Jakieś wyjście

pon., 10 grudnia 2012, 08:32

Spotkaliśmy się z kumplami jeszcze przed południem, ale zanim ustaliliśmy, co mamy ochotę dziś przedsięwziąć, zeszły nam dobre dwie godziny. Maltańczyk był za pogonieniem królików, ale Wyżeł sprzeciwiał się temu, twierdząc, że może się zgrzać i dostać zapalenia płuc. Jamnik zaproponował, że można by się chować do nor, najlepiej borsuczych, na co Labrador popatrzył na niego jak na palanta, a Dog wymownie popukał się w czoło. Pomysł Foksteriera, żeby rozszarpać na strzępy jakąś ścierkę, upadł z braku ścierki. I tak każda kolejna propozycja miała jakiś tam mankament, aż wreszcie zgodziliśmy się, że zbiorowe wykopanie dużej dziury pod laskiem będzie najodpowiedniejszym zajęciem na słoneczne popołudnie.
Zaczęliśmy kopać z dużym entuzjazmem, nawet zbytnio się przy tym nie przepychając, kiedy nagle jeden z kumpli warknął ostrzegawczo i wskazał nosem rządek ludzi, przesuwających się powoli po niedalekiej, piaszczystej drodze.
– Idą w naszą stronę – stwierdził Foksterier.
– Całą zabawę zepsują! – jęknął Wyżeł.
– Ale czemu tak gęsiego idą? – zastanowił się zawsze skory do filozofowania Labrador.
– Ja wiem – zaczął się wymądrzać Jamnik. – To się nazywa karawana. Karawany mają to do siebie, że tak dziwnie chodzą. Widziałem to na Animal Planet. I jeszcze coś mówili… a, właśnie, że taka karawana coś do psów ma. Chyba ich nie lubi, albo jakoś tak.
– Trzeba działać! – podniecił się zawsze skory do czynu Foksterier. – Nie możemy tak po prostu biernie przyjąć nielubienia nas. Może ich obszczekamy?
– E, tam – sceptycznie zaoponował Maltańczyk. – Gorąco jest. Komu by się chciało obszczekiwać?
Znowu zaczęły się dyskusje, ale w końcu większość wzięła stronę Maltańczyka. Rzeczywiście, przy tym upale nikt się nie palił do obszczekiwania.
Ludzie doszli już prawie do naszej dziury, zatrzymali się, usiedli, rozpakowali swoje tobołki i zaczęli jeść. Spozieraliśmy na nich spode łbów, ale nie wydawali się tym szczególnie przejmować. Żuli, przełykali i nie sprawiali wrażenia, że już wkrótce ich tu nie będzie.
– Wyżeł miał rację – rzucił posępnie Dog. – Zepsuli zabawę. Przeszła mi cała chęć na kopanie.
Reszta potwierdziła markotnym kiwaniem łbów. Kopanie przy tych tam nikomu nie sprawiałoby szpasu.
– A mówiłem, żeby tę całą ka… karawanę obszczekać? – mruknął z wyrzutem Foksterier. – Poszłaby dalej i nie mielibyśmy problemu.
– My możemy pójść dalej – zauważył filozoficznie Labrador. – To też jest jakieś wyjście.
Nie mieliśmy ochoty już nawet na dyskusje. Podnieśliśmy się i poszliśmy dalej.