Trzecia rocznica

wt., 28 sierpnia 2018, 22:39

Ciągle jeszcze zdarza mi się trafić na jakiś nie znany mi przedmiot, który należał do Kingi, rękawiczkę, pierścionek, fiszkę z listą zakupów, jakąś kartkę z zeszytu, zapisek. Chwyta mnie to za gardło i długo nie puszcza, aż się zrobi mokro. Na ten wierszyk poniżej trafiłem w zeszycie do włoskiego. Napisała go do siebie jakoś na pociechę, nie myśląc na pewno o publikowaniu, i może jest na to za intymny, ale niech będzie na mnie…

Cóż widzę, ogon oklapł,
pod ślepiami jakaś smuga mokra…
wyraz pyska się zmienił,
ach Kłapouszku,
jak by cię wyrwać jesieni?

Bez tricków i pociech złudnych,
od których boli grzywa,
bo obaj przecież wiemy:
świat wcale nie jest cudny,
najwyżej czasem bywa.

Może w kopyto podrapać?
Senną muchę przegonić z sierści,
wyrzucić zeschłe bukiety,
by przestały plotkować o śmierci?
Albo na cichych łapach
podejść do parapetu,
gdzie siedzą myśli bure
i wygryźć ja, a potem
twój ulubiony fotel
owinąć w rosołu chmurę?
Lub postawić na straży przy łóżku
rozbrykane oko błękitu,
niech odpiera każdy smętny zamysł?

Wiem, dzisiaj jest do kitu,
ale nie bój się kłapouszku,
jakoś tę jesień przetrwamy.
Bolonia, wrzesień 2014