A kysz!

śr., 12 listopada 2008, 02:05

Nie wpiszę się dziś w żaden aktualny trend i nie będę ani obszczekiwał minionych Obchodów, ani też bronił ich jak niepodległości. Pominę je po prostu wzruszeniem ogona i będę kontynuował zwierzęcy wątek, który wiele bardziej leży mi na sercu.
Zwierzęta należą do królestwa natury, od której ludzie raz się odcinają i napuszczają na nią swoich terminatorów w postaci kultury albo cywilizacji, a raz się na nią powołują, bo im tak wygodniej. Jak trzeba rozwałkować geja lub wysłać feministkę na drzewo, to natura nagle się robi bardzo przydatna. Tymczasem w naszej zwierzęcej naturze, wbrew temu, co niektórzy sobie wyobrażają, i homoseksualizm się pleni, i feminizm, i cała masa różnych innych zjawisk niechętnie widzianych w kruchtach.
Czy wiecie na przykład do czego zdolna jest bonelia zielona? Jej larwa jest malutka, nie wadzi nikomu i kręci się w interesach po Morzu Sródziemnym. Ale niech się ta nieszczęsna larwa tylko natknie na samicę bonelii, która czai się w przydennych skałach, a jest wielkości sporego korniszona, ma już na zawsze z czapy. Samica przyczepia larwę do swojego wyrastającego z końcówki korniszona metrowej długości ryjka, gdzie po kilku dniach przeobrazi się ona w samca milimetrowej wielkości, powędruje do jelita, a potem do jajowodu damskiej pułapki i tam przyrośnie, żeby już do końca życia taśmowo zapładniać komórki jajowe.
Taki milimetrowy samiec to dla bonelii oczywiście drobny pryszcz, więc może ich ona zgromadzić w sobie nawet kilkudziesięciu. Wprawdzie będą oni niemal stuprocentowymi machos ? seks bez ustanku, bez wytchnienia, do wyczerpania paliwa w czołgu, czyli zejścia śmiertelnego połowicy ? ale jednak przylać towarzyszce życia w razie przesolenia przez nią zupy nie będą mogli. Jasno z tego widać, że oddanie władzy nad mężczyznami w ręce kobiet prowadzi zarówno do promiskuityzmu, jak i do naruszenia zasad współżycia społecznego.
Jeżeli komuś nie chce się wędrować zbyt daleko w poszukiwaniu bonelii, może się bacznie przyjrzeć choćby zwykłej żabie. W okresie przejściowych bądź permanentnych trudności zaopatrzeniowych zmienia ona po prostu płeć, przeistaczając się w faceta, który nie produkuje jak wiadomo skrzeku, a tym samym nie pogarsza jeszcze sytuacji zaopatrzeniowej. Ten prototyp babochłopa nie tylko podważa uświęcony podział ról, ale jeszcze na dodatek jawnie i bezwstydnie stosuje antykoncepcję, przyczyniając się tym samym do poszerzania obszaru cywilizacji śmierci.
O przepiórnikach, płatkonogach czy złocistych słonkach afrykańskich już niemal wstyd mi pisać. Sodoma z Gomorą! Nie dość, że ich baby są większe i silniejsze od chłopów, to jeszcze zaganiają ich do wysiadywania dzieci i dbania o gospodarstwo domowe, a same zajmują się polityką zagraniczną i obronnością, przepędzając inne wojownicze damy i nieśmiałych dżentelmenów ze swojego rewiru lęgowego. To już czystej wody wojujący feminizm! A kysz!
Czy można z tego wszystkiego wyciągnąć jakieś wnioski, które przydałyby się ludziom? No jasne, że można!

Strzeżcie się feministek!
One figowy listek
mogą zerwać z organów,
co wyłącznie dla panów.

Mogą w szklanym suficie
wybić dziurę stanikiem,
za gwałt zwykły jak życie
pod sąd wlec z wielkim krzykiem.

Swiętość mogą rodziny
wdeptać w bagno rozpusty
dzieciom wmówić niewinnym,
że nie wyszły z kapusty,

zabrać mężom posady,
karty, gin, portmonetki
i wygłaszać tyrady,
zamiast dziergać serwetki.

One nie spoczną aż nie
sczeźnie naród nasz wszystek…
Ja wam radzę poważnie –
strzeżcie się feministek!

Zwierzęcy obyczaj

pon., 10 listopada 2008, 05:41

Jak może już zauważyliście, jestem wielkim zwolennikiem wymiany intelektualnej między ludźmi a zwierzętami. Mam oczywiście na uwadze przede wszystkim dobro ludzi, bo jasne jest, że na takiej wymianie oni mogą więcej skorzystać. Przez skromność nie wspomnę już o tym, czego mogliby się nauczyć od psów, ale przecież nawet pierwszy z brzegu pająk czy rekin jest autorem patentu, którego ludzie mu zazdroszczą, a i niejedna papuga potrafi się wypowiedzieć sensowniej od ludzkiego papugi, chociaż żaden Wołomin jej nie płaci.
Ale największe korzyści ludzie mogliby osiągnąć obserwując zwierzęce zachowania i mechanizmy socjalne. Nie będę tym razem wracał do moich ulubionych słoni, bo i inne gatunki zasługują na baczną uwagę. Goryle na przykład mają genialny mechanizm wyborczy. Przywódcą ich stada może zostać wyłącznie samiec o srebrnych plecach. Takie plecy pan goryl uzyskuje od natury dopiero wtedy, kiedy do pełnienia przywódczej roli jest biologicznie i emocjonalnie dojrzały (trzeba przyznać, że u goryli częściej idzie to w parze, niż u ludzi), a wcześniej musi sygnalizować wszem i wobec swoją niedorosłość do wiodącej roli za pomocą czarnopopielatego futra na tylnej części ciała. Nie trzeba chyba długo wyjaśniać, ile trudów i wydatków, rozterek i niepewności, zawodów i rozczarowań oszczędziłoby wyborcom takie jasne i wyraźne oznakowanie kandydatów. Wyobrażacie sobie taką sytuację?

Hasłem „ci, co wybiorą cię
są urodzeni w czepkach”
rozpoczął przedwyborczy bieg
wiec kandydata Zleppka.

Zleppek na podium gładko wszedł,
zwycięski gest wykonał
i obiecywać zaczął wnet
na wierzbie winogrona.

Każdej dziewicy smoki trzy
każdemu paszy harem,
a mówił wszystko to przez łzy,
z patosem oraz żarem.

Wykazał, kogo trzeba bić,
gdzie wróg ma sprośne leże,
gdy zaś mu nieco zbrakło sił,
podpierał się papieżem.

Na ziemi obiecywał raj
(któż temu mógł nie ulec?)
a biednym zaraz oddać chciał
ostatnią swą koszulę

I w tym momencie właśnie, gdy
tak puszył sie na wiecu,
przyskoczył doń ktoś z tłumu i
koszulę zdarł mu z pleców.

Zamarła świta, zemdlał widz,
zatrzęśli sie goryle,
widzac, że Zleppek nic a nic
srebrnego nie mial w tyle.

Gdybyż srebrnego futra ślad
nikły jak swiatło świecy…
Lecz gdzie tam! Zleppek sklęsł i zbladł,
bo miał wyłącznie plecy.

Nie zdzierżył tu goryli szef –
do miejsca, gdzie kończyły
te plecy nazwę, swoją pięść
przyłożył z całej siły.

Kandydat, w ruch wprawiony tym,
przetoczył się przez podium,
a szef goryli warknął: „spłyń,
i weź na siebie odium!”

Tu puknął się wyborców tłum
w zroszone potem czoła,
w zdrowym odruchu krzyknął „buuuu!”
a potem „spłyń!” zawołał.

Jak trudna na instynktach gra
niniejszym daję cynk tu:
można przedobrzyć czasem (ba!)
i polec od instynktu.

Lassie, wróćże!

pt., 7 listopada 2008, 02:26

Na ogólne życzenie P.T. Publiczności chciałem przeprowadzić serię wywiadów z bohaterami naszych dzieciństw. A zmobilizowany blogowymi rozważaniami o rzetelnym dziennikarstwie postanowiłem się do tych wywiadów dobrze przygotować. No, nie tak, żebym się miał zaraz zapracować na śmierć. Wyobraziłem sobie te przygotowania jako jedną wielką przyjemność. We wspomnieniach pogrzebać. Szufladki sekretne pootwierać. Albumy ze starymi fotografiami powyciągać. Któż w końcu tego nie lubi ?
Ale pamięć czasem płata nam figle. Wiedzą coś o tym policjanci, usiłujący wydobyć z licznych świadków zdarzenia jakiś w miarę spójny jego opis, albo próbujący na podstawie ich wskazówek sporządzić portret pamięciowy przestępcy. Nasze portrety pamięciowe postaci literackich, z Dorianem Grayem włącznie, też często okazują się nader niedokładne i rozchełstane. Wpada nam w ręce (albo w łapy) książka z byłym idolem i okazuje się, że uszy miał wiele bardziej odstające niż we wspomnieniu, a ogon nie taki puszysty, jak nam się to w sekretnej szufladce przechowało. Możemy sobie wprawdzie snuć podejrzenia, że to nie bohaterowie się zmęczyli, tylko my, ale co nam z tego? To już nie ten Reksio. Nie ten Pucek. Nie ten Myszkin. Nie ten Kott.
Pamięć, wbrew rozpowszechnionemu przekonaniu, nie służy ocalaniu śladów, tylko ich zacieraniu. Albo myleniu tropów. Idolką mojego najwcześniejszego szczenięctwa była Lassie. I cóż wychodzi, kiedy przetrząsam zasoby swojej pamięci, żeby ułożyć od nowa jej portret?

Lassie nie wraca ranki i wieczory,
aż trudno wszystkie je zliczyć…
Auta na drogach i tuż obok tory,
a ta się włóczy bez smyczy!

Gdzieś ty, o, Lassie? (Tu nuta się tęskna
zjawia w posępnym mym wyciu.)
Czyś do azylu trafiła, nieszczęsna,
i do dziś tkwisz w tym psim kiciu?

Czyś się zadała z bezdomnych psów hordą
i szukasz resztek w śmietnikach?
czy trawę może gryziesz kręcąc mordą,
a przy tym niby byk brykasz?

Pomnę, wtulony w twą sierść moherową
roiłem sobie bógwico,
ty ledwie odrzec raczyłaś mi słowo,
swym rodowodem się szczycąc.

Nad brzegiem rzeczki, naiwnym szczenięciem
będąc, targałem twe uszy
i podgryzałem twe pięty zawzięcie,
by potem spocząć u gruszy.

Choć narzekali słowicy i szpacy,
nas się trzymały psie figle,
zwłaszcza że udział w nich brał też Pankracy,
a był to smok z dużym biglem!

Gdzie niegdysiejsze podziały się śniegi
i gdzie ta Lassie przepadła?
Jeśli w koszyszku u mego kolegi,
bodajby dziś nic nie jadła!

Zwykle tak miłe wszystkiego początki…
Wsio jasno. Hossa bez bessy.
A potem wrednie plątają się wątki
i pamięć zdradza. I Lassie.

Doceńmy GWB!

śr., 5 listopada 2008, 02:36

W chwili, kiedy to piszę, nie wiem jeszcze, kto będzie następnym prezydentem USA. Ale można ze stuprocentową pewnością powiedzieć, kto nim już nie będzie. George W. Bush.
Po skończonej kadencji zapewne rzucą się na niego różni krytykanci i zaczną rozszarpywać na strzępy. A przecież GWB pod pewnymi względami był prezydentem wybitnym i wyróżniającym się. Ba, można powiedzieć, że w pewnym sensie zostawił wszystkich swoich poprzedników (a może i następców) daleko w tyle.
Prawda, nie wszystko w okresie jego prezydentury poszło tak, jak GWB sobie wymarzył. Nie każda wojna została wygrana. Ale przynajmniej jedna zakończyła się miażdżącym zwycięstwem GWB – wojna, którą wypowiedział swojemu ojczystemu językowi. W Polsce jego zasługi na tym polu są zdecydowanie za mało znane, chcę więc przypomnieć niektóre przynajmniej wybitne osiągnięcia bojowe najwybitniejszego przedstawiciela buszyzmu*, zanim przepadną w mrokach niepamięci. Ani z Obamą, ani z McCainem nie będzie już tak wesoło.
GWB, w odróżnieniu od wielu innych głów państw, dobrze wiedział, na czym polega jego praca. Rolą prezydenta jest prezydencić (a president’s job is to presidate), wyjaśnił. Czy można lapidarniej i treściwiej podsumować tak trudne zagadnienie? Nie miał też wątpliwości, na czym polega polityka międzynarodowa i co jest w niej najważniejsze. Nasi wrogowie są pomysłowi i dobrze uzbrojeni – tak samo jak my. I wciąż myślą o tym, jak mogliby zaszkodzić naszemu krajowi – tak samo jak my. W związku z tym należy być zawsze czujnym, zwartym i gotowym, o czym Bush być może dowiedział się od Angeli Merkel, która zawarła znajomość z żelazną pięścią komunizmu. No i należy mieć jasne rozeznanie sytuacji, na przekór wszystkim mięczakom. Jak można było nie zaatakować Saddama? W końcu jest to facet, który usiłował zabić mojego tatusia!
Nie mniejszą głębią odznaczają się myśli GWB z dziedziny gospodarki. Znam się dobrze na rozwoju małych przedsiębiorstw. Sam kiedyś byłem jednym z nich. Oraz ekologii. To nie zanieczyszczenie rujnuje ziemię, tylko nieczystość powietrza i wody. Ale GWB nie tracił ekologicznego optymizmu, kiedy mówił: wierzę w pokojową koegzystencję człowieka z rybą. Można tylko mieć nadzieję, że ryby ten optymizm podzielają.
Obiektem szczególnej troski GWB była rodzina. Pod tym względem nie różnił się wcale od naszego prezydenta. On też mógłby powiedzieć rodzina jest tam, gdzie nasz naród znajduje nadzieję, gdzie skrzydłom rosną marzenia. Może trudno byłoby mu odwiedzić Teresę Nelson, która jest rodzicem; ojcem lub matką, ale to tylko dlatego, że ona za daleko mieszka. Za to na pewno zgodziłby się z GWB, że wciąż jeszcze zbyt wielu ginekologów nie jest w stanie praktykować swojej miłości do kobiet.
Chyba wszyscy zgodzimy się z tym, że przeszłość się skończyła, powiedział kiedyś George W. Nie należy jednak wymazywać nawet skończonych dokonań wkrótce już byłego prezydenta. Zwłaszcza że on sam dobrze zdaje sobie sprawę ze swojej wartości. Żaden prezydent nie zrobił więcej ode mnie dla praw człowieka. Pod moim przewodnictwem świat stał się bardziej wolny i pokojowy, a Ameryka bezpieczniejsza. Jasne więc, że GWB, gdyby mógł cofnąć czas, jeszcze raz zrobiłby wszystko tak samo. Kierował się przecież nieubłaganą logiką. Pytany przez któregoś z pismaków, czy nie chciałby wycofać niektórych wypowiedzi z pierwszej debaty prezydenckiej, odparł: myślę, że kiedy się wie, w co się wierzy, znacznie łatwiej jest odpowiadać na pytania. Nie mogę odpowiedzieć na pańskie pytanie.
Rzadko którego prezydenta cechowała tak wielka samoświadomość, jak nieocenionego GWB. Nie pozostawił co do tego żadnych wątpliwości, wyjaśniając dziennikarzom: wiecie, nie jestem zbyt analityczny. Nie poświęcam zbyt wiele czasu na zastanawianie się nad samym sobą i nad tym, dlaczego coś robię.
Myślicie pewnie, że na zakończenie będzie wierszyk? Nic z tego. Przerzucam się na rysowanie. Przekonany przez GWB. Co jest najlepsze w książkach: czasem są tam fantastyczne obrazki!

*Buszyzm (bushism) – styl publicznych wystąpień stworzony i praktykowany przez GWB, a polegający m.in. na jemu tylko właściwych konstrukcjach gramatycznych i wynalazkach leksykalnych.