Wytworne towarzystwo

sob., 16 października 2010, 22:16

Bobik męczył się nad kością już od dobrych kilku godzin. Była to potężna, wołowa rura, która wcale nie chciała bez walki poddać się szczenięcym zębom. Bobik próbował ją zmiękczyć wielokrotnym oblizywaniem lub przestraszyć warczeniem, przenosił ją z wysiłkiem z miejsca na miejsce, obiegał w kółko, atakował to z jednej, to z drugiej strony, kłuł, piłował i szarpał zębami, ale nic nie wskazywało na to, żeby trudna konsumpcja w najbliższym czasie miała dobiec końca
– Torcik – w zadumie rzuciła z kanapy Labradorka, patrząc na bobikowe zmagania.
Szczeniak podniósł rozczochrany łeb znad kości i wgapił się w Labradorkę niezbyt przytomnym wzrokiem.
– Jaki torcik? Co to jest torcik? – szczeknął głosem wyrażającym kompletną dezorientację.
– Ludzie mają coś takiego. – wyjaśniła Labradorka. – W ogóle tego gryźć nie trzeba, można praktycznie zlizać z talerza czy z podłogi. Żadnego oporu nie stawia. Wiesz, ludzie takie rzeczy wymyślają, bo oni nie lubią się z czymkolwiek męczyć. Zmywarka do naczyń, odkurzacz, Doda, harlekiny, torcik… Zresztą, nie mów mi, że nie wiesz, co to jest torcik. Spadł przedwczoraj ze stołu i widziałam, że obwąchałeś go dość dokładnie.
– Ta wstrętna, różowo-żółta, słodka paciaja? – przypomniał sobie Bobik, wstrząsając się z obrzydzenia. – I ludzie to właśnie lubią?
– No, nie wszyscy. Większość. Ale prawie wszyscy nie lubią kości.
Bobik z dezaprobatą pokręcił łbem.
– Bradzo dziwne obyczaje – powiedział. – Ale jeżeli już nie lubi się kości, czy nawet befsztyków, to przecież można jeść rzeczy miękkie, a smaczne. Pasztetówkę na przykład. Albo salceson.
– Hmm… – zastanowiła się Labradorka. – Na zdrowy rozum masz rację. Ale obawiam się, że u ludzi pasztetówka nie jest cool, więc nawet ci, którzy jedzą, udają, że nie jedzą. A już w żadnym wypadku nie podają jej na przykład w eleganckich kawiarniach. Tam się podaje torciki.
– To znaczy, że ci, którzy jawnie lubią pasztetówkę i kości, nie mogą się pokazać w wytwornym towarzystwie? – upewnił się Bobik, bezskutecznie starając się ukryć przygnębienie. – Znaczy, nas tam nie przyjmą?
– Na to wychodzi – przyznała Labradorka. – Chyba że zmienimy definicję wywornego towarzystwa i wtedy to ono u nas nie będzie mogło się pokazać.