Martyrologia z tromtadracją
Martyrologia z tromtadracją
raz poszły na wycieczkę,
żeby w zetknięciu z inną nacją
rozerwać się troszeczkę.
Udały się w granicy stronę,
konkretnie na południe
(a był słoneczny, rześki dzionek
i słonko grzało cudnie)
Martyrologia krwią zalana,
szczególnie z prawej strony,
jej towarzyszka zaś odziana
w stosowne diapazony.
Granicę spoko przekroczyły
(sąsiedzi wszak nie wilcy),
knedliczki w knajpie zamówiły
i piwko, jak tubylcy.
Słuchają chwilę o czym mowa,
słupiejąc w przerażeniu,
bo o narodzie ani słowa,
ni dudu o cierpieniu.
Więc jedna w trąby dąć zaczyna,
że rozmów gwar aż zamilkł
a druga płacze jak dziecina
i dzwoni kajdanami.
Knedliczek wystygł i prysnęli
bywalcy gdzie pieprz rośnie,
a one wciąż o Cytadeli
i o rozdartej sośnie.
Bo w tym zabawa, by spróbować
swojego wcisnąć ducha,
nie bacząc, że się sąsiad chowa
i pstrzy na portret mucha.
najnowsze komentarze