Igraszki z PR-em
Sekretarka zapukała do drzwi, otwarła je i zawiadomiła:
– Szefie, ten pan do pana, co był na teraz umówiony.
Lucyfer zerwał się zza biurka i wprowadził gościa do gabinetu.
– Jakże się cieszę, panie Tomaszu, że nareszcie możemy się spotkać osobiście – mówił pośpiesznie, nieco nerwowo drapiąc się pazurem między rogami i podkurczając ogon, wystający z rozcięcia garnituru od Hugo Bossa. – Jak to mówią, góra z górą się nie zejdzie, a człowiek z diabłem… Może szklaneczkę whisky?
– Już pan zaczyna! – burknął niechętnie redaktor T. – Umawialiśmy się, że rozmowa będzie wyłącznie o interesach, żadnych sztuczek.
– No tak, no tak – wycofał się szybko Lucyfer. – Nie namawiam. W końcu zdaję sobie sprawę, że do pana i tak nie mam przystępu. Ale wobec tego przystąpmy od razu do sprawy. Padła z pana strony propozycja naprawienia wielowiekowych zaniedbań i wybielenia mojego PR-u. Nie ukrywam, jestem zainteresowany, nawet bardzo. Co tu dużo gadać, tracę zastraszająco klientelę w pańskich kręgach i zmiana wizerunku bardzo by mi pomogła ją odzyskać…
– No właśnie – przerwał bezceremonialnie redaktor. – Opinię ma pan doszczętnie zszarganą. To po prostu obciach zadawać się z facetem, który jest już nawet nie nihilistą, ale znacznie gorzej, obciach, którego nie da się zmyć.
– Do tego stopnia? – jęknął przerażony Lucyfer. – Co ja takiego zrobiłem, że jest aż tak źle?
– O, pana błędy można łatwo wypunktować – uśmiechnął się krzywo gość. – Ma pan przeciwne życiu, ale i głęboko niekatolickie poglądy. Nie można inaczej określić kogoś, kto w homo-zaangażowaniu i promowaniu zabijania wyprzedził już nie tylko „Gazetę Wyborczą”, ale nawet TOK FM. A czy to nie pana firma zorganizowała trwający przez wiele dni festiwal celowego obrażania chrześcijan? A profanacje krzyży, „happeningi młodzieży” w czasie których „wybiera się Barabasza”, polityczne wykorzystywanie wrogości do Kościoła czy wreszcie próby wprowadzenia w Polsce szerszych możliwości zabijania? Uważa pan, że takimi środkami trafi pan do targetu?
– Hmm… właśnie tak myślałem – przyznał Lucyfer zgnębionym głosem. – W innych krajach takie działania przynosiły całkiem niezłe efekty.
– No nieee, niechże pan będzie poważny – redaktor T. tym razem już nie próbował ukryć rozbawienia. – Nie zauważył pan, że Polska różni się od innych krajów? Dla nas ta cała rzekoma tolerancja to jest lekko zakamuflowany totalitaryzm, a nawoływanie do jakichś tam rozdziałów Kościoła od państwa to zbrodnicze androny. Tu nie wystarczy, że ktoś ma za sobą „elity”, dla których jest autorytetem. Target dobrze wie, że dla elit rozmowa ze zwykłymi ludźmi jest powyżej ich godności, że wolą one paternalistycznie decydować, nie rozwijając z nikim. Rozumie pan?
– Nie całkiem – zmartwił się szatan. – Ale nie o rozumienie tu chodzi. Liczę na pana, że pomoże mi pan wybrnąć z tego impasu, którego sobie nawarzyłem. Nie rozum jest ważny, lecz czyny. Co robić, redaktorze złociutki, co robić?
– Przede wszystkim, drogi panie, odczep się pan od Kościoła! Rób pan ze swoim życiem (także wiecznym), co chcesz, ale nie niszcz wiary innych! Po drugie, trzeba odważnie iść między ludzi, iść „jak owce między wilki” i głosić – w porę i nie w porę. Po trzecie, tu już nie słów trzeba, a egzorcyzmów.
– Brrr!!! Nie będzie łatwo! -wzdrygnął się Lucyfer.
– O, przeciwnie, to wszystko jest bardzo proste – zaoponował gość. – Nie należy szukać komplikacji, tylko uciec się do starych, sprawdzonych metod. Maryja Królowa Polski wyprowadzała nas z najstraszniejszych doświadczeń dziejowych. I teraz, jeśli rzeczywiście zaufamy, zawierzymy, powierzymy się Jej, będzie podobnie. Potrzebna jest tylko mocna wiara, prawdziwe oddanie i ofiara, a z tego trudnego okresu wyjdziemy silniejsi, i będziemy mogli, jak to mówił arcybiskup, wypełniać naszą misję także wobec innych narodów.
– Już dobrze – westchnął Lucyfer. – Znam pana skuteczność w pozyskiwaniu klientów i nie będę się z panem spierał. Zaraz wydam moim pracownikom polecenie, żeby od dziś postępowali wyłącznie według pańskich wskazówek. Jestem pewien, że współpraca z panem przyniesie nam wymierne krzyści. Tylko… panie Tomaszu, muszę jeszcze zadać pytanie… Jak wyobraża sobie pan swoje wynagrodzenie?
– Iii, skóry z pana nie zedrę – mrugnął filuternie okiem redaktor T. – Zapisze mi pan swoją duszyczkę i będziemy kwita.
Bobiku,
musimy odpytać haneczkę na okoliczność jej zbiorów pigwowych. Może jej obrodziło i zechce się podzielić. Wtedy jest nadzieja 😆
Pogoda każe pomyśleć o zabraniu się za przygotowanie nalewki świątecznej 🙄
Gdy zima nadchodzi, wie chłopak i dziewka,
na wszystko najlepsza pigwowa nalewka.
Na chandrę i chłodek, i na brzydkie słówka
pomoże jak zwykle domowa pigwówka.
Na pryszcze i grypę, na cerę niezdrową
pijemy codziennie nalewkę pigwową.
Jeżeli słyszycie żałosny mój ryk wy,
to znaczy, że brakło nalewki mi z pigwy!
Czy jednak czasami nie bardziej bezpieczna
od tamtej, pigwowej, nalewka świąteczna?
Choć modłów ja za nią nie wznoszę do bozi,
to jednak z jej braku śmierć nagła nie grozi.
I znowu strzelanie na uniwersytecie. Tym razem tylko strzelajacy odebral sobie zycie, wczesniej postraszywszy tych, ktorzy byli gdzies w poblizu. Rano – Basia lubi dlugo spac i ma klasy pozniej. Siedzi w domu 🙁
Aż mi się zimno zrobiło na myśl, że Basia mogła tam być, a szaleniec nie tylko by postraszył. Brrr!!!!
Okropne są te strzelaniny. Niemcy są pod tym względem na drugim miejscu po Stanach, więc mam poczucie, że też mnie to dotyczy. I najbardziej mnie przerażają ci pozornie zdrowi na umyśle szaleńcy w przemyśle zbrojeniowym i w polityce, którzy zawsze torpedują wszelkie próby ograniczenia dostępu do broni.
torpedować dostęp do broni – niezłe. prawie tak samo dobre jak bombardowanie petycjami o rozbrojenie.
ciekawy dzien byl i moze jeszcze bedzie 🙂
Mruczusia, wyczytuje 600% normy a ja mam chwilowy dolek i w tym roku swojej normy nie wyrobie 😳
przy ostatnim buszowaniu w szczecinskim EMPIK widzialem
Herty Müller „hustawke oddechu”, jest to wspaniala literatura,
wymaga cierpliwosci przy czytaniu ale kazde slowo, kazde zdanie
przeczytane to przezycie.
bardzo Wam polecam ( Alienor gdzie bywasz, w trzech
pracach?)
Helena 27 IX o 22:45 napisala ” (…)A mimo to znacznie czesciej czulam sie nieszczesliwa niz szczesliwa. Chyba nawet nie wiedzialam co to znaczy czuc sie szczesliwa i beztroska. Zawsze byly jakies starszne troski, ktorych nie umialam wyartykulowac, czy sie nimi podzielic.”
moze nalezalas do tych zastanawiajacych sie? do tych co wiecej niz
inni widza, czy jestes (bylas) sceptyczna pesymistka?
ja mam (mialem) szczescie szybkiego „zapominania” , dziecinstwo
tez w durnym okresie gomulkowskiego komunizmu pamietam
szczesliwie-kolorowo i jako najcudowniejszy okres do beztroskiego
optymistycznego brykania i tak mi to zostalo do dzisiaj 🙂 😀
andsol czyta, mysli, pisze
ja podczytuje i dlugie myslenie (wysilek) zaczynam i rozgladajac sie
przez znajomych, krewnych, kolegow w pracy prawie nikogo nie znalazlem kto pracuje w wyuczonym zawodzie!!!
popyt na prace jest taki sam jak na przedmioty-zmienny i malejacy
lepsze wypiera dobre, podobno
Wando, dopiero teraz wlaczylam dziennik, bo mnie dzis przegonilo po okolicy, a w samochodzie szla tabliczka mnozenia i wierszyki. Jak to dobrze, ze Basia bezpieczna, zwlaszcza, ze szaleniec straszyl jednak strzelajac.
Wiesz, Rysiu, mnie sie wydaje, ze czesc naszego postrzegania wlasnego dziecinstwa to zasluga wrodzonego usposobienia, a czesc – juz bardzo indywidualnych zyciowych okolicznosci (sa jeszcze i inne czesci, ale juz nie chce ich tutaj mnozyc, tylko wspomne zmiane perspektywy z „od srodka” do „z zewnatrz”, ktora wczoraj wspomniala Helena, a ktora sprzyja uwaznemu przygladaniu sie rzeczywistosci).
poczytajcie tez komentarz u
futrzaka>/a>
ciekawa
linka do andsola
http://andsol.blox.pl/2010/09/Zwalcz-kryzys-w-30-dni.html#ListaKomentarzy
cos nawalilo 🙄
oczywiscie, Moniko, ze jest to skomplikowana skladanka, moje i mojego brata wspomnienia sa tak diametralnie inne ze mozna
sadzic ze wychowalismy sie w roznych domach
foma (20:33): torpedować dostęp do broni… No, no. Ten foma ma chyba trzy pary uszu. (Usz?)
Czy Helena wciąż jeszcze się suszy po tej pływalni? 😯
Byle tylko nie wyschła tak, że po troszku… itd. 🙄
Tak dla porządku zaznaczę, że ja pisałem o torpedowaniu ograniczenia, a nie o torpedowaniu dostępu. Co oczywiście wcale nie oznacza, że foma nie ma 3 par usz. 😀
taaa, jedna ukryta pod pachami, a druga pod lewym skrzydłem…
Mam nadzieję, że się w końcu wyjaśni, ile par usz ma foma. Teraz też coś o anatomii i fizjologii:
http://wyborcza.pl/1,75476,8435321,Ja_kontra_Maryla_Rodowicz.html
Ciekawi mnie, jaki wpływ na opisane w artykule procesy, ma zmiana nazwiska, na przykład na mężowskie, zwłaszcza kilkukrotna. Ciekawi mnie też, jaki wpływ na chemię mózgu na fakt akceptacji lub nieakceptacji swojego imienia.
Lubicie swoje imiona, btw?
Dobre pytanie vesper. Ja swojego imienia nie lubię! „odziedziczyłam” je po przyjaciółce mojej Mamy, zreszta siostrze Andrzeja Bursy i jak się niedawno okazało ciotce Taty Bobika., skądinąd b. miłej Pani. Ale uwazam że to imię w ogóle do mnie nie pasuje i jakoś się z nim nie utożsamiam.Ciekawe czy to by wyszło w badaniach, opisanych w artykule?
Ja swoje imie raczej lubie, choc moglabym sie i inaczej nazywac (to takze imie odziedziczone w podobny sposob, jak w przypadku Zony Sasiada). Moje dzieci mi ostatnio powiedzialy, ze ich imiona „sa w porzadku” (odziedziczone bo babkach, ciotkach i prababkach), z czego sie ucieszylam, bo dzieki temu uniknelam wysluchiwania reklamacji. 😉
A swoja droga interesujace byloby pytanie, czy np. tak samo zywo sie reaguje na zdrobnienia i na oficjalna wersje pelnego imienia, a takze np. na internetowe pseudonimy (a moze i lepiej, bo sie samemu „imie” wybralo). Albo na rozne wersje tego samego imienia, gdy sie jest dwujezycznym.
A tymczasem w popularnych kursach kontaktu z klientem o zywym reagowaniu na wlasne imie juz wiedziano od dawna, dlatego uczy sie np. telemarketerow, zeby powtarzali jak najczesciej imie swojej „ofiary”. Akurat takie powtarzanie wywoluje u mnie odwrotny efekt…
…i matce mojego kumpla 😉
Świat jest malutki 😀
Moje oficjalne imię nie jest moim właściwym imieniem, więc mam do niego stosunek z lekka dwuznaczny 🙂 Ale raczej je lubię niż nie (choć też nie przepadam), natomiast znam osoby, które nawet proszą, by nazywać je inaczej, np. Irenę, która prywatnie jest Hanią 😀
Odnosiłam się oczywiście do postu żony sąsiada 😀
Precyzuję, że również mam imię odziedziczone. To prawdziwe, nie oficjalne. Po ciotce, która zginęła podczas wojny.
Ja swojego też nie lubię. Toleruję w wersji podstawowej, w zdrobnieniach nie znoszę. Imię wybrał mi ojciec. Miało być w standardowym zdrobnieniu krótkie, jednosylabowe. Nie ubliżając psom, uważam że jest to kryterium odpowiednie dla nich, nie dla ludzi 👿 Lepiej się do mnie tymże zdrobnieniem nie zwracać, zwłaszcza w sytuacjach, kiedy ma być miło 👿
Gdyby mi ktoś zrobił rezonans, powtarzająć moje imię w jednosylabowym zdrobnieniu, to wyszłaby wielka, czerwona, pulsująca plama, obejmująca cały mózg, a nawet wykraczająca poza czaszkę. Może nawet dałoby sie zaobserwować Zeusowe gromy.
Moje córki tez reklamacji nie zgłaszają, na szczęście. Imiona maja „rodzinne” jedna po babci, a druga po prababci.
Ciekawym przypadkiem był mój Tato, który używał dwojga imion. Jednego w kontaktach rodzinnych („wewnętrznych”), a drugiego w kontaktach z światem oficjalnym ( praca, dalsi znajomi).
ja nie lubie swojego imienia zdrabnianego na Wandzia ale o dziwo! akceptuje od niektorych z poblazliwoscia. Zdrobnienia rodzinne inne akceptowalne.
ale, ale… tutaj to sie tak inaczej wymawia. Walczylam, walczylam i sie poddalam w koncu jak ktos uslyszal Rhonda? o rety. Moja pani od francuskiego zrobila z tego Wąnda hm podobnie zgodnie z wymowa he he i to tez zaakceptowalam i wlasciwie wszystko przestalo mi przeszkadzac jak zwal tak zwal. Ciekawe, czy bylabym inna osoba, gdybym sie nazywala Janina? (oba po tej samej babci) a moze sobie jeszcze zmienic „na stare lata”?
Ciekawe z tymi imionami rodzinnymi, na „uzytek wewnetrzny”. Taka jest praktyka w mojej rodzinie, od najblizszej po licznych kuzynow, wujow i ciotki i prababki. Czesto polaczenie z prawdziwymi imionami w papierach jest nieobecne, albo tak akrobatyczne, ze trudno byloby sie go domyslic… Moze to byl sposob od pokolen na radzenie sobie z nie zawsze lubianymi i czesto powtarzajacymi sie imionami (te rozne Kicie i Lale wyprowadzane od niegdys wszechobecnej Marii?).
Matula moja zamiast o Brazylii, to o Kmicicu czy o Babiniczu myślała, no i wyszło co wyszło, wieczna uciecha dzieci i żony, gdy telemarkerwy walczą ze skryptem.
Jak się ma na imię Bobik, a na nazwisko Pies, to trudno czegoś w tym nie lubić. 😎
Ale pytania przez Vesper zadane rzeczywiście ciekawe.
vesper – zdrobnienie jednosylabowe? Od tego imienia? 😯 Chyba krótszego niż dwusylabowe nie ma 😀
Znam też parę przypadków, kiedy matka chciała inaczej, a ojciec szedł do urzędu i zapisywał takie imię, jakie mu się podobało. Np. w klasie miałam Mariolę o oficjalnym imieniu Irena…
Domowe przeróbki to inna sprawa, należy do języka domowego. Jak w rodzinie Szymanowskich: Karol=Katot, Anna=Nula, Zofia=Zioka. Ze mną jest inna historia, bo moje prawdziwe imię jest żydowskie/hebrajskie 🙂
W nawiązaniu do wczorajszej rozmowy o niekoniecznym związku religii i zasad moralnych, opowieść zasłyszana dziś przez telefon od nauczyciela i wychowawcy 9 klasy, osobiście niewierzącego, ale (jak to często bywa) żyjącego bardziej po chrześcijańsku od większości chrześcijan. Człek ten, w związku z ostrym konfliktem wśród uczennic, zapytał na boku jedną szczególnie zawziętą osobniczkę, przez którą konfliktu nie udawało się rozwiązać: – słuchaj, przecież ty jesteś katoliczką i chodzisz na religię, prawda? – Prawda, chodzę – No i nie uczą was na religii, że Chrystus kazał wybaczać, nadstawiać drugi policzek i miłować nawet nieprzyjaciół? Zapytana zrobiła zbaraniałą minę, błękitne oczęta szeroko jej się rozwarły ze zdumienia i odpowiedziała – nie, takich rzeczy na religii nie uczą. – To czego uczą? – jęknął zdesperowany nauczyciel. Dziewczę powróciło do normalnego wyrazu twarzy i odparło z prostotą – koronki do Matki Boskiej, po włosku. 😯
Kierowniczka ma rację, sylaby sa dwie, ale tylko przez to, że jedna litera aspiruje do miana samodzielnej sylaby, czego osobiście nie uważam za słuszne, niezależnie od prawideł gramatyki. A zdrobnienia i tak nie cierpię 👿
Have I got news for you, Pies Bobik (a propos tej wiedzy religijnej). Zreszta zgadza sie to z moimi osobistymi spostrzezeniami. 😉
http://www.huffingtonpost.com/2010/09/28/religious-literacy-americ_n_741391.html
Nielubienie zdrobnień wydaje się być tryndem. 😆 Moja mama za większość zdrobnień też jest gotowa gryźć. Lubi tylko jedno, ale nie powie które, bo się boi, że wszyscy zaczną jej wtedy mówić zdrobniale, a wolałaby nie. 😉
Ja przeciwko Bobiczkowi nic nie mam, więc jak ktoś uwielbia zdrabniać, to może sobie przy moim imieniu poużywać. 😀
No właśnie, Moniko, to jest fascynujące, że chrześcijanie mogą nie wiedzieć o swojej religii rzeczy absolutnie podstawowych, ale świetnie wiedzą, kiedy według Biblii żyły dinozaury. 😯 A już kto według ich religii jest wredny i trzeba go bić, na ogół orientują się bez pudła. 🙄
No wlasnie, Bobiku. 🙄 Moze pamietasz, jak Helena i ja zachwycalysmy sie tutaj kiedys Krista Tippett z amerykanskiego radia publicznego. Otoz niedawno zmienila tytul swojego swietnego programu ze „Speaking of Faith” (choc i ta strona jest jej bliska; sama studiowala teologie chrzescijanska w Yale) na „Being”, uwazajac, ze rozmowa dopiero wtedy jest interesujaca i z korzyscia dla wszystkich uczestnikow gdy sa w nia wlaczeni takze agnostycy, ateisci, a takze (o czym nie zawsze sie mysli) czlonkowie religii, w ktorych wiara w Boga nie jest absolutnym wymogiem (wymienila judaizm, hinduizm i buddyzm). Zyczylabym takiej Kristy Tippet i polskim sluchaczom…
Nie wiem, skąd się to bierze, ale dużo osób mnie zdrabnia nawet bez szczególnej zachęty i sama czasem mam trudność, jak to traktować (nie przepadam, choć nie gryzę). Na wszelki wypadek biorę za dobrą monetę, chyba że brzmi to ewidentnie lekceważąco…
Chrześcijanie wiedzą, kiedy żyły dinozaury? 😯 Myślałam, że biorą je za smoki wawelskie 😛
Z tym uczeniem na kursach marketingowych aby nieustannie powtqarzac imie klienta, to oni zaczerpneli z takiego podrecznika z instrukcjami obslugi psa. Co E. czesto cytuje jako wielka madrosc stosowana w zyciu: Imie twojego psa jest dla niego najpiekniejszym slowem w jezyku angielskim.
Ja swoje imiona lubie – zarowno prawdziwe (angielskie), jak i nickowe (wiadomo).
Stara tez swoje imie lubi – dostala je tez po zamordowanej w czasie wojny Babci. „Helci” nie toleruje, chyba, ze kogos kto ja tak nazywa bardzo lubi. W domu byla zawsze nazywana Lena i tylko pare osob spoza rodziny tak sie do niej zwraca. A romscy przyjaciele mowia „Helencia”, co jej calkiem odpowiada.
A Anglicy w pracy i amerykanska rodzina zawsze wymawiaja jej imie „Helęka”. Pewnie maja korzenie krakowskie. Z kolei krakowiacy mowia czesto „Helka” – Stara zawsze przy tym lekko podskakuje.
A Renata mowi czesto Helen. Ale to tak dla zgrywu. 😈
A plywalnia jest dopiero w czwartek. Dzis Stara byla b. zajeta.
A Cyganom nadaje sie po trzy imiona – jedno oficjalne, drugie dla swoich i przyjaciol, oraz trzecie tajne, znane tylko matce i Panu Bogu.
Faktycznie, Kierowniczego imienia jakoś trudno nie zdrobnić. 🙂 Nawet ja to robię, chociaż poza tym stosunkowo rzadko zdrobnień używam. Jakiś taki mus. 😉
Drugie imię mojej mamy też jest znane tylko mundurowym i Panu B. 😈
Oczywiście, że chrześcijanie (zwłaszcza amerykańscy) wiedzą, kiedy żyły dinozaury. Po stworzeniu świata, a przed ludźmi, czyli 5 tysięcy lat temu. Tak ponoć wynika z Pisma i tak powinno być nauczane w szkołach. 🙄
Nauczyłam się zdrabniać, pracując w telewizorni. Jest to dość zabawne zjawisko, bo zdrabniają się np. faceci przy robocie. A w takim wozie transmisyjnym zwłaszcza podczas programu na żywo są duże napięcia. I czasami w słuchawki leci ekspresyjne: Kurrrr… Pawełku (Dareczku, Wojteczku, Karolku), czy ci oczy odjęło, spi..aj natychmiast z tego planu!
Albo coś w podobie.
I ja dolacze sie do dzisiejszych zwierzen… Moje imie, Anna, bylo tak popularne, ze w mojej klasie w podstawowce bylo 8 Anien na 16 dziewczat. W domu na mnie mowili (i mowia) Hanka; w pracy Ana (of course). W liceum mowili do mnie Krolik. Imie wybral mi ojciec. Mama chciala, zebym nazywala sie Felicja. Juz slysze te „bujaj sie Fela”. Moja siostra Elzbieta, nigdy nie pozwalala sie nazywac inaczej niz Elzbieta (dla mamy Elzunia), w jej klasie polowa dziewczat to byly wlasnie Elzbiety. Moja druga siosrta Justyna byla Tysia to 30-go roku zycia, nazwana tak z okazji wlasnie przeczytanego przez Ojca Nad Niemnem.
Z Anny duzo zrobic sie nie da, choc byla Andzia (gosposia u mojej kolezanki), byla Anda z Godziny Pasowej Rozy i Anula z Wojny Domowej. Nie to, ze nie lubie mojego imienia, ale bylo/jest za bardzo popularne.
W klasie mialam kolezanke, ktora sie nazywala Blandyna. Ale najbardziej podobaja mi sie balkanskie/slowianskie imiona: Sniezana, Niebojsa, Dobrinko…
Milo, ze rys dzisiaj brykal i do sniadania i do obiadu…
Imie kota, to sprawa, wbrew pozorom nielatwa,
Totez w dloni dlugopis mi drzy,
Gdy mam wskazac, jak bardzo cala kwestie nam gmatwa
Fakt, ze kot ma imiona az TRZY.
Pierwsze – imie slyszane co dzien z ust wlasciciela:
Piotr, Wiktoria, Ferdynand, Ramona,
Mscislaw, Ingmar, Alonzo, James, Fabrycy lub Fela:
Wszystko zwykle rozsadne imiona.
Wymyslniejsze, ktorymi czasem kota sie wabi,
Kiedy pragnie sie skapac je w glorii –
Tucydydes, Elektra, Dzyngis-chan, Hammurabi –
Tez naleza do tej kategorii.
Dodam jednak, ze koty – o czym mniej sie pamioeta –
Maja DRUGIE godniejsze imiona:
Bo inaczej – skad was ten i piers dumnie wypieta,
Skad pionowosc preznego ogona?
Moglbym tu takich drugich imion dac dluzszy przeglad:
Cosanostradamus, Proto-Prot,
Bombularina, Mustaffson, Egmont Von Egglond;
Kadze z nich -jeden tylko ma kot.
Ale nie na tym koniec, nie! W najdalszej gdzies dali
TRZECIE imie majaczy: my bladzi
Ze znuzenia, daremnie sto lat bedziem pytali,
Gdyz kot tylko je zna – i nie zdradzi!
Totez ilekroc ujrzusz, ze twoj kot na tapczanie
W cos w rodzaju sfinksa sie przemienia,
Powod jest zawsze jeden – blogie kontemplowanie
Wlasnego sekretnego trzeciego kociego
Upojnie tajemnego,
Utopiotajnionego,
Nie upodobnionego do niczego innego
I upodobanego najbardziej imienia.
Mordko, to by sie zgadzalo, bo moje Koty (jak sam byles je laskawy nazwac) sa rzeczywiscie trojga imion. I zwykle nawet juz drugiego nie zdradzaja, nie mowiac o trzecim… (Bardzo lubimy ten wiersz Eliota, i zwykle tomik lezy sobie gdzies przy dziecinnej poduszce). 🙂
Kroliku, wlasnie o Tobie dzisiaj myslalam, przygotowujac Twoj ulubiony obiadowy zestaw (mielone, ziemniaki puree i marchewka z groszkiem), a tu jestes. 🙂
Juz sie przyznalam tu kiedys, ze jestem troche francuskim snobem. Powoli tez sie staje troche quebeckim snobem: sery maja tak pyszne
Sprobujcie, jesli bedziecie mieli okazje:
http://www.theglobeandmail.com/life/food-and-wine/a-mellow-blue-cheese-even-skeptics-will-love/article1730998/
Mniam… mielone z najlepszymi dodatkami… super swietne jesienne danie; letnie to bylby mielony z mizeria lub zielona salata… Milego poltygodnia, Moniko, kolorowych snow, blogu!
dzisial zlapalem (prawie ) krolika szykujacego sie do
kolorowych snow 🙂
sery na drugie sniadanie, teraz powidala chlebek bardzo tluste maslo herbata-poranna ambrozja 🙂
brykam fikam 😀
brrrrrrrrrrrr………. zimno tylko 6°
brykam szybko fikam szybciej 🙂 😀
p.s. moja rodzina bardzo katolicka imiona z kalendarza swietych ❗
Ryszard
Wywodzi się od słowa- ten, który jest potężny i bogaty.
Szczery, sympatyczny, ambitny, wrażliwy. Ceni sobie w życiu samodzielność i niezależność. Wszechstronnie uzdolniony z subtelnym poczuciem humoru. Doskonały obserwator, czasem skłonny do szyderstwa i niezdecydowania. Jego dążeniem jest osiągnięcie szczęścia domowego i rodzinnego, a przy tym nie zapomina troszczyć się o zdobycie majątku.
Pochodzenie:germańskie
Zdrobnienia:Rysiek, Rysiu
poznajecie? to caly rys!!! (lubie siebie 8) znaczy sie imie moje 🙂 )
widze S-Bahn przez okno, czeka cierpliwie, brykam 😀
bry dzioneczek!
(epatuje otymizmem? 🙄 )
Dzień dobry 🙂
Jaki ciekawy temat: stosunek dla imienia. Dotąd byłam skłonna uważać, że swoje imię lubią ludzie, którzy lubili je słyszeć w ustach (i minach ustom przypisanych) swoich rodziców. Że (dla przykładu) dzieci traktowane przez rodziców, uogólniając, chłodno, mają kłopot z akceptowaniem swego imienia, jak i zdrobnień do niego.
Anna, w domu Niusia i Niutka, jeszcze w szkole podstawowej uznała, że nie znosi i przekonała koleżeństwo by mówili jej Kasia. Maria, w rodzinie Marysia, ale i Maryśka w chwili złości, raz się przedstawiała jako Maryla, raz jako Marcela. Co ciekawe, Anna wróciła do swego imienia dzięki narzeczonemu, wprawiając w konsternację spolegliwe koleżeństwo. Imię to jakby część osoby, jak twarz, znacznie więcej niż kolor włosów, czy długość nosa, trudno się adaptować do zmiany.
Znam też Kasię, wcześniej Małgosię, która zmianę swego imienia przeprowadziła przez Urząd. Ba, zmieniła przy okazji imiona swoim dzieciom. Ponoć przez „wyliczanki” numerologiczne. Mnie doradzała bym swoje zmieniła na Lidię Eugenię twierdząc, że los będzie mi więcej sprzyjać. Nawet ciekawa byłam, ale się nie zdecydowałam na tę rewolucję. Bo to jednak rewolucja oswoić się z nowym imieniem, mianem, jak i oswoić innych.
Środowisko, w którym trzeba mieć imię oficjalne, jak nazwać? Pani Doroto, wstrząsająca jest Pani historia. Niech szlag trafi co tu się dzieje, te światopoglądy jakoby z ludzką twarzą. Teraz przpuszczam, że jest takich sytuacji wiele, tym bardziej że w Urzędach nie każde imię łatwo „zapiszą”, ponoć dla dobra dziecka. Znajomi przeszli tę ścieżkę, by dzieciom nadać imiona litewskie.
Dzien dobry.
Mialysmy w pracy kolezanke, na ktora mowilo sie Kasia, bo tak sobie wymyslila, gdyz nienawidzila swego prawdziwego imienia – Lidia. Jako Lidia wystepowala jedynie w dziale ksiegowosci.
Kiedy miedzy Kasia a nasza owczesna sekretarka redakcyjna Krysia, urodzona i wychowana w Anglii. osoba nieslychanie serdeczna i uprzejma w stosunkach z kolegami, doszlo do Wielkiego Rozlamu Przyjazni i Nie Rozmawiania ze Soba, jedyny nieprzyjazny gest wobec Kasi na jaki Krysia sobie pozwolala, to ze kiedy rodzielala dla nas pismo Radio Times, to na Kasi egzemplarzu pisala zawsze Lydia F….
Nas z E. okropnie to smieszylo i czasami grozilysmy sobie nawzajem, ze bedziemy do siebie mowic per Lydia.
Kasia po paru latach odeszla z naszej redakcji, skonczyla szkolenie na technika-dzwiekowca i zaczela pracowac dla Serwisu Rosyjskiego, gdzie mowiono na nia Katiusza, Katienka, choc dla Anglikow pozostala Kate lub Kasha. 😆
Moze uda mi sie wysprztac Gore, skad wyprowadzone zostaly wreszcie wszystkie sprzety z Dolu.
no tak, są formy imienia, które dało się polubić dopiero kiedy zaczęły występować w wersji Panie T*
Owszem, owszem – Stara odgrazala sie nieraz, ze i na mnie bedzie mowic Lydia. Za jakies glupstwa – jak rozdarcie firanki czy przeniesienie upieczonego kurczaka na podloge w kuchni i wypastowanie nim podlogi.
Dzień dobry mówi jeszcze jedna zadowolona ze swego imienia 🙂
Dostałam je po babci, która zmarła w dniu moich narodzin. Miałam nazywać się Piotrek, ale skoro wyszło na jaw, że nie Piotrek, to już nikt nie miał wątpliwości jakie imię mam nosić.
Zdrobnienia lubię wszystkie, byleby ich nie nadużywano, bo tak jakoś lizusowsko wtedy brzmią. W domu byłam Ewuś i Ewik (jakiś męski rodzaj żeński?), w szkole Ewka – oczywiście od razu do rymu była mewka, konewka, marchewka, spadła z drzewka…itd.
Nick z gwiazdką napisany małą literą wziął się z tego, że kiedy logowałam się na forum pewnego portalu, „Ewa” była zajętym nickiem i musiałam coś pokombinować, żeby moderator zaakceptował. Potem nie zmieniałam, bo z tym nickiem byłam w necie rozpoznawalna.
Z zapisywaniem imion przez ojców też bywa różnie. Koleżanka wymarzyła sobie, że jej córka będzie miała na imię Tamara. Tatuś w drodze do urzędu zapomniał, ale coś mu dzwoniło i zapisał … Tatiana! 🙂
Dzień dobry 🙂 Chyba że Dzień oficjalnie przeprowadził zmianę imienia na Dzioneczek i już nie wolno go inaczej nazywać. 😉
Uświadomiłem sobie, że z niektóre zdrobnienia męskich imion, jak Wojtek, Tomek, Józek, przestałem już odbierać jako zdrobnienia, tylko jako formę podstawową. Szczególnie z imieniem mojego taty tak mam, mimo że w domu rodzinnym zwykle zwracano się do niego pełnym Wojciechem. Ale za granicą okazało się to imieniem nieodczytywalnym i niewymawialnym, więc jakoś trzeba było sobie i innym ułatwić życie. Toteż Wojciech został tylko w dokumentach, a tata nawet w sytuacjach oficjalnych przedstawia się jako Wojtek. Niemcy zresztą i tak robią z tego skądinąd im znanego Woyzecka. 🙂
tak mi się skojarzyło…
http://www.youtube.com/watch?v=XAsLlQlkhcQ
Bardzo ładne skojarzenie 😆 😆
Kolega w pracy już wszędzie się prezentuje jako Bartek, nie Bartłomiej (Chaciński).
Mnie zdumiewa np. coś takiego, jak przypadek innej mojej koleżanki, która ma oficjalnie na imię Barbara, ale uważa, że zdrobnienie Basia jest ohydne, więc mówi się na nią Kasia. Jedna litera i już taka zmiana? 😯
@Tereso, to do mnie, że wstrząsająca niby moja historia? Poza rodzajem śmierci mojej ciotki – właściwie jest ona w normie, bo w rodzinach żydowskich zawsze był zwyczaj nadawania imion po zmarłych przodkach (nigdy po żywych!). Moja siostra ma imię po matce ojca, mój kuzyn – po dziadku itp. Nowość wprowadziła dopiero moja siostra, nazywając córeczkę Róża – bo jej się tak podobało (Róża bardzo lubi swoje imię), a dopiero na drugie Maria – po naszej mamie.
A moje właściwe imię, Dwojra/Debora, po prostu nie figurowało w rejestrze imion. Dziś może byłoby inaczej, ale jak po polsku zdrabniać Deborę? 😀 Ja w dzieciństwie nie przepadałam za Dorotą, a bardzo lubiłam Deborę, ale kuzyn się wyśmiewał, że w takim razie będzie mnie nazywał Debbie, a to brzmi prawie jak debil…
Debora = Borka
łatwizna! 😎
Z tą Basią i Kasią to faktycznie 😯 😯 😯
W Niemczech wiele bardziej niż w Polsce popularne jest używanie dwojga imion nie tylko urzędowo, ale i w sytuacjach codziennych. Hans Peter, kopsnij szluga! Dzwoniłeś już do Hansa Petera? Czerwony Kapturku, zanieś ten koszyczek Hansowi Peterowi.
Jak komuś ta podwójność jest zbyt uciążliwa, to sobie robi zbitkę, np. od Hansa Petera – Hape i tak się każe zwać, ale nie wpadnie mu do głowy, żeby tego drugiego (albo pierwszego) imienia po prostu przestać używać.
Borka to jeszcze-jeszcze, mimo że w Krakowie mogłaby się z Borkiem Fałęckim kojarzyć, ale gdybym był Kierowniczką i ktoś się do mnie zwrócił per Borciu, to mógłbym zabić. 😎
Dorcia albo Dorka mawiano do mnie i nienawidziłam tego 😆
Znajomi, którzy dzieciom chcieli nadać litewskie imiona, uparli się, by spis imion nie był najważniejszy 🙂 I dzieci mają u nas imiona niespotykane. Nie narzekają, tym bardziej może że mają świadomość utarczek rodziców na ich rzecz.
Polecam – http://biznes.onet.pl/cudowne-wedlin-rozmnozenie,18490,3701963,1,news-detal .
to może: Bora-Bora? 😆
To taki francuski zwyczaj używania dwóch imion. Jean-Paul, Pierre-Henri, Marie-Thérèse. Ale są i skróty, np. od ostatniej zbitki Maïté.
Moniko, jak juz wstaniesz: wiem, z masz dostep do Radia 4 BBC, wiec jakby Ci sie udalo namowic Matylde do wysluchania ostatniego programu z serii Historia swiata w stu obiektach, to mysle, z mialaby frajde – nie tylko zreszta z tego ostatniego wycinka, poswieconego znajdujacej sie w British Museum lalce z teatru cieni na indonezyjskiej wyspie Jawa. Lalka przedstawia jedna z tradycyjnych postaci tego teatru, ale wywodzaca sie z Mahabaraty i chyba tez Ramajamy – Bime. Sam teatr cieni, tradycyjnie dworski, ale jednoczesnie bardzo ludowy t.zn. bliski ludu, jest wciaz bardzo zywa tradycja i pelni nieraz role podobna do polskiej szopki -pelna wspolczesnych odniesien, komentarzy na tematy biezace, satyry politycznej. Og;ladalam wielogodzinne przedstawienie chyba balijskiego teatru cieni w Nowym Jorku przed laty i bylam kompletnie zafascynowana i urzeczona.
Ale sam program jest o wielowiekowym pogodnym wspolistnieniu roznych religii w Indonezji – poganskiej, hinduistycznej i islamskiej.
Starsznie fajny program, jak i byl ten poprzedni, ktorego wysluchala, – o Nosorozcu Durera.
Tak im zazdroszcze pomyslu tej serii i wykonania. Piekne.
Moj przyjaciel w Tarnowie, znany romski dzialacz na rzecz human rights Adam Andrasz opowiadal jakie problemy mieli z nadaniem synowi wegierskiego imienia Sandor (bo przodkowie przywedrowali z Wegier) i corce hindyskiego – Raya (to wtedy kiedy dowiedzieli sie, z Romowie sa zagubionym plemieniem z Indii). Ale uparli sie, ze musza tak miec zapisane w swiadectwie urodzenia i po dlugich zmaganiach z urzedami i pisaniu licznych podan udalo im sie, ale tylko dlatego, ze i Adam i jego zona stana na glowie zanim uznaja „nie” za wystarczajaca odpowiedz.
Imiona nadawae przez Romow swoim dzieciom nie przestaja wprawiac mnie w zdumienie i oczarowanie . Czerpia pelna garscia ze slow i imion, ktore im sie zwyczajnie podobaja. Wiec znam dziewczynke imieniem Markiza, inna imieniem Poziomka, Nadziejke ( w tej formie), Cziriklo (ptaszek), starsza pania imieniem Sara, chlopcow – Dziowanniego (tak wlasnie pisanego), Santyago, Duńke. I wszystko to sa ofiocjalne imiona, ktore teraz latwioej jest zapisac w USC niz za komuny, choc wciaz ponoc istnieja listy kalendarzowych dopuszczalnych imion.
A fomę się zdrabnia na fomecek, ale nie wszyscy mogą, bo licencję na to wykupił Owczarek Podhalański. 😆
To tak jak z Ponią Dorotecką 😉
fomę się zdrabnia? 🙄 pierwsze słyszę…
Podwojne imiona maja zawsze kobiety na Poludniu USA (nie wiem czuy zwyczaj sie jeszczze uchowal) – Mary-Lou, Rose-Anne, i takie tam.
A ja mialam niezyjacego juz starszego kolege w pracy, ktrorego nazywano Bilem (skrot od nazwiska), ale poniewaz na imiona mial Jozef Maria, to czasami zlosliwie zwracano sie do niego per: Jezus-Maria, Bil!
Foma jest grecka (pisana przez thete) i oczywiscie rosyjska forma imienia Tomasz wiec pewnie dopuszczalny jes fomek, fomcio, fomus 🙂
No, pogadali, a teraz ktos musi sie zabrac za sprzatanie Gory. Samom Paniom Dochodzacom sie nie obleci. 🙁
Heleno, się wie 😎 choć ja posługuję się wskazywaniem na formę ukraińską 😉 a tam się chyba nie zdrabnia, przynajmniej nie spotkałem się
A ja muszę galopem w teren, czyli tradycyjnie – doczytam jak wrócę. 🙂
Znam dobrze fenomen opisany przez Nisię, więc i mnie zdarza się zdrabniać imiona kolegów: Stasieńku, Zdzisieńku, Januszku, Mareczku… 😆 Odrobinę to ironiczne, ale staram się, by było to wypowiedziane zawsze z odcieniem sympatyczności. I chyba mi się to raczej udaje: pewien znany mi Rafał nienawidzi, jak się do niego mówi Rafałku, ale mnie jakoś na to pozwala 🙂
U nas tego chyba zupelnie nie bylo. Bo kazdy dobrze rozumial swoje kompetencje i role.
Wiec technik mowil(a): Prosze nie szelescic kartka, Heleno.
Realizator mowil(a): Prosze ostatnie zdanie przeczytac jeszcze raz – mowiac ory-ginal, a nie or-ginal, Wiko. Podziel ostatnie zdanie na dwa, bo jest slabo zrozumiale.
Czytajacy mowil: Wojtku, przeczytam to jeszcze raz, bo musze sie odkaslac.
Szef mowil: Prosze kolegow potraktowac moje slowa ze SMIERTELNA powaga.
Zespol mowil: Prosze do nas nie mowic tym tonem, Krzysztof/Gienek/Marku. Nie jestesmy w przedszkolu.
Heleno, pogubiłam się, nie wiem, o co chodzi. Możesz wytłumaczyć?
Zgadzam sie z Teresa po wewnetrznej analizie. Ja nie lubie swojego imienia bo ile razy slysze je w pelnej wersji oficjalnym tonem to znaczy cos przeskrobalam. Tak mi zostalo z dziecinstwa. A mam tylko jedno imie.
A w ogole to mialam byc Grzegorzem 🙂
Irytuje mnie ta moda ze stary excuse moi le mot piernik kaze do siebie mowic per Jasiu itd. Przyznam ze to przez Pszoniaka ktory mi dziala na nerwy.
Ale od kiedy Mruczus maly nauczyl sie mowic to nazywam sie mama i to mi sie podoba 😉
Ja w biegu dziś.
Była chyba taka książka „Dwojra Zielona”, ale nie mam czasu sprawdzać.
Dwojra – ładnie!
U nas w domu imiona wybierał tata i on też wymyślał zdrobnienia. Moja siostra Małgorzata drogą skrótów stała się Itą – Małgorzata – Margarita – Rita – Ita. Ja nie wiadomo jaką drogą, ale chyba przez eliminację spółgłosek zostałam Oją. Oja, Ojka, Ojeczka, Ojczynder, Ojczyzna. Brat tylko był normalnym Andrzejem, choć jeden kuzyn Andrzej był Dziekiem.
Jak byłam mała, nie lubiłam swojego pięknego imienia, Monika. Potem zmądrzałam.
Lecę dalej!
No przecież w Medalionach była ta Dwojra Zielona!
nazywam sie mama i to mi sie podoba
Mruczusiu, zstosowałaś pewnie uproszczenie, ale nawet jeśli, to jest ono bardzo interesujące. Słowo mama nie jest z natury neutralne znaczeniowo, jak imię (dla potrzeb dyskusji, pomijam całą filozofię znaczeń przypisywanych imionom w różnych kulturach, dobrze?). Ono określa relację, funkcję, a zatem odpowiedzialność, obowiązki i co tu dużo kryć – ograniczenia.
To ciekawe, że zwykło sie przyjmować, że do dzieci zwracamy się po imieniu, ale one nas określaja słowem wyznaczającym relację. W relacji z dzieckiem przestajemy być sobą, Marią, Teresą, Agnieszką, Tomaszem, Krzysztofem, a stajemy się mamą lub tatą? Ciekawe, jaka część naszego ja musi się wycofać, żeby relacja została zachowana, a jaka musi się pojawić. I czy ta nowa, dopisana część staje sie naszym integralnym składnikiem.
Sorry, to byla pomylka, mialo byc u Passenta. Juz przenioslam. Bobik skasuj prosze moj komentarz do ET.
vesper
to ciekawe spojrzenie. Musze to sobie dobrze przemyslec zanim odpowiem.
Do przemyśleń ostatnio się nie nadaję 🙁
Jotko, z pigwy nici, ale pigwowce jako tako obrodziły. Chętnie się podzielę, tylko nie wiem jak, bom uziemiona.
Nisiu, jakos od poczatku wyczuwalam w Tobie imienniczke. 🙂
A Debora, czyli przepiekne imie Dory, wcale mi sie nie kojarzy w pierwszym momencie wylacznie hebrajsko, ale to pewnie dlatego, ze Amerykanie maja przeciez mnostwo imion starotestamentowych (tradycja protestancka, ale wystepuja i u katolikow, droga osmozy). No i w Concord szczegolnie wszyscy kojarza Debre (takiej wersji imienia uzywa) jako przemila i charyzmatyczna wlascicielke sklepu ze zdrowa zywnoscia, matami do jogi, itp. Jest to takie miejscem, gdzie wszyscy wszystkich spotykaja (jest pare innych takich miejsc, jak np. biblioteka, ksiegarnia, poczta i sklep z serami, oraz farma Hutchinsa). And yes, she is Jewish (ale znam pare Deb i Debbies, ktore nie sa). 🙂
Heleno, dziekuje za namiar programu, zaraz poszukam. Bardzo nam pasuje, i pod wzgledem tematycznym (nie ma problemu z wiedza, kto to byl Bima), i w ogole, bo Matylda bardzo sie interesuje historia. I pogodnym wspolistnieniem religii takze (to rzeczywiscie niezwykla tradycja tego regionu swiata, w sumie malo znana, a teraz troche przyslonieta wydarzeniami z pierwszych stron gazet; czesto o tej tradycji, do dzisiaj jak najbardziej zywej, wspomina wspomina Dalajlama).
A, i jeszcze podwojne imiona juz sie spotyka i na polnocnym-wschodzie Stanow (nie dalej jak wczoraj rozmawialam z Mary-Lou, urodzona i wychowana w tym regionie), choc tutejsza tradycja, tez bardzo ladna, jest nadawanie nazwiska panienskiego matki jako drugiego imienia dziecka. Najbardziej znanym przykladem tej tradycji sa imiona prezydenta Kennedy’ego: John Fitzgerald (nazwisko matki, nee Rose Fitzgerald).
Pod wpływem filmów i seriali amerykańskich i w Polsce zaczęła się szerzyć moda na imiona biblijne kojarzone niegdyś wyłącznie żydowsko. Pierwsze pokolenie urodzone w czasach tej mody już dorasta, więc coraz częściej spotykam – i automatycznie jeszcze bywam zaskoczona – Dawidów, którzy nie są Żydami. Jest nawet młody poseł PiS o tym imieniu, który zdaje się będzie kandydował na prezydenta Wrocławia 🙂
Odchodząc od tematu: kolejny odlot, już chyba na Księżyc:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,8441669,Jaroslaw_Kaczynski_wyslal_list_do_ambasadorow__Z_Rosja.html
Veni, vidi… znaczy, dowlokłem się do domu, zobaczyłem, co piszecie 🙂 , a teraz muszę zawalczyć z chęcią natychmiastowego popadnięcia w absolutne nieróbstwo i zwyciężyć. Bo i kolację chce się zjeść, i pranie trzeba powiesić, i na jutro różne rzeczy przygotować…
Ale najpierw herbata i 15 minut przerwy. 🙂
Księżyc na ten odlot Jarka zdecydowanie za blisko. 😯 To musi być jakaś wiele dalsza planeta.
Miejmy nadzieję, że kolejnym etapem będzie czarna dziura. 🙄
To juz chyba full blown schizofrenia? Podejrzewam, ze kazda placowka dyplomatyczna, podobnie jak kazda redakcja, ma dyzurnego schizofrenika, ktory pisze do niej pieniackie listy domagajac sie natychmiastowej interwencji. Tak bedzie pewnie potraktowany ten list – to znaczy pojdzie prosto do dolnej szuflady – a la poubelle,
Spodobal mi sie pierwszy komentarz czytelnika jaki znalazlam pod doniesieniem:
„Prezes Jarosław Kaczyński ujawnił jakie było zadanie Prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Zgodnie z rozkazem brata Jarosława, miał lecieć do Rosji i popełnić samobójstwo na terenie wroga…i tak się stało. Szkoda że przy okazji zabił 95 porządnych ludzi….”
Teraz twierdzi, że nie wysyłał 😉
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/prezes-pis-nie-wie-nic-o-liscie-ktory-wyslal-do-am,1,3706377,wiadomosc.html
Zaloze sie, ze nastepny list Prezesa do Europy i Swiata bedzie o tym, ze Putin recamy Tuska wmontowal mu odbiornik do mozgu, ktory caly czas nadaje. 😯
jesien idzie wielkimi krokami, kasztananami zasypane zastalem dzisiaj sciezki moich terenow zielonych, znalazlem tez trzy orzechy wloskie ukryte w trawie (inni byli wczesniej 🙂 ), rozlupane pachna swiezoscia, gorzko smakuja, w czytanym w
pracy Diogenes Magazin redakcja napisala o
Mrozku „…der letzten wirklichen Humanisten in der europäischen Literatur…”, moze wiec Nobel, pazdziernik juz tuz, tuz a okazja
moze tez ostatnia…….
Na szczęście Prezes pisze, ale nie wysyła 🙂
Ale wysyłają mu inni 😉
Zajob zakaźny to się nazywa…
Jak list Prezesa trafił w ręce Ryszarda Czarneckiego, to chyba jasne, że ten ostatni nie mógł się oprzeć chęci upublicznienia wiekopomnych przemyśleń. Bo a nuż kto inny zrobiłby to pierwszy i zebrał u JK plusy dodatnie… A bez takich plusów ostatnio w ogóle do Prezesa nie podejdź. 🙄
A z tym odbiornikiem to nie było tak. Jego Prezesowi wmontował sam Pan B. i dlatego Tusk z Putinem powinni przejść na nasłuch, a nie podskakiwać.
http://zyciegwiazd.onet.pl/1626700,1,afera_kawowa_z_monika_richardson,wywiady.html
Who the hell is Monika Richardson? 😯
Wiem kim jest, a raczej byla Natasha Richardson, slyszalem tez o jej Tacie. Ale czy to jakas ich krewna? 🙄
Wystarczy Sierżanta zapytać. 😉
http://pl.wikipedia.org/wiki/Monika_Richardson
vesper
W relacji z dzieckiem przestajemy być sobą, Marią, Teresą, Agnieszką, Tomaszem, Krzysztofem, a stajemy się mamą lub tatą? Ciekawe, jaka część naszego ja musi się wycofać, żeby relacja została zachowana, a jaka musi się pojawić. I czy ta nowa, dopisana część staje sie naszym integralnym składnikiem.
Myslalam myslalam i wymyslilam ze w zyciu przyjmujemy rozne role i zadania w zaleznosci od sytuacji – w obecnosci dziecka jestem mama – ale nadal soba, bycie mama zostaje przefiltrowane przez moja osobowosc. Moge byc tylko taka mama jaka potrafie, z moim charakterem i sposobem bycia. Moje ja sie w tym wypadku nie wycofuje tylko jest w 150% skoncentrowane na dziecku, z wylaczeniem moich osobistych zachcianek. Wieczorem jak teraz moge sie poswiecic czemus innemu. Tryb mama jest na stand-by 😉 W pracy tez jestem widziana jako pracownik a nie jako ja, nikt sie nie wglebia kim jestem.
Tak bym mogla dalej przynudzac ale to za trudne dla dachowca 😉
i co powie mąż Mruczkiewicz ze ide spac zabierajac do lozka komisarza Wallandera 😯
co do Kaczynskiego znalazlam komentarz pod artykulem ze to Fotyga koperty adresowala 😆
Kupilam trzy dni temu kilo gruszek, bardzo pieknych, nieznanej mi odmiany Forelle. Byly twarde jak kamien i takimiz pozostaly trzy dni pozniej. Mimo to sprobowalam i sa one bardzo dobre, tylko twarde jak kamien.
W tej sytuacji powinny sie ladnie nadawac na kompocik Belle Helene. Czy ktos to kiedys robil/jadl? Czy warto sie paprac? Czy wytrwale czekac jeszcze tydzien az ew. zmiekna, a potem dac do kompostu?
Moniko – piękne mamy imię, nie?
A nicka pożyczyłam sobie od mojej najukochańszej, nieżyjącej już cioci Nisi – Fra-nisi. Uznałam, że i Franisia i Monisia kończą się jednakowo, a zawsze miło pomyśleć o tej właśnie cioci. Była samym dobrem. Przed wojną takich ludzi drukowali.
Zastanawiam się czasem nad stanem psychicznym Kaczyńskiego i chwilami nawet jest mi go żal. Współczuję chorym na ogół. Natomiast cała ta jego cyniczna drużyna z panią Kluzik na czele – kobietą, której można zrobić dowolny afront… szkoda gadać. Ale co można myśleć o ludziach, którzy potrafią tak kłamać (vide absolutnie cyniczna kampania wyborcza) i przeinaczać rzeczywistość?
No, po prostu siedzę i trzymam się za głowę!
Monika: Amerykanie maja przeciez mnostwo imion starotestamentowych (tradycja protestancka, ale wystepuja i u katolikow, droga osmozy). – a ci Amerykanie ze Św. Ziemi Krzyża, obecnie zwanej Brazylią, to okropne mnóstwo i czasami człowiek się czuje w gronie ludzi jak wewnątrz Biblii.
Co z Belle Helene???!!!
Helene est toujours belle 😆
Wydaje mi się, że te gruszki prędzej zgniją niż zmiękną.
Zaraz, zaraz, ale ja jako Belle Helene znam całościowy deser, z gruszką, lodami i sosem czekoladowym. Czy to chodzi o ugotowanie gruszek w celu przyrządzenia tegoż deseru, czy kompot BH to jeszcze coś całkiem innego?
Forelle to po niemiecku pstrąg. Gruszki o smaku pstrąga jakoś nie budzą mojego zachwytu. Chyba bym tej odmiany nie kupił. 🙄
Toz dlatego chce je zutylizowac. Tylko nie wiem czy sie oplaca marnowac wino na kompocik, ktore mozna wypic bez gruszek.
Że prędzej zgniją niż zmiękną to niekonieczne. Znam takie oporne gruszki, które 2-3 tygodni potrzebowały, ale w końcu zmiękły. Problem polega tylko na tym, że w tym czasie się o nich zapomina i bywa, że zmiękną nawet bardziej, niż by się chciało.
To moja bardzo subiektywna opinian, ale raczej nie warto. Deser Belle Helene to nie jest taki znowu aż cymes, żeby poświącać nań przyzwoite wino. Gruszka w czekoladzie z sosem, ot co.
O! Teraz gadasz, Vesper! Tez podejrzewalam, ze lepiej wino wypic nie zawracajac glowy brudzeniem pieknie wysprzatanej kuchni. A zreszta zaden deser BEZ czekolady sie nie liczy, chyba, z mowimy o tych takich portugalskich ciasteczkach wypelnionych custardem, przypalonych z wierzchu. Te sie obejda bez czekolady. Akle gruszka? Jamais!
A dlaczego właściwie musi się z czegoś rezygnować? Większość znanych mi przepisów na gruszki BH obchodzi się znakomicie bez wina. Gruszki gotuje się w syropie z wody i z cukru i przyrządza z nich deser, a wino wypija się osobno. I wtedy nie trzeba sobie łamać głowy. 🙂
Np. takie cos:
http://allrecipes.com/Recipe/Pears-in-Chocolate-Sauce/Detail.aspx
Ale osochodzi? 😯 Na ten przepis też żadnego wina nie trzeba poświęcać. Wewczym rzecz? 😯
Myslke tez, z zamioast tego damulkowatego coffee flavored liqueur mozna chlupnac to, co sie ma piod reka – scotcha albo raczej bourbona. 🙂
Tak, czy siak, to tylko gruszka. Nie szkoda fatygi?
Heleno, muszę przyznać, że doskonale rozumiem Twoje podejście do deserów. Mnóstwo czekolady, musie się trochę ciągnąć, trochę chrupać. Najlepiej, kiedy czekolada jest gorzka, żeby można było popijać czerwonym winem, które było do kolacji. Sie rozmarzyłam.
Bobik, to nie Wigilia z trzynastu dan z kompocikiem na koncu!
Nikt nie odpowiada uczciwie na moje pytania, tylko się nabijają. 🙁 Chyba muszę zaraz zacząć udawać obrażonego. 🙄
Ja jakos powoli dochodze do wniosku, ze najczysciej w kuchni bedzuie jak sie pokroi gruszke na olasterki i zje zagryzajac czekiolada i zapijajac bourbonem. Mozna tez zapalic swieczke waniliowa.
Wychdzi wlasciwie bardzo dietetycznie, bo bez cukru. Samo zdrowie!
Tak, Heleno, rozsądek górą. Czekolada i bourbon bardzo dobrze się komponują, gruszka w tym nie przeszkadza, więc po jakiego diabła siedzieć w kuchni nad kompotem, skoro można wygodnie w fotelu.
No to zapraszam wszystkich na La Poire Belle Helene sans la poire.
Mais Helene, avec du poire! Tylko poire w plasterkach.
du poire, czy de la poire? Jak ja juz dawno nie używałam francuskiego …
Sama Ci pokrojem na mandolinie.
Nie żałuj, choć przyznam, że bardziej mnie te wyskokowe dodatki nęcą niż gruszka.
No, pewnie.
Dobranoc!
De poire, gruszka to dziewczynka 😀
http://www.youtube.com/watch?v=JD-ycCz3LYU
Merci 🙂
W zasadzie wiem, co to znaczy le poire – ostatnio byłam nawet we Francji i jadłam TO. Ale nic nie poradzę, dla mnie la poire to por.
I dlatego – że pociągnę wątek – konfitury z le (czy jaktam) poire (do kupienia w moich ulubionych wypasionych delikatesach) zawsze, ale to zawsze w pierwszym odruchu budzą zdziwienie: kto robi konfitury z pora?
Nisiu, por to poireau. Nie mam na podorędziu utworu w formie poru 😉 , ale stąd wziął się Hercules Poirot 😆
http://fr.wikipedia.org/wiki/Poireau
„W formie pora” chyba raczej, za to „utworu w formie poru” się rymuje 😀
I por to facet, też jak po polsku 😉
Bonne nuit!
Ta muzykalna gruszka bardzo ładna.
A ja lubię to: http://www.youtube.com/watch?v=i8356FxUT20&feature=related
To jest coś takiego, co się powinno wsadzić do lodówki przed podaniem. Jak ktoś gra zbyt ekspresyjnie, to muzyczka traci sens. Chłód i dystans, ot co.
Wiele deserów powinno się chłodzić.
Doro, z tym porem nic nie por-adzę. Niektóre rzeczy są silniejsze od nas. Próbowałam, bez rezultatu. Dla mnie nie ma gruszki po francusku. Są dwa pory, a nawet trzy, włączając Poirota.
A Poirot hodował dynie.
Przy jego pedanterii – musiało go wkurzać własne nazwisko – z tym zielonym pędzlem na górze.
O dzisiejszych owocach powiem ogolnie, ze sa do bani. Tak tak panie dziejaszku, dzieckiem bedac potrafilam zjesc cale drzewo czeresni, las jagod, cala galaz jablek malinowek, bo one mialy inny, intensywny i bardzo dobry znak. Dzis drzewo musi byc niskie, urodzic owoc z kazdego kwiatka, jablka maja pancerna skorke, zeby mogly lezakowac do nastepnej jesieni, a gruszki? Cala przyjemnosc z jedzenia gruszek byla w ich kruchej soczystosc. Twarde jak kamien? Dodac do kompostu juz teraz, przed przrobieniem na Belle Helene. Rzadko kupuje owoce, bo zwykle spotyka mnie zawod. Teraz tez mam w spizarni twarde i wykrzywiajace gebe swoja kwasnoscia jablka McIntosh oraz kosz slodkich jak ulepek, ale nie do przegryzienia z uwagi na skorke jablka imbirowe. Obydwa rodzaje wygladaja pieknie jako dekoracja stolu. O wodnistych morelach i brzoskwiniach, kwasnych jagodach (ale nie tych czerwonych krakowskich, bo te powinny byc kwasne) nie bede juz truc o tej porze…
Kroliku, pyszne owoce jeszcze sa, tylko najlepiej z prosto z farmy, albo chociaz z uczciwego farmers’ market, tzn. takiego, gdzie rzeczywiscie sprzedaje sie lokalne produkty, i najlepiej z farm organicznych, bo one staraja sie o zachowanie w obiegu starszych odmian. Teraz zajadamy sie przeroznymi jablkami, przy jedzeniu ktorych nie trzeba przegryzac skory slonia, a jak sie w nie wgryzie, to sok cieknie po brodzie. I pachna jablkami, bo nigdy nie byly chlodzone. A maliny sa slodkie, starszej odmiany, nie obliczonej na przewozenie przez pol kontynentu. Po jagody zas w sezonie ustawiaja sie czasem kolejki u Hutchinsa, zas brzoskwinie z innej okolicznej farmy tez sa takie jak je pamietasz z dziecinstwa. No i takich owocow nie trzeba wcale przerabiac na desery, co bardzo oszczedza naklady czasu i srodkow (w tym cennych substancji procentowych).
i tak to juz mamy czwartek 🙂
wolne wygodne sniadanie
czytanko brykanko
brykam fikam 😀
Mruczusia 29 wrzesień 10, 23:10
„co do Kaczynskiego znalazlam komentarz pod artykulem ze to Fotyga koperty adresowala ” – Mruczusiu, kazdy znajdzie wlasciwe sobie miejsce w zyciu, kazdy 😐 8)
Nisia 29 wrzesień 10, 23:22
Nisiu, masz tez moje rece do trzymania (mnie tez glowa boli)
brykam fikam 😀
jakby gruski sie skońcyły, to jesce trocha mom
http://www.youtube.com/watch?v=EsjDGWwKbpc
Dzień dobry 🙂 „Fartusek grusek” jest u nas w domu kultowy. 😀 Zwłaszcza jak ja przejawiam niechęć do wykonania jakiejś czynności, to zaraz słyszę „a pies nnieee chce..”. Nie będę ukrywał, o tym kiju, co musioł piesa wolić też czasem podśpiewują, ale bardzo pod nosem. Głośno się boją, żeby tutejszy TOZ nie przyleciał. 😈
Pamiętamy… 😆
A co do grusek i Erika Satie: dobrze prawi Nisia, że trzeba grać tę muzykę – nie tyle z chłodem, co właśnie z dystansem i spokojem. Żadnych ckliwości. Gnossiennes i Gymnopedies zbanalizowano już do cna i tylko spokój je może uratować. Części w formie gruszki nie są aż tak oklepane (pewnie dlatego, że są na cztery ręce) 😀
Utworów z lodówki ja dziś nie mogę, bo mnie gardło boli. 🙁
Części w formie gruszki to Modigliani malował, a może nawet i oklepywał, ale żeby na cztery ręce… 😯
Muszę znowu w teren, czyli zostawiam Was samych na gospodarstwie. Robienie przetworów z gruszek dozwolone, wpuszczanie kotów również, tylko bardzo proszę nie brać przykładu z blogu Pani Kierowniczki i nie komentować po chińsku, bo po powrocie musiałbym wszystko baaardzo długo czytać. 😎
wpuszczanie kotów, prosz…. byle nie w maliny, hm
Z wokalizami na jednej samogłosce też można tutaj, czy raczej na Dywan do Kierowniczki?
Ufff!!! Oddaliśmy dokumentację potrzebną do ubiegania się o dofinansowanie Gminy dla UTW. Nie cierpię takiej roboty 👿
haneczko,
czy 9 października też będziesz uziemiona? Może my wpadniemy?
śmiesznie napisane: http://kleofas.blogspot.com/2010/09/krzyzowa-droga.html
W nawiązaniu do gruszek – tych jadalnych – jakiś czas temu robiłam z moimi podopiecznymi konfitury z gruszek, do gotowych już konfitur dolewaliśmy trochę Danziger Wasser, smakowały wybornie. Resztę likieru omy wypijały, żeby zakonserwować się osobiście.
A to ci dopiero wiadomość:
http://wyborcza.pl/1,75248,8443703,Episkopat__skonczyc_z_ta_Komisja.html
Najciekawsze zdanie pada na końcu. Może właściwie służyć zamiast komentarza.
Heads I win, tails you lose… 😉
Chyba tylko koty sie uciesza z tego chleba (dostepnego w Londynie)… 🙄
http://www.huffingtonpost.com/2010/09/30/dead-mouse-found-in-bread-photo_n_745069.html
Czy ktoś ma jakąś szybką i cichą (warczeć to my, a nie nam) suszarkę do psów? 🙄
Przebrzydły, listopadowy luj przez całą drogę się ze mną szamotał, no i teraz ani jednego suchego kawałka na mnie nie ma. 🙁
A głodny jestem taki, że nawet tę zapiekankę z myszą bym zjadł, gdybym nie miał dobrego serca, które każe mi jednak zostawić ten smakołyk miauczącym.
Przeciągłe samogłoski właśnie sam z siebie wydaję i chętnie powitam współchórzystów. Chór na ogół lepiej wychodzi wespół w zespół niż solo. 😎
Oooooooooo…… 🙁 🙄 😕
Bobiku, ja z chęcią.
Uuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu…
Iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii…
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
Największe wrażenie wywarło na mnie przeciągłe i. Może uznamy je za refren, żeby móc kilka razy powtórzyć? 🙂
Jotko, możemy umówić się u mnie, w pracy 🙂
Tu wyją i tam wyją albo i łkają… Nie będę, ani w chórze, ani solo 👿
Monika: zas brzoskwinie […] tez sa takie jak je pamietasz z dziecinstwa. Czemu ja miałem takie proste, japko-ślifkowe dzieciństwo, nawet nie wiedząc na czym polegają brzoskwinie?
Haneczko, wycie Ci się nie podoba? 😯
Św. Bernard z Clairvaux powiedział: kto mnie kocha, ten kocha i mego psa. Ja uzupełniam: kto kocha mnie, kocha i moje wycie. 😎
Kochanego wycia nigdy dosyć 😉 ? Baaardzo dyskusyjne 👿
To ja się przyłączę solfeżem:
do do re mi doooooo
Szanowne Blogowisko jest proszone o radę dla zaprzyjaźnionego kociego personelu. Co to jest, kiedy kocica zaczyna sobie wylizywać włosy do gołej skóry? Miejscami ma już wylizane spore placki albo paski i dalej liże. Czy to psychosomatyczne, czy czysto somatyczne, a jeżeli to ostatnie, to z jakiego powodu i co na to robić?
Najprostsze rozwiązanie, czyli pójście do nieludzkiego lekarza, wcale takie proste nie jest, bo kocica każdą taką wizytę odchorowuje i personel nie chce jej na to narażać, jeżeli byłoby jakieś inne wyjście, np. diagnoza blogowa. 🙂
vitajcie! a cóż to za gruszkowa kampania ? Przyznam się że bardzo je lubię szczególnie klapsy 🙂 czy klopsy?….
powiedzcie Hoku żeby napisał nowy artykuł , bo nic i nic. 🙂
Jednak zawyję, z radości 😀 Im gorzej, tym lepiej 😈 http://wyborcza.pl/1,75478,8449272,Kaczynski_w_Radiu_Maryja__Pomniki_smolenskie_w_calej.html
już się nie interesuję tymi sprawami tylko przyrodą 🙂
Gruszki rasy klopsy są absolutnie najulubieńszymi owocami psów. 😈
Bobiku a moze to jakies uczulenie i dlatego swedzi? Jedzenie uleglo zmianie? A czy doktor moglby przyjsc do domu?
Bobik się nie podlizuj.:) Ten kot ma jakieś pasożyty na skórze albo jest uczulony na kosmetyki . Swoja drogą ja też się nieżle wyrżnęłam . 🙂
Helena potrzebna od zaraz. Takiego kociego zmartwienia nigdy nie mieliśmy.
wet. zrobi zastrzyk i po sprawie. Ja też planuje sobie kupić kota. 🙂 Na wiosnę .
oczywiście bez pasożytów.
dobrej nocki 🙂
Wiosna bez pasożytów jest o niebo lepsza od wiosny z pasożytami. 🙂
Doktor żaden do kocicy do domu przyjść nie chce, a kocica jeszcze bardziej nie chce pójść do żadnego doktora. Coś jak Kozak z Tatarzynem, tylko na odwrót. 🙄
Ale właśnie dlatego personel pożąda dobrych rad ze środowiska pozaweterynaryjnego.
Bobik nie sprzeciwiaj sił tylko kota zanieś na zastrzyk bo nic nie ma szkaradniejszego od kota bez futra ?!!
A jakże ja mógłbym koty gdziekolwiek nosić? Który kot by się na to zgodził? 😯
Nie mój kot, ale moje zmartwienie, bo i zwierza mi żal, i personelu, który bezradnie ślozy leje. 🙁
Bobiku, zapodalam Pani Starszawej. Moze sie objawi moja kochana encyklopedia w siedemnastu tomach z suplementem za frico. Fajnie by bylo. YUHUUUUU!!!! 🙂
A propos diagnozy blogowej, odnosze mialkie wrazenie, ze Iranczyk z przeciwka i od bardzo dobrego kebaba jakas miete czuje, bo chce mnie masowac gratis. Masaz bardzo chetnie, Iranczyk jednak moze sie powstrzymam.
Czy ktos ma rade, jak to zrobic, zeby masaz byl, a Iranczyk jakos tak niekoniecznie?
żeby przyjemność była i wianek został? proszę, nie…
Bobiku, zanim Dr. Helena sie zjawi, moze ta informacja ci sie przyda?
http://www.ehow.com/way_5128322_treatment-dry-itchy-skin-cats.html
Przyjemność to jest kebab. Wianek to jest rzecz niesmaczna, więc nie ma się co nim zajmować. Masaż dobrze robi na trawienie. Dotąd wszystko jest jasne. Ale ten Irańczyk rzeczywiście do niczego nie pasuje.
Może by go przerobić na Orańczyka, żeby pasował przynajmniej do Holandii? 💡
Ewentualnością zjawienia się Pani Starszawej jestem tak zachwycony, że chyba nawet gardło odrobinę mniej mnie boli. 🙂
Króliku, dziękuję, przekażę solennie. 🙂
Wianek też może nieźle zrobić na trawienie. Zwłaszcza jeśli ma kolczaste elementy…
Czarny humor, hehe,
Kupowałam dziś nagrobek i mi zostało.
Zdecydowanie wolę kupować przegrzebki niż nagrobki. 🙄 Ale rozumiem, nie zawsze ma się wybór. 🙁
Pani Starszawa zaskajpowala, ze jest bardzo zajeta, bo przygotowyje jakas konferencje, ale ze przeczytala lapczywie i zamierza sie wlaczyc.
No wlasnie, z Iranczykiem z Teheranu problem. Chyba zrezygnuje z massage. A tak by sie przydalo…
A na razie dzisiejsze dobranoc
🙂 🙂 🙂
To mordki w sprawie Pani S.
Wiecie co to jest Gliese 581? To jest oddalona o 20 lat świetlnych planeta, którą naukowcy podejrzewają o podobieństwo do Ziemi i może nawet o to, że tam żyją jacyś…
Ciekawe, czy mają pasztetówkę, albo przynajmniej kebab. 😆
Stawiam na pasztetówkę. Gdzieś sprawiedliwość musi być 🙂
Tereso, czyli sprawiedliwość mamy gdzieś? 😯 😉
Sie łapie za słówka na tym blogu, a taki niewinny piesek… Bobiku, Ty czasem nie zaczynasz dojrzewać? 🙁
Ależ skąd, Nisiu, za żadne skarby! Tylko słówka to taki wirtualny odpowiednik nogawek. A któreż szczenię nogawkom się oprze? 🙂
Bobiku, jeżeli chodzi o tego łysiejącego kotka, to bez weta chyba się nie obejdzie, bo przyczyn może być wiele – grzybica, alergia, pasożyty, wewnętrzne schorzenie lub nerwowość. Też znałam takiego kota, musiał przejść terapię lekarstwami, potem sierść mu odrosła, a był już bardzo łysy. Trwało to kilka miesięcy.
O tej Gliese też czytałam, ciekawe czy tam też mają takie problemy jak my?
teresa czekaj: Irańskie reiki? Komputerem?
Bobiku, święta racja z tymi nogawkami. Ogonki w górę! Spódnica też się nieźle sprawdza, but, duży palec u nogi, to, w co go zawinięto dla opatrzenia ran ciętych, ostatecznie trawka. Kopanie dołków, może być herbatka z filiżanki i lulu!
http://picasaweb.google.pl/108203851877165737961/Szczeniaczki#
Przyjemnych snów!
brykanko fikanko pod koniec tygodnia prawie tak samo dobrze
robi jak teheranskie reiki! 🙂
brykam fikam 😀
paryska Teresa zaskoczyla mnie
lekkomyslnie rezygnuje z massage, Tereso moze na zapleczu
„kebabowni”? 8)
obczytany (malo Was wczoraj 🙂 )
brykam 🙂
Sorry Wszyscy, ale po wczorajszej plywalni, padlam i zasnelam snem Sprawiedliwego Wsrod Plywakow, choc ten nieznany mi dotychczas basen jest absolutnie do d. jak baseny leca.
Ale first things first.
Zdaignozowanie nadmiernego wylizywania sie az do lysyuch miejsc u kota nie jest proste, gdyz przyczyny sa bardzo rozne, Najczestsza to ostre uczulenie na pchle g..na, ale takze np za duzo ryb w pozywieniu. Moze byc tez grzybek znany jako ringwarm. Sa tez i powazniejsze schorzenia, jak anemia, ktora czasami bywa objawem kociej leukemii. Tu jest przeglad:
http://www.kingcounty.gov/safety/AnimalServices/pettips/cattips/excessivelicking.aspx
Wiec chyba bez weterynarza sie nie obejdzie.
I jeszcze to, Bobiku, Pruritis in cats:
http://www.petmd.com/cat/conditions/skin/c_ct_pruritus
to prawie jak z Housa: – panie doktorze, co mi jest? – jest pan uczulony na g… proszę się ograniczać
Dzień dobry 🙂 Helena jako doktor House? Coś w tym jest, choć nie do końca potrafię powiedzieć co. 😆
W każdym razie serdecznie dziękuję za wszystkie podpowiedzi, które skrzętnie przelinkuję dalej, zawiadamiając równocześnie koci personel, że niestety – nieludzki lekarz być musi.
Lać przestało. 😯 Ale sądzę, że to w pogodowej modzie raczej pojedynczy napad fantazji, niż obowiązujący na jesień trend. 🙄
rysberlinie, tak sadzisz, tak sadzisz, naprawde tak, ze rezygnacja z iranskiego reiki jest lekko-myslna?
Och, dzieki, nigdy nie sadzilam, ze mam tak lotny umysl. To pewnie te opary kebabu. Czuje sie jak po masazu (komputerem, oczywiscie) brykam, fikam! 😉
Mózg dziwnie lotny w kebabu oparach,
chciałby się ciału o masaż postarać,
bo chociaż ciało cudne jak Gioconda,
czegoś mu braknie, być gniecione żąda
i chytre sobie zadaje pytanie:
jak się załapać na to masowanie?
Kiedy Irańczyk do ciała się zbliża,
w kąt wszystkie idą uroki Paryża,
każdą komórkę taka wizja kręci,
by się ugniotom poddać bez pamięci
i każda sobie zadaje pytanie:
co najpierw, kebab, czy też masowanie?
Choć nieraz ciało w salonach bywało,
czegoś mu jednak zawsze było mało,
jak przez złośliwe gonione buldogi,
ciągle się chroni w kebabowni progi,
i tamże sobie zadaje pytanie:
może, cholera, jednak masowanie?
O spokojności, zdrowiu tego ciała
dużo Teresa ostatnio myślała –
czy je biczować, czy nacierać łojem,
czy zająć wojną, czy lepiej pokojem
i tak jej z owych rozmyślań wynika:
że masaż owszem, lecz bez Irańczyka.
I patrzcie, ludzie, gdym te rymy składał,
jeden się kundel znajomy wygadał,
że nagle zniknął problem, bo od dzisiaj
można się zdalnie masować u Rysia
i tylko jedno zostaje pytanie:
najpierw brykanie, czy najpierw fikanie? 😎
Najpierw śmiechowe tarzanko 😆
No, drugi Bobik Mickiewicz ten Pies! 🙂 😆 😆
A ja tymczasem przeczytalam. ze Psychiczny w coraz wiekszej furii rozrabial wczoraj u Rydzyka bijac Ojca Dyrektora na glowe w snucie apokaleptycznych wizji. W dodatku uwaza, ze Ukraina ma „normalny rzad”, bo podkrada gaz Rosji.
Ale najsmieszniejsze oczywoscie to co mowi o polskim rzadzie. Mysle jednak, ze Psychiczny niebawem wyladuje w kaftanie bezpieczenstwa. Juz przestalo mi go byc zal i uwazam, ze nalezy go leczyc przymusowo, zanim sie sam wysadzi w powietrze. Kurka wodna, co sie porobilo 😯
Choroby nikt sobie nie wybiera, więc nie ma się co wściekać na chorego. Ja już od jakiegoś czasu, odkąd nabrałem przekonania, że odchył umysłowy Jarka to nie tylko takie gadanie, a twarde realia, winię za sytuację tych rzekomo zdrowych, którzy albo psychiczności Prezesa nie chcą zauważyć, albo zauważają, ale nic nie mówią, bo tak im wygodniej.
Przymusowo należałoby go po pierwsze nie leczyć (niech tą sprawą zajmą się jego bliscy), a odsunąć od polityki. Bo przecież nie w jego chorobie rzecz, jako że chorych umysłowo chodzi po tym świecie wielu i wcale mi to nie przeszkadza, tylko w tym, że mimo ewidentnych objawów taki facet nadal może pełnić publiczne funkcje. To wskazuje na – wiele groźniejszą – chorobę systemu politycznego.
Z internetu:
Ekipa Tuska i Komorowskiego mając już powyżej uszu Jarosława, postanowiła zlecić jego zabójstwo Szakalowi, najlepszemu płatnemu mordercy na świecie. Szakal się zadania podjął. Po miesiącu zwrócił zaliczkę i załamany nerwowo tłumaczy iż zadanie jest absolutnie nie do wykonania.
-Dlaczego??!!
-Dlatego że za każdym razem jak mam już faceta na celowniku, to ciągle mnie ktoś trąca łokciem i krzyczy radośnie: No, strzelajżesz wreszcie, strzelaj!!
Jeszcze inaczej. Problem w tych 20-30% poparcia. Na rozum, powinno spaść do marginalnych 5, a nie spada. JK mnie nie martwi, ale te 20-30 nie daje mi spokoju.
Haneczko, ja o tym samym pisałem. Bo nie jestem ja tak szalony, iżby uwierzyć w szaleństwo 20-30% narodu. Czyli zdrowi oni, a popierają. I to właśnie jest chore. 🙄
ja tam mu w wysadzaniu sie w powietrze na pewno przeszkadzac nie bede 😈
Bobiku, wspanialy Twoj wiersz, mrucze z podziwu!
Bobiku, cudo, po prostu cudo! Drukuje, wieszam na honorowym miejscu w Swiatyni Dumania i ucze sie na pamiec…
tadadamdam, tadadadadamdam, tadadadadamdam…
Miło mi, że Wam podeszło. 🙂
A ja od kilku godzin ciężko, a na razie bezskutecznie, pracuję nad przerobieniem się w karpika koi. Dowiedziałem się, że taki karpik może osiągnąć cenę nawet i pół melona eurów, a opiekę lekarską znacznie lepszą ma od psów i ludzi. 😯
Nie chcem być psem, chcem być rybkom! 👿
Bobiku, rybkom nie warto, rybki głosu nie majom, nie wyczymasz!
Nie majom? To dlaczego jak śledziki gdzieś idom na imprezkie, najpóźniej po dwóch godzinach z danego lokalu słychać bardzo głośny” Czerwony pas” i „Górala”, hę? 😛
Moze nie mam talentu do skladania wierszy 🙁 , ale jestem pelna prawdziwej Cnoty, jak sie porzadnie przyloze. 🙂 Kwiatki przed domem na jesien/zime zasadzone: skrzynka na kuchennyn oknie (umytym z obu stron) wypelniona piecioma zakopanymi w ziemi doniczkami bialych wrzosow, ktore wygladaja bardzio nobliwie. Zazwyczaj sadze takie krzaczki z pomaranczowymi i czerwonymi jagodami, ktore nazywaja sie Jerusalem cherry, ale tym razem mialam ochote na cos wyciszonego.
Jedna duza donica, w ktorej stara hortensja dokonczyla tego lata zywota, wypelniona zostala astrami ciemnoniebieskimi i amarantowymi. Na wiosne dostenie nowa hortensje, pewnie biala, koronkowa, ktora sie tu nazywa koronki Krolowej Anny.
Trzy biale pelargonie na kuchennym oknie (staruszki, ale takie, zmeczone wlasnie lubie) zle znioslu opary farby i terpentyny, wiec ucalowane poszly rekuperowac do goscinnej sypialni. Na ich miejsce weszly trzy bostonskie paprotki, ktore ustawione w karnym szeregu, wygladaja tak jakby odwiedzil moja kuchnie sam sir Terence Conran, bless’im.
No, nalezy mi sie te pol butelki chilijskiego merlota, co czeka od wczoraj . 🙂
Ale wolalabym umiec pisac takie smieszne wiersze 🙁
Chilijskie czerwone to som strasznie zdradliwe. Wczoraj pod wpływem takiego jednego chilijczyka, opowiedziałam mężowi historię, której nie planowałam nigdy mu opowiadać. Czeba uważać 😯
A co Szanowny Malzonek na to? Bo to jest zawsze najciekawsze!
Bobiku kochany. Nie bylabym soba, gdybym nie odpowiedziala na tak cenne rady w sprawie iranskiego reiki:
Jakoż odpowiem Bobikowi snadnie
Brykać, czy fikać – wszystko bardzo ładnie,
Lecz czemuż kompy do tego wprząc trzeba?
Czyż z kompem wzbiję się aby do nieba?
Choć do pierwszego nieba, kornie proszę.
Po siódmym toast w imię gromko wnoszę
I już pytania cień senny się kładzie
Z kompem? Bez kompa? Dusza ma w nieładzie!
Dawnymi laty po zapadłych wioskach,
gdzie spać z kurami idzie każda nioska,
gdzie się przesądy mnożą światło ćmiące
niby króliki, albo i zające,
szeptały babki przy studniach (bez pompy),
że dla masażu niedobre są kompy,
a chłopy rżały rubasznie na rżysku,
że i masaże niedobre dla dysku.
Odeszły czasy te w dal, słusznie nader,
nikt dziś do studni nie spuszcza już wiader
i w chacie każdej (co wreszcie ma pompę)
salon masażu jest – jasne, że z kompem.
W przepastnych kniejach, gdzie borsuk i dzięcioł,
na czatach różnych masuje się z chęcią
prosty myśliwy, twierdząc nie bez racji,
że też chce mieć coś z tej cywilizacji,
a drwal, do piły przykręcając śrubę,
uszy wystawia na masaż jutubem.
Tak to nauka z kompem poszła w las
i rozpowszechnił się masaż dla mas.
A moral z tej bajki pojawia sie jaki?
Nauka bez kompa, a masaze – w krzaki!
http://wyborcza.pl/1,75475,8449493,I_dodam_jeszcze__ze_cie_kocham.html
Profesorcia „tlumaczy” swego pupila.
http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/303887,prosilam-kaczynskiego-by-nie-bral-lekow.html#komentarze
„On niczego z kampanii nie pamieta”!!! Kurde! Mogl zostac prezydentem!
@ Tereso nie poznaję Cię, wreszcie coś innego; , ciepłego miłego. Jeżeli masz dzisiaj imieniny Życzę Ci Wszystkiego Najlepszego :)i takich właśnie pięknych piosenek i listów 🙂
znowu przekręciłam roślinkę ma być jarzębina- 🙂