Nasza klasa
Wstaje klasa polityczna, oczęta przeciera:
coś w tym kraju nadwiślańskim nudno jak cholera!
Trzeba myśli kreatywnych uruchomić wyciek,
by wyborcom ukochanym czymś ubarwić życie.
A wiadomo, co ucieszy kobitę i chłopa –
nie ustawy czy programy, lecz medialna szopa,
nie dobrobyt albo niezłe na przyszłość widoki,
tylko brednie i obelgi, puste słowotoki,
zarzucanie, oskarżanie, wdeptywanie w bagno…
Jasna sprawa, że rodacy tego właśnie pragną.
Gdy staruszka się nawinie lub staruszek który,
zawsze krzyża z mgłą pożąda, nie emerytury,
takoż i z przedsiębiorcami oczywista gadka,
wolą słuchać o zamachach niźli o podatkach,
z tymi, którzy do pierwszego dociągają z trudem,
o budżecie czy zasiłkach mówić psu na budę
bo natychmiast zniesmaczeni zaczynają sarkać:
honor tylko ważny, głupcze, a nie gospodarka.
Pasażerów mnogie rzesze, w zmartwień innych braku,
do ministra od transportu piszą „więcej MAK-u!”,
pacjent się z boleści łoża zrywa, nagle żwawy,
wyleczony tym, że umarł godnie ktoś dla Sprawy,
bezrobotne panie domu, gdy już kurze wytrą,
proszą by im opowiedzieć bajkę o in vitro,
od rolników kornych błagań chór się niesie gromki,
by im dalej byt poprawiał ten cały Potiomkin
i w ogóle, od mazurskich jezior do Sudetów,
naród chciałby bicia piany, nie żadnych konkretów.
Więc się biedzi nasza klasa od samego świtu,
patrząc, jak tu dostosować podaż do popytu,
lecz wyborca to niewdzięcznik… Nagle coś go trafia,
i zaczyna – że idioci, że nieroby, mafia,
że to całe polityczne chrzani sado-maso
i chce jakiejś innej klasy… Byle była z klasą.
brykam 🙂
lisek niedziela (8:45), wiem lisku. Moja wina ze szybko i czesto
lakoniczne uwagi w bobikowo wrzucam i zapominam ze wielowatkowo rozmawiamy 😳
liska historia (o goscinnosci 🙂 ) krzepiaca
chetnie tez zobaczylbym historyjke komiksowa jak to lisek i holender „licytuja” sie z ludnoscia tubylcza
lekka zwiewna kreska Sempé, dowcip Goscinny 😐 🙂
brykam fikam 😀
A u dzisiejszego Urbana czytam, ze wykopki to nasza specjalnosc i Katynskie groby tez rozszabrowalismy 🙁
Fuj!
Dzień dobry 🙂 Spróbowałem zrobić kolam na cztery łapy, ale coś mi nieszczególnie wyszedł. 😳 Albo to wrodzone beztalencie do robótek zręcznych, albo jeszcze nie całkiem obudzony byłem. 😉
Od Heleny ni widu, ni słychu, ni dudu. 🙁 Dość już tym zmartwiony jestem.
Wróciłam po krótkich, ale bardzo wyczerpujących wojażach.
Zmenczonam bardzo 🙁
Dwie bardzo przyjemne wiadomości z Krakowa. Jedna to ta, że mongolska rodzina jednak może zostać. 🙂
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,9063302,Mongolska_rodzina_juz_tolerowana__Wraca_do_Krakowa.html
Powiem Wam na ucho, że w Niemczech znaczne trudniej byłoby taką akcję obrończą skutecznie (i tak szybko) przeprowadzić. Tutaj przepis to przepis, papier to papier i jednostka administracyjna, która wydała decyzję na takich a takich podstawach, trzyma się jej zębami i pazurami. W mojej mieścinie było kilka prób takiej społecznej obrony rodzin azylanckich i wszystkie skończyły się, niestety, deportacją. 🙁
A druga radosna wiadomość z Krakowa to ta, że w lenistwie jesteśmy najlepsi. 😆
http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,35798,9063299,Krakowianie_to_lenie__I_tak_dostana_podwyzke_.html
A to ja dla równowagi dwie wiadomości z Poznania.
Pierwszy tytuł, smutno brzmi Mądra przegrała w Poznaniu. A tutaj tylko chodzi o wynik meczu koszykówki (Zespołowi gości w odniesieniu zwycięstwa nie pomogła legenda poznańskiej koszykówki, 44-letnia Ilona Mądra, która wznowiła karierę zawodniczą po półtorarocznej przerwie.).
A druga wieść też niewesoła. Niejaki Stokłosa Henryk, zwany niekiedy oskarżonym Henrykiem S. wygrał uzupełniające wybory do senatu w województwie pilskim. Frekwencja wyborcza około 6% (słownie sześć).
To oskarżonego Henryka S. nie stać już na to, żeby sobie kupić chociaż z 10% frekwencji? 🙄
Bobiczku, wygląda na to, że Krakusy są najlepsze nie tylko w lenistwie, ale i w braku poczucia humoru 🙁
http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/krakow/krakowska-awantura-o-hejnaliste-na-kacu,1,4165791,region-wiadomosc.html
A na cholerę miał szastac kasą, skoro 6% chwatit? 🙄
Wiwat Obywatele! Cieszcie się media! 👿
Widocznie są dwa gatunki Krakusów, Pani Kierowniczko. 😉
Jotko, teraz już chyba rozumiem, czemu się nigdy nie dorobiłem. Najwyraźniej nie potrafiłem sobie przyswoić zasady minimalnego wkładu inwestycyjnego. 🙁
krakowski targ i krakowska sucha 😎
A, to chyba źle policzyłem. Jest jeszcze trzeci gatunek. 😆
Trzy razy „tak” i jedno „ale” do artykułu ze Studia Opinii:
http://alfaomega.webnode.com/products/andrzej-lubowski-demokracja-i-co-dalej-/
Tak – dla opinii, że mimo zmniejszenia świata wciąż jeszcze za mało o sobie nawzajem wiemy, że pojęcie „demokracja” zawsze ma jakiś kulturowy garb i nie ma co oczekiwać jednakowego rozumienia go przez wszystkich i że o przyszłym kształcie Egiptu nie będzie decydować kairska kawiarnia. Ale…
Kiedy czytam zdanie „refleksja ta naszła mnie czytając komentarze na temat wydarzeń w Egipcie” zęby same zaczynają mi zgrzytać. Czy autor nie widzi, nie czuje, że to jest konstrukcja „idąc do szkoły uciekła mi czapka”?
Skutek tego i podobnych numerów jest taki, że zgrzytanie zagłusza mi moje własne myśli na temat meritum. A szkoda, nie tylko w tym przypadku. 🙁
Small Is Beautiful – pomyslal pan S. (czy jak kto woli Pan Stoklosa)
i trzeba przyznac ze osiagniecie celu tak malym nakladem powinno wzbudzic podziw
politycy patrzcie i nasladujcie 🙄
nudze? odbieram apetyt? przykro, ale……
http://taz.de/1/zukunft/schwerpunkt-schoene-neue-welt/artikel/1/darfs-ein-bisschen-vegetarisch-sein/
http://www.youtube.com/watch?v=-HGfFyqJMrk&feature=player_embedded
Kair trwa, kobiety wyszly na ulice, a znamy cierpliwosc kobiet w dazeniu do celu, Mubarak jest wiec przeszloscia, jaka bedzie przyszlosc pokolenia rewolucji opartej na Twitter, Facebook, organizujacych sie bez „organizacji”, pokolenia internetu?
o!!! Tereso 🙂 to sie minelismy 😀
Jeden dzień bez mięsa wzbudza taki opór? 😯
Jakem pies, tak mniej więcej co drugi dzień jadam wegetariańsko. I wcale nie ideologicznie, tylko – no, dobra, wyszczekam głośno tę psią herezję – dlatego, że to też dobre. 😳
Ale teraz sobie uświadomiłem, że kiedy podczas jakichś konferencji czy innych spędów zamawiałem w kantynach dania wegetariańskie (często jest kilka dań do wyboru), to zwykle były one ohydne. Zrobione bez pojęcia, źle przyprawione, niezachęcające wizualnie… Więc może tu trzeba zacząć? Zamiast namawiać obywateli do ideologicznej rezygnacji z mięsa, po prostu zaproponować im smaczną alternatywę? 💡
Przepraszam, Bobiku, może nie w pełni obudziłem się, a może to dziedziczne zaćmienie, ale nie zrozumiałem czemu wyznanie autora gdzie czy kiedy refleksje go opadają miało takie dla Ciebie znaczenie. Oczywiście, gdyby wypadło z tekstu, treściowo by go nie zubożyło, ale może on odnotowuje wszystko, ile zjadł, o której godzinie dał ubogiemu jałmużnę…
Poczekaj, Rysiu, Babilas pisze, że 6% to frekwencja! Może oskarżony S. zadbał o wszystkich rzeczywistych wyborców (6% mogącej na oskarżonego S. głosować populacji)?
Bobiku,
pierwszy krok zrobiony, zasada odkryta. Teraz tylko parę następnych i … witaj fortuno 😆
http://wyborcza.pl/1,76498,9057403,Rewolta_zranionej_pamieci.html?as=1&startsz=x#ixzz1dgdk8ch6
Iii, andsolu, sam fakt, że ludzie reflektują, już od dawna nie wzbudza moich namiętności. Ja też nieraz reflektuję na suchą krakowską i to z kolei zwykle nie wzrusza ludzi, więc jak Kuba psowi… 😉 Natomiast wciąż jeszcze do głębi trzewi potrafi mnie poruszyć znęcanie się nad gramatyką. 👿 I w tej sprawie warknąłem.
A ponieważ Studio Opinii ma ambicje bycia nie blogowiskiem, tylko profesjonalnie redagowaną gazetą internetową, to uważam, że dla ich dobra należy im czasem takie potknięcia krytycznie obszczekać. 🙂 Autorom różne kiksy się zdarzają i to jeszcze nie jest katastrofa, ale jeżeli gdzieś w okolicy jest redaktor, to jego psim obowiązkiem jest takie rzeczy wyłapać i poprawić.
Idzie wiosna, idzie nam…. 😀
Wróciłam z obchodu ogródka. Jest pierwszy przebiśnieg!!!
Przeczytałem zlinkowanego przez Teresę Domosławskiego bardzo emocjonalnie, bo poprzez moich klientów z Trzeciego Świata jestem bardzo na kolonializm i postkolonializm uwrażliwiony. Choć i tak jeszcze za mało o tym wiem, bo np. rozmiary okropieństw popełnianych przez Anglików w Indiach uświadomiła mi Monika dopiero niedawno. Lepiej znałem angielskie czy niemieckie okropieństwa z Afryki, albo francuskie z Algierii i Indochin. I zgadzam się oczywiście z tym, że bogata Północ (zwana również Zachodem) nieraz grzeszy straszliwą arogancją, nie próbując zrozumieć skierowanych przeciwko niej resentymentów i uważając swój model polityczny, gospodarczy, kulturowy, etc. za jedyny słuszny. A równocześnie, kiedy sobie pomyślę o modelu państwa opartym na prawie islamskim, z karą chłosty, kamienowania i obcinania rąk, z zakazem edukacji dla dziewczynek, z karą śmierci za apostazję… Tu z kolei arogancją wydawałoby mi się powiedzenie „dla nas taki model jest nie do pomyślenia, ale dla nich jest wystarczająco dobry, więc niech sobie go wprowadzają”. Inaczej mówiąc, w mojej głowie toczy się stale nierozstrzygnięty spór między uniwersalizmem a kulturalizmem.
Taka też mi się paradoksalna myśl pojawiła, że być może najtrudniej z myślenia typu kolonialnego wyjść tym krajom, które nie miały kolonii. Bo np. polskie myślenie o Południu i Wschodzie jak najbardziej ma kolonialne cechy, ale nie ma u nas prawie żadnej potrzeby, żeby się z tym zmierzyć. Niby po co, skoro Staś Tarkowski traktował Kalego niemal tak dobrze jak Sabę, a przecież mog ubit’.
Nie twierdzę, że byli kolonialiści już sprawę załatwili i niczego więcej przepracowywać nie muszą. Na pewno mają jeszcze mnóstwo książek, dyskusji i wglądów przed sobą. Ale przynajmniej jakiś początek został zrobiony, baza społeczna do dyskusji przygotowana. A u nas myślenie globalne wciąż jeszcze z wielkim trudem się przebija. Wciąż jeszcze wszystko w narodowej mgle.
Zachęcony prawdziwie pionierską postawą Mar-Jo też polazłem do ogrodu poszukać przebiśniegów. I znalazłem. 😀 Jeszcze niewielkie i nierozwinięte, w wąziutkich pączkach, ale niewątpliwie są!
Zachęcona Waszym zbiorowym entuzjazmem, też obeszłam ogród. Różne zielone wyglądają, a szafirki mają całkiem spore świeże listki. Prymulki też zaczynają się przeciągać po zimie. Wykonałam telefon do ogrodnika – w środę przyjdzie ekipa z grabiami!
Wiosna idzie, można zacząć grabież! 😈
Co prawda, to prawda…. 😀
http://www.youtube.com/watch?v=Cv5WUzvQ-KY&feature=related
Ło, moja nieodżałowana Becia robiła takie sztuki, ale nigdy nie wpadła na to, żeby dać kota zamiast!
To nie mogłaś jej, Nisiu, załatwić lepszego scenarzysty? 😉
Zachęcony Waszym przykładem postanowiłem obejść ogród i zrobiłem to jak już codziennie od dwóch lat – obchodzę się z konieczności bez niego. Ja bardzo lubię usiłować i przegrywać z mrówkami, ale tu nie mam gdzie. Zabudowa zwarta, silna i gotowa.
Bobiku, dopiero teraz zrozumiałem, że refleksja czytała komentarze o Egipcie i może to od tego naszła autora. Jak widzisz, przekonania rozsiewane przeze mnie wśród przyjaciół o mojej inteligencji są na wzrost, wyrost i douk.
AndSol (obchodzenie się bez ogrodu): A nie poddawaj sie, masz przecież miejsce na doniczki?
To jest, Michale, zbyt piękne, żebym mógł w to uwierzyć. Prosty matematyk do tego stanu pomidorowego nigdy nie dorośnie.
Ale wam zazdroszcze tych przebisniegow! I tej radosci 🙂
No i nie wiem, jak mozna takie doniczki miec – moje dziwnie zdychaja, choc w ogrodzie glowne prace to wyrywanie i wyrywanie. 🙁
10 lat temu glupio wydawalo mi sie, ze niebieska szalwia to jest to – wyrywam do dzis. A jej duzo…
Zwierzaku, kilka lat temu popełniłam podobny błąd z miętą. Odtąd mamy co roku dużo suszonej mięty. Sąsiadka z drugiego piętra też. I sąsiedzi piętro nad nami. I ich mama. I moja mama. I moje ciocie. Dla kuzynki też jeszcze zawsze coś zostaje 🙄
Na szczescie mieta u mnie nie rosnie, bo za cieplo. Ale w tym roku przelazly do mnie truskawki od sasiadki i juz mam calkiem niezle poletko.
Zwierzak, vesper (rośliny inwazyjne): a nas to rukola ukochała. Niby przejadamy, ale w szczycie sezonu trzeba kosić.
Swoją drogą to święta racja, że praca ogrodnika to nie sadzenie, tylko wyrywanie przede wszystkim. No ale żaden Rostworowski nie napisze dla ciebie mały ogrodnik powyrywał lebiodę i wykopał cały perz .
Z ogrodowego frontu:
krokusy, żonkile i inne cebulowate pchają się na świat – i po co? – już drugi tydzień 😆
Nie mogę odnaleźć ciemiernika białego, zwykle kwitł o tej porze, a tu nawet liści nie widzę? Znowu ruskie z Tuskiem? 👿
Za to ciemiernik cuchnący ma się doskonale! 😯
Czy potrzebny komentarz?
Hehe, mięta. Kiedyś posadziłam, żeby robić mojito. Mogę zrobić cysternę mojito. Ale co, do diabła, uczynię z barwinkiem, który jest bez mała jeszcze lepszy? Wielkanoc idzie, ze dwie gałązki położę na jajkach.
Nisiu,
pozwol ukrasc i niech wszyscy go poloza na jajkach!
Ależ proszę. On jest szczególnie milutki, kiedy kwitnie na niebiesko.
A mój ciemiernik ma się doskonale. Tylko nie wiem, który to. Taki zielony (w sensie kwiaty).
Niektóre psy są niepoprawne. 😳 Od lat mnie wszyscy przestrzegali przed miętą, a ja i tak ją wprowadziłem do ogrodu. Z bambusem to samo. I teraz mam tylko cichą nadzieję, że nie zobaczę tego momentu, kiedy całą moją posesję opanują dziko spienione zarośla miętowo-bambusowe, bo psy tak długo nie żyją. 😉
Bobiku, dołóż sobie jeszcze barwinek, będzie Ci się wił po bambusie…
Bobiku,
to tak jak i zwierzaki. Tez sa niepoprawne. Oststni przeboj to „jeden malutki krzaczek malin” przez ktory sie teraz przedzieram 🙁
Znowu ktoś wrzucił (pardon) gówno do Wykopu. Trochę tam usiłuję wojować, ale stosunek wykopów do zakopów jest zatrważający. Niestety, Wykop jest opanowany przez prawicowe oszołomstwo.
http://www.wykop.pl/link/617579/zydowski-historyk-przyznaje-rytualne-mordy-to-prawda/
Andsolu, a nie macie tam problemu z jadowitymi wężami? Nie przepadam za tymi stworzeniami.
Wimmer,
wrzucil rzeczywiscie nieladnie, bo jednostronnie. jednostronnosc jest zawsze nieladna.
Troche na ten temat jest tu:
http://www.traditioninaction.org/History/A_010_BloodyPassovers.htm
i zwierzak sobie mysli, ze nieco obiektywizmu potrzeba kazdej ze stron.
Pawle, a jakiego jadowitego węża stać na wynajęcie choćby norki w tych miastach? (Blisko, schodząc ze wzgórza – no jakiego? Nie, nie wzgórza JPII a po prostu wzgórza Krzyża, o Morro da Cruz, i trochę za mostem masz Floripę, a tam dalej po prawej to już Święty Józef, São José). Zdjęcie niestety nie moje, a takiego przyjaciela, polskiego Litwina z Niemiec. Julek mu na imię. Nasze mamy w tej samej szkole przyklasztornej na ateuszki wykierowano, i za to PB go pokarał zesłaniem do Niemiec, a mnie do jadowitych węży. Których właśnie nie ma.
Gdyby z oszołomstwem, jakiejkolwiek proweniencji, dało się dyskutować, to nie byłoby ono oszołomstwem. 😉 Niestety, wszystkie moje dotychczasowe doświadczenia wskazują, że oszołom „z definicji” jest nieprzemakalny na rzeczowe argumenty i jakiekolwiek próby dyskusji z nim wcześniej czy później okazują się czystą stratą czasu.
Czy to znaczy, że należy wszystkie brednie zostawiać bez odpowiedzi? Nie, tak nie myślę, bo wtedy jednak bredniom zbyt łatwo byłoby się szerzyć. Należy swoje powiedzieć, ale z góry nie licząc ani na to,że się kogoś przekona, ani na rzeczowość odpowiedzi. 🙄
A co do książki Toaffa… Nie czytałem jej, ale tak się składa, że kiedyś coś pisałem na temat średniowiecznych oskarżeń wobec Żydów i musiałem trochę przeryć się przez naukową literaturę tematu. Mnie się, jak już dałem do zrozumienia, nie bardzo chce dyskutować z oszołomami w ich okopach czy wykopach, ale jak Pawłowi się chce, to proszę bardzo, tu jest trochę autorytetów znacznie poważniejszej miary (po części teolodzy katoliccy) niż Nowak i Żaryn – i wszyscy jakoś dziwnie piszą o kompletnej absurdalności legendy mordu rytualnego, również przytaczając materiały źródłowe, tylko jeszcze przy tym poddając je krytycznej analizie:
Brocke, M., Heitmann, M. Lordick. H,. Zur Geschichte und Kultur der Juden in Ost- und Westpreussen, Hildesheim 1999
Browe, P., Die Eucharistie im Mittelater, Berlin 2007
Haverkamp, A. (Hrsg), Geschichte der Juden im Mittelalter von der Nordsee bis zu den Südalpen, T. 1, Hannover 2002
Müller, J.R., Judenverfolgungen- und Vertreibungen zwischen Nordsee und Alpen im hohen und späten Mittelalter. In: Haverkamp 2002, S. 189-223
Landesmann, P., Die Juden und ihr Glaube, München 1987
Schmitz, B., Vom Tempelkult zur Eucharistiefeier. Die Transformation eines Zentralsymbols aus religionwissenschaftlicher Sicht, Berlin 2006
Stählin, R. Die Geschichte des christlichen Gottesdienstes von der Urkirche bis zur Gegenwart, Kassel 1954
Tilly, M., Das Judentum, Wiesbaden 2007
Trepp, L., Die Juden. Volk, Geschichte, Religion, Reinbek 1999
Wahle, S. Gottes-Gedenken. Untersuchungen zum anamnetischen Gehalt christlicher und jüdischer Liturgie, Innsbruck-Wien 2006
Yuval, I., Zwei Völker in deinem Leib, Vandenhoeck 2007
Rany boskie, ceny wynajmu mieszkań w mojej okolicy nie są nadmiernie wysokie. Czy to znaczy, że może się tu roić od jadowitych węży? 😯
Nie sssslyszszszyszszsz Bobiku jak one sssssyyccza?
A to podobno jest ten tekst:
http://www.israelshamir.net/BLOODPASSOVER.pdf
Bobiku, tu jest pewna delikatna dwoistość. Oszołomstwo to może być grono ludzi, co wiedzą, bo wiedzą, i nie będzie im kondominium masońskie tłumaczyć, że czarne jest czarne. Ale oszołomstwem bywają też pewne pomysły i zupełnie, zupełnie niezależnie od tego kto i kiedy je wysuwa, trzeba mu je natychmiast z powrotem wsunąć.
Naukowo i elegancko mówią o jakichś brzytwach i ekonomii myślenia, ale przecież, by poprzestać na bliskich domu przykładach, nikt nie ma obowiązku sprawdzać czy wszystkie czy też tylko niektóre krasnoludki odlewają się do mleka. To, że cały poczet kościelnych hierarchów widział krasnoludki lejące hektolitrami to nic dziwnego, czego oni już nie widzieli.
W całej tej aferze widzę parę niewesołych, ale zabawnych momentów.
Pierwszy to te hordy niewinnych nieantysemitów, co mówią: no, ja zawsze podejrzewałem, że to może nie być prawdą, ale jeśli żydowski uczony tak mówi…
I chyba nie rozumieją, że tym postawieniem sprawy dowodzą, że od począteczku są nienaprawialnymi ogłupionymi Żydofobami. Przecież wartość badań nigdy nie zależy od osobistych cech badacza, a najmniej już od jego narodowości czy etni. Ta uciecha, że „Żyd potwierdził” pokazuje, że zawsze wiedzieli, że Żydzie byli winni, ale trzeba było przyznania się do winy. No, w końcu mamy, i to bez tortur. Bo jeśli ktoś ma coś wiedzieć o recepcie na macę, to właśnie Żyd.
Drugi to brak minimalnej choćby refleksji jak sobie radziły te biedne żydowskie gminy, którym nie udawały się polowania na małe chrześcijańskie dzieci, szczezły? Nie? A dlaczego, skoro musieli mieć tę krew? Ale myślenie to chyba zbyt duży wymóg wobec osoby, która skłonna jest wierzyć, że religia istniejąca dużo dłużej niż chrześcijaństwo nie miała innych zmartwień niż kolorowanie macy krwią tych, którzy kiedyś się pojawią.
Trzeci to wędrówka idei w czasie. Ten Wykop jest nieco spóźniony, to już biegało po świecie. Zaczyna znowu? Co za dziwna koincydencja, za każdym razem gdy KK wpada w poważne kłopoty, wyjeżdża z nich jak na sankach na kolorowej macy.
A czwarty, to nieuchronność ciągu dalszego. Tego nie ma jak uniknąć, wziąwszy pod rozwagę ile waży owe Imperium Zła. Nieśmiałe próby domalowania mu ludzkiej twarzy są sławione wierszem i prozą, ale dla mnie to nazwanie Żydów przez pana Wojtyłę „naszymi starszymi braćmi” to kompletne kpiny. To jest sprowadzanie zbrojnego prześladowania narodu do jakichś błahych niesnasek religijnych – i bez powiedzenia jasno i prosto, że te prześladowania były spowodowane przez wieki bzdurzenia o „bogobójstwie” przez ludzi, których nikt w Instytucji nie ściąga z pomników, tytułów Ojców Kościoła, z bibliotek, z bulli stanowiących podstawę szkolenia w ichnich madrasach. A powiedzieć prawdy nie mogą, bo to jest logika jedynej i absolutnej racji. Połowa istnienia oparta na bredniach? To co, to może i coś jeszcze innego nie ma tam sensu? Nie, to jest niedopuszczalne.
I do końca świata (póki nie przyjdzie Chińczyk i nie wyrówna) będą erupcje tych bełkotów o Żydach, co wynaleźli pieniądz, by go fałszować, co chcą podstępnie zdominować świat, ale mówią o tym u fryzjera, co wprawdzie nie byli przyjmowani do masonerii, ale to jest przecież masożydoneria itp. itd.
A jak będzie u nas? Myślę, że duża część katolickich „biblistów” potwierdzi poprawność krwawego przepisu na macę. Słyszeli o tym od swoich kardynałów i papieży. I przypomnę, że zdeklarowany żydożerca, ks. prof. dr hab. Waldemar Chrostowski , prowadzi Zakład Dialogu Katolicko-Judaistycznego. No to sobie jeszcze sporo podialogujemy.
Dzien dobry 🙂
Naprawde bardzo dobra ksiazka o tz mordach rytualnych, stosunkowo nowa, to „Legendy o Krwi” / Tokarskiej-Bakir, ktora jest antropologiem kulturalnym na uniw. warszawskim i PANie. Ksiazka ma ponad 800 stron, ale czyta sie bardzo lekko. W pierwszej i objetosciowo wiekszej czesci ksiazki analizuje wszystkie casusy oskarzen i procesow o mord rytualny od sredniowiecza w roznych krajach, i pokazuje ze wszystkie elementy opisow zdarzen, oskarzen itd sa zrozumiale wewnatrz symboliki chrzescijanskiej a nie zydowskiej, za to z zydowska sa wrecz sprzeczne (krew w ogole jest w judaizmie nie-koszerna, dlatego m.i. musze latac po dobre mieso do arabskich sklepow 🙂 ); innymi slowy, robi analize pewnego wierzenia i pokazuje z jakiej kultury religijnej sie wywodzi (chrzescijanski folklor). Druga czesc ksiazki to badania etnologiczne robione dzis przez nia i jej studentow w Sandomierskim, a propos obrazu wiszacego w tamtejszej katedrze, pokazujace ze wiara w te mordy istnieje tam do dzis, i bada zwiazek tego z wspomnieniami lokalnej ludnosci o II Wojnie. Dla mnie osobiscie pierwsza czesc jest bardziej przekonywujaca, naprawde swietna.
Ale jako konserwa dla wampirow maca sie nada 🙂
Katolicyzm propaguje ludozerstwo pijac te krew Chrystusa i jedzac jego cialo. Skad to sie wzielo, to Zwierzak nie wie, ale brzmi to makabrycznie.
Twoj argument o nie-koszernej krwi Lisku jest doskonaly, prosty i logiczny.
halllooooo
jeszcze widac swieze tropy 🙂
brykamy?
oczywiscie 😀
sniadanie lekkie (nutela-smak jesieni), gazeta
brykam fikam 😀
UWAGA!!!! kwiatow wiosennych milosnicy UWAGA!!!
wracaja mrozy 🙁
To pytanie o węże było o tyle zasadne, że kontynent jest ich pełen, a Brazylia w szczególności. A jest mi znany przypadek znajomych znajomych, którzy przez lata mieszkali w Kairze, w jakiejś peryferyjnej, willowej dzielnicy. Któregoś dnia wpełzła im do ogrodu kobra. Na szczęście pies podniósł alarm – węża nie zabito, tylko zapakowano do worka i wywieziono poza miasto, bo owi ludzie byli przyjaźnie nastawieni do wszelkiego stworzenia.
Nisiu,
obawiam się, że jak zielony, to też cuchnący 😯
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ciemiernik
Chwilowo mogę tylko o kwiatkach 👿
Miłego dnia 😆
A jednak ciągnie wilka do lasu 😉
Zwierzaku,
Chrześcijanie z kościoła Reformowanego czyli Kalwińskiego nie przyjmują, że jest to prawdziwe ciało i krew.
Jednym słowem nie uznają przemienienia.
Dla nich jest to pamiątka – to czyńcie na moją pamiatkę ofiary Jezusa.
Inna rzecz, że przez stulecia żyli pod ogromną presją teorii predystynacji. Teraz to się trochę zmieniło – z tą wiarą w predystynację.
Mało kto wie o tym, że początki współczesnej psychologii Ja, psychologii tożsamości, maja swoje źródła w kalwińskiej teorii predystynacji 😯
U nas byl pyton, czasem w domu czasem w ogrodzie, ale sobie chyba poszedl, bo juz dawno sie nie pokazywal.
Jotka,
dlatego tez pisalam o katolikach, nie chrzescijanach. Ja tu troche znam adwentystow, znaczy oni probuja mnie nawracac 🙂
Dzień dobry 🙂 Ja w zasadzie też jestem przyjaźnie nastawiony do wszelkiego stworzenia, ale jak ono jest jadowite, to wolę tę przyjaźń demonstrować z odpowiedniej odległości. 😉
Zapowiadane przez Rysia mrozy na szczęście jeszcze nie dziś. Słońce świeci, 10 na plusie jest i w ogóle jakoś tak optymistycznie. Na tyle, że nawet trochę optymizmu mogę odstąpić potrzebującym. 🙂
Teraz będzie bardzo długi post, ale w żaden sposób nie udało mi się go jeszcze bardziej skrócić (z czego wynika, że co mogłem z dbałości o Wasz czas już i tak skróciłem).
Wrzuciłem wczoraj – dalece niekompletną – listę bibliograficzną do mordów rytualnych tylko na pół serio, bo oczywiście wiem, że zamiast jakiejkolwiek dyskusji Prawdziwy Oszołom z niemieckich nazwisk i tytułów zaraz wysnułby wniosek, jak to naziści byli na usługach światowego Żydostwa. Ale o tyle jest ta lista ciekawa, że obejmując czas od 1954 do 2007 roku pokazuje, jak intensywnie i konsekwentnie niemieccy historycy i – co bardzo ważne – teolodzy rozprawiali się z antyżydowskimi mitami i stereotypami.
Ryba, jak wiadomo, zaczyna się psuć od głowy, więc może i od głowy się naprawiać. 😉 W każdym razie, kiedy tyle tęgich głów uzasadniło i udokumentowało idiotyzm oskarżeń o rytualne mordy czy bezczeszczenie hostii, trudno byłoby sobie już w Niemczech wyobrazić poważnego naukowca, który wyszedłby z przeciwną tezą. Musiałby podważyć nader obfity materiał źródłowy, który dotychczas zgromadzono, a to mi się nie wydaje możliwe. Nawet – czysto teoretyczne – znalezienie pojedynczego przypadku rzeczywistego mordu dokonanego przez Żyda na chrześcijańskim dziecku niczego by tu nie zmieniło, byłoby wyjątkiem, nie regułą.
Jako reguły mordu rytualnego w świetle znanych materiałów uzasadnić się po prostu nie da. Świadczy o tym nie tylko – podnoszony również przez niemieckich historyków – argument o niekoszerności krwi i zawartym w Starym Testamencie całkowitym zakazie jej spożywania, co wręcz odróżniało Żydów od innych kultur, które takiego zakazu nie znały. Istotne jest również przyjrzenie się, skąd się wziął i jak rozprzestrzeniał mit o mordzie rytualnym. Bo on nie istniał od początku chrześcijaństwa (a tak musiałoby być, gdyby istotnie coś było na rzeczy). Pojawił się dopiero ok. XI w., na fali masowej histerii wywołanej krucjatami, początkowo w formie opowieści o bezczeszczeniu i maltretowaniu hostii przez Żydów. W połowie XII w. w Norwich oskarżono Żydów już o porwanie i zamordowanie chrześcijańskiego dziecka, a następnie benedyktyński mnich Thomas z Monmouth opisał te oskarżenia jako fakty, dodając wyssane z własnego palca wymysły na temat okrutnych żydowskich rytuałów i pooooszłoooo…
Oskarżenia i pogromy stały się „zastępczą formą krucjaty”, ułatwioną odmianą walki z niewiernymi dla tych, którzy na rzeczywistą krucjatę się nie wybrali. Co ciekawe, na początku Kościół nawet walczył z tym mitem, ale potem najwyraźniej doszedł do wniosku, że lepiej będzie go wykorzystać i już w XIII w., na Soborze Laterańskim, wystąpił z serią antyżydowskich ustaw. Na tym soborze zatwierdzono również naukę o transsubstancjacji, czyli rzeczywistej, nie tylko symbolicznej, obecności ciała Chrystusa w hostii i jego krwi w winie. Od tej pory oskarżenia o mord rytualny zaczęły się mnożyć. W późniejszym czasie, kiedy obraz wroga już się utrwalił, podczas epidemii dżumy doszły mity o jej wywoływaniu przez Żydów poprzez zatruwanie studni, itp.
Nawet komuś, kto nie jest historykiem czy antropologiem, chyba nietrudno zauważyć, w jaki sposób legenda o kradzieży i maltretowaniu przez Żydów hostii (która pod wpływem tortur zaczynała krwawić) pod wpływem idei transsubstancjacji przekształciła się w mit o mordzie rytualnym i dodawaniu chrześcijańskiej krwi do macy. No, ale pokażcie mi Prawdziwego Oszołoma, który wie choćby, co oznacza słowo transsubstancjacja. 🙄
To, co napisał andsol o 4:09, znakomicie się też stosuje do bredni o tzw. Przedsiębiorstwie Holocaust. No bo przecież to określenie Żyd Finkelstein wymyślił, to jak on Żyd, to na pewno wie, że tak jest… Nasz nieszczęsny koń fiskaty też poszedł tą drogą 🙁
Zwierzaku,
Luteranie traktują „przemienienie” dokładnie tak, jak katolicy 😉
Zwierzak zaraz sobie sprawdzi co oznacza to slowo 🙂
Ja moze jestem troche glupie Zwierze, ale jak masz Bobiku w zapasie jakis emoticon z pukaniem sie w leb, to mnie by pasowal. Przeciez to trzeba byc calkiem niekumatym, zeby w te bzdety wierzyc!
He he i w to maltretowanie hostii, w sumie wafla kawalek. W jaki sposob mozna maltretowac wafel?
W przypadku Toaffa jednak chyba zadzialalo to samo co w przypadku Grossa – niewielu czytalo, wielu sie wypowiadalo.
Tez tylko zerknelam, ale wydaje mi sie, ze odniosl sie on do jednego przypadku glosnego w historii i stwierdzil, ze jest prawdopodobny. Ale moze zmyslilam, bo niedowidze?
Wiec tak sobie mysle, ze gdzies kiedys moglo sie cos takiego zdarzyc, niekoniecznie w kontekscie mordu rytualnego i to dalo kanwe do snucia krwawych opowiesci ludowych.
Czlowiek chyba musi miec wroga. I jakies straszydlo. Teraz te role przejmuje islam.
Jotka,
na pewno masz racje, a ja o religiach wiem niewiele, bo traktuje je rozrywkowo. Jak pchla. 🙂
To uzasadnianie mitów tym, że „nawet sami Żydzi…” oczywiście andsol bardzo celnie zauważył, ale jego przekonanie, że brednia do końca świata będzie się twardo trzymać, może jest jednak zbyt pesymistyczne. 😉 Ja nie bez kozery podkreśliłem, jak Niemcy rozprawiali się z antyżydowskimi stereotypami (i bardzo duży udział miały w tym środowiska religijne, zarówno katolickie, jak ewangelickie). W tej chwili trudno byłoby znaleźć przeciętnego Niemca z middle class, który opowieści o przerabianiu dzieciątek na macę nie skwitowałby kółkiem na czole. Jeżeli ktoś w to wierzy, to co najwyżej jakiś „margines umysłowy”, z którym ja się zresztą osobiście nie zetknąłem. A przecież wcześniej ten mit był tu rozpowszechniony nie mniej niż w Polsce.
To nie znaczy, rzecz jasna, że wyeliminowano wszelkie stereotypy. Ale kiedy zaczynają zanikać te najidiotyczniejsze, to można mieć nadzieję, że za nimi pójdą i inne. 😉 Tylko że to wymaga długiej i cierpliwej orki na ugorach świadomości.
Zwierzaku, jakże by się taki emotikon z pukaniem w łeb przydał!
Niestety, Łotr nie przewidział. 🙁
Uwaga o tym, że w niektórych społecznościach rolę Żyda przejmuje islam, bardzo trafna. A ponieważ coraz więcej wiemy o mechanizmie powstawania i rozprzestrzeniania się negatywnych stereotypów, można by próbować przeciwdziałać temu jeszcze zanim mleko się rozlało.
Pawle, takie przystojne, filmowe węże widziałem w boliwijskim Pantanale, ale nie zgodziły się na pozowanie. W brazylijskim, w którym spędziłem dużo więcej czasu, pewnej nocy (namioty rozbite na przyrzecznej plaży) rano widzieliśmy ślady ich, ale i wszelkiego innego bożego stworzenia, od kapibar do komarów (które zostawiły nam znaki nie na piasku). Przy okazji, o tej porze jesteś bliski obiadu, więc zapewniam, że pantanalowe, duże piranie (a nie te pracujące w Hollywood) to najprzyjaźniejsza dla smakosza ryba na świecie i ości ma gdzie mieć powinna a nie pochowane w mięsku. I nawet z jej głowy robi się wspaniałą zupę.
Natomiast parę lat temu na południe ode mnie gauchos (czyli dla Brazylijczyka: mieszkańcy stanu Rio Grande do Sul, a nie ludzie z pamp) mieli parę śmiertelnych wypadków z małymi gąsienniczkami. Bo lud rolniczy, colonos, na ogół niemieckiego pochodzenia, pomniejszał lasy, żeby siać i siać i chadzali przy pracy prawie boso, jakieś takie plażowe klapki. I sam kontakt skóry z trującymi końcówkami ich (gąsiennic, nie osadników) owłosienia wystarczał, by w parę godzin wykończyć człowieka. W mieście by ich odratowali, ale w szczerym polu (primo voto: karczowanym lesie) oni nawet sobie nie zdawali sprawę, że coś jest nie tak z tym robalem, co poparzył nogę.
We Floripie na plażach na południu wyspy odradzam chodzenie po piasku bez obuwia, meduza zwana caravela portuguesa wysycha, rozproszkowuje się ale toksyna (ta sama co w kobrach z Indii) nie traci ważności. I przy cienkiej skórze albo mini-zadrapaniu może być niedobrze.
C.d. brazylijskich potworów: w stanie SP w Araçatuba (miejscu, w którym prawdziwi wielki hodowca bydła musi mieć siedzibę, to jak hollywoodzki adres u aktora) jest zoo, w nim kapibary, na kapibarach kleszcze a na kleszczach jakaś cholerna bakteria i to ona a nie kleszcz czy kapibara skończyła życie dziecka głaszczącego dzieciątko.
Nie wiem jakie zwierzątko wlazło do trującej coca-coli, która w moim mieści przyczyniła nieco klientów szpitalom, ale to nie przyroda była winna, a durny supermarket, który zrobił wspólny skład tego napoju i detergentów. Bardzo mnie ta historia zdziwiła wówczas, bo myślałem, że te plastykowe butelki rozgraniczają świat na wnętrze i zewnętrze, ale okazało się, że nie bardzo.
Salmonella też daje się we znaki, ale rozumiem mechanizm, jeśli gość w małym barku, po którym rytualne tańce odstawiają karaluchy, nigdy nie myje rąk, to skąd by mu przyszło do głowy, by te jajka kurze poddać myciu? Łapa w jajko (rozum jak chcesz), łapa w sałatkę, klient to turysta i nie wróci.
A jaszczurki mi niczym nie szkodzą, ale żonie zawsze spadają na głowę, tylko dlatego, że ona się ich boi.
Doro,
naraze sie, trudno. Ale mysle, ze to Przedsiebiorstwo Holocaust w jakims sensie od dawna istnieje. To ono dzieli swiat na dobrych Zydow i zlych innych. Z powodu swojego meczenstwa i zaglady w czasie IIWS Zydzi stali sie nietykalni?
Rozliczamy Polakow za parszywe zachowanie wobez Zydow zarowno w czasie wojny jak i po wojnie. Czy rozliczamy rowniez Zydow?
Polowa mojej rodziny pochodzi z Wilenszczyzny. Tam okupacja wygladala nieco inaczej – Ruscy wywiezli na Sybir mnostwo ludzi. Babcia opowiadala mi, ze wejscie Niemcow powitali jak wyzwolenie, bo juz siedzieli na walizkach przygotowani do wywozki jako wrogowie proletariatu. Piekarnie dziadka mial dostac Zyd, ktory na nich doniosl. Wczesniej zaaresztowano najstarszego syna babci, nigdy nie wrocil. Zadenuncjowal wielu mlodych ludzi.
Tego Zyda ludzie zabili po wejsciu Niemcow.
Nie mam o to wydarzenie do Zydow pretensji. W kazdym narodzie sa swolocze. To byla wlasnie taka swolocz.
Moze wlasnie pewne akcje,szczegolnie na ziemiach wschodnich byly tylko reakcja?
Nie szukam usprawiedliwienia dla ohydnego zachowania roznych scierwnikow, ale chcialabym nieco wywazenia w ocenach.
To przegiecie w jedna strone, to jest wlasnie dla mnie to „Przedsiebiorstwo Holocaust”.
Pare lat temu w Australii kariere polityczna robila pani Pauline Hanson ( rownie glupia jak pani Sarah Palin), opierajac swoje credo na obwinianiu Azjatow i emigrantow o wszelkie niepowodzenia. Bylo sporo incydentow o podlozy rasowym. I wtedy Rada Zydow Australijskich wydala oswiedczenie, ze nie stwierdzono przypadkow antysemityzmu. Zabrzmialo to tak, jakby te inne przypadki rasizmu nie byly wazne, bo wazne bylo, ze nie bylo antysemityzmu.
Zwierzaku 😯
Finkelsteinowi chodziło o coś innego – o wsparcie starej antysemickiej insynuacji, że Żydzi zmówili się, że podczas II WŚ byli najbardziej pokrzywdzonym narodem (a nie byli? tylko ich chciano wytępić tylko dlatego, że istnieli), i dlatego chcą czerpać z tego wszystkie możliwe zyski. Takie stwierdzenie jest bezczelnym draństwem. Tak, w każdym narodzie są swołocze. Ale przypadek, który opisujesz, nie ma z powyższym nic wspólnego.
Oświadczenie Rady Żydów Australijskich przypomina mi odruch pojawiający się zawsze w polskich mediach, gdy jest jakaś katastrofa czy kataklizm na świecie: najważniejsze, czy ucierpieli jacyś Polacy. Myślę, że to podobny mechanizm.
a znów w niektórych społecznościach rolę mniej chwalebną przejmują ludzie z Warszawy… 🙄
Zwierzaku, ale Finkelstein chyba nie to miał na myśli, o czym Ty piszesz. A słowo „przedsiębiorstwo” sugeruje jakąś zorganizowaną instytucję, której celem jest zysk materialny. Trudno w przypadku pojedynczych przypadków najobrzydliwszych nawet zachowań (co istotnie nie jest przypisane do żadnej konkretnej narodowości) mówić o przedsiębiorstwie, trudno też w przypadku oświadczenia RŻA mówić o materialnym zysku.
Tym się m.in. różni realizm od antysemityzmu i różnych innych anty-, że wystrzega się nieuzasadnionych wniosków i uogólnień. Z tego, że wielu Polaków podczas wojny zachowywało się tak a tak, nie wynika, że wszyscy Polacy. Z tego, że wielu Żydów (Anglików, Francuzów, etc.) nie wynika ani że wszyscy, ani że w sposób zorganizowany. Natomiast w sposób jak najbardziej zorganizowany i mając na celu zysk, działała niemiecka machina Holocaustu więc raczej tu słowo „przedsiębiorstwo” jest uzasadnione.
O, łajznęło mi się nieco z Panią Kierowniczką. 😉
Foma, Ty się odczep od Krakusów. Już my dobrze wiemy, co miałeś na myśli, pisząc o „niektórych społecznościach”. 😎
No właśnie. Dwa nieporozumienia z terminami, dobrze, że Dora i Bobik mają szybkie myśli i klawiatury.
To częsta tendencja, anachronizm, by nowe zjawiska opisane nowymi terminami łatwo wiązać z dawnymi zjawiskami. Z „antysemitysmu” robi się jakąś wielowiekową papkę (z odmianą „antysyjonistyczną” dla delikatnych pań), coś sie pisze o gejach w dawnej Grecji… takie rozmywanie słów nie ułatwi rozumienia zjawisk.
A drugie nieporozumienie to z tym straszydłem: teraz tę rolę przejmuje islam. Tu, owszem, jest błąd uogólnienia. Nie jest prawdą, by półtora miliarda muzułmanów było jednolitą masą potencjalnych samobójców, fanatyków, nietolerancyjnych przygłupów. Ale że niektóre, całkiem liczne ich grupy da się tak zaklasyfikować to ich zasługa i tutaj cykliści i filateliści są niewinni. Nigdy nie słyszałem, by w historii Żydów były gdziekolwiek synagogi hodujące otwartych wrogów nie-żydowskiego świata i przechowujące broń.
Ja zamiast własnego komentarza (bo znów mnie poniosłoby):
http://wyborcza.pl/1,76842,5976157,Malarz_tylko_psa_wymyslil.html
Andsolu, islam jednak tu i ówdzie przejmuje tę rolę, bo powstaje stereotyp „strasznego muzułmanina” – obłąkanego terrorysty, średniowiecznego zacofańca chcącego zniszczyć postępowy Zachód i nieprzejednanego mizogina, czyli klasyczny obraz wroga. A właśnie stereotyp ma to do siebie, że nie bawi się w rozróżnienia, tylko wrzuca wszystkich do jednego worka. Kiedy on już powstanie, ulegający mu nie zastanawiają się, czy ten konkretny Arab jest sympatykiem Al-Kaidy, czy gościem absolutnie w porzo. Oni już wiedzą, że jako Arab jest „z natury” odrażający, brudny, zły… I to jest oczywiście szalenie niebezpieczne.
Bobiku,
bo ja raczej nie o Finkelsteinie, tylko o moim odczuciu w sprawie zjawiska „antysemityzmu”. Finkelstein (po odsluchaniu wypowiedzi) wydaje sie miec pretensje, ze jego mama nic nie dostala, a ktos dostal. Budowanie na tym teorii jest mocno ryzykowne.
Andsol,
zeby zniszczyc przeciwnika niekoniecznie trzeba miec bron, czasem wystarczy miec pieniadze.
Ja moze upraszczam, ale ty rowniez.
jasne, chcielibyście wiedzieć co miałem na myśli 😛
Zwierzaku, czasem warto, zgodnie z radą starożytnych, przed dyskusją zdefiniować pojęcia. 😉
Antysemityzm (bez cudzysłowu) jest uogólnioną wrogością wobec osób pochodzenia żydowskiego, postrzeganych jako grupa religijna, etniczna lub rasowa. Jego efektem jest przypisywanie negatywnych cech wszystkim członkom grupy, jak również brak krytycyzmu wobec wszelkich informacji potwierdzających negatywny stereotyp i automatyczne odrzucenie wszystkiego, co ten stereotyp podważa. Stąd np. łatwość zaakceptowania absurdalnych opowieści o maltretowaniu hostii czy światowym spisku.
„Przedsiębiorstwo Holocaust” jest wyrażeniem stworzonym na użytek tezy, że Żydzi eksploatują i wyolbrzymiają wątek Zagłady dla wzbogacenia się i prowadzenia nieczystych interesów.
Jak widać, ani jedno, ani drugie pojęcie nie ma nic wspólnego z zachowaniem się konkretnego Żyda w konkretnej sytuacji w czasie wojny. Jeżeli był donosicielem – oczywiście, należy to potępić. Ale nie da się z tego ani wyciągnąć wniosku, że antysemityzm nie istnieje, ani że jest usprawiedliwiony, ani też, że ten konkretny Żyd był na usługach jakiegoś mitycznego „Przedsiębiorstwa Holocaust”. Nie ma tu żadnego związku logicznego wynikania.
Mieli łeb ci Grecy. Definicje naprawdę się przydają. 😉
Mar-Jo, żeby choć trochę poprawić stan Twoich nerwów. 🙂
http://wyborcza.pl/1,75515,9064797,Slabnaca_wladza_Zydow.html
Bobik,
ale ja to wiem!
Usilowalam tylko przedstawic moje rozumienie zjawiska. 🙁
Może niewłaściwie zrozumiałem Twoje intencje, Zwierzaku, ale chyba miałem ku temu pewne podstawy 😉 , bo skoro nazywasz przedsiębiorstwem H. „przegięcie w jedną stronę”, czyli – jak pojąłem – rodzaj niepisanego zakazu mówienia o jakichkolwiek winach żydowskich, to jest to po prostu niezgodne z genezą i zastosowaniem pojęcia.
A czy zjawisko wybielania się aż do świętości nie istnieje wśród Żydów? Owszem, istnieje, jak u praktycznie u wszystkich grup etnicznych czy religijnych i świadczy o pewnej niedojrzałości tych członków grupy, którzy się do niego uciekają. To samo dzieje się z częścią Polaków, którzy słyszą o książce Grossa – wszyscy byliśmy bohaterscy i pomocni, a kto twierdzi inaczej, jest oszczercą. Ale to wszystko wcale nie relatywizuje Zagłady, a praktycznym skutkiem używania wyrażenia „przedsiębiorstwo Holocaust” jest właśnie jej zrelatywizowanie. Dlatego lepiej to wyrażenie zostawić tam, gdzie jego miejsce, czyli u Finkelsteina i jego apologetów, a o niegodnych zachowaniach członków jakiejkolwiek grupy mówić przy pomocy innych terminów.
Być może chodziło Ci o próbę znalezienia jakiegoś „racjonalnego jądra” niechęci wobec Żydów. Ale rozciąganie winy za postępowanie pojedynczego człowieka na całą grupę nie jest racjonalne, więc trudno tym uzasadnić antysemityzm jako taki. Zresztą, on istniał znacznie wcześniej i jego uzasadnieniem były takie argumenty, jak np. wspomniane maltretowanie hostii, co w sposób dość oczywisty z racjonalnością nie ma nic wspólnego.
Proponuję wejście na stronę GW.
Lektura obowiązkowa ❗
http://tygodnik.onet.pl/36,0,58962,szeptem_do_mnie_mow,artykul.html
Ciemiernik biały odnaleziony. Schował się pod wielkim trawskiem, które trzeba przyciąć 🙄
Mr–Jo – o to chodzi?
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,9071715,Przed_premiera__Zlotych_zniw____Zyd__ktory_pojawial.html
do żniw daleko, nawet jare niezasiane. i tylko bez takich, że może byśmy coś zasiali 🙄
A po co siać, jak nam samo rośnie? Przebiśniegi, prymulki… Jotka nawet ciemiernik odnalazła. 🙂
Właśnie oddawałam się zbieraniu zaległych psich g. w ogródku i znalazłam coś, co wygląda jak hiacyntowe zielone. A różne zimozielone, które były takie przygniecione nieco, prężą ramionka aż miło. Wystawia nosy coś w doniczce – nie pamiętam, co tam było. Tulipany? Pąki na magnolii i azaliach też już w blokach startowych.
Jest zimniej niż wczoraj i wicher znowu się zapowiada. Ale wiosnę już czuć w powietrzu.
Andsolu (11:34) mycie kurzych jaj nie chroni przed Salmonella; skorupka kurzego jaja ma bardzo duze pory i nie stanowi bariery przeciw bakteriom, wiec jesli Salmonella jest na skorupce, jest takze wewnatrz jajka 🙂
No nie, salmonella to nam już nie miała rosnąć. Bez przesady z tą wiosną. 🙂
Ach, lisku, wiem, ale niemycie i niemytą ręką krajanie już gotowanego jajka na pewno powiększa szanse życiowe salmonelli (wiem wiele rzeczy z biologii nie z siebie, ale z żony, która jest biologiem, a przedtem sporo pracowała w służbie zdrowia).
Lisku, pocieszasz mnie. Nigdy mi się nie chce myć jajek. Poza tym higienę stosowną zachowuję.
Rolniku, myj jaja – takie hasło królowało w latach słusznie zamierzchłych.
dobrze ze haslo zacytowane przez Nisie ma wyznaczonego odbiorce, bowiem nie dlatego kupuje jaja ekologiczne od kur szczesliwych, wolno chodzacych, karmionych ekologiczobiodynamiczna pasza, zeby je myc tylko zeby jesc 😉
moje tereny zielone nie kwitna nic a nic 🙁
Pani Kierowniczki linka (15:51), ponownie nadszarpnie moja kieszen (nowe ksiazki 🙂 ), i zarazem Bobiku i Jotko pytam z
ciekawosci, co z Deklaracja? czy sa jakies plany?
Pawla linka (niedzielna?) do zdjec budowy Muzeum Historii Zydow
Polskich uzmyslowila mi ze na ten budynek patrze przez perspektywe Jüdisches Museum w Berlinie (Daniela Liebeskinda)
glupio, ale tak to juz dziala podswiadomosc 🙂
No, jak się ma w swoim mieście taki budynek, to nic dziwnego 🙂
Ja w moim mieście nie mam ani jednego budynku, ani drugiego, więc na wszystko mogę patrzeć tabularasowym okiem. I jest to moja jedyna szansa na rasowość. 🙂
Bobiku, jotka niedawno pisała o who’s who, zgłoś się tam, i dostaniesz taką rasę na okrasę, że sam siebie w kałuży nie poznasz.
Odcięło mnie od Internetu na kilka godzin.
Pani Kierowniczko,
o ten materiał w GW chodziło.
Przeczytałam też, ze ZNAK ma zamiar wydac kolejne pozycje dotyczące tematu (innych autorów). Ja bardzo liczę na to, że historykom (nie „historykom”) wydadzą prace w dużych nakładach. Edukacja , jeszcze raz edukacja….
Wyjaśnic wszystko, chocby nie wiem jak bardzo bolało.
Rysiu,
proszę nie straszyc powrotem zimy!!! 🙂
Czy być rasowcem to jest szczęście,
sprawia, żeś jest jak młody Bóg,
czy może raczej, jak zamęście,
ideał szybko pcha na bruk?
Czy lepsze życie z rodowodem,
cenniejszym niż bojowy chrzest,
czy lepiej już wyrazić zgodę
na rasę, co tabulą jest?
Czy milej znać każdego przodka
i wiedzieć, jak był wielkim who,
czy też o przodkach nawet w plotkach
nie móc wspominać ni mru-mru?
Takie są kundla dylematy,
dość niepotrzebne, co tu kryć,
bo cóż, żeś uszył nowe szaty,
gdy wciąż w nich stara, goła rzyć. 🙄
Właśnie tych autorów – prof. Grabowskiego i Barbarę Engelking – wspominałam tu kiedyś. O ile Grossa można nazwać publicystą, to na naukowości tamtych dwojga mucha nie siada.
Barbara Engelking powiedziała mniej więcej to, co i ja myślę – „dzięki książkom Grossa rozmawiamy o nowych kwestiach naszej historii, tak też było w przypadku opisanej przez Grossa historii Jedwabnego. – Po 10 latach przyniosło to dobroczynne skutki.”
Może właśnie dzięki temu, że on jest bardziej publicystą, jego książki wzbudzają oddźwięk, emocje i przecierają drogę dla zainteresowania również ściśle naukowymi publikacjami. Przecież naprawdę było tak, że różne fakty były znane od dawna, ale do momentu pojawienia się Grossa wiedział o nich bardzo wąski krąg naukowców. A ogół usłyszał o nich tylko dlatego, że Gross się „podłożył”.
Bobiku, tabula jest smaczna 🙂 A gola rzyc kundla bywa bardzo ciekawa – moj zwierz ma siersc jasnobrozowo-biala, ale jak raz trzeba bylo czesc ogolic, to sie okazalo ze pod sierscia jest rozowa w czarne latki; wrecz zakamuflowany pointer 😀
Tabouleh jadam czasem u klientów. Rzeczywiście smaczne. 🙂
Temat golenia wolę pominąć. Jest to dla mnie kwestia… hmm… delikatna. 🙄
Ja jestem stary Żyd, to wiem
co, gdzie i kiedy sobie jem
możecie nawet wpadać w gniew
co spokojniejsi unieść brew
lecz ja wam powiem jak to jest
gdy stary Żyd zechce coś zjeść
śniadanie to jest macy czas
wzbudza nienawiść do wsjech ras
po pierwszej kromce macy już
widzę Polaka- trzymam nóż
po drugiej pragnę rżnąć już go
no a po trzeciej to ho, ho!
ale spokojnie, przecież są
inne narody z karmą złą
dlatego obiad mamy by
do Niemca dobrać się – też zły!
ale powoli, kilka dań
bo każden goj to superdrań!
Chińczyk, Japoniec, Arab (aj!)
– zgiń i przepadnij jego kraj!-
w trakcie obiadu, co go jem
musi przerobion być na dżem
posiłek, by koszerny był
dziecięcia krew wypuszczam z żył
dziecię najlepsze z Polski co
antysemickie samo zło
czysta nienawiść we krwi tam
no to jak zjem, to też to mam
jak Żyd przetrawi takie zło
to on odbija się od dno
Mohel technikę po to ma
by szybko zarżnąć co Bóg da
i tylko goja, bo się wie
co Żyd spożywa, czyli je…
Mazł tow mówimy sobie gdy
Polak był smaczny, a nie mdły…
Bobiku, co do prac niemieckich naukowcow (wszstkich z wyjatkiem jednej powojennych) o legendzie mordow rytualnych i odrzucania przez nich tego stereotypu, czy w powojennych Niemczech nie bylo tendencji do filosemityzmu? W takim wypadku nie bylo by tu zwalczania stereotypu bo ten juz nie istnial (lub zostal zastapiony innym).
Niech zeen sie naje –
amechaje !
Ojej, tu byśmy musieli wrócić do pytania, co to takiego ten filosemityzm. 😉
Ale tak na czuja, bez silenia się na naukową precyzję – nie odnoszę wrażenia, żeby Niemcy byli filosemitami (mówię o tzw. zwykłych ludziach, bo niemiecka polityka to jeszcze inna para kaloszy). Oni tylko po wojnie, na pewno pod wpływem poczucia winy, uznali za swój obowiązek wyprostowanie tego, co narobiły wieki antysemickiej propagandy. Ale raczej w tonie obiektywnym, nie miłosnym. 🙂
Oczywiście jest coś takiego, że w tym kraju jakakolwiek negatywna wypowiedź na temat Żydów jest odbierana wiele ostrzej, niż ta sama wypowiedź gdzie indziej, więc uwag zdecydowanie negatywnych raczej się unika. Ale to nie znaczy, że jest jakiś przymus mówienia pozytywnego – zawsze przecież można nic nie powiedzieć. 😉
Zeen nareszcie postanowił podtrzymać swoją opinię wampira. 😆
W samą porę, bo niektórzy tu już zaczynali w zeenowy wampiryzm wątpić. 😎
Zeen 😆 😆 😆
Skąd wiedzieć, gdy konsumpcji brak,
czy człek ma dobry, czy zły smak?
Z człekiem nie dyskutuje się
o smakach, jak się go nie je. 😎
Powiem Wam jeszcze o kolacji
na nią specjalną mamy nację
jak mawia cadyk Benek Levi
na nią najlepszy Macierewicz
to specialite jest bez dwóch zdań
chyba najlepszy polski drań…
lecz póki co to on nie czuje,
że się nam z wolna maceruje
nawet Żyd co ma już bezzębie
zakrzyknie wtedy: niebo w gębie!
Coś Wam odebrało – niestety
dobry do tej pory – apetyt?
😆
Gdy Antek na talerzu leży,
zaraz odzywa mnię się – nieżyt. 🙄
Ależ dlaczego,
Bobiku, kolego
Antek well done
I wina dzban
to fun
Muzy w kuchni, nimfy w klatce
W Wykopie hołota triumfuje, że Gross zmniejszył liczbę ofiar. A jednemu to nawet stodół w Jedwabnem było za mało, zaś jednego polskiego bohatera oddałby za wszystkich Żydów.
Tego bydlactwa nijak nie idzie spacyfikować, więc chyba dam sobie spokój.
Zeen, to ja od razu mówię na wsiakij słuczaj, że po schudnięciu o 20 kilo zupełnie się nie nadaję do konsumpcji 🙂
Takie już mam bebechy słabe,
że cóż, nie każdą strawię żabę. 🙁
Od Ziemkiewicza miewam mdłości,
nawet jeżeli jest bez kości,
pieczeń z Terlika mięciuteńka
sprawia, że wrzód mi nagle pęka,
zgagi dostaję od Rydzyków,
choć cudnie żółcą się w słoiku,
skręca mi kiszki od Giertycha,
choć inni mówią, że to pycha,
a gdy mam bitki jeść z Błaszczaka,
to mogę tylko siąść i płakać. 😥
Lecz na chudziutki stek z Wimmera
coś dziwnie mnie ochota zbiera. 😆
Andsolu, a do tej nimfy nie chcesz sobie jeszcze kucyczki dokupić? 😀
Albo odsatka Haflingera?
Pozbył się Wimmer swój podbródek?
Nareszcie będzie mięso chude 🙂
Jak Wimmer się obierze z sierść
to on się dobrze daje zjeść..
Odsatek koniecznie musi mieć do towarzystwa krowę po drugim wycieleniu, bo inaczej może się złośliwie zanudzić na śmierć. 🙄
Jednakoż gdy w ilości sprawa,
do zjeść się lepiej zeen nadawa. 😆
Krowa to niezbyt ciekawe towarzystwo. Na szczęście westy, yorki, owce i pszczoły podały do siebie telefony. Można się jakoś umówić.
Krowa nieciekawa? 😯
No, ja bym po takim dictum raczej nie wchodził bykowi w drogę… 🙄
Bobik to wytrawny znawca
chyba zrobi mnie w potrawce…
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=272#comment-35716
Racja. Będę byki omijać szerokim ukiem (jak powiedziała niedawno prelegentka Radyja, z wykształcenia antropolog z dratem, a jakże)
Kociakrew, dlaczego nikt mi nie przypomniał, że ja jutro do roboty idę? 👿
Lecę pospać, póki jeszcze skowronek się nie zgrywa.
Dobranoc. 🙂
No nie, mam przechlapane 🙂
Bobiku,
miales pelne prawo nie zrozumiec, bo napisalam , poganiana emocjami, bardzo nieczytelnie. Oj, bardzo, bo wyszlo, ze to syn mojej babci donosil na tych mlodych ludzi, co jest nieprawda, bo on byl ofiara donosu. Donosil ow Zyd.
Ale moze z czasem nabiore wprawy w pisaniu, co?
Teraz lece czytac to co przespalam.
wykrakalem!!!
-1°
zima ponownie?
brykam 🙂
za oceanem jeszcze wczoraj, przed oceanem daleko dzisiaj
wiec w teryny zielone przez mroz 🙂
brykam fikam 😀
biora „komorke” z S-Bahnu zadzwonie na ogloszenie, te NINFY
nierozlaczki z klatka, to byloby cos 8)
oczywiscie NIMFY, NIMFY, NIMFY, NIMFY…………….. 🙂
U Rysia tereny zielone jeszcze nie kwitna, u mnie za to ciagle kwitna platki sniegu, i to tak obficie, ze niektore dachy w okolicy tej obfitosci nie wytrzymuja. Ale patrzac na to pozytywnie, moglabym sie ostatnio z czystym sumieniem ubiegac o karte czlonkowska zwiazku zawodowego odsniezaczy, co tym latwiejsze, ze takiego zwiazku nie ma. 😉
Bardzo ciekawe, Bobiku, to co napisales o artykule Domoslawskiego o opoznionej, ale jak najbardziej usprawiedliwionej reakcji w dawnych koloniach na dawne i obecne plany niesienia im kaganka oswieceniowej europejskiej oswiaty. Dobrze, ze ktos ksiazki na ten temat – malo w Polsce nosny – wydaje, a ktos inny je czyta, o nich pisze, i sie powaznie nad nimi zastanawia. To temat prawie w ogole nietkniety i nieprzepracowany, a przeciez oprocz w „Pustyni i Puszczy”, a nawet „Lorda Jima”, tak latwo byloby wlaczyc do lektur szkolnych „Jadro ciemnosci”, zeby sie choc troche otrzasnac z syndromu Stasia Tarkowskiego, dzielnie aspirujacego do polskiej wersji angielskosci, z calym jej takze mniej pieknym bagazem. Strzepki i kawalki roznych teorii (w tym „naukowych”) uzywanych do uzasadnienia projektu kolonialnego wiruja nam wszystkim w umyslach do dzis, czesto zupelnie nieuswiadomione. Czasem wyskocza w uzasadnieniu zaskakujacego wyroku sadowego, czasem w zwyklej rozmowie. A pozbyc sie ich trudno, bo nie kazdy ma ochote dowiadywac sie o rzeczach przykrych i trudnych, zwlaszcza jesli bezposrednio nie byl w nie zaangazowany, albo go bezposrednio obecnie nie dotycza. W sumie na wieksza skale dziala ten sam mechanizm, ktory tak broni sie przed przyswojeniem tego, o czym pisze Gross, albo czym zajmuja sie czarni amerykanscy intelektualisci (choc tutaj juz sa takze biali autorzy uczciwych i czesto doglebnie wstrzasajacych ksiazek; ja sama jestem ciagle pod ogromnym wrazeniem ksiazki Douglasa Blackmona pt. „Slavery By Another Name”).
Pozbycie sie tych wszystkich post-kolonialnych, rasistowskich trujacych strzepkow zajmie na pewno jeszcze sporo czasu, tak jak sporo czasu zajmuje pozbycie sie funkcjonowania w dyskursie publicznym oskarzen o mordy rytualne na dzieciach chrzescijanskich. I chyba nie ma co liczyc, ze i w jednym i w drugim przypadku nastapi to w stu procentach. Po angielsku zreszta oskarzanie Zydow o przerabianie dzieci chrzescijajnskich na mace dorobilo sie juz wlasnego okreslenia, blood libel, od razu identyfikujacego to jako oszczerstwo. Sporo innych okreslen, sformulowan i aluzji tez juz sie ogolnie uznaje za rasistowskie albo post-kolonialne, lub neokolonialne, i to nie tylko na plytkim poziomie politycznej poprawnosci, ale glebiej, w poglebionej ogolnej wrazliwosci w tych kwestiach. Sluchalam niedawno telefonow sluchaczy NPR na tematy zwiazane z Egiptem, i zadziwiajaco wiele osob wiedzialo, i mowilo otwarcie o tym, ze rzad amerykanski popieral tam wygodnego dla siebie autokrate, i ze nie jest to jedyne miejsce, gdzie gloszone swietlane teorie zderzaja sie o wiele mniej swietlana praktyka (u Rusha Limbaugh byloby na pewno co innego, tam sie dzieli dzieli swiat na „naszych” i „nienaszych”, a „nasi” sa przeciez z zalozenia dobrzy). Ale te strzepki sa w nas, a nawet sa tacy, ktorzy je z checia wzmacniaja, zwlaszcza po prawej stronie politycznego spektrum (nie tylko populistyczny Limbaugh, ale tez np. intelektualny Niall Fergusson, zachwalajacy wklad brytyjski w zycie Indii, a dziwnie milczacy na temat brutalnosci kolonizacji, nie wspominajac juz o kradziezy na wielka skale, ktora sie wtedy dokonala). Na szczescie – i to jest takze byc moze powod. dla ktorego byle kolonie dopiero teraz zaczynaja powaznie rozliczac z przeszlosci swoich bylych kolonizatorow – czesc krajow juz otrzasnela sie z szoku organizowania wlasnej panstwowosci, i ma juz kolejne pokolenie madrych, wyksztalconych wlasnych intelektualistow, piszacych ciekawie i wnikliwie na te tematy. Jednym z moich ulubiencow jest psycholog/psychoanalityk indyjski, Ashis Nandy, znany chyba najbardziej z ksiazki „The Intimate Enemy”, w ktorej opisuje szkody jakie kolonizacja poczynila nie tylko w swiadomosci kolonizowanych, ale takze, a moze nawet przede wszystkim – kolonizatorow. Jednym slowem, raczej juz nie mozna sie nastawiac na jednostronne pouczanie, do ktorego Zachod przywykl, a uczyc sie takze sluchania i dialogu. I to chyba takze jest odpowiedz na rozterki czy kierowac sie uniwersalizmem z korzeniami w europejskim swieckim Oswieceniu, czy uznawac inne kultury i tradycje. Chyba trzeba takze zaczac lepiej poznawac cudze tradycje, zwlaszcza ze bardzo czesto moga nas one zaskoczyc przez siebie wypracowanymi wlasnymi rozwiazaniami. Tylko takie poznawanie wymagaloby jednak pewnej pracy, i zmiany nastawienia, bo dotad to tylko oni mieli sie od nas/o nas uczyc…
Monika, napisala ” i to nie tylko na plytkim poziomie politycznej poprawnosci, ale glebiej, w poglebionej ogolnej wrazliwosci w tych kwestiach. ”
wyrwalem z kontekstu, ale tak to widze, poglebiac, poglebiac wrazliwosc, nawet jezeli tematy i debaty bola
Monika, fajnie ze jestes 🙂 😀
„arabska (?) rewolucja (?)” przelewa sie w mediach i widze jak ciagle jestesmy w opiniach na pozycjach my – oni.
wielu ciagle patrzy na Kair z pozycji wlasnego nosa
Dzień dobry. 🙂 Jak przyjemnie, że Monika zdołała się przez śnieg przekopać i nawet na blog dotrzeć. 😀
Jakby co, to możemy tu związek zawodowy odśnieżaczy założyć. W końcu w czym jak w czym, ale w zakładaniu związków zawodowych Polacy mają tradycję że ho, ho. 😎
Za to Ryś ma u mnie w plecy. 👿 Nie dość, że zapowiedział mróz, to jeszcze się to sprawdziło! 👿
Dzień dobry!
Zaległości z ostatnich kilkudziesięciu godzin:
AndSol: wydaje się, że za mało reklamujesz caravela portuguesa – to jest śliczne zwierzątko, zwłaszcza z tym podkładem dźwiękowym.
Lisek, AndSol: Ale ja właśnie pamiętam napisy na punktach skupu żeby jaj nie myć! O, tutaj dowód. Zje mi pewno komentarz spamołapka za dwa linki, ale trudno. Mycie szkodziło jajom na naturalną florę bakteryjną (tak, albo jeszcze bardziej pokrętnie mi to tłumaczono).
Bobik (polskie myślenie o Południu i Wschodzie jak najbardziej ma kolonialne cechy, ale nie ma u nas prawie żadnej potrzeby, żeby się z tym zmierzyć): „Polskie kolonie zaczynają się za Rembertowem” (Józef Beck, 1932)
Monika (się troche otrzasnac z syndromu Stasia Tarkowskiego, dzielnie aspirujacego do polskiej wersji angielskosci, z calym jej takze mniej pieknym bagażem):
Piękny esej Jana Błońskiego, jeden z tych tekstów, o które jestem zazdrosny. Spamołapka mnie pewno ześle do czyśca, ale trudno. Warto cierpieć.
Powiedziałabym, że i w tym roku przywiozę wiosnę do Berlina, ale myślę, że w połowie kwietnia to ona już tam dawno będzie… 🙂
na Berlin to raczej w maju… 🙄
Bobiku, w spamołapce puka komentarz. A komentator prosi o poprawienie „który” na „które”.
Co zrobić, jak mam zaproszenie kwietniowe 😉
Pani Kierowniczka, Wiosny Zwiastun, na koniu z wlosami rozwianymi przez Brame Brandenburska 🙂 😀 😆
Sony się coraz bardziej rozbestwia. 😯 Dotąd zjadało tylko muzykę, ale widzę, że zaczęło już zżerać i zwierzątka. 👿
Esej Błońskiego rzeczywiście świetny, ale w pewnym momencie coś mnie dźgnęło. W tym:
…powiecie, że zrozumienie takich spraw przekraczało możliwości intelektualne Stasia? Oczywiście, że przekraczało: ale tak doświadczony pisarz, jak Sienkiewicz, mógł temu doskonale zaradzić.
Żeby Sienkiewicz zaradził, musiałby sam mieć horyzont intelektualny przekraczający ten Stasiowy. A czy miał? Hmm… Nie sięgajmy nawet do spraw afrykańskich, o których podówczas Europejczyk miał pewne prawo posiadać pojęcie dość blade. Weźmy koszulę znacznie bliższą ciału, np. „Ogniem i mieczem” z całym jego wyższościowym obrzydzeniem do „dziczy” i „czerni”, z kompletnie jednostronnym pojmowaniem wydarzeń, wyłącznie z punktu widzenia, a jakże, kolonialisty… Na jakich podstawach można by oczekiwać od Sienkiewicza, że podskoczy wyżej swojej własnej d…?
Ja wiem, Błoński pisał właściwie nie o kolonializmie, a o dojrzewaniu, ale podkreślając jego wymiar intelektualny. No więc ja się zastanawiam, czy Sienkiewicz był na tyle dojrzałym intelelektualnie człowiekiem, żeby móc stworzyć dojrzałą postać. I nie ukrywam, że mam poważne wątpliwości. 😉
Żeby była jasność – sam się na Sienkiewiczu chowałem i na pamięć fragmenty „Trylogii” potrafiłem recytować. No, ale wtedy byłem mniej więcej w wieku Nel, więc bohater o stopniu dojrzałości Stasia czy Kmicica zupełnie mi wystarczał. 😛
Babilas ma rację, jaj nie należy myć i ja też pamiętam, że mytych nie skupowano. Jajo świeżo zniesione ma na sobie warstewkę śluzu, która zasychając uszczelnia skorupkę przed wnikaniem powietrza i bakterii z zewnątrz. Jajo umyte staje się porowate i bardzo nieodporne na skażenia.
Z czasem następuje zanik tej naturalnej warstwy ochronnej oraz rozpad pewnych enzymów wewnątrz jaja, które staje się podatne na skażenia bakteryjne. Poza tym zachodzi wymiana z otoczeniem, jajo traci wodę i powiększa się w nim pęcherzyk powietrza, po którym bardzo dobrze można wiek takiego jaja określić. Dlatego przechowywanie jaj bez chłodzenia jest bezproblemowe do 9 dni, niektórzy dopuszczają 18, ale potem – do lodówki albo (lepiej) zjeść 😉
Okej, od dziś kupujemy wyłącznie od rolników z niemytymi jajami.
Teraz jeszcze potrzebujemy tylko informacji, czy nogi tym rolnikom wolno myć, czy to też szkodzi. 😎
Chłopu z jajami kąpiel wielkanocna nie zaszkodzi. Mycie nóg pod jesień wskazane u tych od kapusty kiszonej.
jakby ktoś miał deficyt powodów do świętego oburzenia 😈
http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,9074911,Szef_Deutsche_Banku_oskarzony_o_szowinizm_i_powierzchownosc.html
Co za głupoty ten szef DB opowiada!Ja jestem za tym, żeby w bankach było więcej chłopczyków niż dziewczynek. Będzie więcej psot, rozrabiania, strzelania z procy oraz ciekawych rozmów o sporcie i samochodach. 😈
Bobik: Właśnie, pozytywni bohaterowie Sienkiewicza wydają mi się bardzo jednowymiarowi i szlachetni do porzygu. Nigdy nie chciałem być panem Wołłodyjowskim (trudno mając 193cm wzrostu sympatyzować z kurduplem), panem Skrzetuskim (co o nim tak naprawde wiadomo oprócz tego, że kochał się w Scorupco? – to jeszcze w nawiązaniu do jaj niemytych) ani Longinusem Podbipietą (jakiś dewot i retard). Tak naprawde to tylko Zagłoba (żarłok, pijak, tchórz i oportunista), Bohun, Kmicic ewentualnie.
Czytalam o Stasiu i Nel chyba w trzeciej klasie i bardzo lubilam.. To ksiazka dla dzieci, charaktery maja prawo byc uproszczone. Co do postaw kolonialnych, wydaje mi sie ze wiele roznych postaw uwazanych dzis za politically and genuinely correct sa nimi od bardzo niedawna, choc sa juz tak zakorzenione ze nie zdajemy sobie z tego sprawy, i chowanie dzieci na wiekszosci starych ksiazkek jest problematyczne (z kolei wiekszosc nowych wydaje mi sie „wychowujaca” do obrzydzenia, bez uroku, stylu i polotu). A jeszcze o literaturze dzieciecej, mam nadzieje ze dzis nikt juz dzieciom nie czyta bajek Andersena.
Bobiku ❗ Pisz ksiazki dla dzieci ❗
… jest nimi …
Co do kurzych jaj, myję przed samym uzyciem tylko te ktore maja na sobie widoczne resztki innych kurzych elementow wychodzacych ta sama droga 🙂
czyli jak jaka gęś spaskudzi kurze jajo to nie trzeba myć? 😈
Umyć i zużyć.
Lisek pisze:
mam nadzieje ze dzis nikt juz dzieciom nie czyta bajek Andersena.
Dlaczego??? 🙄 🙄 🙄
czas na herbate 🙂
(p.s. amerykanskie ministerstwo zdrowia zaleca mycie rak, blatu i naczyn po kontakcie z surowymi jajkami).
podziwiam (szczerze) tych pamietajacych z „w pustyni….” wiecej niz to, ze slon glodowal, chinina byla dobra na chorobe i ze akcja ksiazki to gdzies w afryce
to co pan Blonski pamieta…………….
ze wstydem (albo tez nie 🙂 )przyznaje ze Trylogii nie czytalem ❗
Jotko, bo sa nieprawdopodobnie ponure, i do dzis pamietam jak sie wewnetrznie skrecalam ze smutku gdy mi je (rzadko na szczescie) czytano, a nie umialam powiedziec ze nie chce.
p.s. Wlasciwie Andersena zaliczylam tylko na jednym urlopie, normalnie to byl Puchatek, Koziolek i inne takie 🙂
foma (12:57), trzeba kazac gesi by umyla 😀
– Potrzebuję jakąś lekturę na wakacje, coś lekkiego.
– Mamy „W pustyni i w puszczy”…
– Dobra. To wezmę „W puszczy”.
Ja pamiętam katarakty na Nilu, Mahdiego, chininę, psa Dingo i baobab 🙄
i humor zeszytów: Nel skłoniła mu piersi na głowę i spokojnie usnęła.
ona spokojnie, a on? 🙄
Mała Nel strasznie rozpłakała się i w ten sposób dzieci znaczyły drogę.
Nel leżała ciężko chora. Staś dał z herbatą hienę małej przyjaciółce.
W dalszej drodze Nel zachorowała na febrę. Staś postarał się o ligninę i Nel wyzdrowiała.
Trylogia w skrócie:
Skrzetuski zobaczył jak szli: nagi dziad z wyrostkiem na przedzie.
Skrzetuskiemu na myśl o Helenie posiwiała broda.
Wołodyjowski kiedy się wzruszył, ruszał wąsami, szablą i czym się dało.
Zagłoba miał konia, pod którym się uginał.
Zagłoba zakończył swoje życie śmiercią.
Zakończenie jest ciekawe, główny bohater wysadza się w powietrze.
Po śmierci pan Wołodyjowski stracił słuch tak, że nawet nie słyszał jak larum grali.
Ja chyba się stąd wypiszę. Czy ja jestem stado kangurzyc, żeby mnie puścić z torbami? Jak nie Rysiu to Monika albo Lisek mówią, co mam kupić do czytania… Dosyć tego. Uprzejmnie zawiadamiam, że enough is enough i nie kupię sobie w pustyni ani w puszczy.
Andsolu, puszcze bardzo ladna juz masz w okolicy, a pustynie odrobi jotka 🙂
Andsolu, prosze bardzo 😀
http://darmowaksiegarnia.com/tag/w-pustyni-i-w-puszczy-online/
(prawa chyba juz wygasly?)
A tu „Latarnik”:
Skawiński nie zapalił latarni, ponieważ tak go zaciekawił „Pan Tadeusz“, że usnął.
Recenzja Grossa w Historia.org.pl
Profesor Michał Kleiber ogłosił program/apel „Mądra Polska”.
Zachęcam do przeczytania całości.
Przyszedłem, zobaczyłem co było pisane pod moją nieobecność, ale nie zwyciężyłem napadu niepohamowanego śmiechu spowodowanego nagim dziadem z wyrostkiem na przedzie. 😆
Dalej będę czytał jak się odśmieję. 😀
http://www.ip-hub.pl/m/att/M.Kleiber__MadraPolska_01.2010.PDF
Sienkiewicz utrwalony w uczniowskiej pamięci:
Zbyszko na widok wroga zamknął się w przyłbicy
Danusia weszła na ławę i zaczęła grać na lutownicy.
Jurand nie rzucił się na Krzyżaków, gdyż tymczasem bił się z myślami.
Janka Muzykanta jak posyłano do pracy gnój wyrzucać to mu wiatr w widłach grał i matka nawet nie wiedziała, że Janko ma taki talent do muzyki.
Janko Muzykant zrobił sobie skrzypki z gonta i sierści ludzkiej.
Nowela „Janko Muzykant“ podobała mi się dlatego bo Janko miał talent i marnował go.
Janko Muzykant był niedojedzony.
Wzorem Rysia wykroiłem sobie z dnia chwilę na wypicie herbaty i wykorzystam ją, żeby radośnie obsobaczyć nawet negatywnych i mięszanych bohaterów Sienkiewicza. 😛
Negatywni są rzecz jasna ciekawsi, ale i oni, jak się dobrze przyjrzeć, prezentują głównie rozbuchane „chłopactwo”, tyle że niegrzeczne. Nie przypominam sobie z książek drogiego pana Henryka ani jednego naprawdę dorosłego faceta (o kobietach już nawet nie mówię, bo jak do leluj i lolitek kategorię dojrzałości przykładać?).
Kmicic niby przełom wewnętrzny przeżywa, ale czy przy tym dojrzewa? A gdzie tam. Po prostu z chłopca niegrzecznego pod wpływem bajeczki pana Jachowicza opowiedzianej przez autora staje się chłopcem grzecznym. Tracąc przy tym swój jedny atut, czyli urwisowski urok, a może i – w cichym przekonaniu autora – sporo męskości, skoro Babiniczem zostaje nazwany. 😈
Nawet Bohun czy Azja Mellechowicz niezbyt się bronią. Niegrzeczni wprawdzie są do końca 😉 , ale ich motywacje sprowadzają się do „ja temu Damianowi z 3c jeszcze pokażę”, ewentualnie „na złość babci odmrożę sobie uszy”.
Okej, dla chłopaków (obojętnej płci) w pewnym wieku to jest fajna lektura, bo mają się z kim identyfikować, ale powyżej pewnego wieku powinno się już z tego wyrosnąć. A tu, kurczę, niemal cały naród nie wyrasta. 😯
Niedojedzony to ja też wiecznie jestem. 😎
A Andersena czytałem we wczesnym szczenięctwie z własnej, nieprzymuszonej woli. 😯
Po dziewczynce z zapałkami to mi było strasznie zimno 🙁
Lisku, ja właśnie uważam, że powinno się Andersena dzieciom czytać. Są smutne, ale też i piękne, to kawał dobrej literatury.
Poza tym, infantylizacja baśni i bajek sprawia, że funduje się dzieciom szklany klosz. A kiedy takie dziecko rusza w świat w wieku lat 18-20 i dopiero wtedy dowiaduje się, jak to tak naprawdę wygląda.
Oczywiście, to nie tylko kwestia bajek, ale też i podejścia rodziców, ale fundowanie bajek bez grozy i ze szczęśliwymi zakończeniami świadczy o całkowitej ich postawie.
Ostatni Magazyn Literacki „TP” był właśnie poświęcony baśniom i ich roli w dojrzewaniu dziecka. Zawierają w sobie one wiele archetypów i pomagają dzieciom z dystansu przepracować złe wydarzenia w ich życiu: śmierć kogoś bliskiego czy rozpad rodziny. Zresztą powstają też takie książki dla dzieci: o raku, o rozwodzie i kolejnych malżeństwach. Uważam, że to bardzo dobry pomysł w dzisiejszych czasach.
W bajkach mojego dzieciństwa musiała być groza ale i happy end. Dobro – nagrodzone, zło – ukarane 😎
Cubalibre: do kolekcji sienkiewiczianów – Nel śmiała się i klaskała w dłonie gdy Staś pokazał jej trąbę.
😆
Nel bardzo kochała słonia, gdy Staś chciał go zabić, zarzuciła mu ręce na szyję i zaczęła się huśtać na jego trąbie.
Alienor (rola baśni w dojrzewaniu) niezręcznie mi reklamować tekst Mojej Ślubnej, ale trudno – robię to po raz pierwszy tutaj.
Alienor, Krolowa sniegu, Dziewczynka z zapalkami i jeszcze pare nie powinny moim zdaniem byc czytane przed wiekiem powiedzmy lat 12-tu. Nie chodzi o szklany kosz, tylko o to by dochodzic do takich tekstow w momencie gdy dziecko ma emocjonalne narzedzia do dania sobie z nimi rade.
W „Kropce” rozmowa z B. Engelking-Boni, o 20:00.
A jesli chodzi o ludowe bajk typu horrorow zbieranych przez braci Grimm, o ile sie nie myle (nie pamietam gdzie to czytalam ale sprawdze) wiele z nich bylo oryginalnie literatura ustna przeznaczone dla doroslych, tyle ze z biegiem wiekow zmienily zastosowanie (choc nie tresc).
Lisku, ale życie z trudnymi sytuacjami nie czeka aż dziecko skończy 12 lat. Ja miałam 10, kiedy po dlugiej chorobie umarł mój dziadek. Babcia w momencie wybuchu II wojny światowej miała 8. Drugi dziadek miał niespełna 13, kiedy hitlerowcy spalili żywcem większość jego wsi… Oczywiście, takie wydarzenia zawsze są tragedią i traumą, ale uważam, że jeśli baśnie pomagają chociaż w części na nie przygotować – powinno się je mimo wszystko dzieciom serwować.
Co do oryginalnych wersji baśni zbieranych przez braci Grimm mam mieszane uczucia. Ale przeciwko Andersenowi nie mam nic. Wręcz przeciwnie: sądzę, że m.in. dzięki „Dziewczynce z zapałkami” nie umiem przechodzić obojętnie koło osoby w potrzebie.
http://www.daily.art.pl/img/2011-02-08_1297127982.gif
Zbaczając z tematu baśni i poruszając temat Narodu 🙄
Alienor, jesli dziecko natyka sie na nieszczescia trzeba je oczywiscie wytlumaczyc, takze przez bajki; wlasnie przez takie ktore ucza jak sobie z nieszczesciem dawac rade. Ale nie uwazam ze szescioletnie dziecko musi sluchac o samotnej dziewczynce ktora zmarzla na smierc. Starsze moze, bo wtedy umie juz wyciagnac z tego wniosek o ktorym piszesz – ze jesli nie jest sie obojetnym, ta smierc nie jest nieunikniona.
Pamietam wlasna reakcje na te bajki i nie zycze ich innym dzieciom.
Oddech Polski sliczny 😀
Co to jest Kropka ❓
Określanie wieku odpowiedniego do czytania jakichś książek ma sens orientacyjny, ale w praktyce dzieci są bardzo różne i niekoniecznie się do wskazań dopasowują. Ja np. we wczesnym szczenięctwie czytałem zawsze książki nieodpowiednie do mojego wieku, ale do dziś nie widzę żadnych negatywnych tego skutków. 😉
Moim zdaniem najlepiej po prostu zaufać samym dzieciom i czytać im (lub pozwalać czytać) to, co do nich przemawia, co im się podoba. Bo jak się podoba, wciąga, to znaczy, że na jakimś tam poziomie dziecko do tego dojrzało, nawet jeśli nie wszystko jeszcze rozumie.
Świnta racja, Bobiku.
Jak moja mama jeszcze szczenięciem była (jakaś 1. klasa podstawówki) mieli narysować scenę z ulubionej książki. Mama narysowała obrazek pt. „Anielka umiera”. 😆
Nie jestem za tym, żeby pakować dziecku na siłę historie, których nie jest w stanie znieść. Ale też nie może być jakiegoś limitu wieku – ja, zapewne dzięki genom i wychowaniu moich rodziców, w wieku 11 lat przerzuciłam się z Lucy Maud Montgomery na Sapkowskiego. Dlatego nie zgadzam się z Twoim, Lisku, mam nadzieje ze dzis nikt juz dzieciom nie czyta bajek Andersena. Ogólnie używanie „nikt” i „wszyscy” powoduje u mnie reakcję alergiczną w postaci gwałtownego sprzeciwu. 🙄
Pewnie „Kropka nad i”, Bobiku.
@Bobik – dokładnie to „Kropka nad i”, czyli rozmowy Moniki Olejnik w TVN24.
Aaa, to miałem prawo nie skojarzyć. 😉 Polskiej telewizji nie mam wcale i wiem o niej tyle, co podczas pobytów w kraju załapię. Niby teraz już nie problem talerz sobie zainstalować, a i w internecie to i owo jest, ale ja w ogóle taki średnio telewizyjny jestem, więc inwestycje w tej materii nie bardzo by mi się opłacały. 😉
Jak dobrze, że poza Grimmami i Andersenem, jest jeszcze Carroll, Milne, Burnett i Nesbit 🙄
Ale…
Dzieci mają jakiś sensor, który im zaczyna migać, kiedy historia opowiedziana w książce, dotyczy naprawdę istotnych kwestii. Dlatego „Feniks i dywan”nie porusza tak bardzo, jak „Tajemniczy ogród”, a „Kubuś Puchatek” tak bardzo jak „Jaś i Małgosia”. Grimmowe makabreski same w sobie niczego poza grozą nie budzą, ale gdy potraktować je jako punkt wyjścia do rozmowy o antynomii dobra i zła, okazują się właściwie niezbędne. Bez „Czerwonego Kapturka” i wspomnianych wyżej „Jasia i Małgosi” rozmowa o ludziach, których jedynym celem jest wyrządzenie krzywdy, jest własciwie nie do przeprowadzenia. Przynajmniej z dzieckiem, które jest w domu otoczone miłością i które od nikogo krzywdy nie zaznało. A jednak takie rozmowy należy przeprowadzać, kiedy wypuszczamy dziecko w daleki świat, czyli choćby do przedszkola czy szkoły.
Tak jest. Dziecko należy przygotować na ewentualności bliższego i dalszego świata i do tego bajki się dobrze przydają.
Idzie sobie Czerwony Kapturek przez las, a tu spomiędzy gęstych chaszczy wyskakuje Wilk, mierzy kapturka obleśnym wzrokiem i szepcze lubieżnie:
A mam cię, Kapturku! Teraz pocałuję cię tam, gdzie nikt cię jeszcze nie całował 😎
– Phi! Chyba w koszyczek 🙄
a najlepszymi tekstami do rozmowy o z kilkulatkami są teksty Janerki ;]
Oraz twórczość turpistów 🙄
@Cubalibre: 😆
To fakt, baśnie Grimmów są przesycone erotyzmem i prowokują do mniej lub bardziej sprośnych interpretacji 😉
Co do „Kubusia Puchatka”: o ile dobrze wiem, opinia tej książki wynika z tłumaczenia, bardzo okrojonego i ugładzonego przez tłumaczkę. Ale wiem to od swojej doktor od tłumaczeń, sama nie porównywałam obu wersji.
Uważam, że cudowną lekturą dla dzieci jest cała seria o Ani Shirley. Bohaterka jest pewna siebie, odważna, wesoła, marzycielska. Świetny wzór dla przyszłej kobiety 🙂 Przeczytałam wszystkie książki chyba z 5 razy.
Uważam, że cudowną lekturą dla dzieci jest cała seria o Ani Shirley. Bohaterka jest pewna siebie, odważna, wesoła, marzycielska. Świetny wzór dla przyszłej kobiety
Tak, zwłaszcza kiedy jej ambicje i talent muszą ustąpić na rzecz małżeństwa i macierzyństwa. Nie mam nic do Ani Shirley, uwielbiam ją i do tej pory traktuję jako literacki comfort food, ale z tym wzorem to bym jednak była powściągliwa 😉
Hmm… Tak sobie teraz przypomniałem tekst Ślubnej Babilasa o baśniach i zastanowiłem się nad tym, jaką rolę może odgrywać Ania (chociaż nie baśniowa) w socjalizacji dziewczynek. Początkowe tomy – owszem, owszem. Nietypowa, spontaniczna, stawiająca na swoim, szkolne osiągnięcia ma nie gorsze od chłopców i koniecznie chce się uczyć dalej. Ale co się dzieje potem? Jak zwykle – bohaterka spełnienie osiąga w poślubieniu swojego księcia z bajki, porzuceniu pracy i urodzeniu kupy dzieciaków.
Na tych końcowych tomach powinno być ostrzeżenie – „nie dla wyemancypowanych dziewczynek”. 😈
O, Łajza się okazała bardzo wyemancypowana. 😆
I za to kochamy Łajzę. Bo zawsze ma rację 😈
To znaczy, że Łajza zawsze stawia kolację? 😯
No proszę, a jadłem sobie te kolacje obojętnie, nawet nie podejrzewając, kto je sponsoruje. 😀
Wydaje mi sie, ze nie tylko indywidualnosc dziecka jest tu wazna, ale nawet to samo dziecko ma tyle roznych potrzeb emocjonalno-intelektualnych i nastrojow, ze czasem moze byc poruszone „Tajemniczym ogrodem” i tradycyjnymi bajkami, rozbawione dystansem i zdrowym angielskim rozsadkiem „Puchatka”, zaciekawione podstepnymi i inteligentnymi zartami ze swiata rzadzonego przez wiktorianskich doroslych w „Alicji” i zaintrygowane pol-magicznym, pol-realistycznym swiatem edwardianskiej Nesbit (zreszta bardzo, na swoje czasy, postepowej). A jeszcze, przynajmniej na rynku amerykanskim jest tyle swietnych wspolczesnych ksiazek, w tym duzo multi-kulturowych, od realistycznych po basniowe. No i moim zdaniem, ciekawe jest uczenie dzieci o cudzych tradycjach religijnych, niezwiazanych z ich wlasna kultura. Zastanawiam sie, dla kogo takie uczenie jest latwiejsze – ateistow, agnostykow, czy osob nalezacych formalnie do jakiegos wyznania, ale jestem pewna, ze nie dla fundamentalistow wszelkiej masci. W kazdym razie bardzo lubie publikacje wydawnictwa mieszczacego sie w moim miescie, ktore takze takie ksiazki dla dzieci wydaje, bo czasem rzeczywiscie trudno zrozumiec cudza kulture bez zrozumienia inspirujacych ja mitow. A przeciez nawet ateista post-chrzescijanski (ze zroznicowaniem na katolikow i rozne wersje protestantyzmu) na pewno rozni sie sporo kulturowo od np. ateisty o korzeniach w hinduizmie, buddyzmie czy islamie, lub religii shinto (zwlaszcza, ze w niektorych tradycjach mozna spokojnie sobie byc ateista). Czesto wazne jest nie tylko to, z czym sie ktos identyfikuje, ale tez od czego we wlasnej tradycji ucieka…
A o niedawno przeczytanej Ani jedna z moich malych krytyczek literackich powiedziala, ze stanowczo woli pierwszy tom, bo Anne (w tej wersji ja zna) moze byc bardziej soba niz w nastepnych tomach. Z tym, ze one w ogole czesto identyfikuja sie z bohaterem/bohaterka niezaleznie od plci, a wylacznie zaleznie od poczucia wspolnoty charakteru, przezywanych zdarzen, i zainteresowan. Nawet roznice gatunkowe tu nie sa szczegolna przeszkoda w identyfikacji. 😉
Ja właściwie też sobie nie przypominam, żeby płeć była dla mnie przeszkodą w identyfikacji. Raczej to było jak u Lema – z przodu, z tyłu nic nie znaczy, dobry rycerz wszędzie straszny. 😆
Bariera gatunkowa to co innego. Chyba nikt nie przypuszcza, że ja mogłem identyfikować się z kotem. 😎
Moniko, jakim językiem pisana jest współczesna amerykańska literatura dziecięca? Pytam, bo przygnębia mnie fakt, że polskich książek dziecko już się nie nauczy języka literackiego. Dominuje język kolokwialny. To może być nawet odświeżające doświadczenie w jednej książce, czy dwóch, ale w trzeciej, piątej i dziesiąstej zaczyna mierzić.
Mam niejasne wrażenie, że dawniej to się pisywało książki dla dzieci, a zwłaszcza młodzieży, językiem literackim z elementami kolokwialnymi, czyli wilk był syty i owca cała. 😉 Czy ten wynalazek już całkiem popadł w zapomnienie?
Vesper, jest to jednak jezyk literacki, czesto bardzo dowcipny, z gra slow, choc w dialogu bywaja kolokwializmy, ale tez raczej lekkie i ozywiajace stylistycznie, zamiast ciezkiego zgrzytania. Teraz czytamy swietna serie o Clementine, ktora przypomina nieco moja Zosie, tyle, ze za kilka lat (ciagle eksperymenty, po ktorych trzeba zbierac i sprzatac), skonczylysmy dwa tomy o Penderwickach (historia dzieje sie w Massachusetts). Ostatnio tez przeczytalysmy pare ksiazek Grace Lin (tez mieszka prawie po sasiedzku) – bardzo ladne, o dziewczynce pochodzenia chinskiego, i jej szczegolnej wrazliwosci na styku kultury wiekszosci i kultury wyniesionej z domu (w tym problem stereotypow etniczno-kulturowych). Znowu wszystko napisane nieciezko, z humorem i wrazliwoscia. Pewnie jakies znaczenie ma nasza selekcja, ale tu literature dla dzieci w ogole traktuje sie powaznie i z szacunkiem, bo tak sie wychowuje przyszlych czytelnikow literatury dla doroslych. Sa nagrody, recenzje, rekomendacje. No i w zdecydowanie inteligenckim, jedynym w swoim rodzaju Concord, sa koledzy Rysia w naszej miejskiej ksiegarni, ktorzy dokonuja dobrej preselekcji najnowszych tytulow… Tak bym chciala, zeby choc troche tych ksiazek dotarlo do polskich dzieci, w tym Twojej Zosi, bo moje wrazenia z lata byly nienajlepsze, jesli chodzi o najnowsza literature dla dzieci, ale moze jakos zle trafilam?
Ja wychowałam się na innych książkach, nie czytałam baśni Andersena ani Grimma, do dzisiaj nie przeczytałam żadnej książki o Ani, pewnie to jakaś strata, bo już za późno, zaczytywałam się w książkach Curwooda, Londona, potem Conrada, kochałam Księgę dżungli. W dzieciństwie przeczytałam oczywiście Trylogię, ale bez wielkiego entuzjazmu, nie ma tam postaci z którymi dziewczynka może się utożsamiać, z
„dziewczyńskich” książek, to były Szaleństwa panny Ewy, albo Panna z mokrą głową. Pewnie nieświadomie podsuwałam moim synom książki, na których ja się wychowałam, bo zaczynali też od Curwooda. Jeszcze długo po tym, kiedy potrafili sami już czytać, czytałam im książki, które uważałam, że powinni poznać, a wiedziałam, że sami się za nie nie wezmą, na przykład Cudowną podróż. Choć to już dorosłe chłopy, do dzisiaj wspominają ten codzienny rytuał przy kolacji, kiedy im czytam, a oni starają się jeść jak najwolniej j :).
Może nieważne jest co dzieci czytają, byle odnalazły radość w czytaniu, nie zadowalały się papką którą im serwują tzw. media.
Nie trafiłaś źle. Trafiłaś po prostu na to, co jest. Może by samemu zacząć robić tłumaczenia?
Tłumaczenie zrobić to nie jest problem. 😉 Tylko kto to wyda? W tym punkcie, z pewnych powodów, czarno widzę. 🙁
Bobiczku, a dasz głowę, że ten rycerz to z Lema? Nie jest to przypadkiem tekst Papkina? Po mnie raczej Papcio chodzi w tym momencie dziejowym.
Oczywiście, Klaro, że najważniejsza jest radość czytania – zarówno samodzielnego, jak i „serwowanego”. 🙂 Dorośli w dyskusjach czasem tak się zapędzą w różne mądrości, że o tym zapominają. 😉
Ale jak chodzi o utożsamianie się, to znam dziewczynki, które wręcz wolały być Kmicicem, Winnetou czy Panem Samochodzikiem niż małą kobietką. I może to nawet nie tak źle, że miały takie wzorce. 😉
Och, jak ja chciałam być Winnetou ❗
I delfinem Oumem 😳
Nisiu, składam się w scyzoryk. 😳 No pewnie, że Papkin. Nałożyło mi się z prawą tnij, lewą kłuj, bo tu stryj, a tam wuj.
Skleroza szczeniacza. 😳
Vesper, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby któregoś dnia, na przykład w piątek, wyżyć się w blogopowieści, w której i Ty zostaniesz Winnetou. 😆
To by było piękne, Bobiku. A czy delfin Oum też by był osiągalny? Bo przyznam, że o ile z Winnetou jakoś mi szło, to z delfinem było nieco trudniej 🙄
Delfin nie kot, możemy spróbować. 😈
Och, życie jest piękne, a marzenia się spełniają 🙂
No to zarządzamy w piątek imprezę z przygodami, podczas której wszyscy będą się mogli identyfikować do woli, na odlew i z przytupem. 😀
Liczę na obfitą frekwencję. 😈
Bobiku, nie wiem jak Ty, Blogu, nie wiem, jak Wy, ale ja uwielbiam Zemstę. Uważam ją za arcydzieło absolutne.
Tak mi się skojarzyło z tym Papkinem.
Dobrej nocy!
Zemsta to, wbrew pozorom, poważna sprawa. Bo z jednej strony arcydzieło od tej i owej strony, a z innych stron znowuż niebezpieczny odjazd, jako że różne nasze narodowe horrory w gruncie rzeczy obłaskawia.
Więc dla mnie może najodpowiedniejszym określeniem stosunku do „Zemsty” byłoby Hassliebe? 😉
W każdym razie na pewno nie obojętność. A postać Papkina uważam za genialną bez żadnych zastrzeżeń. 🙂
Zapomnieliscie o Muminkach. Zaraz przyjdzie po was Buka…. i kaze wam czytac dziela JPII!
Mnie osobiscie sierotka Marysia w ogole nie obeszla, a do krasnoludkow mialam ciezka pretensje o czepianie sie szczura.
Ha! I polskie basnie ludowe czytywalam namietnie, te wszystkie strzygi, dziwozony, upiory doprawione Boruta, Rokita i inszym diabelstwem to sama radosc byla.
Poza tym wszystko co w lapy wpadlo. A wpadalo duzo, bo rodzina ksiegarzy.
🙂 🙂 🙂
tak zaczyna dzien (mimo ciemnosci za oknem) berlin
duzo duzo duzo
🙂 🙂 🙂 🙂 🙂
brykam
czytac czy nie czytac oto rozterka przy sniadaniu
rzad niemiecki i opozycja od miesiecy biora sie za lby, a biedni
czekaja cierpliwie na 5€ wiecej do zasilku, tak to 5€ stalo sie wielka polityka
bywa
brykam fikam 😀
doczytalem bobikowo 🙂
klara, (o godzinie nieistniejacej) ” Pewnie nieświadomie podsuwałam moim synom książki, na których ja się wychowałam (…)”
jest to bardzo normalne i mimo to ze mamy (w pracy) doskonaly dzial z ksiazkami dla dzieci malych i wiekszych to klienci wyraznie szukaja tego co sami czytali, i oczywista oczywistosc – wiekszosc kupujacych to KOBIETY
mie wiem jak to w Kraju jest, ale tutaj ksiazki dla „malych” dzieci sa coraz barwniejsze, spokojniejsze i „mile” /co moze czesto byc widziane jako kolokwialne/ czyli tak jak Monika
napisala, wyraznie jednak spadla moda na Disneyowski infantylizm
lubiacych Zemste pozdrawiam 🙂
w tereny zielone
do S-Bahnu
do pozycji
brykam fikam 😀
Zupelnie sie zgadzam ze mozna dac dzieciom czytac co im odpowiada i ze wiek jest tylko orientacyjny. Ja pisalam o tym co sie dzieciom czyta, tz o wieku i sytuacji w ktorym dziecko jeszcze nie czyta samo. Troche pozniej tez jest jakis wybor co sie dziecku kupuje, ale jesli samo sie wezmie za cos innego to jak najbardziej.
(Alienor, jesli dziecko rysuje obrazek pt Anielka umiera to moze to miec rozne powody, m.i. ze cos je w temacie gnebi – nie musi ale moze – i na wszelki wypadek warto sprawdzic (rysunki u dzieci moga byc przeciez dobrym sygnalem problemow).
Moniko, mitologie roznych kultur znam od dziecinstwa i przyczynila sie do tego o dziwo polska szkola – pod koniec 1 klasy dostalam jako nagrode za dobre stopnie mity greckie dla dzieci, w drugiej juz znalam na pamiec Parandowskiego i zamilowanie do mitow zostalo mi do dzis. Do bajek tez, nawet czasem sobie kupuje 🙂
Zanim czytalam sama ojciec czytal mi Puchatka (co wieczor rozdzial od wieku lat trzech, z glosami 🙂 ), jeszcze pamietam Pampilio i Siedmiomilowe buty. Potem sama czytalam juz na okraglo wybierajac sobie z tego co znalazlam (przy wyjezdzie z Polski nie pozwolono nam wziasc ksiazek, wiec po przyjezdzie wybieralam z ksiazek dostanych od ludzi z poprzednich imigracji, na szczescie bardzo licznych, takze dzieciecych, a potem juz po hebrajsku z biblioteki szkolnej, choc nie wszystkie tlumaczenia byly wtedy dobre – nowy jezyk), ale jakos nie pamietam bym sie z jakas postacia identyfikowala. Tylko gdy bylo cos o dzieciach ktore maja jakies egzotyczne zwierzeta tez chcialam miec, lub gdy dzieci szukaly np. skarbow chcialam uczestniczyc 🙂
W najbliższym numerze „Polityki”, właśnie łamanym, jest tekst o katastrofalnym spadku czytelnictwa w Polsce. Jak będę w redakcji i wpadnie mi w oko (u nas wywiesza się łamane teksty na specjalnych tablicach), to zacytuję…
Dziędobry.
Ahoj, Rysiu!
Bobiku drogi – ja bym się chyba nie zgodziła z tym, że Zemsta cokolwiek obłaskawia. Ona je pokazuje. Fredro był piekielnie inteligentny i pewnie liczył na czytelnika, że sam będzie wiedział, co śmieszne, a co straszne. To przecież nie farsa, tylko komedia, a komedie zazwyczaj miewały podteksty. Najpierw się wyśmiejmy, a potem się zastanówmy, z kogo się śmiejemy.
Jeden z moich najukochańszych cytatów (czasem stosuję go, niestety, do siebie) – nie Papkin tym razem, a Podstolina (pół anioła):
Nie traciłam na namyśle niepotrzebnym czasu wiele,
bo ja rzadko kiedy myślę, alem za to chyża w dziele.
Zdarza mi się być chyżą w dziele, a potem zastanawiać się, co ja właściwie zrobiłam…
No właśnie. Chyża w dziele napisała, a nie sprawdziła..
Je obłaskawia – nasze horrory
Ajm sorry.
U mnie w rodzinie (przez jakiś czas, zresztą pod wpływem prześlicznych wspomnień aktora Jerzego Leszczyńskiego) używaliśmy powiedzonek fredrowych typu: „Ach, co widzę, tu śniadanie”, „Cześnik wszystko będzie płacił” albo „Niechże o tym już nie słyszę, bo do czubków odwieźć każę” 🙂
Aby bylo pod reka, Zemsta
W „Donosach” (krótkie, więc zacytuję całe):
Spor Muzeum Narodowego z Bazylika Mariacka w Gdansku. Chodzi o dziela unikalne w na skale europejska, m.in. sredniowieczne tablice Dziesieciorga Przykazan, rzezbe Pieknej Madonny z 1410 r., oltarze, ktore zostaly Bazylice wypozyczyne na poczatku lat 90. przez Muzeum, a teraz Bazylika nie chce ich oddac, mimo, ze umowa depozytowa skonczyla sie 10 lat temu. Chodzi o dziela, ktore kilkadziesiat lat temu znajdowaly sie w kosciele, ale wywiezli je stamtad jeszcze Niemcy, ukrywajac przed armia radziecka. Czesc z tych obiektow odnalazlo i odzyskalo Ministerstwo Kultury. Kosciol nie chce teraz nawet dopuscic konserwatorow muzealnych. Nie pomogla mediacja ministra kultury. Muzeum prawdopodobnie wystapi do sadu. Infulat Stanislaw Bogdanowicz oswiadczyl, ze „jak bedzie trzeba to uzyjemy koktajli Molotowa, a zabytkow nie oddamy”. Dzis abp Glodz oznajmil, ze „konia ze stajni sie nie wyprowadza i koniec sprawy”.
Ja nic nie mam przeciw temu, żeby wszystkie konie pocwałowały do Watykanu, ale znak krzyża nie jest marką firmową i gdy otworzę ramiona, KK praw własności do mnie nie nabywa.
babilas,
dopiero dzisiaj miałam czas na przeczytanie tekstu Twojej Ślubnej. Wielkie dzięki, że go zamieściłeś. Od wielu lat zajmuję się problematyką baśni. Nie analizowałam jej z perspektywy genderowej. Interesował mnie kontekst dychotomii egzystencjalnych (za Frommem) i tak zwanych wartości na przetrwanie.
Ponadto praca z ulubioną baśnią doskonale się sprawdza w procesie psychoterapeutycznym.
lisku,
a jednak identyfikacja miała miejsce 😉
rysiu,
jeszcze nie zaczęliśmy się „namawiać” z Bobikiem w temacie: co dalej z listą podpisów.
Chyba pora na to. A jakie są propozycje Szanownej Frekwencji?
andsol
„znak krzyża nie jest marką firmową i gdy otworzę ramiona, KK praw własności do mnie nie nabywa.”
No wiesz. Chociaż wskazania dotyczące stosowania i wyglądu logo (loga?) są w korporejt identity koncernu KK Inc. istotnie trochę rozmyte, to co do drugiej części wypowiedzi zdania są podzielone. Mam wrażenie że management KK Inc. widzi to tak: będąc (z punktu widzenia oficjalnej doktryny politycznej i faktu przynależności do gatunku Polak-Katolik, bo innych nie ma) owieczką, masz konkretne obowiązki i mniej konkretne prawa. O tym co sobie otwierasz i co z tego wynika, decyduje CEO, reprezentowany przez biskupa, reprezentowany przez sales representative zwanego proboszczem.
„Przypomniał, że władze PRL odebrały Kościołowi ponad 200 tys. ha ziemi, a władze III RP zwróciły jedynie 63 tys. ha”.
Całkiem świeży cytat (abp. Głódź). ❗
Nie wchodziłam głębiej w informacje (rzucił mną już sam tytuł)-
wspólna komisja rządu i episkopatu omawiała zadania naszej
prezydencji w UE z drugiej połowie 2011. ❗
Przydałby się jakiś pękaciel albo jagular….
Mar-Jo, ale jesli to prawda o tych hektarach?
Lisku,
przecież te przekazane KK hektary były wyceniane w sposób urągający rozumowi. Toczą się postępowania prokuratorskie.
W moim mieście nieruchomośc wartą ca 20 mln zł „oddano” KK za 1 promil wartości. A w północnych, bardzo zaniedbanych dzielnicach mieszkańcy komunalnych domów mają wychodki w podwórzach!
Dzień dobry 🙂 Mam dziś pewien problem z dogonieniem czasu, więc pojawiam się na chwilę, żeby merdnąć i zaraz znowu będę musiał wybiec. Dopiero po południu będę mógł się ustatkować, przysiąść na ogonie, wszystko dokładnie przeczytać i podoszczekiwać.
Teraz jeszcze zdążyłbym wypić kawę, gdyby mi jakaś dobra dusza zrobiła… 😉
lisku,
jako członek (?!) KK a zarazem obywatel PRL i III RP najpierw sobie te hektary odbierałam a teraz je sobie oddaję!!!??? 😯 👿
Widzisz w tym jakąś logikę? 🙄
Jak widzisz, to proszę oświeć mnie, póki jeszcze nie popadłam w kompletna paranoję 👿
sie robi Bobby 😆
Mar-Jo i Jotko, przepraszam, za malo o tym wiem, musze poczytac. Bede wdzieczna za linki jesli mozecie zaproponowac.
Nie da się wykluczyć, Jotko, że tą kawą właśnie mi życie uratowałaś. A w każdy razie możliwość dalszego funkcjonowania. 😀
W sprawie Hektarów & Co – usiłuję sobie przypomnieć takie przysłowie, które powinno być mądrością narodu, a chyba nie jest. Jak to było? Nie logika lecz chęć spora ściągnie hektar do klasztora? Czy coś w podobie? 🙄
Eeeeee…
http://wyborcza.pl/1,75475,9085007,Znak_przeprasza_za__Zlote_zniwa____Metoda_Grossa_budzi.html
Lisek,
najlepiej o przekretach kk pisza Fakty i Mity. Czarni duzo krzycza o tym co im zabrano, ale starannie na przyklad omijaja informacje, ze kazda nowo utworzona parafia dostala 10 hektarow. A ile parafii utworzono w ciagu tych 20 lat, to nawet wujek Gugiel niedokladnie wie!
Zwierzaku, ja się już (chyba?) przedwczoraj zagotowałem czytając wypowiedź pani Skóry. 👿 Z czymś takim chyba się jeszcze nie zetknąłem, żeby wydawnictwo publikując jakąś książkę równocześnie ją dyskredytowało i przepraszało za opublikowanie. Już nie mówię o tym, jaki to jest idiotyzm z marketingowego punktu widzenia. Ale to przecież stawia Znak w moralnie dość wątpliwej sytuacji. Jeżeli do uczciwości książki Grossa mieli zastrzeżenia, to przecież nie musieli jej wydawać. Odmowa wydania w konkretnym wydawnictwie nie ma nic wspólnego z kneblowaniem autorowi ust. Tysiące książek są z tych czy innych powodów odrzucane i nikogo to nie dziwi. Ale skoro wydawnictwo książkę przyjmuje, to w jakimś sensie bierze za nią odpowiedzialność, gwarantuje, że mieści się ona w profilu firmy i spełnia jej standardy.
Ja się w każdym razie po tej wypowiedzi pani dyrektor poczułem się w jakiś sposób oszukany. 🙁
do linki Zwierzaka o 13:10, jak Bobik czuje sie WYJATKOWO oszukany, slowa ” Nie rozumieją, dlaczego teraz wydajemy Grossa. Wielu z nich zapowiedziało, że nie będzie już kupować naszych książek. Jest mi z tego powodu bardzo przykro i właśnie tych ludzi przeprosiłam” znaczy, robimy to dla kasy i boimy sie spadku dochodow!!!
Wydawnictwo ktore ugina sie przed grozbami w sensie – dlaczego teraz wydajecie Grossa – traci wiarygodnosc, mozna bowiem zadawac pytanie o merytoryczna wartosc ksiazki Grossow, a nie dlaczego wydajecie!
jestem rozczarowany bardzo
W skore jej sie nalezy, Bobiku.
jotka, osobiscie nie mam pomyslu na co, ale te podpisy z CALEGO swiata sa tak budujace ze powinno sie te spontanicznosc POKAZAC 🙂
Zwierzaku, na razie sobie czytam tu
Wypowiedz Znaku (tu nazwano by ich Zygzakoznakiem) wrecz peszaca. Z tego co mowi wychodzi ze albo byla glupia gdy zadecydowala o wydaniu Zniw albo jest glupia teraz. To ze wszystkie listy ktore otrzymala byly od ludzi ktorzy ksiazki nie czytali wyraznie jej nie interesuje, czy moze nie zauwazyla?
Bobiku, ja tak samo to odebrałam. Ale p. Woźniakowski jakby był nieco innego zdania niż pani Dyrektor.
„Złote żniwa” to będzie nic w porównaniu z opracowaniami historyków. Mam nadzieję, że nie skończy się na pracach pp. Barbary Engelking i Jana Grabowskiego.
Sporo zadań przed Polakami:
1. oczyścic chorą pamięc historyczną
2. oczyscic chorą atmosferę dzisiejszego życia publicznego
(przyczyny: poziom elyt+ poziom „pracowników sfery medialnej”)
3. bez ww nie damy rady rozsądnie pracowac nad przyszłością.
Idę tłuc kotlety.
Chyba teraz rozumiecie, dlaczego nie odezwałem się po pytaniu Rysia, co dalej z listą. 🙁 Poczułem się, jakby pani Skóra w pysk mi dała i wlazłem pod stół, żeby to jakoś przetrawić. Bo ona w gruncie rzeczy tak jakby powiedziała wszystkim tym, którzy podpisali listę – zaangażowaliście się w obronę złej sprawy, nieuczciwej książki i nieuczciwego wydawnictwa.
Ja wprawdzie nie mam wątpliwości, że myśmy bronili wolności słowa i kilku innych słusznych rzeczy przy okazji, ale jednak to pociągnięcie Znaku bardzo mi zalazło za skórę. 🙁
andsol o 11+cos tam
ktore to bylo przykazanie ” i kradziezy nie bedziesz popelnial”?
A mnie przykro nie bylo. Zajrzalam do lustra – twarz widac, nie ryjek. Znaczy to nie nam powinno byc przykro!
Biedny Bobik 🙁
wyjdź spod stołu Piesku, nic się przecież nie stało, to po prostu jest Polska 😉
Polska paranoja
Odpowiedź na pytanie: co z listą podpisów, jest prosta: wysłać ją pani Skórze 👿
O, kurza twarz! – powiedziała kura patrząc w lustro… 😆
Ja już tak jakoś mam, że bywa mi przykro również w takich sytuacjach, kiedy nie czuję się winny czy odpowiedzialny. I wtedy jakaś siła fatalna przemożnie pcha mnie pod stół. 🙄
No, trudno – koniec przerwy kawowej. Muszę się jeszcze na jakiś czas zanurzyć. 🙄
Jeżeli pani S.wypowiada się we wlasnym imieniu-bo zna treść ksiązki mogła przedtem zwrocic uwage autorowi na wszelkie niedoróbki ,mijanie sie z prawdą itp.Teraz sprawia to wrażenie typu „panu Bogu świeczka i diabłu ogarek”
Żyję długo- 1935- i na wlasne oczy widzuialam co się działo na kresach wschodnich. Świadków historii ubywa ,więc milcząc wybielimy historię -mysli niejeden patriota.
A propiozycja co do listy- np.oglosic zamkniecie w dniu….. i albo przesłac z listem przewodnim do Znaku , i, lub poprosic publicystę podpisanego na liście o komentarz ,który mozna zamiescic w czasopiśmie, lub na blogu.Serdecznie pozdrawiam czytelnikow- od dawna czytelniczka blogu Bobika.
jotka ma racje, WYSLAC, niech wiedza co mysli 1700 (prawie)
osob
Bobiku,
to co zrobiles, ta lista i ten miedzynarodowy odzew, to cos wspanialego, to powod do dumy. Wiec ( wiem, wiem, zdania od „wiec” sie nie zaczyna!) wylaz Bobiku spod stolu i wlaz na stol! 🙂
Jotko,
Tylko kopie 🙂
Oryginal zostaje u Bobika.
Dobranoc wszystkim.
Dane pani Skóry z Internetu:
Danuta Skóra – członek Zarządu, dyrektor Wydawnictwa
e-mail: skora@znak.com.pl
Można jej przesłać link do naszej deklaracji z komentarzem, że tych osób już nie musi przepraszać. Zawsze to mniej roboty 😉
Rysiu, „nie kradnij” u Zydow jest osme, u Katolikow siodme.
Zwierzaku, dzieki za Fakty & Mity. nie znalam. Ale poniewaz oni sa z zalozenia anty-klerykalni, moze nie beda obiektywni?
P. Skora pozostawila u mnie poczucie strasznego niesmaku, lezy to na zoladku i nie mozna sie pozbyc, fuj.
Ja mam dzisiaj szczególne poczucie niesmaku. Zostałam zaszantażowana. Dla dobra sporej grupy ludzi uległam szantażowi. Powiedziałam jasno, że jest to szantaż, ale jeżeli na dochodzeniu moich praw sporo ludzi ma ucierpieć, wcale nie tych, którzy „namieszali”, to ja temu szantażowi ulegam.
Ot życie. Aureolka mi sie pogiena, skrzydełka poszarzały a białe giezło … szkoda nawet mówić … życie znaczy się 👿
Bobiku, Jotko, Blogu! 🙄
O co chodzi? Ja nie mam żadnych wątpliwości, że postąpiliśmy słusznie. Podpisałabym się pod tym apelem ponownie.
To my mamy rację.
Ja nie wiem, czy tu chodzi tylko o racje, Mar-Jo. O nia tez, bo upominanie sie o wolnosc slowa czy o badanie wlasnej, czesto bolesnej pamieci jest jak najbardziej sluszne, i nie ma co zalowac, ze sie to zrobilo. Ale jestesmy ludzmi, Psami i innymi gatunkami istot zywych, wiec trudno nie miec chociazby mieszanych uczuc, czytajac to, co powiedziala p.Skora. Rzeczywiscie, jako wydawnictwo, bardzo sie skompromitowali, jak to powiedzial Rys: zwykle powazne wydawnictwa wydaja pozycje solidnie oceniajac jej wartosc i nawet ewentualne mankamenty. Niepowazne wydawnictwa wydaja pozycje nie robiac takiej oceny, albo ja robiac, ale pod wplywem opinii publicznej zmieniajac front i nie broniac wydanej przez siebie pozycji. Ksiazka nie musi byc idealem czy modelem perfekcji, wystarczy, ze jest na przyzwoitym poziomie i ze jest jednym z glosow w dyskusji. Dlatego wychodzi mi, ze Znak przestal byc powaznym wydawnictwem. Tak bardzo mnie to nie dziwi, bo choc o tym nie wypada mowic, wydawnictwa musza sie takze jakos utrzymywac na rynku. Ale taka kapitulacja jest jednak przygnebiajaca.
A o samej ksiazce, i jej ewentualnych, byc moze rzeczywiscie realnych slabosciach i mankamentach trudno sie chyba wypowiadac, bo dla wielu z nas nie jest ona jeszcze dostepna. W kazdym razie zadziwila mnie krytyka tonu i metodologii stosowanej przez autorow, bo takie sprawy sie dyskutuje przed wydaniem ostatecznej wersji a nie po. Zaprawde zadziwiajace…
A pod stol, Bobiku, powinien jednak wchodzic kto inny. 😉
Lisku, czytalysmy w takim razie te same ksiazki, jesli idzie o mity (tak mi przykro, ze nie moglas wziac ze soba swoich ksiazek, to przyklad dokladania insult to injury). Ale chodzilo mi o cos troche innego, bo mity greckie to jednak ciagle europejski krag kulturowy. Moje dzieci, juz nie tylko z racji rodzinnych powiazan, a po prostu dzieki dostepnosci takich ksiazek na rynku ksiegarskim, czytaja pieknie i przystepnie napisane ksiazki wlaczajace tradycje pozaeuropejskie: od tutejszych mitow i basni indianskich z obu Ameryk, po afrykanskie, chinskie, zydowskie, japonskie, arabskie, indyjskie (z paru religijnych tradycji stamtad wyroslych, tu oczywiscie wiedza wiecej niz wiekszosc rowiesnikow). Jedna z takich ksiazek jest przepieknie ilustrowany „The Calendar of Festivals” Cherry Gilchrist, z Barefoot Books. Troche inna ksiazka, uwielbiana przez moje dzieci jest ksiazka Jona Muth’a pt. „Zen Shorts” (koany buddyjskie opowiada piekna, spokojna panda, o wiele mowiacym imieniu Stillwater). Przykladow jest wiecej. I znowu – takich ksiazek zyczylabym takze innym dzieciom, nie tylko moim… Takie ksiazki, wczesnie podane, formuja na cale zycie, i ucza ciekawosci innych kultur.
Ja tam się za maleńkości nafaszerowałem różnymi baśniami arabskimi i niekóre pouczały, a niektóre bawiły (tę o musze, która bogaczowi miała zeżreć budyń i o kadim, który ją osądził, nawet dziś chętnie synom powtarzam), ale gdy nastąpił powrót za – powiedzmy – bardzo posuniętej dorosłości do myślenia o bajkach i baśniach i przyznawania się i do nich i do znajomości z Anią z Zielonego Wzgórza uświadomiłem sobie jak potężny miały ładunek pogardy dla kobiet i uwielbienia dla cech mało raczej w Europie cenionych (zakłamania, zdrady), o ile tylko przynosiły wygraną, przewartościowało się coś we mnie i dziś podsunąłbym je dzieciom tylko z opakowaniem długich komentarzy psychologów i antropologów.
O moich kłopotach z internetową księgarnią Midrasz kiedyś pisałem przy okazji rozmowy o „Krzyżówce”. Nie pisałem, wspomnę teraz, bo mnie zaczyna bardzo to rozeźlać, mam czy ostatnio miałem kłopoty z Liderią, Gandalfem, Pętlą czasu, Amazonka.pl i paru mniejszymi, których nazw nawet nie chce mi się pamiętać. Chciałbym, żeby przyszli prawdziwi kapitaliści (mogą być z Chin, Niemiec, ze Stanów czy Izraela, naprawdę wsio rawno) i dobrą obsługą mnie, klienta, doprowadzili te polskie księgarnie do szybkiej bankrupcji.
To, co powiedziała p. Skóra jest nikczemne i sądzę, że jest to walka o wpływy w Wydawnictwie. Pani pokazała swoją „klasę”, oceniam ją bardzo nisko.
Ja nie stawałam w obronie p. Skóry, tylko Wydawnictwa i pp. Gros. Nie jestem pewna, czy nie wycofano by się z wydania książki , gdyby nie słowa poparcia (nie tylko od nas).
Andsolu, a zastanawiales sie kiedys, ze te bajki arabskie ktos wybieral, edytowal, itp. I w tradycji europejskiej do nie tak dawna byla spora pogarda dla kobiet, albo – wersji lagodnej – poblazanie i brak wiary w ich mozliwosci (ile powiesci wiktorianskich trzeba by cenzurowac przy Twoim podejsciu?). Tradycje pozaeuropejskie maja wiele, wiele roznych opowiesci. Do niedawna czesto bywalo tak, ze europejscy wydawcy i redaktorzy dobierali wg. wlasnych stereotypow (czesto niesuwiadomionych). Mysle, ze najnowsze wydanie „Arabian Nights” autorstwa Wafy Tarnowskiej mozna spokojnie dac do czytania dziecku (wybrala mniej znane opowiesci, wlasnie dajace duzo wielsza role kobietom – te opowiesci zawsze tam byly, tyle, ze czytelnik wyborow znanych w Europie ich nie znal). A samemu mozna spokojnie poczytac poezje Rumi’ego… (w Stanach to teraz najlepiej sprzedajacy sie tom poezji!). I nie mysle, ze trzeba dawac dzieciom bajki z ciezkim komentarzem antropologicznym, gdy to sa bajki innych. To jest za duzy przechyl. W koncu nie daje sie wlasnych, czesto seksistowkich bajek z az taka ostroznoscia. I trzeba od poczatku uczyc dzieci swiadomosci historycznej. Inaczej nie beda mogly czytac prawie niczego, i nie poznaja nawet wlasnej tradycji. Jednym slowem, trzeba czytac krytycznie i wlasna tradycje, i cudza, ale tez siegac glebiej, szukac dalej, bo inaczej dalej tkwi sie w pulapce wlasnych stereotypow. I tak, to jest trudne i wymaga wysilku, wiec nie wszystkim sie po prostu chce. Ale ci, ktorym sie nie chce wiele traca. I powielaja stereotypy… Na szczescie, przynajmniej w krajach anglojezycznych, juz sie wiele robi, by nie kontynuowac tej niezbyt swietlanej tradycji. W moim miescie jest wydawnictwo, ktore robi wielka prace w tym kierunku, a jest ono jednym z wielu.
Andsolu, a zastanawiales sie kiedys, ze te bajki arabskie ktos wybieral, edytowal, itp. … Moniko, spokojniutko i cichutko odpowiem Ci: a zastanawiałem się. Nad tym i nad paru innymi oczywistymi sprawami.
Moniko, greckie i rzymskie mity to byl poczatek, potem byly poludniowo-amerykanskie (Krolestwo Zlotych Lez/ Kosidowskiego, a ponich juz nie mity lecz bajki arabskie (niestety zgadzam sie z andsolem co do ich przekazow), hinduskie, polskie (Od wielunia diabel hula, o Borucie i Rokicie).
Zreszta jesli chodzi o te czytane w dziecinstwie mity, byly one chyba w duzej mierze wygladzone na nowoczesno-europejska modle (z pewnym wyjatkiem Parandowskiego). Wiekszosc mitow kosmologicznych w formie oryginalniej nie ma np. jasnego przekazu moralnego (bogowie zjadaja dzieci, zabijaja sie wzajemnie i przewaznie wcale nie sa za to karani 🙂 ); na dodatek tak naprawde sa zupelnie niezrozumiale bez dobrej znajomosci kultury z ktorej pochodza, a czesto takze mimo niej.
Zen shorts opowiadane przez pande brzmia uroczo, wyszukam dla siebie! To mi przypomina ksiazke juz dla doroslych na ktora napatoczylam sie przypadkiem, niestety nie tlumaczona na polski, Red Earth and Pouring Rain Vicrama Chandry, zaczelam i zupelnie mnie porwalo, przez dwie doby czytalam prawie ciurkiem 🙂 . To opowiesc wewnatrz opowiesci; opowiesc-ramka jest taka ze student-hindus studiujacy zdaje sie w Stanach wraca na urlop do rodzicielskiej wioski w Indiach. Jest tam stara malpa notorycznie kradnaca suszaca sie na drucie bielizne; chlopak usiluje przekonac rodzicow by cos z tym zrobili, ale w Indiach malpa jest swieta. Gdy pewnego dnia malpiszon kradnie z linki jego dzinsy i umyka z nimi po dachach, zniecierpliwiony chopak bierze wiatrowke i rani zwierze, ktore spada z dachu na patio. Rodzice sa przerazeni, niosa nieprzytomna malpe do domu, opatruja ja, i po paru dniach ona odzyskuje przytomnosc i troche sil, wysuwa reke do maszyny do pisania i powoli zaczyna pisac… Szok zranienia obudzil w jej duszy pamiec czlowieka ktorym byla w poprzednim wcieleniu, i jest to caly epos… Co wieczor wioska sie zbiera i student czyta na glos kolejny napisany ustep, az do dnia w ktorym opowiesc dobiega konca i malpa umiera.
Ojej, widzę, że narobiłem zamieszania…
Ja pod stół włażę nie po to, żeby się wstydzić (od tego jest podłóżko), tylko żeby w spokoju przetrawić różne przykrości. A nie mogę ukryć, że wypowiedź dyrektorki Znaku sprawiła mi ogromną przykrość. Co by nie mówić, jest to jednak poważna skaza na wizerunku wydawnictwa.
Ale już wylazłem i nawet spróbuję jakiś nowy wpis wykombinować. 🙂
Zastanawiałam się, czy wypada mi na blogu prosić o coś, ale pomyślałam sobie, że może?
Zamieściłam tę notkę również u Łasuchów.
Nie chodzi o mnie. Jest kobietka – pisałam o niej w „Gosposi do wszystkiego” – z zanikiem mięśni. Jeździ na wózku, sprawną ma tylko jedną rękę i troszkę drugą. Żyć jako tako pomaga jej pies, golden retriever Igor, który przynosi jej różne przedmioty, zdejmuje skarpetki, podnosi jej głowę gdy opadnie, a ona nie ma siły podnieść sama. I tak dalej. Z tą całą chorobą Magda skończyła studia i teraz robi doktorat – o Ani z Zielonego Wzgórza, którą tu dopiero co wspominano. Dostała pracę w urzędzie miasta Tychy i stara się normalnie pracować (przy kompie). Mało tego wszystkiego – jeździ do przedszkola z dziećmi autystycznymi i prowadzi tam dogoterapię, oczywiście ze swoim Igorem, który ma świętą cierpliwość i te dzieci mogą się na nim dowolnie turlać. Jakbyście chcieli zobaczyć ją i psa, to prowadzi blog http://www.blondyniblondyna.blox.pl – pisze tam głównie o swoim psie, ale przez to widać, jak żyje.
Teraz prośba. Dowiedziałam się, ze Magda przeszła niedawno jakąś chorobę płucno-oskrzelową i byłaby umarła, bo ona nie może sama kasłać – te zanikające mięśnie nie mają tyle siły. Uratowała ją maszyna, niejako kaszląca za nią. No i Magda teraz potrzebuje 25 tysięcy, żeby sobie taką maszynkę nabyć. To się nazywa koflator.
Bobiku, czy mogłabym podać namiar na fundację opiekującą się Magdą? Może ktoś z Was nie zrobił jeszcze nic ze swoim 1 procentem albo chciałby pomóc niezwykle dzielnej dziewczynie.