O czym dumać
O czym tu dumać? No, znalazłoby się…
O lekach, euro, ACTA, o kryzysie,
o rządzie, sądzie i prokuraturze,
o ważnej kwestii czy przed-, czy zamurze,
o brzozach tudzież innym drzewostanie,
o tym, co z nami robią tanie dranie,
o telewizji trwaniu, o klimacie,
o szkole, w której miast etyki pacierz,
o pobielałych z oburzenia maskach,
o Ziemi, która niekoniecznie płaska,
i o tym panu, co to sami wiecie,
i co w gazecie, i co w internecie,
i jak spod władzy wymknąć się pieniądza…
I gdy tak dumać, trawić i rozsądzać,
pytanie przy tym nawet nie zaświta,
czy aby warto. A warto by spytać.
PA, a co proponujesz zamiast dumania?
długi spacer z Psem przez zaśnieżone pola, co właśnie zrobiłem 🙂
Ani śniegu, ani Psa. Spacer tylko po pracowej kanciapce 🙁
Oj, to przykro mi. Polecam ciekawy wywiad z Kwachem. Jakże by się przydał na prezydenta…
http://wyborcza.pl/10,82983,22758693,komunikat-pis-u-jak-z-trybuny-ludu-robia-z-nas-idiotow-i.html
Wywaliliby go, Komorowskiego też. Każdym parszywym sposobem. Dudę też szurną, jeśli nie będzie grzeczny.
Gorzej, że to styl Trybuny z czasów Bieruta i z czasów stanu wojennego + 68+70+76. W innych okresach ten styl był trochę inny. Kłamali i oszukiwali, ale aż takich idiotów z nas starali się nie robić.
Stanisławie, idiotów to oni robią z siebie.
Posnęli.
A ja, w ramach oddumania, wygrałam w jednym, a poległam w drugim jaju.
Antrakty są konieczne. Teraz znowu mogę, przedspankowo, dumać.
Bążur. To tym razem ja podam 🙂
Dzięki. 🙂
Zanim wypiję muszę kupić coś do jedzenia, bo mi wszystko wyszło.
Od rana wieje śniegiem, że aż trudno z domu nos wystawić. Bobisław krąży po domu niespokojnie, ale sam nie wie, jak w tych warunkach wyjść na spacer.
Chyba zabiorę się do sortowania księgozbiorów. Problem, jak się pozbyć nadmiaru książek od dawna czeka na rozwiązanie. Mógłbym poprostu wywalić na makulaturę, ale jakoś mi to nie przechodzi przez sumienie…
Kawa bardzo na dziś. PA, rozumiem Twoje sumienie. Wyrzuciłam na makulaturę tylko kilka naprawdę bardzo złych książek. Pozostałe wyeksmitowałam do bibliotek (ostatnio do biblioteki więziennej). Teraz już bardzo rzadko kupuję książki z funkcją szeleszczenia, ale akurat niedawno zrobiłam wyjątek – zbyt byłam ciekawa opowiadań Kornela Filipowicza, żeby czekać na ich – ewentualne – pojawienie się w formie elektronicznej. https://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,91281,Moja-kochana-dumna-prowincja
Znalazłem kogoś pod hasłem „książki przyjmę”. Może jak będę się wybierał do Krakowa, a wpis będzie aktualny, to zawiozę mu bagażnik pakunków. Na biblioteki nie liczę, bo zawsze tylko słyszę, że grymaszą. Mają być tylko bestsellery i nie starsze niż (…) 😐
Do lektury przy kominku. Bezkominkowi też mogą czytać.
Ja też z młodszymi skorzystaliśmy z okazji akcji książki dla więźniów. Moje w większość raczej starsze wydania, niektóre pozycje z bólem sentymentalnego serca.
W mojej bibliotece jest w korytarzu taka szafka, gdzie można zostawić swoje książki i ew. wziąć inne, może u Ciebie PA też jest gdzieś taka, albo do antykwariatu, lub do skupującego w domu.
Na Allegro handlują wszystkim, różnymi starymi pismami, nawet takimi, które przestały wychodzić. Nabyłam trochę takich staroci, czasami używane książki też kupuję.
Wielu wydaje zakup w domu, jeżeli wybierze się odbiór osobisty.
Ago, nie ma spisu treści w tej książce, więc nie wiem, jakie opowiadania są w środku.
Mt7, tu, na 19. z 20 ekranów, można znaleźć spis treści. Przeczytałam na razie tylko dwa opowiadania, ale już widzę, że warto było kupić tę książkę. https://issuu.com/znak/docs/filipowicz_moja_kochana_prowincja_i
A czytałaś „Biały ptak i inne opowiadania”?
Nie, nigdy wcześniej nie czytałam żadnego opowiadania Filipowicza. Dlatego byłam taka ciekawa.
Oj, to koniecznie! „Biały ptak” to perełki. Zakochałam się na zawsze.
Babilasie, czytałam wcześniej krótsze omówienie tego raportu. Muszę przeczytać całość.
Swoją przygodę z Filipowiczem zacząłem dość dawno, bo z końcem lat 70. – od „Pamiętnika antybohatera”; potem przyszły różne wybory opowiadań.
Zabawne, że wtedy nie miałem pojęcia, że jest on życiowym partnerem W.S. – którą zainteresowałem się na dobre dopiero parę lat później 🙂
Pod koniec lat 70 czytałam, pamiętam to jak dziś, „Przygody lisa Witalisa” na zmianę z „Balladami i Romansami” Mickiewicza. 🙂
„Szelmostwa Lisa Witalisa” są fascynujące.
Zawierają nie tylko ciągle na nowo aktualne wątki polityczne (np. m. in. frazeologia przedwyborcza), jak i odniesienia do powszechnej dziś techniki inwigilacyjnej, wykorzystującej urządzenia mobilne.
(…) Prócz lusterka miał pudełko,
Dokąd zajrzeć mógł przez szkiełko,
By ustalić w sposób łatwy,
Gdzie zimują kuropatwy
Lub na skraju jakiej łączki
Zabawiają się zajączki.
Dzień dobry 🙂
kawa
Ostatnio miałem problem z dwiema walizami książek, które po korekcie funkcji dwóch izb nie mogły znaleźć dla siebie miejsca. Udało się jej zostawić w sklepie charytatywnym w Gdyni przy ul. Świętojańskiej 36 – pod byłym kinem „Warszawa” (wejście od ul. Abrahama). Myślę, że w innych miastach są podobne sklepy.
Szelmostwa wystawiał kiedyś Teatr Rampa. Był to bardzo dynamiczny spektakl. 28 grudnia 1980 r. Wojtyszko wystawił Szaleństwa w Teatrze TV. W pierwszą rocznicę rozpoczęcia prób do tego spektaklu gen. Jaruzelski wprowadził stan wojenny. Karierę teatralną robiła także „Pchła Szachrajka”, ale ona mogła być podkładana co najwyżej pod polityków mniejszego kalibru niż Witalis.
Miałem wuja Witalisa. Nie był oszustem w sensie potocznym, ale szelma była z niego nietuzinkowa. Po ucieczce z transportu do GUŁagu przekwalifikował się z przedwojennego policjanta kryminalnego na inżyniera elektryka i tak dotrwał do śmierci w połowie lat 60-tych. Zaprojektował i wykonał m.in. całą instalację elektryczną w jednym z kin krakowskich, przedtem uczył elektrotechniki w technikum na Dolnym Śląsku. Jego syn, który uciekł z tego samego transportu w wieku lat 17, po 5 latach też nabrał nowej tożsamości i rzekomych uprawnień górniczych, aby zostać kierownikiem kamieniołomu. Doświadczenie pirotechniczne miał z partyzantki AK, do której uciekł z domu w wieku lat 15. Tylko wtedy szelmostwa służyły zupełnie innym celom. Teraz szelmostwa Prezesa i paru jego ministrów służą celom, jakich chyba Brzechwa w najczarniejszych snach nie mógł przewidzieć. Chwała Brzechwie, że przewidział, jak łatwo zwierzątka dają się nabierać.
Z aktualnej klasyki literackiej mamy w Łodzi „Szewców”w reżyserii Jerzego Stuhra. W piątek była premiera, na razie nie znalazłem recenzji.
Chcieliśmy się wybrać w styczniu lub w lutym, ale w tych miesiącach brak Szewców w repertuarze.
Pani Magdalena Ogórek, niedoszła Prezydent Polski, skarży się, że została w Warszawie wyproszona z 3 sklepów, ponieważ rozpoznano ją jako twarz TVP. Cóż, na dyskryminację w sklepie można złożyć skargę. Właścicieli można ukarać. Jeśli stać ich na to, ich sprawa, ja ich nie potępię. Natomiast ubliżanie reporterce TVP Info słowami na „k” to inna sprawa. Leczymy grypę malarią. Można dać wyraz dezaprobacie, ale nie w ten sposób. Z drugiej strony w tłumie emocje narastają szybko i łatwo dać się ponieść. Jednak rozum powinien czuwać.
Jan Parys znany z wypłacania sobie wysokich premii w fundacji Niemiecko Polskie Pojednanie jest szefem gabinetu politycznego Waszczykowskiego. Właśnie wygłosił polityczne bon mot „Istnienie Ukrainy nie jest warunkiem istnienia wolnej Polski”. Lech Kaczyński chyba się w grobie przewraca. Piłsudski też. Pewnie, że po objęciu teki MON przez Macierewicza staliśmy się potęgą, której Putin nie podskoczy, ale zawsze lepiej mieć kogoś mieć pomiędzy. Chyba, że to my chcemy się wybrać zbrojnie na Smoleńsk; wtedy lepiej żeby ani Białoruś ani Ukraina nie przeszkadzały.
Jak już, to na dwa fronty. Z krucjatą na zachód.
Stanisławie, on nie nazwał reporterki k… Powiedział, że ma więcej szacunku dla k…, niż dla niej. Delikatna różnica, ale jednak. Widzą źdźbło u innych, a na swoje belki są ślepi.
Poczytajcie, fajny blog:
https://www.salon24.pl/u/lestat/827847,klasyczny-komunistyczny-belkot-ma-swoje-zastosowanie-i-dzis
https://www.salon24.pl/u/lestat/828481,plakat-ze-stanu-wojennego-zdecydowanie-aktualny
Salon24 to prawicowy portal. Kiedyś raczej nie do czytania, chociaż zdarzali się odważni użytkownicy o odmiennych poglądach.
Sto lat nie zaglądałam.
Rozpoczęłam wdrażanie (siebie) do przesyłania Jednolitego Pliku Kontrolnego.
Nie dla mnie emerytura.
“W dzisiejszych czasach, kiedy coraz trudniej o dobrą i sprawną sługę, a każda świeżo najęta najczęściej nie rozumie się wcale lub bardzo mało na kuchni, ciągła ich zmiana stała się istotną plagą naszego życia. Jedyna na to rada, aby panie domu, zaznajomiwszy się dokładnie ze sztuką kulinarną, przyuczały swe sługi smacznie gotować. Jeśli jest czas na grę na fortepianie, śpiew, robótki, uprawianie sportów różnych, to niechże się znajdzie i na przestudiowanie książki kucharskiej, co z większą dla każdej kobiety będzie korzyścią niż przeczytanie byle jakiej powieści sensacyjnej”
źródło: Marja Ochorowicz-Monatowa, Uniwersalna książka kucharska. Przeszło 2.200 skromnych i wytwornych przepisów gospodarskich i kuchennych z uwzględnieniem niezbędnych warunków odpowiedniej diety, codziennej higjeny oraz kuchni jarskiej, Lwów–Warszawa 1923
Babilasie, rozpocząłeś przyuczanie?
Krycha, dzięki, zaniosłam pierwszy wykwit (smutno-śmieszny) na FB.
Po komentarzach widać, że to jednak prawicowy portal – nie śmieszy ich.
Nie zaglądam na salony i też się zdziwiłam, że taki proletariacki.
Babilasie, jak Nowowiejski?
Siódemko: nie, lekturę.
Można samemu zobaczyć przez najbliższe pół roku, Haneczko. Muzycznie trochę z Wagnera, trochę z Brucknera, ładnie interpretowane przez Tadeusza Kozłowskiego (dyrygenta z niełatwą przeszłością, ale wciąż utrzymującego wysoką formę).
Największym problemem dla śpiewaków okazała się dykcja: z uwagi na nagrywanie spektaklu nie wyświetlano nad sceną tekstu libretta, wskutek czego ze sceny dobiegał niezrozumiały bełkot (w miarę zrozumiali byli jedynie Aleksander Teliga jako Mestwin i Pavlo Tołstoj jako Doman – obaj, o ironio, Ukraińcy). Może i zresztą dobrze, że tego tekstu nie było słychać ani widać, bo to potworna grafomania jest.
Ogólnie chyba przedstawienie zasłużyło na lepszych solistów; dla mnie rozczarowaniem była zwłaszcza Wioletta Chodowicz (Bogna), śpiewająca swoją partię głosem poprawnym, ale zupełnie pozbawionym emocji i dramatyzmu. Tak to, bo ja wiem, hrabinę w Weselu Figara można śpiewać.
Bodaj po raz pierwszy nie irytowały mnie wszechobecne we współczesnej operze projekcje wideo; wręcz przeciwnie, sensownie uzupełniały akcję sceniczną. W ogóle inscenizację można uznać za dość wysmakowaną, a przynajmniej ładną plastycznie i – co ważne – spójną z treścią libretta (dla porównania najnowsza paryska Cyganeria. której akcja dzieje się na statku kosmicznym).
Drugi akt jest w całości baletowy (nie licząc drobnej partii chóralnej pod koniec) – trudno mi to oceniać, bo mnie zupełnie „dumne piękno nagich ciał” nie porusza (nie, nie całkiem nagich, dla wyjaśnienia). W rolę głównych protagonistów wciela się para tancerzy – aby oswoić widzów z tym konceptem, artyści baletu pojawiają się już pod koniec pierwszego aktu skutecznie odciągając uwagę od duetu Domana i Bogny.
Ogólnie miły wieczór.
Zobaczyć, to właściwe słowo. Przecież nie usłyszę!
Wybacz ignorantce. Może to bardzo trudno śpiewać bez emocji i hrabiny cierpią, ale muszą. Czy jakaś się wyłamała?
A czy na tym statku był basen? Może baseny wyszły już z mody, a ja o tym nie wiem.
Haneczko, to już niech jacyś lepsi fachowcy objaśnią w szczegółach, ale wśród sopranów bywają soprany liryczne i dramatyczne (a także spinto, czyli – bo ja wiem? – uniwersalne; pomińmy tutaj koloraturowe, żeby nie zaciemniać). Kryteria podziału to barwa głosu i jego ruchliwość (oraz, w mniejszym stopniu, skala). Tak się dzieje w muzyce operowej, że pewne partie są pisane dla pewnych typów głosów, i raczej powinno się śpiewać, to do czego się ma predyspozycje, a unikać tego, do czego się tych predyspozycji nie ma.
Dobry wieczór!
Na Nowowiejskiego jadę jutro. Zaplanowałam to wcześniej, wraz z rezerwacją hotelu, więc niestety nie będę pod senatem…
Z Salonu24 od wczoraj jeden wpis robi furorę w internetach:
https://www.salon24.pl/u/jankepost/828469,mateusz-morawiecki-czego-o-nim-nie-wiecie
Morawiecki już zostanie dla mnie obgryzaczem pierogów…
A lestat kiedyś grasował po blogach „Polityki”, nawet zajrzał do mnie pod pierwszym wpisem 🙂
Ale to chyba reżyser decyduje, kogo do czego zaprasza i powinien wiedzieć?
Poobgryzał i został kikutek, a jednak nieźle się upasł. Pytanie, czy aby się nie przejadł, tylko jeszcze o tym nie wie.
My w Poznaniu dopiero na K., ale jutro, najcieplej jak potrafię, będę patrzyła w tamtą stronę, Doro.
Och, to raczej prerogatywa kierownika muzycznego (dyrygenta), haneczko. Bo to muzyk z wykształcenia (nie da się tego ominąć) i najczęściej wie te rzeczy, o których reżyser nie ma zielonego pojęcia. Reżyser z ambicjami wyłącznego decydowania o obsadzie to recepta na tragedię. Przykładem tutaj „posądzany o talent” Mariusz Treliński, któremu śpiewacy się „muszą kadrować” na scenie. I z tego powodu na przykład w warszawskim „Zamku Sinobrodego” dostaliśmy panią, której nazwisko próbuję od dłuższego czasu bezskutecznie zapomnieć.
Upieram się.
To kierownik muzyczny powinien wiedzieć. Jeżeli nie wie albo nie może, to co z niego za kierownik?
Tak nick znajomy. Wytrwały gość.
Wazeliniarski tekst Igora Jankego o obgryzaniu ciasta z pierogów przebija standardy lokajstwa braci Karnowskich (między innymi to o „żelaznym kanclerzu” Kaczyńskim za czasów pierwszego PiSu). Brakuje jeszcze wzmianki o pierdzeniu fiołkami, uzdrawianiu staruszków i innych pomniejszych cudach nowego premiera.
Aby zostać prezesem dużego banku trzeba być dobrym w jakieś klocki, a najpewniej w dużo różnych klocków, więc nawet będąc sceptycznie nastawionym do premiera Morawieckiego nie odmawiam mu zalet umysłowości, osobowości i charakteru, ale z tekstu Jankego wyłania się Lenin lepszy niż z opowiadań Zoszczenki.
Nie wiem, swoją drogą, czy marnotrawstwo pożywienia nie jest przypadkiem również grzechem? Może się jacyś katolicy wypowiedzą, jak się to miewa w rankingu do nieprzestrzegania postu? Zresztą może ktoś tam po nim wyjadł te mięso z pierogów?
Skądinąd, różne dziwne rzeczy przylepiają się do ludzi – do Kaczyńskiego kot, do Waszczykowskiego San Escobar, do Nowaka zegarek, a do Giertycha podskakiwanie na manifestacji KODu. Tak, jak to napisała Pani Kierowniczka, obawiam się, że Morawiecki do końca dni swoich będzie tym, który obgryzał ciasto z pierogów w piątek. Za zasługą tępego hunwejbina – lizusa. Nie żebym jakoś szczególnie współczuł czy żałował.
Dobranoc.
Idę do zadumanego spanka.
Zabawne. Człowiek myślał, że lud się popłacze z powodu tych pierogów?
Nie wiem, byli/są tacy, którzy całują Kaczyńskiego po rękach, może i tego też, jak się uniosą.
Ech! Ale nam się trafiło, matko!!!
Dzień dobry 🙂
kawa
Salon24 wprawił mnie w lepszy humor. O pierogach słuchałem w TV i nie mogłem się nadziwić. Z punktu widzenia wyznawcy religii rzymskokatolickiej w sytuacjach konfliktowych decyduje wrażliwość własnego sumienia. Dla mnie marnotrawstwo darów Bożych byłoby większym grzechem niż naruszenie postu, który nawet formalnie pozwala na wiele wyjątków – podróż, pensjonat, inne sytuacje braku wyboru. Wystarczy odmówić krótką modlitwę, aby nie było grzechu w takich sytuacjach. Widać bardzo mocno praktykujący premier jest słaby w teorii i jeszcze nie nauczył się, w co wierzy. Podobnie jak prezydent goniący porwaną przez przeciąg Hostię, którą dotykać wolno tylko osobom z odpowiednimi święceniami (niekoniecznie najwyższymi). Nie byłoby profanacji, gdyby prezydent był w stanie Łaski i spożył owoc gonitwy, bowiem od pewnego czasu konsekrowany komunikant przeznaczony dla nas możemy brać w dłonie przed włożeniem do ust.
Byłem wczoraj późnym popołudniem i wczesnym wieczorem na posiedzeniu. Przewodniczący po otrzymaniu wiadomości odczytał skład „nowego” rządu. Gdy padły nazwiska Waszczykowskiego i Macierewicza, najpierw nastąpił huragan braw, a potem salwa śmiechu. Moja Małżonka, gdy wychodziłem, uprzedzała, że ani jednej zmiany poza samym premierem nie będzie. Była gotowa się założyć.
Przyszły życzenia z Anglii. Nadawczyni starsza ode mnie. Kiedyś była bardzo zaangażowana społecznie i jeździła po świecie w różnych akcjach, zawsze godnych. Także do Polski. Córka arystokratki, która napisała pracę o organach oliwskich. Teraz już z trudem się porusza. Napisała, że właśnie czyta o wojnie 1920 i jest to bardzo ciekawa lektura. Polska mogła być wtedy z siebie dumna i ma nadzieję, że w 2018 roku znów będzie mogła być dumna. Też chciałbym mieć taką nadzieję.
Tak sobie jeszcze myślę, że tekst Jankego miał za zadanie „odczynienie” Morawieckiego na użytek suwerena i minimalizację dysonansu poznawczego. Tak jak były ich komuchy (złe: resortowe dzieci, z krwią dziadków i babć z KPP i Agory na rękach) i nasze komuchy (dobry Piotrowicz i inne Wallenrody), tak są złe bankstery (Sauron Balcerowicz i jego najwierniejszy uczeń Petru) ale i bankstery dobre (Bielecki, a teraz i Morawiecki: wierzące, postów nakazanych przestrzegające, przez ojca Tadeusza namaszczone). Z ludu wybrani i w lud posłani. Temu samemu zresztą służy bełkot Morawieckiego seniora, że przecież Mateusz to ma tyko miliony (do których doszedł ciężką pracą w służbie Polski, więc każdy patriota może je – wcześniej czy później- mieć), a takie Kulczyki to miliardy, i to za granicą.
Ciekawe, swoją drogą, czy wpadli już na to, że każdy dymisjonowany powinien dostać trzymiesięczną odprawę? Bodaj 97 wiceministrów, 21 ministrów i jeden premier. Na święta jak znalazł.
Babilasie, nie wpadłem na to. Dla mnie takie ogryzane pierogi to kompromitacja, ale dla suwerena… Rzeczywiście dobrze pomyślane.
W latach 80-tych prenumerowałem „Biuletyn Dolnośląski” utworzony przez Jana Waszkiewicza, potem kierowany przez Kornela Morawieckiego. Nigdy nie był on organem oficjalnym Solidarności Walczącej, chociaż w stanie wojennym wyszło kilka grubych numerów Biuletynu. Było to bardzo wartościowe pismo przede wszystkim informacyjne. Prenumerata szła przez Ruch Młodej Polski na zasadzie wymiany części nakładów z „Bratniakiem”, który też prenumerowałem. Pod koniec stanu wojennego zaczęły do mnie docierać od członków RMP informacje dość dyskredytujące Kornela Morawieckiego. Nie negowano jego talentów konspiracyjnych ani nie oskarżano o konszachty z władzą (w końcu był aresztowany i wydalony z kraju), ale podejrzewano o brak nieposzlakowania. Nigdy nie postawiono oficjalnych zarzutów lub tylko ja na nie nie natrafiłem.
Bratniak był dobrym pismem o trudnej do obrony podstawie ideologicznej – myśli Dmowskiego i syntezy polskości z katolicyzmem. Przyznaję ze wstydem, że wtedy taka synteza wydawała mi się naturalna i musiałem dopiero zobaczyć jej skutki, aby się do niej totalnie zrazić. Teraz trudno mi uwierzyć, że kiedyś nie miałem nic przeciwko. Na łamach Bratniaka regularnie publikowano teksty polemiczne, na przykład Michnika. Ciekawą inicjatywą było publikowanie felietonów Kisiela zdjętych przez cenzurę z „Tygodnika Powszechnego”. Pisali m.in. Marek Jurek i Marian Piłka, którzy do dzisiaj nie zmienili postaw ideologicznych, a może nawet je usztywnili.
Do odpraw na święta doliczcie sobie jeszcze wojewodów, a być może i wicewojewodów 🙄
Co do pierogów z nadzieniem mięsnym , takie obgryzanie ciasta jest tożsame do jedzenia szczupaka nadziewanego gęsiną. Przepis na post
Lata temu nasza przyjaciółka (ówczesna dziennikarka GazWyb, świeżo uświadomione i głęboko przeżywane żydostwo) odwiedzała nas na weekend w Poznaniu. Już na wejściu usłyszeliśmy jak to sprytnie ominęła szabasowe zakazy (w pociągu usiadła na butelce płynu do soczewek kontaktowych, więc nominalnie podróżowała na wodzie, co daje jakoby dyspensę).
Przyszła nieuchronnie pora kolacji. Na stół wjeżdża musaka. Przyjaciółka pyta, jakie mięso w środku. Dorota, truchlejąc, odpowiada że mieszane. Mieszane jakie, drąży przyjaciółka. Wołowo-wieprzowe, mówi coraz wolniej Dorota. Zapada chwila kłopotliwego milczenia. Przyjaciółka zdecydowanym ruchem dzieli porcję musaki na swoim talerzu na dwie połowy, po czym (z apetytem) zjada jedną z nich. Intencja jest najważniejsza, mówi.
To jeszcze w sprawie obgryzania pielmieni.
Muzułmanie, jeśli nie ma wody, myją ręce piaskiem.
Obgryzacz, tfu! Jak musieli czuć się gospodarze? Dupek!
Wracam z Nowowiejskiego. Napisy były 😛 a kiczowisko to zaiste. Ale zgrabnie zrobione, a i muzyka da się przeżyć, z inspiracji dodam jeszcze impresjonizm – momentami niewielkimi. Mnie się tam p. Chodowicz podobała, może dziś miała lepszy dzień.
Byłam też na Fridzie – warto obejrzeć. Także z uwagi na wystawy dodatkowe dwóch pań urodzonych w Polsce, a zaprzyjaźnionych z Fridą: wspaniałej fotograficzki Bernice Kolko i malarki Fanny Rabel (Rabinovitch). A sama Frida na własnych obrazkach i na cudzych fotografiach pyszna.
No to Pani Kierowniczka się upasła 🙂
A my nawyprawialim pod Sejmem.
Było dużo młodych, domyślam się, że z Akcji Demokracji.
Ja nie wierzę w to obgryzanie.
Uważam, że wymyślił i wydaje mu się, że bardzo oryginalnie podkreślił pobożność idola.
A ja wierzę. Panu Bogu świeczkę, a diabłu obgryzek.
Młodzi byli z różnych „okolic”, nie tylko z Akcji Demokracja. Było też dużo moich młodych znajomych z partii i organizacji lewicowych. Widziałam, że skrzykiwali się studenci ze szkół artystycznych. To na tej „grzecznej” demonstracji pod Senatem, na blokadzie nie byłam.
Po apelu o wsparcie Pawła Kasprzaka, ruszyli w stronę blokady głównie młodzi ludzie, sporo z megafonami. Wtedy zauważyłam, że dużo młodych jest.
Podobało mi się, że przez megafony przypomnieli policji rotę przysięgi, którą składali, że będą strzec ładu konstytucyjnego.
Spokojna, bardzo dobra przemowa.
I poczucie humoru.
Policja recytowała
– Tu policja, Prosimy o rozejście się….
Usłyszała:
– Halo, policja! Tu obywatele…
Tak trochę z innej beczki. Coś tam sobie musiałem sprawdzić w wikipedii. I w angielskiej czytam:
Manès Sperber (12 December 1905 – 5 February 1984) was an Austrian-French novelist, essayist and psychologist.
Sprawdzam to samo w polskiej:
Manès Sperber (ur. 12 grudnia 1905 w Zabłotowie, zm. 5 lutego 1984 w Paryżu) – żydowski psycholog, pisarz i wydawca, działający w Austrii i Francji, tworzący w języku niemieckim.
Lata mijają, szmalcownictwo zostaje.
Myślę, Babilasie, że to jest bardziej złożony problem.
I wydaje mi się typowo polski.
Sama czuję się głęboko zakłopotana, kiedy zamiast po prostu napisać Zosia, Krysia, Janek – ludzie, są tymi, którymi się czują i nikomu nic do tego – często muszę jakoś zaznaczyć korzenie rodzinne.
Wynika to z tego, że ludzie często odkrywają swoją żydowskość lub wychodzą z cienia po latach, została garstka i muszą, poczuwają się do odbudowania więzi, historii, wykrzyczenia krzywdy, przywrócenia pamięci. Podkreślają jakoś tę swoją odrębność. To wszystko jest bardzo świeże, bolesne, łatwo urazić niechcący.
Często sami z dumą podkreślają żydowskie pochodzenie różnych wybitnych postaci.
Ja się uczę, że to jest normalne słowo, nie obelga, bo w takim kontekście było i jest przez hołotę używane.
Więc to nie jest takie proste, Babilasie.
Może Dora coś dorzuci.
Bo ja wiem, Siódemko… Kilka innych przykładów.
Elias Canetti to według angielskiej wikipedii German language author, born in Ruse, Bulgaria, and later a British citizen. Polska wikipedia opisuje go tak: austriacki pisarz żydowskiego pochodzenia.
Jeśli chodzi o Roberta Stillera, to dla redaktorów angielskiej wiki był to Polish polyglot, writer, poet, translator and editor. Polska wikipedia w pierwszym zdaniu biografii informuje konfidencjalnie: Urodził się w rodzinie polskich Żydów.
Szaloma Asza angielska wikipedia definiuje tak: Polish-Jewish novelist, dramatist, and essayist in the Yiddish language who settled in the United States.. Ale redaktorzy naszej wikipedii wiedzą lepiej, że z Polską nie miał nic wspólnego: żydowski prozaik, dramaturg i eseista piszący w języku jidysz.
I tak dalej. A im dalej, tym smutniej.
Dzień dobry 🙂
kawa
Szalom Asz po francusku: „Shalom Ash (1880-1957) est un écrivain et journaliste yiddish, né en Pologne dans une famille juive traditionnelle”.
Co kraj to obyczaj, można powiedzieć, ale sprawa jest oczywiście mocno drażliwa. W polskiej wiki jest kategoria „Polscy Żydzi”, we francuskiej odpowiednika nie ma. W polskiej Wiki jest tu przywołana kategoria „Odznaczeni Orderem Odrodzenia Polski”. Polonia Restituta była ponoć osobistą decyzją Piłsudskiego. Przyjęcie orderu spotkało się z falą krytyki w kontekście rosnącego w Polsce antysemityzmu. Ale Asz był krytykowany z wszystkich możliwych stron. Posądzano go o postawę antychrześcijańską i o prowokowanie swoją twórczością do konwersji na chrześcijaństwo. Także o antysemityzm. Chyba wszystko, co pisał, było bardzo żydowskie niezależnie od języka oryginału. Zresztą „Apostoł” wydany w tłumaczeniu na angielski ponoć nigdy nie ukazał się w oryginale. Antysemityzm wyrażany ustami Św. Pawła niektórzy przypisywali autorowi, co wydaje się absurdalne. Gdy pisał, fala antysemityzmu musiała mocno oddziaływać na wrażliwość pisarza. Ja go świetnie rozumiem, bo np. teraz pytany o różne zjawiska w Polsce odpowiadam (ale tylko naszym obywatelom) w stylu najgorszej propagandy PiS w przekonaniu, że rozumieją sprowadzanie sprawy do absurdu. Okazuje się jednak, że nie zawsze rozumieją.
Historia z musaką przypomina trochę niektóre dowcipy Aloszy Awdiejewa. Pomyślane świetnie. Można jeszcze pozostałość przełożyć na kolejny talerz i znów podzielić na pół. Szczupak nadziewany gęsiną jest na pewno potrawą postną, bo kto zagląda do środka? Ja też poszczę w piątki i jest mi z tym dobrze, ale jak są problemy, nie daję po sobie poznać i zjadam mięso z apetytem. Ostatnio była taka okazja, gdy Ukochana przez pomyłkę ugotowała kupne pierogi nie sprawdzając zawartości (na ogół nie kupujemy z mięsem, bo rzadko bywają dobre). Okazały się z mięsem. Zjedliśmy ze smakiem. Premier chyba więcej złego zrobił przykrością sprawioną gospodarzom niż zarobił zasług. Czy Igor Janke opisał prawdziwą historię, czy ją zmyślił, nie wiem. Raczej skłaniam się do zmyślenia, bo widok biesiadnika ogryzającego pierogi wydaje mi się mało elegancki. Ze starych anegdot o żarłocznych arystokratach przypomina mi się taka, w której bohater pyta spowiednika, czy zjedzenie w Wielki Piątek szynki, która pozostała w zębach, jest grzechem. Uzyskawszy odpowiedź przeczącą położył się spać z wielkim kawałem szynki w zębach i następnego ranka ją spożył. To taki katolicki odpowiednik podróżowania w szabas na butelce wody.
Wróciłem wczoraj z pracy, gdy Morawiecki wygłaszał. Natychmiast zmieniłem kanał na „Biuro szpiegów”. Potem jednak oglądałem dyskusje. TVN24 cały czas nadawała drugi obraz spod Senatu. Działania policji wydawały mi się brutalniejsze niż zwykle. Jest taka scenka w „Uchu Prezesa”, gdy Piotrowicz wspomina stare, słusznie minione, czasy mówiąc coś w rodzaju „gdy nasze chłopaki, tzn. chciałem powiedzieć: ci bandyci, ustawili się w ścieżkę zdrowia i pałą, i pałą, i pałą… Te czasy już szczęśliwie nie wrócę, ale jakby tak…”. Po wczorajszym obawiam, że wrócą szybciej, niż komukolwiek się wydaje.
Kawa pyszna, bo bardzo lubię Chagalla. Znacznie lepiej do mnie przemawia niż Frida Kahlo. We Fridzie coś mi przeszkadza. Nie umiem tego zdefiniować, ale te negatywne odczucia są podobne do tych, które odczuwam przy Gauguinie, chociaż niektóre obrazy Gauguina nauczyłem się lubić.
I Chagall, i Frida zostali okropnie zbanalizowani. Chagall ponadto bardzo dlugo zyl i bardzo duzo naprodukowal. Obrazow Fridy jest duzo mniej.
Siedze na dworcu. Pociag do Gdanska opozniony ponad godzine. Wrrr…
Co do problemu podniesionego przez babilasa, to mysle, ze mowic o czyjejs zydowskosci wrecz nalezy, jesli jest dla tego kogos wazna.
To prawda, że Chagalla zbanalizowano, ale przemawia do mnie. Wywołuje jakąś głęboką nostalgię. Do tego poczucie czegoś bardzo ulotnego, co udało się w obrazie zamknąć. Podobne odczucia mam przy obrazkach Nikifora, chociaż wcale nie wynikają one z prymitywizmu, tylko właśnie z umiejętności zamknięcia w obrazku głębokich odczuć. Być może jest to bardzo indywidualny odbiór wynikający z podobnych tęsknot do rzeczy już minionych. Ale to chyba ma każdy. Obrazy Nikifora też się wydają banalne. Uliczki z domkami szeregowymi. Niby nic, ale oglądając czuję, jak wiele się kryje za tymi ścianami. I czuję, że jest to świat miniony. Nie wiem, dlaczego.
Ten świat miniony to między innymi także Romowie, których w moim dzieciństwie nazywano inaczej. Jako dziecko bywałem straszony, że porywają dzieci i mnie również mogą porwać. Rodzice raczej tłumaczyli, że to ludzie, którym żyje się o wiele ciężej niż nam. Gdy miałem okazję, o którą było wtedy łatwo, podglądałem, co dzieje się w taborach. Wieczorami naprawdę zdarzały się tańce ii śpiewy przy ogniskach. Potem w Polsce zakazano wędrówek taborowych i zmuszono do osiadłego życia. Ale w innych krajach jeszcze w latach 80-tych widywałem tabory caravaningowe z mercedesami zatrzymujące się na płatnych campingach. Tego już nikt nie mógł zabronić. Na Węgrzech, które bardzo polubiłem, ze zdumieniem spotkałem się z jawną nienawiścią do Romów ze strony ludzi wykształconych i poważanych.
To powróćmy na chwilę do świata obecnego, brrr. Oto napis wykuty na nowym Pomniku Nieznanego Żołnierza w Lublinie:
„Przechodniu uchyl czoła ku czci bochatera poległego za Polskę”.
A gdzie przecinek po 'przechodniu’, ja siem zapytywam 😉
Uchylic to se mozna kapelutek 😈
Znalazłem stronę, na której władze Lublina apelują o uwagi na temat projektu pomnika. Jest też projekt napisu: „Przechodniu, uchyl czoła ku czci bohatera poległego za Polskę”. Widać, że zamysł był prawidłowy, tylko w wykonaniu coś poszło nie tak.
https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcQntKFEdZcCAwkGDAMJwQhyVio-298U1JBFmvkrv0vf4InGQQ8Lyg
ważna petycja Naszej Demokracji
https://naszademokracja.pl/petitions/nie-dla-systematycznego-zakazywania-pokojowych-legalnych-demonstracji
puście też do znajomych
Uchylenie jeszcze dałoby się jakoś obronić (to dawniej spotykany frazeologizm – choć jednak 'pochylenie’ czy 'schylenie’ w naszych czasach brzmi rzeczywiście lepiej); ale chylić czoło (czoła) można tylko przed kimś (czymś), nie zaś ku czemuś.
W tym zdaniu, Stanisławie, błędny jest więc nie tylko 'bochater’ – który najwyraźniej jest osobistym wkładem pana kamieniarza 😉
Dodam, że tutejszy zegar wciąż śpieszy się o całe trzy minuty 🙂
Nie wiem, czy ktoś zna ten film – ja tylko z opowiadania znajomego – à propos prac kamieniarskich.
Ma być otwarta nowa szkoła i w pośpiechu wykonywana jest kamienna tablica – PUBLIC SCHOOL – i kiedy tablica już jest prawie gotowa, odłamuje się narożnik i trzeba wszystko zacząć od nowa. Inne wątki filmu toczą się dalej, tymczasem tablica jest wykuwana i znowu pęka tuż przed zakończeniem pracy. Termin otwarcia już już, ale jeszcze może uda się zdążyć – i rzeczywiście, ze szczególną ostrożnością wykuwanie napisu zostaje doprowadzone do końca, tablica wmurowana. Uff.
Dzień otwarcia, uroczyste odsłonięcie tablicy. Napisane jest na niej: PUBIC SCHOOL. (patrz tłumaczenie).
Też widzę różnicę z czasem komputera, ale tego w WP nie ma jak ręcznie skorygować 🙂
Co do żydowskości, absolutnie się zgadzam, że należy pozwolić ludziom być tym, kim chcą – dotyczy to etni, płci, wymowy nazwiska i wielu jeszcze innych rzeczy – tylko dziwi mnie, że taki Canetti, Stiller, Sperber i inni zostawili sprzeczne w tym względzie instrukcje redaktorom polskiej i angielskiej wikipedii.
Polska wikipedia ma zresztą pewną inna, irytującą idiosynkrazję. Zaraz pokażę, o co chodzi, kilka przykładowych wpisów:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Bogusz_Bilewski
https://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Batory
https://pl.wikipedia.org/wiki/Mieczys%C5%82aw_Czechowicz
https://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Chyli%C5%84ski
https://pl.wikipedia.org/wiki/Edmund_Fetting
I tysiące innych. Jaki walor ilustracyjny ma (w kontekście artykułu biograficznego) zdjęcie nagrobka? Ostateczny dowód na to, że nie żyje? Wykazanie zamożności i hojności (czy też wręcz przeciwnie) rodziny? Rozumiem, że to kwestia praw autorskich do zdjęć, ale przecież można znaleźć fotografie zrobione za życia, co do których prawa autorskie wygasły.
🙂
A co do napisów – obawiam się, że trzeba się będzie przyzwyczaić do prawicowej ortografii, gramatyki i styliska (zamiast stylu). Czekam jeszcze na spacje przed przecinkami. Im szybciej przywykniemy, tym mniej bolesne to dla nas będzie.
W kwestii „wkładu własnego” wykonawcy (bądź niezrozumienia instrukcji), tutaj taki zabawny przykład „śpiewania didaskaliami” (Berlin Charlottenburg, listopad tego roku).
do prawicowej ortografii, gramatyki i interpunkcji już się przyzwyczaiłem. Do styliska jestem przyzwyczajony od wczesnej młodości. Wtedy nazywała się marksowska albo socjalistyczna.
Do kłonicy też przywykniemy?
Tak, mnie to też razi, Babilasie.
Ale Wiki ma miliony redaktorów. Może uważają, że jak nie mają dostatecznie dobrych zdjęć żywych, to chociaż nagrobek dadzą.
Owszem, na stronach znanych osób, powiedziałabym wielbionych publicznie, są często zdjęcia grobów obok całego mnóstwa innych dotyczących życia, rodziny i twórczości. Groby te są zresztą w wielu przypadkach dziełem sztuki licznie nawiedzanym.
Tu, zwłaszcza te pokazane przez Ciebie, nieciekawe i smutne.
Może trzeba pododawać na tych stronach trochę życia i zdjęć.
To dotyczy nie tylko aktorów. Obcokrajowców polska wiki tak nie nagrobkuje.
Może to echo nieszczęsnego „Na mogiłę” Orzeszkowej?
DF, reportaż o ośrodku deportacyjnym w W. Brytanii.
„Robert: – Niby jestem tu za domestic, czyli przemoc domową, ale tak naprawdę za głupotę. Miałem dziewczynę, Szkotkę. Powiedziałem jej tylko: „Shut the fuck up”, i złapałem za gardło. W Polsce nie byłoby sprawy. A tu sąsiedzi donieśli, no i trafiłem do sądu, musiałem meldować się na posterunku. I przez przypadek nie dotarłem raz. Przez to mnie tu wzięli.”
Tak, w Polsce nie byłoby sprawy.
Do kłonicy może nie musimy, ale do pały policyjnej będzie trzeba.
Dzisiaj o wolności i suwerenności mówią ludzie, których chronią barierki i służby.
Kiedyś ci, którzy mówili o wolności i solidarności musieli się przed służbami ukrywać i trafiali do więzień.
Taki paradoks.
Jakby mnie nie było przez dwa-trzy dni – oglądam drugi sezon „The Crown”, co zresztą polecam PT Wszystkim.
Całymi dniami i nocami, Babilasie?
„Wyspałeś się już?” Wałęsy jest pyszne 😀
Wracając do Canettiego – ani angielskojęzyczna, ani polska Wiki nie opisuje właściwie fenomenu tego pisarza. Był on Żydem sefardyjskim po prostu, czy mieszkał w Bułgarii, czy w Austrii, czy w Szwajcarii, czy w Wielkiej Brytanii. Że w ten sposób się identyfikował, można wyczytać choćby z jego książek wspomnieniowych. Podkreślał również właśnie swoją sefardyjskość, zresztą nawet barwnie opisywał odczucie wyższości, jakie miała jego sefardyjska rodzina i otoczenie z czasów bałkańskiego dzieciństwa, nad Aszkenazyjczykami.
Jak łatwo zrobić fake news z sondażu 👿
https://oko.press/fakt-pis-50-procent-demokraci-zalamani-a-naprawde-415-proc/
Doro, oni policzą głosy. Nie cofną się przed niczym. Nie mam złudzeń.
I co, Babilasie, też współczujesz ciężkiej doli królowej Imperium?
100 ml. funtów na 20 odcinków? Nieźle. 🙂
Haneczko, spokojnie, damy radę.
Tak trzeba będzie głosować
https://photos.app.goo.gl/MD83zhAEnQLFger03
Nie, no, Siódemko, nie współczuję. Ani się nie utożsamiam – nie jestem Ty-już-wiesz-kim. Przyzwoicie zrobiony serial, musi co bardzo niedaleko od faktów.
Dniami pracuję, nocami śpię, haneczko. Oglądam pomiędzy. Plan jest dwa-trzy odcinki dziennie.
Trzeba będzie, jak za komuny wchodzić w skład komisji gdzie się da i pilnować.
Dzień dobry 🙂
kawa
Ja bym kojarzył fake newsy z perspektywą liczenia głosów. W końcu wyniki w jakimś stopniu powinny się pokrywać z sondażami. Powinniśmy więc mieć sondaże coraz lepsze dla PiS. Pewnie w bliskiej perspektywie zostaną wprowadzone koncesje na badania opinii publicznej i niektóre sondażownie stracą uprawnienia.
Mam wrażenie, że ten głos będzie nieważny, ponieważ został oddany na wszystkich kandydatów. W kratce może się przecinać nieskończenie wielka liczba kresek, więc kratka całkowicie zamazana może być interpretowana jako głos „za”. Alleluja i do przodu.
Przecież mądrale mówili, że człowiek ma prawo poprawić pomyłkę, jeżeli źle postawił krzyżyk.
To jest dostosowanie głosowania do tych wywodów.
Czy dopisywanie uwag unieważnia głosowanie?
Byłoby obroną przed praktykami poprawiania dopisywanie na kogo się głosowało.
Zdaje się, że dopisywanie uwag może być tolerowane, ale chyba nie ma wpływu na decyzję o tym, na kogo został oddany głos. Teoretycznie ma to utrudnić fałszowanie wyborów poprzez robienie dopisków.
Jakby komuś coś dolegało, to zaraz mu przejdzie 🙂
https://www.facebook.com/ZdrowaPolska/videos/1841439369411790/
Ten pan tak cały czas werbalnie po Orlej Perci próbuje się przemieszczać?
A umiejętności raczej na Górę Kalwarię.
Mnie dolegało, ale przeszło.
Dzień dobry.
pewnie przez chodzenie do Świątyń Progu NMP pomieszało się z inwokacją.
W Krakowie pod sądem zebrał się wcale spory tłum… Dość gęstym sznurem ludzi otoczyliśmy cały budynek.
Morawiecki:
„W rozsądny sposób trzeba naszym paniom, naszym żonom pomagać w miejscu pracy i w życiu codziennym”.
Słusznie. Temu panu pomóc już nie można.
Dzień dobry 🙂
kawa
Bardzo mi się podoba nowe prawo wyborcze i sposób jego przygotowania. Widać głęboką mądrość rabinacką. Najpierw w projekcie umieszczono 400 kóz, potem 300 kóz wycofano i dodano tylko jednego niedźwiedzia.
Dzień dobry.
Z cyklu „Nowe kolędy polskie”.
https://www.youtube.com/watch?v=loH8Cm3fsDw&feature=share
Nie podobał mi się ten pomysł z kolędą, ba, złapałam się za głowę i nawet lekko spanikowałam, kiedy przedwczoraj trafił mi do rąk jej tekst, ale skoro decyzja zapadła… Słyszycie bębny w tle? To Spółdzielnia Hałasu. Wzięłam w niej wczoraj zastępstwo i zawzięcie broniłam jej dobrego imienia: podczas gdy członkowie Spółdzielni grali jak banda zawodowców, ja uczciwie robiłam hałas. Ale nie dałam rady – zagłuszyli mnie. Hałasowaliśmy pod PADem, w czasie przemarszu, pod Senatem – pod Sejmem już nie miałam siły. Dzisiaj czuję się, jakby mi miały wyrosnąć skrzydła – boli mnie każdy mięsień, od barków, po końce palców. Nie będą to raczej skrzydła anielskie…
Co do mojej tezy, że „należy pozwolić ludziom być tym, kim chcą – dotyczy to etni, płci, wymowy nazwiska i wielu jeszcze innych rzeczy” – mimo wszystko mnie trochę [tu wstawić właściwy czasownik, na ten moment chyba najbardziej „śmieszy”] Szczepan Twardoch piszący do mnie po polsku, że Polakiem nie jest, nie czuje się Polakiem, co więcej: mówi w imieniu 300 tysięcy podobnych sobie nie-Polaków. Good riddance, jak mawiają za kanałem La Manche.
Świadomie pomijam tutaj moją opinię o pisarstwie Twardocha. Chodzi tutaj tylko o powyższą deklarację.
To jest nas dwoje, Babilasie. Czytałam wczoraj i mnie rozbawiło.
A dlaczego nie można powiedzieć po polsku, że się nie jest Polakiem? 😯
Obgryzacz Pierogów zamiast brukselskich salonów woli nadal obgryzać pierogi w swojej partii – czy ktoś jeszcze miał złudzenia na temat roli i formatu tej postaci?
http://natemat.pl/225413,szczyt-szczytem-ale-partyjna-wigilia-wazniejsza-premier-morawiecki-skraca-pobyt-w-brukseli-z-powodu-partyjnego-oplatka
Trafiłam na Fb na armię bębniarzy wśród „garstki” ludzi idących pod Senat.Super!!!
U nas początkowo bęben był jeden. Wczoraj były dwa.
Rozglądam się za czymś z demobilu.
Można, Doro, ale on to robi z takim fanfarowym zadęciem.
Było nas prawie 30 osób. Kolega ze Spółdzielni kilka dni temu zachęcał wszystkich, żeby przyszli pod Senat z drewnianą łyżką i plastikowym kontenerem. Nie miałam kontenera, wzięłam metalową puszkę. Zupełnie zabrakło mi wyobraźni: łyżkę złamałam w pół godziny, bębniarze dali mi pałeczkę, ale po kolejnej pół godzinie, może godzinie, musiałam się poddać, bo stłukłam puszkę na miazgę. Wczoraj tłukłam w taki dzwonek: http://mytune.pl/data/gfx/pictures/medium/5/4/1545_1.jpg Mar-Jo, konieczne są dobre słuchawki albo choć stopery!
Nie kontenerem, tylko pojemnikiem. Przepraszam, trochę dziś jestem nie w formie.
Ja niezbyt pilnie śledzę wypowiedzi Twardocha, Pani Kierowniczko, ale ulegam mocnemu wrażeniu, że te jego deklaracje o stanowczym byciu nie-Polakiem, to względnie świeża sprawa. Cóż, pisarze mają – w porównaniu z taką Dodą czy innym Dudą – pod górkę, i na różne, mniej lub bardziej marketingowe sposoby muszą podsycać zainteresowanie swoją osobą, więc dobrze, niech będzie i Inuit, jak tak chce. Książki od zawsze pisze po polsku, od zawsze publikuje w Polsce, od zawsze funkcjonuje w polskim obiegu kulturowym, ale dobrze: Inuit.
Iżby jeszcze pozostać na chwilę przy temacie Szczepana Twardocha, pozwolę sobie na zacytowanie pewnej copypasty. Copypasty są relatywnie nowymi formami literackimi, pionierem których w polskim internecie jest autor używający pseudonimu Malcolm XD. Copypasty niestety w obiegu internetowym tracą łatwo atrybucję, więc nie wiem, czyje to. Wiem jedno, autor był mistrzem klawiatury. Voila!
—
Skoro tak lubicie czytać o robieniu siary za granicą, to posłuchajcie mojej historii. Zamiast iść na inżyniera czy socjologa zrobiłem coś oryginalnego i ukończyłem filologię włoską. A że w używaniu włoskiego wykazałem się niezłym talentem i oczytaniem udało mi się zostać całkiem wziętym tłumaczem.
Tłumaczyłem najróżniejsze teksty dla najróżniejszych ludzi – od instrukcji i informacji prasowych po literaturę piękną. Pech chciał, że któregoś razu podpisałem umowę o tłumaczenie książek niejakiego Szczepana Twardocha. Wiedziałem tylko, że to jakiś pisarz fantasy, co już uraziło wydawcę, który wycedził przez zęby „Pan Szczepan to ktoś znacznie większy”.
Mnie Twardoch nie zachwycił, no ale umowa to umowa, więc siedziałem na tyłku przez kilka miesięcy tłumacząc te jego smuty na piękny język Dantego. Męcząca robota, nadzorował mnie nie tylko wydawca, ale i sam pisarz. Musiałem pielgrzymować do tych jego Pilchowic, siedzieć przy dziwnym kamiennym biurku i wysłuchiwać pytań czy stawianie rodzajników określonych lub nieokreślonych wpłynie na odbiór książki. Pisarze mają swoje dziwactwa, u niego te kamienne biurko i taborety, myślałem, że wilka dostanę od tych kamieni.
Skończyłem swą pracę tłumacza i byłby spokój jak z wieloma innymi dziełami. Już miałem zabierać się za tłumaczenie Dehnela, ale okazało się, że czegoś nie doczytałem w umowie z Twardochem. Tłumaczenie to było jedno, a teraz musiałem lecieć do Włoch, żeby służyć Twardochowi za tłumacza dla tamtejszych wydawców. No to chcąc nie chcąc poleciałem z Twardochem do Rzymu.
Rzym jak Rzym, wielki świat, ja byłem przyzwyczajony, bo tryliard wycieczek tam, Erasmus i Sokrates, ale Twardoch chodził z komentarzami „Jakie wielkie miyjsce” „Jak o tym łosprawię w domu”, „Tak tu ciepło, że oni wyngla nie muszą używać”. Irytował mnie tymi śląskimi wtrętami, musiałem mu jeszcze pokazywać wszystkie najważniejsze zabytki i ulice.
Najgorzej jednak było na wieczorze z wydawcą, którym był Giuseppe, taki poważny, gruby Włoch, ojciec chrzestny z wąsikiem. Ten zaprosił nas na kolację do swojej rezydencji. Wchodzę z Twardochem, a tam lokaj nas prowadzi do salonu, jest Giuseppe, jego równie gruba żona i dzieci i goście: jakiś włoski profesor, polityk i jeszcze prałat do tego. No i nam podają te swoje makarony, bruschetty i secondi piatti i ja ich bawię rozmową, a Szczepan milczy i się wstydzi, bo ze swoją śląską gwarą już nic nie może, nie ma Hansa, co by mógł go zagadać tymi niemieckimi brzmieniami, a mnie to bawi, bo zawsze bardziej cenię sobie narody romańskie z ich kulturą nad tych niemieckich piwoszy i ich folksdojczów. No i pisarz milczy, nudzi się i pije wino, bo co ma robić, a od tego picia nakręca się coraz bardziej.
W końcu, po wstępnych grzecznościach przedstawiam bohatera wydarzenia:
– Questo e Stefano Duro, l’autore magnifico di eterno grunwaldo, dracho e morfino, il grande scrittore polacco…
Na to Twardoch, który zdążył się wstawić, wali kieliszkiem w stół, jakby trzymał śląski kufel od piwa i krzyczy:
– Silesia! Ślónzok jezdem!
Włosi w śmiech, ja mówię do pisarza człowieku nie rób siary, bo to Rzym, tu panowali cesarze, a ty co, może zaraz węglem zaczniesz handlować. Niepotrzebnie to powiedziałem, bo ten nagle wyjął bryłkę węgla z marynarki, położył na stół obok kieliszka i krzyknął:
– Wungiel nasz znak! My fedrujem i rychtujem do pieca!
Niestety bryłka węgla została położona na obrusie włoskiej arystokracji za 9000 euro i nie spodobało się to gospodyni, która zaczęła typowo włoską głośną tyradę o nieobyczajnych Polakach.
Powiedziałem, że ja jestem jak najbardziej obyczajny, a skoro ten obok mnie wypiera się polskości, to jest Ślązakiem i niech się ze Ślązakami wstydzi za tą siarę z węglem. Twardoch nie wytrzymał, przewrócił kieliszek, wstał i zaczął tyradę o wielkim Śląsku od morza do morza, autonomii śląskiej i że mną gardzi i zrywa umowę, bo chce tłumacza śląsko-włoskiego, a nie jakiegoś gorola. Nie rozumiał też, co mówią Włosi i ubzdurał sobie, że krytykują koncepcję wolnego Śląska, więc zaczął na nich krzyczeć mieszanką polskiego i niemieckiego. Włosi usłyszeli niemiecki, to im się skojarzyła Merkel, co przypomniało im, że siedzą u Niemców w kieszeni i zrobiło się nieprzyjemnie. Ukryłem twarz w dłoniach, bo siara jak nigdy, gdy nagle usłyszałem spokojny polski głos:
– Przepraszam państwa bardzo, cóż to za kłótnie przy alkoholu?
Patrzę, a to Aleksander Kwaśniewski, nie wiem skąd się tam wziął, on tylko że zawsze wspierał polską kulturę i pisarzy, nawet Twardocha zatkało i nie poprawił, że śląskich. Kwaśniewski opowiedział dowcip płynną włoszczyzną, czym rozładował napięcie w towarzystwie. Następnie były prezydent wziął kieliszek wina, upił trochę, ale skrzywił się i znów pięknym włoskim powiedział, że państwo wybaczą, ale on ma lepszą propozycję. Wziął taką aktówkę i wyjął z niej cztery czyste i powiedział, że on każdego nauczy tego pić i Włocha, i Ślązaka, i Polaka, bo on był prezydentem wszystkich ludzi i nadal umie prowadzić ludzi w dobrym kierunku.
Także siedzieliśmy i piliśmy, a później film mi się urwał. Obudziłem się rano na kacu na kanapie w rezydencji, pytam gdzie Twardoch z Kwaśniewskim i lokaj mi powiedział, że poszli pić na miasto i już nie wrócili. Rozejrzałem się i zobaczyłem przewrócony stół, porozrzucane i połamane krzesła oraz potłuczone kieliszki. W takiej sytuacji wolałem nie szukać gospodarza, nie było też co kontynuować negocjacji i uznałem, że moja praca została wykonana. Z bolącą głową udałem się na lotnisko i odleciałem jeszcze tego samego dnia.
Od tej pory tłumaczę już tylko instrukcje pralek.
Elias Canetti:
Tak długo nadstawiał drugi policzek, aż mu na nim powiesili order…
Nie zawetuje…
Jest apel Redakcji OKO.press do M. Morawieckiego.
Chyba trzeba podpisać
https://naszademokracja.pl/petitions/zatrzymac-atak-na-tvn-apel-do-premiera-morawieckiego-o-zapewnienie-wolnosci-mediow
Babilasie, naprawdę wierzysz w takie wydarzenie?
Do tego pana nie będę apelowała.
Panie Babilas? To był sen?
Oni chcą nas wyprowadzić z Unii.
@ eva47
Ja myślę, ze raczej literatura. Satyryczna.
Też nie przepadam za Twardochem jako za osobą, dodam.
Morfina bardzo dobra. Wieczny Grunwald nie do przebrnięcia. Młode dały radę, ale one młode.
A ja Twardocha rozumiem, choć nie podzielam jego rozumowania. Nie mogę, korzenie z ostatnich 180 lat to Sybir i Wileńszczyzna, wcześniej kieleckie i wielkopolskie. Ale gdybym był Kaszubą lub Ślązakiem, mógłbym rozumowanie Twardocha przyjąć za własne patrząc na to co się w Polsce wyprawia i na słupki poparcia dla PiS. To tylko przypuszczenie, bo nikt nie wie, jak naprawdę zachowa się w określonej sytuacji.
Rok temu spróbowałem „Króla” (zresztą podarowanego), ale mnie jakoś nie wciągnął. Nawet chciałem potem przekazać dar w godniejsze ręce, lecz akurat wszyscy mieli (jeśli nawet nie wszyscy w hardbacku 😉 ). To już teraz przynajmniej rozumiem, jak się mogło rozejść – podobno – te sto tysięcy egzemplarzy.
Gienij nie gienij, z Paszportem czy bez – czuję, że to jednak nie to – choćby sprzedano i milion 🙁
Dla mnie tekst przytoczony przez Babilasa i wpis Janke to ten sam gatunek literacki.
Satyra na pewno, ale mało śmieszna.
Trudno, Siódemko, nie wszystko wszystkich śmieszy w jednakowym stopniu. Nota bene, przy filmach jest łatwiej, bo odpowiednio opisane (fabularny, dokumentalny) – nie wiedziałem, że i teksty literackie trzeba podobnymi etykietami oznaczać. No ale cóż, czasy się zmieniają…
Swoją drogą, Twardoch czas jakiś temu został „ambasadorem marki Mercedes-Benz”, co wiązało się z tym, że w zamian za twarz i nazwisko dostał do użytkowania dość luksusowy samochód z salonu. No i pierwszym efektem tegoż kontraktu było to, że pisarz uzyskał mocny argument wobec krytyków i kolegów po piórze – coś w rodzaju: 'krytykujesz mnie, bo zazdrościsz mi samochodu, na który nie będzie cię nigdy stać’. Ja wiem, że nie należy nigdy mieszać etyki z poetyką, ale to był ten moment, w którym uznałem, że dość się już naczytałem Twardocha. Zresztą już z 'Drachem’ miałem mocno pod górkę.
[na użytek tych, którzy nie odróżniają: wszystko na serio]
Oj, Babilasie, słusznie mnie karcisz, ale ogólnie mało mi do śmiechu i w tych odwróconych sensach słów, już sama nie wiem, kto serio, a kto żartem.
Może władzunia też z krotochwilności takie rzeczy wygaduje i czyni.
No dobrze.
Zachęciłeś nas do oglądania serialu, więc obejrzałam na razie 3 pierwsze odcinki pierwszego sezonu.
Trzeba powtórzyć banalną prawdę, że wiedzą jak robić interesujące filmy.
Zastanawia mnie, czemu ludność tak gorąco przyjmowała – jeżeli to prawda – swojego byłego króla Edwarda VIII.
Kupili bajkę o szaleńczej miłości do pani Simpson?
Duke of Windsor (dawniejszy Edward VIII) powraca (w pewnej retrospektywie) w szóstym odcinku drugiej serii. Edward VIII (wówczas Prince of Wales) cieszył się pewną popularnością wśród ludu za młodu – dużo podróżował, zarówno po kraju, jak i po świecie, spotykał się z ludźmi, pozował do zdjęć i ogólnie miał opinię przystępnego luzaka. Skracał dystans, lekce sobie ważył wymogi protokolarne, chętnie korzystał z różnych nowinek cywilizacyjnych.
Dwór i rodzinę coraz bardziej martwiły jednak liczne romanse i hulaszczy tryb życia. Jak podaje biograf ówczesnego premiera Baldwina, Jerzy V (ojciec) miał się wyrazić w prywatnej rozmowie, że nie daje swojemu następcy więcej niż dwanaście miesięcy rządów (jak się okazało, pomylił się tylko o kilka tygodni). Tommy Lacelles długoletni prywatny sekretarz kilku pokoleń brytyjskich monarchów (od Jerzego V do Elżbiety II) w swoich wspomnieniach nie szczędzi gorzkich słów ówczesnemu następcy tronu (“jeśli chodzi o rozwój umysłowy, moralny i estetyczny, pozostał na poziomie siedemnastolatka”).
Opinia publiczna nie kupiła historii o szaleńczej miłości – uważano raczej, że jest to niepoważne, niegodne monarchy zachowanie i zupełnie niestosowne w ówczesnej sytuacji międzynarodowej. Edward VIII odchodził w niesławie i – wbrew własnym wyobrażeniom – nie zostawił wielu przyjaciół i zwolenników ani na dworze, ani w kręgach politycznych, ani nawet wśród zwykłych Brytyjczyków. Jego sympatie proniemieckie, dwuznaczna przyjaźń z Ribbentropem (ówczesnym ambasadorem III Rzeszy w Londynie), i – delikatnie mówiąc – flirt z hitleryzmem ujawnione zostały znacznie później i dały asumpt współczesnym historykom do podejrzeń, że cała sprawa pani Simpson była tylko wygodnym pretekstem do pozbycia się króla-kryptonazisty. Niesłusznie: perspektywa ślubu monarchy z dwukrotną rozwódką była w latach 30 ubiegłego wieku na tyle skandalizująca, że sama w sobie wystarczała do wymuszenia abdykacji.
Pisze się, że ta perspektywa (ślubu) została wymyślona, żeby przykryć prawdziwy powód abdykacji, tzn. plany połączenia sił z Hitlerem i kompromitacji dynastii.
W GB było sporo zwolenników hitlerowskich Niemiec.
Nawet w kilku kryminałach Agathy Christie występują silne spiskujące grupy wewnątrz Anglii w arystokratycznych kręgach, z którymi główni bohaterowie toczą walkę.
W tych odcinkach, które obejrzałam, ludność szaleje na widok tego jegomościa.
Szalejąca ludność jest efektowna. Tej nieszalejącej się nie pokazuje. To tak na marginesie.
Pozdrowienia z Gdańska!
https://pl-pl.facebook.com/patryk.raczkowski.52/videos/1919186998106218/?fref=mentions
Od czasu do czasu (po kilku minutach) mnie tam widać, a nawet słychać, kiedy śpiewamy kolędę 😉
Dzień dobry.
Kawa dzisiaj jakaś gorzka.
Panią Kierowniczkę słychać!
W domu leci z każdego kąta:
„…ale te dudy
nie były Dudy…”
Doro, w pierwszym szeregu, dawałaś z siebie wszystko 😀
Dzień dobry,
Skończyłem wczoraj wieczorem drugą serię „The Crown”. Teraz zabieram się za oglądanie „Christopher and His Kind” (BBC 2011), poleconego mi w dość tajemniczy sposób (’prequel i sequel do filmu „Cabaret”). Na pierwszy rzut oka bardzo wciągające.
No musiałam odrobić za moją nieobecność pod Pałacem 😉
Spotkałam tam dziewczynę z gdańskiej orkiestry operowej, która ma mocny głos i tak razem czadu dawałyśmy 🙂
Aż w gazetach o naszej kolędzie napisali… Pod pomnikiem już tak wesoło nie było, tylko wiadome okrzyki, ale tam już nie dotarłam, koncertowe obowiązki wzywały.
Gdańsk, wspierany przez gości, rzeczywiście dał czadu. 🙂
Muszę na siebie uważać.
Czuję, że zaczyna rosnąć we mnie niedobre, że zaczynam karmić nie tego wilka. Oni tego chcą. Nie mogę na to pozwolić.
Haneczko, w punkt. Powinniśmy uważać. Byłam wczoraj, w rocznicę zamordowania prezydenta Narutowicza, pod Zachętą. Była nas tam garstka. We wczorajszych przemówieniach najważniejsze były dla mnie wezwania do refleksji nad naszym własnym zachowaniem. Domagamy się akceptacji dla różnorodności, poszanowania godności każdego człowieka, tej godności, o której mówi Konstytucja – a jak tam z naszą tolerancją, z naszym szacunkiem dla ludzi o innych poglądach? Piętnujemy agresywny język, a czy wystarczająco dbamy o język, jakim się sami posługujemy? Krzyczymy, że „Solidarność naszą bronią” – i jest to piękne hasło – ale z jakiego materiału jest nasza solidarność, czy nam się ta broń nie skruszy w rękach przy pierwszym starciu?
U mnie to bierze się z bezsilności.
Czy oni tego chcą, haneczko? Nie myślę, oni się sami nabuzowywują i o to im przede wszystkim chodzi. A także o tym większy kontrast: my mamy skrupuły, więc w ich oczach jesteśmy bezbronne niedojdy (patrz: ciamajdan). Oni nie mają skrupułów, więc zrobią wszystko, co tylko im do pustych łepetyn wpadnie. Jak to lubią pisać gazety z „Wyborczą” włącznie: idą jak burza. Jak powstrzymać burzę paradując w białych rękawiczkach? Hm.
A ja jeszcze chciałem Wam polecić niedawno przeczytany zbiór reportaży „Księżyc z peweksu. O luksusie w PRL” Aleksandy Boćkowskiej. Jako „pamiętający” patrzę z pewną sympatią na polski nurt literatury „ostalgicznej” (od niemieckiego „Ostalgie” – tęsknota za DDR), zwłaszcza że twórcom udaje się odkrywać coraz nowe aspekty i perspektywy. Był już „Gejrel” Tomasika, „Wniebowzięte” Sulińskiej, „Serce pasowało” Matei, reportaż Bożeny Aksamit o Batorym, jego załodze i pasażerach, a i sama Boćkowska napisała wcześniej o modzie w PRL („To nie moje wielbłady”).
Książki takie pisze się najłatwiej (a i czyta się najprzyjemniej) jako zbiory anegdotycznych, a często i apokryficznych historyjek, najczęściej zresztą już gdzieś kiedyś słyszanych – ale właśnie dla tych kilku nieznanych warto 'Księżyc w peweksie” przeczytać. Poza tym warto sobie zrobić rachunek sumienia i porównać nasze własne wyobrażenia (a może i doświadczenia, jeśli kto osobiście doświadczał) o PRLowskim luksusie z listą autorki. Są więc marynarze, placówkowicze powracający z zagranicy, firmy polonijne, prywatna inicjatywa, górnicy, zredukowane ziemiaństwo, czerwone książęta wreszcie.
Książkę czyta się dobrze, pomaga w tym (dzisiejsza) ironia i dystans bohaterów reportaży, a także dobry warsztat autorki.Tyle, że patrząc na to wszystko z dzisiejszej perspektywy, ówczesny luksus wydaje się szary, siermiężny i taki zupełnie najzwyczajniej zwyczajny. Aż się chce spytać ówczesnych królów życia – warto było?
Czym będziemy się różnić od siejących burzę, jeśli zdejmiemy białe rękawiczki? Nigdy się nie zgodzę, że cel uświęca środki. Jednym z moich celów będzie zawsze, by stosowane środki nie wymagały uświęcenia.
„Patrzył na równy tłumów marsz…”
O to toczę niekończące się spory z panem mężem.
Myślę, że jednak chcą, żebyśmy się stali agresywnie bezwzględni. Wtedy będzie, że wilki zrzuciły owcze skóry.
Ich burzy w ten sposób nie powstrzymamy. Zawsze będą lepsi, właśnie z powodu braku skrupułów, no i ze strachu.
A ja mam tylko upór i opór, taki, na jaki mnie stać.
Odpowiadałam Dorze.
Ja takie rzeczy czytam jak bajki o żelaznym wilku. Takiego PRL-u nie lizałam nawet przez szybkę i jakoś nie żałowałam, że jest dla mnie niedostępny. „Luksus” to były zakupy butów pobliskim w NRD 🙂
Niechcący ulęgła mi się wataha.
Jasne, że prezes i ferajna dorzuca koksu obelgami nie bez przyczyny. Widzi w tym korzyści wielorakie dla SIEBIE.
A co robi z Polską, ze społeczeństwem, to nie jego broszka.
Bardzo wspieram panią, która zaskarżyła kaczyńskiego (nie poprawiać) do sądu za obelgi. Upomniała się o nas wszystkich i powinniśmy się stawić w sądzie razem z nią.
Tu jest zrzutka na 3 tys., żeby ta pani mogła zwracać koszty przejazdu adwokatom, którzy prowadzą sprawę społecznie.
https://zrzutka.pl/ch7gfz
poprawiłem, bo tam brakowało spacji 🙂
OK. Dostałam kasę, zaraz przekażę. 🙂
Oglądam 2 sezon.
Patrzę zdumiona, że oni tam nie wypuszczają papierosów z ust nawet na chwilę, zupełnie jak ja przez 30 lat 25 lat temu.
A najdziwniejsze, że żaden królewski lekarz nie zakazuje kopcić im jak kominy nawet, jeżeli kolejno umierają z tego powodu.
Związek między paleniem a rakiem nie został naukowo dowiedziony aż do lat 60 ubiegłego wieku. Brytyjskie Royal College of Physicians opublikowało pierwszy raport na temat szkodliwości palenia w 1962. A wcześniej – było tak.
Wiem, Babilasie, lekarze najchętniej palili Camele.
Widok na tych filmach jest jednakowoż dosyć przerażający, jak duszą się pochłaniając chciwie następną porcję dymu.
Już nie chodzi mi o szkodliwość papierosów, tylko o ten dym, chyba to że dym jako taki szkodzi nie wymaga specjalnych badań.
Inna sprawa, że ten nałóg jest okropny, wydawało mi się, że nie będę w stanie przestać, praktycznie zapalałam prawie jednego od drugiego. A jak nie byłam w stanie zaciągnąć się, to czekałam chwilę, żeby odblokowały się przewody i dalej paliłam.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry.
Kawa dzisiejsza nie dla mnie… 🙂
Camele, to były też przez długie lata papierosy Kingi (wcześniej Carmeny).
Legenda była też taka (w środowiskach podwórkowych), że Carmeny są opiumowane. A Zefiry (mentolowe) są antykoncepcyjne. Ale najbliżej prawdy było zapewne to, że Popularne (dawniejsze Sporty) zawierają dodatek mielonych podkładów kolejowych.
Nie to, że paliłem, ale przecież PRL to moja młodość.
Ach, i jeszcze Klubowe („piwo z rana jak śmietana, a klubowy jak schabowy”), jedyne papierosy, które śmierdziały nieludzko jeszcze przed zapaleniem.
Przypomniała mi się pierwsza wizyta (styczeń 1976) u szwajcarskich przyjaciół mojego P. Oni byli zafascynowani Krakowem i tamtejszym teatrem awangardowym „Pleonasmus”, po niedawnej podróży do Polski. W ich domu dało się wyczuć dziwny, ale znajomy zapach, jakby śmieci palonych w pobliżu. Palenie śmieci w Szwajcarii?? Nie, to jest unmöglich
Gospodarze palili… Sporty 😯
Nie słyszałam, że Zefiry antykoncepcyjne, ale że zdrowe.
Ta pierwsza koncepcja bardziej mi się podoba.
Chyba do dzisiaj wielu palaczy uważa, ze mentolowe są zdrowsze.
Był taki moment w młodości mojej, że udawałam twardziela i paliłam goluazy przez jakiś czas dostępne, a później extra mocne.
Mam jednak nierówno pod sufitem, jeżeli dla wywarcia wrażenia mogłam sobie wmówić, ze to jest pyszne.
Szkoda, że Kindze nie udało się rozstać z papierosami odpowiednio wcześniej. Tylu moich znajomych odeszło już z tego powodu.
Co zrobić.
Mamy prawdziwą artystę w rządzie 😛
http://fakty.interia.pl/galerie/kraj/zdjecie,iId,2295684,iAId,246993
Zmaluje nam jakąś bitwę pod Grunwaldem z Katarzyną.Bo na historii zna się. 🙂
PS.Śpiewa przy tej metaloplastyce?
Pewnie to już pisałam (Wencel?), ale duma z dzieła to cecha i wyróżnik grafomaństwa. C.b.d.o.
A Damskie pamiętacie? Moje pierwsze.
Paliłam wszystko. Gdy niczego nie było, nawet mentolowe, których nie znoszę. Extra Mocne, oczywiście, dla szpanu. Najchętniej Carmeny i Caro. Teraz, robione osobiście z legalnego tytoniu.
Taka ze mnie nałogowa haneczka.
I proszę mnie nie nawracać. Muszę mieć jakąś wadę 😉
Z tymi mentolowymi, to nie bardzo pamiętam, Siódemko, ale wydaje mi się, że było to postrzegane jako wada raczej niż zaleta; znaczy prawdziwy chłop nie powinien palić Zefirów, bo dziecków nie spłodzi.
Uporczywa urban legend głosiła też, że zakłady wytwarzające wyroby tytoniowe miały szczególne znaczenie dla obronności państwa (czy, szerzej, Układu Warszawskiego), albowiem maszyny produkujące papierosy można łatwo przerobić na wytwarzanie amunicji. Ostatecznym argumentem za tą teorią było to, że jakoby standardowy papieros mieścił się idealnie w lufie kałasznikowa (7,62 mm). Nigdy tego nie zweryfikowałem, a to z braku dostępu do kałasznikowa.
W ogóle objęcie papierosów systemem kartkowym otworzyło szereg nowych możliwości w moim życiu. Oto wreszcie dysponowałem czymś, co miało jakąś konkretną wartość. Za młodu nie miałem predylekcji do interesów, więc tylko handlowałem z ojcem – za kartki na papierosy dostawałem samochód na co któryś weekend. Wolność ma zapach benzyny (jak śpiewała Urszula w tych czasach) ale ojciec miał dostęp do dodatkowych kartek na paliwo, stemplowanych pieczątką warszawskiego biura Organizacji Wyzwolenia Palestyny (nigdy się nie dowiedziałem czy i co łączyło go z tą instytucją).
Na kartki były tylko papierosy polskie. Wiem, że polskich nałogowców wspomagały bratnie kraje obozu. Pamiętam albańskie papierosy DS (zwane również sedesami, a to zapewne dla wykwintnego aromatu) oraz YUGO („kto pali Jugo umrze niedługo”) – je można było kupić bez kartek, ale tylko najwięksi desperaci się na to decydowali. Chyba bez kartek były też polskie (licencyjne) Marlboro – ale to był towar drogi i trudno dostępny. Raczej były używane jako (drobna) łapówka: za luksusowe, żeby palić ot tak sobie.
Niepalacy chętnie wymieniali się na cukier, produkcja szła pełną parą.
Dobrze było mieć jakąś znajomą kioskarkę, czy sklepową, ale ja nie miałam talentu i stosownych argumentów.
Pracowałam wtedy w centrali handlu zagranicznego, w budynku firmy był kiosk, więc o odpowiedniej porze ustawiała się kolejka.
Pamiętam tamten czas, jak jedno wielkie upokorzenie, ale to już inna historia.
Dorzucę tylko, że w tym czasie pojechałam na miesiąc do Moskwy do naszego biura, do pracy ma się rozumieć.
I tam w sklepach nie było dosłownie niczego, więc moja ojczyzna wydała mi się krainą miodem i mlekiem płynącą.
Jedyne dostępne jedzenie w ogromnym hotelu dla cudzoziemców to sasiczki, przypominały parówki. Wódka była dostępna w hotelu na szklanki. Poza tym był przeogromny, marmury, lustra, windy, przepych w wydaniu socjalistycznym.
Gości było niewielu, za to etażnych zastępy.
No i popatrzcie, a teraz wszędzie pełno Rosjan i to raczej bogatych.
sosyski! („sasiczki”) to od sausage 🙂
Tu jakiś entuzjasta nazbierał opakowań, o wielu zupełnie zapomniałam.
https://photos.app.goo.gl/gvf1552o4JV6tPyh2
Ja zapamiętałam sasiczki. 🙂
A to było 100 lat temu, niedługo po letniej olimpiadzie w Moskwie.
сосиска
Skoro już o podróżach służbowych do ZSRR. Mój ojciec odbył jedną wizytę oficjalną w Ojczyźnie Proletariatu, a to w zastępstwie dyrektora instytutu, który zwykle jeździł na RWPG-owskie konferencje (ochrony roślin), ale tamtym razem akurat nie mógł, nie mogli też jacyś kolejni w hierarchii, więc pojechał ojciec. Do Moskwy. Konferencja odbywała się w nieistniejącym już hotelu Rossija (przy samym Kremlu), tam też zakwaterowano delegatów. Ojciec, pouczony przez bywalców („panie, tam kradną na potęgę, pokojowe kradną, etażowe kradną, wszyscy kradną”) przed wyjściem na obrady zapakował cały dobytek do walizki, walizkę zamknął na kluczyk i schował pod łóżkiem. Wieczorem etażowa (która miała swoje biurko przy wyjściu z windy) powitała go gromkim okrzykiem: Очень красив ваш пиджак! Как раз для моего мужа! (Jaka ładna marynarka, w sam raz na mojego męża!). Chodziło oczywiście o marynarkę z zamkniętej, schowanej walizki.
A tak, panie robiły przegląd garderoby i namolnie chciały nabywać różne charoszyje płatia i wszystko, co tylko mogło istnieć.
Wyglądało, że tam wszyscy handlowali, wszystko im było potrzebne.
Nie mogły przyjąć do wiadomości, że nie mam nic do sprzedania.
Dzień dobry 🙂
kawa
Wydawało mi się, że sosiski mają elegantsze pochodzenie od saucisse
Соси́ска (от фр. saucisse)
Sausage zresztą też.
„Middle English sausige, from Anglo-French sauseche, saucis, from Late Latin salsicia, from Latin salsus salted”
Żydzi mają faszerowaną rybę, Ukraińcy – faszerowaną paprykę, a Rosjanie – faszerowany celofan – sosiski 😉
W 1970 roku na kijowskim Kreszczatiku zaczepiali mnie ludzie, czy nie sprzedam moich dżinsów, właśnie noszonych i jedynych! To były polskie dżinsy z „Odry”, model „Szarik”.
Dzień dobry.
„ODRA”, „DANA”. Łza się kręci na wspomnienie.Miałam z „Odry” rewelacyjne spodnie sztruksowe. Z „Dany” sukienki i garsonki…
Dzisiaj pod sądem. We czwartek na przejściu granicznym śpiewamy (plus zaprzyjaźnieni Niemcy) „Odę do radości” – 10. rocznica wejścia Polski do Strefy Schengen.
Profesorskich chyba nie ma
Papierosów wybór był ogromny. Oprócz całej gamy amerykanów dostępne też były np. greckie papastratosy. I to w delikatesach a nie w Pewexie. Osobiście chętnie paliłem najpierw delikatne papastratos hellas no 1, a potem mocniejsze i bardzo aromatyczne no 5. To była moja młodość. Żyłem i byłem szczęśliwy pomimo komunizmu, ale systemu nienawidziłem. Teraz, gdy moja Ukochana marudzi, że żyjemy w okropnym kraju, odpowiadam, że mieliśmy dłuższy okres wolności niż nasi rodzice, a ich wolny kraj też był daleki od doskonałości. Dodaję, że jakoś żyliśmy w PRL i byliśmy szczęśliwi, więc i teraz próbujmy być szczęśliwi pomimo obecnej władzy. Tyle tylko, że zakosztowawszy wolności i demokracji przeraża to, co nam wprowadzają i nie da się włożyć głowy w piasek metodą rzekomo strusią. Coraz lepiej też rozumiem, co musieli czuć nasi rodzice, gdy po wojnie wprowadzano „socjalizm”. Wcześniej nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
Zgadzam się, że siłą się nie wygra z chuliganami. W konkurencji siłowej zawsze będą górą. Ale nazywać rzeczy po imieniu trzeba. Aprobuję wypowiedzi Sikorskiego. Może brzmią niektórym chamsko, ale zawierają tylko czystą prawdę, a prawda jest zawsze uprawniona. Prawie równie ostre były wczorajsze słowa Jego Ekscelencji Tadeusza Pieronka w Kropce nad i. Też powoływał się na prawdę.
W 1962 w Soczi próbowano ode mnie kupić wszystko, co miałem na sobie, w tym skarpetki i (na plaży) kąpielówki. Przyznam się ze wstydem, że się nie oparłem i sprzedałem 4 koszulki kretonowe (były nieużywane, kupione specjalnie na wyjazd 3-tygodniowy) i jedne kąpielówki. Koszulki po 10 rubli, ceny kąpielówek nie pomnę. Butelka wina mukuzanje kosztowała 45 kopiejek, lampka koniaku armeńskiego z kanapką z czarnym kawiorem w barze parkowym – 80 kopiejek. Dansing na 2 osoby z kolacją w hotelu Inturist z szampanem i pomarańczami – 2,5 rubla. Dla studenta po drugim roku to była gratka wyjątkowa. 2-osobowa kabina I klasy z Suchumi do Soczi 7 rubli. Czułem się tam jak Amerykanin w Polsce. W ogóle wtedy nie myślałem o tym, jakie prawa obywatelskie mają miejscowi. W końcu w Polsce też były ograniczone.
Teraz zrobiłem sobie autoprezent na święta i kupiłem trzytomową antologię reportażu polskiego XX wieku pod redakcją Szczygła. Rzecz jest nienowa, wydana w latach 2014-5, ale czego tam nie ma?! Od Prusa poprzez dwudziestolecie międzywojenne, lata PRLu aż do zupełnej współczesności. Polecam serdecznie! Od jutra zaczynam świętowanie, a to w trybie 3K (kominek, koniak, książka).
W ramach prezentu świątecznego na stronie BBC wszystkie cztery serie „Peaky Blinders” – gangsterski, międzywojnie, Birmingham. Ja nie za bardzo trawię ani klimat ani tematykę (tolerancja na kryminały kończy mi się na 'Father Brown’) – ale może ktoś się skusi (ja odpadłem po pierwszych dwóch odcinkach).
Dzień dobry 🙂
kawa
Serial miał bardzo dobre recenzje. Obejrzeliśmy kilka odcinków czwartej serii i mamy oboje sprzeczne odczucia. Niewątpliwie świetna robota, jak na Brytyjczyków przystało. Jednak autorzy scenariusza wciskają widzowi trochę dziwne rzeczy. Chyba nie bardzo chcę, żeby mi takie wciskali. Z drugiej strony trudno oceniać nie wiedząc, co było w poprzednich 3 seriach.
Co masz na myśli („trochę dziwne rzeczy”), Stanisławie?
Sposób prowadzenia narracji stara się w widzach wzbudzić sympatię do bohaterów. Tak było podobno z Ojcem chrzestnym i z wieloma innymi filmami „gangsterskimi”. W przypadku Ojca chrzestnego nie do końca się z tym zgadzam, bo ja akurat tej sympatii w sobie nie wzbudziłem. W Peaky Blinders trudno się przed sympatią powstrzymać. Być może warunki, w jakich bohaterowie byli wychowywani, tę sympatię uzasadniają, ale tego akurat nie wiem.
Widać to taka praktyka, żeby udawać neutralizować negatywny przekaz. W The Crown też odrażająca postać Filipa, zwłaszcza jego znęcanie się nad synem, starają się zneutralizować sceny okrutnego traktowania jego samego w młodości.
Ciekawe, że jego syna Karola to okrucieństwo skłoniło do wręcz przeciwnych zachowań w stosunku do swoich dzieci.
Jakoś mnie specjalnie nie ciekawiło życie w królewskim skansenie, więc jestem zaskoczona odpychającą sylwetką Filipa, który wydawał mi się sympatycznym starszym panem wspierającym z oddaniem królową.
W Toruniu stanie nowy pomnik. … A potem popłynie kasa dla Ojca na poprawę relacji polsko – ukraińskich?
http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/tak-ma-wygladac-nowy-pomnik-rzezi-wolynskiej-naukowcy-nie-kryja-oburzenia/reyl869?utm_source=wiadomosci_viasg&utm_medium=nitro&utm_campaign=allonet_nitro_new&srcc=ucs&utm_v=2
Wysłuchałem Prezydenta mowiącego, że podpisze ustawy o SN i KRS. Głos mu drżał ze strachu.
Powinien się bać.
Kaczyński się wywinie, nie wydaje poleceń na piśmie.
Marku, ten pan jest tylko funkcyjnym. Nie zasługuje nawet na małą literę, a co dopiero na wielką.
Książki są, kominek zastąpiłam kotami, koniak wyszedł i nie wraca.
Mnie jeszcze bardziej, Siódemko, zafrapował dość wyraźnie zasugerowany (ale bez stawiania kropek nad i oraz kresek nad t) promiskuityzm księcia Filipa. Mojemu pokoleniu dał się poznać jako rubaszny dziadulo-weredyk z drugiego planu, a tu się okazuje, że za młodu miał swoje za uszami.
Trochę jest problem z tym wzbudzaniem sympatii, Stanisławie, zwłaszcza jak to o gangsterach czy mafiozach i o nikim innym. Chyba najlepiej sobie jednak uzmysłowić, że to film fabularny i ci aktorzy po zejściu z planu filmowego mają zupełnie własne, inne życia, niekoniecznie związane ze zbrodnią i występkiem. W latach 80 ludność polska na warszawskiej ulicy mało nie pobiła Rubensa de Falco (aktora odtwarzającego postać Leoncia w brazylijskiej telenoweli, pierwszej w ogóle pokazanej w TVP), bo tak brutalnie i niegodziwie traktował Isaurę na ekranie.
Newsweek.
Olewicz, koncert „Perfectu”, 1995 rok.
„Namówiłem się z Grześkiem Markowskim, żeby jakoś podziękować Poli Raksie za „Autobiografię”. Żeby wyszła na scenę. Oczywiście nie chciała się zgodzić, ale w końcu ją przekonaliśmy. W trakcie koncertu Markowski śpiewa „Autobiografię”, dochodzi do kawałka o Poli Raksie, przerywa. I mówi: „Pola Raksa!”. Ona wychodzi na scenę, wręczamy jej wiadro róż i w tym momencie 11 tysięcy ludzi co robi? Zaczynają śpiewać „Deszcze niespokojne”.”
A swoją drogą, haneczko, gdzie zniknęła Pola Raksa?
Zaszyła się, samotnie, w Kałuszynie. Zero kontaktów.
Myślę, że to, co cytowałam, ostatecznie ją dobiło. Reporter „Newsweeka” próbował do niej dotrzeć, jak wielu przed nim. Bezskutecznie.
Dzień dobry 🙂
kawa
Wczorajszy Muppet Show w wykonaniu prezydenta wprawił mnie w świetny humor. To było śmieszniejsze od Ucha Prezesa.
Dzień dobry.
Tak, jak Żenia się obawiała. Ruch bezwizowy Ukrainy do krajów UE – już zagrożony. Za łapówki obywatele trzecich krajów „załatwiają” sobie ukraińskie dokumenty!!!
Walka z korupcją? W zasadzie jej nie ma…
Pisałam kiedyś po wizycie na Ukrainie, że za 400 Euro „załatwiało” się tam lewe dokumenty na Kartę Polaka.
Wieczorem śpiewamy na przejściu granicznym.
Przepraszam, obiecywałem (sobie, przede wszystkim), że nie będę zajmował się bieżączką, ale nie wytrzymałem. Jak tylko zobaczyłem to zdjęcie, to zaraz miałem skojarzenie literacko-muzyczne. Zgadniecie jakie?
„Pod śliwką”?
Florence Foster Jenkins?
Literacko odpadam, ale tak mi się skojarzyło.
Mnie ta pani z Malczewskim się skojarzyła,
Literacko z niczym.
„Czarne anioły, choć białoskrzydłe, a na ich twarzach miny obrzydłe…”
(Wiesław Dymny / Zygmunt Konieczny / Ewa Demarczyk)
No tak, oczywiście.
Babilasie, proszę, nie załamuj się.
🙂 🙂 🙂 🙂 babilasie, genialne!
Dzień dobry 🙂
kawa
Chciałem zaprotestować przeciwko skojarzeniu na wyrost. Literalnie skojarzenie w porządku. Mina jest obrzydła. Ale czy to na pewno czarny anioł? W każdej partii są różni członkowie. Może i w PiS trafił się prawdziwy anioł. Ale jak protestować bez argumentów. Poszukałem i protest zamarł mi na ustach 🙁
http://www.gazetalubuska.pl/wiadomosci/zielona-gora/art/7802273,miedzynarodowy-skandal-wisi-na-wlosku-czy-eleonora-szymkowiak-zachowywala-sie-wulgarnie-podczas-festiwalu-rock-noca,id,t.html
dla PA i wszystkim tu piszącym, czytającym i zaglądającym radosnych Świąt i spokojnego Nowego Roku 2018
Wszystkim bywalcom Koszyczka życzę cudownych Świąt oświetlonych lampkami choinkowymi lub chanukowymi świecami. Na 1918 rok składam życzenia znormalnienia naszych rządzących.
Stanisławie, zapewne podświadomie cofasz nas w czasy wielkiej nadziei?
Z całą pewnością podświadomie. Ale niech już tak zostanie.
Pora życzeń.
Ogarniam Was, Kochani, sercem, cieszę się bardzo, że ciągle jesteście, że jest miejsce, gdzie można uciec.
Życzę Wam https://photos.app.goo.gl/8ncoWjzqKidIWsYf1
Proszę, nie zostawajcie sami, jeżeli to możliwe, bo to jest trudny czas dla osieroconych.
Przytulam Was wirtualnie, ale prawdziwie.
Polska wstała z kolan. Razem z Czechami, Węgrami i Rumunią wstrzymała się od głosu w sprawie rezolucji ONZ sprzeciwiającej się uznaniu Jerozolimy za stolicę Izraela. Chciałbym widzieć stolicę w Jerozolimie, gdzie urzęduje Prezydent i obraduje Kneset. Mam tylko jeden warunek – niech się dogadają najpierw z Palestyńczykami w sprawie demarkacji Wzgórza Świątynnego i w rezultacie całego miasta. Niech zniknie zadra. Myślę, że dawno do tego mogłoby dojść gdyby nie ambicje niektórych polityków po obu stronach. Składamy sobie życzenia wysyłając kartki z wyobrażeniami Betlejem, a stamtąd nie wrócimy do Jerozolimy bez punktów kontrolnych upokarzających Palestyńczyków.
„Zycie bez brykania jest pomylka
Nawet jezeli nie brykamy osobiscie”
Spokojnych Wolnych Dni Swiatecznych i brykajacofikajacego Nowego Roku 🙂
Zycze Wam
Rysiu kochany, wielkie dzięki, Twoja obecność, to najlepszy prezent choinkowy.
Tobie przede wszystkim zdrowia, a całej rodzinie dobrego i radosnego czasu.
Ryś!
Rysiu!!!!! 🙂
Tobie, PA, Szanownej Frekwencji – zdrowych, spokojnych i szeleszczących Świąt życzę.
Odśpiewaliśmy wczoraj na granicy (bardzo zimno było!!!) „Odę do radości” i „Cichą noc”, przy dużym wsparciu zaprzyjaźnionych Niemców.
Odę do radości w wersji Kuby Sienkiewicza czy też klasyczną?
Absolutnie klasyczną. Po polsku i niemiecku.
Rozbrykanych świąt. 🙂 Hop, hop, Rysiu!
Rysiu 🙂 !
Brykanie jest bezcenne, bo można bardzo rozmaicie brykać. Nie da się zaszufladkować brykania.
Życzę Wam bliskości.
Kingo, dziękuję.
Cudownych Swiat wam zycze, Koszyczku. Ze szczegolnym uwzglednieniem Rysia…
Wasz krolik.
…by wszystko się nam rozplątało,
węzły, konflikty, powikłania.
Oby się wszystkie trudne sprawy
porozkręcały jak supełki,
własne ambicje i urazy
zaczęły śmieszyć jak kukiełki.
Oby w nas paskudne jędze
pozamieniały się w owieczki,
a w oczach mądre łzy stanęły
jak na choince barwnej świeczki.
Niech anioł podrze każdy dramat
aż do rozdziału ostatniego,
i niech nastraszy każdy smutek,
tak jak goryla niemądrego.
Aby się wszystko uprościło –
było zwyczajne – proste sobie -…
(ks. J. Twardowski)
Uśmiechu, ciepła, życzliwości …
Opiekunowi koszyczka, oraz koszyczkowym mieszkańcom, życzę zdrowych i spokojnych Świąt w miłej atmosferze, w otoczeniu bliskich.
Wszystkim mieszkańcom, bywalcom i miłym gościom Koszyczka życzę – korzystając z okazji – zdrowia, harmonii wewnętrznej i nadziei, która pozwoli dotrwać do polepszenia harmonii ze światem!
Dobrych Świąt i lepszego 'siego’ roku – tym, dzięki którym Koszyczek istnieje, raduje (a czasem koi) nasze dusze. Nadziejo – rośnij w nas, niech fundamentów ci nie zbraknie!
Miło widzieć dawno nie widzianych bywalców 🙂
Ode mnie tez zyczenia Wspanialych Swiat i Takiegoz Nowego Roku, wraz z ponizszym okolicznosciowym plakatem wystawionym przez zaprzyjaznionego pastora przed jego kosciolem (zborem?). Jeszcze troche, a sie nawroce na prezbiterianizm….
https://photos.app.goo.gl/a9GyYpJ3BzVWVnb23
Ja już się dawno nawróciłem. Na ateizm.
A na te leniwe dni to polecam nową, czteroodcinkową ekranizację 'Howards End’ (BBC). Trudno dorównać filmowi z 1992 (z oskarową rolą Emmy Thompson), ale próbować warto.