Zasadzki szczekania
– Cześć Bobik! Jak ci się szczeka? – wykrzyknął dziarsko Dobry Kumpel, wpadając jak zwykle bez pukania do ogrodu.
– Trudno – odparł Bobik i dla podkreślenia swojego słowa zwiesił ponuro łeb.
– Trudno? – zdziwił się Dobry Kumpel. – Cóż może być trudnego w szczekaniu? Przecież to samo wychodzi. Chyba nie znam łatwiejszej rzeczy, poza machaniem ogonem, rzecz jasna.
– To ci się tylko tak zdaje – warknął niechętnie szczeniak. – Szczekanie jest pełne min, o których nawet nie wiemy, póki się na nie nie nadziejemy.
– A, już wiem – mrugnął porozumiewawczo Dobry Kumpel. – Czasem trzeba zrobić dobrą minę do złej gry albo odwrotnie.
– To też – przyznał Bobik. – Ale właściwie chodziło mi o miny wybuchowe. No, wiesz, takie, co robią huk, a potem trzeba zbierać kawałki.
– Coś ty? – zdziwił się Kumpel. – Mnie się jeszcze nic takiego nie zdarzyło. Różne głodne kawałki zasuwałem, ale nigdy mi nie wybuchło.
– Może znasz jakiś trik – wysunął przypuszczenie Bobik. – Ale widać nie wszyscy znają i stale przez to coś wybucha.
– A nie można tych min jakoś omijać? – podsunął Dobry Kumpel.
– Nie wiem, czy można. Ale gdyby to było takie proste, to by tak stale nie wybuchało.
– I to tak wszystko od twojego szczekania? – spytał Dobry Kumpel z niedowierzaniem.
– Ach nie, skądże. Nie tylko od mojego. To się ostatnio jakoś tak w ogóle dzieje, że niby wszyscy chcą do siebie nawzajem szczekać, ale co zaczną, to zaraz jakaś mina wybucha.
– No tak. – powiedział Dobry Kumpel dość bezradnie. – Od czegoś takiego może być rzeczywiście trudno się pozbierać
– A widzisz? – mruknął Bobik bez satysfakcji. – Przecież szczekałem, że trudno.
Wstał Schopenhauer z posłania,
luźne poprawił galoty:
dzionek już jest, kurde Frania,
trza by się wziąć do roboty.
Na koncie spore minusy,
wydawcy cosik nie płacą –
no, to wspaniałe są newsy,
będzie pocierpieć dziś za co.
W Nepalu okropna chryja,
kijek zakosił ktoś Szerpie –
coraz się ładniej rozwija,
oj, będzie za co pocierpieć.
Za miedzą też jakieś draki,
ktoś znowu uniósł się dumą –
dalej tak trzymać, chłopaki,
będę miał skąd brać zły humor.
Kotek mi zeżarł kolację,
barman nie daje na krechę –
cóż, to potwierdza mą rację,
że człek mieć musi deprechę.
To miecz mój i moja tarcza:
cierpienie, rozpacz i bezsens,
a świat bezsensu dostarcza
w nadmiarze, wciąż idąc w bessę.
Tylko z tą wiosną co począć?
Nachalne toto aż boli,
tu kwiatki podsuwa oczom,
tu ptaszkom każe świergolić…
Precz z nią! Niech jej się nie zdaje!
Ja chcę od głowy do pięty,
w ramach fachowych mych zajęć,
być nieustannie ścierpnięty! 👿
You Can’t Fire Me – I Quit!
http://marknesop.wordpress.com/2011/10/30/you-cant-fire-me-i-quit-the-canonizing-of-alexei-kudrin/
Bo wszystko musi byc dobrze w ogrodzie
http://www.youtube.com/watch?v=YgGvd1UPZ88
A ja chyba wyrastam na „po co babcię martwić, niech się babcia cieszy”.
Do własnego życia i problemów dokładać cały świat, widziany oczami dziennikarzy żądnych sensacji i gardzących chyba czytelnikami, skoro karmią ich taką mierzwą.
Z powodu nadążania, ale za czym?
A wiosna, niech wiosne
Nie Schopenhauera zobaczy!
No to lecę w teren, żeby zobaczyć, czy tam Schopenhauer, czy wiosna. 😉
dla frakcji o „Encyclopaedia Britannica”- koniec papieru? w
encyklopediach TAK
http://www.sueddeutsche.de/kultur/encyclopaedia-britannica-stellt-print-ein-angekommen-im-digitalzeitalter-1.1308518
Tytul w GW:
Borusewicz dostał Legią Honorową od Sarkozy’ego
😯
Dobrych wiadomości multum! A, koniec okopów na dzisiaj. B, już za 10 godzin będę w Gdańsku 🙁 . C, nie wsadzam rąk w ziemię. D, nie czytałem jeszcze GW. E, Bobikowi wypsł się wierszyk. F, najwyraźniej Helena ma okulary. G, orteq przestaje nudzić.
😆
Rysiu, mam wrażenie, że Britannica już jakiś czas temu przestała się drukować? I to spory czas temu.
Najtaniej legalnie można kupić w Moskwie 🙂
Britannica! W mojej bibliotece zajmuje wraz z suplementami okolo dwu metrow polek, wydanie z 1970 r. Piekne brazowe tomiszcza ze zlotymi literami i stylizowanym ostem na grzbietach. Duzo za duzo miejsca zajmuja jak na publikacje, do ktorej ostatni raz zagladalam 10 lat temu, szukajac historii ryciny W. Blake’a o Pielgrzymach Kanterburryskich. Znalazlam tylko niezbyt wystarczajaca mi wzmianke o pracy zmowionej u Blake’a przez wydawce w 1813 r, ktory w ostatniej chwili sie wycofal i jej nie kupil. Ale rycina, miedzioryt, zostala. Ale tego wszystkiego dowiedzialam sie juz nie z Britanniki, tylko z ksiazki Kathleen Raine, poetki i specjaistki od Blake’a, ciotki ulubionej kolezanki z BBC Mary Raine, politycznej komentatorki.
Jak juz wyciagam z ciasno ustaionych rzedow ktores z tych tomow encyklopedii, to najczesciej czytam wszystko jak leci, zwlaszcza jak zafascynuje mnie ilustracja. Ilustracje sa bardzo piekne, staranne, kolorowe.
Tyle razy w ostatnich latach zastanawialam sie czy nie wyrzucic Britanniki i zwolnic dwie dlugie polki z tych cegiel. A potem zaraz przypomonalam sobie, ze Britannica jest prezentem od Ojca – kupil ja z mysla o mnie, kied byla „specjalna oferta” dla naukowcow i nauczycieli akademickich. Nawet wtedy byla okropnie droga. KOrzystalam z niej bardzo czesto kiedy pracowalam w gazecie. Bog mi swiadkiem, ze staralam sie nie zrzynac na chama, ale ilez razy byla dla mnie ostatnia deska ratunku i inspiracji gdy np. trzeba bylo napisac „cos okolicznosviowego” na temat Dnia Dziekczynienia. Obkladalam sie wtedy tomami i szukalam jakiegos „innego kata”, pametajac, ze przed rokiem juz sie wymadrzalam na temat Indyka, Indian i Fajki Pokoju. Tym razem trzeba cos nowego, ale co? „Okolicznosciowe” kawalki zadawala mi Pani redaktor Najblizsza Kuma i nie wypadalo mi dac znowu cos oklepanego, jakiegos ple-ple, no, nie honor i juz. Britannica zawsze dostarczala inspiracji.
Potem, kied zaczelam pracowac w radiu tez jeszcze Britannica sie przydawala, ale zagladalam do niej coraz rzadziej – ma to cos wspolnego z dynamika pracy radiowej, ktora ma znacznie krotsze deadlines niz nawet praca w gazecie codziennej.
No i teraz juz naprawde rzadko sciagam z polki. Sciagam wlasnie, a nie wyjmuje, bo ciezkie to i grube i wysokie.. Wiec stoi to i stoi – martwe tomy, cmentarz . Gdybym sie ich pozbyla, tyle miejsca bym zyskala.
Teraz, kiedy wiadomo, ze Britannica nie bedzie juz wychodzic w calej swej fizycznej urodzie, chyba dam sobie spokoj i nie bede sie zmagala z decyzja – pozbyc sie czy zostawic.
Oczywiscie, ze zostawic.
Heleno, po wydaniu z roku 1970 (naprawdę znacznie starsze) było następne, w 1985, w którym się dość istotnie zmieniła. Miała trzy części, Mikropedię (dużo krótkich haseł), Makropedię (mało długich) i Index. I dorobiła się 30 tomów. Teraz okładki są kolorowe (a raczej były…).
Może powinnaś odświeżyć 🙂
Ja mam na DVD i nie krzywduję sobie…
Moja ma 24 tomy i suplementy.
Kiedy nie czas by dowierzać mediom
wesprzyj się brachu encyklopedią
jeśli nie jesteś całkiem ponurak
spójrz co tam piszą o słowie: burak
warto przypomnieć sobie czasami
że zaskakuje życie zmianami
kiedyś czerwone, zwykłe warzywo
dziś raczej facet co patrzy krzywo
niby to samo ma przed oczyma
co ty, lecz onże wargi wydyma
i się nie zgodzi z tobą za Boga
bo mu odmienność nad wszystko droga
kiedy z nim zatem masz do czynienia
wiedz, że znaczenie słów wciąż się zmienia…
Zeen, naprawde zazdroszcze Ci Talentu! 😆 😆 😆
Dzień dobry. 🙂
Z tekstu linkowanego przez Rysia wynika, że ostatnie papierowe
wydanie Encyklopedii z 2010 roku ma 32 tomy, waży prawie 60 kg, kosztowało 1400 Euro.
O cenie wydania cyfrowego nie piszą.
Pierwsze tegoroczne poważne prace w ogrodzie mam za sobą.
I dłuższe rozmowy z sąsiadami też. 🙂
Moja z 1971 r. kosztowala bodaj $600, z rabatem dla pracownikow naukowych bodaj $450.
Nie dla „frakcji” też napisali:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114881,11338888,Po_244_latach_koniec_z_drukowaniem_Encyklopedii_Britannica.html
A w Polsce właśnie PWM skończył druk Encyklopedii Muzycznej. Zaczęto ją wydawać jeszcze w moich studenckich latach. Mam gdzieś jeszcze talon na subskrypcję, który nigdy nie był mi do niczego potrzebny 😈 Odstępy między wychodzeniem kolejnych tomów wynosiły po kilka lat i były takie momenty, że nikt nie wierzył, iż rzecz uda się doprowadzić do końca 😉 Ale udało się, i to z tą samą redaktor naczelną, p. dr Elżbietą Dziębowską – to rekord 🙂
Ta encyklopedia jest tylko na papierze. Teraz potrzebna byłaby kasa na wrzucanie do sieci. Ale jej nie ma.
Wspolnie zbudujemy IV RP na Wegrzech:
http://wyborcza.pl/1,75248,11342827,Prawica_jedzie_na_Wegry__wspierac_odbudowe_suwerennego.html
Moze, z Boza laska, uda nam sie rozpetac nawet wojne domowa?
I mozna bedzie wyslac wszystkie brygady Kaczynszczakow zeby wspierali Orbana w jego sluznej walce z masonslo-libertynsko-zapaterpwskim lewactwem?
To Pani Historia sie usmieje 🙂
Tu się nie ma co śmiać, na Słowacji też Fico wygrał wybory 👿
No, na wszystkich nam tych miedzynarodowych brygad chyba nie starczy. Z calym szacunkiem, ale Slowacy beda musieli sie sami pofatygowac do walki z Unia jak im przestanie forse dawac. 🙄
Wlasnie jeszcze przecztalam, ze Episkopat Polski nie zamierza godzic sie na wyplate jakichkolwiek odszkodowan ofiarom pedofilii w kosciele. gdzyz, zdaniem Michalika „istnieje niebezpiecznstwo przeniesienia winy z jednostki na instytucje”.
To batrdzo cekawe i naader oryginalne podejscie do prawa. Nalezaloby wprowadzic jakies modyfikacje do przepisow zdejmujacycxh wszelka odpowiedzialnosc prawna za partacka i niechlijna operacje, za katastrofy pociagow, zawalenia sie dachu w hali i za katstrofy samolotow ladujacych we gmle.
Jak to pisal zeen o najsmieszniejszym kraju?
Być może dobra informacja dla szczęśliwych posiadaczy kindle’a. http://www.spidersweb.pl/2012/03/woblink-otwiera-pierwsza-polska-ksiegarnie-dla-uzytkownikow-e-czytnika-kindle.html
Ja z prośbą.
Znany Wam z opowieści i blogu Magdy Kulus (www.blondyniblondyna.blox.pl ) golden Igor ma raka. Może uda się psa uratować – jak wiecie, jest on dla Magdy niezastąpiona pomocą. Magda forsy za dużo nie ma. Gdyby ktoś z Was chciał pomóc, to załączam fragment listu „goldeniarzy” z numerem konta.
Nie ukrywam, ze strasznie mi to leży na sercu.
Z listu Goldeniarzy:
Po serii badań (rezonansy, biopsje itd.) okazało się, że Igor ma nowotwór. Na dodatek umiejscowiony w uchu.
Wyniki biopsji, które przyszły z Idexx to:
„Jama bębenkowa: naciek raka płaskonabłonkowego z zajęciem/inwazją na kości
Komentarz:
Histologia potwierdza rozpoznanie raka płaskonabłonkowego.
Rak płaskonabłonkowy jest na ogół bardzo inwazyjnym nowotworem, wolno rosnącym, który jedynie sporadycznie dokonuje przerzutów.”
Igor jest pod opieką dr. Gawora. Na razie z uwagi na to, że dr. Gawor powiedział, że usuniecie narośli jest cholernie trudne, wręcz niemożliwe, bo jest w uchu Igora, po konsultacjach z kolegami z „zachodu” doszli do wniosku, że zalecane leczenie to radioterapia. Na razie jesteśmy w trakcie konsultowania tego zalecenia z polskimi specjalistami w dziedzinie leczenia nowotworów u zwierząt. Może udałoby się jakoś inaczej Igora leczyć.
Tak czy siak, Magda się zapożyczyła (nie będę tu przytaczała szczegółów) i w tej chwili na diagnostykę/badania poszło już około 3000 zł, a gdzie jeszcze leczenie. Magda przecież sama potrzebuje specjalistycznej pomocy. Leczenie Igora – czy to radioterapia, która jest wykonywana na Słowenii, czy leczenie farmakologiczne, czy tez jednak operacja (bardzo ryzykowna), będą kosztowały masę pieniędzy. Do tego Igor na chorą tarczycę i czekamy na wyniki badania nerek, bo tam coś tez było nie do końca w porządku. Igor nie może jeszcze odejść za TM, on ma jeszcze zadanie pomóc przy wyszkoleniu Egona, by Egon mógł godnie go zastąpić, gdy sam przejdzie na psią emeryturę.
Magda i Igor potrzebują naszej pomocy, bo kto jak nie Goldeniarze mogą pomóc???
Dlatego poprosiłam o pomoc Fundację Warta Goldena by za jej pośrednictwem można było wpłacać pieniądze na leczenie Igora. W związku z tym podaję (za zgodą Zarządu Fundacji) dane do wpłaty:
FUNDACJA WARTA GOLDENA
Numer rachunku: 45 2130 0004 2001 0576 8023 0001
dopisek: DLA IGORA
Pieniądze będą wydawane przez Fundację na leczenie Igora, Magda będzie zbierała rachunki, by móc się rozliczyć z zebranych pieniążków. Jeśli pieniążków będzie za dużo, Magda po rozmowie z Basią potwierdziła, że złoży oświadczenie, że te środki będą za jej zgodą przekazane na wsparcie innych fundacyjnych Goldenów. Każdy grosz się przyda – bardzo prosimy o wsparcie leczenia Igora.
Jeśli możecie, przekażcie informację znajomym.
No więc przekazuję, Koszyczku.
Nisiu, ok 🙂
John Godson Laureatem Plebiscytu Srebrne Usta http://www.polskieradio.pl/9/947/Artykul/543646,Trwa-Plebiscyt-Srebrne-Usta-2011 😀
No, dziś to się nalatałem… Ale mogę z pełną odpowiedzialnością oświadczyć, że Schopenhauer poległ pod żonkilami (na razie tymi niskimi, które wcześniej zakwitają) oraz stokrotkami. A jak zakwitną jeszcze te wysokie żonkile, których w mojej okolicy jest móstwo i trochę, to nawet nauczycile filozofii przestaną pamiętać, kto to taki ten Schopenhauer. 😈
Biedne psisko. 🙁 Mam nadzieję, że Magda zbierze dosyć, żeby mu przynajmniej znacząco przedłużyć życie.
Ech, to życie… Cały czas jakieś wredne niespodzianki trzyma w zanadrzu. 👿
Sorry, Nisiu, ze nie moge sie dorzucic do skarbonki, ale przelew z mojego konta na zagraniczne konto kosztuje w tej chwili bodaj £39, wiec nie ma to sensu.
Natomiast wyslalam natychmiast gratulacyjnego maila Godsonowi, choc kategorycznie sie nie zgadzam z tym cytatem, za ktory dostal te Srebrne Usta: ze jak mozna miec jedno dziecko, to mozna miec i drugie, trzecie i czwarte. Nagroda mu sie nalezy, napisalam do niego, bo uczy nas pieknie sie roznic i dalej zywic szacunek do oponenta.
Heleno, ja tylko z dusznego obowiązku, ale przecież wiadomo, co i jak.
A swoją drogą – po raz któryś jestem z Tobą szaleńczo – tym razem w sprawie debilnego określania urlopów ojcowskich jako „tacierzyńskich”. Jezusie, jak mnie to denerwuje! Podobnie jak rozpleniona wszędzie – w oficjalnych wiadomościach też – mama.
Mama porzuciła dziecko – alarmuje durny prezenter jeden z drugim. Urlopy dla mam. Ulgi dla mam.
Tamtaram.
MATKA.
Czy im się wydaje, tym infantylnym kiciusiom, ze tak jest lepiej?
Przecież MATKA jest tylko jedna!!!
Też mam problem z tymi cholernymi opłatami za przekazy. 👿 I często przez to nie mogę pomóc finansowo, kiedy chodzi o przesłanie forsy za granicę. Ale staram się to wtedy jakoś nadrobić na miejscu, bo mam skądsiś przekonanie, że w jakiejś tam ogólnej puli to się wyrównuje.
Nisiu, u nas w domu pod wieczór nieraz brzmi dumne hasło „bo bułkę mamy tylko jedną!”. 😈
Matka jest tylko jedna, Nisiu 😆
Nisiu, bo to jest „mama” protekcjonalne. Czasem w mniej, czasem w bardziej uświadomiony sposób, ale zawsze protekcjonalne. Można stosować w opisach, mozna jako formę zwracania się do obcych kobiet. Pielęgniarki i lekarze (ale głównie pielęgniarki) w szpitalu w stosunku do matek opiekujących się swoimi hospitalizowanymi dziećmi stosują tę formę. Idzie to tak: „Potrzymaj, mama” albo „Zmierz, mama, temperaturę” albo „No co, mama, kroplówka się skończyła i nie woła?” Matka w szpitalu = człowiek gorszej kategorii. Do pomiatania i „tykania” 👿
Wrrr… To jest taka koszmarna forma protekcjonalności, z którą strasznie trudno się walczy, bo na wyrażone zastrzeżenia zaraz padają argumenty, że to przecież miała być odzywka sympatyczna, miła i wyrażająca pozytywny stosunek.
Właściwie podobnie jak Murzynek w ustach pana Suskiego. 👿
Nie mamić mamą! 😈
Dokładnie jak Murzynek posła Suskiego. Na dodatek, jak Ci dziecię rzyga i leci z rąk, to nie przywołujesz nikogo do porządku, tylko koncentrujesz na priorytetach, ale szlag Cię trafia i masz w oczach żądzę mordu.
Teraz sobie uświadomiłem, że skłonność do tykania dorosłych pacjentek chyba rzeczywiście w żadnej dziedznie nie jest tak duża, jak w położniczo-pediatrycznej.
Bo tam są bezbronne 🙁
Ale w innych niestety też. Rzadko bywam (na szczęście) w szpitalach, ale raz mi się zdarzyło trochę dłużej i widziałam takie zachowania ze strony salowych czy pielęgniarek. Takie typu „no, wypierdziałaś się, babciu?” – excusez le mot, ale to autentyk 😈
Chory zawsze jest bezbronny.
Kierowniczka słusznie wspomniała o osobach w podeszłym wieku. One mają chyba najgorzej 🙁 Ja sobie trochę poleżałam. W szpitalu bywała moja mama i ciotki. Był kiedyś mąż. Z tykaniem spotkałam w trzech przypadkach: na położnictwie i patologii ciaży, na dziecięcym i na okulistyce. Ale na okulistyce leżała moja osiemdziesięcioletnie wówczas babcia. To bardzo znamienne.
Kiedys gleboka noca przywiozlam nasza bardzo leciwa przyjaciolke do szpitala na ostry dyzur, Czekalysmy wiele godzin, a kiedy przyszla wreszcie mloda lekarka i zaczela do niej mowic po imieniu, a do mnie skierowala pytanie”Co jej jest”?, odpowiedzialam bardzo lodowatym tonem: Pani pacjentka nazywa sie dr Suskind i jesli sie nie myle, potrafi mowic.
Zaraz byla inna rozmowa.
A inna moja pryjaciolka, z Nowego Jorku, tez bardzo leciwa na pytanie pielegniarki „Czy zrobilysmy dzisiaj kupke?”, odwooedziala: Ja nie, a za pania nie odpowiadam.
Trzeba by Gomrowicza, żeby nazwał ten rodzaj protekcjonalnego upupiania 👿
Gombrowicza 😳
Najgorsze, że te tykające osoby na ogół naprawdę są przekonane, że zachowują się „fajnie” i za diabła nie dotrze do nich, że zainteresowani takiego skracania dystansu sobie nie życzą.
Może by jakaś akcja w rodzaju „babcia też pani”? 😈
Oj, przydałaby się akcja społeczna na temat traktowania pacjentów w szpitalach. Szczególnie starców, dzieci i rodziców dzieci oraz ciężarnych kobiet.
Skoro udało się odpowiednio przeszkolić policjantów… Miałam przyjemność trzy razy z drogówką (i to wcale nie z powodu mandatu za prędkość, o nie!) i zawsze byłam pod wrażeniem wysokiej kultury osobistej panów policjantów w białych czapkach. Zupełnie serio.
Kiedy sama przebywalam dwa dni na intensywnej terapii po operacji, na wprost mojego lozka wisial taki Mission Statement na temat nie odzierania pacjenta z godnosci, m.in. zwracania sie do niego/niej w taki sposob w jaki pacjent sobie zyczy i nie zakladania a priori ze zyczy sobie aby go traktowano jak male dziecko.
I wszyscy mnie traktowali z szacunkiem, ponad to, ze slyszalam na wlasne uszy jak glowny pielegniarz powiedzial przychozacej na nowa zmiene pielegniarce wskazujac mnie palcem: she’s a real pest, bedzie sie domagala kostki lodu i znowu bedzie kapala na koszule. 🙄
Ja wtedy umieralam z pragnienia, a pic nie dawali.
Vesper, please…
wszystkim należy się jednakie – eleganckie – traktowanie a nie ZWŁASZCZA starcom, dzieciom i rodzicom oraz ciężarnym.
Czy młodym mężczyzną pielegniarki pomiatając, mniej grzeszą?
Zeenie, no przecież, że tak! Tylko że one młodymi mężczyznami nie pomiatają. One po prostu wiedzą, z kim mogą. O to chodzi.
Po moich doświadczeniach ze szpitalami też myślę, że jakieś doskonalenie zawodowe dla personelu medycznego nie byłoby od rzeczy. 🙄 Ale akurat tykanie zlikwidować byłoby dość łatwo – to wymaga tylko wyraźnego zarządzenia szefa: „pacjentów tykać nie wolno”. Tyle że szef najczęściej też takie protekcjonalne traktowanie pacjentów uważa za normalkę.
Mam nieco inne doświadczenia, które wskazują, że wyłącznie protegowani ordynatora mają jakie takie poważanie, reszta to jęcząco-srające dupki, którymi musimy się zajmować, zatem traktujemy ich jak śmieci. Niech sobie nie myślą, że my tu na ich usługi.
I nie generalizuję, bo tylko 97% szpitali tak ma, nie wszystkie…
Czyli w zasadzie jest równe traktowanie 😈
Ale z tykaniem do starców to jest jakaś plaga. Moja ciotka, pani w dojrzałym wieku, ale do staruszki jej daleko, niedawno trafiła do szpitala. W łóżku obok leżała kobieta w bardzo zaawansowanym wieku. Do ciotki zwracano się per pani, do staruszki obok per ty albo „niech wstanie”. Po czym kiedy staruszka zwróciła się do pielęgniarki per siostro, dostała reprymendę, że to obraźliwa forma, że należy sie do nich zwracać per pani. Taka wrażliwa na forms of address 😈
To moze jakis list do ministra zdrowia z tysiacami podpisow? „Szanowny Panie Ministrze, po straszliwej kompromitacji z wprowadzaniem nowej listy lekow refundowanych, z pewnoscia zechce Pan sobie poprawic notowania wsrod wdziecznych Polakow wydajac okolnik do wszystkich jednostek sluzby zdroiwa…etc” 😆 😆 😆
Yeah 😆
No bo z tymi formami letko ni ma. Jak z kolei do siostry zakonnej zwrócić się przez pani, to też się czasem kończy awanturą. 🙄
Albo do zakonnika per pan 😯 Zgroza, po prostu zgroza. Potwarz po prostu.
Starszych osób będzie coraz więcej – tak przedstawia się dzisiejszy stan demografii. Geriatrów w Polsce prawie nie ma. Za kilka, najwyżej kilkanaście lat będzie istny kataklizm 👿
Chyba nie tylko lekarzy geriatrów brakuje. Znamienne, że nie mogę sobie teraz uświadomić, jak się po polsku nazywa Altenpflege, czyli specjalistyczna, ale nie ściśle lekarsko-pielęgniarska opieka nad staruszkami. A tutaj Altenpfleger/-in to jest coraz popularniejszy zawód, bo wiadomo, że roboty nie zabraknie. No, ale w Polsce, jak już kiedyś o tym rozprawialiśmy, taka opieka jest w praktyce całkowicie zwalona na barki rodziny.
Żadne zarządzenie ministra nie pomoże, to sprawa cywilizacyjno-kulturowa. Żadne zarządzenie nie zmieni chama w kulturystę 😉 Szczególnie, że od ministra przez szczeble pośrednie aż do lekarza prowadzącego – to nie są postaci z nemocnicy na kraji mesta albi Leśnej Góry 🙂
No tak, my, powojenny boom wszyscy dorastamy wieku pierdolowatego i zaraz nam sie do skory dobiora!
Nie dosc nameczylismy sie w czterdziesto- kilku-osobowych klasach, potem zdajac na studia, gdzie na jedno miejsce bylo i po kilkunastu kandydatow, to jeszcze wszyscy bedziemy lezec w zatloczonych umieralniach, chyba, ze nas ktos zawczasu przemyslowa sola podtruje… 🙁
Noo, nemocnicy to się w służbie zdrowia zdarzają, wcale nierzadko. Można by nawet powiedzieć, że minister zdrowia to Pierwszy Nemocnik. 😈
Bobiku, za to w Polsce jest dużo ogłoszeń i szkoleń dla osób, które zechcą być opiekunkami starszych osób w Niemczech.
O ile sobie przypominam wynagrodzenie było dosyć wysokie.
W Polsce branym z ulicy, jak leci, wypłacano 3-4 lata temu po 2-4 zł za godzinę.
O starych ludziach w szpitalach nie mogę myśleć, nie tylko pisać, bo musiałabym wyć z rozpaczy.
Panie pacjencie, zechce Pan wypiąć sempiternę do zastrzyku?
Ależ łaskawa pani, proszę bardzo 🙂
Drogi Panie, pomijając zaognienia, które świadczą o niedostatecznej higienie intymnej, Pan ma zwyczajnie resztki strawionej i wydalonej kolacji na pośladkach, a nie zgłaszał Pan słabości zwieraczy…
Jak Pani śmie mi imputować takie, to są resztki śniadania. I to wczorajszego!
Boszszsz, kto mnie musi leczyć, gdzie kompetencje personelu medycznego…
A może by tak zeena na ministra zdrowia? O szkolenia w każdym razie zadbałby należycie. 😎
O, jaka ładna dyskusja na temat, który mnie zywo zajmuje! Ogladałam w tym czasie książki o kwiatkach, bo wszak jakieś żurawie czy gęsi strasznie mordy dały dzisiaj – wiosna idzie, czas doniczkowo-grządkowy.
Protekcjonalności NIENAWIDZĘ.
Z osobistej praktyki nadałabym opisanemu zjawisku szpitalnemu nazwę „niunianie”. Cholerną niunią nazywana byłam w szpitalu położniczym, a o ile wiem, ta forma wciąż się trzyma.
Jest jeden fajny szpital w Szczecinie-Zdunowie, gdzie tego tak dużo nie ma. Leżałam tam za vipa oraz inkognitościowo i różnica była w zasadzie tylko w tym, że jako vipcio mieszkałam w sali dwuosobowej, a jako Gall Anonim – ośmio. Szacunek był jednakowy.
Ale te sakramenckie niunie, babcie, mamusie plenią się wszędzie, gdzie kobieta ze strzykawą ma nad nami władzę. W każdej razie tak jej się wydaje.
Najdrastyczniejszy przykład traktowania człowieka jak debila spotkałam w szpitalu, w którym moja siostra miała dwie operacje mózgu (przerzuty rakowe). Pielęgniarkom nie chciało się podnieść poręczy łóżka – takiego wysokiego, pooperacyjnego – i Małgosia, nie dobudzona, własciwie nieprzytomna, wypadła z tego łóżka, potłukła sobie twarz a i tak uznaliśmy za szczęście, że nie poleciała na tył głowy ze świeżą dziurą. Panienki ją opieprzyły, a do mnie wystąpiły z tekstem: „Ale ta pani siostra narobiła nam nerwów!”.
Mordy darrrrrrły. Dzioby, znaczy. Te ptaki.
Z tych kwiatków zapomniałam podziękować za Santiano. Genialne chłopaki.
A to nasza wersja: http://www.youtube.com/watch?v=SQAwIo87h2g
Ja i nadmiernego tiutiutiania do szczeniaków nie znoszę. 👿 Nawet jak byłem całkiem młody, okropnie się złościłem, kiedy ktoś zaczynał do mnie szczebiotać jak do kretyna. Na szczęście u nas w domu to jest zabronione, więc przynajmniej na własnym terytorium nie muszę się spodziewać ataku zza węgła.
herbata
herbata
herbata 🙂
szeleszcze
polityka spotyka gospodarke, gdzie lezy granica zy ktora jest korupcja?
szeleszcze
brykam
do S-Bahnu 🙂 😀
brykam fikam
vesper, moze Gromowicza ? 🙂
jeszcze prywata 🙄 esej o Szczecinie z „Herito” opublikowano on line (wiecej czytelnikow? – precz z ACTA!!!!)
tu: http://magazyn.o.pl/2012/szczecin-z-widokiem-na-moze-artur-liskowacki-kwartalnik-herito/
🙂
brykam (wiosno pokaz twarz!)
fikam
Gromowicza, Gromowicz – google – Saper Ziutek.
Bry!
Tu Oliwa, tu Oliwa. Z najnowszych wiadomości: okazało się, że Oliwę w nocy pozbawiono dostępu do morza. Stop. Trzeba iść przez Przymorze. Stop. Z zamkniętymi oczyma. Stop. Bo to blokowisko. Prrrrr.
Pogoda: rozjaśnia się, w dzień przewiduje się pomieszczenia zamknięte.
To idę bryknąć fiknąć przez Starą Oliwę. Tu ładnie, czemu ja nie znam… zawsze tylko katedra i katedra. Ile można do kościoła chodzić.
Dzień dobry.
Kawa czy herbata? 🙂
Rysiu, za esej A.D.L. serdeczne dzięki!!!!
Mój dziadek i mój ojciec Pomnik Sediny widzieli. Pierwsza wizyta moich przodków w Szczecinie: rok 1905.
Ja mogę mówić: myśmy tu nie przyszli,myśmy tu wrócili! 😉
Dzień dobry 🙂
Oliwa to przynajmniej niezatapialna. A gdzie indziej blokowiska potrafią zatopić otoczenie ze szczętem… 🙄
E, co będę od rana marudził. Coś pozytywnego szczeknę. Obiecanych 20 stopni wprawdzie nie dosłano (musi przerwy w dostawach), ale za to pierwszy dzień w tym roku jest tak słoneczny, że musiałem przysłonić okno w dachu, bo ślepia od blasku bolały.
Chyba powoli zmierzamy w stronę pomieszczeń otwartych. 😀
Herbatę już zdążyłem na własną łapę… Mar-Jo, to może jednak kawa. A ja do niej mogę dorzucić kilka zajączków. Takich słonecznych, ze ściany. Rozmnożyły mi się dziś nad wyraz. 🙂
Vesper, mam podobne obserwacje jak Ty.
Po przyjezdzie do Polski stwierdziłam, że jedynymi kulturalnymi pracownikami mającymi kontakt z klientem są policjanci z drogówki.
Służba zdrowia jest na szarym końcu – tyle pogardy dla drugiego człowieka nie spotyka się w żadnym innym zawodzie. Oczywiście są nieliczne wyjątki, zwłaszcza w placówkach takich jak Medicover. Też spedziłam wiele tygodni na tych samych oddziałach co Ty, przed wieloma laty, tyle że w Niemczech. Zawsze zwracano się do mnie per „Pani”, nigdy nie czułam się upokorzona przez nikogo, mimo że po otwarciu paszczęki byłam jednoznacznie rozpoznawalna jako obcokrajowiec.
Po powrocie do kraju spotykam się z upokarzającym traktowaniem, czy to mnie czy też innych ludzi bardzo często, bez mała codziennie.
I dalej będę twierdziła, że przykład idzie z dołu, a nie z góry. Bo na tę górę, to się wdrapuje człek od jej podstawy, rzadko dosyć zdobywa się szczyty przy pomocy helikoptera 😉 .
Ja sądzę, że problem jest dużo głębszy. W Polsce praktycznie słowa „dziękuję” i „proszę” wypadły z obiegu.
Zróbmy, proszę, rachunek sumienia.
Ile razy w ciągu dnia sami ich używamy?
Jak zwracamy się do dzieci własnych i cudzych? „Załóż buciki” czy „załóż buciki, proszę” ? „Pospiesz się” czy „pospiesz się, proszę”?
W Niemczech praktycznie każda prośba zakończona jest „bitte”,
„danke” jest równie czesto używane. Zwłaszcza w komunikacji z własnym dzieckiem.
A u nas? Z dzieckiem rodzice porozumiewają się wydając rozkazy, a nie prośby. To samo dotyczy przedszkola, pózniej szkoły, a na końcu uczelni.
I tak to już zostaje na całe życie.
To się zmienia, Zmoro. W domach pewnie bywa różnie, ale w zwykłym, samorządowym przedszkolu, do którego chodzi moja córka, pracownicy są w stosunku do dzieci bardzo uprzejmi. Kiedy Zosia bawiła się w przedszkole ze swoimi pluszakami, wołała do nich: „A teraz zapraszam wszystkich na dywan” „Dzieci, spokojnie, proszę” „Uważamy na siebie nawzajem, żeby nikomu nie stała się krzywda” itp. Jedyną stosowaną formą kary, jest „usiądź, proszę, przy stoliku, odpocznij sobie i pomyśl, czy takie zachowanie jest właściwe”. Panie woźne są namiastką mamy, miłe, kochane i uśmiechnięte. Nie wszędzie tak jest, ale z tego co słyszę od znajomych, coraz częściej tak to właśnie wygląda. W ogóle, przedszkola w Polsce bardzo się zmieniły w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Gorzej ze szkołą 🙁
Bardzo przyjemnie przeczytać, że coś się zmienia na lepsze. Zaraz kawa lepiej smakuje. 🙂
Tak, do takiego przedszkola, o jakim pisze Vesper, na pewno miło chodzić, albo posłać tam własnego szczeniaka. 😀
Z policjantami z drogówki kontaktów miewam niewiele, ale zauważyłem, że w wielu polskich urzędach bardzo się stosunek do klientów poprawił. Pewnie, że jeszcze nie wszędzie, ale od czegoś trzeba zacząć. 😉 Sklepy i gastronomia też mogą dostać ode mnie trochę plusów dodatnich – szczególnie krakowską Castoramę wspominam bardzo czule.
Ale do zrobienia, zwłaszcza w rodzinie (bo słusznie Zmora zauważa, że tu się nauka uprzejmości zaczyna), na pewno jeszcze jest dużo. Przyznam się, że np. na wsi (fakt, że moje doświadczenie ogranicza się do południa Polski) słowa „proszę” w stosunku do dziecka praktycznie nie zdarza mi się słyszeć. Idźże, weźże, zróbże… Formę „ty, przyniósłbyś…” można uznać niemal za grzecznościową, bo żądanie jest tu wyrażone warunkowo. A i w wielu domach wielkomiejskich nie jest z tym nasiąkaniem skorupek najlepiej.
Kiedyś, w Krakowie, idąc przez Planty, obserwowałem parkę traktującą swojego ludzkiego, sześcioletniego może szczeniaka w sposób wyjątkowo chamski i złośliwy. W końcu nie wytrzymałem i choć wiem, że rodzina to świętość, której postronnemu tykać nie wolno, jednak zwróciłem tym rodzicom uwagę. Od tego czasu zacząłem wierzyć w cuda, bo cudem tylko uniknąłem linczu. 🙄
No widzisz, Bobiku. Ty zwróciłeś uwagę tym ludziom, ja kiedyś też zwróciłam uwagę pewnej babci, obrzucającej mniej więcej siedmioletniego wnuczka inwektywami, z których „debilu” było najłagodniejszym określeniem. Jakaś pani zgłosiła parkę szarpiącą dziecko na policję, w konsekwencji czego parka trafiła przed srogie oblicze sądu. Czyli jedak coś się zmienia, bo ludzie robią się wrażliwi na tę kwestię. Jeszcze zapewne za mało, ale tendencja jest dobra.
Coraz bardziej popularne są zajęcia warsztatowe dla rodziców, organizowane w przedszkolach. Mozna się na nich nauczyć lepszych form komunikowania z dzieckiem. Kropla drąży kamień, a z tych kropelek zobiła się już całkiem wartko płynąca struga 🙂
Z tym „bitte” i „danke” to prawda – ostatnio jakoś często wpadam do Niemiec, a trudno powiedzieć, żebym znała język Goethego, natomiast zauważyłam, że za pomocą tych dwóch słów prawie zawsze jestem w stanie się porozumieć 😉
No i uśmiechu 😀
Tymi słowami chyba wszędzie da się porozumieć, choć nawet native speakerzy nie zawsze o tym pamiętają. 😆
Ale to prawda, że Niemcy w „rankingu uprzejmościowym” wypadają całkiem nieźle. Choć należy też wziąć pod uwagę, że dużo tu zależy od dzielnicy. W miejscach biednych, zasiedlonych głównie przez bezrobotnych (różnego pochodzenia), formy grzecznościowe jakby zaczynają tracić na znaczeniu. Komunikacja między ludźmi jest tam bardziej „z buta”. Co mnie daje do myślenia, zwłaszcza że kiedy komuś z takiej dzielnicy uda się wyrwać i zamieszkać w lepszej, zwykle natychmiast, z marszu te wszystkie bitte i danke sobie przyswaja.
Jeszcze ciekawszy przypadek stanowią (ale to polskie doświadczenie) lekarze pracujący w państwowych szpitalach lub przychodniach i prowadzący praktyke prywatną. Jak tylko przekraczają próg prywatnego gabinetu, też sobie szybciutko przypominają bitte i danke, a nawet formę grzecznościową sie. Tyle tylko, że nie jest to trwałe i rano, kiedy ida do państwowego szpitala, znów nie pamietają 🙄
w moim przedszkolu jest podobnie jak u vesper. a to trochę odległy samorząd i nawet wszechmogący pan prezydent inny (choć z tej samej półki 🙄 )
Zmienia się… ?
dla zaoszczędzenia czasu: tak od 6 minuty…
http://adherbal.wrzuta.pl/audio/2gjN43QZgyG/jerzy_dobrowolski_-_monolog_jezykowy
😆
Noo, do zupełnego zaniku tradycji inteligencja żoliborska nie może dopuścić… 😎
Słuchajcie, będziemy chyba posyłać do Londynu kanistry z wodą. 😯 🙁
http://wyborcza.pl/1,75248,11344923,Anglia_wysycha_jak_Australia.html
Mordechaj to jeszcze pół biedy – kot i bez wody umyć się potrafi. Ale jego Starej już wkrótce takie dostawy mogą zacząć być niezbędne, jeśli to racjonowanie wody będzie postępować.
Chociaż od strony finansowej Londyn to jeszcze i tak pół biedy. Jak się okaże, że paczki do Australii też są konieczne… Oj, biedna, biedna będzie nasza kieszeń. 🙄
Może taniej będzie zrzucić się na takie rzeczy:
http://oscarblandi.com/product_detail.php?pid=5
😈
A suche mydło też jest? 😈
Eee, tam. Odkad siebie pamietam, mielismy w poludniowo-wschpdniej Anglii okresowe ograniczenia zuzycia wody. Niemal co roku, jak troche posuszy. Rezczywiscie wekszych deszczow nie bylo od miesiecy. Ale samochody wolno myc w myjniach i w domu, byle bez weza, ktoru zuzywa wiecej wody niz 2-3 wiaderka.
Trawniki tez mozna podlewac – polewaczka. Czasami wysychaja i sa zolte. Ale odbijaja po pierwszej nocnej mzawce. I w kranie woda zawsze jest – nie tak jak np. w Rzymie. gdzie czesto przestaje isc z kranow, tylko kapie.
Jest żel z alkoholem do odkażania w małych buteleczkach, w sam raz do torebki. Powinien się nadawać. Gorzej by było z suchą herbatą, ale nie widocznie nie można mieć wszystkiego* 😈
______________
* Adnotacja dla tych, którzy wstali dziś lewą nogą: to, że stroimy sobie żarty absolutnie nie oznacza, że nie jesteśmy wrażliwi na problem 😉
Śmichy śmichami, ale z tą wodą to naprawdę dramat. Jak sobie wyobrażam, że ogrodu by mi nie wolno było podlewać… Groza! 😯
A przecież wiem, że bywa jeszcze większa groza, kiedy i do picia wody brakuje. I to powinien być Wielki Problem Ludzkości, nie jakaś tam ropa. 🙄
No tak, ja poszedłem jeszcze dalej niż Vesper i zademonstrowałem, że jestem wrażliwy. 😈
Ale ja byłam pierwsza 😈 😉
Suchą herbatę też jakoś by się dało wykombinować. Jest takie rozpuszczalne cosik, co się nazywa Ice Tea. Można to memłać jak oranżadę w proszku. 😈
Poważnie, jest Ice Tea w proszku? Do memłania? Coś takiego 😯
Teoretycznie to nie jest do memłania, tylko do zalewania wodą. No, ale jak wody ni ma, trzeba przejść na ślinotok i memłanie. 🙄
Tu dodatek do niedawnych rozmów o feminizmie. Dla mnie ciekawy zwłaszcza w tym fragmencie, gdzie mowa o niektórych egipskich regulacjach równościowych, idących dalej niż zachodnie, bo o tym nie wiedziałem.
http://www.polityka.pl/swiat/analizy/1524941,1,czy-kobietom-po-egipskiej-rewolucji-bedzie-lepiej.read
Sliczny ten reportazyk Domoslawskiego. Bradzo ciekawy. I potwierdza moje wczesniejsze spostrzezenie – od czasu rewolucji i przewrotu w Egipcie, ilekroc zdarza mi sie wysluchac ciekawej rozmowy z uczestnikami tej rewolucji, iemal zawsze sa to uczestniczki. I to one maja wizje, pomysly, on formuluja znacznie ciekawsze postulaty i sa bardziej (dla mnie) wiarygodne niz panowie.
Jest w tym jakas prawidlowosc, o ktorej juz tu wspominalam, ale powtorze jeszcze raz. Odkrylam przed laty (nie bez pomocy zzewnatrz), ze np w spolecznosci „zaangazowanych” dzialaczy romskich w Europie, najbardziej radykalny jesli chodzi o postulaty rownosciowe element stanowia kobiety. One oczywoscie maja najwiecej do zyskania, bo tradycyjnie sa wewnatrz spolecznosci obywatelkami drugiej kategorii. One najtlumniej ida na studia ( siedem lat temu na Unwersytecie Jagiellonskim studiowalo 20 studentow romskich, sposrod nich 18 stanowily kobiety! ), one placa zreszta najwieksza cene za wychodzenie na szeroki swiat, gdyz oznacza to najczesciej kompletne pozostanie poza srodowiskiem – bo kiedy koncza studia wszyscy dostepni we wlasnym srodowisku mezczyzni sa juz „wzieci”, a dla Roma czy Romki wyrzucenie poza srodowsiko jest gorsze niz smierc – jak mi wszyscy zawsze tlumaczyli.
Wiec ta aktywnosc kobiet w egipskiej rewolucji wcale mnie nie zaskoczyla. Jesli zacznie sie radykalizacja nastrojow fundamentalistycznych w nowym Egipcie, one beda mialy najwiecej do stracenia.
A ciekawa tez byla uwaga w reportazu Domoslawskiego, ze 'W istocie promowano kobiety posłuszne wobec dyktatury, a nie kobiety w ogóle’
Toutes proportions gardees, czyz tak sam nie dzieje sie w rzadzie Tuska? Prpmowane sa kobiety mierne, ale wierne. A przynajmniej – „bezpieczne” ideologicznie: Kopacz, Hall, Radziszewska i ile jeszcze miernot.
Och, usmialam sie po przeczytaniu:
„Poseł PO John Godson chciał zostać członkiem PiS. Gdy w 2001 roku złożył podanie do partii Jarosława Kaczyńskiego, nie otrzymał żadnej odpowiedzi.”
You bet!!!!
Buuu… muszę zniknąć do późnych por wieczornych, bo będą mi teraz cięgiem leciały same takie zajęcia, przy których w sieć wpaść nie sposób. 😥
Ale z tym większym radykalizmem kobiet to prawda – w Iranie czy w Iraku też tak jest, w wielu krajach afrykańskich, myślę, że i w Ameryce Południowej może coś takiego zachodzić. I dobrze. Bryłę świata trzeba od czasu do czasu przetrzepać. 😈
Meczylo mnie od paru dni w jakim jezyku spiewaja Baranowskie Babule. Bo slyszalam tam niektore slowa rosyjskie, a niektore najwyrazniej angielskie (takie jak iewribodi), ale calosc w jakims nieznajomym.
Ale juz wiem – jest to jezyk udmurcki z Udmurdii! (zapamietac te slowa!)
http://pl.wikipedia.org/wiki/Język_udmurcki
Ciekawe, ze gdzies pod Uralem ostal sie jezyk z grupy ugro-finskiej!
Jak wegierski czy litewski! A mowi nim ledwie pol miliona ludzi.
Dziwne jest rozprpszenie tej grupy jezykowej. Dziwne. Moze znajde cos na te temat u Jarreda Diamonda.
Troche na marginesie paru ostatnich tematow, bardzo mi sie spodobal ten artykul na temat 90-letniej historii bat mitzvah w Stanach, polaczony z historia kobiet w ogole:
http://www.huffingtonpost.com/rabbi-carole-b-balin-phd/bat-mitzvah-comes-of-age-_b_1331747.html?ref=religion#s765012&title=Camp_Cejwin_Bat
A poza tym, zastanawiam sie Bobiku, czy oprocz Schopenhauera masz jeszcze innych filozofow na celowniku przy ewentualnym wymazywaniu ich z pamieci historykow filozofii przy pomocy zonkili? 😆 (O Schopenhauera akurat jeszcze pare innych dziedzin by sie upomnialo, bo trudno np. czytac Thomasa Hardy’ego, nie wiedzac, ze sie Schopenhauerem fascynowal). 😉
Jako że poruszyłaś Heleno temat Romów, to chciałabym, korzystając z okazji, wrzucić swoje 3 grosze.
Pamiętam wcześniejszą dyskusję w Koszyczku na ten temat i nieśmiałe próby Irka zwrocenia uwagi na to, iż przyjęta w imię poprawnosci politycznej nazwa Roma zamiast Cyganie, jest jednakowoż niekoniecznie dobrą opcją. Bo jest wiele grup etnicznych wywodzących się od Romów, bądż nie, które się z Romami zupełnie nie identyfikują.
Mało tego, moi znajomi Romowie też wolą określenie Cyganie.
Narzucenie nazwy Roma wszystkim Cyganom powoduje przy okazji nieprzewidziane komplikacje- bardzo wielu przedstawicieli np Sinti nie korzysta ze wsparcia państwowego czy unijnego, bo ono w ich odbiorze przeznaczone jest nie dla nich, tylko dla Romów.
Temat jak rzeka, Unia omija go z daleka, wiem to od bardzo zaangażowanej w sprawy cygańskie dziewczyny, która pracowala jakiś czas w Brukseli, jako delegat od spraw Cyganów z ramienia rządu Rumunii.
A teraz spróbujmy postawić się na chwilę w sytuacji Cyganów z róznych grup etnicznych, których nagle przed kilkudziesięcioma laty wszyscy zaczęli nazywac Romami, mimo że oni sami Romami się nie czują.
To jest trochę tak, jakby nagle ktoś postanowił wszystkich Słowian nazywać Rosjanami, bo oni akurat są najliczebniejsi.
I nagle my Polacy musielibyśmy zrezygnować z naszej odrębności etnicznej w imię politycznej poprawności i zacząć akceptować nową dla nas nazwę, mimo że mimo wielu wspólnych cech, sami siebie jako Rosjan nie widzimy.
Oczywiście to jest duże uproszczenie, sytuacja absolutnie wyimaginowana, bo dochodzi do tego element państwowości w naszym przypadku.
Chociaż w czasie zaborów nie przestaliśmy czuć się Polakami, a może nawet tym bardziej czuliśmy się Polakami.
Generalnie chodzi mi o to, że poprawność polityczna w przypadku Cyganów jest nie do końca poprawna.
A nawet chyba całkiem niepoprawna. Bo przyjmijmy, że ktoś stwierdza ” Wszyscy Słowianie są be”. Czy to nas dotknie w takim samym stopniu jak stwierdzenie „Wszyscy Polacy są be” ?
To nie do konca tak, Zmoro.
Nazwa oficjalna Roma zostala przyjeta i zatwoerdzona na Pierwszym Swiatowym Kongresie Romskich w Londynie, w 1971.
Takze hymn – Glem, gelem, lub Dzelem Dzelem – z wersja slow tradycyjnej piesni napisanych w Oswiecimiu. Takze flage – na niebiesko-zielonym (niebo i ziemia) tle czerwone kolo wozu, bardzo to piekna flaga.
Roma(lub poprawniej Rroma) znaczy w jezyku rromanez „lud”.
Po angielsku kiedy sie mowi o calej spolecznosci zawsze sie dodaje Roma & Sinti. Istnieje jeszcze jedna grupa ie majaca wiele wspolnego z Romami i Sinti, to t.zw. Wedrowcy Irlandzcy. I oni faktycznie nie wiele maja wspolnego z Romami i Sinti, gdyz sa potomkami jakiegos koczowniczego plemienia niebieskokich blodynow z Irlandii.
Osobiscie nie znam ANI JEDNEGO Roma, ktory wolalby aby inni mowili o nim Cygan. Zdarza im sie tak mowoc o sobie (dosc autoironicznie) , ale od gadziow, nie-Romow oczekuja, ze nie beda uzywali nazwy, ktora sie wiaze z przesladowaniami i steretypami, nawet stereotypami „romantycznymi” (Carmen) , choc sami czesto ten stereotyp wykorzystuja w celach zdobycia zarobkow (patrz Festiwal t.zw. „Kultury Cyganskiej” w ciechocinku). Raz zwrocono mi dosc ostro i jednoznacznie uwage, abym nie uzywala slowa „Cyganka”, choc w mojej wypowiedzi bylo ona niejako wziete w cudzyslow.
Wszyscy Roma sa TA SAMA grupa etniczna, choc moga nieznacznie rznic sie od siebie dialektem, obyczajem, elementami kultury, co jest zrpzumiale przy takim rozproszeniu. Wszyscy Roma pochodza z Polwyspu Indyjskiego (co bez watpliwosci wykazaly badania lingwiostyczne w ostatnich dekadach), wszyscy, jak sie sadzi wywodza z jednego „zagubionego” w mrokach dziejow kontyngentu wojskowego. Wiekszosc Romow za swa praojczyzne uwaza Indie, a sukcesywne rzady Indie tez je uwazaja za „swoich”.
Slyszalam wiele razy argument, ze „sami Cyganie etc”. Otoz nie.
Nie lubia tego slowa i maja prawo do tego abysmy okreslali ich tym slowem jakie sami sobie wybrali na nazywanie siebie.
Tu jest pierwsza zwrotka Gelem Gelem, spiewana autentycznie, z refrenem
O, Romale
O, ciavale
http://www.youtube.com/watch?v=Lqxk6sS4O84&feature=related
Dobrze, ze nie ma drugiej , o Czarnych Batalionanch i pomordowanych dzieciaich, braciach i siostrach, przy ktorej jestem zawsze zalana lzami, zwlaszcza jak spiewa Adam Andrasz z Tarnowa.. Istnieje jezcze jeden tytul tego hymnu – Opre, Rroma! (Powstan, Rromo )
Heleno, pytanie, kto był obecny na tym Kongresie i kto decydował w imieniu wszystkich. Z tym, jak uczy życie, różnie bywa, nie wszyscy czują się lub są odpowiednio reprezentowani na różnego rodzaju kongresach. Ja nie mam pojęcia i nie odnoszę się do tego.
I jak sama zauważyłas, nie we wszystkich językach używa się określenia Roma do wszystkich grup etnicznych. Francuzi też różnicują.
Także nie wszyscy Cyganie pochodzą od Rroma.
Ja tylko piszę o tym, co ma miejsce aktualnie – braku identyfikacji poszczególnych grup etnicznych z nazwą Roma i konsekwencjami z tego wynikającymi. Nie są świadomi tego, że mogą korzystać z pomocy dla Romów, bo nie czują się Romami.
I możesz mi wierzyć, bądż nie, znam paru Cyganów Romów, którzy zdecydowanie są przeciwni objęciu nazwą ich grupy wszystkich Cyganów. I to oni zadali mi właśnie pytanie, czy sama chciałabym być nazywana Rosjanką.
Znam również przypadki( i to też jest naturalne) protestów Romów, kiedy ktoś z Sinti przy okazji jakiś przewinień zostanie przez politycznie poprawne 😉 media nazwany Roma.
To wszystko nie jest takie proste, jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Ale za to szalenie wygodne.
Na Kongresie byli przywodcy spolecznosci romskiej z calego swiata.
I nikt nie obejmuje wszystkich grup wedrownych nazwa Roma. Sa jeszcze Sinti i sa Wedrowcy. Resta to jest Roma, chyba, ze sa jeszcze jakies plemiona czy ludy w Europie i Ameryce, ktorzy przynajmniej do niedawna zachowali koczowniczy tryb zycia.
Mam za soba przeczytana ogromna literature przedmiotu. I jesli byla jakas kontrowersja w kwestii nazewnicta to tylko miedzy Wedrowcami i Romami. Toczyli ja przed laty prof. Susan Oakley i prof Kendrick, nie pamietam imienia..
W sprawie dziejow romskich odsylam przede wszystkim do ksiazek i licznych artykulow romskiego profesora, wybitnego etnografa Iana Hancocka z Austin w Texasie. Ale nawet jest niezla polska literatura przedmiotu. Etnograf romski dr Andrzej Mirga, pisal sporo i bardzo kompetentnie. On tez jest Romem (z grupy bergitka Roma, oisadlych od paru dobrych pokolen).Takze (bardzej popularyzatprsko Adam Bartosz – dyrektor Muzeum Etnograficznego w Tarnowie, ktpry choc Romem nie jest, nauczyl sie swietie jzyla romskiego i sporo tlumaczyl.
Wewnatrz grupy Roma sa jeszcze podgrupy: kalderasze, polska Roma, bergitka Roma,i inne. Wystepujace miedzy nimi roznice dotycza dialektu, stopniem przestrzegania rromanipenu (kodeksu praw i nakazow), stopniem osiedlenia (czy dopiero w 1964 r, czy za cesarzowej Marii Teresy), niektorymi obyczajami i, zdarza sie, stopniem wrogiego nastawienia (Polska Roma nie przepada za bergitka Roma, zarzucajac im odejscie od scisle przestrzeganego rromanipenu, a nawet – sama to slyszalam – jedzenie psow! )
Tu jest znakomita strona poswiecona dziejom, kuturze i problemom wspolczesnym Romow. „Patrin” w jezyku romanez oznacza znak pozostawiony przez tabor na rodzrozu drog z zakodowanym kierunkiem dalszej drogi, gdyby jakis nastepny przejezdzajacy tabor chcial sie udac ich sladem. Czasami bylu to jakies skrzyzowane galazki, czasami jaks stara miotla przywiazana do drzewa albo jakis jeszcze inny sygnal .
http://www.reocities.com/~patrin/history.htm
Pod moim domem pojawił się plakat. http://niezalezna.pl/uploads/foto/2012/03/krucjata-billboard-podglad.jpg Zawstydziłam się tego giniemy i tego ratuj. Giną ludzie w Syrii, umierają z głodu w Afryce – tam może by się przydała jakaś nadprzyrodzona interwencja. Rozumiem, że można się modlić w różnych intencjach, rozumiem, że niektóre mogą mi się nie podobać, ale Ratuj bo giniemy! 😯 Na marginesie, interpunkcja nie jest moją mocną stroną, ale brakuje chyba kilku przecinków. Ucieszyłabym się z plakatów wzywających do tego, żeby częściej w modlitwie dziękować, a rzadziej prosić i wręcz domagać się – na plakacie zabrakło magicznego słowa 'prosimy’ 😉
Dotarłem wreszcie do domu, do kolacji, do herbaty i do blogu. 🙂 Ale taki schepany, że do poważnych dyskusji na razie nie bardzo mam siłę się włączać. Za to gdyby ktoś brykał albo dla odmiany fikał, to niewykluczone, że jakąś resztkę sił bym wysupłał. 😉
http://www.youtube.com/watch?v=Ftcjy16HBQY&feature=BFa&list=PLC6444100D8B5A2CF&lf=results_video
Od 8 minuty
Schowańszczyznę to ja uprawiam w ogrodzie, jak dostanę sporą kość, której nie da się zjeść za jednym zamachem. 😎
Tak, Ago. W arsenale kar wszelkich Pana Boga powinna byc jakas porzadna kara za takie plakaty. Np. pypec na jezyku. Wrzod na tylku. That should teach’em 🙄
Mogę coś dorzucić do repertuaru kar. Wańkowicz, pisząc o mistrzowskich, piętrowych przekleństwach kijowskich (chyba?) dorożkarzy, przytaczał takie serdeczne, dorożkarskie życzenie: a żeby ci rozrzażony pręt wsadził ktoś do tyłka nierozrzażonym końcem i obracał, obracał… A dlaczego nierozrzażonym końcem? – zainteresował się Wańkowicz. No, jak to? – odpowiedział dorożkarz. – Żeby było trudniej wyciągnąć. 😈
A czy to pierwszy raz, wykorzystuje się religię i łatwowierność prostych ludzi do politycznych celów?
Wystarczy rzucić parę razy narodem, Polską i religijnymi odniesieniami.
Moja Mama za takich ludzi, dałaby się pokroić, bo nie przychodziło Jej do głowy, że można bezkarnie przyzywać Boga nadaremno, do swoich małych politycznych interesów.
Wierzyła w to świecie przed wojną i tak jej zostało do śmierci.
Ze swojej skromnej emerytury finansowała wszelkiej maści naciągaczy i wydrwigroszy w rodzaju Rydzyka, doprowadzając mnie do rozpaczy, bo często nie miała na jedzenie, o innych potrzebach nie wspominając.
Święcie wierzyła, że to Jej dziejowa misja i powinność.
Moje finansowe wsparcie też przeznaczała na te cele i jeszcze długo po Jej śmierci przychodziły bezczelne listy wyłudzające nędzne grosze Mamy.
Ja nie mogę o tym pisać, bo ogarnia mnie jakiś koszmar śmiertelnej nienawiści, którą uważam za poważną ułomność duchową. Dla mnie ci ludzie nie mają nic wspólnego z moim kościołem i Tym, który jest dla mnie ważny.
Dodam tylko, że Mama miała baaardzo dużo koleżanek, które zachowywały się identycznie, a były od niej sporo młodsze.
Jakiś dodatkowy koszmar mojego życia oprócz jej okrutnego odchodzenia.
Oj, 🙁
Dodam, że gdybym się tej nienawiści poddała, to musiałbym wydusić z tych ludzi ostatni oddech, tak jak oni wyduszali z mojej bezbronnej, łatwowiernej Mamy ostatni grosz.
Z jedną naszą krakowską Ciocią podobnie było. Jadła mało i niewystawnie, nie kupowała sobie prawie nic, a wszystko po to, żeby więcej dać jakiś rydzykopodobnym świątobliwym oszustom.
Moniko, w zasadzie nie planowałem całej serii filozoficznych pochówków pod żonkilami, ale jeśli na którymś z filozofów szczególnie Ci zależy, to bardzo chętnie go dla Ciebie pochowam. 😆
Do Australii na razie butelek wysylac nie trzeba. La Ninia swoje robi 🙂
http://www.bom.gov.au/products/national_radar_sat.loop.shtml
A nie, Bobiku, pomimo tego, ze mam swoich ulubionych, to wobec tych mniej ulubionych filozofow nie mam jakichs szczegolnych zamiarow cmentarnych. 😆 Ale jakbyc mial kiedys czas i energie, to mozesz zakopac dla mnie slowo „krucjata”. I niekoniecznie pod zonkilami. 😉
Oczywiscie – na uzytek terazniejszych i przyszlych wydarzen, a nie wydarzen historycznych…
Skoro juz tu jestes, Moniko, to chce Ci zaraportowac, ze tutejsi obserwatorzy wizyty Camerona w Bialym Domu byli powaleni z nog niewypowiedziana slodycza prezydenta Obamy, kied w czasie powitania brytyjskiego premiera dzielnie przemowil brytyjskim angelskim: „Wa are chaffed to bits!”.
Oczywoscie ambasada Zjednoczonego Krolestwa powinna byla uprzedzic kucharza Bialego Domu, ze my, Brytyjczycy, nie cierpimy brukselki! To tylko jeden zgrzyt tej wizyty! 😆
A bo w Nowej Anglii, Heleno, jest teraz moda na brukselke (przyrzadzona tak, ze moje dzieci nawet ja lubia), wiec moze z Nowej Anglii rozciagneli to na Anglikow? 😆
Mt7, nie chciałam wywoływać przykrych wspomnień. 🙁 Rozeźlił mnie ten plakat. Jest w nim coś bezwstydnego. I pypeć, i wrzód się należy, moim zdaniem. Dorzuciłabym jeszcze poobcierane palce u stóp i rozgotowaną brukselkę na obiad, dzień w dzień.
Bobiku, z piętrowych przekleństw Wańkowicza też akurat to zapadło mi w pamięć 🙂 – od kwadransa próbuję sobie przypomnieć któreś z pozostałych, ale nie mogę. Tak jak i miasto mi się wymyka – historyjka z przekleństwami łączy się na mojej taśmie z wyjazdem Wańkowicza „do szkół”, reszta mi się zatarła. Między innymi dlatego lubię mieć książki na własnej półce – teraz będę się męczyć. 👿
Rok temu przywitano mnie TU merdaniem i pasztetówką 🙂
Przez ten czas padły 4 dziesięciotysięczniki ( wpisów około 50.000)
Niesamowity jawny dziennik 🙂
Herbata w czajniczku, croissanty, rogaliki, dżem, miód, owoce, „szeleszczące” 😀
Irek, dziekuje, stol ugina sie 🙂
brykam
herbata, bitte
szeleszcze, danke
🙂 😀
brykam
piatkowo
wypasione wczoraj zapomniane, dzisiaj konieczne 😀
prosze, dziekuje
brykam fikam
„W arsenale kar wszelkich Pana Boga powinna byc jakas porzadna kara za takie plakaty.”
No, no – ileż ten Pan Bóg musi pomieścić w sobie nienawiści do Innego?
„I spuść wszelkie plagi egipskie na to Kargulowe plemie i tylko się nie pomyl i nie doświadczaj nas Pawlaków, sąsiadów Kargulowych.”
Dzień dobry.
Ta Krucjata wzorowana jest na węgierskim pomyśle.
Ktoś „wyliczył”, że jeśli codziennie różaniec odmawiać będzie 10% Węgrów, to ta modlitwa przyniesie odnowę Węgier….
No i udało się odsunąć poprzedni rząd, są odpowiednie zapisy w nowej konstytucji, Węgry kwitną… (to są cytaty!!!)
Tłumacząc na prosty język: chodzi o krucjatę różańcową w intencji odsunięcia obecnie rządzących Polską….
Krzyczymy Viktor, myślimy Jarosław….
http://www.youtube.com/watch?v=nrAELpWyfRY&feature=related
Klakierze,
skracając wypowiedź Heleny, wypaczyłeś jej sens. Zupełnie nie takie intencje wynikały z jej wypowiedzi.
Czasem tak robimy, by wykorzystać okazję np. do żartu, celniej jednak jest, kiedy wypaczeniom mówimy nie a celności tak 😉
Bry!
Zeżarło mi wpis 👿
Herbata zeżarta, śniadanie zeżarte, wszystko zeżarte!!
Tego nie zeżarło.
https://picasaweb.google.com/tad46ster/Baltyk#
Jeszcze
Tadeusza fantazja ułańska
zaniosła aż do Gdańska
zeżarł wszystko, co się rusza
taka wygłodniała dusza 😉
Akurat wybrałem taki fragment z tamtego wątku, nie patrząc kto to napisał, bo się śpieszyłem rano.
Chodziło mi o to, że jak łatwo się odwołujemy do Pana Boga, aby pokarał tych, co myślą Inaczej niż my.
I w tych sprawach jakoś zawodzi mnie poczucie humoru.
Żadnej tu okazji nie widzę do żartu.
Podobnie, jak mnie nie śmieszą dowcipy o Auschwitz.
Dzień dobry 🙂
Wszystko czytam, ale na razie nie komentuję, bo jeszcze nie opanowałem trudnej sztuki pisania czterema łapami. 😳 A dwie mam w tej chwili zajęte pisaniem nowego wpisu, który się chyba dość gwałtownie należy. 😉
Dzień dobry 🙂
Podobnie było z moją Babcią Mamową, na szczęście Babcia nie miała własnych dochodów i Mama pozwalała tylko na trochę.
Jak miło, że Tadeusz nie pożarł Bałtyku, piękny 🙂
Nieżle, Tadeuszu, błękitnie i mokro.
A ciepło?
Mysle, Klakierze, ze troche nie zrozumiales z tego pospiechu 🙂 Jak obejrzysz ten plakat pod Aga, to caly wpis Heleny jest calkiem logiczny. 🙂
Plakat widziałem – mogę się nie zgadzać z jego treścią, wymową, interpunkcją etc. etc.
Myślę swoje, inaczej.
Mógłbym może podejmować dyskusję z autorami plakatu, akcji, zapleczem politycznym.
Gdybym miał na to zapotrzebowanie.
Ale, abym ich miał karać za to, że myślą inaczej.
Wzywając do tego jeszcze tego samego Boga, na którego oni się powołują…
Że co, że można wezwać innego Boga?
Tyż piknie!
Widzisz Klakierze, pośpiech wskazany jest przy pewnej czynności…
Zupełnie pominąłeś, że reakcja była wywołana plakatem, którego twórcy pierwsi odwołali się do Pana Boga z wielką łatwoscią, próbując zaanektować przestrzeń przynależną wszystkim, do swoich celów. A Helena nader delikatnie potraktowała tych uzurpatorów, ot pypciem na języku.
A Ty przypisałeś jej grzech wielki.
Na tyle długo jesteś tu, by wiedzieć, że nie kierują nami tak marne motywacje, jakie dostrzegłeś, patrząc w tym przypadku jedynie na fragment wypowiedzi.
Chyba, że zrobiłeś to celowo, wtedy powiem, że zmanipulowałeś wypowiedź Heleny.
Klakierze, mam ochotę nakarmić Cię rozgotowaną brukselką. 😈 I nie jest to wcale objaw nienawiści – zaledwie się zżymam. Akceptacja dla inności nie oznacza, że nie będę dyskutować z poglądami, z którymi się nie zgadzam. Nie oznacza też milczącej zgody na działania, które uważam za niewłaściwe. Akceptuję to, że ktoś się modli i że modli się o taką Polskę, której ja nie chcę. Ale wołanie Maryjo ratuj nas bo giniemy! uważam za niestosowne, atmosferę, którą ten krzyk gotuje za szkodliwą, a brak przecinków za żenujący.
Porównywanie żartobliwego proszenia o Boską karę w postaci pypcia na języku dla tych, którzy – w moim odczuciu – bez uzasadnienia rozpaczliwie domagają się nadprzyrodzonej interwencji z dowcipami o Auschwitz … no chyba widać na pierwszy rzut oka, że jest zupełnie nie na miejscu.
A ja to nie tak rozumiem. Dla mnie to takie zawracanie Bogu glowy o kazde byleco zasluguje na pypec! Bo to nie jest inne myslenie, to jest kampania polityczna – a to zasluguje na ten wrzod na tylku! 😉
Wcale sie nie dziwie, ze Bog juz dawno przestal sluchac.
Ago – jak z maselkiem to ja i te brukselke wrabie 🙂
Zeen uzbędnił mój komentarz.
No to trzeba uważać: mamy na blogu dwóch żarłoków: Tadeusz przymierza się do Bałtyku, Zwierzak na razie zakąsi brukselką. Ale co na główne danie?
Ja tam na wszelki wypadek znikam….
Tylko na chwilę odejdę, już się kłócą. 😉
Klakierze, mnie też się trudno z Twoim zdaniem zgodzić. Bóg na tym plakacie został zaprzęgnięty do całkowicie świeckiego, politycznego wózka, wobec czego nie można mieć pretensji o reakcję w tym samym duchu. I żarty są tu nie z religii, nie z Pana B., ani nie z inaczej myślących. Żartujemy z absolutnego rozziewu formy i treści na tym plakacie, pokazując jego twórcom ironiczne zwierciadło. To mi się wydaje całkowicie dopuszczalne.
Nikomu nic nie przypisywałem.
Jak bym chciał przypisać, to bym adresował.
O! Jeszcze manipulacją chcesz mnie zajechać.
To jest dopiero manipulacja.
W całym wątku pod plakatowym zabrzmiały mi jakieś dźwięki, które mnie tym bardziej zdziwiły, że jestem tu od jakiegoś czasu.
A teraz zmykam. Zajrzę późniejszym popołudniem.
Z innej rrrubrrryki: Irku, rrradosnej rrrocznicy! 🙂 Z piciem poczekam chyba do wieczorrra. 😎
Tadeuszu, jaka piękna niezatłoczona plaża. Może nawet troszeczkę za pusta? 🙄 Wiem, mnie tam brakuje!
Heleno, dlaczego nie cierpicie brukselki?
I jeszcze nawiasem. Dla mnie obserwacje Zmory są bardzo ważne i pouczające. Nie wystarczy czegoś zadekretować i podeprzeć publikacjami. Jeżeli tylko będę miała okazję, przyłoże do tego własne oko i ucho.
Może rradosną rrocznicę Irrka będziemy opijać już w nowym wpisie? Bo ja właściwie celowo jeszcze nic o niej nie wspomniałem, żeby się nie rozlazła po dwóch miejscach.
Poza tym nie wiadomo, co tutaj Tadeusz jeszcze pożre… 😈
Ale że pożarł tłum na tej plaży to bardzo słuszne. Pięknie się zrobiło. 🙂
A jednak przypisałeś i zaadresowałeś Klakierze.
I wobec Twojej nieugiętej postawy konstatuję, że to nie była niedbałość z Twojej strony, tylko istotnie manipulacja.
Bo wyjęcie fragmentu wypowiedzi i zmiana jej znaczenia oraz użycie jej w celu przypisania zupełnie innych intencji, jest dokładnie manipulacją.
Kończąc wątek:
Jeśli jeden człowiek mówi ci, że jesteś pijany, nie przejmuj się, jeśli drugi czlowiek mówi to samo, zastanów się, jeśli trzeci napotkany mówi ci, że jesteś pijany, posłuchaj go i idź do domu.
Jeszcze do obecnego wpisu, ale już w pigułce.
Też uważam, że obserwacji Zmory nie należy zbyć i zlekceważyć. Rzeczywistość, jak wszyscy wiemy 😉 , rzadko bywa jasna i jednoznaczna. Nawet jeżeli zdecydowana większość życzy sobie nazwy Romowie, to warto dojrzeć również tę mniejszość, która sobie tego nie życzy i zastanowić się, skąd to się bierze. Wysłuchanie argumentów mniejszości jeszcze nikomu nie zaszkodziło. 😉
I prośba – nie rzucajmy tak łatwo słowem manipulacja, Auschwitz, ani innymi słowami wagi ciężkiej. Zwykłe „nie zgadzam się z Tobą” wystarczy. No, można jeszcze żartobliwie nakarmić brukselką. 🙂 Ale kiedy wtaczają się ciężkie działa, atmosfera też zaczyna robić się ciężka. A po co to komu?
Wobec pancerza niektórych ciał
brak alternatywy dla ciężkich dział
A mnie nawet pomysl zartobliwego karmienia nowego kolegi rozgotowana brukselka, w chwili gdy cos go zaniepokoilo, juz wydaje sie nieco de trop, Bobiku (nie mowiac juz o liberalnym uzyciu slowa „manipulacja”). Zwlaszcza, gdy dzieje sie grupowo, tak jak powyzej. W koncu jestesmy dorosli (oprocz Ciebie, oczywiscie). 😉 I to pomimo, ze sama krucjata mnie brzydzi, a zart Heleny zrozumialam bez wiekszej trudnosci (ale na poznanie kogos, w tym takze jego stalych zabiegow stylistycznych, czasem potrzeba troche wiecej czasu, co wiele osob dluzej tu bywajacych moze chyba potwierdzic z osobistego doswiadczenia w tej dziedzinie).
Tym bardziej, ze Klakier poruszyl w sumie ciekawa sprawe, abstrahujac juz od tego, kto co powiedzial na czyj temat: czy w krytyce postaw gleboko konserwatywnych dobrze jest sie samemu odwolywac do konserwatywnych metod?* Czy w ten sposob czasem sie niechcacy nie zamazuje wlasnego przekazu, gdy wychodzi sie poza wlasne grono? Moim zdaniem mozna sie odwolywac, bo przy pomocy zartu i pastiszu uwypukla sie absurdy po drugiej stronie, ale tez nie wszyscy sie zawsze zorientuja, ze o ten typ przekazu chodzi.
*(Jak wiadomo juz z wielu zrodel, konserwatysci wola karac, a liberalowie wola raczej rehabilitowac. Ostatnio nawet ogloszono ciekawe wyniki badan na temat tego, jak sobie wyobrazaja Boga obie strony politycznego sporu w Stanach, i wyszlo, ze im bardziej ktos konserwatywny, tym bardziej Bog jest rozzloszczonym tatusiem z rozga do bicia niegrzecznych dziatek i calym arsenalem innych nieprzyjemnych kar).
Gratulacje i wyrazy radosci z powodu rocznej juz obecnosci Irka. 🙂
Ide zajrzec do nowego wpisu. 🙂
Dzięki Moniko za odczytanie moich intencji (może niezbyt dokładnie sprecyzowanych).
Zawsze mnie zastanawia fakt, jak wyrażanie skrajnych opinii przez jedną stronę powoduje powstanie ekstremy po drugiej.
I to po stronie wydawałoby się tolerancyjnej i poszukującej drogi po środku.
Cala przyjemnosc po mojej stronie, Klakierze. 🙂 Moze zamiast spozywania rozciapanej brukselki i darmowych porad, napilbys sie troche jasminowej herbaty? Wlasnie zaparzylam. 🙂
🙂 Dzięki – z przyjemnością.
So be it. 🙂
Ja bym tu jednak oddzielił reakcje żartobliwe czy ironiczne (zwłaszcza te „we własnym gronie”), zwykle służące głównie rozładowaniu irytacji, od prób rozmowy z drugą stroną. Kiedy coś budzi w nas irytację, czy nawet wściekłość, zwykle mało jesteśmy skłonni do dialogu. Żart pozwala nam sytuację „oswoić”, upuszcza pary. A gdy pary mniej, wtedy w dialog wejść łatwiej. Dlatego ja bym proponował, żeby się na żarty nie obrażać (nawet jak są ze mnie 🙂 ), tylko odpowiadać na nie również żartobliwie, bo po wzajemnej wymianie żartów naprawdę wiele łatwiej się i zrozumieć, i rozmawiać dalej.
Ale jeżeli Klakier odebrał brukselkę jako de trop, to ja jestem w stanie to zrozumieć i przepraszam, że tak ochoczo na to przyzwoliłem. Też bym wolał, żeby mnie karmiono niejarsko. 🙂
Ależ nie ma co przepraszać.
Właśnie się delektuję jaśminową herbatą.
Brukselkową pacią nie byłem zainteresowany – wolę al dente lub w ogóle surową. ;-D