Hoko-miód

Umarł Hoko, umarł, z błahego powodu –
coś mu przeszkodziło dobrać się do miodu.
Bo dla Hoka, od powicia,
w braku miodu nie ma życia,
oj dana dana dana, dana dana.

Umarł Hoko, umarł, czyli skończył marnie,
bo mu jakieś bydlę okradło spiżarnię
i wyniosło w brudnych łapach
Hoka miodu cały zapas,
oj dana dana dana, dana dana.

Umarł Hoko umarł, całkiem już nie żyje,
nawet na swej stypie miodu nie wypije,
smutne kiszki mu od tego
grają marsza żałobnego,
oj dana dana dana, dana dana.

Umarł Hoko, umarł, ale zmartwychwstanie,
jak tylko ser z miodem będzie na śniadanie,
bo gdy miodu jest choć słoik,
Hoko śmierci się nie boi,
oj dana dana dana, dana dana.

Umarł Hoko, umarł, leży wśród zieleni,
jak już zmartwychwstanie, wcale się nie zmieni.
Bowiem Hoko, to nie nowość,
ma stabilną osobowość,
oj dana dana dana, dana dana.