Bitwa

Zoczywszy, że mu Bobik pogonił kurczaki,
gospodarz nadbiegł wrzeszcząc: paszoł ty won w krzaki!
Krzaki? Jest to idea pieskowi nieobca,
prawdę mówiąc każdego wabi psiego chłopca,
bo w krzakach mogą zdarzyć się rzeczy ciekawe…
Że wyłożę dokładnie tu kawę na ławę,
może w tych krzakach suczki pojawić się ciało,
co dla psa nie jest sprawą błahą ani małą.
A jeszcze gdy z zapachu jest ona ponętna,
odpowiedniego wzrostu, do zabawy chętna,
nieskrępowana smyczą oraz bez dozoru,
to zawsze warto dla niej udać się do boru.
Tak więc Bobik za krzaczki podyrdał po cichu,
urwawszy się przemyślnie psiemu towarzychu,
(bo konkurencja nie śpi, pies stary czy młody
zaraz by z nim spróbował pospieszyć w zawody),
a znalazłszy się wreszcie pod jakąś kaliną,
za futrzaną się zaczął rozglądać dziewczyną.
Lecz co to… zza sąsiedniej wierzby, jak zza tarczy,
wygląda łeb kudłaty i okropnie warczy.
Biada! Foksterier podły dążył jego tropem!
Już lepiej by się było spotkać z praczem szopem,
niż z tą bestią zaciętą, węszącą za śladem
każdego, komu tylko da się wejść w paradę.
Lecz nie z Bobikiem te numery, foksterierze,
wiadomo wszak, że z niego jest bojowe zwierzę,
co nie czekając znikąd zachęty do draki
na wroga rzuca się i wpija w jego kłaki.

Już bitwa się zaczyna, nie ustąpi żaden,
ach, tego nie opisałby Bandrowski-Kaden:
fruwają kłęby kudłów, błyskają zębiska,
darń spod łap rozjuszonych kawałami pryska,
a nad owym żywiołów dzikich rozpętaniem
rozlega się straszliwe, gromkie ujadanie.
Krew się z rozdartych uszów leje potokami,
foksterier z lewej strony atakuje kłami,
a z prawej usiłuje zahaczyć pazurem,
wzniecając przy tym kurzu niebotyczną chmurę.
Bobik, choć nieco mniejszy, chociaż raczej drobny,
przy walce do tygrysa robi się podobny,
w ogon się przeciwnika wgryza i nie puszcza,
aż wrzask usłyszy taki, jak stąd aż do Tłuszcza,
a i wtedy zawzięcie, sposobem buldoga,
w zębach dzierży wrażliwy ten kawałek wroga,
dopóki nie zobaczy, że ów z sił opadnie,
zawyje, łeb opuści i podda się snadnie.
Takiż i foksteriera był koniec żałosny –
za to, że chciał przeszkodzić w zapałach miłosnych,
musiał z pola potyczki czmychnąć zawstydzony,
wlokąc smętnie za sobą ogon wystrzępiony.

Natenczas Bobik chwycił leżący na trawie
patyczek i beztroskiej oddał się zabawie,
a że żadna psia dama w tym leśnym zakątku
zjawić się nie raczyła, rzekł w końcu: w porządku,
widzę, że się ksiutami dzisiaj nie nacieszę,
siknę więc i się udam w domowe pielesze.