Mżymżawka
Gdy dzień się zaczyna siąpiącą mżymżawką,
wiadomo już z góry, że pójdzie coś nie tak,
policjant obwieści „poproszę o prawko”,
lub znów o Prezesie doniesie gazeta.
Co z tego, że lepiej kiełkuje pszenica
i jakby wyraźniej zieleni się trawka?
Nie cieszy, nie bawi i – cóż – nie zachwyca
siedząca na rzęsach przebrzydła mżymżawka.
Okular zasnuty wilgotną warstewką,
w obuwiu masz wody tak gdzieś z pół karafki,
nie hukniesz znienacka ludową przyśpiewką,
boś cały rozlazły jest od tej mżymżawki.
Rzecz jedna pociesza w tym mokrym horrorze –
że wiesz chociaż, komu przypisać tę sprawkę,
że krople strząsając z fryzury, rzec możesz:
ech, diabli nadali tę całą mżymżawkę!
Za trzecim podejściem udało mi się poprawnie wymówić „przebrzydła mżymżawka”. 🙂
Nasza ostatnia mżymżawka była w wersji z przytupem. Mamy w ogrodzie zapas ca 100 litrów wody na suche dni.
Mżawki niedługo będą wspomnieniem.
Ciekawe, czy to nie jakiś wirus powoduje radykalizację kataklizmów zarówno w przyrodzie, jak i wśród ludzi.
Byłbyż taki?
A mżymżawki to jak balsam dżdżu na spragniony wody świat.
Kingo!
U mnie na Kabatach bywają mżymżawki. Chyba las połyka deszcze, od czasu do czasu 🙂
Nie mogę dojść do siebie po tym przeżyciu muzycznym:
https://twitter.com/tomwu74/status/1411620837350903810
Wokalista jest znany z indywidualnego podejścia do frazy muzycznej i niebanalnych koncepcji zmian tekstowych.
Można powiedzieć legendarnych, niektóre jego wykonania są powszechnie przywoływane.
U mnie bywają ostatnio deszcze iście monsunowe, a ostatnia mżymżawka zdarzyła nam się w okolicach Dunedin na Wyspie Południowej w Nowej Zelandii. Panuje tam iście szkocki klimat i ten drobny deszczyk w ciągu kilku godzin przemoczył nam do imentu nasz stary namiocik i dobrze nawilżył puchowe śpiwory i wszystko, co w nim było 🙁
Namiot, który przez ponad 20 lat przetrzymywał deszcze i ulewy, bywał pokryty lodem i szronem, przesiąkł tym razem jak bawełniana ścierka 🙁 Następną noc spędziliśmy sucho w domu krewnych naszego zięcia, a potem rozpoczęliśmy poszukiwania stosownego sprayu do impregnacji. Udało się go kupić po kilku dniach w sklepie sportowym w innej miejscowości. Zadziałał, a może późniejsze deszcze miały większe krople, w każdym razie już nie przemakało, ale lekki strach pozostał. Najgorsze, że takich lekkich, stabilnych i poręcznych namiotów nikt już nie robi 🙁
Wrzuciłam w końcu zdjęcia.
Parghelia, miasteczko pod Tropeą, gdzie mieszkałam: https://photos.app.goo.gl/wHPFZjAmHTtbzBcr8
Tropea: https://photos.app.goo.gl/WogyJ4cGkzRVeknA8
Reggio di Calabria, Bova Marina: https://photos.app.goo.gl/AZNeHz2xjFksqXvP6
Pizzo: https://photos.app.goo.gl/KK75H7A2LuGh4KCa9
Dwie były niemiłe niespodzianki dotyczące tego pobytu. Po pierwsze, koszmarne upały, które w prognozach pojawiły się dopiero na parę tygodni przed wyjazdem. Zwykle w końcówce czerwca jeszcze takich nie ma.
Po drugie, mimo że zapewniano nas, że to jest jeszcze czas przed sezonem (który oficjalnie zaczyna się 1 lipca) i że nie będzie tzw. animacji, to była. Hałas do północy (na szczęście byliśmy trochę dalej od basenu, ale i tak było słychać), a poza tym jeszcze z zewnątrz hałasowały klimatyzatory. Bez stopperów w uszach nie zasnęłabym.
A poza tym było miło. Kalabria jest piękna i warto ją odwiedzać.
U mnie z kolei mżymżawki dość często się ostatnio pojawiają, dlatego mi się skojarzyło przy przeglądaniu dotąd nie wykorzystanych wierszyków. Nadspodziewana mokrość tego lata sprawiła, że z ogrodu zrobiła się bujna dżungla, której pozwalam się plenić z niewielkimi tylko ograniczeniami.
Kalabria jest dzika i bardzo interesująca, ale znam ją (jak zresztą inne regiony Włoch) tylko wiosną i jesienią. Upały wtedy nie są dokuczliwe, Włosi nie mają wakacji, można wytrzymać.
Zwłaszcza jesienią morze jest wygrzane, ale miejscowi w Ligurii, a nawet Toskanii na spacer po plaży zakładają już kurtki puchowe 😉
A prognozy pogody są ostatnimi czasy bardzo trudne, bo nie dosyć, że klimat staje się coraz bardziej nieprzewidywalny, to jeszcze zwyczajnie brakuje danych do komputerowego modelowania pogody. Samoloty przed pandemią latające gęsto i regularnie przesyłały do stacji naziemnych tysiące danych ze swoich automatycznych urządzeń mierzących temperaturę, ciśnienie i wilgotność powietrza na wysokości 10-12 tys. metrów. Teraz samolotów jest znacznie mniej, a dane z satelitów i balonów meteorologicznych są niewystarczające dla dokładniejszych przewidywań.
Po raz pierwszy od prawie dwóch lat byłam dziś w kinie. Anthony Hopkins w „Ojcu” był wspaniały, do tego piękna muzyka. Słucham sobie teraz tej arii z „Poławiaczy pereł” w tym samym wykonaniu, co w tym przejmującym filmie i nawet wspomnienie rzeźby Mitoraja w ostatniej scenie da się znieść bez mdłości 🙄
Bardzo lubię A. Hopkinsa, znakomity aktor i myślę, że człowiek też.
Nie skończyłam jeszcze oglądać zdjęć Dory, ale intrygują mnie kwadratowe otwory w ścianach budynków, może Markot wie, do czego one służą i skąd się wzięły.
To są otwory po belkach średniowiecznych rusztowań. Po naszemu – maculce. Na tych belkach układano pomosty z desek i tak budowano kolejną kondygnację. Po włosku taki otwór nazywa się buca pontaia czyli dziura pomostowa.
W 600-letniej kopule katedry Santa Maria del Fiore we Florencji widocznych jest do dzisiaj 48 tych dziur, które architekt Brunelleschi kazał pozostawić na ewentualne późniejsze interwencje. Resztę zapełniono cementem.
W Polsce ślady po takich rusztowaniach ma na przykład Baszta Sandomierska na Wawelu, Baszta Słupska w Sławnie albo kościół NMP we Wrocławiu.
Do pewnej wysokości wystarczały drabiny, potem potrzebne było rusztowanie.
W takich otworach lubią się gnieździć ptaki, więc niektórzy przewodnicy opowiadają turystom legendy, że to właśnie dla nich specjalnie zostawiano te otwory w murach 😎
No właśnie też się nad tym zastanawiałam. Dzięki za wyjaśnienie 🙂
Ja też dziękuję.
Trochę szłam dobrym tropem, że zostawione do ewentualnych remontów, czy innych prac.
Zadziwiała ilość tych otworów i ich symetryczne ułożenie.
To jesteśmy trochę lepiej poinformowani. 🙂
W miarę rozwoju nowych sposobów dekorowania elewacji otwory te zaczęto wypełniać i z nastaniem renesansu zniknęły one prawie całkowicie, ale właśnie na południu Włoch zachowały się te dziury na niemal wszystkich budynkach.
20 km na północ od Lamezia Terme jest miasteczko Conflenti, gdzie można je podziwiać w całej krasie.
W Tarnobrzegu pojawiły się w kościołach bezdotykowe dozowniki wody święconej. Zakupione przez miasto, z pieniędzy podatników.
Generalnie automatyzacja w KK to chyba dobry kierunek?
Markotowi dziękuję za obszerne wyjaśnienia.
Piękne zdjęcia wrzuciła Pani Kierowniczka. Ja niemal codziennie zaglądam do moich zdjęć z Izraela. Bardzo chciałabym a boję się…
O, to już nie będzie w wodzie święconej E.coli i innych bakterii „toaletowych”? Jest postęp w higienie 😉
A propos Pizzo, to w naszych jesiennych podróżach powrotnych z Sycylii miewał tam zazwyczaj miejsce południowy popas i ostatnia kąpiel w ciepłym morzu przed noclegiem w Pompejach i resztą podróży przez chłodne i często deszczowe Apeniny.
Od czasu jak zlikwidowano pociąg sypialny zabierający samochody z Villa San Giovanni do Bolonii trzeba wkalkulować co najmniej jeden nocleg po drodze.
A „pizzo” oznacza również haracz wymuszany przez mafię w zamian za „ochronę” restauracji i sklepów.
Tam mafia nazywa się ´ndragheta 🙂
To na początku to miał być apostrof, nie przecinek.
———————
funkcjonuje tylko u ukośnym apostrofem, z prostym robi przecinek (przyp. PA)
´Ndrangheta, cosa nostra, camorra, Sacra Corona Unita… Każdy region ma swoją z mackami po całej Europie i w USA
Mafia kalabryjska uzyskuje ogromne dochody z „zagospodarowania” odpadów przemysłowych, zwłaszcza toksycznych i radioaktywnych z całej Europy, które najchętniej pod osłoną nocy i jesiennych sztormów zatapia w morzu (statki z całym ładunkiem, często obciążone cementem lub złomem marmurowym, który ma „izolować” promieniowanie) lub zakopuje na nielegalnych wysypiskach, zapełnia nimi górskie rozpadliny i kamieniołomy. Szczególnie zatrute są okolice Gioia Tauro, gdzie przywożone są statkami ścieki z innych stron, a tamtejszy port to główne centrum obrotu odpadami.
Kto wie, jakie powiązania mają importerzy śmieci do Polski i dlaczego one się tak łatwo zapalają 🙄
Omerta czyli zmowa milczenia rządzi także w Polsce.
Tradycyjne w Kalabrii jest też zatapianie starych samochodów w rzekach…
Jakiś nieduży chyba procent ludności globu szykuje reszcie apokalipsę.
Jak głupek piłujący gałąź, na której siedzi.
Burza wieczorna rozładowała upiorny upał w Warszawie.
Nareszcie jest czym oddychać, można żyć.
U nas wieczorem była burza z ulewą!
Rośliny szaleją. Spodziewam się z czterech krzaków ogórków (prowadzonych pionowo po siatce) zebrać 20 kg. Przepyszne są. 🙂
Znowu leje, jeziora występują z brzegów, a w Hiszpanii zapowiadają na jutro +45°C.
Ogórek na razie jeden, ale spory, jakoś się uchował po gradobiciu.
Jutro ma być pogodnie (?) a potem cały tydzień mniej lub bardziej deszczowy 🙁
Z dwojga złego lepszy deszcz niż susza.
A ja chyba wiem, jak Kaczyński załatwi TVN.
Błaszczak ni z gruszki, ni z pietruszki szykuje się do zakupu amerykańskich czołgów Abrams, super ciężkich (ponad 70 ton) w ilość 600 szt za miliardy, które u nas wypadają z drukarki.
Paliwożerne i niekompatybilne z europejskimi planami NATO.
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/2125693,1,superciezki-zakup-blaszczaka-nagle-potrzebujemy-czolgow-abrams.read)
Ponieważ Suski jest pewny, że zlikwidują serwis informacyjny TVN24, przyszło mi do głowy, że te czołgi będą zapłatą na likwidację.
I nie będzie potrzebna żadna ustawa.
Trzeba chyba zacząć ćwiczyć polską wersję tańca „Sirtaki”. Ja widzę (oczami wyobraźni) taki polonezo-mazurko-kujawiako-oberek. Na koniec wszyscy tańczący pomylą kroki. Ale i tak będą dumni… I te łapcie z łyka, takie prawdziwie polskie!
Kibicowałam Włochom.
Ja też. Buczący Anglicy- w trakcie grania włoskiego hymnu oraz we wszystkich akcjach, w których Włosi byli przy piłce- spowodowali, że ich „odnielubiłam”.
Mnie Angielczycy już wcześniej potężnie podpadli brexitem. A kultura ich kibiców jest dobrze znana – nie tylko krakowskim hotelarzom 😉
„Wychowanie dziewczynek do cnót niewieścich… „[**************************]
+11, deszcz, deszcz, deszcz…
Wygrana Włochów uradowała mnie bardzo, zwłaszcza po chytrym manewrze Anglików z wymianą strzelców w ostatnim momencie, kiedy już było wiadomo, że sprawę rozstrzygną rzuty karne.
Wkurzyły natomiast sentymentalne komentarze w stylu: Wygrana się Włochom należała, krajowi tak dotkniętemu pandemią, pamiętamy Bergamo etc.
Należała się, bo zwyciężyli, byli lepsi i już.
To nie nagroda pocieszenia.
@Mar-Jo
Szkoły powinny wprowadzić (jeśli jeszcze tego nie zrobiły) w ramach prac ręcznych haft na tamborku.
Niewiasta – kobieta o najniższym statusie w rodzinie.
Zdaje się, że Trybunał Kulinarny mgr Przyłębskiej właśnie jest w trakcie usuwania nas z UE!!!
Wyrok odroczony o parę dni…
Tymczasem przyzwyczajajmy się do nowego hymnu. Ostrzegam, brzmi dość awangardowo: https://www.youtube.com/watch?v=cU-pGx2OP0Q
A kiedy oni zmienili hymn?
Polexit/wypierpol u bram… Gotowa jest też wysoka na trzy metry (i górą bardzo ostra) brama pod Sejmem, od strony Górnośląskiej. Zapewne na wypadek, gdyby ktoś chciał tam protestować przeciwko rzeczonemu wypierpolowi itd. Ponure brzydactwo za (prawie) 700 tysięcy 👿
Czy to litościwy Tatar z łukiem i wrażliwym słuchem nie dopuścił do kontynuacji?
Tak mi się roi… 🙄
Niestety Tatara ze strzałą nie było, ale ewidentnie ktoś miał litość nad cudzymi uszami… tyle że stało się to trochę za późno 😀
Takich obrazów z wycieczkowcami od 1. sierpnia w Wenecji nie będzie!
Nareszcie zakaz! To był straszny widok, te statki czyniły wielkie szkody, nie tylko w fundamentach budynków.
https://www.tagesschau.de/multimedia/bilder/venedig-kreuzfahrtschiff-103~_v-gross20x9.jpg
Wracając do wspominanych cnót: we wczorajszym Szkle Kontaktowym p. Katarzyna Kasia (z wykształcenia filozof, aktualna funkcja prodziekan Wydziału Zarządzania Kulturą Wizualną Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie pilnie wyszywała w ramach rozwijania w sobie cnót niewieścich. Jak oznajmiła nasiąka tymi cnotami, w istniejącej atmosferze już poziom nasiąknięcia w jej przypadku sięgnął 30 % (jeśli dobrze zapamiętałem).
Moja siostra, nauczycielka fizyki w liceum, w wolnych chwilach haftowała również serwetki i obrusy, co moja nieletna córka, jak się niedawno okazało, interpretowała jako odreagowanie stresów zawodowych skutecznie odstraszające ją od wyboru podobnej kariery.
A my się dziwiliśmy, czemu nasze dziecko za nic nie chce wybrać studiów pedagogicznych, choć się nadaje jak mało kto 🙄
Miałyśmy z siostrą w latach młodości epizod haftowania, ale wynikający wyłącznie z chęci stworzenia czegoś estetycznego we własnym otoczeniu. Ja jeszcze ponadto trochę robiłam na drutach, ale zawsze pukałam się w czoło, kiedy mi ktoś mówił, że to uspokaja – mnie wkurzała ta jednostajność i żmudność, nawet kiedy powstawały z tego ładne rzeczy. Mam jeszcze parę swoich wyrobów…
Nawiasem mówiąc pewien mój kolega z chóru z upodobaniem haftował i szydełkował. Nie, nic z „tych rzeczy” – cishetero, dwóch dorosłych synów 🙂
Mój kolega robił na drutach i zamknięty w toalecie grywał na flecie prostym, ale miał trzy córki i żonę psychologa, która wypróbowywała na nim wszystkie swoje testy i techniki terapeutyczne 🙄
Zdycham. 34 celsjusze, ti nie na moje zdrowie.
Nie chcę cię martwić, Mar-Jo, ale nie wierzę, ze te koszmarne statki przestaną wpływać do Wenecji.
Chyba władze w Rzymie chcą to miasto zaorać, tzn. przyspieszyć nieuniknioną śmierć miasta.
W dni, kiedy przybijają te statki i weekendy, nie da przejść przez okolice San Marco. Tłum jest nieprawdopodobny.
Serce mi się ściska na widok tego, co robią temu miastu.
Myślę, Markocie, że wiele żon próbuje wywierać wpływ na swoich mężów i przerabiać wg. własnych gustów i wyobrażeń za pomocą własnych technik.
Rzecz może być oczywiście odwrotna, ale przyznaję raczej przewagę własnej płci.
Ja w PRL szyłam sobie i synowi chyba wszystkie ubrania, no i miałam maszynę dziewiarska, którą teściowa przywiozła z Włoch.
Na niej też robiłam bardzo dużo ubrań.
Unieszczęśliwiałam syna marzącego o ortalionowej kurtce, jakie mieli jego koledzy, a nie o moich wytworach, do których niektórzy zamawiali sobie prawo pierwszeństwa, kiedy pierwszy użytkownik wyrośnie.
Ja żałowałam, że nasza mama w jakimś momencie przestała szydełkować. W dzieciństwie miałyśmy z siostrą śliczne sweterki przez nią wydziergane. A siostra przechowuje jak relikwię swoją pierwszą sukieneczkę, którą mama jej zrobiła z resztek bawełny pozbieranej w Uzbekistanie. Cudo.
A w ogóle to coraz bardziej żyć się odechciewa w tym, co pisi wyrabiają. A pogoda nie pomaga…
W NRW ogromne straty po ulewach. Mam nadzieję, że u PA wszystko dobrze.
To prawda, Doro, odechciewa się żyć.
PA mieszka na wzniesieniu, więc piwnicy mu nie zaleje, nawet kiedy dobrze się powodzi. Ale w telewizji pokazywano inne miejscowości – w wersji weneckiej.
Szczęśliwie udało się na czas przykryć Ruderę, która w sobotę przez pół dnia – na szczęście przy suchej pogodzie – była pozbawiona części dachu. Okazało się bowiem ostatnio, że krokwie i deski są mocno zmurszałe i dach obwisa jak hamak, więc trzeba było mu zrobić generalny remont.
Kamień z serca, PA. 🙂
Dzięki, PA
Dobrze, że nic i nikt nie ucierpiał.
Tym nie mniej prognozy dalej są groźne, uważaj, proszę.
Właśnie patrzę na zdjęcia w telewizorze. Koszmar.
Oj, ucierpiało wielu ludzi, tylko w innych okolicach. Śmiertelnych ofiar już pond 40. Wiele małych miejscowości zrujnowanych zupełnie. Nie tylko samochody spływały z prądem – nawet całe domy.
Najgorzej mają malownicze miasteczka w dolinach wśród wzgórz, nad rzeczką po kolana. Takie rzeczki potrafiły przybrać kilkusetkrotnie i zamienić się w płynącą lawinę, zabierającą wszystko ze sobą.
Oglądałam poranne wiadomości w niemieckiej telewizji. Ponad 1000 osób uważa się za zaginione. Co przy tak ogromnej sile wody nie wróży optymistycznego zakończenia. Skutki zniszczeń odbudowywane będą chyba przez dziesięciolecia. Kontaktowałam się z rodziną mojego byłego pracodawcy w Halver (Sauerland w NRW). Mają tylko zalaną piwnicę, do miasta nie można póki co dojechać…
Przerażające relacje z tych Niemiec. Znajomi znad rzeki Wupper donoszą o nocnej ewakuacji 1500 mieszkańców z dolnej części ich miasteczka. Sami mieszkają w górnej części stromego zbocza i chyba przestali narzekać na tę uciążliwość.
Na rzece jest zapora, wezbrane wody przelewają się przez nią w sposób niekontrolowany.
Mam w żywej pamięci lipcową powódź w 1997 przeżytą w Sudetach nad potokiem, który wezbrawszy na ponad 6 metrów niósł ze sobą całe drzewa i przesuwał wielotonowe głazy, a potem zmył po drodze połowę wsi Wilkanów zanim wpadł do Nysy Kłodzkiej i wraz z nią spustoszył Kłodzko.
Dom mojej siostry stał nad samym potokiem, który spadał kaskadami do centrum Międzygórza położonego o 100 m niżej.
Przybyliśmy w niedzielę późnym wieczorem, w ulewnym deszczu, który zakończył falę upałów i który (o czym nie wiedzieliśmy) zabierał za nami połowę drogi dojazdowej do naszego celu.
Padało do wtorku, rzęsisty deszcz przeradzający się w kolejne oberwania chmury i spływający spadzistymi zboczami do dna gębokiej i wąskiej doliny.
Nigdy nie zapomnę tego uczucia paraliżu i ściśniętego żołądka, kiedy przez dwie doby prawie bez snu, nierozpakowani, w potwornej ulewie patrzeliśmy przez okno w górę potoku i na łąkę, po której jak wskazówki zegara przesuwały się powalone na brzegu świerki trafiane niesionymi przez rzekę pniami innych drzew. Jeden wielki świerk stał na skale nad wodą i chwiejąc się opierał kolejnym uderzeniom. Gdyby runął, to prosto do kominka w domu – żartowaliśmy sobie wisielczo.
Zastanawialiśmy się, co ze sobą zabrać (dokumenty!), gdy będziemy uciekać do lasu na zboczu po drugiej stronie ulicy, innych dróg ewakuacji nie było.
Kiedy przestało padać i nadmiar wody spłynął, nie było już prądu ani żadnej łączności ze światem. Kiedy po 5 dniach prąd przywrócono, mogliśmy oglądać w telewizji, co dzieje się we Wrocławiu i w dalszym biegu Odry.
Jak tylko wody opadły i nastała piękna pogoda, zabraliśmy się za porządkowanie „naszego” brzegu potoku, gdzie piętrzyły się połamane drzewa, rumosz skalny i gałęzie. Z plątaniny gałązek, ziemi i traw tkwiących między konarami i pniami wydobywaliśmy cytryny i paczki (roz)mrożonego mielonego mięsa oraz koks z zasobów położonego wyżej domu wczasowego, przez którego piwnice przepłynął dziki potok (normalnie cieniutki strumyczek) ze zbocza, na które zamierzaliśmy uciekać.
Właściciele powiadomieni o znalezisku nie chcieli ich z powrotem.
W pewnym momencie, kiedy tak wyciągałam te mokre trawy i splątane chaszcze, coś zatrzepotało mi w rękach – żywy pstrąg! Potem kolejne! W sumie było ich chyba z tuzin. Dwa dni po opadnięciu wody! Wszystkie zostały wypuszczone do wody, nie wyobrażam sobie, by ktoś miał sumienie odebrać im życie po przetrzymaniu takiej katastrofy.
To była owa słynna Powódź Tysiąclecia, ale wtedy jeszcze o tym nie wiedzieliśmy. Byliśmy zajęci uprzątaniem szkód i opędzaniem się od turystów (dom stoi przy popularnym szlaku) i gapiów, którzy niebawem ruszyli oglądać cudze nieszczęście, ale nikt nie garnął się z pomocą.
Kiedy dla upamiętnienia niewiarygodnie wysokiego poziomu wody, do którego wezbrał nasz potok, ustawiliśmy w ogrodzie symboliczny krzyż z przyniesionych przez wodę pięknych pni świerkowych (leżały odarte z kory i oszlifowane przez powódź, skrzyżowane jakby na znak) mój szwagier się zdenerwował, że nie chce żadnych symboli religijnych, chociaż wcale nie mieliśmy takich skojarzeń. Przyznaliśmy mu rację i zaproponowaliśmy, by go usunął, ale po chwili stwierdził, że jest na pewno solidnie po szwajcarsku umocowany, co było prawdą, i niech tak zostanie.
Na poprzecznym ramieniu wyryliśmy datę 7. 7. 1997.
Stoi chyba do dziś, ale po niesłychanie śnieżnej zimie 2005/2006 rodzina sprzedała ten dom i przeniosła się w bardziej cywilizowane okolice.
Kiedy w parę dni po ustawieniu krzyża poszła plotka, że w tym miejscu ktoś zginął, początkowo prostowaliśmy, ale niebawem daliśmy spokój 🙄
A nasze 8-letnie dziecko oświadczyło nam potem: To były najpiękniejsze wakacje w moim życiu 😎
Gdyby komuś było za gorąco, wspomnienie tamtej zimy
To był dopiero początek. Od listopada do kwietnia śniegu tylko przybywało, w końcu straż pożarna musiała usuwać dwumetrowe warstwy z dachów…
Gdzie te niegdysiejsze śniegi, Markocie?
Człowiek wiedział, że idzie zima i trzeba wyciągać łyżwy i sanki.
Może za mrozami nie tęsknię, ale umiarkowane temperatury i śnieg, to pożądany stan w tym okresie.
Nie myślałam też wtedy ze zgrozą, że zaraz solankowa breja zniszczy mi doszczętnie buty.
Każdy dozorca miał obowiązek odśnieżać i co najwyżej chyba piaskiem posypywano, jeżeli nie dawano rady usunąć śniegu.
A na podwórkach trawniki zamieniano w lodowiska.
Tak przynajmniej było na Pradze II, gdzie mieszkałam.
Nie tęsknię w ten sposób do PRL-u, tylko do młodości i bardziej przewidywalnej pogody.
Zrobiłam sobie skan stóp 3D. Prawdopodobnie będą za czas jakiś ograniczenia w handlu „analogowym”. A jakieś obuwie od czasu do czasu trzeba kupić. Będę to robić na eobuwie.
Odrabiam chórowe zaległości (przy zamkniętych oknach). 🙂
Wczoraj katowałam „If ye love me” (Thomas Tallis). Może te opusy uratują moją psychikę…
Rozmiar obuwia to jest rzecz baaardzo umowna i obawiam się, ze i 3D nie pomoże.
Ale śpiew jak najbardziej. 😀
A czym w Polszcze zajmuje się policja oprócz pilnowania Kaczyńskiego i jego obejścia:
skonfiskowała grafikę z wrocławskiej pizzerii, obrażała wiadome uczucia
@Mar-Jo: opusy są zbawienne dla psychiki, ja trenuje kilka etiudek Fernando Sora z opusu 35 (gitara klasyczna) oraz uczę się nr. 1 z opusu 6 co wpływa leczniczo na psychikę.
Mój mąż kupił niedawno (za spore pieniądze) bardzo dobrą gitarę klasyczną. Teraz ma dwie. Ale tylko ta wcześniejsza będzie zabierana w ewentualne plenery. Ćwiczy codziennie. Jest samoukiem, ale naprawdę gra dobrze. Klasykę też.
Wnuk w przyszłym miesiącu skończy 3 lata. Ktoś zgadnie, jaki prezent dostanie? Na własne życzenie. 🙂
Jakiś mały instrument muzyczny.
Może mandolinę?
I już 3 lata?! 🙂
Dora:
„zawsze pukałam się w czoło, kiedy mi ktoś mówił, że to uspokaja – mnie wkurzała ta jednostajność i żmudność, nawet kiedy powstawały z tego ładne rzeczy.”
Prawdaż. Jeśli to ma być oczko w lewo, oczko w prawo, ewentualnie paski albo coś, to jest nudne jak jasna cholera. Ale można to sobie urozmaicić 😉
Zwłaszcza, kiedy się w tym widzi karierę zawodową, że tak powiem.
https://photos.app.goo.gl/lSoyZF3AZ7jqZSVZ2
Ale ciężka to kariera, kiedy chce się być wszystkim – zaprojektować i wykonać, bo opis wykonania jest trudniejszy od wykonania. Zosia Samosia się nie sprawdza, a na koniec rączki padają od wymachiwania drutami. Dosłownie. Mój idol Kaffe Fasset tym się nie parał, tylko dla kamer występował jako robiący na drutach. Miał świetne pomysły oraz całą stajnię ludzi, którzy wykonywali to, co zaprojektował. I chwała mu za to, że spopularyzował tak banalną rzecz, jak robienie na drutach. Nie musi być banalnie, może być ciekawie, ale do tego potrzeba czasu i zacięcia. To mało kto docenia. Swego czasu bywałam na targach, gdzie każdy rzemieślnik wystawiał swoje… Usłyszałam od pewnego pana – co?! 180$ za sweter?!
Odpowiedziałam – przepraszam, ale to nie Woolco… To był ten sweter. Ile się napracowałam nad tym, żeby to rozrysować na wzór, żeby… i tak dalej, ten tylko się dowie, co zna te ścieżki.
https://photos.app.goo.gl/KMJ9htKFf7BV4tgR8
No, ale Twoje dzieła, Alicjo, to wyższa szkoła jazdy 🙂
Niesamowite, Alicjo!
@Mar-Jo: dobra gitara klasyczna – nie zbudowana w fabryce a indywidualnie przez dobregolutnika – a różnica w walorach dźwiękowych bywa zasadnicza – kosztuje „na świecie” bezpośrednio w warsztacie jakoś od ok. 2000 Euro jeśli kupowane od lutnika bo w sklepie ca 2 razy więcej. Ja swoje obecne mam zbudowane w malutkim warsztacie w Berga na północ od Barcelony. Nie daj Boże kupować w PL, i to jeszcze w sklepie. Jeśli sobie życzysz chętnie służę kontaktami etc. Nigdy nie zabierałem instrumentu w plener gram tylko w domu, mam też dwie gitary (tylko klasyczne) na wypadek gdyby któraś wymagała wizyty u lutnika, właśnie będę zamawiał kolejną od tego samego lutnika.
Bez fałszywej skromności przyznam, że i owszem, ale finansowo wyszłam na tym właśnie tak, jak ten pan, co to za byle sweter zażądałam sobie… a po prawdzie powinnam policzyć wiele więcej, bo nie dość, że sam pomysł i tak dalej, to jeszcze fakt, że to jedyne i niepowtarzalne.
Zrobić coś takiego to jest jak namalować obraz, dosłownie – ale fałszerzy nie ma 😉
Z innej beczki – tak bardzo mi się chce do Polski, podwójnie zaszczepieni jesteśmy, a sytuacja jest jaka jest – zmienia się z tygodnia na tydzień. Ostatnie prawie dwa lata mamy wszyscy w plecy, niestety. Dał nam popalić ten covid 👿
Pozdrowienia dla Koszyczka. I oby covid szczezł! Chociaż wiadomo uczonym, że niestety, zostanie z nami.Nic to – damy radę!
Trzeba się przyzwyczaić 🙁
Ta gitara mężowa nie jest kupiona w sklepie. Ja na wszelki wypadek nie poproszę o namiary na lutnika z Berga. Okazało się, że czeka nas samodzielne odkopywanie domu do fundamentu, izolacja i docieplenie ścian piwnicznych. To będzie pewnie równowartość ze 3 gitar spod Barcelony. 🙂
Wnuk na urodziny ma dostać skrzypce 1/16.
Straszne, to co zrobiły powodzie w Niemczech i Belgii.
A burze i ulewy dalej trwają.
mt7,
Natura wyraża sprzeciw przeciw temu, co z nią zrobiliśmy. Ja czuję się współwinna, chociażby dlatego, że od czasu do czasu latam tu i tam.
ależ oczywiście znakomicie rozumiem sprawy priorytetów. Jeśli zaś o sprawy gitarowe chodzi to bardzo polecam międzynarodowe forum prof. Jean Francois Delcampa
https://www.classicalguitardelcamp.com/
https://www.youtube.com/watch?v=_T_oCsGXsiA
🙂
Wnuk mojej siostry też dostał od cioci-babci (czyli mnie) skrzypeczki. Bardzo szpanował nimi na kinderbalu. Co będzie dalej – zobaczymy 🙂
„Dobre ludzie” podrzuciły wieczorem wiaderko wiśni. Mam zerwaną czarną porzeczkę, ogórki – i doszły wiśnie. Nie wiem , w co ręce włożyć…
Najpierw wiśnie — bo najszybciej sok puszczają. Ogórki mogą poczekać…
Wiśnie – po pierwszym zagotowaniu; czarna porzeczka już w słoikach; za ogórki wezmę się po obiedzie. A obiad dzisiaj z KFC… 🙂
😀 uśmiecham się do wnuków, babć i skrzypeczek.
Czarną porzeczkę nastawić na pyszne wino.
Wiśnie wedle uznania, a ogórki mi szkodzą, więc nie będę się wypowiadać.
Mt7,
z tym winem z czarnej porzeczki racja – znakomity aromat! Byle tylko nie wyszło tak:
https://i.imgur.com/KJbanCJ.gifv
Tyle dobra poszło na zmarnowanie 🙁
p.s.To filmik z sycylijskiej winiarni, gdzie doszło do przebicia cysterny z winem.
Alicji, jest nowy wpis.🙂