Lubienie

„Lubmy się trochę bardziej” – pada czasem apel,
na który bym reakcję miał entuzjastyczną,
gdybym wiedział, że ten mój spontaniczny zapęd
trafi na odpowiednią do niego publiczność.

Dajmy na to, podchodzę do łysego w glanach
i torebką machając niczym Teletubiś
głosem pełnym sympatii szczekam „proszę pana,
jestem gejem i chciałbym pana bardziej lubić”.

Czy dzwonię do radyjka, co ocieka cnotą,
przyznając, że do Boga nabożeństwa nie mam
i sam nie wiem, czy można mnie nazwać patriotą,
lecz chciałbym porozmawiać na lubienia temat,

lub do pani posłanki z prawicy najprawszej
podbiegam, zamaszyście machając ogonem,
i mówię „choć liberał ze mnie był od zawsze,
lubię panią, więc w zgodzie pójdźmy w jedną stronę”…

Ach, byłyby to pewnie chwile pełne przeżyć,
coś, jakby dobrowolnie kłaść głowę na pieniek,
bo gdy ktoś ma pod ręką kij, by psa uderzyć,
zwykle za kij wpierw łapie, a nie za lubienie.

A kijów widzę morze i wciąż rosną w siłę…
Więc nie chcąc nieopatrznie ryzykować głową,
lubić będę tych, których dotąd polubiłem,
a innych – jak się zrobi trochę mniej kijowo.