Z psiej czytanki
– Łapy precz od mojej miski, wszarzu! – szczeknął Doberman i popatrzył groźnie na Kundla. – Morda też! No, już, spadaj!
Kundel był przybłędą. Urodził się w jakimś strasznym miejscu, gdzie raz go bito, raz głodzono, a najczęściej stosowano oba te sposoby na raz. Mowy oczywiście nie było o tym, żeby mógł swobodnie szczekać, albo upominać się o swoje prawa. Nie wpadło mu nigdy do głowy, że pies to brzmi dumnie. Chciał przeżyć następny dzień, na tyle starczało mu sił i wyobraźni.
Pewnej nocy koło budy Kundla pojawiły się jakieś mroczne, zamaskowane stworzenia i zaczęły strzelać do wszystkich – głodzących i głodzonych. Tylko nielicznym udało się uciec i rozproszyć po niezmierzonym świecie. Ci nieliczni zaczęli szukać innej budy, ale kiedy ją wreszcie znaleźli, okazało się, że tłum chętnych do zamieszkania w niej jest bardzo liczny. I wtedy właśnie do akcji wkroczyły Dobermany, twierdząc, że zawartości miski nie wystarczy dla wszystkich…
Kundlowi nigdy nikt nie powiedział, że w porządnym scenariuszu nadzieja umiera ostatnia, więc uśmiercił ją na długo przed zakończeniem. Które zresztą wcale nie było happy endem.
Bobik odłożył podręcznik z ciężkim westchnieniem. Słyszał o tym, że w ludzkich szkołach pierwsze czytanki są optymistyczne i pogodne. I chwilami zastanawiał się, czy nie wolałby chodzić do ludzkiej szkoły.
Haneczko, mowi sie oczywiscie „psy rasowe” 🙂 Sek w tym ze mieszkam, dosc nietypowo dla osoby swieckiej, w dzielnicy w ktorej juz w tej chwili wiekszosc mieszkancow jest w roznym stopniu religijna, i moje opisy dotycza dzieci z tych bardziej ortodoksyjnych rodzin, ktore nie maja praktycznie zadnego kontaktu ze zwierzetami typu „pet” czy przyroda w ogole. Te dzieci nie znaja pojecia „pies rasowy” bo nic o psach nie wiedza, nie wiedza tez co znaczy merdac ogonem i co pies tym wyraza; zdarzylo mi sie nawet raz odpowiadac na pytanie czy moja suczka daje mleko… Ale nierzadko po zapoznaniu sie z nia i opanowaniu strachu kwitnie przyjazn, i zdarza mi sie stac dlugo czekajac az gromadka 8-10 dzieci skonczy ja zaglaskiwac z wszystkich stron, chichoczac i popiskujac 😀
Skutecznosc w polityce musi czasami ustapic przed gestem. Dlatego domagamy sie aby nasi pollitycy upominali sie o prawa czlowieka rozmawiajac z dyktatorami o sprawach gospodarczych nawet kiedy sa petentami w tych rozmowach.
Komisja etyki rozporzadza tylko symbolicznymi sankcjami w takich wypadkach jak incydent tusokwy. Moze go co najwyzej upomiiec za nieetyczny wybryk.
A okrzykaami oszalale baby bym sie nie przejmowala. Im czesciej beda tak krzyczec, tym predzej uswiadomia sobie, ze istnije inna wrazliwosc postrzegania spraw niz wylacznie macho. Czego najlepsza ilustracja jest zejscie underground Wielkiego Wodz, chyba??? 😉
No żeby nawet peta nie wolno 😯 Coś ta ortodoksja stanowczo za daleko posunięta. Przecież człowiek uczy się od zwierza tylu rzeczy 😯
Głuchnę, gdy ktoś krzyczy. Gdy sama krzyczę, głuchnę i głupieję.
Chyba siem oflagujem 👿 Będę protestować przeciwko czasowi, który leci sobie ze mną w kulki i nijak za nim nie mogę nadążyć 😥
Zwierzaku,
już się zakochałam w Twoim oposie 😆
Lisku,
długie muszą być te spacery, co dziecko to przystanek 😉
Upał, upał, upał 😯
Zejście underground nie jest głupie, rozważam, bo na powierzchni trochę za ciepło. Na bicie piany i takie rzeczy. W przyjemnym chłodzie można będzie się zastanowić, czy między”krzykami oszalałych bab” i „macho” jest dosyć miejsca dla normalnych ludzi. Z naciskiem na „zastanowić”, czego każdemu rzyczliwie rzyczę. 😎
A tak, krzyk bywa nieestetyczny, to prawda, choc czasem jednak jest to jedyna odpowiedz na pewne sytuacje, zwlaszcza, gdy sie okazuje, ze mowienie delikatnie i szeptem tez nie dalo za najlepszych rezultatow. Jednym slowem, niechec do krzyku jako ogolna zasada oceniania czyichs wypowiedzi mnie z kolei nie bardzo pasuje. Juz bardziej mi pasuje ogolna zasada proporcjonalnosci, tzn. im bardziej szokujace zachowanie tym glosniej mozna o nim mowic/krzyczec, ale i tu sa wyjatki. Bo czasem zachowanie rzezcywiscie nie grozi smiercia lub kalectwem, ale jest tak gleboko zakodowane kulturowo, ze po prostu nikt sie na nim nie zastanawia, jest czescia wspolnej nieswiadomej tapety myslowej. I wtedy wlasciwie drazni kazdy przejaw niezgody czy asertywnosci osob, ktore zauwazaja, ze moze cos jest niezupelnie tak (zwykle sa to osoby przez status quo jakos poszkodowane, czy nierowno traktowane). A juz konkretnie co do feministek, to czasem przesadzaja, ale tez wlasnie druga strona bardzo sprytnie przestawia caly dyskurs na dyskusje co do formy ich protestu, a nie co do meritum, i potem juz jest rozmowa o czym innym. O co przeciez chodzilo. Zas osoby zniesmaczone krzykiem, przyczepianiem sie do barierek pod Parlamentem i tym podobnymi technikami wyrazania protestu przeciwko status quo chetnie potem korzystaja z osiagniec, ktore w tak nieestetyczny sposob uzyskano (prawo do glosu dla kobiet, prawo do siadania w przodzie autobusu, itp.).
Zwierzaku, sliczne zdjecia i opowiesci o Twoich ulubiencach. 🙂
A Twoja intuicja, Bobiku, co do dzieci widzacych czasem zwierzyne jako gadzety, raczej niz zywizne, jest odzwierciadlana przez psychologa z MIT, Sherry Turkle, ktora sie zajmuje „wplywem gadzetow na swiadomosc” i pisze na ten temat bardzo interesujace ksiazki. Co nie znaczy, ze w konkretnej sytuacji moglo to byc zwykle dziecinne przejezyczenie. 😉
Heleno, jeżeli jakaś partia koniecznie chce skakać do Elstery, to proszę bardzo, tylko ja niekoniecznie muszę chcieć brać w tym udział. 😈
Nie jestem szczególnym zwolennikiem skrajności, uważam, że zwykle więcej przynosi szkody niż pożytku i jeżeli mogę zająć stanowisko umiarkowane, to je z dużym przekonaniem zajmuję. Nie zawsze mogę, bo są rzeczy, które i mnie oburzają do spodu. Ale staram się widzieć proporcje tych rzeczy. Kiedy ktoś powie „baby nadają się tylko do garów” albo „jak można zgwałcić prostytutkę”, widzę w tym pogardę dla kobiet i mogę ruszać na barykady, czy do Komisji Etyki. Kiedy ktoś robi (raz, nie notorycznie) niezdarny komplement w sytuacji służbowej, widzę w tym nieuświadomione pozostałości patriarchalnych nastawień, co jestem skłonny zakwalifikować raczej jako wykroczenie niż przestępstwo. Czyli – uwagę zwrócić, nie zlekceważyć sprawy, ale nie stawiać jej w jednym rzędzie z wypowiedziami jednoznacznie pogardliwymi.
Im czesciej beda tak krzyczec, tym predzej uswiadomia sobie… Tu też mam potrzebę zniuansowania. Im częściej będą zwracać uwagę – tak. Ale krzyczeć – niekoniecznie. Krzyki często antagonizują i wzbudzają niechęć do krzyczących. Czyli właśnie ten dokładnie odwrotny skutek, o którym pisałem.
Ja wolę dyskusję niż jarmark. I w praktyce sprawdziłem nieraz, że uprzejme zwrócenie uwagi jest wiele skuteczniejsze od awantury. Pozwala temu, kto mi nadepnął na odcisk, „wejść w moje buty”. Jeśli zacznąłbym krzyczeć, skończyłoby się wyzwiskami albo i rękoczynami, nie porozumieniem.
To nie znaczy, że nie ma takich sytuacji, kiedy należy wyciągnąć najcięższe armaty. Ale jednak nie na wróble, ani nawet sroki, bo wtedy strzały bardzo się dewaluują. 😉
Chyba znowu widzę pewne objawy działalności Łajzy. Że też jej się chce, przy tych temperaturach… 😉
Wielki Wodzu, mnie się widzi, że od początku tej dyskusji reprezentowane są również stanowiska „pomiędzy”. 😉 A że są wyrażane również skrajne… No cóż, w dyskusjach tak bywa. 😎
Krzyk odnosil sie do «oszalale baby!» anie do kobiet kttore protestua Do ich krytykow.
Nie nawolywalam do krzykow tylko namawialam aby na te krzyki nie zwracac uwagi.
Moniko, ogladalam wideo tornado w stanie Massachusetts 4 dni temu – przerazajaco to wyglada:
http://www.youtube.com/watch?v=s5fX072sQH8&feature=related
Ciesze sie ze nic Wam sie nie stalo.
Ale niektóre reakcje są odbierane przez otoczenie jako rodzaj krzyku. Na przykład żądanie „surowego ukarania sprawców”, kiedy w powszechnym odczuciu przestępstwo nie należało do najcięższych, albo zachodziły istotne okoliczności łagodzące.
Przypomnę tu rzecz z całkiem innej bajki, ale jakoś obrazującą to, o czym mówię. Pamiętacie petycję, która domagała się surowego ukarania trzylatka za okrucieństwo wobec kota? Jak kocham zwierzęta, tak nie mogłem tej petycji podpisać, bo domagała się kary absurdalnie nieadekwatnej do czynu (a przede wszystkim sprawcy), przez co w gruncie rzeczy ukazywała obrońców zwierząt jako oszołomów.
Osoba, która napisała petycję, uznała, że nie chcąc podpisać popieram okrucieństwo i obojętność wobec losu zwierząt. A przecież chodziło w sposób oczywisty o co innego – o zachowanie zdrowego rozsądku i proporcji. O inne sformułowanie „słusznych racji”. O takie zaprezentowanie ich, które wywoła raczej odruch solidarności, niż zniecierpliwienia, albo wręcz puknięcia się w czoło.
Nie należy nie doceniać formy, bo to bardzo mściwa istota. 😉
Rzeczywiście, przeraźliwie wygląda to tornado. Brrrr… Jest się czego bać.
Lisku, nie nasz numer wyciagnela loteria… No i jeszcze jestesmy.
A bylo to na pewno dziwne przezycie, troche jak wejscie w inny wymiar. Wlasciwie pozwolilam sobie przestraszyc sie dopiero potem. A dzisiaj jest piekny dzien, z malenkimi chmurami na blekitnym niebie. Wybieramy sie za chwile do muzeum Fruitlands, gdzie intelektualisci bostonsko-concordzcy zalozyli utopijna komune, poswiecona studiom filozoficznym i uprawie jablek (jako glownego pozywienia). W filozofii okazali sie lepsi niz w uprawach i cale przedsiewziecie w koncu upadlo, ale jest to teraz piekne miejsce wsrod lak i sadow, i do tego jeszcze jest tam muzeum z restauracja – wszystko pomiedzy malowniczymi wzgorzami, typowymi dla srodkowej i zachodniej czesci naszego stanu.
A jeszcze co do Lajzy, Bobiku, to dla mnie jest tam jeszcze jedno male „pomiedzy”. Ci ktorzy podwazaja status quo, rzeczywiscie powinni uwazac na forme i proporcje w imie skutecznosci przekazu, masz racje. Ale niepokoi mnie to, ze czesto cala wine zrzuca sie w koncu na nich – „co prawda mieli powody do skargi, ale zle sie skarzyli” – za glosno, za mocno, nie w przyjety dotad sposob. Tymczasem niezgoda na status quo jest w ogole trudnym zadaniem, emocjonalnie nielatwym do uniesienia, totez zwykle, przynajmniej na poczatku, jest do tego zadania niewielu chetnych. Wiec choc wierze w proporcjonalnosc, to jednak mam wiecej zrozumienia dla sytuacji tych, ktorzy w ogole odwazaja sie na cos dotad uznanego za oczywiste nie zgodzic. To wymaga odwagi. I nie jest to dokladnie to samo, co np. szkolenia ideolo komsomolsko-zetempowskie, choc czesto sie te analogie w polskich rozmowach przywoluje. Tamte szkolenia byly prowadzone z pozycji sily i wladzy. Upominanie sie przez Partie Kobiet o wieksza wrazliwosc na rowne traktowanie kobiet jest juz zupelnie inna sytuacja, i trudno mowic by feministki mowily z pozycji sily lub wladzy, przynajmniej nie w kontekscie polskim… I dlatego mam wieksze zrozumienie dla tych, ktorzy potykaja sie o forme, gdy wychodza przed szereg. Bo inercja status quo bywa czasem naprawde ogromna, i tylko wlasciwie wariaci na poczatku probuja ja jakos ruszyc.
Ale jesli dobrze zozumialam Partia Kobiet postulowala jedynie aby incydentem zajela si komisja etyki. Jesli ktos to nazywa kzykiem oszalalych bab to jest to bardziej jego problem niz kobiet.
Heleno, mam wrażenie, że powołujesz do życia jakiś byt, którego jeszcze przed chwilą nie było. Czy to jest jakiś problem wziąć i przeczytać to wszystko, parę ruchów myszą do góry? 😕
Bo jak ma się zacząć od początku, tylko innymi zdaniami, to chyba robota głupiego.
Zresztą podsumowania Bobika wystarczą, nawet nie wszystko. A jakieśszczegółowe różnice poglądów chyba dopuszczasz? Nie jesteśmy przecież organizacją młodzieżową.
Odejde od tematu, bo wydaje mi sie, ze kazdy juz okopal sie na swoich z gory upatrzonach pozycjach. Czasem dobrze jest odejsc od tematu i powrocic do niego w przyszlosci. Dodam tylko, ze jakby wszyscy byli umiarkowani w wyrazaniu pogladow to pewnie wciaz mielibysmy niewolnictwo, analfabetyzm, dzien pracy 12 godzin na dobe, kobiety bez prawa do glosowania, itd itp. Wiele zawdzieczmy roznym rozrabiakom jak Rosa Parks, Betty Friedan, Dr. King itd.
Ale popatrzcie co w malej Albercie (tylko pod wzgledem populacji) sie dzieje: katolicki system szkolny zobowiazal sie do zapewniania szkolnictwa swieckiego. Na zadanie rodzicow.
http://life.nationalpost.com/2011/06/04/alberta-catholic-schools-go-secular/
Ja po powrocie w domowe pielesze bohatersko usiłuję wskoczyć w dyskusję. Przeczytałem też streszczenie Bobika, jak kazał WW:
„Rzeczywiście, przeraźliwie wygląda to tornado.”
Uważam też, że bardzo dobrze streszcza dyskusję 😉
Moniko, ja sam napisałem, że są sytuacje, kiedy wręcz należy wytaczać ciężkie armaty. Ale jest kwestią politycznego wyczucia – zwłaszcza dla partii, nie dla prywatnej osoby – kiedy warto to robić, a kiedy lepiej poprzestać na lekkiej pukawce. Są sytuacje, kiedy postawienie na ostrzu noża pomoże sprawie, są i takie, kiedy zaszkodzi. I nie mówię tu tylko o historii z guzikami, tylko tak w ogóle, bo lubię sobie poabstrahować. 😉
Oczywiście, że nie musimy się zgadzać co do tego, która sprawa wymaga jakich środków. Nawet w starym, dobrym małżeństwie często na takie tematy jest różnica zdań. 😉 Ale właśnie to warto wiedzieć – że w jakiejś sprawie nie wszyscy, nawet zgadzajcy się co do zasady, mają te same wyobrażenia o tym, jakie rozwiązanie konkretnej sprawy byłoby najlepsze. Bo czasem zbyt nam się wydaje oczywiste, że „wszyscy” muszą się z nam zgadzać, a jak się nie zgadzają, to coś z nimi jest nie tak. Albo że wystarczy im uświadomić, jak się mylą i na pewno dadzą się przekonać.
Czasem różnice zdań mimo wymiany istotnych argumentów pozostają i może to być dla obu stron sygnał, że warto rzecz przemyśleć jeszcze raz, a może też być znak, że nie ma jedynej słusznej racji. Że po prostu można różnie. I w tym momencie rzeczywiście, jak zaproponował Królik, najlepiej przestać, żeby się nie zapętlić. 😉
Aha, doczytałem: mam wrażenie, że Dr Luther King akurat wrzasku nie zalecał. Jak i Gandhi. A sporo uzyskali. Staram się, nie?
Ja chyba też mam jakieś tornado umysłowe, albo przynajmniej oczopląs. Przeczytałem u Królika „katolicki system szkolny zobowiazal sie do zapewniania szkolnictwa sowieckiego” i długo się zastanawiałem, o cóż to może chodzić. 😆
Na szczęście potem postanowiłem pójść po najmniejszej linii oporu i przeczytałem jeszcze raz. 🙂
Tadeuszu, w każdym razie w żaden sposób nie zepsułeś mi mojego podsumowania, że można różnie. 😆
Tadeuszu, Dr. King i Rosa wystepowali przeciwko obowiazujacemu PRAWU. Na jego wiece nie przychodzily rzesze umiarkowanych bialych a raczej radykalnych czarnych. Chodzi tez o to, ze oboje, czy z wrzaskiem czy nie to tylko detal, po prostu mieli racje. Dzisiaj widzimy to jasno, ale za ich czasow nie bylo to takie jasne.
Ha Bobiku, sowiecki system szkolnictwa na szczescie mamy juz za soba; przeszlam jego wszystkie stopnie. Do dzis wspominam przysposobienie obronne w piwnicach/ szatniach liceum w Falenicy; trenowalismy obrone przed atakiem nuklearnym imperialistow.
Chyba trzeba różnie. Tu jest dobry artykuł:
http://www.theatlantic.com/national/archive/2011/04/sexual-harassment-and-the-loneliness-of-the-civil-libertarian-feminist/236887/, w którym autorka (najwyraźniej feministka) pisze rzeczy, które kompletnie nie przychodzą do głowy w Europie (ja mówiąc delikatnie nie jestem zwolennikiem kultury amerykańskiej, ale co dobre to dobre). O ile dobrze pamiętam pisze tam, że trzeba się pogodzić z tym, że zawsze się znajdzie ktoś, kto powie coś, co nam się nie podoba; jeżeli chcemy mieć demokrację i wolność słowa, to nie można zakazywać głoszenia czegoś niewygodnego dla jakiejś grupy. Trzeba nauczyć się z tym ścierać na takim samym poziomie.
A jednomyślność to ja pamiętam z krajów, które przed wyrazem demokracja dodawały socjalistyczna. I to jest moja główna obawa co do political correctiness: że przeradza się nader często w próbę doprowadzenia do jednomyślności.
za „zwolennikiem” podstaw „miłośnikiem”
Króliku, re King et al. — mnie nie chodzi o to co (chcieli osiągnąć), mnie chodzi o to jak.
Jak widzisz, Tadeuszu, my tu bez naruszania political correctness osiągnęliśmy pełną niejednomyślność. 😈
Artykuł przeczytam później, bo się tak rozdyskutowałem, że aż zapomniałem o tak istotnym argumencie, jak kolacja. 🙂
Króliku, a na czym polegała dotąd ta katolickość szkół? Chodzi mi o to, czy w dalekim kraju to jest odpowiednik po prostu naszej „jakiejś szkoły niepublicznej”, czy też wiążą się z tym jakieś różnice programowe, obrzędy religijne, cokolwiek istotnego?
A jeszcze tylko powiem, że okopać to może się okopałem, ale ten okop ostrzeliwany przez Helenę to nie mój. 😛
Ech, te zmienne gusta co do fauny, markowe psy i podlizujące się oposy, a jak nasz rodzimy Ryś gdzieś zanikł to nikt nie zajrzy do komórki.
A z lapsusem ważne to, że się o nim mówi. Nie tak dawno temu parę osób by się obruszyło w domu i na tym by się sprawa skończyła. Nie wiem czy to jest postęp, ale na pewno to jest zmieniający się świat.
Jedyna sytuacja w ktorym premier europejdkiego kraju ma prawo mowic o tym ze lubi rozpiete sukienki to w kofesyjnym wywiadie dla Playboya.Jak uczynil to kiedys prezydent Carter mowiac ze czasami ma grzeszne mysli. Czego oczywiscie nie uczynilby Tusk w strachu ze dostanie po glowie. I to nie od zony tylko od kosciola.
Premier nie cieszy sie ta sama swoboda slowa co panstwo Kowalscy.
Zwlaszcza w demokracji.
Wielki Wódz 2 czerwca 11, 23:28 rzucił ochłap klasyka
Tak zwane dobre wychowanie nie pozwala w towarzystwie komentować statystycznej osobliwości: zdradza co drugi mąż i tylko co dziesiąta żona.
WW zapewne jeszcze w życiu może usłyszeć wypowiedzianym kobiecym głosem cytatem z klasyka:
„W tym największy jest ambaras …”
Pan Premier Tusk bywa rozdokazywanym chłopczykiem.
Jeśli guzik potrafi mu przesłonić rację stanu, to może nie jest Męzem Stanu a impulsywnym lowelasem.
Na miejscu źle ubranej dziennikarki zapytałbym: „A możemy poważniej?” Może dziennikarka podświadomie dobrała strój do (nie)powagi polityka?
Lubię i cenię Tuska. Martwi mnie długość okresu między jego błędem, a jego :przepraszam”.
Ale Carter chyba nie był akurat premierem europejskiego kraju? On chyba nawet premierem nie był… Jakby premier nie cieszył się tą samą swobodą, etc., to byłoby to naruszenie konstytucji. Każdy obywatel cieszy się tą samą swobodą. Tylko trzeba wiedzieć w jakiej sytuacji co powiedzieć.
A nie zgodzę się, że każdy mówił o tym, co Tusk powiedział. Nie utożsamiajmy mediów z „każdym”. Media to bardzo niedobrze dobrana próba populacji.
Kiedy wszczynałem ferment intelektualny, chodziło mi o taki dostępny z IQ poniżej 180. 🙁
Wielki Wodzu, oswiata swiecka rzadzi wladza lokalna, ale gdzieniegdzie jest tylko oswiata katolicka wylacznie (zreszta tez fundowana przez lokalna wladze z podatkow od nieruchomosci), np w Newfoundland jest tylko katolicka. Szkolnistwo katolickie jest ze wszystkimi szykanami: nauka religii, modlitwa codzienna, mundurki szkolne, przygotowanie do komunii, do bierzmowania, wizyty misjonardzy, biskupow i proczaja proczaja proczaja. Zamiast powolywac odrebna oswiate swiecka w Albercie (tak jest w Ontario: swiecki i katolicki ssystem szkolny fundowany przez lokalne podatki, deklaruje sie, czy sie chce przekazac swoj podatek na system swiecki czy katolicki), szkoly katolickie zapewnia naucznie swieckie, bez katolickiej ceremonii i religii.
eeeeeeeeeeeeeee?
Alez Wodzu, my tu zwykle fermentujemy w bialych rekawiczkach i bez zatykania nosa. Granaty, klonice i tzw wyrazy sam na blogach politycznych i … kulinarnym…
Kroliku, mozliwosc wyboru jak maja byc uzyte moje podatki brzmi utopijnie…
Tadeuszu, nie bierz wszystkiego do siebie, patrz parę minut wcześniej/wyżej 😆
Dzięki, Króliku, nie wiedziałem. Dziwne to trochę, taki monopol.
Wielki Wodzu, a jakbyś spróbował zjeść kolację? Ja mam wrażenie, że po kolacji IQ wzrasta mi jak grzyb po deszczu. 😆
Heleno, nie ma co wyważać drzwi otwartych. 😉 Nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek – włącznie z undergroundowym Wielkim Wodzem 😎 – kwestionował samą zasadę, że w stosunkach służbowych teksty o guzikach nic nie mają do roboty. Różnice zdań były tylko co do „należytej kary” za to. I nic dziwnego, że były – nawet kodeks karny zawsze ma jakieś widełki. 😉
Jestem na to za gruby. 😎
Na kolację, rzecz jasna.
Aaa, jeżeli tak, to lepiej kolację oddaj psu. IQ może Ci od tego nie wzrośnie, ale uwielbienie ze strony psa z całą pewnością. 😆
Nie mowiac o IQ psa 😀
lisku, to moze byc obosieczna bron jesli spoleczenstwo nie jest egalitarne. Bo tam gdzie mieszkaja ludzie biedni, nie placacy lub placacy niskie podatki, szkolnictwo byloby tragiczne. Poza tym, jesli posylasz prywatnie swoje dziecko do szkoly muzulmanskiej czy judaistycznej to nie tylko placisz czesne ale rowniez musisz dokladac swoja cegielke do katolickiego czy swieckiego. Dla niektorych jest to crazy.
Ale ja tu tylko kota posiadam na stanie. Nie zeżre byle czego, księżniczka. 😕
Kroliku, masz racje, nie pomyslalam o tym. Jest i dodatkowy plus braku takiej wolnosci – panstwo moze dofinansowywac projekty roznych nurtow i grup spolecznych bez zwiazku z stopniem ich poparcia przez spoleczenstwo.
Na lekka kolacje gotuje zupe/krem szparagowa (pol cebuli, troche selera, pek szparagow, jeden ziemniak, zielona pietruszka, sol i pieprz, zmiksowac). Na koniec dodac surowego masla i slodkiej smietanki. Zajadac z grzanka z lagodnym serem np provolone. Palce lizac.
Taka zupa/krem swietna takze w wersji selerowej, porowej lub kukurydzianej,
Mój patent na zupę szparagową jest tak wstydliwie prosty, że gdyby nie moje pokolacyjne IQ, to bym niemal powiedział, że prymitywny. 🙂 Jak gotuję szparagi, to od razu odcinam niewielkie kawałki z końca na zupę. Po ugotowaniu te dłuższe kawałki wyławiam takim ustrojstwem z dziurkami, a wywar z pływającymi w nim krótszymi końcami wkładam do lodówki. Następnego dnia to z lodówki zagotowuję, zagęszczam, przyprawiam, dokładam sporo creme fraiche i gotowe. Cała robota (tego drugiego dnia) 5 minut nie zajmuje. Nie licząc grzanek, bo to następne 5 minut. 🙂
Ale ja gotuję szparagi na parze 😯
Nie dam rady wykorzystać tego genialnie prostego przepisu 🙁
Jotko, to raz ugotuj w garze, nie na parze. 🙂
Upał jeszcze o tej porze taki, że – za przeproszeniem – nawet gatki parzą. 😯
Mnie się zrobiło zimno. Bardzo dobra Paradowska w ostatniej Polityce. W sieci za 2 tygodnie. Wreszcie rozumiem, czemu PiSowi nie spada. Mrozi i mam boja.
No dalej, kto tu jest salonową gnidą? Z powodu braku salonu, poczuwam się tylko do kuchennej. http://wyborcza.pl/1,75968,9724293,Zjezdzanie_endekow.html
Pieknie bylo we Fruitlands. W tym roku, na drzewie przy farmie Transcendentalistow zawieszono delikatne „liscie” z metalu, a na nich slowa, ukladajace sie na wietrze w co raz to inne wiersze. A do pnia drzewa doczepiono wiersz W.S. Merwina, „Recognitions” – zeby sobie posiedziec albo polezec na trawie i pomedytowac (Merwin jest buddysta, duzo pisze o naturze, stad szczegolnie do „poettree” – bo tak nazwano cala instalacje – pasuje).
I to tez jest jak najbardziej kultura amerykanska, bo tylko z daleka wydaje sie ona jedna, a z bliska jest wielowatkowa, czesto zreszta zlozona ze sprzecznych ze soba watkow. Jest tu i miejsce na glos Wendy Kaminer, i na odmienne glosy takze (na szczescie, bo to jak sie rozumie free speech, i gdzie sie konczy free speech a zaczyna harassment lub hate speech jest na pewno sprawa dyskusyjna i obawiam sie, ze jeden krotki artykul czy jedna debata tego definitywnie nie rozwiaze).
Po lunchu we Fruitlands juz chyba nic w siebie na kolacje nie wtlocze, tylko wzmocnie sie opisem zup szparagowych u Bobika i Krolika. 🙂
Przyjemnie mieć świadomość, że jest również życie typu Fruitlands. 🙂
Salon to jest także pojęcie bardzo umowne. Kuchnia trochę mniej, bo tam są urządzenia kuchenne. 😉 Ale salon można zrobić i w komórce. Kanapę wstawić i jedziemy. 😎
A salonowa gnida to jest jakiś taki temat… Na tango, albo co?
Salonooowa gnida… 😈
Moniko, dzięki Tobie zaczynam wierzyć w Wyspy Szczęśliwe 🙂
Bobiku, zapewniam Cię, że tango, to coś stanowczo zbyt skomplikowanego. Na gnidę wystarczy banalne dwa na jeden 🙄
Kurczę, ja to słyszę w rytmie tanga. Jak się dobrze zastanowię, to może nawet potrafię wyjaśnić dlaczego albo po co. 😉
Poszukalam i znalazlam, zeby te Wyspy Szczesliwe mialy takze odzwierciedlenie wizualne. 🙂 A po wszystkich czesciach rozrzuconego posrod sadow i lak muzeum oprowadzaja prawdziwi historycy, zajmujacy sie historia Nowej Anglii, i piszacy o niej prace. Mozna sobie porozmawiac, zapytac o zrodla, dowiedziec sie szczegolow, i nasiaknac ich entuzjazmem.
Tu zdjecia z wewnatrz utopijnej farmy Alcottow.
http://www.fruitlands.org/fruitlands_features/farmhouse
Bo gnida tanczy tango dwa na jeden.
Spadam do spanka. Jutro impreza dzieciowa, po której prawdopodobnie nie będę widziała na uszy i słyszała na oczy. Pan mąż ma łatwą fuchę, bo zajmuje się elektryką. Ja będę dziewką do wszystkiego. Zapowiadają 31 stopni bez cienia 😯
Kto jeszcze trochę poczeka, może się dowie, dlaczego to słyszałem w rytmie tanga. 🙂
Wróciłam znad wody. Średniej, ale przyjemnej, bo jest to tzw. Kanał Piastowski łączący Zalew Szczeciński z morzem. Mam tam na wyspie Karsibór przyjaciół, o których już chyba pisałam. Pije się u nich herbatę w salonie, a przez podwórko płynie duży statek. Albo mały.
Kopru nastrzelałam mnóstwo, jutro będę rozmawiać z tym białym kabelkiem od aparatu, to Wam trochę pokażę.
Lisku, dwa słońca w koprze nr 15 są dwoma światłami statku, który majaczy sobie nieostro za ostrymi linami w pierwszym planie. Na fotce z dzwonem masz cały statek i świateł jest więcej. Nasze też były zapalone. Nocka szła szybkimi krokami. To znaczy była jakaś druga lub trzecia, ale to była biała nocka na Zatoce Fińskiej.
Dobrej nocki – krótkiej.
Już wiem, czemu tak słyszałem. Ale okazało się, że to wcale nie zabawne. 🙄
Gazety Polskiej kluby się zjechały,
rzekł Marcin Wolski: tłum tu jest niemały,
aktywni wszyscy, a myślący jacy!
To prawidłowi właśnie są Polacy,
to są narodu jądra znakomite,
z których prawica może mieć pożytek.
Niech wspólną pieśnią zabrzmi cały hangar,
trzy- cztery! Wszyscy, razem, w rytmie tanga!
Salonooowa gnida,
bolszewicka bestyja,
choć już nie ma Żyda,
ona ciągle mu sprzyja.
Judaszowym srebrnikiem
kogo trzeba podjudzi,
ducha zgasi u ludzi,
serca czyste zabrudzi,
że nie zetrzesz ręcznikiem.
Pa ram pam-pam.
I zaśpiewali, i kto chciał usłyszał,
że w tych endekach jeszcze mocna dysza,
że nie stępiły się zębate koła,
że mogą jechać, chociaż nikt nie woła,
że Wódz jest Wodzem jakby co do czego,
że nie wyszczerbił mieczyk się Chrobrego,
że całym miastem wstrząśnie ich balanga,
gdy będą śpiewać razem, w rytmie tanga:
Salonooowej gnidzie
nigdy nie daj pardonu,
postaw się ohydzie,
która pragnie bon tonu.
Taka nasza jest rola,
by ten bon ton wyplenić,
i prowadzić jeleni
zawsze wstecz, w stronę cieni,
i lansować kibola.
Pa ram pam-pam.
Ja bardzo przepraszam Wszystkich, ale nie wstydził się Fredro, nie wstydzę się i ja…
A wszystkich wierzących uprasza się o wyrozumienie…
Sztuka w jednym akcie
(miłosnym)
Występują – (no, można tak powiedzieć…)
Rozpalona feministka:
Oj jakbym dała, och jakbym!
nigdym chłopa nie miała, oj wpadłby
w rozpalone me ciało spocone
a ja go łonem, memłonem!
Przechodzący macho:
Hej kwiatuszku o kształtach Rubensa
z braku chłopa już chodzisz na rzęsach
się poświęcę, raz przecież już mogę
poratować w potrzebie niebogę…
Chór ciotek rewolucji:
Nie idź z nim nigdzie dziewczyno,
ten typ dawno powinien wyginąć,
jeśli dręczy cię vaginy wilgoć
kup sobie dildo, kup dildo!
Rozpalona feministka:
Koleżanki me, w nagłej potrzebie,
dildo na nic, bo nic nie wyjebie
tak do końca ze skutkiem szczęśliwym,
jak chłop żywy, jak chłop żywy!
Ja walczyłam wraz z wami na froncie,
za komuny krzyczałam, że PRON cię
kocha bardziej, że nie chcę bałwana,
i zostałam niezdeflorowana…
Chór ciotek rewolucji:
O dziewico, tyś nam na sztandary
winna pójść, a nie stać się ofiarą
samczych chuci, co wciąż bez frasunku
tylko o jednym myślą: stosunku!
Wierz, że przyjdzie nasz dzień: zwyciężymy!
lecz nie wcześniej, aż ich nauczymy,
że kobieta brzmi dumnie, a gnidom
męskim zawsze już niech wstrzemięźliwość…
Przechodzący macho:
To jak będzie, dzieweczko, posłuchasz?
czy już wolisz, bym cię fest wyruchał?
Mnie wsjo ryba, bo mam tam za rogiem
co nie leży i dwóch dni odłogiem…
Bowiem wiem, że jak ciało twe żyzne
mnie potrzeba by me atawizmy
użyźniały świat z waszym udziałem,
no to wpierw może zrobiem po małym?
Rozpalona feministka:
Ty nie gadaj już tyle, bo chwila
jest ostatnia, więc bierz i zapylaj,
póki jeszcze pamiętam, że ciało
prócz godności, przyjemność mieć miało…
Chór ciotek rewolucji:
Zdrada, zdrada, wszędzie zdrada!
Ona nie wie, co gada!
By się pozbyć wśród nas tej hołoty,
Pasy cnoty!
Niech rząd weźmie się wreszcie obudzi
i kobiety zaliczy do ludzi!
Z samcem nigdy już nie kopulować,
on nas ma tylko jedno: szanować!
Tu wkroczył z lekka wkurwiony Pan Bóg:
Ja was, kurwa, nie po to stworzyłem,
byście byli wciąż sobie niemiłe,
albo zgoda tu będzie jak rzekłem,
albo wszyscy traficie do piekła…
I zstąpił Duch Święty na Ziemię,
i ludzkie ujrzało go plemię
i dawaj się godzić, miłować,
i stosunkować, oj jak stosunkować…
Kuuuuurrrrrtyyyyynaaaaa!
No i co ja mam z tym zeenem zrobić? 😆
Przecież nie sposób się nie zaśmiać na ament. 😈 Nawet chyba z wykropkowywania brzyćkich słów już zrezygnuję, powołując się na specjalne prawa literatury albo takie cuś. 🙂
To może ogólna lampka wina? Komu czerwone, a komu białe?
Uwaga! Profitlich jest jednym z ostatnich Niemców, którzy nigdy nie słyszeli o politycznej poprawności, albo przynajmniej potrafią to bardzo skutecznie udawać. 😛
Ja może jednak pozostanę przy białym, żeby nie mieszać. 🙂
Dziś finał polskiego X factor, w którym kibicuję temu panu.
Wart jest wg mnie tego, by za jego zdrówko wychylić jednego, bo przy okazji to głos w dyskusji, jak zostać prawdziwym Polakiem 😉
http://www.youtube.com/watch?v=6yTd4rtzauI&playnext=1&list=PL9896DDE6E484B1C7
By nie być gołym i słownym, zapodoję próbkę innom, byśta posłuchały prawdziwka z białej rusi…
http://www.youtube.com/watch?v=ekVZkI9Hkzc
Gienek jest rzeczywiście odjazdowy, a zwłaszcza że na rynku Krakowa. 😈
Zdrówko wychylam, aczkolwiek ze względu na porę już z niejaką trudnością. No, ale jutro też będzie jakiś X-factor. 😉
Gienek niesamowity. Nie oglądałam X-factora, bo z zasady nie oglądam tego typu programów, ale życzę mu zwycięstwa.
I znowu upał sie zapowiada. Zabieram Sunie na spacer, dopóki jeszcze zar z nieba się nie leje.
Moniko,
fajnie przypomniec sobie od czasu do czasu, że swiat nie jest czarno – biały.
haneczko,
„dziewko do wszystkiego” Ty razem z Panem Mężem też ten świat dzisiaj ubarwiacie i łagodzicie jego kanty.
Miłego dnia wszystkim 😆
Oj, swińtuszy zeen, swińtuszy,
czas wytargać go za uszy 😉
Dzien dobry 🙂
Akt Drugi
Dziewczynka: Babciu, co to jest macho?
Babcia (wyjmuje gitare z naklejka Woodstock i spiewa):
Macho rwie sie wciaz do bojek
oraz calkiem nie pojmuje
ze stosunek i szacunek
to nie osi dwa bieguny,
wiec dla niego to ambaras
aby oba byly naraz 😀
przez co w sprawach przyjemnosci
bardzo mierne mozliwosci
ma… Gatunek to ginacy
gdyz selekcja ich wycina –
kiedy lepsze sa oferty
jaka zechce go dziewczyna? 😆
Hoho! Ja rozumiem, że pies to śpić może w każdym momencie, ale nie widzę tych momentów u Bobika! Za to były momenty wyżej, oj były! Jako zaprzysięgły feminista … i tu słów brakuje. Swoją drogą brakuje mi też koszulki z napisem „This is what a feminist looks like”.
Moniko, słuszne twe słowa, o amerykańskiej kulturze, że wielowątkowa i płaszczyznowa. Niejaki problem polega na tym, że nie żyjąc w tym kraju przyglądać się jej można ino przez filtr mediów, które często nader jednostronny obraz dają. Nie mówiąc o jej (kultury) nachalnej warstwie komercyjnej, która najbardziej się w oczy rzuca.
Dzień dobry, 😀
strasznie gorąco!!! Ale są sposoby na spiekotę!
http://www.youtube.com/watch?v=Dy8O5MMYrh8
No proszę! Życie wymaga nieustannej komsomolskiej czujności ❗
http://wiadomosci.onet.pl/ciekawostki/smerfy-przesiakniete-stalinizmem-i-nazizmem,1,4408332,wiadomosc.html
Dzień dobry 🙂
Zwiedziony rzekomo umiarkowanym klimatem zapomniałem o założeniu w ogrodzie jeziorka i teraz się to mści. 🙄
A smerfy, powiadacie, nazistowskie? No, no… Czekam na ideologiczną analizę „Reksia i Pucka” tudzież „Lassie wróć”, a do czasu jej pojawienia się na wszelki wypadek przestaję czytać i oglądać cokolwiek, bo a nuż nawet książeczka do nabożeństwa stalinizmem podszyta… 🙄
Teletubisie też już były lustrowane, coś sobie przypominam.
No i zostały zlustrowane negatywnie. Jeszcze jeden dowód na to, że od tej całej kultury lepiej się trzymać z daleka. 🙄
I słusznie Bobiku i słusznie. Madry piesek. Książeczka każda może być niebezpieczna. Wyjaśni Ci to ksiądz Natanek 😉
http://hejter.eu/ksiadz-demaskator-natanek/
Ksiądz Natanek już tu kiedyś biegał, więc wstępnie wyedukowany jestem. Książek nie tykam, żel odstawiłem, nawet pazury przestałem malować na czarno…
Ksiądz Szatanek został wymyślony przez Ojca Tadeusza, żeby samemu wyglądać na liberała.
Padają takie głosy, że Natanek jest prostą konsekwencją Rydzyka. Różnica w tym, że on atakuje również kościelną wierchuszkę. Jest miedzy nimi wojna. Całkiem realne jest niebezpieczeństwo rozłamu w polskim KK.
To jednak zbyt trudne zagadnienia dla mnie. I na szczęście wykazuję się też ignorancją.
Nie rozumiem, po co właściwie wysyłać księży do walki z szatanem. Od tego mamy przecież wymiar sprawiedliwości. 🙄
http://trojmiasto.gazeta.pl/trojmiasto/1,35612,9728998,Nergal_juz_zdrowy___rusza_proces_za_podarcie_Biblii.html
Jeżeli sąd dojdzie do wniosku, że można obrazić uczucia religijne również „zaocznie”, to chyba pół katolickiego narodu spotka się za kratkami. 😈
Pan Administrator dobrał się dzisiaj do mojego laptoka, który już niemożebnie rzęził i przegrzewał się tak, że co pół godziny trzeba go było wysyłać na kurację w lodówce.
Laptok został rozkręcony, odessany z grubej warstwy kurzowo-popiołowo-okruszkowej otulającej jego wnętrzności, przetarty czymś tam nasączoną szmateczką, po czym skręcony z powrotem. Dalej się grzeje i dalej rzęzi, ale przynajmniej wiem, że wątpia ma czyściutkie. To miła świadomość. 😈
Wentylatorek do wymiany/gruntownego czyszczenia?? O jaki ja głupi, przeczytałem jednak o obrażaniu uczuć pana od chronienia mnie przed sektami…. i mnie zemgliło.
krolik 4 czerwiec 11, 21:31
Alez Wodzu, my tu zwykle fermentujemy w bialych rekawiczkach i bez zatykania nosa. Granaty, klonice i tzw wyrazy sam na blogach politycznych i … kulinarnym…
króliku,
wczoraj zrobiło mi się trochę nieswojo po przeczytaniu tego wpisu. Bywam na kulinarnym.
A dzisiaj … dostałam tam po głowie kłonicą … insynuacje pod moim adresem i jako człowieka i jako profesjonalistki … w stylu … no nie powiem jakim, ale klasycy by się nie powstydzili.
I jakoś nie mam juz ochoty protestować przeciwko twojemu wpisowi 🙁
Twojemu 😳
Mam nadzieję , że kiełki sojowe nie były w diecie Bobika wykorzystywane? Bo są mocno podejrzewane o jakieś E- coś!
Przykro mi jotko. Coz, wydarzylo sie to w wirtualnym przypadkowym swiecie. W realu zapewne otoczona jestes szacunkiem i zyczliwoscia bliskich ci osob. Sama nie wiem czemu akurat kulinaria moga wywolac taka bezinteresowna wrogosc… Po pewnym zastanowieniu, jest to sztuka ktora wymaga pewnej sprawnosci w poslugiwaniu sie tasakami, nozami, pilami, szczypcami, tluczkami… W rekach niektorych osob to jak zapalki w reku dziecka.
Podejrzewam, ze o nasze biale rekawiczki dba troche Bobik, ktory interweniuje; czasem to widzimy, a czasem robi to po cichutku.
Trzymaj sie…
Jotko, Nisiu, Drogie Dziewczynki!
W sztuce Czajka, ktora Czechow przewrotnie nazywa komedia i ktorej, pzyyznam sie nie czytalam od jakich 40 lat, jest jedna scena, ktora pozostawila we mnie glebokie wrazenie. Wystepuje w Czajce pisarz, nazwiskiem bodaj Trigori. W chwili najwiekszego emocjonalnego «nadrywu» Trigorin stojac z booku, wyciga z kiesei notes i zaczyna robic notatki. Bylam bardzo mloda kiedy to czytalam i sie zdziwilam: to oni, pisarze znaczy sie, juz tak to maja? Przerabiaja wszystko na literature nawet wtedy kiedy inni tego nie wiedza i nie zwracaj na nich uwagi?
Lata pozniej, kiedy sama 😳 «paralam sie piorem» lapalm sie na tym, ze nieustannie usilowalam zarejestrowac w pamieci czyjes slowa, wyraz twarzy, mowe ciala czy nastroj chwili « bo sie przyda na przyslosc». Do wykorzystania. Do wyeksplotowania.
Zapewne podobnie postpuje Nisia, ktora jest pisarzem, jak i jotka, ktora zawodowo zajmuje sie obserwacja ludzkich interakcji.
Wiec o co naprawde ten konflikt??? Przecie wszystko jest materialem.
Dzięki Króliku 🙂 To naprawdę bolało.
Jeszcze przed chwilą otrzymałam sporą dawkę pouczenia z wyrzutem, że powinnam była zadeklarować, że nie mam złych intencji. Przypomniało mi to sytuację, z czasów niechlubnej IV RP, kiedy kazano mi się na uczelni autolustrować 👿
Słowo „przepraszam” nie padło. W końcu to moja wina, że z góry nie udowadniałam, że nie jestem wielbłądem 😯
Ale, jak boli, to znaczy, że żyjemy a nawet czujemy 😆
Tak, wartość moderacji Bobika odczuwa się szczególnie mocno w chwili niczym nieuzasadnionego i niespodziewanego ataku.
Heleno,
nie jestem stroną konfliktu. Jestem osobą zaatakowaną.
Ale już się wyżaliłam. Zostałam pogłaskana po główce 😉
I na tym sprawę kończę ❗
A do Ciebie Heleno, macham szczególnie gorąco. Przemyśliwam na temat niektórych wątków, które tu poruszałaś. Jak się uporam z obowiązkami z obu uniwersytetów, to spróbuję do niektórych wrócić. Trzymaj się ciepło 😆
Kochani – mam taką zasadę, żeby nie ingerować tutaj w sprawy, które zdarzyły się gdzie indziej. To by było z mojej strony nie fair – i wobec Gości, i wobec Gospodarza innego blogu. Toteż pozwólcie, że zgodnie z tą zasadą nie będę się wypowiadał w wiadomej sprawie. 😉
Choć tak cichutko i na boku mogę szepnąć, że inicjatywę mediacyjną Heleny oceniam bardzo pozytywnie. 😉
Oczywiście – jak zwykle – chętnie deklaruję pośrednictwo w mailowym załatwieniu sprawy przez Strony.
Mar-Jo, kiełki to ja mam własne. 🙂 Nawet dosyć ostre, ale wykorzystuję je rozsądnie i z umiarem. 😎
Bobiku, uwaga, wchodzisz w kulinaria… a w tych sprawach, zdaje się, temperamenty ponoszą.
Moi? Znana jako Golabek Pokoju… 😯
Tadeuszu, ja zawsze deklaruję płomienną miłość do kulinariów i mam cichą nadzieję, że one mi odpłacają tym samym. 😆
Czasem miloscia, a czasem nozem w plecach. Ech, zycie, Bobiku…
No tak, wspominałeś o garze do gotowania… na wolnych płomieniach?
Niestety, lepsza riposta mi w tym upale nie przychodzi do żadnej części ciała!
Króliku, daję słowo, że ze strony pierwszej damy mego serca, lady P., nigdy nie spotkało mnie nic złego. 🙂
Może teraz wszyscy zrozumieją, dlaczego takim darzę ją uczuciem. 😎
co, kapusta, głowa pusta?
Nóż, to nie jej gusta!
Ops, pardą, w intymne dyskusje się wpakowałem… wycofywalski jestem!
Bobiku,
na porannym spacerze z Sunią spotkałyśmy tym razem Twój szaro-stalowy duplikat. Co ciekawsze jego przyjacielskie nastawienie do świata praktycznie dorównywało Twojemu 🙂
Tadeusz mowi bardzo zagadkowo i jeszcze sie wycofuje, ty Bobiku mowisz o uczuciu dla lady P., a ja nie mam pojecia kto to jest lady P.? Sara Palin? Ale czy ona choc umie gotowac?
Dzien jest piekny; sloneczny, cieply, niebo niebieskie, woda w basenie ciepla. Ja i moj Starszy Pies plywamy, suszymy sie, znowu plywamy i suszymy sie i tak juz ze cztery godziny. W ogrodzie okolicznosci przyrody nadzwyczjne; jedrna zielen, soczyste kolory kwiatow, pachnie mieta.
Lady Pasztetowa z corka 🙂
Dobry wieczór wszystkim!
rzadko się pojawiam, bo jakoś komputer omijam ostatnio, ai i piszecie tak dużo że trudno złapać rytm po dłuszej nieobecności! Zdążyłam się zorientowac ( mam nadzieje że poprawnie!) ze Helena powrócona do Europy, co bardzo mnie cieszy bo niedługo z Sąsiadem zmierzamy w jej kierunku.
jeszcze chciałam o księdzu Natanka. Nic na to nie poradzę ,ale mnie takie postacie nawet wzruszają. Ta ich gorąca żarliwość z jednej i naiwność z drugiej strony. Lepsze to niz cynizm i pazerność ich innych kolegów po fachu.I do Jotki: Nie przejmuj się! Całuski.
Prawde powiedziawszy nie rozumiem jak KK pozwala na takiego Natanka, przeciez osmiesza instytucje do cna, jest lepszy niz jakikolwiek kabaret.
Widzę, Lisku, że też jesteś dobrą znajomą lady P. 😆
Żono Sąsiada, cieszę się, że Cię widzę 🙂 i zaraz zadaję pytanie zasadnicze: czy jesteś teraz w K.?
Okoliczności przyrody u mnie też typu rajskiego, ale bez basenu. 🙁
Siostro, proszę o basen! 😆
😆 😆
Tak Bobiku, jestem w K i tesknie za Tobą!
Ale, abstrahujac od personaliow, sam temat ile nam wolno przy opisywaniu swiata i probach jego znalezienia w nim jakichs schematow, jest chyba ciekawy i niejednoznaczny. Sama jestem czasami wstrzasnieta ogladajac w prasie jakies zdjecie po np katastrofie samolotu czy jakims kataklizmie – stopniem ingerencji w czyjs bol i rozpacz, odnosze bowiem wrazenie, ze jest to jakies pornograficzne. Ale tez pamietam, ze gdybysmy nie zobaczyli slynnego zdjecia uciekajacych nagich dzieci z Mai Lai wojna w Wietnamie trwalaby dluzej, a gdyby korespondent BBC nie pokazal umierania z glodu w Etiopii, Bob Geldof nie skrzyknalby kolegow na Band Aid.
A ile wolno pisarzom? I czyz nie czerpali od zawsze z zycia najblizszego otoczenia? Pytali ich o zgode? Znalibysmy imiona Laury, Beatrice, wiedzielibysmy jak wygladaly ostatnie lata zycia Iris Murdoch? Z Iris i jej mezem mialam spory problem. Bylam wsciekla. Bo tego sie nie robi zonie. Nie pokazuje sie jej pustej cielesnej skorupki.
O, Zono! Nie ma mnie jeszcze w Europie, a zycie jest tak skoplikowane, ze nie wiem kiedy dotre…
Bardzo chcialabym sie spotac. 🙁
Pisze na malutkim kindleu i nawet nie mam dostepu do swojej poczty.
I see.. lisku, dzieki…
Naprawde niezly dzien. I zona s. zajrzala, i Golab Pokoju…
O Heleno, zobaczyłam Twoje wpisy i myslałm ze juz że
wróciłaś.Będziemy w Londynie w drugiej połowie czerwca. Ale trudno, może uda się następnym razem! Jak będziesz miała dostep do poczty to napisz co u Ciebie, bo się trochę martwimy….
No to podziwiam, że tak długi tekst napisałaś na kindelu. Mnie się szybko odechciewa.
To strasznie skomplikowane, jak ładnie zauważyłaś, te związki rzeczywistość-jej opis. Czy to opis?, czy kreacja? Na pewno media kreują świat, na pewno literatura. Naprawdę musimy wiedzieć, kto to była Laura, Beatrice?? Ktoś, kto dał impuls do napisania kilku wierszy.
Sprawy Iris Murdoch na szczęście nie znam.
A w ogóle K-cy się chyba zlecieli!
Mala szansa na druga polowe czerwca, choc nie wykluczam…..
To że pisarze i inni ludzie pióra „żerują” na swoim otoczeniu wydaje mi się dość naturalne. Byleby tylko robili to z talentem!
W mojej rodzinie, istaniała taka opowieśc o Jarosławie Iwaszkiewiczu, który znal się z bratem mojego dziadka i opisał do w „Sławie i chwale”. Podobno rodzina bylą oburzona, ze „zdegradował” do do technika a stryjodziad był inżynierem!
Ale chyba nie ma sie o co obrażać, nawet jak literackie postaci słabo zamaskowane jak np u Wyspiańskiego w Weselu. Dzieki niemu żyja do dziś i jeszcze żyć będą wiele lat.
Zono, jak milo Cie znowu widziec. 🙂
Tak, Heleno, masz racje z tym teoretycznym zastanawianiem sie na ile jeszcze mozna pokazywac i opisywac, a na ile juz sie przekracza pewna granice. Choc ksiazka Johna Bailey’a moim zdaniem raczej byla opisem cierpienia ich obojga, i we mnie przynajmniej nie wywolala wiekszego oporu. Mysle tez, ze bardzo pomogla mniej znanym ludziom, ktorzy borykaja sie z obezwladniajaca emocjonalnie opieka nad bliskimi chorymi na Alzheimera. Choc rzeczywiscie odarla Iris z jej pywatnosci w chorobie. Ale teraz w ogole duzo wieksza czesc zycia sie upublicznia, czesto przeciez dobrowolnie, dzieki internetowi, choc nie wszyscy to czynia z pelna swiadomoscia tego, co robia.
Jotko, trzymaj sie. 🙂 This too shall pass. I pamietaj, ze niektorzy panicznie boja sie wspolczesnych szamanow, a ze strachem bardzo trudno dyskutowac. 😉
Dzisiaj nad Walden atmosfera byla podobna jak u Krolika nad bqsenem, ale woda jeszcze troche chlodna, przynajmniej jak dla mnie. Znowu pare osob sobie spiewalo a capella nad woda, bardzo ladnie zreszta.
Paradowska zaskoczyła mnie chłodem swej relacji o armii PiS.
Już w trakcie lektury zrozumiałem ten zabieg. Czytelnik sam ma ocenić sytuację.
Gdyby czytelnik miał kłopoty ze zrozumieniem opisu armii PiSu, to niech czytelnik przeczyta wcześniejszy artykuł o Gazecie Polskiej. Staruszkowie trzy kwadranse słuchali bajek o zamachu smoleńskim i zadali chyba jedno pytanie: „To kto w końcu ten zamach zrobił?”
Oficjalna kultura PRLu nie miała środków technicznych ani pozwolenia Wydziału Kultury KC aby w radio lub w telewizji puszczać reportaże z zabaw w remizie strażackiej. Kopydłów był odpowiednikiem zespołu Mazowsze i echem Wesela Wyspiańskiego.
Za ścianą cenzury funkcjonowały pieśni, opowieści i tańce milionów zwyklych ludzi mówiących staromową i żyjących realiami a nie utopią. Dziś Bayer Full zarabia miliony juanów i po kilkuletniej trasie w Chinach może sfinansować dziesięć lat działalności Filharmonii Narodowej. Dziś mamy prawdę o poziomie mentalntm i kulturalnym narodu polskiego.
Nie wpadajcie w przerażenie. Dziś poprostu nie przemilcza się takich elementów jak dwoistość Houlubka. Ten piewca urody literackiej polszczyzny mógłby szewców kląć uczyć. Mało kto wiedział o „chamstwie” Gucia!!!
Dziś opadają nam ostatnie łuski z oczu. Jesteśmy bliżsi obazowi człowieka w jego urodzie i brzydocie.
Dziś wiemy powszechnie, że ścięty Król Słońce kłaniał się słuzącej i trzy razy w życiu zażył kąpieli.
Co prawda, nie może się do nas przebić informacja, że Teheran jest jednym z najbardziej bezpiecznych miast świata.
Nie potrafimy znieść świadomości, że wykształcenie nie chroni od paranoii. Ale to za naszego pokolenia dotarło do nas, ze Mozart był kabotynem.
I prawie codziennie stajemy wobec konieczności odważnego powiedzenia Panu X: „To było chamskie!” Nasza pozorna godność chowa się w kudły Bobika. A honor polega na zdolności poświęcenia własnej wygody i grona osób niby przyjaznych.
W ciągu najbliższego półrocza będziemy przeżywali zmasowany atak tych którzy mścić się chcą na bliżnich za swoje braki serca i umysłu.
Jestem z zewnątrz i stać mnie na pouczanie Was.
Janina Paradowska testuje Waszą zdolność do powiedzenia:
No pasaran! No pasaran!
Obym się mylił. Już jutro może się okazać, że kpinki są tragicznym nieporozumieniem. Że trzeba twardo powiedzieć:
Nie ma mowy o traktowaniu hunwejbinów jako zespołu operetki! Ktoś musi stworzyć front przeciw chamstwu oraz szaleństu pchającemu się na czoło scenu narodowej.
SB trzymało medzycznych szaleńców w psychiatryku.
Mieliśmy wygodę pasywności. Dziś trzeba być obywatelem, a nie bywalcem salonowych pogaduszek.
Przypomnijcie sobie Czerwonych Khmerów i zestawcie to z Wielkim Projektem. Mnie to nie bawi. Ja mam odwagę usłyszeć: ostro przesadzasz.
Ja się boję.
Ugotowałam się i ostygłam. Osiem godzin w pełnym słońcu dało nam nieźle popalić, ale impreza udała się nad podziw. Jako dziewka do wszystkiego kręciłam się po wszystkim po trochu i w przyszłym roku muszę się przyłożyć i być do czegoś oprócz drobiazgów. To fantastyczne, że kupie ludzi chce się robić coś sensownego w dzikim upale i kompletnie za bezdurno. Dla takich ludzi jesteśmy gotowi z panem mężem się gotować 😀
A teraz idę doczytywać 🙂
Tak,pisanie na kindleu, a zwlaszcza poprawianie nie jest przyjemne .
Moniko , ja nawet nie siegnelam po ksiazke JB. Wystarczylo m pare rozdzialow w niedzielnej prasie. Oburzylo mnie, ze udostepnil zdjecia zony: w wyciagnetym, dziurawym i niechlujnym swetrze, schodzonych bamboszach, z pusta twarza. Tego ssie nie robi kobiecie, a zwlaszcza wlasnej zonie. To potworna zdrada- w moich ksiazkach. Biedna Iris.
Staruszku, sam jestem świadectwem, że Teheran jest bezpieczny – wróciłem z niego bez draśnięcia. 😉 Ale on jest bezpiecznym miastem „dzięki” temu, że Iran nie jest bezpiecznym państwem (przynajmniej dla nieprawomyślnych). W niedemokracjach znacznie łatwiej jest zaprowadzić porządek niż w demokracjach. Po prostu się bierze za pysk wszystkich – porządnych i nieporządnych. 🙄
Heleno, jeżeli Iris nie wyraziła jeszcze za życia zgody na opisywanie i pokazywanie jej choroby, to też bym temu mężowi miał za złe.
Ja sobie absolutnie nie życzę, żeby gdzieś, kiedyś, wyszły moje zdjęcia z potarganym futrem, skudlonym ogonem i zaropiałymi ślepiami. Chcę być zapamiętany jako przecudnej urody szczeniak z lokiem na czółku i z jasnym spojrzeniem. Nawet jeśli od pewnego momentu miałbym się już w ogóle nie fotografować. 😉
Heleno, ja nie miałabym mojemu mężowi za złe.
To tak wygląda. Przyjrzyjcie się. Pamiętacie kim była i jak wyglądała. Teraz z tym innym trzeba się zmierzyć. Pan A. to robi z człowieka. Gwałci w obrzydliwy sposób, bo nie można się bronić.
To nie wygląda chlujnie i może spotkać każdego.
A ja przeczytalam cala ksiazke JB, Heleno. I zapewniam Cie, ze powyciagane, dziurawe swetry, schodzone bambosze, plastikowe torby na notatki zamiast teczek, etc., sa w Oxfordzie – zarowno posrod akademikow i studentow – duzo bardziej na porzadku dziennym niz w innych miejscach, i w zwiazku z tym mniej raza ludzi tam funkcjonujacych. Mozna by o tym wlasciwie napisac oddzielna ksiazke. Choc co do zdjec z pusta twarza, to rzeczywiscie juz inna historia, i ja bym ich zapewne nie opublikowala, gdyby chodzilo o bliska mi osobe. Ale oburzac sie na niego nie moge, co najwyzej sie w tym punkcie z nim nie zgadzam, moze wlasnie dzieki przeczytaniu calosci. A moze i z innych powodow.
A wiesz Bobiku ze w brytyjskiej prasie istniej nawt taki uswiecony zwyczaj ze obitowi zawszw towarzyszy zdjcie z najlepszego okresu zycia Zmarlego, nawett jak w obicie napisza, ze zmarly byl oszustem czy masowym morderca. Pamietam sliczne zdjecia z lat 60-ych Myry Hindley, masowej morderczyni dzieci, ktora zmarla bodaj w zeszlym roku.
Smerfię uświęcone zwyczaje wobec tego, co niezawiniona choroba robi człowiekowi. Niech zdrowi pomyślą kim są, kim mogą się stać i co to oznacza dla nich i dla ich bliskich. Nie lubię pudrowania rzeczywistości.
Haneczko, to nie Pan A, tylko Pan Prof B, jej maz ubral ja w niechlujny swter i zdeptane bambosze, odbierajac jej godnosc po raz drugi. Ie bylo powodu aby ja ubierac i fotografowac w stanie takim jakby sie urwala z wiktorianskiego work houseu.
Heleno to byla jej choroba, i przyzwyczajenia oksfordzkie. Ona sama sie wrecz upierala w co sie ubrac (opisuje to w ksiazce) a on nie chcial jej odbierac resztek prawa decydowania o sobie, tylko po to, zeby jej wizerunek zgadzal sie wyobrazeniami innych jak ma wygladac.
Heleno, a w co ją ubrał pan A.? Czy pan Prof. B. ją przebrał, czy nie miał siły ubierać? Manipulował, czy pokazał stan?
Dla mnie godność to mózg, możliwość decydowania o sobie. Gdy to zawodzi, staję się tym, kim byłam przed i oby moc tego była jak największa i dała moim bliskim siłę zmierzenia się ze mną obecną.
Nie żebym chciała zmienić wątek, ale początek mnie wkurzył i jako podwójna matka absolutnie się nie zgadzam, a ogólny brak ojca doprowadza mnie do furii http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1516104,1,rozmowa-z-profesor-anna-dobrzanska-pediatra.read
Nie przekonuje mnie to. Nie chodzi o to aby przypodobac sie swiatu, ale by okazac nieco szacunku jej kobiecej godnosci. Ronie dobrze mogl ja fotografowac na sedesie w papierowych majtkach.
Papierowe majtki to rzeczywistość, a nie fotografia z najlepszych lat . Fotografia rozczula. Z majtkami (a to najłatwiejsze) żyje się 24/na dobę i 365/ w roku.
Koniecznie muszę iść spać. Dobranoc 🙂
haneczko, a ja widząc takie zdjęcia zastanawiam się czy to naprawdę jest takie ważne, by owe noworodki widziały ją w tak starannym i świetnie widzialnym z oddali makijażu.
Że ma ona swoje zupełnie własne odczucia na temat macierzyństwa i kobiecości, to świetnie. Ale że wciska je w dziennikarkę przy okazji zupełnie innego tematu, to jest gruba zawodowa nierzetelność. To, co ona myśli, wychodzi z niej, a nie z nauk Akademii Medycznej, która ją wykształciła.
She ment well, andsolu, hehe.
Nie, nie chodzi o to by pudrowac rzeczywistosc lub udawax ze Alzheimer jest estetyczna choroba. CHodzi o to by uszanowac sfere intymna – wtedy kiedy sama nie jest w stanie tego uczynic.Trudno mi uwierzyc ze sama Iris Murdoch chcialaby latac zasiusiana po ogolnokrajowej prasie. I tu wracamy do postawionegp przeze mnie pytania o to ile nam mozna. Kiedy opis jest zbyt intrusive kiedy mowimy o konkretnym czlowieku.
Chwileczke, Heleno, czy John Bailey pokazywal na zdjeciach Iris Murdoch w zasiusianych majtkach? Czy to tylko taka figura retoryczna? Bo w ksiazce takich zdjec nie przypominam sobie, a mysle, ze by mi utkwily w pamieci.
(Full disclosure: znalam ich oboje, wiec tym bardziej te domniemania o jego manipulowaniu jej ibrazem z niskich pobudek zupelnie mi z kolei do ich obrazu nie pasuja.)
Heleno, chyba nieporozumienie. Piszę o podlinkowanych przez haneczkę wywiadzie z Anną Dobrzańską.
A skoro dziób mi się tu rozwarł… Dawno temu mówiłem tu przy okazji rozmowy na religijne tematy, że kiedyś wyjaśnię moje poglądy w sprawie Dekalogu widzianego (lub nie) jako źródło moralności. Temat niełatwy nie z powodu wnętrza a dla otoczki – dla pewnego typu czytelników skłonnych w takich wypadkach do bicia piany. Więc niespieszno mi z tym było. Ale wreszcie zamieściłem to wczoraj u mnie, więc wyjaśniam, że bardzo stara obietnica (interesująca zgromadzonych czy nie, to nieważne, istotne, że złożona) została spełniona.
Tak cala seria zdjec ukazala se iw niedzielnym magazynie albo Sunday Timesa albo Telegrapha, przed ukazaniem sie ksiazki i przed smiecia Iris Murdoch.
Zasjusiane majtki sa oczywiscie figura retoryczna. Zdjecia pokazywaly jedynie bardzozaniedbana postac IM.
Andsolu, zadnego nieporozumienia. Tez mialam na mysli pania doktor z wywiadu, ktora nie uwaza ze jej publicznie gloszone opinie o pelnym spelnieniu kobiety poprzez macierzynstwo moga kogokolwiek obrazac. Wiec jej odpuszcza, wyyjatkowo.
A jeszcze do poprzedniego watku. Choroba Alzheimera tym sie rozni od zwyklej sklerozy ze towarzyszy jej czesto unacceptable behaviour. Chora np moze punlicznie sie mastrbowac, rozbierac sie do naga lub napastowac seksualnie kogokolwiek w pokoju. Stad ochrona jej godnosci osobistej jest w moim przekonaniu nieslychanie wazna – w imie tego czym byla kiedys, w imie szacunku i milosci.
To ja skrzywdziłam Jotkę u Łasuchów. Zapomniała o tym wspomnieć, skarżąc się na mój styl i na to, że jej nie przeprosiłam.
To fajna sztuczka. Nie powiem, kto mnie skrzywdził, z delikatności. Ale jeśli chcecie wiedzieć – zajrzyjcie tu i tu.
Heleno – nie zapisuję. Zapamiętuję. Niemniej jeśli chcę kogoś sportretować w książce w ten sposób, aby był rozpoznawalny, najpierw pytam go, czy mogę. Zawsze są to ludzie zaprzyjaźnieni, albo przynajmniej życzliwie nastawieni. Niektórzy zgadzają się nawet na to, żeby fikcyjna, podobna do nich postać, nosiła imię „oryginału”. Na ogół nieźle się wtedy razem bawimy.
Prywatnych sytuacji zaobserwowanych (o ile nie mam tej zgody) staram się nie opisywać w sposób pozwalający na identyfikację. Łączę, zmieniam, zmyślam, kombinuję. Tworzę fikcję, to, co teoretycy literatury nazywają światem przedstawionym, z różnych elementów.
Króliku – nie żywię bezinteresownej wrogości do nikogo.
Dobranoc.
Dla uzupełnienie: interesownej również.
Dzień dobry 🙂 ale dlaczego znowu zapowiada się taki upalny? 😯
Zaczyna się ostatni tydzień zajęć na „prawdziwym” uniwersytecie. Zaliczenie, egzaminy.
Na UTW przygotowanie do Walnego Zebrania i przygotowywanie dorocznego sprawozdanie dla sądu.
Czyli tydzień bardzo pracowity.
Miłego dnia, udanego tygodnia życzę 😆
Doczytałam do tyłu i … zostałam nagrodzona … Żona Sąsiada 🙄 Jak to miło, że wpadłaś 😆
Ciekawa bardzo ta nocna dyskusja o granicach odsłaniania prywtności.
Moniko,
🙂
Bobiku!
Wielokrotnie (nie tu) używałem przykładu bezpiecznego Teheranu aby pokazać, że sprawy ludzkie nie są tak proste jak zwykle o nich mówimy. Podobnie wypowiadam się o Amiszach.
Ich obraz w powierzchownych relacjach jest zafałszowany.
Opieram się na powierzchownych doniesieniach medialnych, więc proszę o wyrozumiałość jeśli jest to nieprawda. Otóż 1/5 amiszów porzuca wspólnotę amiszową. Nie jest znany szerzej ich los. Amisze stronią od energii elektrycznej ale uprawiają kukurydzę genetycznie modyfikowaną. Skamielina amiszowa być może jest takim samym złudzeniem jak bezpieczne ulice Teheranu.
Moja młodość upływała w poczuciu wygodnej niewiedzy.
Nikt publicznie nie mówił o cierpieniach przesiedleńców niemieckich na terenie Polski tuż po IIWŚ. Nikt nie mówił o obrzydliwych zachowaniach NIEKTÓRYCH Polaków wobec Żydów w czasie ich nazistowskiej eksterminacji. Gdzie niegdzie do tekstu wstawiano słowo szmalcownik i tyle.
Nie istnieli przez blisko pół wieku jako pełnoprawni obywatele ludzie niepełnosprawni. Najdobitniejszym tego wyrazem były krawężniki chodników – zawsze będące stopniem. Nie istnieli ludzie z demencją starczą i innymi chorobami starości.
Nie istniała cała sfera seksu.
I teraz, gdy mamy wolność słowa, zwolennicy PRAWDY chcą na scenę postawić wegetatywną warstwę naszego istnienia.
Ludzie wykształceni, sprawiający wrażenie twórczych, sięgają po rozpad ciała i duszy aby wstrząsnąć – i być może zdobyć rozgłos.
Dla mnie Iris będzie się kojarzyła z mądrą kobietą. Zaistniała w moim świecie tym co wzruszającego i mądrego stworzyła w czasie swego rozkwitu. Późna starość zrównuje Iris oraz mnie.
To zestawienie jakiegoś starego Jasia bez właściwości oraz Iris gotowy jestem tolerować na wykładach i seminariach z geriatrii. Czynienie z tego literatury powszechnej jest dla mnie świadectwem, że autor nie poradził sobie z odpowiedzią na pytanie czym jest człowiek. Wyrażę potocznie swą opinię:
zrobiono Iris świństwo.
W poprzednim wpisie podawałem przykłady za co potrafimy ludzi lubić: Mozarta nie za hulaszczy tryb życia, itd, itp.
Niestety, idą czasy wyświetlania filmu „Pół żartem, pół serio” bez ostatniej kwestii dialogowej. Polityczny suweren wytnie stwierdzenie o niedoskonałości człowieka i aluzji do miłości dwóch mężczyzn. Bo po co wspominać o błędach bożych.
Musieli byśmy w przeciwnym razie być wyrozumiali wobec kłamiących i kradnących amiszów oraz wobec starej matki zakładającej lewy kapeć na prawą dłoń.
A jest jak jest. Umrzeć z Honorem? Trudno.
Powiedzieć lub napisać: „Przepraszam.” Nigdy w życiu!
W towarzystwie to głównie Bobik ma to na podłapiu.
No ale on jest psem.
W kraju nad Wisłą na nowo jest definiowane człowieczeństwo.
Moje płomienne wystąpienia biorą się z przerażenia z inwokacją: człowiek to brzmi pysznie.
Nie lubię wspinać się po drabinie i mieć pomieszanego języka.
A mogę zostać przypadkową ofiarą.
Oby tydzień był pogodniejszy niż moje tu strachy.
Dzień dobry 🙂 Staram się nie zaczynać dnia od strachów, tylko jakąś Pollyanną polecieć. 😀 Strachy i tak mnie później dopadną, ale jakże to jednak miło, odpluszczywszy ślepia spojrzeć na piękny świat (tu oczywiście warunek, że nie widzi się z okna hałdy górniczej) i choć przez chwilę spodziewać się od niego wszystkiego najlepszego.
Ja wiem, świat to nie andsol i nie zawsze dotrzymuje obietnic. 😉 Ale wiem też, że gdyby nie okazywało mu się czasem nieuzasadnionego zaufania, to tych ślepi właściwie w ogóle nie byłoby po co odpluszczać.
Upał ma swoje dobre strony. Wyprałem dużą porcję białych rękawiczek, rozwiesiłem i widzę, że za 10 minut będą suche. 😎
Bierzta, bierzta,dla wszystkich wystarczy. 😆
Dzień dobry, 😀
Na dobry początek:
http://www.youtube.com/watch?v=dCQHFr2IhHU
Czy Rysiu meldował dłuższą nieobecnośc?
Właśnie też się trochę przejmuję, że Rysia nie widać. Ale tylko trochę, bo już się zdarzało, że Ryś znikał, po czym pojawiał się pourlopowo wypoczęty i pełen nowych chęci do brykania oraz fikania. 🙂
Co do aproposa znaczy brykania i fikania. Rysia nie zastąpi, ale: w tę zasadę spać się kładę, przy mnie leży żonka ma – jak się nie ma, co się lubi, to się lubi co się ma.
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/KajtekAMozeRumik#
Wow! Piekniste sa 😉
No i czy ja nie mam racji twierdząc, że nie ma na świecie piękniejszej istoty od szczeniaczka? 😆
A, przepraszam, może być. Inny szczeniaczek. 😈
Ta zmyłkowa mordka aniołeczka…
Miałam zapodać koper z Karsiboru, czyli jak się można bałwanić na naszych Wyspach Szczęśliwych:
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/KoperNaLadzie#
Specjalne pozdrowienia tym razem dla Kociej Frakcji.
Dzień dobry 🙂
Jutro będzie córasek, dom czeka, lodówka rzęzi 😀
Staruszku, dla mnie to nie jest tabloidowe epatowanie cudzym nieszczęściem, ale wielkie pytanie o człowieczeństwo, nie tylko chorego. Ja nie Bobik, nie umiem jasno wyłożyć swoich przemyśleń. Nie będę już więcej o tym pisać.
Stop it, Hqneczko. Nie daj sie Bobikowi zapedzic w kompleksy. Bo inaczej poszczuje go Kotem Mordechajem. A wtedy zobaczymy kto bedzie paradowal z podrapana morda.
Bobiku, czy do bialych rekawiczek dostaje sie takze kruzganek? 😀
No, teraz wreszcie mam czas, żeby się solidnie zastanowić nad kwestią upubliczniania prywatności. I przyjmując do wiadomości, że oksfordzkie obyczaje nie widzą nic złego w powyciąganych swetrach 😉 , będę jednak twierdzić, że nie w tym problem. Kluczowe jest tu dla mnie wyrażenie zgody przez zainteresowaną osobę, bądź jej niewyrażenie. Jeżeli Iris M., jeszcze przed zachorowaniem, mówiła mężowi, co myśli na ten temat, choćby w formie ogólnej, np. „uważam, że choroby nie powinno się chować pod korzec, tylko trzeba pokazywać ją publicznie, bo to może pomóc innym” – wszystko jest w porządku, miał moralne prawo „domniemać”, że właśnie tego żona by chciała. Ale jeżeli nawet takiej pośredniej zgody nie było, to publikowanie „imiennych” opisów choroby, a zwłaszcza zdjęć, jednak mi się wydaje nadużyciem.
Oczywiście jest jeszcze kwestia takich zdjęć, o jakich wspomniała Helena, np. dzieci z My Lai. To też nieproste, ale tu, na moje wyczucie, nacisk położony jest bardziej na zjawisko, niż na osobę (nie czarujmy się – jednak w przypadku osoby znanej wiele większe jest prawdopodobieństwo, że niektórych zainteresuje nie tyle walka z chorobą, co właśnie wejście z butami w prywatność). Niemniej jednak zawsze jest lepiej, żeby reporter, jeśli tylko jest to możliwe, zapytał zainteresowanych o zgodę na publikację.
Rany boskie, Kot Mordechaj chce mnie drapać za Haneczkę! A co to, ja niby Haneczce wróg, czy jak? 😯
Sam się zachwycałem jej aforystyczną formą. 🙂
„Erste Labortests der Sprossen-Proben negativ”!!!! 😯
Rodzina nie puści mnie do Germanii do pracy, póki sprawa się nie wyjaśni.
Moja przyjaciółka ze wsi Duessel nie je warzyw od kilku tygodni. Nawet w Szczecinie polskich z dziada pradziada warzyw nie chciała jeśc. 🙂
Lisku, z krużgankiem mogą być kłopoty, bo dość długo schnie. Ale jakiś niewielki balkonik mogę dorzucić. 🙂
Ja tam jarzyny i owoce (sezon truskawkowy!) jadam nadal, ale od okolicznych rolników – takie, które na pewno nie przeszły przez żaden supermarket ani magazyn i nie były wożone w tę i wewtę. Wychodzę z założenia, że skoro „epicentrum” było na północy, to miejscowe uprawy mogą być w miarę bezpieczne. Chociaż mam świadomość, że to poczucie bezpieczeństwa może być złudne.
Pomidora ze sklepu też się boję, bo nigdy nie wiadomo, koło jakiego ogórka leżał. 🙄
Żadnego mordkodrapania nie będzie, nie jestem kompleksowa 😀
Bardzo tęsknię za Mordką, a Żona pojawia się stanowczo zbyt rzadko 🙁
Dzisiaj kompleksy to nie to samo, co dawniej. 🙁 Bezinteresowne chyba już całkiem zanikły. Zostały handlowe. 🙄
Szanowne Poetesy i Poetów blogowych proszę uprzejmie o pomoc.
Zaprzyjaźnione UTW celebruje w czwartek z wielką pompą jubileusz 5-cio lecia. Stosowna delegacja z kwieciem i prezentem pojedzie. Ja będę w tym czasie dręczyć młodziez studencką 😉
Niestety mózg mam całkiem zlasowany i nie potrafię wymyślić stosownych życzeń. Dowcipnych acz pełnych atencji, mową wiązaną wyrażonych.
HELP 🙄
Ale co by należało w tych życzeniach wyrazić, podkreślić, zawrzeć, etc.? Bo ja się na UTW-ach znam tak raczej średnio. 😉
Ach, Bobiku, ja sie z Toba zasadniczo zgadzam, ale jakos mam wewnetrzny opor do zakladania np. ze wszystkie kobiety maja takie samo nastawienie do stroju, i ze tu bylo ogromne wykroczenie Johna Bayley’a, na ktore nalezy sie oburzac, jak to w pewnym momencie wyrazila Helena. Na przyklad tradycyjne oksfordzkie bluestockings w wiekszosci takiego nastawienia do stroju nie maja, podobnie jak ich mescy odpowiednicy. A co do opisu choroby, tak jak to zrobil John Bayley, to byl on bardzo wzruszajacy, humanizujacy te smutna chorobe. Gdy doszlo do momentow naprawde drastycznie wkraczajacych w prywatnosc i intymnosc, wraz z posuwaniem sie choroby, Bayley zakonczyl opowiesc. Dlatego wlasnie tak trudno o tym konkretnym przypadku rozmawiac „na nieczytanego”.
I jeszcze jedno. Znam pare rodzin borykajacych sie z Alzheimerem, jak i z innymi chorobami, ktore wizualnie wyrozniaja sie natychmiast w tlumie zdrowych, przez dziwne, niezupelnie zgodne z przyjetymi normami, zachowanie chorego czlonka rodziny (nieagresywne, ale dziwne). I wiem, ze dla tych rodzin, ktore przemykaja sie gdzies bokiem, a chca jak najdluzej utrzymywac chorego w rodzinie, ksiazka Bayley’a, jak rowniez wiele podobnych ksiazek odslaniajacych prywatnosc w chorobie, byla jednak wielka pomoca.
A to, czy Bayley i Murdoch mieli umowe czy nie, dotyczaca upublicznienia choroby – to jedna z ich tajemnic, czestych w dlugotrwajacych malzenstwach. Na pewno mieli jednakowe zdanie na temat pan dochodzacych: nie miec, zeby nimi nie rzadzily, i nie kazaly im przesuwac zakurzonych papierow, odstawiac ksiazek na polke, i odkurzac czterdziesci lat nieodkurzanych foteli (calkiem byli dumni z tego nieodkurzania).
Toteż ja nie tyle o tym konkretnym przypadku (bo istotnie nie czytałem), Moniko, co tak w ogóle, o zasadzie. 😉 Bardzo możliwe, że z wieloletnich rozmów z Iris M. jej mężowi wynikło jasno, czego ona by sobie życzyła. Ale oczywiście podejścia mogą być tu bardzo różne. Ja np. zgodziłbym się na opis choroby, jeżeli zrobiłby to ktoś życzliwy i z poukładanym wnętrzem głowy, ale nie na publikowanie zdjęć. Opis ma dla mnie pewien walor uogólnienia, a zdjęcie za bardzo wskazywałoby na mnie: o, to ten (nie mówiąc już o tym, że moja próżność by ucierpiała 😉 ). A ktoś inny może mieć jeszcze inaczej. Dlatego nie potrafię tu wykombinować żadnej ogólnej zasady poza tą, że nie powinno się „używać” jakiejś osoby w sposób rozpoznawalny, bez jej – choćby nie wprost wyrażonej – zgody.
Należało by podkreślić sukces zarówno założenia, jak i niezwykle prężnego działania. Zachęcani następnych „miast i siół” do pójscia w ich ślady. Organizowanie czasu seniorom. Dostarczania im możliwości bycia aktywnymi w wymiarze fizycznym (wycieczki, gimnastyka, etc.), intelektualnym, artystycznym.
O, to mi już coś mówi. Zobaczę, co się da zrobić, a jak mi coś z tego wyjdzie, to wyślę mailem. 🙂
Aha, w jakiej miejscowości ten UTW?
w Międzychodzie 🙂
Bobiku, z szacunkiem, ale się nie do końca zgodzę. Alzheimer często rozwija się długo, dana osoba dziwnie się zachowuje (np. ataki chorobliwej zazdrości bywają), tylko nikt nie podejrzewa, że coś jest nie tak z mózgiem, umysłowością. Osoba chora potrafi na coś wyrazić zgodę, ale w momencie trzeźwości umysłu nie zdawać sobie z tego sprawę. Albo osoba inteligentna jakby wypierała z siebie pewne wiadomości i nagle dziwne rzeczy wyinterpretowuje z tego, co słyszy. To bardzo okrutna choroba, odczłowieczająca. Bardzo byłbym powściągliwy w interpretowaniu tego, że ktoś się na coś zgodził.
Być może jednak należy i — wracając do samej książki męża — odczarować, odmistyfikować tę chorobę, jak to zrobiono z innymi, np. zespołem Downa. Może komuś ta książka pomoże w tym, w zrozumienie o co chodzi.
Tadeuszu, ja napisałem wyraźnie, że miałem na myśli zgodę wyrażoną jeszcze przed chorobą. I niekoniecznie nawet w słowach „zgadzam się, żebyś opisał mojego Alzheimera”. Rzadko ktoś z góry się z tym liczy, że na daną chorobę zapadnie, a kiedy zapadnie, może już istotnie nie mieć wystarczającej jasności umysłu, żeby odpowiedzialnie podejmować decyzje. Chodzi mi raczej „o całokształt”, o znajomość człowieka, wynikającą z wielu rozmów, z długoletniej przyjaźni czy wspólnego życia.
I myślę, że jeżeli książkę o czyjejś chorobie się publikuje, należałoby – przez szacunek dla opisywanego – zaznaczyć, że robi się to za jego wyrażoną lub wynikającą z całokształtu zgodą (wiem/jestem przekonany, że by sobie tego życzyła…). Być może właśnie tego u męża Iris M. zabrakło?
A że literatura potrafi odmistyfikować chorobę i pomóc ludziom nią dotkniętym lub ich rodzinom, to oczywiście zgoda. Ani przez moment nie twierdziłem, że nie należy w ogóle publikować książek o chorobach, nawet głęboko wchodzących w prywatność i intymność. Tylko że sam opisywany też powinien mieć coś do powiedzenia w tej sprawie.
Jeżeli nie ma się przekonania, że opisywany by sobie życzył, a koniecznie chce się opowiedzieć o swoich doświadczeniach z chorobą, można się schować za jakąś literacką maskę, nie pisać o chorym z imienia, nazwiska i stopnia pokrewieństwa. No, są różne sposoby…
Zmieniłem przeglądarkę do oglądania kopru i to jest inna rozmowa. Koper jak malowanie, a nawet jak żywy. 😆
Przyszedł Bobik do Haneczki,
dał jej piękne krużganeczki.
Więc Haneczka do Moniczki
niesie białe rękawiczki.
Już Monisia do Marysi
z balkonikiem – niech jej wisi.
Mar-Jo pędzi do Heleny,
taszczy ogon od syreny,
a Helena dla Staruszka
niesie dwa królicze uszka,
zaś Staruszek do Królika
z pancerfaustem już pomyka.
Królik kica do Andsola,
ma dla niego dziś jabola.
Andsol zdąża do Wimmera
ze słoiczkiem zajzajera.
Wimmer do Sąsiada Żony
wiezie węgla cztery tony.
Żona zbiera się do Zeena
z grubym tomem Ingardena.
Zeen galopem mknie do Liska,
z nim diamentów pełna miska.
Lisek Wielkiemu Wodzowi
co by zanieść, wciąż się głowi.
Wielki Wódz do Tadeusza
bieży z baryłką cienkusza,
a Tadeusz gna do Rysia,
niosąc pluszowego misia.
Więc Rysberlin do Bobika
z pasztetówką bryka-fika
i tu krąg nam się zamyka.
Nad tym kręgiem zaś Monika
czyli Nisia, czyli ja
zmarnowałam tak z pół dnia.
Teraz tkwię nad pustą kartą –
dzisiaj pisać już nie warto…
Siądę zatem z rumu krzynką
i obejrzę głupie kinko,
potem pójdę sobie spać.
Ale termin… O, psia mać!
A propos kręgu blogowego… Jest u nas w miasteczku piekarnia pana o nazwisku Timmer. Dzisiaj rano mój tata wrócił z bułkami i mówi „kupiłem u Kampsa, bo Timmer na urlopie”. A ja odruchowo poprawiam: chyba Wimmer. 😆
zeen,
gratulacje z powodu zwycięstwa Twojego faworyta w X-faktorze 🙂
A gdzie się zawieruszył foma? 😯
Brakuje mi go 🙄
A komu nie brakuje? 🙄
Może go życie wessało? To bywa… 😉
Pokazał się właśnie u mnie, więc pewnie przyjdzie i tu 😀
Fomę widziano dzisiaj o 21:51. Był żywy i filozofował. 🙂
O właśnie.
Skoro był żywy, to nic nie przeczy tezie, że go życie wessało. 🙂
Nocny Ekspres odejść ma
jedenasta zero dwa,
a tu Pufcio gdzieś się zawieruszył…
😎
Oni się zawieruszają, a potem pojawiają w odpowiednim momencie.
Obawiam się, że ja też się mogę na chwilę zawieruszyć, bo robotę dziś trochę zaniedbałem i ona się teraz chce mścić. 🙁
Ale też się pewnie pojawię, choć za odpowiedni moment głowy nie daję. 😉
W sumie ta robota miewa parszywy charakter, nieprawdaż? Agresywna taka, mściwa, upierdliwa…
Trzy na Dziewięć!!!
Popieram 🙂
A mówili, że robota nie zając 😯
Gdzieś w Polsce były burze, u nas kropla deszczu nie spadła od dawna, a w dodatku mamy popsute automatyczne nawadnianie 👿
Idę śniadać na tarasie, póki jeszcze mozan na nim siedzieć 😉
Miłego dnia 🙂
można
Dzien dobry 🙂
Alez zostalam obdarowana! Nisiu (i zeenie 😀 ) wielkie dzieki! 😀
Wielkiemu Wodzowi moge zaniesc fajke pokoju 😀
Witam 🙂 Wczorajszy dzień walki z suszą zakończył się powołaniem przeze mnie roku 2011 Rokiem Muraw Kserotermicznych. Mój podsuszony mocno trawnik wpisuje się dobrze w tegoroczne obchody 😀
Irku,
a jakiegoż on jest teraz koloru, ten Twój trawnik? 🙄
W kolorze sepii. A dosiałem trochę http://www.atlas-roslin.com/jastrz%C4%99biec-kosmaczek
oraz stokrotek i wygląda kolorowo
Tego się spodziewałam. W kolorze sepii 🙁
U nas odbywa się aktualnie oczyszczanie oczka wodnego. Mieszkające w nim rybki zostały przekwaterowane do ogromnego pojemnika, w którym umieszczony jest napowietrzacz. Od lustra wody do brzegów pojemnika całkiem spora odległość. Mimo to kilku rybkom udało się wybrać wolność. Niestety z wiadomym skutkiem 🙁
Dzień dobry 🙂 Mogę wprowadzić akcent optymistyczny i opowiedzieć o tym kawałku mojego trawnika, który rośnie w miejscu w miarę zacienionym i trzymającym wilgoć. Jest soczyście, oszałamiająco zielony, a ponieważ ze względu na suszę się go nie strzyże, można w nim zanurzyć łapy niemal po kolana. 🙂
To są tak ze 3 metry kwadratowe. A reszta coraz bardziej toskańska – ochry, ugry, sieny palone słońcem… 🙄
Dzień dobry 🙂
Wersja optymistyczna: pikacze wypłoszyły kreta.
Wersja pesymistyczna: zasuszył się 🙁
Haneczko, może być jeszcze jedna wersja: zszedł do podziemia. 😎
No, to pójdę na całość, a co!
W przedostatni weekend Włodek bardzo pracowicie usuwał zdrewnienienia z pnącz porastajacych altanę. Te pnącza hodowałam od sześciu lat, po to, żeby mieć zieloną altanę. Miejsce schronienia przed upałem. Znakomicie spełniało swoją role w takie dni, jak teraz.
Faktycznie wszystko co w kolorze innym niż zieleń zostało usunięte. A przy okazji odcięte od korzeni 😯 🙄 👿
Akcent optymistyczny: można będzie drzewo oszlifować i pomalować lakierem. Jednym słowem wyremontować 😉
Akcent pesymistyczny: na zieloną altanę przyjdzie mi znowu poczekać. Może parę lat 😥
Można na okres przejściowy posadzić przy altanie pnącze jednoroczne w dużej donicy. Wilca jakiegoś, tunbergię, czy chmiel (w zasadzie wieloletni, ale na zimę pada). Zarastają lotem błyskawicy.
Jotko,dlaczego przy kolorze sepii minka 🙁 To też ma swój urok. A przy mince 🙂 susza jest nieistotna. Oczko wyczyszczone, ale nie trzymam rybek tylko http://pl.wikipedia.org/wiki/Szcze%C5%BCuja_pospolita
które mi w tym bardzo pomagają. Jest i szczęśliwa żaba i czereda ptasia przy kaskadzie. 🙂
A u mnie wieczorem lało!!! Teraz też pada deszcz, taki z gatunku grubych! Niedługo zmuszona będę ruszyc z przetwórstwem owocowym! 😀
Jotko, oglądałam kilka dni temu piękne oczko ze skalniakiem, kaskadą, mostkiem, wszystko podświetlone – cudo!
Zrobił to zapaleniec z grupą ,powiedzmy, niełatwej młodzieży.
Ryby też są! Oglądałam to na bezdechu. 😀
Szczeżuje to taka ksywka muli à la marinière? 😈
Irek,
no bo ja jestem taka jakaś niereformowalna 😯
„niebo jak len ..” i tak dalej, a trawnik … 😆
czy lokator w Twoim oczku wodnym nie przypadkiem na imie Shymi? 🙄
http://www.youtube.com/watch?v=myAJUEuLKjE
Mar -Jo,
na naszym oczku brak jedynie mostku (?)/mostka (?), bo zbyt małe, ale ładne 🙂
A jak w altanie obok niego smakuje dobrze schłodzone piwo wieczorową porą ❗
Zreszta nie tylko piwo 😉
Bobiku,
myślisz, że jest sens wysiać to zielsko jeszcze wtej chwili?
Zawsze coś warto trzymać pod ręką na wielki głód 😀
Irek,
😆
Teraz wysiewać to już trochę późno, ale na pewno w jakimś ogrodniczym handlu można kupić coś już podrośniętego. A w przyszłym roku pomyśleć już w lutym o wysiewie, w ogrzewanym pomieszczeniu oczywiście.
Piasek z neolitu do kuwet dla kotów 😀 http://lublin.gazeta.pl/lublin/1,35640,9740154,Ukrainiec_chcial_wyludzic_milion_na_kuwety_dla_kotow.html
Lisku, fajka pokoju doskonała, tylko się, zaraza, nie rymuje…
Jak to się nie rymuje? 😯
Lisek Wielkiemu Wodzowi
co by zanieść, wciąż się głowi,
po czym wlecze w trudzie, znoju,
wielgaśną fajkę pokoju. 😈
Ben Akiba zmienił zdanie i oświadczył, że nie wszystko jeszcze było. 😀
Dora rączo mknie do fomy,
by mu zanieść słońca promyk,
Jarzębina zaś do Jotki
toczy wełny cztery motki.
Irek myśli: byłbym hieną,
gdybym nie dał żab Alienor,
Klara włócznię sporą tacha,
prezent to dla Telemacha,
Zwierzak sapie: jeszcze chwila
i dostanie coś Babilas,
a Mordechaj mruczy skromnie:
kto z łososiem, proszę do mnie. 😈
Jeżeli jeszcze ktoś został pominięty, niech się zgłosi. To tylko przez niedopatrzenie, które da się szybko naprawić. 🙂
Też mi sensacja! Milion na kuwety dla kotów! A niby dlaczego nie? 🙄
A na ludzi to można wydawać kasę bez opamiętania, co? 👿
Ciekawe co by taki człowiek znaczył bez KOTA? 😯
Przecież byle durna bakteria może jego życie wywrócić do góry nogami ❗
Uwolnić mi zaraz Ukraińca, bo jak nie to zawołam Kota Mordechaja 💡
Na obróżki z diamentami dla psów też by sie troche kasy przydało 💡
Nieprawdaż Bobiku? 😆
jeszcze vesper, Panna Kota, Wanda TX
Ooo 😳 No proszę, jak łatwo przeoczyć. 😳
Już nadrabiam. 🙂
Vesper Wandzie kawał lasu
śle Hermesem do Teksasu,
podrzucając przy tym w locie
żel na wąsy Pannie Kocie.
Słuchajcie, u mnie grzmi, trzymajcie proszę kciuki, żeby wreszcie spadł deszcz!
A Sunia i Sokrates to, za przeproszeniem, pies!? 😯
Sunia, ja bym tam wolał kasę przeznaczyć na pasztetówkę. Na diamencie zęba sobie można wyłamać. 😛
Drogi Psie Bobiku,
co mają niby znaczyć te motki i dlaczego wełniane?
Czy motki od motać? A wełna od baranów? Czy ja mam motać, czy mnie motają? Czy jam baranem czy barany mnie otaczają? 🙄
To wszystko pilnej wymaga odpowiedzi. Pilnej, jasnej a najlepiej spisanej u notariusza i poświadczonej sądownie!
No, bo niby jak ja mam się czuć bezpiecznie w twoim Koszyku, kiedy nie wiem jakie są Twoje plany i zamiary!? 👿
I co Ty motasz i przy pomocy jakich baranów! 😯
Okej, okej…
Bobik spłukał się z kretesem,
a tu Sunia z Sokratesem
też czekają na swój przydział.
Ich pominąć? Kto to widział!
Forsy nie ma już, niestety,
lecz w lodówce… Trzy kotlety,
pasztetówka, z sosem kasza…
Więc na ucztę ich zaprasza. 🙂
Nie musi być zaraz wielka fajka, wystarczy opakowanie 20 szt. 😎
Od razu widać, że facet 🙁
Jotko, wolałabyś dostać młotki? Albo szczotki? Nie mówiąc już o – za przeproszeniem – nagniotkach? 😯
Uważam, że w ramach dostępnych rymów cztery motki wełny są bardzo kulturalnym i pożytecznym prezentem. 😈 Sweterek można zrobić. Albo kubraczek dla psa… 😉
Wodzu, a nie możemy się Twoim prezentem podzielić fifty-fifty, każdy po dysze? 😈
Sunia, Ty nie bądź taka Marylin. Jak zgłodniejesz, to zobaczysz, co jest najlepszym przyjacielem psa. 😈
Ale prezencja też się liczy, nieprawdaż 😳
No, nie wiem! Prezenty dopasowane do dostępnych rymów 🙄 coś mi to przypomina zakupy, w mięsnym na kartki, za czasów nieboszczki komuny, trzeba było brać co dają albo … po ryju … świńskim rzecz jasna 😯
czy w dobie rozbuchanego konsumpcjonizmu nie dało by się tak coś pod indywidualne gusta i zapotrzebowanie obdarowywanego? 🙄
Na przykład:
http://www.youtube.com/watch?v=a_4ai7tAwe0&feature=related
Pasztetówka z neolitu. To jest pomysł na biznes. 😀
A dla Alienor już dorasta to i owo http://pl.wikipedia.org/wiki/Grzebiuszka_ziemna
Młode ma już 3 cm 🙂
Jotko, darowany koń czegoś się zaczął okropnie awanturować i kłapać zębami. 😈
Czy żaby robią źle ślimakom? Jeżeli tak, to jestem gotów jakieś oczko wodne sobie puścić.
Te oślizłe potwory (nie o żabach oczywiście mowa) wtranżalają moje uprawy bez cienia litości. Wczoraj w nocy wyszedłem na kontrolę i patrzę, a tu kilku takich na oko czterocentymetrowych rąbie bazylię aż chrzęści. Pozbierałem, wyniosłem daleko, wracam, spoglądam na ogórki… Pięciu siedmiocentymetrowych terminatorów do nich pełznie. Pozbieram, wyniosłem, wracam… Na astrach, na cukinii, na heliotropie, na groszku cukrowym… 👿
No i znowu musiałem popełnić masowy mord przy pomocy piwa. 😳
A to maszyna do produkcji piasku z neolitu http://www.kurierlubelski.pl/wiadomosci/412740,lublin-ukrainski-biznesmen-zatrzymany-przez-cba,g,2,id,t,z,no.html#material_1
Grzebiuszki ziemne wolą ślimaki nawet od pasztetówki 😀
Bobiku ,
a ta praca domowa to dluga ma byc?
I zapomialam, czy ma byc dolaczona do dziela, czy tez doslana do Ciebie?
No i poprosze o kontakt z Monika, ktora jest nastepna w kolejce. 🙂
I na razie dobranoc -_-
Pracy domowej nie daję żadnych wyznaczników długości. Wolnoć Tomku. 🙂 Jak mam ją wrzucić na blog, to raczej musi być przemailowana do mnie.
Kontaktem zajmę się w najbliższym czasie. 🙂
Dzis wieczorem jest wigilia Szawuot (swieta Tygodni), kiedy swietuje sie zbior pierwszej pszenicy, z ktorej wypiekalo sie chleby i zanoszono do Swiatyni. Mieszkania przystraja sie zielonymi galeziami i je sie wszelkie mozliwe potrawy mleczne. Wg pozniejszej tradycji jest to takze data otrzymania Dekalogu na gorze Synaj, wiec cala noc studiuje sie biblie (Andsol przypadkiem utrafil ostatnim wpisem na swoim blogu 🙂 ).
Zapraszam 😀
Bardzo ciekawa ta maszyna do robienia neolitu. U mnie wyglądała mniej więcej tak 😈
gao = {}; gao.topl = {}; gao.topl.width = „500”; gao.topl.height = „375”; gao.topl.manualTop = („”==””)?null:parseInt(„”); gao.topl.manualLeft = („”==””)?null:parseInt(„”); gao.topl.isScrolled = true; gao.topl.swfFile = „http://gratkapl.adocean.pl/files/rletjndnex/sgkhmrrjlu/gepard.ogloszenia_500x375.swf”; gao.topl.imgFile = „”; gao.topl.htmlCode = „”; gao.topl.redirection =
Tylko kawałek przyniosłem, bo dość ciężka była. 😆
Lisku, a co będzie, jak ktoś nie wytrzyma i te potrawy mleczne zakąsi mięsnymi? 😉
Bobiku, je sie takze miesne, ale troche pozniej 🙂
nie było zaglondać w zemby temu koniu ❗
Aaa, jak na szawuotowej imprezie będą też dania mięsne, to przyjdę się nimi odstresować i pocieszyć. 🙂 Bo właśnie idziemy razem z Pręgowaną do nieludzkiego lekarza iżby się szczepić.
Może i ją wieczorem przyprowadzę? Też dziś będzie miała ciężkie przeżycia. 🙁
Powodzenia u weta. Co do przyprowadzenia Pregowanej, obawiam sie ze tu moze zaliczyc nastepne ciezkie (30 kg+) przezycia… Za to moge jej zagwarantowac cat-bag 😀
Trochę prywaty: Lisku, nie widziałem Cię włączonej, a teraz już naprawdę muszę do tego nieludzkiego. Mogłabyś mi przemailować, o jakiej porze dziś (od 18.00) lub jutro będziesz do złapania?
Bobiku, juz.
Króliku,
czy dotarł do Ciebie mój mail? 🙄
Byłem tak zajęty próbami polizania weterynarza w nos, że nawet nie zauważyłem, kiedy mi wbił igłę. Podejrzewam nawet, że z sympatii do mnie tylko zamarkował szczepienie i wtłukł odnośną pieczątkę w moim psim paszporcie. 😉
Pręgowana usiłowała trzymać fason i sprawiać wrażenie, że jest cool, ale ja ją znam i widziałem, że jest strasznie zestresowana. A teraz, po powrocie, zaszyła się w kącie i z nikim nie chce gadać.
Na dodatek ja na rok szczepienia już mam z głowy, a ona za miesiąc musi iść do powtórki. 🙄
Nisiu!
Co do strzelania to mniej więcej pół wieku temu pamiętam dwuchawki mniej groźne niźli indiańskie z drzazgami o końcach nasyconych kurarą.
Brało się rurkę i ładowało kawałeczkiem plasteliny u wylotu.
Wybierało się ofiarę siedzącą w niedalekiej ławce przed nami.
Dmuch i plastelinka trafiła w płatek ucha.
Strzelaliście tak?
W nocy na warszawską Ochotę zajrzała ulewa. Pobłyskała, pogrzmiała, basso continuo w tarapety i spało się jak ta lala.
To było kolejne zasilenie wodne. Zieleń szaleje.
Historycznie sprawę ujmując minąłem się ze zbirowością diaspory w jej środowiskowym żywym folklorze. Moje roczniki w zasadzie już nie miały okazji oglądać ruin, na których zbudowano kino Muranów. Tylko budynki stojące pół piętra ponad poziomem jezdni wskazywały, gęste miasto zburzone do parteru. Te gruzy już przkryte nową warstwą miasta były kiedyś murami z ościeżnicami na których coś przybijano.
Moja cekawość sprawiła, że jako dzieciak i póżniej jako młodzieniec włóczyłem się po odbudowywanej Warszawie. Dopiero z lektur dowiedziałem się, że Ci których już tu nie ma, a stanowili żywą tkankę miasta, na ościeżnicach drzwi coś przybijali. Dziś widuję tylko KMB i importowaną suchą szynkę jako wspomnienie moresków. A był to symbol: tu mieszkają starozakonni. Tak za chłopięcych czasów o nich się mówiło.
Proszę! Powiedzcie co to było? To nie była podkowa raczej.
Z mojej wizyty w Kanadzie utkwił mi obraz ściany sklepu w chińskiej dzielnicy Toronto z wieloma skrzyniami pełnymi całkiem nieznanych mi grzybów. Do dziś jest to wspomnienie przeniesienia się w bajkowy świat odległy o kilka przecznic od klocków budynków niewiele różnych od dzisiejszego centrum Warszawy. Dziś w zasięgu wzroku, zamiast obskurnej piwiarni mam restaurację chinską z fasadą wzorowaną na ich starożytnych wzorcach. Męczy mnie ten nie nazwany symbol żydowskiej obecności lokatorów dziś tym bardziej, że głośny się stał w Polsce ruch ujednolicenia jej mieszkańców do masy ludzi o plastykowych poglądach, plastkowych wspomnieniach, plastykowych domach i prawie jednej sztancy.
Jest gdzieś we mnie pół wieku temu marzenie, aby wyjść na ulicę i zobaczyć dwie indianki Tarahumara. I gapić się w nie z niegrzeczną nachalnością. Marzy mi się abym nie żył i nie mieszkał w kraju w którym ludzie są tak samo ubrani w jedną powłokę człowieczeństwa.
Tak! Strzelam często z działa przeciwczołowego. I utrwaliła mi się ta potrzeba zburzenia muru oddzielającego mój teren klonów od dróg południa Europy ze szpalerami krzewów ślicznie kwitnących śmiertelnie zaczadzających dymem rzymskich legionistów na drewnie tych krzewów gotujących.
Jakiś nie zewidencjonowany zestaw obłędnych idei w Polsce, sprawia, że czuję się zakuwany w jednorodność: jesteś swój gdy alkohol zagryzasz małosolnym. A ja chciałbym wpaść do sąsiada i dowiedzieć się co podawać do Amaruli. Od sąsiada.
Pozdrawiam.
To pewnie była mezuza, Staruszku. 🙂
http://pl.wikipedia.org/wiki/Mezuza
Takie zdumienie, jak mały krok może dzielić od całkiem innego świata, pamiętam też z dzielnicy chińskiej w Paryżu. Kilka ulic na krzyż, a jaka daleka podróż.
lisku, przypadkiem, przypadkiem… a w menskom intuicjem nie wierzysz?
Dziękuję Bobiku.
A o mezuzie to przez Kalooki Nights ostatnio się nauczyłem… Chyba. Bo jak za dużo jarzyn to garnek nie pamięta która ręka co wrzucała.
I uprzejmie powiadamiam, ale nie namawiam, bo jednak dwieście ileś minut to prawie trzy i pół godziny, więc powiadamiam, że podrzuconą mi linką Babilas mnie przekierował do filmu Siergieja Snieżnika z 2005 roku pod wdzięcznym tytułem Breżniew. Ma wiele scen, których chyba się nie zapomni. I doskonałe aktorstwo.
A w ogóle, to w Buzzie powiadomili, że Mosfilm udostępnił w youtubie swoje stare (a na ogół bardzo dobre) filmy i mam nadzieję, że wymyślę jakąś maść na porost godzin, bo jak nie to nie wiem kiedy znajdę czas na sypianie.
Staruszku! 😆
Widze, Bobiku, ze piwo dla slimakow okazalo sie niezawodne. Ale moze w te susze jakos i one sie zasusza? 😉
Lisku, milego swietowania w umajonych galeziami wnetrzach. 🙂
Ladne te wierszyki blogo-integrujace Nisi i Bobika. 🙂 A co do rymow, to oprocz motkow mogly byc co prawda wrotki lub kotki, ale moim zdaniem motki byly calkiem przyjemne, leciutko zatracajace o Ariadne – jak ktos sie koniecznie chce odzegnac od robotek recznych, na ktore teraz zreszta akurat nastala wielka moda, przynajmniej w Stanach. To taka reakcja jednej czesci Ameryki na druga – tradycji self-reliance i powrotu do zrodel na rownie silna tradycje adoptowania wszelkich gadzetow (na zewnatrz chyba duzo bardziej ta gadzetowa sie filtruje, bo latwiej ja bez dodatkowych tlumaczen przeflancowac).
Zwierzaku, jak najbardziej. 🙂
andsolu,
kiedy już wymyślisz maść na porost czasu, odpal jej trochę 😉
chciałabym na przykład podyskutować naTwoim blogu na temat Dekalogu. Ale boję się logować żeby nie wsiąknąć tam na amen. Na temat Dekalogu podyskutowałabym chętnie z perspektywy technologii słowa „nie”. Tego w jaki sposób mózg odbiera to małe słowo.
Może znajdziemy kiedyś czas żeby o tym podyskutować.
Teraz idę spać, bo wstaję codziennie bardzo wcześnie, o absolutnie na tym blogu nieistniejącej godzinie. Dobranoc 🙂
Moniko,
zdecydowanie proszę o wrotki 🙂
Jeżeli jeszcze nie wszyscy idą spać 😉 to możemy się przenieść do nowego wpisu, bo ten niektórym się pewnie już w ogóle nie chce przewijać.
A idącym spać – dobrej nocy. 🙂