Mamy trupa!

pon., 22 grudnia 2008, 16:00

Długo oczekiwany trup nareszcie postanowił ujawnić swoje oblicze i to od razu w podwójnej dawce. Obawiam się jednak, że wobec niezwykłego sprytu sprawczyni zbrodni, komisarze wszystkich krajów niewiele tu będą mieć do roboty.
Osobom, które nie brały udziału we wczorajszych przygotowaniach do morderstwa, zalecam zachowanie dużej ostrożności podczas czytania.

Zjechała do Londynu,
cioteczka z walizeczką,
by śwątecznego spleenu
się tu nałykać deczko.

W walizce zaś zbrodnicza
jest kwintesencja sama
arszenik, kaczka dzika
i portret w ciężkich ramach.

Trup, trup, trup w każdej szafie –
ja to potrafię!

Już zacnej się tej damie
nawinął hydraulik,
więc czarem go swym mami
i słodko doń się czuli,

A w ręce kaczka dzika
pieczona i bez piórek…
Cap! ciotka rzemieślnika
i lu mu ptaka w rurę!

Trup, trup, trup w każdej szafie –
ja to potrafię!

Nie dane biednej ciotce
odsapnąć choćby kapkę,
bo Jingle Bells się właśnie
zaprosił na kanapkę.

Świąteczne pieśni śpiewa,
tym zmylić chcąc kobietę –
cioteczka tylko ziewa
i przez łeb go portretem!

Trup, trup, trup w każdej szafie –
ja to potrafię!

Wciąż tyle animuszu
ma ciocia, by główkować:
jak pozbyć się corpusu
i gdzie delicti schować.

na sposób więc się bierze:
wprowadzę w błąd policję
i dwa korpusy świeże
przerobię na delicje.

Trup, trup, trup w każdej szafie –
ja to potrafię!

Już uszek do barszczyku
zlepiony spory stosik,
gotuje się w imbryku
esencjonalny sosik,

półmiski nóżek zimnych,
pasztecik, dla psa kości,
ach, świat się staje inny,
gdy ciotka w nim zagości!

Trup, trup, w zamrażalniku –
no i po krzyku!

Senna sierotka

czw., 18 grudnia 2008, 02:34

Zacząłem się ostatnio zastanawiać, kiedy zaczynają się sny? Nie w momencie śnienia, bo skądś przecież bierze się do nich tworzywo. Muszą wysnuwać się z czegoś, co było wcześniej, zauważone ale niedouważone, pomyślane ale niedomyślane, napotkane ale niezaproszone. Z usłyszanego, zobaczonego i doświadczonego, ale potraktowanego po macoszemu. Z sierotek po przeżyciach, niezintegrowanych w solidnym, familijnym kręgu, gdzie wreszcie przestałyby stale dopraszać się uwagi akurat wtedy, kiedy wszyscy najchętniej zasnęliby zdrowym, przynoszącym odpoczynek snem bez snów.
A tu pelęta się taka sierotka po mózgu i wszędzie swoją rzewną historię usiłuje wcisnąć. Trudno ją wyrzucić, bo manipulantka z niej niezła i dobrze wie, które guziczki nacisnąć, żeby tam gdzie chce się wkręcić. Tu rozczuli, tam nastraszy, tu rozrzewni, tam potrząśnie. Wysiudasz ją drzwiami, wlezie oknem. Wyrzucisz z jednego snu, wróci w drugim. Nawet seryjnie potrafi wracać, niby na miejsce zbrodni.
A najperfidniejsze jest to, że kiedy już masz jej absolutnie dosyć i byłbyś skłonny dać sobie mózg amputować, żeby tylko się jej pozbyć, ona zasuwa ci nagle taką opowieść, po której błagasz ją, żeby została i przez cały dzień się uśmiechasz na jej wspomnienie.
Piekielna sierotka. Niebiańska sierotka. Kłamczucha, sadystka, terapeutka, reżyserka. Jedno trzeba jej przyznać. Z najgłupszego drobiazgu, z każdego przypadku potrafi ten swój film nakręcić. Choćby z głupiej roszponki.

O czym ja śnię po nocach,
a czasem nawet dzionkach,
aż serce mi łomoce?
Ten obiekt to roszponka.

Śnią mi się, dajmy na to
na Żółtej Rzece dżonki,
a w każdej, miast stu kwiatów,
ładunek jest roszponki.

Przed okiem duszy mojej
roszponki straszne szpony
i strasznie ich się boję,
bo każdy szpon zielony

do dredów moich sięga,
chcąc je zasypać mąką…
Okropna to mordęga,
szamotać się z roszponką!

Wężowi stawię czoła
i nie drżę przed pająkiem,
lecz w snach pomocy wołam,
gdy widzę w nich roszponkę.

Uciekać? Zmieniać temat?
Ach, próżne to są mrzonki!
Od tylu nocy nie ma
ucieczki od roszponki.

A wtem, tygrysim skokiem,
w sen mój wskakuje słońce
i nagle innym okiem
przyglądam się roszponce.

Już nie jest monstrum krwawym
czy dla ziemniaka stonką,
więc tkwiąc na skraju jawy
zawodzę: wróć, roszponko!

Rozterki wieku szczenięcego

niedz., 14 grudnia 2008, 03:23

Nadchodzi taki dzień w życiu szczeniaka, kiedy trzeba pomyśleć o przyszłości. Już nie wystarcza uganiać się za piłeczką i dawać się smyrać po brzuchu. Niewidzialna ręka upływającego czasu pisze na ścianie ognistymi literami poważne słowo OBOWIĄZKI. I już wiadomo, że coś się skończyło, coś się zaczyna, a w ogóle to lepiej szybko samemu wpaść na jakiś pomysł, zanim się zostanie wpadniętym.
Najprzyjemniej, a i niesprzecznie ze zdrowym rozsądkiem, byłoby uczynić zabawę obowiązkiem, hobby pracą, namiętność źródłem zarobku i codzienność przygodą. Szczęścia i dostatku to wprawdzie nie gwarantuje, ale pozwala myśleć o niezaliczonych jeszcze dniach bez obrzydzenia. Ale gdyby wszystko było proste, to co zrobilibyśmy z krzywiznami? Między intencją a realizacją leży piekło, wybrukowane nie tylko dobrymi chęciami, ale i prozaiczną nieumiejętnością, niemożnością, niesprzyjającymi warunkami, pechem, a nawet, w przypadku niektórych psów, złą karmą.
Dla stworzeń o skłonnościach do rozmyślania tu zaczynają się schody. Czy pies, który zrezygnowałby ze swoich pragnień, zasłaniając się złą karmą, jest rozsądnym psem, czy głupim? I czy nie należy wziąć pod uwagę, że pragnienia nie zaspokaja się karmą, tylko czystą, żywą wodą? A czy nie jest aby słuszne w ogóle przestać dzielić kudłaty włos na czworo, tylko po prostu pójść do pierwszego lepszego komisariatu i zapytać, czy przypadkiem nie mają wolnego etatu dla psa-cywila, który marzy o zostaniu mundurowym?
Tak się stale huśtać między poezją marzeń a prozą życia to jest w gruncie rzeczy cyrkowa sztuczka. Ale zauważyłem, że pies, który tej sztuczki nie chce się nauczyć, jest do końca życia skazany na pilnowanie obejścia. No, powiedzmy sobie szczerze – znam przyjemniejsze zajęcia!

O czym rozmyśla psina, gdy duża być zaczyna,
to ja najlepiej wiem.
W temacie „me marzenie” chce każde prawie szczenię
być policyjnym psem.

Lecz gdy chcesz być służbistą, masz drogę wyboista
przeróżnych pełną raf.
I często się po drodze wygłupić trzeba srodze
i mnóstwo strzelić gaf.

Podbiegasz do sąsiadki, chcąc schwycić ją za gatki
i zaraz słyszysz: stop!
I już ci ktoś powiada: w policji nie wypada
wyprawiać takich szop.

Pod nosem klniesz „cholera!” i złapać chcesz dilera,
a tu kolejny szok,
bo to nie żaden diler, a znany dość jubiler,
choć ululany w sztok.

Dopadasz więc faceta, co sztywny jak sztacheta
banknotów trzyma kiść…
Porażka! Tacy ciecie cenieni są w tym świecie
i ich nie wolno gryźć.

Dostajesz jeszcze szansę, podchodzisz z reweransem
do pani ę i ą
i nokaut, nie znasz życia – w kajdankach dziś do kicia
za przekręt wezmą ją.

Z boleści i frustracji nie możesz zjeść kolacji,
a dalej działać chcesz,
lecz jakże tu brać udział, gdy nie znasz się na ludziach
i stale robisz clash?

Gdyś zagryźć się gotowy, przychodzi ci do głowy
że to był tylko test.
że z niepewnością walka to standard i normalka,
gdy ktoś szczenięciem jest.

A jeśliś nie szczenięciem? Cóż, możesz krótkie spięcie
wywołać (i nie raz)
lecz gdy założysz z góry, że lepsze synekury,
to jaki z życia szpas?

Więc po przemyśleń chwili, znów szczenię we mnie kwili
radośnie szarpiąc smycz:
w marzeniach już gotowy-m być pieskiem mundurowym!
I po to był ten spicz.

Kaprale mniejsi

czw., 11 grudnia 2008, 02:24

Nie uważam znęcania się nad osobnikami niskiego wzrostu za wysoce wyrafinowaną rozrywkę. Ale co poradzę, że niektórzy z nich sami się o to proszą? Tak samo zresztą jak niektórzy osobnicy wzrostu wysokiego. Jest jednak między nimi pewna zasadnicza różnica – ci więksi na ogół nie mają kompleksu Napoleona.
Niewielki wzrost, zwłaszcza kiedy towarzyszą mu kapralskie maniery, skutkuje często nieopanowaną chęcią udekorowania się czymś w rodzaju cesarskiej korony. Ale gdyby ci mniejsi sięgnęli do jakichś pism zebranych Cesarza i zobaczyli, jakich on głupstw naopowiadał, chyba zaraz przeszła by im chęć do naśladowania go. Weźmy choćby taki cytat: trzeba być powolnym w rozważaniach i szybkim w działaniu. Gdyby postępować wedle tej zasady, pozbawieni zostalibyśmy wielu niezapomnianych kabaretowych scenek, z Gruzińskim syndromem na czele. Niepowetowana byłaby to strata, każdy chyba przyzna. Trzeba działać w ogóle nie rozważając, ot co! Tylko władca nie kalający się zbędnymi rozważaniami potrafi zasłużyć na dozgonną wdzięczność rozbawionego narodu. Idźmy dalej. Nie polityka powinna rządzić ludźmi, lecz ludzie polityką. Dobre sobie! Równie dobrze można by twierdzić na przykład, że nie beret powinien rządzić głową, tylko głowa beretem. Kto na to pójdzie? I przede wszystkim po co? Czy to źle jest tak, jak jest?
A jak Wam się podoba taki kwiatuszek? Rządzić przy pomocy partii to wcześniej czy później popaść w zależność od niej. No przecież zdechnąć można ze śmiechu. Wiadomo dobrze, kto jest od kogo i czego zależny w przypadku osobników niewielkiego wzrostu. Partia z Cesarzem, Cesarz nad partią – wyłącznie tak może brzmieć naprawdę rozsądna reguła, która zapewnia nie tylko bezkolizyjne rządzenie, ale i konsekwentny wzrost zadowolenia rządzących.
No a już szczytem wszystkiego jest takie stwierdzenie: nie można igrać bezkarnie z urazami całego narodu. Szkoda czasu na pastwienie się nad idiotyzmem tego cytatu, wystarczy powiedzieć tu oczywistą oczywistość: można! I trzeba!
Dlaczego więc ci niewielcy tak są na tego Napoleona zapatrzeni? Dlaczego jest dla nich idolem, przykładem i wzorem do naśladowania?
Być może ze względu na jedno optymistyczne, otwierające przed mniejszymi kapralami świetlane perspektywy zdanie, które udało mu się powiedzieć i które pozwala przejść do porządku dziennego nad pozostałymi wygłaszanymi przez niego bzdurami. W polityce głupota nie stanowi przeszkody.