Deszczowe popołudnie

śr., 7 sierpnia 2013, 14:39

Pogoda nie nastrajała ani do spaceru, ani do prac ogrodniczych, takich jak walka z wężowatymi mackami glicynii, albo nadmiernie panoszącymi się rozłogami poziomek. Gonienie ptaków w mokrych strugach też nie wydawało się nadmiernie atrakcyjne. Prawdę mówiąc, Bobik się trochę nudził i niespodziewaną wizytę Kumpla przyjął z dużym zadowoleniem.
– Może byśmy w coś zagrali? – zapytał Kumpel od progu, nieszczególnie starając się ukryć, że jemu również nieco się nudzi.
– O, świetnie! – ucieszył się Bobik. – Rzuć jakąś propozycję, a ja spróbuję ją złapać.
– Grę planszową jakąś masz? – zadał praktyczne pytanie Kumpel.
– Mam Pekińczyka, ale to się nie nadaje – westchnął smętnie Bobik. – Do tej gry przypisane jest żądanie „szczeniaku, nie irytuj się!”, a to dla mnie już od dawna niewykonalne. Niemal po każdym kontakcie z mediami jestem zirytowany.
– Rozumiem, problemy spirytystyczne – szczeknął wyrozumiale Kumpel. – A monopsoly?
– Wykluczone! – otrząsnął się Bobik. – wyobrażasz sobie, jaki raban się podniesie, kiedy ktoś wyniucha, że kupuję i sprzedaję całe kwartały nieruchomości? Zaraz mnie jakiś antypsemita oskarży, że chcę przejąć władzę nad światem.
– To by rzeczywiście było za duże ryzyko – przyznał Kumpel. – Wobec tego coś nieplanszowego. Pscrable na przykład.
– A dajże ty spokój! – jęknął szczeniak. – Zabawa słowami to dopiero ryzyko! Nigdy nie wiesz, kiedy się okaże, że użyłeś mowy nienawiści.
– Okej, to niech będą karty. Kilka szybkich partyjek cockera. Nie na pieniądze, żeby się nikt nie mógł czepić.
– Też odpada – oświadczył ponuro Bobik. – W cockerze trzeba umieć blefować, a ja nigdy sobie z tym za dobrze nie radziłem.
– No a jakbyśmy zagrali w to, w co ludzie tak lubią grać? W wojnę?
– Obawiam się, że i to nie dla mnie – realistycznie ocenił Bobik. – Do wojny brakuje mi ludzkiej wytrwałości. Potrafę ugryźć raz czy drugi, kiedy widzę, że nie idzie inaczej, ale na nieustanną szarpaninę szkoda mi czasu i nerwów.
– To ja już nie wiem – poddał się Kumpel. – Wychodzi na to, że spędzimy popołudnie całkiem bezproduktywnie.
– Aż tak źle to nie jest – pocieszył go szczeniak. – Chodź, poobgryzamy sobie razem kostkę Bobika. Wprawdzie nikt na nikogo nie będzie mógł przy tym nawarczeć, ale za to obaj będziemy wygrani.