Ad acta

śr., 25 stycznia 2012, 17:31

Bobik właśnie kończył zamykać na patentowany zamek szufladę w komodzie, kiedy zauważył Labradorkę stojącą w drzwiach i patrzącą mu na łapy.
– Co jest tej szufladzie? – zapytała nieufnie.
– Iii, nic takiego – spróbował zbyć Bobik. Ale sąsiadka zbyt dobrze go już znała, żeby tak bez niczego dać się spławić.
– Co jest w tej szufladzie? – powtórzyła pytanie, tym razem z naciskiem, który miał podkreślić dzielącą ją od Bobika różnicę rozmiaru.
– No, dobra, niech ci będzie – ugiął się Bobik pod naporem wielkościowego argumentu. – Tam są akta. Okropnie ważne dla psiości, więc musiałem je utajnić i trzymać pod kluczem. Wyobrażasz sobie, co by było, gdyby dorwał się do nich przypadkowy foksterier albo wyżeł?
– No, nie wiem… – zawahała się Labradorka. – Skoro te akta są takie ważne dla psiości, to może nawet byłoby wskazane, żeby psy mogły się z nimi zapoznać?
– Nigdy w życiu! – wykrzyknął Bobik z oburzeniem. – Zaraz by się zaczęło, że temu się nie podoba to, a tamtemu znowuż tamto i tylko by się mętlik z tego zrobił. Dla wszystkich lepiej, żebym tylko ja miał dostęp do tych akt. Nie ma wtedy żadnych kłótni i żądań, bo nikt nie wie, że mógłby się kłócić albo żądać. Wiesz, jak to się mawia – czego nos nie wąchał, tego sercu nie żal.
– A jak psy się jednak dowiedzą, że te akta przed nimi ukrywasz i będą na ciebie wściekłe? – wyraziła kolejne zastrzeżenie Labradorka.
– Niech sobie będą – lekceważąco machnął łapą Bobik. – Nie boję się wściekłych bliźnich, szczepiony jestem. A poza tym już tyle razy ktoś mi coś miał za złe i zawsze jakoś tak zamotałem, że wychodziłem na swoje. Dlaczego tym razem miałbym nie wyjść?
Labradorka nie mogła się oprzeć, żeby nie przemycić do rozmowy zwyczajowej dydaktycznej przypowiastki.
– Przypomnij sobie, jak było z naszym kuzynem – powiedziała ostrzegawczo – Nosił razy kilka, a potem nagle jego ponieśli.
– Ty mnie chcesz chyba zdenerwować! – zawarczał Bobik. – Ale ja się nie ugnę przed żadnym straszeniem ani szantażem. Już i tak ci zrobiłem uprzejmość, że cię wysłuchałem, a teraz wszystko, co powiedziałaś, odłożę ad acta i będę robił, co mi się podoba.
Labradorka ze zniechęceniem potrząsnęła łbem i poczłapała w kierunku swojego ogrodu, mrucząc coś niezrozumiale pod nosem.
Szczeniak odetchnął z ulgą. Nie lubił, kiedy rozmowa zbaczała na tak nieprzyjemne tematy. A mogłoby zrobić się jeszcze nieprzyjemniej, gdyby Labradorka zajrzała do szuflady i odkryła, że oprócz akt są tam również akty. Pewnie by się wtedy zaczęło jakieś ględzenie o moralności, a tego nie lubił jeszcze bardziej.