na ulicy? (Protesty na czarno to zupełnie inna sprawa).
Paradoxie, Tetryku, to ja niezbyt dokładnie przeczytałem / zrozumiałem. Dziękuję za rady, zainteresuję się tematem, w stosownym czasie powiadomię o efektach (gdzieś ostatnio czytałem o bakteriach czy tez grzybach zjadających plastik, ale może te geny do winniczków jeszcze nie dotarły).
Wcale się, Siódemko, nie czułem atakowany. Jakbym się czuł, to bym sam o tym napisał, a nie zlecał to AndSolowi. Temat jest kontrowersyjny, wzbudza emocje i żywą rozmowę, ale przecież tutaj jesteśmy na tyle zasiedzeni i ze sobą oswojeni, że potrafimy dyskutować szanując nawzajem swoje wrażliwości. Albo przynajmniej tak mi się wydaje.
@babilas
Jeszcze inaczej. Próbowałeś może zalaminować te etykiety. Tanie, trwałe, odporne na wodę i ślimaki.
Ago, dziękuję za wypowiedź (12:42); co do formy: rozumiem kokieterię, ale – uwierz mi – nawet bez formy jesteś w znacznie lepszej formie niż – na przykład – ja. Jeśli mogę: co najwyżej podzieliłbym tekst na akapity, żeby się łatwiej czytało.
Co do księdza L. i jego sprawy: przy całej mojej antypatii do Kościoła Katolickiego rozumiem i szanuję to, że jest on organizacją o strukturze hierarchicznej, znacznie bardziej wyraźnej niż współczesne korporacje (jakieś podobieństwo się rysuje w tym względzie z wojskiem). Co więcej, było to (obediencja) wiadome księdzu od samego początku, czyli od ślubów kapłańskich.
Jeśli pracownik się nie może dogadać ze swoim managerem, to ze strony klientów obsługiwanych przez tego pracownika jest raczej bezsensowne pisanie listów otwartych do prezesa treści „twój dyrektor się głęboko myli, jest niesprawiedliwy i w ogóle to kawał gnoja”. Przeciwskuteczne nawet, bo jeśli prezes sam tego nie widzi, to i wskutek listu nie zobaczy. Na wojskowe: nie słyszałem, żeby szeregowcy składali petycje do generała, że major źle traktuje sierżanta.
Ja raczej (ale tu znowu: szukając rozwiązania, a nie sposobu na poczucie się lepiej) poradziłbym pracownikowi, żeby zmienił dział, firmę, w ostateczności otworzył własną działalność, a nie trwał w mobbingu i byciu opluwanym (bo ktoś ma potrzebę przy nim stać i ocierać go ze śliny). Tylu jest byłych księży, którzy poukładali sobie życie 'poza firmą’, że nie widzę powodu, aby ten jeden miał mieć z tym kłopoty.
Ja się oczywiście zgadzam z andsolem, że najlepiej byłoby, gdyby powstała nowa sensowna siła, ale na razie ciężko to idzie. A jednocześnie PiS niszczy kraj w przerażającym tempie i zakresie. Stoimy między młotem a kowadłem. Dobrze wiecie, bo pisałam o tym nieraz, że Schetyna bynajmniej nie jest bohaterem mojego romansu, gorzej: patrzeć mi się na niego nie chce. Ale u licha co robić? W każdym razie wczoraj dali np. głos Ewie Kopacz, która mówiła o prawach kobiet. To już jakiś krok do przodu. Nie wiem, czy jest nadzieja, że PO da się ucywilizować (i odkościelnić 👿 nie mogę zapomnieć Zdrojewskiemu tej kasy na wyciskarkę do cytryn w Wilanowie 👿 ), ale próbować trzeba.
Trzeba już myśleć o tym, co potem. „Polityka” od pewnego czasu zamieszcza wypowiedzi w cyklu „Co po PiS”. I słusznie, chociaż dziś to jeszcze może wydawać się biciem piany.
Andsolu, to dziś dla mnie za szerokie wody, 😉 ale mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja wrócić do tematu, albo że kto inny teraz podejmie dyskusję, a ja sobie wieczorem poczytam.
Babilasie, tak, to instytucja hierarchiczna i wie to każdy, od najmarniejszego szeregowca po generała, ale są jeszcze wierni, których instytucja nazywa Kościołem, a traktuje jak stado baranów. Owe barany wcale nie muszą być cicho. Nie są zhierarchizowane i żadna hierarchia nie może im odebrać głosu. Mają prawo oceniać instytucję i pasterzy. Domagać się, żeby pasterz był, zgodnie z definicją, sługą sług bożych.
Blisko mi do argumentacji Agi i hasła z manifestacji.
Ago, gdzie dają taki brak formy i po czemu?
Haneczko, czy Ty naprawdę szczerze uważasz, że zachowanie wiernych miało, ma i mieć będzie jakikolwiek wpływ na to co czyni, myśli i mówi kler? Bo wypowiadasz się tak, jakbyś się urodziła wczoraj.
Babilasie, Haneczka ma rację, dużo zależy od wiernych. Jak myślisz, dlaczego epidiaskop, nagle udaje, że bardzo go boli niezgoda w narodzie? Przeszłam się po kilku kościołach (w zwykłą niedzielę) i byłam szoku. W 6 na 7 odwiedzonych, było wiernych (w porównaniu do lat ’80), malutko. Można było spokojnie znaleźć wolne miejsca siedzące. Jedynym pełniutkim (małym) kościołem, był kościół Dominikanów.
Widocznie rząd, już nie może sprostać zobowiązaniom finansowym wobec KK, wiernych coraz mniej, to i koszyki puste. Więc jednak wierni, mają wpływ. 🙂
A tu, jeszcze jedna „perełka” ;
http://kielce.wyborcza.pl/kielce/7,47262,21776235,dobrowolne-darowizny-w-pis-dla-radnych-i-osob-ktore-otrzymaly.html
Pan mąż mówi o mnie to samo, Babilasie.
Twierdzi, że Kościół zabezpieczył się materialnie i wierni nie są mu już do niczego potrzebni. No, może do ozdoby.
Upieram się, że może jednak będzie miało, jeśli nastąpi i to nie incydentalnie, ale masowo. Na przykład przez odpływ donikąd albo do innych kościołów, a widmo sekularyzacji zacznie krążyć po opustoszałych świątyniach.
Donoszę, poniekąd na temat. http://kujawsko-pomorskie.onet.pl/prymas-polski-wykorzystywanie-krzyza-jako-znaku-walki-z-kimkolwiek-to-bluznierstwo/c2gpns1?utm_source=fb&utm_medium=fb_detal&utm_campaign=podziel_sie
Ależ Haneczko, wierni są jak najbardziej potrzebni, bo ich istnienie uwzględnia model biznesowy tej instytucji: kler kreuje zapotrzebowanie na usługi (tzw. sakramenty według nomenklatury korporacyjnej), które kupują u nich wierni. Dodajmy do tego wysoki 'customer retention factor’, praktyczny monopol i arbitralnie ustalany cennik – tego nie miał nawet Microsoft w swoich najlepszych latach. W ten sposób kler ma zapewnioną pomyślność w życiu doczesnym, a wierni – pomyślność w życiu wiecznym.
Ago, ja już dawno zauważyłem, że wypowiedziami hierarchów najbardziej przejmują się niewierzący.
KK obawia się (IMHO niebezpodstawnie), że możemy zrealizować u siebie „drugą Irlandię”…
Babilasie, z tego to na waciki.
W lokalu wyborczym w Chinon znaleziono kartę z głosem oddanym na… Charlesa de Gaulle’a (http://www.tvn24.pl) 🙂
Ipsos-Sopra Steri: Emmanuel Macron: 65,1 procent Marine Le Pen: 34,9 procent – z tvn24
Haneczko, uważam podobnie jak Pan Mąż. Wierni nie są potrzebni do utrzymania, bo majątek KK jest tak wielki, że datki są w statystyce pomijalne. Wypada ich mieć, bo żądza władzy jest nieposkromiona. Bez owieczek nie ma sensu ideologia. Niewierzący więcej wiedzą na temat kanonów wiary, działalności KK i staranniej wsłuchują się w treść kazań właśnie dlatego, że nie wierzą.
W Dublinie 8 lat temu byłam w 4 kościołach zamienionych na: biuro, sklep, knajpkę z alkoholem i informację turystyczną. Większość wystroju pozostała. A na pewno nie widziałam wszystkich. A taki katolicki kraj…
Ago, z tym pluciem to trochę inaczej było. Akcja umieszczona pod adresem z nazwą poparcie-lemanskiego (dopełnienie: blog-bobika.eu, adres już jest nieaktywny) nie była skierowana do pewnego proboszcza reprezentującego kościół z ludzką twarzą, ale do najwyższej władzy kościelnej. Dlatego też dokument został przełożony na język włoski.
O ile pamiętam, o akcji tej ks. Lemański dowiedział się dość późno i pośrednio (dzięki mt7) i nie wątpię, że podniosło go to na duchu, ale popieranie go moralnie nie było zasadniczym celem działania rozwiniętego przez osoby o dość niekościelnych poglądach. W liście z podpisami nie było opcji „wierzący – nie wierzący” i nigdy nie dowiemy się czy wśród owych ponad 15 tys. osób większość miała KRK za swoje moralne oparcie. Popierano człowieka za to, że wewnątrz instytucji osławionej chorobą antysemityzmu działał prewencyjnie, wychowawczo i uczył szacunku dla obywateli Rzeczpospolitej – Żydów, których zgładzili inni, nominalnie katoliccy, obywatele. Gdyby dzieliły go z abp Hosnerem przekonania o liturgii, dziewiczości Maryi Panny czy istnieniu piekła i nieba, nikt by tu palcem nie ruszył niezależnie od szykan i cierpień. Reagowaliśmy, bo chodziło o sprawę ważną dla wszystkich Polaków, o naszą historię, nasze winy i naszą umiejętność radzenia sobie z nią.
Ulotka o rasistowskich atakach, przygotowana bodajże przez Amnesty International, mówi: reagować. Jasne. Pełna zgoda. Ale żadna ulotka nie mówi: „maszerować”. Rzadko kiedy – i to przy wielkim wkładzie finansów i energii – uda się zgromadzić tyle osób co na meczu ulubionych drużyn piłkarskich. I jest znaczna różnica na korzyść kibiców: nikt nie wmówi ludowi, że poszli tam, żeby uczcić obecnego ministra środowiska. Dla mnie sprawnym podważeniem sensu manifestacji KOD-u był króciutki filmik pokazujący jak były minister Giertych podskakuje w imię równości i braterstwa czy czegoś podobnego. A zawsze będzie możliwe, że jeden taki pajac dokona uprowadzenia przedstawienia na swoje podwórko.
Dlatego gdy piszesz: sama nie mam wątpliwości, że tak w ogóle maszerować trzeba martwię się, bo gdybyś mówiła „w ogóle działać trzeba” wygłupiłbym się sprzeciwiając się temu, ale z marszami… Jeszcze raz wspomnę tu „czarny protest” – tam nie było obawy, że jakiś Giertych będzie podskakiwał z parasolką w obronie jego macicy.
Ależ Haneczko (i Szara Myszo, i inni PT Wypowiadający się w tym wątku), przecież pomiędzy diagnozą „kościół ma tyle kasy, że mu wierni i ich pieniądze do niczego niepotrzebni”, a konkluzją „barany muszą beczeć” (tzn. wierni probować wywierać wpływ na hierarchów) zachodzi, jak to mawiali Rzymianie, 'non sequitur’, a w zasadzie to nawet solidna sprzeczność.
Nie martw się, Andsolu, 🙂 napisałam, że nie mam wątpliwości, że maszerować trzeba, ale nie napisałam, że to przekonanie rozciąga się na wszystkie marsze – miałam na myśli masowy uliczny protest, jako formę działania. W jakich konkretnie sprawach, z kim, jak często – tu zaczynają się wątpliwości. Pomimo tych wątpliwości, częściej chodzę, niż nie chodzę na manifestacje – i tu postawię kropkę.
A teraz zamienimy się trochę rolami. „Czarne protesty” też nie są dla mnie wolne od wątpliwości i dylematów. Politycy, choć może akurat nie Giertych, także na nich próbują zbić kapitał. Pojawiają się, także na nich, wystąpienia, pod którymi w żadnym razie nie zgodziłabym się podpisać i język, którego nie akceptuję – i nie chodzi mi o błędy językowe ani nawet o wulgaryzmy. Rozwój sytuacji po pierwszym, spektakularnym „czarnym proteście”, uważam za dalece rozczarowujący.
To pan mąż twierdzi, że dla kościoła kasa jest najważniejsza, a zapewniają ją rozmaite biznesy i majątek zagarnięty z aktywnym udziałem państwa. Ja, że bez wiernych nie ma Kościoła.
Przepraszam, że wyskoczę jak Filip z konopi, ale czy ktoś może pamięta, jaki bohater literacki cieszył się, wchodząc pod górę, a płakał schodząc (bo skoro się schodzi, to zaraz, zapewne, trzeba się będzie z powrotem wspinać)?
Dla mnie, andsolu, żadnym „sprawnym podważeniem sensu manifestacji KOD-u” nie był „króciutki filmik pokazujący jak były minister Giertych podskakuje w imię równości i braterstwa czy czegoś podobnego”. Po pierwsze, Giertych też jest obywatelem i ma do tego prawo, po drugie, pod wieloma względami naprawdę się zmienił, a PiS zna jak zły szeląg (a te skoki, przypominam, to było „kto nie skacze, ten za PiS-em”), po trzecie – a co ma piernik do wiatraka? Jeden skaczący Giertych miałby podważać sens manifestacji KOD? Wybacz, ale to nonsens.
Marsze na pewno są bardziej widoczne niż wypisywanie postów na fejsie. A o widoczność tu właśnie chodzi. I o poczucie wspólnoty, które się przy tej okazji wytwarza.
Haneczko: 19:24?
Moja cierpliwość w stosunku do pośredników z PB po 70 latach wyczerpała się. W zasadzie po 69, bo już jakiś czas temu mnie opuściła.
Każdy z hierarchów gada tam, co mu ślina na język przyniesie i nie łagodzi sprawy, że są też przyzwoici, bo milczą podkuliwszy ogony.
Nie mogę na nich patrzeć.
Kwiatki z mojej rabatki, u mnie rośnie w maju. Późno, prawda? I kasztany bynajmniej nie szumią jeszcze…
alicja.dyns.cx/news/IMG_1437.JPG
Eva47,
teraz tylko narzekam, ale niedługo zacznę wypisywać mandaty 😉
Mnie skręca, kiedy czytam polskie gazety i znajduję dziwadła typu „hejtować” i wiele innych. Mikołaj Rey w grobie się przewraca.
Usprawiedliwiony jest język komputerowy (moim skromnym zdaniem), bo po co wymyślać coś, co zostało już nazwane i działa dookoła świata.
Zabrzmi to patetycznie – a niech, ale dla mnie język to rzecz święta i należy dbać o niego, NIE ZAŚMIECAĆ. Ojczyzna – polszczyzna
Bardzo ładne hasło, Make PiS small again, natychmiast skojarzyło mi się z tytułem bloga panny Katarzyny Tusk „make life easier”, a nie z Trumpowym zawołaniem „Make America Great Again” – zawsze myślałam, że na Bobikowie ten pan nie jest lubiany, więc niby dlaczego na nim się wzorować. Polska jest chora na anglikanizmy, nie wiem, skąd to się bierze, ale ile razy jestem w Polsce dziwuję się, że mało kto podchodzi do języka poważnie, czasami mam kłopoty się porozumieć, bo angielskie słowo tak spolszczone, że ni to pies, ni to kot. Przed laty w wywiadzie w jakimś kolorowym czasopiśmie pani Jolanta Kwaśniewska wyskoczyła z „i wtedy dostałam taki power”…rok później bliska mi osoba też powtórzyła, że no cóż, nie czuje „pałeru” więc pobyt w sanatorium jej się przyda.
Bylejakość i olewanie sprawy języka będzie miało, i uważam, że już ma, konsekwencje. Ja widzę lekceważące podejście. I jest mi przykro. No, takiego świra mam i już 🙁
A teraz druga rzecz wagi ciężkiej – nie przyszło organizatorom Marszu Wolności do głowy, że prezes nie zna żadnego obcego języka i nie zrozumiał, o co chodzi? Żarty żartami, ale ciekawa jestem, czy prezes zna choćby język rosyjski -prezio to prawie moja generacja,
rosyjski był nam wciskany bodaj od 4 klasy szkoły podstawowej, cały ogólniak, na studiach jako lektorat przez rok czy dwa. Był też obowiązkowy w ogólniaku język zachodni, zazwyczaj do wyboru. Nikt się specjalnie do tego nie przykładał, bo po co nam, a bo to za granicę wyjeżdżać będziemy?
Tutaj poczytajka awansem do kawy (bo w porze kawowej będę na polu szparagowym), tylko niech się Wam z niczym nie kojarzy.
Cieszy mnie bardzo wyraźne zwycięstwo Macrona, bo bałem się już, że wracają wieki ciemne, czego pierwsze objawy były widoczne (Duda i PiS, Brexit, Trump).
A co do tego, że Giertych […] pod wieloma względami naprawdę się zmienił, cóż, oni wszyscy się „pod pewnymi względami” zmieniają (vide Marcinkiewicz, Dorn czy Kamiński). Doczekam czasów (nie mam się co chwalić: wszyscy doczekamy), gdy na wyścigi do TVN będą przychodzić Brudziński z Błaszczakiem opowiadać o mrokach kaczystowskiej nocy. Ale mnie jakoś późne nawrócenia nigdy nie cieszyły.
Bo na waciki.
Babilasie, przecież nie chodzi o przetrwanie kościoła jako instytucji biznesowej, tu sobie radzą świetnie. Zarządzanie majątkiem idzie im znacznie lepiej, niż rządzenie duszami, a kościół jako wspólnota wiernych, bez wiernych nie istnieje. Tę wspólnotę coraz słabiej spaja przekaz, silniej utrwalony rytuał, a najsłabiej taca. Odpływ wiernych może sprawić, że podważony zostanie sens istnienia instytucji opartej już tylko na mamonie.
Och, nie umiem tego jasno wyłożyć! Nie jestem w formie 🙁
Teraz wszystko rozumiem, Haneczko. Nie to, że się całkiem zgadzam, ale przynajmniej rozumiem wywód.
Dla prezia były komunikaty proste, obrazkowe…
Ufff.
Babilasie, z wymienionymi panami nie jest mi po drodze, z ich nawróceniem też. Nie ufam im i już.
Mściwie nam panujący jeszcze nie pogratulowali Macronowi. Czekają na wytyczne.
Szparagowe pole białe czy zielone?
Ja nie mam nic przeciwko temu, żeby się ludziom oczy otwierały. Oczywiście renegatom z prawicy rzadko otwierają się do końca – tak, coś takiego jak „ukąszenie prawicowe” też istnieje. Giertych o wielu rzeczach zaczął mówić naprawdę fajnie i sensownie, ale są sprawy, co do których poglądów nie zmienił i niestety dotyczy to np. edukacji. Podobnie z Dornem. Ten to jeszcze trudniejsza sprawa: facet wydawałoby się bardzo inteligentny, ale cynizm prawaka jest w nim już tak zakorzeniony, że silniejszy od niego. Byłam wczoraj na takim spotkaniu dyskusyjnym, gdzie zadano mu temat: czy w Polsce jest antysemityzm polityczny. Stwierdził, że go nie ma, czym wywołał totalny protest reszty towarzystwa. Co więcej, nadal lekceważy brunatnych i lęk przed tym, co oni mogą nam zmalować, nazywa histerią…
Teraz do Alicji. Owszem, anglicyzmy w polszczyźnie to dziś plaga, ja się z wielu z nich wyśmiewam, specjalnie, z ironią pisząc fonetycznie o iwentach i pałerze. Ale niestety tego nie zatrzymamy, zdaję sobie z tego sprawę. Zresztą czasem te neologizmy są przydatne. Słowo hejt, hejtować przyjęło się jako określenie działań typowych dla Internetu – jak je inaczej nazwać? Prawdę powiedziawszy nie mam pomysłu. Można powiedzieć „siać nienawiść w sieci”, ale to już cztery słowa, nie jedno. A rzeczownik hejt przetłumaczyć po prostu filologicznie jako nienawiść – też nie pasuje.
Do hasła wracając – wątpię, by komukolwiek skojarzyło się z blogiem Kasi Tusk, z automatu kojarzy się z Trumpem i nie jest wzorowaniem się, tylko zabawną (dla nas) parodią jego hasła. Poczucia humoru trochę.
Wielokolorowe(*). W podpoznańskiej Sobocie. Bezpośrednio od producenta. Polecam z uwagi na ceny i świeżość.
(*) – Bo są jeszcze, uważane za poślednie, fioletowe: to są takie białe, które złapały trochę światła i się zaczynają leciutko przebarwiać (ten fiolet jest umowny dość). Z kolei za delikates uchodzą tzw. łebki – to szparagi „źle” ucięte, ze zbyt krótkim trzonem.
Szparagi mniam, mniam 🙂
Będziemy mniamać jutro, ale nie z Soboty 😉
Dziś flagi.
„Do kawy” przeczytałam teraz, bo do kawy czytam „Czarny jak ja” w tłumaczeniu J. Giebułtowicza. Czytam po omacku. Jeżeli trzeba, bywam, ale nie jestem czarna.
Doro, Jeden skaczący Giertych miałby podważać sens manifestacji KOD? Nie powinien. Ale za parę lat ten obywatel (który miał prawo do podskakiwania) będzie lepiej pamiętany niż mówcy i inni uczestnicy marszów. A co do tego, że pod wieloma względami naprawdę się zmienił, czyżbym przegapił jakieś jego publiczne wyznanie o tym czym w MEN okropnie polskiej edukacji zaszkodził a czym tylko tak średnio? Bo ja zauważyłem tylko tę zmianę, że nie jest już ministrem.
Haneczko, myślę, że dobrze by to zrobiło „pasterzom”, gdyby mieli malutko owieczek, wówczas mieli by dużo mniej sposobów, żeby bawić się w politykę i nagle przypomnieli by sobie, że istnieje takie pojęcie jak; „pokora”. Przy ich przyzwyczajeniach do luksusu i majątki by potracili. Musieli by zatrudniać ludzi na normalnych zasadach a to jednak są koszty. Pociesz Pana Męża – to już działa w Niemczech, Belgii i Francji. Mają tam bardzo skromnych i miłych pasterzy (z wyjątkiem wielu purpuratów, których utrzymuje Watykan). 🙂
PK, też jeszcze nie ufam nowo-nawróconym, choć daję im szansę. 😉
Szara Myszo, pan mąż uważa, że prędzej padną niż spokornieją.
Możesz poczytać, andsolu, jego blog:
http://romangiertych.natemat.pl/
Ujawnia tu też cechę, której istnienia swego czasu nie podejrzewałam: poczucie humoru, może nieco specyficzne, ale jednak. Ostatnie wpisy to zresztą są głównie wygłupy, listy, ale warto zerknąć wcześniej, znajdzie się treści, których raczej nie wygłosiłby dziesięć lat temu.
I nie, nie będzie on lepiej pamiętany od innych. Trzeba było być na tych marszach, żeby wiedzieć, że podskoki jednego obywatela to margines marginesów.
Szparagi mniam mniam, ale jam uczulona od paru lat 🙁
Dora,
będę bronić poprawnej polszczyzny jak niepodległości!!!
I nadal mam problem ze słowem „hejt”
To hate (hejt) – nienawidzić. Ten który nienawidzi, to „nienawistnik, nienawistnicy”, tak kiedyś Daniel Passent przeinaczył to słowo i bardzo mi się ono spodobało.
Zaznaczyłam, że wiele neologizmów ma prawo bytu i ja to rozumiem, ale akurat hejtuje mi tu nie pasuje 🙂
Kto powiedział, że cztery słowa to tak dużo, że już lepiej przyjąć to-to, nie wiadomo co? 😯
Nie zwracajcie na mnie uwagi, ja pozostanę przy swoim 🙂
Panna Tusk to „lans”, nie mam z tym słowem kłopotu, zwłaszcza gdy lata temu obejrzałam rysunek Andrzeja Mleczki 😉
Było mniej więcej tak:
Dwie młode panie siedzą przy stoliku, popalają papierosy, kawa, jedna drugiej się pyta:
-Ty, no i jak ten reżyser, bierze cię do filmu?
-Jeszcze nie wiem, ale bardzo długo mnie lansował.
O, nowy wpis 🙂
Jeszcze jeden żarcik. Polityczny!
Umarł Kazek i trafił do nieba. Św.Piotr go przyjął i na poczatek oprowadza Kazka po tamtym świecie.
Tu jest niebo, powiada, wszyscy święci i bezgrzeszni. Kazek zanotował w rozumie, że pięknie, i owszem, ale jakby trochę nudno…
W czyśccu troszkę weselej, ale bez przesady, swoje czekanie na niebo trzeba odpokutować.
A piekło? -pyta Kazek.
Proszę, to jest piekło, powiada Św.Piotr i otwiera następne wrota. Piekło jak piekło, ogniska się palą, skrzynki piwa i grzesznicy grillują kiełbaski, diabły razem z nimi.
Kazek zauważył jeszcze jakieś drzwi, poprosił Św. Piotra o otwarcie.
Za dzrzwiami smoła wrząca, ognie piekielne i diabłykatują grzeszników jak należy.
Kazek pyta – a co to?!
Św. Piotr na to – a to piekło Polaków, oni chcieli tak mieć.
To jeszcze inny dymek u Mleczki – gorzki wyrzut z ust dłuuugo lansowanej kandydatki na aktorkę, z tzw. warunkami (cytuję z pamięci): „To nie mógł pan od razu powiedzieć, że jest reżyserem tylko filmów animowanych…”.
Alicjo, nie chcę uogólniać, ale po paru Twych wypowiedziach mam coraz silniejsze wrażenie, że z tutejszej perspektywy pewne językowe zjawiska widać jednak lepiej, wyraźniej. Anglicyzmy to od dawna temat-rzeka nie tylko u nas, lecz nie lekceważyłbym tutaj czegoś tak trudno uchwytnego, jak językowe wyczucie (oczywiście mamy je zawsze tylko my, adwersarz nigdy 😉 ). Ani rzecz jasna wspomnianego przez Dorę poczucia humoru – także w tej sferze.
Na tym etapie dyskusji tym bardziej mamy więc powody pozostać przy swoim 😀