Lassie

Lassie nie wraca ranki i wieczory,
aż trudno wszystkie je zliczyć…
Auta na drogach i obok tuż tory,
a ta się włóczy bez smyczy!

Gdzieś ty, o, Lassie? (Tu nuta się tęskna
zjawia w posępnym mym wyciu.)
Czyś do azylu trafiła, nieszczęsna,
i do dziś tkwisz w tym psim kiciu?

Czyś się zadała z bezdomnych psów hordą
i szukasz resztek w śmietnikach?
czy trawę może gryziesz kręcąc mordą,
a przy tym niby byk brykasz?

Pomnę, wtulony w twą sierść moherową
roiłem sobie bógwico,
a ty kudłatą kiwałaś mi głową,
swym rodowodem się szczycąc.

Nad brzegiem rzeczki, naiwnym szczenięciem
będąc, targałem twe uszy
i podgryzałem twe pięty zawzięcie,
by potem spocząć u gruszy.

Choć narzekali słowicy i szpacy,
nas się trzymały psie figle,
zwłaszcza że udział w nich brał też Pankracy,
a był to smok z dużym biglem

Gdzie niegdysiejsze podziały się śniegi
i gdzie ta Lassie przepadła?
Jeśli w koszyszku u mego kolegi,
to bodaj dziś nic nie jadła!

Zwykle tak miłe wszystkiego początki…
Wsio jasno. Hossa bez bessy.
A potem wrednie plątają się wątki
i pamięć zdradza. I Lassie.