Świątynia Opaczności

pon., 13 grudnia 2010, 15:58

Z głębokim smutkiem przeczytałem wiadomość, że budowa Świątyni Opatrzności Bożej, wskutek niedostatecznej hojności społeczeństwa i rządu, najprawdopodobniej ulegnie zamrożeniu. Źle to świadczy o Polakach. Naród, który ociąga się ze sponsorowaniem niezbędnych dla jego własnego istnienia przedsięwzięć, nie dorósł najwyraźniej do swojego Kościoła.
Jak bez wielkich kompleksów sakralnych spełniać przewidzianą dla nas przez Watykan rolę przyczółka rekatolizacji? Jak prawidłowo rozwiązywać palące problemy społeczne, w rodzaju leczenia niepłodności? Jak zagospodarować nadwyżki finansowe, które w przypadku niepoświęcenia na zbożny cel mogą zostać zużyte do celów całkiem niezbożnych, że wspomnę tylko wspomożenie przemysłu gumowego lub – co gorsza – zakupienie śpioszków dla nieszczęsnej istotki spłodzonej diabelską metodą in vitro. Jak bez pokrycia 3/4 terytorium kraju świątyniami uporać się z rozpanoszoną zmorą budownictwa niesakralnego? A w ogóle – jak żyć?
Czy można bez wstrząsu moralnego pomyśleć o Naszym Papieżu, który zapewne przewraca się w grobie na wieść, że kolejne poświęcone mu muzeum mieścić się będzie w niedokończonym przybytku? Krzewienie nauki i przybliżanie postaci nie jest rzeczą łatwą ani małą, wymaga odpowiedniej, gigantycznej oprawy i gigantycznych środków. Same pomniki sprawy nie załatwią.
Ogólnie znane ubóstwo polskiego Kościoła nie pozwoli mu samodzielnie uporać się z problemem. Nikt w końcu nie może wymagać od niedojadających i niedopijających biskupów czy proboszczów, żeby na budowę świątyń przeznaczyli zasoby własne lub swej instytucji. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że finansowanie kościelnych budowli jest obowiązkiem ludu pracującego miast i wsi, który, powiedzmy to bez osłonek, coraz bardziej samolubnie dusi te swoje grosiki, chociaż w forsie po prostu się tarza.
Skąpstwo polskich wiernych jest nie tylko skandalem. Jest również wstydem przed innymi narodami, które w przeciwieństwie do nas potrafią zorientować się, co dla nich dobre i ubogacać się, rzucając na tacę stosownie do pożytku płynącego z budowy sakrogigantów. Jakże daleko nam do Wybrzeża Kości Słoniowej, które 8000 m² bazyliki wystawiło sobie już dawno, bez żadnych przestojów i upokarzającego żebrania przez Kościół o datki.
Nie ukrywajmy: do władz kościelnych i państwowych można mieć również pretensje, że dopuściły do tak gorszącej sytuacji. A przecież środek zaradczy jest prosty i od dawna znany: rozwiązać naród i wybrać inny.