Z psiej czytanki

wt., 31 maja 2011, 18:35

– Łapy precz od mojej miski, wszarzu! – szczeknął Doberman i popatrzył groźnie na Kundla. – Morda też! No, już, spadaj!
Kundel był przybłędą. Urodził się w jakimś strasznym miejscu, gdzie raz go bito, raz głodzono, a najczęściej stosowano oba te sposoby na raz. Mowy oczywiście nie było o tym, żeby mógł swobodnie szczekać, albo upominać się o swoje prawa. Nie wpadło mu nigdy do głowy, że pies to brzmi dumnie. Chciał przeżyć następny dzień, na tyle starczało mu sił i wyobraźni.
Pewnej nocy koło budy Kundla pojawiły się jakieś mroczne, zamaskowane stworzenia i zaczęły strzelać do wszystkich – głodzących i głodzonych. Tylko nielicznym udało się uciec i rozproszyć po niezmierzonym świecie. Ci nieliczni zaczęli szukać innej budy, ale kiedy ją wreszcie znaleźli, okazało się, że tłum chętnych do zamieszkania w niej jest bardzo liczny. I wtedy właśnie do akcji wkroczyły Dobermany, twierdząc, że zawartości miski nie wystarczy dla wszystkich…
Kundlowi nigdy nikt nie powiedział, że w porządnym scenariuszu nadzieja umiera ostatnia, więc uśmiercił ją na długo przed zakończeniem. Które zresztą wcale nie było happy endem.

Bobik odłożył podręcznik z ciężkim westchnieniem. Słyszał o tym, że w ludzkich szkołach pierwsze czytanki są optymistyczne i pogodne. I chwilami zastanawiał się, czy nie wolałby chodzić do ludzkiej szkoły.