Zwierzęcy obyczaj

pon., 10 listopada 2008, 05:41

Jak może już zauważyliście, jestem wielkim zwolennikiem wymiany intelektualnej między ludźmi a zwierzętami. Mam oczywiście na uwadze przede wszystkim dobro ludzi, bo jasne jest, że na takiej wymianie oni mogą więcej skorzystać. Przez skromność nie wspomnę już o tym, czego mogliby się nauczyć od psów, ale przecież nawet pierwszy z brzegu pająk czy rekin jest autorem patentu, którego ludzie mu zazdroszczą, a i niejedna papuga potrafi się wypowiedzieć sensowniej od ludzkiego papugi, chociaż żaden Wołomin jej nie płaci.
Ale największe korzyści ludzie mogliby osiągnąć obserwując zwierzęce zachowania i mechanizmy socjalne. Nie będę tym razem wracał do moich ulubionych słoni, bo i inne gatunki zasługują na baczną uwagę. Goryle na przykład mają genialny mechanizm wyborczy. Przywódcą ich stada może zostać wyłącznie samiec o srebrnych plecach. Takie plecy pan goryl uzyskuje od natury dopiero wtedy, kiedy do pełnienia przywódczej roli jest biologicznie i emocjonalnie dojrzały (trzeba przyznać, że u goryli częściej idzie to w parze, niż u ludzi), a wcześniej musi sygnalizować wszem i wobec swoją niedorosłość do wiodącej roli za pomocą czarnopopielatego futra na tylnej części ciała. Nie trzeba chyba długo wyjaśniać, ile trudów i wydatków, rozterek i niepewności, zawodów i rozczarowań oszczędziłoby wyborcom takie jasne i wyraźne oznakowanie kandydatów. Wyobrażacie sobie taką sytuację?

Hasłem „ci, co wybiorą cię
są urodzeni w czepkach”
rozpoczął przedwyborczy bieg
wiec kandydata Zleppka.

Zleppek na podium gładko wszedł,
zwycięski gest wykonał
i obiecywać zaczął wnet
na wierzbie winogrona.

Każdej dziewicy smoki trzy
każdemu paszy harem,
a mówił wszystko to przez łzy,
z patosem oraz żarem.

Wykazał, kogo trzeba bić,
gdzie wróg ma sprośne leże,
gdy zaś mu nieco zbrakło sił,
podpierał się papieżem.

Na ziemi obiecywał raj
(któż temu mógł nie ulec?)
a biednym zaraz oddać chciał
ostatnią swą koszulę

I w tym momencie właśnie, gdy
tak puszył sie na wiecu,
przyskoczył doń ktoś z tłumu i
koszulę zdarł mu z pleców.

Zamarła świta, zemdlał widz,
zatrzęśli sie goryle,
widzac, że Zleppek nic a nic
srebrnego nie mial w tyle.

Gdybyż srebrnego futra ślad
nikły jak swiatło świecy…
Lecz gdzie tam! Zleppek sklęsł i zbladł,
bo miał wyłącznie plecy.

Nie zdzierżył tu goryli szef –
do miejsca, gdzie kończyły
te plecy nazwę, swoją pięść
przyłożył z całej siły.

Kandydat, w ruch wprawiony tym,
przetoczył się przez podium,
a szef goryli warknął: „spłyń,
i weź na siebie odium!”

Tu puknął się wyborców tłum
w zroszone potem czoła,
w zdrowym odruchu krzyknął „buuuu!”
a potem „spłyń!” zawołał.

Jak trudna na instynktach gra
niniejszym daję cynk tu:
można przedobrzyć czasem (ba!)
i polec od instynktu.