Między wierszami

pt., 21 listopada 2008, 01:14

Monika wrzuciła wczoraj link do felietonu, w którym wyczytałem wieść hiobową. Jego autor, Andy Borowitz, obawia się, że Barack Obama może nie być rozumiany przez naród, który w epoce buszyzmu odzwyczaił się od standardowej angielszczyzny (nie mówiąc już o eleganckiej) i mówienia całymi, skonstruowanymi zgodnie z regułami gramatyki zdaniami.
Mam nadzieję, że tendencja nie przyjmie się w polskiej rzeczywistości. Tak samo jak Borowitz uważam ją za niebezpieczną i szkodliwą, nie tylko ze względu na zagrożenie utratą więzi polityków z elektoratem. Stawianie na grammatical correctness, mówienie wyraźne, skończonymi, sensownymi zdaniami, konstruowanie jasnych i wewnętrznie niesprzecznych ciągów logicznych, to wszystko jest mniej lub więcej oczywistym posądzeniem słuchaczy o indolencję, wyrażającą się w nieumiejętności czytania między wierszami. Można to wręcz uznać za zamach na narodową tożsamość. Polak przez wieki klęsk i kopniaków losu, od zaborów, poprzez wojny, aż do strasznej nocy komunizmu uczył się czytać między wierszami, wyławiać niuanse, interpretować niewypowiedziane i widzieć to, czego nie ma, czyli odwracać językowego kota ogonem. Nie trzeba nam jeżeli a to b i jeżeli b to c, wystarczy dźgnięcie ostrogą odpowiednio dobranego hasła, byśmy pędzili na złamanie karku przy wtórze husarskich skrzydeł. Wystarczy nosić słowo-klucz do naszych serc, by móc nie przejmować się obcymi słowiańskiej, szerokiej duszy rygorami składni czy subtelnościami fonetyki.
Nie dotyczy to wyłącznie polityki. Radio, telewizja, prasa, urzędy… No, co Wam będę mówić. Wszędzie nas doceniają. Wszędzie wiedzą, że poradzimy sobie z najbardziej nawet opornym komunikatem, wyłowimy najzmyślniej zakamuflowane przesłanie. Polak potrafi, znacznie lepiej niż Amerykanin czy Niemiec. Dlatego my jeszcze długo nie będziemy musieli przy wyborach stosować kryteriów sprawności czy poprawności wysławiania się.
Ja oczywiście za żadne skarby nie chciałbym Was urazić, więc napisałem taki wierszyk, żebyście mogli spędzić przyjemne przed- lub popołudnie, próbując doszukać się w nim sensu. Jak ktoś znajdzie, proszę o odniesienie zguby pod wiadomy adres.

W cywilizacji białego człowieka
pleni się tęskny o zachodzie zarzut
codziennie prawie coś trzeba odszczekać,
lub mężnie spieprzać jak dziad do obrazu.

Więc niech ząb za ząb się gwałtem odciska,
bo to wybili, panie, za komuny
a teraz rządzą kryską na Matyska
te bezbożniki, pederasty, ćpuny.

Z dymem pożarów ten pan już nie będzie
za wolność naszą w gardła wasze bredził,
szablą ksiądz Robak pójdzie po kolędzie
i grosz do Grossa wypomną sąsiedzi.

Zwycięski powrót zadżumionych taty
zatrzymał rozwój rozmarynu w locie,
ale nadejdzie kiedyś dzień wypłaty,
gdy patryjotys zapewni sto pociech.

Dziś Polak mały – z soli, z roli, z wódki –
wciąż gładko łyka te schabowe z kryla,
lecz mądrej głowie dość słów na wyprzódki,
bo tu i ówdzie już dno się wychyla.