Popular Tags:

Bobik w Wenecji

czw., 22 września 2022, 23:05

Siedzę z Panem Administratorem
na San Marco pośrodku miasta,
wokół mrowie turystów spore,
słońce ostro po ślepiach chlasta.

Smycz mi zdjęto, bo cóż z niej zysku:
choćbym nawet zechciał dać dyla,
w tym zgęszczonym, spoconym ścisku
wręcz nie sposób szybko zapylać.

Siad jest krótki. Zaraz ktoś krzyczy,
że nie wolno siedzieć na schodach,
ale i tak pięknie – bez smyczy –
patrzeć tam, gdzie świetlista woda.

Psa niełatwo kupić przepychem,
albo innym dobrem na pokaz,
niemniej oddałbym pełną michę
za to miasto – befsztyk dla oka.

Co tu szczekać, w takiej scenerii
dzień codzienny ogon podkula,
mniej dochodzi świata brewerii,
trudniej pławić się w duszy bólach.

Zwykle robię prasówkę karnie,
lecz nie tu, w tej wrażeń zadymie,
bo pies, gdy go zachwyt ogarnie,
zapomina o Rzymie… Krymie…

I myślałem, zdziwiony nieco,
że o Polsce nie myślę wcale,
i płonęło jak w szklarskim piecu
wielkie słońce w Grande Canale.

niedz., 28 sierpnia 2022, 23:30

Wszystko jest w każdej chwili, tylko dotknać się nie da,
puszyste kłębki owiec rozrzucone w trawie,
dziewczynka, na podołku niosąca maślaki i szyszki,
między mchem a widłakiem odcisk sarniego kopytka
i w drzwiach do nieba drzewo, jak dziurka od klucza.
Można by długo płakać, gdyby się udało
poczuć łaskę powrotu pod palcami
i dziękując nieznanej, a przyjaznej sile
zawrzeć przymierze z ciałem obdartym za skóry.

Wierszyk capi

śr., 2 lutego 2022, 00:06

Wynika z wszelkich ksiąg i map,
że nikt nie capie tak jak cap.
Tego, czy capi cap, czy capie,
nie wiedzą ponoć nawet w PAP-ie,
a czemu milczy PAP o capach,
niełatwo wcale się połapać,
zaprzeczyć bowiem nie da rady:
cadyk nie cap, a cap nie cadyk.
dlatego spytać miałbym chrapkę:
czy czapkę nosi cap, czy capkę,
a nadto twierdzić bym się ośmielał,
że gdy cap śpiewa, to a cappella,
i jeśli przy tym trącić go łapą,
chytrze zaczyna znowu da capo.

Szyszynka

wt., 18 stycznia 2022, 21:33

Szyszynka, córka Szychy i Szyszora,
o niezwyczajnych spać chodziła porach,
tak że ją stale łapało ziewanie
i od tych ciągłych kłopotów ze spaniem
takie zatargi miewała ze zdrowiem,
że całe trzęsło się kresomózgowie.
Błagały nieraz nieszczęsne gonady:
zaśnij, Szyszynko, bo nie damy rady
i dojrzejemy z okropnym hałasem,
żeby w efekcie zużyć się przed czasem.
Gderał pień mózgu: no, to już są szczyty,
by rozwydrzone pinealocyty
wchodziły starszym dosłownie na głowę
i zakłócały im rytmy dobowe.
Na to Szyszynka, to dziecię okrutne,
mówiła: prędzej komuś neuron utnę,
prędzej siatkówkę opryskam posoką,
niż dobrowolnie w porę zmrużę oko.
I dorzucała, wredne strojąc minki,
– i tak nie zasnę bez melatoninki,
a po co mam ją robić w czoła pocie,
gdy bez niej zawsze jest ze mną sto pociech.
Tu morał do nas w podskokach zapieprza,
że od Szyszynki szynka znacznie lepsza.