Moc definicji
Dobry Kumpel wskoczył na sam brzeg fotela, niedwuznacznie sugerując mową ciała, że wpadł tylko na krótką chwilę.
– Jak zdrówko? – zapytał z konwencjonalnym zainteresowaniem i spojrzał łakomie na kanapki z pasztetówką, z którymi Bobik właśnie zamierzał wejść w bliższy kontakt.
– Oj, niedobrze! – jęknął Bobik, dyskretnie rozmasowując ogon, żeby pokazać jego obolałość
– Komu dobrze? – filozoficznie skomentował Kumpel i wsunął sobie do pyska pierwszą z brzegu kanapkę. – Gdzie zajdę, tam ktoś narzeka. Jak nie na zdrowie, to na pchły. Jak nie na psolitykę, to na karmę. Znaczy, jak narzekasz, to normalny jesteś.
– Ale mnie właściwie wcale nie jest dobrze z tym narzekaniem – zdradził nieśmiało Bobik. – Chyba wolałbym być normalny inaczej.
– Hmm… Co można by z tym zrobić? – zastanowił się Dobry Kumpel i w zamyśleniu sięgnął po następną kanapkę. – Można by spróbować inaczej zdefiniować normalność. Strasznie z tym dużo zachodu, ale nie jest to niemożliwe.
– I wtedy z moim zdrówkiem będzie lepiej? – ucieszył się Bobik.
Gość ze śmiechu niemal zadławił się kolejną kanapką.
– No nieee! – ryknął z rozbawieniem. – W ten sposób to nie działa. – Ze zdrówkiem będzie tak samo, ale czuł się będziesz lepiej. Na tym polega moc definicji.
– Lepsze czucie to zawsze jakiś postęp- przyznał Bobik. – Choć trochę trudno mi sobie wyobrazić, jak z tym marnym zdrówkiem miałbym bez narzekań dociągnąć do emerytury.
– Może nie doczekasz – pocieszył go Kumpel i oblizał się, żeby jeszcze na moment zatrzymać ulatujące wspomnienie ostatniej kanapki.
– Jak to jednak dobrze mieć oparcie w dobrym kumplu – rozczulił się Bobik. – Gdyby nie ty, mógłbym się załamać, albo co. A ty mnie zawsze umiesz postawić do poziomu.
– Przecież wiesz, że ja dla ciebie wszystko, brachu – wrzasnął entuzjastycznie Kumpel i z rozmachem walnął Bobika w plecy aż chrupnęło. – A jak mnie akurat nie masz pod łapą, to zawsze możesz się pocieszyć kanapkami z pasztetówką.
Wchodze bez prpblemu.
U mnie też jest.
Branoc!
Dziękuję. 🙂 To ja się chyba zresetuję. Tym bardziej, że teraz nie wpuszcza mnie nawet na google. 😯
Wróciłem z uczenia się, a tu dalej o uczeniu się. 😉
W Niemczech zrobił się w ostatnich latach jeszcze jeden numer ze stopniami studiów. Magistrowi trzeba zapłacić trochę więcej, nawet jeśli pracuje na takim stanowisku, na którym wystarczyłoby zatrudnić licencjata. Toteż pracodawcy często nawet chętniej biorą licencjatów, a to z kolei powoduje malejącą motywację do robienia magistra. Zwyczajnie się to niezbyt opłaca, bo w praktyce pracę znaleźć nie łatwiej, a nawet trudniej. Coraz częściej na magisterium decydują się ci, którzy albo chcą pracować naukowo, albo od razu nastawiają się na zdobywanie stanowisk kierowniczych, gdzie magisterstwo będzie wymagane.
Nie dotyczy to wszystkich zawodów, bo np.dla lekarzy czy nauczycieli wymagania są specyficzne, ale już wielu.
Ago, bardzo ciekawe gdzie Cię wpuszcza ;]
A może komputerowy manitou gdzieś chce Agę zaprowadzić? 😯
możliwe, blokuje ścieżki wpychając do tej Właściwej 🙄
Odblokowałam. Pewnie chwilowo. 🙁 Nabałaganiłam na laptopie i zrobił się kapryśny. Jeśli to komputerowy manitou, to pewnie mówi: Zrób porządek i zainstaluj aktualizacje! 👿 Ale stąd mnie nie wyrzucił. 😉
Niechby spróbował Ago, to miałby ze mną doczynienia;-) .
a może mówi coś zupełnie innego? 😯
Ago, o ile dobrze pamiętam różne wypowiedzi, tutaj porządek nie cieszy się największą estymą. 😈 Komputerowy Manitou na pewno też sobie to przypamiętał i postanowił tu wpuszczać bez konieczności posprzątania. 😉
o przepraszam, ja tam lubię niektóre wersje porządku
Foma, ale ja tych wersji nie muszę instalować? 😉
porządek 2.0 sam się instaluje, nawet nie wiadomo kiedy 😉
Jeśli chodzi o porządek, to ja lubię wersje instalowane automatycznie. Taki porządek, który trzeba sobie zainstalować samemu, nie specjalnie mnie pociąga
O, to, to! Gdyby porządek instalował się automatycznie, może i ja nabrałbym do niego pewnego zaufania. Ale instalowanie porządku, które jest ciągłą, zajadłą i wyczerpując walką z entropią? Nein, danke. Ja nie jestem pies bojowy. 👿
Urwanie głowy z tymi księgarniami! 😀
„W głosowaniu uchylony został zakaz sprzedaży pod Jasną Górą alkoholu w sklepach. Zadecydowały głosy radnych PiS, którzy byli „za”. Nie ukrywali potem, że chodziło im m.in. o księgarnię św. Jacka, która chciałaby sprzedawać wino mszalne, a formalnie nie może”.
Dobranoc. 😀
Ago, mnie też nie wpuszczało u PK, a wszystkie inne strony działały prawidłowo.
Nie musisz nic robić. 🙂
Znikam na trochę, pa!
I to jest suszne podejście radnych. Gdyby w księgarniach w ogóle zacząć sprzedawać same procenty, to obroty na pewno by wzrosły i nareszcie mielibymy kulturę, co się samofinansuje. 😎
To jest bardzo dobry argument, ten z winem mszalnym. Nie powinno sie wprowadzać zakazu sprzedaży alkoholu podczas wizyt papieskich, bo jak wtedy kupić wino mszalne 😆
Ech, żeby mnie kto powiedział tak jak Adze – nie musisz nic robić… 🙄
„nie musisz nic robić” to bardzo słuszne podejscie…
Coś mi się widzi, że większość sama „pisałaby sobie książki”.
😀 😀 😀
Czytelnictwo by wzrosło 🙄
Można by to podsunąć władzom miasta Gdyni, zamiast protetyki i operacji plastycznych – niech zarabiają na kulturze. Procentowa księgarnia na każdym rogu. Oryginalne trunki na wystawach. Co lepsze roczniki win w muzeach. No i wyprowadzć kulturę na ulice! Niech udział w niej będzie powszechny – od dzieciątek po staruszków. A wtedy nastąpi ogólny dobrobyt i zadowolenie.
Gdynio – bądź kulturalnym pionierem!
A dlaczego zamiast 😯 nie można wgryzać się zdrową szczęką w protezę kultury?
Uj, chiba cuś się merdnęło…
Właściwie Świętojańska już wygląda jak sporej wielkości księgarnia 🙄
Taki czytelnik po kilku lekturach wraca do domu, głośno powtarzając co celniejsze ustępy. Czasem się zatrzyma i podzieli się wrażeniami ze światem i widać jak na dłoni, co przeczytał 🙄
i że przeczytał. A to cieszy 🙄
Aż by się coś przeczytało. 😈 Ale o tej porze biblioteki już nieczynne. 🙁
Dobrze, że są czytelnie całodobowe 🙄
no i regał z książkami w domu 🙄
Ach, teraz już rozumiem, skąd w Buxtehude ten pomysł z nocowaniem w księgarni. 😆
Z tego by wynikało, że Gdynia jednak nie będzie tak całkiem pionierem. Ale korzystanie z dobrych wzorców nie jest żadnym wstydem. 😎
W tym ustepie macie kupe rzadkiej racji, kolego zeen.
Z tymi studiami tutaj to jest tak: Chinczycy studiuja, ale na studiach doktoranckich, szczeg. nauk scislych, jest najwiecej Arabow, Persow i Hindusow. Farmaceuci w Ontario to czesto Pakistanczycy, a nowi lekarze to Hindusi. Dlaczego tak jest nikt nie wie. Wydaje mi sie, ze to z powodu plam na sloncu. Zona mojego siostrzenca (Polka zreszta) na magisterce z matematyki miala cala klase Chinczykow, lacznie z gronem profesorskim. Podsmiewali sie wszyscy, ze tylko ze wzgledu na nia musza mowic na lekcjach po angielsku, na koniec mianowali ja honorowym Chinczykiem.
.
A ja jeszcze nie mogę zasnąć po dzisiejszym Gergievie.
Pani Szwarcman była tak miła i na gorąco zamieściła swoją Ocenę, tym samym porządkując moje wrażenia.
Zastanawiam się też, że w sumie występy TM zostały przyjęte w Wwie dość chłodno – z należną atencją, ale bez fajerwerków.
Czy rzecz w repertuarze?
Czy w publiczności?
A może w jakimś lęku przed trzecim Rzymem?
W Dwójce Dorota Kozińska mówiła, że „ciarki jej chodziły po plecach”, że „w jej teatrze” pokazuje się dzieło zrealizowane współcześnie, a jakby przeniesione wprost z epoki Chorążego Pokoju.
A może „toute Varsovie” nie akceptuje wspierania Putina przez Gergieva?
Gratuluje przezycia, klakier.
Ja relaksuje sie dzisiaj bardziej przyziemna masowa rozrywka:
http://www.youtube.com/watch?v=LLgTYQXeAC4&feature=related
Witam, deszczowo 🙂 ale zimno 🙁 Zapowiadają nawet śnieg :evil:. Z dzisiejszego przeglądu
– Wrażenie, jakie się pojawia – trudno powiedzieć, czy sprawiedliwe, czy nie – jest takie, że Benedykt XVI dobrze się „kuma” z władzami Kuby i załatwia swoje sprawy, np. żeby Wielki Piątek był wolny od pracy – komentuje Bartoś. – To pokazuje, w jakim zamkniętym świecie życie Benedykt XVI – Wielki Piątek nie jest największym problem Kuby – dodaje nasz rozmówca.
Tu podobne komentarze wokol tej wizyty. Ze przegapil wspaniala okazje. Mysle, ze nawet nie tyle chodzi aby cos konkretnego dla dysydentow i wiezniow politycznych na Kubie zalatwil, ale zeby chociaz poslal im jednoznaczny sygnal, ze Kosciol o nich pamieta, ze ich wyrzeczenia i ofiara jest wazna w oczach Kosciola. Tak jak robil to JPII.
Pamietamy czym w swoim czasie byly dla wielu z nas slowa: Nie ma Europy sprawiedliwej bez Polski niepodleglej na jej mapie.
Niestety B16 reczywiscie zyje w innym swiecie, jak slusznie zauwaza Bartos. Jemu trzeba wszystko podpowiadac, bo sam nie wpadnie: tu sie wycofaj, tu przepros, tu sie spotkaj, tu powiedz jakies okragle zdanie. Dzizaz.
Bry!
Znowu przed Rysiem, ten świat to już … bez te ocieplenia.
Leje 👿
Zimno 👿 👿 👿 👿
Magnolie zakwitły 😆
I zielonuje. Zielono mi….:lol: 😆 😆 😆
A jak Sikorski bedzie wzywal do wprowadzenia podatku od transakcji, to niechaj sie lepiej w Londdynie nie pokazuje, bo wyjdziemy do niego ze zgnilymi jajami i bedziemy sukinKota obrzucac. 👿
Tu istna Perla. Wygrany w konkursie Hymn Kiboli na Euro 2012i:
http://euro2012.sportifo24.pl/1624,wybrano-polska-piosenke-na-euro-2012-fajna?__utma=25734754.1994023823.1322743173.1333042401.13330
Zachecam Bobika do zlozenia wlasnej propozycji slowno-muzycznej, na dowolna melodie, jednak niezbyt trudna, by mozna ja bylo choralnie wyryczec na stadionie po kilku piwach i zeby piosenka uwzgledniala mozliwosc zwyciestwa moralnego, jesli nie uda sie go odniesc w drodze kopania pilki.
Dzień dobry 🙂
Mógłbym dziś rano powtórzyć wszystkie mordki po Tadeuszu. A nawet i tekst podczepiony pod mordki. 😆
Leje, zimno, obrzydle i zieloność tudzież kwitnienie jedyną pociechą. Moja (tzn. ta z naprzeciwka) magnolia przecudna bez względu na pogodę.
Wizyta B16 na Kubie przebiegła – niestety – zgodnie z naszymi wcześniejszymi przewidywaniami, czyli charyzmatycznie inaczej. 🙄 Dla części Kubańczyków może to i była jakaś atrakcja, na zasadzie „o, coś się dzieje”, ale w sensie politycznym – pożal się Szefie. Opozycja nie dostała żadnego wsparcia, a w takich krajach jak Kuba, jeżeli Dostojny Wizytant nie wesprze moralnie opozycji, to w praktyce zwykle pomaga reżimowi.
Można tu oczywiście się spierać, że B16 jest przywódcą religijnym, więc w politykę nie musi, czy wręcz nie powinien się mieszać. Ale to chyba nie całkiem jest tak. W dzisiejszym świecie przywódca religijny nie może być rzeczywistym autorytetem, kiedy unika zabrania głosu w tzw. palących kwestiach. Właśnie od przywódców religijnych ludzie oczekują jasnych wypowiedzi, gdzie jest zło, a gdzie dobro, również w polityce, bo samym politykom (a zwłaszcza ich moralności) dawno przestali ufać. Jak przywódca się od takich wypowiedzi miga, albo próbuje kręcić i świeczkoogarkować, to zaczyna sam siebie coraz bardziej marginalizować.
W Meksyku zresztą miganie się też było i to chyba w sposób jeszcze brzydszy:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114881,11418090,Papiez_nie_spotka_sie_z_ofiarami_ksiedza_pedofila_.html
Ot moralna nauka dla owieczek. Sprawiedliwość, napiętnowanie zła, szukanie słomki we własnym oku? Guzik, nic z tego, bo jakaś zbyt nachalna ta hołota, co się od pasterzy domaga, żeby mowa ich była tak, tak – nie, nie. 👿
PS Przypominam, ze melodia z „Nie rzucim ziemi” jest za trudna, nawet w trzezwym widzie. Wiec raczej cos innego…
He, he. Podobno część publiki wolała „Polskę walczącą” grupy McSobieski:
http://www.youtube.com/watch?v=mz_P-NMs7fc
ale pewnie w głosowaniu utwór przepadł właśnie dlatego, że trudno go wyryczeć w pijanym widzie. 🙁
Dzień dobry. Klakierze, może rzecz i w repertuarze, i w stylu? Nastojaszcze i ojczyźniane już było i nie wywołuje najlepszych skojarzeń, przy całym podziwie dla maestrii wykonania.
No, nie. Nie da sie tego Sobieskiego.
Obawiam sie, ze kompletnie sie nie nadaje i obawiam, ze w tej sytuacji pozostaje tylko „Nie rzucim ziemi”.
Nie wiem czy juz opowiadalam.
Druga rocznica narodzin Solidarnosci i ja z kolega „od Rosjan” zgrywam napisany i zmontoany przeze mnie z autentycznych nagran godzinny program dla sluchaczy Rosyjskiego Serwisu o tym co sie dzialo w Polsce przez dwa lata.
W pewnym momencie w czasie zgrywania wychodze na korytarz na papierosa (to byly czasy!), zza zamknietych drzwi studia dochodza baranie ryki spiewajacego tlumu stoczniowcow.
Korytarzem przechodzi owczesny szef Rosjan P.Udell (zwany przez nas Pudel) i zatrzymuje sie jak wryty pod drzwiami studia nagran. „Co to jest?” – pyta wysce zaalarmowany Szef Serwisu. -To stoczniowcy w Gdansku spiewaja patriotyczna piesn – odpowiadam lodowatym tonem, bo sama sie czuje nie tego….
-Oh, my God – mamrocze pod nosem Pudel i sie oddala do swoich spraw. 😈
Po przemyśleniu doszedłem do wniosku, że:
a/ hymn kibolski powinien być krótki i oczywisty, żeby zainteresowani potrafili się go do Euro nauczyć
b/ jedyne wchodzące w grę melodie to te, które wszyscy kibole znają, czyli zasada inżyniera Mamonia
c/ słowa muszą się odwoływać do patriotyzmu walczącego, wspólnoty i suwerenności, ale nie tam przez jakieś powstania i inne ple, ple, tylko zrozumiale i przy pomocy odpowiednich, zagrzewających do boju symboli.
W związku z tym moja propozycja jest następująca:
Polska, kopa! Polska, kopa –
aż się prosi ruska żopa.
Polska, kopa! Polska, kopa!
Szwaba młóć, bo będzie wtopa.
iiii….
Jak długo na Wawelu spoczywa zimny Lech,
moralnie my wygramy, chociaż nas gnębi pech.
Zwycięży Orzeł Biały, bo umie obcych lać
i cały stadion ryknie radosne k…a mać!
iiiiiiiiiiii…
Polska, kopa! Polska, kopa!
z nami ryczy milion chłopa.
Polska, kopa! Polska, kopa!
Nie podskoczy nam Europa!
O!
I dopiero taki hymn, jak sądzę, oddaje prawdziwe uczucia kibolskiej braci tudzież pozwala jej się z nim w pełni identyfikować. 🙄
Boskie. Zwyczajnie boskie. I tafiajace w sedno. Ide upowszechniac.
😈 😈 😈
Mordko, ale jak roznosisz, to z odpowiednim komentarzem, żeby ktoś nie pomyślał, że jak tak na serio. 😈
Za kogo Ty mnie mać, Bobik?
Zreszta mozesz sobie sam sprawdzic pod linkiem. 😈
z tym roznoszeniem to trzeba ostrożnie. niektórzy nie lubią jak się roznosi, i słusznie, bo roznoszenie bywa Niezdrowe, a nawet Niebezpieczne, bakcyl może trafić do środowiska, które nie ma odporności na i się zacznie armagedon do społu z hekatombą… 😕 a wtedy na roznoszących zastawia się różne łapki-pułapki 🙄
Ślicznusie 😆
Patriotyczny refrenik cd
Polska, kopa! Polska, kopa!
Wrocław w górę, no i hopa!.
Polska, kopa! Polska, kopa!
Wrocław wyżej, no i kropa!
Włączenie do hymnu patriotyzmu lokalnego, a zwłaszcza drużynowego, nie jest od rzeczy, bo pozwala w miarę szybko dojść do ustawki, co – powiedzmy sobie jasno – jest prawdziwym celem piłki kopanej. Można więc w kolejnych zwrotkach już bez owijania w ogólnopolską bawełnę wyrazić najgłębsze porywy kibolskiego serca.
Wisła kopa, Wisła kopa –
Sędzia kalosz, wynik szopa!
Legii kopa, Legii kopa –
Niech popłynie krew i ropa!
To prawda, że niektóre organizmy natychmiast rzucają do walki z roznoszącymi swój system immunologiczny, który czasem nieźle dokopać potrafi. Ale wirusy, jak wiadomo, też mają swoje sposoby… 😈
ale programy antywirusowe też nie w kaszy chowane…
Zbliża się pora lanczu, bardzo proszę.
http://wyborcza.pl/duzy_kadr/56,97904,11444582,Chinski_przysmak___jajka_gotowane_w_moczu.html
Chociaż, może z wódeczką… 😕
To ja już wolę lancz tradycyjnie polski: jaja jak berety… 😉
no właśnie, Chińczycy chcą nam przeszczepić swoje jaja i jaka reakcja? entuzjazm mrozi 🙄
Jaja na lancz, a wołowina na obiad:
http://www.gospodarz.pl/aktualnosci/produkcja-zwierzeca/bydlo-i-mleko/chiny-wypas-krow-na-wysypiskach.html
Smacznego 😈
Czy ja na lancz zamiast chińskich jaj nie mógłbym dostać jakiegoś korpoludka, który siedziałby mi na ramieniu i podsuał chytre wisty podczas renegocjacji kredytowych? Podobno teraz, po spłacie odsetek, mogę wyskakać jakąś korzystną dla mnie opcję na spłacanie kapitału, ale ni cholery nie wiem, jak to się robi. 😳 Próba przerycia się przez umowę i papiery towarzyszące oraz uzyskania cennych informacji z netu skończyła się Kompletnym Kociokwikiem. 😥 To już wolę pisać hymny.
No, nic, daremne żale, próżny trud. Bobik, ogon w troki i do rozmów – marsz! 👿
Z tego, co pamiętam, negocjacje ze swoim bankiem dobrze jest rozpocząć od wizyty u konkurencji 🙄
Bobiku, od tego nie są korpoludki tylko doradcy finansowi. a umowy wraz z dodatkami należy czytać. szczególnie te, które dotyczą kredytu ❗
To ja nawet czytam, tylko po jakimś czasie tego czytania i rozważania mam… no, ten… Kociokwik. 😳
Ale nie bójcie się o mnie nadmiernie. 😉 Ja mam zdrową zasadę, żeby w takich sprawach niczego nie podpisywać od razu, tylko wziąć papiery do domu i gruntownie Przemyśleć. 😈
Bobik, co z tymi trokami? Spóźnisz się! 👿
Bobiku, wszystkie możliwości powinny być zapisane w umowie kredytowej, teoretycznie.
Włączyłabym się w pomoc mając przed sobą umowę kredytową.
Po przeczytaniu wczoraj tytulu w GW, mialem cicha nadzieje, ze nikt tego linka od jaj nie przyniesie w zebach, 👿
Ktos mi moze wytlumaczyc meska namietnosc do odchoow? Ze nigdy nie daruja? 👿
a ja o ilu tytułach i linkach marzę, żeby zostały tam gdzie są, a nie były przynoszone w zębach… 🙄
Na to pytanie powinien pewnie odpowiedzieć Wielki Wódz.
A ja sobie pomyślę nad odpowiedzią. 😉
A już chyba pomyślałem – w mężczyznach jest jakaś zewnętrzność.
Problem linków można łatwo rozwiązać. Nie chcesz, nie klikaj 😉
A męska fekalność to rzeczywiście zjawisko, które nie umknęło mojej uwadze, choć szczególnie ciekawym bym go nie nazwała 🙄
Skatologiczna?
vesper, i nie klikam, ale jesli pójdziemy tą ścieżką (nie krocz, dziecko, tą drogą) i wyraźnie powiemy, że można nie czytać, to co się stanie z tym miejscem? 😯 🙄
Ad vesper 30 marzec 12, 09:55
Rozmyślam sobie nad (nazwijmy to) oprawą pozamuzyczną tych występów gościnnych.
[ Gdzieś z pomroków pamięci wysuwają się występy Teatru Balszoj inaugurujące Dni Kultury Radzieckiej w 197x (?) lub 198x (?) z baletem „Spartakus”
Mieliśmy wtedy wejściówki i zupełnie nieświadomie wbiliśmy się w podkowę lóż ochraniających lożę główną (gdzie siedział wyłącznie resort). To była dodatkowa atrakcja tego wieczoru – ktoś stojący cały czas za plecami.]
Maestro Gergiev jest zdecydowanie WielkoRusem.
Poprzez internet otarłem się o szeroko zakrojoną akcję edukacyjną MaT adresowaną do młodzieży z dalekich rejonów Rosji.
(sześć linijek, pomijając wspomnienia „dziadka”) 😉
Skatologicznie w gastronomii? Dlaczego nie.
http://copywriter.net.pl/wp-content/uploads/2008/04/kupska.jpg
Ale prymityw ze mnie 😎
Bobiku, a ten kredyt to w Niemczech masz czy w Polsce? I czy chodzi o kredyt hipoteczny?
Skoro już się się nauczyłem nieznanego słowa, to pozwolę sobie zacytować skatologicznie pułkownika N. z wojska:
„Wszystko jest g…, oprócz moczu”.
(Jak się nauczę tych różnych emotek, to może będę je zamieszczał – a teraz nie – bez.)
Czyli, Klakierze, rezerwa publiczności dość zrozumiała.
Foma, nie wykrecj psa ogonem. Nikt nikomu zadnych linkow nie zakazuje.
Mnie interesuje cos zupelnie innego. Cale swoje zycie nie spotkalm ani jednej kocicy – ludzkiej czy innej, ktora by okazala chociaz najmniejsze zainteresowanie odchodami, chyba, ze jest na cos chora i stad przyglada sie im blizej. Ilekroc zdarza mi sie spotkac z tym kregiem zainteresowan i fascynacji, zawsze jest to osobnik meski.
Nawet na ten blog kiedys zawedrowal taki. Kompletnie nie zdawal sobie sprawy z tego, ze to jego szczegolne hobby tak go odslania, ze staje sie rozpoznawalny z miejsca, choc zawedrowal z innego blogu i zmienil nicka. Nikt nie chcial sie z nim specjalnie bawic, wiec stracil zainteresowanie nami i wrocil tam skad przyszedl. Od tego czasu wystepowal juz pod licznymi nickami, ale zainteresowan nie zmienil.
Dziwna przypadlosc.
Jest jaka freudowska teoria, niegdys bardzo modna, a dzis bodaj ze juz tez na smietniku, ze istnieje cos takiego jak „analna osobowosc” , przejawiajaca sie w nadmiernym, nieraz obsesyjnym zainteresowaniu higiena i porzadkiem. Ktos mi kiedys tlumaczyl, ze czestym bezposrednim powodem jest „zbyt wczesne wysadzanie malego dziecka na nocnik”. 😯
Moze zbyt pozne wysadzanie dziecka na nocnik prowadzi do tego szczegolnego zafascyniwania odchodami? Czy moglbym napisac na ten temat jakas prace naukwoa? Moze na cos wpadlem? 😈
Ależ Kocie Mordechaju – kiedyś czytałem wywiad z lekarzem, znanym profesorem ze Śląska (nie pamiętam, kto to był), który w tym wywiadzie opowiadał, ze zajęło mu ileś czasu, aby kupić odpowiedni „mebel” z półeczką.
W celu?
W celu konieczności badawczej swego organizmu!
On swoj organizm odkladal na poleczke? 😯
Ad vesper 30 marzec 12, 15:52
Ja to staram się zrozumieć.
Ale też staram się nie popadać w zamknięcie w jakimś zaułku.
Nie powiedziałbym nigdy „w moim teatrze”!
Dopóki grzmią trąby i huczą kotły, a nie działa (takie staroświeckie określenie). Bardzo mi przeszkadzało to odniesienie do Przeszłości podczas tego Święta Muzyki.
Ad Kot Mordechaj 30 marzec 12, 16:14
Nie, tylko chciał odczytać informację organizmu.
może i osobnicy męscy inicjują, ale po inicjacji odchodzą w swoją stronę zostawiając za sobą bez żalu co zainicjowane, a inni osobnicy krążą wokół jakby jakiś skarb tam był 😯 🙄
To ja obrazoburczo.
Są w przyrodzie takie elementy, co zawsze ściągają muchy.
Serdecznie dziękuję za natychmiastową gotowość do pomocy kredytowej 🙂 ale dzięki anielskiej cierpliwości pani, z którą rozmawiałem, udało mi się coś zrozumieć i nawet sam zacząłem kombinować. 😉 Ale oczywiście na wszelki wypadek to wykombinowane obgadam jeszcze telefonicznie z jednym znajomym, który się zna. Nie tylko ze mną, ale i na kredytach. 😉
A wracając wpadłem jeszcze do Turka i – nie zgadniecie. Zamiast porwać mięsa ćwierć, wypadłem objuczony zieleniną, kuskusem i sezamem. 😯
Co ta wiosna potrafi z psami zrobić… 🙄
Klakierze, słuchałam wczoraj w Dwójce wrażeń pani Doroty Kozińskiej. Jej było z kolei za mało chłodu, za dużo entuzjazmu, mającego za nic konteksty historyczne. Ten sam spektakl, dwa rózne punkty widzenia, obydwa zapewne równoprawne i do dowiedzenia.
Co widzę, różnica płci chwyciła za broń? 😈
To ja od razu moszczę na boku spokojny, niebojowy kącik dla hermafrodytów. Z góry wiem, że Tadeusz ze swą męskożeńskością mi tu będzie towarzyszył, a może jeszcze ktoś dokona coming outu i się dołączy. 😆
Zastanawiałem się, co ja mógłbym odpowiedzieć Klakierowi w sprawie reakcji publiki i stwierdziłem, że bez bytności na evencie – po prostu nic, bo nie chce mi się gdybać. 😳
Ale w ramach rekompensaty podaję bardzo dobrą stronę do mordek – można się nauczyć ich robienia lotem błyskawicy. 🙂 Na początku jest kilka przykładów, a potem tabelka z całością:
http://codex.wordpress.org/Using_Smilies
A szkoda Bobiku, że się dystansujesz (usprawiedliwioną nieobecnością), bo ja wcale nie o wrażeniach muzycznych – te Pani Szwarcman w swych Ocenach (a bo ja się nie zawsze z Panią Szwarcman zgadzam 😉 ) celnie opisała.
Ja chowając w sobie swe wzruszenia, czy zezłoszczenia – zastanawiam się nad innym wymiarem.
Kultura jest Ambasadorem. I jak każdy Ambasador uprawia Politykę.
I ja się zastanawiam nad tą Polityką. Nie sposób się zastanawiać tylko sam ze sobą.
Ja się na ogół z rozmów o kulturze nie wykręcam 😉 , ale w tym przypadku naprawdę trudno mi powiedzieć, czy rolę zagrały najbardziej względy polityczne, czy też między dziełem a publicznością jakoś „nie zaiskrzyło” z innych powodów. Kiedy się jest na sali, czuje się atmosferę, czuje się reakcje na poszczególne momenty i z tego można wiele więcej wywnioskować. A taki niebywszy jak ja może co najwyżej czysto teoretycznie porozmawiać o tym, czy sztukę można całkowicie oddzielić od polityki, czy jest to w praktyce niemożliwe.
A ja się zastanawiam zawsze, gdzie można budować mosty, a gdzie trzeba wpław trzymając karabin nad głową.
Dla mnie, fana Gergieva, te gościnne występy były Mostem.
I choć „dźgało” mnie w końcówce opery i Swiascziennaja Wajna przychodziła na myśl, to cały czas miałem na myśli – pokazuję Wam jakiś obraz.
I zrąbany przez pianistę trzeci Rach zniweczył ten obraz.
I zastanawiałem się, czemu Gergiev do Aleksandra Newskiego wybrał chór z Białegostoku. Przecież mógł przywieźć swój – koszty utonęłyby w tym milionie dolarów.
Bobiku, niezależnie od tego, co Ci powiedziała pani w Twoim banku, skorzystałabym jednak również z oferty brokera kredytowego.
Mamy bardzo dobre doswiadczenia z brokerem w Monachium znalezionym poprzez immobilien scaut na http://www.ing-diba.de( tam się kontaktujesz bezpośrednio z ich regionalnym brokerem). Chodziło o kredyt hipoteczny na mieszkanie. Jednocześnie zwróciliśmy się o ofertę kredytową do naszego banku oraz do paru innych. Ta z naszego była lepsza od innych, ale tego samego dnia przyszła oferta od w/w brokera na kredyt dokładnie w naszym banku i była ona o 0,25punktu% lepsza. To nam pozwoliło na renegocjowanie warunków przygotowywanej już przez bank umowy.
Następnie mimo że wiedział już, że nie skorzystamy z jego usług, po paru dniach przysłał maila z nową ofertą jeszcze lepszą o 0,5 punktu% i wyjaśnieniem, żebyśmy nie podpisywali umowy kredytowej na wynegocjowanych poprzednio warunkach, bo oprocentowanie uległo wlaśnie zniżce. Nasz bank zgrzytając zębami po raz kolejny poprawił warunki kredytu.
Dzięki temu brokerowi uzyskaliśmy znacznie lepsze warunki, oszczędzając kilkadziesiąt tysięcy euro w ciągu okresu kredytowania.
Nie wiem czy to norma, czy tylko nam się trafił szczególny czlowiek 🙂 .
Sam widzisz, Klakierze, jak trudno oddzielić względy artystyczne i pozaartystyczne. Ty sam, zastanawiając się, mówisz o nich jednym tchem, a co dopiero, kiedy ktoś się nie zastanawia i reaguje spotanicznie.
Dla Ciebie może te występy były mostem, bo interesujesz się rosyjską kulturą, na dzieło i spotkanie z maestrem wyczekiwałeś miesiącami z drżeniem serca i wstępne nastawienie miałeś od razu w górnej strefie stanów pozytywnych. Tu mostu właściwie nie trzeba było budować – on już był, wystarczyło go nie zniszczyć. Ale tam, gdzie on jeszcze nie istniał, być może „tworzywa mostowego” było za mało, żeby od podstaw most wznieść?
Ale powtórzę – to są tylko rozważania teoretyczne, bo nie byłem, nie widziałem, nie słyszałem, nie poczułem.
Zgadzam sie ze zmora. Negocjwac, negocjowac i niegocjowac. Kiedy bank wie, ze ma konkurenta, jest zupelnie inna rozmowa.
Podobnie gazownia, elektrownia, telefonia etc.
Bardzo skomplikowane rozmowy prowadzicie, to na wszelki wypadek hermafrodytycznie z Bobikiem 🙂
Bobik napisał:
„Ale tam, gdzie on jeszcze nie istniał, być może “tworzywa mostowego” było za mało, żeby od podstaw most wznieść?”
Lubię te Twoje Bobiku konstatacje.
Jest w nich takie piękno konstrukcji.
I choć życie buduje często koslawe mostki i nie wiadomo, czy z drugiego brzegu ktoś ich nie zepchnie do rzeki (a czasem samemu przychodzi myśl, aby zepchnąć), to może warto i na tym koślawym mostku się spotkać.
Zmoro, przedtem w pośpiechu nie sprecyzowałem – to nie była rozmowa w banku, tylko w LBS, więc raczej typu doradczego. I nie chodzi o nowy kredyt, gdzie bardziej można sobie przebierać w ofertach, tylko „udoskonalenie” starego. Zmiana banku zresztą w ogóle w tej chwili nie bardzo wchodzi dla nas w grę, bo z różnych powodów na razie jesteśmy związani ze Sparkassą, która zresztą nie jest taka zła, bo choć nie zawsze ma jakieś super-hiper oferty, to jednak zdziercza też nie jest, a zapewnia dość dużą stabilność i poczucie bezpieczeństwa.
W każdym razie za porady bardzo dziękuję. 🙂
No tak, koślawy mostek mnie się też bardziej podoba niż wpław i z karabinem nad głową. 😆
Oczywiście nie mogłem w tym momencie nie pomyśleć o „Szczorsie”. 😈
Głowa jego w bandażach płynie rzeką wpław,
krwawe ślady zostawia wśród wilgotnych traw,
heej, heeej,
wśród wilgotnych traw. 😯
Chodź, Tadeuszu, zrzucimy nasze męskości i żeńskości na ku… tfu, na stos i będziemy przy nim grzać kości. 😆
Grzane kości… Mniam, mniam. Choćby dla nich warto być hermafrodytą. 😈
Nie posiadam tej książki kodów.
Ale się specjalnie tym nie martwię.
Zawsze mi przyświecało – jak nie wiesz, jak się zachować – zachowaj się przyzwoicie.
Klakierze, ale tej książki nie trzeba posiadać na własność. Wystarczy nakliknąć na ten link, który podałem i już się kody posiada na tak długo, jak długo nie przejdzie się pod inny adres. 😀
Ale ja nie o emotkach.
Ups!
To chyba nie załapałem, o które kody chodziło. 😳
Zakładam jednakowoż, że nie o pocztowe. 😉
O grzańcu, kościach, zielonym mostku bez emotek 🙄
Bardzo chętnie dołaczę do kącika hermafrodytów oraz pobiegam po mostku. 🙂 Bobiku, a bulguru u Turka nie nabyłeś? Od kilku tygodni chodzi mi po głowie sałatka z bulgurem. 🙄
A co to jest bulgur? Bo co Bułgar wiem.
Ktoś tu biegnie, tu po mostku
Kimże jesteś? Ty! Wyrostku!
Jak to kimże? Jam miłośnik!
Czyj miłośnik? Raczej złośnik
Jaki złośnik? Dobra wola
Dobra wola?
HyHyHy
To niewola!
A, mostek… jak nie szybko, to mogę pobiegać. Chociaż chętniej rowerem.
Po mostku rowerem,
Dyskusja walkowerem.
Hermusie tu siedzą,
bulgara cicho jedzą.
No częstochowa znowu… rydzk?
Hermuś to słynna istota z rozważań semantycznych w łonie odłamu warszawsko-toruńskiego! Hej!
bulgara cicho jedzą.
= bulgura cicho jedzą
😳
no kanibulgaryzm ze mnie wychodzi…
Dla leniwego 😉 Tadeusza: Bulgur to łamane, gotowane i wysuszone ziarna pszenicy twardej. Jest bardzo pożywny, zawiera dużo białka i błonnika, a mało tłuszczów. 🙂 W Stambule często jadałam fajną warzywną sałatkę z bulgurem, w sam raz na taką niezdecydowaną pogodę.
Moje bieganie po mostku jest zdecydowanie dobrowolne.
Ha, a ja już poczytał!
Dziękuję…
A wymyślanie kobiecie w wieku balzakowskim od wyrostków… czy to jeszcze jest wymyślanie kobiecie, czy już wymyślanie kobiety? Na nowo? 🙄
Dziżas!
Już nie można narcystycznie napisać o sobie, aby się ktoś nie obruszył.
A teraz piątkowa sesja gg.
Idę precz!
Ale wrócę.
Skrzetuski zobaczył jak szli: nagi dziad z wyrostkiem na przedzie.
No i poszedł 🙁 pomimo że nikt się nie obruszył
Obruszona kobieta w wieku balzakowskim wygląda tak: 👿 👿 👿 A tak nie wygląda: 🙄
😆 😆
Jak się zacznie o obruszaniu zębów, to uprzedzam, że ja pójdę. Jest to jedna z rzeczy, które napawają mnie okropnym przerażeniem. 😯 🙁
Bulgura dziś nie kupiłem, a to z podobnego powodu, co ten baca, który do Partii chciał się zapisać. W celu sprawdzenia jego ideowości zapytano go, czy oddałby Partii rower. Baca potwierdził. No, a czy oddałby auto? A pewnie, że by oddał. No a kozę? O, nie – przyznał baca. Kozy bym nie doł, bo koze to mom. 😈
Ale tak po prawdzie, Ago, z kuskusem można robić wszystko to samo, co z bulgurem. Oni są wymienni. 😀
Ach, jak miły jest i śliczny
kącik hermafrodytyczny!
Grzać nim można niczym piecem,
bo ciepełko ma kobiece,
ale przez to jest tak miło,
że tu grzeją z męską siłą.
Gdyś jest typką oraz typem,
trudno cię stereotypem
jednostronnym tak przestraszyć,
byś się dała/dał zjeść w kaszy.
Wiedz więc chłopie i kobito –
dobrze być hermafrodytą
i w kąciku pod stolikiem
pogrzać sobie wraz z Bobikiem. 😆
Z opisu nawet podejrzanie wynikało, że takie same… ale się nie wymądrzałem. Chociaż raz. Dzisiaj nie jest dzień na wymądrzanie.
No, niby są wymienni, Bobiku, ale kuskus mi się nie przesypuje w kulinarnych wspomnieniach. 😉
Tadeuszu, czy masz duży żarówiasty zegarek i kilka bransoletek? Jeśli chcesz być modną półkobietą na rowerze, to powinienieś mieć. A na głowie albo kask rowerowy, albo słuchawki – statystycznie wychodzi, że lepiej słuchawki. 🙄 Fomo, niestety w tym czasopiśmie, które przeglądałam, nie było informacji, jak ma w tym sezonie wyglądać modny korpoludek na hulajnodze. Przepraszam, przy najbliższej okazji przewertuję jakieś inne czasopismo. 😳
A bulgura też pod stołem mamy
i go wraz z kuskusem wpieprzamy.
Tylko nabożne Częstochowy dzisiaj wychodzą 🙄
Do wertowania kolorowych czasopism trzeba, niestety, chorować. 🙁 Przynajmniej mnie tak wychodzi, bo tylko w poczekalniach u lekarzy wertuję. 😉
Ago, z przykrością komunikuję, że mam zegarek hi-tech niebulwiasty, a cokolwiek na ręce napawa mnie odrazą. W hełmie wyglądam, hehe, hehehehehehehehe. No właśnie tak 👿 Jak kompania rozpoznania radioelektronicznego chciała się śmiać, wkładali mi hełm.
No i, może tak nie wyglądam, życie mi miłe. Słuchawki są. W domu zawsze. Trzeba mieć mocnego kuku albo słuchać pisemek, żeby jeździć na poważnie w słuchawkach. Chyba, że od stetoskopu 👿
Jak wymyślić kobietę?
Ba! I to na nowo?
Założę się, że wśród magnolii zapłakanych deszczem wierzbianych mgiełek zielonych to tylko Tadeusz umiałby ulepić nową kobietę i tchnąć w nią ducha.
Klakierze! Pracowicie robię to co chwilę! Spoglądam o — takim — spojrzeniem na Kobietę i ona się robi. KOBIETA. Zawsze nowa. Co chwilę. Co spojrzenie.
👿
E, nie, przecież z całokształtu wynika, że Tadeusz ulepiłby tylko pół kobiety.
A drugie pół może ryby? 😆
Ad Bobik – fryzjer się tez do tego nadaje
Ale Tadueuszu… a co z duchem?
Fryzjer? Fuj, co za brzydkie słowo! 👿
Strzyc mnie strzygą, nawet dwa razy w roku, ale na szczęście nie doszli jeszcze do takiej perwersji, żeby mnie w tym celu wlec do, za przeproszeniem, fryzjera. 🙄
Ja czasopisemka czasem wertuję z poczucia obowiązku. 🙁 Tata mi kiedyś, z niejakim zakłopotaniem powiedział, że jestem strasznie niekobieca i może gdybym czasem przejrzała jakieś kobiece gazety, to by coś pomogło. Dałam mu potem popalić, tak, że się więcej nie zająknął na ten temat*, ale raz na kilka miesięcy posłusznie sięgam po jakąś babską gazetę. 🙄
————————————————-
* przy pierwszej okazji, jaka mi się nadarzyła, przegoniłam go po sklepach w poszukiwaniu ciemnoniebieskich sznurowadeł – w ściśle określonym odcieniu, ma się rozumieć. Gdybyśmy je znaleźli, to bym do nich potem dobierała lakier do paznokci. Ale nie znaleźliśmy i to ja się pierwsza poddałam. 😳
Tadeuszu – ja doskonale rozumiem, że każde spojrzenie czyni kobietę na nowo. Ale nie wiem, czy akurat to forum jest miejscem do rozważania o tym.
Spojrzał, dodał mi urody, a ja wzięłam ją jak swoją. 😉 😆
Ja tam nie mam nic przeciwko rozważaniom o stwarzaniu spojrzeniem na nowo, tylko kobieta we mnie zadaje pilne pytanie, czy można by ją za każdym razem stwarzać nieco młodszą. 😆
Hmmm… nieprzystojnie by się wysforowywać przed Tadeusza.
(na stronie)
Spojrzenia są zawsze nieprzewidywalne.
Aż strach czasem spojrzeć.
Czasem są jak słońce na wiosnę, gdy w promykach jego rozkwitają kwiatki.
Czasem są jak błyskawica, co na ślepo razi
Czasem mrożą chłodem i nienawiść budzą
Może dobrze tylko spoglądać w swą duszę
Wydaje mi się, że wysforowanie się przed pędzącego na rowerze Tadeusza, to jest wyzwanie o charakterze kondycyjnym, a nie działanie grożące utratą męskiej urody. 🙄 😆
Spojrzał, ujął mi lat, a ja zapomniałam, że minęły?
sforowanie się na jednośladzie na czoło może grozić temu czołu zdarciem skóry po nagłym a nieprzewidzianym wypadnięciu z jednośladu. trzeba mieć kondycję, żeby się potem podnieść i kontynuować…
A zdarta skóra odejmuje męskiej urody. Zwłaszcza na czole 🙄
dlatego jak zdzierać to gdzie indziej 🙄
Co tu się dzieje? Czyste zdzierstwo! 👿
Bobiku, czy chcesz powiedzieć, że masz zostać w końcu szczeniaczkiem?
Czyste i nieczelne. 😉 Pozytywne, znaczy?
Tak, Tadeuszu, nade wszystko cenię sobie bycie sobą. 😆
Zdzierstwo nie naczelne? W sensie że podrzędne, czy w sensie że z innych ssaków, nie naczelnych? 👿
Aaaaa w ogóle nie z innych. To przecież samozdzierstwo było. Na dodatek hipotetyczne.
Nie wiem, czy słusznie wracam z emigracji wewnętrznej, skoro w realu zdzierają gardła, a tu naczelność 😕 Tyle dobrego, że ona, przytomnie, podrzędna 🙄
lepiej sobie zedrzeć hipotetycznie niż realnie 🙄
A realnie, to tu się nic nie zdziera, tylko foma z Tadeuszem społecznie ❗ dają wykłady z bezpiecznego poruszania się jednym śladem. Nauczyliśmy się już dzisiaj, że nie należy jednośledzić w słuchawkach ani w sforze.
Myślę, że w opasce na oczy też się nie powinno 🙄
i nie po krawężnikach, szczególnie takich, które nagle wyskakują przed koło ❗ w słuchawkach można, tylko trzeba wiedzieć gdzie…
W sforze nie wolno? 🙁 A psia natura właściwie do tego skłania. 🙄
Ale może to nie wolno tylko jednośladom i jako dwuślad mogę sobie pozwolić?
Wielośladzę w celu 😉 Jednośladzę prymitywnie, dla przyjemności 🙂 Staram się nie zdzierać 🙄
Ale są tacy, co jednośladzą w sforze. To się Tour de nazywa, czy jakoś tak
Na taki rower na pewno nie odważyłabym się wsiąść. 😯 http://www.czasatrakcji.pl/pl/atrakcja/muzeum-nietypowych-rowerow.html
Bobiku, oczywiście, że co nie wolno jednośladom, to dwuśladom hulaj psia dusza. 😉 A sfora to chyba zwykle idzie wielośladem?
Vesper, jasne, że są. Ale jesteśmy na wykładach dla amatorów, nie dla zawodowców. Zawodowcom najpierw usuwa się wszystkich innych użytkowników dróg spod kół. A amatorom często ktoś się pcha pod koła. 🙁
Haneczko, dla przyjemności, to jest to. 🙂
Vesper, córasek lazła Tourmalet. Da się, ale bez nóg, do zdechnięcia 😉
Ale co właściwie zrobiła Haneczka, że zostawia ślady w celach? Nawet zawieszki jej nie dano, tylko od razu do celi? 😯
To jest cela astronomiczna. 😆 Byliście dziś w kosmosie?
Miko był, ja pilnowałem czy wszystko gra w centrum obsługi lotów kosmicznych. momenty były…
Cele są grzeszne, pokutne, mieszane i te najgorsze, świadome 😯 Za nic się nie przyznam, w których zostawiam ślady 😳
Foma, jak ja bym (czasem) chciała, żeby nasze Młode były tak młode jak Miko, a my tacy starzy, jak teraz 🙄
Tourmalet w kierunku pod górkę, jak rozumiem? To szacun, ja się nie podejmuję. 😯
Wielki Wodzu, smarkate, to rwie 🙄 Kiedyś też tak miałam…
Z górki ją zwieźli 😆
E tam, z górki to ja bym bez trzymanki sam zjechał. Bardzo dobrze mi idzie z górki. 😎
To Wielki Wódz szczęściarz. Mnie jak z górki, to za chwilę wiadomo, że pod 😉 Robota czeka, dobranoc 🙂
Bry!
Czyli w skrócie BezRYsia…
Ale ta zasada działa i w drugą stronę: jak jest pod górkę, to znaczy, że kiedyś (czasem niedługo) będzie z górki!
Czyli mamy starożytny dylemat szklanki pełnej czy pustej w połowie.
Wyje, leje, zimnieje. Trochę śmielej zielenieje.
Kobiety znowu inne.
Dzień dobry 🙂
Może ja po prostu zarządzę satrapim rozkazem, że szklanka jest zawsze w połowie pełna i dylemat się skończy? 😈
Okej, mogę zrobić wyjątek dla pogody. Tu szklanka dziś jest naprawdę w trzech czwartych pusta. Sam to widzę. 🙁
Nawet na targ nie bardzo się chce iść. Choć to się może zmienić, kiedy zacznę spisywać listę zakupów. Rostbef, szynka, biust kurczęcy, sałata, pomidory, gruszki, bakłażan, oliwki, peperoni i dolmadakie u Turka, który miał być Grekiem, a okazał się Irakijczykiem… E, jednak się chce. 🙂
Dzień dobry. A właściwie „witam”. Tak mówi moje dziecko, kiedy musi się z kimś przywitać, a dnia wcale nie uważa za dobry. Bo dziś noc upłynęła na obniżaniu dzieciowi prawie czterdziestostopniowej gorączki. Oporna ta temperatura była jak nie wiem co. Dopiero trzecie studzenie w wodzie przyniosło trwały rezultat. Czuję się, jakbym cała noc fedrowała na przodku, zamiast spać.
Oby dobry, Vesper. Oj, przywileje rodziców bywają wyczerpujące, bardziej niż przodek.
Tak, przodek choćby nie wiem jak trudno było fedrować, to w końcu przychodzi fajrant. I niedziela sie zdarza raz w tygodniu 🙄
Moja szklanka całkiem pełna. Wypiję pół za trwałość rezultatu, podporządkowując się jednocześnie satrapim rozkazom i też pobiegnę w końcu po zakupy. Deszcze zapraszam do mnie. 🙂
Biedny dziecek. 🙁 Mam nadzieję, że to choróbsko przebiegnie tak, jak to się u dziecków często zdarza – pod górkę biegiem, ale z górki też biegiem. Merdam Zosi antywirusowo i antybakteryjnie. 🙂
A, prawda, mieliśmy być wyrozumiali dla deszczów, bo Adze dają pożyć. 🙂
Kurczę, jak to łatwo zapomnieć o wyrozumiałości, kiedy wiąże się z własną niewygodą. 😳
Znalazłam kolejną internetowa bibliotekę, tym razem po polsku. http://wolnelektury.pl/katalog/
Bardzo się przychylam do dziękczynnych ukłonów Ago. Deszcz bardzo się przyda. Kichaczom i roslinom. Bo już zaczynała się robić pustynia w ogrodzie.
Ta niech se leje, ale musi z wiatrem zacinać i być zimnym????
Dzieckowi i rodzicom bardzo współczuję.
Toteż pada 🙂
Taaa, śnieg pada. Ale to w sumie też woda, tylko w płatkach 🙄
Śnieg ma być jutro 🙄 Ale nie wszyscy tak mówią, weather forecast z UK nie, zawsze ufałem Anglikom (w tych sprawach…) 😆
W polityce mordobicia jak nie emerytalne, to zwyczajowo smoleńskie, a tu cichcem, na boczku, bez reflektorów dzieje się coś w moim rozumieniu bardzo niepokojącego i o prawdopodobnie dalekosiężnych skutkach:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,11457008,Coraz_gorzej_w_Polsce_powiatowej__Likwidacja_dworcow_.html
Pamiętam, że kiedy zacząłem jeździć na Zachód, uderzyło mnie, jak dalece różnice w poziomie życia między centrum a peryferiami zostały tam zniwelowane. Mieszkanie na wsi wcale nie oznaczało cofnięcia cywilizacyjnego i odcięcia od świata. Komfort życia na co dzień był absolutnie porównywalny z miejskim, bo wszystkie zasadnicze wygody były, a dalszą drogę do szkoły czy pracy rekompensowała przestrzeń, natura, etc. Dostęp do kultury czy większych centrów zakupowych też nie był problemem – po prostu wsiąść w samochód i pojechać. A i różnych małych, lokalnych inicjatyw kulturalnych czy społecznych było sporo. I – w Niemczech przynajmniej – tak jest dalej. Nie musi się mieć kompleksu prowincji, bo nie jest ona w jakiś odczuwalny sposób zapóźniona cywilizacyjnie i kulturalnie. Jeżeli można mówić o zapóźnieniu, to po innej linii – np. wśród najniżej zarabiających, długotrwałych (czasem wręcz w kolejnych generacjach) bezrobotnych, itd. Oczywiście, miejsca pracy (poza rolnictwem) są przede wszystkim w dużych miastach, więc do pracy prowincja dość gremialnie dojeżdża, ale dojechać ma czym.
Dlatego ten „upadek Polski powiatowej” dość mi zjeżył włos, bo to jest jakby odwrócenie trendu cywilizacyjnego. I to mi się daje o wiele ważniejszą sprawą niż niejedna sensacja z pierwszych stron i pór największej oglądalności. 🙄
To, Bobiczku, jak zawsze odpowiedź jest skomplikowana, a uproszczenia pisamkowe jak zawsze ogromne.
Połączenia pociągowe i atobusowe w dużej mierze padają z powodu karykaturalnej miłości polskiej do śmierdzącego złomu zwanego w Polsce autem. Złom, bo średni wiek… ponad 10 lat. Już jest ciężko sprzedać auto, co o czymś świadczy. Na niektórych trasach w pociągu mało kto jest.
Poza tym przy dużych miastach zmieniły się wszystkie miejscowości naokoło, wsie, miasteczka, zmieniły się w sypialnie dla ludzi żyjących naprawdę w mieście. Infrastruktura nie jest na to nastawiona, auto jest niezbędne. W tych domach warunki życia są w zasadzie takie same jak w mieście, ale często gorsze (!). Ci ludzie często nie są zameldowani w danej miejscowości, stąd zamykanie różnych usług.
Komasowanie zaś usług jest chyba typowe wszędzie. Poniekąd częsta argumentacja: zamiast 3 marnych bibliotek jedna dobra — jest słuszna.
Wsie i miasteczka z dala od dużych aglomeracji zaś wyludniają się zdecydowanie. Już przeważająca część ludzi w Polsce żyje w mieście.
I o tym wszystkim należałoby rzetelnie napisać.
Jest jeszcze inny aspekt tego trendu. Lukę w komunikacji między wsią a powiatem, czy powiatem a miastem wojewódzkim wypełniły autobusy i busiki będące najczęściej nielegalnie dostosowywane do transportu osób, przeładowywane ponad miarę, ponadto w fatalnym stanie technicznym, w zasadzie teoretycznie wykluczającym dopuszczenie do ruchu.
Liczba wypadków z ich udziałem budzi grozę. Do tego dochodzi problem jeżdżenia na „podwójnym gazie” kierowców autobusów.
Koszty społeczne tej sytuacji są ogromne. I zdziwienie może budzić jej powszechna akceptacja.
I brak świadomości pasażerów, że jeżeli bilet na odcinku 50 km kosztuje 6 zł, to taki autobus po prostu nie może być sprawny technicznie, bo nie ma na to środkow.
Tak Tadeuszu, ponad 60% tego złomu powinno stracić uprawnienia do poruszania się po drogach. Ale w większości stacji diagnostycznych wykonujących przeglądy rejestracyjne wystarczy 20 zł, za fatygę „nierzucenia okiem na samochód”.
Niestety, to nie Niemcy i nie ma tutaj TÜV ;-( .
No tak, zmiany „sypialniane” to jest trynd światowy, wszędzie wokół aglomeracji tworzy się pierścień sypialni. Ale już przy wyludnianiu się bardziej oddalonych miejscowości można by się pytać, czy tak być musi. O ile dobrze sobie przypominam dane statystyczne, to wyludnianie jest największe w krajach uboższych, gdzie w infrastrukturę prowincji mało się inwestuje, więc mieszkanie na wsi czy w małej mieścinie wiąże się z wieloma uciążliwościami.
I to jednak jest kwestia polityczna, czyli świadomego wyrównywania standardu. Ot, choćby z tymi bibliotekami – w sensie czysto praktycznym pewnie i lepiej stworzyć jedną dużą bibliotekę zamiast 3 małych. Ale biblioteka nie jest wyłącznie wypożyczalnią książek. Ona może być również ośrodkiem życia kulturalnego i zwłaszcza na prowincji często tak jest. Więc w sensie społecznym jednak lepiej, żeby każda mieścina miała swoją bibliotekę, nawet jeżeli jej zbiory nie będą imponujące.
W mojej mieścinie, rzędu właśnie powiatowego, jest biblioteka i to całkiem spora, a jeszcze raz w tygodniu przyjeżdża busik biblioteczny z D-dorfu, który przywozi za każdym razem inny zestaw książek. Można też zamawiać książki z innych bibliotek – przychodzą zwykle do tygodnia. Jest kilka innych ośrodków kulturalnych, hala koncertowa, muzeum, które organizuje wystawy, że o takich rzeczach jak poczta czy dworzec już nie wspomnę. Do tego naszego „powiatowego centrum” z okolicznych miejscowości łatwo się dostać autobusem albo pociągiem, sieć połączeń jest tak ustawiona, że zewsząd (i do zewsząd) raz na godzinę coś jedzie, choć posiadanie aut też jest tu dość powszechne. A jak ja chcę do D-dorfu czy Kolonii, to też mi nie problem, z autem czy bez. Toteż ja nie mam motywacji, żeby się do większego miasta przeprowadzać, bo tu mogę żyć wygodnie i bez większych kompleksów. 😉 Ale gdyby mi nagle zlikwidowano bibliotekę i dworzec… No nie wiem. 🙄
O dworzec na razie możesz być spokojny Bobiku. Trend obowiązujący w Niemczech przed dwudziestoma laty, polegający na likwidacji lokalnych połączeń i zamienianiu torowisk na ścieżki rowerowe, bardzo malownicze zresztą, był minął jakieś 10 lat temu i teraz kolej reaktywuje połączenia lokalne.
Biblioteki raczej też mi nie zwiną, bo to duma władz miejskich. 😉 O, tu ją można zobaczyć:
http://v6.cache7.c.bigcache.googleapis.com/static.panoramio.com/photos/original/12034538.jpg?redirect_counter=1
Tak że na razie się nie przeprowadzam. 🙂
Bardzo milutka i zapraszająca 🙂 W sam raz do wprowadzania 🙂
No to możesz spać spokojnie 😉 .
W Wielkiej Brytanii ma byc w tym roku zamknietych 2 tysiace malych urzedow pocztowych i wiejskich poczt. Trzy lata temu mial byc zamkiety takze nasz malutki urzad pocztowy, prowadzony w hinduskim sklepiku z mydlem i powidlem – siedem minut spaceru od mojego domu. Zdolalismy go uratowac (tymczasem!) , przekonujac dzielnicowy samorzad oraz Zarzad Poczty, ze korzysta z niego zbyt wielu ludzi, a autobus 65 dowazacy do nastepnej malej poczty chodzi zbyt rzadko aby zmuszac tysiace ludzi starszych na nieraz 45-munbutowe czekanie na prystanku, na stojaco. Na poczcie odbiera sie emerytury, zalatwia mase transakcji finansowych i podatkowych, odbiera zasilki, laduje sie telefony komorkowe.
Odkad pamietam siebie w zachodnim Londynie, na naszej poczcie w okienku (kiedys byly dwa, ale jest juz tylko jedno) interesantow przyjmuje ta sama pocztmistrzyni, Hinduska, chyba wlasccielka tego sklepiu, w ktorym pracuje cala rodzina, sprzedajac polska kielbase i bigos ww sloikach, olowki, srodki do prania i do podlog, azjatyckie przyprawy oraz kartki na wszystkie okazje – urodziny, kondolencje, swieta.. Pani pocztmoistrzyni jest cierpliwa, przyjazna i usmiechnieta, zawsze wita mnie sloami „How are you, darling. Is everything all right with you, darling? What can I do for you today, darling?”
W ustach jakiejs sprzedawczyni w sklepie pewnie bym sie zzymala na takie przywodtanie. Ale kiedy mowi to Pani Pocztmistrzyni, anieleje i sie usmiecham. Pamietam tez jak mi gratulowala i zapowiadala „zupelnie nowe, lepsze zycie”, kiedy przynioslam jej wypelnione papiery na karte komunikacyjna zezwlajaca mi na nieograniczony beplatny dostep do miejskiej komunikacji. Bylo to w dniu moich 60-tych urodzin i bylam troche podlamana, ze osiagnelam wiek, w ktorym gazety beda mnie nazywaly nie Ms Jakastam, tylko OAP – old age pensioner.
A Pani Pocztmistrzyni, sama juz dawno w wieku postemerytalnym i wciaz pracujaca, zrobila z tego wydarzenia takie swieto, ze wychdzilam z poczty rozpogodzana, z twardym postanowieniem, ze moja emerycka karte transportowa zaraz oprawie w jaksa piekna coolasta etui, z kolorowej skory, wiec przy wyjmowaniu jej z torebki nikt nie bedzie wiedzial, ze jest to karta dla OAPisow, gdyz normalny bilet miesieczny czy roczny wyglada prawie tak samo, procz koloru ohydnej plastikowej oprawki. Wychodzilam z poczty myslac z wdziecznoscia o Pani Pocztmistryzni.
Takie panie jak moja Hinduska byly niegdys sercem wiejskich urzedow pocztowych, jego zywym radiowezlem i agencja informacyjna, jego pogotowiem psychotarycznym i socjalnym.
Podobnie jak wiejski pub, ktory nigdy nie byl miejscem, gdzie ludzie przychodzili tylko aby sie napic po robocie, wiejski urzad w Anglii ( ale tez i na amerykanskiej prowincji) nigdy nie byl tylko miekscem gdzie sie kupuje znaczki czy nadaje listy.
Byl to zawsze, jak nazywaja to gazety, „hub of a community life”.
Ale dzis znaczki kupuje sie prawie wylacznie przed swetami, kiedy trzeba wyslac kilkadziesait kartek swiatecznych, a i te kupowane sa tylko uz przez wytrwalych. Przez reszte roku Poczta zarabia bardzo malo.
Wiec tam, gdzie maly urzad pocztowy dalej pelni te role ogniska zycia wspolnoty, lokale te sa dzis czesto wykupywane lub wynajmowane przez dana wspolnote. Na jakiej dokladnie zasadzie to dzala, nie bardzo wiem, ale wiem ze coraz wiecej communities tak wlasnie robi. Bierze na siebie odpowiedzialnosc, nie czekajac az znajda sie pieniadze. I te urzedy z powodzeniem utrzymuje. Tak pisza gazety.
O, ciekawa ta biblioteka. Te walce to mi już bokiem wychodzą, wszędzie wsadzają, ale reszta interesująca. Nie znam architektury z Twojej okolicy, ale nie przypomina Ci to Bobiku tego?
http://fotopolska.eu/164502,foto.html
Bardzo dobry pruski architekt, Stuehler.
Akurat biblioteki raczej są. Także w siedzibach gmin. Nie ma na małych wsiach. Trudno jednak zrozumieć, czemu szkolne biblioteki (też samorządowe teraz) nie są otwarte dla ogółu, z odpowiednim wydzieleniem księgozbioru szkolnego.
A po co wydzielac ksiegozbior szkolny?
Żeby szczeniakom łatwiej było znaleźć to, czego potrzebują. 🙂
I żeby się nie mogły wykręcać, że nie przeczytały lektury, bo jakiś dorosły wypożyczył. 😎
PKSy padają jak muchy: Biała Podlaska, Wadowice, Zamość, Zakopane, Cieszyn, Kraśnik, Zielona Góra; co jakiś czas pojawiają się informacje o kolejnym zagrożonym upadłością. Kiedy jestem zagranicą mam wrażenie, że i autobusy, i pociągi są tam mniej obłożone, niż u nas, a jednak połączenia są utrzymywane – i realizowane przez pojazdy w lepszym stanie. Jest oczywiście kwestia ceny biletu, ale przy porównywaniu cen w Polsce i np. w Szkocji trzeba by uwzględnić różnice w zarobkach i innych kosztach utrzymania, a tego nie potrafię zrobić. I jest pytanie o egzekwowanie tej ceny. Przypomina mi się powszechny u moich dziadków na wsi zwyczaj oddawania biletu kierowcy przy wysiadaniu z autobusu – ten sam bilet był sprzedawany kilka razy, do PKSu opłata trafiała tylko raz, reszta lądowała w kieszeni kierowcy. Drukarki z datownikiem położyły koniec temu procederowi, ale jak lata takiego funkcjonowania wpłynęły na finanse przewoźnika, jakość taboru, morale pracowników? Kontrolerzy biletów w autobusach pracują czasem w towarzystwie ochroniarzy; http://www.radiofama.com.pl/?id=news&action=one&newsid=40394 😯 kiedy do kolejki podmiejskiej, którą jechałam, wsiadł kontroler, kilka osób od razu dało nogę. 🙁
Ale czy wtedy uczen nie zostaje z poczuciem, ze czytac nalezy wylacznie lektiry, ze Dekameron jest tylko dla doroslych, a mlodzie niechaj sie zadowoli Przedwiosniem? Nie podoba mi sie taka wizja biblioteki.
Deszcz stuka o zaokienny parapet. Nie wiem czemu, ale zawsze w jakiś sposób kojarzy mi się z latami przeżytymi w małych miastach, czy miasteczkach. Link zamieszczony przez Bobika uświadomił mi, że mieszkając osiadle w dużym mieście i mało teraz podróżując po kraju zupełnie nie znam kraju, w którym żyję. No, ale nie. W zeszłe lato pojechałem na Roztocze właśnie pociągiem linią, którą znam doskonale z dawnych lat. Widok stanu dworców kolejowych jest koszmarny – zdewastowane, zasprejowane czasem aż po sam dach. Jedzie się obskurnym pociągiem (nigdy one i nie były zbytnio wytworne). Jednak w połączeniu z widokami infrastruktury kolejowej podróż staje się jakimś utrapieniem (nawet dla tego, co lubi pociąg i kolejowe eskapady).
Jeśli spojrzeć od tej strony na Polskę „powiatową” – kraj w ruinie.
Przez wiele lat PKP prowadziło politykę polegającą na wygaszaniu popytu – rzadkie połączenia i zupełnie nieskorelowane z codziennym dojeżdżaniem dużej liczby ludzi do pracy (choć i ta liczba się zmniejszyła, gdy padło wiele sztandarowych zakładów pracy). Stąd nie dziwi że w to miejsce weszło „busiarstwo” oferując elastycznie dojazd do „miasta” i to w cenie niższej niż kolej. Podobnie stało się z PKSem, który na trasach lokalnych utrzymuje się chyba w zasadzie głównie w oparciu o dowóz dzieci do szkoły. W okresie szkolnych ferii i weekendów wiele kursów jest zawieszonych i dojechać do miejscowości oddalonych od głównych tras komunikacyjnych w zasadzie nie sposób.
Stąd też dla mieszkańców miejscowości zakup toczydełka (używanego) to konieczność. Co z kolei powoduje spadek liczby chętnych do korzystania z transportu publicznego. I tak dalej w kółko.
Że biblioteki są, to i dobrze, ale np. domy kultury, o ile wiem, dość powszechnie polikwidowano, a to zawsze była jakaś tam kontrproprozycja wobec rozwalania wiat autobusowych i jarania skrętów w chaszczach. 😉
Ałe nie tylko o kulturę chodzi, nie chcę do tego sprawy sprowadzać. Również o infrastrukturę, instytucje i właśnie takie małe ośrodki lokalnego życia, o jakich pisze Helena. O różne takie rzeczy, które ze zbioru domów tworzą społeczność (bo wspólne użytkowanie dworca czy poczty też ją tworzy). Likwidowanie czy komasowanie tego wszystkiego ze względów czysto pragmatycznych, finansowych, wydaje mi się dość krótkowzroczne, bo skutków społecznych wcale nie bierze pod uwagę.
Zara, zara, chwileczke. Polskie dwrce byly zawsze upiorne, odkad pamiec siega, brudne i zarzygane, ubikacje byly nieczynne lub zalane moczem, papieru sie dostawalo od pani klozetowej jeden arkusik, za oplata. Pociagi wygladaly jeszcze gorzej, brudne lepiace sie okna, brudne poplamione szmaty na nich, smrod latryny na korytarzach. Pamietam moj kompletny szok kulturowy po wyladowaniu w Polsce z ZSRR, gdzie pociagi byly czyste, a dworce mialy ladne reastauracje i obowiazkowe palmy w beczkach.
Teraz to jest cudo w porownaniu z tym co bylo kiedys. Podrozowalam wiele po prowincji sluzbowo i widzialam jak sie zmienia na lepsze. Nawet babcie klozetowa mozna juz bylo zastraszyc, zeby wymyla kabine, zanim zacznie pobierac oplate za ten syf.
Bardzo mi się spodobał wpis Heleny o poczcie.
Poczta w małym miasteczku była niczym świątynia Odległego Świata. A listonosz wyglądany, niczym Wysłannik Niebios.
Dziś ludzie listów nie piszą, a nawet życzenia świąteczne opędzają sms-ami i mejlami. Emerytury, czy inne przekazy pieniężne przelewane są na konta bankowe. Korespondencja urzędowa też coraz częściej podróżuje internetem.
Stąd też upadłość poczt to kwestia czasu. Choć żal ich społecznej roli w małych społecznościach.
Podobnie jak i kulturotwórczej roli małych bibliotek.
Następnym elementem obumierania życia małych miejscowości to likwidacja szkół. Choć to i dotyczy dużych miast, gdzie z racji niżu demograficznego kolejne szkoły są zamykane z racji starzenia się „rejonu”. Szkoły rejonowe (jedne lepsze, drugie gorsze) miały i tę swoją rolę, że poprzez dzieci chodzące do jednej szkoły i dzieci i rodzice się w tym rejonie znali. Dziś bardzo często dzieci nie znają rówieśników z najbliższej okolicy, bo jak „paczki” wożone są do odległych szkół w innych dzielnicach, często co najmniej dwie godziny dnia spędzając w podróży, a po powrocie do domu jedyną formą kontaktu z rówieśnikami pozostaje gg, czy fejs.
Ot taka atomizacja życia społecznego.
Dworce Heleno były różne, ale nie były ruiną.
Taką, jak są teraz.
Jeżeli dostęp do dorosłej biblioteki nie jest wzbroniony, to nie widziałbym niczego złego w wydzieleniu zbiorów szkolnych. W końcu zazwyczaj w bibliotekach księgozbiór dziecięcy i młodzieżowy jest jakoś wydzielony bo to poręczne (również dla rodziców, którzy chcą szczeniakom służyć pomocą w doborze lektury). Schody dla mnie zaczynają się wtedy, kiedy ktoś tym szczeniakom zaczyna nakazywać, co mają czytać, albo czegoś zabrania. Ale to może być raczej kwestia osobowości bibliotekarza/-rki. 😉
W mojej szkolnej bibliotece miałem taką panią, która nie chciała mi pewnych książek wypożyczać, bo były „nie dla mnie”. I nie chodziło tu bynajmniej o opisy szaleńczego seksu (w szkolnej bibliotece, he, he), ani o Szekspira w oryginale. Pani podzieliła sobie książki na klasy – dla pierwszej klasy, drugiej… itd, aż do ósmej i była przekonana, że trzecioklasista książek siódmoklasowych nie jest w stanie zrozumieć. 😯 Szarpałem się z nią i usiłowałem tłumaczyć, że te lektury dla trzeciej klasy już w przedszkolu załatwiłem i nie chce mi się ich czytać po raz kolejny, ale nie docierało. No to napuściłem Starego, żeby coś z tym zrobił. 😈 Poszedł, ochrzanił, zażądał, żeby mi dawać do czytania wszystko, czego chcę i od tej pory już dostawałem. Czasem z kąśliwym komentarzem, ale prawdę mówiąc, ganc pomada mi to było, kiedy już książkę miałem w łapach. 😉
Poza tym tu może być jeszcze kwestia finansowania. Za zbiory szkolne płaci kto inny, a publiczne gminne kto inny, więc szkoła może nie chcieć, żeby jej szeroka publika książki gubiła. 😉
Ale dworzec we Włoszczowej ruiną chyba nie jest? 😎
Hehehe – panie bibliotekarki pełniły rolę cenzorów obyczajowych. Pamiętam, jak przez lata całe nie udawało mi się wypożyczyć opisów sławnych kurtyzan.
A doświadczenia ze szkolną bibliotekarką miałem podobne.
Dworzec we Włoszczowej… nie wiem, czy tam jest dworzec w takim rozumieniu dworca, że to jakiś zespół różnych instytucji – a nie tylko budynek, w którym jest kasa. Z przejazdów do Krakowa zarejestrowałem tylko, ze są to wybudowane w polu perony, przy których zatrzymuje się pociąg.
Nie tylko we Wloszczowej. Kiedy po raz pierwszy pojachalam do Lublina, to wychodzac przed dworzec przez chwile myslalem, ze moze jest nowy, bo go takim nie pamietalam. A zostal tylko z zewnatrz podreperowany i odmalowany. Podobnie dworzec PKSu z ktorego jechalam do Naleczowa czy Kazimierza.
Ja sam tego słynnego włoszczowskiego dworca nawet z daleka nie widziałem, ale jakoś mi się w pamięci zahaczył. 😉
Dworzec w Lublinie ileś lat temu został wybebeszony w środku i na nowo urządzony, dobudowano też nowe skrzydło. Mnie się tam teraz nie podoba. Lubelski dworzec PKSu oparł się wszelkim zmianom. Tak jak i przed laty – straszny syf.
Krakowski dworzec też został odremontowany i częściowo przebudowany. No, ale Lublin czy Kraków to jednak nie jest Polska powiatowa. 😉
A z Przemysławową Włoszczową to nie o dworzec tak naprawdę chodzi, tylko o różne polityczne pokazówki, które zresztą – sądząc z tego, co pisze Klakier – często bywają wioskami poziomkinowskimi. 😉
Mógłbym, mógłbym, ale sobie nie poprawię. 😆 Wioski poziomkinowskie zasługują na pozostawienie w całej krasie. 😈
Krakowski został połączony z „galerią” handlową. Jak ktoś go nie zna, to wpada wprost do marketu i błaga obsługę, aby go stamtąd wyprowadzili. ;-D
To o czym wspomniałeś Klakierze, budzi mój duży niepokój.
Wolność wyboru szkoły( a mimo wszystko jestem za) prowadzi do zaniku kontaktów socjalnych, głównie z powodu braku czasu w ciągu tygodnia. Rozwój gg i FB zastąpił młodzieży potrzebę kontaktu fizycznego i zubożył ich tym samym ogromnie. Nawet na weekend rzadko się spotykają w realu.
Szczytem perwersji dla mnie było to, jak obserwowałam dwóch dwudziestoparolatków siedzących obok siebie na kanapie w holu hotelowym z otwartymi laptopami i porozumiewających się ze sobą za pomocą fejsbuka. A dla nich to było normalne.
Jasne, że rozwoju zatrzymać się nie da, ale właściwe proporcje powinny być zachowane. Tymczasem życie wirtualne zastępuje realne i obawiam się, że skutki tego będą smutne raczej.
Wygral projekt pomnikaa w Smolensku:
http://wyborcza.pl/51,75248,11456857.html?i=0
Wydaje mi sie byc bardzo wrecz dobry, brawo. Swietny. Oczywiscie w ostatniej chwili wszelcy gmlowcy moga zechciec go ozdobic roznymi patriotycznymi ozdobnikami. I stanie sie nie do poznania.
Oby do tego nie doszlo.
Zmoro, tydzień 14-latka jest pracowity.
Bywa, że ma 30 (lub więcej) lekcji w szkole, po szkole pędzi na angielski, taniec, zajęcia sportowe itede. Jak do tego dołożyć około 2 godzin w komunikacji miejskiej to w niektóre dni wraca do domu około 20ej. I jeszcze trzeba odrobić lekcje.
A w weekend? A w weekend to trzeba się nauczyć do trzech klasówek w następnym tygodniu, zrobić prezentację, albo plakat (na religię). Jak mi znajomy mały człowieczek powiedział, że opis słowny do prezentacji to kilkadziesiąt stron wydruku, to myślałem, że robi sobie ze mnie śmichy chichy.
Nie moge sobie darowac, bo bardzo smieszne, choc i tragiczne zarazem:
http://wyborcza.pl/1,75968,11457431,W_kategorii_ciekawych_powiedzonek_wygral_Kaczynski.html
Utknęłam na parę godzin w statystykach – mało optymistycznych. 🙁 Polska zajmuje drugie miejsce w Unii jeśli chodzi o liczbę śmiertelnych ofiar wypadków drogowych w przeliczeniu na milion mieszkańców: prawie 150 (Eurostat, dane za 2008 rok). Dla porównania w Wielkiej Brytanii było to mniej niż 50 osób. Dowiedziałam się też np., że 44% jeżdżących po Polsce autobusów, 30% ciężarówek i 25% samochodów osobowych ma ponad 20 lat. (GUS, dane za 2010 rok).
Co roku małe miasteczko ginie…
Najbardziej mnie zdumiewa, gdy kilometr za makabrycznym wypadkiem kierowcy już jadą „normalnie” swoimi rzęchami. Czyli tak, żeby był następny. Czy oni są całkiem odmóżdżeni?
To też dobre
http://www.thenews.pl/1/12/Artykul/81744,Old-second-hand-cars-put-Polish-roads-in-a-jam
Na 2 osoby jeden samochód. Koszmar.
Tak, czytalam wczoraj o tych wypadkach drogowych: Polska bije wszystkie europejskie rekordy (150) podczas kiedy Wlk. Brytania ma 32. Z materialu opoblikowanego w GW moglo wynikac, ze powodem wysokiej statystyki w Polsce moze byc stan drog, w co osobscie nie bardzo wierze i sadze raczej ze chodzi bardziej o ulanska fantazje za kierownica oraz wsiadanie w stanie wskazujacym – gdyz te akurat powody sprwiaja, ze polscy kierowcy nawet i w UK najwiecej sposrod wszystkich cudzoziemcow powoduja wypadkow drogowych (choc gazety pisza zazwyczaj o „srodkowoeuropejczykach” zeby nie rozbudzac demonow, jakze slusznie).
Stan drog w Polsce moze sie i przycznia do statystyk wypadkow, ale mysle, ze zle nawyki za kierownica, nie przestrzegania prawa i alkohol maja tu jakies istotniejsze znaczenie.
I jak tak myślę, Heleno.
Wyprzedza nas chyba Bułgaria, Rumunia, etc.
Ułańska fantazja to nie tylko przy wypadkach drogowych. Pamiętam jak przed laty, podczas remontowania naszej wiejskiej chałupy, usiłowaliśmy młodego sąsiada, który nam pomagał, przekonać do zachowywania choćby minimum behape. Śmiał się z tych jajogłowych wymysłów, a i pukał w czółko nierzadko. No bo niby czemu sobie nie urżnąć ręki „cyrkulatką”, jak można urżnąć? 🙄
Wg tych danych, które widziałam, wyprzedza nas tylko Litwa (jeśli chodzi o liczbę śmiertelnych ofiar wypadków drogowych w przeliczeniu na milion mieszkańców). Za nami Rumunia, Bułgaria, Grecja. http://epp.eurostat.ec.europa.eu/cache/ITY_OFFPUB/KS-CD-11-001/EN/KS-CD-11-001-EN.PDF
Są też (chyba?) jakieś optymistyczne sygnały: wydaje mi się, że wśród młodych ojców rodzin zapanowało coś w rodzaju mody na robienie kursów doszkalających z jazdy w trudnych warunkach. Szukałam takiego kursu na prezent i byłam zaskoczona, kiedy się okazało, że wielu moich kolegów taki kurs zrobiło, a kolejni się wybierają. Twierdzili, że naprawdę chodziło im o podniesienie bezpieczeństwa jazdy i że właśnie na to jest położony nacisk na kursach, a nie na szkolenie przyszłych kierowców F1.
Jedna rzecz to liczba wypadków. Mentalność wąsatego Polaka, jak ktoś tego nie ogląda z bliska, można poznać czytając komentarze, kiedy gdzieś napiszą cokolwiek o fotoradarach. Czasem mi przychodzą takie faszystowskie myśli, że jakiś koncesjonowany odstrzał nie byłby całkiem głupim pomysłem i mógłby te statystyki zmienić. 😈
A wysoka statystyczna zabijalność też ma z tym związek, bo dochodzi do tego stan techniczny limuzyn od emeryta z Niemiec, co to jeździł raz w tygodniu do kościoła, stąd przebieg 100 tys. km po 15 latach. Wszyscy znani mi handlarze zeznają jak jeden mąż, że w Polsce nie sprzeda się uczciwie wyceniony i opisany samochód z pełną dokumentacją, bo wąsaty chce „mały przebieg”, więc kupi składaka z firmy Zdzichu und Mehmet.
W przypadku jazdy sprawa jest o tyle trudna, że nawet jak ktoś sam jeździ niebywale ostrożnie, to i tak może natknąć się na szaleńca, który mu się wetnie w maskę. 👿 Ale oczywiście lepiej, żeby bezpiecznie jeździło coraz więcej kierowców. I od czegoś/kogoś trzeba zacząć, choćby od młodych ojców rodzin. 😉
Taką akurat mam próbkę badawczą w pracy. 😉
Ago, wyjdź czasem z tej korporacji. 🙂 Tak, wśród kolegów w Warszawie. Powiedz to wąsatym. 🙄
No właśnie. 🙂
Wodzu, ja też mam czasem takie myśli, że chętnie zaposiadłbym licencję na zagryzanie. 😳 Ale oczywiście szybko i starannie je wypieram, bo jestem piesek pokojowy, nie żaden budziarz. 😈
Tfu… Nie chciałem przez to powiedzieć, że Wódz jest budziarz. 😆 To był post o autach. Znaczy, autodemaskatorski. 😎
Wielki Wodzu, tak jak napisał Bobik: od kogoś trzeba zacząć. 😉 Mam pełną świadomośc tego, że obszar moich obserwacji jest i specyficzny, i miniaturowy. Ale nawet w tej mojej szklarni nie spodziewałam się takiego zjawiska: młodzi… no dobrze, mężczyźni w wieku kobiet w wieku balzakowskim, 😉 zamiast szpanować jeden przed drugim, jacy to oni są niezrównani za kierownicą, idą gęsiego na kursy doszkalające.
Jeśli chodzi o skutki wypadków, to są one koszmarne. Statystecznie w stosunku do ilości wypadków mamy nieco ponad jeden procent zgonów i około 11 procent rannych. Należy również pamiętać, że statystyki zgonów obejmują bodajże tylko 3 miesiace od momentu wypadku. Tak że w rzeczywistości ofiar śmiertelnych jest znacznie więcej.
Wielu rannych to przypadki najtragiczniejsze, po ciężkich obrażeniach mózgu.
Stan techniczny samochodów ma ogromny wpływ na ilość zabitych i rannych. Pamiętać należy, że w samochodzie 10-letnim poduszki powietrzne prawdopodobnie nie zadziałają na skutek ubytku gazu.
Większość samochodów sprowadzanych do Polski jako rozbite, bądż kupione na złomowisku, jest poskładana domorosłym sposobem z paru dawców. Wystarczy niewielkie uderzenie w twardą przeszkodę i rozpadają się na części.
Ponadto nawet gdyby były bardzo zadbane i bezwypadkowe, to konstrukcja samochodu 10-letniego na skutek nieustannego przenoszenia drgań jest już mocno osłabiona.
Do tego dochodzi ułańska fantazja, alkohol, bardzo wielu kierowców nie posiada prawa jazdy, bo albo nigdy go nie posiadali, bądz zostało im zabrane. Na wsiach to jest powszechne zjawisko.
W Polsce w ciągu 10 lat na skutek wypadków drogowych znika jedno 50 tys miasto, a dwa podobnej wielkości stają się miastami zamieszkałymi wyłącznie przez inwalidów 🙁
O! Uderz w stół
http://forum.gazeta.pl/forum/w,769,134732791,,Bedzie_referendum_w_sprawie_fotoradarow_Wystar_.html?v=2
Uwaga, komentarze mogą szkodzić. 😎
To fajne, ze sa takie kursy doksztalcajace w sprawach bezpiecernstwa.
Z mentalnoscia wasatego Polaka tez sie zgadzam, bo pamietam wlasna mentalnosc w kwestiach behape.
Zaraz po przyjezdzie do Ameryki. organizacja dobrocznna, ktora nam pomagala osiedlic sie, wyslala nas wszystkich, w zaleznosci od poziomu zaawansowania, na kursy angielskiego. W kazdej niewielkiej grupie bylonas po kilkanascie osob, okolo dwunastki. W mojej bylam ja, dwie siostry z Birobidzanu- Basja i Zosja, jakas Niemka z NRD, chlopak z Rumunii, reszta Afrykanczycy i Ameryka Lacinska..
No i ktoregos dnia zarzadzono u nas wczesniejsze zakonczenie zajec i spedzenie 40 minut na szkoleniu przeciwpozarowym.
Zostalam na tych szkoleniach tylko DLATEGO, ze osoboscie poprosila mnie nasza nasza mloda i urocza nauczycielka, Cheryl. Razem ze mna i Cheryll pozostala jeszcze garstka Afrykanczykow i Latynosow. Reszta dala noge.
Pamietam moje ZDUMIENIE, kiedy obserwowalam Cheryl, ktora miast ostentacyjnie ziewac na szkoleniu i okazywac totalne desinteresment , wyjela (!!!!) notesik (!!!!) w ktorym zapisywala pilnie sobie jaki pozar nalezy gasic jaka gasnica (!!!!).
Bylam tak wstrzasnieta, ze napisalam o tym caly reportaz w liscie do Ukochanego. Nie moglam zrozumiec. Kompletna obcosc kultirowa, nie pozbawiona poczucia wyzszosci nad amerykanskimi frajerami i glupawym posluszenstwem pozostalych nacji z mojej szkolki.
Jeszcze o tych kursach. To jest przejściowa moda wśród wielkiego państwa ze szklarni, podnosi samoocenę i w ogóle jest bardzo tego. Takie męskie, że ja cie. 😉
Jasne, może się komuś nawet przydać, teoretycznie. Dobra, już nie marudzę.
Poza tym jest jeszcze inny czynnik, niemniej istotny. Na kursach na pawo jazdy kandydat na kierowcę jeżdzi wyłącznie po mieście. Najczęściej po drogach egzaminacyjnych. Nie wyjeżdżają poza miasto, bo nie ma takiego obowiązku widocznie. I potem jest problem, bo zupełnie nie potrafią zapanować nad samochodem jadącym 90-100km/h.
A badanie okulistyczne to czysta kpina. Mojemu synowi. ktory ma plus 4,5 dioptrii pani okulistka nie wpisała, że musi jeżdzić w okularach i oczywiście takiej adnotacji w jego prawie jazdy nie ma.
Kierowcy zawodowi za łapówkę przechodzą wszystkie okresowe badania. Taki kraj 🙁
Pan Administrator dorzuca zza moich pleców, że najgorsze w jeździe à la moustache nawet nie jest szaleństwo samo w sobie, tylko kompletny brak wyobraźni. Francuzi np. też potrafią jeździć pozornie szaleńczo i z dezynwolturą, ale zwykle jest to jednak szaleństwo kalkulowane – wkładam w piec tam, gdzie wprawdzie ograniczenie prędkości, ale droga prosta i widoczna po daleki horyzont, natomiast z wyprzedzaniem na zakręcie bez widoczności jednak daję sobie siana. A wąsaty jest ułan i krwi przelanej żałował nie będzie. 🙄
WW herezje opowiadasz. Powstało bardzo wiele szkól doskonalenia jazdy, jedne lepsze, drugie gorsze i parę przyzwoitych.
Znam parę osób, które dzięki szkoleniom potrafiły bądż uniknąć wypadku, bądz zminimalizować jego skutki. Nawet jeżeli w Polsce nie ma w zasadzie wystarczającej infrastruktury do takich celów.
Zasada coś tworzy aktualnie w Poznaniu, ale czy T.Czopik to najlepsza opcja jako instruktor, to nie wiem.
Na szczęście coraz więcej firm wysyła swoich pracowników na szkolenia, zawsze to szansa, że ofiar będzie mniej.
Nie Bobiku, Pan Administrator się myli, to nie brak wyobrażni, to polski katolicyzm – wiara w Anioła Stróża 😉 . Jesteśmy wszak narodem najbardziej wierzącym w Europie.
zmora 😆 😆 😆
Kurczę, ja chyba w angelologii jestem mało kształcony. 😳 Czy jeden Anioł Stróż ma obsłużyć wszystkie drogi w Polsce, czy też wsiadanie za kierownicę automatycznie powoduje przybycie dyżurnego, personalnego Anioła S., który czuwa nad jednym, konkretnym kierowcą?
Pytanie jest dość istotne, bo jeżeli to jest jeden Anioł Ogólnodrogowy, to powinien popracować nad koordynacją antywypadkową, a jeżeli jest ich więcej, to może powinni przestać stale sprawdzać, który lepszy i skuteczniejszy. 👿 Albo niech sobie te zawody urządzają w innej dziedzinie. Na przykład w potknięciach na równej drodze. Kto utrzyma równowagę, tego anioł wygrywa. Kto złapie zająca i nabije sobie śliwkę na czole, tego anioł neptek i amator. 😛
No nie wiem, Bobiku, czy z tą ostrożnością Francuzów nie przesadziłeś… mam jednostkowe subiektywne inne wspomnienia… ale to z południa, może tam inaczej?
Wy to nazywajcie brakiem wyobraźni, ja to prostacko nazywam koszmarną głupotą…
Z tą wsią racja. Jak zacząłem tam mieszkać to pani naprzeciwko urządziła pokaz siły i tężyzny: wsadziła sobie pod pachę dużą cyrkulatkę, oczywiście bez żadnych osłon, Polakowi nie przystoi, wzięła siekierę i zaczęła z animuszem ostrzyć na tym. Można było zemdleć… pani była niewzruszona.
Jak jeździłem z LPG przez lat chyba 12, tylko raz widziałem pana, który zgodnie z przepisami to robił. Gdy go komplementowałem, powiedział prosto i ze zdziwieniem, że mu życie miłe…
pan oczywiście tankował to LPG… za wolno piszę…
co to jest cyrkulatka, co to jest LPG?
Fakt, że moje wspomnienia francuskie raczej z Paryża i okolic. 🙂 Ale i w tym Paryżu na początku byłem przerażony wariackością jazdy po mieście (och, przeraźliwy plac Concorde, albo nie mniej przeraźliwy Étoile!). A potem zauważyłem, że między tymi rozszalałymi samochodami łażą piesi i jakimś cudem wychodzą z życiem. I po dokładniejszym wejrzeniu stwierdziłem, że jest to wprawdzie wariactwo, ale nie bez metody. 😉
No przecie każdy szczeniak wie, że cyrkulatka to krajzega. 😆
W Szwecji kurs, o którym pisze Aga, wchodzi w skład szkolenie podstawowego. Żaden kierowca nie jest wypuszczany na jezdnię z prawem samodzielnego prowadzenia samochodu, jeśli nie umie zapanować nad autem w poślizgu. Tak przynjamniej było parę lat temu. Ale tendencja jest u nich taka, by raczej zaostrzać rygory, więc nie sądzę, by z tego elementu zrezygnowali.
Co prawda cyrkulatkę słyszę tu pierwszy raz, typowa gwara małopolska 😉 W naszej gwarze to gumówka!
A LPG to ten gaz co to się go do auta pcha, ale nie ziemny!
Metoda paryska polega na wychodzeniu na jezdnię mniej więcej do 1/3 szerokości. Tak, by trochę wystawać zza zaparkowanych wzdłuż krawędzi samochodów.
Przed wyjazdem do Francji miałam poważne lęki, bałam się przechodzić przez jezdnię. Choćbym miała nadłożyć sporo drogi, wolałam przejść do świateł. W Paryżu się z tego wyleczyłam, bo inaczej nie mogłabym w ogóle przechodzić przez jakąkolwiek ulicę 🙂 Ale jeżdzic się na tamtym etapie nie odważyłam. Boszszszsz, oni tam nawet pasów rozdzielających ruch nie malują 😯 Inna sprawa, że drobnymi uszkodzeniami lakieru tez się nie przejmują. Bardzo by mi pasowało, gdyby na mojej ulicy mozna było parkować po parysku, zostawiając samochód na luzie, żeby wyjeżdżający sąsiad mógł się porozpychać, zanim wyjedzie spomiędzy zaparkowanych zderzak w zderzak aut.
Proszę bardzo, tu jest portret cyrkularki, alias cyrkulorki, alias cyrkulatki, alias krajzegi, alias gumówki. Wyszła jak żywa. 😆
http://img90.imageshack.us/img90/9272/5723131024.jpg
Aj Bobiczku, o różnych rzeczach mówimy 😳
Gumówka to szlifierka kątowa, ale nie mogę znaleźć jak to po niemiecku. Po angielsku angle grinder.
A poza tym jakoś zniknął z polskich ulic i dróg zataczający się pijaczek,jeden z drugim, praktycznie nie widać ich.
Co nagleśmy przestali pić i staliśmy się narodem abstynentów?
Jakoś w to nie wierzę, raczej wszyscy przestali wracać do domu na piechotę po prostu. Malucha można kupić za pięc stówek.
O, furmanki też zniknęly – a tam przynajmniej można się było spuścić na konia, że trafi sam do obejścia.
Tadeuszu, a to trzymane pod pachą to raczej fleksa była, nie cyrkulatka. 😈
Jednak Winkelschleifer
O, Łajza jako narzędzioznawca. 😎
O, fleksa też na to mówią! Jednak wspólna gwara!! Ciągle mam wrażenie, że to zapożyczenie z dojcza…
http://forumarchiwum.gry-online.pl/S043archiwum.asp?ID=8895996
Zwłaszcza ostatni komentarz boski…
Nazwy narzędzi chyba w większości są zapożyczone z dojcza. 😉 A fleksa, o ile pamiętam, to na takiej samej zasadzie jak elektroluks – nazwa firmy przeniosła się na gatunek narzędzi. Pewnie kiedyś najpopularniejszy był Winkelschleifer firmy Flex.
No nie, oni też od nas zapożyczyli w północnej NRW mówią często – gib mir den Mlotek 🙂
Zmoro, podobno w Polsce pije się teraz inaczej. Mniej wódki zdecydowanie. Więcej droższych trunków i piwa. I częściej w weekendy niż w dni powszednie. Zniknięcie zataczającego się pijaczka nie musi więc oznaczać, że przesiadł się do malucha. Może picie odkłada na sobote i pije w domu.
Policjanci z drogówki, w jakimś reporażu, wypowiadali sie kiedyś, że kierowcy na gazie to najczęściej panowie na kacu, a bezpośrednio po jednym głębszym. Wiele osób nie ma pojęcia, że prowadząc na kacu, prowadzi pod wpływem. Potrzebna jest kampania uśiwadamiająca. Pojawiła się kiedyś nawet i podobno dała jakieś razultaty, ale pewnie kasa się skończyła i przerwano edukowanie.
To są bardzo poważne tematy. Ale kilka akcentów humorystycznych nam prześlicznie błysnęło. 😆
Tego narzędzia nazwę też od nas Niemcy zapożyczyli: 😆
http://de.wikipedia.org/wiki/Penunzen?title=Penunzen&redirect=no
A Mlotek ludowo występuje również w wersji Motek. 🙂
No, ja mam inne doświadczenia Vesper.
Natknęłam się kiedyś w naszym wiejskim sklepiku na mocno pijanego tubylca, który przyjechał rowerem ( bez oświetlenia zresztą) po pół litra i makowca na zagrychę.
Stwierdziliśmy z mężem, że jedzie w kierunku w którym znajdował się komisariat policji. Wsiedliśmy w auto, wyprzedziliśmy go, wyskoczyłam przed posterunkiem, mąż zatrzymał się na parkingu obok.
Informuję policjanta, że drogą krajową, nieoświetlonym rowerem, jedzie wężykim pijany w cztery litery jegomość i za chwilę będzie przejeżdżał obok posterunku.
„Nazwisko proszę”- zdumiałam się „Nie wiem, nie znam człowieka”. „Pani nazwisko” – ” A po co?”. „Muszę spisać zgłoszenie”.
Na szczęście w międzyczasie mąż zatrzymał delikwenta, zapytal czy ma dzieci. Miał, zapytał zatem czy je kocha- no kocha. No to poprosił pana aby jednakowoż zsiadł z roweru, skoro je kocha i poszedł na piechotę do domu.
Jak wyszłam z komisariatu(nawiasem mówiąc sama, bez policjanta), to już rowrzysty nie było na horyzoncie.
Już wpadłam w nastrój brykający, ale potem znalazłam to: statystyki wypadków w 2011 roku – w tym informacje o pijanych kierowcach i przyczynach wypadków (wg policji). Z wnioskami autora tekstu pozwalam sobie się nie zgadzać. http://moto.wp.pl/kat,106078,title,Wypadki-w-2011-roku-raport,wid,14319779,wiadomosc.html
Również się nie zgadzam Ago.
To jest klasyczny przyklad manipulowania danymi statystycznymi.
Żeby statystyka była prawdziwa nalezałoby obiczyć procentowy udział autostrad i dróg ekspresowych w stosunku do wszystkich dróg w Polsce.
A ilość zatrzymanych pijanych kierowców też nie odpowiada rzeczywistości. Kontrole drogowe są rzadkością, przejeżdziłam przez ostatnie 12 lat sporo kilometrow i nigdy nie byłam kontrolowana. Ani mój syn, ani mój mąż. Ani nikt z moich znajomych. No chyba że ktoś przekracza znacznie dopuszczalną prędkość. Bo do 20km/h powyżej dopuszczalnej nie łapią, tylko na Mazurach łapią od 10 km/h.
U nas narażeni na kontrolę są również ci, którzy jadą podejrzanie wolno. Słowo daję, od policjanta słyszałem. 🙂 Bo Niemiec, jeśli wsiada do auta na cyku, nie włącza ułańskiej fantazji, tylko stara się swój stan skompensować wyjątkowo ostrożną jazdą, o czym policja dobrze wie. 😉
Myślę, że dane odpowiadają rzeczywistości, ale obrazują, jak naprawdę wielu jeździ pijanych.
O tym, że na kacu jest się pod alkoholem, wiadomo. Dużo alkomatów się sprzedaje.
A ten to gdzie sie uchowal? 😯
http://wyborcza.pl/1,75248,11458401,Ksiadz_Lemanski__Laicyzacja_jest_faktem__Kosciol_sam.html
Coś mi nie idzie pisanie… dane o złapanych pijakach pokazują czubek góry lodowej. tak miało być.
Co do księdza Lemańskiego: myślę, że wielu by się znalazło niegłupich i etycznych. Ale są w dziwnej organizacji….
Dzięki, Heleno. http://wojciechlemanski.natemat.pl/
E, Tadeuszu, raptem jedno 'nie’ zgubiłeś – ja np. bez problemu je sobie 'doczytałam’. 😉
Ach, te kobiety 😉
A ja ślepy. Ach te ślepaki 🙁
O! I jeszcze pisac potrafi! Nic dziwnego, ze ma zakz nauczania religii w szkole.
A czy to nie jest ten sam ksiadz, o ktorym zawsze ladnie Siodemeczka mowi? Cos mi chodzi po glowie…
Ksiądz Lemański rzeczywiście już tu bywał. 🙂 Mt7 pisała: W sobotę w Treblince w gronie kilku osób, już po spotkaniu na terenie obozu, rozmawialiśmy z Ks. Lemańskim o jego liście w obronie Ks. Bonieckiego i konsekwencjach niepopularnych opinii różnych dla księży diecezjalnych i zakonników. Brawo, Heleno! 🙂 A poza tym znalazłam linki do wypowiedzi księdza Lemańskiego wrzucone przez Irka i Mar-Jo.
Tak. Juz jestem w domu. Przypomnialam sobie.
Oj, bedzie zabawna chryja, jak przeczytalam w Psychoatryku24.
Otoz pare miesiecy temu Bielan udzielil wywiadu Toranskiej, do jej ksiazki, ktora zamierza ona wydac 5 lat po wypadku samolotu w Smolensku.
Teraz fragment tej ksiazki, czyli wlasnie wywiad z Bielanem ma sie ukazac w „nowym” Niewsweeku, juz pod redakcja Lisa.
No i Bielan sie wsciekl, ze nikt z nim tego wywoadu nie „autoryzowal” i nie przedstawial do akceptacji. I ze jest to naruszenie karygodne.
Wiec wydal oswiadczenie, ze pozywa Lisa do sadu za… „sfalszowanie wywiadu”.
Tam musza byc niezle rzeczy w tym wywiadzie, ktorych teraz zaluje.
Szkoda oczywiscie, ze nikt biedakowi Bielanowi nie powiedzial, ze obowiazku autoryzcaji nie ma, a zwlaszcza dotyczy to politykow, ktorzy nie powinni oczekiwac, ze autor przyniesie im spisany z tasmy wywiad w zebach „do akceptacji”.
Autor wywiadu czasami moze zdecydowac sie na autoryzacje w szczegolnych przypadkach: np w czasie rozmowy z naukowcem, zeby jakos niechcacy nie przekrecic znaczenia. Ale nie z politykami.
Autoryzowanie takiego wywiadu, zezwolenie rozmowcy aby korygowal swoje slowa, usuwal cos lub formulowal odmiennie, byloby bardzo zla praktyka, indeed.
Autor moze zadzwonic do polityka i powiedziec, ze cos jest malo zrozumiale lub nielogczne i czy chce to uzupelnic lub przeformulowac, ale nie moze mu dawac wywiadu „do akceptacji”. Choc robil to (i pewnie dalej robi) Pan Prezes u Rzepy.
Pamietam jak sama mialam awanture o autoryzacje. Zrobilam telefoniczna, nagrywana rozmowe z profesorem medycyny, prezesem jakiegos szkockiego towarzystwa walczacego o legalizacje eutanazji. Powiedzial mi m.in., ze stal sie zwolennikiem eutanazji kiedy jego wlasny ojciec zachorowal na Alzheimera, co jak powiedzial bylo potwornie bolesne dla calej rodziny, a zwlaszcza dla niego, profesora znaczy sie. I wtedy zrozumial, ze powienien walczyc o eutanazje. Taki byl sens jego wypowiedzi.
Oczywoscie podlozyl sie i ja szybciutko go zapytalam, tak jak bylam powinna, czy skoro bol jego wlasny i bol calej rodziny staly sie glownym powodem jego oredownictwa na rzecz eutanazji, to nie jest to raczej dowod na to, ze eunanazja nigdy nie powinna byc zalegalizowana.
Profesor sie wsciekl i rzucil sluchawka. Pol godziny pozniej zadzwonil i zazadal abym swoje pytanie wykreslila. Sorry, no way – pwoiedzialam. Zazadal autoryzacji. No way -powiedzialam. Zarzadal wycofania wywiadu. Odpowiedz byla taka sama – ani mi w glowie. Jest osoba publiczna, nie prywatna, wystepuje czesto w roznych srodkach przekazu jako dzialacz na rzecz eutanazji, ludzie maja prawo wiedziec jakie byly jego motywacje.
Do szefow moich szefow posypaly sie telefony i listy z pogrozkami. Zostalam o nich poinformowana z zapewnieniem, ze jesli profesor chce, moze isc do sadu. My niczego nie autoryzujemy. No way.
vitajcie! Zainteresowała mnie propozycja aby zdefiniować normalność. No cóż 🙂 🙂 jak na mnie -niewykonalne .. może koś podpowie?? 🙂 narka
Heleno, pan Bielan od jakiegoś czasu „stara się” o powrót do PiS. Bidulek, nie przyjmą go po takich szczerych wypowiedziach.
„Znaczy, jak narzekasz, to normalny jesteś” – napisał Bobik.
Moim zdaniem wyczerpująca definicja. 😉
będzie chryja bo piwo się grzeje. tzn zimne piwo przestaje być odpowiednio zimne, a nie, że piwo o niezobowiązującej temperaturze zamienia się w grzańca, najlepiej z dodatkiem mandarynki i kilkoma kroplami cytryny 🙄
ale normalność już zdefiniowano! krótko, zwięźle i kontekście, czyli tak jak należy
Nie dosc, ze nie przyjma, to se jeszcze osmieszy tym procesem!
@foma a jak jest jak należy? 🙂 Dobrej Nocki
Jarzębino, przecież napisałem, że sam mam kłopoty z normalnoścą, więc jak mógłbym innym udzielać pouczeń w jej sprawie? 🙂
Ale drobnej rady mimochodem udzieliłem. 😉 Na upartego można tak zdefiniować normalność, żeby nawet ciepłe piwo się w niej zmieściło. 😈
Heleno, ja wiem, że Wiki nie zawsze prawdę mówi, ale jeżeli w tym przypadku nie kłamie, to jednak w Polsce nieco jest inaczej z tą autoryzacją niż w Anglii:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Autoryzacja
Wszyscy szukają tej normalności
http://www.kobieta.pl/wiersze/definicja-normalnosci-nwiersz1613021178.html
A jak już o specyfice polskiego prawa prasowego mowa, to senatorzy zdaje się mają ochotę jeszcze ją dospecyficznić. 🙄
http://www.polityka.pl/kraj/opinie/1525553,1,nowe-prawo-prasowe-usmierci-media.read
W poszukiwaniu normalności
Jadłem kiedyś rybę bez ości
Kotlet schabowy z soi
Normalności też się nie boi
Różnych przykładów dałbym i tysiąc
Lecz mógłbym przysiąc
Nie spotkałem normalnego człowieka
Czasem tylko pies normalnie zaszczeka
😀
„normalność to tylko znacznik na drodze wahadła i jedyne co można, to narysować go wystarczająco szeroką kreską, żeby wahadło jak najdłużej znajdowało się w jego zakresie.” – ależ mnie zaskoczyło, że ta definicja powstała już tak dawno
Potwierdzi chyba Jontek i nie zaprzeczy Halka,
że przynajmniej dla Normy normalność to normalka. 😆
O widzę, że Klakier pilnie ćwiczył robienie mordek. 😀
A nie, opczywosci, ze ktos moze sobie zazyczyc autoryzacji PRZED udzieleniem odpwoiedzi. Jesli sie tak autor wywiadu z rozmowca umawia, to owszem, umowe nalezy respektowac.
Ale nie ma zadnego obowaizku przdstawienia tekstu przed opublikoaniem, jesli takiej umowy nie bylo, a rozmowca takiego warunku nie postawil.
Oczywoscie, prawie zawsze dziennikarz musi uprzedzic jesli nagrywa. Moze to pominac, jesli jest to „in public interest” – np potajemnie nagrywana rozmowa z oszustem.
Wracam do CSI. POtem przeczytam drugi link.
Na moment wrócę do wypadków.
Pokazywane w telewizorni mają jedno wspólne: droga prosta, równa jak stół i totalny rozpirz.
Ostatnio w Poznaniu, na drodze prostej jak drut http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36001,11448998,Wypadek_na_Hetmanskiej__Prawo_jazdy_od_10_dni.html
Do naszej wsi są dwie. Bezpieczniejsza ta dziurawa. Po porządnej bezmózgowiec gna diabli wiedzą ile i środkiem, bo on tu rzondzi. Zaznaczam, że mamy tu sporo zwierzyny dzikiej i nie. W każdej chwili coś może wypaść z lasu na drogę.
Codziennie przejeżdżamy przez tory z sygnalizacją. Rzondzoncych czerwone nie obowiązuje. Zdążą. Co jakiś czas, nie zdążają.
Od niedawna mamy pięciolatka. Pan mąż musiał się przestawić. W starym czuło się prędkość, w nowym nie. Nic nie mówi, tylko pokazuje. Trzeba było nauczyć się rzucać okiem.
To nie drogi, to szare decydują o bezpieczeństwie.
Ja w tym paragrafie co innego widzę. Nigdzie nie jest powiedziane, że żądanie autoryzacji musi nastąpić przed udzieleniem wypowiedzi. Stoi natomiast, że dziennikarz nie może odmówić osobie udzielającej informacji autoryzacji dosłownie cytowanej wypowiedzi, o ile nie była ona uprzednio publikowana. A dalej, już komentarzu: W praktyce dziennikarz ma obowiązek przekazania wypowiedzi rozmówcy do autoryzacji, jeżeli ten wyraźnie sobie tego zażyczy. Kiedy sobie może/musi zażyczyć, o tym nic nie ma. Na tym ta polska specyfika polega.
Normalność to pełna opłata za bilet.
Krążenie po bliskiej orbicie średniej krajowej.
Sąsiad, który obgada, ale bez zdziwienia.
I ciągłe odkładanie życia na później.
Dodam jeszcze, że gdy Młode robiły prawo jazdy, to na początku jeździły po Gnieźnie, ale potem miały jazdy po Poznaniu i jeździły tam z instruktorem, ale osobiście. Egzamin też w Poznaniu.
Bielan ma przechlapane 😆 Zdradził najtajniejsze z tajnych. Najwybitniejszy W Dziejach – „mlaskał” 😆
Moze haslo w Wiki nie jest tak precyzyjne jak zapis prawny?
zaczyna sie Law and Order. Sorry.
Wroce jeszcze.