Przyprawy od A do Z
Z niejakim smutkiem zauważyłem, że mam wśród kumpli opinię psa dość niepoważnego. Takiego, co to szczeka zawsze jakieś hecne kawałki i głębokich analiz albo dobrych rad nie można od niego oczekiwać. Postanowiłem więc, żeby choć odrobinę zmienić ten image, napisać całkiem na serio poradnik ze świetnie mi znanej dziedziny, jaką są kulinaria. Mam nadzieję, że ten krótki przewodnik po świecie przypraw znajdzie się w każdej budzie i – w przypadku psów domowych – na każdej kanapie.
Anużek ma smak łagodny, trochę niewyraźny. Używany jest głównie do przyprawiania gdybów i nadziejnia.
Pierwsze wzmianki o kulinarnym zastosowaniu anużku pojawiły się w XVI-wiecznej ksążce kucharskiej „A nuż, a widelec, a cholera wie“, autorstwa Szczodromysła Przypuszczalskiego.
Bajeranek, jak sama nazwa wskazuje, używany jest do przyprawiania potrawy ponadregionalnej o nazwie bajer zasuwany. Nadmiar bajeranku wywraca flaki, należy go zatem stosować z umiarem.
Cholendra często stosowana jest, kiedy jakiś ancymon pieprzy ponad miarę. Często jest ona składnikiem przyprawy o nazwie handlowej „Do curry nędzy”.
Estragony należą do przypraw hormonalnych, toteż Patykańska Komisja Bioetyczna na wszelki wypadek zakazała ich używania, co spotkało się z dużym niezadowoleniem ogórków, kapusty i poulet à l’estragon. Szczególne wzburzenie w/w wzbudziła propozycja zastąpienia estragonów przez substancje naprotyczne, których działanie oszałamiające zostało uznane za niesmaczne.
Grzałka brzuszkatołowa dawniej nazywana była termoforem. Podobnie jak kominek ma działanie rozgrzewające i rozleniwiające. Użyta dotwarzowo poprawia smak i kolor wypieków.
Głupczyk jest przyprawą nader popularną pod każdą szerokością geograficzną. Nie może obejść się bez niego kurzy móżdżek ani skończone cielę, zaostrza też smak zupy wołowej. W ostatnich czasach w przyrodzie pojawił się również głupczyk wirtualny, obficie pleniący się w internecie.
Gobździki są przyprawą, o która rzadko mówi się publicznie. Ich stosowanie wymaga stosownej dyskrecji i zasadniczo nie jest uważane za szczyt dobrego smaku.
Gorszyca występuje powszechnie między Odrą i Bugiem. Podawana jest w przedszkolach, szkołach, na piknikach i w polskojęzycznych gazetach. Jej smak najlepiej podkreśla zmiksowanie w genderze. Wbrew rozpowszechnionym mniemaniom przedawkowanie gorszycy nie jest groźne, ponieważ łatwo zneutralizować je egzorcyzmami, choć w pewnych przypadkach okazują się one musztardą po obiedzie.
Kominek uważany jest przez chińską medycynę za przyprawę rozgrzewającą. Jego nadmiar nie jest szkodliwy, a wręcz pożyteczny, bowiem w ten sposób uzyskujemy za jednym zamachem rozgrzanie i niezwykle smaczną pieczeń z kominkiem.
Liście bobikowe doskonale zastępują psietruszkę, choć barwą zbliżone są do czarnuszki. Nie należy ich używać razem z kozieradką, bo mogą pogonić.
Łanilia, uzyskiwana z łanów zboża, zastosowanie znajduje głównie w przemyśle poetyckim i patriotycznym. W kuchni używana do przyprawiania łani. Charakteryzuje się łannym zapachem.
Oregano jest nieosobową formą czasu przeszłego czasownika „oregać“. Jako przyprawa całkowicie nieznane.
Kumkuma występuje w całym świecie, w mniejszym lub większym natężeniu. U nas znana jest jako nepotka. Używana również w kosmetyce, do mycia ręki ręką.
Pan Mianek jest przyprawą specyficznie polską. Potraktowany per „ty” oburza się i wrzeszczy „świń razem nie pasaliśmy!”. Uwaga – powoduje nieuleczalne wzdęcia.
Pigmentu jako przyprawy używa się przede wszystkim w malarstwie. Należy obchodzić się z nim ostrożnie, bo użyty w zbyt dużych ilościach nadaje kolorom ostrość, którą nie wszyscy dobrze trawią.
Podszczypiorek, często stosowany w zestawie z kuperkiem, przez wiele wieków uważany był za afrodyzjak. Współczesne badania feministyczne nie potwierdziły jego stymulującego działania na kobiety, wskutek czego podszczypiorek został zaliczony do grupy zakapiorków.
Sos słojowy dzieli się na naturalny i syntetyczny. Naturalny wyrabiany jest ze słoi drewna, syntetyczny natomiast pochodzi z recyklingu słoi Wecka. Ten ostatni może powodować omamy słuchowe, na co wskazywałoby częste po jego spożyciu wołanie „hej, słoiki, słoiki, uciszcie swój śpiew“.
Stękuł, nazywany również kwękułem, jest niezwykle ceniony przez medycynę ludową, jako odtrutka na dosłownie wszystko. Nadaje specyficznej nuty smakowej zwłaszcza ośrodkom zdrowia i urzędom. W minionych czasach był podstawowym składnikiem kolejek, dopóki te nie wyszły z użytku.
Twardamon chętnie dodawany bywa do brunatnych sosów. Ma właściwości antysceptyczne i odrażające. Niewskazany dla dzieci i dorosłych z powodu szkodliwego wpływu na uzębienie.
Złapryka, inaczej diabelskie nasienie albo grzeszotek pospolity, rośnie głównie wokół konfesjonałów. Potrafi też spontanicznie wysiewać się w sypialniach. W kuchni nie znajduje zastosowania, dlatego zaliczenie jej do przypraw jest dość problematyczne.
Przestarzały pogląd, jakoby złapryka wytwarzana była z żeńskich kwiatostanów rośliny o nazwie złypryk, został przez naukę stanowczo odrzucony.
Czuję się wyjątkowo niemrawo, lekarz zalecił mi tylko kleik, żadne tam kiszki lub myszki, jakie przyprawy powinienem dodać?
Genderkusy, kleiku przecież się nie je, kleik się wącha. 😎
W celach węchowych można oczywiście skropić powierzchnię kleiku jakąś przyjemną perfumką, np. Spaniel N°5, ale nie jest to konieczne do odzyskania mrawości. 😉
Spaniela Nr 5 na kleik , to bym osobiscie odradzal dla Kota_genderkusa.
Ale np Chat Nail Sauvage jest przydatny na kazda okazje.
Eee, jak już Dior, to wolę Pure Pson. Niezłe jest też Armaniego Psi.
Chociaż wiem, że niektórzy lubią tylko zapachy firmy Koty. 🙄
Popraw mnie jesli sie myle, ale odnosze nieodparte wrazenie, Piesku, ze stajesz sie z uplywem lat bardzo kanocentryczny, co nie jest ladna cecha. Owszem firma Koty nie jest zla, acz troche staroiswiecka, ale jak ktos jest do tej akurat firmy przywiazany, to nalezy to uszanowac i schowac zle uczucia za tapczanem albo pod kredensem. Bedziesz lepszym Szczeniaczkiem, Bobiku, trust me.
Jaki tam kanocentryzm. 👿 Czy to moja wina, że psiaństwo jest fundamentem naszej cywilizacji i gdzie łapą sięgnę, tam na nie trafię?
To wprawdzie fakt, że jestem świeckim canonikiem, ale bynajmniej nie odbiera mi to zdolności do bezstronnej oceny perfum, ani prawa do wydania na ich temat obiektywnej, wiążącej opinii. 👿
A propos zapachów i chowania, choć nie uczuć. W naszej sypialni coś zaczęło okropnie cuchnąć. Po wnikliwym śledztwie trzeba było uniewinnić wszystkie wczorajsze skarpetki, zmienianą przed tygodniem pościel, tudzież zawleczoną przeze mnie pod łóżko suchą bułkę. Kolejnych podejrzanych nie było, a cuchnęło dalej. Dopiero dziś, przypadkiem, natknąłem się na dobrze schowane mysie zwłoki z na pół odgryzioną głową, które były źródłem tej perfumki.
Pręgowana oczywiście wszystkiego się wyparła i z dumnie podniesionym ogonem oddaliła się w głąb ciemnego już ogrodu. 👿
Mam słabość do Piątki 😎
Dobry wieczór.
Przypraw cd.
Piwonijka.
Nikt jej nie widział. Wiadomo jednak, że jest bardzo skuteczna w rodzinach z licznemi córkami. Podawana kawalerom powoduje ich całkowite otumanienie i oświadczanie się – nawet w sytuacji braku posagu.O podawanie piwonijki podejrzewana była moja prababcia Marianna, stąd wiem o ich niezwykłej skuteczności.
Malutkim nawiasem do Bobika 21:42. Chazanowcy bronią, ale nie żywią 👿
Dla rodzin z synami nie ma żadnej piwonijki? To niesprawiedliwe! 😎
Co do moralnej obrzydliwości chazanowców mało mam wątpliwości, ale zdumiewa mnie, że nie zainteresują się dziećmi już narodzonymi chociaż dla picu, raz czy dwa, żeby sprawić dobre wrażenie. Ale ich tzw. etyka jest najwyraźniej wyłącznie etyką płodową (w zarodku?) i innej nie potrzebują. 🙄
Bobiku, zainteresowanie zobowiązuje. Klauzula jest darmowa.
W domu 23.2, okna na przestrzał.
Dobranoc 🙂
Z perfum mozna jeszcze Palome Psicasso lub Opsium.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry. Siódemeczka niedawno wspominała, że dawno nie było zdjęć F. Chyba wziął sobie do serca tę uwagę, bo wczoraj postanowił bardzo ładnie zapozować. Czy mogę przesłać, Bobiku?
Dzień dobry.
Herbata
Dzień dobry 🙂
Tak dawno już nie było luja – chyba ze 4, a może nawet i 5 dni – że jego powrót wydał mi się niemal powrotem do normalności. 😈
Ale proszę się nie dopatrywać żadnej niekonsekwencji w tym, że teraz znowu zacznę na mokrość narzekać. Normalność z lujem jest właśnie taka, że się narzeka. 😎
http://www.bbc.com/news/world-middle-east-28371966
Vesper, przesłać oczywiście możesz, tylko na wstawienie możesz liczyć chyba dopiero wieczorem. Wątpię, żebym wcześniej zdołał się do tego zabrać. Ale odłożenie w czasie to chyba nie dramat – zdjęcia nie Furkot, nie uciekną. 😉
Czekamy z utęsknieniem (na luja). Na razie linie kroplujace aż się poca z przepracowania. Psiroda woła o wodę. Koty całe dnie spędzaja w piwnicy.
Niestety – dla Babilasa i dla mnie – zawiesiłem dziś działalność firmy lujowysyłkowej. 🙁 A byłoby co wysyłać… Ja jestem na lekkim wzgórku, ale ci niżej położeni chyba mogą się już zacząć przymierzać do budowania arki.
Nie ma sprawiedliwości na świecie. Jedni mają za dużo, inni wcale 👿
U mnie, pod Warszawą, był wczoraj prawie cały dzień luj drobny, a wieczorem luj ogromny z burzą tak blisko, że wyłączyłam z zasilania telewizory i komputery. Duża suka (Misia) bała się okropnie i próbowała się pode mną schować. Koty i Kawusia miały luja i burzę w … Dzisiaj jest pięknie, słoneczko i 22 stopnie. Tylko kociogród dachowy jeszcze za mokry, żeby na nim leżeć.
Na środku siedzi Pirat.
Sekielski się tłumaczy (!) z tego, że zrezygnował z udziału JK-M w programie:
http://www.press.pl/newsy/telewizja/pokaz/45937,Sekielski_-mialem-do-wyboru—zrobic-program-albo-pokazac-cyrk
Trzy pytania:
a) Po co palanta zapraszał?
b) Dlaczego wcześniej nie poinformował innych gości, z kim mieliby wystąpić?
c) Jak do dwóch powyższych pytań ma się twierdzenie, że nie chciał cyrku i przepychanek na wizji? 👿
Ale świetny kociogród ma zwierzyna u Elizet! 😀
U nas się tak nie da, za spadziście. 🙄
’Próbowałem przekonywać, jednak bezskutecznie’ – nowi rozbrajajaco Sekielkski, dodajac: Zalezalo mi przede wszystkim na tym by program sie odbyl.
Czasami lepiej jest jak program sie nie odbedzie jezeli jego jedyna racja bytu jest aby sie odbyl, a nie zeby oswiecac, informowac czy bawic. Wtedy sie mowi „Z niezaleznych od nas przyczyn technicznych nie mozemy nadac zapowiedzianego w ramowce programu, wiec zapraszamy na powtorke programU o…”
Zdumiewa mnie, ze z notatki prasowej nie wynika aby program mial redaktora-wydawce, a jedynie prowadzacego, ktory sam zaprasza kogo chce i nie poprzedza tego jakas narada z wydawca. W czasie takiej narady ustala sie liste uczestnikow, zakres tematyki, pytania, kierunek rozmowy. No i oczywoscie informuje sie zaproszonych gosci z kim zasiada do rozmowy.
Kociogród dachowy wspaniały! Jak cudownie mieszkać pod zielonym dachem 🙂
Bry! 🙂
Nieczasowa jestem. 🙁
Wysłałam list do Liska, jakby zechciał pilnie odpowiedzieć.
A nasza sasiadka przez sciane, Gladys ukonczy 4 sierpnia 100 lat.. Organizujemy jej party!
Krolowa powinna przyslac telegram – zawsze sklada zyczenia z okazji Setki.
Serdeczne życzenia dla Gladys, Kocie. Cały wiek…
200 lat, 200 lat, niech żyje, żyje nam… 🙂
Ciekawe, czy Królowa (było nie było z długowiecznej rodziny) na setkę przyśle sobie samej telegram? 😉
Wieści z otoczenia Królowej, dla sekcji niemieckojęzycznej: http://www.zeit.de/video/2014-07/3688026801001/grossbritannien-schwaene-zaehlen-fuer-die-queen#autoplay
Tak, wszystkie labadki na terenie WLK Brytanii naleza fo JKM. Jest to, jesli dobrze pamietam, najstarsze istniejace prawo ochrony gatunku, wprowadzone bodaj przez Henryka VIII, kiedy okazalo sie, ze wiekszosc labedzi w tym kraju zostala zjedzonych i za chwile ich nie bedzie zupelnie. . Labedzie od Sredniowiecza cenione byly wyzej na stolach niz kazdy inny drob.
Mam prosbe. Zadzwonila Kuma i poprosila abym jeszcze raz spisala i jej poslala opowiastke o naszym nie do konca fortunnym nowojorskim spotkaniu na wieczorze autorskim z Tadeuszem Rozewiczem. Nie ma sprawy, napisze, ale moim zdaniem gdzies to powinno byc na blogu. Czy jest sposob aby to wydobyc? – to pytanie do Bobika. Czy ktos pamieta kiedy to opowiadalam?- to pytanie do reszty. To chyba nie bylo z okazji smierci TR?
KUma potrzebuje tego do jakichs wlasnych opwoiesci o Rozewiczu, a nie pamietala tego pierwszego tak dobrze jak ja – bo ja to bolesniej przezylam.
Ale jak sie nie uda znalezc, to ja to jeszcze raz napisze, tym razem specjalnie dla Kumy.
Helena
wt, 12 Listopad 2013, 20:48
Heleno, chyba znalazłam. Czy to chodzi o to opowiadanie?
https://www.blog-bobika.eu/?p=1700&cpage=2#comment-318603
Łazja z zeenem 🙂
Łajza oczywiście, Bobiku popraw proszę 🙂
Bless you both!
Juz wyslalam!
Nie mam co poprawiać, Beato, bo Łazja to jest Łajza Azjatycka, która pewnie przyszła tu za Smokiem i już została. 😀
Dzięki temu nasza swojska Łajza będzie sobie mogła od czasu do czasu zrobić urlop i poprosić Łazję o zastępstwo. 😎
To jest nagroda dla Beaty! Oczywiście Pięknej Heleny 🙂
Och, słusznie, Beacie się Nagroda im. Heleny należy. Już przystawiam pieczątkę na podkładkach. 😀
Możemy się jeszcze zastanowić, do jakich specjalnych poruczeń będzie Łazja, żeby sobie z Łajzą wzajemnie nie wchodziły w kompetencje. 😉
Nie ma to jak nagroda od poniedziałku 🙂 Dziękuję!
Supermodel Furkot pozuje na tle okoliczności przyrody: 😀
https://www.blog-bobika.eu/foty/furkot.jpg
Czy te oczy mogą kłamać 🙄
Czy te oczy mogą kłamać 🙄
Jaki piekny! I ta mina 🙂
Znów replay 😯
🙂 F. jest bardzo miniastym Kotem.
Jak mówi ludowe przysłowie, wóz ma być drabiniasty, a Kot miniasty. 😎
Ale fakt, że się Vesper niezwykle urodziwy domownik trafił. 🙂
To zdjęcie Furkota wśród kwiatów prawie jak obraz Celnika Rousseau 😯
Przepiękny!
Na tym zdjęciu Furkot mówi:
Kobieto, ty się chyba dzisiaj z rozumem nie spotkałaś! Futro nie wylizane, wąsy nie utrefione, pazury brudne, a ty mi robisz zdjęcie! I może jeszcze w internet je puścisz?
Furkot, nawet prosto z boju powracający jesteś cudny.
Czekoladowy Furkot w okolicznościach kwiecistych.
Dzięki Mame, pocieszyłam oczy i serce. 😀
Twardy, charakterny Gość.
Eluzet, ten zmierzwiony look chyba był zamierzony i pieczołowicie wypracowany. W każdym razie Furkot, gdy już się wytarzał w piasku, na trawniku oraz na chodniku, usiadł na rabatce i ewidentnie czekał, wpatrując się w kuchenne okno, aż mame zrobi mu zdjęcie. Po kilku ujęciach zrobił minę „teraz jestem już zmęczony pozowaniem”, zszedł z rabatki i udał się dostojnym krokiem na kolację.
Wyobraziłam sobie Furkota robiącego dym i aż się przestraszyłam 😆 Super facet!
Kot pełną mordką. 🙂
Furkot wygląda, jakby miał zaraz przemówić. Przypomniał mi się Kot Rademenes z serialu „Siedem życzeń” 🙂
Alberto Manguel, pasujący tak do 09/11 jak do Gazy, do PiS/PO, no, w ogóle do konfliktów:
That is the rallying cry of the Crusades. Which was in the Song of Roland, “We are right and they are wrong.” There is not possible, not even dialogue there, is no possible understanding of what you are saying from that position. Chesterton used to say, “My country, good or evil, is like saying, ‘My mother, drunk or sober.’” It means nothing, obviously.
Może znaczyć, że matka ma mocny łeb, jeśli wszystko jedno, trzeźwa czy naprana. 😎
Beato, F. nie tylko wygląda, jakby miał zaraz przemówić. On przemawia. Jest bowiem nad wyraz rozmownym Kotem. Od 9.00 do 1.00 jest to raczej zaleta, a od 1.00 do 9.00 wada. I rzeczywiście, jest toczka w toczkę podobny do Radamenesa. Gdy patrzy prosto w oczy, wydaje się, że żyje od zawsze, był już wszędzie i wszystko wie. A czasem wręcz przeciwnie – wyraz twarzy ma cokolwiek głupkowaty. Bo jak już pisałam, bardzo jest miniasty 😎
Doświadczona i leciwa dusza, faktycznie widać po oczach. Nie dziw, że ma dużo do opowiedzenia i to w różnych strefach czasowych. Zaraz pierwsza 🙂
Nim osunę się w piernaty, zalinkuję jeszcze film dokumentalny poświęcony Annie Breytenbach. Komunikuje się ze zwierzętami i jest to jej sposób na życie. Sporo się nasłuchała o cierpieniu przez człowieka…
http://vimeo.com/94709579
Jestem czułym i łatwo wzruszającym się zwierzęciem. Szczególnie gdy patrzą na mnie tak śliczne i młode jak Anna kobiety. Dlatego przez prawie godzinę zachwycałem się, potem przez 20 minut zapłakałem się do ostatniego kleenexu, a teraz, po zjedzeniu małej porcji (beware! embedded self-publicity!) świetnego budyniu, którym wczoraj zaskoczyłem żonę, gotów już jestem obśmiać się jak nieskontaktowana z żadnym naczelnym norka.
Beato, nie ustaw mnie w pierwszym szeregu osobistych wrogów, ale ktoś musi przecież grać rolę zranionego jaguara, a ktoś inny wet blanket. A na jaguara ja się nie nadaję.
Wiem, że jest wiele niezrozumiałych rzeczy w kwestii relacji między gatunkami. Zawahałbym się przed użyciem słowa „komunikacja”, bo ona nasuwa przekaz informacji, a to mnie się nie podoba. Do komunikacji trzeba pewnej jednorodności, odbiornika i nadajnika. Między gatunkami z pewnością są interpretacje zachowań, uczenie się, instynkty (tak, przyznaję się, że ni cholery nie wiem co znaczy to słowo, którego właśnie użyłem). To chyba Jaspers pisał o różnicy między pojmowaniem a rozumieniem. Gdy podnoszę jabłko do ust, pawian pojmuje co mam zamiar zrobić. Tu język nie jest potrzebny, wystarczy doświadczenie i empatia. Ale rozumienie to mający dużo więcej etapów proces przetwarzania informacji.
To nie jest opozycja przeciw przyznaniu zwierzętom inteligencji, zdolności uczenia się, a nawet (gdyby ktoś chciał) duszy. To jest stanowczy sprzeciw na próbę wmontowywania w piękne obrazki jeszcze piękniejszej (ale zupełnie bezsensownej) teorii o jakiejś harmonii w naturze. Owszem, wytwarzają sobie gatunki jakieś optymalne w ich warunkach systemy zachowań, owszem, ograniczają się do dobrych dla siebie mini-środowisk, ale gdyby była komunikacja na poziomie dobrej (czyli niezatrutej przez człowieka) przyrody, to zamiast nauganiać się po stepie za antylopą, lwica by ją kontaktem harmonicznym zdominowała, a potem podbiegając lekkim truchtem rozdzieliła przestrzennie na łatwe do połykania kawałki.
A takich zjawisk portal animalspirit nie opisuje, prawda?
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzien dobry 🙂
Andsolu, filmu zlinkowanego przez Beate jeszcze nie obejrzalam, ale komunikacja w sensie intencjonalnego obustronnego przekazu informacji miedzy ludzmi a psami (pisze o nich bo je znam) jak najbardziej istnieje. Wcale to zreszta nie dziwi, bo zwierzeta komunikuja sie miedzy soba tez, wpierw w rodzinie, potem w grupie, szczegolnie gatunki zyjace w stadach. Pies zyjacy z czlowiekiem komunikuje sie z nim stale, i dotyczy to tak spraw praktycznych jak i uczuc.
A nawet macza lapy w kawie 🙂
lub podaje herbate 🙂
lisku, ciężar wywodu zależy od sensu słowa „informacja”. I jest znaczna odległość między przekazem „chcę wyjść z tobą na spacer” a pytaniem „jak się ma dwójka moich spotykanych przed paru laty przyjaciół?”
Zgoda. Tzn, jesli taka informacja jest przekazywana, przypuszczalnie nigdy nie bedziemy sie w stanie o tym dowiedziec 🙂 Bo to, ze zwierzeta pamietaja zdarzenia sprzed lat i miejsca, w ktorych sie zdarzyly i osoby z nimi zwiazane, to wiadomo.
Np przekazy: „Czy mozesz mi otworzyc tamte drzwi?” lub „Dziekuje” (moge to udowodnic) znam osobiscie.
Nie usiluje grac oszoloma, tylko powiedziec, ze nasza wiedza o inteligencji zwierzat jest jednak ograniczona przez trudnosc jej badania. Latwiej testowac inteligencje praktyczna niz inna.
Dzień dobry 🙂
Ho, ho, w czym ja już łap nie maczałem… 😈
W rozmowę o inteligencji zwierząt zaraz się, rzecz jasna, włączę, ale najpierw będę na tyle inteligentny, żeby wypić kawę z olimpijskim spokojem, niczym się nie przejmując, ani nie szukając żadnych argumentów za czy też przeciw. 😎
Lisku, możesz opisać, w jaki sposób były komunikowane te przekazy? Nie, żebym Ci nie wierzył, tylko ciekawość mnie wzięła. 🙂
GW: Po pierwsze, Obama rozmawiał z Komorowskim o Ukrainie. Po drugie, separatyści przekazali ekspertom czarne skrzynki.
Po trzecie, o czym GW jeszcze nie wspomina:
http://www.rmf24.pl/raport-ukraina/fakty/news-zamach-bombowy-w-poblizu-doniecka,nId,1472511
Komunikacja jest terminem rzeczywiście nieco szerszym niż proces porozumiewania się ludzi ze zwierzętami, ale ze względu na to, że wymiana informacji zachodzi w dwóch kierunkach, pozostałabym jednak właśnie przy nim. Komunikaty, które zwierzęta wysyłają do ludzi w wielu przypadkach znacznie wykraczają poza sferę instrumentalną. Nie tylko „otwórz drzwi”, ale i „dziękuję”, jak pisze Lisek 😉
Furkot, który jak już wspomniałam, mówi bardzo dużo, potrafi też dużo naprawdę „powiedzieć”. Kiedy ostatnio miał problem z układem moczowym, poskarżył mi się jeszcze zanim zaczął kropelkować. Pewnie, że nie pokazał podbrzusza 😉 ale usiadł koło mnie rano i patrząc mi w oczy zaczął popiskiwać. Nie zaszył się kącie w cichym cierpieniu, nie pisnął sobie a muzom, tylko skierował popiskiwanie do konkretnej osoby – do mame. Tak więc, jak się po raz pierwszy w tym rzucie choroby skierował do kuwety, żeby popuścić kropelkę, to już miałam umówioną wizytę u weterynarza. I nawet nie były potrzebne antybiotyki ani środki przeciwzapalne, tylko rozkurczające przez trzy dni, bo „powiedział” odpowiednio wcześnie.
Myślę, że zwierzęta „mówią” więcej, niż my potrafimy zrozumieć.
Dzień dobry 🙂
Z „dziękuję” są problemy, bo Kotom „się należy” 😉 Za to mówienie z wyrzutem i zgłaszanie pretensji mają opanowane perfekcyjnie 🙄
Bobiku, opisze. Prosbe o otwarcie drzwi moze niedokladnie opisalam jako „tamtych”, bo nie bylo w nich wskazywania odleglego obiektu, ale byla mysl o nich. Za mlodu moja psina dostawala co pewien czas kawal dobrze wygotowanej, „pumeksowej” wolowej kosci do zabawy i wzmacniania oraz szlifowania zebow (pamietam ze Krolik sie z ta praktyka nie zgadza, bo jego pies kiedys zlamal tak zab, ale to byly te mieksze, po pewnym czasie zzuwane do konca). Zabawa za kazdym razem byla swietna, bo przez pierwsze kilka dni kosc byla co pare godzin z pietyzmem przenoszona z jednego odleglego kata w drugi, ukrywana, zakrywana powietrzem, wsuwana pod dywan itp. (a po drodze radosnie podrzucana w powietrze). Pewnego razu w ramach tych przenosin podeszla do mnie z koscia w zebach i wbila we mnie wzrok tak jak robi zawsze gdy chce bym za nia poszla. Wstalam wiec, a ona zaprowadzila mnie przed drzwi pokoiku ktory sluzy za skladzik, przez co drzwi sa zawsze zamkniete, i nosem wskazala na nie. Poslusznie otworzylam, psina wmaszerowala, zlozyla w kacie kosc i wyszla. 🙂
Nigdy przedtem ani potem tego nie robila, wiec bylo tu planowane wyszukiwanie najbardziej zacisznego i ubocznego kata, i wlasna inicjatywa.
Wskazywanie nosem widzialam jako czesc jej interakcji z innymi psami (np gdy bawila sie pileczka ze swoim ukochanym pinczerkiem, widzialam raz scene w ktorej pileczka lezala na ziemi, ona nie dotykajac wskazywala na nia nosem, a potem zakreslala nim luk w jego strone, jakby mowiac „pileczke – wez – ty”. Nos ma dlugi, wiec te ruchy latwo zauwazyc 🙂 ) Juz jako szczenie kontaktowala sie ze mna wskazywaniem nosem ale na poczatku nie rozumiala ze musi zwrocic wpierw moja uwage, i robila to gdy na nia nie patrzylam, co zauwazylam przypadkiem.
Jeszcze o tym chowaniu kosci, kedys lezalam na lozku czytajac, a ona przenosila co pare minut kosc z kata w kat; w koncu podeszla do mnie, wsunela mi kosc pod pache i poszla na poslanie 😯 🙂 Okazalo sie ze stanowie najbezpieczniejsze miejsce 🙂
Ja jej w ogole nie tresuje, z wyjatkiem „usiadz” i „lezec”, innych rzeczy nauczyla sie korelujac wylawiane slowa z sytuacja (bo mowi sie do niej).
O dziekowaniu za chwile.
W kwestii komunikacji i zwierzęcej inteligencji najpierw muszę się przyznać, że z filmu od Beaty obejrzałem tylko kilka krótkich kawałków, bo na więcej czas nie pozwolił, wybaczcie więc, jeśli się okaże, że będę szczekał jak ślepy o kolorach, choć na razie wydaje mi się, że i z mizerną znajomością filmu wiem, o czym jest rozmowa. 😉
Drugie „wydaje mi się“ dotyczy stawiania problemu komunikacji międzygatunkowej na alboalbistycznym ostrzu noża – albo komunikacja przebiega na najwyższym, ludzkim poziomie abstrakcji, albo to nie jest „prawdziwa“ komunikacja. Wydaje mi się 😉 to okropnie kartezjańskie, a u psów to raczej nie jest komplement. Przypomnę, że w optyce kartezjańskiej między zwierzętami – jakimikolwiek – i ludźmi były przepaść jakościowa, to były dwa odrębne światy, których nie wolno było porównywać. Ta optyka była tak silnie obudowana religią, prawem, obyczajem, etc., że nawet Darwin nie odważył się z niej wyzwolić na pełny gwizdek. W coraz powszechniejszym obecnie ujęciu neodarwinistycznym, z którym i mnie nietrudno się zgodzić, nie ma przepaści, jest kontinuum, które obejmuje również ludzi, nie odmawiając im jednakowoż ogromnego stopnia złożoności. I takie podejście właściwie załatwia sprawę, bo uznaje zwierzęcą inteligencję, która u poszczególnych gatunków (włącznie z ludzkim) różni się tylko stopniem skomplikowania i nie wyklucza zasadniczo komunikacji między gatunkami, boć w końcu jedne z drugich ewoluowały. 😉
Są oczywiście różne praktyczne problemy, wynikające z gatunkowych różnic między sposobami porozumiewania się, jak np. właśnie komunikacja międzygatunkowa, albo „przydział miejsca“ w kontinuum. Ludzie mogą jakiś gatunek uważać za mało inteligentny lub komunikatywny dlatego, że jego sposoby komunikowania się są im obce i zwyczajnie ich nie znają, mogą też „windować“ swoich kuzynów, jak szympansy czy goryle, bo ich mowa ciała i mimika jest dla nich jako tako zrozumiała. Tę sprawę można z kolei załatwić terminem „aktualny stan wiedzy“ i wskazać, że konkretne przekonania w tym temacie wraz z rozwojem wiedzy będą się zmieniać.
Natomiast całkiem inną bajką jest wiara w jakąś „przedustawną harmonię“ między ludźmi i innymi gatunkami, oparta w oczywisty sposób na rajskim micie. Jest wprawdzie wysoce prawdopodobne, że człowiek pierwotny lepiej znał systemy komunikacyjne innych gatunków niż współczesny (który po prostu nie ma gdzie i po co się tego uczyć), ale nie ma żadnych dowodów, że wykorzystywał je do robienia miziu-miziu z mamutami. Przeciwnie, dowody są raczej na to – tu się zgadzam z andsolem – że zjadał i był zjadany, jak to w naturze.
I ja za tą rajską bajką nie przepadam, bo ona dzieciom miesza w głowach i prawdziwą naturę obrzydza. Wychowa się jeden z drugim szczeniak na „Bambi“ i potem ma pretensje do wilka, że się Bambi pożywi. A co ma, do cholery, zrobić wilk, czy nawet człowiek, jak go instynkt samozachowawczy przyciśnie? 👿
Dziękuję, Lisku i Vesper. Strasznie lubię takie relacje czytać. 🙂 Niby nie mają one „waloru naukowego”, ale poznawczy jak najbardziej. Sposoby komunikowania się zwierząt z ludźmi szalenie są zależne od kontekstu, tzn., od otoczenia, wychowania, wzajemnej relacji, itd., co ładnie udowodniła np. Irene Pepperberg swoimi eksperymentami z papugiem Alexem.
Zwierz laboratoryjny nie jest w sensie komunikacyjnym (i nie tylko) takim samym zwierzem, jak chowany w naturze, a ten z kolei bardzo się różni od zwierza domowego. Naukowcy często poprzestają na badaniu inteligencji zwierzęcej w warunkach laboratoryjnych i jestem pewien, że tu po części jest przyczyna różnicy ocen między nimi a ludzkimi rodzinami zwierząt.
U mnie rolę kości na co dzień pełnią suche bułki, które uwielbiam i wydębiam codziennie choć jedną, w ramach tzw. kultu cargo (jest to jękliwa modlitwa z nosem wzniesionym w kierunku, gdzie było pierwsze miejsce składowania suchego pieczywa. Miejsce się już kilka razy zmieniło, ale przecież ja nie będę z tego powodu zmieniał religijnego rytuału, zwłaszcza jeśli rodzina bierze w nim udział i na końcu dostarcza bułkę). W zasadzie nie wolno mi tych bułek obrabiać w domu, bo okropnie kruszą, ale we wnętrzach jest mnóstwo świetnych miejsc do ukrycia moich obiektów kultu (donica z fikusem, podpoduszcza, zakanapia, itd.) więc gramy z rodziną w „kto kogo przechytrzy”. Ja wymyślam wciąż nowe sposoby przemycenia bułki do środka, a oni kombinują, jak mi w tym przeszkodzić. Wiadomo, że w końcu i tak ja zawsze wygram, ale co się przy tym nabawimy, to nasze. 😈
Bobiku, jesteś cudowny 😆
Wiecie jak wygląda Łyska?
Opowiem Wam historię związaną z tym ptakiem.
Pewnego razu wybrałem się z moimi gośćmi nad pobliskie jezioro, po którym pływają sobie takie różne, nie zwracające uwagi na przechodniów kaczki, łabędzie, perkozy, łyski, nurogęsi itp.
Naszą uwagę zwróciło dziwne zachowanie jednaj łyski pływającej kilkanaście metrów od murku, na którym stanęliśmy. Wyglądało jakby ptak usiłował przedostać się na drugą stronę grubego patyka pływającego obok. Kiedy nas zauważył, zaczął płynąć wyraźnie w naszym kierunku. Gdy był już przy murku, prawie metr poniżej naszych stóp, zaczął się dziwnie słaniać i zupełnie nie stawiał oporu, gdy go wyciągałem z wody. Wraz z nim z wody wyszedł ten kawałek drewna, do którego przywiązany był jeden koniec żyłki wędkarskiej. Drugi koniec był owinięty wokół łapy ptaka krępując ją do tego stopnia, że była silnie spuchnięta i sina, prawie czarna. Ptak w moich rękach sprawiał wrażenie umierającego, głowa mu opadała bezwolnie, ciało zupełnie bez napięcia mięśniowego. Rzuciliśmy się rozcinać tę żyłkę i odwijać jej zwoje na łapie, która zdawała się być nie do uratowania. Jednakże wraz z powracającym krążeniem ptak zaczął nią ruszać i im mniej czuł bólu w łapie, tym bardziej odzyskiwał wigor i siłę, w końcu jednoznacznie dał mi do zrozumienia – wypuść mnie!- dziobiąc ostrym dziobem po rękach.
Wypuściłem, łyska odpłynęła jakby nigdy nic 🙄
Chodzę tam nie raz, wypatruję, czy mi nie pomacha albo chociaż skinie dziobem. Nic 🙁
Tylko się zastanawiam, dlaczego wtedy wybrała mnie, w pobliżu było parę innych osób, a ja nawet nie miałem scyzoryka i musiałem pożyczyć od tych innych. Czy dlatego, że zwróciłem na nią uwagę i dokładnie obserwowałem, a ona to wyczuła?
🙂 🙂
Jeszcze dopowiem o dziekowaniu. Slonieczko trafilo do mnie w wieku 2m, zabralam ja grupie nastolatkow ktorzy trzymali ja przez miesiac i z tego co wiem traktowali zle (jeszcze dlugo pozniej na ulicy kulila sie na ich widok). Przylgnela do mnie jak do opoki i od pierwszego dnia chodzila bez smyczy prawie przytulona do mojej nogi. O jedzenie nie prosila; za kazdym razem stawialam jej miske w kuchni, a sama szlam do pokoju do komputera. Szczeniak jadl i po (!) zjedzeniu przychodzil do mnie do pokoju i lizal mnie w reke… Jeszcze byla wtedy dosc przygaszona, wiec nie bylo to w ramach zabawy. Dla mnie to bylo wrecz peszace, bo nie chcialam by dziekowala mi za jedzenie, wiec po paru miesiacach zdolalam to zmienic w zabawe i dzis przychodzi nie tyle dziekowac co opowiedziec ze bylo dobre – przybiega z kuchni oblizujac sie i merdajac ogonem i nastawia sie do drapania 🙂
Z zasady nie uzywam jedzenia jako nagrody za cokolwiek, nawet przysmakow, bo to jej sie ode mnie nalezy. Nagroda jest pochwala 🙂
Markocie, piekne 🙂
Ciekawa historia, Markocie. Mówi się jeszcze niekiedy o „ptasich mózgach”, choć wiedza na temat ptasiej inteligencji jest coraz większa i coraz bardziej zdumiewająca.
Mnie się przydarzyła kiedyś znajomość z sierpówką. Miałam wtedy 10 lat. Ptaka znalazł mój bł.p. pies, dokładnie 1 maja. Zapamiętałam, bo był pochód pierwszomajowy, ale pogoda raczej marcowa. Zimno i śnieg z deszczem. Brrrr. Wyszłam z psem na spacer, a ten, zamiast pobiec za potrzebą do słupa, zaczął węszyć i poszczekiwać pod żywopłotem. Gdy zajrzałam pod krzak, znalazłam wyziębioną, mokrą i nieco poturbowaną młodą sierpówkę. Ptak zamieszkał w moim pokoju. Początkowo nie opuszczał swojego pudełka, ale po trzech dniach zaczął ostrożnie oblatywać pokój. Myślę, że był to podlot, który po pierwszej próbie lotu trafił w łapy kotów i gdyby nie mój pies, marnie by skończył. Po tygodniu był już całkiem samodzielny. Wypuściłam go przez okno w kuchni. Usiadł na latarni na przeciwko naszego domu, chwilę się jeszcze na siebie spoglądaliśmy, a potem odleciał.
Następnego dnia, kiedy wracałam ze szkoły, siedział na latarni. Zobaczył mnie i przefrunął na kuchenny parapet. Nasypałam mu okruszków, a on nie spłoszył się, kiedy otwierałam okno, tylko nieco odsunął w róg ościeża. Odtąd rytuał powtarzał się codziennie. Powrót ze szkoły, ptak na latarni, parapet, otwieranie okna, okruszki. I tak aż do jesieni.
Kolejnego roku, wiosną, znów pojawił się na latarni, ale już nie sam. Tak się ośmielił, że wchodził do kuchni przez otwarte okno i sam się częstował okruszkami, które zawsze przygotowane dla niego, czekały na kuchennej szafce. Mąż (lub żona) aż tak nie zaufał, ale czekał cierpliwie na parapecie, aż odwiedziny i poczęstunek się skończą.
Moja sierpówka przylatywała tak przez kolejne cztery czy pięć lat. Nie wiem, czy ta sama, ale raczej tak. Nie wiem, jak długo żyją te ptaki. Może po prostu przestała, a może padła. Ale do dziś mam sentyment do sierpówek.
Poza tym, że opowieść Markota piękna, należy docenić głęboko altruistyczną postawę Kota, który nie potraktował łyski konsumpcyjnie, choć wobec jego przynależności gatunkowej nie mogłoby to dziwić. U mojego przyjaciela Mordki na przykład, mimo jego licznych i ogólnie znanych zalet, zawsze w końcu wygrywało konsumpcyjne podejście do łyski. 😎
Bo ja preferuję łyski co najmniej 15-letnie 😎
Wbrew pozorom, Bobiku, gleboki altruizm nie jest mi obcy. W tej chwili akurat nie przypominam sobie zadnego konkretnego przykladu, ale z pewnoscia Uczucia wyzszego rzedu sa imanentna cecha mego charakteru. Zapytaj kogo chcesz, kazden jeden to potwierdzi.
Vesper, bardzo piekna opowiesc. Moja znajoma miala podobna przyjazn z kawka, choc ta trwala tylko jeden sezon po odlocie. Mam jej zdjecie z kawka na ramieniu.
Co do kota skarzacego sie konkretnej osobie, moj pies robi to samo – gdy np boli ja brzuch, przychodzi, patrzy na mnie i wymiotuje przy mojej nodze (a nie jak wiekszosc psow w kacie). Mam wrazenie ze gdy wlasciciel umie patrzec na zwierze i ono to zauwaza, zaczyna sie z nim kontaktowac, a sposoby sie powtarzaja. Jesli jest komu nadawac, nadaja 🙂
Jest przecież na świecie i w samym Londynie tyle ptaków, których Kot Mordechaj nie potraktował konsumpcyjnie, Bobiku, że pewnej dozy altruizmu z pewnością nie sposób mu odmówić.
Przypomnialem sobie wlasnie. Kiedys przynioslem Starej rozjechana samochodem na plasko niebieska papuge. Stara ja schowala bardzo starannie aby sasiedzi nie zazdroscili. 😈
Chyba już tu opowiadałem o mojej kawce Kaśce, też podlotce, która miała coś ze skrzydłem, więc została przeze mnie zgarnięta na leczenie (byłem wtedy gdzieś tak w IV-V klasie psiodstawówki). Mieszkała w dużej klatce, niezamykanej, żeby sobie mogła w każdej chwili wyfrunąć przez uchylone zwykle okno. Ale na początku nie bardzo chciała, choć skrzydło już się wyleczyło. Wolała się wozić na spacery na moim ramieniu, z którego czasem sfruwała, robiła kilka rundek i wracała do powozu. Chyba sobie wyobrażacie, jak to podniosło moje notowania wśród kumpli. 😎
Potem Kaśka jednak się zdecydowała opuszczać pueblo przez okno (ale zawsze po najwyżej kilku godzinach wracała) i wtedy się zaczęły cyrki w mojej szkole. Otóż ptaszydło wyczaiło, gdzie są okna mojej klasy, siadało na parapecie i zaczynało dziobem walić w szybę, usiłując namówić mnie na wagary. 😈 Lekcji oczywiście nie można było wtedy prowadzić, bo cała klasa była zainteresowana wyłącznie Kaśką, nauczyciele się wściekali, więc w końcu podczas godzin lekcyjnych okna w domu trzeba było zacząć zamykać.
Kaśka nigdy się nie wyprowadziła na stałe. Mieszkała u nas przez pewien czas, aż zapadła na jakąś ptasią infekcję o piorunującym przebiegu i zgasła w ciągu dosłownie jednego dnia i jednej nocy. 🙁
Szkoda Kaśki 🙁 Ale z waleniem dziobem w szybę to sobie wymyśliła 😆
Chyba 9-11 lat to u ludzkich i psich szczeniąt Wiek Ratowania Ptaszków.
Mnie się Wiek Ratowania Ptaszków skończył dopiero bardzo niedawno i to wyłącznie przez Pręgowaną, w której pobliżu żaden ptaszek nie może być pewny dnia ni godziny. 🙁
Ale zanim nastała Pręgowana… Com ja się robali do dziobów nawpychał. U Najwyższego Bóstwa Robali mam na 100% przechlapane. 🙄
Bobiku, czy w Niemczech znajomosc i serdecznosc do zwierzat nie udomowionych jest taka jak Twoja?
Zawsze zależy od konkretnego egzemplarza, ale ogólnie jest trochę osób i organizacji, które się niedomową zwierzyną zajmują i praktycznie zawsze mam gdzie spytać o poradę, kiedy trafi do mnie zwierz, o którym mało wiem, albo nawet mogę takiego zwierza przekazać w lepsze, bardziej doświadczone łapy.
Fakt, nastanie Kota wiele pod tym względem zmienia, choć okazji do ratowania jak gdyby więcej 🙄
No właśnie… Raptem jakieś 2-3 tygodnie temu oddałem w lepsze łapy pisklaka mocno przez Potworę poturbowanego, ale jeszcze żywotnego i żarłocznego (musiałem iść do sąsiadów i żebrać o muchy, bo domowych zabrakło). W domu za Chiny go nie mogłem na dłużej zostawić, bo jednoosobowe kółko zainteresowań nie przestawało się kręcić w najmniejszej możliwej odległości.
No wiec ja mialam kiedys taka przygode, ktora wspominam wciaz z niedowierzaniem, ale przysiegam sie, ze byla prawdziwa.
Pewnym wczesnym niedzielnym popoludniem znalazlam pod drzewem naprzeciwko domu piskle szczygielka. Poniewaz w poblizu grasowali nasi Chlopcy, bezpodstawnie oskarzani przez sasiadke Vere o wytrzebienie wszystkich wrobli w zachodnim Londynie, musialam dzialac szybko. Piskle wrzuicilam do wiklinowego kosza na grzyby i na sznurze zawiesilam pod drzewem, na ktorym najwyrazniej bylo jakies gniazdo. Piskle nie wydawalo z siebie zadnego dzwieku. Chodzilam sprawdzac co godzina, ale rodzice najwyrazniej sie nie zglaszali.
Zrobilo sie juz dosc pozno, zmrok zapadal, usilowalam napoic piskle z dzioba, ale nic z tego, szczegielek odmawial kooperacji.
Pod wieczor zabralam piskle w koszyku do siebie, ustawilam w sypialni na gorze i postanowilam zadzwonic do Krolewskiego Towrzystwa Ochrony Ptrakow aby poradzili co mam dalej robic. Wiedzialam, ze w biurach nikogo nie zastane, wiec myslalam, ze moze maja jakies ptasie pogoptowie. Zadzwonilkam na informacje.
Niespodziewanie telefonistka zaczela mnie wypytywac jaka mam emergency ptasia, co jest kompletnie „nieregularne”, bo one maja tylko podawac numer.
Opowiedzialam, a wtedy ona powiedziala do mnie: piskleta nalezy zostawiac tam, gdzie sie je znalazlo. Inne ptaki po nie sie zglosza.
Powiedziala mi z duzym przekonaniem w glosie,. ze nazajutrz powinnam zaniesc ptaszka tam gdzie go znalazlam i spokojnie czekac.
Poszlam spac. Piskle obok na podlodze , dalej w koszyku, dzrwi do sypialni szczelnie zamkniete przed ciekawskimi Chlopcami.
Rano obudzilam sie dlatego, ze o szybe bil skrzydlami jakis spory czarny ptak, cos jakby szpak albo kos. Zas piskle wydawalo z siebie przeciagly przerazliwy pisk.
Podnioslkam glowe znad poduszki i zobaczytlam, ze piskle siedzi na parapecie okna. Czarny ptak odlecial gdy zaczelam sie ruszac. Podeszlam do okna i je otworzylam na osciez.
A wtedy piskle nagle zerwalo sie i poszybowalo w gore! Widzialam jak znika na horyzoncie, tak jakby od zawsze umialo latac.
Zaluje, ze nie wzielam namiarow na te telefonistke z informacji.
Furkot ostatnio coś przestał przynosić ptactwo. Odpukać w niemalowane.
Telefonistka miała rację. Na szczęście jest coraz więcej dobrych, rzetelnych książek o ptakach i teraz już wiele osób wie, że pisklęta należy zostawiać tam, gdzie się je znalazło.
Ale że rodzic usłyszał pisklaka przez zamknięte okno 😯 Niesamowite.
Żeby pisklaka namówić do kooperacji, trzeba przede wszystkim wyczaić, pod jakim kątem należy „nadlatywać” palcami z trzymanym w nich robalem. Jak się już tę sztuczkę opanuje, delikwent sam zaczyna dziób rozwierać. 🙂
Piskle zostawione tam gdzie sie znalazlo czesto zostanie zjedzone przez koty zanim stawia sie rodzice. Zawieszenie koszyka na sznurze wydaje mi sie swietnym rozwiazaniem.
Bobiku, zywe glisty..?
Wszystkie symbole odchodzą
Zoastawianie jest w zasadzie słuszne, ale są wyjątki. Np. tam, gdzie kręci się dużo Kotów (czy choćby jeden, ale kompetentny), pisklę prawdopodobnie akcji ratunkowej rodziców nie doczeka. Albo kiedy rodzice sami padli ofiarą ptakojada, zostawienie też jest wyrokiem.
Ja zresztą większość moich ptaszków w Niemczech miałem od okolicznej dziatwy, która zwykle nie potrafiła precyzyjnie określić, gdzie bidoka znalazła.
Lisku, to był akurat taki moment, że się czułem tak sobie i nie bardzo miałem siłę dokopywać się do dżdżownic. Pacnąć muchę było mi łatwiej. 😉
Niektóre podobno życzą sobie, by pokarm podawać im z czegoś, co przypomina dziób.
Jednej rzeczy nie moge do dzis zrozumiec. Ptak, ktory „zglosil sie” po piskle, byl czarny spory, majwyrazniej innego gatunku, niz maly szczegielek! Czyzby wszystkie piskleta mowily tym samym jezykiem?
Niekoniecznie wszystkie mówią tym samym językiem, ale może niektóre ptasie narzecza są podobne jak polski i czeski. Przy pojedynczych słowach i to jeszcze przez szybę można się pomylić. 😉
To przecież jasne – szczygieł i szpak rozumieją się, bo są na sz.
Przy okazji sprawdzilam sobie co to jest ościeże i glif 🙂
Wspólny język szpaków i szczygłów (i niektórych innych ptaków) nazywa się szczebiot.
Wrony, kruki, kawki porozumiewają się w innym narzeczu.
Dzień dobry.
Na Ukrainie częściowa mobilizacja.
Po lekturze ukraińskich gazet ciśnienie mocno mi podskoczyło.
Do Warszawy jutro nie jadę. Nie wiem, czy uda mi się wjechac po 10. sierpnia na terytorium Ukrainy. Nie żartuję.
Świat naprawdę zwariował.(za Leninem:”Kapitaliści sprzedadzą nam sznurek, na którym ich powiesimy”). Pierwszy desant z okrętu desantowego Mistral w Normandii?
Alarmy bombowe w całym kraju. Ktoś ma wybitne poczucie humoru. 👿
Oni na tej Ukrainie (rząd i część parlamentu) potrafią tylko nawoływać do walki czyli zabijania. Rozmowy, kompromis, porozumienie – chyba nie istnieją w ich słowniku 🙁
No patrzta, patrzta. To jednak Tusk sie czegos uczy. Nowa rzeczniczka ds rownego traktowania ma byc Malgorzata Fuszera:
http://wyborcza.pl/1,75478,16361633,Malgorzata_Fuszara_nowa_pelnomocniczka_rzadu_ds__rownego.html
Jak sie przypomni sobie, ze na tym stanowisku byla kiedys Radziszewska i ze premier kategorycznie nie zgadzal sie na jej wymiane, to naprawde serce rosnie. Chyba wybopry sie zblizaja abo co?
Fuszara, oczywiscie, nie Fuszera. Stale ten blad popelniam.
Bardzo jestem zadowolona z tej nominacji. 🙂
Chyba z tej radosci pojde poplywac.
A więc czysty zysk z linki podanej przez Beatę, bo otworzyła drzwi i okna do wspomnień o chodzących i latających. I jak widać, są wyraźne granice naszej empatii, bo nie dostrzegłem miłych opowieści o pluskwach i roztoczach — historii o gliście nie mam za miłą (z punktu widzenia glisty).
Bardzo mi odpowiada uwaga Bobika o kontinuum (ach, jak geometrycznie wykształcony ten nasz Zwierz), i w istocie na jednym obrzeżu stoją niemądre mechaniczne modele kartezjańskie, a na innym wzruszające (portfel) mity o wszechłączności, realizowanej przez nieznanego gatunku fale mózgowe. Moja pozycja skrótowo opisana jest oczywista, jako rysfreund muszę być po lewicy, a jak nieskrótowo, to opowiem trzy historyjki, z których dwie będą o mnie a jedna o świecie, czyli będzie równowaga.
Pierwsza to moja lektura Foutsa „Najbliżsi krewni”, jeden z moich największych upulchniaczy wnętrza z ostatnich lat, po niej domagam się wydawania paszportów i kartek żywnościowych wszystkim naczelnym.
Drugą kiedyś opowiadałem w Sieci, na wykładzie wleciał do sali koliber i po chwili pokazywał, że nie pamiętał już którędy. Ponieważ byłem jedyną osobą w sali, której przystało chodzić sobie tam i owam, podszedłem do okna, do którego dobijał się Bartek (bo w międzyczasie powiedział mi, że tak mu dano w rodzinie na imię) wysunąłem rękę, a on spokojnie siadł. I ręka pojechała do innego, uchylonego okna, a koliber się pomachał i się ode mnie odpingolił. I wszyscy studenci zrozumieli, że nie jestem jednak zwierzęciem, które najchętniej dobija a potem tańczy z radości.
A trzecią też opowiadałem, ale nie pamiętam komu, więc niech stoi za nową. Słynny antropolog zajmujący się tu Indianami opowiadał o parze Anglików, którzy zaszyli się w lesie w społeczności Cinta Larga i nic, tylko ciurkiem badali — ale mąż czasami musiał coś załatwiać w São Paulo i wyjeżdżał na parę dni. Do autobusu docierał kilkugodzinnym spacerem przez las. Któregoś dnia Indianie powiedzieli Angielce: „twój mąż będzie tutaj za pół godziny” (to jest przekład na nasze miary czasu, nie wiem dokładnie jak jej to powiedzieli) a zapytani skąd to wiedzą rzekli „czujemy go”. I rzeczywiście po stosownym czasie mąż się zmaterializował. Z naszego punktu widzenia i wąchania, Anglicy to nie jest szczególnie pachnące plemię, ale może Indianie potrafili wywąchać go na kilka kilometrów? O mózgowym połączeniu nie mówili oni. Choć kto wie czy i w nosie nie da się nosić mózgu, jak sama nazwa na to wskazuje.
Markocie, dla czesci blogowiczow Ukraina jest bardzo bliska sercu.
Jeśli używał Old Spice… 🙄
Ten osławiony kabaret Limo jest żenujący moim zdaniem 🙁 .
Poziom kółka teatralnego zakładów włokienniczych.
Calkowicie zgadzam sie z Bobikiem i Andsolem w sprawie continuum, a paszportow dla naczelnych domagam sie po kazdej okazji ogladania na zywo ich zachowan i interakcji. I wlasciwie nie tylko im. Z drugiej strony mam wrazenie ze nasz gatunek tez jest na swoim wlasnym continuum i co do niektorych osobnikow mam powazne watpliwosci.
Co do „czucia” Anglika, myslalabym raczej w kierunku obserwowanie ptakow wyplaszanych przez niego po drodze czy czyms w tym stylu, ale oczywiscie trzeba by sprawdzic.
Lisku,
nie rozumiem, dlaczego mówisz to do mnie?
Czy zauważając decyzje ukraińskiej Rady najwyższej ranię uczucia części blogowiczów?
Poprzedni mój komentarz dotyczył „czujących” Indian.
Może też znali rozkład jazdy autobusu albo przekazywali sobie wiadomości jakimś tam-tamem 😉
Dawno temu moi krewni mieli psa – doga niemieckiego, który mnie znał od wczesnego dzieciństwa (swojego). Rodzina z psem mieszkała w dużym oddaleniu (125 km), ale odwiedzałem ich dość często, średnio raz na 1-2 miesiące, moich wizyt jednak nie zapowiadałem i przyjeżdżałem nieregularnie. Krewni mieszkali na czwartym piętrze bez windy. Na dobry kwadrans przed dzwonkiem w ich drzwiach czyli przed otwarciem głównych drzwi do kamienicy pies zaczynał się zachowywać w tak charakterystyczny sposób (cieszył się), że krewni wiedzieli – markot nadchodzi 😎 Na nikogo innego TAK nie reagował. Nie przywoziłem mu żadnych smakołyków.
Ksiądz Lemański podejmie pracę w Zagórzu. http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/1183652,Ksiadz-Lemanski-pogodzil-sie-z-decyzja-arcybiskupa-Przenosi-sie-do-Zagorza Proponuję trzymanie kciuków/ modlitwę – zależnie od preferencji. A właściwie… można i to, i to. 🙂
Na powitanie ten dog kładł mi łapy na ramiona, a ja się cieszyłem, że drzwi od mieszkania nie otwierają się do zewnątrz, bo bym za każdym razem z nich wylatywał 🙄
Dopiero w tej chwili zdałam sobie sprawę z lewackości tego wpisu! Przecież przy-prawy, to jest lewy! 😉
Historia świata zatacza wielkie koło 🙁
http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,16336183,Rosja_odzyska_baze_szpiegowska_na_Kubie__Rewanz_Hawany.html#TRrelSST
Przychodzą mi do głowy tak niepoprawne politycznie myśli, że się nimi nie podzielę 👿
Z jednej strony baza szpiegowska, z drugiej – Guantanamo.
Markocie, nie poinformowałeś „Rada Najwyższa Ukrainy postanowiła”, a skomentowałeś „oni na tej Ukrainie to potrafią tylko…”, co nawet dla kogoś mało wrażliwego na niuanse brzmi lekceważąco i raczej nie pozytywnie. Oczywiście nikt Ci nie może zabronić myślenia o jakimkolwiek kraju czegokolwiek, ale jeśli wiesz, że wyrażeniem tych myśli bez owinięcia ich w bawełnę sprawisz komuś na blogu dużą przykrość, to jest taka możliwość, żeby z tego zrezygnować lub owinąć. To naprawdę nic trudnego, robiłem to setki razy. 😉
Pamiętam, że Foutsa poleciłem andsolowi osobiście i mam nadzieję, że w jakiejś Wielkiej Księdze jest to zapisane jako moja Szczególna Zasługa Dla Ludzkości i Małpiości. 😀
Bobiku,
jak już cytujesz, to proszę dokładnie.
Pisząc „Oni na tej Ukrainie…” świadomie dodałem „(rząd i część parlamentu)”, bo wiem, że zaraz ktoś na mnie naskoczy.
Widocznie to jeszcze za mało 🙁
Pozytywnie w tej sytuacji nie potrafię.
Okazja do owinięcia (w emotki) nadarzyła mi się natychmiast:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,16358592,HRW__Po_11_wrzesnia_FBI_naklanialo_muzulmanow_do_dokonywania.html
😯 🙄 za cały komentarz.
Muszę sobie zapamiętać, że tylko o Putinie albo Hoserze można tu bez owijania w bawełnę 😉
Nie chodzi o to, żeby pozytywnie, Markocie, bo przecież nie chcę Ci dyktować, co masz myśleć albo czuć. Szło mi o ominięcie lekceważącego tonu, zawartego już w samym sformułowaniu i to akurat wtedy, kiedy kilka postów wcześniej Mar-Jo się sytuacją na Ukrainie zamartwiała. Co Ci mam tłumaczyć, że empatia dotyczy również kontekstów. Sam na pewno wiesz.
Eee tam, tylko o Putinie lub Hoserze. Mógłbym dorzucić długą listę nazwisk, ale od samego wymieniania ich miałbym zepsute popołudnie, więc mi się nie chce. 😉
Chciałem dać wyraz mojemu brakowi zachwytu nad polityką prezydenta Poroszenki. Jeśli to mi się nie udało i naruszyłem czyjeś uczucia, to bardzo mi przykro.
Pragnę jednak podkreślić, że na razie o tych ewentualnie naruszonych uczuciach donoszą osoby trzecie. Uprzedzająco.
Wezmę to pod uwagę, ale doniosę przy okazji, że ja też mam na Ukrainie sporo znajomych, a nawet kilkoro przyjaciół i ich los nie jest mi obojętny. Wręcz przeciwnie.
To należy jeszcze mocniej trzymać kciuki za wszystkich mieszkańców Ukrainy.
Towarzysz Putin najwyraźniej przymierza się do wkroczenia na Ukrainę 🙁 .
http://fakty.interia.pl/raport-samolot-zestrzelony-na-ukrainie/informacje/news-putin-zapowiada-rosja-wzmocni-swe-zdolnosci-militarne,nId,1472999#iwa_item=1&iwa_img=0&iwa_hash=22306&iwa_block=newsOfTheDay
A tak przy okazji, co Twoim zdaniem, Markocie, powinien zrobić Poroszenko?
Donoszą uprzedzająco ci, którzy pamiętają, że już raz w takiej sytuacji Mar-Jo przykro się zrobiło. I myślę, że to Żw tym temacie” wystarczy.
Nie wiem, czy Putin przymierza się do wkroczenia na Ukrainę. Nie wydaje mi się, żeby to w tej chwili szczególnie leżało w jego interesie. Bardziej mi się wydaje, że chce postraszyć i pokazać, że go żadne sankcje nie wzruszają.
Ale ze wspierania separatystów raczej zrezygnować nie zamierza. 🙄
Ja już nic nie wiem. 🙁 I tęsknię za sezonem ogórkowym.
Jeszcze o ludzkości i zwierzęcości — czy pan Korwin-Mikke ma peta? (Kot, którego niewątpliwie ma w środku, nie liczy się).
FBI inspirujące terrorystów to nie nowina, a starzyna. A kto Jewno Azefa stworzył?
„Oni na tej Ukrainie” chcą wreszcie żyć w swoim własnym państwie, do którego Rosjanie przestaną się wpieprzać.
Czy to tak trudno zrozumieć?
Myśmy swego czasu też chcieli i się udało. Na szczęście nie mieliśmy na naszym terenie żadnych „zielonych ludzików”, więc nie musieliśmy „nawoływać do walki lub zabijania”.
Nie będą mieli spokoju, póki ich nie przepędzą.
Andsolu, poszlaki. http://www.fakt.pl/kaminski-pis-wejdzie-w-koalicje-z-korwin-mikke,artykuly,463204,1.html
Nr.2 http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,16034832,Korwin_Mikke_silny_w_internecie__I_na_ulicy_Internetowej.html
Ago, może Ci się przyda, jak sezon wreszcie się zacznie: 😎
Ogórki to temat jest latem na czasie,
niemało więc o nich powiedzieć słów da się,
jak owce się mogą pchać w słoną zalewę,
lub modłą syrenią uwodzić swym śpiewem,
lecz jeśli wpaść nie chcesz jak goły w pokrzywy,
skorzystaj z porady dla martwych i żywych:
czy będzie to potwór z odmętów jeziora,
czy też celebrycka kuzynka potwora,
czy UFO, czy upał, czy Radio Maryja,
ogórki (medialne) starannie omijaj!
Niestety, niektórych nawet Pies nie potrafi ucywilizować. 🙄
Obawiam się, Bobiku, że jednak zamierza.
Od dłuższego czasu napomykał o „pomocy humanitarnej” i zgrupowania wojsk wzdłuż granicy sugerowały rodzaj tej pomocy.
Kwestia, czy leży to w jego interesie jest trudna do rozstrzygnięcia. Bo on myśli zupełnie innymi kategoriami. Teraz pieni się z wściekłości, bo musi wypić mleko, które rozlał niedouczony operator Buka. A strumyk tego mleka płynie wyraźnie w kierunku Putina.
Miesiącami budowany wizerunek imperialistycznego wroga prowadzi do tego, że nie może się teraz przed żądaniami onego ugiąć, bo straci autorytet. I nie chodzi tu o to, jak go będzie postrzegał świat, to jest mu raczej dosyć obojetne.
Chodzi o to, jak go bedą postrzegać wierni poddani, tęskniący za dawną sojuzową wielkością.
Ego i pycha to źli doradcy 🙁 .
Na naszym terenie mieliśmy obcą armię posiadającą broń atomową.
Na dzień 1 stycznia 1989 stan Północnej Grupy Wojsk przedstawiał się następująco (oficjalne dane radzieckie):
stan osobowy – 59.053 żołnierzy, w tym oficerów – 11.597, chorążych – 6.823, podoficerów i szeregowych – 40.633, członków rodzin – 39.995 osób,
uzbrojenie i sprzęt: wyrzutni operacyjno taktycznych – 20, czołgów – 673, czołgowych mostowych towarzyszących – 23, transporterów opancerzonych – 1028, dział i moździerzy – 484, środków plot – 203, samochodów 23132, samolotów – 225 w tym bojowych – 190, nosicieli broni jądrowej – 81, śmigłowców – 144 w tym bojowych – 87,
środki bojowego i mat. tech. zabezpieczenia – 443644 t. w tym amunicji i mat. wybuchowych – 93901 t.
Mimo to wolne wybory odbyły się bez przeszkód, a ostatnie oddziały obcej armii opuściły nasz kraj w 1994 roku.
Może mieliśmy mądrzejszych polityków, wiedzieliśmy, co znaczy mieć własne państwo, nie mieliśmy oligarchów i gangów walczących o udziały (jak teraz w Doniecku)?
Bobiku, czekam z utęsknieniem na okazję do skorzystania z tej porady.
Nie mamy co całej zasługi przypisywać wyłącznie sobie (chociaż część możemy). W 89 u władzy był ugodowy Gorbaczow, nie napompowany wielkoruskim szowinizmem Putin, ZSRR był na wykończeniu, itd. Tzw. moment dziejowy był bardzo sprzyjający.
Sezon ogórkowy, grochem o ścianę, kapuściana głowa, groch z kapustą, burak (nie pochwalam, ale wymieniam), dziewka jak rzepa, szczypiorek (o kimś chudym); marchewka (o kimś rudym). Przegrzałam się.
Naprawdę nie ma nic o pomidorach?
Ubierać się „na cebulkę”.
Ukraina miała swoją szansę 2 lata później. Jelcyn nie był wielkoruskim szowinistą.
Jak ta wolność została wykorzystana?
Usteczka jak maliny, jagody (to chyba o policzkach?), wszystko do chrzanu 🙂
Czserwony jak pomidor?
Nie ma jednego „ona” (Ukraina).
A! Czerwony – ale jak burak. 🙂
„Nie będą mieli spokoju, póki ich nie przepędzą.”
Kto kogo? I dokąd?
Zwisać kalafiorem. Zyg, zyg, marchewka. 🙄
Dlaczego nie zasiądą do rozmów, nie zrobią federacji albo autonomicznych okręgów?
Muszą się nawzajem przepędzać i wystrzelać?
Czy czerwony burak jest politycznie mozliwy…? 🙂
bardzo wysoki slupek rteci, balkon lezy plackiem….. i ja tez 🙂 🙂
Skoro przechodzimy na owoce, to konie bywają jabłkowite, a figury w kształcie gruszki. Natomiast problemy mnożą się jak ulęgałki.
Zwisać kalafiorem? Pierwsze słyszę! 😯
płacić sałatą
Łeb jak dynia.
zwisać kalafiorem, koniecznie zwiędłym 😉
wiem ze Lisek na zimne dmucha i na upal pomaga, otwieram wiec lodowke 🙂 🙂
nos jak kartofel
O zwisajacym kalafiorze tez nie slyszalam. Ani o placeniu salata. Jak sliwka w kompot, jak cos (?) w barszcz, odleglosc jablka od jabloni; w przetworach – jak golabki do gabki.
Dodam jeszcze, że w przeciwieństwie do obecnej Ukrainy:
a) nie posługiwaliśmy się na codzień rosyjskim, nawet czystej krwi Ukraińcy często nie znają ukraińskiego, w całej Ukrainie miasta mowią po rosyjsku, wieś po ukraińsku, a cześciej surżikiem – mieszanką tych dwóch jezyków. Nie wmawiano nam, że język polski jest pośledniejszy i posługują się nim tylko prości ludzie.
b) mieliśmy polskojęzyczne media – cała Ukraina odbiera moskiewskie radio i tv – ukraińskie praktycznie nie istnieją. Bo nawet w nich po ukraińsku są tylko zapowiedzi – reszta jest po rosyjsku.
c) prasa codzienna – dwa ukraińskie dzienniki ukazujące się od wtorku do piątku. Pozostała prasa moskiewska w każdym kiosku. To samo gazety kolorowe i tygodniki.
Mimo istniejącego obowiązku nauczania w j.ukraińskim, 90% skryptów jest po rosyjsku, w pracach magisterskich w j.ukraińskim jest najczęściej tylko strona tytułowa. Przykłady można by mnożyć.
Można ich tylko podziwiać, że w takich warunkach nie dostają rozdwojenia jaźni.
Owszem, są to wieloletnie zaniedbania. Ale przypomnijmy sobie, jakie było oburzenie powszechne, gdy Litwa zażądała od wszystkich obywateli umiejętności posługiwania się litewskim. Przykład Ukrainy pokazuje, że na Litwie słusznie zrobiono.
W moim odczuciu tożsamość narodową buduje się wokół języka.
sałata to w slangu pieniądze, ale także donosiciel oraz… dorożkarz 😉
Rysiu 😀
Dwa grzyby w barszcz. A przy tej okazji, lepszy ryz niż nic.
W prywatnej mowie jednego operatora: koper = wszystko STRASZNIE śliczne, aż nie można się oderwać.
Bobiku, dlaczego nie PSIPRAWY???
Mar-Jo, mysle ze bedzie dobrze, Pani Merkel ma na Ukraine oko, knuje cos po swojemu, tylko jak to u niej wszystko trwa. Szkoda ze nie mozesz pojechac do Wa-wa, liczylem (egoistycznie :roll) ns relacje. 🙂
Rydz. Z gołąbkami to chyba chodzi o ptaki, nie o te w kapuście: Pieczone gołąbki same wpadają do gąbki.
O rany, Nisiu, gdzie? Dlaczego koper?
Bo to by była pozorna autonomia, Markocie. Krym ma znaczenie strategiczne dla Rosji, plus oszczedności na rurociagu południowym, bo mogą go kłaść blisko brzegu.
Donbas – zagłębie górniczo-hutnicze i główny producent uzbrojenia rosyjskiej armii. A także części zamiennych.
Ale idąc Twoim tokiem myślenia – nie miałbyś zapewne nic przeciwko autonomii Śląska?
Jeszcze o zwierzątkach (bo mnie nie było, kiedy szalała dyskusja).
Moja Szanta doskonale potrafi „powiedzieć” czego chce. Kiedy jem, siada na podłodze, wlepia we mnie gały i nosem pokazuje jedzenie. Potem się oblizuje i mlaska znacząco.
Kiedy chce pieszczochów (nie jest specjalnie wylewna), trąca nosem i opuszcza łepetyne. Głaskac. Drapać!
Kiedy chce wyjść, patrzy na mnie intensywnie, ja ją pytam, czy chce na dwór, a ona wtedy zaczyna szaleńczo machać ogonkiem i maszeruje do drzwi.
Rumik nie jest taki subtelny. Jeśli chce wyjść, rzuca się na drzwi i wali w nie całym ciężarem. Jedzenie najpierw usiłuje ukraść, a dopiero potem grzecznie czeka aż mu coś spadnie.
Ago, bo my na ogół na takie różne ślicznoty (zachód słońca nad morzem albo łabądek w smudze światła itp.) mawialiśmy czule „pic” albo „tandeta”. Względnie „kiczor”. A onże operator ma delikatną duszę i pomyślał, że komuś mogłoby się zrobić przykro na takie brutalne odzywki. I wymyślił koper…
Jeśli tożsamość narodową buduje się wokół języka, to jaką mają Szwajcarzy? Albo Belgowie?
Co ma zrobić 30 proc. mieszkańców Ukrainy posługujących się tylko rosyjskim? Wyprowadzić się?
W niemieckojęzycznych kantonach szwajcarskich niemal każda gmina i przysiółek posługuje się własnym dialektem, również politycy i naukowcy używają dialektów, których nie rozumie żaden Niemiec. Ale językiem urzędowym jest niemiecki. Obok francuskiego, włoskiego i retoromańskiego. Ze względu na 30-tysięczną grupę posługującą się tym ostatnim językiem na banknotach widnieją również retoromańskie napisy. I wydaje się urzędowe dokumenty w tym języku.
Ja zapewne nie byłabym przeciwko autonomii Śląska.
Ale tylko w wypadku autentycznej potrzeby Ślązaków.
Natomiast, gdyby tej autonomii Śląsk zaczał się domagać dzięki emerytowanym bądź przebywającym na „urlopie” oficerom Bundeswehry, przemycającym na Śląsk uzbrojenie, to pierwsza stanęłabym na barykadach.
Markocie, u licha, czy z nowym rządem były jakiekolwiek próby rozmów na temat federacji? Separatyści po prostu ogłosili, że teraz oni rządzą w Doniecku i okolicach, a jak się komu nie podoba, to będą strzelać. Bądźmy poważni, któreż państwo sobie na coś takiego może pozwolić? Zwłaszcza jeśli wiadomo, że separatystów sponsoruje sąsiednie państwo o wyraźnie wrogich zamiarach?
Nie mówię, że na Ukrainie nie ma bezhołowia, oligarchów, itd. Przecież sami Ukraińcy mieli tego powyżej uszu i dlatego pognali Janukowycza. Ale to, co robi teraz Putin na pewno żadnej poprawie na Wschodniej Ukrainie nie sprzyja, tylko zamęt i gangsterstwo zwiększa – zgodnie z rosyjskim planem. I w tym, według mnie, rzecz główna.
Na tym temat ze swojej strony kończę, bo rodzina mi z głodu płacze. 😎
Nie o tym pisałam, Markocie, ale najwidoczniej nie umiem jasno wyrazić myśli.
Tozsamosc narodowa moze, lecz nie musi tworzyc sie wokol jezyka.
Zmoro,
na pewno bym nie strzelał do Ślązaków, gdyby zechcieli autonomii. Proszę bardzo. Trzeba tylko ustalić zasady współżycia. Jak zechcą studiować w Warszawie albo się leczyć czy występować w telewizji, to niech łożą na tamtejsze szpitale i uczelnie oraz kulturę. I tak dalej.
Dopóki nie żądają korytarza z dostępem do morza 🙄 😉
Nisiu, bo „psiprawy” brzmi prawie jak „psie sprawy”, a tym razem chodziło o sprawy nie tylko psie. 😉
„…któreż państwo sobie na coś takiego może pozwolić?”
Casus Kosowa jest chyba dobrze znany. Zbombardować Serbię i wymusić, to takie proste.
Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze 22 lipca 2010, opiniując głosami 10:4, uznał, że deklaracja niepodległości Kosowa nie była nielegalna, ponieważ nic w prawie międzynarodowym nie zabrania takich deklaracji
Zmoro,
dlaczego w Doniecku nie mieliby (jak dotąd) produkować części zamiennych i uzbrojenia na eksport, a podatków odprowadzać do kasy własnej republiki i do rządu federalnego?
Naszła mnie wizja separacji Śląska pod wodzą uzbrojonych emerytów z Bundeswehry i Zmory stojącej na barykadzie. Dlaczego ta separacja musiałaby być wymuszona zbrojnie? Tego nie rozumiem.
A jak Ziemia Lubuska uzna, że lepiej by jej było być polskojęzycznym Landem w Niemczech? Wiem, Niemcy nie będą chcieli jeszcze jednej beczki bez dna, ale gdyby? Będziesz strzelać?
O pomidorze jest gra w pomidora.
– Czy bierzesz sobie tego mężczyznę za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską?
– Pomidor.
Bo separacja wschodniej Ukrainy jest wymuszana zbrojnie prze Rosję.
Do poczytania:
http://www.faz.net/aktuell/feuilleton/die-ukraine-ist-in-uns-eingedrungen-gastbeitrag-von-wladimir-sorokin-13057234.html
Moze sie myle, ale wg tego co zrozumialam tz „separatysci” to platne zbiry Putina, majacego na celu rozbicie Ukrainy i brutalnie integrujacego w jej polityke wewnetrzna. Jaki kompromis ? 😯
Bobiku, oj tam, oj tam…
Sytuacja we wschodniej Ukrainie wcale nie jest taka prosta. Od lat rządzi tam mafia i trwa wojna oligarchicznych gangów o wpływy i władzę, nie stroniąca od zabójstw i zamachów bombowych.
Ukraina stworzyła idealne warunki dla zaistnienia i działania ruchu separatystycznego. W zasadzie, Ukraina tworzyła te warunki przez wszystkie 23 lata swojego niepodległego istnienia. To w ciągu tego czasu przemysłowych wschód stał się postprzemysłową pustynią. Mieszkańców i mieszkanki tej pustyni doprowadzono do takiego stopnia nędzy i frustracji, że dla wielu z nich dołączenie do „ludowych milicji” sterowanych przez oficerów rosyjskiego wywiadu było nie tylko ostatnią szansą na życiową realizację, ale też jedyną możliwością dostępnego zarobku.
Państwo pod tytułem Ukraina konsekwentnie wycofywało się z coraz bardziej zacofanych połaci wschodu, przekazując tamtejsze fabryki oligarchom, a ziemie lokalnej mafii, kontrolującej nielegalne kopalnie. W całkowitej zgodzie z neoliberalną doktryną, państwo zostało zredukowane do policyjnych funkcji – i tu właśnie coś pękło. Policja Donbasu wymknęła się spod kontroli, w przestrzeni porzuconej przez państwo zaczęły powstawać zastępcze – chociaż zainspirowane zza wschodniej granicy – struktury państwowe. Tam, skąd abdykowało niesprawne państwo, powstało co najwyżej niesamodzielne parapaństwo.
„Na Ukrainie testowany jest sens i rola państwa.
Nie tylko jako stróża nocnego ale także suwerena troszczącego się o swoich obywateli.
Tu jak na dłoni widać, że gdy państwo zajmuje się wyłącznie stróżowaniem majątków i zostawia obywateli samych sobie -jakoś sobie poradzą, bo to podobno nie jest rola państwa,
to wtedy także staje się bezradnym stróżem.”
Jeden z komentarzy odpowiadających moim poglądom.
Tak, gra w pomidora pasuje, jak ulał. A propos ul-, można też przebierać w ulęgałkach. Coś jest jak wisienka na torcie, a w każdej rodzinie znajdzie się, ponoć, zgniłe jabłko. Tępa jestem jak nienaostrzona motyka i ciągle nie czaję etymologii tego operatorskiego kopru. 😳
Mam problem i zagwozdke. Potrzebuje porady.
Po wyplywaniu sie poczulam sie tak cnotliwie, ze postanowilam pojsc na ladny lunch-kolacje, do ulubionej malej wloskiej restauracji Carluccio, Bobik zna bo byl tam w ub. roku. To blisko plywalni.
Otoz u Carluccia to ja zawsze zamawiam to samo – paste giardiniere czyli to:
http://uk.westfield.com/london/dining/recipes/carluccios
Zamawiam tak od siedmiu juz lat, bo mi bardzo smakuje, najlepsza p[asta jaka znam..
Ale teraz wystrzegam sie macznych potraw , bo rzekomo mam cukrzyce.
Wiec po dlugim namysle u Carluccia, postanowilam nie wymadrzac sie zanadto i zamowilam sobie cos prostego : pollo cacciatora, z duza porcja szpinaku z czosnkiem oraz nieznanego sobie spritzera, nazwy nie pamietam, ale duza jego zaleta byla niska cena. 😳
Spritzer okazal sie byc wspanialy, szpinak tez, ale kurcze cacciatora raczej niezbyt udane, co jest rzadkie w tej knajpie, dbajacej on jakosc i reputacje wlasciciela.
Przy placeniu mlodziutki kelner zapytal (oni tam zawsze tak) czy bylam zadowolona z posilku. No i diabel mnie podkusil. Powiedzialam, ze drink byl genialny, szpinal bardzo dobry, ale pollo raczej rozczarowujace…
– No to ja zawolam menadzera ! – wykrzyknal mlodziutki kelner.
– Nie ma mowy – powiedzialam. – Jeden rozczarowujacy posilek w ulubionymn miejscu, to nie koniec swiata. Nastepnym razem bede sie trzymala penne giardiniera…
…O! Giardiniera – powiedzial mlodziutki kelner. – Moja ulubiona pasta.
I na tym zakonczylismy wymiane pleasantries.
Jednak kiedy wychodzilam z Carluccia, przy samym wyjsciu czychal na mnie menadzer!
-Madam – powiedzial wreczajac mi pokazna firmowa torbe z nadrukiem Carluccio. – Tu jest cos na przeprosiny za nieudane pollo cacciatora!
W srodku torby znajdowalpo sie cale pudlo cudownych firmowych kruchych ciasteczek Carluccia przekladanych czekoilada – Baci di Dama.
Wiem. Nalezalo je oddac natychmiast komus bezdomnemu. Ale zadnego bezdomnego nie napotkalam w drodze do domu. Gdzie oni sa jak sa potrzebni?
Przynioslam te ciasteczka do domu. Wstawilam do pokoju dla gosci i zamknelam drzwi. Ale slysze je jak sie dobijaja i domagaja sie konsumpcji, sukinkoty!
Nie moge ich zaniesc do E. bo ona tez wlasnie na dieciue. Nie oddam Pani Doch, bo sie nie pozna – ona lubi tego Sowe. Jest oczywiscie 100-letnia Gladys, ale czy Gladys sie pozna?
To co, moze jednak je zjesc zanim peknie mi z zalu serce?
Heleno, absolutnie nie rób im afrontu!
Zjedz je!!!
Natychmiast bierz się za jedzenie, Heleno 😉
Tak mowicie, co?
vesper, 🙂
Zjeść jedno i pójść na długi spacer szybkim krokiem.
Zjeść drugie i odkurzyć całe mieszkanie.
Zjeść trzecie i tańczyć salsę (albo twista) przez pół godziny.
Zjeść czwarte…
Czy dany Carluccio jest jednym z „dwóch łakomych Włochów”, których widywałam w telewizorze? Uroczy panowie. Antonio Carluccio i Gennaro Contaldo.
Na radę Markota bym uważała, przy tym systemie można, excuse le mot, puścić pawia cudownymi ciasteczkami…
No i cała przyjemność ze spożywania zakazanego owocu na nic.
Tak, to jest ten Antonio, tlusty dziwkarz, ale wspanialy kucharz i autor licznych ksiazek kucharskich . Robil tez przed laty znakomite programy telewizyjne. Ten sam Carluccio.
E tam.
Nie proponuję zachowań bulimicznych, tylko wykorzystanie cukru z tych ciasteczek dla zdrowia i urody 😉
Ruch na świeżym powietrzu plus zalety czekolady… Same plusy 😎
Nawiązując do felietonu Sorokina w FAZ.
W skrócie – Rosja jest w ciąży z Ukrainą, a ponieważ nienarodzone jeszcze dziecię zaczyna być dla matki dosyć kłopotliwe jednak, to postanowiła ciążę usunać.
Robimy ściepę na przelot i pobyt Chazana u ciężarnej?
Czy Sorokin to jest ten pisarz, ktorego wspaniala powiesc o lesbijce w ZSRR czytalam przed laty? Ktora sie nawrocila na przodowniczke pracy w fabryce? Bardzo smieszna powiesc Drukowane w Literaturze na Swiecie? W rosyjskim numerze? No swietnie napisane, swietnie! Autor Sorokin, ale czy ten?
„Trzydziesta milosc Maryny”
http://chomikuj.pl/science-fiction/Ebooki/SF*2c+science+fiction*2c+fantasy*2c+horror/S/Sorokin+W*c5*82adimir/Sorokin+W*c5*82adimir+-+Trzydziesta+mi*c5*82o*c5*9b*c4*87+Mariny,1203068913.doc
Swietny tez jest polski tlumacz, Jerzy Czech. Nawiazalam z nim w swoim czasie kontakt i zrobilam pare wywiadow. Byl wtedy bibliotekarzem w Poznaniu.+
Chyba ten sam. Rocznik 1955.
Na 100 proc. ten sam.
Napisał też libretto do opery (pasowałby do tego blogu) w której występuje genetyk, szereg prostytutek i klony znanych kompozytorów (Mozart, Verdi, Musorgski, Wagner i Czajkowski) 😉
Heleno, z ciasteczkami jak z wygraną. Połowa dla Ciebie, połowa na rozkurz, czyli dla ludzi. Zdrowo i cnotliwie 😉
Ja chyba nic innego tego Sorokina nie czytalam. Ale ta powiesc (chyba raczej jej fragmenty) zostala ze mna. Dobry pisarz.
Haneczko, nie znasz mnie. Jak juz zaczne to zaden niech sie nie zbliza. 🙁
Heleno, ciastka unicestwic jedzeniem, okruszki wylizac do ostatniego niewidocznego atomu. zaszalej!!! 🙂
Phi, akurat 😆
Do Heleny chichotałam 🙂
najnowsza wiadomosc z moskiewskiej telewizji:
https://scontent-a-fra.xx.fbcdn.net/hphotos-xfp1/t1.0-9/10524730_258509771014307_7434538145908151847_n.jpg
pstryk
Rysiu, wiem ze rano siebie znienawidze.
Heleno, pollo alla Cacciotora nie mogło udać się, z powodu nazwy, o czym każdy numerolog Cię zapewni. Ponieważ jedyne dobre włoskie pizze są w Brazylii, jasne jest, że danie musi nazywać się frango de modo Cacciotora i wtedy będzie to naprawdę cuś. Bo w Brazylii i tylko tu wszystko się udaje, a szczególnie kawa, a piłka nożna sama zobaczysz, bo Dunga wraca jako trener.
Ponadto Brazylia jest bardzo tolerancyjna, ale nie wtedy kiedy frango jest przezywane „pollo”.
A Józef Czech to jest najodważniejszy tłumacz na świecie, bo porwać się na Charmsa mało kto by się odważył.
No z tym Jurkiem Czechem to prawda. Przyslal mi pare swych tlumaczen roznych tekstow z podziemia, nader pornograficznych i bardzo smiesznycxh, autorow juz nie pamietam.
On robil na mnie wrazenie troche w tym Poznaniu niedopieszczonego srodowiskowo. Poznalam go w ten sposob, ze bodaj w Res Publice zamiescil jakies omowienie nowej literatury rosyjskiej, z jednym malym bledem – chodzilo o rzekomo niedrukowanego nigdzie poete. Tymczasem ja co najmniej dwa wiersze tegoz poety znalam z wydanego w Polsce w 1967 r Almanachu poetow leningradzkich. Wiec napisalam na forum pod jego teklstem, ze byl nawet tlumaczony na polski. A przy okazji wspomnialam, ze czytalam przeklady Czecha w Lietaraturze na Swiecie i ze bardzio bylam nimi zachwycona. Boze, jak on sie ucieszyl! Wymienilismy natychmiast adresy mailowe, potem telefony i niebawem przy jakiejsc okazji redakcyjnej do niego zadzwonilam. Wtedy powiedzial mi, ze pracuje w bibliotece, a przekladami zajmuje sie na boku. I ze nikt tego specjalnie nie docenia.
Po przejsciu na emeryture stracilam z nim kontakt. Bardzo utalentowany czlowiek ten Jerzy Czech.
O, właśnie, słusznie NYT cytuje: “Coffee has always been tied, as a stimulant, to the Protestant work ethic.” — to dlatego Brazylia jest znana jako światowa stolica pracowitości.
Dobry wieczór,
Przepraszam, że jestem nie au courant z blogotematyką, ale nie nadążam czytać, czasami trzeba trochę pobiegać za mamoną, zwłaszcza w upałach to mało wdzięczne, ale momentami konieczne. Chciałem uprzejmie donieść, że dziś spotkałem się z protestantami. Protestanci rozlokowali się pod Siemiatyczami, blokując most ponad Bugiem, jedyny na w okolicy. Protest był przeciwko owocom miękkim, że się nie opłacają. Przedtem, w sobotę, był protest przeciwko dzikom, że wchodzą w szkodę. Jeszcze wcześniej, jakoś w maju, był protest przeciwko dzikom, że przynoszą zarazę z Białorusi. Za niedługo, mówią protestanci, będzie protest przeciwko rzepakowi, a potem protest przeciwko zbożom. Miał przyjechać minister, ale nie wiadomo, czy przyjechał. Na wszelki wypadek przyjechała telewizja. Protestanci ludzcy ludzie, przepuścili Białorusina, w końcu co on winien. Podobno autobusy i karetki też przepuszczają.
O, coś dla Heleny?
Nie jadać, tylko odkładać.
Każe Sawicki rolnikom.
Stara juz od lat odklada. W biodra.
Protestanci? To wszystko przez Hartmana. On się ostatnio domagał polskiej reformacji. 🙄
Ciasteczka można oddać jakiejś potrzebującej stronie internetowej, która ich używa. Nawet z domu do tego nie trzeba wychodzić. 😈
O, a tutaj świeży dowód na to, że chłop żywemu nie przepuści.
Izaak Babel wrócił do mnie na chybił-trafił.”Grzech Panajezusowy”.
Opis kolacji przygotowanej przez Arinę.
Pół kwarty wódki, wino, kartofle, samowar herbaty – jasne. Ale śledź pocztowy? Się naszukałam. 🙂
Nigdy wcześniej ten śledź pocztowy mnie nie zaintrygował.
Heleno, zjedz, ale nie wszystkie naraz. Jeden do dwoch dziennie, po posilku (tz kiedy nie jestes glodna, bo inaczej sie nie zatrzymasz), lub wieczorem, w nagrode za cnotliwy dzien. W ten sposob bedziesz miala dodatkowy doping by byc grzeczna przez caly dzien, ani sladu wyrzutow sumienia, a ciasteczka zjesz 🙂
Po jednym ciasteczku, to jakies okrutne.
Markocie, nagrania rozmow „separatystow” z wladzami rosyjskimi az zalewaja siec, sa nawet na tubie… Rozumiem ze kraj ma problemy, ale zostawiony w spokoju moze dac sobie z nimi rade.
Dwa, last offer 🙂 Wolisz w ogole nie, czy straszliwe wyrzuty i poczucie ociezalosci jutro?
🙂 🙂 Trzymaj sie Heleno, masz byc coraz zdrowsza i coraz smuklejsza 🙂
A ten tlusty dziwkarz jeszcze dzieci demoralizuje uczac je jak upiec Baci di Dama:
http://www.carluccios.com/events/baci-di-dama-making-class/469/2013-08-26
W obliczu usilnego namawiania, Baci di Dama zostaly napoczete w licznie dwoch.
Nie da sie ukryc, ze sa boskie. I nie slodkie.
Na opakowaniu porcja jednorazowa to cztery ciasteczka i w tej porcji jest 236 kcal, weglowodanow 33,1 g, tluszczu 9 g. Czyli, jak tymczasem wszystko nalezy podzielic przez dwa.
Ciasto jest z orzechow laskowych, czekolada 52%. Zadnych numerkow z E.
Wlasciwie nie najgorzej jesli sie uda utrzymac po pol porcji dziennegop spozycia.
Brawo! 🙂
Tradycyjne z Piemontu
Biscottini sliczne!
Cześć! Czy ja mogę wtrącić moje trzy grosze? Dziękuję.
Otóż Bobiku Szanowny, tego zielska to w ogrodzie tyle jest, że nie sposób o wszystkim, ja to rozumiem, ale trybula jest PODSTAWĄ ludowego ziołolecznictwa i rozumiem , że to przepuszczenie trybuli wynikało z pewnej przyjętej przez ciebie konwencji…
Czy mogę zatem uzupełnić Twój zielnik przyprawowy o trybulę? Dziękuję.
Otóż ja sam mam wątpliwości co do pochodzenia słowa „trybula”, bo jest to strasznie dawny, jakiś wręcz nowołaciński źródłosłów; jedni mówią, że pochodzi od „trybulacji” – ucisk, niepokój, frasunek. Na frasunek dobry trunek, to znaczy, że ziele trybuli dodawane było do wina, chociaż takie wino cholernie anużkiem zajeżdża, jak alasz nie przymierzając.
Inna wersja nazwy „trybula” wywodzić się może od „trybularza”, czyli kadzielnicy kościelnej, co może oznaczać, że to ziele było głównym dodatkiem mieszanki wywołującej ten dziwny zapach z kadzidła.
Może też jedno i drugie; a który ksiądz nie lubi wypić? Popiół z kadzielnicy wsypuje się do wina i głowa się cieszy.
Dziękuję za możliwość.
Trybula, od tri bula, oznacza trzy bułki. Suche. Dla Bobika.
Witaj Jergu 🙂 Mam nadzieję, że skorzystasz z jeszcze niejednej możliwości. 😉
Parę przypraw istotnie opuściłem, ale gdybym naszczekał o wszystkich, nie byłoby miejsca na uzupełnienia i dodatki, więc np. Ty nie napisałbyś pewnie o trybuli. Czyli bardzo dobrze zrobiłem, że nie zrobiłem. 😈
To jest bardzo dobra interpretacja, Vesper i możemy zacząć jej się trzymać od zaraz. 😎
Jeszcze tylko rodzinę będę musiał przekonać, a oni bywają oporni. 🙄
Dobry wieczór. Byłam dziś na Marszu Pamięci z okazji rocznicy likwidacji getta warszawskiego. Od dwóch lat taki marsz jest organizowany z inicjatywy Żydowskiego Instytutu Historycznego, Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów i chyba kogoś jeszcze. Było nas całkiem niemało, przeszliśmy od Umschlagplatzu do Nowolipek, na miejsce, gdzie zakopano Archiwum Ringelbluma. Tam zostały odczytane przez aktora (przy akompaniamencie kontrabasu) testamenty młodych współtwórców tego archiwum, spisane na chwilę przed zakopaniem – niesamowite teksty.
http://wyborcza.pl/1,75478,16364388,Rocznica_likwidacji_getta__Marsz_Pamieci_w_stolicy.html
Na jednym ze zdjęć do powyższego tekstu zobaczyłam, o ile mnie wzrok nie myli, mt7 (i to z aparatką 😉 ) – a jakoś się nie spotkałyśmy – szkoda.
Za to widziałam ks. Lemańskiego (który też przy Umschlagplatzu zapowiedział przyjazd p. Haliny Birenbaum i że będą razem w sobotę po południu modlić się w tym miejscu). Jak się mijaliśmy już po skończonej uroczystości, musiałam nieświadomie jakoś bardzo życzliwie na niego spojrzeć, bo oduśmiechnął mi się bardzo pięknie. A nie znamy się w ogóle.
Heleno,
ciateczka dla 100 latki! Bedzie miala czym gosci czestowac.
Twoj dyskomfort bedzie wieki I nie wart
wszystkich Baci di Dama, a satysfakcja bedzie 100%-owa.
U rybolowow, jedeno dzicko bardzo sie boi wystartowac. Brat lata juz od kilku dni, a ten ciagle cwiczy „na sucho”. Jest bardzo zdeterminowany. Moze jutro sie uda?
Spijcie dobrze w Koszyczku.
Przepraszam, ze się wtrącę, ale pamiętam, ze zwisało się OBOJĘTNYM kalafiorem! 🙂
Pozdrawiam psijacielsko
Zvis można ćwiczyć czymkolwiek, ale nie zparabellum, bo to niepatriotycznie.
Sytuacja zawsze i wszedzie jest skomplikowana, ale to nie nie jest usprawiedliwienie, zeby nie moc zajac stanowiska. Mysle o moim Ojcu w 1945… chyba byl w bardziej skomplikowanej sytuacji… O szczegolach przy okazji.
Tymczasem pewna jasnosc robi nadzieje.
http://www.theguardian.com/uk
Dobranoc. 200 lat dla Gladys.
Dzień dobry 🙂
kawa
Bardzo smutne ale i budujące jednocześnie http://deser.pl/deser/51,111858,16359580.html#BoxSlotIMT
herbata 🙂
szeleszcze 😀
UWAGA SRODA 🙂 🙂 🙂
brykam
brykam fikam
Tereny Zielone S-Bahn przeglad pozycji
bryk
fik
brykam fikam
😀
jeszcze jedna herbata 😆
Dzień dobry 🙂
Jak zwykle o tej porze usiłuję jeszcze nie ulegać nijakiej trybulacji (bardzo ładne słowo Jerg podsunął) i całkiem spokojnie (choć namaszczeniem) pogryzać moje tri bule przy kawie i herbacie. Jeżeli ktoś chciałby ze mnie wziąć wzór, mam specjalną ofertę – dzisiaj świecę przykładem bezpłatnie. 😈
Korzystajcie szybko, bo po prasówce zwykle mi przechodzi. 🙄
Nie mam, w odróżnieniu od Mordki, pamięci jak słoń, ale przypominam sobie zarówno zwisanie zwiędłym, jak i obojętnym kalafiorem. 😉 Czyżby w kręgach, w których się obracałem, rozpowszechnienie tej jarzyny dalece przewyższało średnią krajową? 😯
Dzień dobry,
zwisanie kalafiorem (bez przymiotnika) też pamiętam, a przymiotnik „obojętnym” kojarzy mi się raczej z „bykiem” 😉 Płacenia sałatą natomiast nie znałam.
Dzień dobry 🙂
Mnie zwisało zwiędłym 😉
Obojętnego byka nie znam, martwego owszem 😎
Tak, to zwisanie obojętnym kalafiorem zapewne powstało przez miczurinowską krzyżówkę tegoż z bykiem. 😉
Sałata, o ile mnie moja niesłoniowa pamięć nie myli, była już u Wiecha, choć nie pamiętam, czy w przedwojennych felietonach, czy dopiero powojennych. Coś mi się tak kojarzy, że to poszło od „zielonych”, czyli dularów, a potem się uogólniło na forsę jako taką.
Sałaciarzem przed wojną na pewno nazywany bywał dorożkarz, a dziś podobno w niektórych regionach tak się mówi na taksówkarza.
Martwym bykiem to raczej leżało, niż zwisało. 🙂
Całuski na słono czyli c.d. delicji extra small
Z parmezanem zamiast cukru i sklejone pastą serową zamiast czekolady.
To było apropos sałaty (salato) 😉
O, Markot, jak widzę, dba o to, żebym ja też miał co zjeść. 😆
To jest przepis, z którego wielką mam ochotę skorzystać, ale pojawiło mi się jedno problemko: wie ktoś może, jaka to jest po naszemu farina tipo 00? Czterystapiątka, pięćsetka, czy jeszcze jakaś insza?
Ponieważ akurat mowa o damach, poleciałem i ukradłem z blogu Moskwy damę w wieczorowej toalecie: 😈
http://ic.pics.livejournal.com/vasya_lozhkin/12933937/47324/47324_original.jpg
Piekny przepis na baci con tre forciture! Na moich baci stoi napisane, ze farina jest tipo 0. mysle, ze im wiecej zer tym jest bardziej mialka.
http://forums.egullet.org/topic/103372-italian-flour-types-and-uses/
Nieoceniony Sierżant już mi zdążył wyjaśnić, że 00 to 405, a 0 to 550. 🙂
Proszę, proszę, z Łajzy też specjalistka od mąki. 😀
Ja pamiętam zwisanie zwiędłym lub smętnym kalafiorem i leżenie martwym bykiem.
Sałata z pewnością przedwojenna, występuje w mojej korespondencji rodzinnej z lat dwudziestych. Tzn nie tyle sałata występuje, co jej brak 😉
Farina tipo dzero dzero występuje w niemieckich sklepach jako mąka na pizzę. W rzeczy samej można użyć zwyczajnej białej mąki. Parmezan powinien być dobrej jakości i migdały bardzo drobno zmielone.
„Pan Hilary Żołądkowski z Nowego Bródna niezbyt często bywa w Warszawie, toteż, jadąc dorożką konną przez plac Napoleona, z zaciekawieniem patrzył na najwyższy dom stolicy. Dorożkarz akurat się odwrócił, a widząc zdumienie w oczach pasażera, poprawił się na koźle i rzekł:
– Co, zdrowa kamieniczka? Drapacz chmur, jak to mówią. Całe miasto z niego widać. Pan Hilary nie mógł pozwolić na to, żeby mu dorożkarz imponował, odrzekł więc zimno:
– U nas na Nowem Bródnie także samo jest taki drapacz, tylko że drewniany, dlatego na dach nie wpuszczają, żeby kto ognia nie zaprószył. Ale kominiarze mówią, że stacje Marki można stamtąd zobaczyć.
– Pański drewniak naprzeciwko tego domu to paka do śmieci.
– No, no, sałata, obliczaj się pan ze słowami, bo…
– Bo co?
– Bo wysiądę na środku drogi i za kurs nie zapłacę.
– E, tak to znowuż paskudnie. Takiego pasażera za hale się bierze, do komisariatu odwozi i w sądzie dostaje swoje trzy miesiące mamra.
– Nawet o wiele go dorożkarz honorowo obrazi?” (Wiech)
Wieloznaczność słowa sałata w kontekście przemian cywilizacyjno-społecznych i polityki międzynarodowej oraz spożycia ciasteczek na biodro mieszkańca. Bobikowo 2014. 😈
Zwierzaku,
może opowiesz o swoich genialnych kurach? Szczególnie o kurze imieniem Bohun 😉 😆 🙄
O sposobach na samotność
– (…) poniekąd mężczyzna żonaty swoją wygodę ma co pod względem wiktu, przepiórki i, jak to mówią, świadomego obrządku. A taki kawaler lata jak kot z pęcherzem po mieście, ni tu dom, ni tu chałupa. Obszarpany, guzika nie ma mu kto przyszyc. W mieszkaniu także samo brudy choleryczne.
– I samotnośc… pyska nie masz pan do kogo otworzyc – dodał ze łzą w oku wzruszony swoją dolą pan Pietruszka.
– Faktycznie, ale z drugiej znowuż strony, przyjemnie jest wrócić do domu o trzeciej rano schlany, zbradziażony i mordobicia od ślubnej małżonki nie otrzymac.
– Nie każden mężczyzna pozwoli ukochanej kobiecie po głowie się lac.
– No tak, ale na sztorcowanie nie ma rady. Każda żona swoją przemowę ma i musisz pan słuchac. Chyba tak zrobic, jak ten szewc z Targówka, co przed wojną małżonkie jaśkiem udusił za to, że mu pierwszy sen przerwała, kiedy zmęczony do domu przyszedł. Ona na Bródnie spoczywa, a on dychę mamra zarobił…
– W taki sposób widzę, że małżeński stan nie dla mnie.
– Już lepszy pies. Jego prawo człowieka najwierniejszem przyjacielem byc. Bywają psy cwańsze od ludzi. Taki domu przypilnuje, służy i przez laskie skacze. Czy goście przyjdą, czy na spacer z niem pan wyjdziesz, wszędzie zaszczyt masz.
– Tylko że drań wlizie pod łóżko i szczeka.
– No i wściec się może. Czytałem w kurierze, że w Ameryce jeden pies sto dwadzieścia osób pogryzł. Powściekali się potem wszyscy, co do jednego.
– Już kot pewniejszy.
– Wiadomo, i ładne to, cholera. Mordeczkie ma takie sympatyczne.
– Tylko oczy fałszywe.
– I po kątach paskudzi.
– Było zdarzenie, że kot księdza zagryzł za to, że chrapał.
– Trafiają się dranie między kotamy.
– Dla człowieka nerwowego najlepsza złota rybka.
– Faktycznie. Rybka nie szczeka. Kupujesz pan sobie okrągły słój, naliwasz wody, parę kamieni na dno, trochę rzęsy czyli też jaką roślinnośc. Wpuszcza się duże trzy złote rybki i godzinamy możesz pan obserwowac.
– Cichutkie to, czystą wodą żyje i żadnego ekspensu nie sprawia.
– Ale drogie. Jedna sztuka w modnem japońskiem fasonie do setki może kosztowac.
– Co pan mówisz? To sardynki już tańsze. Cała puszka dwa, trzy złote.
– No, to może każemy dac…
😆 Oj, zapomnialam juz, ze Wiech jest taki smieszny. 😆
Wiech to nawet o Warszawskiej Jesieni kiedyś napisał 😎
„Bawiłem się [tam] prawie tak jak na imieninach wuja Wężyka na Szmulowiźnie. – No wie pan? Dlaczegóż to? – Bo u wuja także samo orkiestry nie było, tylko przyszedł niejaki Ziółek z gramofonem. (…) Szwagier troszkie posłuchał i od razu powiedział: krajzega fałszuje – nienasmarowana, a w kowadło szewc bije, w ten deseń nawet głupiej flachajzy nie wykuje”. To było o pokazie muzyki konkretnej prowadzonym przez Pierre’a Schaeffera na drugiej Warszawskiej Jesieni. Z przyjemnością zacytowałam ten fragment w mojej książeczce 😉
Odnotowuję, że nie jestem takim fundamentalistożercą, na jakiego wyglądam, bo są takie punkty, w których jestem skłonny zgodzić się z ortodoksami. 😎 Na przykład w tej sprawie:
http://wyborcza.pl/1,134642,16364185,Kosciol_chce_listy_szpitali_bez_aborcji__Resort_zdrowia_.html#MT
Też uważam, że powinna być dostępna lista szpitali antyaborcyjnych i normalnych. Dla dobra pacjentek, które wiedziałyby wtedy, czego się spodziewać i nie musiałyby się narażać na upokorzenia.
I nie ma co ministerstwo wciskać kitu, że „wszystkie szpitale są zobowiązane”, bo wiadomo, że w praktyce to jest pic na wodę i fotomontaż, że się Wiechem posłużę.
No, chyba że państwo zaczęłoby wreszcie na serio egzekwować przestrzeganie prawa przez lekarzy, tzn. pacjentka od „sumiennych” dostawałaby wyczerpującą informację, gdzie może pójść i nie byłaby potraktowana jak ostatnia. Ale w taki cud ja jakoś nie bardzo wierzę. 🙄
To samo w tej chwili czytałam, Bobiku. Ja bym jednak została przy tym, że wszystkie szpitale są zobowiązane i zaczęła to właśnie sumiennie egzekwować. Jeśli ministerstwo przystanie na podział na takie, co wykonują i takie co nie wykonują, zaczną się pikiety pod szpitalami „aborcyjnymi” i w końcu i te przestaną wykonywać, w trosce o bezpieczeństwo pracowników. Nie, bardzo bym nie chciała, żeby powstała lista, bo wiadomo, że „obrońcy życia” nie zostawią w spokoju nieklauzulowych placówek.
Dziwi mnie inna rzecz. Dlaczego szpital pozwał położną za naruszenie dobrego imienia. To jest postępowanie zgodne z narzuconą przez Kościół logiką – że legalna aborcja to coś, czego należy się wstydzić. Zamiast stwierdzić – owszem, wykonaliśmy w tym roku ileś tam legalnych aborcji, ileś tam procedur diagnostyki prenatalnej, ileś tam trepanacji czaszki, usunięć wyrostków robaczkowych, amputacji kończyn itd. Jesteśmy szpitalem, a nie salonem kosmetycznym. Jak się komuś nie podoba, to może u nas nie pracować.
Informacje na temat szeroko i humanistycznie pojmowanego sumienia lekarzy powinny byc ogolnie dostepne. Nalezy wiedziec czy lekarze w danym szpitalu zdradzaja zony/mezow/partnerow jednoplciowych, chodza regularnie do spowiedzi, uprawiaja gender i inne swinskie zachowania, daja na dobroczynnosc, chodza do wyborow i czy oszukuja przy zeznaniach podatkowych, np nie zglaszajac wszystkich zarobkow w swej praktyce prywatnej. Czy wsiadaja za kierownice w pijanym widzie i czy placa alimenty. Dlaczego stosunek do aborcji ma byc jedynym wyznacznikiem lekarskiego sumienia? Chcemy wiedziec wszystko, skoro niektorzy chca nam swe sumienie wciskac do gardla.
Uwazazm, ze pacjentki powinny sie do lekarza zglaszac z odpowiednim formularzem do wypelnienia. Wtedy porozmawiamy.
Amen, Heleno. Lepiej nie można tego ująć.
Bardzo z Vesper i bardzo z Heleną.
niektorzy chca nam swe sumienie wciskac do gardla.
Nic dodać nic ująć 👿
W tej sytuacji nalezy chyba pojsc i poplywac, zwlaszcza w obliczu pochloniecia przy kawie dwu nastepnych baci di dama. 😳
A ja z Haneczką 🙂
„Nie pozwólmy, aby ludzie wierzący musieli leczyć się w placówkach, w których morduje się nienarodzone dzieci”
Ja bym poszedł dalej: Nie pozwólmy, aby ludzie wierzący musieli się leczyć.
A jeśli już zdecydują się poddać leczeniu, to w placówkach oferujących leczenie relikwiami, różańcem i wodą z cudownych źródełek. Ewentualnie zabiegi pod narkozą – usypianiem litaniami.
W pierwszej linii pacjentami zostaną biskupi, kardynałowie i kler wszelkiej maści.
„Nie pozwólmy, aby ludzie wierzący musieli leczyć się w placówkach, w których morduje się nienarodzone dzieci”
Jestem widocznie prymitywna i prostacka i takie właśnie jest moje sumienie, ponieważ w ogóle nie mam dylematu w tym miejscu. Przychodzi pacjent na izbę przyjęć i pyta „Czy w tym szpitalu morduje się nienarodzone dzieci” – lekarz powinien mu odpowiedzieć „W tym szpitalu wykonuje się wszelkie zakontraktowane przez NFZ procedury, w tym również udzielenie panu/pani pomocy, ale na szczęście leczenie jest dobrowolne. To jak, opatrujemy ranę czy wraca pan/pani do domu?”
„Nie, w tym szpitalu morduje się wyłącznie narodzonych. Zapraszam.” 😈
Przypomniał mi się mój sąsiad, który przed zbadaniem go przez urologa-kobietę upewniał się, czy aby na pewno jest mężatką 😎
Może za bardzo zawoalowałem ironię, ale oczywiście, że za jedyną normalną sytuację uważam taką, w której po prostu i szpital przestrzega prawa, i lekarze.
A tak na boku, rzeczywiście bardzo kuszące jest rozwinięcie pytania podsuniętego przez Helenę. Dlaczego właściwie sumienie lekarzy miałoby się ujawniać tylko w jednym, jedynym punkcie? Skoro ten punkt filcuje się tak na wylot i uważa za sprawę publiczną, może warto by prześwietlić sumienie panów doktorów i na innych odcinkach? Wypytać przyjaciół i współpracowników, czy przypadkiem fałszywego świadectwa nie dali, czy w dzień święty nie pognali na partyjkę golfa, zamiast na mszę, albo ojcumatce nie odburknęli. I wszystko, co wyjdzie na jaw, ujawniać, ujawniać, ujawniać. Jak ma być po bożemu, niech będzie po bożemu. 😎