Popular Tags:

Dobre zakończenie

czw., 10 lutego 2011, 18:56

– Opowiedz mi bajkę – poprosił Bobik. – Tylko prawdziwą…
Labradorka westchęła ciężko. Bobik już nieraz dopominał się o prawdziwe bajki, ale najczęściej zakończenie jakoś mu nie pasowało. Trudno było powiedzieć, czy brało się to z nadmiernych oczekiwań, czy z młodzieńczej naiwności, niemniej jednak fakt był faktem – opowiedzenie bajki kończyło się na ogół tym, że rozczarowany szczeniak podwijał ogon, właził pod stół i dość długo nie dawał się spod niego wyciągnąć, albo odwrotnie, warczał i ruszał na poszukiwanie najlepszego obiektu do pogryzienia.
Normalnie, na co dzień, o realiach w zasadzie dało się z Bobikiem pogadać. Pienił się umiarkowanie i często dawał się przekonać, że ubogi duchem krawczyk niekoniecznie powinien pchać się na tron, a najbrzydsza z sióstr królewny do reklamy kremu przeciwzmarszczkowego. Ale kiedy przychodziło do bajek, Bobik wyszczerzał zęby i nie dał sobie odebrać nawet guzika. Tu reguły były ustalone. Źli i dobrzy, wysocy i niscy, rasowi i nierasowi – wszyscy mieli ustawić się po właściwych stronach. A na końcu zwyciężyć musiał zdrowy duch. Od tego nie było odstępstwa.
Labradorka była psosobą doświadczoną życiowo. Dobrze znała niebezpieczeństwa puentyzmu i nie zamierzała lekkomyślnie narażać się na szczeniacką krytykę. Zaczęła więc z wahaniem, przezornie nie zmierzając do końca:
– Dawno, dawno temu…
Bobik z politowaniem pokręcił głową.
– Że też zawsze dajesz się nabierać na ten sam numer – szczeknął niechętnie. – Dawno, dawno, a jak co do czego, to się okazuje, że wciąż jeszcze i bez zmian. Wymyśl jakiś lepszy początek, bo ten z góry jest skazany na złe zakończenie.
– Był sobie… – spróbowała jeszcze raz Labradorka.
– No nie! – rozzłościł się szczeniak. – To też się nie może dobrze skończyć. Bycie z zasady najeżone jest pułapkami i w ostatecznym efekcie przegrywa. Nie umiesz wykombinować czegoś takiego, żeby dobremu zakończeniu przynajmniej dać szansę?
– Chyba nie umiem – przyznała ze smutkiem Labradorka.
Bobik zeskoczył z fotela i w zakłopotaniu potarł nos. Wniosek, że najlepszym sposobem na uniknięcie złego końca jest niezaczynanie, pchał się zbyt natrętnie, żeby udało się go spławić jednym warknięciem. A z drugiej strony, całkowita rezygnacja z prawdziwych bajek też nie wydawała mu się optymalnym wyjściem. W końcu szczeniakowi dość trudno byłoby wyobrazić sobie życie bez chociaż odrobiny fantazji.
– Wiesz co? – zaproponował Labradorce.- Może ty mi po prostu opowiadaj same środki. Kiedy nie będę wiedział, jak się zaczęło i czym się skończy, uniknę stresu i rozczarowań. A prawdziwych bajek dzięki temu nie będziemy musieli wyrzucać na śmietnik historii.

Nasza klasa

czw., 3 lutego 2011, 09:34

Wstaje klasa polityczna, oczęta przeciera:
coś w tym kraju nadwiślańskim nudno jak cholera!
Trzeba myśli kreatywnych uruchomić wyciek,
by wyborcom ukochanym czymś ubarwić życie.
A wiadomo, co ucieszy kobitę i chłopa –
nie ustawy czy programy, lecz medialna szopa,
nie dobrobyt albo niezłe na przyszłość widoki,
tylko brednie i obelgi, puste słowotoki,
zarzucanie, oskarżanie, wdeptywanie w bagno…
Jasna sprawa, że rodacy tego właśnie pragną.

Gdy staruszka się nawinie lub staruszek który,
zawsze krzyża z mgłą pożąda, nie emerytury,
takoż i z przedsiębiorcami oczywista gadka,
wolą słuchać o zamachach niźli o podatkach,
z tymi, którzy do pierwszego dociągają z trudem,
o budżecie czy zasiłkach mówić psu na budę
bo natychmiast zniesmaczeni zaczynają sarkać:
honor tylko ważny, głupcze, a nie gospodarka.
Pasażerów mnogie rzesze, w zmartwień innych braku,
do ministra od transportu piszą „więcej MAK-u!”,
pacjent się z boleści łoża zrywa, nagle żwawy,
wyleczony tym, że umarł godnie ktoś dla Sprawy,
bezrobotne panie domu, gdy już kurze wytrą,
proszą by im opowiedzieć bajkę o in vitro,
od rolników kornych błagań chór się niesie gromki,
by im dalej byt poprawiał ten cały Potiomkin
i w ogóle, od mazurskich jezior do Sudetów,
naród chciałby bicia piany, nie żadnych konkretów.

Więc się biedzi nasza klasa od samego świtu,
patrząc, jak tu dostosować podaż do popytu,
lecz wyborca to niewdzięcznik… Nagle coś go trafia,
i zaczyna – że idioci, że nieroby, mafia,
że to całe polityczne chrzani sado-maso
i chce jakiejś innej klasy… Byle była z klasą.

Wycisk

sob., 29 stycznia 2011, 21:34
Dobry Kumpel stał w drzwiach i zagradzał Bobikowi wejście. Za jego plecami widać było solidną sylwetkę Mastyfa i dwie zębate paszcze Dobermanów, z ostrzegawczo uniesionymi dziąsłami.
– Co to, nie wpuścisz mnie? – zdziwił się Bobik.
Dobry Kumpel skulił się nieco, ale niedwuznaczne, choć dyskretne warknięcie Mastyfa szybko wyprostowało mu kręgosłup.
– Noo, wiesz… – zaczął niepewnie – tak właśnie wyszło, że ci trzej koledzy… że tak powiem, przedyskutowaliśmy sprawę… jako że pryncypia spowodowały pewne wątpia…  a ponieważ i tak ci chyba szczególnie nie zależy…
– Ale ja tylko na chwilę – zapewnił Bobik. – Pasztetówki kawałek dostałem i chciałem się z tobą podzielić.
Dobry Kumpel oblizał się i zrobił taki ruch, jakby miał zamiar się cofnąć, ale zrezygnował z tego, kiedy tym razem niedwuznacznie warknęły również Dobermany.
– Przestałem lubić pasztetówkę – zawiadomił w pośpiechu. – Ona bardzo podejrzanie pachnie. A my tu wszyscy, w przeciwieństwie do ciebie, mamy dobre nosy.
Trójka za jego plecami zarechotała radośnie, a Mastyf z rozmachem walnął Dobrego Kumpla w plecy.
– Wyrabiasz się, brachu – oświadczył łaskawie. – Jeszcze będzie z ciebie pociecha.
– Właściwie ja tej pasztetówki mam całkiem dużo. Z wami wszystkimi mógłbym się podzielić –  spróbował jeszcze raz Bobik.
Dobry Kumpel, uskrzydlony pochwałą Mastyfa, przestał już mieć jakiekolwiek wątpliwości.
– Spadaj! – zacharczał wściekle – Bo jak nie to… to Psami poszczuję!
– No tak. To ja już chyba sobie pójdę – powiedział Bobik. – Zjem tę pasztetówkę z Labradorką.
Kumpla Dobrego Kumpla popatrzyli z satysfakcją na oddalającego się Bobika.
– No, tośmy mu dali Wycisk! – szczeknął zadowolonym głosem jeden z dobermanów. – Chyba sobie popamięta i tak szybko już tu nie przyjdzie.
Dobry Kumpel poczuł drobne ukłucie żalu – nie wiadomo, z powodu pasztetówki, czy Bobika. Ale tylko drobne. Bo wspólne, braterskie danie Wycisku to jednak było Coś.

Dawanie znaku

śr., 26 stycznia 2011, 10:52
Labradorka rzuciła na fotel plik listów wyjęty ze skrzynki i wymownym gestem łapy wskazała je Bobikowi.
– Znowu wszystkie o tym, że zszedłeś na psy? – zapytała.
Bobik westchnął ciężko. Odkąd zdecydował się dawać głos w sprawach ludzi, zaczął dostawać od nich coraz więcej nieprzyjemnej, czasem obelżywej i napastliwej korespondencji. Starał się jej nikomu nie pokazywać, ale Labradorki nie dało się łatwo zwieść. Węch miała nieomylny i czasem już przez kopertę potrafiła wyczuć treść listu.
– Wiem, że cię te listy denerwują, ale mnie się zejście na psy wcale nie wydaje taką znowu hańbą – zauważył nieśmiało. – Zresztą wiesz, jak to się mówi. Lepiej z mądrym psem zgubić kość, niż z głupim człowiekiem znaleźć.
Labradorka popatrzyła na niego nieco sceptycznie, ale nie miała teraz głowy na dyskusję z ludowymi mądrościami.
– No otwórz już, otwórz – popędziła Bobika. – Zobaczymy, czy znowu będę miała za co potargać listonoszowi nogawki.
Bobik rozerwał pierwszą z brzegu kopertę, przeczytał kilka pierwszych zdań i aż usiadł z wrażenia.
– Wyobraź sobie, że napisał do mnie Człowiek, który wcale nie ma mi za złe – szczeknął z przejęciem. – Co więcej, on pisze, że według niego w ludzkich sprawach każdy ma prawo zabrać głos. I że przez to wcale się nie schodzi na psy, tylko wręcz człowieczeje.
Labradorka obwąchała resztę kopert i na jej pysku odmalował się wyraz niebotycznego zdziwienia.
– Słuchaj, mam wrażenie, że tym razem we wszystkich tych listach jest coś dobrego – oświadczyła stanowczo. – Przyznaj się, skąd to się wzięło? Co ty właściwie takiego zrobiłeś?
Bobik zarumienił się pod futrem i  z zakłopotaniem potarł nos.
– Sam nie bardzo rozumiem, co się stało – szepnął. – Po prostu zebraliśmy się z kumplami i daliśmy pewien znak. Ale widocznie musiał to być dobry znak, skoro tylu Ludzi przekonał.
***
P.S. Jestem zdumiony i wzruszony tym, jakiego zasięgu nabrała nasza – w założeniu skromna i prywatna – inicjatywa. Wszystkim, którzy podpisali naszą deklarację poparcia dla J.T. Grossa i wydawnictwa „Znak” w odpowiedzi na próby niedopuszczenia do publikacji „Złotych żniw”, dziękuję serdecznie w imieniu własnym i Gości blogu. Wszystkim, którzy jeszcze nie podpisali, ale zechcą to zrobić, dziękuję z góry i podaję adres, pod którym można złożyć podpis: