Popular Tags:

Twórcza myśl

wt., 8 września 2009, 13:50

Bobik siedział na tarasie i nic, ale to nic nie przychodziło mu do głowy. Czuł się dosyć zawiedziony, bo wydawało mu się, że zrobił wszystko tak, jak trzeba. Wysprzątał głowę… no, może nie z niemiecką dokładnością, ale na tyle, żeby nie zniechęcała już od pierwszego wejrzenia. Przygotował zakąski, orzeźwiające napoje, a w razie czego mógł nawet szybko odgrzać bigos albo groch z kapustą. Tu i ówdzie przypiął jakiś kwiatek do kożucha, żeby estetyka też wyszła na swoje. Wszystko czekało na wizytę Twórczej Myśli, ale bez najmniejszych widocznych skutków.
– Żebym chociaż wiedział, jaki popełniłem błąd – odezwał się ponuro do Kumpla, który bez żadnego szacunku dla bobiczej frustracji napawał się zapachem wykopanej ze schowka pod krzakiem bzu kości.
Kumpel oderwał się od gnata i zauważył przytomnie:
– Może żadnego? Słyszałem, że spiritus flat ubi wójt.
– No, do wójta chyba nie pójdziemy! – zdenerwował się Bobik. – A nawet gdybyśmy poszli, to nie ma żadnej gwarancji, że ona tam jeszcze będzie. Jak lata, gdzie chce…
Kumpel obrzucił Bobika wzrokiem dość krytycznym.
– Wiesz co? – spytał głosem, w którym również pobrzmiewały nutki krytycyzmu – A może ty byś się tak nie napinał? Zobacz – pogoda, że tylko brzuch do niej wystawić, zapas kałużanki w dziurze koło furtki, a i miska pustką nie świeci. Może byś, jak każdy normalny pies, wziął i odczuł z tego przyjemność, zamiast stale czekać na jakieś bógwico, które najwyraźniej ma cię gdzieś?
– A jak przestanę czekać i Twórcza Myśl właśnie wtedy przyjdzie? – zaniepokoił się Bobik.
Kumpel spojrzał na niego z politowaniem, westchnął i pokręcił łbem, zastanawiając się, czy tak beznadziejny przypadek zasługuje na dalszą konwersację. W końcu uznał, że kumpelstwo jednak zobowiązuje, nawet jeśli gruntowne wyjaśnienie koledze zawiłości życia wymaga sporego wysiłku.
– No właśnie! – powiedział i oddalił się w celu sprawdzenia, czy Bobik nie zakopał jakiejś kości również pod malinami.

Oj dane, dane

czw., 27 sierpnia 2009, 13:01

Labradorka przyglądała się Bobikowi podejrzliwie. Już od kilku minut wpatrywał się w sufit, wskakując chwilami na krzesło, zeskakując z niego, stając słupka, ale niezmiennie ze wzrokiem skierowanym w górę. Wprawdzie nie było to wydarzenie na miarę nowej wypowiedzi Palikota albo reakcji Kancelarii Prezydenckiej na tę wypowiedź, niemniej jednak sprawa wydawała się na tyle intrygująca, że opłacało się poświęcić parę minut drzemki dla jej wyjaśnienia. Po paru bezskutecznych próbach znalezienia dyplomatycznego wstępu postanowiła zaryzykować i zapytać uprzejmie, ale bez owijania w bawełnę.
– Czy mógłbyś mi wyjaśnić, czemu się tak gapisz w ten sufit?
– Danych szukam – odpowiedział Bobik, nie okazując szczególnych emocji.
– Danych? – zdziwiła się Labradorka. – I z sufitu chcesz je wziąć?
– Wszyscy tak robią! – zapewnił Bobik. – Jest to sprawdzona i bezpieczna metoda. Nikt nie patrzy, skąd są dane, tylko wszyscy się cieszą, że w ogóle są. Sierżant Gugiel się cieszy. Inspektor Analityks się cieszy. Ja się cieszę. Żurnaliści wiwatują. Publiczność szaleje. Na końcu ktoś dostaje order i pojawia się w Wikipedii. Czy dla takich chwil nie warto powpatrywać się w sufit?
– A czy to aby jest w po… – zaczęła z namysłem Labradorka
– W potrzebie stosuje się środki nadzwyczajne – przerwał jej Bobik. Jak się nie ma pod ręką sufitu, to bierze się dane z powietrza. To trochę bardziej pracochłonne, bo najpierw trzeba je uzdatnić, ale też skuteczne.
– A musi się te dane w ogóle skądś brać? – zastanowiła się Labradorka
– Bezwzględnie! – obruszył się Bobik – Jeżeli mówisz lub piszesz cokolwiek bez podania danych, to wychodzisz na jełopa, nieuka, czy fantastkę. W końcu nikt nie może mieć tak ni stąd ni zowąd zaufania do twojego rozsądku albo uczciwości. A z danymi zaraz zaczynasz sprawiać poważne i uzasadnione wrażenie. Tak że zamiast kombinować, dzielić włos na cztery zapałki i podawać w zwątpienie, lepiej mi pomóż patrzeć w sufit, a potem to my już temu światu pokażemy!

Szczeniakiem być

pon., 17 sierpnia 2009, 11:13

– Bycie szczeniakiem nie jest, wbrew pozorom, łatwiejsze od bycia kimkolwiek innym – oświadczył Bobik, obserwując kosa, który jak zwykle droczył się z nim i wydziobywał dżdżownice prawie sprzed jego organu węchowego.
Labradorka podniosła łeb w sposób jak na nią wyjątkowo rozbudzony.
– A dlaczego miałbyś być kim innym? – zapytała z niebotycznym zdumieniem.
– Czasem by się przydało – odparł marząco Bobik. – Gdybym był na przykład tym wielkim, szarym dogiem spod ósemki, wzbudzałbym respekt samym wyglądem i nikt by mi nie podskoczył. A gdybym był kotem, potrafiłbym łapać ptaki – dodał na tyle głośno, żeby nie mogło to ujść uwagi kosa.
– Gdybyś był wielkim dogiem, żyłbyś krócej i miałbyś dysplazję stawów biodrowych – zauważyła trzeźwo Labradorka. – A bycie kotem doprawdy nie jest czymś, co powinno przychodzić do głowy przyzwoitemu psu, nawet w wieku, w którym o życiu ma się jeszcze dość słabe pojęcie!
– Ale ja właściwie nie o tym… – zmieszał się Bobik. – Chciałem tylko powiedzieć, że bycie szczeniakiem wcale nie jest takie proste, jak by się z boku mogło wydawać. Wszyscy myślą, że taki szczeniak tylko je, śpi, bawi się i nie ma żadnych problemów. A ja przecież mam duszę! Nawet gdyby wszystkie kłopoty postanowiły poczekać, aż dorosnę, samo posiadanie duszy jest już wystarczającym kłopotem!
– Dusza? – zainteresowała się Labradorka? – Czy to się je?
– W tym właśnie kłopot, że nie wiadomo, czym to się je – westchnął Bobik. – Wiadomo tylko tyle, że to jest w środku i czasem boli.
Labradorka straciła zainteresowanie. Położyła łeb na łapach i mruknęła sennie
– Nie radzę ci się przyznawać do tego, że coś cię boli w środku. Zaprowadzą cię do nieludzkiego lekarza i tyle będziesz z tego miał. A jak się nie przyznasz, to samo przejdzie. Mnie w każdym razie przechodzi.
– No widzisz, dlatego łatwiej jest być tobą niż mną – podsumował Bobik, chcąc chociaż raz mieć rację. Nie rozwiązywało to wprawdzie żadnego z jego problemów, ale było dość przyjemne i dawało coś w rodzaju poczucia mocy. Na tyle, że Bobik, nie zważając na dotychczasowe doświadczenia, podskoczył i spróbował złapać kosa.
Kos odfrunął, nie usiłując nawet udawać, że się przestraszył. Bycie szczeniakiem, nawet takim, któremu czasem udaje się mieć rację, jeszcze raz okazało się trudniejsze, niż się wszystkim wydaje.

Lekcja poglądowa

wt., 4 sierpnia 2009, 13:50

Labradorka znalazła dużą, słoneczną plamę na tarasie i wpasowała się w nią tak, że tylko koniuszek ogona zmuszony był pogodzić się z częściowym zacienieniem. Bobik nie bardzo miał serce naruszyć obraz tak doskonałej harmonii między psem i światem, ale dręczące go pytanie domagało się natychmiastowej, albo jeszcze szybszej odpowiedzi.
– Czy wiesz może, co to jest immunitet? – zagaił ostrożnie, na wszelki wypadek zachowując przyzwoitą odległość od potężnego łapska sąsiadki. – Wszyscy w kółko o tym mówią, ale jakoś trudno mi się dorozumieć, na czym toto polega.
Labradorka nie raczyła nawet poruszyć powieką, nie mówiąc już o wdaniu się w wyczerpujące dosłownie i w przenośni wyjaśnienia.
– Słuchaj – spróbował jeszcze raz Bobik, decydując się tym razem na pełne ryzyko – ja wiem, że jesteś bardzo zajęta i rozumiem, że słońcowanie się jest w życiu każdego psa sprawą podstawowej wagi. Ale takie będą Rzeczypospolite, jako nauczenie Jasia, żeby Jan umiał, więc może jednak zdobyłabyś się na przyjęcie postawy obywatelskiej i wytłumaczenie mi, co to takiego ten immunitet?
Naiwna, szczenięca prowokacja nie odniosła pożądanego skutku. Postawa Labradorki nie uległa najmniejszej zmianie, mimo że ogon coraz bardziej pogrążał się w cieniu. Bobik odczuwał coraz większe rozczarowanie, a gdzieś w dole krtani pojawił się nawet drobny zalążek złości. Świadomość różnic w rozmiarach i pozycji w stadzie nie dawała temu zalążkowi w pełni się rozwinąć, ale sama jego obecność jakoś dziwnie zmuszała Bobika do dalszego drążenia.
– Nie bądź taka! – zaszczekał rozpaczliwie, starając się tym razem zaapelować do poczucia przyzwoitości Labradorki. – Nie możesz mnie przecież tak całkiem lekceważyć! Pytam cię i pytam o ten immunitet, a ty się cały czas migasz. To nie jest fair, żeby tak ogóle nie odpowiadać!
Labradorka otwarła oko, spojrzała z lekką pogardą na bliskiego płaczu Bobika i wycedziła
– Nie odpowiadam i w ten sposób udzielam ci lekcji poglądowej, gówniarzu. A teraz zmiataj i nie zakłócaj mojego dobrego samopoczucia.
– A co to jest lekcja poglą… – zaczął uradowany z nawiązania jakiegokolwiek, choćby czysto werbalnego kontaktu ze starszyzną Bobik i nagle pojął, że rozpowszechniony pogląd, jakoby psy nie potrafiły poruszać się w powietrzu, dość zdecydowanie mija się z prawdą. Przelatując nad płotem stwierdził jeszcze ze zdumieniem, że w niewyjaśniony sposób ten lot przybliżył go jednak o krok do zrozumienia, czym jest immunitet, a czym na pewno nie jest.