Ludzka rzecz

śr., 31 grudnia 2008, 02:06

Co to znaczy być psem, to ja dobrze wiem. Ale nie bardzo się orientuję, na czym polega bycie człowiekiem. Próbowałem uzupełnić tę lukę w wykształceniu i znaleźć odpowiedź w różnych mądrych księgach, albo przynajmniej w Googlu, ale nie bardzo mi się to udało. Wyjaśnień są tysiące, a każde z nich wprowadza tylko zamieszanie i niczego na dobrą sprawę nie wyjaśnia. Według niektórych definicji człowiek jest rośliną… zaraz, poszukam… o, właśnie – myślącą trzciną. No, przepraszam, czy ja mało roślin w życiu widziałem, żeby taki kit dać sobie wcisnąć? Ugryziona roślina nie wrzeszczy, nie kopie, nie łapie za ścierkę, albo, co gorsza, za kij. A spróbujcie ugryźć człowieka tak, żeby nie wywołać któregoś z tych objawów.
Z kolei definicje zwierzęce próbują podkreślać to, czym ludzie od zwierząt się różnią, ujmując to dla niepoznaki w formułę „zwierzę takie a takie”. Śmiejące się zwierzę. Bawiące się zwierzę. Zwierzę używające symboli. Tak jakby zwierzęta tego wszystkiego nie potrafiły i to nawet o wiele lepiej. Koty umieją się uśmiechać nawet bez samych siebie! Do zabawy żaden człowiek, bez względu na wiek, nie ma tyle siły, cierpliwości i entuzjazmu, co którykolwiek z moich psubraci. A o symbolach pogadajcie z małpami albo delfinami – już one was czegoś nowego nauczą.
Ale jest taka dziedzina, którą ludzie mają na swoją całkowitą wyłączność. Jak świat światem żadna roślina, żadne zwierzę nie podjęło jeszcze najmarniejszego choćby postanowienia noworocznego.
Jeszcze nigdy nie widziałem psa, zobowiązującego się tuż po Sylwestrze rzucić palenie, małpy, planującej w nowym roku nauczyć się włoskiego, ani też delfina, który w następnym roku z całą pewnością zamierza schudnąć o 10 kilogramów. A może ktoś z Was zna osobiście dąb szypułkowy, postanawiający od 1 stycznia nie przesadzać z szypułkami?
Tak więc jedyna definicja człowieczeństwa, która mnie przekonuje, brzmi mniej więcej tak: człowiek to istota podejmująca w rocznych odstępach czasu postanowienia, których żadną miarą nie zamierza zrealizować i wpadająca z tego powodu w jednodniowy amok, objawiający się tańczeniem, obściskiwaniem, robieniem huku i wypijaniem nieprzytomnych ilości gazowanej cieczy, której nie tknąłby żaden myślący pies.
Ale ponieważ ludzie wydają się tak okropnie cieszyć tym swoim rytuałem, psy nie chcą im psuć radości i wybrzydzać. O ile więc ktoś nie podejdzie do mnie zbyt blisko z petardą, jestem skłonny dzisiaj do towarzystwa wymachiwać ogonem, biegać w podnieceniu dookoła stołu i życzyć wszystkim radośnie – WSPANIAŁEGO NOWEGO ROKU!

Ach, już od jutra będę grzeczny,
nie będę tyle szczekał,
a gdy na stole ujrzę befsztyk,
ominę go z daleka.

Ach, już od jutra tej seterce,
co mieszka tuż pod nami,
nie będę się – no, zamilcz serce! –
narzucał z zalotami.

Ach, już od jutra będzie królik
mógł mi przed nosem kroczyć,
a ja się tylko będę czulić
doń, zamiast w pogoń skoczyć.

Zapewniać mogę tak od rana,
w noc też się przysiąg imać
i nie potrzeba mi szampana,
by żadnej nie dotrzymać.

Lecz, nie chcąc psujem być paskudnym,
wygłoszę dziś orędzie:
jak ma ten nowy rok być cudny,
to i bez przysiąg będzie!