Popular Tags:

Wykłady z historii psoezji (1)

pt., 8 października 2010, 21:36

Forma nazwana hauku pojawia się w psoezji w wieku ok. 6 tygodni, kiedy to psy przechodzą w znacznym stopniu z pożywienia mlecznego na mięsne. W tym właśnie okresie po raz pierwszy manifestuje się przywiązanie do twardego konkretu, świadome osadzenie w tu i teraz, jak również dobrze pojęty minimalizm, tak jak w tym utworze:

resztka wołowej kości
nietrwałe piękno
co mam zjeść jutro zjem dziś

Niewątpliwy wpływ na kształtowanie się gatunku miały tzw. pojedynki obejściowe, odbywane w licznych gospodarstwach wiejskich między zwolennikami hauku i kukuruku-ku. W pojedynkach tych psoeci skłaniający się ku formom nadmiernie rozbudowanym padali często ofiarą ran dziobanych i byli zmuszeni opuścić pole walki z podwiniętym ogonem. Te historyczne doświadczenia doprowadziły do powstania liryki doskokowej, charakteryzującej się skrajnym ascetyzmem formalnym i zredukowanym do niezbędnego minimum czasem akcji. Zaskoczona nagłym psoetyckim zwrotem frakcja drobiowa wycofała się na z góry upatrzone pozycje na płotach, pozostawiając twórcom hauku wolną łapę w rejonach przyziemnych.
Zapewne z tych właśnie wiejskich początków bierze się wszechobecna w hauku natura, włączenie w odwieczny rytm pór roku, uwielbienie odżywiania się i rozmnażania, psaoistyczne dążenie do harmonii z rytmem wszechświata.
Za ojca-założyciela hauku uważa się Napsuo Baszę, owczarka kaukaskiego, wsławionego tymi wiekopomnymi wersami.

sam w spiżarni
białe płatki słoniny
rozpływają się na języku

Twórczość Baszy przesiąknięta jest filozofią budyzmu, a w późniejszej fazie również budyzmu ocieplanego. Niewątpliwie zresztą właśnie ocieplenie budy pomogło psoecie osiągnąć w duchowym rozwoju etap pogodnej akceptacji wszystkich, nawet ponurych i upokarzających stron psiej egzystencji.

pieska jesień
przedwczorajsza szynka
suchym plastrem opada ze stołu

Przedstawicielem nieco odmiennej filozofii jest spaniel Psobayashi Zwissa, zwany psoetą o zmęczonych ślepiach. Jego psoezja jest stoicka, a nawet leżacka, pełna świadomości omijania. Przekonanie o niewielkim wpływie psa na bieg świata i o wypływającej z tego bezsensowności psich wysiłków znalazło najpełniejszy wyraz w tym wierszu:

Króliki śmigają po łące.
Niech śmigają. Na mym młodym futrze
osiadł szron starości.

Na przeciwnym biegunie sytuuje się nurt hedonistyczny hauku, reprezentowany przez wyżła Yopsę Bushona, pochodzącego z Psoto. Jest on twórcą miniatur pełnych żywiołowej radości życia, ale i erudycyjnych odwołań do przeróżnych tropów z literapsury.

Hej, idę w las,
węszyć, biec, dopadać.
Ogon mi się migoce.

Kontemplacja przyrody połączona z miniaturyzacją pociągała nawet tak salonowe psoetki jak Takasama Chihuahua. W jej ujęciu natura jest jednak siłą zagrażającą, wyrywającą z bezpiecznego życia w prominenckiej torebce.

rzęsa na stawie jak trawnik
zdradliwa zieleń
uważaj gdzie stawiasz łapę

Prezentowana przez Chichuahuę postawa „i chciałabym, i boję się” dała początkowo podstawy do pseksistowskich interpretacji, późniejsi krytycy udowodnili jednak, że wewnętrzne rozdarcie, egzystencjalna niepewność i słabo tajony lęk przed światem są związane raczej z rozmiarami twórczyni niż z jej genderem.
Widoczną w ostatnich latach falę ponownej popularności zawdzięcza hauku synowi Amerykanina Pita Bulla i Japonki Akity Inu, urodzonemu i wychowanemu na ulicy, a następnie adoptowanemu przez znanego filantropa Pedigree Pala. Uznawany za wielkiego odnowiciela psoezji współczesnej Nasalonach Siki stworzył przemawiającą głównie do szczeniaków odmianę gangsta hauku, całkowicie zrywającą z dotychczasowymi tradycjami i posuwającą się nawet do gloryfikowania przemocy przy zdobywaniu środków żywności.

Jaja na bekonie w brzucho spasłe pchasz,
you, motherfucker, czemu psu nie dasz,
zęby wyszczerzone, jaja odgryzione,
w dole, na betonie, plama po bekonie,
joł!

Trudno powiedzieć, jakie tendencje przeważą w dalszym rozwoju hauku, zwłaszcza w związku z powstawaniem wciąż nowych ras, wzrastającą migracją psów ze wsi do miast i zmianami w przemyśle wędliniarskim. Niniejszy wykład chcę jednak zakończyć utworem starszym, anonimowym, stanowiącym niewątpliwie szczytowe osiągnięcie omawianej formy psoetyckiej. Do dziś nikt z równym mistrzostwem nie potrafił opisać smutku i bezradności głodnego psa wobec zamkniętej lodówki i obojętnej przyrody.

Księżyc o pasztetowej twarzy,
już dawno po kolacji,
aaauuuuuuu!!!

Ferajna tańczy, ja nie tańczę

pt., 1 października 2010, 21:00

Ferajna zwiera taneczne szeregi. Aż dziw, że są jeszcze tacy odmieńcy, którzy nie dołączają do tej szampańskiej zabawy.

Przed koronką, po nieszporach,
spada czy też rośnie VAT,
co dzień u drogiego Ojca Dyrektora
zbiera się ferajny kwiat.

Bez ustanku płyną słowa,
że się aż lasuje mózg,
jak to znowu polskość wrednie spostponował
Komorowski albo Tusk.

Harmonia cudna wśród zebranych głów,
nikt wątpliwości nie ma, nie!
Tu pełna jasność, choć na niebie nów,
gdy w radyjku bawimy się.

Kto zna Antka, wie że spiski
platformersów bronią są,
ale tej formacji koniec bardzo bliski,
z tym ich całym ę i ą.

Kto z Prezesem, sercem czuje,
że ten facet rację ma,
w kraju u koryta siedzą same zbóje,
z rusko-szwabskim DNA.

Kolejny poseł głośno głupa rżnie,
jak zagra Ojciec każdy tańczy,
tu się nie pyta, tu się z góry wie,
gdy w radyjku bawimy się.

Czy ta wizja nie zachwyca,
że wypełnim boży plan
i na każdym placu stanie szubienica,
gdy na dobre ruszym w tan?

Żaden bies nas nie omami,
kto nie z nami, pal go sześć,
przez ulice śpiące pójdziem z pochodniami,
święty płomień w naród nieść.

Kto mówi coś o NSDAP?
Rodzima wszak ferajna tańczy…
Z szaconkiem, bo się może skończyć źle,
gdy w radyjku bawimy się!

Igraszki z PR-em

pt., 24 września 2010, 12:37

Sekretarka zapukała do drzwi, otwarła je i zawiadomiła:
– Szefie, ten pan do pana, co był na teraz umówiony.
Lucyfer zerwał się zza biurka i wprowadził gościa do gabinetu.
– Jakże się cieszę, panie Tomaszu, że nareszcie możemy się spotkać osobiście – mówił pośpiesznie, nieco nerwowo drapiąc się pazurem między rogami i podkurczając ogon, wystający z rozcięcia garnituru od Hugo Bossa. – Jak to mówią, góra z górą się nie zejdzie, a człowiek z diabłem… Może szklaneczkę whisky?
– Już pan zaczyna! – burknął niechętnie redaktor T. – Umawialiśmy się, że rozmowa będzie wyłącznie o interesach, żadnych sztuczek.
– No tak, no tak – wycofał się szybko Lucyfer. – Nie namawiam. W końcu zdaję sobie sprawę, że do pana i tak nie mam przystępu. Ale wobec tego przystąpmy od razu do sprawy. Padła z pana strony propozycja naprawienia wielowiekowych zaniedbań i wybielenia mojego PR-u. Nie ukrywam, jestem zainteresowany, nawet bardzo. Co tu dużo gadać, tracę zastraszająco klientelę w pańskich kręgach i zmiana wizerunku bardzo by mi pomogła ją odzyskać…
– No właśnie – przerwał bezceremonialnie redaktor. – Opinię ma pan doszczętnie zszarganą. To po prostu obciach zadawać się z facetem, który jest już nawet nie nihilistą, ale znacznie gorzej, obciach, którego nie da się zmyć.
– Do tego stopnia? – jęknął przerażony Lucyfer. – Co ja takiego zrobiłem, że jest aż tak źle?
– O, pana błędy można łatwo wypunktować – uśmiechnął się krzywo gość. – Ma pan przeciwne życiu, ale i głęboko niekatolickie poglądy. Nie można inaczej określić kogoś, kto w homo-zaangażowaniu i promowaniu zabijania wyprzedził już nie tylko „Gazetę Wyborczą”, ale nawet TOK FM. A czy to nie pana firma zorganizowała trwający przez wiele dni festiwal celowego obrażania chrześcijan? A profanacje krzyży, „happeningi młodzieży” w czasie których „wybiera się Barabasza”, polityczne wykorzystywanie wrogości do Kościoła czy wreszcie próby wprowadzenia w Polsce szerszych możliwości zabijania? Uważa pan, że takimi środkami trafi pan do targetu?
– Hmm… właśnie tak myślałem – przyznał Lucyfer zgnębionym głosem. – W innych krajach takie działania przynosiły całkiem niezłe efekty.
– No nieee, niechże pan będzie poważny – redaktor T. tym razem już nie próbował ukryć rozbawienia. – Nie zauważył pan, że Polska różni się od innych krajów? Dla nas ta cała rzekoma tolerancja to jest lekko zakamuflowany totalitaryzm, a nawoływanie do jakichś tam rozdziałów Kościoła od państwa to zbrodnicze androny. Tu nie wystarczy, że ktoś ma za sobą „elity”, dla których jest autorytetem. Target dobrze wie, że dla elit rozmowa ze zwykłymi ludźmi jest powyżej ich godności, że wolą one paternalistycznie decydować, nie rozwijając z nikim. Rozumie pan?
– Nie całkiem – zmartwił się szatan. – Ale nie o rozumienie tu chodzi. Liczę na pana, że pomoże mi pan wybrnąć z tego impasu, którego sobie nawarzyłem. Nie rozum jest ważny, lecz czyny. Co robić, redaktorze złociutki, co robić?
– Przede wszystkim, drogi panie, odczep się pan od Kościoła! Rób pan ze swoim życiem (także wiecznym), co chcesz, ale nie niszcz wiary innych! Po drugie, trzeba odważnie iść między ludzi, iść „jak owce między wilki” i głosić – w porę i nie w porę. Po trzecie, tu już nie słów trzeba, a egzorcyzmów.
– Brrr!!! Nie będzie łatwo! -wzdrygnął się Lucyfer.
– O, przeciwnie, to wszystko jest bardzo proste – zaoponował gość. – Nie należy szukać komplikacji, tylko uciec się do starych, sprawdzonych metod. Maryja Królowa Polski wyprowadzała nas z najstraszniejszych doświadczeń dziejowych. I teraz, jeśli rzeczywiście zaufamy, zawierzymy, powierzymy się Jej, będzie podobnie. Potrzebna jest tylko mocna wiara, prawdziwe oddanie i ofiara, a z tego trudnego okresu wyjdziemy silniejsi, i będziemy mogli, jak to mówił arcybiskup, wypełniać naszą misję także wobec innych narodów.
– Już dobrze – westchnął Lucyfer. – Znam pana skuteczność w pozyskiwaniu klientów i nie będę się z panem spierał. Zaraz wydam moim pracownikom polecenie, żeby od dziś postępowali wyłącznie według pańskich wskazówek. Jestem pewien, że współpraca z panem przyniesie nam wymierne krzyści. Tylko… panie Tomaszu, muszę jeszcze zadać pytanie… Jak wyobraża sobie pan swoje wynagrodzenie?
– Iii, skóry z pana nie zedrę – mrugnął filuternie okiem redaktor T. – Zapisze mi pan swoją duszyczkę i będziemy kwita.

Bez morałów

czw., 16 września 2010, 11:35

Krzyż zniknął z placu i nagle wszyscy zaczęli o tym mówić. Autor historyjek dla grzecznych dzieci przejrzał poranną prasę i zdał sobie sprawę, że w wypowiedziach obrońców krzyża kryje się niebywały potencjał myślowy i moralny, który powinien przybliżyć swoim małym czytelnikom. Szybko usiadł przy biurku i gęsim piórem nakreślił na wołowej skórze kilka szkiców nader pouczających historyjek.

Jak Mały Dariuszek wyobraził sobie demokrację
Wprawdzie od dłuższego czasu wszystkie badania opinii pokazywały, że większość społeczeństwa chciała przeniesienia krzyża, ale Mały Dariuszek dobrze wiedział, że rozmowa ze społeczeństwem oznacza rozmowę z nim samym i z jego kumplami. I żeby koniecznie w końcu wyszło na ich, bo inaczej z tej całej demokracji w ogóle nie ma pożytku.
Szokuje nas, że nikt nie rozmawiał ze społeczeństwem; to co się dzieje jest nie tak, jak powinno być. W kraju demokratycznym władza powinna rozmawiać i powinien zostać podpisany dokument, że będzie tutaj pomnik – powiedział dorosłym Mały Dariuszek.

Jak Mądra Małgosia niedobrym faktom kota pogoniła
To, co się teraz stało, uważam za bardzo haniebne, bo w taki sposób się nie zabiera krzyża i nie prowadzi się w ten sposób dialogu i dyskusji. Od dłuższego czasu mamy do czynienia z taką sytuacją, gdzie jesteśmy stawiani przed faktami dokonanymi – zezłościła się Mądra Małgosia.
Małgosia bez pudła odróżniała fakty niedokonane, jak postawienie krzyża pod Pałacem, od faktów dokonanych, jak tegoż krzyża przeniesienie. I nikt nie mógł jej wmówić, że białe jest białe, a czarne jest czarne. Bo to rezolutna dziewczynka była.

Jak Prawdomówny Tomcio fałszywego świadectwa nie dał
Kaplica w Pałacu Prezydenckim jest godnym miejscem dla krzyża – powiedział kanclerz Warszawskiej Kurii Metropolitalnej ks. Grzegorz Kalwarczyk, kiedy narodowa kość niezgody opuściła dotychczas zajmowane miejsce.
– To bardzo odważna i dobra decyzja. To jest uszanowanie krzyża, który jest symbolem religijnym – dodał ksiądz Adam Boniecki, redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego”
Do obrony kości rzucił się natychmiast Prawdomówny Tomcio.
To dramatyczne rozwiązanie. – krzyknął – Pan prezydent pokazał, że nie liczy się nie tylko z niemałą częścią opinii publicznej, ale również z opinią Kościoła.
Dobry i sprawiedliwy Pan B. z uznaniem poklepał po plecach Prawdomównego Tomcia.

Autor spojrzał z zadowoleniem na swoje dzieło, ale po chwili grymas wątpliwości zasępił jego twarz.
– Kurde balans! – westchnął smętnie. – Historyjki same w sobie pierwsza klasa, ale ni cholery do żadnej z nich nie mogę dopasować jedynego słusznego morału.