Wytworne towarzystwo
Bobik męczył się nad kością już od dobrych kilku godzin. Była to potężna, wołowa rura, która wcale nie chciała bez walki poddać się szczenięcym zębom. Bobik próbował ją zmiękczyć wielokrotnym oblizywaniem lub przestraszyć warczeniem, przenosił ją z wysiłkiem z miejsca na miejsce, obiegał w kółko, atakował to z jednej, to z drugiej strony, kłuł, piłował i szarpał zębami, ale nic nie wskazywało na to, żeby trudna konsumpcja w najbliższym czasie miała dobiec końca
– Torcik – w zadumie rzuciła z kanapy Labradorka, patrząc na bobikowe zmagania.
Szczeniak podniósł rozczochrany łeb znad kości i wgapił się w Labradorkę niezbyt przytomnym wzrokiem.
– Jaki torcik? Co to jest torcik? – szczeknął głosem wyrażającym kompletną dezorientację.
– Ludzie mają coś takiego. – wyjaśniła Labradorka. – W ogóle tego gryźć nie trzeba, można praktycznie zlizać z talerza czy z podłogi. Żadnego oporu nie stawia. Wiesz, ludzie takie rzeczy wymyślają, bo oni nie lubią się z czymkolwiek męczyć. Zmywarka do naczyń, odkurzacz, Doda, harlekiny, torcik… Zresztą, nie mów mi, że nie wiesz, co to jest torcik. Spadł przedwczoraj ze stołu i widziałam, że obwąchałeś go dość dokładnie.
– Ta wstrętna, różowo-żółta, słodka paciaja? – przypomniał sobie Bobik, wstrząsając się z obrzydzenia. – I ludzie to właśnie lubią?
– No, nie wszyscy. Większość. Ale prawie wszyscy nie lubią kości.
Bobik z dezaprobatą pokręcił łbem.
– Bradzo dziwne obyczaje – powiedział. – Ale jeżeli już nie lubi się kości, czy nawet befsztyków, to przecież można jeść rzeczy miękkie, a smaczne. Pasztetówkę na przykład. Albo salceson.
– Hmm… – zastanowiła się Labradorka. – Na zdrowy rozum masz rację. Ale obawiam się, że u ludzi pasztetówka nie jest cool, więc nawet ci, którzy jedzą, udają, że nie jedzą. A już w żadnym wypadku nie podają jej na przykład w eleganckich kawiarniach. Tam się podaje torciki.
– To znaczy, że ci, którzy jawnie lubią pasztetówkę i kości, nie mogą się pokazać w wytwornym towarzystwie? – upewnił się Bobik, bezskutecznie starając się ukryć przygnębienie. – Znaczy, nas tam nie przyjmą?
– Na to wychodzi – przyznała Labradorka. – Chyba że zmienimy definicję wywornego towarzystwa i wtedy to ono u nas nie będzie mogło się pokazać.
Bobiku, a jak wrzucić sok z passion fruit w gugla, to widać andsola… A o idei ubuntu = togetherness kiedyś mówił (słyszałem go w BBC) biskup Tutu.
O, rząd ma jaja! Potrwało, ale kopnięto wreszcie w głupi biskupi zad.
A ponieważ rząd ma dużo więcej sprytu niż wiedzy i inteligencji, chyba zmontowali pułapkę na pana od Alika: on nie ma wyjścia, musi poprzeć Episkopat, więc wystąpić przeciw in vitro i przysporzyć sobie wielu niechętnych.
W bardzo pożądanym okresie.
Nic dziwnego, że mówił biskup Tutu, bo ubuntu pochodzi właśnie z Południowej Afryki. 🙂
Soku z passion fruit ja nawet nie muszę wrzucać do gugla, bo wiem, że on z wytwórni andsola. 😉
Jak już o in vitro, to wrzucam zapis dyskusji sejmowej:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,8551568,Debata_w_Sejmie_o_in_vitro__RELACJA_NA_ZYWO_.html?bo=1
Trzeba mieć wprawdzie dużo samozaparcia, żeby to przeczytać, ale są tam momenty bezcenne, z poezyją włącznie. 😛
Moniko, to, że prowadzi się badania nad oznakami prawdy lub kłamstwa w języku biznesu jest samo w sobie bardzo ciekawe, ale taki wyznacznik jak nadużywanie „my” nie wydaje mi się całkiem miarodajny (autorzy zresztą sami przyznają, że nie mają jeszcze „twardych” wyników). W końcu jeżeli mówi się o firmie czy o pracy jakiegoś zespołu, trudno jak Gombrowicz cały czas powtarzać ja, ja, ja. 😉 A bywają też ludzie po prostu niepewni siebie, którzy zawsze wolą schować się za my, nawet jak mówią prawdę, albo też ludzie o autentycznym duchu zespołowym, widzący się przede wszystkim jako część wspólnoty.
To już prędzej za kłamców byłbym skłonny uznać tych, którzy nie odpowiada na pytania wprost i zasłaniają się autorytetem. Tylko że ci strasznie niepewni siebie też mogą mieć taką tendencję.
Może niech ci badacze pobadają jeszcze dłużej i dokładniej, co i tak mają w planie, a ja poczekam na ostateczne wyniki. 🙂
Na ostateczne wyniki badan to i ja czekam, Bobiku, 😉 wiec sie tu chyba zgadzamy. 🙂 Niemniej to ciekawe, bo akurat szefowie wielkich firm przy wielu innych okazjach mowia raczej „ja”, a w to „my” wpadaja (wedlug badaczy, bo mialam ich okazje przeczytac i w innym miejscu) jak sprawy staja sie sliskie. Co w niczym nie podwaza Twoich obserwacji na temat roznych powodow, innych niz klamstwo, unikania ciaglego powtarzania „ja”.
A do poludniowo-afrykanskiego „ubuntu”, takze mnie bliskiego, dorzuce jeszcze buddyjskie „inter-being”, ktore jest mozliwe dzieki stworzeniu spolecznosci (sangha); a takze tradycyjne dazenie w jodze do odrzucenia nadmiernego obciazenia „I, me and mine”. 🙂
O, tak, inter-being to bardzo przyjemna rzecz, zwłaszcza w wersji intercourse. 😆
Bobiku, nie za wcześnie na takie rozmowy?
Po 19.00 to jeszcze za wcześnie? 😯
To która musi być na takie rozmowy? 😀
Przyszło w poczcie – http://www.youtube.com/watch?v=B_aI1H-YwWA
Grzegorz Kołodko – http://przeglad-socjalistyczny.pl/opinie/aziemski/480-o-spoecznej-gospodarce-rynkowej.html
Nasz andsol ma zasady: przed obiadem nie pije denaturatu, a przed dobranocka nie mowi o intercourse’ach!
Dla wybrednych, co nie lubia drinkow w kolorze denaturowym tu jest narodowy „drinek” Bermudian z mocnego ciemnego rumu z przypraw, o nazwie Gosling. Niezbedna jest Angostura bitters, z korzenia jakiejs karaibskiej rosliny.
http://en.wikipedia.org/wiki/Rum_Swizzle
Wlasnie wrocilam z pracki, zmeczona wiec adrenalina krazy i wzielam sie za przyrzadzanie po raz pierwszy w zyciu ryby w galarecie. A to nawet nie jest wigilia! Pstragi w galarecie. Kto to jeszcze robi? Rzecz jasna moja Mama, no i moze jeszcze babcia Alienor?
A tu jeszcze troche inaczej o jezyku, ktory uzyl w sadzie wyjatkowo brutalny (i dowodca najwiekszej bazy wojskowej w kanadzie), ktory min zamordowal (i torturowal oraz sfilmowal sie zabijajac i torturujac) dwie mlode kobiety mieszkajace samotnie. Wsciekla Heather Mallick tak komentuje jezyk jego skruchy wyrazonej w sadzie:
http://www.thestar.com/news/canada/article/879404
Kroliku, pstraga w galarecie robi jeszcze regularnie moj ponad 80-letni Ojciec, ale ja juz nie. Nawet nie pamietam, kiedy ostatni raz robilam… Ostanio i tak zapachnialo u nas prawie wigilijnie, ale to dzieki kaszy z grzybami.
U nas tez dzisiaj sporo sie mowi i pisze o jezyku, w zwiazku ze zwolnieniem z NPR Juana Williamsa za uwagi, wyrazone w FoxNews, gdzie tez regularnie wystepuje, ze jak widzi osobe ubrana w stroj muzulmanski, to automatycznie widzi mozliwego terroryste. No i teraz rozne osoby maja rozne zdanie, czy padl ofiara political correctness, czy tez nie.
Ale w poczatek weekendu, po wirowkowym dniu, wole raczej pomyslec o slonecznych drinkach z rumem. 🙂 I jeszcze doniesc, ze liczaca ok. 3000 lat podobizna konia niedaleko Oxfordu okazala sie – byc moze – podobizna psa, co powinno przypasc do gustu Bobikowi. 😉
http://www.bbc.co.uk/news/uk-england-oxfordshire-11531634
A tu wypowiedz Michaela Moore’a na temat jego wizji political correctness i calej ostatniej awantury na ten temat (teraz Republikanie chca calkowicie zniesc finansowanie, i tak nieduze, radia publicznego, w odwecie za zwolnienie Williamsa).
http://www.huffingtonpost.com/michael-moore/juan-williams-is-right-po_b_772766.html
Dzień dobry 🙂 Mnie by się nie chciało robić pstrąga w galarecie, bo one są takie dobre i bez niej. 😉 Ale jak się zatęskni za jakimś smakiem, to nie ma zmiłuj się – on będzie za kimś chodzić, chodzić, aż wychodzi.
Wszystko może być magdalenką – i rosół, i skumbria w tomacie, i pstrąg. A przy jesiennych depresjach szczególnie chce się zjeść coś takiego… no, o smaku bezpieczeństwa. Coś, co oznacza dom.
Ja w takich stanach czasem nawet piekę ciasto. Nawet go nie muszę jeść, bo słodycze nie stoją na czele mojej listy pokarmowej. Wystarczy, że tym ciastem pachnie i już jest jakoś bezpieczniej. 🙂
Słońce, słońce, słońce, aż się wydaje nieprawdopodobne po wczorajszym całodziennym deszczu z ołowianego nieba. Idę na pole 😆
No proszę, w Oksfordzie nareszcie wyszło szydło z worka – psy się robi w konia i nawet po 3000 lat trudno to odkręcić! 👿
A jak się przyjrzeć trochę lepszemu zdjęciu, to przecież widać wyraźnie, że nie koń, tylko chart albo wilczarz:
http://www.whitehorsechallenge.com/images/large/Uffington-white-horse.jpg
Chyba po raz pierwszy jestem tego samego zdania, co weterynarz. 😈
Do szybkiego słuchania – http://www.radiownet.pl/radio/wpis/10009/
Teraz muszę uważać, żeby mi się Williamsy nie pomyliły. 😉
Co do pułkownika W. to ja się dziwię, że Heather Mallick się dziwi. Przecież od klinicznego psychopaty nie można się było niczego innego spodziewać. Oni mają coś nie tak z mózgiem i neuronami lustrzanymi i do empatii tudzież prawdziwej skruchy po prostu nie są zdolni. Umieją odróżnić dobro od zła „na rozum”, a przynajmniej rozumieją, że to i to jest zakazane, w związku z czym mogą odpowiadać prawnie za swoje czyny, ale oczekiwanie od nich współczucia dla ofiar i ich rodzin, żalu z powodu czyjegoś cierpienia i w ogóle jakichkolwiek uczuć o charakterze empatycznym świadczy o tym, że się nie bardzo rozumie, czym jest psychopatia.
Oczywiście, zbrodnię z zimną krwią trzeba ukarać z całą surowością prawa, ale nie ma co przy tym oczekiwać, że się pogada ze ślepym o kolorach.
Redaktor W. mieści się, jak widzę, w najnowszym tryndzie, niestety globalnym, całkowitego odrzucenia political correctness. Określa się to często „nazywaniem rzeczy po imieniu”, a tak naprawdę na ogół chodzi o to, żeby nareszcie można było dać nieskrępowany wyraz fobiom, agresji, wrogości, irracjonalnej nienawiści, itd. Również lękom, to prawda. I tu nawet miałbym pewne zrozumienie. Niewyrażone lęki zbierają się pod powierzchnią życia społecznego i zaczynają je coraz bardziej zatruwać, albo wylewają się w końcu spienioną, niepowstrzymaną falą. Być może jest pewną winą przesadnie egzekwowanej PC, że nie znalazła sposobu na kanalizowanie tych lęków, możliwość wyrażania ich w cywilizowany sposób. Bo choćby Michael Moore mał 1000% racji, na irracjonalne lęki nie wpłynie racjonalnymi argumentami. Tu by się trzeba raczej zastanowić, jak społeczeństwo powinno sobie radzić z tymi lękami (zanim przekształcą się w nienawiść) nie nastając na ich wypieranie i udawanie, że „tego nie ma”, ale równocześnie nie wylewając dziecka z kąpielą, czyli nie decydując, że teraz jednym ruchem likwidujemy PC i wszystko będzie cacy.
Bo ja się jednak upieram, że political correctness ma swoje dobre strony i w dużej mierze zmieniła sposób myślenia o mniejszościach i ich pozycji w życiu społecznym. Ale nie należy jej przypisywać właściwości magicznych i liczyć na to, że sama jedna załatwi kwestię wszelkich konfliktów i napięć, więc wystarczy zadekretować PC i już nic więcej robić nie trzeba. 🙄
Upartym ku przestrodze 😉 http://wiadomosci.onet.pl/kraj/jesli-ktos-sie-uprze-to-bedzie-mial-dziecko,1,3741820,wiadomosc.html
Słuchajcie, może być groźnie i lepiej wtedy wiedzieć, dokąd wiać. 😉
http://wiadomosci.onet.pl/nauka/nadciaga-katastrofa-jeden-kraj-bezpieczny,1,3741580,wiadomosc.html
Sprytnie. Rosja duża, nie ma siły, żeby gdzieś nie padało 😎 Ale nie z nami te numery, my mamy deszcz w Cisnej 😀
My jeszcze mamy, ale następne pokolenia? Mogą nawet nie wiedzieć, kto to Prońko 🙄
Pewnie już nie wiedzą 🙄
Następne pokolenia będą miały katastrofy odziedziczone i wyprodukowane własnoręcznie. Tak jak my i ci, co byli przed nami. I pewnie kiedyś, a może za chwilę, Natura westchnie i zdmuchnie nasze domki. Jeżeli jeszcze czeka, to między innymi ze względu na Pana V. i Panią Sz. 🙂
Dopóki ta kobieta z Rijksmuseum
w namalowanej ciszy i skupieniu
mleko z dzbanka do miski
dzień po dniu przelewa,
nie zasługuje Świat
na koniec świata.
Przygnębiające to naturalne rozmnażanie specjalistów od zapłodnienia, wśród ludzi ćwiczonych przez długie lata w myśleniu o sprawach, których nikt nigdy logiką ani przyjmie ani odrzuci, bo polegają tylko i wyłącznie na wierze czyli dobrowolnym przyjęciu czegoś za aksjomat.
Gdyby wierzący w Okropny Latający Makaron twierdzili, że z ich doktryny jasno wynikają zasady fonetyki języka rumuńskiego, byłaby pełna zgoda, że przekroczyli znacznie granice, wewnątrz których mogą wypowiadać się autorytatywnie. A zagrabienie problemów moralności przez teoretyków od życia i śmierci kogoś, kto był ale nie był człowiekiem i umarł, ale nie umarł, oraz wróci tu, ale nie ma określonej na to daty, ma dokładnie tyle samo sensu. Nie wiem czy to znaczy coś o słabości logicznych podstaw moralności, o obojętności mas dla logiki czy też o niesłychanych trudnościach z usuwaniem dawnych władców (fizycznego) świata z resztek ich posiadłości.
Tak, Bobiku, to chyba swiatowy trend z ta walka z political correctness. U Moore’a podobalo mi sie, ze uchwycil dowcipnie (on ma rzeczywiscie spore poczucie, – czesto wisielczego -humoru), ze osoby walczace z cudza political correctness (w celach, ktore wymieniles), czesto uprawiaja wlasna, niekwestionowana wewnatrz swojej grupy. I na potrzeby swojej grupy, gdy zostana skonfrontowani z wrazliwoscia spoza wlasnego grona, lubia sie czynic meczennikami political correctness, tak jak teraz to czyni redaktor W. A swoja droga, to czesto czysto mechanistyczne rozumiane wymogi PC same go takze nieco osmieszyly. Mam na polce bardzo zabawne bajki dla dzieci w wersji PC. 😉
A co do oczekiwanej katastrofy, to oprocz deszczu w Cisnej moze jeszcze uratuje sie Seattle, gdzie ciagle pada, nie mowiac juz o deszczowym Albionie. 😉
Bobiku, znowu cos o psach w wiadomosciach naukowych (tym razem o szybkosci otrzasania sie z wody). 🙂
http://www.npr.org/tablet/#story/?url=/blogs/thetwo-way/2010/10/22/130758623/scientists-reveal-how-fast-dogs-must-shake-to-dry-their-fur
Nie chce mi się otworzyć ten link o otrząsaniu. 🙁 Ładuje, ładuje, ładuje… Aż w końcu tracę cierpliwość i przeskakuję na coś innego. 😳
Tak właśnie przeskoczyłem m.in. na prokuratora Chrząszcza, którego od razu pokochałem z wzajemnością, bo on kocha wszelką zwierzynę, więc mnie zapewne też, nawet jeżeli jeszcze o tym nie wie. 😀
http://wyborcza.pl/1,76842,8541149,Wyobraz_sobie__jestes_kotem.html?as=1&startsz=x
Andsolu, myślę, że z obojętnością mas dla logiki trafiłeś w dziesiątkę. Ja w każdym razie nie zauważyłem nigdzie masowych zapisów do fanklubów logiki, castingów na najlepszego logika, ani nawet reklam „u nas najświeższa logika po najtańszych cenach”. 🙄
O tak. Logika nie jest w cenie. Nie da się zarzutem o braku logiki w jakimś myśleniu podłożyć pod to myślenie dźwigni. Po prostu nie działa. Podkładasz, naciskasz … i nic 😯
🙂 jak twierdzil moj ulubiony autor;; Twierdzy;; logika jest zgubna dla rozumu. Co potwierdzam, chociaz jestem na tzw. nizinach wiedzy psychologiczno-filozoficznej :):) milej niedzieli
Czy to nie któryś z polskich polityków wypowiedział takie słynne zdanie: dajcie mi 90% poparcia, a ruszę z posad całą logikę ? 🙄
Może to zresztą nie był polityk, tylko Ojciec Derektor…
Bobik biore sprawy jak leca 🙂 nie znam slow Ojca Dyrektora ani tez nie cytuje politykow . Zawsze bylam przeciwna czemus co wszyscy uwazali za logiczne. Jednakowoz 🙂 z latami jestem coraz mniej przeciw a takze coraz mniej za 🙂 papa:)
Dobry ten Moore, rzeczy sedno…
Po sloneczne dni zapraszam na kanadyjskie prerie i do Ontario: Calgary ma przecietnie 333 sloneczne w roku, podobnie miasta w Saskaczewan i Manitobie, Toronto ma 303. Natomiast Seattle ma ich podobno tylko 58! Vancouver pewnie podobnie. Trzeba tylko sie zdecydowac czy sie woli ciagle zachmurzenie i deszcz lub mzawke, ale temperatury powyzej zera, czy piekne slonce i minus 20 stopni przez 5 miesiecy w roku. Ja jeszcze wciaz nie moge wybrac.
no krolik ! Zimno, zimno. To moze lepiej gdzies z cykadami nad Morzem Srodziemnym ehhh 🙂
Ja wolę Toskanię albo Attykę. 😆
Widzę, że Łajza też woli ciepło. 😀
Tak, ale lipiec i sierpien w cieplych krajach sa nie do wyrobienia. Zreszta nie wiem, andsol mieszka w cieplym kraju, moze sie wypowie czy sa jakies tego minusy, czy wrecz przeciwnie, same plusy dodatnie.
W moich okolicach plusów dodatnich w lipcu sierpniu jest znacznie za mało, boć to środek zimy. Ale w styczniu jest lekki nadmiar. Dochodzi do 40°C – i co gorsza nad wyspą Świętej Katarzyny, czyli nad Floripą jest zepsuta sama z siebie warstwa ozonu, czyli niepoinformowany turysta, co kremem ochronnym nr 30 nie wysmaruje się, za raka już wieczorem może robić.
Taka Cuiabá, w stanie Mato Grosso, często miewa okolice 45°C i dziwne, że to się przeżywa (mówię z doświadczenia), bo nie ma wilgotności. São Paulo w parny dzień jest gorsze.
To chyba zależy, co dla kogo. 😉 Dla mnie za ciepło zawsze jakoś tam jest do wyrobienia, a za zimno z najwyższym trudem albo wcale. Ale są u mnie w domu w domu tacy, którzy mają dokładnie odwrotnie i w związku z tym ja podkręcam ogrzewanie, oni przykręcają, ja podkręcam, oni przykręcają, ja podkręcam… 🙄
andsolu, a czy jest jakies umiarkowanie cieple, suche i piekne miejsce w Brazylii? Bez plusow dodatnich powyzej 30 C?
Bobiku, jak sie otrzasajace sie psy nie otwieraja, to moze juz zemsta dopadla nieszczesne NPR za zwolnienie redaktora W., przynajmniej poza granicami Stanow? 🙄 Choc raczej podejrzewam, ze podeslalam to nie z tego co trzeba urzadzenia, wiec podsylam jeszcze raz, z ciepla mysla o prokuratorze Chrzaszczu. 🙂
http://www.npr.org/blogs/thetwo-way/2010/10/22/130758623/scientists-reveal-how-fast-dogs-must-shake-to-dry-their-fur
A u nas slonca jest tak pol na pol pomiedzy preriami i Seattle – wszystko zalezy skad wiatr wieje. I gorace letnie dni tez niestety czesto, choc nie zawsze, sa wilgotne. (Podobnie jak andsol chetniej wezme wyzsze temperatury w miare suche, niz nizsze, acz jeszcze bardzo gorace, i wilgotne. Przykrecanie i dokrecanie ogrzewania tez wydalo mi sie jakos dziwnie znajome. 😉 )
Praktyczna strona tych badań, Bobiku, w tym, że jak będziesz stary i mokry, naukowo opracowana wytrzęsarka tak Cię wytrzęsie, że się poczujesz jak młody szczeniak.
królik: ciepłe, suche i piękne miejsce w Brazylii? A nie da się tu nic odnegocjować? Przynajmniej okresowo?
Najłatwiej to z pięknym. Kładziesz palec na mapie i przypuszczalnie trafiłaś. Suche? Płaskowyż Brasílii, może trochę przesadnie, często wilgotność relatywna spada poniżej 20%. Ale w styczniu leje. Dlatego nie zrobiono tam Disneylandu. A 20 km od rozrośniętej Fortalezy (stan Ceará) jest powiat Mucuripe, sucho i nieprzesadnie gorąco, choć to prawie równik (no, z 5°), bo górka. Albo Piri-piri, drugie największe miasto stanu Piauí (eksportuje opale, kupcy myślą, że to z Australii), sucho, ale bida ciągle piszczy, a to nieprzyjemny dźwięk.
Gdziekolwiek powyżej zwrotnika Koziorożca nie bywa bardzo zimno, ale to jest pojęcie relatywne. Gdy w Rio de Janeiro pojawią sie dni z 13°C, to cariocas trzęsą się i wyciągają futra. Tu, Floripa, ogólniej, nad oceanem, okropne zimno znaczy koło 7°C, ale 50 km w interior, czyli na zachód, może to zjechać do okolic zera.
Ja jestem łatwa roślinka, rosnę gdzie mnie posadzą. O ile jest słońce, a śnieg tylko w tv.
Ja bym jednak nastawał na dodanie czynnika łatwości współżycia z ludźmi, integrowania się. Więc najtrudniej jest w małych starych osadach (Finowie, Polacy, Ukraińcy), zupełnie zła jest integracja z Włochami czy Niemcami z południa Brazylii, zaskakująco łatwiejsza z Japończykami czy Arabami. A z innymi nacjami, albo z mieszanką stanów (Dystrykt Federalny, Rondonia), to lekuchno.
Trafiłam na coś takiego: http://politykier.pl/kat,1025795,wid,12714100,wiadomosc.html
Andsol jestes nieoceniony, dzieki.
Ja tez jestem jak ta roslinka, tyle, ze moge rosnac tez w sniegu. Integruje sie bezproblemowo. Chodzi w koncu o pare miesiecy w roku.
Brazylia ma ostatnio bardzo dobre notowania, spaniala kulture i pewnie wkrotce nawet kobiete prezydenta co stawia ja na mojej liscie ulubionych krajow. (Nie chce tracic seksizmem, ale jeszcze nie widzialam kobiety prezydenta zaczynajacej inwazyjne wojny, domagajacej sie wiekszej armii i wiecej broni atomowej, nie znajacej geografii, budujacej sobie zlote palace, rozmawiajacej z ministrem obrony w trakcie oralnego seksu ze stazysta itd).
Moi brytyjscy przyjaciele chwala sobie bardzo wakacje w Salvador de Bahia. Czy to jest superatrakcyjne miejsce?
O Dilmie, krolik, pisałem parokrotnie, dziś też – choć to nie tyle o niej co o walce wyborczej. W moich wpisach opowiadam się za nią, ale staram się wyhamowywać niechęć do jej przeciwnika i jego otoczenia, może czytają mnie ludzie potrzebujący informacji, a nie opinii. Ale tu dodam, że porównanie życiorysów Serra – Dilma mówi jak bardzo to inne światy. W jego wyborczych programach częste są wycieczki przeciw niej, że jest nikim, że kto o niej słyszał i co ona zrobiła – ale powiem, że jeśli przeżyła parę lat w więzieniu dyktatury, nie były jej oszczędzone tortury, słyszy teraz takie absurdalne oskarżenia i ani słówkiem na to nie odpowie, to kobieta pokazuje klasę swego charakteru. Wydaje mi się, że zrobi sporą rewolucję w kwestii rozdziału ministerstw, to nie jest ktoś, kto przystaje na drobne handelki. Myślę, że przygotowanie teoretyczne ma lepsze niż Lula, a że miała za sobą przejścia w miejskiej partyzantce i z walki zbrojnej zna prawie wszystkich ważnych z owego okresu, nie ma złudzeń co do nich i nie ma żadnych moralnych zadłużeń. Oby tylko ten jej rak tarczycy nie wrócił.
Zrobić będzie mogła o wiele więcej niż Lula także z powodu wyników wyborów stanowych i parlamentarnych. Właśnie widzę, że w Dystrykcie Federalnym swobodnie wygra drugą turę człowiek z jej partii. W sześciu innych stanach jej koligacja też chyba zwycięży – oprócz dziewięciu, w których już wygrała. To nie da miażdżącej przewagi – i dobrze, bo prawica pod kontrolą może wiele dobrego zrobić i przeszkadza w zachorowaniu na głupawkę – ale wystarczy, by zmienić strukturę systemu partyjnego, Konstytucję i wiele innych rzeczy, które czekają na poprawę od setek lat.
Jak to ma się do turyzmu czy pobytu w Brazylii na parę miesięcy rocznie? Nijak. Za wyjątkiem takich miejsc jak stan Espírito Santo, gdzie trudno odróżnić policję od bandytów, oraz Rio de Janeiro, gdzie dopiero ostatnio zaczyna się na poważnie zwalczać zbrodnię, a nie rozgrywać ją między władzami federalnymi, stanowymi i miejskimi, przyjezdni są dość bezpieczni – np. zrobiło się dziwnie w Ceará, bo policja tak pilnuje miasta, że bandyci nie mają tam życia i poszli sobie złoczynić w interiorze. Mimo tego Salvador nie byłby moim pierwszym wyborem. Tam stosunek do czasu, do obietnicy, do rzetelności wykonania dzieła, bardziej przypomina wnętrze Konga niż południe Europy. Rozumiem, że niemiecka dokładność (zresztą też w lekkim zaniku w Niemczech, czy mam trochę racji, Bobiku?) to przesada, ale żeby tak od razu skakać w zupełnie inną stronę… Ponadto, w takim Ilhéus (Bahia), no ślicznie, palmy, plaże, turyści – ale wszyscy kierowcy przy piwie i potem prowadzą. No więc nie trzeba wojny domowej, żeby nieco tam pomniejszać populację.
Rzeczy bardzo zależą od typu widoków, których Ci trzeba, od typu wygód, które chciałabyś dość blisko mieć… Mam wielki sentyment dla Minas Gerais – stan prawie dwa razy większy od Polski, ludności dwa razy mniej, wielkie tradycje literackie i inne, wspaniała architektura (barok i kolonialna) w mnogości małych miasteczek, jedzenie regionalne, widoki, spacery, bezpieczeństwo – ale np. takie coś jak ciepło kontaktów dużo niższe niż w Nordeste czy w zachodniej części kraju. A Goiás to wspaniali ludzie, ale klasycznej kultury tyle co złapiesz przez Internet.
Mile wspominam prawie dwa lata z Brasílii – wypaść w ładne miejsca dookoła łatwo (o ile nie jest się biedakiem), a te wszystkie ambasady tyle rzeczy udostępniają na codzień… A dwa lata w Ceará, w Fortalezie, to takie wieczne ubuntu z caipirinhą 🙂
Dwa lata ubuntu z caipirinhą nie brzmi szczególnie przerażająco. Ja mógłbym taki wyrok dostać i rewizji bym się nie domagał. 😈
Współczesna niemiecka dokładność to jest rzecz względna. Gdyby miał ją oceniać kanclerz Bismarck, to pewnie by powiedział do Kaisera Wilek, zaczynamy od nowa, ale w stosunku do cudzoziemców przyjeżdżających na roboty wciąż jeszcze wymagania są duże. 😉
Bardzo dziekuje andsol, zabieramy sie do studiowania. I zycze Dilmie zeby wygrala.
Tak jak Bobikowi, ubuntu z caipirinhą, wydaje mi sie intrygujace i pozadane.
Jeszcze zrelacjonuje, ze cala sobote podjadam pstraga w galarecie ze swieza bagietka z maslem. Coz to za przysmak! Bede to musiala jeszcze powtorzyc.
Mialam spedzic dzisiaj 3 godziny na pracy, ale przesunelam to na jutro, a jutro juz nic sie nie da przesunac, bo ma byc gotowe w poniedzialek rano. Ugh…
Spijcie dobrze. Niw wiem co tu wam zaspiewac na dobranoc. My sle ze jakies brazylijskie rytmy:
juz to kiedys zapodawalam: what’s not to love
http://www.youtube.com/watch?v=-CsA1CcA4Z8
krolik: no, powiedzmy, prawie brazylijskie 🙂 A nawet jak nie, to głos brazylijski ( ze stanu Bahia). Bo muzykę w rytmie habana skomponował Bask Sebastián Iradier w 1863 (no i proszę, u nas branka do wojska rosyjskiego, a on sobie na Kubę…)
Dzień dobry. 🙂 Mam nadzieję, że Kuba nie miał nic przeciwko temu. Bo to takie czasy były, że Trzeci Świat niekonieczne pytano o zdanie… 🙄
Cucurrucucu zawsze mnie okropnie rozrzewnia, z powodów podwójnych. Raz, że z natury duszeszczipatielnyje. A dwa, że moi Dziadkowie mieli adapter Bambino z przynależną do niego stertką demoludowych płyt, które się wtedy kupowało „bo były”, niekoniecznie według upodobań. I kilka z tych płyt to były właśnie różne standardy hiszpańskojęzyczne, najprawdopodobniej wydane przez bratniego Kubę. Szczenięciem mizernym będąc z wielkim ich słuchałem upodobaniem i jak teraz na któryś trafiam, to jest to taka moja magdalenka słuchowa. 🙂
Widzę, że wszyscy jeszcze śpią, wobec tego bez wyrzutów sumienia mogę opuścić pueblo i skoczyć do lasu, korzystając z zimnego, ale przynajmniej słonecznego dnia. Jak znajdę jakiś ładny liść, to Wam przyniosę. 🙂
dzsiaj jest cieply dzien 🙂 ciekawie napisales andsolu ale chociaz klimat przyjemny to daaalleko. A jak bede chciala wrocic bo mi sie odechce tam byc a gdzies wybuchnie wulkan i wyleje sie na morzu ropa a statki zaatakuja piraci to co ??? Jade tam gdzie mozna wrocic na piechote. ?No i z tego powodu jeszcze nie zdecydowalam sie gdzie 🙂 pa
Andsolowi do zrecenzowania 🙂 http://archiwum.polityka.pl/art/stalowa-dilma,429350.html
Rękopisy nie płoną 😈 http://archiwum.polityka.pl/art/piec-glupich-kartek,429515.html
Haneczko, Andsol tekst na stronie „Polityki” skomentował 🙂 . Zaraz znajdę.
Polecam – http://wyborcza.pl/1,76842,8543285,O_dobry_Panie_Mitteleuropa_.html
http://www.polityka.pl/swiat/ludzie/1508976,1,wybory-w-brazylii-po-luli-dilma.read
Gapam 😳 Dziękuję, Tereso 🙂
Zaraz epitety 😉 Okazuje się, że ten sam artykuł można znaleźć w dwu, a może i więcej działach, w jedym z komentarzami, w drugim – bez. Pamiętałam, że komentarze były, więc się zdumiałam, ale sprawdziłam czy nie znajdzie się innej wersji 🙂 W zasadzie Andsola zasługa, bo Jego komentarz.
To ja jeszcze podziekuje Teresie takze za smakowitego Maklowicza, przeczytanego do mojego dziwnie przedluzajacego sie niedzielnego sniadania. 🙂 Choc z jaroszostwa Hitlera nie wysnuwalabym tak daleko idacych wnioskow jak on, bo sa cale kultury cieszace sie smakiem potraw potraw bezmiesnych. W koncu curry warzywne to dobry na to dowod. 😉 Tu mi sie przypomina stwierdzenie Michaela Pollana, ze mozna jesc smacznie i zdrowo wedlug przeroznych, czesto dla nas zaskakujacych tradycji, byle tylko nie bylo to jedzenie fabryczno-chemiczne. A reszta to mieszanka tego, co komu indywidualnie pasuje i gdzie sie chowaja jego prywatne magdalenki. 😉
Na spacerze było trochę jak w dziecinnej książeczce – do lasu wchodziło się przez bramę z tęczy, a w lesie rosły śliczne czerwone grzybki z białymi kropeczkami. 😀
Okej, okej, nie zbierałem ich. 😉 Tylko jedną niewątpliwą kanię triumfalnie wydarłem z mchu i przywlokłem do domu. Zamiast liścia, bo żaden mi się szczególnie nie spodobał.
jarzebino, wcale nie kłócąc się z Tobą i rozumiejąc Twój punkt widzenia, stanowczo sprzeciwię się: Brazylia nie jest daleko! I jak Bobik niedawno podkreślił, gdy wyjdziecie z czasu letniego, odległość między nami skróci się do trzech godzin, to jak z Krakowa do Wrocławia przy złapaniu paru robót drogowych.
Tereso, bardzo-m Ci wdzięczny nie tylko za zidentyfikowanie dwóch adresów do Passenta jako tego samego artykułu i podanie haneczce lepszej linki, ale i za dopisanie tam skierowania do mojego blogowego wpisu. To jest cenne, bo odpowiadając tichy’emu na anty-Pasentowe wycieczki musiałem wdać się w komentarzach w parę szczegółów, a w takich potrawach szczegóły mają zasadnicze znaczenie.
A tak w ogóle, to jestem okropnie senny. Szkoła chłopców wymyśliła im jakieś szkolne olimpiady w Joinville, 180 km stąd. I musiałem dostarczyć ich przed szkołę, do zafretowanych autobusów, przed 6:00 am. W normalnych warunkach obudziłbym się w ostatniej chwili i zawiózł ich ubrany w piżamę, ale V. wybyła na jakiś odpowiednik ewangelickich rekolekcji (pozbycie się na krótko męża i dzieci to wielki zysk duchowy) i musiałem być mamotatą. Ale przyznaję, że chłopcy rozwijają się dobrze i nie zapomnieli ani o skarpetkach ani o wyciągnięciu od taty pieniędzy na obiad.
Jeżeli w Brazylii wstawanie o takich porach nie jest prawnie zakazane, to nie wiem, czy warto się do niej przeprowadzać. 😉
A co to są zafretowane autobusy? Ja sobie je wyobraziłem bardzo sympatycznie, pełne biegających i szperających fretek, ale obawiam się, że rzeczywistość nie całkiem odpowiada moim wyobrażeniom. 🙂
Zafretowane to pewnie polsko-portugalski odpowiednik polsko-angielskiego zabookowane.
Moniko, mnie się wydaje, że Makłowicz skrócił myślowo, a tak naprawdę chodziło mu nie tyle o bezmięsność jadłospisu Hitlera, co o jego obojętność wobec uroków jedzenia. Bo przecież w innym miejscu wygłosił niedwuznaczną pochwałę kuchni hinduskiej, która jak wiadomo nie mięsem głównie stoi. 😉 No i w ogóle cały artykuł jest pochwałą otwartości na różnorodność.
Swoją drogą, czytając kogoś takiego jak Makłowicz uświadamiam sobie, do jakiego stopnia ja sam jestem galicyjski i w ogóle CK. 🙂
Mieszkając w Nadrenii chyba mogę się nawet uważać za CK dezertera. 😆
Och, ja wiem, Bobiku, ale tez nie on pierwszy tak skraca myslowo (mozna zajrzec do skadinad bardzo przeze lubianej Delii Smith, zeby cos troche podobnie skrotowo-myslowego przeczytac, tez zreszta z przykladem Hitlera), wiec w duchu samego Maklowicza nie zaszkodzi jeszcze troche bardziej rozszerzyc nasze pole postrzegania. Bo o to, przy calym przywiazaniu do CK galicyjskosci takze mu chodzilo. 😉 Ja akurat z galicyjskoscia sie osobiscie nie moge utozsamiac z powodow geograficznych, choc ja bardzo lubie i cenie, natomiast z wielonarodowa tradycja rodzinna – jak najbardziej. I to nawet kultywowana podczas dziecinstwa w Warszawie… 🙂
A duch Krakowa przemowil przemowil do mnie nie dalej jak wczoraj na spacerze w Bostonie, bo jest taki fragment Commonwealth Avenue, ktory zupelnie sie kojarzy ze spacerem przez Planty. (Nie mowiac juz on tym, ze z Bostonem tez kojarzy sie tracenie czasu w knajpach – wystarczy obejrzec pare odcinkow „Cheers”, zeby wiedziec dlaczego.) 😉
Moniko, Andsolu,
polecam się, oczywiście 🙂
Zafrachtowane? Zaczarterowane? No dobrze, umówione.
Bobiku & Koszyczku,
spędziliśmy wspaniały jesienny weekend z wnukiem. Kacper szczególnie serdecznie pozdrawia Bobika 😆
W temacie „wytwornego towarzystwa” nie zamierzam się więcej wypowiadać.
Wszystkiego dobrego w nowym tygodniu 🙂
Merdanko dla Kacperka! 😀 Co ostatnio gotował?
W TV właśnie się zaczyna „Super Size Me”. Nareszcie będę znać nie tylko ze słyszenia i z czytania o. 😉
Ogladaj w takim razie, Bobiku, a ja Ci podsylam troche „krakowski” fragment Bostonu, z liscmi co prawda nie czerwonymi, ale mimo wszystko ladnymi. 🙂
http://www.nnnonline.org/photos/space/mall01.htm
Idzie nowe
http://www.nytimes.com/aponline/2010/10/24/world/europe/AP-EU-Slovenia-Obama-of-Piran.html?_r=1&ref=news
A tu, Alberta to taki nasz kanadyjski Texas, ale nie wiem czy w Texasie to by przeszlo:
http://www.nationalpost.com/search/index.html?q=Nenshi+calgary
Nasz pierwszy singiel, muzulmanin, burmistrz duzego miasta…
Dzień dobry 🙂 Co u Rysia? Też, jak Helenka, bez internetu?
bardziej mokro niż zimno 😐
Witam. Trochę pochmurno, ale generalnie złotojesiennie. 😆
Kacper nie miał czasu na gotowanie. Rozgrywał liczne mecze tenisa stołowego z dziadkiem. Ponadto zajął się czyszczeniem bardzo ciekawych okazów kory, które wyglądają jak rzeźby. Z wielkim poświęceniem przytargał je z lasu nad jeziorem.
Album wakacyjny, w którym są również zdjęcia z Bobikowego ogrodu, dołączył do „ulubione”. Jednym słowem zajęć i atrakcji było sporo.
Również brakuje mi Rysia, gdzie on? 🙄
Dzień dobry 🙂 Zima znowu zaskoczyła drogowców i nie zdążyli przed nocnym przymrozkiem wnieść do domu moich pelargonii. 👿 Pewnie je szlag trafił. 🙁
Mam nadzieję, że chociaż oleander ocalał. 🙄
Jotko, czy Kacperek nie mógłby wstawić tych zdjęć z V. na picasę i podać mi namiar, żebym sobie mógł pooglądać? 🙂
Ryś lubi czasem tak niespodziewanie zniknąć (podejrzewam, że wyjeżdża wtedy do Polski), ale jak dotąd zawsze się potem pojawiał. 😉
Może chce sprawdzić, czy kochamy i tęsknimy? 😆
Boston od strony Plant rzeczywiście prawie-że-krakowski, co można stwierdzić naocznie. Pewnie i od strony kawiarni, ale tu już muszę uwierzyć na słowo. 😉
Czarnoskórych radnych w Polsce jest (było?) nawet kilku – na pewno w Łodzi, w Grodzisku i jeszcze w jakimś mieście, którego nie pamiętam. Chyba był też jakiś czarnoskóry wójt albo coś w tym rodzaju, w każdym razie też lekarz, jak ten burmistrz w Słowenii. Co wprawdzie nie oznacza, że u nas w ogóle nie ma rasizmu, ale wskazuje, że nie jest on taki znowu bezwzględny. 🙂
Bobiku,
nauka obsługi picasy dopiero przed nami, sorry 🙁
Dać Kacperkowi wolną rękę, za 5 minut opanuje. 😈
Jak się wyciąga łatwe i efektowne wnioski:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8562725,Dajcie_im_plasteline___polskie_dzieci_nie_potrafia.html
Polskie pięciolatki mają niską sprawność manualną i od razu wiadomo dlaczego – wszystko przez komputer i myszkę. Gówniarzeria przed kompem siedzi, zamiast w domu i w zagrodzie pomóc, kształcąc się przy tym manualnie.
W innym miejscu tych badań stwierdzono, że gorsze wyniki miały dzieci wiejskie. Zapewne wynika to ze znanego faktu, że miejskie bachory przynajmniej jesienią da się zagonić do ręcznego zbierania kartofli, które spadły ze stoiska w supermarkecie, a wiejskie przedszkolaki w tym czasie jak grały w Counter Strike, tak grają. 👿
Ech, nie ma jak co poniektórym naukowcom. Mózgu przegrzewać nie muszą… 🙄
„Może chce sprawdzić, czy kochamy i tęsknimy?”
oczywiscie 😀 😀 😀
tylko 8°, ale slonecznie 🙂 berlin w jesiennych kolorach 😀
przekopalem szczecinskie ksiegarnie i antykwariaty (malo i kiepskie)
wydalem (wydalismy, bo rodzinnie 🙂 ) nadwyzki „piniedzy”, mamy co czytac na zapowiadana zimna zime 🙂
nawdychalem sie tez Krajowej Polityki
w berlinie tez zle skoro Pani Merkel oglosila koniec Multikulti 😮
w polsce zle i glupio, w berlinie bardzo glupio, zobaczymy co
przyniesie wiosna 😉
dla niemieckojezycznych:
http://www.faz.net/s/Rub546D91F15D9A404286667CCD54ACA9BA/Doc~E27D6DADAD9514FE7BDB2FBB72D958758~ATpl~Ecommon~Scontent.html
tu jesien:
http://lh4.ggpht.com/_rxdnqitjQpQ/THv1V-PFgwI/AAAAAAAABv0/Fg5qrZmsNVw/s800/DSC_3694.jpg
od jutra zaplikuje Wam brykanko, fikanko a teraz deser 🙂
Rys dawał do zrozumienia, że ograbi szczecińskie antykwariaty.
Czy że popełni tam finansowe samobójstwo, jakoś tak.
O kurcze, to nie łajza a zguba. A raczej odnajda.
O uwadze Bobika z 10:01: gej to nie Czarny, ale prawie. I w Kątach Wrocławskich był taki przyjezdny i się wybrał (nie pamiętam czy w Kątach to na wójta czy na prezydenta) a potem się okazało co on je. I w następnych wyborach wygrał Poprawny Polak. Ale w jeszcze następniejszych, jak sobie przypomnieli z nostalgią dobrą administrację, wrócili do geja. Ale nie za to go cenią. Czyli z daleka od szalejącego tłumu Polska potrafi być normalna.
Witaj Rysiu 🙂
Czy ktoś z Państwa zdołam odsłuchać referat Roberto Cobasa, ktory sygnalizowałam tu – https://www.blog-bobika.eu/?p=335#comment-55313 ? Mam sygnał, że nie sposób linka otworzyć, choć ja bez kłopotu, tyle że chwilę muszę poczekać.
zdołał, nie – zdołam 🙂
Alleluja i do tylu – czytac wszystko co tu powstalo, kiedy u nas trwala Ciemna Noc bez Internetu.
Witaj Mordko, steskniony za zabawa kompem i myszka. 🙂
A co do tych badan dotyczacych malych dzieci, Bobiku, to u nas takze je robiono, i o ile wiem chodzi o tzw. fine motor skills, do ktorych zbieranie ziemniakow i inne prace w polu sie nie zaliczaja. Dlatego w szkolach prywatnych, gdzie rodzice placa za lepsze wyniki, ciagle sie promuje a to robienie na drutach, a to wycinanki, i mnostwo rysunkow, i dziel z plasteliny. Moze dzieci miejskie w wiekszym procencie uczeszczaja do przedszkoli, gdzie ciagle jeszcze ceni sie lepienie z plasteliny i robienie zwierzatek z kasztanow? 😉
A ja teraz pilnie musze sobie przypomniec moje fine motor skills, i wspolnie z Matylda stworzyc kostium na Halloween. Mam nadzieje, ze nam to dobrze wplynie na synapsy… 😉
Ryś i Mordechaj w jednym dniu powróceni! 😆 Jakże los dziś łaskawy!
Gdybym miał trochę lepsze stosunki z czasem, chyba bym napisał odę z tej okazji. 😀
Moniko, mnie tam ganc pomada, czy pięciolaty kartofle zbierają, czy plastelinę gniotą. 😉 Niech im będzie i plastelina. Tak czy owak różnice motoryczne w tym wieku przypisywałbym raczej średnio większemu – co tu dużo gadać – zadbaniu dzieci miejskich. Przedszkole, rozwijające zabawki i aktywności, uwaga i czas rodziców, widzenie dziecka raczej jako inwestycji w przyszłość (co też niekoniecznie mi się podoba) niż przeszkadzajki i „niech mi się pod nogami nie pelęta”… Te numery.
Może przypisywanie wszystkiego co złe kompom zacząć jednak gdzieś tak od 10 lat w górę? 😉
Wszystkiego, co zle, Bobiku, chyba jednak nie. 😉 A ze mozna sie zastanawiac nad tym, co zyskujemy i co – byc moze – jednak tracimy, to juz inna sprawa. To jest przeciez w duchu obszczekiwania sprawy z obu stron. 😉
No, to teraz moge opowiedziec cosmy sie nacierpieli jak nas o sieci odcieto. Musielismy czytac… ksiazki! Prawdziwe papierowe! Z lapsmy je sobie wydzierali, na szczescie jedna byla calkiem gruba, to ten Bryson. Zupelnie jakbysmy byli na urlopie abo w Ameryce.
Nowy mac jest, co tu gadac, bardzo piekny, niestety ma tez powazna usterke konstrukcyjna – brakuje w nim Pajaka, albo nawet zwyklego pasjansa, ze juz o Free Cell nie wspomne. Zamiast tego jakis pinkwolony madrala umiescil w nim 👿 gre na fortepianie i na gitarze!!! No prosze ja kogo! 👿
Nie wiem jak my sobie z tym poradzimy, ale wiem czyja to wina, ze nas o tym pozalowania godnym braku nie uprzedzil.
Tymczasem probujemy odnalezc guziczek na wylaczenie angielskiego poprawiacza tekstu, bo nam czerwono przed oczyma.
Udalo sie nam powiekszyc literki, ale jak sie pozbyc tego cholernika-korektora?
I jeszcze cos. Strona czasami jakby spadala w dol i trzeba ja podciagac lapnie w gore. Czy mozna jakos ja stabilniej ustawic?
Mordko, zdrowo znoście tego maca 🙂
Wlasnie odkrylem, ze nie przeniesiono mi do maka dlugiej listy kontaktow mailowych 👿
I co ja teraz zrobie? To tak jakby notes zgubic. 👿
I te literki to trzeba za kazdym razem powiekszac! 👿
Mordko, właśnie wrócił do domu taki, co się zna lepiej ode mnie. Nakarmię go, a potem doprowadzę do telefonu. 🙂
Bless you, Pieseczku. Niech wypocznie, a ja tymczasem wyskocze naprzeciwko, na chwilke. 😈
Wyskocz z Maka, wskocz na Ubuntu. Tylko Ubuntu daje szczęście, guziczki i problemy zupełnie nieznane w innych systemach.
Naprawde???????
Co za niedowierny kot.
Zapraszam na mój Dywanik do nowej powieści fantasy 😉
zamiast wolac o pomoc na Bobika Blogu, Kocie Mordechaju, popros
Helene 🙄
duzo przyjemnosci zycze z Leopardem 🙂
teraz jeszcze przelotnie przez Kierowniczki Dywanik i do spania 🙂
Chyba się dziś muszę rozdwoić. 😯 Bo nie odmówię sobie przyjemności wzięcia udziału w powieści u Kierowniczki, ale równoczenie muszę coś uwarzyć na jutrzejszą jubileuszową imprezę u nas. 🙂
Trudno, taki los polskiego psa – robić za sosnę rozdartą. 🙄
Jutro jest jubileusz?
O, impra będzie… 😀
Nie rozumiem, dlaczego babeczki Rysia są całe 😯
Mordko, jak to nie ma Pająka? To niemożliwa niemożliwość i Kononowicz 😯
One są całe, bo my je jutro na imprze zeżremy 😉
Z naj naj chęcią 😀 Ale czemu Rysio zgrzeszył i nie zeżarł?
No jasne, na imprze muszą być babeczki, wino i śpiew. 😀
Nie ma, Haneczko. Nie ma Pajaka. Jestem w czarnej rozpaczy. 👿 :evil 👿 Chyba bede musial przycisnac Stara aby mi na wczesne urodziny kupila windowsy. Niczego innego nie chce. Chce Pajaka 👿
Bozszszsz (powtarzam za niedzalowanym zeenem),
jak ten czas leci. To jutro ile bedziemy miec lat?
Ile zechcemy, Króliku 😉
Tak czy owak wyjdzie jak dla brata. 😛
I see.
A mnie wychodzi, ze czternascie, jak sie przeliczy z psich lat na ludzkie, ale to tez zalezy od rodzaju psa… 🙂
Nie moze byc wiecej niz ma Bobik, a on jest jeszcze szczeniaczkiem.