Bajka o kolesiach

Gonił lew ongiś hienę przez dobre dwie mile,
bo zezwalał mu na to królewski przywilej.
Kiedy już miał ją dopaść, ocknie się goniona
i krzyknie: moment, królu, nie tak zaraz skonam,
wstrzymaj się, jeśli łaska, w swoim władczym biegu
i racz wziąć pod uwagę, że ja mam kolegów.
Z niedźwiedziem byłam w szkole, z wilkiem w zetemesie,
z nosorożcem robilim w jednym interesie,
bobrowi ustawiłam przetargi na tamy,
zebrze dałam w prezencie markowe piżamy,
leopardowej futro, psom uszyłam buty,
z hipopotamem zasię poszłam raz na ksiuty.
Drapnął się lew po głowie i przysiadł na zadku,
mrucząc: chyba dam sobie siana w tym przypadku,
a wtedy kumple hieny doborową spółką
zabrali mu koronę, obstąpili w kółko,
przycisnęli do ściany i gminna wieść niesie,
że dziś rządzą w królestwie jak koleś z kolesiem.