Chopin-multimedia

Zebrała się kiedyś profesorów rada:
jak ten Frycek pisze, toż to nie wypada,
zamiast jednej wersji, dajmy na to z grudnia,
on trzy w roku sadzi i życie utrudnia,
tutaj coś przegapi, ówdzie zasmaruje,
przez co pośród znawców dochodzi do bójek,
bo każdy ma swoje zdanie w tej dziedzinie,
która z kilku wersji jest słuszna jedynie.
Zawołali zatem Fryca na dywanik,
żeby za bałagan go solidnie zganić,
a ten zamiast „pardon” szepnąć i przeprosić,
jeszcze im się stawia i podnosi głosik:
nikt mnie tu nie będzie wołał do tablicy,
ja już mam romantyzm, nie żaden klasycyzm,
zbyt sztywne zasady mogę więc pinkwolić
i pisać etiudy bez paru bemoli,
bez bemola każdy jakoś może wyżyć,
a jak ma ktoś wąty – to na drogę krzyżyk.
Złapało się gremium za uczone głowy:
o takim nieładzie w nutach nie ma mowy!
wieczne będą o to spory i hałasy,
bo Fryc, choć romantyk, jednakowoż klasyk.
Tu im swoje zdanie Chopek w oczy walnie:
problem da rozwiązać się multimedialnie,
jakąś zgrabną stronę wymyślcie z polotem
i niech porównuje ten, kto ma ochotę,
bałagan nie będzie mniejszy od tej strony,
lecz chopinologów klan zadowolony.
Zaszumiało gremium niby krzew stulistny:
no patrzcie, ten Frycek… Geniusz! Geniusz istny!
Czemuż nikt z nas nie wpadł na to, olaboga,
co największą gratką dla chopinologa?
Polecieli szybko pomysł w życie wcielać,
a Chopek z radości upił się jak bela,
bowiem przy szacunku całym dla publiki,
nie lubił, by czepiać się go o krzyżyki.
I poszedł przez ciemny wieczoru aksamit,
obficie po drodze sypiąc bemolami.