Grób Nieznanego Czytelnika
Grób Nieznanego Czytelnika nie był zbyt licznie odwiedzany. Usytuowany na uboczu, przesłonięty nadmiarem codziennych i odświętnych spraw, tylko niewielu zachęcał do zatrzymania się i zamyślenia nad nietrwałością więzi łączącej tych, którzy piszą, z tymi, którzy czytają.
Bobik zachodził tu nieraz podczas wieczornych spacerów, jak do osobistej świątyni dumania. W jakiś sposób czuł się za to osamotnione i zaniedbane miejsce odpowiedzialny. Wiedział, że znanymi przejmują się prawie wszyscy, poświęcają im czas, atłas i miejsce na kolumnach, a nieznani, zwłaszcza już nieżyjący, odsuwani są w szarą strefę świadomości, na strych pamięci, gdzie uwaga i czułość zaglądają najwyżej przypadkiem. A przecież za nieatrakcyjny status tych nieznanych sam ponosił część winy i takie zepchnięcie ich na daleki, nieważny plan wydawało mu się jakieś nie fair.
Na temat momentu śmierci czytelników zdania były różne, ale Bobika najbardziej przekonywała opinia, że czytelnik definitywnie umiera dla autora wtedy, kiedy decyduje się już nigdy do niego nie wracać. Kiedy odchodzi od tekstu znudzony, zbrzydzony, zniechęcony, odstraszony i szuka sobie nowych terenów łowieckich. Wielu autorów próbowało za te odejścia obwiniać samych czytelników, twierdząc, że są za leniwi lub za głupi, żeby zmierzyć się z prawdziwą tytanicznością ducha, Bobik wyczuwał jednak, że to nie tak. Czytelnik, który na zawsze odchodził, czy to po pierwszym, czy po piętnastym spotkaniu, był czytelnikiem straconym przez niedostatek czegoś po stronie autora. Mniejsza już o to, czy był to niedostatek talentu albo pokory, czy brak orientacji, z kim będzie najbardziej po drodze, czy jeszcze coś innego. Ci, którzy śmiali się z głupich bądź leniwych czytelników, koniec końców zawsze śmiali się z samych siebie.
Zapadający wieczór zaczął lirycznie rozmywać kształty, a równocześnie przypominać o prozie kolacji. Bobik spojrzał jeszcze raz na zapuszczony nagrobek, zgarnął z niego przywiędłe teksty i położył świeży, dopiero co rozkwitły, myśląc przy tym o wszystkich nieznanych czytelnikach, których może jeszcze tym razem uda się zatrzymać wśród żywych.
Czyżbym przyszła prosto na pogrzeb? 🙄 😯
Jagodo, Ty jesteś Znanym Czytelnikiem, sorry, Czką, więc Twoja żywość nie ulega najmniejszej wątpliwości. 😀 I wszystkich innych, którzy tu przyjdą.
Wic z tym pogrzebem w tym, że on się odbywa, nawet regularnie, ale na ogół nikt się o tym nie dowiaduje, a w szczególności nie ma o tym pojęcia autor. 😉
Czeci.
Czfarty.
Pjonty.
Czką mogę być 😉
Ale czy żywą? Naprawdę nie wiem 👿 Musiałabym się pewnie poddać jakimś testom na ilość żywości w żywinie 👿
Andsol po czykroć żywy niech żyje 😆
W porządku, jeszcze pożyję. 😎
Czego każdemu życzę.
Bobiku 🙂
Bardzo aktualny tekst, bo w Polsce właśnie rozgorzała dyskusja o honorariach autorów (głodowych, jak twierdzą niektórzy)i zaniku czytelnictwa. Na temat powodów śmierci czytelników (polskich) mam takie samo zdanie jak Ty, Bobiku. I to jest bardzo smutne zdanie.
Dycham 😉
A jak sie podniesie honoraria autorom, to czytelnikow im przybedzie, czy beda lepiej pisac, czy tez autorzy beda lepiej pisac za lepsze pieniadze to i czytelnikow beda mieli wiecej, chociaz oczywiscie ceny ksiazek podskocza.
Dawac tu Nisie i niech dokladnie opowie ile zarabia i dlaczego tak duzo, zamiast czas w kuchni marnowac. 😈
Są jeszcze czytelnicy żyjący życiem utajonym… ci nawet na symboliczny pochówek szans nie mają 😉
No proszę, ile Drogiej Żywiny się ujawniło. 😆
Dobrowolnie się przyznaję, że nieco sprawę uprościłem, bo nie wziąłem pod uwagę np. ogólnego poziomu czytelnictwa w kraju i innych itepów. Ale ja się najchętniej zastanawiam nad takimi sprawami, na które mogę mieć chociaż minimalny wpływ. 😉
Tetryku, jak ktoś żyje, choćby i życiem utajonym, to przecież nie będę go na żywca grzebać. 😆
O, przepraszam, Nisia – sądząc z niektórych jej postów – czasu w kuchni bynajmniej nie marnuje. A jeżeli tak to się nazywa, to ja chciałbym się załapać na takie zmarnowane. 😆
W ogóle zresztą wolę bliźnim zaglądać w garnki niż do kieszeni. 😉
Jedna taka (o?), u nas te badania przeprowadzali, biorąc pod uwagę książki papierowe a z tego co widzę, jeżdżąc tramwajem, lub autobusem, to „kundelek” jest bardzo rozpowszechniony. Dlatego mam wrażenie, że dyskusja o braku czytelników, jest podobna do dyskusji o wyższości świąt B.N. nad wielkanocnymi.
Ja musze przyznac, ze tej dyskusji o zarobkach pisarzy nie sledze, bo ona sie zaczela dla mnie na jakims zenujacym poziomie: za jakas Pani Autorka podliczyla, ze ksiazke pisala poltora roku, a zarobila pare tysiecy. Z tego jej wyszlo, ze zarabia glodowe grosze.
Na co ja jej moge odpowiedziec: pisz panciu szybciej! Za poltpra roku to mozna Wojne i Pokoj napisac ( a i Tolstoj mial majatek ziemski, ktory na niego zarabial) Szekspir mial z grubsza tydzien lub dwa na napisanie kolejnej sztuki, Dickens ktory musial zdazyc co tudzien z kolejnym rozdzialem powiecci do gazety, pamietajac aby pozniej wszystkie watki mu sie zbiegaly, a i tak nie mogl ze swych zarobkow za proze utrzymac zony i dzieci, wiec sobie dorabial jeszcze publicznym czytaniem, co dawalo lepsze dochody niz pisanie. Czechow nie mogl sie utrzymac z pisania, wiec dorabial dobrze prosperujaca prywatna praktyka lekarska (plus zona zarabiala w teatrze) , Gombrowicz siedzial w banku.
Jak ktos chce zarabiac duze pieniadze jako pisarz, to niech pisze kryminaly i harlekiny – co dwa miesiace nowe. Ale nigdy w dziejach swiata nie bylo tak zeby pisarze mogli utrzymac sie z samego pisania. TYlko bardzo nieliczni dorabiaja sie na pisarstwie. I nie chce byc inaczej.
Ale Bobik oczywoscie pisal w najnowszym wpisie o czyms zupelnie innym, jesli dobrze zrozumialem.
W tej chwili toczy się ciekawa dyskusja na temat czytelnictwa w radiu TOK FM.
Kumie mojej Starej dano na poczatku tego roku termin trzech miesiecy aby napisala ksiazke. Wiec usiadla i napisala ja w dwa i pol miesiacea. Ale fakltycznie siedziala i pisala, bless her..
Dyskusje o czytelnictwie sa bez sensu. 👿
No tak, Mordko, jak ja bym mógł kompetentnie pisać o piniondzach? Znasz przecież mój geniusz finansowy. 😈
Ale Jedna Taka ma o tyle rację, nawiązując do tej dyskusji o zarobkach pisarzy, że mnie dziwi zadawanie sobie w pierwszym rzędzie pytania „dlaczego tak mało zarabiam?”, zamiast „dlaczego tak mało ludzi chce mnie czytać?”.
Co innego, kiedy nakłady są naprawdę duże, ale prawie cały zysk kosi wydawca, urząd podatkowy, itd. Wtedy autor może krzyczeć, ale nie „dlaczego mało zarabiam?”, tylko „trzeba zmienić te proporcje!”.
Polityki kulturalnej państwa w tej chwili nie tykam, bo z kolacji na pewno miałbym nici. 😉
Jednak dorzucę jeszcze przed kolacją „a z drugiej strony”, bo moje własne proporcje mi się nie będą zgadzać. 😉 Odwoływanie się w tym kontekście do Szekspira czy Tołstoja też mi się wydaje bez sensu, bo inne czasy byli, inne sytuacje i w ogóle. Jeżeli jakakolwiek dyskusja o czytelnictwie i statusie materialnym pisarza, to na tle współczesnego świata, a nie takiego, jaki był za Homera.
Oczywiscie,ze „dlaczego tak mało ludzi chce mnie czytać? ”To jest podstawowe pytanie. Dlatego tez nie interesuja mnie tak jak by mogly dyslkusje o czytelnictwie.
Oczywiscie, ze „polityka panstwa” ma z tym wiele do czynienia. Jak panstwo mowi: „place i wytmagam” to potem mamy Zorany ugor i takie tam inne fajne powiesciu.
Panstwo powinno sie od ksiazek trzymac z daleka. I od pisarzy. Call me neoliberal if you please. Ja od lat na tym blogu skore z lap zdzieram zeby uchodzic za neoliberala. 😈
Myszo, pojęcia nie mam, jak te badania u nas prowadzą; czy np. uwzględniają korzystanie z bibliotek. Dyskusji w TOK FM nie słuchałam, może coś straciłam, może nie, ale już nie mam siły do słuchania, bo w kółko to samo: nie czytają, skubańce, no nie czytają. I w żadnej z nich nie usłyszałam refleksji, że może nie mają czego czytać. Słyszę narzekania, że książki drogie, że nie ma nawyku czytania, że komputery, śmery, kultura obrazkowa. Racji w tym trochę jest, ale tylko trochę. Wystarczy popatrzeć po księgarniach, co się wydaje po polsku i w tłumaczeniach (jakość tłumaczeń to osobny temat).
Masz rację Kocie, państwo powinno się trzymać z dala od książek. Tyle że niektórym, jak pewnej Pani Autorce, to się nie podoba. Słyszy, że niektórzy dostają pół miliona zaliczki (ciekawe swoją drogą, które wydawnictwo tyle daje) i też by chciała.
Korporacja Ha!art.
Tutaj wypowiedź pisarza, który dostaje podobno te pół miliona zaliczki. W przyszłym tygodniu będę w Polsce, będę miała okazję sprawdzić, czy słusznie 😉
http://www.pudelek.tv/video/MICHAL-WITKOWSKI-UTYL-Lobby-gejowskie-istnieje-WSZEDZIE-SA-CIOTY-4800/
Wróciłem z żywego czytania. Aktorzy Teatru Osterwy w pobliskiej restauracji czytają sztuki . Czytelników – słuchaczy pełny bar i … cisza na sali 🙂
Jutro zaś nowy cykl: gotuj się na teatr
Ach, ta urocza nóżka na stole… co mi przypomniało jak Babilas przysłał mi do docenienia kawałek audiobooka mordowanego przez samego (tak tego samego) autora, Barbara itd się to nazywało, i nie wytrzymałem ani 5 minut tego, potrafiłby to przebić tylko jako lektor wszystkich głosów Ben Hura.
No i pomyśleć, że z Wojciechem Cejrowskich wiąże go … celebrytyzm (to taka dolegliwość umysłowa).
Kocie 🙂
Ha! Tak ów Autor mówi, ile w tym prawdy, to inna bajka. „Lubiewo” było hitem, ale czy aż takim… Prędzej bym uwierzyła, gdyby to powiedział Pan Andrzej Polkowski (przekładał Harry’ego Pottera)
Lubiewo bylo genoalnie napisana powiescia. Przez Barbare Radziwilowne nie przbrnelam, przz lenistwo iu pospiech (bylam u Kumy i tan zzaczelam czytac) , ale wiem jakie sa jego mozliwosci.
I zgadzam sie, ze to w tej chwili uwazaja go za najlepszego polskiego pisarza. Ja w kazdym razie nie natlnelam sie w ciagu ostatnoich dziesieciu lat na lepszego. Jest swietny. Mowie to na podstawie Lubiewa i paru esejow.
Podobno za przekłady coraz mniej płacą, to i ich jakość coraz częściej jest, jaka jest. 🙄
Ale ten rynek Puchala zna wiele lepiej ode mnie.
Bardzo dziekuje za wyjasnienie w sprawie statkow i okretow 🙂
Bobiku, to co opisujesz to nie tyle zgony co samobojstwa (bo przestaja czytac z wlasnej woli 😉 ) lub ewentualnie spontaniczne poronienia (odpadajacy po pierwszym razie nie zdazyli wlasciwie stac sie czytelnikami,a tego rodzaju poronienia za zazwyczaj korzystne 😉 )
A samobójcy to niby nie umierają, Lisku? 😉
Poza tym czuć się odpowiedzialnym za czyjeś samobójstwo też dość okropnie. 🙄 No i samobójcy wsio taki żal.
Z poronieniami to zależy. Po trzydniowej zygocie raczej płakał nie będę, ale po takim już prawie donoszonym płodzie – who knows? 😉
No bez przesady – „Lubiewo” genialne?
Jak dla mnie nie do czytania. „Barbara Radziwiłłówna” jeszcze bardziej. (A Michaśka – tak lubi o sobie mówić – stał się zarozumiały nieprawdopodobnie.)
Ale też ja np. nie jestem w stanie zachwycać się filmami Smarzowskiego, a wielu się zachwyca. To nie dla mnie.
Wszystko rzecz gustu.
Dobrze, że nie czytałem „Lubiewa”. Nie muszę zajmować stanowiska. 😆
Ihaha! Żywa! 😀 Nareszcie do-statek deszczu. Dziś wieczór jest ze mnie radosny włóczykalosz. 😎
No, przynajmniej Agusia zadowolona z zycia!
Jak dobrze cos takiego uslyszec! Zaraz cieplej na sercu i chyba pojde odwoedzic Kapusty. 🙂
😀 😀 😀
Czytam, więc jestem. Zawsze znajdzie się coś do czytania. A jakby zabrakło, co nieprawdopodobne, ale załóżmy nieprawdopodobne, to można samemu napisać, a potem się w to z uwagą wczytywać. 😉
Ciekawostka. W radiowej Dwójce jest taki plebiscyt:
http://www.polskieradio.pl/8/195/Artykul/1055088,25-ksiazek-na-25lecie-konkurs-w-Dwojce
Kilka dni temu słyszałam w Poranku Dwójki, jak o nim mówią; podali też aktualną czołówkę. Jakaś prawacka jaczejka musiała zrobić akcję, bo na pierwszym miejscu uplasowała się książka Wojciecha Wenzla 😯 o czym prowadzący program poinformował jakby z pewnym zdezorientowaniem. Dodatkową ciekawostką jest, że otrzymałam dziś mail z informacją o konkursie i tym linkiem, a na stronie głównej Dwójki nie widać go w ogóle…
Kapusta jest teraz tylko jedna. A miał być wieczorem darmowy piiip-show. 👿
To jest oczywisty fake, żeby Wencel był autorem 25-lecia. Przecież on jest autorem stu- jeśli nie tysiąclecia. Zaraz po Gmyzie i Rymkiewiczu. 😎
Fajny wachlarz nagród mają w tym konkursie: laptop i… zestaw do kaligrafii. 😆 I co z tego, że raptem dwuskładnikowy? Wachlarz i już! 😛
Ago, ta druga nagroda jest niezwykle cenna. Przy pomocy zestawu do kaligrafii oraz dużej ilości czasu i niezmierzonej cierpliwości, można sobie milion po milionie wykaligrafować. 😛
A czas i cierpliwość też gdzieś można wygrać? 😛
Pani Kierowniczko, dziękuję za cynk. 🙂 Trzeba powalczyć o tę szansę na milion. 😎
Ktoś musi niepsać, żeby kto inny mógł psać. A wczoraj, czyli przed północą, dostałem tu istotne informacje, żywo mnie dotyczące, ale mam buzię zasznurowaną i nic nikomu nie powiem o co chodzi.
Nic.
Nic.
Nic.
Taki ze mnie twardziel. Nic a nic.
Ani słowka. Dopsanoc.
U Kapust znowu byla goraca akcja. Po ktorej on natychmiast zasnal (typowe 🙄 ). A ona jeszcze troche zjadla, wypalila papierosa i mam wrazenie, ze zniesie jeszcze tej nocy drugie jajko.
Zniknal wczesniejszy post Jednej Takiej, choc jest wciaz wymieniony na marginesie.
Obecnie niespecjalnie się orientuję w sytuacji tłumaczy w Polsce, bo mam niewielki kontakt z tamtą rzeczywistością, ale coś tam do mnie dociera, często dzięki internetowi. Z moich doświadczeń ostatnich 20 lat wynika, że jakość tłumaczenia w ogóle nie ma znaczenia. Kiedy znana tłumaczka literatury niemieckiej nie zgodziła się na stawkę za wznowienie jej tłumaczenia, usłyszała, że wydawnictwo zatrudni tanio studenta, który zrobi nowe tłumaczenie. Czytam w internecie, że ludzie tłumaczą za 200-300 zł za arkusz (mnie kiedyś proponowano taka stawkę, ale się nie zgodziłam), ja mam na ogół stawki typu 700 zł za arkusz, ale problem polega na tym, że nikt nie płaci w terminie. Ostatnio honorarium, które miałam wg umowy dostać w lipcu, dostałam w lutym. A w ogóle propozycji mam bardzo mało, 1-2 na rok, nad czym ubolewam, bo przydałoby mi się trochę pracy i pieniędzy.
O, o ksionszkach piszom.
Ja tam nic nie wiem, nie czytam, tylko piszem.
I tylko czasem wzdycham jak jaka stara staruszka nad genialnością dawniejszych przekłaów. Ach, gdzie są niegdysiejsze śniegi! Dzisiaj student tłumaczy kryminał i nieudolnie usiłuje wymóżdżyć po polsku czterowiersz o łosiu, nie mając pojęcia, że to raczej znany wierszyk.
A łoś ryczy w kniei z rozpaczy.
Dobranocka!
Dzień dobry 🙂
kawa sypana z tłumaczeniem na niemiecki gemahlener Bohnenkaffee mit heißem Wasser übergossen
Co na to frakcja 😈
Dzien dobry 🙂
Ilustracja 🙂
Herbata 🙂
Dzień dobry 🙂
Tłumaczenie kawy sypanej na niemiecki nie ma sensu, bo Niemcy w ogóle nie uwierzą, że takie świństwo można pić i pomyślą, że to pomyłka tłumacza. 😈
Siedzę w tych Niemczech już lat sporo, ale sypankę przez te wszystkie lata podano mi tylko raz, oczywiście w polskim domu. I to też był wyjątek, bo Polacy się szybko integrują 😉 tzn. kupują sobie maszynki do kawy albo przechodzą na rozpuszczalną.
Bobiku, sypana lepsza od rozpuszczalnej 🙂 Ja zaopatruje sie w sklepie ktory mi miele na miejscu
He, he. Wytłumacz Niemcowi, Lisku, że odfiltrowywanie fusów dopiero w pysku może być lepsze. 😈
Równie dobrze możesz tłumaczyć Holendrom, że okien nie musi się myć co tydzień. 😆
I to by było na razie na tyle, znikam do popołudnia. Bawcie się dobrze i grzecznie. 😀
Pod tym względem chyba jestem Niemką 😆 Nie znoszę plujki…
Czy Wy caly czas rozmawiacie o t.zw. „kawie po turecku”? Zaparzanej w szklance, odstanej pod przykryciem, az fusy opadna i takie tam?
Nie przyszloby mi do glowy, ze ktos w dzisiejszych czasache jeszcze tak pije! Myslalam, ze to byl wytnalazek PRLowskich kawiarni! 😯
To typowa kawa biurowa, czasem zalewana po wypiciu kolejną dawką wrzątku, i koniecznie w szklance. Rozpuszczalna to kolejny, wyższy etap 🙄
Dawno temu, oczywiście 😉
@Helena wt, 25 Marzec 2014, 11:37
Pijamy z żoną tak parzoną kawę dwa razy dziennie. Nie pamiętam, aby kiedykolwiek fusy dostały mi się do ust. Tyle że nigdy w szklance – zawsze w sporym kubku ca. 1/3 l. o grubych ściankach, a po zalaniu zmielonej kawy wrzątkiem (dwie pełne łyżeczki zmielonej kawy Zielony Jacobs Kronung na kubek ) z uprzednio dodanym słodzikiem (kiedyś cukrem lub miodem) odczekujemy dobre kilka minut aż napar osiądzie, mieszamy, kolejne kilka minut i oboje taką kawę lubimy. W domu są tzw. maszynki przelewowe z filtrami czy to bibułkowymi czy metalowym sitkiem (kombajn Braun), jest też skuteczny express ciśnieniowy oraz prosta maszynka szklana z sitkiem na trzpieniu działającym jak ruchomy tłok. W swoich czasach „zagranicznych” pijałem kawe z maszynek przelewowych filtrujących przez bibułkowy filtr i była dla mnie za „cienka”, z kolei kawa z maszynek ciśnieniowych jest znakomita ale porcja ca. 1/3 litra to by było zbyt mocne doświadczenie dla organizmu, a oboje nie lubimy kawy w za małych dla nas, filiżankowych porcjach – chyba że wychodzimy „na miasto” na tzw. „kawę”.
z faktami się nie dyskutuje 😀
ten Blondyn to co? W zastepstwie prof. Lorenza?
Dzińdobry 🙂
Widziałam w nocy takie rzeczy w domku Brendy i Borisa, że głowa mała i burak na twarzy 🙂 Łotr wpis wciął, co zauważyła Helena, pewnie przez jedno słowo na p, którym slangowo nazywa się filmy dla dorosłych.
Jeśli chodzi o przekłady, to one zniknęły jak sen jaki złoty. Teraz się tłumaczy, najlepiej słowo w słowo, bez uwagi na idiomy, związki frazeologiczne, składnię, styl itp. Redaktorkom i redaktorom trzeba udowadniać ze słownikiem trzytomowym (nie wiedzą, że coś takiego istnieje, bo wyrocznią w kwestiach ortografii i frazeologii jest Internet), że tłumacz ma rację. Poza tym za arkusz (22 strony standardowe) 300-400 zł za publikację na wszystkich nośnikach, płatne jednorazowo, czyli za wznowienia tłumacz dostaje zero, podobnie jak za swoje tłumaczenie wydane w formie e-booka i audiobooka oprócz publikacji papierowej. Na korektę autorską nie ma czasu (twierdzą wydawnictwa), zdarza się więc, że własny przekład trudno poznać w druku, bo wydawnictwo ma w nosie zgodę tłumacza na poprawki. Termin oddania tekstu – zaraz, teraz, już, płatność – w najlepszym razie za trzy miesiące albo za rok. Nie twierdzę, że tak jest we wszystkich wydawnictwach, ale taki jest trynd.
Dziwne, ze Panstwop Kapusty nie zdolaly jak dotad wypropdukowac drugiego (a takze trzeciego, czwartego i ew, piantego) jaja. Choc sie tak bardzo staraja.
Potem jest cos takiego, ze wieksze piskleta nie dopuszczaja mnoiejego rodzenstwa do zlobu.
Ogladajac jak Brenda zalatwia te gryzonie, ciesze sie bardzo ze duze dinozaury na czas wyginely i nie wyewoluowaly w jakies skrzydlate monstra, ktore by nas polykaly bez chwili refleksji.
Przy okazji – jajko bylo pierwsze przed kura. Wlasnie skladane przez te dinozaury. Tak twierdza kanadyjscy paleontolodzy.
Jak ci palantolodzy tacy mądrzy, to niech powiedzą, co było pierwsze: jajko czy dinozaur. 😈
Post Jednej Takiej tym razem nie został zeżarty przez Łakomego Łotra, tylko sama Jedna Taka omyłkowo wrzuciła go pod poprzednim wpisem, gdzie dotąd przebywa w najlepsze. 🙂 O, tu:
https://www.blog-bobika.eu/?p=1803&cpage=3#comment-378165
That is not fair, Bobik. Ledwosmy sie uporali z kura.
Daj zyc.
Ja się z kurą i jej jajami uporałem już jakiś czas temu. Tu jest dowód: 😎
Kurosanta, męczenica zrodzona w Kurniku,
przez niemało lat znosiła jaj po skurczybyku,
a dowodem jest świętości oraz łaski bożej,
gdy męczennik każde jaja znieść w pokorze może.
Lecz i ona załamała się, buchając płaczem,
bo ujrzała w telewizji kiedyś jaja kacze.
Czniajcie wy się, kurna – rzekła obolałym głosem –
święta jestem, ale takich jaj to już nie zniosę!
Uuuuu, zawstydziłam się okropnie, włażę pod stół i odszczekuję wszystko, co naklepałam przeciwko Łotrowi.
Zatrułam się śledziem, może był kopalny 🙂 A może los postanowił mnie ukarać za pomiatanie Łotrem.
Każdy łotr pilnie śledzi, co o nim mówią i się mści na tych, którzy mówią źle. 🙁
To moze nie Lotr, tylko PB zemscil sie za podgladanie pornitologii w dzialaniu.
Bobiku, moi znajomi Niemcy zazwyczaj uzywaja perkulatora. Ja, w zaleznosci od czasu i weny, ekspresu do kawy (jeden z nich wlasnie zepsulam probujac wyczyscic), rzadziej filtra (do kawy uprzednio ugotowanej), lub (szczegolnie w porannym biegu) czarnej zalewanej w kubku, zwanej tu kawa szabasowa 🙂 , bo w szabat nie wolno gotowac, wiec zalewa sie ja woda z samowara.
Jest jeszcze mala czarna robiona na modle arabska. 🙂
Aha, tz jak u Orma 🙂
Kocie, nawet nie zdążyłam dobrze się przyjrzeć, a już było po wszystkim! Szatan ten Boris. PB najwyraźniej ukarał mnie stosownie do czasokresu przewinienia 🙂
Z szabasowych najlepsza jest w tej chwili Nescafe Espresso. Jest ona tez sprzedawana w Polsce, ale nie ma nic wspolnegp z prawdzowa Nescafe, nawet kolor i granulki sa inne niz tej sprzdawanej na Zachodzie.. Jest to faktycznie kawa PRAWIE nie do odroznienia od parzonej, byly robione slepe testy.
Kiedys wozilam ja do Ameryki, ale ostatnipo i tam pojawila sie ta sama kawa pod nazwa Nescafe Soave. Ma creme. Jest jeszcze jakas Nesca z crema, ale to nie tak swietna.
Kiedy jestem bardzo zaspana z rana i nie chce mi sie czekac paru minut az sie rozgrzeje moj Francis Francis, to robie sobie Nescafe Espresso z drobniutkiego dosc jasnego proszku. A nieco pozniej prawdzowe cappuccino.
Nie wiem dlaczegop Nesca pozwala jakies nedzne podrobli produkowac w POlsce. To samo jest zreszta podobno z farbami do scian Dulux – produkuja je dwie firmy w POlsce, jedna jest nieco lepsza niz druga, ale nie to samo co w Anglii, twierdzi moj malarz Pan Andrzej, ktory do swojego domu pod Warszawa przywozi zawsze farby angielskie, bo przyjezdza tu polciezarowka.
Ukołysał mnie do drzemki deszcz jesienny w wiosennym przebraniu 😉
Potem wypiłam kawę gotowaną z kardamonem, goździkami, cynamonem i imbirem. Poza tym pijam „na mieście” podwójne espresso. Plujek i puszczalskich unikam. Jedynie w razie wojny i pomoru 👿
Wolę raczej czarną herbatę, zamiast. Nie zamiast też 🙂
Nadal jestem śpiąca 😯 🙄
Lisku, serdecznie dziękuję za zapoznanie mnie z określeniem „kawa szabasowa”, nie słyszałem go nigdy od mych Przyjaciół – Żydów, także tych z którzy wyemigrowali z Polski. Czy to określenie istnieje w innych niż język polski językach – po rosyjsku, po hebrajsku, w jidisz, po angielsku ?
Kocie, nie tylko Nesca, również Jakobs to podróbki, chociaż ostatnio w Lidlu w Polsce pokazała się prawdziwa.
Ormie, ja to znam wlasciwie tylko po hebrajsku – „kafe szel szabat” (akcenty na drugiej sylabie).
„Plujka” to tez czarna kawa…
Rysunek ukochanego Matta w dziesiejszym Daily Telegraphie: posiedzenie G7, wszyscy siedza wokol okraglego stolu. Z otwartuch drzwi zaglada do sali obrad lufa armatnia. Jeden z uczesnikow narady zwraca sie do pozostalych: Putin is here. Everybody, just ignore him!
W mieście moim Szczecinie dobrą sławą cieszy się rozpuszczalna szwedzka kawa Ge va lia, znana od lat z marynarskiego importu. Naprawdę smaczna, nie wali tak smołą jak Nesca.
Czemu Łotr nie lubi nazwy G e v a l i a???
Dobry wieczór 🙂
To moja kawa, plujkowa 🙄
Na polanie dwa jelonki
http://pontu.eenet.ee/player/hirv.html
Szwedzi, sadzac z literaury i filmow, pija jakies oblakane ilosci kawy. Kazdemu, kto przedstapi prog domu oferuje sie kawe – zlodziej, policjant, bezdomny pies, inkasent i mleczarz. „Napijesz sie kawy?” brzmi pierwsze pytanie i odpowiedz jest zawsze twierdzaca.
Podejrzewam wszakoz, ze pija dosc slaba, bo juz by nie zyli, po tych ilosciach..
Byc moze nawet sa na pierwszym swiatowym miejscu w spozyciu kawy.
Owszem, sa ma szostym miejscu w swiecie, spozywaja ponad 8kg kawy rocznie per capita podczas gdyt Wlosi uplasowali sie na dalekim 12-tym. Sporo wiecej niz Szwedzi pija Finowie – 12 kg kawy per capita rocznie! Zawsze myslalam ze Finowie pija glownie mleko.
http://en.wikipedia.org/wiki/List_of_countries_by_coffee_consumption_per_capita
Ale CO jest w tej szwedzkiej kawie, ze się Łotru nie podoba???
Podobnie Finowie. Maja bardzo wiele jej gatunków,ale rozpuszczalej nie używają.
Grubiej mielona kawę parza w dzbankach, podgrzewajac uważnie, aby nie dopuścić do wrzenia. Gdy tylko woda zaczyna wrzec i fusy unoszą sie do góry, wlewaja trochę zimnej wody, koncza podgrzewanie,mieszają, fusy opadają – kawa gotowa.
Mocno zmielona kawę używają w „ekspresach” z filtrem papierowym. Piją wiele filiżanek dziennie, ale tak przygotowana kawa jest slabiutenka.
Przyznać trzeba, ze te skandynawskie kawy są dobre.
Drugim, głównym napojem w Finlandii, jest surowe zimne mleko. Pije sie je do wszystkiego, nawet do śledzi.
Heleno, przepraszam,powtorzylam Twoje informacje. Nie przeczytałam wcześniej. Mieszkałam w Finlandii ponad dekadę, znam ten kraj i tęsknię.
Moze jestem Finka? Tez pije mleko do wszystkiego 🙂
Arabski sposob parzenia jest podobny do finskiego. Sa rozne warianty, w moim rejonie zdejmuje sie rondelek gdy zaczyna wrzec, czeka az opadnie, znow stawia i da capo al fine 3 razy (kiedys by mnie uczcic powtorzono proces 7 razy). Cukier na koncu, czesto tylko szczypte w charakterze przyprawy, by przelamac gorycz. W wersji marokanskiej to samo lecz nie dopuszczajac w ogole do wrzenia, a po 3 razach gasi sie ogien i rondelek przykrywa na pare minut. Nieslodzona podaje sie z reguly podczas zaloby, ale mozna i na codzien.
Pod tabelką kawową jest link do tabelki herbacianej i tam też jest trochę zaskoczeń. Japonia jest w piciu herbaty dopiero na 24 miejscu, a Chiny nawet kawałek za Polską (31). 😯
G..alii faktycznie nie wpuszcza. 😯 😯 😯
Może to w jakimś języku okropne, przeraźliwe przekleństwo, od którego uszy więdną, nawet jak się go nie zna i nie rozumie?
A nie, cukier od poczatku razem z kawa 🙂
Dobry wieczór 🙂
W Dwójce PA, Mozart, retransmisja z Hamburga.
Pan Administrator gra Mozarta? 😀
Andsol w nocy wypuścił tajemniczą zajawkę i miałem nadzieję, że w ciągu dnia jednak trochę puści farbę, o co to biegało, ale nie puścił. 🙁
Andsolu, nie bądź taki, powiedz co, nie męcz psa. 😎
Japończycy czarnej herbaty na codzień w zasadzie nie piją. A w Chinach,,jednym z najwyżej cennych gatunków herbaty jest ULUNG, który w czasach PRL był w Polsce traktowany jako najgorszy gatunek.
Pogubiłem się 😳 Gdzie oglądacie Kapusty?
PA nie jedno ma imię 😀
W Japonii zielona herbata, czajniczek do zaparzania jest podstawowym wyposażeniem pokoju hotelowego. Tak jak u nas butelka z jakąś wodą
Lisku, nabralam ochoty na kawę po arabsku. Jutro przygotuje, dziś już za późno. I będzie z cukrem, choć mi nie wolno.
Irku, kapusty tu
http://www.somersetwildlife.org/barn_owl_web_cam.html
Aga już kilka dni temu zauważyła, że Pan Administrator wydaje się mieć nieograniczone możliwości. 😆
@Lisek wt, 25 Marzec 2014, 17:41
Pięknie dziękuję, Lisku Kochany, także w imieniu dzieci takich dziś +- 40 letnich moich nieżyjących Przyjaciół. Rodzice znali przepięknie polski, hebrajski, dobrze jidysz (dygresja: czy istnieje jakieś poważne opracowanie na temat inteligencji polskiej i w niej grupy inteligentów Żydów ze wskazaniem ich udziału/wkładu w dorobek polskiej inteligencji – kultury – nauki – sztuki ?). Dzieci znają już raczej strzępki jidysz i oczywiście kilka modlitw po hebrajsku nawet, jeśli są niewierzące. Podejrzewam że dzieci nie znają tego akurat określenia i chyba będzie im miło dowiedzieć się, jak się nazywa w języku w którym się modlą (gdy się modlą) kawa taka, jaką ich Rodzice często pijali.
Adelo 🙂 Jeszcze jedno – arabska kawa moze, choc nie musi, byc z kardamomem.
Ksiazka Machmouda Darwisha o Beirucie pod ostrzalem zaczyna sie od opisu bardzo dlugiego przygotowywania kawy, jako proby utrzymania codziennosci
http://www.ucpress.edu/book.php?isbn=9780520273047
Lisku, dziękuję 🙂 Już przypominam sobie, że ta strona w terenie była zablokowana
O, teraz i mnie się udało zobaczyć pornola. 😆
Dźwięki przy tym pani Kapustowa wydawała takie trochę… nienaoliwione. Ale może nie ma się co dziwić nienaoliwieniu, gry wstępnej nie było. 😉
Tu też chyba gry wstępnej nie stosują. Ogłoszenie z ” Gońca Polskiego” 1907 r. 😀
https://scontent-a-fra.xx.fbcdn.net/hphotos-ash3/t1.0-9/1600992_460388117427344_2050607435_n.jpg
Ormie, w tego rodzaju opracowan najlepiej beda sie orientowac Dora i jej Starsza Siostra. Co do nazwy kawy, drobne zastrzezenie – poniewaz nauczylam sie jej dopiero w Izraelu (gdy podczas studiow sprobowalam dorabiac jako kelnerka, w czym wytrwalam dokladnie jeden 6-godzinny dyzur 😆 ), nie moge byc pewna czy byla uzywana takze w Polsce. Nb prawdziwie szabasowa kawa, zalana nie do konca wrzaca woda, jest zapewne b. niesmaczna.
Podobno tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono, więc nie wiem, jak zachowałbym się w różnych trudnych, a jeszcze mi nieznanych sytuacjach, ale czego jestem absolutnie pewien, to tego, że w każdych warunkach próbowałbym jakoś zrobić herbatę. Fakt, pod ostrzałem jeszcze nie próbowałem, ale w latach stopowania czy pieszych wędrówek zawsze dobrowolnie obciążałem się sprzętem, który pozwalał nawet w kompletnej głuszy oddać się namiętności. 🙂 Targałem na grzbiecie palnik, paliwo, menażkę do gotowania wody, kubek, no i oczywiście samą herbatę (cukru do niej nidy nie używałem). Również w hotelach obowiązkowo grzałka.
Kiedy przed wyjazdem do Brukseli ustalaliśmy szczegóły z Panną Kotą, jednym z najważniejszych ustaleń było: kto bierze sprzęt herbaciany. 🙂
Irku, autentyk czy podróbka, ale śmieszne przeraźliwie. 😆
Kawy i herbaty tez nigdy nie slodze. A grzalka to przyrzad ktory przepalalam czesciej niz jakikolwiek inny (przewaznie z powodu zagadania) 😆
Bobiku, choć psudręka to rozrywka ma ulubiona, gdzieś za dwa miesiączki przestanę. Ja tak muszę, bo uwielbiam być tajemniczy a prawie nigdy nie mam na jaki temat być.
Przy okazji, przyjaciel z Warszawy podsunął mi ten ogląd Putinolandii, który dość dobrze zgadza się z moimi przemyśleniami, że tak nieskromnie powiem.
Dlatego, Lisku, do gotowania wody najlepsze są te samowyłączające się czajniki. 🙂
Ja tez nigdy nie wybieram sie w drogę bez sprzętu umożliwiającego zagotowanie wody. Grzalki już nie posiadam, ale kiedyś udało mi sie kupić mały póllitrowy czajniczek elektryczny i on sprawdza sie wyśmienicie – oczywiście tylko w hotelach.
Myśle tez, ze takie urządzenia powinnybyc już obowiązkowo w każdym hotelowym pokoju, ale niestety nie są. W Hiszpanii np. „stałam” w hotelu, gdzie była mikrofalowka (!?) ale czajnika nie.
Ostatnio zaskoczył nas w hotelu w Concórdii elektryczny czajnik – taskaliśmy przed 8 laty z Kraju do Brazylii to ustrojstwo, chyba stał na jakieś 50 zł a w Brazylii jak takie coś pojawiało się, to trzy razy drożej. A teraz Chińczycy zadbali o nas i jest tani i jak jest podłączony do prądu do świeci na fioletowo a jak woda się grzeje to na czerwono i kto wie czy nie z powodu tego czajnika zostaliśmy w tym hotelu na jeszcze jedną noc, bo kaw to u na się pije ile wlezie a zamawiać je u służb hotelowych nie ma uroku.
Chyba ze 3 lata temu, w
Szanghaju ujrzalam przecudnej urody porcelanowy czajnik elektryczny ioczywiscie, przy ogromnych protestach Pana Sowy, natychmiast zakupilam. Targalismy potem ten czajnik do domu przez pól swiata, a po powrocie zobaczylam, ze prawie taki sam kosztował w Polsce 60 zł.
Bobiku, też nie wiem czy to autentyk, ale się uśmiechnąłem i dzielę się tym uśmiechem z Wami.
Ale już powoli zwołuję drób….
Do porannej kawy 🙂
Kapusta Brenda rozmawia ze zdechla Mysza.
Właśnie się dowiedziałem od Państwa że urządzenie znane mi od dzieciństwa nazywa się perkolator. I tak pozwólcie, proszę, na garść wspomnień…
Bardzo mi bliski Człowiek, bardzo już wówczas schorowany w żadnej mierze nie poddawał się i nie uzewnętrzniał stanu swego organizmu. Póki wychodził z domu, nosił spodnie typu bryczesy i wysokie buty nie wiadomo czemu nazywane „oficerkami”; to były wszak typowe buty do konnej jazdy, innej iż te regulaminowej wojskowej konstrukcji; te akurat były robione przez znanego szewca Stanisława (III) Hiszpańskiego oczywiście przed 1939. W domu natomiast marznący już organizm okrywany był szlafrokiem wyglądającym dostojnie jak chałat chana mongolskiego, brązowy, z grubo tkanej ciepłej materii wełnianej i przepasany sznurem z za przeproszeniem frędzlastymi kutasami na końcach. Nogi ocieplały prawdziwe rosyjskie filcowe walonki, głowę nakrywała tzw. krymka – zrobiona „na szydełku” przez dorastającego syna, a krymka była w dawnej Polsce często używana przez starszych panów na zmianę z tureckimi fezami w sytuacjach domowych jeszcze w XIX wieku; znacznie później, jakoś w latach ’50 zyskała nowe znaczenie, stała się bowiem nakryciem głowy takich osób jak niektórzy bohaterowie „Złego” Leopolda Tyrmanda.
W takim stroju zasiadał on na fotelu przy okrągłym stoliku i jakoś w południe na tacy pojawiało się owo urządzenie; składało się z dwóch kulistych pojemników ze szkła żaroodpornego przedzielonych sitkiem; oryginalne dawno zaginęło, ale pan a potem jego syn dorabiali odpowiednie sitka ze srebra. Owe kule zamocowane były na statywie a pod tą niższą, w której była woda, stawiano lampkę spirytusową. W kuli górnej była zmielona kawa przesyłana przez tych, którzy przeżyli i pamiętali a znaleźli się poza tzw. żelazną kurtyną. Jak pamiętam, wrzącą wodę przepuszczano trzy razy. W zależności od rodzaju kawy bywała ona jeszcze przed rozpoczęciem procedury parzenia doprawiana: poza, oczywiście, kardamonem, pamiętam wanilię, czasem nieco gorzkiej czekolady jeśli nadeszła paczka z Brukseli, czasem ułamek laski cynamonu. To była specjalność znana w kręgu przyjaciół, i tak przy tej kawie gromadzili się np. zapoznany dziś pisarz Stanisław Maria Saliński, jego żona – rzeźbiarka Maryla Weppo, dzięki Bogu nie zapoznani: postać tragiczna – rzeźbiarka Katarzyna Kobro, Konstanty Ildefons Gałczyński, prof. Stanisław Lorenc, Barbara Ludwiżanka, Władysław Hańcza, ktoś z tzw. białej emigracji jeszcze po 1918, w tym uczestnik bardzo już wiekowy Bitwy pod Cuszimą…taki obraz napowietrzny mi się przed oczy nasunął, gdyście Państwo poopowiadali o kawie.
Wiem, ze wszyscy oglądają Kapusty ale ja jestem fanka Klary. U niej niespokojnie, tornado jakieś, Klara nie śpi.
Ja nawet mam dokumentację fotograficzną moich priorytetów (nieostrą, ale tu nie o urodę fotki biega). Kiedy sąsiad-stolarz wykonał wreszcze nasze meble kuchenne, (jeszcze były z prowizorycznymi uchwytami do szafek, ale już z możliwością używania), pierwszym, co je zagospodarowało, był oczywiście mój przecudny czajnik od Heleny i puszka z herbatą. 😀
https://picasaweb.google.com/114730012948439010171/Roznosci#5994826671339343170
Być może Łotr nie wpuścił kawy Nisi, bo zajrzał tutaj:
http://ru.urbandictionary.com/
Ja do Klary też zaglądam, ale, powiedzmy sobie szczerze, u niej zwykle mniej się dzieje. Choć teraz faktycznie jakieś wietrzysko straszne.
Na koncert Maestra, niestety, nie zdążyłam, bo zapowiedź retransmisji brzydka Dwójka wrzuciła dopiero dziś. 🙁 Ale słyszałam już to nagranie kilka razy. 🙂
Nic sie nie dzieje, Bobiku, bo Klara już wszystkie jaja złożyła. Ja jednak zaobserwowalam, ze po zmroku, ok. 18.30 Klara coś w swoim języku dość głośno powiedziała, pewnie Klaus jej odpowiedział, bo po ok. 10 minutach wyleciała z gniazda. Myśle sobie, że Klaus jest w pobliżu i to on dla niej poluje i zostawia jedzenie blisko gniazda. Codziennie pod wieczor opuszcza gniazdo na ok 10 minut – wydaje sie mało prawdopodobne, aby w tak krótkim czasie zdołała coś upolowac sama. Bardzo jestem ciekawa, czy tak jest istotnie.
Funkcja Szeherezady była dotąd seksistowsko obsadzona tylko przez Helenę, ale właściwie dlaczego nie mielibyśmy mieć również męskiego Szeherezada? Ormie, zostajesz mianowany (współ-)Szeherezadem, bo potrafisz udowadniać, że mężczyźni na tym stanowisku wcale nie muszą być gorsi. 😆
Jeden z naszych ulubieńców znowu na pierwszych stronach. 🙄 „Szkoły wolne od gender: kościelna fundacja sprzedaje certyfikaty. Patronem akcji jest abp Hoser.” GW
W odpowiedzi Gender powinien zacząć sprzedawać certyfikaty „Szkoły wolne od hoser”. 😎
W końcu już nie na takich rzeczach spryciarze szmal tłukli.
Przede wszystkim bardzo, Bobiku, dziękuję; obawiałem się nieco, że to co piszę może po prostu być mało interesujące. Rozumiem pojęcie „funkcja Szeherezady”, to oczywiście skrót, ale zastanawiam się czy to aby nie jest raczej rola czy misja (zwłaszcza w przypadku Heleny) przekaziciela historii, a nie funkcja opowiadacza „baśni z tysiąca i jednej nocy”. Jacek Kleyff śpiewał: …oglądajmy, wypatrujmy, pamiętajmy, przechowujmy w zakamarkach swej pamięci fakty błahe i banalne…(przepraszam za ew. niedokładności, piszę z pamięci, byłem na tym koncercie +40 lat temu).
A wielka historia w tym historia kultury składa się z takich malutkich cegiełek; popatrzmy na kapitalną rolę zapisków na marginesach jeszcze XVII wiecznych kalendarzy, tzw. silva rerum; często usiłowałem ukazać ważne bo nagłośnione i niejednokrotnie skostniałe wielkie wydarzenia historyczne z czasów np. powstań XIX wiecznych przez pryzmat drobnych ogłoszeń w gazetach z tamtych czasów czy krótkich, reporterskich newsów.
Przykład:
Znany jest od niepamiętnych czasów problem tzw. polskiego „charakteru narodowego” – sarmacko/romantyczny a pozbawiony gospodarskiego zdrowego rozsądku. Oto mam przed sobą numer Gazety Polskiej No 203, Warszawa, Sobota, d. 30 lipca 1831. Tamże:
– W bitwie pod Kockiem dnia 18 b.m. żołnierz Krasiński z Jazdy Sandomierskiej który kilku nieprzyjacielskich strzelców, lancą zsadził z koni, gdy wołano na niego aby łapał ich konie, rzekł: „Ja tu jestem dla łapania moskali ale nie koni. Odznaczyli się w tej walce: Podpułkownik Boboziński; Kapitanowie: Paprocki, Witwicki, Pieniążek i Libiszewski.
Na dwie sprawy starałem się zwracać uwagę: na lekceważący stosunek do „zagospodarowania” zdobycznych koni – wszak niezbędnych w ówczesnych czasach, oraz na wyliczenie tylko „szarż” gdy mowa o takich, którzy się w walce wyróżnili.
Ludzie (i psy) od zarania dziejów kochają opowiadaczy. Osobiście za dobrego opowiadacza oddam trzy tuziny przekazicieli historii. 🙂
A drobne szczegóły też uwielbiam. Dlatego często podczytuję nie tylko literaturę niewielkich lotów, jeśli jakieś takie detaliczne smakowitości zawiera, ale potrafię się też znienacka zagłębić w kalendarz rolniczy, „Przegląd Aptekarski”, albo branżowe pisemko wydawane przez Industrie- und Handelskammer. 😉
Nazwa perkolator zaskoczyła i mnie — a przecież mam małe zwierzątko (na gaz) z tej rodziny. Nigdy nie przedstawiło się tym imieniem.
Jeszcze bardziej zaskoczyło mnie wymienienie przez Orma nazwiska Katarzyny Kobro (a mam jej biografię, pióra jej córki, Niki Strzemińskiej). Dotarłem do niej poprzez Tadka Kurandę, który zafascynował mnie dziełem Władysława Strzemińskiego Teoria widzenia; kłuła i bolała myśl, że to wyjątkowe dzieło (pierwsze wydanie z 1958 roku, drugie z 1974, czyli sprzed 40 lat) jest niedostępne dlatego, że jest niedostępne. Nie wznowią, bo kto na tym zarobi — i nie pozwolą wystawić jako pliku komputerowego, bo ktoś na tym nie zarobi… Przeskanowaliśmy to z ideą puszczenia przez OCR, ale zabrakło odwagi, by wystawić na mojej stronie, nie mam ochoty na durne rozmowy z mądrymi adwokatami.
Jest ktoś, kto to zrobił, ale rzekłbym, że bardzo zgrzebnie, plik pdf z książką tą na chomiku ma 600 Mb, co jest zapewne rekordem niekompetencji, wychodzi po 2,5 Mb na stronę, wiele komputerów jęknie wyświetlając to. No i w gruncie rzeczy w tej dziedzinie efekty są te same, choć motywacje zmieniły się. Człowiek kiedyś był winny formalizmu, a teraz niekapitalizmu, więc dzieło jego jest niedostępne.
Ostatnia myśl-emocja przed zamknięciem komputera: Króliku, pozdrawiam ciepło.
O Kobro, Strzeminskim i Stazewskim pieknie pisal na lamach mego bylego organu Nowy Dziennik nasz starszy nowojorski przyjaciel Stanislaw Jordanowski, wspanialy kolekcjoner i znawca polskiej awangardy i zwlaszcza konstruktywistow. U niego w domu widzialam tez prace Kobro i Stazewskiego ( a mpoze Strzeminskiego?) . Staszek Jordanowski zginal na poczatku lat osiemdziesiatycg w wypadku samochodowym w Alicante, gdze mial z zona mieszkanie. Nie wiem co sie stalo z jego kolekcja, gdyz jego zona, Zosia tez wkrotce zmarla, a dzieci nie mieli. A ja juz bylam wtedy w Londynie.
– Bobiku
– to będziemy opowiadać; kalendarze nawet te późniejsze bywają kapitalnymi lekturami, np. kalendarz z roku bodaj 1914 wskazuje na istnienie w Warszawie cechu… szpadników, a kalendarze „Szpilek” od lat ’50 są dla mnie rewelacyjnym źródłem do śledzenia postaw, obyczajów, etc. fenomenów kultury. A jeśli chodzi o „pisma branżowe” to jest np. Podręcznik Kierowcy wydany po polsku na Wyspach Brytyjskich w czasach WW II na użytek szkolenia takich, jak ci, którzy gnali nocą bantamami (podaję nazwę pojazdu za Melchiorem Wańkowiczem a i z opowieści znanych mi ludzi) dowożąc amunicję pod Monte Cassino. Tamże passus w rozdziale o uruchamianiu pojazdu (znów piszę z pamięci)
…zapał ustawić na popał, bo jeżeli ustawisz na przedpał, to odbije i urwie ci kciuk…
zabrzmi to sensownie, jeśli pamiętać, iż mowa o silnikach uruchamianych korbą.
– Andsolu:
samemu nie wiedziałem, że toto nazywa się perkolator, a po przeczytaniu wpisów sprawdziłem w tzw. internecie polskojęzycznym. W czasach o których opowiedziałem nazywało to się kafetierka; tego też określenia poza tym, co z domu pamiętam, używał Władysław Zambrzycki, np. w swej książce „Kaskada Franchimont”.
Za kilka dni będę niespodzianie w swej lokacji warszawskiej, gdzie mam w bibliotece jakąś publikację bodaj przedwojenną czy to autorstwa czy współautorstwa pamiętanej przeze mnie osobiście wielkiej artystki i tragicznej postaci – Pani Katarzyny Kobro. Nie znałem już Jej córki, po latach, przez wspólnego znajomego przekazywałem p. Nice informację o tym co mam w domu ale chyba p. Niki to nie zainteresowało. Z teoriami Władysława Strzemińskiego zapoznawałem się jeszcze przed studiami na warszawskiej ASP od ludzi takich jak Ś.P. prof. prof. Krzysztof Meisner czy potem Oskar Hansen oraz od bliskich znajomych Władysława Strzemińskiego tak z czasów przedwojennych jak i z powojennego kręgu łódzkiego.
Kolejne narodowe oburzenie, bo Czesław Kiszczak ma otrzymywać 8500 zł emerytury. Wydaje się, że to inna wersja opowieści o wypuszczeniu Mariusza Trynkiewicza. Ponieważ konsekwencje stosowania obowiązującego prawa nie są nam w smak, podbechtujemy tłumek, żeby zgwałcić prawo.
A że to jest gorsze dla społeczeństwa niż ryzyko zgwałcenia dziecka, o tym nie chcemy ani mówić, ani myśleć.
Piękne wspomnienie, Ormie, napisane pięknym językiem. Dziękuję.
Się pochwalę jeszcze. Dawno, dawno temu, niemal na początku „kariery” tłumaczki, przetłumaczyłam dwie ksiaīki dla dzieci amerykańskiej pisarki Katherine Paterson. Autorka pisze (no, może pisała, rocznik 32) bardzo mądre i interesujące książki dla dzieci i młodzieży, i otrzymała za nie wiele różnych nagród. Kilka lat temu jedna z tych książek weszła do lektur szkolnych i w związku z tym jest wydawana na okrągło, a dziś dostałam umowę na wznowienie drugiej, ponieważ w Ameryce mają kręcić film. Od obu dostaję procent od sprzedaży.
Przy okazji wspomnę o kuriozalnym przepisie, jaki od kilku lat obowiązuje w Polsce, a mianowicie że od tzw. egz. autorskich należy płacić podatek, ponieważ tłumacz się bogaci – może wyjść na róg i te egz. autorskie sprzedawać. W związku z tym wydawnictwa stosują różne metody – jedne wpisują do umowy jakąś liczbę egz. autorskich i potrącają ich cenę z honorarium, inne natomiast w ogóle nie wspominają w umowie o czymś takim, ale przysyłają ukradkiem.
Kochani, w Ustroniu mamy bociana. Tymczasem jest jeden I namietnie calymi dniami robi toalete, w oczekowaniu na towarzyszke. Mysle, ze to facet, chociaz moze byc odwrotnie, ze to ona sie tak trefi….?
Wiem, ze Helena, /I nie tylko/ sledzila te
rodzinke. Zobaczymy jak sie powiedzie w tym roku.
Dzieki, mila Ago, za dobre mysli. I Helenie za dobre sny.
Podczytowywuje, a jakze…
Siostrzany Pies, Felka (Felicja terierka), co pozjadala wszelkie rozumy, pogrzebany na dzialce warzywno-owocowej mojegpo Ojca.Przezyla piekne 15 lat.
Moj Ojciec po wielokrotnych wizytach u lekarzy (dzisiejszego lekarza nie bylo, bez powiadowienia, wiec ta wizyta sie nie odbyla)dowiedzial sie, ze nie ma sposobu na nagly spadek wagi, super niskie cisnienie, bole w plecach, przepukline i nagle zaniki pamieci… Smutno, choc jeszcze nie superdramatycznie.
Jednakowoz jutro znowu wstanie slonce.
Nie wdaje sie w dyskusje polityczne, bo jeszcze nie mam na nie sily. Sa granice poznania… w Kutnie…
Bardzo piekna dyskusja o kawie i perkolatorach!Po latach kawowej, wloskiej,ortodoksyjnosci stawiam na plujke w porcelanowym duzym kubku, z odrobina brazowego cukru z trzciny!
Dzien dobry 🙂
Poranna kawa 🙂
Ormie, dzieki za opowiesc! Opisane przez Ciebie urzadzenie nazywa sie po angielsku Vacuum syphon coffee pot. Mechanizm dzialania jest identyczny do uzywanych do dzis we Wloszech aluminiowych maszynek na gaz.
c.d. Szklane jeszcze tez sie produkuje, zdaje sie firma Bodum Santos
W tym urzadzeniu mozna przyrzadzac i herbate.
Elektryczny porcelanowy czajniczek jest tez (musze taki znalezc 🙂 )
Herbata
Opowiadan historii i opowiesci nie da sie i nie ma powodu rozdzielac.
Krotkie notatki moga wiele pokazywac, wielkie dzieki Ormie!
Krolikowi najcieplejsze mysli.
Dzień dobry 🙂
Lubie kawy parzone w tygielku
Andsolu, pdf-y z dodatkiem OCRu sa ogromne, by zmniejszyc trzeba by wziac sam OCR (niestety format sie gubi, bo to podstawowy .txt czy cos podobnego, na dodatek w wielu programach trzeba strona po stronie) i wrzucic do Worda. Bedzie kompaktyczne, ale z tym minusem ze odrzucenie pdf-u nie pozwala czytelnikowi na korygowanie bledow OCRu
… lub kafeterze
Przyjemne lektury z nocy 🙂
Pozdrowienia i czymania dla Królika.
Czy ktoś ma wieści od Moniki i Mar-Jo?
Tez takie lubie Irku, i akurat sie nada do planowanej przez Sowe Adele kawy po arabsku 🙂
Wg Guardiana prawie 50% mlodych doroslych w Europie musi mieszkac z rodzicami
http://www.theguardian.com/society/2014/mar/24/dependent-generation-half-young-european-adults-live-parents
Kroliczku, my z Toba!
Większość Koszyczka jeszcze śpi? A więc pobudka 🙂
http://www.pawbonito.com/cat-alarm-clocks-are-the-best-alarm-clocks/
Króliku, trzymaj się. Uściski i słowa pocieszenia dla siostry 🙁
Moj ulubiony to ten
http://www.youtube.com/watch?v=4aTagDSnclk
😈
Dzień dobry 🙂
Pozwolę sobie mieć swoje, odrębne zdanie na temat najlepszości budzików. 😎
http://www.pawbonito.com/cat-alarm-clocks-are-the-best-alarm-clocks/
A ten pierwszy ma na dodatek niebywale piękny dizajn. 😈
Chwilę później:
To już nie jest żadna teoria spiskowa, tylko realny, autentyczny spisek! 👿
Kliknąłem z przyzwyczajenia na linkę, którą wstawiłem, żeby sprawdzić, czy działa i okazało się, że pod video z psimi budzikami Koty podstawiły jeszcze raz swoje, a na dodatek psie budziki w ogóle zniknęły zewsząd. 😯 A ten pierwszy był naprawdę wyjątkowo urodziwy, niedwuznacznie wzorowany na mnie. 😳
Ja się tak nie bawię! 😥
Lisku, świetny 🙂
Orm 00:58 – Przypuszczam, że właśnie z tego podręcznika korzystał mój tata, gdy robił pod koniec wojny prawo jazdy w Szkocji u Maczka. Mam jego zeszyt z kursu samochodowego. Jest to zresztą cała historia, bo ojciec zaczął służbę w Wehrmachcie, a skończył w polskim wojsku. Zaparłam się i postanowiłam odtworzyć całą jego wojenną drogę, o której prawie nic nie wiedziałam, bo ojciec tym się nie chwalił, to nie był temat do rozmów na Sląsku. Udało mi się, w listopadzie otrzymałam ostatnią przesyłkę z Anglii – medal dla ojca za udział w wojnie, który leżał w wojskowym archiwum wraz z jego papierami. Jeżeli Cię takie rzeczy interesują, to ta cała historia jest w marcowym „Sląsku”, wychodzi w Katowicach.
A tutaj zdjęcia zeszytu, zapiski z kursu samochodowego. Są tam jeszcze wiersze o życiu żołnierza na obczyźnie.
https://plus.google.com/u/0/photos/101216045195518787395/albums/5995005752033892625
W sprawach blogowego życia społecznego:
Królikowi już wszystko wczoraj powiedziałem przez telefon, więc nie będę dublował. 🙂
Monika do mnie napisała, że od jakiegoś czasu jej oś zainteresowań coraz bardziej przesuwa się w stronę realu, a coraz mniej blogosfery, więc nie żegna się z nami na ament, ale na pewno będzie bywać rzadko. Ale i na rzadko można się cieszyć. 🙂
Siódemeczka napisała, że bardzo ciężko przeżywa ostatnie wydarzenia polityczne i musi trochę dać odpocząć zszarpanym nerwom. Oby odpoczęły jak najszybciej. 🙂
Mar-Jo nie napisała. 🙁
W sprawie opowieści i przekazu historycznego: to już może trochę dzielenie włosa na czworo 😉 ale te dwie rzeczy nie muszą się pokrywać. Przekaz historyczny może być również np. suchym zestawieniem faktów i dat, przechowywaniem przedmiotów (że one mogą mieć swoją opowieść, to swoją drogą), pędzeniem młodzieży na jedne obchody, a unikanie innych, itp, itd.
Oczywiście bardzo często ten przekaz po prostu jest opowiadactwem i vice versa, wtedy nie ma co ich namawiać do rozwodu. 🙂
Bobiku, pokrywaja sie czesciowo, dlatego kazde z nich ma obszary niezwiazane z drugim, a rownoczesnie rozdzielanie ich nie ma sensu
Puchalu (1.51), podobno trafienie poczekalni jest rodzajem wyróżnienia przez Łotra. 🙂 Mam tylko nadzieję, że on tam przynajmniej daje uczciwie zjeść i wypić. 🙂
Katherine Paterson żyje, ostatnią książkę wydała chyba w 2007, a w 2013 dostała jakąś nagrodę. No a najważniejsze, że Tobie wciąż jeszcze dostarcza dochodu. 😀
Tymi egzemplarzami autorskimi to mnie zszokowałaś. 😯
Lisku 06:00 (!?)
A ja już taki czajniczek dla Ciebie znalazłam i chętnie Ci sprezentuje. Nie jest w tak eleganckiej i wytwornej kolorystyce ale za to może być większy (1,2 l) lub mniejszy (0,6 l). Który wybierasz? Chętnie Ci wysle, jeśli dasz zgodę Bobikowi na kontakt priv.
Kazdy jednak przyzna, ze Koty to rollexy wsrod budzikow!
Jestem pod duzym wrazeniem kartek ze szkockiego kajetu Taty Panny Koty. Z miejsca poznac Prymusa! Pokazalem to mojej Starej i powiedzialem starajac sie nasladowac glos mojej Babci: No i dlaczego nie moglas miec takich zeszytow w szkole, Lenoczka?
Byla wstrzasnieta i rozgladala sie za trzepaczka do dywanow. 😈 A teraz idzie do dentysty – nieznajpmego ale za to na tej samej ulicy. Trztmajcie lapy.
Lota mnie natchnęła taką myślą, że może w związku z nagminnym tu podglądactwem zwierzęcym, może warto byłoby dać na boku rubrykę, w której zebrane byłyby te włajerystyczne linki? Bo ja np. czasem zapomnę wstawić do ulubionych, potem ktoś coś pisze o i chciałbym zerknąć, ale już mi głupio po raz piętnasty pytać o tę samą linkę. A tak byłyby stale dostępne. Co o tym myślicie?
@Panna Kota, śr, 26 Marzec 2014, 09:33
Mówiąc najoględniej: „Takie rzeczy” interesują mnie od zawsze. Uwielbiałem rozwiązywać zagadki historii takie konkretne, a Polonika były mi zawsze bardzo bliskie i poszukiwałem ich oraz je znajdowałem za granicami, czasem w tak odległych miejscach jak …Iran (wszak przez bardzo długie lata wojowaliśmy z krajami tzw. Orientu), oczywiście w Europie – Wyspy Brytyjskie (londyńskie weekendowe Porto Bello, ale i udało mi się tzw. cudem boskim ustalić proweniencję niektórych najstarszych szabel z kolekcji w Fawley Court, niestety przeniesionej, jak czytałem, do Lichenia) prawie nie przeszukana pod kątem Poloników Skandynawia…Paryż był znany i „wyeksploatowany”; dawno temu stworzyłem sobie w umyśle taką mapę świata, zaznaczając miejsca gdzie powinno się szukać Poloników…np.: …Meksyk, żałuję żem tego nie zdążył zrealizować, namawiam na to serdecznie.
Dygresja:
… odwiedzałem kiedyś zamożny dom starej amerykańskiej rodziny. Nad kominkiem w living roomie wisiała tam szabla w oprawie regulaminowej kawalerii Stanów Zjednoczonych, tej, co to zawsze zdążała w ostatniej chwili aby uratować dyliżans przed napadem „niedobrych” Indian. Głownia (klinga) tej szabli, jak mnie poinformowano, została zdobyta w boju na Meksykanach przez prapradziadka mojego gospodarza po upadku fortu Alamo. Poprosiwszy o pozwolenie, wziąłem szablę do ręki i wyjąłem ją z pochwy. W świetle ognia z kominka zobaczyłem na zastawie (górna część klingi) znany mi jakże blisko monogram „SAR” (Stanislaus Augustus Rex) pod koroną, a pod spodem swojsko brzmiącą inskrypcję „Vivat Konstitucia III Maja”. Tajemnica wyjaśniła się szybko: otóż w Meksyku ongiś rządził cesarz Maksymilian z dynastii Habsburskiej, i gdy jego władza upadała pod naciskiem rewolucji ludowej, wysłano mu na pomoc austriacki korpus ekspedycyjny. Był to czas zaborów, a więc siłą rzeczy w armii austriackiej, czyli i w rzeczonym korpusie służyło, chcąc nie chcąc, wielu Polaków – poddanych austriackich. Było wówczas we zwyczaju noszenie przez oficerów wielu armii starych głowni rodzinnych szabel w oprawach regulaminowych; najwidoczniej tą drogą stara polska głownia dostała się do Meksyku, gdzie jej właściciel prawdopodobnie poległ w walce z rewolucjonistami, na których z kolei zdobył rzeczoną głownię prapradziadek mojego amerykańskiego gospodarza. Głownia o której mówimy była bardzo dobra, każdorazowo więc aktualny właściciel oprawiał ją na sposób właściwy swemu krajowi i sposobowi szermierki, jak to wówczas bywało we zwyczaju. I tak myślę, że np. w różnych miejscach, w tym w starych kościołach czy klasztorach północnego Meksyku mogą być i inne Polonika, było bowiem we zwyczaju ofiarowywać jako votum oręż czy inne dobra zdobyte na nieprzyjacielu…popatrzmy na nasze zbiory wawelskie.
—
Szkoda iż nie istnieje machina czasu; byłem blisko z niektórymi osobami z SPK (Stowarzyszenie Polskich Kombatantów) w Perth, a niejako „na moich oczach” dom SPK w Perth był mądrze przeorganizowywany na swego rodzaju hostel/hospicjum dla wymierających i schorowanych, samotnych Polish ex combatants…miałem honor być przedstawionym wiekowemu już Generałowi Maczkowi, znałem „chłopaków” od Generała Sosabowskiego. Podczas pobytów w Szkocji miałem też wielce sympatyczne kontakty z Muzeum w Perth gdzie z radością odnajdowałem ślady kolejnych fal polskich emigracji, zwłaszcza tych po 1831 i po 1864; przy takiej okazji odnaleziono trzeciorzędny acz interesujący przyczynek do odtwarzania sławnej a prawie nie rozpoznanej starej polskiej szkoły szermierki; tym przyczynkiem był…plakat z…cyrku jakoś z drugiej połowy XIX wieku, gdzie jednym z punktów programu były występy „polskich lansjerów”; ryciny na tym plakacie pokazywały pewne „złożenia się” – „chwyty” lancą oraz markowaną walkę piechura uzbrojonego w szablę z kawalerzystą władającym lancą (walkę nie tak beznadziejną, jak by się to mogło wydawać)…oj, długo by na ten temat.
—
Być może Twój Tata uczył się jeździć na terenach ćwiczebnych koło Findo Gask; tam trenowali „chłopcy” Generała Sosabowskiego a i nie tylko oni. Mnie natomiast laski koło Findo Gask kojarzą się z pierwszymi w moim życiu naprawdę obfitymi zbiorami rydzów. Kiedy po kilku minutach z torbami pełnymi rydzów wróciłem do Austina 1100, zaparkowanego koło jednego z nielicznych domków i pakowałem zbiory do bagażnika, w domku uchyliło się okienko, pokazała się miła twarz starszej pani i widząc że zebrałem grzyby, zapytała czy jestem Polakiem; pamiętała Polaków w mundurach którzy tam zbierali grzyby w czasach WW II.
E tam, Mordko. W sprawie budzików już zgłosiłem votum odseparatum i będę się go trzymał jak pijany Kot płotu. 😈
Mnie też zeszyt Pannakotowego Taty w okropne kompleksy wpędził. 😳 Bo mnie za pismo w szkole porównywali, wstyd powiedzieć, do Kury. 👿
Bobiku, pomysł z linkami zwierzecymi – przedni. Mówią, ze podgladactwo to choroba, ale ponoć całkiem zdrowych nie ma. Jestem za!
Ormie, to Ci się bardzo łagodnie trafiło z tym pytaniem, czy jesteś Polakiem. Ja kiedyś niosłem w łapach dużo kań luzem, bo spotkałem je przypadkiem, podczas spaceru i nijakiego opakowania nie miałem. Dwie miejscowe spacerowiczki zaczepiły mnie i z niepokojem zaczęły wypytywać, czy uprawiam czarownictwo (Hexerei) i będę z tych grzybów przyrządzać trujące wywary. 😯 Na wieść, że zamierzam je zjeść, omal nie zemdlały. Żadną miarą nie dały sobie przetłumaczyć, że kanie nie są trujakami, tylko uczciwymi grzybami i nawet jak sobie w końcu poszły w inną stronę, jeszcze kilka razy się podejrzliwie obracały. 😆
Dla ścisłości przyznaję, że jest jedna trująca kania (bohemica), ale ona rośnie na śmietniskach, wysypiskach i w innych nieprzyjemnych miejscach, a ja tam nie zbieram. 🙄
Sowo Adelo, OGROMNE dzieki!!!, ale wlasnie juz zamowilam… Okazalo sie ze tu tez sa. Za to kontakt priv z przyjemnoscia gdy tylko zechcesz 🙂
A ja, Bobiku, znam jedna taka Kanie, która jest wyjątkowo trująca. Ostatnio nawet jakaś książkę napisała.
Fakt, o tej drugiej Kanii zapomniałem. Ona to chyba z gatunku plica polonica. 🙄
Bobiku, spis webcamow to swietny pomysl, tu lista czesciowa (oczywiscie bedzie w poczekalni):
Jelenia polanka (red deer, Estonia)
http://pontu.eenet.ee/player/hirv.html
Foki
http://pontu.eenet.ee/player/hyljes.html
Sowy – Klara i Klaus
http://pontu.eenet.ee/player/kakk.html
Sowy kapusciane Brenda i ?
http://www.somersetwildlife.org/barn_owl_web_cam.html
Zubry bialowieskie
http://www.lasy.gov.pl/informacje/kampanie_i_akcje/zubryonline
Bociany w Ustroniu
http://www.bociany.edu.pl/stream-ustron.php
Estonskie dziki niestety zostana podlaczone dopiero na przyszla zime 🙁
Finowie nie zbierają grzybów, a maja ich w lasach zatrzesienie. Kosa można kosić. Jeden jednak grzyb, zwany korva sieni, jest najbardziej trującym grzybem pośród tam rosnących. I to jest ich największy przysmak, drogi jak diabli, rośnie pod ziemia jak trufle. Po odpowiednim przygotowaniu, polegajacym na wielokrotnym gotowaniu i innych zabiegach,jest podawany w różnej postaci. I to jest poezja smaku. Jadłam z dusza na ramieniu, ale smak wyborny.
Dzięki, Lisku. 🙂 Jak ktoś ma jeszcze coś do dorzucenia, to bardzo proszę.
Zrobiłbym tę podstronkę sam, już teraz, ale trochę się obawiam, że coś w layoucie rozwalę (bo to już nie jest zwykły, łotrpressowy, tylko zakręcony na dziesiątą stronę), więc jednak poczekam na PA. 😉
Sowo, poniewaz mieszkalas w Findlandii, przypomniala mi sie relacja profesora z ktorym kiedys pracowalam z wizyty w tym kraju. Byl podejmowany przez innego profesora, Fina, ktory opisywal mu styl zycia w slabo zaludnionych, zalesionych rejonach. Na pytanie jak ludzie spedzaja tam czas powiedzial: They fish and they make love. Gdy gosc spytal co zatem robia zima, padla odpowiedz: „They don’t fish.” 🙂
😆
Coś podobnego w duchu powiedział mi kiedyś Norweg z północnych rejonów. 🙂
Lisku, Bobiku. 🙂 🙂 🙂
Jeśli to prawda, to raczej jak u Kapusty, bo romantykami to raczej nie są.
Rozumiem, Bobiku, ale ja pisałem o Szkocji, Perthshire. W „moich” czasach Polacy byli tam dobrze pamiętani, szanowani, niekiedy otaczani podziwem, nie tylko pamiętano bowiem szarmanckie zachowania polskich żołnierzy w czasach Drugiej Wojny ale i wielu tych chłopaków wżeniło się w szkockie rodziny. Zdarzało mi się iż przy okazjach bardo prywatnych i to nie tylko przy okazji malutkich rodzinnych destylarni whisky 🙂 obcy mi Szkoci przepraszali mnie – jako Polaka – za zachowanie rządu JKM po zakończeniu wojny.
Później, bo w latach ’80 w Danii pojawiła się moda na zbieranie grzybów, i niejednokrotnie w lasach na północy Zelandii spotykałem grupy nabożnie uczących się grzybiarstwa pod kierunkiem kwalifikowanego „grzybologa”. Takie „swampejagt” stawały się popularną formą weekendowej rekreacji na świeżym powietrzu.
Skoro o Polakach w Szkocji wspomnieliśmy:
Jest sobie stara historyczna rodzina szkocka Rattray a ich siedzibą jest (był?) zamek Craighall Castle koło miasteczka Blairgowrie, Perthshire. Jak to w zamkach bywa, na wieży zamkowej jest sobie wielki zegar, wymagający regularnej konserwacji. W „moich” czasach zajmował się tym znany mi specjalista – Polak z pochodzenia acz już urodzony w Szkocji, nota bene syn kogoś z ex podkomendnych Osoby bardzo mi bliskiej. Tenże zegarmistrz zaprosił mnie kiedyś abym mu towarzyszył w jego kolejnych odwiedzinach w zamku. Weszliśmy do hallu i ku zdziwieniu zobaczyłem tam wiele fotografii przedstawiających żołnierzy w mundurach z jakże znanymi mi polskimi oznaczeniami, dystynkcjami, etc. Szybko się dowiedziałem, że podczas wojny the Craighall Castle, podobnie jak bardzo wiele innych lokacji w Szkocji służył jako szpital i centrum rekonwalescencji rannych polskich żołnierzy, Na ścianie znajdowała się (znajduje) tablica marmurowa z polskim orłem, znakami polskich formacji militarnych i słowami wdzięczności dla mieszkańców Rattray, Blairgowie i okolic za okazaną gościnność. Po jakimś czasie pojawił się gospodarz – the Right Honorable Rattray, skomplementował pracę zegarmistrza i zaprosił nas na nice cup of tea, przy której snuł wspominki z czasów, kiedy polska mowa brzmiała w zamku i w otaczającym go parku.
Ormie, to może być ciekawe z tym szukaniem poloników w Norwegii. Tam były ciężkie walki pod koniec wojny, szczególnie na Północy, na koniec wojny Hitler nakazał tam zrównanie wszystkiego z ziemią. Jedynym budynkiem, który wtedy ocalał na Magerøyi był kościółek z XIX wieku, w którym znaleźli schronienie ocaleli z pogromu ludzie, gdy wojna się skończyła. W muzeum na Nordkapie jest cała historia wyzwolenia, również wymieniani są Polacy. A na Kole Polarnym stoi zdemolowany pomnik Armii Czerwonej. Są też zaznaczane miejsca pamięci. Tutaj jeszcze parę zdjęć: https://plus.google.com/u/0/photos/101216045195518787395/albums/5995041274499991905
Bobiku, pomysł z linkami doskonały 🙂
Korvasieni to piestrzenica kasztanowata. Rośnie również w Polsce. Niektórzy mylą ją ze smardzem, który też jest grzybem wiosennym.
Ponieważ trudno ustalić po jakim czasie obróbki termicznej (gotowanie i płukanie) zawarta w niej trująca gyromitryna traci swoje trujące własności, w większości krajów Europy jest uważana za grzyb trujący i nie jest dopuszczona do obrotu handlowego. Jedynie w Finlandii jej susz jest dopuszczony do spożycia.
Można się zatruć na śmierć 🙁
Oj, na tej piestrzenicy to się już sporo ludzi przejechało, nawet i na tamten świat. To takie grzybowe fugu. 🙄
Ormie, mój ojciec był najpierw w Polkemmet, to był obóz przejściowy urządzony w posiadłości aryst. rodziny Baillie, potem w Kelso, Wick, bywał służbowo i prywatnie w Edynburgu i Glasgow. Wszystkie te nazwy miejscowości pomógł mi ustalić na podstawie zeszytu ewidencyjnego, którego kopię dostałam z archiwum wojskowego z Anglii właśnie od takiego potomka z rodziny polsko-szkockiej, który jest historykiem i też się tym zajmuje.
Bobiku, Ty zbieraj lepiej tylko prawdziwki, no może jeszcze maślaki albo kozaki 🙂
Czyżby planowana była akcja przesiedlania mieszkańców Krymu do Azji ? 😉
„Mieszkańcy Krymu, którzy oddają ukraińskie paszporty, by dostać rosyjskie, ze zdziwieniem odkrywają w nowych dokumentach, że są zameldowani nie na Krymie, a w Magadanie – w azjatyckiej części Federacji Rosyjskiej nad Morzem Ochockim. O sprawie informuje na Twitterze serwis Sprotyw.”
Kozak to ja sam jestem, zwłaszcza jak nie ma w pobliżu żadnych Bardzo Dużych Zwierząt. 😎
Krym od zawsze należał do Magadanu! Każde rosyjskie dziecko to wie, a jak nie wie, wkrótce skutecznie i ochocko się dowie. 🙄
No wiesz, kozak do kozaka….
Dla frakcji niem. dzisiaj jako jedna z głównych wiadomości na stronie : http://www.arcor.de/content/aktuell/thema_des_tages/2108354,1,Timoschenkos-Todesdrohungen%3A-Diese-Frau-will-Pr%C3%A4sidentin-werden,content.html
Tym angielskim sowom nie da się przyglądać na dłuższą metę, zwłaszcza w dzień 🙁
Jak nie kopulują to się czochrają, iskają, wyczesują dziobami, same siebie i nawzajem, jakieś pchły czy kleszcze łażą im po piórach, aż człowieka swędzieć zaczyna… 🙄
Panno Koto,
wyrazy uznania. Jestem pełna podziwu dla Twoich osiągnięć.
Ja planowałam poszukiwania w archiwach ukraińskich. Teraz mogę o tym zapomnieć 🙁 , bo Krym już rosyjski, a zachodnia Ukraina pewno podzieli jego los niebawem.
W wolnym tłumaczeniu: Timoszenko się odgraża, że jest gotowa sama złapać za kałasza i strzelić Putinowi w łeb. Obiecuje też, że jak tylko będzie mogła, poruszy cały świat przeciwko Rosji, tak żeby nie pozostała po niej nawet spalona ziemia.
Rozumiem, że takie rzeczy się we wzburzeniu myśli, może nawet i w zaufaniu do kogoś zaprzyjaźnionego mówi, ale na Twitterze, odkąd wiadomo, że w polityce już wszyscy wszyskich szpiegują… To jest, że się bardzo uprzejmie wyrażę, mądre inaczej. 🙄
Jakby co, to nieuprzejmie też potrafię. 😎
A ja poznalam kiedys absolutnie niezwykla dziewieciolatke, ktora dwie pierwsze klasy spedzila w Finlandii. Spotkalysmy sie przy ognisku taborowym kiedy wedrowalam po Tarnowszczyznie z Romami. Dziewczynka nazywala sie Markiza i byla urodzona markiza, zadajaca w dodatku pytania ktore mnie wbijaly w ziemie: np skoro Pan Bog stworzyl swiat, to kto stowrzyl Pana Boga? I gdzie sie wszystko zaczyna i konczy.
Markiza wspominala te finska szkola z ogromnym rozrzewnieniem, podkreslajac, ze „tam wszyscy sa rowni” i ze do nauczycielki mowi sie na ty po imieniu i ze nigdy nie krzyczy, tylko rozmawia. Finlandia to byla Arabia Felix i Markiza marzyla aby do niej pojechac i tan zamieszkac.. Zaprzyjaznionym Romom zakazalam mowic o niej „stara malenka”, tlumaczac jak sama nienawidzilam tego okreslenia gdy przyjechalam do Polski i pierwwszy raz zetknelam sie ze zjawiskiem niecheci do wygadanych dziewczat. Do chlopcow nie mowilo sie przeciez „stary malenki”.
Slyszalam rok temu, ze Markiza mieszka obecnie w Anglii, ale nikt nie umial mi powiedziec gdzie i jak ma na nazwisko. Mowila mi, ze jak dorosnie chcialaby zostac albo fryzjerka albo zakonnica, a jaj jej tlumaczylam, ze szkoda jej mozgu na takie zawody. Pewnie zostala matka. 🙁
Nowy dentysta wydaje sie byc bardzo mily. Nazywa sie Jusuf i jest z Iraku, a w Anglii od 1990 r. Drogi sukinkot. 🙁
Lomatko! Ona to zacwierkala na Twitterze? Glupia krowa.
Markocie, to Ciebie nie frontlinują ani nie advantagują? 😯
Ja wprawdzie bardzo nie lubię, jak mi to robią, ale trzeba przyznać, że o swędach całkowicie się po tym zapomina, aż do następnego zabiegu. 🙂
Heleno, nie obrażaj krów. Krowy mają przynajmniej na tyle rozumu, że nie ćwierkają. 😈
Zmoro, to jest wniosek, z którym ja też byłam skonfrontowana, tzn, nie należy czekać i odkładać na później. A może człowiek musi do czegoś takiego dojrzeć? Nie wiem. Mój tato nie żyje już ponad 20 lat, ale miałam szczęście, że udało mi się to wszystko odtworzyć, dla mnie samej to bardzo duża satysfakcja, no i cała rodzina też się tym cieszy.
A teraz muszę do wieczora zniknąć
Dzień dobry 🙂
Króliku, pozdrawiam!
Siódemeczko, odpoczywaj i wracaj niedługo 🙂
A gdzie jest Meki?
Moje nerwy dziś mocno poszarpane – już dwadzieścia szkół “wolnych od gender”
http://wyborcza.pl/1,75478,15685743,Szkoly_wolne_od_gender__koscielna_fundacja_sprzedaje.html?utm_source=HP&utm_medium=AutopromoHP&utm_content=cukierek1&utm_campaign=wyborcza#Cuk
Mają dbać o “kulturową stabilność ról płciowych kobiet i mężczyzn”
Wrrrrrrrr! Aaaaaarch!! Hrrrrraaaach!!!
I znowu ten Hoser!!!
Wrrrrrrrr! Aaaaaarch!! Hrrrrraaaaaaaaach!!!!!
:nieprzytomny smok:
Nie wiem w kwestii krow. Ale dzis jest artykul w Timesie jak madre sa kozy, ktorym zabiera znacznie mniej czasu niz ludziom rozwiazanie szarady jak sie dostac pociagajac za rozne sznurki i naciskajac rozliczne wajchy do pudelka z penne , Okazuje sie, ze suchy makarin jest najwiekszym kozim przysmakiem.
W dodatku jak juz naucza sie jak do tych klusek sie dostac, to pamietaja kolejnosc czynnosci 10 miesiecy pozniej.
Finowie, zupełnie niesłusznie, przez inne ludy skandynawskie (głownie Szwedow) traktowani są jak „chłopki-roztropki”. Finska szkoła, do której uczeszczali nasi Młodzi, to temat rzeka. Cudowna. A Finowie to wspaniali, spokojni, mądrzy ludzie. I piękny kraj.
Jeszcze tylko raz, bo mi się coś przypomniało o Julce. Pamiętam, że Janukowycz obiecywał jej następny proces za morderstwo (jego) na zlecenie, podobno miał dowody, że go chciała zaciukać.
Smoku, czytałam już dzisiaj też, krąży na fb. Nauczyciele zdurnieli do końca, jeżeli na to pozwolą – ale pewnie pozwolą 🙁
Lisku, ja w sprawie czajniczej.
One są bardzo ładne, te czajniki, ale bardzo ciężkie i mocno się nagrzewają. Tak że trzeba mieć silną prawą rączkę, żeby utrzymać pełny czajnik tylko za uszko.
Mój czajnik dzisiaj zdobi półkę… w towarzystwie dwóch wazonów w biało-niebieskie wzorki.
Zabiliście mi ćwieka z tymi Finami, bo sobie uświadomiłem, że to chyba jedyny naród europejski, którego nie znam osobiście poprzez jednego choćby przedstawiciela. No, po prostu całkowite zero Finów na drodze mojego życia. 😯
To by się oczywiście bardzo szybko zmieniło, gdyby zaczęli w Niemczech prosić o azyl, ale serdecznie im tego nie życzę. To już lepiej, żebym w kwestii osobistych Finów pozostał kompletnym ćwokiem z ćwiekiem. 🙂
Heleno, nie tylko mądre, ale i pożyteczne bardzo.
Mają podwyższoną ciepłotę ciała, drzewiej były wykorzystywane do ogrzewania szklarni 🙂 . Sześć kóz mogło ogrzać 10 mkw. powierzchni szklarni przy temperaturze -20 stopni.
Właśnie się zastanawiam, czy zamiast centralnego ogrzewania nie sprawić sobie kóz. Zbojkotuję gaz putinowy, a i na kosiarce oszczędzę 😉
Lubię Finów z powodu Sibeliusa i Nokii. I paru fajnych dyrygentów. I mleko piję z lodówki.
Dlaczego sowa jest kapustą???
A w dodatku, Bobiku, Finowie to jedyny narod na swiecie, ktory wygral wojne ze Zwiazkiem Radzieckim. Wzial i wygral. No niech mnie kule!…
Finów bardzo lubię, nawet udało nam się paru co nieco spolonizować 🙂
Nauczyciele to może by i chętnie nie pozwolili, ale pewnie derekcje pozwolom, a wtedy nauczyciele mają przechlapane. O robotę w szkole coraz trudniej… 🙄
Watykan przyjął rezygnację Tebartza 🙂
Nie wnikam, czy sam zrezygnował, czy został zrezygnowany 😉
👿
http://wiadomosci.onet.pl/wielka-brytania-i-irlandia/wielka-brytania-zwloki-nienarodzonych-dzieci-wykorzystywane-do-ogrzewania-szpitali/8xrwx
To Lisek białe sowy Kapustami ochrzcił. 😆
Nie da się ukryć, że w pewnych pozycjach podobieństwo jest ogromne. 🙂
Brytyjskie praktyki kremacyjne okropne i można tylko mieć nadzieję, że skoro to już wyszło na jaw, skończy się jak nożem uciął.
Ale ideę Zmory, żeby ewentualne niedostawy gazu od Putina zrekompensować wzmożoną hodowlą kóz, gromko popieram. 😆
Tylko trzeba będzie znaleźć dla tych kóz takie tereny, żeby mogły sobie spokojnie wszystko obgryzać do gołego. Prywatne ogrody i publiczne parki raczej odpadają. 😎
Heleno,
w kwestii „starych maleńkich” panuje w Polsce absolutna równość płci 😉
Wiecie co, gdybym jeszcze był uczniem, naprawdę zacząłbym malować duże transparenty „Szkoła bez hoser” (właśnie w tej formie) i umieszczać w widocznych z ulicy miejscach, gdzieś przy ogrodzeniu albo co. Jasne, że derekcja by to usuwała, a ja wtedy z kumplami, wieczorem, cichcem, następny transparent… 😈
Wzdycha biedna Klementyna
i pytanie stawia;
jak możliwe, że
Matołkiem, nazwano pradziada?
Podróżnikiem on był wielkim,
pan Kornel zaświadczy!
„Mądra głowa”,
w pierwszych słowach,
wszak o nim powiedział.
Kto i kiedy wyinaczył
sens tej odysei?
Którą pradziad wielki odbył,
kozi ród rozsławił!
W Hiszpanii jechaliśmy droga, po której dosłownie 2 minuty wczesniej przeszlo stado kóz. Niezapomniane wspomnienia.
„Dzieci” przed 13 tygodniem zycia sa w Wielkiej Brytanii nazywane trzymiesiecznymi plodami. Nie sa tez nazywane „zwlokami”. Jesli ktos chce plod odebrac to pewnie moze to zaaranzowac. Wszystkoie inne odpady kliniczne sa spalane. A spalarnie przyszpitalne sa podlaczone do systemu co.
Zmoro, Finom bardzo spolszczanie smakuje. 🙂
Płacze Koza Klementyna
na pochyłym drzewie,
serce krwawi, dusza cierpi,
jak mocno, nikt nie wie.
Za co? pyta biedna Koza,
te straszne potwarze?
Oszczerstw miecz co rani ducha:
„Kozucha kłamczucha”!
Czarny pijar
w swe wierszyki Porazińska wkłada.
Za nic mając fakt, że koza
nie kłamie,
kreatywnie
autorską wersję prawdy wykłada!
Płód jak „odpad kliniczny”. Dla mnie nie do zaakceptowania 🙁
Heleno, sorry, ale tej praktyki już naprawdę nie da się obronić. Nie wymaga wielkiego wysiłku wprowadzenie przepisu, żeby płody nie były traktowane tak samo jak „wszystkie odpady”. Ja wiem, że od racjonalnej strony w ogóle wszelkie zwłoki są odpadami, ale oprócz ratio mamy również uczucia i wyobrażam sobie, że np. dla kobiet, które poroniły, taka wiadomość, że ich płody są używane do ogrzewania, może być potwornym szokiem. Niech będą spalane (płody, nie kobiety), ale jednak osobno i – bo ja wiem – wysypywane na wydzielony kawałek łąki, do zbiorczej urny, albo coś w tym rodzaju. To jakieś bardziej empatyczne.
Coś Wam opowiem.
Mój ślubny podczas dyskusji o gender wyraził zdecydowane obiekcje odnośnie ubierania w przedszkolach chłopców w sukienki. Miał obawy o ewentualne konsekwencje tożsamościowe.
Onegdaj archiwizując zdjęcia, znalazł swoją przedszkolną fotografię sprzed ponad pół wieku. A jakże – w sukience 🙂 🙂
Kozo, tkwi i we mnie kreatywność czysta,
też nie jestem kłamczuch, tylko… no… artysta! 😈
Sorry, Bobik, plody nie „sa uzywane do ogrzewania”. Ida do spalarni , a te sa podlaczone do centralnego ogrzewania.
I byc moze sa kobiety ktore jedno- dwu czy trzymiesieczny plod oplakuja jak czlowieka, ale pamietaj, ze tu katoilicyzm nie poczynil takiego metlika w glowach by plody wyskrobane lub poronione byly „dziecmi nienarodzonymi”.
To co Ty proponujesz to budowanie krematoriow przy kazdym szpitalu, specjalnie na poronione wczesne ciazy. Osobiscie wole by pieniadze NHS byly wydawane na lepsza opieke nad zywymi pacjentami. A ci wszyscy, ktorzy chca swoj plod odebrac i pochowac moga sie przeciez umawiac ze szpitalem.
Nie widze tu zadnego problemu. I nie akceptuje jezyka uzywanego przez Onet.pl. – nie tylko w tej konkretnej sprawie.
Myślę, iż od Finów można się uczyć, jak układać sobie relacje z Wielkim Bratem. To znane i oczywiste, natomiast może mniej znany jest nie do przecenienia wkład Finów w rozwój tzw. sztuki użytkowej – projektowania (design). Ciekawostką jest, iż w St. Petersburgu – za czasów Faberge swoistym centrum sztuki złotniczej – na ok. 3000 złotników 1/3 była Finami, a część tzw. ksiąg Faberge z dokładnymi rysunkami projektów i opisami materiałowymi obiektów ocalała gdyż została przewieziona przez Finów – ex pracowników Faberge do Finlandii. Znany jest Alvar Aalto, ale bardzo szkoda iż Osoba o wielkim, dobrym wpływie na rozwój współczesnej myśli projektowej – Sara Hopea Untracht nie jest aż tak znana.
A czy nie jest tak, iż pierwszymi, którzy wygrali ze Związkiem Radzieckim, to jednak Polacy – kampania 1920 roku ?
Haaa, haaaa, Zmoro. Wspaniały numer! 😆
Ormie, masz absolutna racje, ale finski design jest bardzo znany i ceniony, chocby kazdemu znane materialy Merimeko.
W 1920 r. Rosja, swiezo po rewolucji i wyniszczajacej wojnie nie byla mocarstwem.
Zmpro, 😆 😆 😆 Sukienki szyje sie tez dzieciom na ceremonie chrztu, chlopcom tez.
Heleno, którą fińsko-rosyjską wojnę nazywasz zwycięską?
Po wojnie zimowej 1939/40 Finlandia utraciła spory kawał terytorium, a tzw. wojna kontynuacyjna (1941-44) formalnie zakończyła się traktatem paryskim, podpisanym 10 lutego 1947, w którym potwierdzono radzieckie zdobycze terytorialne z 1940. Ponadto Finlandia utraciła na rzecz ZSRR kolejne tereny (okolice Petsamo) oraz flotę wojenną, zgodziła się na limity we własnej armii, dzierżawę półwyspu Porkkala na 50 lat i spłatę odszkodowań wojennych.
Brenda Kapusta wlasnie zlozyla drugie piskle nienarodozone.
Markot, masz racje, ale nie zostala anektowana i przylaczona do „estonskiej macierzy”. A taki byl cel.
Heleno, język Onetu to jest jedna sprawa i tu się możemy zgodzić, a brytyjska praktyka to inna. Techniczne rozwiązanie nie byłoby tu żadnym problemem – można gromadzić płody w lodówce i raz na jakiś czas korzystać z usług małej spalarni, można wykombinować jeszcze coś innego. Ludzie w kosmos latają, to i z taką kwestią by się uporali.
Poronienie (zarówno naturalne, jak sztuczne) to jest często bardzo bolesna i skomplikowana w sensie psychologicznym sprawa. Kobieta może nie chcieć płodu odebrać i pochować jak dziecka, bo obawia się, że wtedy ból byłby jeszcze większy, a równocześnie traktowanie go jak odpadniętego strupa lub starego bandaża może być dla niej absolutnie nie do przyjęcia. I ja to rozumiem, choć nie sądzę, żeby to „katolicyzm poczynił mi mętlik w głowie” (nawiasem mówiąc, to też nie jest język zbyt empatyczny wobec katolików). Nie sądzę też, żeby społeczeństwo brytyjskie en masse to akceptowało, bo wtedy nie byłby to żaden news, że już o innych względach nie wspomnę. I nie chodzi tu o rodzaj religii, tylko o pewne rzeczy bardzo głęboko tkwiące we wszystkich ludzkich kulturach, jak np. wyjątkowość człowieka wśród innych gatunków. Można o tej wyjątkowości mieć odmienne zdanie, ale nie można uznawać, że wszyscy którzy nie mają, są bandą katolickich głuptaków, bo wtedy całkiem spory kawałek ludzkiego dziedzictwa myślowego trzeba by pod to podciągnąć, ze sporą szkodą dla realiów. 🙄
Heleno, Ormie. Zauwazcie, ze fiński design jest cudownie spokojny, prosty, bez zbędnych udziwnien i swietnie oddaje ich narodowy charakter.
Pięknie Ci, Heleno, dziękuję za zwrócenie mej uwagi na działania firmy Merimeko a i przepraszam za niejasność – miałem bowiem na myśli tworzenie teoretycznych też podstaw tego, co było niejako rozwinięciem myśli Bauhausu i bywa uważane za fundamenty tzw. modernistycznego designu.
Oczywiste iż w roku 1920 Związek Radziecki raczej „mierzył siły na zamiary”. Ale czy w ca. 20 lat później Armia Czerwona nie została silnie osłabiona czystkami których ofiarami padli np. Marszałek Tuchaczewski ? – co w niczym nie podważa faktu mocarstwowości ZSRR w latach ’40 i później.
Wojna fińsko-radziecka była znakomitym przykładem także zdroworozsądkowego dopasowania się do konkretnie istniejących realiów i wykorzystania ich dla własnej korzyści. Mam na myśli fińskie poddziały łyżwiarzy, błyskawicznie poruszających się na łyżwach, znacznie sprawniej i szybciej niż piesi żołnierze strony przeciwnej.
Znałem kombatanta wojny fińsko-radzieckiej (po stronie radzieckiej) odznaczonego odznaczeniem za ową kampanię. Bardzo ta Osoba była dumna z odznaczenia, ale mimo nalegań nie chciała podać tzw. detali sytuacji bojowej za którą została odznaczona. Aliści przy jakiejś okazji rozwiązał się język: osoba mego rozmówcy odniosła ranę od fińskiego noża żołnierza fińskiego – łyżwiarza i to w miejscu, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę.
Jezyk jest tu kwestia absolutnie podstawowa, Bobik. Bo „nienarodzone dziecko” – termin nieznany takze katolikom jeszcze 30-40 lat temu –
.Bobik, jezyk jest ti nie tylko sprawa podstawpowa, ale jedyna. Jezyk wlasnie powoduje, ze ludzie plci zenskiej zaczynaja myslec o plodzie jako o czlowieku. Jeszcze 30+ lat temu dziecko, prawdzowe dziecko narodzone martwe nie moglo byc wedle regul koscielnych chowane w ziemi poswieconej. Nie moglo sie tez dostac do nieba, jak pamietamy z Mickiwicza. I dopiero ostatnie decady sprawily ze nagle nawet parokomorkowa zygota nazywana jest „dzieckiem od poczecia”.
Sorry, ale nikt mnie nie przekona, ze tak wlasbie jest.
Jezyk jest wazny bo okresla nasza swiadomosc – nawet Jagoda bez cienia watpliwosci powtarza za Onetem o „dzieciach nienarodzonych”.
Nie mam nic przeciwko temu by katolicy tal wlasnie uwazali, ale niech tego jezyka i tych pojec nie narzucaja innym.
Sorrym myslalam, ze mi kazwalek z pocztaku wpisu sie wymazal.
O lyzwiarzach, Ormie, nie słyszałam ale o wojsku na nartach biegowych – i owszem. W warunkach zimowych, w terenach leśnych, Finowie byli niezwykle skuteczni. Rosjanie ponosili ogromne straty w ludziach, zaskakiwani niespodziewanym pojawieniem sie „ludzi znikąd”.
Naturalne wczesne poronienia kończą się niekiedy w toalecie, a wywołane pigułką RU-486 (podaną w porę) to też kilkumilimetrowe embriony (12-tygodniowy płód waży ok. 14 gramów i ma 5 cm wzrostu). Problematyczne są płody z późniejszych trymestrów, ale wówczas jest kilka opcji, które powinno się omówić z zainteresowanymi (niedoszłymi rodzicami) i ewentualnie spalić w krematorium. Przypuszczam, że tzw. materiał biologiczny przed utylizacją służy też różnym celom naukowym.
Łożyska na przykład są zbierane w zamrażarce i oddawane (sprzedawane?) firmom farmaceutycznym i kosmetycznym.
Dodam jeszcze, że do własnych przyszłych szczątków nie mam szczególnego nabożeństwa i nie będę miał najmniejszych pretensji, jeżeli ktoś mi będzie dolewał herbaty do urny, albo rozsypie prochy i pozmiata je miotełką. 😎 A równocześnie nie mam żadnych pretensji do tych, którzy chcą mieć „normalny pogrzeb”, „normalny nagrobek” i spalenie nie wchodzi dla nich w grę. Mogę ich próbować przekonywać, że to nie takie straszne i z ekologicznego czy epidemiologicznego punktu widzenia słuszniejsze, ale jeśli pozostaną przy swoim – wolna wola. Nie mnie o cudzych szczątkach decydować. I tak samo z płodami – jeżeli to dla kogoś ważne, żeby nie były traktowane jak śmieci, należy się w tej sprawie dogadać i wziąć tę cudzą wolę pod uwagę.
Fajny film widziałem
Heleno, ja ani raz nie powiedziałem o „dziecku nienarodzonym”, wyłącznie o płodzie. I swoje zrozumienie dla osób, które odczuwają zrównanie płodu z odpadem, jako niewłaściwe lub bolesne, wyrażam z całkowicie niekatolickiego punktu widzenia. Więc, jak się już mamy nie przejmować stylistyką, nie chrzań mi tu farmazonów o katolickim języku i mętliku. 😉
Dosyć sceptycznie podchodzę do tej informacji onetowej.
Jeżeli, jak sami piszą w całej W.Brytanii jest rocznie około 4 tys.poronień, to skąd się wzięło 15,5 tys płodów w ciągu dwóch lat w zaledwie kilkudziesięciu szpitalach ????
Markocie, chodzilo wlasnie o plody przed 13 tygodniem ciazy. 5 cm? No faktycznie.
I zgadzam sie z Bobikiem, ze „jeżeli to dla kogoś ważne, żeby nie były traktowane jak śmieci, należy się w tej sprawie dogadać i wziąć tę cudzą wolę pod uwagę.” Nikt tych szczatkow na sile rodzinom nie odbiera na opal. Pewnie na pytanie co sie stanie z plodem, rodziny uzyskiwaly odpowiedz, ze zostanie spalony. I na tym sie konczylo.
Heleno,
w którym miejscu pisałam o „dziecku nienarodzonym”? Zacytuj proszę.
Według notatki rodziców nikt nie informował o tym, że płody zostaną spalone w obszczej spalarni, podłączonej do ogrzewania.
A dalej jest jeszcze taka informacja: – Praktyka ta, jest całkowicie nie do przyjęcia – twierdzi wiceminister w resorcie zdrowia, dr Dan Poulter. – Większość placówek nie dopuszcza się zakazanych procederów, należy jednak dopilnować, żeby dotyczyło to wszystkich szpitali – dodał.
Czyżby więc nawet w niekatolickiej Wielkiej Brytanii taka praktyka była nie tylko nieakceptowana, ale wręcz nielegalna?
Zmoro, źródło tych informacji nie jest w Onecie, tylko tu:
http://www.telegraph.co.uk/health/healthnews/10717566/Aborted-babies-incinerated-to-heat-UK-hospitals.html
Marimekko nazywa sie ta fińska firma:
http://en.wikipedia.org/wiki/Marimekko
Co nie zmienia nieścisłości jeśli chodzi o liczby, Bobiku.
Z całą pewnością jest ustawa o utylizacji odpadów biologicznych. A wracając do liczb – 15,5 tysx 5g= 75,5 kg. Podzielone na dwadzieścia szpitali ( mowa jest o kilkudziesięciu, więc przyjęłam najmniesza z możliwych ich ilość) to jest 3, 88 kg na szpital.
„W dwóch placówkach ogrzano w ten sposób budynek” wg. Onetu.
Uważam, że jest to świadome nadużycie mające na celu wywołanie negatywnych emocji.
Nawet sam tytuł” zwłoki nienarodzonych dzieci używane do ogrzewania szpitali” jest skandaliczny.
Gdyby napisali – spalane w przyszpitalnej kotłowni, to byłoby to co innego. Stanu faktycznego by nie zmieniało, ale nie byłoby efektu granatu.
Pomijając to, że sezon grzewczy trwa pół roku. Więc albo w tych szpitalach było 31 tys. płodów, co tym bardziej nie gra z danymi mówiącymi o 4 tys rocznie, albo spalano połowę z tych 15,5 tys.
To się kupy nie trzyma.
Na marginesie rozmowy funeralnej mogę się przyznać, że moja rodzina dwa razy postąpiła nieekologicznie i chyba również nie całkiem legalnie 😳 , ale to poniekąd z musu. Dwa z naszych Piesków umarły po długich i kosztownych chorobach, które rodzinną kieszeń wydrenowały do spodu, a indywidualne spalanie psich szczątków (też jakoś nie mogliśmy przełknąć, żeby poszły do zbiorowej „utylizacji”) to rzecz dość po kieszeni bijąca. Zwyczajnie już ni cholery forsy na to nie było. No więc Psiny zostały zakopane w ogrodzie, każda pod swoim krzakiem i na Zaduszki dostają po zniczu.
Jak chodzi o język Onetu, to już się zgodziłem, że jest poniżej kreski, ale to nie od dziś wiadomo. Ale ja tym razem o czym innym szczekałem i nawet nieścisłe liczby niewiele tu miały do rzeczy…
Nie chce mi sie szukac, ale jesli nie nazwalas, Jagodo, to Cie z serca przepraszam i wycofuje.
Oczywiscie, ze ministerstwo musi sie tlumaczyc i przepraszac i wyjasniac. Od tego jest.
Ale zapewniam Was, ze spalanie szczatkow plodowych jest najmniejszym problemem z nasza „zawiscia calego swiata” jaka jest NHS.
Dzis w Timesie czytalam o rozpoczerciu wlasnie procesu „opiekunki” w (prywatnym, ale nadzorowanym przez NHS) domu starcow , ktora mowila do swego podopiecznego „jak na mnie wyrzygasz, to dostaniesz po ryju, bo ja nie toleruje rzygania na mnie” i dziobala go dlugopisem w glowe. Wyjasnilo sie tylko dlatego, ze rodzina umiescila kamere podgladacka w pokoju dziadka.
To bylo akurat w prywatnym osrodku (£3 000 za tydzien), ale zdarzaja sie takie wypadki takze i w t,zw. trustach NHS, gdy nikt nie widzi.
Pare lat temu odwiedzilam w szpitalu przyjaciolke mamy E, rocznik 1911, POdawano akurat obiad (papka w foliowym naczyniu, sztucce z lichego cienkiego plastiku). Przy deserze (tez jakas papka) Janka zaczela sie rozgladac za czystym widelcem, ale go nie bylo. Zwrtoculam sie bardzo uprzejmie do przechodzacej wlasnie salowej, czy moglaby dac nowy widelec. O malo jej szlag nie trafil. Patrzyla na mnie tak jak Mr Biddle patrzyl na Olivera Twista gdy poprosil o dokladke w workhousie. Ja dalej swoje czy moglaby przyniesc nowy widekec lub lyzke. Wreszcie wrzasnela na mnie :Jedna lyzka na jednego pacjenta! Odwrocila sie na piecie i odeszla. To byl drobny incydent, ale czulam sie bardzo upokorzona takim potraktowaniem mojej starej przyjaciolki.
Doswiadczen z nasza „zawiscia swiata” nie polecam nikomu.
Absolutnie nie potrafię zaakceptować nazywania ludzkiego płodu „odpadem klinicznym”.
Za słownikiem biologicznym:
U człowieka określenie embrion stosuje się zwykle do końca 8 tygodnia rozwoju. Od 9 tygodnia do końca ciąży rozwijający organizm nazywa się płodem.
Zmoro,
naprawdę uważasz, że problem lub jego brak tkwi w ilości?
Podpisuję się pod argumentami Bobika,na temat kulturowych uwarunkowań stosunku do płodów ludzkich oraz pod argumentami dotyczącymi empatii.
Antropolodzy przyjmują, że początków „człowieczeństwa” należy szukać w rytuałach pogrzebowych naczelnych.
A kapusty jak dwie papuzki-nierozlaczki.
Pomysl aby umiescic webcamy gdzies na marginesie, genialny.
Rys musi mi przyp,miec jak sie kasuje na Macu z dzialki Ulubione. Bo mi wyparowalo ze starczego lba. A tam strasznie siue uzbieralo….
Niech mi będzie wolno wspomnieć jako ciekawostkę, iż zastosowanie militarne łyżew ma dość długą historię, np. w Holandii
http://www.iceskatesmuseum.com/e-byz-mil.htm
Szkoła bez hosera to świetny pomysł, ale dużo lepszy by był Kościół bez Hosera.
Heleno, nakliknąć prawą myszą i wybrać odpowiednią opcję z tych, które się ukażą.
Na 😳 co 😳 naklikam? 😳 😳 😳
Uzbierało się w ulubionych czy w starczym łbie? Bo jak w tym drugim, to jeszcze nie jest tak źle. 😆
Nie, Jagodo, nie tkwi w ilości. Ilości przytoczyłam, bo budzą wątpliwości, także co do reszty.
Inna rzecz, że mamy do wyboru tylko- albo utylizację razem z wyrostkami robaczkowymi, pęcherzykami żółciowymi, amputowanymi kończynami( czego niedoszłe matki są w większości świadome), albo pochówek.
Niedawno przytaczałam linkę z historią matki w Polsce, której „nienarodzonemu dziecku” na siłę urządzono pogrzeb, uciekając się nawet do szantażu moralnego wobec niej i jej matki, co spowodowało u dziewczyny ciężką traumę.
Z jednej strony lekarka, aby złagodzić jej ból, tłumaczyła, że tę odrobinkę trudno nazwać dzieckiem, z drugiej pracownice szpitala i opieki społecznej doprowadziły do pogrzebu z trumienka i księdzem.
Domaganie się przechowalni płodów i ich odrębnej kremacji jest niemożliwe z racji przepisów o odpadach biologicznych, a kremowanie każdego poronionego płodu indywidualnie to są niewyobrażalne koszty.
Zatem decyzja co się dzieje z płodem powinna zależeć tylko i wyłacznie od woli matek. Albo zostawiam w szpitalu, albo zabieram i troszczę się sama o godny finał.
Bo ja naklikuje na poszczegolne tytuly, a one mi sie „cofaja” i nie ma zadnej opcji 😳 😳 😳
Bo żeby opcje były, trzeba wciśnięty palec na tej prawej myszy trzymać jak Wojski róg. 🙂 Nakliknąć na „ulubione” na listwie na samej górze, wtedy pokazują się opcje. Trzymając palec przejechać na stosowną opcję, a dopiero tam puścić i jeszcze raz nakliknąć. Wtedy opcja pokazuje, do czego jest zdolna i można dalej klikać. 😉
Nie, Zmoro, osobna lodówka na płody i nawet „zoutsourcowanie” spalania nie jest żadnym problemem „logistycznym”, a nie widzę też, w jaki sposób miałoby to być sprzeczne z ustawą. Z notatki w DT i wypowiedzi zdrowotnych urzędników wynikało raczej zresztą, że sprzeczne było to, co robiły utylizujące szpitale.
Niezapytanie rodziców, jakiego rozwiązania dla płodu sobie życzą, jest dla mnie równie niedopuszczalne jak przymuszanie do pogrzebu. Równym brakiem empatii i szacunku, już nawet nie wobec szczątków, ale wobec żywych. Jeszcze raz powtórzę – w takich sprawach trzeba się dogadywać, a nie przejeżdżać walcem.
Zmoro,
nie wydaje mi się właściwe mieszanie tych wszystkich wątków.
Powtórzę za Bobikiem, że skoro udało się polecieć na księżyc…
Nie mam nabożeństwa do funeralnych rytuałów. Sama wezmę udział w tym programie:
http://www.rynekzdrowia.pl/Nauka/Wielkopolska-rosnie-liczba-chetnych-do-donacji-zwlok,125230,9.html
ale zawsze będę protestowała przeciw nazywaniu ludzkiego płodu „odpadem klinicznym”.
Gdyby moje zwłoki nadawały się do przeszczepów, oddałbym je i kazał rozparcelować z najwyższą przyjemnością. Ale niestety, nie będą się nadawały. 🙁
Kochani, żeby zmienić temat: ważny i mądry wywiad z Adamem Danielem Rotfeldem:
http://wyborcza.pl/politykaekstra/1,136829,15685855,Rotfeld__Rosja_przygotowywala_sie_do_konfliktu_co.html
Chytruski gazetowe. Trzeba wpisać do gugla: Putin walczy o duszę Rosji
Donacja zwłok nie jest nastawiona na pozyskiwanie przeszczepów:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Donator_zw%C5%82ok
organów do przeszczepów 😳
No właśnie, a ja bym wolał do przeszczepów. Ale trudno, będę musiał nakliknąć na inną opcję. 😉
Wywiad z Rotfeldem miałem przeczytać już rano i coś mnie odciągnęło, a teraz dojrzałem do tego, żeby się wyprowadzić na spacer. Zaraz po powrocie przeczytam. 🙂
Od moich zwlok wara!
Maja byc zlozone w jednym kawalku w okazalym mauzoleum pod jarzebina.
Czy na Placu Czerwonym rosną jarzębiny? 🙄
Tu też nie widać jarzębiny 😯
http://pl.wikipedia.org/wiki/Pa%C5%82ac_K%C5%ADmsusan
Andsolu (14:56) lepsze jednak nie, bo do szkoly sie musi, a do kosciola nie.
Nisiu, dzieki za czajnicza rade.
Co do plodow poronionych w pierwszym trymestrze, tz etapu na ktorym aborcja jest (u nas i wielu innych krajach) legalna, nie widze problemu z traktowaniem ich po prostu jako tkanki, inaczej musialabym miec problem z sama aborcja. Z tym ze jesli rodzice specjalnie o to poprosza, mozna z nim zrobic cos innego. Dla mnie takie traktowanie plodu ma nawet pewna zalete, bo wyraza pewien poglad – to nie jest dziecko ktore rodzice stracili, tego dziecka po prostu jeszcze nie bylo.
A propos chlopcow w sukienkach
Lisku, a gdzie Mamusia? Niegodna?
Wlasnie sie zastanawialam 🙂 Widocznie to zdjecie uwiecznia wylacznie linie czysto krolewska – krolowa i przyszlych trzech krolow
Trzeba Królowej zwrócić uwagę, ze stawiając torebkę na podłodze może pieniądze stracić. Królewska torebka to prawie jak korona.
😀
Tu w pelnym gronie
Ach, te małe kraiki, Portugalia, Niderlandy, Szkocja… Żaden z nich nie miał lekko, ale zmieniły świat.
Bardzo ładne, bardzo. 🙂
Zawsze zastanawiałam sie, co tez Królowa w tej torebce nosi.
A co Wy na to?
http://natemat.pl/96175,rzad-nie-wstrzymuje-przygotowan-do-roku-rosji-w-polsce-w-2015-slusznie-nie-mozna-udawac-ze-nic-sie-nie-stalo
Wiemy tylko czego NIE nosi. Nie nosi pieniedzy ani kart kreduytowych.
Uzupełnienie wywiadu z Rotfeldem, potwierdzające jego teorię.
http://swiat.newsweek.pl/putin-rosjanie-na-krymie-sytuacja-gospodarcza-w-rosji-newsweek-pl,artykuly,282872,1.html
Co krolowa nosi w torebce? Okazuje sie, ze szminke, grzebyk, lusterko, kleenexy oraz (przy niedzieli) banknot starannie zlozony 5- lub 10-fyntowy jak idzie do kosciola. Aha, i jeszcze taki specjalny haczyk na przyssawce , ktory mozna zaczepic pod stolem i powiesic torebke. Ja tez takie probowalam, ale mnie zawsze spadala wraz z haczykiem i trzeba byloi nurkowac pod stol. Okazuje sie jedbnak, ze trzeba prezyssawke lekko… poslinic. Co ponoc Krolowa dyskretnie robi:
http://www.telegraph.co.uk/news/uknews/theroyalfamily/9060402/Contents-of-Queens-handbag-revealed-including-5-for-church-collection.html
Zawartość torebki Królowej typowo kobieca i pewnie panuje w niej nieskazitelny porządek, ktorego u mnie nie uswiadczy. No, ale ja Królowa nie jestem.
Nieskazitelnie kobieca to jest MOJA torebka , nie krolowej. Nie ma w niej ani lusterka, ani grzebyczka, ani nawet mietowek jak u krolowej. Jest natromaist centymetr, paprochy z papierosow sprzed trzech lat, rozsypane drobne, zmiete czyjes wizytowki, rachunki z placenia karta, bardzo gruba portmonetkla czerwona wypchana drobnymi, puzdereczko ze zlota koronka, ktora mi wlasnie spadla i okazuje sie, ze nie mozna jej przetopic na nowa, a szkoda zlota skorupke wyrzucac, pieniadze amerykanskie i europejskie, notes, chustka do nosa, dwa komplety kluczy od mojego domu, jeden komplet kluczy od mieszkania E., niezaplacone rachunki, znaczki, karta do metra, lakier do paznokci, kilka dlugopisow wyschnietych i jeden niewyschniety, kolczyki uwierajace, plaster, ksiazeczka czekowa, niezydentyfikowana skamielina koloru burego z przywartym do niej popiolem, krysztalowa buteleczka perfum.
Prosze odnotowac brak szminki, bo sie juz nie zmiescila.
Bardzo normalna torebka, choc ciut za mala.
Rotfeld w wielu punktach mówi to, co ja od samego początku konfliktu o Krym szczekam, więc oczywiście mogę tylko uznać, że prawi mądrze i słusznie. 😈 Czasem nawet prawi niemal tymi samymi słowami, np. tu: Mamy problem. Sprowadza się on do tego, że podważone zostały fundamenty porządku politycznego i prawnomiędzynarodowego, na którym opierał się pokój i bezpieczeństwo Europy w ciągu 70 powojennych lat.
Jest też o wyczerpywaniu się możliwości gospodarki opartej na surowcach, o braku własnych nowoczesnych technologii, o niedoinwestowaniu wewnętrznym, czyli w sumie o bardzo prawdopodobnym załamaniu gospodarczym, na które próbuje się przygotować psychologiczną „odtrutkę” poprzez podbijanie imperialnych bębenków… No, po prostu jedno po drugim z pyska mi wyciąga. 🙂
Jeszcze widać małą foczkę miziającą się z mamą.
http://www.sledzfoki.pl/
Boris Kapusta tak porazony zjawieniem sie drugiegio jajka, ze jeszcze z chalupy nie wyszedl odkad zostalo ono zniesione. Zaglodzi te Brende.
Heleno, jesteś PRAWDZIWA kobieta. 🙂 🙂 🙂 Twoja torebka o tym swiadczy.
Cieszę sie, bo może i ja tak całkowicie kobiecości nie straciłam. U mnie jeszcze dodatkowo można znaleźć klucze do domu i samochodu (sztuk 2), bo jak jedne zgubię to jak do samochodu sie dostanę? Ostatnio znalazłam w torebce klucz do piwnicy, który nie wiem dlaczego i w jaki sposób tam sie znalazł oraz nie wielkich rozmiarów latarke, po co?
Lisku, 16.31, to nie o to chodzi (a w każdym razie nie tylko), czym jest wczesny płód dla Ciebie czy dla mnie. Problem jest w innym miejscu. Skoro ludzie niereligijni domagają się od religijnych, żeby pozwolili im żyć zgodnie z poglądami, to muszą dbać również o to, żeby taką możliwość mieli i ci religijni, bądź w jakiś inny sposób inaczej myślący.
A od strony niereligijnej też może być różnie. Wyobraźmy sobie kobietę niewierzącą, która przez 5 lat, mimo starań, nie mogła zajść w ciążę, w końcu zaszła, przez 2 miesiące szalała z radości, a potem poroniła. Czy naprawdę poroniła tylko „kawałek tkanki”? W jej przypadku bardzo wątpię, myślę, że uczuciowo ona straciła dziecko. Albo rodzice planowo decydujący się na dziecko, zaraz po teście ciążowym zaczynający gadać do płodu, śpiewać mu piosenki, zastanawiać się nad imieniem… Czy tutaj poronienie przed upływem 3 miesiąca też będzie wyłącznie „sprawą tkankową”? Czy łatwo tym rodzicom przyjdzie myśl o „utylizacji płodu”?
Prosta rzecz – powinien być wybór i tyle.
Państwo Kapustowie pewnie jadają kolację o podobnej porze jak ja. 😎 Boris teraz poleciał na łowy, a Brenda wreszcie ma dosyć miejsca, żeby jaja porządnie poprzekładać i wywietrzyć. 🙂
To jest różnie, Bobiku, sytuację opisaną wyżej przez Ciebie miałam niedawno w rodzinie.
I zdecydowanie woleli rozwiązanie szpitalne. Mimo że w Polsce jest możliwość pochowania płodu. Właśnie ze względu na to, aby nie musieć dodatkowo przeżywać żałoby. I żeby w pamięci nie pozostało im utracone dziecko, tylko właśnie mały tkankowy kłębuszek.
Dlatego dobry jest obyczaj zachowania pewnej rezerwy i nie rozgłaszania „dobrej nowiny” wszem i wobec, póki nie ma pewności, że embrion się dobrze zagnieździł i jest szansa na utrzymanie ciąży. Na przywiązanie się jest wystarczająco dużo czasu w pozostałych dwóch trymestrach, a w razie niepowodzenia oszczędza się sobie dodatkowego stresu związanego z koniecznością poinformowania niedawnych gratulantów.
Bobiku, przeciez napisalam wyraznie ze jesli jakas para o to prosi, mozna z ich plodem zrobic cos innego, swojego swiatopogladu nikomu nie narzucam. Ale jesli kobieta z Twojego przykladu cieszyla sie 2 miesiace i potem poronila, to niczego nie zmienia, nadal jest to tylko kawalek tkanki, bo cieszyla sie na to ze bedzie miala (!) dziecko, a nie ze juz je ma, i w chwili poronienia nie stracila dziecka lecz nadzieje na jego stanie sie i wyjscie na swiat. Plod nie jest ludzkim bytem, to nie zmarly czlonek rodziny. Od chwili gdy uwazasz ze nim jest ciazy przerwac nie wolno.
Lajza do kwadratu 🙂
Zgadnijcie kogo popieram? 😆